Przejście przez drzwi Dworu i wkroczenie do holu było niczym wślizgnięcie się w znajomy sen. Żyrandol błyszczał, odbijając światło dnia na jasnym marmurze i wysokich łukach sklepienia. Schody wręcz wołały ją na górę, gdzie mogła wczołgać się pod kołdrę i czekać, aż cały ten koszmar się skończy.

Odległy huk przeszył jej uszy, gdy z szarpnięciem zatrzasnęła drzwi. Oparła się o nie, starając się jasno myśleć.

Lucjusz był martwy. George go zabił. Lucjusz był martwy, Prawdziwy Zakon próbował dostać się do Dworu, by zabić Narcyzę, a ona musiała ją odnaleźć i upewnić się, że pozostanie bezpieczna.

Biorąc głęboki wdech, Hermiona uspokoiła drżące półki swojego umysłu.

— Narcyzo? — zawołała. — Łzawko?

Ruszyła szybko korytarzem, wyciągając przed siebie różdżkę, gdy skręcała róg za rogiem i zaglądała do ciemnych pokoi. Gabinet Narcyzy był pusty – listy kobiety leżały porozrzucane po podłodze, a regały były poprzewracane. Główna sypialnia wyglądała na pustą. Hermiona przeszła między potłuczonymi lampami i porozrzucanymi ubraniami, kierując się ku łazience, jednak tam również nikogo nie znalazła. W oranżerii nie znalazła nic prócz kwiatów więdnących w słońcu.

Hermiona rzuciła się biegiem, kierując się w stronę biblioteki i przemierzając długi korytarz wypełniony marmurowymi popiersiami mężczyzn, którzy aż za bardzo przypominali Draco. Drzwi były pokryte podłużnymi nacięciami, jakby ktoś próbował przebić je siekierą, żeby dostać się do środka. Klamka rozgrzała się pod jej dotykiem, zanim drewno ustąpiło pod naciskiem obu dłoni.

Pomieszczenie było puste, ale nietknięte.

Półki jej umysłu drżały, gdy ruszyła ku lochom, zastając otwarte drzwi i puste cele. Pod kamiennym filarem stało łóżko, wyglądało na świeżo opuszczone po ostatniej nocy – mały koc leżał starannie złożony na materacu.

Panika w jej sercu wzrosła, kiedy wpadła do kuchni i znalazła na wpół posiekane warzywa i wciąż bulgoczące garnki. Jeden ze stołków leżał przewrócony na podłodze, a obok niego tlił się niedopalony papieros.

— Przetyczku? — Hermiona mocniej zacisnęła dłoń na różdżce. — Remko?

Cisza.

Zgasiła kuchenkę i papierosa, a potem wróciła na korytarz. Kręciło jej się w głowie, kiedy rozglądała się na boki po skąpanym w słońcu pomieszczeniu.

Homenum Revelio. — Czubek jej różdżki błysnął, by po sekundzie zgasnąć.

Ogarnął ją wijący się strach. Narcyza musiała tu być. To właśnie przez cały czas zakładał plan Lucjusza…

W oddali rozbrzmiał słaby grzmot.

Ruszyła korytarzem, próbując oddychać mimo ucisku narastającego w jej płucach. Błądziła wzrokiem po dywanach i ścianach w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, przemykając obok obrazów i gobelinów…

Dwór miał tak wiele tajemnic.

Przystanęła. Zamrugała, odwracając się przez ramię i wpatrując w gobelin, który Lucjusz pokazał jej kilka miesięcy temu, kiedy zmusił ją do zwiedzania Dworu. Wyciągnęła szyję, by spojrzeć na bujny krajobraz, trawiaste pola i wysokie chmury. Gdzieś w oddali pasła się samotna klacz.

Hermiona uniosła różdżkę. 

— Dissendium.

Klacz uniosła głowę i spojrzała na nią ciemnymi oczami.

Aparecium — powiedziała Hermiona, a jej serce zabiło szybciej. — Revelio. Appare Vestigium…

Klacz przestała żuć, po czym odwróciła się i odskoczyła daleko w tył wtapiając się w tło.

Hermiona opuściła ramię. Podeszła do ściany, zerkając pod gobelin i ponownie rzucając zaklęcia. Nic. Ból pulsował jej w głowie. Myślała... była pewna…

— Panienko!

Odwróciła się i zauważyła biegnącą w jej stronę Łzawkę.

— Panienka wróciła do domu!

— Łzawko… — Hermiona ledwo wykrztusiła to słowo, zanim skrzatka rzuciła się na nią, owijając ramiona wokół jej nóg. W oczach Hermiony stanęły łzy, gdy pochyliła się, by przytulić Łzawkę, ale ta wzdrygnęła się i szybko puściła łydki dziewczyny.

Na szyi miała uwieszony ciężki, metalowy łańcuch. Wyglądał dokładnie jak te, które nosiły skrzaty na przyjęciu w Hogwarcie, tylko grubszy. Zaciskając zęby, Hermiona rzuciła szybkie Zaklęcie Rozrywające. Metal ani drgnął. Wypróbowała czar znikania, a potem Finite Incantatem. Żadne z nich nie działało.

Stanęła prosto, ponownie skupiając swoją uwagę na rzeczywistości. 

— Łzawko. Gdzie jest Narcyza?

Łzawka odsunęła się o krok, ocierając oczy. 

— Mogę zabrać cię do Pani!

Zrobiła kilka kroków w tył, wskazując Hermionie, by poszła za nią, i razem pognały w kierunku, z którego wcześniej przybyła. Łzawka zwolniła, kiedy mijały kuchnie, ciężko dysząc. Potem skręciła w róg w przejście, którego Hermiona nigdy wcześniej nie widziała.

Na końcu wąskiego korytarza zmaterializowały się małe drzwi. Hermiona obserwowała, jak Łzawka zbiega w dół, prześlizgując się przez próg i znikając w ciemności. Dziewczyna zawahała się na ułamek sekundy, zanim ruszyła za skrzatką, nachylając się coraz bardziej, aż przez coraz niższy strop została zmuszona do zejścia na czworaka.

W chwili, gdy przecisnęła się przez maleńkie drzwi, sufit podniósł się, a przed jej oczami pojawiła się wnęka wypełniona masą dziwnych świateł i abażurów.

Dziesięć par jasnozielonych i fioletowych oczu spojrzało na nią. Hermiona zerwała się na równe nogi, gapiąc na małe łóżka piętrowe i hamaki.

Sypialnia skrzatów.

W rogu wisiał ten sam gobelin klaczy w polu. A pod nim, na łóżeczku o dwa rozmiary za małym dla normalnego człowieka, leżała zwinięta na boku Narcyza Malfoy, odwrócona twarzą do ściany.

Hermiona ciężko wypuściła z ust powietrze.

Włosy Narcyzy wymykały się niedbale z koka, a ramiona były wygięte, oplecione wokół ciała i nóg. Żebra kobiety rozszerzały się, a ciche fale drżących oddechów wyrywały z gardła.

— Narcyzo? — Szybko przeszła przez pokój, klękając obok łóżeczka. — To ja, Hermiona.

Nastąpiła długa pauza. A potem: 

— Czy on odszedł?

Jej głos był wątły – niczym u małego dziecka.

Cisza przeciągała się. Stawała się tak przytłaczająca jak zanurzenie w lodowatej wodzie i nieustanne opadanie coraz bardziej w dół, aż ledwo można zaczerpnąć powietrza.

Usta Hermiony zadrżały. Poczuła, że ​​rozpada się w środku, gdy sięgnęła po ramię Narcyzy. Z gardła kobiety wyrwał się zdławiony szloch, a kiedy się odwróciła, Hermiona prawie pękła.

Płakały razem. Hermiona przytuliła do siebie Narcyzę, gdy ta szlochała. Dziewczyna przeczesywała palcami włosy kobiety tak jak robiła to kiedyś jej własna matka.

— Przepraszam — szepnęła. — Tak bardzo mi przykro.

Zerknęła przez ramię, żeby spojrzeć na skrzaty. Wielkie łzy spływały po woskowatych policzkach Przetyczka. Hix miał na oczach chusteczkę. Skrzat mniejszy od Łzawki trzymał głowę w dłoniach, a Remka i Bobek wręcz ryczeli w swoje poszewki na poduszki.

Ciężar sytuacji okrył Hermionę niczym całun, gdy odwróciła się z powrotem do Narcyzy.

Lucjusz nie żył, ale świat wciąż się kręcił. Wciąż miała obietnice do dotrzymania.

Pogładziła włosy Narcyzy. 

— To było szybkie. I tego właśnie chciał. — Hermiona wpatrywała się w sufit, mrugając, by powstrzymać łzy. — Zrobił to dla ciebie, Narcyzo. Rozmawiałam z nim przed śmiercią. Upewnił się, że będziesz w tym czasie w Dworze.

Z ust Narcyzy wyrwał się nierówny szloch. Hermiona przełknęła ślinę, ściskając kobietę mocno. 

— Potrzebuję twojej pomocy. Tak bardzo przepraszam, że proszę cię o cokolwiek w tej chwili, ale to nie może czekać.

W pokoju zapadła cisza. I z bolesną powolnością Narcyza uniosła głowę i wyprostowała się. Jej nos był czerwony, a oczy pełne łez, jednak jej twarz pozostawała opanowana.

Pociągnęła nosem, zanim powiedziała: 

— Co za głupiec. — Ocierając łzy z rzęs, skupiła na Hermionie swoje zmęczone spojrzenie. — O co chodzi?

