Motyw: Hermiona nosi okulary.
Kategoria: Po wojnie. Współpracownicy w Ministerstwie Magii.
Hermiona powinna była to przewidzieć. Naprawdę. Cóż, może właśnie w tym tkwił problem chronicznej krótkowzroczności – nie była w stanie jej przewidzieć.
W końcu wyraźność jej wizji nie zniknęła z dnia na dzień. Kiedy rzeczy w oddali były niewyraźne, po prostu z góry zakładała, że były one niewyraźne dla wszystkich. Zresztą i tak nie spędzała zbyt wiele czasu wpatrując się w dal.
Była Hermioną Granger, zwykle miała pod ręką pilniejsze problemy.
Dopiero gdy dowcipy o tym, że ma „nos utkwiony w książce”, wydawały się powtarzać niemal bez przerwy, Harry zauważył, że mrużyła oczy prawie tak samo jak on, gdy gubił okulary.
Wyciągnęła rękę.
— Harry, daj mi swoje okulary.
Jej najlepszy przyjaciel zdjął je i oddał jej bez słowa. Wsunęła je na nos, zakładając za uszy, a potem zamrugała.
— O na Merlina — powiedziała ze zdumieniem, gdy ujrzała świat w znacznie wyższej rozdzielczości niż przed sekundą. Wszędzie były szczegóły, z których istnienia zupełnie nie zdawała sobie sprawy. Tytuły książek były czytelne i nie wyglądały już tylko jak złocone plamki wzdłuż grzbietu. — Chyba potrzebuję wizyty u okulisty.
***
I bez wątpienia właśnie tego potrzebowała. Cierpiała na poważnie pogarszającą się wadę wzroku. Najwyraźniej ostre błyski świateł i wybuchów podczas wojny nie okazały się dla niej obojętne, a Hermiona była tak zajęta, że nie podjęła żadnych działań, gdy jej krótkowzroczność nie była jeszcze aż tak poważna. Ale na szczęście Mago-optycy byli całkiem dobrzy w swojej pracy i wkrótce trzymała już w dłoniach parę okularów z okrągłymi soczewkami specjalnie zaklętymi tak, aby chronić jej wzrok i zapobiegać jego dalszemu pogarszaniu, o ile nosiła je konsekwentnie.
— Wyglądamy podobnie — powiedział Harry, wyglądając jak dumny ojciec, gdy Hermiona wpatrywała się w swoje nagle niezwykle szczegółowe odbicie w lustrze. Na Merlina, dlaczego nikt jej nie powiedział, że jej loki są aż tak napuszone.
Harry poklepał ją po głowie.
— Zawsze uważałem, że z naszej trójki to właśnie ty powinnaś być tą osobą w okularach.
— Myślę, że przez to wyglądasz jeszcze straszniej — powiedział Ron, zerkając znad podsumowania ostatnich wyników meczy Quidditcha w swojej gazecie.
— Myślę, że wygląda uroczo — zawołała z kuchni Ginny.
— Przerażająco uroczo — powiedział wesoło Harry, jakby właśnie wymyślił rozwiązanie dla osiągnięcia pokoju na świecie.
Hermiona przewróciła oczami na nich wszystkich.
— To tylko okulary. Wątpię, czy ktokolwiek je zauważy.
***
Miała rację, większość ludzi tego nie zauważyła. Kilku współpracowników stwierdziło, że całkiem jej pasują. Było kilka komentarzy, że wygląda jak bibliotekarka, ale przeważnie Hermiona Granger w okularach była postrzegana bardziej jako postać nieunikniona niż przełomowa.
W ciągu kilku godzin odkryła, że krótkowzroczność wyświadczyła przysługę kilku jej współpracownikom. Wygładzała zmarszczki, rozmyte przebarwienia skóry, ukrywała tłuste włosy i bardzo dużo łupieżu.
Hermiona nie była do końca przekonana, czy lubi patrzeć na świat w takiej rozdzielczości.
Tuż po południu szefowie departamentów zaczęli się zbierać na spotkanie przeglądowe, cotygodniowe wydarzenie, które prowadziła Hermiona.
