OSTRZEŻENIE: Tortury, śmierć.
Wiatr tańczył na jej skórze.
Przed nimi czekał już rząd powozów prowadzonych przez testrale.
Jasnowłosy chłopak pomógł jej wejść na stopień i poprowadził na siedzenie. Mężczyzna i jego żona podążyli za nimi.
Starsza para. Szeptali do siebie, a ich oczy kierowały się ku niej, by po sekundzie uciec w bok.
Sukienka ciążyła jej na ramionach.
Ze stukotem kopyt powóz ruszył ścieżką w kierunku zamku. Nad budynkiem na nocnym niebie majaczyła ruchoma chmura – czaszka i wąż.
Powóz skręcił w stronę jeziora, a księżyc odbijał się w tafli spokojnych wód.
Gdy zbliżali się do zamku, Hermiona skupiła się na swoich półkach. Jej palce prześlizgiwały się po grzbiecie jednej z książek, kiedy widziała promienie słońca zalewające swoim ciepłem podwórze, przez które zmierzała z dwójką chłopców na zajęcia. Wsunęła ten tom głęboko na środkową półkę, tuż obok książki pełnej krzyków i gruzu oraz obrazów ciemnowłosego chłopca, który spoczywał bez życia w ramionach półolbrzyma.
Testrale stanęły w miejscu. Drzwi ich powozu otworzyły się i ktoś wyciągnął do niej rękę. Ujęła ją, a zimne palce drgnęły w jej dłoniach, gdy postawiła stopę na pierwszym stopniu. Jej oczy podążyły za dłonią do zaokrąglonej twarzy z wycieńczonymi oczami.
Półka w jej umyśle zaskrzypiała. Chłopak wymówił bezgłośnie jej imię, a książka runęła w dół. Jej strony trzepotały, wypuszczając ze środka obrazy zagubionej ropuchy, nieudanych eliksirów i pełnych zająknięć zaproszeń na bale…
Neville.
Poczuła, że jej płuca się kurczą, a w polu widzenia zaczynają pulsować czarne plamy. A potem na jej plecach spoczęła ciepła dłoń – ponaglając ją.
Wziąwszy ostry oddech, Hermiona zeskoczyła z ostatniego stopnia powozu. Ścisnęła lekko dłoń Neville’a, zanim ją puściła, obserwując jego spaloną słońcem twarz i rozciętą wargę. Nosił długie, czarne szaty, przepasane złotą liną. Jego okalane sinymi cieniami oczy szukały jej własnych.
— Dosyć gapienia się, Longbottom.
Neville podskoczył, jakby został przez kogoś kopnięty. Szybko cofnął się, kuśtykając w stronę następnego powozu. Draco przycisnął rękę do jej biodra i skierował ją w przeciwnym kierunku, zmierzając w stronę dziedzińca. Lucjusz i Narcyza już ich wyprzedzili.
Hermiona próbowała się skupić, ale każdy kolejny krok, który dzielił ją od Neville’a, był jak sopel lodu wbity głęboko w jej serce. Jej przyjaciół głodzono i bito. A ona otaczała się diamentami.
Poczuła, jak ciężar sukienki ciągnie ją w dół, a kolana uginają się pod ciężarem jej ciała. Draco zatrzymał się, chwycił ją za łokieć i przycisnął usta do jej ucha.
— Dasz radę.
Słowa przepływały przez nią.
— Rozluźnij się trochę. — Jego kciuk zatoczył powolne kółko na jej łokciu. — Żeby wiedzieli, że tam jesteś.
Skinęła głową i po głębokim oddechu kontynuowali marsz. Hermiona skupiła swoją uwagę na cieple jego dłoni, przygotowując swój umysł na atak ludzi, których miała niebawem spotkać.
Byli tu dziś dla Prawdziwego Zakonu. A Harry potrzebował jej, żeby dokończyła to, co on zaczął.
Kiedy weszli na dziedziniec, jej wody były już spokojne, a Neville został ukryty w książce wciśniętej w środkową półkę, ukrytą najgłębiej ze wszystkich.
Tłum zmieszał się, a śmiech ludzi zagłuszył cichą muzykę. Draco podniósł z lewitującej obok nich tacy dwa kieliszki pełne szampana, a Hermiona zamrugała, przyjmując jeden z nich.
— Draco — zawołał czyjś głos. — Dobrze cię widzieć.
Hermiona pozostała nieruchoma u boku Draco, gdy Marcus Flint podszedł do nich. Penelopa podążyła za nim, ubrana w prostą, czarną sukienkę przewiązaną złotą liną. Marcus skinął Hermionie głową.
— Granger. Jak zawsze wyglądasz czarująco.
Hermiona skinęła głową, stukając palcami w kieliszek szampana.
— Flint — powiedział chłodno Draco. — U ciebie już lepiej, jak mniemam?
Penelopa spojrzała na Flinta, który opisywał swój powrót do zdrowia, a jej oczy zamgliły się jakimś niezidentyfikowanym uczuciem. Hermiona odepchnęła to na bok, pozwalając swojemu spojrzeniu błądzić dookoła.
Przemknęła po sylwetkach Narcyzy i Lucjusza, pogrążonych w rozmowie z Rookwoodem i jego żoną oraz grupą roześmianych mężczyzn, których rozpoznała ze stołów do gry w Edynburgu. W świetle latarni ujrzała kilka innych Partii stojących w pobliżu swoich właścicieli – każda z nich miała na sobie prostą, czarną sukienkę ze złotą liną w pasie. Serce Hermiony łomotało, gdy ich oczy kierowały się ku niej.
Draco rzucił jakąś wymówką, odchodząc od Flinta. Trzymał rękę na jej łokciu, a Hermiona próbowała rozluźnić swoje ciało, gdy nachyliła się do jego ucha.
— Jestem zbyt wystrojona.
— Nie. Nie dano ci określonych nakazów co do ubioru. — Usłyszała, jak przełknął ślinę. — Powinnaś się wyróżniać.
Po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz, ale zanim zdążyła się nad tym zastanowić, Draco podszedł z nią by powitać Blaise’a, Teo i „Giulianę”. Oliver Wood stał dwa kroki za Teo, z oczami skierowanymi w dół. Wyglądał o wiele zdrowiej, niż wtedy, kiedy Hermiona widziała go ostatnim razem, jednak jego oczy otaczały głębokie cienie. Zarówno on, jak i Giuliana nosili czarne szaty przepasane złotą liną, chociaż te które miała na sobie Giuliana były na nią o wiele lepiej dopasowane.
— I „szczęśliwej rocznicy” też dla ciebie, Draco — powiedział Blaise, odkręcając piersiówkę. Jego oczy przesunęły się po Hermionie i cicho gwizdnął, zanim pociągnął łyk alkoholu. — Wyglądasz jak milion galeonów, Granger.
Hermiona skinęła głowa w podziękowaniu, składając przed sobą ręce.
— Dobrze jest wrócić do Hogwartu, prawda?
— Stary, ciszej — wysyczał Teo. Hermiona zobaczyła, jak niespokojnie pocierał swój nadgarstek. — To nie wieczór, podczas którego trzeba się upić…
— To jest dokładnie taki wieczór — wybełkotał Blaise.
— Blaise. — Ton Draco był surowy. Hermiona podniosła wzrok, by zobaczyć jego twarde jak lód oczy. — Weź się w garść.
Blaise wyglądał, jakby chciał się roześmiać, ale mimo wszystko lekko się wyprostował.
— Masz rację, generale. — Spojrzał Draco w oczy, gdy powoli podniósł do ust piersiówkę, pociągając z niej kolejny łyk.
Teo ścisnął grzbiet nosa. Hermiona spojrzała na pobliską parę wpatrującą się w nich.
— Muszę porozmawiać z Ministrem Eggerem. Do zobaczenia w środku. — Draco odprowadził ją, w ostatniej chwili odwracając się przez ramię z sykiem. — Zachowujcie się.
Hermiona wzięła uspokajający oddech, gdy przemierzali dziedziniec, odpychając od siebie wszelkie myśli o planach na dzisiejszy wieczór. Wygięła usta w skromnym uśmiechu, gdy Draco witał szwajcarskiego Ministra i jego żonę – tę, którą widziano z nim na zdjęciu w Proroku, gdy był w Szwajcarii. Kiedy stali i rozmawiali, otoczeni wciąż rosnącym tłumem, Hermiona odważyła się rozejrzeć po dziedzińcu.