Hermiona wzięła drżący oddech. 

— U bram jest prawdziwy motłoch. Lucjusz ich sprowokował i przyszli tu po ciebie zaraz po... po jego procesie. Ale Dwór zablokował przejście dla wszystkich oprócz mnie. Wiesz dlaczego?

Narcyza potrząsnęła głową i zmarszczyła brwi. 

— Nie jestem pewna, co się stało. Byłam w lochach. Nagle drzwi otworzyły się, a strażnik został wciągnięty w górę schodów przez... coś jakby wiatr. Skrzaty przyszły po mnie, zanim zdążyłam sprawdzić co się stało.

Hermiona skinęła głową. Otworzyła usta, ale zawahała się przed kolejnym pytaniem.

— Poczułam to — powiedziała cicho Narcyza. — One też.

Hermiona skinęłą głową, starając się nie wyobrażać sobie tego, co kobieta rzeczywiście musiała poczuć. 

— Oni wciąż tu są, Narcyzo. Próbują się dostać. — Przygryzła wargę. — Nie wiemy, co to za magia. Nie możemy mieć pewności, że w końcu się nie przebiją…

Narcyza złapała Hermionę za dłoń, ściskając ją obiema swoimi, zanim zwróciła się do skrzatów.

— Remko, Przetyczku, Tom-Tom – przynieście tu natychmiast wszystkie zapasy żywności, jakie mamy. Yipper i Bobku, zajmijcie się zebraniem najbardziej niezbędnych rzeczy. Hix, sprawdź cały teren i jak najszybciej daj mi wiadomość zwrotną. 

Skrzaty skinęły głowami i rozbiegły się, wciąż pociągając nosami. Ale Łzawka została w głębi pomieszczenia, kręcąc uchem.

— Łzawko. — Głos Narcyzy drżał. — Potrzebuję kolczyków mojej mamy i jadeitowego naszyjnika. Wiesz którego. Proszę, przynieś je tutaj i ukryj w bezpiecznym miejscu.

Łzawka przytaknęła i podeszła do drzwi, obroża ciążyła na jej szczupłych ramionach.

Kiedy Hermiona obserwowała, jak skrzatka odchodzi, pewien element układanki wskoczył nagle na swoje miejsce. 

— Przez łańcuchy nie mogą się aportować — powiedziała na głos.

— Nie mogą. — Narcyza wstała. — Prawdziwy Zakon założył im je przed wybudzeniem z oszołomienia.

Pomogła Hermionie wstać i razem wyczołgały się z zaczarowanego przejścia.

Kiedy ponownie wyszły na korytarz, powitał je dobiegający z oddali huk. Hermiona spojrzała na sufit, rozszerzając oczy i coraz szybciej dysząc.

— Czy jest stąd jakieś wyjście? Świstoklik, sekretne przejście albo…

— Nic, o czym bym wiedziała — powiedziała Narcyza.

Kolejna eksplozja wstrząsnęła obrazami, które zafalowały im nad głowami.

— Powinnaś iść, Hermiono. Jeśli teraz odejdziesz, jestem pewna, że wszystko zostanie ci wybaczone.

Hermiona odwróciła się, zaskoczona tą sugestią. 

— I mam im cię oddać?

Narcyza milczała. Posadzka zadrżała pod ich stopami. Hermiona wsunęła rękę pod ramię kobiety i ruszyła z nią korytarzem.

— Czy traktowano cię tutaj przyzwoicie? — zapytała Hermiona.

— Tak dobrze, jak można się było spodziewać. Przynajmniej nie zastosowano wobec mnie żadnej fizycznej przemocy. — Narcyza ścisnęła jej ramię. — A ty? Jak się czujesz?

Kiedy szły przez Dwór, Hermiona opowiedziała Narcyzie o pobycie w Świętym Mungu i spotkaniu z generałem Pierre’em i generałem Jacobsem. Kiedy dotarła do wizyty u Lucjusza, kroczyła ostrożnie, mówiąc Narcyzie tyle, ile wydawało jej się, że zdoła udźwignąć.

— Wiesz, nie powinnaś była go bronić. — Narcyza westchnęła, brzmiąc tak podobnie do Draco, że serce Hermiony ścisnęło się boleśnie. — Znając mojego męża, jego śmierć była tylko kolejną szachową roszadą. Jestem pewna, że inne ustawione przez niego figury, jeszcze się nie poruszyły.

Skręciły za róg do holu wejściowego, zatrzymując się w zaskoczeniu, gdy dyszący Hix i Jot omal ich nie staranowali.

— Pani — powiedział Hix. — Intruzi nie mogą wejść. Próbują i próbują, ale nic. Generałowie są tutaj…

Hermiona szybko podeszła do wysokiego okna wychodzącego na frontową stronę Dworu. Zacisnęłą dłonie na framudzę, wyglądając na zewnątrz. Tłum za bramą urósł i stał się bardziej zorganizowany. Większość osób była w czarnych wojskowych szatach. Jej wzrok przykuła para złotych szarf z przodu – generałowie Pierre i Jacobs.

Srebrne włosy Pierre’a błyszczały w słońcu, gdy szedł do strażników ustawionych na całym obwodzie bariery, oddelegowując ich pozycje z dala od bram. Jacobs stał wraz z grupą żołnierzy w niebieskich szatach, wskazując na przestrzeń gdzieś ponad Dworem.

— Przybyli do Azkabanu, by mnie przesłuchać — powiedziała Narcyza przez ramię. — Sprowadzili Legilimenów, ale wkrótce dowiedzieli się, że nie mam pojęcia, co do miejsc pobytu Lucjusza, Dracona czy mojej siostry.

W brzuchu Hermiony pojawił się nagły ciężar. Odwróciła się do Narcyzy, rozważając, czy nadszedł czas, by powiedzieć jej o Bellatriks.

Narcyza minęła ją, stając na wprost okna. 

— Przesłuchiwali mnie również w dniu, w którym wróciłam do Dworu. Byli zniesmaczeni, że nie mogą dostać się do biblioteki ani niektórych prywatnych pokoi. I faktem, że ich ludzie wciąż gubili się na korytarzach.

Skupiała wzrok na tłumie.

— Po zajrzeniu w mój umysł ich Legilimeni byli przekonani, że nie mam pojęcia, dlaczego Dwór nie chciał współpracować. — Narcyza złożyła przed sobą ręce. — Oczywiście, gdyby zadali sobie trud, by stłumić moją magię, zanim zaczną czytać mi w myślach, odpowiedzi, które by otrzymali, okazałyby się kompletnie inne. — Usta Narcyzy drgnęły, gdy napotkała spojrzenie Hermiony. — Niektórzy mężczyźni są tak przewidywalni.

Coś bulgotało Hermionie w jej brzuchu, a potem zachichotała i jej wargi uniosły się  w uśmiechu.

Około piętnastej skrzaty skończyły zaopatrywać swoje kwatery w zapasy. W tym samym czasie pod bramy Dworu przybył tuzin kolejnych czarodziejów w niebieskich szatach. Budynek nadal kołysał się od siły rozbijających się o osłony czarów.

Około dziewiętnastej przybyła grupa czarodziejów ubranych na czerwono. Wydawali się naradzać z Pierre’em i Jacobsem, gestykulując żywo.

Gdy zrobiło się ciemniej, Hermiona wyczarowała kanapę, na której obie mogły odpocząć. Najgorsza eksplozja miała miejsce o dwudziestej drugiej, wstrząsając ciałem Hermiony i rozbijając zegar, który spadł z kominka. Narcyza obudziła się ze zdziwieniem, widząc pomarańczowe płomienie trzaskające na nocnym niebie. Ale osłony wytrzymały.

O wpół do trzeciej niemal całe światło różdżek za bramą zniknęło. Hermiona usiadła na kanapie, obserwując śpiącą Narcyzę i walcząc z własnym wyczerpaniem.

***

Hermiona rozchyliła powieki. Skupiła wzrok na świetle słońca wpadającym przez wysokie okna. Na zewnątrz śpiewały ptaki.

Podskoczyła i ujrzała Narcyzę stojącą przy frontowych oknach niczym wartownik. Kobieta spojrzała na Hermionę, a jej oczy były niebieskie i ciepłe.

— Chodź i zobacz.

Hermiona zerwała się na równe nogi.

Wokół Dworu rozstawiono kilkunastu strażników, milczących i nieruchomych. Hermiona rozejrzała się w obie strony, ale nie dostrzegła żadnej armii. Żadnych generałów.

Osłony wytrzymały.

Hermiona zamknęła oczy, kołysząc się niepewnie na nogach. Narcyza chwyciła ją za łokieć.

Ogarnęła ją zaskakująca ulga. Przed nimi wciąż stały miliony przeszkód, ale na razie były bezpieczne, tak jak chciał tego Lucjusz. I znajdowała się o krok bliżej do sprowadzenia do domu ostatniego z członków rodziny Narcyzy Malfoy.

Serce Hermiony ścisnęło się, gdy na powierzchnię umysłu wypłynęło mroczne wspomnienie – czarne oczy i dzikie loki. Odetchnęła głęboko, ujarzmiając nagłą falę strachu szumiącą w jej żyłach. Potrzebowała pomocy i zaufania Narcyzy. A to oznaczało koniec tajemnic.

— Narcyzo, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. — Jej ręce drżały. — Bellatriks nie żyje. Przepraszam, że dowiadujesz się o tym ode mnie.

