Ich pierwszy pocałunek nie jest czymś wielkim – jedynie mocnym i pełnym tęsknoty naciskiem ust i zębów. Ale mimo tego jest to bezsprzecznie elektryzujące doświadczenie. Hermiona czuje, jakby jej włosy się naelektryzowały, a prąd płynął w żyłach. Draco też musi to czuć. Z pewnością.
Hermiona odsuwa się od Dracona, by ocenić jego reakcję. Ale pomimo spuchniętych ust i potarganych włosów, twarz chłopaka jest pusta. Jego ramiona unoszą się niezgrabnie w powietrzu, niepewne, gdzie wylądować. Pierwotne przerażenie wydaje się z niego spływać. I przez krótką chwilę Hermiona sądzi, że popełniła straszny błąd.
Nagle jednak Draco obejmuje ją ramionami i przyciąga do siebie. Tak blisko, że między ich ciałami nie zmieściłby się nawet najcieńszy arkusz pergaminu, nawet gdyby ktoś bardzo próbował go tam wcisnąć. Chłopak uśmiecha się do niej, a jego szare oczy są pełne czegoś, co wygląda niemal na zdumienie, zanim nachyla on głowę i przykłada swoje usta do jej własnych.
I oto pocałunek. Prawdziwy pocałunek, który rozpala jej serce i zalewa mózg znajomym brzęczeniem.
I właśnie tam, z jego ustami na jej własnych, Hermiona wreszcie rozumie: to nie jest zwykłe brzęczenie. To pieśń składająca się ze wszystkich rzeczy, które tak bardzo w nim kocha. To jego śmiech, jego dowcip, jego oczy i dłonie. To miękkość jego ust pieszczących jej wargi. I to również ten ognisty, słodki posmak jego języka, kiedy w końcu napotyka on jej własny.
Cały świat przypomina kwiatową herbatę, cynamon, śmiech i to wszystko jest bez wątpienia czymś niezaprzeczalnie dobrym. Ich języki ocierają się o siebie po raz drugi, trzeci, a jej kolana uginają się pod ciężarem ciała. Ale Draco podtrzymuje ją jedną ręką, podczas gdy drugą wplata w gęstwinę jej włosów i całuje ją jeszcze głębiej.
Kiedy ona skomle w jego usta, on wydaje z siebie głęboki pomruk i przesuwa się, by móc zassać lekko skórę tam, gdzie jej ramię łączy się z szyją. Hermiona jęczy, gdy on przesuwa swoje wargi ku temu wspaniałemu miejscu tuż u nasady jej ucha. Tym ruchem odsłania on również swoją szyję, więc Hermiona przechyla głowę, by musnąć jego puls językiem. Draco jęczy cicho, więc ona przesuwa językiem od jego szyi aż do płatka ucha. Przygryza go zębami. Tylko odrobinę.
— Cholera, Hermiono — sapie i cofa się, by napotkać jej spojrzenie. Jego źrenice są niczym bezdenne studnie w pełni rozszerzone z pożądania.
— To samo pomyślałam — szepcze i opuszcza obie dłonie ku sprzączce jego paska.
Draco zamiera. Porusza jedynie swoimi spanikowanymi oczami, które przeskakują do sprzączki, a potem z powrotem do twarzy Hermiony.
— Ja nie… ja nie…
Jej serce zaciska się w najprzyjemniejszy sposób, jaki tylko mogłaby sobie wyobrazić.
— Nigdy? — pyta.
— Tak. To znaczy nie. Ale nie od paru lat. Nie od czasów jeszcze przed wojną. — Wyrzuca z siebie ochrypły, nieprzyjemny chichot. — Myślę, że to przez ryzyko związane z moim poprzednim zawodem.
Hermiona kładzie jedną dłoń na jego sprzączce, ale odsuwa drugą, przeczesując palcami miękkie włosy u nasady jego szyi. Nie odrywając od niego żadnej ze swoich rąk, unosi się na palcach, by ponownie móc napotkać jego usta. Ten pocałunek jest inny, ale tak samo wspaniały jak pozostałe: wolniejszy, łagodniejszy i słodszy, niż kiedykolwiek by się po nim spodziewała.
Nie przerywa pocałunku, nawet gdy mruczy:
— Nie odrzucaj mnie, Draco.
