Muzyczna sugestia:

Leonard Cohen - You Want It Darker

Playlista Spotify: “Music to read Manacled to

__________


Hermiona już dawno straciła nadzieję na widzenie w ciemności.

Przez jakiś czas myślała, że może gdyby tylko pozwoliła swoim oczom przyzwyczaić się do niej, to w końcu jakiś blady zarys stałby się widoczny.

W głębi lochów nie było przebłysków księżycowego światła. Żadnych pochodni na korytarzach przed celą. Tylko coraz więcej ciemności, aż czasami zastanawiała się, czy może już oślepła.

Opuszkami palców zbadała każdy centymetr swojej celi. Drzwi były zapieczętowane magią, nie posiadały zamka do podważenia, nawet jeśli miałaby dostęp do czegokolwiek więcej niż słoma i nocnik. Wąchała powietrze w nadziei, że może uda jej się coś z niego odczytać: porę roku, odległy zapach jedzenia lub eliksirów. Powietrze jednak było stęchłe, mokre i zimne. Martwe.

Miała nadzieję, że jeśli tylko dokładnie przeanalizuje swoją cele, to znajdzie luźny kamień w ścianie. Może jakąś sekretną wnękę skrywająca gwóźdź, łyżkę, a nawet kawałek sznura. Najwyraźniej w celi jednak nigdy nie przetrzymywano żadnego zuchwałego więźnia. Żadnych zadrapań odliczających czas. Żadnych luźnych kamieni. Nic.

Nic - tylko ciemność.

Nie mogła nawet mówić, by przerwać niekończącą się ciszę. To był pożegnalny prezent od Umbridge, kiedy zaciągnęli ją do celi i po raz ostatni sprawdzili jej kajdany.

Już mieli wyjść, kiedy Umbridge przystanęła i wyszeptała: „Silencio”.

Szturchając podbródek Hermiony różdżką tak, że ich oczy się spotkały, powiedziała:

- Wkrótce zrozumiesz.

Umbridge zachichotała, a jej mdły, słodki oddech dotarł do twarzy Hermiony.

Hermionę pozostawiono w ciemności i ciszy.

Czy zapomniano o niej? Nikt nigdy nie przyszedł. Żadnych tortur. Żadnych przesłuchań. Po prostu ciemna, cicha samotność.

Pojawiały się posiłki. Nieregularnie, żeby nie mogła nawet śledzić upływającego czasu.

Wyrecytowała w głowie przepisy na eliksiry. Techniki transmutacji. Zapamiętane runy. Kołysanki. Jej palce drżały, naśladując ruchy różdżką, wypowiadając zaklęcie. Odliczała wstecz od tysiąca, odejmując liczby pierwsze.

Zaczęła ćwiczyć. Najwyraźniej nikomu nie przyszło do głowy, by ją fizycznie ograniczyć, a cela była na tyle przestronna, że mogła mieścić się po przekątnej. Nauczyła się stać na rękach. Spędzała coś, co wydawało się być godzinami, robiąc pompki i ćwiczenia zwane burpee, na których punkcie jej kuzynka miała obsesję pewnego lata. Odkryła, że może przełożyć stopy przez pręty drzwi celi i robić brzuszki wisząc głową w dół.

Pomagało to jej wyłączyć umysł. Licząc, przekraczając nowe fizyczne granice. Kiedy jej ręce i nogi zamieniały się w galaretkę opadała w kąt i zapadała w sen bez snów.

To był jedyny sposób, by koniec wojny przestał odgrywać się w jej wyobraźni.

Czasami zastanawiała się, czy nie żyje. Może to było piekło. Ciemność, samotność i tylko jej najgorsze wspomnienia przemykające przez wieczność przed jej oczami.

Wtedy w końcu rozległ się hałas, który był ogłuszający. Pisk w oddali, gdy od dawna zamknięte drzwi się otworzyły. Potem światło. Oślepiające, oślepiające światło.

To było jak dźgnięcie nożem.

Odsunęła się w kąt i zakryła oczy.

- Ona wciąż żyje - usłyszała, jak Umbridge powiedziała ze zdziwieniem. - Podnieś ją, zobaczmy, czy nadal jest przytomna.

Szorstkie ręce wyciągnęły Hermionę z kąta i próbowały odciągnąć jej ręce od oczu. Nawet przy mocno zaciśniętych powiekach ból spowodowany nagłym blaskiem wydawał się być niczym noże wbijające się w jej rogówki. Szarpnęła ręce z powrotem, by ponownie przycisnąć dłonie do oczu, wyrywając je z uścisku oprawcy.

- Och, na litość Merlina - powiedziała Umbridge ostrym, niecierpliwym głosem. - Pokonany przez bezróżdżkową szlamę. Petrificus Totalus.

Ciało Hermiony zesztywniało. Na szczęście jej oczy pozostały zamknięte.

- Powinnaś była być na tyle sprytna, żeby umrzeć. Crucio.

Klątwa przedarła się przez unieruchomione ciało Hermiony. Umbridge nie była najsilniejszym rzucającym, przez którego Hermiona została przeklęta, ale zdecydowanie miała to na myśli. Ból przeszył Hermionę niczym ogień. Nie mogąc się poruszyć czuła, że jej wnętrzności skręcają się w supły, próbując uciec przed męką. Jej głowa pulsowała, gdy tortura narastała i narastała, bez żadnego uwolnienia.

Po wieczności ból ustał, równocześnie nadal trwając. Klątwa się skończyła, ale agonia pozostała w jej wnętrzu, jakby jej nerwy zostały oszukane.

Hermiona czuła, że jej mózg szukał ucieczki, próbując uwolnić się od wstrzymanej agonii. Po prostu się uwolnić. Po prostu się uwolnić. Ale nie mogła.

- Zabierz ją do oceny. Daj mi natychmiast znać, co mówi uzdrowiciel.

Była lewitowana, ale świat pozostawał wokół niej plamą dźwięku i agonii. Tyle dźwięków. Miała wrażenie, jakby wibracje ocierały się o jej skórę. Musiała być trzymana wewnątrz bariery, ponieważ nagle całe powietrze eksplodowało hałasem i światłem.

Próbowała się utrzymać, skupiając się tylko na stukaniu kroków. Prosto przez dziesięć kroków. Skręt w prawo. Trzydzieści kroków. Skręt w lewo. Piętnaście kroków. Przerwa. Jeden z lewitujących ją strażników zastukał do drzwi.

- Wejdź - powiedział przytłumiony głos.

Drzwi się otworzyły.

- Połóż ją tam.

Hermiona poczuła, jak jej ciało opada na stół do badań.

Poczuła, jak ktoś szturcha ją różdżką.

- Ostatni kontakt z zaklęciami?

- Unieruchomienie i Cruciatus - odpowiedział nowy głos. Hermiona myślała, że go rozpoznała, ale jej umysł był zbyt pełen bólu, by móc go gdziekolwiek umiejscowić.

- Podczas unieruchomienia? - Uzdrowiciel wydawał się być zirytowany. - Jak długi?

- Minuta. Może więcej.

Syk irytacji. 

- I tak niewiele ich mamy. Czy Umbridge próbuje je zrujnować? Przypnij ją. W przeciwnym razie zrobi sobie krzywdę, kiedy zdejmę zaklęcia.

Hermiona poczuła, jak skórzane paski spinają jej nadgarstki i kostki, a coś wciskane jest między jej zęby. Na skroni poczuła dotknięcie różdżką.

- Woo-hoo. Mała wiedźmo, jeśli twój umysł nie jest już papką... To będzie bolało. Bardzo. Ale potem poczujesz się lepiej. Finite Incantatem!

Świat Hermiony eksplodował. To było jak ponowne uderzenie Cruciatusem. Wreszcie ruchome, jej ciało zwinęło się w sobie, a ona krzyczała i miotała się. Pasy obejmujące jej ciało ledwo powstrzymywały ją przed wygięciem się do tyłu, gdy wiła się, kołysała i zawodziła w agonii. Wydawało się, że minęła wieczność, zanim mogła przestać się rzucać. Na długo po tym, jak ustał jej głos jej mięśnie nadal gwałtownie drgały, a klatka piersiowa falowała panicznym szlochem.

- W porządku. Możesz już iść - powiedział uzdrowiciel ponownie szturchając Hermionę różdżką. - Ale powiedz Umbridge, że jeśli jeszcze któraś trafi tu w takim stanie - zgłoszę ją za sabotaż.

Hermiona rozchyliła jedno oko i patrzyła, jak strażnicy wychodzą. Jej wizja zamgliła się. Wszystko było tak strasznie jasne, ale mogła dostrzec niewyraźne kształty, a światło już mniej bolało. Albo raczej inne rzeczy bolały bardziej niż jej oczy.

Uzdrowiciel wrócił do niej. Był wysokim mężczyzną. Nie rozpoznawała go. Zmrużyła oczy, próbując go wyraźniej zobaczyć.

- O dobrze, śledzisz ruch. - Obrócił jej nadgarstek, żeby spisać numer więźnia z jej kajdan. - Numer 273...

Zdjął wąską teczkę z półki i zmarszczył brwi, przeglądając jej zawartość.

- Oczywiście szlama. Uczennica Hogwartu. Och, bardzo dobre oceny. Hmmm. Nieznana klątwa trafiona w brzuch na piątym roku. Niezbyt dobry znak. Cóż, zobaczymy, z czym będziemy musieli pracować.

Rzucił na nią złożone zaklęcie diagnostyczne. Patrzyła, jak magiczny opis unosi się nad jej głową, a różne kolorowe kule układają się wzdłuż jej ciała.

Uzdrowiciel szturchał w nie i zapisywał notatki. Był szczególnie zainteresowany jej brzuchem, a zwłaszcza kulą zabarwioną na fioletowo.

- Co… - zachrypiała wokół knebla, wciąż wciśniętego między jej zęby. -… Na co tak patrzysz?

- Hmm? Och, różne rzeczy; głównie twoje zdrowie fizyczne. Jesteś w wyjątkowo dobrym stanie. Gdzie cię trzymali? Chociaż nie ma to znaczenia, jeśli nie uda mi się rozgryźć tej starej klątwy, którą wciąż nosisz.