Narcyza znieruchomiała. 

— Jesteś pewna?

Hermiona skinęła głową. Jej serce ścisnęło się jeszcze mocniej.

Narcyza puściła jej rękę, owijając ramiona wokół brzucha. 

— Zawsze wiedziałam, że nie przeżyje kontrataku Prawdziwego Zakonu. Już wcześniej zakładałam, że nigdy więcej jej nie zobaczę.

— Właściwie to miało miejsce… wcześniej. — Żołądek Hermiony skręcił się w supeł. — W noc uroczystości w Hogwarcie przyłapała mnie i Draco na misji i… — Gardło Hermiony stało się suche jak papier ścierny. — Chciała mnie zabić. Więc Draco…

Narcyza odwróciła się od okna, podchodząc do kominków. Jej ramiona uniosły się gdy oddychała ostro.

— Potrzebuję... Daj mi chwilę. Zobaczymy się na lunchu za godzinę.

Jakakolwiek utrzymująca się wcześniej w sercu Hermiony ulga, nagle wyparowała jak mgła, gdy dziewczyna obserwowała odchodzącą Narcyzę. Ramiona kobiety drżały, gdy skręcała za róg.

Hermiona zamrugała, wyglądając za okno. Pomyślała o spokojnych wodach, wpychając poczucie winy i smutek głęboko pod ich powierzchnię. A gdy jej oddech znów stał się spokojny i miarowy, poczuła, że znów może logicznie myśleć.

Jak udało jej się przekroczyć bariery, kiedy nikt inny nie był w stanie? I czym były te zabezpieczenia? Zwróciła oczy ku niebu, myśląc.

Tylko jedno miejsce mogło kryć w sobie odpowiedzi.

***

Stanie przed gabinetem Lucjusza Malfoya było niczym odwiedzanie jego grobu.

Drewno było usiane śladami wypaleń i nacięć, podobnie jak przy bibliotece. Wiedziała jednak, że mosiężna gałka nagrzeje się pod jej dłonią, a drzwi otworzą z lekkim zgrzytem.

Stała w progu, zerkając do środka. Czuła puls własnego serca w opuszkach palców. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak, jak zostawili je z Draco, kiedy byli tutaj ostatnim razem.

Czarna szafka z myślodsiewnią była zamknięta. Krzesło za biurkiem zostało lekko odsunięte na bok, jakby ktoś właśnie z niego wstał.

Przekroczyła próg i delikatnym ruchem otworzyła srebrny zamek szafki. Unosząc się na palcach, ściągnęła z półek czarne fiolki ze wspomnieniami i wsunęła je do kieszeni. Będzie trzymała je przy sobie tak długo, jak długo będą istniały jakiekolwiek oskarżenia wysnute przeciwko Draco.

Przesuwała różdżką wspomnienia w misce, przeglądając kilka, które już widziała, i część tych, których nie miała okazji wcześniej zobaczyć. Mogłyby przydać jej się w innym życiu, w którym Lucjusz Malfoy żył i otrzymał sprawiedliwy proces. Ale przypuszczała, że zbytnie rozwodzenie się nad tym niczym jej się nie przysłuży.

Zamykając szafkę, w jej umyśle zamajaczyło wspomnienie długich palców biegnących po ciemnym drewnie, ciepłych dłoni na jej twarzy i szarych oczu wpatrzonych prosto w jej własne.

Nie po to chcę to zrobić.

Jej gardło zacisnęło się, a oczy zapiekły. Ukryła wspomnienie w głębi umysłu i odwróciła się ku półkom z książkami.

W górnej szufladzie biurka Lucjusza znalazła starą, skórzaną książkę opasaną zniszczonym i wytartym paskiem. Odwinęła go, a strony otworzyły się, ukazując swego rodzaju notatnik – prawie dziennik, zaczarowany, by przechowywać zapisane w nim informacje przez długie lata. Między pierwsze kartki wciśnięto wysuszone płatki różowych kwiatów.

Przejrzała go, znajdując terminy spotkań, hasła do Pokoju Wspólnego Slytherinu, numery skarbców Banku Gringotta. Ale mniej więcej w połowie dziennika na podłogę opadło zdjęcie Narcyzy w sukni ślubnej, które wymknęło się spomiędzy stron. Hermiona podniosła je, zachwycając się, jak pięknie kobieta wtedy wyglądała. Ktoś poza kadrem musiał ją rozśmieszyć, zanim na jej usta powrócił zwykły skromny uśmiech.

Hermiona prześledziła krawędzie zdjęcia, odkładając je między strony, jej palce zatrzymały się na słowach „Eliksiry dla początkujących” nakreślonych eleganckim pismem Lucjusza. Przymrużyła lekko oczy.

Zamknęła dziennik i odwróciła się do półek z książkami, przeglądając tytuły.

I właśnie tam, na dolnej półce, leżał postrzępiony egzemplarz. Eliksiry dla początkujących.

Hermiona sięgnęła po grzbiet książki, przyciągając go do siebie – regał zaskrzypiał, odsuwając się od ściany.

Odskoczyła, obserwując, jak regał się przestawia, półki przesuwają, a książki znikają, by po chwili jej oczom ukazały się ukryte drzwi. Hermiona podeszła tak blisko, jak tylko mogła, i zerkając do środka, ujrzała pokoik nie większy niż szafa, przesycony zapachem wiekowych książek.

Krew zaszumiała jej w żyłach, a palce aż świerzbiły ją od pokusy przeczytania każdej z nich. Rzuciła kilka zaklęć mających wyszukać osłony przeciwko mugolom, a kiedy wszystkie wyszły czyste, przekroczyła próg i rozejrzała się dookoła.

Na półkach po jej lewej stronie znajdowały się tomy z 1100 roku. Podążyła za nimi aż do roku 1999. Wyciągnęła ostatnią z książek, wyglądającą na najnowszą, marszcząc brwi i przewracając kartki ku ostatniej stronie. A tam wielkim, zapętlonym bazgrołem zapisano: Lucjusz Malfoy III, zmarły 24 maja.

Sapnęła, zatrzasnęła tom i odwróciła się. To były archiwa rodziny Malfoyów. Draco wiedział o tym pomieszczeniu. Był tu, szukając zapisów o posiadłościach swojej rodziny w Rumunii. Kiedy opowiadał jej o „archiwach”, wyobrażała sobie zakurzone pudło lub dwa. Ale nie małą bibliotekę.

Odłożyła książkę z powrotem na półkę i odchrząknęła. 

— Pokaż mi „śmierć właściciela”. Z odniesieniami do „obrony dworu”.

Ściany zadrżały. Kilka ksiąg wysunęło się z półek, a ich strony otwierały się dokładnie na poszukiwanych przez nią stronach.

Rozpromieniona, przyzwała je, by ułożyły się równo na blacie małego biurka stojącego na środku pokoju.

Pierwszą z nich była książka zatytułowana Osłony i zabezpieczenia. Przeglądała zaznaczoną magicznie stronę, aż znalazła fragment, którego potrzebowała.

Nagła śmierć Pana Posiadłości z powodu trucizny, klątwy lub celowego urazu fizycznego uruchamia Procedury Ochrony Rodziny/Krwi (s. 289). Dopiero po odpowiedniej akceptacji nowego spadkobiercy Dwór zwolni swoje Bariery Ochronne. Poniższe kontrczary, rzucone przez dziedzica Dworu Malfoyów, będą przeciwdziałać Totemom Ochronnym.

Hermiona wyczarowała zwój pergaminu i dotknęła go różdżką, aby zapisać niezbędne przeciwzaklęcia. Przerzuciła ku stronie 289, by znaleźć opisy znajomych jej zdarzeń – siłowe wyrzucenie z terenu posiadłości osób nie będących związanych z nią krwią lub nie stanowiących bezpośredniej rodziny, zapieczętowanie sieci Fiuu, pojawienie się osłon antyaportacyjnych (nie obejmujących rodowych skrzatów), ufortyfikowanych osłon i wszelkie zewnętrznych zabezpieczeń.

Draco przyznał Dołohowowi prawa do Dworu, ale Dołohow nie żył, więc nie mógł dochodzić żadnych roszczeń. Tak więc było oczywiste, że Dwór będzie w pełni gotowy do działania dopiero po powrocie Draco i rzuceniu przez niego koniecznych przeciwzaklęć. Jednak nic z tego nie wyjaśniało, dlaczego Dwór pozwolił jej ominąć swoje bariery. Pozostałe dwa wskazane przez katalog fragmenty były zwykłymi wpisami do dziennika, odnotowującymi przedwczesne zgony Malfoyów w przeszłości i informacje, kiedy posiadłość została przywrócona do pierwotnego stanu.

Hermiona potarła czoło, po raz piąty ślęcząc nad tym samym fragmentem. Możliwe, że przez swój tatuaż została przypadkowo związana z Dworem. A może krew Draco jakoś utrzymywała się w jej organizmie po tym, jak dał ją jej w Rumunii.

Skrzywiła się, gdy jej skronie zaczęły pulsować. Będzie musiała zastanowić się nad tym później. Na razie Dwór pozostanie zamknięty, a Narcyza będzie bezpieczna w jego murach. Hermiona odłożyła książki na półki i wyszła z małego archiwum. Regał z książkami powoli zamknął się za nią, a potem wyszła z pokoju.

