Motyw: Wciąż o tobie myślę, gdy nie mogę spać.

Rating: T

Kategoria: fluff, angst, zerwanie/pogodzenie się

Ostrzeżenia: brak.

 

— Wciąż o tobie myślę, gdy nie mogę spać — powiedział Draco, wpatrując się z tęsknotą w szczupłe plecy Hermiony, która celowo go ignorowała, jeszcze bardziej zagłębiając się w szufladzie z aktami w jednym z zakurzonych pokoi archiwum, gdzie zdecydował się do niej podejść.

Zamarła na kilka sekund, zanim odwróciła głowę na tyle, by spojrzeć na niego przez ramię. Jej twarz była wykrzywiona w wyrazie czystego obrzydzenia. 

— Fuj.

Przez chwilę wpatrywał się w nią tępo, zanim lekko się zakrztusił.

— Nie! Nie tak. Mam na myśli... — Poczuł, jak fala ciepła zalewa jego policzki. — Może tylko czasami w ten sposób…

Przewróciła oczami i wróciła do przeszukiwania szafki z aktami.

— To znaczy… myślę o tobie. O rzeczach, o których rozmawialiśmy. O tym, jak zabierałaś mnie do mugolskich muzeów, na łyżwy, do oceanarium, do tej ciasnej księgarni w Paryżu…

Odwróciła się gwałtownie z rękami pełnymi akt. Jej twarz emanowała głęboką, arktyczną nienawiścią, która zmroziła go aż do kości. 

— Tak. To było zabawne, ten nasz sekretny związek, który tak ostrożnie ograniczałeś do świata mugoli, gdzie nikt nas nie widział. Cieszę się, że aż tak bardzo ci się podobało.

Przeszła obok niego, a jej szpilki stukały ostro przy każdym kroku.

Jego żołądek zacisnął się z rozpaczą, gdy odwrócił się i ruszył za nią. 

— To nie było tak, Hermiono.

— Było dokładnie tak — powiedziała kwaśno.

— Nie było.

Zatrzymała się i spojrzała na niego, a jej oczy płonęły groźnie. 

— Myślisz, że jestem głupia, Draco? — Uniosła brew. — Znamy się od ilu, szesnastu lat? Czy w tym czasie choć raz dałam ci powód, byś mógł uważać, że mój osąd jest osłabiony, a moje poczucie rozsądku kwestionowalne?

Podeszła do niego, a tętno Dracona przyspieszyło, aż krew wręcz zaczęła huczeć mu w uszach. Była tam, wystarczająco blisko, by mógł dotknąć jej po raz pierwszy od tygodni.

— Powiedz mi, proszę. — Błysnęła nieszczerym uśmiechem. — Naprawdę bardzo chcę wiedzieć.

Draco przełknął ślinę i uznał, że to idealny dzień na śmierć. 

— Cóż, był jeden raz.

Twarz Hermiony przybrała iście morderczy wyraz.

Uniósł brwi. 

— Przez kilka miesięcy spotykałaś się z byłym przestępcą i nie wydawało ci się, że gdyby ludzie się dowiedzieli, to miałoby to realny wpływ na twoją karierę w Ministerstwie.

Patrzyła na niego, a jej twarz pobladła.

— Ani. Się. Waż. — Jej ton był ostry i wściekły. — Nie waż się udawać, że robisz to dla mnie. Nie prosiłam, żebyś mnie chronił. Nie potrzebuję, aby ktokolwiek mnie chronił. Nie chciałam tego ukrywać! Nie waż się nawet próbować tego przekręcać i udawać, że była to jakaś twoja przysługa. — Jej pierś zadrżała, jakby Hermiona walczyła ze łzami.

— Przysięgam na Merlina, to właśnie dlatego. — Sięgnął w jej stronę, a ona cofnęła się, unikając jego dotyku jak ognia.

Jej oczy wypełniały łzy, ale wyraz twarzy był jadowity. 

— Tak, a teraz jesteś tutaj, aby wciągnąć mnie z powrotem do tego związku, który był dla mnie tak bardzo toksyczny. I po co? Niby zależy ci na mojej reputacji, ale i tak nie możesz się powstrzymać? — Jej twarz wykrzywiła się w dziwnie znajomym grymasie. — Idź i znajdź sobie jakąś głupszą wiedźmę, Malfoy. Jestem zbyt zajęta moją niewiarygodnie ważną reputacją i karierą w Ministerstwie, żeby mieć czas na słuchanie, jak próbujesz się od tego wszystkiego wykręcić się i zwalić całą winę na mnie.

Obróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić od niego szybkim krokiem.

Draco stał, wpatrując się w nią z sercem ciążącym mu w piersi. Powinien był po prostu trzymać się z daleka. Udało mu się tylko pogorszyć sytuację.

Powinien po prostu sobie pójść. Odejść i zostawić ją w spokoju, bo jasno dała mu do zrozumienia, że tego właśnie chce.

— Hermiono… — Znowu zaczął podążać za nią, jakby była syreną.

Ona przyspieszyła kroku.

Zacisnął szczękę i ruszył za nią jeszcze szybciej. Dogonił ją, gdy skręciła za róg. Chwycił ją za ramię.

— Nie dotykaj mnie. — Wyglądała, jakby dzielił ją  ułamek sekundy od kopnięcia go w goleń.

Chwycił ją mocniej, nachylił nad nią tęsknie, a usta całkowicie mu wyschły. 

— Poczekaj. Pozwól mi choć ten jeden raz wyjaśnić, a już nigdy nie będę cię niepokoić, masz moje słowo, złożę ci nawet przysięgę, jeśli właśnie tego chcesz.

Patrzyła na niego z lodowatym wyrazem twarzy. Kilka osób będących na korytarzu spojrzało w ich stronę, a Draco natychmiast cofnął rękę i wyprostował się.

Oczy Hermiony błysnęły bólem. Draco przełknął i odwrócił wzrok.

— Nie zamierzałem zapraszać cię na randkę — powiedział, wpatrując się ponad jej ramieniem w stojącą nieopodal roślinę doniczkową. — Nigdy tego nie planowałem. Zakładałem, że z czasem mi przejdzie. Ale kiedy to ty mnie zaprosiłaś, cóż — uśmiechnął się z bólem — jestem rozpieszczonym jedynakiem, który od zawsze był samolubny, więc oczywiście się zgodziłem. Założyłem, że nie wytrzymamy ze sobą zbyt długo i wszystko samo się rozwiąże, jeśli tylko na to pozwolimy. Myślałem, że dopóki nie zrobię nic, by spieprzyć ci życie, nie stanie się nic złego. Nie zdawałem sobie sprawy, że uznasz, że próbowałem cię ukryć, jakbyś była jakąś kłopotliwą niedyskrecją z mojej strony. Przepraszam. Powinienem był powiedzieć „nie” już na samym początku. — Przełknął ślinę i prawie wyciągnął rękę, by ją dotknąć.

Zacisnął dłoń w pięść. 

— Nie jestem tu, żeby cię odzyskać, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że ​​to nie twoja wina. To nigdy nie była twoja wina. Byłaś idealna. Przepraszam, że tak to zinterpretowałaś. Przepraszam, że spieprzyłem swoją przyszłość, jeszcze zanim się w tobie zakochałem. — Wciągnął głęboki oddech i cofnął się. — Życzę ci wszystkiego dobrego, Granger. Zasługujesz na to.

Skinął głową i przeszedł obok niej, czując, że zaraz mógłby zwymiotować.

Nigdy więcej nie chciał być z nikim szczery. Wolał już oberwać Crucio. Albo dostać jedną z tych drewniano-metalowych, mugolskich rzeczy. Wydawało mu się, że nazywano to muszkietami.

Potrzebował się napić. Kurwa. Wolał zapaść w śpiączkę.

Teraz musiał przejść przez całe cholerne Ministerstwo udając, że wcale nie wyrwał sobie właśnie serca z piersi, pozostawiając je w dłoniach kobiety, która nawet tego nie chciała.

Dudnienie w jego uszach zaczynało zmieniać się w tępą migrenę.

— Draconie Malfoyu, zatrzymaj się tam, gdzie jesteś! — Głos Hermiony przebił się przez duszącą mgłę w jego głowie niczym ostry trzask bicza.

Draco zamarł i niechętnie odwrócił się w jej stronę.

Akta nie były już w jej ramionach. Leżały rozrzucone na środku podłogi. Hermiona szła w jego stronę z bladą twarzą.

Teraz jeszcze więcej osób otwarcie się w nich wpatrywało. Draco przełknął ślinę.

Wciągnęła ostry oddech, gdy się zbliżyła. 

— Ty… — zaczęła niepewnym tonem. — Jesteś największym idiotą, jakiego kiedykolwiek napotkałam na swojej drodze, a to naprawdę wiele znaczy, biorąc pod uwagę, ilu idiotów znam.

O Merlinie. Miał być przez nią werbalnie sponiewierany na środku korytarza. Idealne uzupełnienie ich rozstania. Ten dzień nie mógł być gorszy.

Stała przed nim z rękami na biodrach, a jej oczy płonęły wypełnione czystym oburzeniem. 

— Nigdy nie obchodziło mnie, co mówią o mnie te wszystkie plotkary i teraz też nie mam zamiaru się tym ani trochę przejmować.

Zanim Draco zdążył w pełni przetworzyć jej słowa, ona chwyciła za jego szaty, szarpnęła go mocno do przodu i pocałowała w samym środku Ministerstwa.


1 komentarz: