OSTRZEŻENIE: graficzność, gore.
Ktoś trącał ją w łokieć. Próbował wyrwać ją z szoku, pomagając unieść kieliszek. Szampan zwilżył jej wargi.
Dziewczyna w białej sukni przełknęła ślinę, jej gardło poruszało się delikatnie, gdy szampan wpływał do jej ust.
Fajerwerki trzaskały i huczały, a skóra dziewczyny mieniła się na niebiesko, czerwono i zielono – niczym czyste, białe płótno.
Ciepły oddech wyszeptał jej do ucha:
— Granger, zamknij usta, bo mucha ci tam wleci.
Rozciągnięta sprężystość jej umysłu pękła, a wizja wydawała się drżeć.
Ginny Weasley stała w odległości dwudziestu stóp od niej.
Hermiona odwróciła się do Blaise'a, a serce wręcz waliło jej w gardle. Nie odrywała wzroku od Ginny na wypadek, gdyby ta miała zniknąć.
— Blaise, proszę. Musisz mnie zabrać do Avery’ego. Muszę... Gdybym tylko mogła się do niej zbliżyć…
— Chyba mylisz mnie z innym Ślizgonem. Obawiam się, że będę musiał pozostać nieugięty, Granger…
— Proszę. — Spojrzała na niego, a on upił łyk szampana, unikając jej wzroku. — Nie widziałam jej od maja.
Blaise spojrzał na salę balową i szepnął:
— Z Averym nie łączą mnie żadne interesy. Nie mogę po prostu do niego podejść…
Avery przycisnął dłoń do pleców Ginny i poprowadził ją w stronę drzwi. Oddech uwiązł Hermionie w płucach – miała stracić ją tak szybko, ledwo po odzyskaniu…
— Po prostu poprowadź mnie w tamtą stronę — błagała. — Tylko w kierunku drzwi, a potem coś wymyślę…
— Co ci mówiłem o rozmowie z osobami wyższymi od ciebie statusem społecznym? — syknął za nią Lucjusz. Ciepłą dłonią chwycił ją za łokieć. — Zachowuj się.
Odwróciła się do jego zimnego, szarego spojrzenia, a jej usta drżały, jakby próbując błagać go bez użycia słów.
— Najwyraźniej masz dość przeżyć jak na jedną noc. — Jego spojrzenie było jak lód, gdy odwrócił się do Blaise'a, mówiąc wystarczająco głośno, by ewentualne gapie mogli go usłyszeć. — Przepraszam za jej zachowanie. Zapewniam cię, że zostanie surowo ukarana. Proszę, wybacz nam.
I nie czekając na odpowiedź, Lucjusz poprowadził ją przez tłum, siniacząc jej ramię swoim uściskiem.
— Panie Malfoy…
Jeszcze mocniej zacisnął palce.
— Kontroluj się — mruknął kącikiem ust. — Pamiętaj, gdzie jesteś.
Potknęła się, ale potem szybko wyprostowała swoje ciało. Logiczna część jej mózgu wiedziała, że Lucjusz ma rację, ale reszta krzyczała, żeby spróbowała odwrócić tor ich kroków. Musiała dostać się do Ginny.
Lucjusz skinął głową kilku przechodzącym osobom, szybkim krokiem przemierzając salę balową, podczas gdy umysł Hermiony wirował. Ale z każdym krokiem jej serce coraz bardziej tonęło. Lucjusz miał rację. Nie mogła dziś wieczorem porozmawiać z Ginny, chyba że wydarzył by się jakiś kosmiczny cud.
Ból zapulsował jej w skroni, gdy Lucjusz przeprowadził ją przez próg salonu, a potem skierował się w stronę marmurowych schodów. Drzwi zatrzasnęły się za nimi, zamykając Ginny z dala od niej niczym w trumnie. Hermiona przełknęła, starając się być silna…
— Lucjuszu! — zawołał głos, gdy mężczyzna postawił stopę na pierwszym stopniu. Oboje obrócili się i ujrzeli Yaxleya wyglądającego zza uchylonych drzwi małego salonu ukrytego za schodami. — Dołącz do nas. Właśnie rozmawialiśmy o Genewie.
— Oczywiście. Daj mi chwilę, żebym położył zwierzaka do łóżka — powiedział gładko Lucjusz. Przeszedł na drugi stopień, ciągnąc za sobą Hermionę.
— Weź ją — powiedział Yaxley, a Lucjusz zamarł. Odwrócił się powoli, a Hermiona podążyła za nim. — Właśnie miałem cię szukać. Drugą też już tutaj mamy.
Hermiona wstrzymała oddech.
Ginny.
Sama w pokoju pełnym Śmierciożerców.
Lucjusz zawahał się, a Yaxley uniósł brew.
— Nie bądź skąpy. Twoi goście chcą zobaczyć najlepsze konie z całej stajni. — Uśmiechnął się. — Może pozwolimy im się razem zabawić.
Hermiona odmówiła w myślach cichą modlitwę, błagając. I wtedy…
— Przypuszczam, że mógłbym na kilka minut… — powiedział sztywno Lucjusz.
Jej ciało przeszył dreszcz, a potem serce zadudniło żywo w jej piersi, gdy Lucjusz poprowadził ją do salonu. Z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej koncentrowała się na ujęciu swoich emocji w książki – odpychając Draco w najdalszy zakątek swojego umysłu i zakrywając go innymi tekstami, zszywając strony Ginny w zupełnie inny tom. Drzwi otworzyły się dokładnie wtedy, gdy ukryła to wszystko gdzieś między regałami.
Jej spojrzenie natychmiast spoczęło na białej sukience. Ginny stała odwrócona plecami do drzwi, a Avery był tuż u jej boku z ręką na jej tyłku. Hermiona odetchnęła gwałtownie, ale jej Oklumencja utrzymała się bez zarzutu. Odwróciła wzrok. Dołohow, Rookwood, Mulciber, Crabbe Senior., Parkinson i bracia Lestrange stali w leniwym szyku, popijając drinki i chichocząc między sobą. Dziwnie było widzieć ich w jasnym blasku świec w Dworze Malfoyów, bez żadnej niewolnicy uwieszonej na ramieniu lub siedzącej na kolanach.
Przemknęli po niej spojrzeniami, ale odwrócili wzrok, nie krzywiąc się – wszyscy za wyjątkiem Dołohowa.
— Więc tutaj wszyscy się ukryliście. — Lucjusz uścisnął dłoń Mulcibera i szybko przeszedł przez pokój w kierunku barku z napojami ustawionego w kącie, popychając Hermionę tak, by stanęła za krzesłem pod ścianą.
— Twoja żona urządza wspaniałe przyjęcia, Lucjuszu.
— To prawda. — Lucjusz upił łyk brandy i podszedł, by uścisnąć dłoń Avery'ego. — Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczymy, Aronie. Witamy.
— Dostałem pozwolenie na wypuszczenie jej z klatki. — Avery zachichotał, a Hermiona obserwowała, jak jego ręka zsuwa się z pośladków Ginny i zatapia w jej rudych lokach. Przełykając, szybko odwróciła wzrok.
— Ale czy Czarny Pan zabawi się tego sylwestrowego wieczora? — mruknął Rabastan, a Mulciber ukrył swój uśmiech w kieliszku.
Avery prychnął.
— To zaszczyt służyć Czarnemu Panu. Uważam się za szczęściarza, mając zwierzaka, którym on jest zainteresowany.
Ginny uśmiechnęła się skromnie, popijając szampana.
— Te dwie się znają, prawda? — zapytał Rookwood, wskazując między Ginny i Hermioną. — Obie ssały Potterowi kutasa?
Mężczyźni zachichotali. Ginny po prostu zamrugała.
— Proszę cię, byś uważał na swój język, stojąc tuż pod portretem mojej prababki – powiedział Lucjusz, unosząc kieliszek, by wskazać zrzędliwie wyglądającą, siwowłosą kobietę siedzącą w ramie. Mężczyźni zaśmiali się rubasznie.
— Czy to prawda, kochanie? — szepnął Avery do ucha Ginny, zaciskając dłoń na włosach u podstawy jej czaszki. — Pamiętasz swoją starą przyjaciółkę?
Hermiona patrzyła, jak Ginny odwraca się – jej kości poruszają się pod bladoniebieską skórą pleców. Rudowłosa po raz pierwszy skierowała swój wzrok na Hermionę. Jej ciepłe, brązowe oczy były płytkimi basenami nicości, gdy błądziły po Hermionie.
— Ledwo — powiedziała.
Jej głos był inny. Jakby za mocno owinięto wokół jej gardła linę i szarpano za nią, aż cała melodyczność opuściła jej ton. W tym jednym słowie Hermiona usłyszała arystokratyczny akcent, tak inny od zapamiętanych przez nią naturalnych spółgłosek i samogłosek Ginny.
— Tu wszyscy jesteście. — Hermiona odwróciła się do drzwi i zobaczyła pijanego Notta Seniora opartego o framugę. — Nie zaprosicie mnie na to małe, prywatne przyjęcie?
Yaxley zacisnął usta z niesmakiem. Rookwood i Mulciber posłali sobie znaczące spojrzenie.
— Ależ skąd, Ted — powiedział gładko Lucjusz. — Dołącz do nas. Właśnie miałem otworzyć butelkę szkockiej.
Oczy Notta Seniora zabłysły. Wpadł do pokoju i opadł na krzesło z wysokim oparciem.
— Jakieś nowości? — zapytał. Lucjusz podał mu drinka, lekko wykrzywiając usta.
Na szczęście, w przeciwieństwie do Edynburga, ani Hermiona, ani Ginny nie były tego wieczoru głównymi atrakcjami wydarzenia. Ten zaszczyt należał do Szwajcarii. Wszyscy zebrani byli skupieni i wręcz uprzejmi, kiedy dyskutowali o ostatnich wysiłkach odzyskania Genewy. Większość z nich była dość pewna siebie; inni wypominali pogłoski o rzekomej pomocy zagranicznej dla francuskich i szwajcarskich buntowników. Lucjusz niewiele mówił, jedynie nucąc i okrążając palcem brzeg swojego kieliszka.
Hermiona skurczyła się, stojąc nieruchomo między barkiem z napojami a oparciem krzesła Lucjusza, próbując nie skupiać na sobie żadnej uwagi, gdy starała się zapamiętać imiona i daty. Wiedziała jednak, że jeśli wkrótce nie uda się ponownie do Edynburga, na nic się to nie zda.
W pewnym momencie Dołohow zbliżył się, by nalać sobie kolejnego drinka, a Hermiona zamarła niczym królik w świetle reflektorów. Lucjusz szybko wstał i stanął między nimi, sam napełniając kieliszek Dołohowa i z szyderczym uśmieszkiem wpychając mu go do ręki. Dołohow wrócił na swoje miejsce, dąsając się, a Hermiona rozluźniła swój ucisk na oparciu krzesła Lucjusza.
Próbowała nie patrzeć na Ginny. Ale jej samokontrola stawała się coraz słabsza, gdy mężczyźni dzielili się kolejnymi plotkami, więc zaryzykowała spojrzenie w kierunku rudowłosej. Żołądek Hermiony skręcił się, gdy Ginny nawet się uśmiechnęła, a Avery objął ją ramieniem w talii. Sączyła szampana, a on przycisnął twarz do jej szyi, śmiejąc się, gdy szeptał coś do jej ucha.
To wszystko wydawało się być totalnie nie tak.
Ginny sprawiała wrażenie, jakby niegdyś szalejący w jej oczach ogień wypalił się aż po sam żar, powoli dogasając w palenisku. Książki w umyśle Hermiony zadrżały, gdy szybko odwróciła wzrok, skupiając się na jeziorze ze spokojną wodą.
Ginny nie spojrzała na Hermionę ponownie.
Wkrótce Lucjusz zaczął szukać wymówek, by móc wrócić do Narcyzy. A Hermiona nie mogła znaleźć w sobie ani krzty siły, by chcieć zostać na dłużej w tym samym pokoju co Ginny. Półki w jej umyśle napinały się pod ciężarem coraz cięższej Oklumencji, grożąc załamaniem.
Nawet nie spojrzała po raz ostatni na Ginny, gdy Lucjusz złapał ją za ramię i poprowadził po schodach. Jej umysł pulsował i stawał się coraz bardziej odrętwiały. Gdy kroczyli długim korytarzem prowadzącym do jej sypialni, czuła, że Lucjusz na nią spogląda, ale była zbyt wyczerpana, by jakkolwiek na to odpowiedzieć.
Gdy przeszła przez drzwi, Lucjusz ostrzegł ją stanowczym tonem:
— Zostań w tym pokoju. Żadnych wędrówek.
Pokiwała głową w milczeniu. Jaki mogłaby mieć powód do wędrówki? Teraz już nie mogła skontaktować się z Ginny. Nie miała żadnej wymówki, ani żadnego sprytnego planu w zanadrzu.
Lucjusz stał w progu, kiedy Hermiona zdejmowała z siebie kolejne elementy biżuterii. Jej wizja była zamazana, ale ręce pozostawały stabilne. Zaskoczył ją odgłos zamykanych drzwi. Poczuła szum zaklęć zamykających i odnawiających zabezpieczenia. A potem nic.
Rozpięła sukienkę, pozwalając tiulowi i satynie opaść na ziemię. Kiedy wyszła z otaczającego ją koła materiału i ruszyła do łazienki, doszła do wniosku, że i tak nie mogła zrobić nic. Nic, co by powiedziała lub uczyniła, nie dałoby jej chwili sam na sam z Draco na tarasie. Nic nie mogło oczyścić sali balowej z tłumu, by mogła przebiec przez nią i wziąć Ginny w ramiona.
Od samego początku cała ta sytuacja była beznadziejna.
Odkręciła kran i stojąc przy swojej toaletce wpatrywała się w wodę powoli napełniającą wannę.
Najpierw Draco, potem Ginny. Dzisiejszej nocy straciła ich oboje.
Nagle wspomnienie błysnęło w jej umyśle. Była jedna rzecz, którą mogła zrobić inaczej. Powinna była powiedzieć Draco, że też za nim tęskniła. Teraz wrócił już z powrotem do Zurychu i mógł umrzeć, nawet nie słysząc od niej tych słów.
Wanna została napełniona, a krany magicznie się zakręciły. Hermiona weszła do idealnie nagrzanej wody, obserwując, jak powierzchnia faluje. Piekła ją twarz.
Powinna być śmiała i lekkomyślna, rozbijając kieliszki szampana i podrzynając gardła wszystkim w pokoju, jak niegdyś zrobiła to Ginny. Powinna była jej pokazać, że Hermiona Granger wciąż drzemie pod tą skorupą tiulu i makijażu. Może Ginny też by o sobie co nieco przypomniała.
Woda otoczyła jej ramiona. Hermiona zanurzyła się głębiej, wsuwając uszy i oczy pod powierzchnię w chwili, gdy pierwsza fala szlochu wyrwała się jej z gardła, a sól z jej łez dołączyła do pachnącej lawendą soli do kąpieli. Spojrzała przez lustro wody na wysoki, kremowy sufit.
Tęskniła za Harrym. Tęskniła za Ronem. Tęskniła za rodzicami.
Dziś wieczorem już niemal miała Ginny w garści i pozwoliła jej się wymknąć.
A Draco Malfoy mógł już nigdy nie wrócić do domu. Do niej.
Otworzyła pod wodą usta i zaczęła krzyczeć.
***
Smutek sylwestrowy przez cały tydzień ciążył jej na ramionach. Przez trzy dni Hermiona widywała w Dworze tylko skrzaty, jakby Narcyza wiedziała, że potrzebuje przestrzeni. Być może Narcyza również potrzebowała przestrzeni – w końcu jej mąż i syn znowu wyjechali na wojnę.
Następnego ranka w umyśle Hermiony panował istny chaos. Próbowała praktykować Oklumencję, wpychając wszystko z powrotem na miejsce i porządkując swoje półki. Zamiast tego skończyła zapłakana na podłodze obok łóżka, zwijając się w kłębek na wspomnienie dziwnego dźwięku głosu Ginny i ciepła dłoni Draco na swoich plecach. Pozwoliła sobie na dzień odpoczynku i regeneracji, zanim ponownie spróbowała posortować wspomnienia.
Zaczęła od Ginny, przerzucając pomarszczone strony jej książki. Oprawiła nowe wspomnienia jakby były dodatkiem, wkładką na końcu. Tom Ginny osiadł na wysokiej półce i zniknął.
Potem pod jej palcami zamknęły się wszystkie tomy o Draconie Malfoyu. Grube strony z ostrymi krawędziami, tak elegancko skrojone. Tęsknota spoczywała w załamaniach stron jak zakładki, a miliony co-by-było-gdyby prześlizgiwały się pomiędzy kolejnymi rozdziałami. Zamknęła książkę na zamek i wepchnęła ją na półkę na wysokości swoich oczu, nie chcąc jej zgubić na wypadek, gdyby znów była jej potrzebna.
Kiedy wreszcie skończyła, był drugi stycznia godzina dwudziesta. Pulsowało jej w głowie, a kiedy spojrzała na ogień buchający żywo w kominku, musiała przymknąć oczy. Jednak półki w jej umyśle były solidne, a ciężar w żołądku zelżał. Zjadła kromkę chleba, która została jej z obiadu i po przełknięciu porcji eliksiru nasennego wsunęła się do łóżka.
Obudziła się następnego ranka, czując w swoich żyłach tylko zimną determinację. Po półgodzinnej medytacji spakowała wszystkie swoje książki o tatuażach i przeniosła je z powrotem do biblioteki.
Pansy podsunęła jej pod nos bezcenne wskazówki dotyczące tworzenia tych tatuaży. Istnienie mikstury radykalnie zmieniło całą sytuację. Eliksir miał w sobie antidotum. A ona do tej pory szukała jedynie przeciwzaklęcia.
Jej test z myszą nie powiódł się z wielu powodów, z których pierwszy dotyczył użycia eliksiru. Drugi natomiast dotyczył magii krwi. Ale dzięki Pansy Hermiona wiedziała, że eliksir musiał znaleźć się na pierwszym miejscu.
Zaczęła od porównania wszystkich zasobów biblioteki dotyczących magicznych tatuaży i mikstur. Wypróbowała setki wyszukiwanych haseł – tak wiele, że musiała je sobie spisać. Spróbowała przebadać pół tuzina innych języków. Próbowała nawet ręcznie przeglądać książki. Ale po kilku tygodniach nie znalazła niczego, co mogłoby połączyć magię tatuaży ze spożytym eliksirem.
Sfrustrowana brakiem postępów spędziła ostatni tydzień stycznia nad drugim elementem układanki: magią krwi. Znalazła wiele jej zastosowań przy tworzeniu barier ochronnych, w tym również tych otaczających magiczne posiadłości. Ale została przytłoczona zbyt dużą ilością informacji. I bezużytecznym było skupianie się na jakimkolwiek konkretnym zaklęciu, bez określenia właściwego eliksiru.