Tego wieczoru Hermiona spożywała kolację w jadalni wraz z Narcyzą. To był skromny posiłek, a kiedy Hermiona z zamyśleniem przesuwała widelcem pieczeń, starała się nie myśleć o tym, co zrobią, gdy zabraknie im jedzenia.

Narcyza nie powiedziała ani słowa o Bellatriks czy Lucjuszu, najwyraźniej pogrążona w wewnętrznej żałobie. Hermiona podążyła za jej przykładem, udając, że nie zauważa zaczerwienienia wokół oczu kobiety.

— Znalazłam archiwa Malfoyów — powiedziała nagle nad swoimi warzywami. Narcyza zamruczała uprzejmie, a Hermiona zaczęła bawić się serwetką. — … spadkobierca Dworu musi wykonać przeciwzaklęcia, aby znieść bariery. Więc przypuszczam, że to dobrze, że ty i ja jesteśmy tu na razie bezpieczne, ale nie możemy się swobodnie przemieszczać, dopóki Draco nie wróci do domu.

Narcyza opuściła widelec ze znużoną miną, zamykając oczy. 

— Nie Draco. Dołohow.

Przeszywający chłód przeszył ciało Hermiony. 

— On nie żyje. Dołohow nie żyje, więc…

— Hermiono — powiedziała cicho Narcyza. — Dziedzictwo jest powiązane z majątkami. Nie ma znaczenia to, że ​​Antonin Dołohow nie żyje. Dwór należy do majątku Dołohowów teraz, gdy Lucjusz nie żyje.

Hermiona wpatrywała się w nią, gniotąc serwetkę w pięści. 

— A więc czekamy, aż jakiś daleki kuzyn Dołohowa wkroczy z buta przez te drzwi?

— Tak. Gringott musiałby kogoś takiego odnaleźć. Ale jestem pewna, że bank ma gdzieś kopię przeciwzaklęć. Służą jako swego rodzaju rejestr dla starszych rodzin.

Hermionie wydawało się, że pokój zaczyna przechylać się na boki. 

— Cóż, to i tak zajmie trochę czasu. Przy obecnych warunkach nie ma mowy, by gobliny były w stanie przekazać ogromną posiadłość krewnemu znanego Śmierciożercy…

— Nie byłabym tego taka pewna. — Narcyza zacisnęła usta. — Gobliny nie zwracają uwagi na takie drobnostki jak ludzkie rządy, Hermiono. Bank Gringotta działa jak naprawdę sprawna maszyna.

Prawda słów Narcyzy uderzyła Hermionę niczym cios w brzuch.

Oczywiście, że tak. Dowiedziała się o tym na Historii Magii. Ministerstwo nigdy nie było w stanie kontrolować Gringotta, tak samo jak nie będzie mógł robić tego Prawdziwy Zakon.

Narcyza położyła łokcie na stole, przyciskając dłonie do czoła. 

— Przepraszam, Hermiono. Możemy nie być tu tak bezpieczne, jak sądziłyśmy.

Hermiona wciągnęła ostry oddech. 

— Przypuszczam, że nie ma sensu zawczasu się tym martwić.

— Tak.

Skończyły kolację w milczeniu. Hermiona nie mogła wyzbyć się wrażenia, że ​​Lucjusz Malfoy był na to zbyt sprytny. Nie zostawiłby ich w tak beznadziejnej sytuacji. Ale potem do jej serca wkradły się wątpliwości i zdecydowała się poświęcić chwilę na Oklumencję, by pogrzebać swój niepokój.

Po obiedzie Hermiona zaproponowała, że ​​przez kilka godzin posiedzi z Narcyzą w bibliotece. Kobieta jednak odmówiła, składając to na swój ból głowy. Czarne fiolki zastukały w kieszeniach Hermiony, gdy zatrzymała się gwałtownie przed schodami. Jeśli była szansa, że bariery wokół posiadłości mogą w każdej chwili opaść, musiała jak najszybciej zebrać wszystkie materiały dowodowe. Nie mogła zostać złapana, nie mając ich przy sobie.

Obracając się na pięcie, zbiegła po schodach do laboratorium eliksirów. Drzwi były otwarte, ale pokój pozostawał nietknięty – prawdopodobnie z powodu uroku maskującego. Fiolki i kociołki stały dokładnie tam, gdzie je zostawiła, a jej instrukcje i listy składników wciąż leżały na głównym stole. Odetchnęła głęboko, odepchnęła w głąb umysłu natrętne wspomnienia, złapała wszystkie swoje notatki i zmniejszyła je zaklęciem. Przeszukała dolne półki regału, gdzie znalazła mały skórzany woreczek do przenoszenia składników. Opróżniła kieszenie, układając wszystko na stole, po czym zmniejszyła czarne fiolki i rzuciła na woreczek zaklęcie zwiększające. Takie samo, jakie zastosowała na swojej wyszywanej koralikami torebce, której używała podczas polowania na horkruksy z Harrym i Ronem.

Zatrzasnęła drzwi i po raz pierwszy od chwili powrotu do Dworu, poszła na górę do swojej sypialni. Pokój ten również pozostawał nietknięty. Prawie tak, jakby Draco mógł się tu w każdej chwili pojawić, rzucając szyderczą uwagą odnośnie do obiadu i ich „ćwiczeń”.

Przeszła przez pokój aż do stolika nocnego. Jasne, białe światło zalało ciemny pokój, gdy otworzyła dolną szufladę. Szklany słój z magią jej dziewictwa świecił niczym świetlik. Zmniejszyła go i włożyła do woreczka. Rozciągnęła lekko skórzane paski i założyła go na szyję, postanawiając nigdy go nie zdejmować.

Rozejrzała się po swoim starym pokoju, przyciskając sakiewkę do piersi. Widok ten był bliższy złagodzenia bólu jej serca niż ujrzenie Nory. Jednak to wciąż nie wystarczało.

Hermiona wyjęła z szafy koszulę nocną i przeszła przez ukryte drzwi do sypialni Dracona. Podskoczyła, kiedy zobaczyła, że Bobek składa prześcieradła.

— Panienko! Bobek czekał na ciebie. Bobek nie zmienił dla ciebie poduszek, tak jak sobie życzyłaś.

Hermiona zarumieniła się, ale nie widziała sensu, by temu zaprzeczać. Uśmiechnęła się, a ciepło zaiskrzyło w jej piersi. 

— Dziękuję, Bobku.

Bobek z powagą skinął głową. 

— Bobek wie, że panienka lubi czytać Proroka, ale Bobek nie chciał, żeby Pani Malfoy to zobaczyła. Przybył dziś rano.

Podszedł do biurka Dracona i podniósł egzemplarz porannego wydania Proroka.

LUCJUSZ MALFOY MARTWY, ZAMORDOWANY PODCZAS PROCESU

Hermiona chwyciła za słupek łóżka, zanim nogi ugięły się pod jej ciałem. 

— Tak, dziękuję, Bobku. Nie dzielmy się tym z Narcyzą. Chciałabym też zobaczyć Ducha Nowego Jorku, o ile go masz.

Bobek skłonił się i zachwiał. Hermiona opadła na krzesło i drżącymi palcami rozłożyła Proroka. Zdjęcie na okładce przedstawiało strażników prowadzących Lucjusza na scenę. Kręgosłup mężczyzny był prosty, a usta charakterystycznie wygięte.

Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko przed czytaniem.

Po poddaniu się w zeszłym tygodniu Prawdziwemu Zakonowi generał Lucjusz Malfoy z Wielkiego Zakonu stanął wczoraj przed Trybunałem Sprawiedliwości Rządu Tymczasowego Anglii. Zbrodnie Malfoya obejmowały masowe morderstwa mugoli i czarodziejów w Kanadzie, spisek mający na celu popełnienie masowych morderstw we Włoszech i Szwajcarii oraz zabójstwo kilkunastu członków Prawdziwego Zakonu i obywateli brytyjskich. Ale zanim przewodniczący zdążył dokończyć odczytywanie stawianych mu zarzutów, Lucjusz Malfoy został uśmiercony przez Zabójczą Klątwę wystrzeloną z tłumu.

W oświadczeniu skierowanym do Proroka generał Jacobs wskazał, że „lud przemówił, ale gdyby jednak Lucjusz Malfoy przeszedł przez pełny proces, niewątpliwie i tak w końcu dołączyłby do szeregów swoich towarzyszy”.

Wściekłość wrzała pod jej skórą. Przekartkowała resztę gazety, szukając wzmianki o tym, co wydarzyło się później, jednak nic nie znalazła. Po ponownym przeczytaniu artykułu na biurku pojawił się Duch. Przerzucała jego strony, aż znalazła wzmiankę o tym samym procesie. Gertie Gumley napisała:

Tak zwany Trybunał Sprawiedliwości, utworzony w celu ścigania najniebezpieczniejszych zwolenników Lorda Voldemorta w Wielkiej Brytanii, dziś rano zmienił się w prawdziwy motłoch, gdy Lucjusz Malfoy, prawa ręka Voldemorta, został zamordowany podczas zeznań. Świadkowie twierdzą, że Lucjusz Malfoy miał adwokata obronnego gotowego przemówić w jego imieniu, ale Trybunał szybko stracił kontrolę nad „publicznością”, z której rzucono Zabójczą Klątwę. Wielu naocznych świadków poinformowało, że procesowi przewodniczył generał Robert Pierre, obywatel francuski, chociaż Rząd Tymczasowy Anglii zapewnił zaniepokojonych sojuszników, że będzie on odgrywał drugorzędną rolę.