Lucjusz i Narcyza rozmawiali teraz z Selwynem i jego żoną. Szwajcarski Minister Magii zatrzymał się, by wziąć świeży kieliszek szampana, a Hermiona dostrzegła, jak Teo idzie gdzieś z nieznanym jej mężczyzną. Mężczyzna położył swoją chudą dłoń na ramieniu Teo, kierując go w stronę krużganków, a Oliver podążał za nimi, utrzymując stały dystans kilku kroków. Zatrzymali się, by przywitać się z dwójką nieznanych jej dyplomatów, a kościsty jegomość odwrócił się – Albrecht Berge. Oczy Hermiony ponownie opadły na kamienie pod jej nogami.
Zauważyła Dołohowa przyglądającego się tłumowi z drugiej stronie dziedzińca. Slughorn wpadł na niego, zanim ten zdążył spojrzeć jej w oczy, a Dołohow warknął, gdy trzymana w dłoni sherry rozlała się na jego buty. Po lewej stronie Hermiona dostrzegła Hannę Abbott stojącą kilka kroków za Runcornem z Ministerstwa. Hanna była niesamowicie blada. Runcorn rozmawiał cicho z Ministrą Cirillo, której oczy wędrowały po ciele Hanny.
Draco został zaczepiony przez Ministra Santosa i jego żonę. Hermiona przywitała ich z uśmiechem przyklejonym do ust. Kiedy mieli za sobą już wszystkie powitalne uprzejmości i przeszli do konkretniejszej rozmowy, znów się rozejrzała.
Rita Skeeter rozmawiała z Piusem Thicknesse’em, ale jej oczy wędrowały ponad jego ramieniem, by obserwować rozmowę Yaxleya z austriackim Ministrem. Hermiona dostrzegła też Rabastana Lestrange’a śmiejącego się wraz z Flintem i Penelopą. Jej żołądek zacisnął się i Hermiona szybko przeszukała tłum, wypatrując znajomych, rudych włosów. Nie dostrzegła jednak żadnych.
W ciemnym kącie pod krużgankami Hermiona dostrzegła błysk wilczych oczu – Fenrira Greybacka, stojącego z innym barczystym, groźnie wyglądającym mężczyzną. Ciężki tom zadrżał w jej umyśle – ten zawierający strony pełne zlepionych krwią blond loków i puste, niebieskie oczy Lavender Brown. Ponownie spuszczając wzrok na kamienie, Hermiona wzięła głęboki oddech.
Draco nagle przeprosił swoich rozmówców i chwycił ją za ramię, przeciągając szybko przez tłum. Hermiona ledwie miała chwilę, by się zorientować dokąd idą, kiedy Draco zatrzymał się w łukowatym przejściu – dokładnie w chwili, gdy Katya Viktor dotarła do schodów.
— Katya.
Hermiona patrzyła, jak ramiona Katyi sztywnieją, zanim jej piękna twarz zwróciła się w ich stronę.
— Draco, mój drogi! — Podeszła do nich i pocałowała Draco w policzek, a gdy się od niego odsunęła, jej spojrzenie szybko przemknęło po Hermionie. — Miałam nadzieję, że zobaczę cię tu dziś wieczorem!
— To prawda, dawno się nie widzieliśmy. — Wydawał się wyższy, gdy patrzył na nią. — Miałem nadzieję, że spotkam cię w zeszłym miesiącu w Edynburgu, jednak…
Oko Katyi drgnęło, ale dziewczyna szybko potrząsnęła głową ze współczuciem.
— Ależ to był bałagan. Wiem, że nie powinniśmy o tym rozmawiać — obejrzała się przez ramię — ale tak się cieszę, że złapałam grypę tamtego ranka. Dzięki Merlinowi, że wyszedłeś z tego cało.
Błysnęła do niego swoimi białymi zębami. Draco wytrzymał jej spojrzenie, ale dopiero po dłuższej chwili odwzajemnił jej uśmiech.
— Nic nie sprawiło mi większej ulgi niż wieść o tym, że zostałaś w domu. Ale Katyo… — Draco nagle opuścił ramię Hermiony i chwycił Katyę za łokieć, prowadząc ją do holu. Skinął głową, żeby Hermiona poszła za nim. — Wysyłałem listy. Mam nadzieję, że nie jesteś wciąż chora.
Jego ton był lodowaty tak, jak u jego ojca. Hermiona patrzyła, jak żebra Katyi rozszerzają się pod materiałem szafirowej sukienki.
— Nie było mnie w domu, niestety! — Zaśmiała się nerwowo. — Ale tak się cieszę, że na ciebie wpadłam, naprawdę…
— Może mógłbym odwiedzić cię w tym tygodniu. — Draco zatrzymał się. — Może we wtorek?
— Och, obawiam się, że we wtorek nie dam rady. Będę…
— Zatem środa. — Ton Draco był stanowczy.
Katya zawahała się, a jej oczy powędrowały do jego.
— Środa brzmi idealnie, Draco. — Uśmiechnęła się. — Będę w domu.
— Wspaniale. — Draco puścił ramię Katyi. — Nie mogę się doczekać.
Katya zdołała się uśmiechnąć, po czym odwróciła się i podeszła do ciężkich, drewnianych drzwi. Otworzyła je i weszła do Wielkiej Sali, a jej buty stukały na posadzce szybciej niż to konieczne.
Drzwi zamknęły się, odcinając od nich hałas. Hermiona podeszła do Draco.
— Uważaj — szepnęła. — Ona się ciebie boi.
— Powinna — powiedział Draco ponuro. — Wysłała mnie do Edynburga na pewną śmierć. Jeśli to zmusi ją do zobaczenia się ze mną, będzie warto.
Hermiona przełknęła.
Na dziedzińcu rozbrzmiał brzęk dzwonków, a Hermiona aż podskoczyła na ten dźwięk. Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Goście zostali wezwani na kolację, a ona i Draco dołączyli do tłumu. Z ręką na jej plecach, Draco szybko poprowadził ją przez drzwi, wkraczając do Wielkiej Sali.
Do jej uszu dotarł hałas. Wielka Sala była tylko w połowie pełna, ale Hermiona nigdy nie widziała w niej aż tylu ludzi. Pomieszczenie wydawało się rozciągać w nieskończoność, magicznie powiększone do dwukrotnie większych rozmiarów niż niegdyś. Hermiona mocno trzymała za nóżkę swój kieliszek z szampanem, gdy mijali stoły zastawione eleganckimi obrusami i wystawnymi dekoracjami, których srebro połyskiwało w świetle kandelabrów. Chorągwie domów zniknęły, a na suficie nie było już gwiazd.
Starszy mężczyzna z włoskim akcentem zawołał Draco, więc oboje się zatrzymali. Hermiona ledwo wyczuła dotyk jego wyschniętych ust na swoich knykciach, zanim Draco poprowadził ją dalej.
Zastanawiała się, ilu ludzi było tu dzisiaj, świętując zwycięstwo Voldemorta.
Kątem oka widziała Lucjusza i Narcyzę idących równolegle z nimi główną nawą. Cała czwórka skierowała się w stronę stolika na samym końcu.
Oczy gapiów prześlizgiwały się po jej twarzy i szyi, a Hermiona pozwoliła, by jej wzrok przesuwał się też po nich. Trzymała się prosto, wyginając usta, jakby ona też była wycięta z kamienia.
Po prawej stronie zobaczyła Ministra Santosa i jego żonę zajmujących miejsca obok Ministry Cirillo. Po jej lewej Minister Thicknesse i Dolores Umbridge wydawali się być pogrążeni w głębokiej rozmowie. Umbridge miała na sobie suknię z różowych cekinów i koronki, a gdy ona i Draco przechodzili obok niej, z nieśmiałym uśmiechem napotkała spojrzenie Hermiony.
Dotarli do końca nawy. Lord Voldemort stał na środku Wysokiego Stołu, uśmiechając się. Miał na sobie zielone szaty z pogniecionego aksamitu. Bellatriks stała po jego prawej stronie w brokatowej czerni. Jej oczy zwęziły się na Lucjusza i Narcyzę, gdy ci wspinali się po schodach.
W sali było zimno. Hermiona skupiła się na biciu swojego serca, gdy ona i Draco skręcili w lewo, podążając za jego rodzicami.