Po raz kolejny odnosiła wrażenie, jakby pracowała na ślepo. Czyściciele nie używali eliksiru – nie miała żadnych podstaw, mogących pomóc jej znaleźć potrzebne informacje. Żałowała, że nie ma przy niej Draco, który pomógłby sprawdzić, czy czegoś nie przegapiła. Powoli brakowało jej pomysłów. Zaczęła więc od zera, ręcznie przeszukując Tysiąc magicznych eliksirów i ich zastosowania. Miała nadzieję, że coś przyciągnie jej uwagę i rozbłyśnie ideą w jej wyczerpanym umyśle.
Tygodnie mijały powoli, ciągnąc się jak melasa, aż do połowy lutego. Hermiona przeplatała swoje badania z sesjami Oklumencji i półregularnymi posiłkami z Narcyzą. Jeśli Prorok niósł ze sobą dobre wieści, Narcyza widywała się z nią. Kiedy były to złe wieści, taca Hermiony magicznie pojawiała się na stoliku w jej pokoju. Na dworze wciąż panował przenikliwy chłód, ale czasami w przerwach od badań Hermionie zdarzało się spacerować po terenie posiadłości.
Wzmianka o Draco lub jego zdjęcie pojawiały się w gazecie przynajmniej raz w tygodniu. Hermiona nieraz wycinała jego fotografie, zbierając je w złożonym na pół pergaminie w pudełku z biżuterią na szafce przy swoim łóżku.
Ileż by teraz dała za choć jeden sarkastyczny list od niego.
W następny wtorek Prorok poinformował, że rebelianci ruszyli na Bazyleę. Chociaż miasto wciąż pozostawało zdziesiątkowane przez listopadowy atak, armia setek bojowników maszerowała przez gruzy w kierunku twierdzy miasta. Tysiące Śmierciożerców zostało sprowadzonych z Lozanny, skutecznie odpierając rebeliantów. Skeeter poświęciła całą stronę na wychwalanie pomysłowości Śmierciożerców, którzy byli odpowiedzialni za rzucenie Obliviate na przypadkowych świadków i Imperio na mugolskich przedstawicieli władzy – z których wszyscy winili za zniszczenie miasta zagranicznych terrorystów.
W środę rano Hermiona obudziła się i ujrzała dostarczone do jej pokoju śniadanie, któremu towarzyszyła kopia Proroka przyłożona filiżanką z kawą.
ZURYCH POD OSTRZAŁEM!
autorstwa Rity Skeeter
Niczym karaluchy do kredensu, mała grupa rebeliantów przeniknęła wczoraj wieczorem do Zurychu. Ten bezczelny atak francuskich najeźdźców i szwajcarskich zdrajców jest niewątpliwie reakcją na ich wczorajszą, spektakularną porażkę w Bazylei – ostatnią próbę przejęcia kontroli i wprowadzenia w kraju chaosu.
Siły Wielkiego Zakonu zostały wezwane z Bazylei, przy wsparciu dodatkowej piechoty z Lozanny i Berna. Źródła bliskie całej sytuacji już dziś po południu spodziewają się zdecydowanego zwycięstwa nad uzurpatorami.
Mrugając, Hermiona wpatrywała się w stronę. Serce waliło jej w uszach, gdy skanowała nagłówki wyżej i niżej. Drżącymi dłońmi zaczęła przedzierać się przez kolejne strony, szukając czegokolwiek więcej.
Nic.
Hermiona warknęła i wrzuciła gazetę do ognia. Zaczęła krążyć po pokoju, a jej umysł próbował połączyć elementy układanki. Francuzi i ich sojusznicy zaatakowali Bazyleę dwa dni temu, ale był to zwód. Bazylea nie stanowiła oczywistego celu ich strategii. Jednak dzięki temu zwabili oni siły Voldemorta poza Szwajcarię, pozostawiając prawdziwy cel bezbronnym: Zurych.
Czyli miejsce, w którym był obecnie Draco.
Jej podbródek drżał, zanim znów zaczęła krążyć. Kłamstwa Skeeter były oczywiste. Kobieta mocno koloryzowała. Gdyby rzeczywiście była to mała banda powstańców, nie wzywanoby posiłków z Lozanny, nie mówiąc już o Bernie. Armia Voldemorta opuściła wszystkie posterunki na granicy, tworząc tym samym łatwą ścieżkę dostępu do serca kraju. Tylko zmasowany atak mógł to uzasadnić.
Półki jej umysłu gwałtownie się zatrzęsły. Hermiona oparła się o słupek łóżka, oddychając głęboko, aż wszystko się uspokoiło. Znowu zaczęła krążyć.
Smycz owinięta wokół szyi Rity Skeeter stawała się coraz krótsza, a ilość pomijanych faktów jeszcze bardziej rzucała się w oczy. W zeszłym tygodniu Hermiona poprosiła Narcyzę o zdobycie kopii innej gazety od jakiegokolwiek zagranicznego sojusznika Wielkiego Porządku – mniej stronniczego – ale Narcyza odpowiedziała, że nie-brytyjskie czasopisma na rozkaz Ministra Thicknesse zostały w Wielkiej Brytanii całkowicie zakazane.
Zatrzymała się przy kominku, wpatrując się w to, co zostało z gazety; małe i pozwijane skrawki pergaminu, szeleszczące cicho w płomieniach. Tego dnia próbowała skupić się na swoich badaniach, ale nie miało to większego sensu. Spędziła więc resztę dnia na medytacji. Kiedy zapadła noc, przysunęła krzesło do okna, wpatrując się w ciemne szyby sąsiedniego pokoju, dopóki nie zasnęła.
Obudziła się następnego ranka ze skurczem szyi i paniką pulsującą w piersi. Kiedy wraz z poranną kawą nie pojawiła się żadna gazeta, Hermiona ruszyła w piżamie prosto do jadalni.
Znalazła Narcyzę stojącą nad stołem, wpatrującą się w gazetę. Szum krwi natychmiast napłynął jej do uszu.
— Co się stało — wychrypiała Hermiona. — Co napisała Skeeter?
Kobieta prychnęła lekko pod nosem.
— Mam już serdeczne dość panny Skeeter — odpowiedziała Narcyza. Hermiona podeszła bliżej, rozchylając usta, kiedy zdała sobie sprawę, że to nie Prorok leżał rozłożony na stole, ale Duch Nowego Jorku.
— Łzawka wybrała się dziś rano na wycieczkę do Nowego Jorku — powiedziała Narcyza.
Hermiona zamrugała, wyciągając szyję, by móc lepiej przyjrzeć się gazecie.
— Zacznij tam. — Narcyza wskazała na kartki po drugiej stronie stołu.
Hermiona szybko przeniosła się do wskazanych przez kobietę stron, znajdując wtorkowe, wieczorne wydanie, kiedy to setkom rebeliantów nie udało się odbić Bazylei.
Ale nie to ujrzała w Duchu.
MAŁA GRUPA BUNTOWNIKÓW WYWOŁUJE ZAMIESZANIE W BAZYLEI
autorstwa Gertie Gumley
Francuscy i szwajcarscy bojownicy z koalicji „Prawdziwego Zakonu” wywołali dziś rano poruszenie w szwajcarskiej Bazylei, kiedy to zdetonowali serię ładunków wybuchowych tuż pod miejskim ratuszem. Pokosy z armii tak zwanych „śmierciożerców” Czarnego Lorda Voldemorta zostały natychmiast oddelegowane do Bazylei i według źródeł spędzili oni cały dzień walcząc z grupą około dwudziestu pięciu rebeliantów.
Hermiona zmarszczyła brwi, ale zanim jej umysł zdążył porównać ujęcia sytuacji przez Skeeter i Gumley, jej uwagę przykuł artykuł ze środowej gazety.
FRANCUZI Z SUKCESEM NAJEŻDŻAJĄ ZURYCH
autorstwa Gertie Gumley
Po wczorajszym ściągnięciu setek Śmierciożerców do Bazylei, Prawdziwy Zakon zajął terytorium po wschodniej stronie Zurychu. Po wtorkowym ataku na Bazyleę, miasto było słabo chronione, co stworzyło szansę dla armii szwajcarskich rebeliantów i ich sojuszników.
Według naocznych świadków rebelianci, którzy przybyli do Zurychu znacznie przewyższali liczebnie śmierciożerców pozostających w mieście, zaskakując armię Czarnego Lorda Voldemorta.
„To był klasyczny Zwód Wrońskiego” – mówi anonimowe źródło. „Tysiące Francuzów w Zurychu naraz. Jednak nie do końca rozumiem, jak udało im się zaatakować od południowego wschodu”.
Hermiona rozszerzyła oczy, gdy czytała, a jej wzrok przeskakiwał między stronami, szukając jakiejkolwiek wzmianki czy znajomych imion. Rebelianci zajmowali kolejne połacie terenu. To była naprawdę dobra wiadomość. Ale…
— Czy jest jakaś wzmianka…? — Urwała, przesuwając palcami po ustach.
— Tutaj. — Narcyza podała jej gazetę, a Hermiona chwyciła ją szybciej, niż nakazywałaby uprzejmość.
To było dzisiejsze wydanie Proroka. Na środku pierwszej strony widniało zdjęcie Dracona, Lucjusza, Mulcibera i Bellatriks, opisane nagłówkiem:
BUNTOWNICY POKONANI W ZURYCHU
Hermiona rozłożyła gazetę, sunąc palcami po krawędzi zdjęcia. Zostało zrobione w nocy. Nie później niż dwanaście godzin temu.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na nagłówek dzisiejszego wydania Ducha Nowego Jorku:
ZACIEKŁOŚĆ BITWY W SZWAJCARII
— Gdzie jest Lucjusz?
— Został wczoraj wezwany do Lozanny. — Narcyza potarła czoło. — Francuzi przebijają się obok Genewy.
I rzeczywiście, w artykule Ducha była wzmianka o najazdach na wschód od Genewy. Z drugiej strony Prorok wysuwał jedynie zapytania podważające personę austriackiej Ministry. Została ona aresztowana, a śledczy sprawdzali, czy była w zmowie z rebeliantami i pozwoliła im na infiltrację kraju poprzez granicę austriacko-szwajcarską.
Narcyza powieliła dla niej zaklęciem strony Ducha i opuściła pokój ze zmęczonymi, zaczerwienionymi oczami. Hermiona spędziła resztę dnia przeglądając kłamstwa Skeeter i porównując je z relacjami Gertie Gumley.
Pod koniec każdego artykułu Gumley dodawała: „Przewodniczący MACUSY Harrison odmówił komentarza przez 33 tydzień z rzędu” lub „Wciąż brak wiadomości z Biura Przewodniczącego odnośnie do tego czy lub kiedy MACUSA udzieli pomocy ministerstwom francuskim lub szwajcarskim, chociaż Skandynawia, Islandia i Kanada obiecały swoje wsparcie”. Hermiona uznała śmiałość i otwartość reporterki wyrażającej swoją dezaprobatę względem prawdowniczącego za dość imponującą.
Tej nocy nie mogła spać.
Pewnego deszczowego dnia pod koniec lutego, Skeeter poinformowała, że Nott Senior został awansowany na generała i wysłany do Zurychu, gdzie wciąż szalała bitwa.
Zahartowała się już na kłamstwa Proroka i relacje z wojny. Strach o bezpieczeństwo Draco i jej przyjaciół stale ciążył jej na sercu, ale nadal pozostawała bezradna. Zaczęła więc codziennie przez co najmniej dwie godziny praktykować Oklumencję, a także zagłębiła się w swoich badaniach.
Pewnego wieczoru, gdy wracała z biblioteki, Hermiona usłyszała dobiegające z holu wejściowego podniesione głosy: jeden męski i jeden żeński. Znieruchomiała i przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy zawrócić. Jednak jej samokontrola załamała się na dźwięk znajomego tonu. Szybko podkradła się do przodu, przylegając do ściany tuż przy schodach.
— …kilka dni. Nie dłużej…
— W jakim celu? Z pewnością... — Głos Narcyzy cichł i słabł. — ...coś, z czym Bella może sobie poradzić?
— Czarny Pan był stanowczy — odpowiedział męski głos. — Muszę prowadzić śledztwo w Austrii.
Lucjusz był tutaj.
— Z pewnością Draco może iść z tobą… — Obcasy Narcyzy stukały, gdy krążyła po marmurze.
— Już próbowałem. — Jego głos był wyraźny i czysty, jakby właśnie miał przejść obok schodów. — Czarny Pan nalegał, żeby został. Twoja siostra porozmawiała z nim jako pierwsza.
Hermiona wstrzymała oddech i szybko ukryła się, znikając z pola widzenia i wślizgując się za schody.
Narcyza wymamrotała pod nosem coś zjadliwego, co sprawiło, że Lucjusz westchnął.
— Cyziu, nie wolno ci…
— Niedługo wrócisz, prawda? Będziesz tam z nim? — Jej głos drżał, gdy odbijał się echem od ścian.
— Zrobię co w mojej mocy. Powiedziałem Tedowi i twojej siostrze, aby natychmiast poinformowali mnie, jeśli zaczną planować jakikolwiek znaczący kontratak.
Narcyza prychnęła.
— Jakbyś mógł zaufać któremukolwiek z nich.
— Nie mam wyboru… — Nastąpiła długa pauza. — Zaszedł już tak daleko, Cyziu. Jest silniejszy, niż sądzisz…
— To chłopiec. Chłopiec, którego zostawiasz sam na sam z całą watahą wilków.
Usłyszała kolejne kroki Narcyzy.
— Muszę iść — powiedział Lucjusz niskim i pełnym żalu głosem. — Chciałem cię tylko zapewnić, że obaj jesteśmy bezpieczni i… — Obcasy Narcyzy zatrzymały się na marmurze. — Ale muszę iść. Już i tak za długo tu zostałem.
Usłyszała, jak kominek szumi nagle wypełniony płomieniami.
— Lucjuszu! — Głos Narcyzy odbijał się od schodów i poręczy, zagubiony i bezradny.
Hermiona wyjrzała zza rogu, zanim zdążyła się powstrzymać. Narcyza owinęła swoje ramiona wokół barków Lucjusza, jej usta były wygłodniałe i zdesperowane przy jego własnych. Proszek Fiuu wysypywał mu się spomiędzy palców, gdy przycisnął do siebie jej gibkie ciało.
Hermiona cofnęła się z cichym westchnieniem. Wiedziała, że jej rodzice byli w sobie zakochani. Ale nie sądziła, by Henry i Jean Granger kiedykolwiek lgnęli do siebie w ten sposób.
Wszystko szybko się skończyło. Hermiona zerknęła zza rogu w samą porę, by zobaczyć, jak Lucjusz odpycha od siebie żonę i rzuca garść proszku w płomienie. Narcyza przycisnęła opuszki palców do swoich warg, oplatając się w pasie ramieniem.
— Uważaj na siebie — szepnęła.
Usta Lucjusza wygięły się w czymś podobnym do uśmieszku.
— Dobrze. Tylko dlatego, że poprosiłaś.
Wkroczył w płomienie i zniknął. Narcyza przez dłuższą chwilę wpatrywała się w kominek.
Hermiona z powrotem ukryła się w cieniu, nie chcąc jej przeszkadzać.
Kilka dni. Nie dłużej.
Draco został w Zurychu z Bellatriks, Nottem Seniorem i niezliczoną ilością innych potworów. A jego matka się o niego bała.
Wróciła do swojego pokoju i wypiła półtorej dawki eliksiru nasennego, wsuwając się do łóżka i nawet nie ruszając kolacji.
Kolejne dwa dni minęły bez żadnych wieści. Narcyza dołączyła do niej przy śniadaniu, niespokojna i rozkojarzona. Hermiona kontynuowała swoje badania działając jak we mgle i robiąc niewielkie postępy. Ale trzeciego ranka wraz ze śniadaniem powitał ją egzemplarz Proroka Codziennego krzyczący swoim wytłuszczonym nagłówkiem:
ZWYCIĘSTWO W SZWAJCARII!
autorstwa Rity Skeeter
Wielki Zakon w końcu zwycięża w Zurychu z buntowniczymi najemnikami! Po miesiącach potyczek w Bazylei, Genewie, Bernie i Zurychu armia Czarnego Pana raz na zawsze odparła francuskich i szwajcarskich powstańców dzięki pomysłowości generała Teodora Notta i ofiarnej pracy niezliczonych urzędników i żołnierzy.
Decydujący cios zadany zeszłej nocy pokazuje magiczną potęgę Wielkiego Zakonu i osób najbliższych Czarnemu Panu. Opracowana przez generała Notta w ostatnich miesiącach nowatorska, magiczna broń została zeszłej nocy wypuszczona na front, najpierw użyta w celu pokonania sił rebeliantów w Zurychu, a następnie wysłana do Berna i Genewy. O świcie wszyscy powstańcy zbiegli, pozostawiając Szwajcarię w rękach prawowitych właścicieli.
Były szwajcarski Minister, Vogel, oraz jego gabinet – którzy odmówili poparcia Wielkiemu Porządkowi – zostali pojmani w Genewie i są obecnie przetrzymywani w szwajcarskim Ministerstwie w Zurychu. Zajrzyjcie do wieczornego wydania Proroka, aby uzyskać więcej informacji.
Palce Hermiony drżały. Jaką śmiercionośną broń stworzył Nott Senior i ile osób zabił?
Czy Draco był bezpieczny? Kto jeszcze mógł walczyć wczoraj na linii frontu? Czy Bill i Fleur nadal żyli?
Trzask!
Hermiona podskoczyła i odwróciła się, by zobaczyć wpatrzoną w nią Łzawkę.
— Łzawka ma dla panienki gazetę. Pani Malfoy nie czuje się za dobrze, więc Łzawka sama przyniosła dla panienki gazetę!
Hermiona potarła dłonią swoją pierś w której żywo dudniło serce, po czym sięgnęła po najnowsze wydanie Ducha Nowego Jorku.
— Dziękuję, Łzawko. Czy… Czy jest coś o Draco? Albo o panu Malfoyu?
— Łzawka nic nie wie, panienko — powiedziała skrzatka, kręcąc uchem.
Hermiona pokiwała tępo głową i pozwoliła skrzatce zniknąć. Otworzyła Ducha i sapnęła.
TYSIĄCE POLEGŁYCH W ZURYCHU. ICH LICZBA WCIĄŻ ROŚNIE.
autorstwa Gertie Gumley
Wczoraj o zmierzchu ulicami Zurychu przetoczyła się fala trującego gazu, zabijając ponad tysiąc francuskich i szwajcarskich żołnierzy. Chociaż większość nie-magów uciekła do sąsiadujących Włoch lub Niemiec, podejrzewa się, iż część z nich znajduje się pośród ofiar wraz ze szwajcarskimi czarownicami i czarodziejami, którzy nie usłyszeli lub też nie dostosowali się do rozkazów pozostania w budynkach.
Według naszego naocznego świadka gaz jest odporny na Zaklęcie Bąblogłowy i zabija przy najmniejszym kontakcie. Został on stworzony przez członka wewnętrznego kręgu Lorda Voldemorta i wygląda na najnowszą, śmiertelną broń masową używaną w próbach zdobycia Europy przez Wielki Zakon.
Duch otrzymał wiadomość, że śmierciożercy wypuścili gaz na Zurych około godziny 17:00 ostatniej nocy, pozwalając mu przepłynąć przez całe miasto, zabijając żołnierzy Prawdziwego Zakonu na linii frontu, a także wszystkich narażonych cywilów. Ostrzeżenia otrzymano poprzez Patronusy w Bazylei, Bernie i Genewie, dokąd wycofała się większość rebeliantów tuż przed uwolnieniem gazu. Śmierciożercy użyli nieznanego zaklęcia ochronnego, aby przejść przez każde z miast bez szwanku, zabijając bojowników, którzy nie zostali jeszcze ewakuowani lub których nie dosięgnął gaz.
Zaledwie kilka tygodni temu Nie-magiczna Rada Federalna Szwajcarii ogłosiła stan wyjątkowy, powołując się na terroryzm podobny do tego w Edynburgu w Szkocji. Nakazano również masową ewakuację obywateli nie-magicznych. Duch otrzymał wiadomość, że dwóch członków tejże Rady wykazało oznaki oparcia się Klątwie Imperius. Są oni obecnie przetrzymywani przez śmierciożerców, wraz ze szwajcarskim Ministrem Vogelem i członkami Rady Magicznej, którzy przeżyli atak.
Wraz z wycofaniem się sił rebeliantów ze Szwajcarii, Wielki Zakon Lorda Voldemorta ma teraz całkowitą kontrolę nad każdym z krajów graniczących z Francją. Francja pozostaje bastionem koalicji przeciwko Voldemortowi, nazywając siebie „Prawdziwym Zakonem”. Po wieściach o porażce w Szwajcarii, w połączeniu z wiadomością o nowej masowej broni zagłady w rękach Voldemorta, Przewodniczący MACUSY Harrison oznajmił, iż „przygląda się sytuacji”.
Hermiona usiadła na krześle, gdy gazeta wyślizgnęła się jej z palców. Czuła, jakby jej nogi były z ołowiu.
Ponad tysiąc zabitych w ciągu jednego dnia.
Niepokój zawrzał w jej sercu, a półki z książkami w jej umyśle zadrżały. Przez jej głowę przemykały coraz to nowsze obrazy. Bill i Fleur padający martwi wraz z niezliczoną ilością innych, ich twarze spuchnięte i sine. Czy Draco był tam wraz z innymi Śmierciożercami, grasując po wypełnionych chmurami gazu ulicach? A może ktoś z Prawdziwego Zakonu dopadł go pierwszy?
Zacisnęła dłonie w pięści, gdy zaczęła tracić dech. Zamknęła oczy i wyobrażała sobie jezioro ze spokojną wodą, dopóki nie była w stanie swobodnie oddychać. Po godzinie medytacji udała się do biblioteki i zakopała w swoich książkach, gdzie pozostała aż do zmroku.
Następnego ranka pod filiżanką kawy nie było żadnej nowej gazety. Zeszła do jadalni, jednak pomieszczenie było puste. Gabinet Narcyzy również.
Zawołała Łzawkę, a skrzatka natychmiast pojawiła się u jej boku.
— Czy nie było dzisiaj Proroka? Ani Ducha?
Łzawka przestąpiła z nogi na nogę.
— Pani powiedziała Łzawce, żeby zabrała od niej gazety — odparła, unikając spojrzenia dziewczyny.
Serce zadudniło Hermionie w piersi. Coś się stało.
— Czy mogę je dostać? — zapytała Hermiona cienkim głosem.
Łzawka załamała ręce.
— Pani mówiła… lepiej nie…
— Czy w takim razie możesz mnie do niej zabrać? Rozumiem, że dostałaś rozkaz, ale muszę wiedzieć, co się stało.
Łzawka bawiła się swoim fartuszkiem.
— Pani musi zostać sama, panienko. Łzawce nie zabroniono dania panience gazety. — I z jednym ruchem jej małego nadgarstka, Prorok nagle pojawił się między jej palcami.
Hermiona przyjęła gazetę i podziękowała skrzatce. Odwróciła się szybko, rozproszona przez zdjęcie Dracona na okładce, stojącego obok nowego, marionetkowego Ministra. Oczy chłopaka były puste.
EGZEKUCJE W ZURYCHU: CZARNY PAN WITA SZWAJCARIĘ PO STRONIE WIELKIEGO ZAKONU
autorstwa Rity Skeeter
Po klęsce francuskich buntowników w Szwajcarii i wygranej Wielkiego Zakonu, Czarny Pan pojawił się ostatniej nocy w Zurychu, aby zaakceptować obietnicę poparcia ze strony Ministra Eggera. Dołączył do niego generał Lucjusz Malfoy, który wrócił z Austrii we wczesnych godzinach porannych.
Prorok dowiedział się, że egzekucje byłego Ministra Vogela i dwóch członków jego gabinetu zostały przeprowadzone przez generała Dracona Malfoya wkrótce po odbiciu Szwajcarii. W oświadczeniu dla Proroka zacytowano generałkę Bellatriks Lestrange…
Hermionie zwiotczały palce. Poczuła chłód w gardle, przecinający jej szyję przy każdym oddechu.
Może zaszła pomyłka. Może to Bellatriks rzuciła te klątwy. Rita była notorycznie niedoinformowana…
Przejrzała resztę artykułu. Jego nazwisko nie zostało w nim ponownie wymienione.
Siedziała w bibliotece, przez resztę dnia wpatrując się w okno, pogrążona we mgle gorzkiego żalu. Reakcja Narcyzy wskazywała na to, że Skeeter pisała prawdę. Hermiona nie była pewna, czego się spodziewała. Draco został wysłany na pole bitwy, by walczyć dla Voldemorta. Czy naprawdę sądziła, że jego ręce pozostaną czyste?
Ale na jej sercu była plama, czarna jak atrament, gnijąca coraz bardziej z każdą mijającą godziną. Zabił troje niewinnych ludzi. Mogła mieć tylko nadzieję, że to był jego pierwszy raz. Ale prawdopodobnie za jakiś czas znowu będzie musiał zabić.
W jej piersi była cicha, ale niezachwiana pewność, że Draco tego nie chciał. Że uniknąłby tego, gdyby mógł. Ale faktem było to, że to on trzymał różdżkę i rzucił zaklęcia.
Co jednak nie sprawiało, by mniej jej na nim zależało.
***
W ciągu następnych kilku dni udało jej się sporadycznie pospotykać z Narcyzą – na wspólnym obiedzie czy śniadaniu. Żadna z nich nawet słowem nie wspomniała o egzekucjach.
Gdy nadszedł dzień urodzin Rona, Hermiona odśpiewałą mu ciche Sto lat, mając nadzieję, że gdziekolwiek był, nie odczuwał bólu. Ta myśl sprawiła, że zapłakała, a szloch ukołysał ją do snu. Cały następny poranek musiała poświęcić Oklumencji, próbując pozbyć się uciążliwego bólu.
W pierwszy wtorek marca Hermiona wyszła z kolejnego cichego śniadania z zamiarem spędzenia w bibliotece reszty dnia. Kiedy już się usadowiła, zdała sobie sprawę, że zostawiła jeden z dzienników na szafce przy swoim łóżku. Wstając z wygodnego fotela, przeszła z powrotem przez drzwi biblioteki. Minęła rząd marmurowych popiersi każdego z dziedziców rodziny Malfoyów i zatrzymała się jak wryta, kiedy skręciła za róg i wkroczyła do holu wejściowego.
Tam, obok kominków, Draco stał opleciony ramionami matki, gdy ta ściskała jego talię jak imadło. Walizka i płaszcz chłopaka leżały na podłodze.
Hermiona patrzyła na całą scenę, jakby ta była pustynną fatamorganą, mającą zniknąć, gdyby podeszła zbyt blisko. Miała wrażenie, że jej żebra zostały unieruchomione, a płuca stały się niezdolne do pracy.
Draco był w domu.
Zrobiła krok w kierunku nieruchomej pary w chwili, gdy Draco wciągnął ciężki oddech, wybuchając szlochem i wtulając się w szyję swojej matki. Narcyza trzymała go blisko siebie, mrucząc coś cichym głosem.
Hermiona zatrzymała się, nieruchomiejąc.
— Oddychaj, Draco — mruknęła Narcyza.
Hermiona cofnęła się, szybko chowając za rogiem.
Zapiekły ją oczy, gdy usłyszała, jak Draco łapie drżący oddech. Tak bardzo chciała go pocieszyć…
— Poproszę skrzaty, żeby cię rozpakowały — powiedziała Narcyza. — Ona jest w bibliotece.
— Nie. — Ton Draco był ostry, ale też mokry od łez. — Nie chcę jej widzieć.
Zalała ją fala chłodu, sącząca się do wewnątrz, jakby nad jej głową unosił się dementor. Wpatrywała się tępo w marmurowe popiersie Armanda Malfoya, myśląc o tęsknym szepcie Dracona przy swoim uchu – przypominając sobie to, że Lucjusz wrócił do domu w zeszłym tygodniu tylko po to, by pocałować swoją żonę.
— Wykąp się i przebierz. Jadłeś? Mogę…
— Obiad. Proszę. — Usłyszała, jak Draco zbliża się do schodów. — Niedługo cię znajdę.
Wsłuchiwała się w odgłos jego ciężkich butów na marmurze. Kiedy kroki ucichły w głębi Dworu, Narcyza westchnęła ostro i nierówno. Po dłuższej chwili jej obcasy również zaczęły stukać, gdy ruszyła w kierunku kuchni.
Hermiona nie była pewna, jak długo tam stała, zanim w końcu dusza wydawała się powrócić do jej ciała. Powoli ruszyła ku bibliotece, mijając marmurowe popiersia mężczyzn, którzy wydawali się syczeć, nie chcąc jej tu widzieć.
***
Dochodziła siedemnasta, kiedy drzwi biblioteki w końcu się otworzyły. Hermiona siedziała zagubiona gdzieś między półkami, przerzucając strony księgi o rzadkich miksturach, kiedy usłyszała skrzypienie zawiasów. Poderwała głowę i odłożyła książkę, zanim wyszła spomiędzy regałów.
Draco wpatrywał się w jej stół badawczy, przewracając kartki w jej zeszycie z notatkami. Wydawał się wyższy, a jego rysy ostrzejsze. Włosy odrobinę mu urosły, ale tylko trochę – jeszcze pół cala i zaczęłyby zwijać się w loczki na jego szyi.
— Widzę, że wciąż tu jesteś, zakopana po łokcie. — Jego głos był płaski, gdy przewracał kolejną stronę. — Więc nadal ciężko pracujesz, jak rozumiem?
Przełknęła ślinę na dźwięk jego głosu. Znajomy, ale równocześnie tak odległy.
Chciał pominąć etap powitania. Żadnych uścisków czy pocałunków przy kominku. Żadnego tęskniłem za tobą. Powrót do formalności, jak zwykle.
Zeszła z podestu, zachowując dystans i powoli zbliżając się do stołu. Tysiąc razy wyobrażała sobie scenę, w której Draco wraca do domu. Ale żaden ze scenariuszy w jej głowie nie rozgrywał się w ten sposób.
— Ciebie też dobrze widzieć, Draco.
Cisza.
— Tak, właściwie zrobiłam duże postępy. — Jej gardło było ściśnięte. — Miałam… miałam nadzieję, że się nimi z tobą podzielę.
Odwrócił się do niej, a jego wzrok spoczął na jej osobie po raz pierwszy od Nowego Roku. Posłał jej najmniejsze skinienie głową.
— Ale zanim do tego przejdziemy, ja… — odchrząknęła. — Chciałam, żebyś wiedział, że cieszę się, że wróciłeś bezpiecznie do domu. To znaczy, że nie zostałeś ranny…
Nawet nie drgnął.
— I jeśli chcesz o tym porozmawiać, ja…
— Nie chcę.
Jego ton był ucięty. Żołądek Hermiony zacisnął się boleśnie.
Ale potem oczy Dracona zamigotały i szybko odwrócił swój wzrok. Jego dłoń prawie niezauważalnie drżała, gdy przewracał kolejną stronę, unikając spojrzenia Hermiony. Ona obserwowała go, zastanawiając się, przez co przeszedł przez te wszystkie miesiące. Jak musiał się teraz czuć.
Zabolało ją serce.
Spotkałaby się z nim w połowie drogi, jeśli właśnie tego potrzebował. Mogła poczekać, aż to on zdecyduje się zmniejszyć dzielącą ich odległość.
Wzięła drżący oddech i podeszła do swoich notatek.
— Zatem porozmawiajmy o tatuażach.
Spędziła następne pół godziny informując go o swoich postępach z ostatnich czterech miesięcy. Opowiedziała mu o swoim nieudanym eksperymencie. O rozmowie z Pansy. O magii krwi i eliksirze użytym do stworzenia tatuażu – o tym jak utknęła, próbując dowiedzieć się, jakiego rodzaju mikstury użył Nott. Draco nic nie powiedział, ale słuchał uważnie. Mruczał we właściwych momentach i marszczył brwi przy kolejnych pytaniach bez odpowiedzi.
— Pansy powiedziała, że podpisali pergamin krwią, ale chciałam się upewnić, że przeszedłeś ten sam proces. — Spojrzała na niego znad swoich notatek. On przyglądał się jej uważnie. — Czy również musiałeś podpisać się krwią?
Pokiwał głową.
— Tak.
— Czy było coś szczególnego w użytym do tego pergaminie lub piórze? Czy naciąłeś się, upuszczając krwi do atramentu?
— Nie. — Wsunął ręce do kieszeni. — Pióro zostało zaczarowane, by podpisywało się krwią jego posiadacza.
— I wtedy własność Dołohowa przeszła na ciebie — powiedziała, a on się poruszył. — Czy może wydarzyło się coś innego?
— Nie, to był ten sam proces. Podpisałem pergamin krwią i transakcja została zakończona.
Jego głos był ucięty, a szczęka napięta.
Jesteśmy związani umową, Antonin. Dobrze pamiętała jak mówił te słowa. Postanowiła jednak na razie odpuścić tę kwestię.
Wpatrywała się w swoje notatki, próbując wymusić z siebie choć trochę logiki.
— Matka powiedziała mi, że czytałaś gazety.
Palce Hermiony znieruchomiały.
— Tak. Każdego ranka.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza.
— Czytałaś więc o egzekucjach, prawda?
Odwróciła się twarzą do niego. Wpatrywał się w stół zaszklonymi oczami. Mięsień pod jego lewym okiem nieznacznie drgnął.
Przełknęła.
— Tak.
Patrzyła, jak jego żebra powoli rozszerzają się w głębokim oddechu.
— Skeeter została źle poinformowana. Było ich tylko dwóch. Podsekretarz został zmuszony do oglądania całej sceny, a następnie wzięty do niewoli. — Zacisnął usta. — I chociaż to niewiele warte, były tylko dwie… — Jego głos zadrżał przy tych słowach i po chwili zamilkł.
— Przez cztery miesiące przebywałeś w rozdartym wojną kraju — powiedziała cicho. — Nie spodziewałam się, że wrócisz z niego święty…
Draco zaśmiał się.
— Święty. Czy właśnie taki wcześniej byłem, Granger? — Jego ton był zjadliwy i ostry, wysyczany przez zęby.
— Posłuchaj mnie. Nie podoba mi się myśl o tym, że zabijasz. Oczywiście, że mnie to boli. Ale nie miałeś wyboru. — Nie wiedziała, co zrobić z rękami. Zacisnęła dłonie w drżące pięści.
— Najpierw musiałem ich torturować — dodał, jakby właśnie wcale nic nie powiedziała.
Wzięła głęboki oddech.
— Oczywiście. Twoja ciotka cię obserwowała, więc…
— Nie — odparł lodowatym tonem. — Najpierw musiałem ich torturować. Moje pierwsze dwie próby rzucenia Klątwy Zabijającej się nie powiodły. — Ostro przeczesał dłonią włosy. — Ale po Crucio stało się to trochę łatwiejsze.
Ciało Hermiony przeszył dreszcz tak ostry, że nie była go w stanie ukryć. Czarna plama pożerająca jej serce rozrosła się jeszcze bardziej.
— Bella powiedziała, że nadszedł czas, abym się wykazał. Powiedziała, że Czarny Pan chciałby w końcu usłyszeć o moim „postępie”. Nie pozwoliła mi przekazać tego zadania w jej ręce. Próbowałem, ale byli też inni…
Słowa zniknęły, niewypowiedziane. Oczy Dracona były puste i blade.
Hermiona zrobiła krok do przodu i sięgnęła po jego blade knykcie leżące na stole.
— Wiem, że to nie moja rola, ale ja… wybaczam ci, Draco. Ty też powinieneś sobie wybaczyć.
Wzdrygnął się, cofając dłoń. Patrzyła, jak jego palce rozciągają się, jakby został przez nią poparzony.
— Nie, nie mogę. — Odsunął się od niej. — Nie bez powodu nazywa się je Niewybaczalnymi, Granger.
— Gdybyś tego nie zrobił, zostałbyś zabity. — Chciała, żeby jej głos pozostał spokojny.
— Patrzyłem, jak rzucają zaklęcie. To, które zabiło tych wszystkich ludzi. — Jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu. — Ojciec tego odradzał, ale Bella wezwała mnie, kiedy go nie było. Wszystko widziałem. I nic nie zrobiłem.
Hermiona rozchyliła usta w powolnym przerażeniu, ale on już odchodził, zbliżając się do drzwi.
Zatrzymał się, otwierając je na oścież.
— Zastanowię się nad tą częścią o eliksirze — powiedział przez ramię.
Serce Hermiony było ciężkie jak ołów, gdy usłyszała, jak drzwi się zamykają.
***
Następnego dnia znalazł ją w bibliotece tuż przed południem. Wyraz jego twarzy był nieczytelny, gdy się zbliżył, a ona stała jak posąg, dopóki nie zatrzymał się przed nią i nie upuścił książki na jej stół badawczy.
— Być może to pomoże.
Przejechała palcami po okładce. Stara księga do praktyki czarnej magii.
— Co to takiego?
— To replika książki z prywatnego laboratorium eliksirów Teda Notta.
Wpatrywała się w Dracona, ledwie odważając się uwierzyć w jego słowa.
— Teo ci to dał?
Draco wzruszył ramionami i przeczesał dłonią włosy.
— Skorzystałem z okazji, by wpaść dziś rano do Teodora i Olivera. Teo też nie słyszał o eliksirze, ale Oliver potwierdził, że go wypił. Więc Teo poszedł szukać.
Hermiona otworzyła usta.
— Ale czy jego ojciec się nie dowie?
— Ted wciąż jest w Zurychu, świętując swój sukces. Najwyraźniej bywa ostatnio zbyt pijany, by uważnie śledzić naruszanie swoich uroków prywatności.
Krew napłynęła jej do uszu, gdy przerzucała strony, znajdując notatki Notta Seniora na marginesach.
— O mój Boże. To jest… genialne. To niewiarygodne, Draco.
Obdarzyła go radosnym uśmiechem, a jej pierś unosiła się w podnieceniu. Coś znajomego błysnęło w jego oczach. A potem jej serce zatrzymało się, gdy przysunął krzesło bliżej niej i poprosił o zobaczenie jej notatek na temat eliksiru. Jej serce zabiło pełne nadziei, że Draco znowu zacznie jej pomagać. Że może wszystko wróci do normy.
Kiedy zagłębiła się w książkę Notta Seniora, Draco nadrabiał jej teorie i notatki. Hermiona próbowała skupić się na swojej pracy. Robiła wszystko co w jej mocy, by zignorować swój zdradziecki umysł, kiedy rozsiewał wszędzie wokół miękkie wspomnienia jego dłoni i ust.
Pracowali razem przez dwa tygodnie, przekazując sobie książki tam i z powrotem tak jak dawniej, rano pijąc herbatę i kawę, a potem ponownie czytając notatki z poprzedniego dnia. Wahała się przed pytaniem go o Edynburg, ale nie mogła doczekać się powrotu. Nie była tam od końca października, a teraz zbliżał się już drugi tydzień marca. Czytała w Proroku, że wszelkie spotkania towarzyskie zostały ograniczone, ale i tak przeszywał ją lodowaty chłód na myśl o tym, co mogło ją ominąć.
Pewnego ranka odchrząknęła i zwróciła się do niego tuż przed drugą filiżanką kawy.
— Czy jesteś skłonny założyć, że tatuaż ma te same właściwości, kiedy jesteśmy w Edynburgu?
Oderwał wzrok od notatek i spojrzał na Hermionę.
— Można tak powiedzieć. Muszę przeprowadzać cię przez granicę, kiedy wchodzimy i wychodzimy.
Prychnęła, krzyżując ręce we frustracji.
— To generuje tylko problem, prawda?
Otworzył usta.
— Słucham?
— Działałam zgodnie z teorią, że granica tatuażu w Dworze ma związek z granicą samej posiadłości. Biorąc pod uwagę, że Dwór jest czymś, co posiadasz z urodzenia, granica krwi już tutaj obowiązuje. To jedyna rzecz która ma sens. Ale Edynburg nie jest twoją własnością.
Podrapał się w czoło, próbując nadążyć za jej tokiem myślenia.
— W porządku…
— Chcę tylko powiedzieć, że Dwór jest już związany z tobą poprzez krew. Więc miałoby sens, żeby tatuaż mógł działać w połączeniu z magią krwi. — Niecierpliwie odgarnęła zabłąkany lok z twarzy. — Ale w takim razie dlaczego miałoby to działać na podobnych zasadach również w Edynburgu.
Opuściła głowę w dłonie, pocierając skronie. Nagle usłyszała trzask zamykanej książki.
— Bo przelałem tam swoją krew. Wszyscy to zrobiliśmy.
Poderwała głowę. Draco wpatrywał się w nią intensywnie.
— Co zrobiłeś?
— Podczas pierwszej ceremonii — powiedział. — Mniej więcej tydzień po Aukcji. Kiedy Edynburg został dla nas otwarty, a Śmierciożercy świętowali. Tylko my. — Słowa szybko wypływały z jego ust. — Mieliśmy wzmocnić zaklęcia ochronne wokół zamku, rozlewając krew i rzucając czary osłonowe. Czarny Pan dość jasno dał wszystkim do zrozumienia, że Edynburg należy do jego lojalnych wyznawców. To był nasz zamek…
— A więc wynika z tego — podniosła się z krzesła — że własność Edynburga…
— …należy do każdego Śmierciożercy, który rytualnie przelał tam własną krew.
— Gdzie odbywają się ceremonie inicjacyjne dla nowych Śmierciożerców…?
— W Edynburgu. Z użyciem krwi.
Rzuciła książkę na stół, przerywając ich rozważania. Ciężko dyszała z radości rozwiązania zagadki i chociaż nadal nie była choćby w połowie drogi, czuła, jakby otworzyła we własnym umyśle nową komnatę.
— Nie utworzono oddzielnej bariery. „Bariera” pokrywa się z granicami nieruchomości. To jeden mniej istotny problem, o który trzeba się martwić. — Uśmiechnęła się, a jej żołądek zatrzepotał, gdy Draco również uniósł kąciki swoich ust. Mogłaby go pocałować, gdyby tylko jej na to pozwolił.
Trzask!
— Paniczu Draco!
Hermiona podskoczyła. Łzawka stała tuż przy jej kolanie.
— Panicz Draco ma gości!
Draco zmarszczył brwi, patrząc na skrzatkę.
— Jakich gości?
— Goście idą właśnie do biblioteki!
Hermiona podskoczyła, chwytając w dłonie książkę Notta Seniora i swoje notatki, gdy Draco machnął różdżką, aby zamknąć wszystkie pozostałe otwarte tomy. Odwróciła się, by poprosić Łzawkę, by ta teleportowała ją na górę, kiedy drzwi biblioteki się otworzyły.
Hermiona znieruchomiała, gdy Narcyza wprowadziła do środka dwoje ludzi, których dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała.
— Draco, kochanie — powiedziała Narcyza, jej spojrzenie było uprzejme, choć nieco napięte. — Zobacz, kto przybył, żeby się z nami zobaczyć.
Hermiona oparła się o regał, wpychając książkę i notatki między dwa większe tomy.
Zamrugała, patrząc na dwóch gości: starszego pana z rzadkim zarostem i młodą, o kilka lat starszą od siebie kobietę, która miała najjaśniejsze zęby, jakie Hermiona kiedykolwiek widziała.
— Draco, pamiętasz profesora Viktorowa.
Draco zrobił krok do przodu na polecenie swojej matki, ściskając ręką mężczyzny.
— Miło pana widzieć. Dawno nie mieliśmy przyjemności.
Ale spojrzenie Hermiony zatrzymało się na dziewczynie – długich, jedwabistych włosach, smukłej sylwetce i miłych, miodowobrązowych oczach, które wpatrywały się w jej własne.
Odrywając wzrok, Hermiona spojrzała na podłogę.
— I z pewnością pamiętasz Katyę — powiedział profesor Viktorow, którego głos był głębokim pomrukiem.
Hermiona nie mogła się oprzeć lekkiemu uniesieniu wzroku, gdy Draco i Katya uprzejmie przywitali się i ucałowali w policzek. Narcyza odchrząknęła i powtórzyła, jak miłą niespodzianką jest ich wizyta.
— Naprawdę, naprawdę myślałam, że napisałam! — powiedziała Katya, uśmiechając się do Narcyzy. Odwróciła się do Draco z dźwięcznym chichotem. — Twoja matka była zszokowana, widząc nas wychodzących z Fiuu! — Hermiona zauważyła, że Katyi brakowało ciężkiego, bułgarskiego akcentu jej ojca.
Narcyza odpowiedziała jej z wdziękiem, obwiniając wojnę za wszelką zagubioną korespondencję. Hermiona zatęskniła za sekretnymi drzwiami, przez które mogłaby się wymknąć, podczas gdy teraz była całkowicie uwięziona. Mogła tylko stać i udawać niewidzialną.
— To musi być wasza dziewczyna? — zapytał profesor Viktorow, a Hermiona miała na tyle rozsądku, żeby się nie ruszać. Jego ton wydawał się być zaskoczony, kiedy dodał: — Pozwalacie jej zbliżać się do książek?
Nastąpiła sztywna pauza, zanim Draco opowiedział:
— Układa je. Daję jej różne przyziemne zadania, żeby nie plątała się pod nogami.
Goście zanucili pod nosem na znak zgody i dalej wymieniali uprzejmości. W pewnym momencie Katya położyła dłoń na ramieniu Dracona i wyraziła swoją troskę o niego, gdy był w Szwajcarii.
Hermiona ponownie na nich spojrzała. Córka profesora, mówili Puceyowie w Nowy Rok – jakby Katya była kimś blisko związanym z rodziną Malfoyów. Pani Pucey pomyliła ją z Katyą, jakby stanie tak blisko Narcyzy i Lucjusza było dla tej dziewczyny normalne.
Żołądek Hermiony się skręcił. Czy właśnie do Katyi Draco miał się zalecać?
— Draco, miałam nadzieję zobaczyć cię w Edynburgu! — Katya przerzuciła swoje długie włosy przez ramię. — Jestem w kraju już od dwóch tygodni i byłam dość rozczarowana, że się tam nie pojawiłeś. Chociaż oczywiście wiem, jak bardzo musisz być wyczerpany…
Draco odchrząknął.
— Muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie ciebie w Edynburgu, Katyo. To miejsce bywa dość nieokrzesane.
Narcyza prychnęła, po czym szybko odgarnęła włosy za ucho, jakby w ogóle nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
Na usta Katyi wpłynął uśmiech. Nachyliła się ku niemu i szepnęła ukradkiem:
— Trzymam się Burgundii. — Mrugnęła. — Ale pojawisz się w ten piątek? Uważam, że to całkiem eleganckie, jeśli ograniczyć się do tych bardziej konwencjonalnych przestrzeni.
Oczy Katyi powędrowały ku Hermionie, a ta szybko odwróciła wzrok.
— Oczywiście. Pojawię się tam w ten piątek. — Draco odwzajemnił jej uśmiech, ale jego spojrzenie było napięte.
— Cudownie — powiedziała Narcyza. — Może usiądziemy do wspólnej herbaty? — zapytała. Wszyscy skinęli głowami, a Narcyza zaczęła wyprowadzać ich z biblioteki. Kiedy Draco był już w połowie drogi do drzwi, nagle odwrócił się do Hermiony.
— Skończ swoje zadanie, a potem wróć prosto do swojego pokoju.
Skinęła głową, wpatrzona w podłogę. Drzwi biblioteki zamknęły się, a Hermiona została sama ze wzburzonym żołądkiem i pytaniami, których nie miała odwagi wypowiedzieć na głos.
***
W piątek po południu w jej szafie pojawiła się ciemnofioletowa sukienka. Hermiona upięła włosy i zrobiła makijaż, tak jak poleciła jej Pansy, by potem nałożyć na swoje ciało sukienkę, obrożę i buty. Jej nerwy płonęły z ekscytacji na myśl o zobaczeniu Charlotte i Cho, choć w całym tym przejęciu czaiła się również nuta strachu. Dziwnie było po tylu miesiącach wracać do Edynburga. Aby być wyszydzaną i lubieżnie ocenianą. Medytowała przez cały ranek, oczyszczając swój umysł, aby pozostać skoncentrowaną i przygotowaną.
Draco nie wspominał więcej o Katyi. Dopiero gdy szli ścieżką ku bramom Dworu, Hermiona zapytała:
— Skąd znasz Katyę?
Milczał przez chwilę.
— To skomplikowane.
Hermiona zanuciła pod nosem, odkładając temat na bok, by przywołać go innym razem. Draco chwycił za jej wytatuowane ramię, przeprowadził przez bramę i aportował ich z głuchym trzaskiem.
Zamek w Edynburgu był jasny w świetle księżyca i nawet z ulicy Hermiona słyszała, że zamek jest pełen ludzi. Przeszli pod kamiennymi łukami, a potem bocznymi schodami, by wkroczyć na dziedziniec. Charlotte powitała ich szampanem, a jej oczy zatrzymały się na Hermionie, zanim odwróciła wzrok.
Kiedy weszli do Wielkiej Sali, Hermiona została prawie powalona przez falę hałasu, jaka w nią uderzyła. To było tak, jakby zwykle przebywający tutaj tłum praktycznie się podwoił. Wszyscy Śmierciożercy świętowali zwycięstwo nad Francuzami, Szwajcarami i zagranicznymi urzędnikami, którzy poprzysięgli im swoje wsparcie.
Ledwie zdążyła zarejestrować spojrzeniem znajome twarze, kiedy Draco wciągnął ją po schodach, udając się na kolację.
Chłopcy podskoczyli, by powitać Dracona, niektórzy z nich salutowali mu, nazywając go „Generałem Draconem Malfoyem”. Adrian Pucey potrząsnął butelką szampana i spryskał nią pokój, kiedy weszli.
Chłopcy spędzali dzisiejszy wieczór w dość rzadko wybierany przez nich do tej pory sposób – upijając się sukcesami innych mężczyzn.
Kiedy Hermiona usiadła na kolanach Dracona, Flint zawołał:
– Draco, zgadnij, kto szukał cię tutaj przez ostatnie dwa tygodnie? — Po chwili ciszy mrugnął i dodał: — Katya Viktor.
Goyle usiadł prosto, prawie zrzucając Susan ze swoich kolan.
— Ta modelka?
Hermiona spięła się, prawie przewracając oczami. Oczywiście, że Katya była modelką. Giuliana Bravieri wpatrywała się w nią przez stół, a Hermiona zmusiła swoje mięśnie do rozluźnienia.
Draco upił łyk Ognistej Whisky, podczas gdy Flint kontynuował:
— Była bardzo zainteresowana, kiedy Draco Malfoy wróci.
Chłopcy zaszydzili z niego.
— Powinna wrócić tu dziś wieczorem — powiedział Draco nonszalancko.
— W Edynburgu pojawiło się kilka kąsków — powiedział Warrington. — Chciałbym, żeby dziewczyna, do której się zalecam, miała co nieco w zanadrzu.
— Cóż, jeśli zechcecie pójść razem na spacer w świetle księżyca — zawołał Pucey — wiesz, że bylibyśmy bardziej niż szczęśliwi, mogąc zaopiekować się dla ciebie panną Granger.
Draco posłał mu ostre spojrzenie, gdy chłopcy się śmiali.
— Mówiąc o Bułgarach — powiedział Teo. — Dziś wieczorem pojawił się tu też Wiktor Krum. Widziałem go, jak spacerował na dole.
Draco znieruchomiał pod nią i Hermiona musiała przypomnieć sobie, jak oddychać.
— Wpatrywał się w każdą brunetkę, która weszła do pokoju — powiedział Teo, gdy Pucey prychnął. — Jakby myślał, że dziś wieczorem może mieć kolejną szansę na jakiś zakład.
Draco był cichy przez całą kolację. Potem przenieśli się do Salonu, a serce Hermiony zabiło szybciej, gdy próbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu bez niepotrzebnego zwracania na siebie uwagi. Dostrzegła nieobecność Cho, ale wypatrywała przede wszystkim Wiktora. Wydawało jej się, że go zobaczyła, kiedy Charlotte z głośnym trzaskiem upuściła kieliszek szampana, ale kiedy barczysty mężczyzna siedzący przy stole do gry odwrócił się, by na nią spojrzeć, Hermiona zrozumiała, że nie był to Wiktor.
Flint i Pucey byli dziś szczególnie hałaśliwi, pijąc alkohol prosto z butelki i chwytając za pośladki każdą z mijających ich Dziewczyn Carrowów.
Było już po północy, kiedy odległy huk wstrząsnął ścianami i zagrzechotał szkłem, niczym wystrzał armaty. Hermiona wstrzymała oddech, gdy wpatrywała się w Ognistą Whisky w szklance Dracona, obserwując, jak ciecz się kołysze. Pucey odwrócił się do grupy zdezorientowany i zapytał:
— Miało być dziś One O’Clock Gun?
Hermiona zesztywniała i zadrżała ze strachu. Draco uniósł swoją dłoń do jej łokcia, pocierając małe kółka na jej ramieniu.
— Nie wydaje mi się — powiedział Flint, wstając, by spojrzeć w stronę dziedzińca.
Odgłosy krzyku jakiejś dziewczyny odbijały się rykoszetem od ścian. Hermiona zaczęła się rozglądać, szukając źródła dźwięku. Draco szybko postawił ją na nogi i sam również wstał. Wyciągnęła szyję i ujrzała kogoś leżącego na ziemi dwadzieścia stóp dalej. Dziewczyna stojąca obok piszczała w panice.
Ściany znów zadrżały i kiedy Hermiona wykluczyła opcje trzęsienia ziemi, zza jej pleców dobiegł trzask aportacji, a zaraz po nim rozbrzmiał wilgotny, jękliwy dźwięk. Obróciła się, a Draco przyciągnął ją do siebie.
Jedna z Dziewczyn Carrowów leżała na ziemi, wrzeszcząc. Jej ramię zostało oddzielone od ciała na wysokości barku i leżało kilka stóp dalej. Jej noga była wykręcona pod dziwnym kątem.
Rozszczepiona.
Hermiona przycisnęła dłoń do ust, gdy dziewczyna krzyknęła, a krew trysnęła z jej ramienia. Hermiona podeszła do niej, myśląc o dyptamie i zaklęciach uzdrawiających…
Draco przyciągnął ją z powrotem do siebie.
— Musimy iść…
Kolejne krzyki rozbrzmiały po drugiej stronie pomieszczenia.
Nagły wybuch zaklęć w powietrzu.
I zanim zdążyła to wszystko pojąć rozumem, zamek w Edynburgu zadrżał od magii, podłoga poruszyła się pod jej stopami, a okna roztrzaskały się na drobne kawałeczki, gdy dwie – trzy – dziesięć osób pojawiło się w pomieszczeniu.
Cofnęła się z szeroko otwartymi oczami i dudniącym sercem, opierając o pierś Dracona, gdy spojrzała ponad pokojem pełnym Śmierciożerców prosto w oczy George’a Weasleya.
Ilustracja użyta w niniejszym rozdziale została stworzona przez Nikitę Jobson.
No i mamy to, w końcu Draco wrócił. Pamiętam, jak za pierwszym razem nie mogłam się doczekać jego powrotu i tak jak Hermionie, potwornie mi się bez niego dłużyło. Draco po Szwajcarii stał się zupełnie inny, ale czy można go za to winić? Przeżył coś okropnego, był odpowiedzialnym za tortury i śmierć dwóch osób, to normalne, że teraz jest zdystansowany. Najważniejsze jednak, że jest cały i zdrowy. Hermiona bardzo przeżyła nieobecność Draco, ale jak pomyślę o Narcyzie, to czuję sie jeszcze gorzej z tego powodu. Lucjusza prawie cały czas nie ma w domu, do tego Draco zniknął na cztery miesiące, wiadomości w Proroku wcale nie były pocieszające, a wręcz przerażające. Mimo wszystko dużo bardziej lubię relację jej i Lucjusza tutaj, bo widać tę miłość, która ich łączyła i którą poznaliśmy w miniaturce. Owszem, w realnym świecie dużo się zmieniło, głównie za sprawą samego Lucjusza, ale cieszę się, że tutaj możemy być świadkami ich miłości. Za to Katyę gdzieś bardziej lubiłam w tym realnym świecie xD Tutaj nie za bardzo zapałałam do niej sympatią, choć przecież to ta sama postać XD Zastanawiam się jeszcze, co stało się z Ginny, czy wyprali jej mózg, czy była na tym Sylwestrze pod wpływem Imperiusa, bo jej zachowanie było naprawdę bardzo dziwne.
OdpowiedzUsuńDraco wrócił ale co dalej 🤔
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńW Draco coś pękło, boi się po tym wszystkim na nowo otworzyć na Hermione, pewnie czuję się podle... rozdział kolos, dawno mnie nie było, tęskniłam ❤️
OdpowiedzUsuńKońcówka powala, co będzie dalej?!