Naoczni świadkowie donoszą, że następnie tłum aportował się do posiadłości Lucjusza Malfoya z zamiarem szturmu i zabicia przetrzymywanej w środku jego jeszcze nieosądzonej żony. Bariery i zaklęcia obronne w starej posiadłości czarodziejów nie pozwoliły buntownikom wejść, ale wygląda na to, że nikt nie może czuć się bezpieczny przed generałem Robertem Pierre’em i jego Trybunałem Sprawiedliwości. Trzeci tydzień z rzędu Przewodniczący MACUSY – Harrison – odmówił komentarza.

Serce Hermiony biło coraz szybciej, gdy czytała artykuł raz za razem. Prawdziwy Zakon zdołał ukryć szczegóły procesów przed społecznością międzynarodową, ale Gertie Gumley pilnie śledziła temat. A Hermiona zdecydowała się dopilnować, by Gertie udało się opisać wszystko, co konieczne.

Przywołując pióro i pergamin, przerzuciła strony gazety, znajdując dane kontaktowe Gertie Gumley. Napisała do kobiety list, podając w nim wszystkie posiadane informacje.

O czwartej nad ranem z Ameryki przybyła sowa z odpowiedzią, wyrywając Hermionę z niespokojnego snu w łóżku Draco.

Gertie Gumley miała całą stronę pytań. A Hermiona z wielką chęcią na nie wszystkie odpowiedziała.

***

Następnego ranka na pierwszej stronie Ducha Nowego Jorku pojawiło się zdjęcie Hermiony z wytłuszczonym nagłówkiem: SPRZEDANA, OCALONA, UCISZONA.

Historia Hermiony otrzymała trzy pełne strony. Hermiona była ostrożna, starając się zbytnio nie wspominać o swojej niewoli w Dworze Malfoyów, skupiając się wyłącznie na okresie po wypuszczeniu ze Świętego Munga i procesie Lucjusza Malfoya.

„To kwestia zasad” – pisze panna Granger, która odmówiła podania obecnego miejsca swojego pobytu. „Chciałam podzielić się moimi wspomnieniami z Prawdziwym Zakonem, ale oni wielokrotnie mi odmawiali. Obrzydza mnie fakt, że Alecto i Amycus Carrowowie zostali zabici, nie mierząc się z wyczerpującą listą ich zbrodni lub choćby jednym z zeznań jakiejkolwiek z ich ofiar. Sprawiedliwość wymierzona przez tłum to nie zwycięstwo. Choć byli potworami, sprawiedliwość wymaga, aby każdy oskarżony otrzymał swój proces. I o to będę walczyć.”

Panna Granger była obecna na procesie Lucjusza Malfoya i towarzyszyła tłumowi, gdy ten próbował szturmować posiadłość oskarżonego. Jednak w przeciwieństwie do reszty motłochu, panna Granger była w stanie przekroczyć bariery, co – jak podejrzewa – wynikało z magii związanej z jej tatuażem.

Potwierdza ona również na wyłączność Duchowi Nowego Jorku, że Narcyza Malfoy żyje i ma się dobrze w rezydencji Malfoyów. Co więcej twierdzi, że Prawdziwy Zakon dołączył do motłochu szturmującego bramy posiadłości, używając siły militarnej i próbując przebić się przez osłony, podczas gdy ona i pani Malfoy były w środku. „Użycie takiej siły wobec jakiegokolwiek obywatela brytyjskiego jest wstrząsające, nie mówiąc już o osobie oskarżonej o niejasne, niezdefiniowane w pełni przestępstwa. Jeśli Wielka Brytania zamierza posłać na stracenie każdą osobę, która była powiązana z jakimkolwiek zwolennikiem Voldemorta, nikt nie pozostanie przy życiu. Skupiając się na członkach rodzin śmierciożerców odwraca się, uwagę od tego, co rzeczywiście powinno być poczynione, czyli ścigania urzędników Wielkiego Zakonu, którzy uciekli z kontynentu.”

Egzemplarz Ducha, który pojawił się tego ranka za jej oknem, zawierał notatkę dołączoną przez samą Gumley: Robienie z panią interesów to sama przyjemność, panno Granger.

Tego popołudnia Narcyza przyszła do pokoju Dracona. Miała zaczerwienione oczy, a słowa z trudem opuszczały jej usta. Po utuleniu Hermiony przeprosiła, mówiąc, że chce spędzić w samotności resztę wieczoru.

Następnego ranka Prorok zapowiedział, że wszystkie procesy zostaną przełożone na następny tydzień.

Gdy Narcyza rozpaczała, Hermiona spędzała całe godziny w bibliotece Malfoyów, badając sposoby na usunięcie łańcuchów skrzatów, podczas gdy te pełniły rolę jej królików doświadczalnych. Po trzech dniach pełnych badań w końcu udało jej się złamać czar. Przetyczek ukrył twarz w dłoniach i zapłakał, gdy metal spadł mu z ramion. Hermiona spędziła resztę wieczoru, poklepując po plecach grupkę płaczących skrzatów.

Jedzenie w Dworze z dnia na dzień się poprawiło. Dzięki przełamaniu magii łańcuchów, skrzaty mogły się aportować, aby kupić żywność i zapasy i uzupełnić spiżarnie. Hix był niezwykle zadowolony, że może znowu swobodnie zajmować się ogrodem, mamrocząc pod nosem o chwastach między dzwonkami.

Duch kontynuował eskalację swojej krytyki wobec Trybunału Sprawiedliwości. W Proroku ogłoszono nabór na stanowisko nowego redaktora, a Hermiona z zaskoczenia prawie wylała kawę na artykuł, który wyrażał się lekko krytycznie wobec generała Jacobsa. Jednak cokolwiek by nie zostało opublikowane, strażnicy pilnujący Dworu pozostawali na swoich stanowiskach.

Hermiona zaczynała się na nich gapić, kiedy była znudzona, ale odrywali oni oczy od horyzontu tylko wtedy, gdy zauważali szybujące ponad granicami posiadłości sowy.

Zaczęła otrzymywać listy z całego świata, wspierające jej historię i zmagania. Niektóre były dość osobiste; inne ściśle profesjonalne. Jedna z organizacji praw człowieka zaproponowała jej bezpłatną poradę. Hermiona skierowała do nich sprawę Olivera Wooda, wyrażając swoje obawy, że jest on przetrzymywany bez powodu, i prosząc, aby zajęli się tym bez angażowania mediów. Otrzymała wiadomość od Amerykańskiego Towarzystwa dla Niemagicznie Urodzonych i nowej koalicji w Austrii mającej chronić prawo dzieci o mugolskim pochodzeniu do edukacji. Narcyza pomogła jej odpowiedzieć na każdy z listów, a Hermiona przejrzała całą korespondencję skierowaną do kobiety, znajdując liczne kondolencje od znajomych i partnerów biznesowych Lucjusza.

Wśród listów była jasnoniebieska koperta zaadresowana do niej znajomym charakterem pisma. Otworzyła ją, znajdując w środku krótką notatkę od Ginny.

Hermiono,

Wierzę ci co do Malfoyów. Wierzę ci od tego dnia, którego odeszłaś, a George powiedział mi o twoim antidotum na tatuaże. Obecnie nie rozmawiam z nim. Ani z Ronem.

Przykro mi, że przyszli za tobą pod Dwór, ale nie potrafię nie cieszyć się tym, że zabójca mojego brata nie żyje. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.

Tęsknię za Tobą.

Ginny

Hermiona złożyła go ostrożnie, opadła na dywan w sypialni Draco i rozpłakała się rzewnie.

Myślała, że ​​ją straciła. Ale Ginny naprawdę za nią tęskniła.

Kiedy jej łzy wyschły, szybko napisała odpowiedź na tyle krótką i zwięzłą, aby jej nie przytłoczyć.

Pod koniec tygodnia zdążyły wymienić osiem sów, zadając sobie drobne pytania i udzielając na nie szczegółowych odpowiedzi. Hermiona dowiedziała się, że Ginny przeglądała obecnie książkę kucharską Molly, próbując każdego przepisu, bez względu na to, jak obrzydliwie brzmiał. Odmówiła też udziału w misji w Egipcie, gdzie podobno ukrywało się kilku członków gabinetu Ministra Romano. Ron i Percy przebywali w Argentynie jako część zespołu, który miał wyśledzić i schwytać hiszpańskiego Ministra Santosa; George został oddelegowany do zajmowania się papierkową robotą dla generała Jacobsa. Z kolei Hermiona opowiedziała Ginny wszystko o swoim spotkaniu z Pierre’em i Jacobsem oraz listach, które otrzymywała z całego świata. Opowiedziała jej też o swoim pobycie w „niewoli”. O spotkaniu z Cho. O tym jak Draco rzucił Obliviate na Charlotte w noc ataku na Edynburg. Ginny nigdy nie odpowiadała bezpośrednio na otrzymywane historie, ale mimo to odpisywała dalej. I to było wszystko, o co mogła prosić ją Hermiona.

Wsuwała każdy list od Ginny do sakiewki na szyi, trzymając je wszystkie blisko serca.

Śniadanie następnego ranka było dość spokojne. Piąty czerwca. W zeszłym roku Draco został ranny w swoje urodziny. W tym roku mogła tylko się modlić, by historia się nie powtórzyła

Narcyza i Hermiona kończyły właśnie pić herbatę, gdy trzask aportacji wstrząsnął nimi aż do kości. Hermiona odwróciła się na krześle i zobaczyła, jak Hix załamuje ręce. 