Ostatnią osobą, która przybyła, był jak zwykle Malfoy.
Malfoy zawsze traktował stanowisko Hermiony w Ministerstwie, jakby to był osobisty atak, który uknuł przeciwko niemu cały wszechświat, byle tylko go obrazić.
Hermiona nie była jego przełożoną, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki się zachowywał, można by pomyśleć, że nią jest. Hierarchia w Ministerstwie była zawiła, ale obejmowali stosunkowo równe stanowiska, jedynie w różnych departamentach. Zadaniem Hermiony było upewnienie się, że wszystkie departamenty przestrzegają zasad i przepisów Ministerstwa, przeglądając wyniki ich pracy i sprawdzając, czy przypadkiem nie zapomnieli o żadnej najmniejszej kropce nad „i” przed wysłaniem wersji roboczej do przełożonych.
Ale biorąc pod uwagę, że Hermiona była tą, która posiadała pieczątkę aprobaty, Malfoy zachowywał się tak, jakby szatynka była jego menadżerką i szczerze tego nienawidził. Robił awanturę za każdym razem, gdy się pojawiał, przynosząc ze sobą cały serwis do herbaty lub lunch dla wszystkich, komentując, że „niektórzy” nigdy nie wiedzą, kiedy zrobić sobie przerwę. Zawsze siadał naprzeciwko niej na drugim końcu stołu, żeby móc przez cały czas patrzeć na nią oceniająco, zadając kilka razy więcej pytań niż ktokolwiek inny.
I zawsze się spóźniał.
Dzisiaj, gdy przechodził przez drzwi, Hermiona podniosła wzrok, po czym zamrugała i spojrzała podwójnie, zszokowana niechcianym odkryciem, że Draco Malfoy, przysłowiowy cierń w jej oku, był przerażająco atrakcyjny. Wystarczająco, by rozwarła usta, gdy przyjrzała się jego nagle niezwykle wyraźnej postaci.
Brak dalekowzroczności oszczędził jej świadomości, że w pewnym momencie w przeciągu ostatnich kilku lat Draco Malfoy naprawdę wydoroślał. Biorąc pod uwagę, że nigdy nie zbliżyli się do siebie na odległość bliższą niż kilku stóp, nie wiedziała, jaki był przystojny. Miał ostre, mocno zarysowane kości policzkowe, a jego ciemne i długie rzęsy sprawiały, że szare oczy wyraźnie wyróżniały się na tle bladej skóry. Miał też najczystsze, najbardziej lśniące włosy ze wszystkich w pomieszczeniu, bez najmniejszego śladu łupieżu, wszystkie jego paznokcie były starannie wypielęgnowane, a szaty niezwykle dobrze skrojone.
Spojrzał na Hermionę z wyrazem zdziwienia, ale wydawało się, że jako pierwszy doszedł do siebie.
— Do jasnej cholery, no nie sądzę — powiedział i bez dalszych wyjaśnień obrócił się i wyszedł z sali konferencyjnej tak szybko, jak się w niej pojawił.
Wszyscy zebrani wpatrywali się w niego, ale Hermiona miała więcej niż tylko dość. Nie obchodziło ją, jak przystojny był przez cały ten czas. Od miesięcy musiała znosić jego humory i nie zamierzała przymykać na to oka ani dnia dłużej.
Wymamrotała pod nosem ciche przeprosiny, a potem ruszyła za nim.
***
— Malfoy! — Po długich protestach sekretarki w końcu wpadła do jego biura.
Malfoy podskoczył z takim zaskoczeniem, że wydawał się dostać zawału.
— Jaki jest twój problem? — Stała, wpatrując się w niego i trzymając dłonie na biodrach.
Odwrócił od niej wzrok i przełknął tak wyraźnie, że jego jabłko Adama podskoczyło.
— Nie mogę. Wyślę asystenta lub kogoś innego z działu, ale nie będę już brał udziału w kolejnych spotkaniach.
Prychnęła i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.
