OSTRZEŻENIE: rozdział zawiera grafikę nsfw.
— Jad bazyliszka, Szatańska Pożoga, Miecz Gryffindora. — Draco odsunął się od biurka ojca i przeszedł przez pokój, wpatrując się w przeciwległą ścianę. — Jesteś pewna, że nic innego nie może zniszczyć horkruksa?
Palce Hermiony zsunęły się z jej ust.
— O ile wiemy, to nic. W księdze, którą skonfiskował twój ojciec, wymieniono jedynie Szatańską Pożogę i jad bazyliszka. Miecz to wyjątek.
— Ale zaginął.
— Tak. W maju ubiegłego roku. — Przygryzła wnętrze policzka.
Draco skinął głową, a ona obserwowała, jak jego żebra rozszerzają się przy wdechu.
— Szatańska Pożoga to najbardziej ryzykowna opcja. Jeśli ogień nie zostanie opanowany, góra może się zawalić.
— To prawda.
Draco odwrócił się.
— Naszą najlepszą opcją jest więc znalezienie rzadkiego węża, który może nas zabić nawet najmniejszym spojrzeniem.
Hermiona uniosła brew.
— Właściwie musimy tylko dostać się do szkieletu bazyliszka w Wielkiej Sali. Jego kły wciąż zawierają jad nawet po…
— Już ich nie ma.
Powietrze opuściło jej płuca w szoku. Draco westchnął, przesuwając dłonią po twarzy.
— Kiedy Czarny Pan sprowadził szkielet do Wielkiej Sali, usunął i zniszczył kły bazyliszka. Rabastan widział, jak to zrobił. Słyszałem, jak wspomniał o tym mojej ciotce.
Przeszywający chłód spłynął po jej kręgosłupie.
— Rozumiem. Cóż, w takim razie to też odpada. — Usiadła z powrotem na skórzanym krześle Lucjusza i potarła skronie, próbując myśleć. — Jakiś kieł mógł wprawdzie przetrwać zeszłoroczny pożar, choć bardzo w to wątpię.
Draco podszedł bliżej.
— Słucham?
— Cóż… — Opuściła ręce i spojrzała na niego. — Ron i ja mieliśmy kilka kłów, ale straciliśmy je, uciekając przez Szatańską Pożogą.
— W Pokoju Życzeń? Przez Crabbe’a?
— Tak. W sumie nieświadomie pomógł nam wtedy zniszczyć horkruksa, który ukryto w tamtym pokoju.
Draco zmarszczył brwi.
— Który? Pierścień?
— Nie, diadem Roweny Ravenclaw. — Pochyliła się i stuknęła palcem w biurko. — Dumbledore zniszczył pierścień Mieczem Gryffindora jeszcze podczas szóstego roku. — Znów stuknęła palcem, wyliczając. — Dziennik został zniszczony przez Harry’ego kłem bazyliszka. Ron przebił medalion mieczem, a ja zniszczyłam puchar…
Zamrugała, patrząc na swoje pięć palców ułożonych płasko na drewnie. Sekundę później zerwała się z krzesła.
— Co…
— Zniszczyłam puchar kłem bazyliszka w Komnacie Tajemnic. — Krew zaszumiała jej w żyłach, gdy odwróciła się do niego. — Draco, myślę, że on nadal tam jest. Jeden z kłów.
Chłopak gapił się na nią.
— Nie sądzisz, że by go znalazł?
— Nie. Reszta była przyczepiona do szkieletu, więc wątpię, by szukał ich gdziekolwiek poza. — Słyszała te słowa, odnosząc wrażenie, jakby to Harry je wypowiadał... — Jego arogancja sprawia, że jest nieostrożny.
— Granger…
— Wrzuciłam kieł do wody. Teraz dobrze to pamiętam. — Podeszła do niego, chwytając go za ramiona. — W Komnacie Tajemnic wciąż jest kieł bazyliszka, Draco. I to nim zniszczymy tego horkruksa.
Oczy Dracona zamigotały, gdy przeszukiwały jej własne.
— Granger, nie możesz mieć pewności, że rzeczywiście wrzuciłaś go do wody.
— Mogę. — Na jej ustach pojawił się uśmiech.
Puściła go i pobiegła do zamkniętej szafki. Srebrny zamek zazgrzytał pod jej dotykiem, a drzwiczki się otworzyły, odsłaniając stojącą wewnątrz myślodsiewnię. Wspomnienia Lucjusza zawirowały pod wpływem ruchu powietrza nad powierzchnią wody.
Hermiona obejrzała się przez ramię.
— Pokażę ci.
Draco wpatrywał się w nią, zanim skinął głową, jakby wyrwał się z transu. Podszedł bliżej, zgarnął pomieszane wspomnienia do fiolki i zaoferował Hermionie swoją różdżkę. Dziewczyna postukała nią w skroń, przywołując myśli o Bitwie o Hogwart i pucharze Helgi Hufflepuff. Wyrywanie nici wspomnień z umysłu było niczym dotyk wężowego języka w uchu, ale po chwili srebrne wspomnienie zawisło na czubku różdżki. Wrzuciła je do myślodsiewni, a jej oczy spotkały się z jego oczami, gdy chwyciła go za rękę.
Razem spadli na twardy grunt. Ale coś jak imadło zacisnęło się wokół jej serca, gdy tylko obraz wyklarował się w jej oczach.
Ron.
Jej żołądek gwałtownie podskoczył. Z płytkim oddechem obserwowała, jak chłopak przykucnął, by postawić puchar Helgi na mokrej kamiennej podłodze przed nią samą z przeszłości. Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami, a ona obserwowała go, gdy wstał.
Był nawet wyższy, niż zapamiętała.
Kieł bazyliszka błyszczał w jego otwartej dłoni, pokryty zaschniętą krwią i brudem.
— Śmiało — powiedział.
Jego głos. Minął rok, odkąd ostatni raz go słyszała. Zapomniała, jak bardzo pogłębił się z biegiem lat, rezonując nisko w jego piersi.
Patrzyła, jak jej młodsza wersja odmawia, twierdząc, że to on powinien to zrobić. Jej twarz była blada i ponura.
— Ten jest twój — powiedział Ron. — Ja zniszczyłem medalion. Ten powinnaś zniszczyć ty.
Ron podszedł bliżej, a Hermiona obserwowała, jak jej wersja z przeszłości drżącymi palcami chwyciła za kieł. Rudzielec uśmiechnął się do niej niepewnie i zachęcająco, a ona poczuła, jakby zatopiła się w promieniach słońca.
Czuła w sobie pustkę, ale widok Rona wydawał się to łagodzić. Jego piegi i włosy – drobne szczegóły, które ukryła głęboko w swoim umyśle, żeby nie odczuwać ich utraty.
Coś poruszyło się w pobliżu jej łokcia i zerknęła tam, by zobaczyć Draco u swojego boku. Jego twarz była nieczytelna, gdy obserwował scenę z jej wspomnienia. Hermiona uświadomiła sobie, że puścił jej rękę.
Zarumieniła się, gdy ponownie spojrzała do przodu. Ból w jej sercu skręcił się, zalewając wnętrzności. To wydawało się niewłaściwe – w jednej chwili mieć ich obu.
Wstrzymała oddech, gdy jej młodsza wersja opadła na kolana, unosząc wysoko kieł bazyliszka i wbijając go w horkruksa. Serce podskoczyło jej w piersi, gdy z wnętrza pucharu dobiegł bolesny krzyk, niczym stal ocierająca się o stal. W lochu zerwał się potężny wiatr, otaczając ich i tworząc gigantyczne fale na wodzie, gdy ziemia zadrżała pod ich stopami. Ron przykucnął za nią z przerażeniem, chwytając ją za ramiona.
A potem – poza uderzeniami fal o ściany lochu – zapadła cisza. Z pękniętego złota sączyła się czarna smoła.
Hermiona patrzyła, jak jej wersja z przeszłości staje na równe nogi, przestraszona, prawym butem kopiąc kieł bazyliszka – obserwowała, jak ten ślizga się po kamieniach i wpada do wody.
— Tam! — Hermiona podbiegła do krawędzi kamiennego chodnika, wskazując na falującą powierzchnię mętnej wody. — Spadł właśnie tam! Draco, czy…
Odwróciła się i zobaczyła, że blondyn wpatruje się w nią i Rona. Oni się przytulali.
Poczuła suchość w ustach, stając jak wryta.
W końcu jej przeszłe ja opuściło pięty na posadzkę, pozwalając rękom opaść na boki. Dłonie Rona zsunęły się z jej bioder, gdy zrobiła krok w tył. Zapadła niezręczna cisza, zanim oboje zaczęli się śmiać, bełkocząc o tym, jak dobrze im poszło, po czym zaczęli zbierać więcej kłów.
Oboje ruszyli ku szkieletowi bazyliszka, zdyszani i zarumienieni. Hermiona przypomniała sobie mrowienie na swojej skórze, rozważając, co skłoniło ją do pocałowania Rona w Pokoju Życzeń zaledwie kilka minut później.
Hermiona zamrugała za ich plecami. Miała wrażenie, że w tym momencie była dwiema oddzielnymi osobami – jakby jej przeszłe ja stało się kimś innym, przebywając gdzieś, gdzie Harry, Ron i Ginny byli szczęśliwi i bezpieczni. Ale nawet gdyby zdołała połączyć te dwie ścieżki, gdzieś po drodze utraciłaby połowę samej siebie.
Draco odchrząknął, a ona ponownie skupiła swoje myśli. Odwróciła się.
— Widziałeś go? Spadł właśnie tutaj.
Draco skinął głową z chłodnym wyrazem twarzy. Machnął różdżką i oboje wyskoczyli z myślodsiewni. Hermiona potknęła się o biurko, kiedy mocno opadli na podłogę gabinetu Lucjusza. Oparła się o blat, podtrzymując obiema rękami. Kiedy Ron był już ponownie bezpiecznie schowany w jej umyśle, spojrzała na Draco zamykającego prawe drzwiczki szafki, po tym jak wrzucił już wspomnienia Lucjusza z powrotem do misy.
— Zaczekaj — powiedziała. Ręka Draco zatrzymała się na lewych drzwiczkach. — Może powinniśmy trochę poprzeglądać wspomnienia z myślodsiewni. Zobaczyć, czy jest w nich coś użytecznego.
— Nie interesuje mnie oglądanie wspomnień mojego ojca, Granger. — Jego palce ześlizgnęły się po drewnie. — Widziałem już wystarczająco dużo. Większość z nich i tak sam z nim przeżyłem.
— Rozumiem, ale może…
Zatrzasnął drzwi szafki.
— Tylko nas rozproszą. Powinniśmy skupić się na horkruksie.
— W porządku. — Jej logika błagała o poproszenie go o zmianę zdania, ale serce podpowiadało, żeby nie naciskała. — W porządku, Draco. Skupimy się na horkruksie.
Zamknął zamek i odwrócił się do niej.
Hermiona przeniosła ciężar ciała z nogi na nogę, zakładając włosy za ucho.
— Musimy znaleźć sposób, aby dostać się do Hogwartu.
— Nigdzie się nie wybieramy, Granger. Tylko jedno z nas ma dostęp do zamku. — Oparł się o szafkę. — Powiedz mi, jak dostać się do Komnaty Tajemnic.
Patrzyła na niego z niepewnością w oczach.
— Nie możesz iść sam, Draco. Nie mogę cię o to prosić…
— Nie prosisz. — Skrzyżował ramiona na piersi. — Zgłosiłem się na ochotnika, pamiętasz?
Zmarszczyła brwi, widząc napięcie w jego postawie.
— Znajdź umywalki w damskiej toalecie na drugim piętrze. Musisz do nich przemówić wężomową.
— A jak niby Łasicowi udało się to opanować?
Hermiona zamrugała, słysząc ostrą nutę w jego głosie. Szyderstwo. Był zdenerwowany tym, co widział w jej wspomnieniu, a ona była zbyt skupiona na wypełniającym jej serce smutku, by to zauważyć.
Biorąc głęboki oddech, starała się ostrożnie dobierać słowa.
— Ron podchwycił trochę wężomowy, którą zasłyszał od Harry'ego. To, że rzeczywiście się udało, było naprawdę ślepym trafem.
Draco odsunął się od szafki i założył ramiona do tyłu.
— W bibliotece jest książka o wężomowie. Sprawdzę ją, kiedy nadejdzie pora.
Powoli skinęła głową.
— A kiedy będzie… ta pora?
— Będziemy musieli poczekać na okazję. — Podrapał się po szczęce. — Mogę wymyślić jakąś wymówkę, żeby odwiedzić zamek, ale tylko mając gwarancję, że Czarny Pan będzie poza krajem.
— A kiedy to nastąpi?
— Ciężko stwierdzić.
Hermiona prychnęła, stając prosto.
— Musi być szybszy sposób. Nie możemy czekać w nieskończoność…
— Granger, jeśli mnie złapią, jak sądzisz, w jaki sposób wyjaśnię Czarnemu Panu, co robiłem w Komnacie Tajemnic? — Oderwał wzrok od swoich paznokci, które właśnie studiował. — Jaką wymówkę byś zaproponowała?
Krew zaczęła wrzeć w jej żyłach, kiedy usłyszała jego protekcjonalny ton, ale teraz nie było czasu na kłótnie.
— Możemy wrócić do tego później.
— Możemy do tego wszystkiego wrócić później — powiedział. — Powinnaś zjeść dziś coś więcej niż tylko tosty.
Spojrzała na niego.
— Dobrze.
Zamknęli gabinet Lucjusza i udali się do kuchni, żeby zobaczyć, co uda im się tam znaleźć przed kolacją. Umysł Hermiony wściekle szukał możliwych sposobów, byleby móc wkraść się do Komnaty Tajemnic wcześniej, podczas gdy Draco rozmyślał obok niej.
Oboje zamarli, kiedy skręcili za róg i ujrzeli czekającą tam na nich Narcyzę. Kobieta wykrzywiła usta w niezadowoleniu.
— Matko. — Draco niechętnie ruszył naprzód, a Hermiona podążyła za nim. Z każdym krokiem jej serce pulsowało coraz szybciej.
Narcyza złożyła ręce, gdy zatrzymali się przed nią. Utkwiła spojrzenie w synu.
— Obudził mnie wczesnym rankiem telefon przez kominek od twojego ojca. Chciał się dowiedzieć, dlaczego ktoś otworzył wczoraj jego gabinet.
Hermionie zadrżały kolana, gdy stłumiła westchnienie. Oczywiście, że Lucjusz zarzucił osłony. Powinni byli wiedzieć.
Draco milczał, stojąc obok niej. Wsunął ręce do kieszeni.
Narcyza uniosła brodę.
— Powiedziałam mu, że to ja. Że szukałam kilku dokumentów do jednego z naszych kont. I obiecałam zamknąć go rano i nie wchodzić tam ponownie.
Hermiona poczuła bicie serca aż w koniuszkach swoich palców.
— Więc powiedzcie mi, co robiliście w jego gabinecie?
— Matko…
Wzrok Narcyzy przesunął się ku Hermionie.
— Czy przekazujesz informacje Prawdziwemu Zakonowi?
— Tak — powiedziała szybko Hermiona.
— Wystarczy, Granger — wysyczał Draco.
— To prawda. — Hermiona ugryzła się w policzek. Tak właściwie, nie było to kłamstwo. Jeszcze wczoraj Draco był w Edynburgu, przekazując Charlotte instrukcje dotyczące antidotum. — Przepraszam, Narcyzo. To ja weszłam do jego gabinetu. Jeśli jest ktoś, na kogo powinnaś być zła, to tą osobą jestem ja.
— Dziękuję, Hermiono. — Narcyza wydawała się w jednej sekundzie w pełni opanować, rozluźniając ramiona. Podeszła bliżej do syna.
— Draco, twoje decyzje należą wyłącznie do ciebie. Ale musisz wiedzieć, że gdyby ci się coś stało, ja… — Jej głos drżał. — Proszę, obiecaj mi, że będziesz ostrożny.
Draco przełknął ciężko, kiwając głową.
Jednym ruchem palców Narcyza zmaterializowała dwie gazety z wielkimi, wyraźnymi napisami „WYDANIE SPECJALNE” wydrukowanymi czerwonym tuszem na szczytach pierwszych stron. Wręczyła je Hermionie i odwróciła się, trzepocząc rzęsami.
Kiedy stukot obcasów Narcyzy ucichł, Hermiona spojrzała w dół na pierwszą stronę gazety – Proroka.
TERRORYŚCI POKONANI W KANADZIE
autorstwa Rity Skeeter
Draco wyciągnął z jej palców drugą gazetę – Ducha Nowego Jorku – kiedy ona sama czytała dalej trzymany w dłoniach artykuł.
Późnym wieczorem siły Czarnego Pana starły się z grupą bojowników powiązaną z organizacją terrorystyczną znaną jako „Prawdziwy Zakon”. Powstańcy ukrywali się na dużej, słabo zaludnionej Wyspie Baffina u wschodniego wybrzeża Kanady.
„Ogromny sukces” — powiedział dziennikarzowi Albrecht Berge. — „Ochrony naszych wrogów nie mogły się równać z Mgłą, nową magią eksperymentalną, która pomoże bronić i chronić interesy Wielkiego Zakonu”.
Generałowie Lucjusz Malfoy i Bellatriks Lestrange nadzorowali całą operację wraz z Albrechtem Bergem i jego uczniem Teodorem Nottem Juniorem. Obserwowali rozmieszczenie Mgły z małej wyspy u wybrzeży Baffin. Mgła odniosła sukces nie tylko w spenetrowaniu osłon Wyspy Baffina i Bariery Antyaportacyjnej, ale także w zniszczeniu bazy pełnej broni, mającej osłabić Wielki Zakon.
Berge i jego uczeń powrócą do Wielkiej Brytanii, aby jeszcze w tym tygodniu ustanowić nowe bariery wokół terenów Edynburgu.
To było wszystko.
Przedzierała się przez strony, ale nie znalazła niczego, co pomogłoby jej lepiej zobrazować sobie to, co się wydarzyło. Kolejne głośne zwycięstwo bez żadnych szczegółów. Wróciła do pierwszej strony i spojrzała na zdjęcie Berge'a na okładce, którego oczy przesłaniały okrągłe okulary z ciemnymi soczewkami.
