Motyw: Utwór zainspirowany grafiką od the-static-hum. Spotkajmy się zaraz na schodach, żeby wypić kieliszek ginu. (z utworu The National - Nobody Else Will Be There)

Ostrzeżenia: PTSD (Zespół Stresu Pourazowego).

 

Można by pomyśleć, że skoro magia istnieje już od kilku tysięcy lat, to podstawowa forma oświetlenia nie powinna być w czarodziejskim świecie tak trudna do zdobycia. Jednak w korytarzu dla służby nie szło uraczyć choćby odrobiny blasku świec.

Ciemność była nieprzenikniona i kiedy moje golenie zderzyły się z czwartą, drewnianą skrzynią, zdałam sobie sprawę, że zostawiłam ​​różdżkę w torebce gdzieś w głównej sali, gdzie nadal trwał bankiet.

Zaklęłam pod nosem, pochylając się, żeby pomasować nogę. Powinnam była po prostu wyjść. Absurdem było skradać się jak nastolatka po nieoświetlonym korytarzu, próbując znaleźć kogoś, kogo prawdopodobnie nawet tam nie było.

Wyprostowałam się i westchnęłam. Już miałam zawrócić, gdy w ciemności na krótką chwilę zabłysnął wyraźny punkcik czerwonego światło, po czym szybko zniknął.

Przełknęłam i wypuściłam ciężki oddech. 

Malfoy.

Niedopałek jego papierosa znów rozżarzył się, jednak tym razem na odrobinę dłużej i wystarczająco mocno, by oświetlić jego oczy.

Granger.

Sposób, w jaki wymówił moje nazwisko, sprawił, że powietrze zawirowało, a wydychany przez Malfoya dym wzniósł się do góry. Mogłam usłyszeć, że trzymał papierosa w kąciku swoich ust.

Przez to przeciąganie przez niego słów było jawniejsze. Bardziej pieszczotliwe.

Zawsze lubił bawić się słowami, mieląc je swoim kąśliwym językiem; eksperymentując z określonymi akcentami.

W jakim celu miałby mówić, co myśli, skoro może to sugerować na co najmniej tuzin innych sposobów bez niedogodności, jaką było prawdziwe zaangażowanie?

Podobnie jak nas wszystkich, Ministerstw trzymało go na dość krótkiej smyczy. Na najkrótszym i najbardziej luksusowym łańcuchu, ale nieprzerwanie pod kontrolą.

Jego ograniczenia sprawiły, że czynił swoje niedopowiedzenia rodzajem swoistej sztuki.

Zazdrościłam mu tej umiejętności, chociaż równie często działała mi ona na nerwy. Czasami żałowałam, że nie potrafię powstrzymać się od powiedzenia tego, co mam na myśli.

Nigdy nie byłam nieśmiała. Byłam „szczera”.

Myślałam, że rzuciłeś palenie powiedziałam w końcu.

Papieros znów się rozżarzył.

Ostrożnie ruszyłam w stronę źródła słabego światła. 

W dzisiejszych czasach palę tylko w towarzystwie. Wyciągnął papierosa z ust. Jego słowa znów były ostre.

Wyciągnęłam rękę, starając się na nic nie wpaść ani się o niego nie potknąć, gdy zbliżałam się w stronę jego głosu.

Jego ręka wsunęła się pod moją, jakby eskortował mnie na parkiet. Pociągnął mnie do przodu i w dół ku rozklekotanym schodom dla służby, na których siedział.

Schody były wąskie i ledwo się na nich mieściliśmy. Kiedy usiadłam obok niego, papieros znów się rozżarzył na wystarczająco długo, by oświetlić cały profil twarzy Malfoya.

Patrzyłam, dopóki blask nie zniknął, a potem odwróciłam wzrok. 

— W jaki sposób to kwalifikuje się jako palenie w towarzystwie?

Pauza. Słyszałam, jak oddychał.

Bo tu jesteś.

Przesunął się nieznacznie tak, że moja kość biodrowa przestała się w niego wbijać.

Po drugiej stronie tej ściany jest około pięciuset osób powiedział po chwili.

Prychnęłam i odwróciłam twarz ku ciemności, która go pochłaniała. 

Mur to w tym przypadku ważny szczegół. Nie jesteś na imprezie, jeśli cały ten czas spędzasz w zakurzonym przejściu dla służby, siedząc tu i paląc.

Ach… — Jego ton był lekki. Ale tylko przy założeniu bez-obecności-Granger. A ja tego nie zakładam. Twoja ingerencja jest całkiem przypuszczalna, dlatego twoje ewentualne pojawienie się jest nieuniknione. Palę więc zapobiegawczo.

Złożyłam ręce na piersi i westchnęłam. 

Z czasem pewnie będzie łatwiej.

Zachichotał. Nastąpiła kilkusekundowa cisza, zanim ponownie się odezwał. 

Ciągle to powtarzasz.

— W końcu wszyscy mi to mówią.

Wyciągnęłam rękę, próbując znaleźć go w ciemności. Musnęłam palcami jego szaty i pozwoliłam im przemknąć po jego ramieniu, aż znalazłam jego lewą dłoń.

Zawahałam się przez chwilę, zanim wyjęłam papierosa spomiędzy jego palców i podniosłam go do swoich ust.

Ręce mi drżały, a gardło zaciskało się nerwowo, gdy powoli się zaciągnęłam.

Zamknęłam oczy i ciężko wypuściłam kłąb dymu.

Wyciągnęłam rękę i ponownie znalazłam jego własną opartą na kolanie. Powoli położyłam na niej swoją dłoń. Palcami przemknęłam lekko po jego knykciach, gdy wpatrywałam się w ciemność.

Siedzenie z nim wydawało się naturalne. Stało się nawykiem, a może nawet naszą tradycją. Nie jestem do końca pewna, gdzie przebiegała ta granica.

Rozwijało się to przez lata.

To ja jako pierwsza przyniosłam papierosy.

W pewnym momencie na przestrzeni lat to dziwne, niewypowiedziane interludium między nami stało się punktem każdego większego wydarzenia. Pogrążona w mroku cisza i dłoń pod dłonią, dopóki moja nie przestała się trząść i mogłam wrócić do pomieszczenia z oślepiająco jasnym światłem i ciągłym towarzystwem błysków aparatu.

Przed swoim wyjściem zawsze mówiłam: 

Powinieneś się pokazać chociaż na kilka minut. Zauważą, jeśli tego nie zrobisz.

Nigdy nie odpowiadał, ale zawsze pojawiał się na tyle, by mogli go sfotografować.

I tak za każdym razem, aż do następnego wydarzenia.

Jakimś sposobem, bez wymiany choćby słowa, zawsze odnajdywaliśmy się w ciemności.

Rzadko mógł opuszczać swoją posiadłość. Odwiedzający go musieli posiadać zgodę od Ministerstwa, a wszystkie szczegóły wniosków, spotkań jak i samych wizyt zawsze były podawane do wiadomości publicznej, podobnie jak korespondencja i telefony przez sieć Fiuu. Nazywano to transparentnością działań rządu.

Nie mam pojęcia, jak udało mu się zdobyć papierosy.

Uniosłam rękę do ust i zaciągnęłam się ponownie.

Bez względu na to, w ilu wydarzeniach organizowanych przez Ministerstwo brałam udział, nigdy nie wydawały mi się one naturalne. To było jak ponowne rozdrapywanie ran. Każdego roku byłam coraz bardziej zła i coraz bardziej poddenerwowana. Zaczynałam rozważać, czy nie mogłabym rozpaść się na kawałki pod tym nieubłaganym blaskiem reflektorów. Tak po prostu. 

Wspólne palenie z Malfoyem nawet przez te kilka minut stało się jedyną rzeczą, która pozwalała mi przez to wszystko przebrnąć.

Ręce drżały mi już o wiele mniej, kiedy jeszcze raz przyłożyłam papierosa do ust, żeby się zaciągnąć. Ujrzałam jego twarz. Obserwował mnie uważnie.

Aż tak źle?

Potrząsnęłam głową, odwracając wzrok. 

Było… było w porządku.

Wiesz… powiedział cicho. Nachylił się bliżej, aż poczułam jego klatkę piersiową przy moim ramieniu. Jego oddech poruszył moje włosy i mogłam usłyszeć lekkie rozbawienie w jego głosie. …mają eliksiry…

Odepchnęłam go łokciem, przewracając oczami. 

Nie mogę pić alkoholu, jeśli wezmę Eliksir Uspokajający lub jakiekolwiek mikstury przeciwlękowe. Zresztą to tak, jakby zawiesić nad głową tabliczkę z informacją, że mam „traumę”. Moje gardło zacisnęło się i na krótką chwilę chwyciłam jego dłoń. Wszyscy tam patrzą…

Moja ręka znowu zadrżała. Spróbowałam rozluźnić swój głos.

Poza tym obiecałam komuś drinka.

Szybko przyłożyłam papierosa z powrotem do ust.

Malfoy przysunął się bliżej. Uniósł swoje długie palce, by objąć nimi podstawę mojej czaszki i przybliżyć do siebie nasze twarze.

Zesztywniałam, a potem dostrzegłam niezapalonego papierosa zwisającego z jego ust.

Dotknął jego czubkiem koniuszek mojego własnego i zatrzymał się.

Powoli wciągnęłam powietrze i obserwowałam, jak jego rysy rozjaśniają się w blasku tytoniowego żaru. Nasze twarze były oddalone od siebie zaledwie o cale. Jego oczy były ciemne i błyszczały w przyćmionym blasku.

Czerwonawe światło padło na jego jasne włosy.

Odsunął rękę i ponownie usiadł prosto, szybko się zaciągając.

Mogłeś użyć swojej różdżki powiedziałam, gdy moje serce znów zaczęło bić.

Zawsze chciałem tego spróbować. Jesteś jedyną palącą osobą, którą znam.

— Nie palę. — Położyłam niedopałek na stopniu, unosząc piętę i go nią miażdżąc. – Normalnie… nie palę.

Jego papieros rozjarzył się, gdy odpalił od niego kolejnego i bez słowa wsunął mi go między palce.

Moja prawa ręka znalazła go w ciemności. Lekko przesunęłam palcami po jego knykciach, stukając w nie, jakby były instrumentem, a ten ruch tylko zacieśnił otaczającą nas ciemność i ciszę.

Po kolejnej minucie moja ręka w końcu zatrzymała się na jego.

Przesunął się i usłyszałam dźwięk chlupotu jakiejś cieczy.

— Co do drinka. Przyniosłem Ognistą Whisky, ale kiedy przenosiłem pudła z tych schodów, znalazłem coś nowego. Jego głos był lekko konspiracyjny. — Sądzę, że to mugolskie. Smakuje jak szyszki w alkoholu.

Nigdy nie byłam pewna, czy mówił poważnie, czy tylko próbował mnie rozbawić, kiedy z jego ust wypływały takie rzeczy.

Parsknęłam. 

Gin? Jest zrobiony z jagód jałowca.

Milczał przez chwilę. 

Ach. To wiele wyjaśnia.

Zaśmiałam się cicho. Kiedy wkładałam papierosa z powrotem do ust, nagle coś nas oświetliło i po raz pierwszy mogłam go wyraźnie zobaczyć.

Pierwszy raz.

Zawsze siedzieliśmy w ciemności. Paliliśmy i piliśmy, a potem wychodziłam bez zapalania różdżki. Nie wiedziałam, dlaczego nagle zdecydował się zmienić kolej rzeczy.

Patrzyłam na niego jak spłoszony jeleń.

Z ust zwisał mu papieros, a jego włosy były potargane. Był elegancko ubrany na ten swój swobodny sposób, jakby jego garnitur miał podkreślać fakt, że to on go nosi. To było wyróżnienie, na które nigdy nie czułam, że mogłabym zasługiwać.

Nic w jego osobie nie wskazywało, dlaczego był tu akurat ze mną, a nie w sąsiednim pokoju ze wszystkimi innymi. Zakładałam, że to przez nerwy lub wściekłość – tak jak to było w moim przypadku – ale kiedy na niego patrzyłam, nie widziałam tego w jego postaci.

Jego oczy błyszczały, gdy wsunął różdżkę w moje bezwładne palce i sięgnął do swojej szaty, wyciągając dwie szklanki.

Podniósł stojącą obok siebie butelkę ginu. 

Spójrz, ma nawet kapelusz.

Zręcznie nalał trunku do szklanki i mi ją podał.

Zgasiłam papierosa i wzięłam szklankę, podczas gdy on nalewał też i sobie.

Uśmiechnął się i leniwym ruchem wzniósł toast. 

Wszystkim bohaterom wojennym, chwała waszej odwadze.

Wyjął papierosa z kącika ust i wypił drinka, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Nie po to przyszłam. Komfort ciemności był miejscem, w którym mogłam się rozluźnić i oddychać bez żadnej obawy, że ktoś mógłby obserwować moje słabości i stare blizny.

Teraz pojawiło się światło – jasne niczym blask słońca uderzający w odsłonięty nerw. Iluzja zniknęła.

Siedziałam w brudnym przejściu służbowym, paliłam, żeby odeprzeć atak paniki, siedziałam obok kogoś, z kim nie rozmawiałam publicznie od ponad dekady.

Za kilka minut ponownie pojawię się na uroczystym bankiecie. Musiałam być widziana, pijąc odmierzone łyki wina i konsumując deser w sposób, który nie wskazywałby na jakiekolwiek zaburzenia odżywiania. Musiałam siedzieć z rękami na kolanach i śmiać się na zawołanie, z całej siły powstrzymując chęć skubania skórek przy paznokciach.

Potem wracałam do domu i z porannej gazety dowiadywałam się, czy uznawano mnie za stabilną i radzącą sobie z tym wszystkim, czy też nie.

Podniosłam szklankę do ust i pociągnęłam mały łyk.

Malfoy przyjrzał mi się uważnie. 

Wolisz Ognistą Whisky?

Spojrzałam w dół. 

Połączenie alkoholu z tytoniem zwiększa ryzyko raka krtani.

Dobrze…

Powoli pociągnęłam kolejny łyk ginu. Szyszki. Kącik moich ust drgnął. Komediowy absurd był równie jaskrawy jak padające na nas światło.

Żałowałam, że nie poprosiłam o Ognistą Whisky. Przydałaby mi się odwaga, nawet fałszywa.

Pociecha była błędem, na który sobie pozwalałam. Widziałam to teraz, gdy siedziałam w blasku światła jego różdżki.

Postawiłam szklankę na stopniu u moich stóp i wstałam, oddając mu różdżkę. 

Powinnam już iść, zanim zauważą, że mnie nie ma.

Nie powiedział ani słowa. Jego oczy zamieniły się w leniwe srebro.

Wzięłam powolny oddech, aż rozbolały mnie płuca, gdy wpatrywałam się w niego. 

Powinieneś się pokazać, chociaż na kilka minut. Zauważą, jeśli tego nie zrobisz.

Powoli skinął głową. Wyglądał na tak pozornie opanowanego. Jakaś część mnie chciała go lekko pogłaskać, może nawet wpleść palce we włosy u podstawy jego głowy i zapalić papierosa przy jego ustach.

Do zobaczenia, Malfoy.

Patrzyłam na niego przez chwilę, po czym odwróciłam się i wróciłam tą samą drogą, którą przyszłam

Światło różdżki zniknęło, zanim znalazłam się kilkanaście stóp od niego.

Dotarłam do ściany i przesunęłam po niej dłonią, próbując przypomnieć sobie położenie wszystkich skrzyń, na które wcześniej wpadłam.

Szum bankietu stał się głośniejszy, kiedy zbliżyłam się do drzwi, które zostawiłam lekko uchylone, poprzednio się przez nie przelizgując. Towarzyska paplanina. Ludzie pełni radości i ci pogrążeni w żałobie. W tym momencie prawie wszyscy byli pijani –  wyjątek stanowili reporterzy, którzy pozostawali trzeźwi i czujni, aby wyłapać wszelkie potencjalne plotki.

Moje palce musnęły gałkę i zamarłam z wahaniem, próbując przygotować się na to, w czym ponownie miałam się zanurzyć.

Każdy kolejny rok dorosłości sprawiał, że byłam trochę bardziej wściekła w imieniu swoim jak i wszystkich innych uczniów. Byliśmy dziećmi. Każdego roku czułam się coraz bardziej zdumiona tym, jak bardzo byliśmy młodzi.

Jakim cudem fakt udziału w wojnie, kiedykolwiek był postrzegany przez nas jako coś naturalnego? To, że rodziny odesłały swoje dzieci z powrotem do Hogwartu, kiedy byli tam Carrowowie. To, że wszyscy siedzieli cicho, kiedy wprowadzono ustawę o rejestracji mugolaków.

Jako osobę dorosłą jeszcze bardziej oszałamiało mnie, jak naturalnym wydawało się wtedy, że wojna spadła na nasze barki.

Pokolenie papierowych bohaterów wojennych.

Wcieliliśmy się w nasze role po wyroku Tiary Przydziału, a teraz codziennie obserwujemy oznaki naszego wypalenia.

Większość czarodziejskiego świata nie chciała nawet kiwnąć palcem, by walczyć w wojnie, ale wszyscy są niezwykle chętni, by diagnozować u nas traumę, jednocześnie wygodnie siedząc w swoich fotelach.

Moje dłonie znów zadrżały, więc zanim sięgnęłam do klamki, zacisnęłam je na chwilę w pięści.

Utknęłam. Unieruchomiona. Spojrzałam w górę i zobaczyłam niewyraźny zarys dłoni przyciśniętej do drewna.

Malfoy zmaterializował się za mną. Ledwo się odwróciłam, zanim jego klatka piersiowa przylgnęła do mojej. Jego ręka zsunęła się po drzwiach prosto na moje ramię, a jego palce ułożyły się u podstawy mojej głowy. Nie było między nami żadnych papierosów, gdy jego twarz zbliżyła się do mojej.

Hermiono…

Nie wiedziałam, co to znaczy, gdy w taki sposób wypowiedział moje imię. Czy była w tam jakaś zamierzona implikacja.

Moje oczy rozszerzyły się, gdy oddech uwiązł mi w gardle. 

Co…?

Jego usta delikatnie musnęły moje.

Potem zamarł. Czekał.

To było niewypowiedziane pytanie.

Serce waliło mi w piersi, a palce drżały, gdy uniosłam rękę i przyciągnęłam go bliżej.



1 komentarz:

  1. Wojna ich zniszczyła, po której stronie by nie byli. Tylko oni sami wiedzą ile ich to kosztowało. Super tekst.

    OdpowiedzUsuń