Lucjusz Malfoy krążył po gęstym lesie, podążając za małą kulą bladego światła, która nie pomagała zbyt wiele.
Hermiona wpadła prosto we wspomnienie, lądując obok sękatego drzewa, a Draco dołączył do niej sekundę później. Pospieszyła za Lucjuszem, gdy ten przeciął nieutwardzoną ścieżkę, odcinając gałęzie i zarośla różdżką. Kroki Draco były lekkie, kiedy podążał tuż za nią.
— Obejrzałeś wszystkie jego wspomnienia? — Jej serce zabiło szybciej, gdy odwróciła się, by spojrzeć na Draco.
Prawie nie rozmawiali od chwili, gdy pięć minut temu, stojąc w jego sypialni, jednym słowem wstrząsnął całym jej światem.
Hermiona zadawała mu pytanie za pytaniem, aż w końcu otrząsnął się, oświadczając jej, że musi iść z nim do myślodsiewni. W mgnieniu oka wybiegła z pokoju i zeszła po schodach, zanim zdążyła szybko zaczerpnąć powietrza, rzucając mu przez ramię najprostszą definicję horkruksa, kiedy dogonił ją na korytarzu. Ale nic nie powiedział. Milczał, nawet kiedy ujął jej dłoń i podszedł do myślodsiewni, by obejrzeć pierwsze wspomnienie z tacy, na której ustawił trzy zabarwione czernią fiolki.
Draco zacisnął usta, gdy położył rękę na jej plecach, prowadząc ją do przodu.
— Nie wszystkie. Tylko niektóre z tych w czarnych fiolkach. — Przeszli pod nisko zwisającą gałęzią, a Hermiona instynktownie zamarła. Draco uniósł dłoń, gdy ponownie ruszyła. — Znam mojego ojca. Nie bez powodu oddzielił je od reszty.
Hermiona skinęła głową i ponownie skupiła się na tym, dokąd zmierzał Lucjusz.
Dogonili go chwilę później, wpatrując się w kulę, która unosiła się między parą gnijących, spróchniałych pni drzew. Lucjusz zamknął oczy, a po sekundzie pnie rozsunęły się, ukazując zrujnowaną chatę. Mężczyzna zmarszczył brwi, patrząc na budynek, mieniący się pod otoczką zaklęcia maskującego. Kula światła zgasła, gdy tylko podszedł bliżej, a Hermiona i Draco podążyli za nim.
Zewnętrzne ściany i dach pokryte były mchem. Miejscami zapadały się dachówki. Wyglądało to tak, jakby drzewa połknęły chatę, obrastając ją bez kontroli.
Lucjusz ruszył zarośniętą ścieżką w kierunku drzwi wejściowych. Po szybkim wymruczeniu serii zaklęć, pchnął drewniane wrota, które otworzyły się ze zgrzytem. Zrobił ostrożny krok do środka, a Hermiona podążyła za nim, przechodząc nad zwłokami już od dawna martwego węża. Serce prawie wyskoczyło jej z piersi, kiedy Draco wpadł na jej plecy. Wymamrotał przeprosiny i skierował ją w prawo, a ona zamrugała, rozglądając się dookoła.
Całą podłogę zaśmiecały kurz, trawa i martwe gryzonie. Zlew był pełen naczyń pokrytych pajęczynami, które najwyraźniej porzucono tu już wiele lat temu. Hermionie ścisnął się żołądek. Była wdzięczna, że przeglądając wspomnienia nie mogła poczuć z nich żadnego zapachu – wyraz twarzy Lucjusza przekazał jej wszystko, co musiała wiedzieć.
Odwróciła się do Draco i zobaczyła, że jego oczy są wręcz przyklejone do samotnych drzwi naprzeciwko zlewu. Właśnie wtedy z ciemności wyłoniła się potężna, masywna postać mężczyzny. Hermiona zatoczyła się do tyłu, a Draco złapał ją za dłoń.
Lucjusz odwrócił się, by skierować różdżkę ku mężczyźnie, a w blasku Lumos pojawił się Goyle Senior.
Wyglądał dokładnie jak jego syn – oboje mieli tak samo gęste brwi, krótko przystrzyżone włosy i grube szyje. Ale w jego głębokich oczach było coś innego. Coś, co przeszyło ciało Hermiony lodowatym chłodem.
— Szukaliśmy cię, Gregory — powiedział Lucjusz. Nie opuścił różdżki.
Goyle pozostał idealnie nieruchomy tak, jakby ktoś go spetryfikował. Światło z różdżki Lucjusza rzucało dziwne cienie na podbródek i policzki mężczyzny.
— Jak mnie znalazłeś? — Cienki, śliski głos Goyle’a Seniora wywołał dreszcze na skórze Hermiony. — Wysłałem list do Czarnego Pana z prośbą o jego osobistą wizytę.
— Jestem tego w pełni świadomy. — Ton Lucjusza był zimny, kiedy sięgnął do kieszeni na piersi i wyciągnął z niej złożony na pół kawałek pergaminu. — Szukałem cię przez dwa tygodnie, kiedy w końcu raczyłeś wysłać mu ten list z prośbą, żeby przyszedł i cię odnalazł. Zostawianie za sobą współrzędnych i zagadek to jak dziecinna zabawa w kotka i myszkę. — Pozwolił, by słowa zawisły ciężko w powietrzu. — Czarny Pan nie ma czasu na twoje gierki, Goyle. I ja też nie.
Usta Goyle'a wygięły się w uśmiechu, na którego widok na karku Hermiony zjeżyły się włosy. Ścisnęła dłoń Draco, próbując trzymać się czegokolwiek poza tym koszmarem. Odwzajemnił uścisk.
Oczy Lucjusza zwęziły się, gdy patrzył na Goyle'a, a Hermiona dostrzegła w nich krótki błysk lęku. On wiedział, że coś jest nie tak.
Mięsień drgnął mu w szczęce.
— Więc co powstrzymywało cię od odpowiedzi na wezwania Czarnego Pana, Gregory?
Uśmiech Goyle'a opadł powoli, mechanicznie – jakby obrócony przez wyimaginowane koło.
— Próbowałem. Ale nie mogłem ryzykować wejściem do zamku. Pojawiłyby się pytania, gdyby mnie tam zobaczono. — Jego wzrok powędrował do punktu gdzieś na przeciwległej ścianie. — On musi przyjść tutaj do mnie.
Hermionie zaschło w ustach, kiedy obejrzała się przez ramię, rozglądając się po chacie. Dlaczego tutaj?
— Za kogo ty się masz, żeby prosić o coś takiego?— syknął Lucjusz.
Odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak wyraz twarzy Goyle'a twardnieje.
— Muszę z nim porozmawiać. Natychmiast.
Lucjusz prychnął, a Goyle zrobił krok naprzód. Hermiona zacieśniła swój uścisk na dłoni Dracona, a on nachylił się ku niej.
— Dlaczego? — Lucjusz powoli przeniósł ciężar ciała na tylną stopę. — Dlaczego miałby przyjmować od ciebie rozkazy, niepokorny sługo?
Twarz Goyle'a skierowała się ku jedynemu oknu w chacie, a w jego oczy uderzył blask księżyca.
