Motyw: Draco szantażuje Hermionę

Rating: M

Kategoria: angst, wrogowie polityczni

Ostrzeżenia: Szantaż, odniesienia do zbliżeń o naturze seksualnej.

 

— Czego chcesz?

Draco uniósł brew i odchylił się na krześle. 

— Chcę?

Nachmurzyła się i wyciągnęła z torby kopertę, rzucając ją z agresją na jego biurko. Siła uderzenia sprawiła, że koperta otworzyła się, a ze środka wypadło kilka zdjęć.

Wszystkie przedstawiały niezwykle wyraźną twarz Granger biorącą udział w scenie, którą – nawet ujmując to grzecznie – można było nazwać jedynie orgią.

Nie była ona zaangażowana w nic nielegalnego, ale samo istnienie tych zdjęć mogło zrujnować jej karierę w instytucji tak wybrednie konserwatywnej jak brytyjskie Ministerstwo Magii.

Draco tylko przelotnie zerknął na zdjęcia, zanim spojrzał na nią.

Jej policzki były zaplamione szkarłatem, gdy na niego patrzyła. 

— Założyłam, że ta koperta pochodzi od ciebie, biorąc pod uwagę, że jesteś jedyną osobą, która nadal widzi potrzebę podejmowania prób niszczenia wszystkiego, co robię. — Jej głos drżał i był lekko zdławiony. Miała obnażone zęby i wyglądała niemal dziko. — A więc… to dość oczywiste. Czego chcesz?

Draco odchylił się nieznacznie do tyłu i posłał jej twardy uśmiech. 

— Proszę, proszę, Granger, pomyśl, o ile słabszym byłabyś przeciwnikiem, gdyby nie było mnie przez te wszystkie lata. Gdybym nie zadawał sobie trudu zwrócenia twojej uwagi na wszystkie luki prawne i twoje słabości. — Jego uśmiech stał się ostry jak brzytwa. Splótł palce, opierając brodę na knykciach. — Muszę przyznać, że powoli zaczynałem kwestionować, czy kiedykolwiek zdołam uderzyć w tak czuły punkt, że w końcu niemal na kolanach dotrzesz do mojego biura. Jednak nawet mugole wiedzą, że im wyższa wspinaczka, tym boleśniejszy upadek. To tylko pokazuje, że nikt z nas nie jest doskonały. Nawet ty.

Odwrócił od niej wzrok i sięgnął po jedno ze zdjęć. Wpatrywał się w nie przez kilka sekund, podczas gdy Granger wręcz wrzała.

— Ponieważ jesteśmy tutaj sami, muszę zapytać — powiedział w końcu, nie odrywając wzroku od zdjęcia. — Co cię, u licha, opętało, że zrobiłaś coś aż tak idiotycznego? — Spojrzał na nią. — Miałaś na oku fotel ministra jeszcze zanim ukończyłaś szkołę. Musiałaś mieć świadomość, że taka… słabość ma niezaprzeczalny potencjał, by zniszczyć wszystkie twoje marzenia w sposób zarówno trwały, jak i spektakularny.

Parsknął i potrząsnął głową, zanim pokazał jej jedno ze zdjęć. Natychmiast odwróciła wzrok.

Policzki Granger zakwitły żywą czerwienią, ale reszta jej twarzy z każdą sekundą stawała się coraz bledsza.

Jej usta poruszały się przez chwilę bezgłośnie, zanim ciężko przełknęła. 

— To nie był mój pomysł — powiedziała w końcu napiętym głosem.

Draco prychnął. Kusiło go, by przewrócić oczami i zapewnić ją, że to oczywiste, ale zamiast tego czekał, aż usłyszy, jak Hermiona spróbuje to wyjaśnić.

— To było… to było… — Wyglądała, jakby w każdej chwili mogła przed nim zemdleć. — On… powiedział, że traktuję swoją pracę, jakby miała większe znaczenie niż nasz związek. Że ja zawsze opieram swoje decyzje właśnie na tym, a nie na nim. To było… to miało… — jej gardło podskoczyło — wszystko urozmaicić. Nie wiedziałam, że tak się stanie. Obiecał, że to bardzo dyskretne.

Draco znów prychnął i spojrzał na datę na odwrocie zdjęcia. 

— Wszystko, o czym wie Pucey, nie mieści się w żadnej sferze dyskrecji. Powinnaś była mnie zapytać. — Spojrzał na nią ponad zdjęciem. — Mogę polecić ci kilka miejsc, które poważnie traktują prywatność swoich klientów… jeśli tego właśnie szukasz.

Przesunął po niej wzrokiem, a potem wrócił do ​​zdjęć rozrzuconych po biurku.

Pierś Hermiony falowała targana gwałtownymi oddechami.

— Czego chcesz, Malfoy?

Blondyn powoli przechylił głowę na bok, kładąc zdjęcie na blacie i delikatnie przesuwając po nim palcami. 

— Daj spokój, Granger, zaprzęgnij do pracy ten swój przerośnięty mózg. Jak myślisz, czego chcę?

Dziesięć lat wcześniej i pewnie by się popłakała. Kiedyś płakała z powodu różnych rzeczy. Płakała, kiedy była zła, przytłoczona, szczęśliwa lub smutna.

Wyglądało na to, że w pewnym momencie wykorzeniła z siebie ten nawyk, chociaż nie do końca – Draco zauważał niektóre z innych, jakie miała. Jej paznokcie były obgryzione do krwi i wpatrywała się w niego, przygryzając nerwowo dolną wargę.

— Nie wycofam projektu tej ustawy — powiedziała po chwili, prawie szeptem, ale jej głos aż wibrował od determinacji. — Nie obchodzi mnie, co z nimi zrobisz. Możesz mnie zniszczyć.

Draco prychnął i przewrócił oczami. 

— Dobry Boże, Granger, nadal masz subtelność Pałkarza. Jaką niby miałbym korzyść w zmuszaniu cię, byś wycofała projekt swojej ukochanej ustawy o ochronie skrzatów domowych?

— Nie wiem. — Zaczynała drżeć z wściekłości. — Jak mogłyby pomóc ci jakiekolwiek próby zablokowania mojego ustawodawstwa? W tym momencie zakładam po prostu, że istniejesz, aby wiecznie tylko próbować stanąć mi na drodze.

— Nie powiedziałem ani słowa w opozycji do tego projektu — powiedział, znacząco unosząc brew. — Z prawnego punktu widzenia był on bezbłędny. Wydaje mi się, że wysłałem ci nawet notkę z gratulacjami za świetną robotę.

Wyglądała na wystarczająco rozgniewaną, by chcieć na niego splunąć.

Draco wzruszył ramionami i ponownie zebrał zdjęcia w jeden stosik, powoli je przeglądając. Zatrzymał się przy jednym i wpatrywał się w nie przez kilka sekund, zanim obrócił je, by mogła zobaczyć. 

— To jest cudowne ujęcie. Masz lepsze cycki, niż sądziłem.

Hermiona wzdrygnęła się, a jej szczęka zaczęła drżeć. 

— Po prostu… powiedz mi, czego chcesz. Masz nieskończenie więcej pieniędzy niż ja, chyba że po prostu chcesz mnie zrujnować finansowo. Czy chcesz, abym usunęła moje nazwisko jako pomysłodawcy i twórcy projektu? Czy oczekujesz, że całkowicie wycofam się z polityki? — Wydawało się, że drżenie rozprzestrzeniło się z jej szczęki na całą resztę ciała, kołysała się niczym złamana gałąź drzewa na wietrze. — Po prostu powiedz mi, czego chcesz. Mam dość zgadywania, o co ci chodzi.

Draco spojrzał w dół i schludnie wsunął zdjęcia z powrotem do koperty. 

— Tak się składa, Granger… — wypowiedział powoli jej nazwisko — że jest kilka rzeczy, które mnie interesują.

Patrzyła na niego przez chwilę, a potem jej oczy rozszerzyły się i wyglądała, jakby była na skraju wpadnięcia w szał i rzucenia się na niego z pięściami.

Zachichotał pod nosem i postukał w róg koperty leżącej na biurku. 

— Masz rozpustny umysł, nawet jeśli seks klub nie odpowiadał twoim… gustom. Nie, pomimo tego jak zaskakująco urocze są twoje cycki, nie wysłałem ci tego, bo chciałem twojej kapitulacji.

Nie odprężyła się ani odrobinę.

Draco odchylił się do tyłu i wpatrywał się w nią chłodno ponad biurkiem.

— Chcę, żebyś podała moje nazwisko jako jednego ze sponsorów twojej ustawy dotyczącej ochrony skrzatów domowych i chcę, żebyś włączyła mnie do jakiejkolwiek następnej kampanii, którą planujesz. Chcę, by wszystko ze mną konsultowano, chcę być współsponsorem. Chcę siedzieć przy tym niezwykle ekskluzywnym stoliku z innymi dobroczyńcami, a ty to dla mnie zdobędziesz i upewnisz się, że tam zostanę. I... — posłał jej powolny uśmiech — będziesz mi winna przysługę, po którą zwrócę się do ciebie, kiedy tylko będę miał na to ochotę. A ty zrobisz to, o co tylko poproszę.

Wyprostował się, obserwując uważnie jej reakcję. 

— W zamian upewnię się, że te zdjęcia nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Granger stała nieruchomo przez kilka sekund. Wyraz jej twarzy był pusty, ale za widocznym napięciem w jej oczach kryło się zmieszanie.

— Nie zrobię niczego nielegalnego — powiedziała ściszonym głosem.

Draco przewrócił oczami. 

— Będzie to całkowicie legalna przysługa.

— Dobrze — powiedziała w końcu lekko drżącym tonem. — Chcę przysięgi krwi.

Kiedy mieli to już za sobą, Granger zacisnęła fiolkę w dłoni, cofając się w kierunku drzwi.

Draco wrócił do swojego biurka i złapał za kopertę, posyłając jej ostatni uśmiech. 

— Czy chciałabyś je na pamiątkę?

Rzuciła mu spojrzenie czystego obrzydzenia i zniknęła za drzwiami.

Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy tylko wyszła. Wsunął kopertę do kieszeni swojej szaty, wyjął różdżkę i rzucił na siebie szybkie zaklęcie maskujące, zanim wyszedł z biura. Poruszał się powoli, aby jak najmniej wkraczać w czyjekolwiek pole widzenia.

Skręcił w pierwszy korytarz i ruszył nim cichym krokiem. Dopóki nie stanął przed nieszkodliwym i niepozornym schowkiem na miotły.

Przycisnął ucho do drzwi i przez kilka sekund słuchał szybkich oddechów hiperwentylacji i bolesnego szlochu, po czym cofnął się i wyciągnął kopertę z kieszeni. Wysunął jedno ze zdjęć na tyle, by jeszcze raz zweryfikować datę na odwrocie.

Zaledwie kilka dni przed jej publicznym zerwaniem z Adrianem Puceyem.

Przez chwilę stukał palcami w kopertę, po czym skierował się w stronę kominków sieci Fiuu w holu Ministerstwa.

***

— Zabini.

Blaise otworzył oko i zauważył, że Malfoy wpatruje się w niego z lodowatym wyrazem twarzy.

Zamrugał, odepchnął nagą czarownicę leżącą na jego piersi i usiadł. Nie widział Malfoya od lat i kompletnie nie spodziewał się, że pewnego dnia obudzi się i ujrzy go w swojej sypialni.

— Dlaczego, do cholery, szantażujesz Granger?

Blaise przetarł oczy i posłał temu pretensjonalnemu palantowi pełen rozbawienia uśmieszek. 

— Łatwy cel. Łatwe pieniądze. Tak, jak nauczyła mnie matka. — Wzruszył ramionami, wstając. — Jak się dowiedziałeś?

Malfoya wykrzywił usta. 

— Założyła, że ​​to ode mnie. Czy nie przyszło ci do głowy, że miałaby problem z zapłaceniem ci, skoro nawet nie wiedziała, kto je wysłał?

Blaise ziewnął i nałożył szlafrok. 

— Chciałem zasiać w niej panikę, zanim ruszyłbym z ostatecznym ciosem. Musi być szalona, skoro poszła prosto do ciebie. To wygodne, że przyszedłeś; masz z nią do czynienia przez cały czas. Ile według ciebie jest warta? — Spojrzał na Malfoya, rozciągając ramiona. — Mam na myśli raczej ilość rat niż ryczałt. Prawdopodobnie mógłbym to ciągnąć przez co najmniej kilka lat. — Pociągnął za aksamitny sznurek na ścianie, żeby wezwać śniadanie i kawę. — Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, kiedy Pucey przeszedł z nią przez drzwi. Sądzę, że musiała się wcześniej mocno czymś znieczulić, bo wytrzymała prawie godzinę, zanim spanikowała i zwiała. — Skinął głową w kierunku koperty w dłoni Malfoya. — Została jednak wystarczająco długo, by można było je zrobić.

Malfoy wpatrywał się w niego bez wyrazu. 

— Chcę kupić je wszystkie.

Blaise zamarł, wpatrując się w swojego dawnego kolegę ze szkoły.

Malfoy stanowił politycznie o wiele słabszy cel od Granger, ale finansowo był naprawdę grubą rybą, zdecydowanie większą od niej.

Blaise nie rozważał szukania żadnej dodatkowej osoby do udziału w tym szantażu. Granger była kochana przez prawie wszystkich, z bardzo godnym uwagi wyjątkiem pod postacią Malfoya, który miał jakiś niewytłumaczalny interes w próbie obalania jej lub wkurzania wszelkimi politycznymi machinacjami, jakie tylko przyszły mu na myśl.

Uśmiechnął się do Malfoya. 

— Ile jest dla ciebie warte finalne zrujnowanie jej wizerunku?

Okazało się, że było to warte ponad trzykrotność rocznego dochodu Blaise'a.

Malfoy leniwie trzymał czek między kciukiem a palcem wskazującym, gdy wpatrywał się w Blaise'a swoimi błyszczącymi oczami. 

— Ta suma jest oczywiście od czegoś zależna, Zabini. Chcę listę wszystkich, którzy byli tam tamtego wieczoru.

Blaise już zaczął otwierać usta, żeby zaprzeczyć prowadzeniu jakiejkolwiek ewidencji gości, ale Malfoy lodowatym spojrzeniem zrównał go z ziemią. 

— Jestem pewien, że masz listę. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest to, żeby stwierdziła, że ​​to Eliksir Wielosokowy. Chcę dokładnie wiedzieć, kim są potwierdzający to… uczestnicy.

Blaise wzruszył ramionami i sięgnął po swój dziennik. Kiedy wyrwał z niego listę nazwisk i wyciągnął rękę po czek, Malfoy go powstrzymał.

— Żądam też Wieczystej Przysięgi. Nie chcę martwić się, że ktoś inny spieprzy moją grę, kiedy ustawię już wszystkie pionki. Chcę od ciebie przysięgi potwierdzającej, że tylko ja posiadam wszystkie zdjęcia i wszelkie inne dowody, a także że wszystkie szczegóły tego małego interesu umrą razem z tobą.

Blaise zacisnął usta, gdy zauważył intensywność ognia płonącego w oczach Malfoya. Mężczyzna był wręcz obłąkany w swojej zemście przeciwko Granger. Potem jednak spojrzał na cyfrę na czeku.

— W porządku.

***

Po całym dniu pracy Draco zatrzymał się wieczorem u Gringotta. Siedział cicho obok goblina, gdy ich wózek pędził w głąb banku, mijając rodzinny skarbiec Malfoyów i zmierzając do o wiele mniejszej, prywatnej skrytki.

Draco otworzył wrota, wszedł do środka i zamknął je tuż przed goblinem czekającym na zewnątrz.

Wyciągnął z szat teczkę ze wszystkimi zdjęciami od Blaise'a oraz kopertę, którą przyniosła mu Granger.

Jego szczęka napięła się, gdy patrzył na fotografie. Ręce lekko mu się trzęsły, a zdjęcia nagle stanęły w płomieniach.

Upuścił je na ziemię.

Podszedł do pudełek zawierających zadziwiająco szczegółową analizę kilkuset dokumentów legislacyjnych. Przeciągnął po nich palcem, przechodząc aż do przeciwległej ściany.

Do ściany, do której przyczepiona była mała karteczka.

„Człowiek mądry umie uczyć się od wrogów. To od wrogów, a nie od przyjaciół, miasta uczą się budowy wysokich murów i okrętów wojennych.”

Wpatrywał się w nią przez kilka sekund, po czym westchnął i odwrócił się. Pokój płonął, bo ogień, trawiący wcześniej tylko zdjęcia, rozprzestrzenił się również na pudła.

Draco go obserwował.

Kłótnie z Granger o kwestie prawne sprawiły, że dziewczyna stała się śmiercionośną bronią polityczną o wiele szybciej, niż ktokolwiek mógłby sądzić.

Wytykanie Granger jej słabości poprzez czysto przyjacielskie gesty sprawiało, że zazwyczaj odrzucała tę informację; jednak gdy traktowano ją jak swojego przeciwnika, ona natychmiast obmyślała strategię, wzmacniała swoją pozycję i argumenty, a potem chłodno odpierała wszelki atak.

Aż do tego ranka Draco uważał, że była prawie niezłomna. Zacisnął zęby. Jej życie osobiste będzie jedynym obszarem, w którym pozostanie bezbronna.

Rzucenie Obliviate na Puceya było zdecydowanie najbardziej satysfakcjonującym aspektem tego dnia. Draco wiedział, że nie jest zdolny do zabójstwa, ale bardzo poważnie zaczął się nad tym zastanawiać, kiedy wycelował różdżkę w twarz Puceya.

Powoli szedł między stosami płonących pudeł w kierunku drzwi.

Zatrzymał się przy wyjściu i spojrzał na wycinek z gazety zawieszony na ścianie.

Już mocno wyblakły po prawie dekadzie.

Rok 1998. Granger stojąca na stanowisku świadka, zeznająca na korzyść Dracona podczas jego powojennego procesu. Gdyby Draco został uznany za winnego, dopiero za trzy tygodnie, licząc od dziś, mógłby opuścić Azkaban.

Hermiona Granger chce uratować świat.

Wpatrywał się w zdjęcie i prawie sięgnął, by go dotknąć.

Stanie się jej politycznym rywalem było całkowicie przypadkowe. Po szkole udała się prosto do Ministerstwa i rozpoczęła kampanię na rzecz praw magicznych stworzeń, napędzana słuszną furią i bez jakiegokolwiek uprzedniego przygotowania. Jej zespół był równie nieświadomy jakichkolwiek politycznych pułapek.

Draco nie był, ale jego nikt nie słuchał.

Tak więc – napisał artykuł wstępny, w którym zwrócił uwagę na wszystkie potencjalne zagrożenia związane z ustawodawstwem przygotowanym przez Granger, dopóki nie wycofała się z niego i nie przerobiła całości dokumentu. Draco nękał ją publicznie, dopóki prawo nie zostało w pełni ustanowione.

Stało się to dziwacznym typem szachów na płaszczyźnie kariery. Bezlitośnie prześladował ją z powodu jej politycznych słabości, a ona szybko nauczyła się chronić siebie i dostrzegać własne słabości legislacyjne bez jego pomocy.

Draco miał już dość kłótni.

Nie dostrzegał, że postrzegała ich rywalizację jako osobistą lub nawet złośliwą, dopóki nie pojawiła się w jego biurze. Uważał, że istniała ogromna różnica między walką polityczną a faktyczną chęcią zrujnowania komuś życia.

Nie dla Granger. Dla niej wszystko, co robiła, było w pełni zakorzenione w moralności.

Westchnął, gdy otworzył drzwi skarbca i wyszedł.

Pewnego dnia powinien chyba w końcu przyznać, że się w niej zakochał.


Brak komentarzy