— Lucjuszu — powiedział cicho Voldemort. — Ty i twoja rodzina jesteście tu bardzo mile widziani.
— Dziękuję, Panie. — Lucjusz i Narcyza skłonili głowy, a kiedy się wyprostowali, Voldemort wskazał na miejsce naprzeciwko niego. Lucjusz wysunął krzesło naprzeciwko Bellatriks, a Narcyza usadowiła się na nim w milczeniu. Lucjusz zajął miejsce po jej prawej stronie, dokładnie przed Voldemortem.
Draco zrobił krok do przodu, a Hermiona trzymała głowę nisko, gdy składał wyrazy szacunku Voldemortowi i swojej ciotce. Wysunął krzesło po prawej stronie od ojca, patrząc znacząco na to znajdujące się obok. Hermiona podeszła do stołu, oczekując, że usiądzie, ale on wydawał się na coś czekać.
— Szlamo Granger — wysyczał Voldemort, a puls Hermiony przyspieszył. — Nie powitasz mnie?
Szybko dygnęła.
— Oczywiście, mój Panie. Wybacz mi.
Bellatriks wybełkotała słowa dezaprobaty. Knykcie Draco pobielały zaciśnięte na krześle.
— Dziękuję, że pozwoliłeś mi uczestniczyć w dzisiejszej uroczystości, mój Panie.
Zapadła sztywna cisza. Wtedy Voldemort wymruczał swoje potwierdzenie, a Hermiona poczuła, że znów może oddychać.
Czekała ze spuszczoną głową, aż Draco wysunie dla niej krzesło i pójdzie w jej ślady. Serce wciąż łomotało jej w uszach.
Ludzie wokół niej szeptali i śmiali się, stół skrzypiał, a krzesła przesuwały się na obu końcach. Hermiona trzymała usta mocno zaciśnięte, a oczy utkwione w szampanie, pozwalając hałasowi zlać się w nic nieznaczący szum. Krzesło po jej prawej wysunęło się i podniosła wzrok, by zobaczyć Teo kłaniającego się Voldemortowi. Oliver stał z inną Partią, pod przeciwległą ścianą, oboje ze spuszczonymi głowami i założonymi rękami.
Mrugając, Hermiona zerknęła przez ramię. Wszystkie stoły były zajęte, a Wielka Sala niemal pełna. Siedzących otaczały rzędy niewolników w czarnych szatach opasanych złotymi linami, niczym wartownicy. Była jedyną Partią, której pozwolono usiąść przy stole.
Jej umysł zadrżał, ale zanim zdążyła go uspokoić, melodyjny głos przepłynął jej przez ucho jak miód.
— Mój Panie. To prawdziwy zaszczyt by móc zasiąść przy twoim stole.
Hermiona powolnym ruchem odwróciła się na krześle, by spojrzeć na Ginny Weasley, mieniącą się srebrem i ociekającą diamentami. Avery skłonił się obok niej, a jego włosy były zaczesane do tyłu.
Hermiona opuściła wzrok na serwetkę. Draco poruszył się na swoim miejscu.
— Ginewro. — Głos Voldemorta był niski i rozbawiony. — Cóż z ciebie za klejnot.
— Schlebiasz mi, mój Panie.
Voldemort zaśmiał się cicho, a przeszywający chłód zburzył spokojne wody umysłu Hermiony. Podniosła wzrok, gdy Avery i Ginny obchodzili stół i zauważyła, jak usta Bellatriks wykrzywiły się, gdy przeszli obok niej.
Krzesła zaskrzypiały, a Hermiona obserwowała, jak Avery i Ginny zajmują swoje miejsca – Avery po lewej stronie Czarnego Pana, naprzeciwko Dracona, a Ginny naprzeciwko Hermiony.
Oczy Hermiony opadły na kieliszek.
Rozmowa znów zaczęła się toczyć. Klejnoty załamywały w sobie światło błyszczące na stole, hipnotyzując ją. Hermiona przyglądała się bladym bąbelkom w kieliszku pełnym szampana, aż jej umysł odpłynął w dal.
Wielka Sala wypełniona dźwiękami, szumami i głosami.
Dłoń uderzyła w stół i grupa mężczyzn się roześmiała.
Mężczyzna po drugiej stronie stołu szepnął dziewczynie coś do ucha. Jej włosy były rude.
Jasnowłosy chłopak obok niej odchrząknął.
— Więcej szampana?
Hermiona wróciła umysłem do swojego ciała.
— Proszę.
Draco nakazał by napełniono jej kieliszek. Hermiona sięgnęła po niego, popijając, gdy odwróciła się, by spojrzeć na resztę stołu. Po drugiej stronie od Ginny, swoje miejsca zajęli Rookwood i jego żona. Rozmawiali głośno z Selwynami, którzy siedzieli po drugiej stronie od Teo. Dalej naprzeciwko siebie siedzieli Crabbe Senior i Yaxley, wpatrując się w swoje szklanki z whisky. Hermiona przeciągnęła palcami po naszyjniku, gdy jej wzrok przesunął się w lewo, gdzie Lucjusz i Narcyza rozmawiali pokornie z Voldemortem i Bellatriks. Rudolf Lestrange siedział na prawo od Belli, a jego młodszy brat tuż obok. Hermiona przeskanowała Partie ustawione przy okolicznych ścianach, ale nigdzie nie dostrzegła Rona.
Po przeciwnej stronie stołu w tej samej chwili usadowili się Carrowowie, Travers i Jugson.
Obok Narcyzy znajdowało się puste miejsce i kiedy Hermiona spojrzała na nie, gruba ręka odciągnęła krzesło do tyłu, a jego nogi otarły się ciężko o kamień. Podążyła za ramieniem i zobaczyła skupione na niej oczy Dołohowa. Mężczyzna spuścił wzrok na Narcyzę, witając ją aroganckim uśmieszkiem.
Hermiona odwróciła się w stronę stołu, oczyszczając umysł i wymazując uczucie spojrzenia Dołohowa na sobie.
— Teodorze — powiedział Avery. — Wspaniała robota w Kanadzie. — Teo skinął głową i przełknął szampana, mocniej zaciskając dłoń na nóżce kieliszka. — Lucjuszu i Bellatriks wasza również. — Avery machnął ręką w ich kierunku. — Gratulacje dla was wszystkich.
— Dziękuję, Aronie — zanucił Lucjusz. Pauza. — Mam nadzieję, że ty i Berge ciężko pracujecie nad Mgłą, Teodorze. Nie mogę się doczekać najnowszego raportu z twoich ulepszeń.
— Ulepszeń?
Głos Bellatriks przeszył skórę Hermiony. Dziewczyna zamrugała, widząc Bellatriks przechylającą głowę w stronę Lucjusza, gdy jej palec krążył wokół brzegu szklanki.
— Jak to, bracie? Czyż nie udało jej się przebić przez osłony Prawdziwego Zakonu?
— Nikt nie kwestionuje, że Wyspa Baffina była sukcesem. — Ton Lucjusza był miękki i protekcjonalny, jakby pouczał dziecko. — Ale miał on też… niezamierzone skutki.
Voldemort po prostu ich obserwował, zaciskając razem palce.
— Śmierć plugawych mugoli. — Bellatriks wydęła wargi i nachyliła się do przodu. — Teraz martwisz się o mugoli, Lucjuszu?
W sekundę przy stole zapadła głucha cisza. Draco wytarł dłoń o spodnie.
— Zależy mi na pożądanych rezultatach. O ile Mgła nie może być kontrolowana, żaden z naszych sojuszników sąsiadujących z Francją nie pozwoli nam uwolnić jej w obszarze ich granic.
Avery zakaszlał.
— To prawda…
— Nie muszą nam na nic pozwalać. — Usta Bellatriks wykrzywiły się w grymasie. — Wielki Zakon musi działać. Wszystkie twoje delikatne manewry sprowadziły się do niczego więcej niż bezczynności. Gdyby nie Brecht i ja, nadal gnilibyśmy w Szwajcarii…
Voldemort gwałtownie uniósł rękę, uciszając ją.
— Wystarczy. Jestem pewien, że dzięki wam zinfiltrujemy Francję do końca tygodnia. — Jego szkarłatne oczy błysnęły na Teo. — Pracuj ciężko w tym tygodniu, Teodorze. Ufam, że mnie nie zawiedziesz.
