OSTRZEŻENIE: horror, przemoc.
Świstoklik obracał nimi w wirze teleportacji, przyciskając do siebie coraz mocniej, zanim rzucił ich na ziemię. Hermiona upadła na kolana, a kiedy była w stanie skupić wzrok, dostrzegła przed sobą wyciągniętą dłoń Dracona. Ujęła ją i pozwoliła mu pomóc jej stanąć na nogi.
Powietrze było rześkie, posyłając dreszcze wzdłuż jej nagich nóg. Hermiona potarła ramiona, rozglądając się dookoła. Znajdowali się na skraju małego miasteczka o brukowanych uliczkach i wąskich, ciasno zbitych ze sobą budynkach. Kilka mugolskich samochodów stało zaparkowanych po prawej stronie drogi oświetlanej przez światła pubu. Szyld nad wejściem był w języku rumuńskim.
Hermiona wciągnęła gwałtowny oddech. Udało się. Międzynarodowy świstoklik zadziałał.
Draco stanął obok niej, a ona odwróciła się do niego, gdy podał jej rękę.
— Gotowa? — zapytał.
Spojrzała na jego dłoń, a potem na niego. Wyraz twarzy Dracona był stanowczy, ale oczy wydawały się zmęczone – jakby minęły całe wieki od chwili, gdy wpatrywał się w martwe ciało własnej ciotki.
Poczuła suchość w ustach i oblizała wargi.
— Czy ty? Możemy chwilę odpocząć…
— Jestem gotowy — powiedział, po czym chwycił ją pod ramię i aportował.
Świat uderzył w nią nagle. Draco chwycił ją mocno, a gdy się uspokoiła, czuła, że ziemia pod jej stopami była nierówna. Zamrugała, by oczyścić swoje pole widzenia, zauważając, że stali dokładnie w tym samym miejscu co Lucjusz i Czarny Pan we wspomnieniu Lucjusza.
Hermiona uwolniła rękę z uścisku, wyciągając szyję i rozglądając się dookoła. Góry przed nimi spowijała mgła, a ich postrzępione kontury były ledwo widoczne na tle ciemnego nieba. Ale tuż przed nią znajdował się ten sam szczyt, który widziała we wspomnieniu Lucjusza. Ten sam, który tydzień temu ujrzała w książce o geografii Rumunii, na którą prawie rozlała kawę z podniecenia.
— Mieliśmy rację — powiedziała bez tchu. — Kryjówka znajduje się na szczycie Moldoveanu…
— My? To ty przeprowadziłaś badania, Granger. — Draco spojrzał na nią, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie. Po kilku sekundach Hermiona podążyła za nim krętą ścieżką oświetloną bladym światłem księżyca.
Szła o krok za nim, zaciskając palce na różdżce Dafne. Za skroniami wciąż czuła tępy ból, ale z każdym kolejnym krokiem wydawał się słabnąć. Oczyściła swój umysł, skupiając go na magii i adrenalinie, która krążyła w jej żyłach.
Mogli to zrobić. Dla Harry’ego.
Ścieżka stawała się coraz bardziej stroma, a Hermiona prawie straciła równowagę na chwiejnych kamieniach. Zmarszczyła brwi, patrząc na swoje buty, a Draco zatrzymał się, by na nią poczekać, gdy transmutowała je w takie na grubych podeszwach. Jej głowa bolała od szpilek, które wpięła jej we włosy Pansy, więc usunęła je szybkim machnięciem różdżki.
Znowu wyprostowała się, odrzucając rozpuszczone włosy przez ramię i sprawdzając swoje buty. Naszyjnik ciążył jej na szyi, ale zaklęcie transmutacji mogło uszkodzić wszelkie nałożone na niego czary.
Serce zabiło jej szybciej w piersi, kiedy napotkała oczy Dracona.
— Przypomnij mi jeszcze raz, co znalazłeś w swoich rodzinnych archiwach.
Draco uniósł brew i poprowadził ich dalej.
— Brak wzmianek o posiadłości w Rumunii. Najbliższa posiadłość to chata w Górach Bałkańskich, około 80 mil na południe od granicy z Bułgarią. Tylko dwie wzmianki o wizycie w Rumunii w osobistych dziennikach. Raz w 1940 roku i raz ponad dwieście lat temu.
Oczywiście znała te fakty na pamięć. Ale musiała usłyszeć je na własne uszy, w taki sam sposób, w jaki niegdyś musiała wyrecytować sobie wszystko przed egzaminem.
Szli dalej, aż dotarli do głazu ze wspomnień Lucjusza. Oddech Hermiony stał się płytki, gdy obeszli go dookoła, a fragmenty układanki wskoczyły na swoje miejsca. Draco pozwolił jej poprowadzić ich ścieżką aż do górskiego wejścia, kroczą lekkim krokiem po jej własnych śladach. Za każdym razem, gdy odwracała się, by sprawdzić, co u niego, on rozglądał się dookoła lub spoglądał na szlak za nimi.
— Czy zastanawiałaś się już, jakiego rodzaju obiektu szukamy? — zapytał w końcu.
— Powiedziałam ci już wszystko, co wiem. — Hermiona przygryzła wnętrze policzka, zdając sobie sprawę, że on też musiał to jeszcze raz usłyszeć. — Będziemy szukać czegoś stosunkowo niewielkiego. Jego wcześniejsze horkruksy miały dla niego bardzo osobiste znaczenie – pierścień dziadka, szkolny pamiętnik – podczas gdy późniejsze z nich były przedmiotami o wielkiej, magicznej wartości.
Draco milczał.
— Na początku może to umknąć naszej uwadze. — Kręgosłup mrowił ją od długo skrywanych wspomnień o przegrzebywaniu zakurzonych starych pokojów i odrzucaniu na bok zepsutych medalionów. Instynktownie sięgnęła do swoich półek i ze zdziwieniem stwierdziła, że może zamknąć książkę bez większego bólu pulsującego za czołem. — Ale tym razem go szukamy. On może... wyczuć niebezpieczeństwo. Więc podejrzewam, że będziemy wiedzieć czym jest, kiedy się do niego zbliżymy.
I w tej samej chwili dotarli do skalnej ściany. Był to gładki kamień – ten sam, który widziała kilka tygodni temu we wspomnieniu Lucjusza Malfoya. Draco stuknął różdżką o skałę, tak jak zrobił to jego ojciec, i z drżeniem magii wrota rozstąpiły się. Chłopak odszedł krok w bok, odsłaniając niknące w mroku wejście do jaskini.
Stali przez chwilę, wpatrując się w głębię wyrwy w skale. Hermiona zmusiła się do głębokiego oddechu.
Draco odwrócił się do niej i przeciął swoją dłoń różdżką. Jego oczy drgnęły, gdy obserwował, jak Hermiona robi to samo z własną ręką. Oderwał wzrok od krwi spływającej po jego własnym nadgarstku i jednym machnięciem różdżki posłał ją spiralnie w górę.
— Moja krew zacznie znikać z twojego organizmu po godzinie. — Z kolejnym ruchem różdżki kropelki poleciały łukiem w kierunku jej dłoni.
Patrzyła, jak czerwone koraliki opadają na rozcięcie w jej dłoni, wnikając pod skórę. Jej krew wydawała się cieplejsza, gdy wyobrażała sobie, że splata się ona z jego, przepływając przez jej żyły, aż do serca.
Rana się zasklepiła. Hermiona zamrugała, patrząc na swoją gładką skórę, gdy Draco ujął jej dłoń, pocierając kciukiem jeszcze przed chwilą rozcięte miejsce.
— Więc jeśli coś mi się tam stanie, nie zwlekaj nawet przez chwilę.
Poderwała głowę.
— Nie mów tak.
Zmarszczył brwi.
— Czytałem o takich barierach. Proste udzielenie drugiej osobie własnej krwi trwa co najwyżej osiemdziesiąt minut. Magia wymaga też krwi żywego Malfoya…
Wyrwała rękę z jego dłoni.
— Przestań mówić, jakbyś miał umrzeć.
Patrzył na nią, jakby to ona była uparta, nie on.
— Po prostu podchodzę do tego praktycznie.
— Cóż, więc przestań — warknęła.
Przełknął, a jego gardło podskoczyło. Potem podszedł o krok bliżej, a serce Hermiony zatrzymało się, gdy podniósł rękę, by przesunąć palcami po jej naszyjniku. Zatrzymał się na szmaragdzie poniżej jej lewego obojczyka.
— Wymieniłem ten kamień.
Hermiona spojrzała w dół, gdy Draco szarpał klejnot, trzymając go w świetle księżyca. Wokół niego pojawiło się delikatne migotanie – czar maskujący.
Odłożył go z powrotem i spojrzał na nią.