Dziękując w myślach Merlinowi, że Narcyza zignorowała rozkazy Lucjusza dotyczące sprowadzania nowych wydań Ducha, Hermiona sięgnęła po drugą z gazet, z łatwością wyciągając ją z bezwładnych palców Draco. Przed czytaniem wsunęła mu Proroka do ręki.
DZIESIĘĆ TYSIĘCY OFIAR W MASAKRZE NA WYSPIE BAFFINA
autorstwa Gertie Gumley
Hermiona sięgnęła po poręcz schodową, próbując się przygotować. Jej głowa pulsowała ze strachu.
Lord Voldemort dokonał pierwszego ataku na półkuli zachodniej, celując w Wyspę Baffina u wybrzeży Kanady. W druzgocącym ciosie dla dziesiątek magicznych i mugolskich społeczności Eskimosów zamieszkujących tamtejsze rejony, Albrecht Berge wypuścił na wyspę swój najnowszy wytwór magii masowego rażenia — podobny do mgły, która szybko się rozprzestrzeniła, unicestwiając tysiące istnień w ciągu zaledwie kilku minut.
Wczesne raporty sugerują, że mgła została uwolniona na krótko przed północą w rejonach Resolution Island, tuż przy południowym krańcu Wyspy Baffina. Fala przesunęła się na północny zachód, przecinając miasto Iqaluit aż do celu na południe od jeziora Nettilling, gdzie podobno przez kilka miesięcy stacjonowała baza wojskowa Prawdziwego Zakonu. Według źródła z kanadyjskiego Ministerstwa Magii, baza ta rozwijała świstokliki międzynarodowe i inne typy broni do walki z Wielkim Zakonem. Około tysiąca członków Prawdziwego Zakonu rekrutowanych z rdzennych społeczności na Baffin i innych kanadyjskich prowincji uważa się za zmarłych. Pozostałe ofiary to cywile.
Chociaż źródła spekulują, że głównym celem była baza broni Prawdziwego Zakonu, mgła zdołała również przeniknąć przez osłony wokół kanadyjskiego kontynentu, rozprzestrzeniając się po obszarach Cieśniny Hudsona na wybrzeżu Quebec, unicestwiając kilka tamtejszych małych, mugolskich społeczności. Szacowany promień trucizny wynosił 130 mil, czyli ponad 30 razy więcej niż gaz użyty w Szwajcarii.
Nie jest jasne, czy Wielki Zakon planuje dalsze ataki na ziemię kanadyjską, czy też zamierza rozmieścić magię masowego rażenia we Francji. Źródła podają, że hiszpański Minister Santos, belgijski Minister Peeters i włoski Minister Romano prywatnie sprzeciwili się rozmieszczeniu broni przy granicach z Francją, podczas gdy „mgła” nadal pozostaje zawodna w nawigacji.
Biuro prezydenta Harrisona odmówiło komentarza, ale moje źródło w MACUSIE stwierdziło, że Harrison zaplanował spotkanie z kanadyjskim Ministrem Martinem na dziś.
Pokój zawirował. Hermiona chwyciła się poręczy, gdy jej kolana stały się jak z waty. Opuszczając się niepewnie, usiadła na najniższym stopniu schodów. Strony Ducha trzepotały, opadając na marmur.
Draco opadł na stopień obok niej, rzucając Proroka tuż obok Ducha. Ukrył głowę w dłoniach i zaczerpnął urywany oddech. Hermiona zrobiła to samo.
— Draco… — Potrząsnęła głową, otrzepując spadającą łzę. — Nie możemy dłużej czekać. Musimy go powstrzymać.
Zapadła długa cisza.
— Daj mi kilka dni — powiedział w końcu bezbarwnym głosem. — Coś wymyślimy.
Skinęła głową, wpatrując się w zdjęcie Berge’a na okładce Proroka. Berge poruszył się, a w jego okularach dostrzegła odbicia horyzontu pochłoniętego srebrzystą zielenią. Hermiona zmrużyła oczy, gdy czyjeś ramię poruszyło się za nim – Teo.
— Nazwisko Teo jest w gazetach tuż obok nazwiska Berge’a. — Zdanie wypłynęło z jej ust jednym tchem.
Draco opuścił dłonie na kolana.
— I?
— Berge jest teraz największym zagrożeniem dla Prawdziwego Zakonu. Jeśli on jest celem, to Teo również. Jest potworem przez swoje powiązania. — Skóra zaczęła ją mrowić, gdy spojrzała na Draco. — Jeśli Teo zostanie pojmany lub zabity, kto wie, co stanie się z Oliverem. Powinniśmy pomyśleć o przekazaniu mu antidotum.
Draco zacisnął usta, a jego oczy utkwiły w Proroku.
— Potworem.
— Z perspektywy Prawdziwego Zakonu tak. Będą chcieli wyeliminować wszystkich, którzy są w to zaangażowani. — Świadomość sytuacji zalała ją o chwilę za późno. Poruszała bezgłośnie ustami, szukając odpowiednich słów. — To znaczy, oczywiście twój ojciec nie jest potworem, Draco…
— Czyżby? — Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy spojrzał na nią ostro. — Dziesięć tysięcy zabitych z rąk czterech osób? Proporcja jest potworna.
Wstał szybko, a żebra Hermiony zacisnęły się boleśnie.
— Draco…
— Muszę wziąć prysznic. Przepraszam.
Zerwała się na równe nogi, starając się za nim podążyć, gdy on wręcz przeskakiwał po dwa stopnie naraz.
— Nie mogę udawać, że zgadzam się z jego decyzjami, ale on nie jest zły. Konsekwentnie robi to, co uważa za najlepsze dla ciebie i twojej matki…
Draco zatrzymał się na ostatnim stopniu i odwrócił do niej.
— I to usprawiedliwia przelaną po drodze krew?
Zdusiła w sobie odpowiedź. Oczywiście, że nie.
— Odpuść, Granger. — Odwrócił się i ruszył w głąb korytarza, poza zasięg jej wzroku.
Pobiegła do końca schodów, dysząc.
— Nie jesteś taki jak on. — Ramiona Draco zesztywniały. — Nie jesteś swoim ojcem, Draco.
On jednak bez słowa wślizgnął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi, odcinając się od niej.
Hermiona stała w pustym korytarzu przez chwilę, która zdawała się trwać godzinami, zanim odzyskała zmysły, powłócząc nogami do swojego pokoju. Opadła na fotel przy oknie, zamyślona.
Nic nie mogło usprawiedliwić śmierci ludzi z Wyspy Baffina. Całe społeczności zostały zgładzone w mgnieniu oka – zatrważającą większość z nich stanowili mugole. Zaciskając pięści Hermiona wbiła palce w dłonie, próbując pozbyć się obrazów, które przywoływał jej umysł.
Do tej pory mogła przynajmniej zrozumieć decyzje Lucjusza, nawet jeśli zdecydowanie się z nimi nie zgadzała. Ale to wykraczało poza zakres jej zrozumienia. Jeśli po prostu stał z boku, pozwalając na to wszystko, jak z czystym sumieniem mogłaby go bronić?
Emocje zaczęły ją przytłaczać i musiała poświęcić się medytacji, aby je odeprzeć. Kiedy w końcu wynurzyła się ze swojego mentalnego jeziora ze spokojną wodą, wróciła do nurtującego ją problemu.
O zachodzie słońca doszła do dwóch wniosków. Po pierwsze, możliwe, że Lucjusz próbował to powstrzymać. Mogła się tylko modlić, żeby rzeczywiście tak było. Po drugie, niezależnie od jego grzechów, Narcyza i Draco nie byli współwinni. Lucjusz dokonywał swoich wyborów, a oni dokonywali swoich.
O dziewiętnastej na stoliku pojawiła się kolacja. Pojedynczy talerz. Nim Hermiona zdołała ugryźć kilka kęsów, obserwując znikające za linią horyzontu słońce, jedzenie zdążyło już wystygnąć.
O dwudziestej powlokła się pod prysznic. O dwudziestej pierwszej doszła do wniosku, że Draco nie zamierza do niej przyjść. Przebrała się więc w piżamę i wsunęła pod kołdrę, próbując zignorować zimną poduszkę obok i sposób, w jaki prześcieradła nie otulały jej ciała tak, jak robił to Draco. Po godzinie przewracania się z boku na bok, położyła się na plecach, wpatrując w baldachim.
Unikanie jej było dla niego tylko kolejnym sposobem na karanie samego siebie. Przy okazji pozbawiając ją snu.
Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka, maszerując przez swój pokój i przechodząc przez ukryte drzwi do sypialni Dracona.
Siedział na łóżku i czytał książkę. Rozchylił usta w zdziwieniu, kiedy weszła do środka. Bez słowa odrzuciła lekko kołdrę, po czym przeczołgała się ponad chłopakiem, by chwycić jego różdżkę, zgasić światło, a potemopaść na swoją stronę łóżka, otulając się pościelą. Zapadła długa cisza, zanim usłyszała, jak Draco zamyka książkę z westchnieniem. Po chwili poczuła, jak zwinął się przy niej w ciemności.
Budząc się o świcie, odkryła, że jej irytacja zniknęła. Odgłos cichego oddechu wypełniał pokój, więc ostrożnie się odwróciła. Spędziła następną godzinę, zapamiętując wszystkie rysy śpiącego Draco, studiując go w sposób, w jaki nigdy wcześniej tego nie robiła.
Kiedy tuż przed siódmą poruszył się, wybudzając, Hermiona przesunęła palcami w górę i w dół jego nagiego torsu, aż Draco otworzył oczy. Gdy skupił na niej wzrok, w szarości jego tęczówek pojawiła się nieufność.
Hermiona przygryzła wargę, odgarniając mu włosy z twarzy.
— Nie rozmawiajmy o twoim ojcu — szepnęła.
Na krótką chwilę wstrzymał oddech.
— Pomagasz mi. — Podparła się na łokciu, śledząc jego blizny. — Tylko to się liczy.
Czekała. A potem… Draco delikatnie skinął głową.
Jego źrenice pociemniały, gdy palce Hermiony opadły niżej, cementując jej poranne plany. Usiadła na nim okrakiem, całując go i sięgając do jego porannej erekcji, a on przewrócił ją na plecy, zanim zdążyła zaczerpnąć choćby najmniejszy oddech. Ssał jej szyję, piersi, uda, aż zaczęła go błagać, by zakończył jej agonię. Doszła dwa razy od samych pieszczot jego języka. A potem wcisnął się w nią, dysząc w jej szyję i zaciskając zęby na jej skórze, szepcząc upojne słowa pochwały, gdy leżała pod nim, tonąc w rozkoszy.
***
Czekała apatycznie przez kolejne dwa dni, przeglądając nowe wydania Proroka oraz Ducha i szukając w nich jakichkolwiek wiadomości. Obie gazety dostarczały jej raczej niewiele cennych informacji, chociaż Gumley przynajmniej zganiła prezydenta Harrisona za jego ciągłe milczenie. W środę ona i Draco spędzili większość dnia na przeprowadzaniu burzy mózgów, próbując wymyślić, jak wkraść się do Hogwartu, jednak bez większych efektów. Czwartek spędziła w wannie, medytując.
Kiedy jej skóra i włosy już zdążyły podeschnąć, usłyszała znajome pukanie do drzwi łazienki.
— Wejdź.
Draco pchnął drzwi i ze znużeniem na twarzy oparł się o framugę.
Wody w jej umyśle zafalowały. Usiadła prosto.
— Jakieś wieści?
Potrząsnął głową.
— Tylko poczta.
Dostrzegła kopertę w jego dłoni. Przełamana pieczęć błyszczała wyciśniętym w wosku czarnym Mrocznym Znakiem.
— Co to?
Draco wyciągnął kartę z koperty i podszedł do krawędzi wanny, wyciągając pergamin ku Hermionie, by mogła przeczytać.
Czarny Pan oczekuje Twojej obecności na uroczystości uhonorowania
ZWYCIĘSTWA W HOGWARCIE
w niedzielę, 2 maja 1999 r.
o dziewiętnastej
w Zamku w Hogwarcie
Gdy jej mózg starał się przetworzyć nowe informacje, Hermionie aż zakręciło się w głowie. Do drugiego maja zostało dziesięć dni.
Woda chlupała, gdy Hermiona uniosła się na kolana i spojrzała na Draco.
— Pójdziesz ze mną po kieł bazyliszka? Tej nocy?
— Nie. — Draco cofnął się o krok, chowając zaproszenie. — Zostaniesz na przyjęciu z matką. Pójdę sam.
Gniew zaiskrzył w jej żyłach, napinając mięśnie. Nie mogła po prostu stać z boku – on jej potrzebował.
Zmuszając ramiona do rozluźnienia, powiedziała:
— Nie możesz iść sam, Draco. Będziesz potrzebował kogoś, kto ci pomoże…
— Wiem. — Ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi, gdy sięgnął po jej ręcznik. — Ubierz się. Za pół godziny wychodzimy.
Patrzyła na niego tępo.
— Co, gdzie?
— Spotkać się z Blaise’em.
Otworzyła usta, ale on już zniknął za drzwiami. Szok zaczął krystalizować się pod jej skórą. Blaise mógł mu pomóc, ale ona też. Wychodząc z wanny, szybko się osuszyła, narzuciła ubrania i pobiegła korytarzem do jego pokoju w chwili, gdy Draco wszedł do środka, trzymając w dłoni fiolkę.
Ten widok ją przestraszył.
— Co to jest?
Podniósł dłoń tak, by mogła dostrzec kolor mikstury za szkłem – antidotum na tatuaż.
— Zabrałem trochę z naszego zapasu. — Zmarszczyła brwi, a on dodał: — Dla Giuliany.
— Och — powiedziała, mrugając. — W porządku. — Jej umysł wrócił nagle do innej, dawno zapomnianej myśli. Złapała Dracona za ramię. — Musimy przekazać porcję Oliverowi. Możemy zobaczyć się z nim podczas…
— Granger, nie możemy tego zrobić. — Przesunął wzrokiem po jej twarzy, gdy gapiła się na niego. — Nie ma drugiej Pansy, która mogłaby udawać Wooda. Gdyby ktoś odkrył, że uciekł podczas nieobecności Teo…
— Nie sugeruję by uciekał. Możemy mu to po prostu dać, więc jeśli coś stanie się z Teo, Oliver przynajmniej będzie miał możliwość…
— I naprawdę myślisz, że dobrowolnie zostanie w Dworze Nottów, mogąc swobodnie się stamtąd wydostać?
— Tak. — Nastąpiła długa pauza. Hermiona puściła jego rękę.
Draco wzruszył ramionami.
— No to chyba mamy inne zdanie.
Poczuła, jakby coś jej umknęło, gdy obszedł ją i zbliżył się do kominka.
— Oliver kocha Teo. Nie naraziłby jego życia. Nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie własnej wolności.
Draco zerknął przez ramię.
— Nie wiesz tego.
Hermiona rozchyliła usta, szukając właściwych słów. Bo wiedziała.
Zanim zdążyła wpaść na sposób, jak to wyjaśnić, Draco sięgnął po słoik z proszkiem Fiuu stojący przy kominku i przechylił głowę na bok.
— Możemy porozmawiać z Teo, gdy następnym razem się z nim zobaczymy.
Hermiona wypuściła krótki oddech i odepchnęła natrętne myśli. Tu nie chodziło o uczucia Teo ani jej własne. Chodziło o zniszczenie horkruksa. Kiedy dołączyła do Draco przy kominku, ten wrzucił garść proszku do środka, wołając:
— Na Grimmauld Place 12!
Po sekundzie oboje zniknęli w szumie płomieni.
Salon na Grimmauld Place wyglądał niemal tak samo, jak go zapamiętała, jeśli nie schludniej. Skupiła się na swoim oddechu, gdy jej oczy błądził po pomieszczeniu. Omszałe zasłony były czyste i wolne od bahanek. Skrzypiące sofy, na których spała w zeszłym roku wraz z Harrym i Ronem, były świeżo wywietrzone i pokryte modnymi poduszkami. Na stoliku do kawy leżała otwarta książka o jakimś włoskim tytule, a na jej ostatnich stronach spoczywała srebrna zakładka.
Draco puścił dłoń Hermiony, najpierw jednak lekko ją ścisnął. Podszedł do drzwi w chwili, gdy zza rogu wyjrzała dziewczyna o miodowo-brązowych włosach. Jej spojrzenie było bystre i oceniające. Hermiona podskoczyła, po czym zamrugała, rozpoznając, kim była dziewczyna.
Dafne Greengrass.
— Draco — przywitała się swoim głębokim głosem. — Tak właśnie myślałam, że słyszałam Fiuu.
— Daf.
Ujęła go za ramię i pocałowała w policzek, a jej oczy przesunęły się po Hermionie z nieufnym niesmakiem, który ta rozpoznawała jeszcze z czasów szkolnych.
— Granger.
Draco stanął lekko przed nią.
— Daf, czy mogę porozmawiać z Blaise’em?
Dziewczyna uniosła brew w swojej doskonałej imitacji Pansy Parkinson i powiedziała:
— Nie wiem. — I obróciwszy się na pięcie, wyszła z pokoju, wołając Blaise'a.
Draco przewrócił oczami i skinął Hermionie, by podeszła do przodu. Po chwili oboje ruszyli za Dafne, wchodząc na półpiętro. Ślizgonka przeszła obok sypialni, w której Hermiona i Ginny spały, gdy były młodsze, a Hermiona zacisnęła powieki, gdy przeszył ją ostry żal. Skupiła się na jeziorze ze spokojną wodą, a kiedy ponownie otworzyła oczy, ujrzała Blaise'a wychodzącego z jadalni. Jego wzrok przemknął od Draco, po Hermionę.
Na jego usta wpłynął uśmieszek.
— Patrzcie, kogóż tutaj przywiało.
Coś skrzypnęło na schodach powyżej, a Hermiona odwróciła się i zobaczyła Pansy zmierzającą w ich stronę. Dziewczyna zatrzymała się na stopniach.
— Co ty tu robisz, Granger?
Zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, kolejny głos dobiegający z dołu zawołał do Blaise'a.
— Goście? — Giuliana Bravieri szybko podeszła do chłopaka, wpatrując się w nich. Jej policzki wyglądały na pełniejsze od ostatniego razu, kiedy Hermiona ją widziała, ale mimo to Giuliana wciąż poruszała się jak dziecko, jak ptak.
Hermiona spojrzała na Dafne stojącą obok nich – jej brwi wciąż były wygięte w łuk. Potem przeniosła wzrok na Pansy marszczącą na wszystkich brwi, gdy wciąż stała bez ruchu w połowie schodów.
— Wszystkie tu mieszkacie? — Hermiona znów spojrzała na Blaise’a. — Z Blaise’em?
Blaise podrapał się w tył głowy.
— Tak, tak. Witaj w moim małym haremie. — Wydawał się niezbyt zachwycony.
Dafne prychnęła i zniknęła za drzwiami pobliskiej sypialni. Pansy zaczęła schodzić po schodach, a Hermiona usłyszała, jak Giuliana pyta Blaise'a cichym szeptem, czym jest harem.
— Blaise. — Draco skinął głową w kierunku salonu. — Możemy porozmawiać?
Blaise westchnął cierpliwie. Zaczął wspinać się po schodach na pierwsze piętro, a Draco wprowadził Hermionę z powrotem ku kanapie stojącej w salonie. Zesztywniała na myśl o tym, kiedy ostatnio tutaj spała, ale dłoń Draco na jej plecach lekko ją uspokoiła. Chłopak usiadł obok Hermiony, po stronie kominka, a Blaise zajął fotel na szponiastych nogach stojący tuż obok.
Po sekundzie ciszy, Pansy weszła przez drzwi, opadając na fotel naprzeciwko Blaise'a, jakby było to dokładne miejsce, w którym powinna być.
Draco odchrząknął i zapytał:
— Trochę prywatności, Pans?
Pansy ledwo parsknęła, gdy Giuliana również weszła do środka. Żyła na skroni Dracona zapulsowała, gdy patrzył, jak dziewczyna siada na stoliku obok Blaise'a. Ktoś poruszył się na korytarzu, a kiedy Hermiona spojrzała w górę, zobaczyła Dafne kręcącą się w drzwiach, z ramionami mocno założonymi na piersi.
— Coś jest nie tak? — zapytała Dafne. — Dlaczego miałby ją przyprowadzać?
Draco potarł czoło.
— Nic się nie stało, Daf. Muszę tylko porozmawiać z Blaise’em…
— O czym ona mówi? — Giuliana przysunęła się bliżej Blaise'a. — Co jest nie tak?
Blaise wzruszył jedynie ramionami i potrząsnął głową.
— Nie mam bladego…
— Nie wyjeżdżamy, Draco. — Pansy skrzyżowała nogi, stukając palcami w podłokietnik. — Wybij to sobie z głowy.
Cztery pary oczu wbiły się w niego, ale Draco nadal nic nie powiedział. Hermiona zwalczyła chęć wytarcia swoich spoconych dłoni w dżinsy.
— Wierzę, że nadchodzi zmiana — powiedział w końcu. — Zmiana wiatrów.
Rytmiczne stukanie palców Pansy zakończyło się ostrym hukiem.
— Jeśli masz coś sensownego do powiedzenia, to teraz jest dobry moment.
— Gdzie dokładnie ten „wiatr” się zmienia? — Głos Dafne był napięty i Hermiona patrzyła, jak Ślizgonka zacisnęła palce na medalionie na swojej szyi.
Giuliana odwróciła się przez ramię.
— Zmiana wiatrów? Pansy, co…
Blaise siedział nieruchomo, wwiercając się spojrzeniem w Draco. Hermiona obserwowała, jak jego ciemne źrenice rozszerzają się i kurczą, a potem poczuła, jak Draco rozluźnił się obok niej – lekko krusząc swoją maskę.
— Dziewczyny — powiedział Blaise, przerywając ich paplaninę. — Zostawcie nas.
Giuliana wzdrygnęła się, jakby została spoliczkowana. Pansy chłodno skubała paznokcie.
— Dlaczego?
Blaise pomasował czoło.
— Ponieważ Draco doprowadzi nas wszystkich do pewnej śmierci.
Draco spojrzał groźnie na Blaise'a, podczas gdy Pansy i Dafne wymieniły niewzruszone spojrzenia, jakby to był kolejny piątkowy wieczór w dormitorium.
— Zawołajcie mnie, jeśli wydarzy się coś ciekawego. — Dafne pociągnęła nosem i odepchnęła się od framugi, znikając w głębi korytarza.
Giuliana zaczęła kłócić się z Blaise’em po włosku, a Hermiona nachyliła się ku Draco.
— Gdzie jest siostra Dafne?
— W Montrealu, z rodzicami. — Hermiona odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. — Greengrassowie są tam na wakacjach od czerwca.
Wzrok Hermiony powędrował do pustych drzwi.
— Dlaczego Dafne została?
Draco skinął głową w prawo. A Hermiona spojrzała na Blaise'a gestykulującego żywo rękami, gdy mówił.
W jej umyśle tkwiły stare wspomnienia, kiedy dwójka Ślizgonów razem przemierzała szkolne korytarze. Miało sens, że Dafne dla niego została. Ale dlaczego zachowywali się, jakby byli dla siebie zupełnie obcy?
Draco lekko zakaszlał.
— Giuliano — powiedział. Dziewczyna urwała, odwracając się do niego z przerażeniem – wyglądała jak łania wpatrująca się w lufę karabinu. — Potrzebuję, żebyś odwróciła dla nas uwagę Stworka. Możesz go czymś zająć?
Giuliana spojrzała z powrotem na Blaise'a, prawie prosząc go o pozwolenie. Chłopak skinął głową i uszczypnął grzbiet nosa, kiedy dziewczyna wyszła z pokoju.
Pansy rozprostowała nogi i nachyliła się do przodu, patrząc na Draco.
— Pansy…
— Jesteś mi to winien. — Jej ton był miękki, ale z nutą ostrej ostateczności.
Draco przełknął i machnął różdżką, by rzucić na drzwi Muffiato. Zwrócił się do Blaise'a.
— Możesz zostać zabity.
Blaise opadł na swój fotel.
— Przez ciebie?
Draco zawahał się.
— To skomplikowane — odparł. Odwrócił brodę w kierunku Hermiony, a część napięcia w jej ciele zelżała.
— Są pewne kroki — powiedziała. — Pewna sekwencja rzeczy, które musimy zrobić, aby go zabić. Pierwsza to zdobycie kła bazyliszka.
Po ich lewej stronie rozbrzmiało ostre parsknięcie.
— Zamierzasz zabić kłem bazyliszka największego czarnoksiężnika, jaki kiedykolwiek żył?
Hermiona przejechała językiem po wewnętrznej stronie zębów. Wciąż wahała się, czy powinna powiedzieć komukolwiek o horkruksach. Każda nowa osoba, która poznałaby prawdę, stałaby się ich kolejną odpowiedzialnością.
— Pans, nie możemy powiedzieć ci nic więcej.
Pansy spojrzała na nich spod przymkniętych powiek.
— W porządku. Potrzebujecie kłów bazyliszka. A co Blaise ma z tym wspólnego?
Draco ponownie obrócił się do Blaise'a, przesuwając się na brzeg sofy.
— Pomóż mi wydobyć go z Komnaty Tajemnic. Jeden jest tam na dole.
Blaise odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Na policzkach Draco rozkwitły różowe plamy.
— Więc chcesz, żebym przespacerował się z tobą przez Hogwart, podczas gdy będzie roić się tam od Śmierciożerców, i pomógł ci włamać się do jednej z najbardziej nieprzeniknionych komnat w zamku…
— Nie aż tak nieprzeniknionej…
— …i znaleźć jakiś kieł, żeby… przemycić go z zamku? A może zamierzasz go tam dźgnąć podczas obiadu?
Draco zacisnął zęby.
— Proszę tylko o twoją pomoc w odwróceniu ich uwagi, żebym mógł wymknąć się na dwadzieścia minut. Sam mogę zdobyć kieł, ale wolałbym, żeby ktoś mnie osłaniał.
Irytacja bulgotała w piersi Hermiony.
— Już ci mówiłam, że mogę ci pomóc! Najwyraźniej marnujemy teraz tylko nasz czas…
— Nie teraz, Granger…
— Jakiego wielkiego, gryfońskiego planu padłeś ofiarą, Draco? — Blaise zmrużył na niego oczy, a potem spojrzał na Hermionę.
Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi i zacisnęła usta. Stopy Draco poruszyły się na dywanie.
— Wszystko się zmienia, Blaise — powiedział Draco. — Jestem pewien, że Prawdziwy Zakon wkrótce przeprowadzi atak, szczególnie biorąc pod uwagę to, co właśnie wydarzyło się w Kanadzie. I tym razem nie będą się przed niczym hamować.
Jego słowa uderzyły w jej skórę niczym grad.
— Jeśli Wielki Zakon upadnie, upadnie mój ojciec i ja razem z nim — dodał. Serce łomotało Hermionie w piersi, gdy cisza panująca w pokoju tylko się przedłużała. — Pogodziłem się z tym.
Jej wzrok się rozmazał. Nie pozwoliłaby, żeby mu się to przytrafiło.
Nigdy.
— Ale Czarny Pan… — Spojrzał na nią. — Nie upadnie. Przeżyje i wszystko zacznie się od nowa.
Hermiona zamrugała kilka razy, ukrywając strach i żal w najbliższej książce na półce swojego umysłu. Skinęła głową.
— To prawda. Nie może zostać w pełni pokonany, jeśli nie zdołamy zdobyć jadu bazyliszka.
Blaise wpatrywał się w nią, wyglądając, jakby chciał jej się czymś odgryźć – jakby jego gardło pracowało nad słowami, które chciał wysyczeć jej prosto w twarz. Patrzyła na niego tępo.
Oderwał od niej wzrok.
— Jaki masz plan?
W pokoju panowała cisza. A potem Draco oblizał usta.
— Potrzebuję tylko dwudziestu minut podczas kolacji…
— Nie ma mowy, żebyś zniknął na całe dwadzieścia minut. — Hermiona podskoczyła, gdy odwróciła się, by spojrzeć na Pansy, która wykrzywiła usta z niesmakiem. — Lucjusz usiądzie obok Czarnego Pana, a jego żona i syn po drugiej stronie. Nie istnieje żadna dobra wymówka dla przedłużającej się nieobecności syna Lucjusza Malfoya.
— Ona ma rację. — Blaise odchylił się na krześle z leniwym uśmieszkiem, a wszystkie ślady napięcia zniknęły z jego ciała. — Draco Malfoy nie może zniknąć. Ale ja mogę.
— Nie — odparł Draco szorstkim tonem. — Nie mogę cię prosić, żebyś tam poszedł zamiast mnie. To zbyt duże ryzyko…
— Och nie, kurwa. — Blaise zachichotał. — Nie pójdę tam za ciebie. Mam na myśli raczej to, że mamy na dole ponad roczny zapas Eliksiru Wielosokowego.
— Blaise, skończ z tą swoją skromnością — warknęła Pansy.
— Wymyślimy jakieś rozproszenie, które odsunie mnie na bok – może przyczynić się do tego choćby nadmiar alkoholu. W tym czasie ja wypiję eliksir udając ciebie, a ty wymkniesz się do Komnaty Tajemnic. — Blaise uśmiechnął się widząc przerażenie na twarzy Draco. — No weź, mordo. Pozwól mi być tobą przez godzinę.
Draco przełknął ślinę.
— Jest to jakaś opcja. Możemy omówić też inne…
— Nie. — Blaise przechylił głowę. — Zgadzam się postawić swoje życie na szali tylko wtedy, gdy będę mógł przez dwadzieścia minut odegrać rolę Dracona Malfoya. Przygotowywałem się do tego przez całe życie.
— To nie jest najgorszy plan — powiedziała cicho Hermiona. Spojrzała na Draco. — Jeśli mam być szczera, to prawdopodobnie mniej ryzykowne niż cokolwiek innego. Blaise zna twoje maniery na wylot.
Draco zwinął dłonie w pięści na swoich kolanach. Mięsień na jego policzku drgnął.
— Dobra. — Zakręcił szyją. — Mam jeszcze kilka spraw. Czy możesz zawołać z powrotem Giulianę?
Radość zniknęła z twarzy Blaise'a. Odchrząknął i podniósł się z fotela, idąc na korytarz, by zawołać dziewczynę. Kilka sekund później Giuliana stała w drzwiach, wpatrując się w Blaise'a sarnimi oczami. Podążyła za nim, gdy wrócił na swój fotel i ponownie usiadła na brzegu stolika do kawy. Skrzywił się, gdy otarła się kolanami o jego własne, a Hermiona rozchyliła usta, nagle sobie coś uświadamiając.
Giuliana była w nim zakochana.
Blaise szybko wstał, oferując Giulianie fotel. Dziewczyna zaprotestowała delikatnie, zanim się zgodziła, a rumieniec zabarwił jej policzki. Zadała mu jakieś pytanie po włosku, a Blaise wybełkotał odpowiedź, machając ręką do Draco. Giuliana spojrzała na nich.
— Giuliano — zaczął Draco — co wiesz o tatuażu na swoim ramieniu?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale na jej nosie pojawiła się zmarszczka.
Oczy Draco zamigotały między nią a Blaise'em.
— Nie jestem pewien, czy pamiętasz, ale aktywował się, gdy po raz pierwszy zostałaś wprowadzona do domu Blaise'a.
— Pamiętam. To było jak błyskawica — odparła miękko i nieśmiało.
— Zgadza się — powiedział Draco. — On związuje cię z pewnymi posiadłościami, zamykając cię w nich. Jak w Edynburgu.
Cień przemknął po twarzy Giuliany, a jej ciało drgnęło. Sięgnęła, by przesunąć palcami po ramieniu, gdzie na jej skórze widniał podpis Blaise'a nabazgrany czernią i złotem.
— Granger stworzyła eliksir do usuwania tatuażu. — Draco wyciągnął fiolkę z szat. Hermiona poczuła na sobie wzrok Pansy, kiedy uniósł miksturę w pełnym świetle. Powoli podał fiolkę Giulianie, jakby ta lada chwila miała wypaść biegiem za drzwi. — Więc możesz być wolna.
Giuliana spojrzała na zawartość fiolki. Jej warga zadrżała.
— Wolna?
— Tak — powiedziała Hermiona. — Wolna.
Giuliana obróciła fiolkę między palcami.
Serce zakuło Hermionę w piersi, gdy odwróciła się do Pansy.
— Mimo że twój tatuaż nigdy nie został aktywowany — jej oczy przesunęły się w dół aż do blizny na ciele Pansy — myślę, że to dobry pomysł, żebyś również go wypiła.
Blaise wpatrywał się w fiolkę ponad ramieniem Giuliany.
— Imponujące, Granger.
— Blaise… — Draco rozejrzał się po pokoju, przełykając ciężko. — Nie wiem, jak długo jeszcze Anglia będzie bezpieczna. Powinienieś jak najszybciej przenieść Giulianę z powrotem do Włoch. Dopóki będzie się ukrywać, Pansy może…
— Nie chcę iść! — Pokój zadrżał, gdy Giuliana rzuciła się, by wepchnąć fiolkę z powrotem w dłoń Draco. — Nie zostawię go.
Zapadła ostra cisza, gdy cała czwórka wpatrywała się w Giulianę. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a ona niecierpliwie ją otarła.
— Giuliano — powiedział cicho Blaise. — Twoja matka za tobą tęskni. Obiecałem, że cię do niej sprowadzę, kiedy dotrze już do Egiptu…
— Moje serce jest tutaj, z tobą — powiedziała Giuliana ciężkim głosem. — Dlaczego miałabym być gdzie indziej?
Żołądek Hermiony skręcił się, a jej policzki rozgrzały rumieńce. Czuła się jak nieproszony gość, oglądając tragiczną sztukę, na którą nie kupiła biletu. Pansy zamknęła oczy z rezygnacją, gdy potarła skronie, jakby nie był to pierwszy raz, kiedy coś takiego widziała. Draco siedział nieruchomo – jego szeroko otwarte oczy nawet na sekundę nie opuszczały Giuliany.
— Giuliano, rozmawialiśmy o tym — wyszeptał Blaise, klękając przed nią. Ujął jej ręce w swoje. — Jestem tutaj, aby cię chronić. Nie żywię do ciebie żadnych uczuć. Jesteś zdezorientowana…
Oczy Giuliany wypełniły się łzami. Jej głos się załamał, gdy zaczęła płakać, mówiąc coś po włosku.
Pansy wstała gwałtownie i skinęła głową w stronę korytarza. Hermiona podążyła za nią szybko, oglądając się przez ramię, by zobaczyć, jak Draco powłóczył nogami, wciąż patrząc bez wyrazu na Blaise’a i Giulianę.
— Mówiłam ci — wyszeptała Pansy, kiedy Draco w końcu do nich dołączył.
Zamrugał, oszołomiony.
— Będzie dobrze — powiedziała, wyciągając fiolkę z jego palców. — Teraz przechodzą przez to średnio dwa razy w tygodniu. — Odsunęła grzywkę z oczu i odkorkowała fiolkę, przygotowując się do wypicia jej duszkiem.
Hermiona natychmiast zareagowała.
— Wystarczy tylko trochę — powiedziała szybko. — Powinnaś zostawić trochę na wypadek, gdyby Giuliana zmieniła zdanie.
Coś niemal jak litość przemknęło przez oczy Pansy, gdy na nią spojrzała. Zamknęła fiolkę i zwróciła się do Draco.
— Będziesz potrzebował dla niej sukienki.
Hermiona otworzyła usta, gdy oboje na nią spojrzeli.
— Tam nie będzie jak w Edynburgu? Znowu formalnie?
Pansy prychnęła.
— Granger, będziesz dzielić stół z Czarnym Panem. Możesz darować sobie cały ten negliż na jedną noc.
Draco skinął głową.
— Tak. Pans, jeśli…
— Mam już coś idealnego — powiedziała z uśmiechem Pansy. — Coś jeszcze?
Draco skrzywił się i przeczesał palcami włosy.
— Cóż… Granger będzie potrzebowała różdżki…
Hermiona spojrzała na niego. Rzeczywiście będzie potrzebowała różdżki – nawet o tym nie pomyślała. Nie mogli przecież poprosić o pomoc Narcyzy po tym, co się stało.
Pansy uniosła brew.
— I ty chcesz…? — Zaśmiała się i zeszła po schodach, wołając: — Daf, Draco ma do ciebie dość zabawne pytanie.
Draco zaklął pod nosem.
***
Po dość niezręcznych dziesięciu minutach, wrócili do Dworu wraz z różdżką Dafne Greengrass. Nigdy nie widziała, żeby Draco tak często jąkał się podczas jakiejkolwiek rozmowy. Dafne w końcu mu uległa, jednak w zamian za obietnicę, że chłopak będzie przekazywał jej wszelkie aktualne informacje na temat przyszłych ataków na Kanadę, zwłaszcza w okolicach Montrealu.