— Nie odrzucę — mówi w jej usta.
— Przysięgnij.
Odsuwa się tylko po to, by zamknąć oczy i oprzeć swoje czoło o jej.
— Jesteś częścią mojego życia, Granger. I to już na zawsze. Przynajmniej dla mnie. Teraz możesz próbować się z niego wydostać jedynie na własną rękę. Możesz odejść, kiedy tylko zechcesz… Nigdy nie będę zmuszał cię, byś zostawała. Ale ja… nie zostawię cię. Nie mógłbym. Nie teraz.
Jego ręka, wciąż wpleciona w jej włosy, zaczyna lekko drżeć. Nie z powodu braku alkoholu, ale z przerażającej prawdy kryjącej się w jego wyznaniu. Hermiona zdaje sobie sprawę, że Draco od tak dawna żył w nieustannym strachu, że nie nauczył się ufać dobrym rzeczom. Nie pozwalał sobie wierzyć, że coś w jego życiu mogłoby chociaż raz pójść dobrze.
Hermiona trąca jego podbródek nosem, aż Draco napotyka jej spojrzenie.
— Nigdzie się nie wybieram, Draco. Możesz warczeć, tupać i puszyć się jak paw. Widziałam to już wcześniej i jestem pewna, że zobaczę to jeszcze nie raz. Ale nic nie zmieni tego, co jest między nami. Bo cię pragnę. Całego. I to pod każdym względem.
Najwyraźniej jest to wszystko, co Draco musi od niej usłyszeć. Jego usta powracają do jej własnych z nową pilnością. Tym razem nie zatrzymuje już jej rąk, kiedy ona odpina sprzączkę jego paska. Gdy tylko Hermionie udaje uporać się z tym zadaniem, jej palce przesuwają się ku guzikom przy kołnierzu jego koszuli. Draco nadal ją całuje, gdy ona ściąga mu krawat i w pośpiechu przypadkowo rozdziera zapięcia.
Dźwięk guzików uderzających o posadzkę wywołuje coś zaskakującego w jej wnętrznościach, więc odrywa się od niego, by móc rzucić Colloportus i Muffliato na drzwi biblioteki. Słysząc szeptane przez nią zaklęcia, Draco uśmiecha się szaleńczo.
— Granger, to była najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
— Jak na razie — obiecuje. Nie daje mu czasu na odpowiedź i udaje jej się powalić go na podłogę.
Na początku są jedynie leżącą przed kominkiem ruchomą gęstwiną kończyn, dłoni i języków. Ale gdzieś po drodze, kawałek po kawałku, zaczynają odrzucać na bok swoje ubrania. Każda kolejna utracona część odzienia zostaje przemieniona przez Hermionę w element pościeli. Marynarka Dracona i jej bluza tworzą ułożony pod nimi pluszowy koc. Jego postrzępiona koszula zmienia się w idealne, jedwabne prześcieradło. Ich buty formują się w stos puszystych poduszek. Ich spodnie tworzą jeszcze więcej prześcieradeł, które aż proszą się o splątanie.
W pewnym momencie – gdzieś pomiędzy transmutowaniem ubrań i kompletnym pozbyciem się bielizny – chwyta jego różdżkę i odrzuca ją na sofę razem ze swoją własną. Jeśli o nią chodzi, to nie tego rodzaju magii będą potrzebować tej nocy. Może nawet nie jutro, sądząc po tym, jak jego język zatapia się między jej piersiami, a jej biodra ocierają się o jego.
Są teraz przed sobą całkowicie obnażeni – stan, który zawsze sprawiał, że czuła się lekko zawstydzona, kiedy robiła to z Ronem. Draco nie wydaje się jednak zawstydzony. Pilnie bada każdy centymetr jej skóry, szepcząc jej imię niczym mantrę.
Hermiona. Nacisk jego warg w zagłębieniu nad jej obojczykiem.
Hermiona. Muśnięcie językiem krzywizny poniżej jej piersi.
Hermiona. Kolejny pocałunek na jej ustach, wystarczająco głęboki, by rozgrzać ją do wszelkich granic.