— Powiedz mu, że mam coś, czego potrzebuje. — Nastąpiła chwila napiętej ciszy. — Powiedz mu, że mam za sobą trochę… — Coś strzeliło w jego szyi, kiedy skierował swoją twarz z powrotem w stronę Lucjusza. — Szukania dusz.
Hermiona zadrżała. Draco zamruczał jej coś do ucha, ale nie mogła skupić się na tym, co mówił. Nie mogła oderwać wzroku od Goyle'a.
Nie, nie Goyle'a.
Mogła policzyć na jednej ręce, ile razy spotkała go podczas wojny, ale była pewna, że mężczyzną stojącym przed nimi nie był Gregory Goyle Senior.
Serce waliło jej w uszach w ogłuszającym rytmie, gdy w końcu zamrugała i spojrzała z powrotem na Lucjusza. Jego twarz była spokojna, ale mięśnie pozostawały sztywne. Knykcie jego dłonie zbielały, zaciśnięte wokół różdżki.
— Zrobię co w mojej mocy, Gregory — powiedział cicho. — Ale Czarny Pan kilka najbliższych dni spędzi poza krajem, wyjechał w ważnej sprawie. Kiedy wróci…
Sceneria zaczęła się zmieniać. Hermiona skupiła się na uścisku dłoni Dracona na swojej, gdy ponure cienie rozpłynęły się, a świat wypełniła mnogość kolorów i wzorów.
Przed jej oczami zmaterializowała się biblioteka Dworu, a Hermiona poczuła, że znów może oddychać.
Lucjusz – ten sam co kilka chwil temu – wpadł do środka, sprawnym machnięciem różdżki zamykając za sobą drzwi. Jego szczęka była zaciśnięta, gdy podszedł do katalogu, wpatrując się w niego. Otworzył usta – i natychmiast je zamknął.
Hermiona przygryzła wargę, a jej dłoń pociła się w dłoni Draco. Nigdy nie widziała Lucjusza Malfoya niewiedzącego, co powiedzieć.
Odchrząknął i przechylił głowę.
— Magiczne opętania z odniesieniami do Czarnej Magii.— Katalog świecił dziesiątkami zielonych kulek światła. Lucjusz szybko je przeskanował, zanim dodał: — Z odniesieniami do rozszczepienia duszy.
Jedna po drugiej zielone kule wypalały się, aż pozostała tylko jedna. A gdy krew napłynęła jej do uszu, Hermiona obserwowała, jak Lucjusz podąża za zielonym blaskiem przez regały, aż do czekającej na niego książki. Cała ich trójka patrzyła, jak tom wysuwa się ze swojego miejsca na trzeciej półce, wciśnięty między dwie duże skórzane księgi.
Jedyna książka w bibliotece Malfoyów, która odnosiła się do horkruksów. Ta, która zniknęła w czerwcu.
Lucjusz chwycił książkę i odwrócił się na pięcie, zatrzymując tylko na chwilę, by wymazać pamięć wyszukiwań katalogu. Wychodząc z biblioteki, Draco chciał podążyć za nim, ale Hermiona go zatrzymała. Miała wrażenie, że kolana zaraz ugną się pod jej ciałem na dobre.
— Przepraszam — udało jej się wydusić. — Potrzebuję tylko chwili…
— W porządku. — Draco przyglądał się jej, gdy drzwi biblioteki trzasnęły za jego ojcem. — Wróci do swojego gabinetu. Zanim wspomnienie się skończyło, jedyne co dostrzegłem, to słowo „horkruks”.
Hermiona skinęła głową, a jej umysł wciąż wirował. Nagle myślodsiewnia zaczęła ich unosić, przywracając z powrotem do gabinetu Lucjusza. Kiedy w szoku stanęła na swoich własnych nogach, a jej wzrok się wyostrzył, zegar wskazywał pierwszą w nocy.
Wyplątując swoją dłoń z uścisku Dracona, ruszyła niepewnym krokiem, by oprzeć się na biurku. Nadal widziała spróchniałe ściany chaty i słyszała mechaniczny głos Goyle'a Seniora.
Zamykając oczy, próbowała się skupić. Była pewna, że Voldemort nie próbowałby stworzyć kolejnego horkruksa – jego dusza była zbyt niestabilna. Ale jakimś sposobem…
Szelest kroków przerwał jej myśli.
— A więc to prawda — wyszeptał Draco. — Tym „horkruksem” Czarny Pan może opętać jakąś osobę?
— Nie do końca. — Otworzyła oczy z grymasem. — Nie jest to magia dzielona z ludźmi. Raczej z przedmiotami. Ale kiedy podzieli się duszę, w niektórych przypadkach można dzielić też ciała. Tak jak zrobił to z Quirrellem.
Draco gapił się na nią.
— Profesorem Quirrellem?
— Tak. To długa historia. — Wzdychając, potarła skronie. — W Goyle'u jest kawałek Voldemorta, co oznacza, że w pewnym momencie musiał on ponownie podzielić swoją duszę. Ale kiedy? — Zmarszczyła brwi. — I jak ten fragment dostał się do Goyle'a, tak że Voldemort nie zdał sobie z tego sprawy?
Oczy Draco zamigotały.
— Musimy obejrzeć następne wspomnienie — powiedział cicho. — Nie przebrnąłem przez wszystkie. Oczywiście, kiedy będziesz gotowa.
— Jestem gotowa. — Zmuszając się do wyprostowania, podeszła do myślodsiewni i spojrzała w dół na tacę z czarnymi fiolkami.
Po kilku chwilach Draco pojawił się obok niej, zbierając srebrne nitki wirujące w misie i wlewając je z powrotem do pierwszej czarnej fiolki. Sięgając po drugą fiolkę datowaną na 13 czerwca 1998 r., zawahał się.
— Ja… pominąłem pewne rzeczy.
Zanim zdążyła zapytać, wlał wspomnienia do misy i chwycił ją za rękę.
Wylądowali w Hogwarcie – lub w tym, co kiedyś nim było. Lucjusz pchnął ciężkie, drewniane drzwi i wszedł do Wielkiej Sali. Zatrzymał się przed czymś po swojej lewej stronie.
Nagini.
Lucjusz zacisnął usta, gdy wąż odwinął się od nogi gnijącego stołu, sunąc mu na spotkanie. Mężczyzna ruszył naprzód z Nagini syczącą u jego stóp. Draco i Hermiona podążyli za nim.
Hermiona uniosła wzrok ponad głowę Lucjusza, spoglądając na sufit. Książki w jej umyśle wypełnione radosnymi wspomnieniami czterech kolorowych transparentów wysunęły się z półek, a echa radosnych, dziecięcych śmiechów wezbrały w uszach…
Jasne pochodnie zamigotały na ścianie, a śmiech przekształcił się w wysoki rechot, przeistaczając po chwili w jej własny, pełen bólu krzyk – ten, który wydała z siebie, gdy Voldemort przeciął jej wspomnienia.
Zaciskając powieki, sięgnęła w głąb myśli i wykorzystała resztki energii, by zamknąć książki, które mimowolnie się otworzyły, po czym wsunęła je z powrotem na półki.
Zatrzymali się przed masywnym, wężowym szkieletem, rozciągającym się od ściany do ściany. Voldemort stał w odległym oknie, spoglądając na jezioro i przesuwając palcami po Czarnej Różdżce. Lucjusz zbliżył się do tronu z kości i czekał. Nagini owinęła się wokół niego, jej mięśnie kurczyły się i rozszerzały, gdy podniosła głowę.
— Goyle — powiedział cicho Voldemort. — Co znalazłeś?
— Więcej niż potrafię wyjaśnić, mój Panie. — Lucjusz splótł ręce za plecami i spuścił podbródek. — Ja... myślę, że najlepiej będzie, jeśli sam się do niego udasz.
Voldemort odwrócił się gwałtownie od okna, a Hermiona szybko znów ujęła dłoń Dracona.
— A dlaczego nie może on zaszczycić nas swoją obecnością tutaj, w moim zamku?
— Twierdzi, że nie jest to bezpieczne.
Voldemort wykrzywił usta i ruszył w kierunku mężczyzny. Ciągnące się po posadzce poły jego szat wywołały gęsią skórkę na skórze Hermiony.
Zatrzymał się u szczytu tronu, niemal czule patrząc na Nagini, zanim jego szkarłatne oczy błysnęły w stronę Lucjusza.
— Nie jestem chłopcem na posyłki, Lucjuszu.
— Wybacz, mój Panie. Ale jest coś jeszcze…
Szczeliny nozdrzy Voldemorta rozszerzyły się wyraźnie.
— Mów.
— On… nie był sobą — odparł, zanim zamilkł na chwilę. — Powiedział, że ma coś, czego potrzebujesz i że „szukał dusz”.
Voldemort znieruchomiał. Jego wzrok powędrował do miejsca gdzieś ponad ramieniem Hermiony, przeszywając ją na wskroś. Półki w jej umyśle zadrżały, ale mimo to trzymały się mocno.
— Co jeszcze?
— On na ciebie czeka — powiedział Lucjusz, wyraźnie artykulując każą spółgłoskę. — W opuszczonej chacie na obrzeżach Little Hangleton.
Voldemort spojrzał na Lucjusza.
— Co powiedziałeś?
— Sądzę, że nieruchomość należała kiedyś do rodziny zwanej Gauntami…
Z warknięciem i gwałtownym obrotem Voldemort aportował się. Hermiona wciągnęła głęboki oddech, czując, jak jej nogi robią się niczym z waty.
Gauntowie. Słowo zagrzechotało lekko w jej głowie, ale szybko prześlizgnęło się przez nią jak piasek przez palce.
Lucjusz pozostał nieruchomy, wciąż stojąc przodem do pustego tronu, jakby czekał na dalsze instrukcje. Palce mężczyzny drgnęły przy jego boku. Ciszę przerywały tylko nierówne, ciche syki Nagini.
Po pełnej minucie odwrócił się, by wyjść. Był blady jak prześcieradło.
Gdy opuścił Wielką Salę, pomieszczenie zadrżało, a sceneria zaczęła się zmieniać. Kiedy świat przestał wirować, Hermiona była zaskoczona, dostrzegając, że znalazła się w holu wejściowym Dworu. Palce Draco zacisnęły się na moment na jej dłoni, zanim ją puścił.
Otworzyła usta, by zapytać go, co się stało, ale rozproszył ją widok Lucjusza otwierającego frontowe drzwi. Mężczyzna spojrzał na kamienny podjazd, wciąż ubrany w te same ubrania z poprzedniego wspomnienia – to był ten sam dzień. Jego twarz wydawała się jeszcze bledsza niż wcześniej.
Zerkając przez ramię, zobaczyła stojącego za nią Draco. Wpatrywał się w podłogę, tak samo blady jak jego ojciec.
Hermiona zmarszczyła brwi. Co to było za wspomnienie?
— Draco…
Niebo przeciął błysk, a Hermiona podskoczyła. Spojrzała w jasny wieczór i ujrzała zakapturzoną postać przekraczającą bramę Dworu.
Voldemort.
Uświadomienie sobie jego tożsamości uderzyło ją jak cios w brzuch. Odwróciła się i zobaczyła, jak Draco zaciska dłonie w pięści, napinając ramiona i kurcząc się w sobie.
Zanim zdążyła pomyśleć o panice kotłującej się w jej piersi, Voldemort już wspinał się po schodach Dworu, spotykając Lucjusza w drzwiach.
— Mój Panie. — Lucjusz ukłonił się. — Witamy w Dworze…
Voldemort podniósł rękę, uciszając go.
— Przyprowadź swoją szlamę, Lucjuszu.
Lucjusz skinął głową i poprowadził Voldemorta do salonu. Hermiona sięgnęła po rękę Dracona w tym samym czasie, kiedy on sam sięgnął do niej. Jego dłoń była wilgotna w jej uścisku.
— Nie musimy tego oglądać. — Przełknął ślinę, jego szare oczy były lekko zamglone. — Sam też tego nie oglądałem. Mogę przeskoczyć do przodu…
Skinęła głową. Machnął różdżką i znaleźli się w salonie. Hermiona zesztywniała, widząc, jak drugi Draco podnosi jej bezwładne ciało z podłogi, ciągnąc ją w stronę drzwi.
Prawdziwy Draco splótł swoje palce z jej własnymi, próbując ją uspokoić.
Voldemort stał przy oknie, patrząc w dal.
Oczy Lucjusza przemknęły od drzwi do postaci Voldemorta.
— Mój Panie. Czy mogę pomóc?
Drzwi salonu zamknęły się z kliknięciem i Hermiona odniosła wrażenie, jakby znalazła się w zapieczętowanym grobowcu. Jej wzrok zamazał się, wiedząc, że w tej właśnie chwili Narcyza prowadzi ją na górę, do jej zrujnowanej sypialni.
Przełykając, uciszyła swój umysł i ponownie skupiła się na oglądanym wspomnieniu.
Voldemort przybył, by przejrzeć jej umysł w poszukiwaniu informacji o horkruksach. Cokolwiek dowiedział się od Goyle'a, skłoniło go to do odszukania jej.
Wreszcie Voldemort przechylił bladą głowę w stronę okna. Lucjusz odchrząknął, a jego dłonie zadrżały, gdy splótł je za plecami.
— Mój Panie, wiem, że w przeszłości były chwile, w których cię zawiodłem. Ale mam nadzieję, że moja oddana służba tobie i Wielkiemu Zakonowi pozwoliła mi odzyskać twoje zaufanie. — Wziął głęboki oddech. — Jeśli się nie mylę... może kiedyś zaufałeś mi z czymś podobnej natury. — Hermiona patrzyła, jak jego palce się zaciskają. — Z pamiętnikiem.
Rozchyliła usta, gdy chłodny dreszcz spłynął po jej kręgosłupie.
Voldemort powoli odwrócił się od okna. I chociaż wiedziała, że Lucjusz wyszedł z tej rozmowy żywy, jej serce ścisnęło się z przerażenia.
— Pomóc? — Jego twarz była nieczytelna, ale syk przemknął ostro przez cały pokój. Ramiona Lucjusza lekko drgnęły.