— Och, dorośnij. Naprawdę. Nie możesz pogodzić się z koniecznością pracy ze mną ten jeden raz w tygodniu? Czy mógłbyś być jeszcze bardziej dziecinny?
Podeszła do niego, starając się wyglądać tak groźnie, jak to tylko możliwe, ale zamiast wycofać się lub kontratakować, Malfoy po prostu stał tam, rumieniąc się obficie i wpatrując się w nią niczym jeleń oszołomiony przez reflektory samochodu.
Zatrzymała się i spojrzała na niego, marszcząc brwi w zmieszaniu.
— Malfoy…? — zaczęła z pewnością siebie, ale potem jej głos urwał się w oszołomieniu.
— T-tak?— wyjąkał, co było bardzo do niego niepodobne i sprawiło, że ścięgna w jego gardle się napięły. Hermiona nie miała pojęcia dlaczego, ale uznała to wszystko za niesamowicie atrakcyjne, a na jej policzkach rozlał się ciepły rumieniec.
Czy zawsze wyglądał w ten sposób, a ona po prostu to przegapiła?
Zamrugała, zdecydowana zignorować jego wygląd. Nic z tego nie miało znaczenia. Nadal był denerwujący, a uznanie go za atrakcyjnego niczego nie zmieniało.
Odchrząknęła i próbowała od razu przejść do sedna.
— Dlaczego nie możesz uczestniczyć w kolejnych spotkaniach?
To zaskakujące, ale Malfoy wydawał się na wpół rozkojarzony.
— Jestem zajęty — powiedział, nie próbując nawet przekonująco skłamać.
— Och, nie pieprz głupot — powiedziała, podchodząc jeszcze bliżej. — Już od pierwszego dnia byłeś dramatycznym dupkiem. Zawsze się spóźniasz, siadasz jak najdalej, zadajesz mi pytania, na które od dawna znasz już odpowiedzi, a teraz nagle nie możesz już przychodzić. Czemu? Powiedz mi albo złożę na ciebie wniosek do Działu Kadr, a im już będziesz musiał powiedzieć czy tego chcesz, czy nie.
Odwrócił wzrok.
— Nie mogę na ciebie patrzeć. Za bardzo mnie to rozprasza.
— Co to ma niby znaczyć?
Cofnął się, najwyraźniej wyczuwając to, że nagle niesamowicie chciała go przekląć.
— Okulary — przełknął wyraźnie — to twarda granica.
Stała tam w oszołomieniu.
Wciąż unikał patrzenia bezpośrednio na nią i wydawał się mówić głównie do siebie.
— Znam siebie aż za dobrze i wiem, że jeśli przez godzinę będziesz siedzieć w tych okularach wpatrując się we mnie, nie będę w stanie jasno myśleć. To fizycznie niemożliwe.
Parsknęła, nawet nie próbując ukryć, jak bardzo uraził ją fakt, że śmiał sugerować, że jest w niej coś nieprofesjonalnego.
— Wpatrując się w ciebie?
W końcu znów na nią spojrzał i zaśmiał się z niedowierzaniem.
— Och, przestań, Granger, zawsze się na mnie gapisz. Siedzę naprzeciwko ciebie, a ty patrzysz na wszystkich innych w ten sposób — zatrzepotał rzęsami i rozszerzył oczy tak bardzo, że wyglądał jak mały jelonek — ale za każdym razem, gdy coś powiem, odwracasz wzrok i cała twoja twarz robi się taka… — zmrużył przesadnie oczy, aż stały się prawie szparkami.
Usta Hermiony rozwarły się z oburzenia.
Potem odprawił ją machnięciem ręki.
— I wiesz co, nawet mi to nie przeszkadzało. Niektórzy… — jego głos wydawał się lekko załamywać — mogą nawet twierdzić, że jest pewien urok w takim gniewnym gapieniu się. Ale ja jestem na granicy. Nie, dziękuję. Od dziś możesz gapić się na mojego asystenta.
Hermiona przewróciła oczami.