Draco nie przeszedł jeszcze do żadnych konkretów i jest to wyraźnie zamierzone. On czeka na jej zgodę, myśli Hermiona. Albo stara się doprowadzić ją do szaleństwa. Tak czy inaczej, uwielbia go za to.
Przyciąga go do siebie i przekręca, aż jego plecy opierają się o krawędź sofy. Hermiona siada okrakiem na jego kolanach. Draco ma tylko moment na zrozumienie ich nowej pozycji i – zanim Hermiona nachyli głowę, by musnąć wargami postrzępione blizny po Sectumsemprze na jego klatce piersiowej – mocno wbija palce w jej biodra. Hermiona czuje, jak jego mięśnie napinają się pod jej dotykiem, więc w uspokajającym geście kładzie jedną ze swoich dłoni tuż nad jego sercem, a drugą na już wyblakłym Mrocznym Znaku na jego lewym ramieniu.
— To ty — mówi, wciąż składając pocałunki na jego naznaczonym bliznami ciele. — To one są częścią ciebie. Więc ich również pragnę.
Draco jęczy i przyciąga ją za biodra do przodu, aż jego twarda męskość rozkosznie przylega do jej brzucha.
— Twoje usta — błaga. — Daj mi swoje usta. Proszę.
Hermiona jest mu posłuszna. I znów się całują, a ich usta i języki zderzają się w szalonej potrzebie. Draco wplata palce w loki dziewczyny, odchylając jej głowę do tyłu, by móc opuścić swoje usta ku jej piersi. Niepewnie oblizuje jeden sutek, czekając na jej gardłowy pomruk rozkoszy, a następnie całkowicie wciąga go do ust.
Oczy Hermiony wywracają się tak mocno w głąb jej głowy, że równie dobrze mogłaby je zamknąć. Szepcze coś, co może brzmieć jak tak, podczas gdy jego język tańczy po jej obu sutkach. Hermiona dyszy ciężko, gdy jego wolna ręka wije się po jej brzuchu i ląduje na ciepłym, obolałym i nabrzmiałym punkcie między jej nogami.
Podobnie jak jego język, jego palce tańczą przez chwilę – szukając, drażniąc i badając tę część jej ciała. Musi jednak wyczuć jej nieme przyzwolenie, jakiego mu udziela szerszym rozstawem swych nóg, ponieważ jego długie palce całkowicie zanurzają się w jej wnętrzu. Powoli, błogo wsuwa je i wysuwa, pocierając kciukiem tę kluczową wiązkę nerwów tuż pod swoimi palcami.
Jej słowa stają się kompletnie niezrozumiałe. Dziko wbija paznokcie w jego ramiona, drapiąc, gdy zaciska uda wokół jego własnych. Draco przeciąga ustami od jej piersi aż po kark, wciąż poruszając między nimi swoją ręką.
— Piękna — szepcze przy jej skórze. — Jesteś taka piękna, Hermiono.
— Chcę… ja… chcę…
Żar jego śmiechu przy jej szyi niemal ją niszczy.
— Tak? — pyta dokuczliwie. — Czego chcesz?
— Ciebie — sapie. — Całego.
— Całego? — pyta z sugestywnym ruchem bioder.
Hermiona nie odpowiada od razu. Zamiast tego unosi swoje uda, aż jego palce wysuną się z niej, po czym klęka nad nim. Draco napotyka jej spojrzenie, marszcząc brwi z niewypowiedzianym pytaniem. W odpowiedzi Hermiona delikatnie ujmuje jego twarz w swoje dłonie.
— Ciebie — powtarza, gładząc kciukami jego policzki. — Całego.
Następnie sięga dłonią między ich ciała, ustawia jego męskość przy swoim wejściu i ześlizguje się w dół.
Draco nie dyszy ani nie krzyczy. Ale obejmuje ramionami jej talię i przyciąga jej tułów do przodu, aż ich ciała ściśle do siebie przylegają. Hermiona daje im obojgu kilka sekund na przyzwyczajenie się do tego połączenia, po czym wygina plecy i zaczyna powoli i metodycznie kołysać biodrami przy jego własnych.
Ta pozycja i związany z nią poziom kontroli są dla Hermiony czymś zupełnie nowym. To niezbadane terytorium, które jak się okazuje, podoba jej się najbardziej ze wszystkich.