— W środku jest antidotum na tatuaż. Wystarczy proste zaklęcie tnące.
— To nie będzie konieczne. Wyjdziemy stąd razem. — Odwróciła się od niego, podchodząc do progu, zanim zobaczył łzy w jej oczach.
Rzuciła przy wejściu kilka zaklęć wykrywających klątwy, skupiając się na każdym machnięciu różdżki Dafne. Wszystkie wyniki były negatywne. Biorąc ostry oddech, Hermiona rzuciła Lumos i ruszyła ku atramentowej ciemności.
Jej wzrok szybko dostosował się do światła płynącego z różdżki. Zaledwie cztery kroki przed sobą widziała proste schody wyrzeźbione w skale. Spojrzała przez ramię i ujrzała Draco podążającego tuż za nią z zaciśniętymi ustami i oczami utkwionymi przed sobą. Zapalił różdżkę, gdy odwróciła się twarzą do schodów i zeszła nimi w dół.
Blask ich różdżek sięgał głęboko w ciemność, której końca nie było widać. Im dalej schodzili, tym zimniejsza i gęstsza stawała się otaczająca ich atmosfera. W powietrzu unosił się metaliczny posmak, a z dołu dobiegał echem kapiący dźwięk wody. Po kilkudziesięciu krokach dotarli do podestu, z którego schody ciągnęły się jednak dalej.
W wąskim korytarzu słychać było tylko dźwięk zsuwającego się po schodach płaszcza Draco, gdy ona i chłopak schodzili po nich w nieskończoność — schody, podest, schody. Nogi Hermiony zaczynały coraz bardziej boleć i zatrzymała się, patrząc na Draco. Światło księżyca przebijało się przez wejście za nim, ukazując wszystkie pokonane przez nich stopnie.
— Myślisz, że może coś przeoczyliśmy, kiedy weszliśmy? Na ścianach?
— Nic nie widziałem — odparł, pozwalając jej złapać oddech. — To prawdopodobnie tylko bardzo długa droga w dół.
Zmarszczyła brwi, odwracając się do schodów prowadzących coraz bardziej w dół. Będzie strasznie trudno stąd wyjść – chyba że da się latać. Może o to chodziło.
Draco ścisnął jej ramię i obszedł ją, obejmując prowadzenie. O wiele łatwiej było podążać za jego blond głową niż za rozświetlonym końcem różdżki, ale mimo to, kiedy dotarli do szóstego podestu, po którym ujrzeli kolejny zestaw schodów, frustracja Hermiony zaczęła wrzeć.
Coś ją dręczyło, niczym swędzenie między łopatkami, do którego nie mogła sięgnąć. Obróciła się, by ponownie spojrzeć na szczyt schodów, chwiejąc się w przerażeniu.
Światło księżyca rzucało te same cienie, które widziała cztery podesty temu, jakby odległość dzieląca ich od wejścia wcale się nie zwiększyła. Wytężyła słuch, śledząc rytm kapiącej wody o głośności równie słabej, co wcześniej. Usłyszała, jak Draco zatrzymał się przed nią.
— Co jest?
— Nie ruszamy się.
Serce waliło jej w piersi, gdy Draco podbiegł z powrotem do niej. Przez chwilę przyglądała się jego bladej twarzy, zanim zaczęła krążyć po podeście, przesuwając palcami po ścianach w poszukiwaniu ukrytych drzwi lub wyrytych w skale run. Skierowała światło różdżki w górę i ujrzała tylko wilgotny, kamienny sufit. Draco zaklął i wbiegł po schodach na poprzedni podest. Z sercem w gardle patrzyła, jak chłopak znika, słuchając, jak jego buty uderzają o stopnie…
Usłyszała dźwięk tuż za sobą. Podszedł do niej cień.
Hermiona sapnęła i oparła się o ścianę, unosząc różdżkę, by wycelować w…
Draco.
Zatoczyła się, gdy on zrobił krok w tył, opuszczając różdżkę.
Hermiona gapiła się na niego, a on odwzajemnił przerażone spojrzenie. Odwróciła się, żeby spojrzeć w górę schodów, po których Draco wbiegł niecałą minutę temu. Puste. Kiedy ponownie spojrzała za siebie, zauważyła, że Draco z niepokojem wpatruje się w stopnie, po których właśnie wyszedł – jakimś cudem pojawiając się tuż za nią.
— To pętla — powiedział, patrząc na nią.
Przez jej umysł przemknęła nagła myśl i ogarnęło ją nowe przerażenie. Uniosła różdżkę w górę, celując prosto między jego oczy.
— Granger, co…
— Na czwartym roku Alastor Moody zamienił cię w zwierzę. Jakie zwierzę?
— Chyba sobie żartujesz…
— Jakie zwierzę? — Machnęła różdżką.
Spojrzał na nią i z wyrazem twarzy, którym bez wahania mógłby przekonać ją o swojej tożsamości, powiedział:
— Białą fretkę.
Hermiona powoli opuściła rękę, ale jej puls wciąż przyspieszał.
— Przepraszam. Po prostu… ostrożności nigdy za wiele.
Odmruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, ale Hermiona była zbyt zajęta spoglądaniem w pustkę poniżej. Po kilku chwilach poruszyła nadgarstkiem i wyszeptała:
— Avis.
Stado małych ptaszków wyleciało z czubka jej różdżki, odznaczając się w ciemności swoją jasnożółtą barwą, po czym zleciało w dół schodów, znikając, aż stało się jedynie plamkami w oddali…
Usłyszeli za sobą łopot skrzydeł, a Draco przyciągnął ją do ściany w chwili, gdy jej stado wyłoniło się zza rogu, przelatując nad nimi i dalej, w dół, w dół, aż znów przemknęło ponad ich głowami.
Utknęli w pętli.
Przy kolejnym przelocie Hermiona zdematerializowała ptaki. Przeszła na środek podestu, wpatrując się w księżyc prześwitujący przez otwarte wejście. Zgubili się w labiryncie bez wyjścia – a teraz również bez wejścia. Wpadli do króliczej nory, która połknęła ich w całości.
— Musi być jakieś przejście. — Hermiona odwróciła się i zobaczyła Draco przyglądającego się ścianom, przesuwającego dłońmi po mokrej skale.
Prostując ramiona, przykucnęła na schodach. Przeszukała wypukłości i zagłębienia w kamieniu, wypatrując czegoś użytecznego, podczas gdy Draco rzucał na skały i sufit różnego rodzaju zaklęcia odblokowujące i wykrywające inne rodzaje magii.
Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a oni wciąż nic nie znaleźli. Żebra Hermiony zaczęły się zaciskać, gdy pomyślała, że może nigdy się stąd nie wydostać. Umrze tutaj, wewnątrz tej góry, na tych właśnie schodach.
Czołgała się krok po kroku, przesuwając drżącymi palcami po każdym stopniu, zatapiając się coraz niżej w mrocznym podziemiu. Czuła chłód na swojej skórze. Była przy czterdziestym dziewiątym stopniu, kiedy zdała sobie sprawę, że straciła Draco z oczu. Zerwała się na równe nogi, a on nagle znalazł się obok niej. Byli razem na podeście – dotarła do końca pętli.
Przesunął dłonią po jej ramionach i odwrócił się z powrotem ku ścianie.
Obserwowała go, słuchając, jak jego oddech staje się twardszy, gdy stąpał po kamieniach. Próbowała czołgać się w górę, szukając znaków po drugiej stronie schodów, wspinając się stopień za stopniem w kierunku światła księżyca, aż w końcu dotarła do następnego podestu i rozejrzała się za Draco…
Który pojawił się tuż obok niej.
Hermiona upadła na najbliższy stopień, z łokciami na kolanach i głową ukrytą w dłoniach.
Skupiła się, zmuszając do wzięcia głębokiego oddechu. Kiedy jej płuca znów mogły się w pełni rozprężyć, skoncentrowała się ponownie. Schody nie miały końca. Ale musiało istnieć dno. Musiało.
Jego największą bronią jest strach.
Stanęła na równe nogi i spojrzała w dół krawędzi schodów. Voldemort nie chciał, by ktokolwiek znalazł to, co było na dole. Stworzył pętlę, by zasiać w ich umysłach zwątpienie, a wraz z nim również strach. Ale Hermiona wiedziała, co ukrył na samym dnie.
Odwróciła się i jej oczy spoczęły na świetle księżyca rozpływającym się po ścianach. Może musiała uwierzyć. A wiara oznaczała patrzenie w przyszłość – nie wstecz.
— Draco. — Jej ton był stanowczym rozkazem. — Chodź za mną.
Chłopak przerwał poszukiwania i spojrzał na nią dzikim wzrokiem.
— Co?