Pracował w milczeniu jeszcze przez kilka minut, po czym zachichotał. Ze skomplikowanym machnięciem różdżki i zaklęciem, którego Hermiona nie mogła zrozumieć, obserwowała, jak ciemny strumień fioletowego płomienia uderza w jej żołądek. Jej wnętrzności nagle zaczęły bulgotać i poczuła, że coś wije się między jej organami. Coś w niej się poruszyło.

Zanim zdążyła krzyknąć, uzdrowiciel rzucił kolejne, tym razem czerwone zaklęcie. Wicie ustało i poczuła, jakby coś w niej się rozpuściło.

- Błędnie rzucony czar - wyjaśnił uzdrowiciel. - Ktoś chciał, żebyś została zjedzona żywcem, ale na szczęście dla ciebie jego klątwa była niekompletna. Naprawiłem ją, a następnie anulowałem. Nie ma za co.

Hermiona nic nie powiedziała. Wątpiła, żeby cokolwiek z tego było korzystne dla niej.- Dobrze. Jesteś oczyszczona oraz się kwalifikujesz. Myślę, że trochę nam się przydasz. Chociaż ten Cruciatus prawdopodobnie będzie wymagał terapii, zanim od niego wyzdrowiejesz. Dodam to w notatce.

Machnięciem różdżki uwolnił paski wokół jej nadgarstków i kostek. Hermiona powoli usiadła. Jej mięśnie nadal mimowolnie drgały.

Otwierając drzwi, uzdrowiciel zawołał: 

- Zdała. Możecie kontynuować.

Podszedł do swojego biurka.

Wszystko było dziwnie jasne. Zmrużyła oczy. Tak jasne, że ledwo widziała przez światło, by móc dostrzec kształty wokół siebie.

Sięgając drżącą ręką, wyciągnęła knebel spomiędzy zębów. Natychmiast zaczęli paplać. Uświadomiła sobie, że było jej strasznie, okropnie zimno. Za zimno.

Strażnik zbliżał się do niej, sięgając po jej ramię, żeby ją odprowadzić. Zsunęła się ze stołu i próbowała stać.

Zachwiała się.

- Siiiiir...

Czy to był jej głos? Nie pamiętała, jak brzmiał jej głos.

Słowa wyszły z niej niewyraźnie, a wszystkie świecące przedmioty w pokoju zdawały się rozciągać i zniekształcać przed jej oczami, jakby została wrzucona do kulistego akwarium. Uzdrowiciel odwrócił się do niej pytająco.

- Chyyyyyyyyyyyyyba wpaaadmmm f szzzzz- - Słowa nie mogły wydobyć się spomiędzy z jej szczękających zębów. Spróbowała ponownie. - Szzzz-szzzz-szzzzzoooooook...

Ciemność nagle zaczęła przenikać do krawędzi jej pola widzenia. Wszystkie świetliste rzeczy wyblakły, aż jedyne, co widziała, to zatroskana twarz uzdrowiciela wirująca przed nią. Przewróciła oczami i upadła.

Nikt jej nie złapał.

Jej głowa uderzyła o róg stołu. Mocno.

- Kurwa! - zaklął strażnik. Nawet dźwięk wydawał się być dla niej chwiejny i zniekształcony.

Ostatnią rzeczą, jaką Hermiona zapamiętała, było to, że wydawało jej się, że może to być Marcus Flint.

Odzyskiwanie przytomności było jak tonięcie w owsiance. Hermiona nie była pewna, dlaczego było to pierwsze porównanie, jakie przyszło jej do głowy. Walczyła, by wydostać się na powierzchnię, kierując się w stronę przytłumionych głosów, próbując nadać im sens.

- Szesnaście miesięcy w izolatce pozbawiona światła i dźwięku! Pod każdym względem powinna być już całkowicie szalona, jeśli nie martwa. Nie ma na nią nawet żadnych papierów! Jakbyś wrzuciła ją do bezdennej otchłani! Spójrz na ten plik. Więzień 187 w łóżku obok! Czy widzisz, ile w nim jest stron? Kontrole! Raporty krwi! Sesje kontrolne zdrowia psychicznego! Przepisane eliksiry! Mam nawet jej zdjęcia, żeby zobaczyć, jak wyglądała, zanim ją okaleczyłaś. A ta tutaj - nic! Została zarejestrowana przy przydzieleniu do tego więzienia, a potem zniknęła! Nikt jej nie widział! Nie ma nawet żadnego zapisu, żeby cokolwiek jadła! Od szesnastu miesięcy! Wyjaśnij mi, jak to się stało!

Nastąpiła pauza, a potem Hermiona usłyszała to charakterystyczne: „Akhem-hem”.

Po chwili kpiący głos Umbridge zaczął się przymilająco tłumaczyć: 

- Jest tu tak wielu więźniów. Trudno się dziwić, jeśli jednemu lub dwóm zdarzy się zostać pominiętym, tak jak stało się to z panną Granger.

- Panną… Granger… - drugi głos nagle przeraził się i zaczął jąkać. - Jak TA Granger? Wiedziałaś, że to ona! Próbowałaś ją zabić.

- Co? Nie! Ja bym nigdy… To Czarny Pan decyduje o ich losie. Jestem tylko szarym sługą.

- Czy naprawdę myślałaś, że nasz Pan zapomniałby o więźniu takim jak Hermiona Granger? Myślisz, że ci wybaczy, jeśli dowie się, co zrobiłaś?

- Nie chciałam, żeby to trwało tak długo! To rozwiązanie miało po prostu charakter tymczasowy. Nie znasz jej. Nie wiesz, do czego jest zdolna. Musiałam mieć pewność, że nie zdoła uciec ani się z nikim skontaktować. Zamek nadal był chroniony. Jednak potem, gdy już wszystkie przygotowania zostały poczynione - Ona - ona zwyczajnie wymknęła mi się z głowy. Nigdy nie przeciwstawiłabym się naszemu Panu!

- Sukces przedsięwzięcia, które wyznaczył nam nasz Pan, leży na twojej i mojej głowie. Jeśli trafię na choćby poszlakę, że zrobiłaś cokolwiek innego, aby podważyć jego wolę, niezwłocznie go o tym poinformuję. Od tej chwili Granger jest pod moją całkowitą jurysdykcją. Nie zbliżaj się do niej bez mojej zgody. Jeśli cokolwiek się jej stanie, nawet z ręki kogoś innego, uznam, że to ty będziesz za to odpowiedzialna.

- Ale… ale ona ma tak wielu wrogów - głos Umbridge zadrżał.

- W takim razie proponuję ci uważnie nadzorować swoje więzienie. Czarny Pan ujął ją bardzo konkretnie w swoich planach. Rzucę cię choćby dzisiaj wprost pod jego stopy, jeśli to wystarczy, aby odnieść sukces. Pracowałam dłużej i ciężej, żeby dostać się tam, gdzie jestem, niż ty, Strażniczko. Nie pozwolę nikomu stanąć mi na drodze. Sprowadź mi tu resztę z nich. Czarny Pan oczekuje dzisiejszego wieczoru raportu o ich kwalifikacjach, a ja zmarnowałam pół dnia na naprawianie twojego błędu.

Oddalające się kroki ucichły. Hermiona pomyślała, że musiały należeć do Umbridge i miała nadzieję. Uchyliła jedno oko, próbując ukradkiem przyjrzeć się otoczeniu.

- Nie śpisz.

Najwidoczniej nie dość ukradkiem. Otworzyła oczy i spojrzała na niewyraźny zarys stojącej nad nią Uzdrowicielki. Postać pochyliła się bliżej, aby przyjrzeć się Hermionie, a ona mogła teraz rozróżnić ją nieco na tle wciąż przeraźliwie ostrej  jasności. Była to starsza kobieta o surowym wyrazie twarzy, w szatach wskazujących na wysoki staż medyczny.

- A więc to ty jesteś Hermioną Granger.

Hermiona nie była pewna, jak odpowiedzieć na ten komentarz. Podsłuchana rozmowa nie rzuciła wystarczająco światła na to, czego właściwie od niej oczekiwano. Była ważna dla jakiejś strasznej machiny planów Voldemorta. Nie miała być martwa ani szalona, a oni chcieli, żeby była zdrowa. Prawdopodobnie nie powinni znowu jej torturować.

Milczała, mając nadzieję, że Uzdrowicielka należała do tych, którzy mimo wszystko gadają, nawet gdy ich rozmówcy nie reagują. Była jednak w błędzie.

- Muszę cię o coś zapytać, ponieważ nikt inny nie wydaje się mieć na ten temat jakiegokolwiek pojęcia. Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? Jak udało ci się zachować zdrowy rozsądek?

- Ja… nie… nie wiem… - odpowiedziała Hermiona po odczekaniu kilku chwil. Jej głos brzmiał głębiej i bardziej chwiejnie, niż zapamiętała. Jej struny głosowe zaczęły zanikać. Trudno było nadać tempo jej słowom; spółgłoski szeleściły razem, a potem cichły, jakby ich wypchnięcie z gardła wymagało nadludzkiego wysiłku. - Ćwiczyłam…. mentalnie arytmetykę… przypominałam sobie eliksiry. Robiłam wszystko, co w mojej mocy... by nie... zwariować.

- Niezwykłe - mruknęła Uzdrowicielka, zapisując notatki w teczce. - Ale jak przeżyłaś? Nie było nikogo, kto by cię karmił, a mimo to jesteś doskonale odżywiona.

- Ja… nie… wiem. Pojawiało się jedzenie. Nigdy nie miało określonej pory. Myślałam… że to było zamierzone.

- Co było zamierzone?

- Nieregularność… myślałam, że.... - Jej gardło stawało się coraz bardziej wyczerpane, im więcej mówiła. - Że była częścią… deprywacji sensorycznej. Żebym… ja… nie wiedziała… ile czasu… minęło.

Z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz słabszy.

- O. Tak. To byłoby kreatywne. A twoja kondycja fizyczna? Ani razu nie zostałaś wyprowadzona z tego pokoju, a mimo to masz lepiej umięśnione ciało niż połowa moich uzdrowicieli. Jak to w ogóle możliwe?

- Kiedy... nie mogłam… Nie mogłam znieść myślenia, ćwiczyłam… Dopóki nie mogłam już dłużej.

- Jakie to były ćwiczenia?

- Jakiekolwiek. Podskoki. Pompki. Brzuszki. Cokolwiek, co wystarczająco mnie zmęczyło... Żebym nie śniła.

Jeszcze więcej szeleszczących bazgrołów.

- Jakich snów starałaś się unikać?

Hermiona wstrzymała oddech. Inne pytania były łatwe. To… to było zbyt bliskie czegoś prawdziwego.

- Snów o tym co było przed.

- Przed?

- Przed tym jak się tutaj znalazłam - głos Hermiony był cichy. Wściekły. Zamknęła oczy. Światło przyprawiało ją o coraz ostrzejszą migrenę.

- Oczywiście. - Więcej bazgrołów. Ten dźwięk sprawiał, że mięśnie Hermiony drgały reaktywnie. - Pobędziesz tutaj, w izbie chorych, aż do całkowitego ustąpienia skutków ubocznych ostatnich sesji tortur. Sprowadzę też specjalistę, aby dowiedzieć się, co stało się z twoim mózgiem.

Oczy Hermiony gwałtownie się otworzyły.

- Czy coś… - zawahała się. - Czy coś jest ze mną nie tak?

Uzdrowicielka spojrzała na nią z zamyśleniem, po czym machnęła różdżką nad głową Hermiony.

- Przez szesnaście miesięcy byłaś trzymana w izolacji, pozbawiona zmysłów. Fakt, że w ogóle jesteś przytomna, jest cudem. Skutków takiego doświadczenia trudno uniknąć, przede wszystkim biorąc pod uwagę okoliczności mające miejsce przed twoim przybyciem. Zakładam, że uczyłaś się uzdrowicielstwa podczas wojny?

- Tak - powiedziała Hermiona, spoglądając na koc na swoich kolanach. Był wytarty i pachniał tak silnie środkiem antyseptycznym, że miała ochotę zakrztusić się po mocniejszym wdechu.

- W takim razie wiesz, jak wygląda normalny, zdrowy, magiczny mózg. A to jest twój.

Prosta manipulacja różdżką ukazała magicznie wyświetlany obraz mózgu Hermiony.

Oczy Hermiony zwęziły się. Na projekcji widoczne były małe świecące punkciki; niektóre skupione, inne rozpierzchnięte. Na całej powierzchni jej mózgu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała.

- Co to jest?

- Domyślam się, że są to magicznie stworzone stany fugi.

- Co takiego?

- W którymś momencie twojej izolacji twoja magia zaczęła próbować cię chronić. Ponieważ nie mogłaś wykorzystać swojej magii zewnętrznie, uległa ona internalizacji. Ciężko pracowałaś, aby nie zwariować, jak to ujęłaś. Jednak umysł nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi rzeczami. Twoja magia odgrodziła części twojego umysłu, w wyniku czego nieco cię podzieliła. Zwykle fuga jest ogólna, ale tutaj wydaje się ona niemal chirurgicznie precyzyjna. Jednak uzdrawianie umysłu nie jest moją specjalnością.

Hermiona patrzyła z przerażeniem.

- Czy to znaczy, że… ja uległam dysocjacji?

- Coś w tym stylu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. To może być nowa magiczna choroba.

- Czy… mam wiele osobowości? - Hermiona nagle poczuła się słabo.

- Nie. Po prostu wyodrębniłaś poszczególne części swojego umysłu. Myślę, że twoja magia miała na celu ochronę ich przed atakami psychicznymi, ale przez to uniemożliwiła ci do nich dostęp.

Hermiona zataczała się wewnętrznie.

- Czego… nie pamiętam?

- Cóż, nie jesteśmy całkowicie pewni. To ty musisz być osobą, która odkryje rzeczy, jakie zapomniałaś. Jakie są... imiona twoich rodziców?

Hermiona zamarła na chwilę, próbując wykalkulować, czy pytanie było zadane w celu poszukiwania diagnozy, czy potencjalnego wydobycia informacji. Krew odpłynęła z jej twarzy.

- Nie wiem - powiedziała, nagle czując, że nie może oddychać. - Pamiętam, że miałam rodziców. Byli… Mugolami. Ale… niczego o nich nie pamiętam.

Starając się stłumić rosnącą wewnątrz jej umysłu panikę, wpatrywała się błagalnie w uzdrowicielkę.

- Czy ty coś wiesz?

- Obawiam się, że nie. Spróbujmy innego pytania. Czy pamiętasz szkołę, do której chodziłaś? Kim byli twoi najlepsi przyjaciele?

- Hogwart. Harry i Ron - powiedziała Hermiona, spoglądając w dół, gdy jej gardło zacisnęło się. Jej palce zaczęły drżeć w niekontrolowany sposób.

- Dobrze. Czy pamiętasz dyrektora?

- Dumbledore.

- Czy pamiętasz, co się z nim stało?

- Umarł - powiedziała Hermiona, zaciskając oczy. Mimo, że szczegóły wydawały się niewyraźne, tego faktu była całkowicie pewna.

- Tak. Czy pamiętasz okoliczności jego śmierci?

- Nie. Pamiętam… że został przywrócony na stanowisko dyrektora po potwierdzeniu, że powrócił Vold-Vold - Sama-Wiesz-Kto.

- Ciekawe. - Kobieta dodała jeszcze więcej bazgrołów. - Co pamiętasz z czasów wojny?

- Byłam uzdrowicielką. Pracowałam w Skrzydle Szpitalnym. Tak wielu ludzi, których nie mogłam uratować… Pamiętam, że przegraliśmy. Coś… coś nie zadziałało. Harry umarł. Powiesili go na Wieży Astronomicznej i patrzyliśmy, jak gnije. Oni… powiesili Rona i jego rodzinę zaraz obok. I Tonks, i Lupina. Torturowali ich aż do śmierci. Potem umieścili mnie w tej celi i tam zostawili.

Hermiona trzęsła się, gdy mówiła. Łóżko szpitalne zadrżało i wydało wściekły zgrzyt.

Uzdrowicielka najwyraźniej tego nie zauważyła i nabazgrała jeszcze więcej notatek.

- To bardzo niezwykłe i interesujące. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim stanie fugi. Nie mogę się doczekać, co powie na ten temat specjalista.

- Cieszę się, że byłam tak interesująca - powiedziała Hermiona, jej usta wykrzywiły się, gdy otworzyła oczy, by spojrzeć na Uzdrowicielkę.

- Już już, kochanie. Nie jestem całkowicie bezduszna. Spójrz na to z medycznego punktu widzenia. Jeśli w twojej przeszłości było coś, przed czym twój umysł logicznie by cię chronił, z pewnością byłyby to następstwa wojny - z powodu której jesteś wyraźnie straumatyzowana. Zamiast tego jednak, podświadomie zdecydowałaś się chronić coś innego? Tożsamość twoich rodziców i strategię wojenną Zakonu. Twoja magia nie zdecydowała się chronić twojej psychiki, ale wybrała ochronę wszystkiego innego. To niesamowicie interesujące.

Hermiona przypuszczała, że rzeczywiście takim jest, ale wydawało się, że to trochę za dużo.

Możliwość ponownego widzenia była przytłaczająca. Umiejętność mówienia. Wyjście z celi. To wszystko wydawało się być zbyt dużym obciążeniem. Było zbyt surowe. Zbyt jasne.

Nie powiedziała nic więcej. Po kilku minutach pisania, Uzdrowicielka ponownie uniosła głowę.

- O ile specjalista nie wyrazi sprzeciwu, zostaniesz w izbie chorych przez tydzień, aby wyzdrowieć, zanim cię ponownie zbadamy. To da ci czas na ponowne zaaklimatyzowanie się w otoczeniu światła i dźwięku oraz poddanie się terapii, której będziesz potrzebować do wyzdrowienia po torturach i wstrząsie mózgu podczas kontroli.

Uzdrowicielka zaczęła odchodzić, ale potem się zatrzymała.

- Mam nadzieję, że moje słowa są niepotrzebne, ale sądzę, że biorąc pod uwagę twój Dom i historię, mimo wszystko powinnam ci to powiedzieć. Jest pani obecnie na rozdrożu, panno Granger. To, co stanie się z panią później, jest nieuniknione, ale masz wybór, jak nieprzyjemnym to dla siebie uczynisz.

Z tym rozdrożem - rada? Groźba? Ostrzeżenie? Hermiona nie była do końca pewna. Uzdrowicielka zniknęła za zasłoną otaczającą jej łóżko.

Hermiona ostrożnie rozejrzała się po otoczeniu. Nadal była w Hogwarcie. Przebrano ją z więziennego odzienia w szpitalną piżamę. Podciągając rękawy, zauważyła z rozczarowaniem, że nikt nie popełnił przypadkowego błędu i nie zdjął kajdan zapiętych wokół jej nadgarstków.

Przysunęła jeden z nadgarstków do twarzy, żeby móc je obejrzeć. Zostały jej założone tuż przed tym, jak została uwięziona w swojej celi i nigdy nie miała szansy, aby naprawdę zobaczyć, jak wyglądają.

W świetle wyglądały po prostu jak para bransoletek na każdym nadgarstku. Błyszczały jak nowa moneta. Jak się domyślała, były pokryte miedzią.

W ciemności swojej celi spędziła niezliczoną ilość czasu, próbując ustalić, czym dokładnie są. Prostą odpowiedzią było to, że tłumiły jej magię. To, jak dokładnie działały i jak mogła ominąć ich działanie, gdy była ślepa i niema, zajęło jej niezliczone godziny rozmyślań.

Kiedy w końcu przyznała przed sobą, że nie da się ich ominąć, zaczęła rozumieć, jak działają.

Nienawidziła i podziwiała kogokolwiek, kto je opracował. Ze sposobu, w jaki miedź przewodziła jej magię, była pewna, że w każdym z nich jest włókno ze smoczego serca, być może nawet wyjęte z jej własnej różdżki.

Kajdany wydawały się być specjalnie do niej dopasowane.

Będąc w celi, podczas wszystkich jej prób posłużenia się magią bezróżdżkową, magia ześlizgiwała się z jej ramion w kierunku dłoni, by móc być rzucona, a potem po prostu… rozpływała się, gdy tylko dotarła do kajdan. Potwierdzając teraz, że są pokryte miedzią, od razu zrozumiała, jak to działa.