Przez kilka następnych dni Hermiona próbowała oswoić się z różdżką Dafne. Był to dwunastocalowy mahoń z włosem jednorożca, dość nieelastyczny. Pierwszego dnia różdżka ledwo odpowiadała na jej magię. Niemal jakby chciała, by się do niej zalecać.
Dni Dracona i Hermiony szybko wypełniły się planowaniem. Spędzali godziny kłócąc się z Blaise’em i Pansy przez Fiuu i ostatecznie wszyscy zgodzili się na wykorzystanie pierwotnego planu Blaise'a. Kiedy Draco zdobędzie kieł bazyliszka, Blaise i Pansy pomogą im się wymknąć tak, by pozostali niezauważeni.
Następny krok planu – zniszczenie horkruksa – był o wiele trudniejszy do ustalenia. Hermiona nie rozmawiała z Draco przez cały dzień, aż w końcu przyznał, że to ona powinna z nim pójść, a nie Blaise. Następnego dnia Draco zaczął pracować nad tym, jak bezpiecznie przenieść ich do Rumunii, podczas gdy Hermiona próbowała wzmocnić swoją nikłą więź z różdżką.
W nocy ona i Draco używali książek spisanych z katalogu biblioteki, badając, jakiego rodzaju osłony i klątwy mogli użyć do zabezpieczenia horkruksa Lucjusz i Voldemort. Draco zbladł, kiedy ujawniła mu, że w jednym z takich miejsc były inferiusy, ale na szczęście chłopak zacisnął szczękę i nic nie powiedział.
— Jak go znajdziemy? — zapytał Draco pewnego wieczoru. — Przecież to może być cokolwiek.
— Będziemy wiedzieć — powiedziała, przewracając stronę. — Zaufaj mi.
Później tego wieczoru zrobili sobie przerwę od przeciwzaklęć, a Draco znalazł książkę o wężomowie. Z pomocą Hermiony szybko opanował prawidłowe syknięcia, aby móc powiedzieć „Otwórz się”. Nie potrzebowała myślodsiewni, by pamiętać, jak brzmiało to z ust Harry'ego.
Kilka dni przed uroczystością Draco ponownie udał się na Grimmauld Place na przyjęcie urodzinowe Blaise'a, po którym obiecał jej, że sfinalizują swoje plany. Hermiona poświęciła ten wieczór na ćwiczenie zaklęć obronnych w pustym pokoju gościnnym i przyzwyczajanie się do wyciągania różdżki Dafne z kabury na udzie.
Jeśli Narcyza coś podejrzewała, milczała. Dzielili z nią posiłki, a ona mówiła im wszystko, co wiedziała o miejscach pobytu Lucjusza – w tej chwili był na Węgrzech. Ponieważ węgierski Minister został zabity w noc ataku na Edynburg, jego następca zajął publiczne stanowisko wobec Wielkiego Zakonu. Lucjusz nadzorował przekazanie władzy.
Hermiona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że armia Voldemorta była zdezorganizowana. Draco od tygodni nie został wezwany na żadną misję. Codziennie przeglądała Proroka i Ducha, widząc w kółko te same imiona. Wydawało się, że cały świat wstrzymał oddech. I bardzo bała się kogokolwiek o to zapytać.
Zbliżał się dzień uroczystości rocznicowej, a wraz z nim coraz mocniej zaciskał się węzeł przerażenia wokół żołądka Hermiony. Rok od śmierci Harry'ego i od kiedy ostatnio widziała Rona. Odkąd ujrzała ostatni cień uśmiechu Freda albo to, w jaki sposób Remus i Tonks sięgali do siebie po śmierci. To były najgorsze godziny jej życia. A teraz będzie uczestniczyła w czymś, co miało je uczcić.
Draco jako pierwszy zwrócił uwagę, że będzie musiała poddać swój umysł Oklumencji dłuższej niż kiedykolwiek, jeśli ma ona nadzieję przeżyć ten wieczór. Będzie musiała złagodzić każdą swoją reakcję, odrzucić każdy kąśliwy komentarz i pozwolić sobie z uśmiechem na twarzy po prostu istnieć w morzu morderców i gwałcicieli. Musiała być bierna, poważna i posłuszna. I patrzeć, jak jej przyjaciele zachowują się dokładnie tak samo.
W niedzielny poranek, kiedy Draco jeszcze spał, zarzuciła na ciało jedwabny szlafrok i wróciła do swojego pokoju, by obejrzeć sukienkę, którą Pansy obiecała dostarczyć tego ranka. Kiedy przekroczyła tajne przejście między ich sypialniami, coś na jej komodzie zabłysło głęboką zielenią. Hermiona aż przystanęła z zaskoczeniem.
Była to kolia ze szmaragdów i diamentów, spoczywająca na popiersiu z czarnego aksamitu. Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy przyglądała się misternym detalom i wielkim klejnotom. Przejechała palcami po chłodnych szmaragdach w kształcie łez, ich powierzchnia była przycięta i gładka. Kolia była podobna do jej metalowej obroży, choć równocześnie bogato zdobiona i droga.
— To dość dużo, wiem.
Obróciła się przez ramię i zobaczyła Draco opierającego się o ścianę przy przejściu. Jego włosy były potargane przez sen, a spodnie od piżamy naciągnięte nisko pod nagim brzuchem.
— Skąd to się wzięło?
Odepchnął się od ściany i podszedł do niej.
— To pamiątka.
— To… — Spojrzała na niego, usiłując znaleźć słowa. — Trochę więcej niż to do czego przywykłam.
— W takim razie uważaj, bo możesz dostać zawału, kiedy zobaczysz sukienkę od Pansy.
Podszedł do niej i sięgnął po naszyjnik. Klejnoty obijały się o siebie, gdy rozpiął kolię i podniósł ją z popiersia. Wskazał na lustro, a serce Hermiony podskoczyło, gdy dołączyła do niego przed taflą, odgarniając włosy z szyi i skręcając je na głowie w pospiesznego koka.
Naszyjnik unosił się nad nią, rozciągając wzdłuż obojczyków, gdy dopasowywał go do jej szyi. Draco domknął zapięcie, a Hermiona poczuła ciepło metalu na swojej skórze. Wzięła głęboki oddech i podniosła twarz do lustra. Czuła się, jakby kolia była przedłużeniem jej samej. Szmaragdy i diamenty rozgałęziały się na jej szyi niczym zapuszczające korzenie drzewo.
Draco odsunął lekko luźny lok i pocałował skórę za jej uchem. Hermiona poczuła, jak podniecenie faluje na jej skórze.
— Dasz radę — wyszeptał.
Spotkała w lustrze jego oczy.
— Wiem.
Bo jakimś sposobem rzeczywiście wiedziała.
Jego dłoń spoczęła na jej biodrze – na początku miękko i stabilnie, ale z każdą chwilą stawała się coraz gorętsza, przesyłając fale ciepła przez jej żyły. Jej szlafrok był cienki i jedwabny, a gdy ciepło jego dłoni wnikało w jej skórę, obserwowała, jak jej sutki nabrzmiewają, odznaczając się pod materiałem.
Spojrzenie Draco zsunęło się z jej twarzy, przechodząc przez klejnoty na jej szyi, aż do krągłości jej piersi. Przycisnął usta do muszli jej ucha.
— Podoba ci się?
Przyjrzała się sobie w naszyjniku. Światło odbijające się od kamieni oświetlało kąty i cienie na jej twarzy, których wcześniej nie widziała. Druga z dłoni Dracona opadła na jej talię, ślizgając się wokół jej brzucha i przyciągając jej ciało do swojego.
Uniosła brew, czując go za sobą.
— Tobie z pewnością się to podoba.
Zaśmiał się w jej włosy i powiedział:
— Nie o to pytałem. — Jego palce błądziły po jedwabiu, coraz bardziej zbliżając się do paska na jej talii.
Przechylając szyję z boku na bok, patrzyła na błyszczące szmaragdy. Diamenty zdawały się wnikać w jej skórę i próbowała wyobrazić sobie okazję, dla której mogłaby założyć taką biżuterię. I kiedy jego palce przemknęły się po jedwabnym pasku, rozpinając go i powoli rozchylając materiał szlafroka, by odsłonić jej nagą skórę, zastanawiała się, czy taką okazją nie mógłby być po prostu Draco.
Jego oczy były gorące i ciemne, gdy materiał szlafroka ślizgał się po jej napiętych sutkach, odsłaniając przed nim w lustrze jej nagie ciało. Zatrzepotała powiekami, gdy przeciągał jedwab z góry jej ramion, pozwalając mu zwisać z jej łokci, gdy opuszkami wytyczał ścieżkę z powrotem w górę jej ramienia aż po linię diamentów.
Dotykał klejnotów, rozsuwając je tak, by układały się prawidłowo na jej skórze, przesuwając palce niżej i muskając jej sutki drażniącymi ruchami. Wyraźnie czuła go za sobą, jego erekcja wbijała się w jej dolną część pleców, a ona w oczekiwaniu zacisnęła swoje uda.
— Podoba mi się — powiedziała, a on spojrzał jej w lustrze prosto w oczy. Jego źrenice pociemniały.
Mocno przylgnął dłonią do jej brzucha, a jego palce zsunęły się po jej żebrach. Polizał miejsce za jej uchem, wędrując ręką w górę i wślizgując między jej piersi, by musnąć opuszkiem krawędź środkowego szmaragdu. Drugą dłonią objął jej pierś, a gdy Hermiona sapnęła, zaczął pieścić jej sutek.
Na jej skórze rozkwitł rumieniec, gdy patrzyła w lustro, śledząc ruchy jego rąk. Nie było miejsca na wstyd, kiedy była tak podniecona, mając na sobie tylko biżuterię i szlafrok zwisający z łokci, a Draco błądził dłońmi po jej ciele i napierał biodrami na jej pośladki.
Zamknęła oczy, gdy jego ręka przesuwała się coraz niżej, docierając do jej kobiecości. Oparła głowę na jego ramieniu, gdy zaczął pieścić jej łechtaczkę, krążąc opuszkami z takim naciskiem, jaki lubiła najbardziej. Przyciągnął jej podbródek do swojego i pocałował ją, równocześnie rozchylając lekko jej nogi. Jęknęła cicho w jego usta, rozchylając dla niego i wargi i uda.
Ciepło rozkwitło w jej żołądku. Opuściła jedwabny szlafrok na podłogę wokół ich stóp i odwróciła się w jego ramionach, by mieć na niego spojrzeć. Powoli otworzył oczy i popatrzył z uznaniem na jej piersi, a potem na odbicie jej pleców w lustrze. Oblizał usta.
— Lubisz lustra? — droczyła się.
Pocałował ją w szyję, pozwalając, by jego palce przemknęły po jej biodrach i powoli przesunęły się po jej kręgosłupie.
— Lubię nie musieć wybierać, na którą połowę ciebie patrzeć.
Hermiona zamruczała i uniosła się na palcach, żeby go pocałować. Ten ruch musiał zrobić coś z jej tyłkiem, bo Draco nagle jęknął i wypełnił swoje dłonie jej pośladkami, ściskając je i przesuwając palce coraz bliżej jej ud. Wsunął język do jej ust, gdy wygięła przy nim, a naszyjnik otarł się o jego obojczyk.
Diamenty i szmaragdy zastukały o siebie, gdy przesunęła dłońmi po torsie i ramionach Dracona. Każde westchnienie i jęk przeszywały ją dreszczem, przypominając o tym, że była kimś, kto mógł stanąć nago przed Draconem Malfoyem w samych klejnotach i tylko tym faktem sprawiając, że jęczał. Mogła wywołać u niego tak wielkie zawroty głowy, jakie on wywoływał u niej.
Ciepło pod jej skórą wzrosło, gdy przycisnęła dłonie do jego ramion i posłała mu nieśmiały uśmiech, zanim pchnęła go na materac. Wspięła się na niego, a on rozchylił usta, gdy usiadła okrakiem na jego biodrach i ucałowała go w szyję.
Wsunęła palce pod pas jego spodni od piżamy, a on obserwował ją z podziwem, gdy je ściągała i ujęła jego penisa w dłoń. Naszyjnik kołysał się między nimi. Położył dłonie na jej udach, gdy go pieściła. Mięśnie jego brzucha napięły się, a oddech przyspieszył.
Patrząc mu w oczy, usiadła wyprostowana i ustawiła jego męskość przy swoim wejściu. Draco zamknął oczy, zaciskając dłonie na jej biodrach, gdy opuściła się na niego. Jej wnętrze wciąż się rozciągało, ale odrzuciła głowę do tyłu z głębokim jękiem, gdy wsunął się w nią w całości, aż nie mogła już więcej znieść.
Ta część jej mózgu, która zwykle mówiła jej, że robi to wszystko źle, nagle się wyłączyła. Czuła na sobie tylko rozgrzane oczy Draco. Pieścił palcami jej sutki i sunął opuszkami po szmaragdach.
Chwyciła go za ręce i przycisnęła je do materaca po obu stronach jego głowy, pochylając się nad nim i zaczynając kołysać swoimi biodrami. Patrzyła, jak jego usta się rozchylają, a palce mocno zaciskają między jej własnymi, gdy dyszał ciężko przy jej twarzy.
Poruszała ciałem w rytmie brzęku tysięcy galeonów spoczywających na jej piersi. Znajome napięcie wiło się w jej wnętrzu, gdy napierała na niego biodrami, a jej łechtaczka błagała o dotyk. Puściła jedną z jego dłoni, a on szybko przesunął kciukiem po jej łechtaczce, gdy wydyszała jego imię.
Zaczęła tracić rytm, a jej ciało drżało, gdy mięśnie zaciskały wokół jego penisa. Doszła z krzykiem, a szmaragdy wbiły się w jego skórę, gdy rozpadła się na miliony odłamków, niczym pękający kryształ.
Owinął ramiona wokół jej pleców, chwytając ją mocno, gdy wbił w nią swoje biodra, nawet na sekundę nie zatrzymując się, gdy zaciskała się wokół niego. Jej przekleństwa wpływały mu do ucha, gdy pieprzył jej rozkoszne ciało, trzymając ją blisko i dysząc przy jej skórze.
Ich ciała ślizgały się przy sobie, gdy przyspieszył. Tempo jego ruchów stawało się niestabilne, a każde głębokie uderzenie przywoływało kolorowe plamy światła pod jej powiekami. Pociągnął ją za włosy, a ona wygięła się przy nim. Zacisnął usta na jej piersi, gdy jego męskość uderzyła w ten strategiczny punkt w jej wnętrzu…
— Draco…
Znowu zadrżała, jęcząc, a oślepiająca rozkosz zalała jej ciało, rozpryskując się w nim niczym światło załamujące się w diamentach. On również doszedł, mrucząc przy jej piersi i pulsując w niej, podczas gdy jej ściany wciąż trzepotały, a umysł nieustannie wirował pełen świateł.
Powoli wyprostowała swój wygięty w łuk kręgosłup i opadła na niego bezwładnie, gdy on dyszał w jej włosy.
Kiedy znów była w stanie cokolwiek z siebie wydusić, podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
— Naprawdę podoba mi się ten naszyjnik. Bardzo.
Uśmiechnął się do niej, a pot błyszczał mu na czole, gdy powiedział:
— Mnie też.
Ze śmiechem nachyliła się, żeby go pocałować.
***
Dwie godziny później zdjęli z niej naszyjnik. Hermiona wślizgnęła się do wanny i przez kilka godzin praktykowała Oklumencję, aż przybyła Pansy, żeby zrobić jej fryzurę i makijaż.
Pansy ze skupieniem milczała, co Hermiona musiała docenić. Ślizgonka zaczęła od jej włosów, a Hermiona skupiła się na spokojnej powierzchni wody. Zamknęła w swoim umyśle wszystkie książki i uporządkowała półki, jakby porządkowała księgarnię, układając równo grzbiety, dopóki każda z książek nie spoczęła na swoim miejscu, bezpieczna i ukryta.
Była tak zaangażowana w porządkowanie umysłu, że wydawało się, jakby minęło zaledwie kilka sekund, zanim dziewczyna o ciemnych włosach kazała jej wstać i iść z nią się ubrać.
Hermiona podążyła za Pansy. Szafa przed nimi otworzyła się szeroko. W środku wisiała suknia z diamentów i koralików, połyskując w blasku zachodzącego słońca.
Dziewczyna pomogła jej włożyć suknię i zapiąć kolię.
Ciało Hermiony wydawało się ciężkie.
Ktoś przywiązał coś do jej uda i pomógł z butami.
Chłopiec w ciemnych szatach powitał ją w drzwiach, miał jasne włosy i szare oczy. Nie odezwał się do niej ani słowem, prowadząc ją po schodach w kierunku dwóch innych osób. Mężczyzny i jego żony. Oboje o blond włosach.
Jak przez mgłę jej ciało zeszło po kamiennych schodach na żwirowy podjazd. Nad jej głową świecił księżyc.
Kiedy cała czwórka pojawiła się przed żelazną bramą, a czarny zamek majaczył w oddali, zakapturzona postać opadła na nią z otwartymi ustami, próbując wyssać z niej ciepło…
Nie znajdując jednak żadnego.
_____
Ilustracja użyta w niniejszym rozdziale została stworzona przez Nikitę Jobson.
Zdeterminowany Draco, który chce pokonać tego cholernego psychola mi się naprawdę podoba. Ale to, że nie chcę pomocy Hermiony jest zarówno głupie jak i zrozumiałe. Nie chcę jej narażać, ale ona jednak już była w Komnacie, wie jak tam jest i wgl. Dobrze chociaż, że wiedzą, że ten kieł faktycznie tam jest. Jednak minęło już tyle czasu, że wszystko mogło się zmienić i w tej kwestii. Giuliana zakochała się w Zabinim… Czyżby dlatego właśnie Dafne chodziła naburmuszona? Jaka jednak jest w tym jego wina, chłopak nic nie zrobił. Jestem ciekawa co dalej wyjdzie z tego planowania unicestwienia Voldemorta, przecież to nie może być takie proste. No i Narcyza, która udaje, że o niczym nie wie. Jestem ciekawa, czy Lucjusz jednak zaczął się domyślać, że pod jego nieobecność może coś się dziać
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńAkcja przyspiesza z każdym kolejnym fragmentem opowiadania!
OdpowiedzUsuń