— Chodź ze mną i cokolwiek zrobisz, nie odwracaj się, żeby spojrzeć na wyjście.
Coś w jej twarzy musiało go przekonać, ponieważ jego oczy nagle zrobiły się jasne. Skinął głową i Hermiona zeszła z podestu, trzymając różdżkę w górze. Zatrzymała się kilka kroków dalej, czekając, aż Draco do niej dołączy.
— Draco?
— Hermiono — powiedział.
Znowu zaczęli schodzić w dół. Schody były kręte, wijąc się spiralnie w bezdenną otchłań. Ilekroć ogarniała ją panika, skupiała się na dźwięku jego oddechu. Rytmie jego kroków, lekkim, ale zawsze przy niej.
Po minięciu siódmego podestu ich kroki zsynchronizowały się. Przyspieszyła, a potem zwolniła, ale tylko jedna para stóp odbiła się echem od kamieni.
— Zostań ze mną — powiedziała. Nie usłyszała odpowiedzi.
Zatrzymała się zamierając i wytężając słuch w poszukiwaniu oddechu Draco, ale nie było nic – nawet echa kapiącej wody. Ale musiała zaufać, że on tam jest. Nie mogła w to wątpić. Nie mogła oglądać się za siebie.
Do jej nozdrzy dotarła gęstsza woń, więc wróciła do swojego kroku. Jej kończyny robiły się coraz cięższe, ale umysł pozostawał jasny.
Widziała przed sobą jedynie światło własnej różdżki. Słyszała tylko swój oddech. W jej krwi były iskierki ciepła, podpowiadające, że nie jest sama.
Dziesiąty zestaw schodów. Zwątpienie wkradło się do jej serca, szybkie i gryzące, niczym lód w jej żyłach. Mimo to kontynuowała spacer z szeroko otwartymi oczami i palcami zaciśniętymi mocno na różdżce.
Kolejny podest. Poczuła ucisk w płucach. Zwątpienie stawało się coraz wyraźniejsze, skradając się w górę nóg, zbliżając do żeber. I w chwili, w której już miała się odwrócić ze strachu, na dole zmaterializowały się drzwi.
Serce zaczęło dudnić jej żywo w piersi. Wciąż nie słyszała Draco, ale powiedziała:
— Nie zatrzymuj się. Nie oglądaj się za siebie.
Z drżącymi mięśniami, zeszła po schodach w dół, zatrzymując się tylko po to, by otworzyć drzwi i przejść przez nie. A kiedy była już w środku, odwróciła się i ujrzała Draco idącego za nią z czarnymi źrenicami. Objęła go ramionami, dysząc.
— Myślałam, że cię nie ma. Myślałam, że coś cię porwało… — Jej głos drżał, gdy wsunęła palce w jego szaty, jakby potrzebując dowodu, że rzeczywiście tam był. Że go sobie nie wyobrażała. Pochylił się, by schować twarz w zagłębieniu jej szyi, trzymając ją blisko siebie.
— Odpowiadałem ci za każdym razem — powiedział, a dudnienie w jego piersi rozluźniło napięty węzeł w jej żołądku.
Był prawdziwy. Pamiętała to uczucie.
— Nie słyszałaś mnie?
— Nie. — Odsunęła się i ujęła jego twarz w dłonie. — Ale wierzyłam, że tam jesteś.
Przeszukując spojrzeniem jej twarz, skinął głową. Pocałował ją w czoło, zanim odwrócił się, rozglądając po pokoju.
Nad ramieniem Draco wisiała pusta lampa. Hermiona machnęła różdżką, by ją zapalić. Płomień ożył, a zaraz za nim kolejne.
Znajdowali się w salonie – ciemnym pokoiku z samotną kanapą i dwoma fotelami. Ściany pokrywały geometryczne obrazy w stylu Art Deco, a same szafki wydawały się pochodzić z podobnej epoki.
Hermiona zrobiła krok do przodu, spoglądając na grubą warstwę kurzu na kredensie po jej prawej stronie, kiedy coś zamigotało w kąciku jej oka.
Po drugiej stronie pokoju nad stolikiem do kawy unosiła się chmura bladej pary, która stale się powiększała. Hermiona uniosła różdżkę w tym samym momencie co Draco. Oboje patrzyli z przerażeniem, jak chmura rosła i rosła, rozciągając się coraz wyżej.
Draco stanął przed Hermioną, rzucając jedno niewerbalne zaklęcie za drugim. Wszystkie czary jednak znikały w gęstwinie bieli, niczym błyskawice między chmurami.
Para uformowała się w dłonie i nogi, a Hermiona sapnęła, gdy wysokie, długowłose widmo z oczami Lucjusza Malfoya i nieco zaokrąglonym podbródkiem zmaterializowało się tuż przed ich oczami, unosząc lekko nad ziemią. Mężczyzna zamrugał, otwierając puste oczy.
Hermiona poczuła, jak jej serce podskoczyło. Zatoczyła się w lewo, dołączając do strumienia zaklęć Dracona swoje Skurge i Everte Statum. Oba jednak zniknęły, zatapiając się w klatce piersiowej upiora, dudniąc jak grzmot. Widmowy Lucjusz przechylił głowę.
Draco odepchnął ją do tyłu, gdy mężczyzna ruszył do przodu – teraz niemal w pełni zmaterializowany.
— Reducto!
Iskry trysnęły z różdżki chłopaka, ale potem stwór wydał z siebie upiorny warkot i wystrzelił ramionami, wbijając je obie w ich piersi. Hermiona krzyknęła, wywracając oczy do tyłu, gdy lodowate palce prześlizgiwały się po jej sercu, oplatając je niczym winorośl. Usłyszała, jak zduszony krzyk Dracona miesza się z jej własnym, a potem zapadła nagła cisza, gdy ramię widma przesunęło się z jej klatki piersiowej aż do gardła.
Jej zmysły eksplodowały – poczuła metaliczny posmak na języku i śliskość na skórze, gdy stała tam niczym sparaliżowana. Miała wrażenie, że para przedzierała się przez jej ciało, zaciskając wokół każdej kości i przepływając przez każdą żyłę.
I tak szybko, jak nastąpił ten atak, tak momentalnie ustał. Hermiona upadła, gdy widmo cofnęło swoje ramiona i lodowate palce. Otworzyła swoje oczy w chwili, gdy postać implodowała w niknącej mgiełce.
W polu jej widzenia pojawiły się plamy, więc dźwignęła się na rękach, biorąc ostry oddech. Zwinęła się na boku, kaszląc, a potem Draco pojawił się obok niej na czworakach. Pchnął ją na plecy, a jego twarz była blada, gdy przesuwał palcami po jej klatce piersiowej.
— Nic mi nie jest — wydyszała.
Podciągnął ją tak, by mogła usiąść. Jego nogi znalazły się po obu stronach Hermiony, a ramiona wokół jej pleców.
— Jesteś pewna?
— Tak. — Oparła czoło o jego ramię, wdychając jego zapach. — Czego szukał?
— To musiał być kolejny test na krew Malfoya. Widziałem taki wcześniej, ale ten był inny. Musiał go zmodyfikować.
Draco ujął jej dłoń, nacinając lekko jej skórę, zanim zdążyła się wzdrygnąć. Po sekundzie naciął swój lewy nadgarstek i machnął różdżką, by przenieść ku niej swoją krew.
Hermiona spojrzała na niego, by powiedzieć, że nie minęła jeszcze godzina, że nie było potrzeby – ale jego napięty wyraz twarzy kazał jej milczeć.
— Chcę mieć pewność, że wystarczy nam czasu.
Jej skóra znów zrobiła się ciepła, więc ścisnęła jego udo, żeby przestał. Tym razem to ona wstała jako pierwsza, pomagając mu się podnieść i wyciągając różdżkę, aby zasklepić ich rany. Skinęła mu głową, po czym rozejrzała się po salonie, przygotowując na to, co miało nadejść.
W kamiennej ścianie znajdowało się łukowe przejście, które wydawało się prowadzić do jadalni. Po lewej dostrzegła też dwie pary zamkniętych drzwi, które mogły prowadzić do sypialni. Z wyciągniętą różdżką ruszyła w kierunku jadalni, po czym wyjrzała zza rogu. Nie znalazła tam jednak nic poza małą spiżarnią. Draco ruszył za nią i oboje przekroczyli próg.
Palce Hermiony musnęły najbliższe jej drewniane krzesło. Wszystko było pokryte kurzem.
— Mówiłeś, że twój dziadek przybył tu ostatnio w 1940 roku?
— Dokładnie w połowie września.
Marszcząc brwi, Hermiona spojrzała na sufit, obserwując gładką powierzchnię skały.
— A drugi raz dwieście lat temu? — Coś w jej umyśle zawirowało, a świadomość zalała ją gwałtowną falą. — Draco, to może być bunkier.
— Że co?
Odwróciła się do niego.
— Twój dziadek przybył tu zaraz po pierwszym ataku na Londyn przez Niemców. Myślę, że stworzono tę kryjówkę na wypadek mugolskich wojen.
— Wątpliwe. — Wzruszył ramionami. — Wiem o nalotach. Zabezpieczenia Dworu mogły z łatwością odbić…
— Żadna magia nie powstrzyma bomby atomowej. Sprawdzono to w Japonii.
Draco podrapał się w szczękę.
— Jakkolwiek jest to fascynujące, czy to naprawdę najlepszy moment na lekcję historii? — zapytał sucho.
Potrząsnęła głową, przełykając swoją ciekawość.
— Masz rację, przepraszam. Ale warto wiedzieć, że Malfoyowie najprawdopodobniej chronili to miejsce przed zawaleniem. Góra nie powinna się zapaść, jeśli przygotowali ją na ewentualny atak nuklearny. Mogą istnieć inne fortyfikacje…
— Dam ci do przejrzenia każdy istniejący dziennik Malfoyów, jeśli kiedykolwiek wrócimy do Dworu, Granger. — Położył rękę na klamce jednych z zamkniętych drzwi i zapytał: — Wchodzimy?
Przeszła za nim przez próg do kolejnego salonu, nieco mniejszego niż pierwszy. Po lewej stronie zauważyła korytarz i zaczęła zastanawiać się, jak duża jest ta podziemna rezydencja. Otwierając kolejno umieszczone w korytarzu drzwi, znaleźli cztery oddzielne sypialnie.
Draco zerknął do pokoju, przed którym stał, a potem z powrotem spojrzał na Hermionę stojącą na korytarzu.
Przygryzła wargę.
— Nie możemy tego wykluczyć, dopóki nie sprawdzimy.
Przeglądali szafy, przeszukiwali szuflady i obracali materace. Nic nie wyglądało nietypowo. Sprawdzili każdy pokój dwa razy, zanim w końcu wrócili do salonu.
Hermiona była gotowa zacząć zrywać tapetę ze ścian, kiedy usłyszała głośne westchnienie z pierwszego salonu. Znalazła tam Draco odpoczywającego na sofie z opuszczoną głową.
Zacisnęła usta. Powinni byli wziąć porcję Eliksiru Pieprzowego również dla niego.
— Znajdziemy go, Draco. Wiem, że tu jest. — Czekała, aż chłopak na nią spojrzy. Zamiast tego zamknął jednak oczy.
Poczuła mrowienie w kręgosłupie i szybko weszła do salonu, by stanąć nad blondynem.
— Wszystko w porządku?
Skinął głową i odetchnął głęboko, jakby wdychał świeże powietrze.
— Ślicznie tutaj, prawda?
Strach zabulgotał w jej brzuchu, szarpiąc za wnętrzności, ale potem ogarnął ją chłodny spokój, niczym przyjemna letnia bryza.
Bolały ją nogi, a umysł był tak zmęczony. Mogła przystanąć na chwilę i odpocząć.
Przysiadła na poręczy sofy i rozejrzała się dookoła. Kolory były żywe, a drewno błyszczało.
— To prawda — zgodziła się.
— I spójrz na ten widok. — Draco wskazał na ścianę naprzeciwko, a Hermiona podążyła za jego ręką do okna, którego wcześniej nie zauważyła.
Za szybą majaczyła piaszczysta plaża, a turkusowa woda lśniła w blasku dnia. Im dłużej na nią patrzyła, tym bardziej słońce zalewało pokój. Na jej twarzy pojawił się uśmiech i osunęła się na kanapę. Draco ujął jej dłoń w swoją.
— Nie wiem, dlaczego mielibyśmy kiedykolwiek odejść — powiedział Draco tęsknym głosem.
Jej usta zadrżały na tę myśl.
— Nie musimy — szepnęła, ściskając jego palce. — Nie powinniśmy. W końcu jesteśmy razem, prawda?
Odwrócił ku niej twarz i pocałował ją w skroń – tak delikatnie, jakby była ze szkła. Z zadowolonym westchnieniem Hermiona odprężyła się na miękkich poduszkach kanapy. Na suficie dostrzegła oszałamiający fresk przedstawiający kobietę w zwiewnej bieli, leżącą na brzegu rzeki o spokojnych wodach.
Ramię Dracona zacisnęło się wokół jej barków, a kiedy uniosła głowę, jej wzrok znów padł na okno. Równomierne falowanie wody uspokajało ją, usypiało. Wtuliła się w bok Dracona i wsunęła nogi pod siebie. Chłopak tulił ją do siebie, gdy leżeli razem na sofie, obserwując ocean.
Szum fal, ich przypływ i odpływ. Jej oddech stał się spokojny i lekki, dryfujący niczym morska bryza za oknem. Wyczerpanie osiadło na jej powiekach. Gdy jej wzrok stał się zamglony, a bicie serca zwolniło, w jej umyśle pojawiło się pasmo górskie. Patrzyła na wodę, chłodną i nieruchomą.
Spokojną.
Zamrugała i okno zniknęło – na jego miejscu pojawiła się gruba, skalna ściana. Znowu zamrugała i ujrzała lśniący turkus morza i złoty blask słońca.
Jej głowa wydawała się lekka, gdy przechyliła głowę w stronę fresku…
Kobieta nad rzeką zniknęła. Nad ich głowami wisiał tylko niski, skalny sufit.
Hermiona zacisnęła powieki. Książki – wszędzie były otwarte książki. Jedna z nich była wypełniona szarymi oczami, miękkimi ustami i ciepłymi dłońmi. Skupiła się na ponownym zamknięciu ich wszystkich i schowaniu na półkach.
Jej nogi drgnęły. Kiedy Draco przestał kreślić palcami wzory na jej ramieniu? Wyciągnęła szyję, żeby na niego spojrzeć, i dostrzegła, że zasnął. Jego twarz była spokojna i blada – prawie niebieska.
Odwróciłą się, by znaleźć się z nim twarzą w twarz. Jego ramię opadło bezwładnie na jej własne.
— Draco. — Przejechała palcami po jego chłodnych policzkach. — Draco!
Jej płuca zaczęły się zaciskać, gdy ciągnęła za jego szaty, wołając jego imię. Nic. Głowa Draco opadła, a jej palce próbowały wykryć jakikolwiek puls – a kiedy poczuła lekkie drżenie, prawie zapłakała z ulgi.
Żył, ledwo.
Ciemny cień wstrząsnął jej świadomością, a ona szybko uspokoiła swoje półki. Pokój chciał, żeby zapomniała. Chciał, żeby on też zapomniał.
Przytulając jego twarz do swojej, pocałowała go delikatnie, próbując tchnąć w niego życie.
— Draco — szepnęła. — Zostań ze mną.
Otworzył oczy, a ona musiała zamrugać, by powstrzymać łzy.
— Hm?
Przesunęła palcami po jego policzkach.
— Czy możesz poćwiczyć ze mną Oklumencję, proszę?
— Oklumencję? — Zmarszczył brwi, a jego spojrzenie stało się bardziej czujne. — Po co?
— Tylko przez chwilę. Proszę.
Patrzyła na niego i ledwie śmiała oddychać, gdy zamrugał powoli kilka razy. I jeszcze kilka. Tym razem jego tęczówki znów stały się jasnoszare. Hermiona wstała z kanapy, gdy on zerwał się na równe nogi, wyciągając przed siebie różdżkę.
— Co się stało? Wszystko w porządku?
Kiwając głową, przycisnęła dłonie do oczu, przełykając wszelkie emocje.
— To był jakiś urok, na spokój lub zapomnienie. Cokolwiek to było, próbowało nas zabić. — Wzięła drżący oddech i opuściła ręce. Draco gapił się na nią, a na jego policzki powrócił żywy kolor. — Musimy zachować jasność umysłu.
Spojrzał chłodno na pokój.
— W takim razie coś może tu być. Może zbytnio się do czegoś zbliżyłem i czar próbował mnie od tego odwieść.
Hermiona skinęła głową i po kolejnej minucie Oklumencji zaczęli wywracać pokój do góry nogami. Na biurku leżały pióra, które wydawały się drogie, ale nieistotne. Przycisk do papieru – zaczarowany jak sufit w Hogwarcie, by pokazywać rumuńskie niebo – stał obok pieczęci z herbem Malfoyów. Draco wyciągnął wszystkie książki z półek, a ona podeszła do poduszek, wyciągając je i przewracając sofę i krzesła na boki.
I nadal nic. Hermiona wplątała palce we włosy, ciągnąc, podczas gdy Draco klął pod nosem. Kończył im się czas.
— Pozwól mi jeszcze raz sprawdzić kuchnię — powiedział w końcu. — Są tam kwatery dla skrzatów, które mógłbym przejrzeć ponownie.
Hermiona potrząsnęła głową.
— Voldemort nie wiązałby swojego horkruksa ze skrzatami domowymi.
Kładąc ręce na biodrach, wpatrywała się w drzwi prowadzące do salonu i sypialni, rozmyślając – a potem obróciła się z powrotem z prychnięciem.
To, czego szukali, z pewnością było tutaj. Ochrona pokoju była silniejsza, aby nie mogli tego tak łatwo go znaleźć. Hermiona spojrzała na biurko, przejście do kuchni i drzwi prowadzące do reszty rezydencji.
Zmarszczyła brwi. Coś było nie tak.
Zamknęła oczy i próbowała wyobrazić sobie, co zobaczyła, kiedy tutaj weszli. Salon, przejście do kuchni. I…
— Czy nie było jeszcze jednych drzwi? — zapytał Draco.
Otworzyła oczy i odwróciła się do niego. Wpatrywał się w miejsce, gdzie wcześniej znajdowało się okno na ocean. Teraz wisiał tam tylko obraz.
Draco przeczesał palcami włosy.
— Nie. Nie, przepraszam, chyba…
— Masz rację. Były jeszcze jedne. — Wycelowała różdżkę w ścianę. — Revelio!
Jak polana pośród mgły, w kamiennej ścianie zmaterializowały się drzwi. Draco zatoczył się do tyłu, gdy serce Hermiony załomotało jej aż w gardle. Ruszyła naprzód, rzucając na mosiężną rękojeść klamki kilka zaklęć wykrywających klątwy. Wszystkie negatywne. Draco skinął głową, a ona otworzyła drzwi. Oboje trzymali różdżki w gotowości.
Za drzwiami czekało na nich jeszcze więcej schodów prowadzących w dół – ten tunel był jednak o wiele ciemniejszy niż poprzedni. Hermiona zebrała się w sobie i zaczęła schodzić po stopniach, nie mając odwagi spojrzeć na Draco.
Powietrze było gęste i wilgotne, jakby wchodzili do przedsionka samego piekła. Otaczające ich ściany były mokre i w ciszy między ich krokami Hermionie wydawało się, że słyszy w ciemności coś jeszcze. Jakby szept.
Spiralne schody zaczęły się kończyć, a oczom Hermiony ukazało się wnętrze dużej jaskini. Dziewczyna wstrzymała oddech i nie mrugnęła, dopóki nie zeszła z ostatniego stopnia, wkraczając prosto w ciemność. Jej Lumos Maxima ledwo opuściła różdżkę, kiedy odwróciła się i zobaczyła, że tuż obok niej staje Draco. Jego oczy rozszerzyły się i błądziły dookoła, gdy zaklęcie rozświetliło pomieszczenie, a Hermiona odwróciła się, by podążyć za jego wzrokiem.
Złoto i srebro, książki i obrazy ułożone aż do wysokości co najmniej trzydziestu stóp. Drogie meble i szafki z porcelaną. To było jak wejście prosto do Pokoju W Którym Wszystko Jest Ukryte, tylko że bałagan nie składał się ze śmieci, czy zniszczonych, starych rzeczy, ale ze skarbów.
Stopy poniosły ją do przodu, gdy przyglądała się dywanom i gobelinom, otwartym skrzyniom pełnym biżuterii. Gdzieś w tym pokoju był horkruks. Gdzieś. Zakopany pod stosami naszyjników i pierścionków? Schowany między Degasem a Rembrandtem?
— Nie powinniśmy niczego dotykać — powiedziała. — Rzucono Gemino w krypcie, w której… — krypcie Bellatriks, co uświadomiła sobie o chwilę za późno — w której znaleźliśmy puchar.
Odwracając się, ujrzała Draco tuż za sobą. Wyraz jego twarzy był nieczytelny, gdy sięgnął do szat i wyciągnął z nich kieł bazyliszka. Przekazał jej go.
Potrząsnęła głową.
— To powinieneś być ty. Ja już raz to zrobiłam.
To musiał być on. Jeśli Voldemort polegnie, zabicie horkruksa może uratować Draco. I jego rodziców.
Wyglądał na gotowego do spierania się z nią, ale powstrzymał się, podchodząc do pobliskiej szafy. Otworzył jej drzwi machnięciem różdżki, a ze środka wyleciały falujące spódnice – ubrania sprzed setek lat. Podszedł bliżej, końcówką różdżki otwierając kieszenie płaszczy.
Hermiona skierowała się w stronę skrzyni z klejnotami, wyciągając zaklęciem jeden za drugim, powoli je badając. Sprawdziła ramę każdego obrazu, rozwinęła każdy dywanik, przewróciła każdy kielich.
Wzięła głęboki oddech i sprawdziła jak idzie Draconowi. Nadal pracował nad ubraniami, przewracając je na lewą stronę, żeby sprawdzić kieszenie i podszewki. Uwagę Hermiony przykuła ustawiona na szafie nad jego głową seria kolorowych kapeluszy. Spojrzała na wielkie pióropusze i szerokie ronda, spiczaste czarodziejskie kapelusze i mugolskie cylindry. A tam wysoko, górująca nad nimi wszystkimi leżała…
Tiara Przydziału.
Hermiona westchnęła, a naszyjnik, który właśnie unosiła za pomocą różdżki, z brzękiem spadł na ziemię. Draco obrócił się do niej, gdy biżuteria rozpadła się na kawałki, a diamenty potoczyły się po kamiennej posadzce.
— To jest to. — Spojrzała na niego, a potem z powrotem na szafę. — To jest horkruks.
Draco cofnął się, żeby lepiej się przyjrzeć. Zdziwienie przemknęło po jego twarzy, kiedy rozpoznał to, o co jej chodziło.
Jaskinia zdawała się drżeć, przepełniona głuchą ciszą.
— Jesteś pewna?
W jej krwi płynęła pewność, o której Harry zawsze jej opowiadał – słaby szept w uszach niczym pieśń, którą tylko ona mogła usłyszeć. Wszystko to sprawiało, że wszystkie włoski jeżyły jej się na karku.
— Tak. — Podeszła do niego, jakby stąpała po cienkim lodzie, nie spuszczając oczu z Tiary. Kącikiem oka dostrzegła, że mięśnie Dracona napięły się lekko. — Tiara Przydziału należała do Godryka Gryffindora — powiedziała cicho, gdy stanęła tuż obok niego. — Powinniśmy…
— Masz rację, panno Granger — zaskrzeczał gruby głos znad szafy, a żołądek Hermiony podskoczył.
Różdżki Hermiony i Dracona wystrzeliły w górę, celując w Tiarę, która chichotała – o wiele mroczniej i ciężej niż w szkole. Zadrżała, jakby budziła się z długiego snu. Wypukłość materiału wzdłuż jej brzegu zmieniła się w upiorny uśmiech.
To było jak gapienie się na znajomy obraz, który został przez kogoś brutalne zniszczony. Jednocześnie znajomy, ale czymś skażony.
Być może część Tiary nadal gdzieś tam była.
Hermiona spojrzała z ukosa na Draco i zauważyła, że on też na nią patrzy. Czekając na jej ruch.
— Tiaro Przydziału — powiedziała głosem silniejszym, niż się czuła. — Opowiedz mi o ostatniej rzeczy, jaką pamiętasz. Zanim się tu znalazłaś.
— Śmierć pierwszego Gregory’ego Goyle’a — zamruczała. — Slytherin. Przydzielony w 1964 roku.
Draco poruszył się szybko, ściskając kieł w jednej dłoni, a drugą sięgając po Tiarę…
Trzask energii przeciął powietrze i z potężnym podmuchem wiatru Draco został odrzucony na drugą stronę pokoju. Hermiona krzyknęła, gdy uderzył w złotą skrzynię i upadł na posadzkę jaskini. Wiatr przetoczył się przez pomieszczenie, miotając jej włosami wokół twarzy i wciągając lżejsze przedmioty w wir. Światło jej Lumos Maximy zamigotało i po sekundzie wszystko pogrążyło się w ciemności.
Tiara Przydziału zachichotała, a jej głos nagle był cienki i wysoki, jak u Voldemorta.
Hermiona wyczarowała kulę światła na środku sufitu, po czym cofnęła się, by wycelować różdżkę w Tiarę Przydziału, gdy ta poszybowała w powietrzu, lądując na drugim końcu pomieszczenia. Wiatr ucichł. Hermiona potknęła się, zanim całkowicie zamarła, gdy zobaczyła Dracona stojącego na pewnych na nogach – ściskającego kieł w jednej ręce i różdżkę w drugiej. Zdecydowanym krokiem ruszył on w stronę kąta, a Hermiona podążyła za nim.
— Accio — splunął Draco. — Wingardium Leviosa.
Tiara pozostała idealnie nieruchoma, gdy się zbliżyli. Osiadła na kamiennej podłodze, czekając na nich. Draco spojrzał na nią, zanim zrobił kolejny krok do przodu…
W pomieszczeniu zerwał się wiatr, zmiatając z szafek złote monety i biżuterię, by obić nimi ich twarze i ramiona. Hermiona uniosła rękę, by się osłonić, gdy Draco ruszył do przodu, trzymając wysoko kieł.
— Panno Granger — śpiewała Tiara — nie nosisz dzisiaj kolorów swojego domu, jak rozumiem?
Wiatr zamarł na ułamek sekundy, a wszystkie przedmioty zawisły w powietrzu. W chwili, gdy palce Hermiony opadły na jej szmaragdowy naszyjnik, nieruchome do tej pory klejnoty wcisnęły się w jej tchawicę, a powietrze znów zaczęło wyć, targane ostrymi podmuchami. Przedmioty uderzały o nogi i brzuch Hermiony, gdy sapała, drapiąc się po gardle. Wysoka szafka prawie zawaliła się na Draco, gdy naszyjnik zacisnął się mocniej wokół szyi Hermiony. Upuściła różdżkę na podłogę, przydeptując ją stopą, żeby ta nie potoczyła się za daleko.
Próbowała krzyczeć, ale jej gardło było zaciśnięte. Draco wstał i odwrócił się do niej w chwili, gdy wiatr wzmógł się, zrywając ze ścian duże, pozłacane ramy i posyłając je w ich stronę. Draco odbijał je zaklęciem jedna za drugą, aż został trafiony w bok – a wtedy jęcząc, zgiął się wpół. Z kolejnym ostrym uciskiem naszyjnika, Hermiona opadła na kolana, wbijając kciuki pod kolię. Zobaczyła, jak różdżka Dafne toczy się po posadzce, gdy w polu jej widzenia pojawiły się czarne plamy. Drewno zahaczyło o ciężki dywanik oddalony o co najmniej sześć jardów.
Dźwięk śmiechu Voldemorta brzmiał głośno w uszach Hermiony, gdy pokój zadrżał, a gruz uniósł się spiralnie pod sufit. Pokuśtykała w stronę dywanu, drapiąc palcami swoją szyję, i spojrzała w górę, by ujrzeć biegnącego w jej kierunku Draco. Nagle usłyszała niski huk i obserwowała z przerażeniem, jak komoda poleciała w jego stronę, przyszpilając go do pobliskiej ściany.
Jej umysł nagle stał się lekki, gdy w płucach skończył się tlen. Pokój wirował. Skupiła resztki swojej energii na cieple powoli gasnącym w opuszkach jej palców.
Accio, pomyślała – niczym szept, modlitwa – a potem jej magia zaiskrzyła i różdżka Dafne uniosła się w powietrze. Ramię Hermiony wystrzeliło w górę i złapała różdżkę w opuszki palców, celując w swoją szyję, by bez słowa rozciąć klejnoty. Te rozproszyły się, a Hermiona upadła na plecy, dysząc i łapiąc powietrze. Szmaragdy uniosły się nad nią, złapane przez wciąż szalejący wiatr.
Usłyszała eksplozję po swojej prawej stronie. Przewróciła się na brzuch i zobaczyła, jak Draco podrywa się na nogi – komoda została zniszczona, a odłamki drewna dołączyły do wirującego na środku pomieszczenia tornada. Ich oczy spotkały się, gdy zmusiła się do wstania, a potem rozbrzmiał jęk tak głośny, że podłoga zatrzęsła się pod ich stopami.
Hermiona wydyszała zaklęcie ochronne, zatrzymując za niewidzianą ścianą kolejne obiekty, które uniosły w górę. Wytrzymała przez pięć sekund, zanim musiała rzucić czar ponownie. Draco ruszył w jej kierunku, a ona machnęła do niego, krzycząc:
— Zabij go! Będę cię osłaniać!
Wycelowała w tornado, a różdżka zadrżała pod jej zaklęciem.
Draco pobiegł do Tiary, a potem zatrzymał się, gdy ta zaczęła lewitować. Rondo Tiary otworzyło się, gdy spojrzała na chłopaka.
— A ty, panie Malfoy, stałeś się praktycznie Gryfonem. Może potrzebujemy kolejnej Ceremonii Przydziału.
A potem Tiara poleciała do przodu, wirując wokół Dracona, zanim rzuciła się na jego głowę. Hermiona krzyknęła…
Draco cofnął się, mocując się z Tiarą, zanim materiał przylgnął do jego twarzy. Kieł bazyliszka uderzył o ziemię, gdy Draco walczył z horkruksem, rzucając na ślepo zaklęcia. Tiara zdawała się wsysać w jego duszę.
Żołądek Hermiony zacisnął się, gdy cofnęła swoje zaklęcie ochronne, biegnąc do Dracona. Przedmioty wirujące do tej pory za osłoną poleciały w jej stronę, a jeden z obrazów wbił się w jej ramię, ale ona prawie nie czuła tych ciosów.
— Widzę twoje serce, Draconie Malfoyu. — Głos wydawał się dobiegać z każdego zakątka pokoju, zmysłowy i dudniący.
Hermiona rzuciła się ku Draconowi, chwytając za Tiarę. Serce podeszło jej do gardła, kiedy próbowała oderwać ją od jego skóry. Słyszała, jak Draco krzyczy ze środka, ale nagle Tiara sama go puściła.
Hermiona szarpnęła głową, by zobaczyć, jak Tiara odlatuje na bok. Wtem coś innego wystrzeliło ku niej gdzieś z lewej strony. Słyszała tylko syk Dracona i świst wiatru – w samą porę uniknęła lecącego w jej stronę kawałka drewna. Fala kurzu zasypała ich, gdy Draco pomógł jej podnieść się na nogi. Wciąż dzwoniło jej w uszach od wiatru i targanych nim przedmiotów.
— Znajdź kieł! — krzyknęła. Draco skinął głową, blady jak prześcieradło, ale nim się odwrócił, Hermiona zauważyła pierścień wypalony na jego twarzy. Nagle z lewej strony nadleciało ku niej krzesło, a ona rzuciła kolejne zaklęcie ochronne.
Za jej plecami zerwał się kolejny pusty wiatr, a Hermiona odwróciła się przez ramię i zobaczyła Tiarę. Leżała na boku, otworem skierowana w ich stronę. Ciemny dym wypłynął z jej wnętrza, a żołądek Hermiony skręcił się, gdy chmura mroku stawała się coraz szersza i wyższa. Przerażenie ścisnęło Hermionę za żebra. Odwróciła się do Draco i dostrzegła go przykucniętego kilka stóp dalej, z oczami wpatrzonymi w Tiarę i różdżką wycelowaną w chmurę mroku. Jego druga dłoń była pusta.
Mały przedmiot uderzył w jej ciało, odrzucając jej ramię do tyłu. Zatoczyła się lekko, gdy ponownie rzuciła zaklęcie ochronne i spojrzała z powrotem na ciemną masę. Chmura sięgała teraz niemal sufitu, a serce stanęło Hermionie w piersi, gdy dostrzegła w tym wszystkim pewien blady zarys.
Postać.
Zimny pot zalał jej skórę, gdy z mrocznej otchłani wyłonił się człowiek. I to taki, którego rozpoznała.
Kruczoczarne włosy. Smukły i przystojny. Dopiero kiedy zwrócił na nią swoje brązowe oczy, Hermiona wiedziała, że to nie Harry – to był Tom Riddle.
— Draco, nie słuchaj ani słowa…
Tom Riddle podniósł swoją upiorną, białą dłoń, a jej zaklęcie ochronne zniknęło. Wiatr uderzył ją w twarz, gdy wir znów opętał cały pokój.
Głos wołał jej imię, gdy wiatr odrzucił ją do tyłu. Uderzyła głową o posadzkę, tracąc dech w piersi. Zmusiła się, by otworzyć oczy i stanąć na drżących nogach. Musiała wstać.
Pokój kręcił się, gdy stała w oku samej burzy – między wirującymi obrazami, drewnianymi drzazgami i biżuterią latającą dookoła. Utkwiła swoje spojrzenie w Draconie, który wciąż kucał zupełnie nietknięty przez tornado. Coś przemknęło przez jego twarz i opuścił wzrok ku podłodze.
Musiała do niego dotrzeć.
Zacisnęła palce na różdżce Dafne, przywołując do siebie całą magię, wystrzeliwując zaklęcie za zaklęciem prosto w ostry wiatr. Ale była uwięziona w samym centrum tornada i wszystkie z jej czarów roztrzaskiwały się o ściany wichury niczym błyskawice. Tuż przed nią poruszył się cień – Tom Riddle przyglądający się jej uważnie.
Pomyślała o Harrym. O Fredzie, Lunie, Remusie i Cho. Ale jej wspomnienie zbladły, przyćmione furią. Zaczęła chodzić, a dłonie aż świerzbiły ją w nieposkromionej chęci, by go udusić, gdy wygiął usta w rozbawionym uśmieszku. Próbowała przebić ramię przez wiatr, a drewniane krzesło szybko wbiło się w jej brzuch, przygniatając ją do ziemi. Zwinęła się na boku, gdy ból rozkwitł w całym jej ciele, a ona poczuła posmak krwi w ustach.
— Draco Malfoy. — Delikatny głos Toma Riddle’a dotarł do niej niczym cichy pomruk przy samym jej uchu. — Najczystszej krwi spadkobierca wspaniałego rodu Malfoyów. Lojalny sługa wielkiego Lorda Voldemorta.
Hermiona uniosła lekko twarz. Przez gwiazdy migające jej przed oczami widziała, jak Riddle przechyla głowę, poruszając się jak wąż.
— A jednak przyszedłeś go zdradzić.
Draco podniósł wzrok, klęcząc jak rycerz przysięgający swą wierność.
Tom Riddle spojrzał na nią i uśmiechnął się.
— Moją matkę również kusiło mugolskie piękno — powiedział do Draco. — Ale widziałem twoje wnętrze, Draco. — Z eleganckim ugięciem kolan, Riddle opadł przed nim i spojrzał mu w oczy. — To nie jej piękno cię uwiodło.
Hermiona wstrzymała oddech i podniosła się, opierając ciężar ciała na łokciach.
— On tobą manipuluje! — krzyknęła.
Riddle pstryknął jednak palcami, a wiatr zawył jeszcze głośniej, skutecznie ją uciszając.
Stanęła na równe nogi, ignorując ból głowy, gdy obserwowała, jak Draco wpatruje się w ducha Toma Riddle’a. Pomijając lekko drgający mięsień w jego szczęce, blondyn był całkowicie nieruchomy.
— Sądzę, że tego wieczoru twoja ciotka Bellatriks popełniła fatalną pomyłkę. — Riddle prychnął, a Hermiona zadrżała, bo ten dźwięk aż ją przeszył. — Założyła, że zadowoli cię replika. — Wskazał w kierunku Hermiony. — Ale widziałem twoje serce. Przebiłem się przez twoje ceglane ściany i otworzyłem szkatułki na biżuterię.
Oczy Dracona błysnęły na nią, szeroko otwarte i przerażone. Serce zabiło jej mocno w piersi.
— Nie, nie, Draco — powiedział Riddle, a chłopak znów na niego spojrzał. — Chcę twojej lojalności. A jak twoja ciotka może zaświadczyć, zabicie tej dziewczyny mi niczego nie da. — Riddle uśmiechnął się, nachylając się do jego ucha. — Mogę dać ci to, czego chcesz.
— Niczego nie chcę…
— Bezpieczeństwo. Ochrona. Nigdy więcej ukrywania się z nią w cieniu. — Riddle przyglądał mu się, z gracją drapieżnika chwytając go za ramię. — Wiesz, jak łatwo możesz ją stracić. I wiesz, kto będzie czekał w cieniu, by ci ją odebrać.
Hermiona znieruchomiała. Coś poruszyło się na obrzeżach jej wizji. Spojrzała więc w atramentowy, mglisty tunel mroku, gdy ze środka wydobył się kolejny kształt. Ciemna chmura rozdzieliła się na dwie części, rosła, a Hermiona patrzyła, jak z czarnej głębiny wyłania się jej własny cień otoczony w pasie ramionami Antonina Dołohowa. Jej postać z wizji miała na sobie czarną, koronkową bieliznę, która ledwo cokolwiek zakrywała. Dołohow wplątywał palce w jej włosy, drugą dłonią sunąc w górę jej uda.
Draco nie poruszył się, rozchylając jedynie usta i dysząc ciężko.
— Opuść to miejsce natychmiast, a nie będzie już dłużej niewolnicą. — Z krótkim ruchem palców Riddle’a cień Dołohowa wyparował, pozostawiając tylko ją samą. Z pustą twarzą i rozczochranymi włosami, w dżinsach i swetrze. — Pozwolę ci ją zatrzymać. Poślubić. Już nie będzie zdrajczynią i szlamą, ale Panią Malfoy.
Ręka Riddle’a ścisnęła ramię Dracona. Hermiona dyszała panicznie, gdy patrzyła, jak Draco przełyka. Jego palce drgnęły.
Tom Riddle nagle wstał, górując nad Draconem.
— Przysięgnij ponownie swoją lojalność wobec mnie, Draconie Malfoyu, a Lord Voldemort udzieli jej łaski. Wyjdź z jaskini, odbierz jej wspomnienia o tym, co tu znaleźliście, a Czarny Pan da wam wolność. Obojgu.
W pomieszczeniu zapadła cisza, z wyjątkiem nieustannego szumu wiatru. Hermiona czuła się, jakby tonęła na dnie lodowatej studni, gdy Draco wstał z zaciśniętą szczęką i zdeterminowanym spojrzeniem.
— Dziękuję, mój Panie — wyszeptał. Ledwie go słyszała ponad otaczającym ją tunelem wirujących przedmiotów.
Tom Riddle uśmiechnął się, kiwając swoją przezroczystą głową na znak zgody. Żołądek Hermiony skręcił się, gdy Draco odsunął się od horkruksa i ruszył w jej stronę. Zadrżała niepewnie na nogach.
Patrzyła, jak Draco podchodzi cztery kroki bliżej i szarpie nadgarstkiem. Coś kremowego podleciało z podłogi, Draco obrócił się szybciej niż jakby łapał znicza i popędził w kierunku Riddle’a i Tiary.
Kieł bazyliszka przeszył środek klatki piersiowej Toma, mijając jego zszokowaną twarz i wpadając w ciemny otwór Tiary.
W pomieszczeniu rozbrzmiał nieziemski krzyk niczym tysiąc szklanek roztrzaskujących się w jej umyśle. Hermiona zakryła uszy i patrzyła, jak Draco robi to samo. Ściany jaskini zatrzęsły się, gdy zjawa Toma Riddle’a zawyła w agonii, a Tiara wciągnęła go do środka, kurcząc się do swoich dawnych rozmiarów.
Tornado połamanych mebli i złotych monet zatrzymało się, opadając wokół nich jak grad. Krzyki ustały.
Hermiona naliczyła dwa uderzenia własnego serca, zanim podbiegła do Draco. Wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Riddle, jakby nie mógł uwierzyć, że ten naprawdę odszedł – dokładnie tak samo, jak patrzył na martwe ciało swojej ciotki. Hermiona złapała go za łokieć, a on podskoczył i odwrócił się do niej, gdy zarzuciła mu ręce na szyję.
— Zrobiłeś to. Draco, ty… — Jej głos drżał. — Byłeś niesamowity. Przez chwilę myślałam, że…
Urwała, gdy zdjął jej ręce ze swoich barków. Hermiona pozwoliła, by opadły bezwładnie po jej bokach.
Nie patrzył na nią, cofając się o krok i rozglądając po otaczającym ich zniszczeniu.
— Wszystko w porządku?
Hermiona przełknęła.
— Tak myślę. Możliwe, że mam lekki wstrząs mózgu, ale… — Urwała, gdy podszedł do Tiary Przydziału, obserwując, jak z jej wnętrza sączy się czarna maź. Gardło Hermiony ścisnęło się, gdy podeszła do niego. — Chyba nareszcie zniknął.
Zapadła cisza.
— Powinniśmy iść.
Hermiona spojrzała na niego. Jego wargi były zaciśnięte. Nadal na nią nie patrzył.
Gdy rozchyliła usta, by zapytać go, co się stało, odwrócił się na pięcie i poprowadził ich przez wszechobecne zniszczenie.
Coś było nie tak. Nie była w stanie myśleć o niczym innym, kiedy Draco prowadził ich po schodach, nie zawracając sobie głowy oglądaniem się za siebie.
Dotarli do szczytu schodów. Draco sięgnął do drzwi prowadzących do rezydencji, a gdy te się otworzyły, głos Toma Riddle’a zabrzmiał w jej uszach.
Pozwolę ci ją zatrzymać. Poślubić.
Drzwi zamknęły się z kliknięciem, a policzki Hermiony zapłonęły, rozgrzane do białości. Ciepło zalało jej ciało, iskrząc w żyłach, gdy książki Dracona trzepotały otwierając się na wszystkich półkach jej umysłu. Przez ostatni rok naprawdę zaczęła dla niego wiele znaczyć. Horkruks tylko to potwierdził.
Draco szybko przeszedł przez salon, gasząc lampy i szarpiąc za klamkę frontowych drzwi. Nie oglądał się na nią, gdy wspinali się po długich schodach w stronę bladego światła księżyca.
Ciepło migotało jej w piersi, gdy wyprowadzał ich z jaskini, a potem w dół zbocza. Chciała go błagać, żeby na nią spojrzał, ale jego wzrok pozostał skupiony na drodze, jakby wciąż stąpali po kamiennych stopniach.
Zanim aportowali się z powrotem na skraj rumuńskiego miasta – a Draco szybko puścił jej dłoń – znów poczuła w sobie chłód. A kiedy wyciągnął świstoklik, ledwo trzymając jej przedramię między kciukiem i palcem wskazującym, gdy wylądowali w cichej uliczce w mugolskiej części Londynu, Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem się nie przeliczyła.
Pani Malfoy.
Zastanawiała się, jak by zareagował, gdyby powiedziała mu prawdę: że go kocha. Troszczył się o nią na tyle, by utrzymać ją z dala od Dołohowa – to było pewne. Ale czy jego uczucia były tak głębokie jak jej własne?
Być może małżeństwo z nią było jedynym sposobem na zapewnienie jej bezpieczeństwa.
Zatrzymał się na skraju ciemnej alejki z wyciągniętą przed siebie ręką. Hermiona spojrzała na jego dłoń i ujęła ją.
Draco teleportował ich szybko na wzgórze za Dworem, ruszając w stronę alei, nawet na nią nie czekając. Wreszcie, u podnóża schodów w holu, zatrzymał się. Jednak nadal na nią nie patrzył.
— Muszę... odmeldować się u Blaise’a. Upewnić się, że podołali... — Odchrząknął, a ona poczuła, jak niepokój ściska jej pierś.
— Oczywiście. Draco, ja…
Nie odwracając wzroku, podszedł do kominka, chwycił garść proszku Fiuu i zniknął, szepcząc:
— Grimmauld Place.
Hermiona obserwowała, jak zielone płomienie zabierają go ze sobą, po chwili powracając do swojej zwykłej, ciepłej barwy. Kolana ugięły się pod nią i upadła na schody.
Horkruks zniknął. Po raz kolejny na przeszkodzie stał im jedynie wąż. Powinna czuć zawroty głowy z radości. Wolność. Zamiast tego potrafiła się tylko zastanawiać, dlaczego pojawiła się w najgłębszych zakamarkach serca Dracona Malfoya, skoro on zamierzał teraz przed nią uciekać, jakby to wszystko było jednym, wielkim błędem.
Coś w jej głowie zaczęło pulsować i miała wrażenie, że natychmiast powrócił do niej każdy cal bólu, o którym zdążyła zapomnieć. Jej nogi drżały, gdy stanęła twarzą w twarz z kolejnymi schodami. Wirowało jej w głowie, gdy szła do pokoju Dracona. Wzięła prysznic, lecząc różdżką Dafne wszystkie siniaki i skaleczenia. Potem ubrała się w piżamę i wślizgnęła między prześcieradła, gotowa siedzieć tam i czekać na niego, ale zasnęła, zanim jeszcze zgasły światła.
***
Obudziła ją woń kawy z tacy ze śniadaniem. Przeciągając się, sięgnęła do miejsca, w którym powinien leżeć Draco i dostrzegła, że pościel jest zimna.
Usiadła prosto, a jej żebra zacisnęły się boleśnie, gdy wróciły do niej ostatnie ze wspomnień wczorajszego wieczoru. Odgarnęła włosy z twarzy, szukając jakiegokolwiek znaku, że Draco wrócił do domu. Żadnych ubrań na podłodze, żadnych zagnieceń na pościeli. Na stoliku leżała tylko jedna taca, nie dwie.
Gdy tylko jej puls zaczął przyspieszać, usłyszała delikatne stukanie do drzwi. Wytoczyła się z łóżka i pobiegła je otworzyć, zastanawiając się, dlaczego Draco pukał…
Narcyza stała w progu z rękami złożonymi przed sobą. Rozczarowanie Hermiony zamieniło się w zmartwienie. Właśnie została przyłapana w sypialni Draco, w piżamie…
— Dzień dobry, Hermiono.
— Dzień dobry. Eee, Draco tu nie ma…
— To z tobą chciałam porozmawiać — powiedziała Narcyza z napiętym uśmiechem.
Hermiona wpuściła ją i usiadła z nią przy kominku. Twarz dziewczyny wciąż była gorąca. Narcyza odmówiła filiżanki herbaty, a Hermiona zacisnęła dłonie, żeby nimi nie wiercić.
— Od razu przejdę do sedna. — Pod oczami Narcyzy pojawiły się ciemne kręgi, a jej usta drżały, gdy wzięła głęboki oddech. — Prawdziwy Zakon zaatakował Włochy. Wczoraj późnym wieczorem dowiedziałam się o tym od Lucjusza.
Hermiona czekała, aż słowa kobiety w pełni do niej dotrą. Zamrugała.
— Rozumiem — było wszystkim, co mogła powiedzieć.
— Zaatakowali zeszłej nocy, podczas uroczystości w Hogwarcie. Czarny Pan chce to uciszyć, ale ja sądzę, że to dopiero początek. Krążą pogłoski, że kolejne kraje podpisują tajne traktaty z Prawdziwym Zakonem. Na przykład Węgry.
Hermiona poczuła drżenie swoich palców. Wpatrywała się w Narcyzę, gdy krew napłynęła jej do uszu.
— A ja czegoś od ciebie potrzebuję, Hermiono. — Spojrzała na nią swoimi ciepłymi, niebieskimi oczami, a Hermiona poczuła, jak platynowa nić tańczy tuż przed jej tęczówkami. — Wiem, że musisz zostać. By być tutaj dla swoich przyjaciół. Dla Prawdziwego Zakonu.
Hermiona rozchyliła usta, niepewna tego, o co pytała Narcyza.
— Ale Draco musi odejść.
Poczuła suchość w gardle.
— Nie rozumiem…
— Jeśli Prawdziwy Zakon odbije Anglię – a mam nadzieję, że to tego dojdzie – nasza trójka tego nie przeżyje.
Narcyza przełknęła ślinę, zerkając na swoje knykcie, które nagle zbielały. Nachyliła się do przodu.
— Musimy odejść. Lucjusz dołączy do nas, kiedy będzie mógł, ale wiem, że Draco nie opuści kraju bez ciebie. — Oczy Narcyzy wypełniły się łzami, a jej usta drżały. — Hermiono, musisz się upewnić, że Draco ucieknie wraz ze mną.
Pokój zawirował, gdy czuła bicie swojego serca aż w opuszkach palców, a słowa oplatały jej żebra i zatapiały się w skórze. Na jej języku uformowały się tysiąc bezużytecznych zdań, które przełknęła z goryczą.
Musiała zostać. A oni musieli odejść.
Piekły ją oczy, gdy wychrypiała niepewnie:
— Kiedy?
Narcyza wzięła głęboki oddech.
— Jutro. Oboje powinniście pojawić się dziś wieczorem w Edynburgu. Musimy uciec, nim nadejdzie świt.
Nie wiem, czy wtedy bardziej zmęczyłam się pobytem w szpitalu jak to betowałam, czy faktycznie i ze mnie poszukiwanie horkruksa wyssało energię, nie mam pojęcia ale jestem okropnie zmęczona po tym rozdziale. Kiedy oni schodzili w dół po schodach, czułam się, jakbym schodziła tam razem z nimi. Niemiłosiernie mi się dłużyło, a kiedy w końcu znaleźli właściwy przedmiot czułam, jak i ze mnie wysysane jest życie. Oczywiście, że to musiał być Draco. Każdy musi zniszczyć po jednym horkruksie, tym razem padło na naszego blondaska xD Nie mogę jednak zrozumieć, co się stało, dlaczego Draco po unicestwieniu horkruksa zachował się w ten sposób. Czyżby dotarło do niego, że inaczej nie będzie miał możliwości bycia szczęśliwym z Hermioną? Riddle i tak zagwarantował mu nic innego, jak kłamstwo, ale ta reakcja Draco… nie rozumiem co się stało, ale pewnie wkrótce się dowiem. Nie wiem też, jak Narcyza wyobraża sobie tę ucieczkę, wszystko to jest jakby palcem pisane na wodzie
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńJeju, czułam jakbym była w tej jaskini razem z nami. Końcówka mnie dobiła...
OdpowiedzUsuń