— Malfoyowie mają posiadłości na całym świecie. Niektóre… poza oficjalnymi rejestrami. — Przesunął kciukiem po knykciach. — Wierzę, że mogę pomóc, mój Panie. W umieszczeniu Goyle'a w bezpiecznym miejscu.
Voldemort podszedł bliżej, wwiercając w niego swoje oczy. Usłyszała, jak stojący obok niej Draco wypuścił drżący wydech. I wtedy…
— Muszę znowu porozmawiać z Goylem. — Voldemort obrócił się i ruszył przed siebie, by po chwili zatrzymać się w drzwiach. — Będziesz mi towarzyszył, Lucjuszu.
Na twarzy Lucjusza pojawiła się wyraźna ulga, zanim szybko ją zamaskował. Skinął głową, podążając za Lordem Voldemortem.
Płuca Hermiony błagały o powietrze, gdy drzwi zamknęły się za nimi, a ból przeszył jej skronie. Draco otworzył usta, żeby coś do niej powiedzieć, ale potem pokój zaczął wirować, a jego słowa ucichły, jakby znaleźli się w próżni.
Świat zamarł. Draco trzymał ją w pasie. Słyszała dzwonienie w uszach, kiedy rozglądała się dookoła, obserwując ich otoczenie. Znowu znaleźli się w gęstwinie drzew – na obrzeżach Little Hangleton.
— Granger…
Odepchnęła się od niego z westchnieniem.
Byli w rezydencji Gauntów. Tam, gdzie Voldemort ukrył pierścień – jeden z jego pierwszych horkruksów. Oczywiście.
— Granger. — Draco dogonił Hermionę, chwytając ją za rękę. — Możemy zrobić sobie przerwę. Resztę możemy obejrzeć, gdy się prześpisz…
— Nie. Musimy dowiedzieć się, co się stało.
— Sam nie zaszedłem aż tak daleko. Nie wiem, co wydarzy się dalej, a ty jesteś wyczerpana…
— Ja… nic mi nie będzie, Draco. — Potykając się, ruszyła do przodu i przeciągnęła go przez zarośla, aż dogonili zakapturzone postacie zbliżające się do chaty skrytej w półmroku
Umysł Hermiony chwiał się i wirował, niczym bączek na szorstkim stole. Dlaczego Voldemort chciał przejrzeć jej wspomnienia w poszukiwaniu dowodu, że Harry jest horkruksem? Co jeszcze sądził, że wiedziała – i jak to się odnosiło do Goyle'a?
Drzwi chaty otworzyły się gwałtownie i Voldemort wszedł do środka. Lucjusz podążył za nim, lekko prostując ramiona. Draco zawahał się przy drzwiach, wpatrując w Hermionę. Skinęła głową, a on odwrócił się i wprowadził ją do wnętrza.
Ustawili się obok Lucjusza, który uniósł swoją różdżkę, rozświetlając pomieszczenie czarem Lumos. Podążyli za jego wzrokiem, skierowanym ku drugiej stronie pokoju. Goyle stał do nich plecami, twarzą do przeciwległej ściany, jakby kompletnie nie poruszył się, odkąd go tam zostawiono. Kiedy się odwrócił, jego oczy były skierowane ku Voldemortowi. Rozciągnął usta w uśmiechu, jakby odnalazł kawałek układanki, którego brakowało mu od lat.
— Znalazłeś odpowiedzi, których szukałeś?
— Część z nich. — Voldemort przechylił głowę, oceniając Goyle’a jak nowego zwierzaka. — Od jak dawna przebywasz w tym gospodarzu?
Goyle wkroczył do kręgu światła emitowanego z różdżki Lucjusza. Przechylił głowę w ten sam sposób co Voldemort, a Hermiona poczuła, jak jej skóra cierpnie.
— To było kilka dni po Ostatniej Bitwie. Byłem bezcielesny i błądziłem po lesie obok Hogwartu, kiedy Gregory Goyle natknął się na mnie.
Powieki Voldemorta zamknęły się, a jego nozdrza rozszerzyły.
— Goyle żyje?
— Na razie. — Jego spojrzenie wyostrzyło się, a rysy były groteskowe i nieludzkie. — Można powiedzieć, że… śpi. Nie stawiał oporu, kiedy nim zawładnąłem.
Voldemort zwinął i rozwinął swoje długie palce.
— A wcześniej? Co pamiętasz?
— Wszystko to jest dla mnie mglistym wspomnieniem — powiedział Goyle, jego oczy zaszkliły się we wspomnieniach. — Pamiętam coś jakby zapieczętowanie. Pogrzebanie żywcem. Minęły lata, zanim odzyskałem świadomość. Im bardziej cię czułem, tym bardziej starałem się odkopać drogę wyjścia. Ale potem, zaledwie kilka tygodni temu, nagle zostałem wypchnięty.
Czerwone oczy Voldemorta otworzyły się i zwęziły w szparki.
— Gdzie?
Powieki Goyle'a zatrzepotały.
— W lesie o świcie. Widziałem martwego chłopca, zanim zniknąłem wśród drzew.
W pokoju panowała cisza, w której Hermiona słyszała jedynie bicie własnego serca.
— A wcześniej? — Głos Voldemorta był delikatnym szeptem, prawie pieszczotą. — Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz, zanim zostałeś zapieczętowany?
— Śmierć kobiety. I płacz dziecka.
Hermiona wypuściła zduszony oddech. Draco szarpnął głową, żeby na nią spojrzeć, ale ona wpatrywała się w Goyle'a z przerażeniem, dysząc coraz szybciej i ciężej.
To nie mogło być…
— Lucjuszu — powiedział Voldemort, sycząc wokół imienia. — Twierdzisz, że wiesz, kim jest Goyle?
Spojrzał na Lucjusza, a Hermiona obserwowała, jak mężczyzna bierze głęboki oddech.
— Wierzę, że to słowo brzmi… horkruks, mój Panie.
Voldemort przeszedł po pokoju, zataczając szeroki krąg.
— A skąd znasz to słowo?
— Znalazłem książkę w mojej bibliotece… — Spuścił wzrok. — Nie powinienem był zajmować się tym bez twojego pozwolenia, mój Panie. Wybacz mi.
— Zniszcz tę książkę.
Lucjusz skinął głową, nie podnosząc wzroku.
— Mylisz się, Lucjuszu — powiedział Voldemort, a w jego tonie kryła się jakaś pokręcona melodia.
Oko Lucjusza drgnęło, ale nic nie odpowiedział.
— Widzisz, nasz przyjaciel – Goyle — głos Voldemorta ociekał rozbawieniem — ani trochę nie jest horkruksem.
Lucjusz podniósł wzrok.
— Nie, mój Panie?
— Nie. — Voldemort zatrzymał się o krok od Goyle'a, patrząc na niego od góry do dołu. — Ale pochodzi od jednego.
Goyle obrócił szyję, by wyjść mu na spotkanie, jak marionetka na sznurkach.
Voldemort odwrócił się i znów zaczął krążyć.
— Wiesz, że stworzyłem kilka horkruksów. Ale wygląda na to, że jeden powstał... niezamierzony.
Minął ich zaledwie o cal, a Hermiona całą siłą swojej woli próbowała się nie cofnąć. Jej nogi były jak galaretka, gdy jej umysł pracował, a elementy układanki wskakiwały na swoje miejsca.
Draco przyciągnął ją bliżej, obejmując ramieniem.
— Lata temu ten niezamierzony horkruks przyłączył się do mojego wroga, czyniąc go mi równym. — Wykrzywił usta, jakby teraz uważał to proroctwo za zabawne. — Moja dusza stawała się silniejsza w jego ciele, gdy moje moce rosły. I przypuszczam, że poznał prawdę. Kiedy poddał się w Zakazanym Lesie, musiał wierzyć, że horkruks zostanie zniszczony, kiedy sam go zabiję. Zamiast tego został jednak uwolniony. — Voldemort zwrócił wzrok w stronę Goyle'a. — Dopóki nie znalazł nowego żywiciela.
Hermiona rozchyliła usta, czarne plamy pojawiły się przed jej oczami. Jakby została zanurzona w ciemnej, lodowatej wodzie, zmuszona powoli opaść na dno, gdy powierzchnia pozostawała nieruchoma.
Horkruks w Harrym.
Voldemort nie stworzył kolejnego z nich przez przypadek. To był ten sam, który przez tyle lat istniał w Harrym.
Harry jakoś się o tym dowiedział. I myślał, że uda mu się zniszczyć horkruksa, poświęcając swoje życie.
Ale to nie zadziałało.
Oddech uwiązł jej w piersi, jak narastający, martwy ciężar.
Harry umarł na darmo.
Voldemort wciąż mówił, ale już go nie słuchała.
Coś ciepłego owinęło się wokół jej ramion, gdy drżała. Szarpnęła rękami, okręcając się, by uciec. Obróciła się i Draco był tam. Próbował ją utrzymać, mówił coś do niej.
Próbowała łapać powietrze, ale nie mogła zaczerpnąć tchu. Serce coraz szybciej łomotało jej w piersi. Próbowała skupić się na szarych oczach Dracona, ale widziała tylko szmaragdową zieleń.
Ściany chaty zaczęły się przesuwać, zamykając wokół niej, coraz ciaśniej i ciaśniej, aż przylgnęły się do niej niczym boki trumny…
A potem była już tylko ciemność.
***
Rozchyliła powieki z szeptem „Rennervate” rozbrzmiewającym jej w uszach. Zerwała się, próbując podnieść, ale ktoś złapał ją za ramiona. Jej wzrok poprawił się, gdy płuca wypełniło powietrze, a kiedy spojrzała w górę, ujrzała Draco unoszącego się nad nią. Zielone zasłony jego baldachimu rozciągały się wysoko nad jej głową. Leżała w jego łóżku.
— Granger — powiedział, a ona zdała sobie sprawę, że przez cały czas ją wołał.
Poczuła suchość w gardle, gdy niepewnie oblizała swoje spierzchnięte usta.
— Co się stało?
Wyraz jego twarzy był napięty.
— Musiałem cię ogłuszyć. — Uniósł rękę, żeby odgarnąć loki z jej twarzy. — Dostałaś ataku paniki.
Odetchnęła gwałtownie, zamykając oczy. Jej ramiona drżały pod jego palcami, gdy wspomnienia wzbiły się w górę, zalewając cały jej umysł.
Jej ciało przeszyła rozpacz.
Harry.
Jakoś się dowiedział. Poznał prawdę o horkruksie ukrytym w nim. Coś we wspomnieniach Snape'a musiało to potwierdzić.
Jej powieki płonęły, a łzy spływały rzewnie po twarzy. Ciepła dłoń otarła je.
Jej najlepszy przyjaciel nie żył, a ona nawet nie zastanowiła się dlaczego. Pochowała go wśród swoich półek, nie znając wszystkich odpowiedzi. Ale teraz jego książka otworzyła się szeroko. Grzbiet pękł, a nadszarpane kartki rozsypywały się dookoła.
Powstrzymała szloch, gdy smutek ścisnął jej gardło, owijając się wokół jej żeber niczym czarna, gęsta smoła.
Celowo udał się wtedy do lasu. Opuścił różdżkę i zamknął oczy. Nie było jej przy nim. Został sam.
Harry umarł, robiąc to, co uważał za słuszne, ale zawiódł. Horkruks nadal żył. A Harry zginął zamiast niego.
Szloch wypłynął z jej gardła i cofnęła się przed ściskającymi ją dłońmi. Skupiła się na półkach swojego umysłu, przyciskając dłonie do oczu, aż łzy przestały płynąć.
Usłyszała obok siebie wydech, a zaraz potem brzęk porcelany. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak Draco przynosi dla niej filiżankę i spodek. Kręciło jej się w głowie, ale rozpoznała słaby zapach rumianku. Skoncentrowała się na wdychaniu powietrza przez nos i wydychaniu przez usta.
— Co się stało? — zapytał cicho Draco. Materac ugiął się, gdy chłopak usiadł obok niej. — Czego nie wiem?
Sączyła herbatę, ale ta smakowała na jej języku jak popiół. Oddając mu spodek, ponownie otarła policzki i próbowała odepchnąć wszelkie emocje.
— Harry miał w sobie horkruksa. Horkruksa, którego Voldemort nigdy nie zamierzał stworzyć. Domyśliłam się tego jakiś czas temu, ale nigdy mu nie powiedziałam. Ani nikomu innemu. — Spuściła wzrok na swoje kolana. — Dlatego wszedł sam do lasu. By poświęcić się i go zabić.
Materac poruszył się i usłyszała jak Draco przełknął.
— Wierzył, że to zabije horkruksa, ale tak się nie stało. To go uwolniło.
Pokój zamazał się, gdy spojrzała na Draco. Zamrugała i zauważyła, że chłopak przygląda jej się uważnie, z dłonią zastygłą o cal od jej własnej.
— Harry umarł na darmo — wyszeptała. — Nic tym nie osiągnął.
Wszyscy ludzie, którzy zginęli, wszyscy przyjaciele, którzy zostali wystawieni na Aukcji. Podczas gdy śmierć Harry'ego była bezcelowa.
Znowu zaczęła płakać, jej płuca walczyły z zaciśniętymi żebrami. Draco machnął różdżką i przyłożył jej do ust fiolkę z eliksirem nasennym. Hermiona odwróciła jednak twarz.
— Jest czwarta nad ranem, Granger…
— Jest jeszcze jedna fiolka wspomnień…
— I nadal będzie tam rano.
Opadła z powrotem na poduszkę, pozwalając swojemu ciału z powrotem ułożyć się na materacu, gdy chłopak pomógł jej opróżnić fiolkę. Powieki zaczęły jej ciążyć, a Draco wyłączył światło i wsunął się pod kołdrę tuż obok niej, owijając ją ramionami i wtulając twarz w jej włosy. Słuchała, jak oddychał, dopóki sen w pełni nią nie zawładnął.
***
Obudziła się z ramionami Draco wciąż owiniętymi wokół niej. Przez kilka błogich sekund cieszyła się jego ciepłem, zanim nagle zalała ją fala przeszywającego chłodu. Wzdrygnęła się na wspomnienie poprzedniej nocy, co szybko obudziło blondyna.
— Przepraszam — szepnęła łamiącym się głosem, gdy zwróciła się do Draco.
Przetarł oczy i spojrzał na nią, sięgając, by założyć zabłąkany lok za jej ucho.
— Jak się czujesz?
Przeturlała się na drugą stronę i zerknęła na zegar na gzymsie kominka. Dziesiąta.
— Jest lepiej — skłamała. Jej usta drżały, więc je zacisnęła. — Muszę obejrzeć resztę wspomnień. — Usiadła i zrzuciła z siebie kołdrę.
— Granger, wiem, że to dla ciebie ważne…
Odwróciła się do niego.
— Nic nie jest ważniejsze niż to.
Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz. Przełknęła, zmuszając swoje ciało do rozluźnienia.
— Przepraszam, ja tylko… — Rozchyliła usta i szybko je zamknęła, gdy próbowała znaleźć właściwe słowa. — To liczy się teraz bardziej niż cokolwiek innego, Draco. Jest ważniejsze od nas wszystkich.
Wyraz jego twarzy znów stał się pusty. Draco sięgnął po różdżkę leżącą na stoliku przy łóżku. Machnął nią w kierunku Hermiony, a jej spodnie od piżamy znów przemieniły się w dżinsy.
Spojrzała na nie.
— Dziękuję — szepnęła.
Milczał przez chwilę, obserwując, jak Hermiona z powrotem wkłada buty.
— Więc to jest to, co robiliście podczas siódmego roku. Szukaliście horkruksów.
Skinęła głową.
— Dumbledore powiedział Harry'emu wszystko, co o nich wiedział. Voldemort stworzył sześć horkruksów. Rozszczepił swoją duszę za pomocą czarnej magii i zapieczętował ją w sześciu przedmiotach, które miały dla niego osobiste znaczenie.
Draco zrzucił z siebie kołdrę i spojrzał na przeciwległą ścianę.
— One utrzymują go przy życiu, prawda?
— Tak. Dopóki gdzieś tam istnieje kawałek jego duszy, nie można go zabić. Nawet za pomocą Klątwy Zabijającej. — Biorąc głęboki oddech, wbiła paznokcie w dłonie. — Tej nocy, kiedy próbował zabić Harry'ego po raz pierwszy, jego dusza ponownie się rozerwała. I jakoś utkwiła w jedynej, żyjącej osobie w pokoju.
— W Potterze. — Draco odwrócił się do niej, zaciskając szczękę. — A teraz w Goyle’u.
— Goyle jest tylko jego tymczasowym żywicielem — powiedziała Hermiona, pocierając czoło. — Ale jestem pewna, że Voldemort stworzył już nowego horkruksa, aby móc zapieczętować w nim ten skrawek duszy. — Przycisnęła drżące palce do ust. — Czy wspominał coś o tym, co zamierza z nim zrobić? W innych wspomnieniach, które oglądałeś?
— Widziałem tylko tyle, ile ty. — Draco wstał i podszedł do swojej szafy, wciągając przez głowę pierwszy lepszy sweter. — Zeszłej nocy nie dotarłem dalej, bo najpierw zdecydowałem się pójść po ciebie. Wcześniej sprawdziłem tylko bibliotekę i gabinet ojca, żeby zobaczyć, czy może gdzieś ukrył książkę.
— Powinniśmy zacząć od końcówki wspomnienia, z którego musiałeś mnie wyciągnąć. Mógł coś powiedzieć…
Draco potrząsnął głową, pociągając za pasek.
— Wszystko skończyło się w ten samej chwili, w której cię wyciągałem. Powiedział tylko mojemu ojcu, żeby ten poczekał na dalsze instrukcje.
Hermiona przełknęła rozczarowanie.
— Cóż, mam nadzieję, że znajdziemy odpowiedź w którymś z pozostałych. — Odepchnęła łomotanie wirujące jej w głowie. Musieli wrócić do myślodsiewni.
— Więc… — Draco uszczypnął grzbiet nosa. — Oprócz samego Voldemorta, istnieje siedem innych kawałków jego duszy, które utrzymują go przy życiu? W tym ta w Goyle'u?
— Nie. Zostały tylko dwa. — Kiedy Draco zmarszczył brwi w zakłopotaniu, powiedziała: — Pozostała piątka została już zniszczona.
Zamrugał, patrząc na nią.
— Zniszczona? — zapytał cichym głosem.
— Tak. — Przeszła przez pokój aż do jego drzwi. — Został tylko jego wąż i kawałek, który przyczepił się do Goyle'a. Kiedy już znikną, on znów będzie śmiertelny.
Otworzyła drzwi, ale zatrzymała ją jego dłoń na jej łokciu. Marszcząc brwi, odwróciła się. Twarz Draco była niewzruszona, gdy wskazał na tace ze śniadaniem, które czekały na nich na jego biurku.
— Powinnaś coś zjeść.
— Draco, nie ma czasu.
— Granger…
— Możemy zjeść później. — Przeszła przez drzwi i szybko ruszyła korytarzem. Zatrzymała się na schodach, by na niego zaczekać, po czym odwróciła się i zobaczyła, jak wychodzi on z sypialni z dwoma tostami w dłoni. Podał jej jeden. Wzdychając, wsadziła go sobie do ust, kiedy schodzili na dół.
Zawahała się, kiedy dotarli do gabinetu Lucjusza, ale potem przypomniała sobie, że wstęp do środka nie był już dla niej zakazany. Draco minął ją, a ona szybko weszła za nim, zamykając za sobą drzwi. Myślodsiewnia stała dokładnie tam, gdzie sześć godzin temu.
Zgarnął wspomnienia z miski z powrotem do fiolki datowanej na 13 czerwca, a Hermiona przelała zawartość ostatniej, zaciemnionej fiolki do myślodsiewni – datowaną prawie trzy miesiące po pierwszych dwóch. Ich oczy spotkały się, gdy złapała go za rękę i razem przenieśli się do następnego wspomnienia.
Wpadli do domu Gauntów, gdy Lucjusz wszedł do środka. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, a jego oczy były utkwione po lewej stronie jej stóp. Hermiona krzyknęła, gdy spojrzała w dół i dostrzegła ciało Goyle'a Seniora leżące na podłodze obok niej. Draco podtrzymał ją, kiedy się potknęła, wlepiając wzrok w ciało.
Jego skóra była blada, a fioletowe usta rozwarte w czymś, co mogło być krzykiem. I z obrzydliwym uciskiem w brzuchu Hermiona zauważyła, że oczy Goyle'a Seniora były niebieskie – a nie ciemnobrązowe, jak w poprzednich wspomnieniach.
— Lucjuszu — powiedział Voldemort, odwracając się ze swojego miejsca przy oknie.
Oczy Lucjusza powędrowały do Voldemorta.
— A więc odniosłeś sukces, mój Panie?
— Tak — powiedział, a jego syk odbił się od ścian. — Wydobyłem cenny kawałek mojej duszy i zapieczętowałem go w odpowiednim naczyniu. A teraz musimy się upewnić, że zostanie właściwie zabezpieczony. — Podszedł do Lucjusza i powoli wyciągnął rękę. Widok jego długich paznokci sprawił, że żołądek Hermiony znów się zacisnął. — Dlatego tu jesteś, mój śliski przyjacielu.
Pomiędzy brwiami Lucjusza pojawiła się zmarszczka, ale zniknęła w mgnieniu oka. Sięgnął do swoich szat i wyciągnął chusteczkę, która zalewitowała w powietrzu, rozkładając i ukazując im złotą linę. Utkwił swój wzrok w Lucjuszu, gdy obaj chwycili za końce sznura, i z gwałtownym szarpnięciem Hermiona i Draco zawirowali wraz z nimi.
Wylądowali gdzieś na kamienistym gruncie, w samym środku ciemnej nocy. Za nimi majaczyło zbocze góry. Niebo było bezksiężycowe, a gwiazdy ukryte za chmurami.
Włosy na ramionach Hermiony zjeżyły się.
— Gdzie jesteśmy? — zapytała.
— Nie wiem. — Oczy Draco wędrowały po krajobrazie. — Nigdy wcześniej tu nie byłem.
Lucjusz wygładził swoje szaty i oświetlił ścieżkę różdżką. Jego buty chrzęściły na żwirze, gdy Voldemort szedł za nim, a jego peleryna wlokła się cicho.
— Ufam, że masz pełne zaufanie do tego miejsca — powiedział Voldemort. Jego głos był niski, ale czająca się w nim nuta groźby była niemożliwa do przeoczenia.
— Tak, mój Panie. Spędziłem te kilka miesięcy nie tylko na zbieraniu sojuszników w rządzie rumuńskim, ale także upewnianiu się, że nikt nie ma pojęcia o istnieniu tej posiadłości. Osobiście zbadałem wszelkie zapisy. I wzmocniłem otaczające ją zabezpieczenia i bariery. — Jego szare oczy błyszczały, gdy odwrócił się przez ramię, by spojrzeć na Voldemorta. — Ta nieruchomość nie zostanie odnaleziona. Zapewniam cię.
Rumunia. Hermiona spojrzała na ciemne pasmo górskie, próbując zidentyfikować wszystko, co mogłoby dokładnie wskazać, gdzie się znajdowali.
— Mam nadzieję, że masz rację, Lucjuszu. Przez wzgląd na twoją rodzinę.
Strach ogarnął ją jak wolno załamująca się fala. Zaryzykowała spojrzeniem na Draco. Jego oczy były szeroko otwarte, ale usta twardo zaciśnięte. Lucjusz skinął lekko głową i ruszył dalej.
Szli pod górę, wybierając skalistą, nierówną ścieżkę. Lucjusz gwałtownie skręcił w prawo zaraz za wielkim głazem, odbiegając od głównego traktu.
— Jestem zaszczycony, że rodzina Malfoyów może znów być dla ciebie użyteczna, mój Panie. — Lucjusz zwolnił kroku, by zrównać się z tempem Voldemorta. — Nie zawiodę cię ponownie.
Voldemort zanucił.
— Ostatnio jestem zadowolony z twojej służby. Ale jeśli w przyszłości popadniesz w samozachwyt…
— Oczywiście, mój Panie — powiedział szybko Lucjusz. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, zanim Lucjusz znów się odezwał. — Jeśli mógłbym…?
— Mów dalej.
— Widzę świetlaną przyszłość dla Draco. Jest szanowany przez swoich kolegów i przełożonych, świetnie dobiera słowa. Mam nadzieję, że będzie ci tym służył, gdy dojrzeje. Być może pewnego dnia nawet jako Minister.
Hermiona odwróciła się przez ramię, spoglądając na Draco idącego za nią. Jego oczy były wręcz przyklejone do ojca i Voldemorta.
Pomyślała o wspomnieniu Lucjusza ze Szwajcarii – o tym, jak nakłaniał syna do towarzyszenia niemieckiemu Ministrowi, zamiast torturowania więźniów Bellatriks.
Voldemort kroczył dalej przez ciemną ścieżkę biegnącą między wzgórzami i odparł:
— Zobaczymy.
Lucjusz skinął głową, a żołądek Hermiony wypełnił się poczuciem winy, gdy rozważyła, czy powinna się z nim zgodzić. Nawet jeśli obie opcje przyprawiały ją o mdłości, lepiej czuła się z wyobrażeniem sobie Dracona w biurze niż na polu bitwy.
Ścieżka zwężała się i Lucjusz przystanął przed gładką, skalną ścianą.
— Tutaj, mój Panie.
Hermiona zmrużyła oczy, próbując zapamiętać to miejsce, ale w ciemności wszystko się mocno rozmywało. Draco stanął obok niej, nie odrywając oczu od ojca.
Lucjusz stuknął różdżką w środek ściany, która zadrżała, rozpadając się z łoskotem, aż pojawiły się w niej drzwi. Zwrócił się do Voldemorta.
— Tylko Malfoy może przejść. — Przycisnął różdżkę do środka dłoni i przeciął skórę. Ciemna krew spłynęła po jego nadgarstku, gdy wyciągnął rękę do Voldemorta.
Usta Voldemorta wygięły się w czymś w rodzaju uśmiechu, gdy uniósł Czarną Różdżkę i naciął swój palec wskazujący. Wezwał krew Lucjusza do swojej dłoni, a czerwone kropelki uniosły się łukiem w powietrzu, lądując na jego bladej skórze i mieszając się z jego krwią. Po chwili zaszył rozcięcie, a Lucjusz zrobił to samo.
Lucjusz podszedł do wejścia, ale zamarł, gdy Voldemort położył dłoń na jego ramieniu.
— Zaczekasz tu — wyszeptał, a Hermiona zobaczyła, że Lucjusz stara się nie wzdrygnąć, gdy Voldemort jeszcze mocniej nacisnął swoimi kościstymi palcami na jego bark. — Ja sam ukryję przedmiot i rzucę swoje osłony.
Lucjusz skinął głową i cofnął się, by pozwolić Voldemortowi wejść. Machnięciem różdżki Voldemort rozsunął kamienną ścianę. Wślizgnął się do środka, znikając w ciemności, a Lucjusz wziął urywany oddech.
Góry Rumunii wyblakły, a wspomnienie dobiegło końca. Myślodsiewnia wypchnęła ich w górę i na zewnątrz.
Stając twardo na podłodze gabinetu, Hermiona oparła dłonie na kolanach, wciągając głęboki oddech.
Lucjusz Malfoy zostawił staranny zapis lokalizacji horkruksa Voldemorta.
Dzwoniło jej w uszach, kiedy w końcu spojrzała na Draco. Miał rozchylone usta, gdy wpatrywał się bezmyślnie w książki na pobliskim regale. Zerknęła do myślodsiewni, widząc góry wznoszące się ku powierzchni wirujących wspomnień.
Była teraz jedną z czterech osób na całym świecie, które znały lokalizację ostatniego z horkruksów Voldemorta. A teraz musiała zdecydować, co z tym zrobić.
Opadła na skórzane krzesło Lucjusza i zamknęła oczy, próbując myśleć. Kiedy w końcu je otworzyła, jej wzrok przeniósł się ku Draco. Bawił się nitką w rękawie swojego swetra, a jego spojrzenie wciąż pozostawało odległe.
O tak wiele już go poprosiła. O pomoc Charlotte, zwrot wspomnień, nieposłuszeństwo ojcu. Nawet jeśli zgodziłby się przekazać Zakonowi kolejną wiadomość o horkruksie w Rumunii, nie wiedziała, jak go zniszczyć. Mogli nawet nie być w stanie ominąć osłon.
Hermiona spojrzała w dół na mahoniowe biurko, oddychając głęboko, gdy podjęła decyzję. To musiała być ona. Dostarczenie informacji Zakonowi z nadzieją, że odniosą sukces w zniszczeniu go, było ryzykiem, którego nie mogła podjąć. Horkruksy były jej działką. Jej, Harry'ego i Rona. Dumbledore sam im to powierzył.
Ginny i Charlotte nie wiedziały, co zrobiła. Kwestia nowego horkruksa w Rumunii należała… do niej. I do Draco.
Spojrzała na niego. Zaledwie kilka dni temu obiecała mu, że z nim zostanie, dopóki wszyscy nie będą mogli się stąd bezpiecznie wydostać. Ale wtedy nie wiedzieli o istnieniu jeszcze jednego horkruksa. Logika krzyczała do niej, żeby wypiła antidotum na tatuaż, wzięła jego różdżkę, wymaszerowała przez bramę Dworu i udała się prosto w rumuńskie góry. By odsunąć skałę i zniszczyć horkruksa, tak jak Voldemort zabił Harry'ego. Ale serce błagało ją, by nie odchodziła. Wszyscy trzej Malfoyowie byliby przez to torturowani i zabici. Przełykając ciężko, odrzuciła myśli na bok.
Mrużąc oczy na biurko, zastanawiała się, dlaczego Lucjusz Malfoy trzymał się tych wspomnień. Jedynym powodem, jaki przychodził jej do głowy, było to, że potrzebował ich… jako ubezpieczenia. Tak jak jej. Jeśli Prawdziwy Zakon schwytałby jego lub jego rodzinę, czy istniało lepsze zabezpieczenie niż lokalizacja ostatniego horkruksa Voldemorta?
Draco gwałtownie odwrócił się na pięcie i podszedł do myślodsiewni. Mięsień na jego policzku drgnął, gdy zaczął zbierać nici wspomnień i wrzucać je z powrotem do fiolki. Odkładał rzeczy na miejsce, jakby nigdy nie zostały ruszone – nie otworzyły im oczu.
Jej serce biło szybciej, gdy go obserwowała. Musiała go przekonać. Gdyby znalazł sposób na zapewnienie bezpieczeństwa swojej matce i sobie, ona mogłaby udać się do Rumunii i zniszczyć horkruksa. Nie opuściłaby Dworu bez zapewnienia im bezpieczeństwa, ale musiała odejść.
Odstawił zabarwione na czarno fiolki z powrotem na półkę i zamknął drzwiczki szafki.
Przemknęła przez tę rozmowę w myślach, zaciskając spocone dłonie w pięści.
Draco, muszę to zrobić. Nie próbuj mnie zatrzymywać, proszę.
Zamek w szafce kliknął, zatrzymując się na swoim miejscu, a Hermiona patrzyła, jak Draco przesuwa palcami po ciemnym drewnie.
Potrzebujemy planu, który zapewni bezpieczeństwo tobie i twojej matce. Twój ojciec nie będzie zadowolony, ale możemy zostawić dla niego wiadomość. On wie, że pokonanie Czarnego Pana jest możliwe. Dlatego zachował te wspomnienia. To musiał być powód.
Draco odwrócił się do niej, patrząc na nią z zaciśniętą szczęką. Jego pełne troski spojrzenie przesunęło się po niej. Hermiona poczuła, jak jej oczy zalewają się łzami.
Wiem, że powiedziałam, że zostanę, ale to jest ważniejsze niż my wszyscy. To dlatego Harry umarł, a ja nie mogę tego znieść. Muszę iść. Muszę to zrobić, proszę nie zatrzymuj mnie…
— Jak go zniszczymy?
Zamrugała, a jej wzrok się wyostrzył, gdy Draco spojrzał na nią – szarymi, dociekliwymi, otwartymi oczami. Z ufnością.
— Co? — Jej głos załamał się na tym słowie.
— Można go zniszczyć, tak jak inne, tak? Możemy go zniszczyć?
Jej serce zabiło szybciej.
My.
Wzięła ostry wdech, jakby wynurzyła się spod powierzchni wody.
— Jest kilka opcji, ale… — Przesunęła po nim badawczym wzrokiem. — Czy ty… pomógłbyś?
Przechylił głowę, marszcząc brwi.
— Tego właśnie chcesz, prawda? Iść?
Poczuła, jakby serce stanęło jej w gardle.
— Chyba nie sądziłam, że pójdziesz ze mną… że staniesz przeciwko Voldemortowi.
Podszedł bliżej i opadł na kolana przed jej krzesłem. Uniósł dłoń do jej policzka, gdy samotna łza spłynęła z jej rzęs.
— Nie sądziłem, że istnieje inny wybór. Nie wiedziałem, że może zostać zabity. Nawet mi to nie przeszło przez myśl.
Hermiona pociągnęła nosem.
— A to wszystko zmienia?
Spojrzał jej prosto w oczy.
— Nie sądziłem, że może być coś lepszego. — Zacisnął usta i potrząsnął głową. — Kiedy usłyszałem, że on wygrał, a Potter zginął… — Przełknął ślinę i wziął ją za rękę — Myślałem, że to nie do podważenia. A teraz mówisz, że wcale nie musi tak być…
Kolejna łza spłynęła na jego palce. Hermiona przygryzła wargę, a krew pulsowała jej w żyłach.
— Draco, jeśli to zrobisz, nie ma mowy, by Zakon ci nie przebaczył.
Przeszukał jej niepewne oczy.
— Nie po to chcę to zrobić. — Założył lok za jej ucho, a gdy spojrzała na niego, pochylił się, by ucałować jej powieki, skronie i policzki.
Kiedy dotarł do jej ust, zsunęła się z krzesła prosto w jego ramiona, wplatając palce w jego włosy. Wciągnął ją na swoje kolana, tuląc ją i całując delikatnie. Jej usta próbowały podążyć za nim, kiedy się odsunął.
Trzymając ją blisko siebie, Draco spojrzał jej prosto w oczy i zapytał:
— Jak mamy go zniszczyć?
Matulu, jeszcze się okaże, że się Lucjusz do nich przyłączy w tej krucjacie do Rumunii, żeby pozbyć się tego cholernego horkruksa. Ale tego się wgl nie spodziewałam, że ten który był w Harrym wszczepił się w starego Goyle'a. To się dopiero nazywa plot twist xD Teraz się zacznie zabawa na całego, wyprawa do Rumunii, żeby szukać w sumie nie wiadomo czego, bo nie wiedzą czym jest ten przedmiot. A Lucjusz jest cholernie przebiegły. Ładnie się tutaj ubezpieczył na inną okoliczność, gdyby jednak to dobra strona zaczęła wygrywać. Prawdziwy Malfoy, trzeba dbać o swój interes i bezpieczeństwo swojej rodziny.
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńChyba nie bez powodu Hermiona mogła odnaleźć te wszystkie wspomnienia. Lucjusz jest sprytnym graczem 😀
OdpowiedzUsuń