Draco najwyraźniej w pełni się z tym zgadza. Po zaledwie kilku ruchach Hermiony jego biodra zaczynają wbijać się w jej własne. Na początku jego rytm słabnie, ale wkrótce oboje wpadają w nowy, przez który aż dyszą. Dopiero gdy jej głowa opada na jego ramię, on wsuwa rękę z powrotem między ich ciała.
— Proszę — sapie mu do ucha, gdy jego palce znów zaczynają krążyć tam, gdzie wcześniej. — Proszę.
I tak oto on się jej podporządkowuje, pchając i krążąc po niej palcami, aż nagle Hermiona odrzuca głowę do tyłu. Rozpada się – rozpada się tak doszczętnie, że prawie odpływa. Wydaje się, że Draco nie wie, co robić, więc nie przestaje, wsuwając się w nią i całując ją głęboko, aż jej głowa odchyla się z powrotem w jego stronę. Gdy Hermiona wraca do świadomości, on szepcze jej w usta:
— Piękna.
Odpowiada mu szeptem, zaledwie jednym słowem – Draco – a on też pozwala się sobie rozpaść.
***
Kilka godzin i kilka kolejnych uniesień później Hermiona obraca się leniwie w objęciu Dracona, by znaleźć się z nim twarzą w twarz. Wciąż są nadzy, otoczeni jedynie transmutowanymi w pościel ubraniami i blaskiem płomieni dogasającego już kominka.
— O czym myślisz? — pyta Hermiona.
— O tym, że wydaje mi się, jakoby twoje włosy zyskały własny punkt grawitacji.
Wzrusza jednym ramieniem przy jego przeoranej bliznami piersi.
— I kochasz to we mnie. Jestem tego pewna.
Palce Dracona bez ostrzeżenia zaciskają się na jej biodrach.
— Zgadza się, Granger — mruczy. — Naprawdę.
— Draco… — zaczyna, ale on jej przerywa, lekko potrząsając głową.
— Nie, pozwól, że najpierw to ja coś powiem. Chociaż raz. — Uśmiecha się, ale jego oczy są tak niesamowicie czułe. — Podałaś mi dzisiaj wszystkie powody, dla których mnie pragnęłaś. Ale właśnie zdałem sobie sprawę, że nie podałem ci wszystkich powodów, dla których ja pragnąłem ciebie.
— Jest ich więcej?
— Tak.
Jej oddech staje się nierówny, a ona czuje o wiele większe podniecenie, niż chciałaby przyznać. Ale uśmiecha się do niego.
— Och, już wiem, czego pragniesz, Draco: moich piersi, ciastek i mózgu. Dokładnie w tej kolejności.
Draco śmieje się i delikatnie ujmuje jej twarz w dłonie.
— Zgadza się, jak zwykle. Ale to nie wszystko.
— Mojej urody? — pyta dokuczliwie. — Jak na balu bożonarodzeniowym?
Kiedy jego ciało sztywnieje, mamrocze:
— Przepraszam. To był żart. Nie chciałam wspominać tej nocy. Nie, jeśli ma sprawiać, że czujesz się niekomfortowo.
— Nie czuję się niekomfortowo — mówi cicho. — Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że to widziałaś. Mam na myśli sposób, w jaki na ciebie wtedy patrzyłem.
Kiwa głową w jego dłonie, a on lekko się krzywi.
— Zaskoczyłaś mnie tamtej nocy, Granger. A ja zaskoczyłem samego siebie, ponieważ… myślałem, że cię nienawidzę. Naprawdę. Ale jak mogłem cię nienawidzić po tym, co zobaczyłem przed wejściem do Wielkiej Sali? Bal sprawił, że zacząłem się zastanawiać. Czwarty rok, piąty rok, szósty rok… każdego razu, gdy napotykałem cię po tamtej nocy, zawsze, gdy się kłóciliśmy lub obrażaliśmy nawzajem, widziałem cię. I nie dostrzegałem twojej karykatury. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę wcale cię nie nienawidziłem. Wiedziałem o tym jeszcze przed wojną. Ale nie mogłem całkowicie się do tego przyznać, dopóki nie zobaczyłem cię tamtego dnia stojącej w holu Dworu, niosącej te ciastka. Twoje włosy były istną katastrofą, policzki tak cudownie się rumieniły i wyglądałaś tak cholernie pięknie, że przez chwilę nie byłem w stanie złapać oddechu. Ale to wciąż nie jest główny powód, dla którego cię pragnę.
— Nie? — szepcze, całkiem pewna, że jej policzki są teraz soczyście różowe.
Draco kręci głową.
— Nie. Pragnę cię z powodu twojego serca. Twojego szalonego, dzikiego serca.
Pomimo jej niedowierzającego chichotu, organ, o którym właśnie mowa, pulsuje szaleńczo w jej piersi.
— Dzikie? Czy naprawdę nazwałeś moje serce dzikim?
Draco po prostu uśmiecha się leniwie i kiwa głową.
Hermiona znów prycha.
— Poza moimi włosami nikt nigdy nie nazwał niczego we mnie dzikim. Oczywiście, padały takie określenia jak maniaczka kontroli. Absolutnie metodyczna. Precyzyjna, skupiona na szczegółach… cholera, nawet spięta. Ale nigdy szalona.
— I właśnie tutaj się mylą. Dokładnie tu, gdzie ja myliłem się jeszcze w szkole. — Palce Draco zsuwają się z jej twarzy, a on sam nachyla się do przodu, by wyszeptać resztę swoich słów w loki na jej skroni. — Ty, Hermiono Granger, jesteś absolutnie metodyczną i precyzyjną maniaczką kontroli. Ale twoje serce jest tak samo dzikie i wolne jak to Pansy.
— Dziękuję ci za to wspaniałe porównanie — smuci się, a on chichocze w jej włosy.
— To nie miało zabrzmieć jak zniewaga. Pansy składa się na wiele negatywnych i nieprzyjemnych rzeczy, ale jest też niesamowicie zaciekłą istotą, która zrobi wszystko, by chronić ludzi, których kocha. Sama powiedziałaś mi, że również taka jesteś. Tamtego dnia, gdy rozmawialiśmy o twoich rodzicach.
— Tak, ale… Pansy?
— Będziesz musiała się do niej przyzwyczaić, wiesz? Do niej i pozostałych Ślizgonów.
— Tak, ale… Pansy?
Draco znowu się śmieje.
— Kwestia Pansy nie ma tu nic do rzeczy. To o tę dziką część mi tutaj chodzi. To ją uwielbiam.
— Ale jak…? Dlaczego…?
— Dlaczego postrzegam twoje serce jako dzikie? — kończy za nią. — Może wy, Gryfoni, nazywacie to odwagą. Może ja nie chcę używać słowa na „o”, bo zawsze będę Ślizgonem, a odwaga powinna przyprawiać mnie o mdłości… Jednak sposób, w jaki wpadłaś tu dziś wieczorem i oświadczyłaś, że twoje uczucia były dzikie i ryzykowne, i odważne. Tak samo jak powiedziałaś mi o swoim ojcu i jego problemach z alkoholem. Albo sposób, w jaki zignorowałaś moje warczenie tamtego dnia, w którym skaleczyłem się w palec. Albo sposób, w jaki stanęłaś twarzą w twarz z moją matką z pełnym uśmiechem na ustach… Albo sposób, w jaki traktujesz moją sowę i moich rodziców, jakby oni też byli warci całego tego zachodu. Albo sposób, w jaki… sposób, w jaki…
Hermiona słyszy, jak emocje narastają w głosie Dracona, więc wplata palce w jego nieokiełznane włosy. Po cichu daje mu pozwolenie na zamilknięcie, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Ale Draco bierze drżący oddech i kontynuuje.
— Tak właśnie wyglądałaś tamtego dnia, płacząc i krzycząc na podłodze w naszym salonie, ale nie wyjawiłaś mojej ciotce ani jednej pierdolonej informacji. Właśnie tamtego dnia w głębi swojej duszy zrozumiałem, że cała retoryka czystości krwi to bzdura. Bo byłaś tak silna i odważna. I piękna, i błyskotliwa. I byłaś najtwardszą osobą, jaką kiedykolwiek widziałem.