— Nie patrzyłam na ciebie gniewnie, ty palancie. Mam krótkowzroczność. — Wskazała na swoje okulary. — Dowiedziałam się dopiero w zeszłym tygodniu. Jeśli mrużyłam oczy, to robiłam to dlatego, że próbowałam cię zobaczyć. Siedzisz na samym końcu stołu, musiałam mrużyć oczy, żeby rozróżniać twoje miny. Ja się na nikogo nie gapię! Na litość boską.
Malfoy wyglądał na zszokowanego i zdruzgotanego. Niczym dziecko, które właśnie dowiedziało się, że Święty Mikołaj nie istnieje.
— Przez cały ten czas — jego głos był wręcz żałosny — mrużyłaś na mnie oczy, bo mnie nie widziałaś?
Hermiona poczuła rumieńce na swojej twarzy.
— Byłam zajęta. Dopóki potrafiłam czytać, nie zwracałam zbytniej uwagi na jakość reszty swojej wizji.
Malfoy otworzył i zamknął kilka razy swoje usta. Wydawał się być w samym środku wielkiego, wewnętrznego kryzysu, co dało Hermionie czas na samodzielne przeanalizowanie kilku rzeczy. Zamrugała kilka razy.
Draco Malfoy nie był w stanie jasno myśleć, kiedy na niego spojrzała?
— Malfoy — przechyliła głowę na bok, jej serce przyspieszyło, gdy mu się przyglądała — co dokładnie robi z tobą moje „wredne spojrzenie”?
Jego policzki przybrały spektakularny odcień czerwieni.
— N-nic.
— Naprawdę? — zapytała powoli. — Więc ta niezdolność do jasnego myślenia nie wynika z niczego konkretnego?
Wyraz twarzy Malfoya stał się nagle bardzo ostrożny, a jego oczy zrobiły się niewiarygodnie chytre w sposób, którego prawdopodobnie nie byłaby w stanie zrozumieć bez okularów. Odskoczył od niej, przeszedł za biurko, usiadł i chwycił w dłoń swoje pióro.
— Jestem teraz dość zajęty — oznajmił głosem pełnym godności.
— Nie jesteś. — Hermiona powoli podeszła do jego biurka.
— Naprawdę, Granger. Czy możemy porozmawiać o tym później? — Jego głos zdawał się podnosić o oktawę z każdym kolejnym słowem. Wytrwale unikał kontaktu wzrokowego.
Hermiona oparła się o biurko, wciąż bacznie go obserwując.
— Czyżbyś się obawiał, że teraz będzie gorzej, skoro noszę okulary?
Sięgnęła w górę i poprawiła je palcem, wciąż nie odrywając wzroku od Malfoya. Podniósł wzrok w samą porę, by zobaczyć, jak umieściła je trochę pewniej na grzbiecie nosa i wydał z siebie coś w rodzaju zduszonego jęku, po czym ponownie odwrócił wzrok i szybko zaczął podpisywać jakieś dokumenty, jakby zależały od nich losy całego czarodziejskiego świata.
Hermiona obserwowała go, ciesząc się wszystkimi nowo odkrytymi kątami jego twarzy, zastanawiając się leniwie, czy jęknąłby, gdyby musnęła je opuszkami palców. Nigdy nie poświęciła czasu, by spojrzeć na Dracona Malfoya pod kątem seksualnym, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie kilka miesięcy był dla niej tylko gadającym, zamazanym punktem na drugim końcu stołu. Jednak wydawałoby się, że cienką granicę między frustracją a seksualnością podkreślał fakt, że potrafiła docenić piękno jego kości policzkowych.
Siedziała, czekając i ciesząc się widokiem, dopóki nie skończyły mu się dokumenty, które udawał, że musi podpisać.
Wreszcie spojrzał na nią z rezygnacją.
Wzięła głęboki oddech i skrzyżowała ramiona na piersi.
— Wiesz, że nasze działy muszą ze sobą współpracować. Nie możesz po prostu przestać chodzić na spotkania.
Przełknął.
— Jestem całkowicie pewien, że mój asystent jest więcej niż zdolny…
— Nie chcę się gniewnie gapić na twojego asystenta — powiedziała, odtrącając jego słowa machnięciem ręki. — Chcę gapić się tylko na ciebie.
Malfoy wydał z siebie coś w rodzaju niedowierzającego jęku.
Zanuciła.
— Zignorowanie tego problemu nie przyniesie niczego dobrego, a jako iż jestem twoją koleżanką, w moim najlepszym interesie jest ci pomóc.
Patrzył na nią z widocznym sceptycyzmem.
W zamyśleniu postukała się w podbródek.
— Jeśli kłopot leży w twojej koncentracji, będziemy musieli coś z tym zrobić. Myślę, że zintensyfikowany bezpośredni kontakt z problemem prawdopodobnie załatwi sprawę.
— Słucham? — Chwycił kołnierz swojej szaty i pociągnął za niego, jakby materiał go dusił. — Co?
Hermiona wyprostowała się, wygładzając zmarszczki na swojej spódnicy. Potem pochyliła się w jego stronę.
— Jeśli uodpornisz się na przebywanie w moim towarzystwie, to godzina w mojej obecności będzie dla ciebie niczym. Prawda?
Zaczął mówić, ale potem zacisnął usta i przełknął ślinę.
— W jaki dokładnie sposób miałbym się na ciebie uodpornić?
Przechyliła głowę na bok i zacisnęła usta.
— Cóż, moglibyśmy po prostu pracować w większej bliskości, ale myślę, że zajęłoby to sporą część naszego czasu. Wydaje mi się, że istnieją bardziej efektywne formy nadmiernej ekspozycji na problem. — Wpatrywała się prosto w jego usta, gdy to mówiła. — Nieprawdaż?
Wysunął język, by zwilżyć swoje wargi, po czym ostro wypuścił powietrze.
— A to… coś, co jesteś skłonna zrobić?
— Jako iż jestem twoją koleżanką z pracy, to moja czysta odpowiedzialność. — Serce pulsowało jej wściekle w oczekiwaniu. Nigdy wcześniej nikomu czegoś takiego nie proponowała, ale jakimś dziwnym sposobem ujrzenie świata w nowej formie dodało jej nieoczekiwanej dozy pewności siebie. Nachyliła się w jego stronę, opierając ręce na podłokietnikach krzesła. — Jeśli o tym pomyśleć, to całkiem logicznie.
Malfoy odetchnął głęboko i nagle poczuła chęć wysłania wszystkim bogom żarliwej modlitwy, aby przypadkiem nie zrozumiała źle całej tej sytuacji. Gdyby tak było, chyba zapadłaby się pod ziemię ze wstydu.
— Cóż, skoro tak to ujmujesz, chyba nie mamy wyboru. — Celowo nachylił się do przodu, zbliżając do siebie ich twarze i patrząc na jej usta. Samo oddychanie sprawiło, że Hermionę przeszył dreszcz oczekiwania.
— Żadnego — powiedziała prawie szeptem.
I Draco ją pocałował.
Spotkanie ich warg zaiskrzyło w jej żyłach czystą magią. Jego usta były ciepłe przy jej własnych, a kiedy nie cofnęła się, ale zamiast tego rozchyliła wargi, on nachylił się nad nią jeszcze bardziej. Odnalazł swoimi dłońmi jej twarz, przesuwając opuszkami po jej policzku, a następnie owijając palce wokół jej szczęki, by przyciągnąć ją jeszcze bliżej i pocałować nawet głębiej.
Może i Hermiona dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że Malfoy ją pociągał, jednak nigdy nie brakowało jej odwagi, gdy wymagała tego sytuacja. Nie unikała też żadnych ekscytujących doświadczeń, o ile nie wiązało się to z lataniem na miotle.
Wyciągnęła rękę i przeczesała dłonią jego włosy, muskając paznokciami jego skórę, a on naprawdę jęknął. Nisko i głęboko, a dźwięk ten zawibrował w jej ciele, wysyłając dreszcz wzdłuż każdego z nerwów, co sprawiło, że tylko przysunęła się bliżej. Zaplątał dłoń w jej włosach u podstawy czaszki, wystarczająco mocno, by westchnęła, a kiedy tylko to zrobiła, pocałował ją głębiej. I mogliby całować się tak dalej, gdyby nie głośny brzęk zegara, który przypomniał im, że Hermiona właśnie powinna rozpocząć zebranie ich działów.
Oboje oderwali się od siebie, ciężko dysząc.
Policzki Malfoya były zaplamione jaskrawymi rumieńcami i wyglądał wręcz do schrupania z tymi potarganymi włosami, zaczerwienionymi ustami i ciemnymi, szarymi oczami. Patrzył prosto na nią, a jego pierś falowała, gdy skanował spojrzeniem jej twarz, jakby czytał jej w myślach. To sprawiło, że zarumieniła się tak bardzo, iż jej okulary zaparowały i musiała je zdjąć, by przetrzeć soczewki krawędzią swojego swetra.
Niezręcznie się wyprostowała i lekko zakaszlała, wkładając okulary z powrotem na nos.
— Cóż, czy teraz czujesz się nadmiernie wyeksponowany?
Potrząsnął głową, wciąż ją obserwując.
— Nie. Sądzę, że potrzebuję znacznie więcej takiej ekspozycji, zanim zbliżę się do tolerowalnego progu.
Skinęła głową i odchrząknęła, próbując kontynuować tą słowną szaradę, którą zaczęła.
— Racja. — Teraz to jej głos uniósł się o oktawę. — A ponieważ chcemy podejść do tego w sposób ściśle naukowy, będziemy musieli robić to wielokrotnie, aby uzyskać wystarczającą ilość danych do próby badawczej. Być może zajmie nam to dłuższy czas. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
— Nic, czego nie mógłbym odwołać — powiedział, obserwując ją spod swoich delikatnych rzęs. — Wiesz, że bardzo poważnie traktuję swoją pracę w tym miejscu.
To było prawdopodobnie najbardziej absurdalne kłamstwo, jakie którekolwiek z nich wypowiedziało.
— Dobrze. — Wyprostowała się, próbując odzyskać spokój, bo wciąż musiała przeprowadzić spotkanie, a nie chciała na nie wracać, będąc tak bardzo rozproszoną myślami o tym, co chciałaby zrobić Draconowi Malfoyowi tego wieczoru. Była to jedyna rzecz, o której obecnie chciała myśleć.
Odchrząknęła.
— Mogę usprawiedliwić twoją nieobecność na dzisiejszym spotkaniu, ale do przyszłego tygodnia powinniśmy powrócić do normalności.
Malfoy wstał, najwyraźniej wyczerpując w sobie wszystkie rumieńce podczas ich wcześniejszej konfrontacji. Wyglądał na irytująco zadowolonego z siebie.
— Zdajesz sobie sprawę — powiedział powoli, przeciągając głoski niskim tonem — że będzie to wymagało znacznej ekspozycji. Prawdopodobnie będę potrzebował twojej niemal stałej obecności w moim towarzystwie przez następne siedem dni.
Jego słowa były przesiąknięte czystą sugestią.
— Tak, no cóż. — Zarumieniła się na całej szyi, gdy próbowała przesunąć się ukradkiem w stronę drzwi, starając się odzyskać spokój i wrócić do pracy z czystym umysłem. — Zawsze ciężko pracowałam i nigdy nie próbowałabym narazić nikogo na porażkę. Więc… zobaczymy, co będzie konieczne.
Śledził ją bacznym wzrokiem i wcale nie wyglądał, jakby zamierzał pozwolić jej wrócić na spotkanie.
— Naprawdę muszę iść — powiedziała, próbując czmychnąć z gabinetu, ale Draco złapał ją za nadgarstek z chytrym uśmieszkiem.
— Poczekaj, nie możesz jeszcze wyjść. Potrzebuję trochę więcej ekspozycji, aby przetrwać resztę dnia — powiedział głosem tak głębokim i grzesznym jak najciemniejsza czekolada, gdy przyciągnął ją bliżej i nachylił się, by móc znów ją pocałować.
Brak komentarzy