— Tak, mój Panie. — Teo skinął głową. Jego palce drżały na obrusie.
— Lucjuszu. Draco uda się do Francji, kiedy nadejdzie czas na rozmieszczenie broni. Ostatnio widział on więcej biur niż pól bitewnych.
Rozbawiony kaszel rozbrzmiał nad stołem – Dołohow.
— Oczywiście, mój Panie — powiedział Lucjusz. Odchrząknął.
Bellatriks uśmiechnęła się i usiadła z powrotem na swoim krześle. Hermiona zobaczyła, że Narcyza sięga po wodę.
Rozmowa znów nabrała tempa. Żebra Dracona rozszerzyły się i skurczyły gwałtownie obok niej. Hermiona skupiła się na oddechu, odkładając na bok wszelkie emocje.
Po drugiej stronie od Teo rozbrzmiał wysoki śmiech. Zamrugała, by ujrzeć śmiejące się razem żony Selwyna i Rookwooda.
Wszelkie dyskusje zostały w pełni wznowione. Hermiona patrzyła, jak żona Rookwooda pochyla się lekko i szepcze:
— Słyszałeś, że nie ma tu węgierskiego Ministra, prawda? Gustus twierdzi, że odmówił…
Rookwood mocno położył dłoń na jej nadgarstku, wpatrując się w nią.
— W każdym razie. — Pani Rookwood znów usiadła prosto, wachlując twarz i rozglądając się dookoła. — Czyż nie jest tutaj ciepło? Skrzat!
Z trzaskiem u jej boku pojawił się mały skrzat, najwyraźniej prosto z kuchni.
— Tak, pani.
— Nie ma tu zaklęć chłodzących? A poza tym w jedzeniu nie ma orzechów, prawda? Mam na nie śmiertelną alergię…
Wzrok Hermiony zamazał się, gdy wpatrywała się w skrzata chwiejącego pod ciężarem ciężkiego łańcucha zawieszonego na jego szyi. Skrzat pisnął coś w odpowiedzi, a ona oderwała od niego wzrok, przyglądając się nagiej, kamiennej ścianie.
Kiedy jej umysł znów się rozjaśnił, sięgnęła po kieliszek. Avery rozmawiał z Draco. Bellatriks nachylała się do ucha Voldemorta, mrucząc coś, a Hermiona obserwowała, jak kiwa on głową. Rookwood i Selwyn debatowali o czymś z Teo.
Pociągając łyk, Hermiona przesunęła wzrokiem po Ginny. Jej skóra błyszczała, a włosy były idealnie upięte, tak jak w sylwestra. Rudowłosa patrzyła ponad lewym ramieniem Hermiony, obserwując Wielką Salę.
— Rabastanie — zawołał Avery. — Gdzie jest twój chłopak? Jestem pewien, że Ginewra miała nadzieję zobaczyć dziś wieczorem swojego brata.
Draco odstawił szklankę. Hermiona wstrzymała oddech, licząc każde uderzenie swojego serca. Ginny nawet nie mrugnęła.
— Chciałem go przyprowadzić, ale… dziś rano zrobił się trochę pyskaty. Potem już nie był w zbyt dobrej formie. — Rabastan zachichotał do swojej szklanki, a Bellatriks dołączyła do niego, oblizując zęby.
— Szkoda — powiedział Voldemort. — Ale przypuszczam, że czasem potrzeba lat, aby wytresować takiego upartego osła.
Pusty uśmiech drgnął na ustach Ginny.
Voldemort nagle wstał. Chwilę później ktoś w głębi sali zaczął klaskać, a dźwięk narastał jak fala, zanim uderzył w nich niczym w brzeg. Hermiona odwróciła się przez ramię i ujrzała tysiąc ludzi, wstających i bijących brawo za Czarnego Pana. Książki w jej umyśle drżały.
Voldemort uśmiechnął się i uniósł ręce, by ich uciszyć. Rzucił na siebie Sonorus za pomocą Czarnej Różdżki i spojrzał na tłum. Kiedy w końcu się odezwał, Hermiona poczuła ciche wibracje na swojej skórze – był niczym trujący szept w jej uchu.
— Witajcie, moi drodzy przyjaciele. Zebraliśmy się tutaj, aby świętować zwycięstwo nad naszymi wrogami – dokładnie rok temu.
Oklaski rozbrzmiały ponownie. Pomiędzy nimi przebiły się też okrzyki.
— Zaufaliście mi, a ja udowodniłem, że jestem tego godny. Nie spoczniemy, dopóki każda czarownica i czarodziej nie pokłoni się naszej najszlachetniejszej i najświętszej sprawie: zachowaniu czystości magicznej krwi, którą powierzano nam od tysiącleci.
Aplauz stał się jeszcze głośniejszy, odbijając się echem od ścian.
— Kroki, które podjęliśmy, aby uporządkować nowy świat, były trudne, ale warte poświęcenia. Minione stulecie nie może nawet równać się z tym, co osiągnęliśmy razem w zeszłym roku. I kiedy patrzę na twarze naszych partnerów z całego świata, wiem, że wkrótce wszyscy czarodzieje staną z nami ramię w ramię. Nasze dozbrojenie przebiega zgodnie z planem. Z pomocą pułkownika Albrechta Berge’a — Berge wstał ze swojego miejsca obok Umbridge, kiwając głową przy akompaniamencie uprzejmych oklasków — mamy do dyspozycji potężną, nową magię, która chroni nasze interesy.
Berge ponownie zajął swoje miejsce.
— Moi przyjaciele, niebawem nie będziemy już żyć w cieniu. Nie będziemy już kulić się przed mugolami ani zaspokajać ich barbarzyńskich zachcianek. Nie mylcie się: naszym celem nie jest triumf Wielkiego Zakonu, ale wyzwolenie czarodziejów.
Okna zagrzechotały od wypełniającego salę hałasu. Hermiona podniosła swój kielich, a woda chlapnęła na stół. Odłożyła go.
— Na cześć waszej ciężkiej pracy i poświęcenia mam przyjemność ogłosić, że mój prezent dla was – Zamek w Edynburgu – jest w końcu gotowy do ponownego otwarcia.
Szmer przeszedł kaskadą przez całą Wielką Salę. Ramię Dracona drgnęło obok niej.
— Aby kontynuować świętowanie w rocznicę naszego wielkiego zwycięstwa, hulanki w Edynburgu zostaną bezzwłocznie wznowione. Zapraszam was tam wszystkich jutro wieczorem i oczekuję, że każdy mężczyzna, kobieta i Partia będą uczestniczyć w tym spotkaniu.
Ginny zamknęła oczy. Hermiona zamrugała, ponownie skupiając swój umysł. Dziś wieczorem mają udać się do Rumunii, a jutro muszą wrócić do Edynburga.
— Dzisiejsze pokolenie niesie na swych barkach los czarodziejów. A my zwyciężymy, jeśli będziemy jednomyślni i zgodni: magia to potęga.
— Magia to potęga — rozbrzmiał tłum.
Voldemort podniósł kielich, a jego publiczność zrobiła to samo.
Bellatriks szybko wstała, a jej krzesło powlokło się po kamiennej posadzce.
— Za moc Czarnego Pana!
— Niech panuje na wieki!
Hermiona wypiła szampana duszkiem, gdy salę wypełniły ogłuszające oklaski. Kiedy hałas zelżał, wciąż dzwoniło jej w uszach.
Sekundę później na stołach pojawiła się uczta. Do chóru rozmów dołączył brzęk sztućców.
Twarz Ginny była blada, gdy chwyciła talerz Avery’ego, napełniając go bażanciną i pieczonymi warzywami. Książka w umyśle Hermiony zadrżała, otwierając się lekko.
Szczęśliwy dzień w Norze, z talerzem na udach i kolanami dotykającymi kolan Rona na kanapie – Freda wołającego: Ej, Gin! Przynieś mi talerz, kiedy wstaniesz, dobrze? – i ostrą ripostę z kuchni: Czy wyglądam jak skrzat domowy?
Hermiona wzdrygnęła się, odsuwając wspomnienie na bok. Szybko chwyciła talerz Dracona, sięgając po rostbef i pasternak, a jej dłonie mijały się z dłońmi Ginny. Kiedy wypełniła go wszystkim, czego mogła dosięgnąć, postawiła go przed blondynem i czekała, skręcając palce na kolanach.
Srebro ocierało się o porcelanę, gdy goście zaczęli jeść. Draco zamarł przy trzecim kęsie, kiwając brodą w jej stronę. Hermiona nałożyła sobie kilka łyżek jedzenia. Ginny poszła za jej przykładem.
Głos w głębi jej umysłu szeptał, żeby była obecna. Głośniejszy mówił, że to zbyt niebezpieczne, by rozluźnić swoją czujność, siedząc naprzeciw Czarnego Pana.
Hermiona wpatrywała się w swoją szklankę z wodą, obserwując zmarszczki na powierzchni, gdy uniesiono kieliszki w toaście. Echa ruchu kołysały ją, dopóki książka się nie zamknęła.
Draco rozmawiał z Teo siedzącym po jej przeciwnej stronie. Utrzymywała uśmiech na swoich ustach, przesuwając widelcem po talerzu. Kieliszek Ginny napełniał się ponownie za każdym razem, gdy brała łyk.
Miękkie dłonie poruszały widelcem i nożem, przyczepione do bladych nadgarstków otoczonych diamentami.
Hermiona żuła ziemniaki.
Wszystkie piegi na twarzy dziewczyny zniknęły. Niebieskie żyły migotały pod jej bladą skórą, a czerwone loki falowały wokół ramion. Duża męska dłoń zacisnęła się na oparciu krzesła dziewczyny.
Hermiona odłożyła widelec.
Ręka przeczesała rude fale dziewczyny, okręcając je wokół grubych palców.
Hermiona oderwała oczy od Ginny i Avery’ego.
Zjadła swoje warzywa.
Grzecznie skinęła głową.
Uśmiechała się, kiedy mężczyźni się śmiali.
Minuty, a może nawet całe godziny później talerze zostały opróżnione, a w pomieszczeniu rozbrzmiało stukanie różdżkami o kieliszki.
Draco odwrócił się na krześle, a Hermiona podążyła za nim.
Mężczyzna w złotych szatach szedł wzdłuż szeregu stołów, uśmiechając się szeroko. Wspomnienia zaiskrzyły – worki pełne złota, identyczne uśmiechy, wzmocniony głos wygłaszający zakłady, szybkie spojrzenie za kulisy…
Hermiona schowała to wszystko i obserwowała, jak Ludo Bagman zbliża się do przodu sali. Nawet stąd jego uśmiech wyglądał na mocno napięty.
— Mój Panie — powiedział Bagman, wykonując niski ukłon. — Kiedy zleciłeś mi poprowadzenie naszego dzisiejszego wydarzenia, zaszczyciłeś mnie. — Odwrócił się do zebranych. — A noc dopiero się zaczęła, panie i panowie, zapewniam! Po obiedzie na boisku do Quidditcha czeka na was niespodzianka.
Tłum zachichotał. Ludo skinął głową, a jego czoło błyszczało od potu.
— Ale najpierw Czarny Pan poprosił mnie, abym dopilnował czegoś wyjątkowego tego wieczoru. Coś, co jest zgodne z duchem naszych uroczystości. Historia! Taka, która będzie żyć w naszych tradycjach przez wiele lat: Triumf Czarnego Pana nad Chłopcem Czarodziejem!
Ludo wyciągnął rękę i drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się gwałtownie. Do środka weszło dwóch strażników, ciągnąc za sobą czyjąś wątłą sylwetkę. Ich buty maszerowały w idealnej zgodzie, gdy w pomieszczeniu rozbrzmiały pomruki. Hermiona wyciągnęła szyję, ale była w stanie rozpoznać prowadzoną osobę tylko wtedy, gdy znalazła się ona z przodu sali.
Chłopiec, nie starszy niż czternaście lat, ubrany w mundurek Gryffindoru. Miał kruczoczarne włosy i żylastą posturę.
W jej wizji pojawiły się czarne plamy.
Strażnicy postawili chłopca na nogi tuż przed Bagmanem. Oczy nastolatka błądziły dziko dookoła, a jego oddech był szybki i paniczny. Patrzył na otaczających go ludzi, jakby nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego.
Hermiona próbowała przełknąć ślinę, ale jej gardło się zacisnęło. Chłopiec był mugolem.
— Był kiedyś młody chłopak, który sądził, że może rzucić wyzwanie Lordowi Voldemortowi. Jego imię — Bagman wyciągnął z kieszeni parę okrągłych okularów — brzmiało Harry Potter. — Wsadził okulary na nos mugolskiego chłopca, a Hermiona nawet ze swojego miejsca widziała, że jedna soczewka została rozbita. To były okulary Harry’ego.
Tłum krzyczał, gdy Hermiona spojrzała z powrotem na swój talerz, wciągając głęboki oddech. Bellatriks zachichotała, klaszcząc w dłonie. Na bladej twarzy Voldemorta pojawił się powolny uśmiech.
— Ten chłopak… — głos Bagmana załamał się, więc mężczyzna odchrząknął. — Myślał, że jest nietykalny!
Chór szyderstw i gwizdów. Hermiona zmusiła się do odwrócenia i spojrzenia na całą scenę. Chłopiec miał nogi skrępowane zaklęciem, jego twarz była czerwona, a usta otwarte, gdy Bagman go okrążał. Chłopiec został też uciszony magią.
— Był arogancki i głupi. Ale przede wszystkim był niebezpieczny. — Bagman otarł czoło chusteczką. — Zachęcał do mieszania ze sobą magicznej krwi. Przyjaźnił się ze zdrajcami krwi i mugolami.
W tym momencie Bagman obrócił się w stronę najwyższego ze stołów i wskazał na Hermionę. Goście syknęli, gdy zwrócili na nią oczy.
Draco skrzyżował nogi i przesunął krzesło, częściowo zasłaniając ją przed spojrzeniem Bagmana.
— Chował się za spódnicami czarownic i czarodziejów znacznie potężniejszych od siebie. W swoim daremnym oporze doprowadził do niezmierzonej utraty magicznej krwi.
Gdzieś naprzeciw niej zaklekotał widelec.
— I tak — kontynuował Bagman — pewnego majowego poranka rok temu Czarny Pan wyzwał tego tchórzliwego, niebezpiecznego chłopca na pojedynek.
Mugol przewrócił się, walcząc z klątwą rzuconą mu na nogi. Tłum ryknął śmiechem.
Bagman zamrugał i odsunął się na bok.
— Mój Panie, jest cały twój.
Wszystkie oczy zwróciły się na Voldemorta. Ten uśmiechnął się, wstając z krzesła.
Żółć zabulgowała Hermionie w gardle, gdy Voldemort obszedł stół dookoła. Krzesło Dracona jeszcze bardziej przesunęło się przed nią.
Voldemort zszedł po schodach, by stanąć przed drżącym chłopcem.
— Harry Potter. Chłopiec, który przeżył.
Tłum wybuchnął śmiechem, a spojrzenie Hermiony powędrowało ponad zebranymi.
Voldemort machnął różdżką, a chłopak zatoczył się w lewo. Ręce gapiów pchnęły go z powrotem na środek.
Myślała o jeziorze. Otaczało je pasmo górskie. Wody były głębokie i pełne ukrytych tajemnic, ale powierzchnia była spokojna.
W jej polu widzenia pojawiły się strumienie fioletu i czerwieni, gdy małe ciało chłopca wiło się i trzęsło na podłodze. Publiczność wiwatowała, uderzając pięściami w stoły.
Jej umysł był biblioteką. Regałami pełnymi powieści, czasopism i biografii. Znalazła pustą półkę…
— STOP! STOP!
Hermiona poczuła ukłucie w swojej piersi i przyłożyła dłoń do ust…
Ale to nie z nich dobiegał głos.
Odwróciła głowę i ujrzała Ginny Weasley z drżącymi ustami i pojedynczą łza spływającą po policzku. Jej srebrna sukienka mieniła się w ciszy spojrzeń tysiąca oczu.
Voldemort powoli zwrócił się ku niej, rozwijając się jak wąż.
— Stop?
Gdzieś w oddali zabrzęczał nóż.
Dłonie Ginny zacisnęły się po bokach sukienki, a jej oczy były szeroko otwarte. Avery zbladł obok niej.