Hermionę zaczynają szczypać oczy i zaciska je, by powstrzymać łzy. W odpowiedzi Draco przyciąga ją bliżej siebie. Pozostają w takiej pozycji wystarczająco długo, by ich oddechy zaczęły się wyrównywać, a klatki piersiowe unosić i opadać w równym, dopasowanym rytmie.
— Nie musimy już rozmawiać o wojnie — mówi w końcu Hermiona. — Jeśli nie chcesz.
Z wciąż mocno zaciśniętymi powiekami Hermiona czuje, jak Draco cofa głowę, by móc się jej przyjrzeć. W końcu otwiera jedno oko i widzi, że chłopak marszczy na nią brwi.
— Dlaczego mielibyśmy nie rozmawiać o wojnie? — pyta Draco.
W jej umyśle pojawia się nagle obraz grymasu Rona. Niezgrabnie wzrusza więc ramionami.
— Czasami pary nie chcą rozmawiać o tych nieprzyjemnych rzeczach — mówi. — Po tym jak oni, no wiesz, staną się parą.
— Chcesz powiedzieć, że jesteśmy teraz parą, Granger?
— Cóż, nie spałeś z nikim od co najmniej trzech lat, a ja właśnie leżę naga na twojej podłodze. Więc…
— A więc to oznacza jeszcze więcej igraszek na podłodze? — pyta dokuczliwie
— Tak długo, jak ty… tak długo, jak zechcemy.
— A jak długo może to być? Twoim zdaniem?
— Na zawsze — przyznaje z westchnieniem. — Może na całą wieczność. W zależności od twojego rozumienia czasu i przestrzeni.
Zamiast paniki, której od niego oczekuje, Hermiona czuje, jak Draco jeszcze mocniej obejmuje ją ramionami. Nawet teraz, nawet po tym, jak chwilę temu kochali się na tej właśnie podłodze, jego uścisk sprawia, że serce puchnie jej w piersi.
Ale tak szybko, jak jej radość się pojawia, również gaśnie. Ponieważ Hermiona zna całą tę grę w „uczciwość”; grała w nią już wcześniej, z Ronem. I niech ją Merlin przeklnie, jeśli tym razem wpadnie w coś nowego bez uprzedniego ustalenia choćby podstawowych zasad.
— Nawiasem mówiąc, to co mówiłam wcześniej, było na poważnie. O tych rzeczach związanych z wojną. Nie musimy już o tym rozmawiać. Jeśli chcesz, żeby właśnie tak było między nami, Draco, to ja się dostosuję. Naprawdę.
Teraz to Draco prycha.
— To nie zadziała, Granger, i dobrze o tym wiesz. Wojna jest częścią nas, zarówno razem, jak i indywidualnie. Do diabła, bez wojny nie byłoby nawet żadnych „nas”. Chcesz usłyszeć coś kompletnie popieprzonego? W jakiś dziwnie perwersyjny sposób czuję wdzięczność za ten okres w naszym życiu. Z tego właśnie powodu. — Przesuwa palcem po jej nagim biodrze, żeby to zademonstrować, a ona drży radośnie. — Więc wybij sobie ten pomysł z głowy. Za każdym razem, gdy zechcesz porozmawiać o nas, o wojnie, albo o nas i o wojnie, po prostu to zrób. Te tematy nie wykluczają się wzajemnie i nie potrzebujesz mojej zgody na to, by o tym mówić. Jeśli kiedykolwiek zacznę się z tobą kłócić, po prostu pociągnij mnie za sobą takiego wierzgającego i krzyczącego. Tak jak dzisiaj.
Usta Hermiony wyginają się w szerokim uśmiechu.
— Dokładnie tak jak dzisiaj?
— Cóż, najlepiej, by wszelkie krzyki miały miejsce w drugiej części wieczoru.
Draco chichocze, kiedy ona naciska na jego ramiona, aż on znów kładzie się na plecach. Potem ona wspina się na niego, splata swoje palce z jego własnymi i delikatnie kładzie mu ręce ponad głową. Wciąż się uśmiechając, Draco pyta:
— Co ci się wydaje, że robisz, Granger?
— Cóż, praktyka czyni mistrza — mruczy Hermiona. — Nie sądzisz?
Tym razem Draco się zgadza. Naprawdę, naprawdę.
❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńUuuuu tego się nie spodziewałam 😅
OdpowiedzUsuń