— Pani, panienko. Ktoś czeka przy bramie.

Hermiona zmarszczyła brwi i rzuciła się do frontowego okna, a Narcyza tuż za nią.

Hermiona dostrzegła postać kobiety w czarnym mundurze Prawdziwego Zakonu, z brązowymi włosami spiętymi w nienaganny kok i rękami złożonymi za plecami. Hestia Jones. Oprócz strażników rozstawionych co dziesięć metrów po obu jej stronach, była sama.

Hermiona wpatrywała się w samotną postać, a jej umysł pracował coraz szybciej. Zastanawiała się, kiedy znów skontaktuje się z nią ktoś z Prawdziwego Zakonu. Wywierany na nich nacisk nieustannie rósł. Prorok z dnia na dzień stawał się coraz bardziej krytyczny; w zeszłym tygodniu ponad dwa tuziny krajów podpisały oświadczenie Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, ostro potępiając brytyjskie działania powojenne. Ale Hermiona kompletnie nie spodziewała się, że ktokolwiek stanie u bram Dworu.

Skinęła głową Narcyzie, sprawdziła różdżkę w kieszeni na biodrze i otworzyła frontowe drzwi. Hestia wyprostowała się i skinęła jej głową. Hermiona zeszła po schodach i ruszyła żwirowym podjazdem w kierunku gościa. Słońce wyszło zza chmur, a teren rozświetlił się, gdy podeszła do bramy. Zatrzymując się pięć kroków od granicy, przyjrzała się opanowanemu wyrazowi twarzy Hestii.

— Panno Granger. Jak się masz?

— Wspaniale — zażartowała Hermiona. — Jak mogę ci dzisiaj pomóc, Hestio?

Hestia skinęła głową w jej stronę. 

— Nie jestem tutaj, by przebierać w słowach, panno Granger. Rząd Tymczasowy przyznaje się do swoich błędów, zwłaszcza jeśli chodzi o Trybunał Sprawiedliwości. Jestem tu w ich imieniu.

Hermiona uniosła brew. 

— Czy to w takim razie przeprosiny?

— Może tak. Ale nie sądzę, żebyś była nimi szczególnie zainteresowana. — Hestia zmrużyła oczy na słońce i podeszła bliżej. — Trybunał Sprawiedliwości zostaje rozwiązany. Tworzymy nową radę, która ma ścigać polityczne i wojskowe przywództwo Wielkiego Zakonu. Międzynarodowy Magiczny Trybunał Wojskowy.

Tym razem to Hermiona skinęła głową.

Międzynarodowy. Które kraje w takim razie w nim uczestniczą?

— Szwajcaria, Włochy, Kanada, Francja. I oczywiście Wielka Brytania.

Twarz Hestii była beznamiętna. Hermiona dążyła, by jej własna wyglądała podobnie. 

— Czy oczekujesz, że przyklasnę waszym działaniom? — zapytała.

— Nie — odparła Hestia. — Oczekuję, że przyjmiesz zaproszenie i do nas dołączysz.

Hermiona zamrugała oszołomiona.

Szybko spojrzała przez ramię na horyzont. 

— Daj mi jeden powód, dla którego powinnam dołączyć.

— Dam ci kilka. Należyty proces. Sprawiedliwe rozprawy z reprezentacją. Wyroki ustalone większością dwóch trzecich głosów. To tylko kilka rzeczy, które są przedmiotem dyskusji. Nic nie jest jeszcze konkretne, ale prowadzimy rozmowy z Międzynarodową Konfederacją Czarodziejów w celu uzyskania wskazówek i zatwierdzenia.

Hermiona wpatrywała się w nią z przymrużonymi oczami. 

— Powiedz mi, czy do tej rady zaprasza się też innych dziewiętnastolatków? Czy tylko gwiazdy?

— Nie i tak, w pewnym sensie — powiedziała Hestia. — Nie jestem tutaj, by obrażać twoją inteligencję, panno Granger. Oczywiście głównym powodem jest twoja popularność. Ale mamy też inne.

— Czyli jakie?

— Masz wyjątkowy punkt widzenia. Byłabyś jedynym członkiem rady, który spędził rok w niewoli.

Hermiona skrzyżowała ręce na piersi. 

— A w jakim charakterze miałabym służyć?

— Jesteś za młoda, aby być sędzią, i brakuje ci wyszkolenia, aby służyć jako prokurator lub obrońca. Ale otrzymasz miejsce przy stole doradców. A jeśli coś o tobie wiem – i schlebiam sobie, że tak – to chcesz siedzieć przy tym stole. Uwierz mi.

Twarz Hestii była spokojna i opanowana, podczas gdy Hermiona rozważała swoje możliwości. Istniały dwie: Hestia mówiła jej prawdę – a jej wyjaśnienie z pewnością wydawało się rozsądne i szczere – albo była jakaś gra lub sztuczka, której jeszcze nie rozgryzła.

Tak czy inaczej, odpowiedź była nieistotna. Jej serce, instynkt i logika podszeptywały, że nie ma mowy, by mogła zrezygnować z miejsca przy stole organizacji, która pomogłaby zadecydować o losie Draco. Albo jego przyjaciół.

Mimo to mieszkając w domu pełnym Ślizgonów, nauczyła się kilku rzeczy. Wbiła w Hestię swoje najbardziej lodowate spojrzenie.

— Chcę, aby wszystkie zarzuty przeciwko Narcyzie Malfoy zostały wycofane. Natychmiast.

— To z pewnością coś, co możesz zaproponować na pierwszym spotkaniu…

— Nie. Teraz — powiedziała Hermiona. — Nie dołączę do żadnej rady, która mogłaby próbować przyglądać się domniemanym „przestępstwom” Narcyzy Malfoy i decydować się na ściganie jej osoby z użyciem wojska.

Usta Hestii drgnęły i przez ułamek sekundy Hermiona zastanawiała się, czy kobieta nie próbuje ukryć uśmiechu. 

— Zobaczę, co da się zrobić. Nic nie obiecuję.

— Gdy otrzymamy oficjalne ułaskawienie, spodziewam się, że zostanie ono wydrukowane w gazetach. Prześlij mi informacje o spotkaniu. Dziękuję za poświęcony czas, Hestio.

Po tych słowach odwróciła się na pięcie i wróciła do domu, odprawiając tym samym kobietę.

***

Dwa dni później Prorok ogłosił wycofanie zarzutów przeciwko Narcyzie Malfoy i utworzenie nowego Międzynarodowego Magicznego Trybunału Wojskowego z pełną listą nazwisk wszystkich członków. Hestia wysłała sowę z oficjalnym ułaskawieniem i zaproszeniem na pierwsze spotkanie mające odbyć się w poniedziałek. Hermiona zwlekała z odpowiedzią przez cały dzień, chcąc spędzić go na wspólnym świętowaniu z Narcyzą. Narcyza pokazała jej miejsce w piwnicy, w którym Malfoyowie przechowywali szampana ze swojej winnicy we Francji. Po raz pierwszy w życiu Hermiona miała przyjemność zobaczyć, jak Narcyzie Malfoy plącze się język.

Kiedy następnego ranka strażnicy Prawdziwego Zakonu wciąż nie zostali zwolnieni ze swoich posterunków przy granicach Dworu, Hermiona odesłała swoją odpowiedź, pytając o powód ich ciągłej obecności.

Do południa już ich nie było.

Pojawiały się kolejne listy. Większość była pełna poparcia, ale niektóre wypełniała nienawiść i wściekłość. Hermiona musiała wyszukać zaklęcie do niszczenia wszelkich Wyjców i upewniać się, by przejrzeć całą korespondencję przed Narcyzą. Pewnej nocy Hermiona otrzymała niepodpisany list od rozdrażnionej sowy, w której została nazwana zdrajczynią i dziwką. Wrzuciła go do kominka, zanim Narcyza zdążyła o cokolwiek zapytać. Patrząc, jak pergamin płonie, przywołała ze swojej sakiewki list, który otrzymała wcześniej tego dnia, czytając go w kółko:

Czytałam dzisiaj o Narcyzie. Cieszę się Twoim szczęściem.

Ginny

Zgodziły się, że opuszczenie Dworu przez Narcyzę nadal nie jest bezpiecznym posunięciem. Na szczęście kobieta nie miała ku temu powodów. Po artykule Proroka u okien Hermiony pojawiła się lawina listów od przyjaciół. Zaczęła korespondować z Neville’em i powiedziała Wiktorowi, że z przyjemnością spotka się, gdy znajdzie czas.

Kiedy w czwartek rano kończyła wspólne śniadanie z Narcyzą, przy stole pojawił się Hix. 

— Pani — wyszeptał. — Gobliny są tutaj.

Hermiona odstawiła filiżankę kawy z ostrym brzękiem.

Narcyza zesztywniała. Potem wstała od stołu i osuszyła serwetką usta. 

— Dziękuję, Hix. Proszę, przeprowadź je przez bariery i zaproś do salonu. — Hix zniknął, i zanim Hermiona zdążyła pomyśleć o panice kotłującej się w jej piersi, Narcyza zawołała Łzawkę. Skrzatka pojawiła się z ostrym trzaskiem.

Narcyza wciągnęła głęboki oddech przed przemówieniem. 

— Przygotuj się do spakowania naszych rzeczy i przeniesienia na Grimmauld Place.

Łzawka aportowała się z szeroko otwartymi oczami, a Hermiona zerwała się z krzesła. Gobliny przybyły tu, by przenieść własność nad posiadłością. Znaleźli dziedzica majątku Dołohowa i przybyli tu, by oznajmić im, że muszą opuścić Dwór.

Narcyza skinęła Hermionie głową, a jej twarz była blada jak prześcieradło. Hermiona wyszła za nią z jadalni. Nie zapytała, jak ma to wszystko wyglądać, jeśli zostaną zmuszone do odejścia – co będą mogły zabrać, a co zostawić.

Kiedy szła z Narcyzą do salonu, jej myśli powędrowały do ​​mosiężnego pudełka z biżuterią w jej sypialni. Przełykając, chwyciła swoją skórzaną sakiewkę jedną ręką, a drugą trzymała Narcyzę. Miała przy sobie wszystko, czego potrzebowała.

Ledwie zajęły sztywno swoje miejsca na sofie, drzwi się otworzyły. Tuż za Hixem do środka wkroczyły dwa gobliny w skórzanych kamizelkach i spodniach. Jeden skupiał się na swoim kieszonkowym zegarku przymocowanym do złotego łańcuszka; drugi był szczuplejszy i miał na nosie okulary.

Narcyza wstała i skinęła głową. 

— Witajcie. Zechcecie usiąść?

— Nie — odparł chudy goblin. Z uszu wyrastały mu kłęby siwych włosów. — Boggleben?

Drugi – przypuszczalnie Boggleben – poczłapał do przodu i upuścił na stolik do kawy grubą księgę z postarzałej skóry. Przeciągnął palcem wskazującym w dół grzbietu, a tom otworzył się.

— Lucjusz Malfoy III nie żyje — oznajmił Boggleben, wciąż jednak oczekując potwierdzenia ze strony  Narcyzy.

Narcyza wyprostowała się sztywno. 

— Tak. Zmarł 24 maja.

Boggleben skinął głową i rzucił Hixowi surowe spojrzenie, aż ten podskoczył i wyszedł z pokoju. Po chwili goblin odchrząknął i stanął z boku. 

— Gnarland rozpocznie postępowanie.

Gnarland klasnął w swoje grube dłonie i powiedział: 

— Ponieważ Lucjusz Malfoy III odszedł, na Banku Gringotta spoczywa obowiązek zapewnienia, że ​​Dwór w Wiltshire wraz z pozostałymi posiadłościami, nieruchomościami i aktywami zostanie odpowiednio przeniesiony na jego spadkobiercę. Najbliższego z krewnych.

Język stanął Hermionie kołkiem w gardle. Jaki daleki krewny Dołohowa mógł być równocześnie najbliższym krewnym Lucjusza? Zerknęła na Narcyzę, która próbowała ukryć swoje zmieszanie.

Głos kobiety drżał lekko, gdy powiedziała: 

— Dziękuję, Gnarlandzie. A najbliższym krewnym Lucjusza w twoich aktach jest… kto?

Gnarland spojrzał w dokumenty. 

— Ta posiadłość przechodzi na jego córkę. Pannę Hermionę M… Granger.

Hermiona czuła, jakby nagle przemieniono ją w kamień. Dzwoniło jej w uszach.

Narcyza była nieruchoma. 

— Och?

Gnarland zerknął do teczki i zaczął przeszukiwać dokumenty. 

— Tak. Bank Gringotta został powiadomiony o nowym Malfoyu we wczesnych godzinach porannych dnia 26 lipca 1998 roku. Ponieważ dziecko miało 19 lat, napisaliśmy list do Lucjusza Malfoya III, prosząc o dodatkowe potwierdzenie. 26 lipca w południe odesłał on poświadczenie za pomocą swojej osobistej magicznej pieczęci.

Narcyza rozchyliła usta, gdy przyjęła oferowany jej list. Hermiona spojrzała przez ramię i zobaczyła eleganckie pismo Lucjusza potwierdzające, że Hermiona Jean Granger jest jego dziedziczką.

Zamrugała kilka razy, jej umysł wirował. 

— Lucjusz Malfoy powiedział wam, że... mnie spłodził?

Boggleben prychnął. 

— Nie. Napisaliśmy do niego, prosząc o potwierdzenie. Nasze księgi są magicznie wiążące. Nie można po prostu stworzyć dziedzica krwi z eteru.

Gnarland wymamrotał coś, co brzmiało jak „wybitnie anormalne”.

List wysunął się z koniuszków palców Narcyzy.

Umysł Hermiony jeszcze mocniej zawirował. 26 lipca – po wydarzeniach na plaży w Dover, ale przed Szwajcarią.

Przed urodzinami Harry’ego, ale po pierwszej nocy w Edynburgu.

Przebłysk wspomnienia wstrząsnął nią niczym elektryczność. Błysk ostrza przecinającego skórę nad jej sercem. Palce Narcyzy ocierające wodą jej oczy i usta.

Uniosła dłoń do skórzanej sakiewki uwieszonej na swojej szyi – słoja z magicznym podpisem jej dziewictwa w środku.

Matka oczyszcza, ojciec ją wykrwawia. To nie było metaforyczne. Podczas tego starożytnego rytuału przyjęli ją do siebie.

Hermiona odwróciła się do Narcyzy, ale ta ponownie czytała list Lucjusza, siadając się z powrotem na kanapie.

— Czy możemy kontynuować? — zapytał Gnarland.

— Nie rozumiem — powiedziała nagle Hermiona. Otworzyła usta i natychmiast je zamknęła.

— Wybacz mi, ale ja też nie. — Narcyza podniosła wzrok, podając mu list. — Lucjusz i ja mamy syna, Draco. Myślałam, że męska linia przejmie całe dziedzictwo i Dwór. A Draco… cóż, on…

— To też zakwestionowaliśmy. — Gnarland chwycił w dłoń kolejny list, który wręczył mu Boggleben. — Ale wieczorem 26 lipca otrzymaliśmy drugi list od Lucjusza Malfoya III z prośbą o unieważnienie klauzuli Męskiej Linii Dziedziczenia i Klauzuli Dziedzica Czystej Krwi, podpisane przez Armanda Malfoya I, a także zastąpienie ich Klauzulą Najstarszego Potomka.

Umysł Hermiony zafalował. Oparła dłoń na sofie, gdy Gnarland przekazał jej list.

Była o dziewięć miesięcy starsza od Draco. Jeśli Lucjusz uznał ją za swoją spadkobierczynię i podpisał dokumenty, aby posiadłość została przekazana najstarszemu z potomków, to umowa Draco z Dołohowem…

Narcyza odchrząknęła. 

— Zeszłego lata mój syn przepisał prawa do pełnego spadku na rzecz Antonina Dołohowa. Nie jestem pewna, czy kontaktowałeś się z obecnym zarządcą jego majątku…

— Jesteśmy tego w pełni świadomi. — Gnarland wykrzywił usta. — Roszczenie dotyczące majątku Malfoyów zostało złożone przez pana Dołohowa 9 maja. W tamtym czasie było to uzasadnione, ale pamiętajmy, że była to umowa podpisana przez Dracona Malfoya I. Z racji adopcji panny M... Granger, a także dokumentów złożonych 27 lipca 1998 roku, Draco Malfoy I nie jest już spadkobiercą, a wszystkie roszczenia względem jego dziedzictwa są nieważne.

Palce Hermiony zadrżały, gdy przyłożyła je do ust. Nie była pewna, czy powinna się śmiać, płakać, czy wymiotować z nerwów.

Lucjusz Malfoy przepisał na nią Dwór. To dlatego mogła bez problemu przekroczyć granicę posiadłości, podczas gdy tłum został odparty siłą. To dlatego mogła wejść do gabinetu Lucjusza, podczas gdy tylko Narcyza i Draco powinni byli mieć do tego zdolność. Draco przekazał jej w Rumunii swoją krew, choć nigdy nie musiał.

Jeśli chodziło o perspektywę Gringotta, była Malfoyem. Dziedzicem krwi.

— Ekhm. — Boggleben odłożył zegarek z wrogim wyrazem twarzy. — Lucjusz Malfoy poprosił również o następujące rzeczy: Akta własności nie mogą być udostępniane Ministerstwu przez pięć lat po przekazaniu majątku spadkobiercy, a prawdziwe nazwisko panny Hermiony Granger zostanie zapieczętowane i nie może być przekazywane Ministerstwu, dopóki sama nie wyrazi na to zgody.

— Moje prawdziwe nazwisko? — powiedziała słabo Hermiona.

Narcyza spojrzała na nią z bladym, napiętym uśmiechem na twarzy.

— Panno Granger?

Oszołomiona wpatrywała się w Gnarlanda, gdy rozwijał zwój i podawał jej pióro. Usiłowała przetworzyć żargon prawniczy przez mgłę spowijającą jej mózg, wpatrując się w szczegółową listę dziedziczonych przez nią rzeczy – aktywa Malfoyów, łącznie wynoszące wręcz astronomiczną sumę, oraz majątki ziemne Malfoyów w Wielkiej Brytanii, Francji, Monako, Ameryce, Brazylii i Japonii.

Hermiona przełknęła ślinę. 

— Ale co z Draco? I Narcyzą? — Znów spojrzała na kontrakt, szukając ich nazwisk. — Żadne z nich nie jest tu wymienione.

Gnarland uniósł posiwiałą brew ponad cienkimi okularami. 

— Panno Granger, praktyka jednego dziecka pełniącego rolę spadkobiercy jest dla rodu Malfoyów szanowaną od wieków tradycją. Kiedy konto przejdzie na twoje nazwisko, otrzymasz również pełne zaufanie, że będziesz działać posłusznie w imieniu swojej rodziny. Każdy może zamieszkiwać w twoich posiadłościach tak długo, jak wyrazisz na to zgodę. Pieniądze mogą zostać przekazane na dowolne konto.

Hermiona potrząsnęła głową, jakby oczyszczała uszy z wody. Spojrzała na Narcyzę i zobaczyła, że ta ​​uśmiecha się do niej z pełnymi łez oczami. Skinęła głową.

Wciągając ostry oddech, Hermiona przyjęła pióro od Gnarlanda. Podpisała się, krzywiąc lekko, gdy jej imię pojawiło się na pergaminie nakreślone jej własną krwią. Gdy wpatrywała się w swój podpis widniejący tuż nad tym Lucjusza, miała wrażenie, że otoczył ją ciepły wiatr. Jakby zatopiła się w gorącej kąpieli po bardzo długim dniu.

Dwór wydawał się błyszczeć, kiedy w końcu podniosła wzrok. Zasłony falowały, a ściany lśniły. Nowe życie szumiało w jej żyłach.

— Panno Granger, czy chciałaby pani opróżnić skarbiec Malfoyów i przenieść środki na pani konto?

Uderzyło w nią nagłe zaskoczenie.

— Nie, ależ skąd.

— Bardzo dobrze. Pamiętaj, że wszyscy członkowie rodziny będą mieli dostęp do skarbca Malfoyów, chyba że postanowisz inaczej. — Gnarland zatrzasnął swoją teczkę, zanim zdążyła odpowiedzieć.

— To powinno wystarczyć, panno Granger. — Boggleben ponownie spojrzał na zegarek z westchnieniem. — Jako jeden z właścicieli największych skarbców Gringotta, będziesz mieć pierwszorzędną obsługę we wszystkich naszych placówkach na całym świecie. Wszelkie potrzebne informacje znajdziesz tutaj. — Wyciągnął złoty zwój, który przyjęła wilgotnymi od emocji palcami. — Proszę, prześlij nam wybranego przez siebie artystę przed upływem terminu dwóch tygodni. Na dole znajdują się zatwierdzone nazwiska. Jeśli nie odpowiesz, jedno z nich zostanie wybrane za ciebie.

Hermiona poczuła lekkie drganie swoich powiek. 

— Artystę?

— Tak. Jako iż jesteś spadkobiercą rodu, twój portret zostanie dodany do galerii Malfoyów, a także…

Wybuchnęła śmiechem, zanim zdołała się powstrzymać.

Goblin urwał w połowie zdania wyraźnie urażony.

Oderwał dłoń od ust. 

— Przepraszam, ale... to śmieszne. Nie każę powiesić mojego portretu w galerii Malfoyów.

Gnarland spojrzał na nią przez swoje okulary. 

— To niepodlegająca negocjacjom klauzula umowy, którą właśnie dobrowolnie podpisałaś, panno Granger. Jeśli będziesz potrzebować poświadczonej notarialnie kopii, nasze biuro chętnie…

Wybiegła bez ostrzeżenia, wypadając przez drzwi salonu do holu wejściowego, gdzie nie była w stanie słyszeć nawoływań Narcyzy. Jej płuca walczyły o powietrze, a skóra była zimna od potu.

Hermiona oparła się o kominek, żałując, że sieć Fiuu nie jest otwarta, żeby mogła stąd uciec, gdziekolwiek.

Zerknęła przez ramię, słysząc odległy hałas dobiegający z salonu, i szybko się oddaliła, pozwalając swoim stopom poprowadzić ją najbliższym korytarzem.

Kiedy Lucjusz zdecydował, że odda jej to wszystko? W ułamku sekundy, gdy w środku nocy zdecydował się przeczytać niemieckie tłumaczenie rytuału krwi? A może gdy gobliny napisały do ​​niego o pojawieniu się nowego Malfoya w ich księgach?

Czy liczył, że dostanie go z powrotem, kiedy będzie miał pewność, że Dołohow nic nie otrzyma?

Nie tego chciała. Od Malfoyów potrzebowała tylko jednej rzeczy, której tutaj nie było.

Zapiekły ją oczy, gdy zatrzymała się przed salą pełną portretów – długim pokojem wypełnionym od podłogi aż po sufit obrazami przedstawiającymi przeszłość Malfoyów. Była tu tylko raz, mniej niż chętna do powtórzenia tego dziwnego doświadczenia bycia otoczoną przez przodków czystej krwi gapiących się na nią, jakby była śmieciem pod ich butami.

Wchodząc do środka, poczuła, że ​​zwracają się ku niej setki szarych oczu. Portrety szeptały do ​​siebie, przebiegały przez ramy, wskazywały na nią palcami.

Zignorowała je, przechodząc na drugi koniec pomieszczenia, gdzie do portretu pozowała rodzina trzech blond głów. Lucjusz stał za krzesłem, na którym siedziała Narcyza, uśmiechając się pogodnie. Z drugiej strony spoglądał na nią dziesięcioletni Draco.

Hermiona uśmiechnęła się, widząc go tak młodego. Tak spiczastego i nadętego. Patrzenie na niego zbyt długo naprawdę ją bolało, więc odwróciła się.

Jej oczy powędrowały do ​​rogu pokoju, gdzie oficjalny portret Lucjusza Malfoya spoglądał na nią z góry. To był nowy obraz – być może namalowany w ciągu ostatnich kilku lat.

— Dlaczego zostawiłeś to mnie?

Lucjusz z obrazu uniósł brew. 

— Nie mam zielonego pojęcia, o co pani chodzi, panno Granger.

Znajomy głos napełnił jej oczy łzami. Spojrzała na puste miejsce obok niego – tam, gdzie powinien znajdować się portret Draco.

To on powinien tu być. Nie ona. To było jego przyrodzone prawo. Stracił ojca, przyjaciół, a teraz własny dom. Dałaby mu to wszystko, gdyby tylko mogła. Ale jego tu nie było.

W innym życiu pewnie by tego chciała. Z nim.

Ale nie sama. Nie, gdy nie wiedziała, gdzie on jest, ani czy kiedykolwiek wróci do domu.

Podłoga zaskrzypiała, a ona odwróciła się i zobaczyła Narcyzę stojącą w drzwiach. Hermiona przeszła do niej przez pokój, czując, jak oczy portretów podążają za nią. Wykręciła ręce, gdy zatrzymała się przed Narcyzą, zastanawiając się, czy może ona też poczuła się oszukana.

Ale zamiast tego Narcyza zaśmiała się cicho. 

— Cóż. Co teraz, Lady Malfoy?

Jednak zanim Hermiona zdołała udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, dobiegło ją głośne majsterkowanie, jakby skrzaty kotłowały się na środku korytarza. Hermiona wyjrzała przez drzwi i podążyła za dźwiękiem.

Gobliny stały przed biblioteką, podczas gdy Bobek i kilka innych skrzatów pracowało razem, aby coś podnieść. Hermiona czuła się, jakby była pod wodą, mijając marmurowe popiersie Armanda Malfoya i jego następcy, aż dotarła do Lucjusza.

Dołączyła do goblinów i patrzyła, jak skrzaty podnoszą ciężkie popiersie wyryte w marmurze, stawiając je na piedestale. Spojrzała na wyżłobioną w kamieniu swoją własną twarz, gładką skórę i dzikie włosy. Delikatny uśmiech majaczył na jej ustach, skierowany prosto ku drzwiom biblioteki Malfoyów.


3 komentarze:

  1. No i to się dopiero nazywa zwrot akcji xD Kto by się spodziewał, że Hermiona dostanie Dwór Malfoyów i cały ich majątek na własność xD Czułam, że Lucjusz coś musiał pomajstrować, bo dlaczego ona mogła przekroczyć drzwi Dworu, a wszyscy inni nie mogli wejść? No ale tu mamy naprawdę ogromny zwrot akcji. Jestem ciekawa, czy Lucjusz był świadomy tego, że podczas tego rytuału przyjmie Hermionę jako swoją córkę. No i czyżby czuł, że on raczej tej wojny nie przeżyje i zostawienie dziedziczenia Draco również nie było najlepszym pomysłem? No ale kto by się spodziewał, że pozwoli na to, żeby mugolaczka odziedziczyła cały rodowy majątek i posiadłość Malfoyów. Patrząc na to, jak on ją traktował i się zachowywał to jest naprawdę niespodziewane. No cóż, Lucjusz Malfoy choć ma wiele za uszami jednak wykazał się ogromnym człowieczeństwem. Ogólnie to lekka beka, bo Draco i Hermiona są w świetle prawa rodzeństwem xD No ale cieszę się też, że Hermiona tak ładnie pocisnęła Trybunałowi Sprawiedliwości oraz ówcześnie panującej w Wlk Brytani władzy xD No kto jak kto, ale ona na pewno nie mogła tego tak zostawić. A oni jeszcze byli i tak zmuszeni prosić ją o członkostwo i spełnić jej żądania, by do nich faktycznie dołączyła xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeny! Od pierwszych linijek wiedziałam, że to opowiadanie jest genialne! Takiego obrotu spraw nigdy bym się nie spodziewała 😃 lecę po więcej!

    OdpowiedzUsuń