Płaszcz Voldemorta ciągnął się po kamieniach, gdy szedł w kierunku najwyższego ze stołów, obracając różdżkę między palcami.
Hermiona odsunęła swoje krzesło do tyłu. Stanęła na równe na nogi, ciężar tysięcy klejnotów pociągnął ją w dół. Draco zamachnął się, by ją odciągnąć – jednak nie dość szybko.
— Ginewra ma na myśli to, że się mylisz, mój Panie.
Usłyszała westchnienia zebranych na sali. Dostrzegła ruch po swojej prawej stronie – Lucjusz Malfoy ścisnął łokieć syna. Hermiona zrobiła krok do przodu, ukrywając ich przed wzrokiem. Voldemort przechylił głowę, poświęcając jej całą swoją uwagę.
— Znałam Harry’ego Pottera lepiej niż ktokolwiek w tym pomieszczeniu. — Jej głos odbijał się od kamiennych murów z dzieciństwa, gardłowy i niemal obcy. Uniosła kącik ust w uśmieszku. — Czyż nie pozwoliłeś mu błagać? Czyż nie szlochał? Błagał o życie jak tchórz, którym był?
Cisza.
Usta Voldemorta wykrzywiły się w uśmiechu.
— Dobra uwaga, szlamo Granger. Jakim mądrym zwierzakiem się stałaś.
Komunikat przebił się przez tłum. Hermiona skoncentrowała się na nicości w swoim umyśle.
Usta Voldemorta wygięły się w okrutnym rozbawieniu, zanim odwrócił się do chłopca. Hermiona złożyła ręce i obserwowała, jak chłopiec został zmuszony do wstania. Voldemort ponownie machnął różdżką, a płacz chłopca wypełnił całą salę.
Voldemort uciszył drwiny tłumu uniesioną dłonią.
— Błagaj — powiedział cicho. — Błagaj o życie, Harry Potterze. Błagaj, żebym cię oszczędził i zamiast tego zabił twoich przyjaciół.
— Proszę — szlochał chłopak. — Proszę…
Voldemort uniósł różdżkę wysoko nad głową i wysyczał:
— Avada Kedavra!
Strumień zielonego światła uderzył w pierś chłopca, a jego ciało poleciało do tyłu. Wielka Sala wybuchła okrzykami tłumu, gdy okulary Harry’ego spadły na ziemię.
Draco pchnął ją na krzesło, a jej nogi się mu poddały. Wszyscy przy stole tupali i krzyczeli wraz z resztą zebranych. Uśmiech Hermiony wciąż był wymuszony na jej twarzy, kiedy w końcu usiedli.
Hermiona obserwowała, jak strażnicy wkładają okulary Harry’ego na nos chłopca i wynoszą ciało z Sali. Kiedy odwróciła się do stołu, naprzeciwko niej siedziała dziewczyna o ognistoczerwonych włosach. Jej ramiona drżały.
Wężowaty mężczyzna wrócił na swoje miejsce, a tłum zaczął wstawać. Ludzie podchodzili do stołu. Rozmowy przepływały przez jej uszy.
— Świetna robota ze szlamą, Draco. Ledwo ją rozpoznaję.
— Dziękuję ci, mój Panie. Przyjemnością było ją złamać…
Mężczyzna obok rudowłosej dziewczyny odszedł od stołu, a ten wężopodobny przywołał dziewczynę do siebie. Wsunął palce w jej włosy, gdy mruknął do niej. Rudowłosa skinęła głową, a jej oczy były skierowane w dół.
— Przepraszam — szepnęła. — Będę lepsza, obiecuję…
Kiedy Hermiona wpatrywała się w swój pudding, gdzieś w głębi sali powstało zamieszanie. Do jej uszu dobiegł znajomy śmiech, a potem trzask. Urywki rozmowy. Szmer…
— Teo, pilnuj jej. Zajmę się tym.
A blondwłosy chłopak siedzący obok niej wstał ze swojego miejsca. Sięgnęła po kieliszek szampana. Upiła łyk. Cichy chłopak po jej prawej mruknął coś, a szkło napełniło się ponownie.
Wsunęła do ust kęs deseru. Cukier rozpłynął się w jej ustach.
Krzesło obok niej wysunęło się. Jasnowłosy chłopak stanął na nogi.
— Przepraszam, mój panie. Dwa dni temu były urodziny Blaise’a i wygląda na to, że od tego czasu jeszcze nie wytrzeźwiał.
Chłopiec o brązowych włosach przełknął dwa kęsy swojego puddingu.
Ludzie podchodzili do stołu na rozmowę. Słuchała wszystkiego bez rzeczywistego słyszenia słów. Niektórzy wstawali od stołu. Niektórzy siadali z powrotem.
Pod ścianą stało dwóch chłopców w czarnych szatach, przepasanych złotymi linami. Patrzyli na nią i szybko odwracali wzrok.
— Sprawdzę, co go zatrzymuje. Wezwałem skrzata, żeby uwarzył Eliksir Trzeźwiący… — Jasnowłosy chłopak znowu odszedł.
Hermiona ponownie spojrzała na dwóch chłopców przy ścianie. Rudowłosa dziewczyna spokojnie jadła swój deser. Jasnowłosy chłopak wrócił, mrucząc coś do mężczyzny po lewej.
Nagle rozbrzmiał dzwonek i wężowaty mężczyzna wstał, dziękując gościom.
Po chwili mężczyzna w złotych szatach wstał.
— A teraz, jeśli udacie się za nami na boisko do Quidditcha, jestem pewien, że pan Finnigan, pan Finch-Fletchley i Norweski Kolczasty, którego tu sprowadziliśmy, przygotowali dla nas niezłe widowisko!
Imiona tych ludzi coś dla niej znaczyły, ale nikły one pośród krzyków tłumu.
Wężowaty mężczyzna prześlizgnął się przez salę, kiwając głową tym, którzy mu się kłaniali się i przyjmując pocałunki w knykcie od pozostałych.
Chłopak siedzący obok niej podniósł ją na nogi. Ruszyła za nim po schodach, w stronę ciemnoskórego chłopca i dziewczyny o oliwkowej cerze.
— Zawstydziłeś mnie wystarczająco jak na jedną noc, Blaise. Zabieram cię do domu, zanim pożałuję, że kiedykolwiek pomyślałem o tobie jak o przyjacielu.
Drugi chłopak czknął.
Poprowadzono ją wokół stołu i przez boczne drzwi. Szła powoli w swoich szpilkach.
Dom. Wrócą teraz do domu.
Będzie mogła odpocząć.
Będzie mogła zdjąć z siebie tę ciężką sukienkę i ciężki naszyjnik.
Cała czwórka wkroczyła w jakąś wnękę – w znajome miejsce.
— Muffliato.
Jasnowłosy chłopak odwrócił się do niej i ujął jej twarz w dłonie.
— Granger.
Spojrzała w jego szare oczy. Były niemal nieskończone.
— Granger.
Zastanawiała się, z kim rozmawia.
Pochylił się i przycisnął usta do jej skroni, przesuwając palcami po jej szczęce.
Był ciepły. Był miękki. Czuła się taka lekka.
I niczym przebijając się na powierzchnię – jakby do tej pory tonęła pod spokojną wodą – Hermiona złapała powietrze w płuca. Jej ciało było ciężkie od klejnotów, a kolana ugięły się pod ciężarem tego wszystkiego. Złapał ją.
— Draco… — Obrazy przepłynęły przez jej umysł, dławiąc jej oddech. Gorące łzy spływały jej po policzkach, gdy szlochała, drżąc.
Jej wizja pociemniała, a kiedy się rozjaśniła, całym ciałem opierała się o ścianę, a Draco otoczył ją ramionami. Oddech znów stał się ostry w jej płucach i walczyła z zalewającymi jej umysł wizjami, gdy pomyślała o rękach Avery’ego we włosach Ginny, roztrzaskanych okularach Harry’ego i bezwładnym ciele chłopca…
Draco przytrzymał jej szczękę jedną ręką i wsunął jej coś do ust.
Efekt był natychmiastowy. Rytm jej serca zwolnił. Jej mięśnie się rozluźniły, a płuca rozszerzyły. Spojrzała w zatroskane oczy Dracona i wzięła głęboki oddech. Jego szczęka drżała, kiedy założył lok za jej ucho.
Za nim Blaise odwrócił wzrok. „Giuliana” patrzyła na to wszystko z palcami przyciśniętymi do ust, a łzy lśniły w jej oczach.
Jeszcze kilka uderzeń serca i pulsujący ból rozkwitł ostro za jej lewym okiem, szybko rozpływając się aż po sam tył głowy. Hermiona jęknęła, gdy ból ścisnął jej czaszkę. Zamknęła oczy, a potem Draco wlał jej coś do gardła, by złagodzić ból.
Sapnęła, a płuca piekły ją przy każdym napiętym oddechu.
— Bardzo dobrze się spisałaś, Granger — powiedział Blaise po kilku minutach. — To było niesamowite.
Skinęła głową, a łzy cicho spływały po jej policzkach, gdy ból zelżał.
— Draco… — Pansy zawahała się ciężkim głosem. — Powinniśmy niedługo wyjść.
Wszystkie rzeczy, które musiała zakopać, aby przeżyć ten wieczór, podniosły się, naciskając od środka na jej powieki. Hermiona zamrugała i otworzyła oczy, skupiając swój wzrok na Draconie. Chłopak skinął raz głową, zaciskając usta, gdy pociągnął ją w górę, by wstała.
Wydobył kieł bazyliszka z Komnaty Tajemnic. Plan z użyciem Blaise’a i eliksiru Wielosokowego zadziałał. A teraz mieli udać się do Rumunii.
Podczas gdy Hermiona ponownie testowała swoje niepewne nogi, Blaise podszedł do Draco.
— Nie spieprz tego, Draco — powiedział cicho. Wsunął mu do ręki coś małego i zawiniętego w chusteczkę. — To kosztowało mnie więcej niż moja winnica.
— I jesteś pewien, że zadziała?
— Człowiek, który mi go sprzedał, złożył Wieczystą Przysięgę, więc… tak. Przebijesz się przez granicę rumuńską.
Draco schował świstoklik do kieszeni i zerknął przez ramię Blaise’a.
Hermiona zachwiała się, a wyczerpanie sączyło się przez jej żyły. Chwilę później Draco był już u jej boku, trzymając w dłoni kolejną fiolkę – Eliksir Pieprzowy. Przełknęła miksturę i znalazła na sobie jego wzrok. Skinęła głową. Zanim zdążyła pomyśleć, co powiedzieć, żeby go uspokoić, Pansy odepchnęła go na bok, żeby poprawić Hermionie włosy i makijaż.
Ciepło eliksiru w końcu ustało, a Pansy zmarszczyła brwi, patrząc na Hermionę oczami Giuliany, po czym odwróciła się i oddała Blaise’owi różdżkę. Schował ją między poły szaty.
— Zabierzmy cię do domu, Blaise — powiedział chłodno Draco, wracając do swojej uprzedniej roli.
Ramiona Blaise’a rozluźniły się, a on sam wytoczył się z wnęki z Draco depczącym mu po piętach. Hermiona i Pansy podążyły za nimi.
Goście wciąż siedzieli w Wielkiej Sali. Blaise wpadł na panią Selwyn, a ona przycisnęła dłoń do piersi, gdy mrugnął do niej, bełkocząc coś, co miało zabrzmieć jak „cześć”. Draco odciągnął go, rzucając przez ramię przeprosiny, po czym pchnął przyjaciela w róg dziedzińca, żeby ten się pozbierał.
Gdy droga była czysta, cała czwórka zniknęła za łukiem, skręcając w stronę drewnianego mostu.
Hermiona znów zaczęła czuć się sobą, gdy eliksiry w pełni zaczęły buzować jej w żyłach. Cała ich grupa szybkim krokiem pokonywała most. Blaise potknął się o nierówne drewno, a Hermiona gwałtownie wciągnęła oddech, kiedy zdała sobie sprawę, gdzie się znajdują. Jej umysł był zbyt zmęczony na Oklumencję, ale nie mogła pozwolić, by jej wspomnienia Harry’ego i Rona z nią na tym moście wdarły się do środka. Mieli dziś wieczorem misję zniszczenia horkruksa. Przyspieszyła kroku, skupiając się na cieple rozkwitającym w jej mięśniach.
W oddali rozbrzmiał potężny ryk i cała czwórka zamarła, gdy nocne niebo rozświetliły płomienie.
Smok.
Hermiona wbiła palce w dłonie. Ból pomagał jej się skupić. Draco zerknął za siebie, gdy do mostu dotarły dźwięki – zachwycone krzyki tłumu wchodzącego na boisko do Quidditcha.
Blaise zachwiał się, żeby wyjrzeć przez most i jęknął:
— Chciałem pooglądać sobie smoka.
— W takim razie powinieneś był zatrzymać się przy swojej drugiej porcji Ognistej — powiedział Draco, odciągając go od barierki. Prowadził ich szybko, odwracając się przez ramię co cztery kroki.
Hermiona dostrzegła ostatnie deski mostu i wstrzymała oddech. Widziała w ciemności skraj Zakazanego Lasu, gdzie mieli przemknąć się aż po bramy Hogsmeade.
Węzeł w jej piersi się rozluźnił, gdy zejście z mostu zamajaczyło w jej oczach. Ale zza ostatniego, drewnianego łuku wyłonił cień, a jego czarne oczy i ciemne loki połyskiwały w świetle księżyca.
— Tak szybko nas opuszczacie?
Hermiona potknęła się, a Draco znieruchomiał, gdy trzy strumienie turkusowego światła przeszły łukiem przez most, oświetlając grymas na twarzy Bellatriks. Usta Hermiony rozchyliły się w cichym krzyku, gdy jedno z zaklęć trafiło ją w brzuch, skutecznie unieruchamiając. Usłyszała za sobą dwa podobnie milknące pomruki – Blaise’a i Pansy.
Panika i przerażenie narosły w jej sercu, przebijając się przez działanie mikstury uspokajającej…
— Ciociu Bello — powiedział cicho Draco. — Niedługo wrócę. Po prostu zabieram Blaise’a do domu, zanim jeszcze bardziej się skompromituje…
— Nie okłamuj mnie!
Krzyk odbił się echem wzdłuż mostu, opływając nogi Hermiony i owijając się wokół jej żeber.
Ogień znów wybuchł w oddali, a tłum wiwatował. Światło płomieni rzuciło cienie na twarz Bellatriks, zanim wszystko zgasło.
— Coś kombinujesz — zaświergoliła, podchodząc tanecznym krokiem do Hermiony. — Dwukrotne zniknięcie podczas obiadu? — kontynuowała. — Wystarczająco, by kwestionować twoje dobre wychowanie.
— Blaise nie czuł się dobrze. — Jego głos podniósł się, gdy próbował ją od nich odciągnąć. — Ja tylko pomagałem…
— Z drogi.
Bellatriks zatrzymała się przed Hermioną, stając tak blisko, że ich piersi prawie się stykały. Oczy Hermiony rozwarły się w przerażeniu, a serce dudniło żywo pod skamieniałymi mięśniami.
— To niezwykle podejrzane, Draco. — Zmrużyła oczy, a jej stęchły oddech omiótł twarz Hermiony. — Masz szczęście, że Czarny Pan był zajęty, opiekując się swoją małą, rudą kurwą.
Pstryknęła palcami przed oczami Hermiony.
— Ale coś mi mówi — kontynuowała, okrążając ją — że to, co się dzieje — jej ręka przesunęła się po talii Hermiony, przyciągając ją bliżej — ma z nią coś wspólnego.
Hermiona wpatrywała się w Draco, który obserwował swoją ciotkę z przechyloną głową i rękami zwisającymi bezwładnie po bokach. Jego oczy były puste, niczego nie zdradzając.
Głośny rechot rozbrzmiał przy jej uchu, a serce Hermiony podskoczyło jej do gardła.
— Widziałam cię przy stole, gotowego zasłonić ją własną piersią w obawie przed klątwą. Coś w tej małej suce sprawiło, że ujęło ci jaj, siostrzeńcze. — Bellatriks przeciągnęła dłonią po talii i biodrach Hermiony, zsuwając palce coraz niżej, między jej nogi.
Draco szarpnął się do przodu, a Bellatriks uniosła różdżkę drugą ręką.
— Ach, ach! — Zatrzymał się, a Bellatriks zachichotała Hermionie do ucha. — Może ma cipkę ze złota, która pasuje do jej…
Bellatriks zamarła, a jej oddech unosił się na karku Hermiony. Sapnęła.