Miedź wsysała w siebie magię. Przypomniała sobie wykład Binnsa z Historii Magii o próbach użycia innych materiałów niż drewno do produkcji różdżek. Miedź była jednym z oczywistych wyborów, ze względu na jej naturalne przewodnictwo magiczne. Niestety był to materiał zbyt przewodzący. Wsysał każdy błysk magii, jaki wykrył, bez względu na to, czy był dlań przeznaczony, czy nie. Zaklęcia eksplodowały z miedzianych różdżek, zanim czarodziej mógł dokończyć ich rzucanie. Ledwo można było takiej różdżki dotknąć, nie uruchamiając jej. Dwa wysadzone laboratoria różdżkarskie i utrata czterech palców u nóg przekonały twórców różdżek do wypróbowania czegoś innego niż miedź.

Hermiona była przekonana, że rdzeń kajdan był żelazny. Miedź w połączeniu ze smoczym sercem przyciągała jej magię, a następnie umieszczała ją w żelaznym rdzeniu, gdzie zostawała ona skutecznie neutralizowana.

Ta pomysłowość doprowadziła ją do wrzenia.

Żelazne kajdany były dość powszechne w czarodziejskich więzieniach. Tłumiły magię na tyle, by powstrzymać więźniów przed rzuceniem czegokolwiek potężnego. Całkowite zneutralizowanie magii wiedźmy lub czarodzieja za pomocą żelaza było jednak niemożliwe. Zawsze udawało im się przepchnąć trochę magii poza nią lub po prostu pozwolić jej narastać, aż wybuchała z nich fala przypadkowej magii. Miedź to rozwiązała. Dzięki swojemu wyjątkowemu przewodnictwu, szczególnie wspomaganemu przez magiczny rdzeń pasujący do różdżki więźnia, miedź wciągała prawie każdy element magii narastającej wewnątrz Hermiony.

To skutecznie czyniło ją mugolką.


21 komentarzy:

  1. Wiesz już, jakie wyzwala we mnie emocje to opowiadanie, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie skomentować rozdziału. Przeraża mnie, jak bardzo Hermiona była samotna podczas tego czasu, gdy była wieziona. Umbidge było to zdecydowanie na rękę, żeby tak ją potraktować. Nie wiedziała tylko, że jej działanie spowoduje takie skutki. Prawdziwie Umbridge jest pieprzoną suką. Tu nienawidzę jej jeszcze bardziej niż w oryginalnej wersji. A najbardziej przeraża mnie to, że Hermiona została sama.
    Będę zostawiać komentarz w postaci przemyśleń po każdym rozdziale. Niech statystyki aż tak nie spadną 😊
    Pozdrawiam cieplutko ❤️
    PS. Dziewczyny, mogę Was zapewnić, że będzie się tu dużo działo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umbridge tutaj to ostro popieprzona pi*da... Nie sądziłam, że mogłaby być gorsza niż z oryginale, ale jednak...
      Dziękuję, że tak wytrwale komentujesz każdy najmniejszy rozdział.
      Matka chrzestna tego bloga, to chyba nawet za mało <3
      PS. Oj tak, potwierdzam! Będzie się działo... b a r d z o d u ż o.

      Usuń
  2. To jest mroczne dramione, juz nie mogę sie doczekać. Zastanawiam sie tylko czy czytać po kolei rozdziały czy poczekać na wszystko. Uwielbiam opowieść podręcznej wiec dramione według tego bedzie również wspaniałe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ten sam problem Joanno. Wiem jednak, że nie będę potrafiła się powstrzymać od czytania, kiedy to jest mroczne dramione, czyli takie jakie uwielbiam!

      Usuń
    2. Cześć dziewczyny!
      Jak miło was tutaj widzieć <3
      Przyznam, ze ja też mam niesamowitą słabość do mrocznych Dramione... Chociaż po tym będę musiała się zdecydowanie przerzucić na coś lżejszego, bo uf... Ciężki kawał tekstu to jest :D Jesli myślałyście, że The Gloriana Set była długa, to W kajdanach jest o 1/3 dłuższe. Może i ilośc rozdziałów jest porównywalna, ale ich długość... 15-18 stron to standard ;)

      Usuń
    3. Im dłuższe tym lepsze. :D
      I jeszcze tak tylko powiem, żebyś się nie zdziwiła, że może nie być moich komentarzy, czytam i komentuje na wattpadzie, ponieważ tam mi wygodniej.

      Usuń
  3. Jestem zafascynowana!!!
    Uwielbiam Opowieści podręcznej, jak dotąd nie myślałam o połączeniu tych dwóch światów, ale zapowiada sie fantastycznie!
    Brawo Vera za to tłumczenie ❤
    Czuć ten mrok, to skupione zło, zagubiemie, walkę o zachowanie choćby resztko rozumu i niezrozumienie, że coś uciekło nie wiedząc nawet co...
    Zamknięcie w celi bez dostępu światła to tortury, których chyba nie sposób byłoby przetrwać zwłaszcza, że dodatkowo pozbawiła ją głosu...
    Miała tylko swoje myśli... obłęd mnie dopada jak tylko chcę to przeanalizować....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Ann <3
      Przyznam, ze nie przespałam paru nocy, które przeznaczyłam na rozmyślania nad tym tekstem i tym, jak bardzo przerażająca jest wizja spędzenia 16 miesięcy bez światła i dźwięku... Aż mam ciarki na samą myśl :/
      Jeśli oglądałaś Opowieść Podręcznej to klimat tego opowiadania jest bardzo podobny do serialu (a przynajmniej pierwsze 25 rozdziałów).
      Pozdrawiam cieplutko! :*

      Usuń
  4. WOW mega zainteresowała mnie ta historia:) Ma super klimat! Cieszę się, że postanowiłaś przetłumaczyć tą opowieść:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! :D
      Bardzo mnie cieszy, że klimat przypadł ci do gustu <3 Ostrzegam: 90% tego opowiadania to właśnie taka skala mroczności. Mam nadzieję, że się spodoba :D
      Pozdrawiam cieplutko! :*

      Usuń
  5. Historia całkiem inna niż 2szystkie całkowicie odwrócona o 180°, co ta suka zrobiła Hermionie ale Herm jest silna.
    Pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! :D
      Miło cię tutaj znowu widzieć <3
      Zgadza się - ta historia należy do tych dość nietypowych, łamiących dość sporo utartych w Dramione schematów ;)
      Hermiona jest tutaj świetnie zbudowaną postacią, jak to właśnie podkreśliłaś - niesamowicie silną. Będzie to bardzo fajnie widoczne na przestrzeni całej historii ;)
      Pozdrawiam cieplutko! :*

      Usuń
  6. Natrafiłam na Twój blog całkiem przypadkiem i jak narazie mogę spokojnie i z wielkim zadowoleniem powiedzieć, że był to jak najbardziej szczęśliwy przypadek jaki trafił mi się w ciągu ostatnich dni. Nie raz, nie dwa na pintereście przewijała mi się okładka z tego dramione oraz wiele dziewczyn na zagranicznym tik toku polecało to opowiadanie, fanfika? (nie wiem czy można stosować zamiennie te dwa słowka, także przepraszam jeśli w przyszłości popełnię taki błąd 😅). Wracając nigdzie na polskich stronach nie umiałam się doszukać czy jest gdzieś tłumaczenie, a sama jakoś skora nie byłam by to czytać po angielsku. Także zabieram się do czytania, bo aż jestem ciekawa jak rozwinie się akcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! :D Niesamowicie mi miło, że pojawiają się tutaj nowe osóbki <3
      Mam nadzieję, że tłumaczenie przypadnie ci do gustu, bo jest to z pewnością jeden z lepszych FF w fandomie :D Rozdziały wrzucam codziennie, więc tempo publikacji jest dość szybkie - nie robię przerw :D Miłego czytania!
      Pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
  7. Umbridge, Ty podla, okrutna kreaturo! Mam nadzieje, ze spotka Cie z nawiazka to wszystko, co robisz, przebrzydla suczo! Jaki ona wlasciwie miala cel w tym, zeby trzymac tam Hermione w takich warunkach? Bala sie ja zabic, zeby Voldziu sie nie dowiedzial, a jednoczesnie pastwila sie nad dziewczyna dla zwyklej... o Boze, ledwo mi to przejdzie przez palce - przyjemnosci? Wzdrygam sie i autentycznie zbiera mi sie na wymioty ☹ Jak nasza dzielna Granger to zniosla to ja nie wiem, jestem pelna podziwu. I sama juz nie wiem czy trafienie w ręce pozornie dobrej Uzdrowicielki to dla niej pozorne szczescie czy raczej głębokie nieszczescie i, chociaz jestem pełna obaw, jak zniose takie ciezkie opowiadanie, to klikam dalej 🤔
    Ściskam mocno!
    Mała.

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko 😮 pierwszy rozdział a ja już wiem że to opowiadanie będzie genialne! Jak Hermiona dała radę wytrzymać tyle czasu w izolacji i nie zwariować? To prawie niemożliwe. I ta Umbridge... Ugh jak ja nie lubię tej suki. Teraz nie lubię jej jeszcze bardziej. I to co zrobili z Harrym i Weasleyami... Utwierdzam się w przekonaniu że wielu śmierciożerców nie ma już za wiele z człowieka 😔 podoba mi się ten mroczny klimat opowiadania, nie mogę się oderwać od niego 🥰
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszy rozdział za sobą. Ciekawie się zaczyna 😍❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Mocne... czytam z zapartym tchem!

    OdpowiedzUsuń
  11. Poczułam się w końcu gotowa, by przeczytać drugi raz. Nadal mnie zadziwia, że Hermiona nie zwariowała doszczętnie. Zapomniałam już, co dokładnie zrobili Harry'emu i pozostałym, ale wystarczyło wspomnienie o tym, i już wszystko wróciło. Chyba realizm tego wszystkiego jest najlepszą, a zarazem najgorszą stroną tego opowiadania. Harry owszem, z każdą częścią był trochę bardziej "dla dorosłych", ale pozostał w moim mniemaniu bajką dla dzieci.
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wracam tu, żeby jeszcze raz przeczytać, serce bije mi jak oszalałe, ale w mojej głowie zrodziła się potrzeba - którą muszę zrealizować... jakie to jest przejmująco smutne! Umbridge - jedyne co jak mantrę powtarzałam sobie podczas pierwszego rozdziału - człowiek, człowiekowi ten los zgotował.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo długo nie mogłam się przemóc, aby zacząć to opowiadanie, przez opinie, jakie o nim słyszałam. A mianowicie, że jest mroczne, ciężkie i trudno się po nim pozbierać. Jednak ryzykuję, zobaczymy jak będzie

    OdpowiedzUsuń