Sekundę przed ruchem Bellatriks Hermiona zdała sobie sprawę, o co chodziło.
— Accio!
Różdżka ukryta w kaburze na udzie Hermiony wyskoczyła spod sukienki i trafiła prosto w otwartą dłoń Bellatriks.
Hermiona zaczęła walczyć ze swoimi niewidzialnymi więzami, gdy krew napłynęła jej do uszu, wiedząc, że to na nic…
Bellatriks ominęła Hermionę, gdy nad jej głową w oddali wzbiły się płomienie. Wyraz jej twarzy był czarny z wściekłości.
— Dałeś jej różdżkę?
Draco przełknął ślinę.
— Mogę wyjaśnić.
— Czy pozwalasz jej na magię?
— Nie. Ciociu Bello, oczywiście, że nie…
— Więc co to ma być?
Jej głos odbił się echem po drewnianym moście, mieszając z hałasem dobiegającym z boiska do Quidditcha. Draco patrzył na nią pustym wzrokiem.
Bellatriks zrobiła krok do przodu.
— Zbyt wiele razy pozwoliłam, by rzeczy uchodziły ci płazem, Draco. Nie masz pojęcia, jak wiele zrobiłam dla ciebie i twojej matki. Ale to jest zwykła zdrada.
Krew w żyłach Hermiony zamieniła się w lód. Oczy Draco zamigotały, a Hermiona zobaczyła, jak zaciska on pięść u swego boku.
— Jestem dziś wieczorem potrzebna na Węgrzech, w przeciwnym razie skonsultowałbym się z twoimi rodzicami. W obecnej sytuacji powaga tego występku wymaga natychmiastowego działania. — Zaczęła go okrążać, tak jak przed chwilą Hermionę. — To nie może dłużej trwać, Draco. — Zatrzymała się za jego uchem, wpatrując się w Hermionę. — Zhańbisz całą swoją rodzinę. Wszyscy zostaniecie zabici. Moja siostra… — Zacisnęła zęby i cofnęła się nieznacznie. Zakończyła krąg, by stanąć z nim twarzą w twarz. — Ale możemy to zrobić po mojemu. To może być szybkie.
Draco przełknął ciężko.
— Być może próbowała uciekać, a ty nie miałeś innego wyjścia. Jestem pewna, że twoi mali przyjaciele byliby bardziej niż chętni do złożenia takich zeznań.
— Bello…
— Sprowadzę ci inną — szepnęła. — Mugolkę, wystarczająco podobną do niej. Ta cię omotała.
Mięśnie Hermiony piekły, a krew wrzała pod skórą. Miała wrażenie, że jej kości mogą w każdej chwili pęknąć pod naciskiem…
— To nie jest konieczne. — Głos Draco załamał się. — Mam wszystko pod kontrolą…
— Nadal jesteś słaby — syknęła Bellatriks. — Byłam dla ciebie zbyt cierpliwa, Draco. Ale wciąż masz w sobie zbyt wiele z ojca. Twoje słabe, chore z miłości serce zniszczy tę rodzinę.
Tłum wiwatował, a kiedy Hermiona zamrugała, zobaczyła pod powiekami twarze Harry’ego i Luny.
— Idź dalej tą drogą, a za tydzień od dziś twoja szlama będzie torturowana, a potem zabita na oczach tłumu. Albo gorzej — pochyliła się w jego stronę — twoja matka.
Draco wziął drżący oddech. Bicie serca Hermiony zniknęło w jej uszach.
— Niech mnie diabli, jeśli do tego dopuszczę. Więc pożegnaj się, Draco. — Bellatriks z błyszczącymi oczami odwróciła się ku Hermionie. — Nie krępuj się odwrócić wzroku. Wiem, że Klątwa Zabijająca nie jest lekka dla twojego delikatnego żołądka…
Zielone światło rozlało się wzdłuż drewnianych łuków mostu. Oczy Bellatriks skupiły się na dziewczynie, zastygłe w czasie, aż wraz z podmuchem wiatru ciało kobiety runęło sztywno u stóp Hermiony, ukazując Draco z wyciągniętą różdżką, której końcówka dymiła.
Chłopak wpatrywał się w ciało ciotki, a potem spojrzał z powrotem na dziewczynę. Hermiona poczuła mrowienie w kończynach i chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że nie jest już spetryfikowana. Bo Bellatriks nie żyła.
Draco zabił ją, wymierzając klątwę w jej plecy.
Coś poruszyło się za jej plecami i Blaise znalazł się nagle tuż obok, gapiąc się na martwe ciało.
Hermiona wciąż nie mogła oddychać. Przez most przedzierał się chłodny wiatr, poruszając czarnymi lokami rozsypanymi u jej stóp. Ogień ponownie przeszył niebo.
— Ona… powiedziała, że musi udać się na Węgry, prawda? — Hermiona odwróciła się i zobaczyła Pansy trzymającą się za czoło. — Może mamy jeszcze czas. Może n-nikt nie zauważy od razu jej nieobecności.
Hermiona nigdy nie słyszała jąkającej się Pansy Parkinson.
Draco wciąż nie opuścił różdżki.
Hermiona ruszyła do przodu. Schyliła się i chwyciła za różdżkę, którą zabrała jej Bellatriks. Odwróciła się w stronę lasu i rzuciła zaklęcie ujawniające obecność w każdym możliwym kierunku. Byli sami.
— Musicie iść. — Blaise przeszedł nad ciałem. — Pansy i ja się tym zajmiemy.
Palce Draco drżały, gdy opuszczał rękę.
— Co?
— Przetransmutujemy jej ciało i ukryjemy je w lesie. — Blaise spojrzał z powrotem na Pansy. Ta skinęła głową, oszołomiona. — Jeśli nie odejdziecie i nie zabijecie tego, co musicie zabić, to wszystko stanie się bezwartościowe. Więc zróbcie to teraz.
Żadne z nich ani drgnęło.
— Idźcie!
Hermiona wróciła umysłem do swojego ciała, gdy Draco transmutował jej ciężką sukienkę w lżejszy materiał – jej szpilki zamieniły się w buty na płaskim obcasie. Draco sięgnął do niej, gdy zachwiała się do przodu, a ona wsunęła dłoń w jego. Kiwając głową w stronę Blaise’a i Pansy, pociągnął ją w stronę lasu.
Biegli między drzewami, nie zwalniając kroku, dopóki nie znaleźli się tuż za bramą Hogsmeade. Przez krótką chwilę łapali oddechy, a Hermiona oparła dłonie na swoich kolanach.
— Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić, Draco — wydyszała. – Wiem, że była twoją rodziną, ale nie…
— To wstyd, że podjęcie tej decyzji zajęło mi więcej niż dziesięć sekund.
Spojrzała na niego. Patrzył na nią, a światło księżyca odbijało się od jego jasnych włosów i ostrych rysów policzków. Odwinął chusteczkę chroniącą świstoklik i złapał Hermionę za łokieć, przenosząc ich do Rumunii.
_____
Ilustracja użyta w niniejszy rozdziale została stworzona przez Nikitę Jobson.
Ok,końcówka była zabójcza i to dosłownie. Nie spodziewałam się, że Draco się zdecyduje na taki ruch. Nie, żeby Bella nie zasłużyła na taki koniec za wszystko, co zrobiła. Jestem tylko ciekawa, jak Blaise i Pansy teraz zatuszują jej nieobecność, skoro ona miała być potrzebna na Węgrzech, a teraz nie żyje… Sama kolacja przebiegła tak, jak się tego spodziewałam, wszyscy udawali szczęśliwych i zadowolonych obecnością na kolacji, jakby nic się nie stało. Zastanawiam się jedynie jeszcze, co dzieje się z Ginny. Na pewno jest pod wpływem jakiegoś zaklęcia bądź eliksiru, no chyba, że jest w stanie tak dobrze udawać, ale nie wydaje mi się, bo skoro jednak się przełamała, to musiało być działanie eliksiru. Nie ogarniam jeszcze, co się podziało w trakcie kolacji, że Hermiona była po tym jak otępiała, czy ktoś jej coś też dorzucił do picia…
OdpowiedzUsuń❤️❤️
OdpowiedzUsuńNo tego to ja się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuń