Dni stawały się coraz krótsze i zimniejsze. W Dworze panował chłód, od kiedy Hermiona została w nim sama – jej kominek nigdy nie płonął w pełni, a woda nie rozgrzewała jej aż do kości. Odkąd przybyła do tego miejsca, nigdy nie czuła się w nim aż tak nieswojo.
Narcyza wróciła zaledwie kilka godzin po odejściu Dracona i Lucjusza. Natychmiast pojawiła się pod drzwiami pokoju Hermiony z Łzawką, herbatą, kawą oraz wymuszonym uśmiechem.
— Osiadł w Zurychu. Francuzi z pomocą szwajcarskich rebeliantów zajęli Genewę, więc na razie jest bezpieczny — oznajmiła, jednak jej filiżanka zagrzechotała przy ostatnim słowie. Po tym szybko zmieniła temat.
Tydzień po ich wyjeździe Prorok poinformował, że Lucjusz został odesłany do Holandii, aby tam rozpocząć negocjacje. Dwa dni później holenderski Minister Magii przyrzekł wierność Czarnemu Panu, a następnego dnia Lucjusz był znów widziany w Szwajcarii, podczas inspekcji nowej instalacji wojskowej w Lozannie.
Hermiona codziennie jadała śniadania w jadalni w towarzystwie Narcyzy. Obie powoli odnalazły swoją równowagę między czytaniem gazet ze wstrzymanym oddechem a dyskutowaniem o książkach i pogodzie w przerwach od chłonięcia nowych wieści z frontu.
Dwa tygodnie po tym, jak się z nim pożegnała, twarz Dracona pojawiła się w Proroku Codziennym. Stał w milczeniu obok Bellatriks, gdy oboje obserwowali, jak nowy szwajcarski Minister Magii przemawia do swojego rządu. Poprzedni Minister dołączył do rebeliantów w Genewie – „porzucając swój lud”, jak określiła to Skeeter. Sprowadzono więc nową marionetką Voldemorta, by zmienić władzę w tamtejszym Ministerstwie Magii. Draco był blady i wychudzony, a wyraz jego twarzy był sztywną maską, kiedy skinął głową na coś, co powiedział mu nowy, szwajcarski Minister. Bellatriks wyglądała na znudzoną. Hermiona przeprosiła Narcyzę, odchodząc od stołu, po czym spędziła następną godzinę w swojej sypialni, płacząc.
Pod koniec listopada Francuzi zaatakowali Bazyleę. Skeeter poinformowała, że armie Czarnego Pana zdołały z pomocą niemieckich sojuszników stłumić atak francuskich i szwajcarskich rebeliantów, zabijając co najmniej trzystu z nich. Zdjęcie na pierwszej stronie Proroka przedstawiało Dracona trzymającego w dłoni różdżkę z dymiącym czubkiem, patrzącego w dół na płonące pozostałości katedry. Podpis pod zdjęciem brzmiał:
Generał Draco Malfoy zwycięża w Bazylei.
Narcyza nie spotkała się z nią tego ranka na śniadaniu, wysyłając wiadomość przez skrzaty. A Hermiona była z tego faktu całkiem zadowolona, nie musząc szturchać swoich jajek i udawać, że rzeczywiście coś je. Przeczytała gazetę pięć razy, szukając więcej wzmianek o Draco, ale znalazła jedynie zdjęcie jego stalowych oczu zwróconych w stronę popiołów.
Tęskniła za nim. To uczucie było zbyt instynktowne, by mogła je zignorować. W nocy przewracała się z boku na bok, analizując wspomnienia z ich ostatniej kłótni, jakby rozważenie każdego szczegółu w jakiś sposób miało uczynić to wszystko mniej bolesnym. Wciąż nie miała pojęcia, jak powinna „zdecydować, czego chce” – ani co Draco miał na myśli. Ale jej serce zaciskało się na myśl o milionie rzeczy, które przez cały czas chciała mu powiedzieć, choć fizycznie nie mogła.
Kilka razy w tygodniu przechodziła przez ukryte przejście między ich pokojami i wyobrażała sobie, że mogłaby nagle go znaleźć skręconego w pościeli, drzemiącego głęboko z rozczochranymi włosami. Oglądała jego drobiazgi, przeszukiwała półki z książkami i wciskała twarz w pozostawione w szafie swetry i koszule. W niektóre dni wpatrywała się z zamyśleniem w szufladę z nożem i świstoklikiem. Jednak potem szybko ją zamykała.
Nawet gdyby odcięła sobie rękę i uciekła, nadal nie miała pojęcia, jak znaleźć George'a i pozostałych. Szmalcownicy i Śmierciożercy krążyli po kraju, a gdyby została złapana, Malfoyów z pewnością czekałyby tortury i pewna śmierć. Nie mogła odejść bez pożegnania. Wtedy mogłaby już nigdy go nie zobaczyć…
Nie. Postanowiła zostać. Zakon jej tutaj potrzebował. Nawet Teo powiedział, że tylko ona może złamać magię tatuaży. Nikt inny nie miał dostępu do takiej wiedzy jak ona; do najbogatszej w swoje zasoby biblioteki w Wielkiej Brytanii, gdzie wszystko było na wyciągnięcie ręki. Postanowiła zostać, chociaż Draco zostawił na pełnym widoku klucze do jej klatki. Postanowiła zostać, żeby uwolnić Ginny, Rona i wszystkich innych.
Nigdy nie pozostawała w jego sypialni zbyt długo – nie chciała przyciągać uwagi skrzatów. Wiedziała, że wciąż od czasu do czasu odwiedzały jego pokój, chociaż nadal nie pościeliły jego łóżka. Dzień po jego wyjeździe, otworzyła dolną szufladę jego komody i zauważyła, że pudełko po butach pełne wycinków z gazet zniknęło. Pozostał tam tylko koc.
Wraz ze wzrostem liczby ofiar śmiertelnych w Szwajcarii śniadania z Narcyzą stały się krótsze i rzadsze. Dni Hermiony wypełniały jedynie badania. Czasami spędzała w bibliotece nawet osiemnaście godzin dziennie. Raz czy dwa zasnęła na czytanych książkach, budząc się dopiero wtedy, gdy skrzaty aportowały ją prosto do jej sypialni – wsuwając jej nogi na prześcieradło i przykrywając ją ciepłym kocem po samą brodę. Nie pozwalając sobie na dodatkowe rozproszenia – poza codziennym, obowiązkowym wertowaniem gazet – przeglądała dzienniki Czyścicieli, tłumacząc każdy z nich za pomocą klucza z dziennika Jeremiaha Jonesa.
W pierwszym tygodniu grudnia w końcu przetłumaczyła ostatni z dziewięciu dzienników. Po drodze znalazła garść kuszących fragmentów układanki: tłumaczenia wspominające o piętnowaniu żelazem lub zaklęcia do oznaczania „ptaków w klatkach”. Niektóre wzmianki wspominały też o nieprzeniknionym kręgu. Ale ona po prostu zaznaczyła je na później, zmuszając się do dokończenia tłumaczeń, zanim wciągnie się w czytanie i poszukiwania.
Nawet przy w pełni przetłumaczonych dziennikach, w każdym z nich brakowało fragmentów stron – zwłaszcza u Tobiasa Tolbrette'a. Dziennik Jonesa potwierdził wagę i znaczenie zapisków Tolbrette'a. Na pierwszych stronach, tuż przed kluczem, znalazła unikalny ciąg znaków, który mógł oznaczać jedynie imię Tolbrette'a. Niżej odnalazła numery, w których Jones odsyłał czytelnika do pewnych stron dziennika Tolbrette'a.
Nott Senior dość obficie powydzierał strony w dzienniku Tolbrette'a, ale w jego działaniach widać było pośpiech. Pominął dwie strony po wzmiance o „barierze błyskawic”, o której wspomniał Jones; po wzmiance o naznaczeniu skóry zostawił całe pięć stron. Za każdym razem, gdy natrafiała na podartą stronę, wiedziała, że brakowało jej tam dlatego, że właśnie jej w tej chwili potrzebowała. Zatem czytanie stron, które pojawiały się przed i po, stało się jej najważniejszym zadaniem.
Piątego grudnia wyjęła nowy arkusz pergaminu i nakreśliła na nim swoje pierwsze hipotezy.
1) Zarówno Czyściciele, jak i Śmierciożercy używali tego samego zaklęcia bariery, aby więzić swoich niewolników: „bariera błyskawic” (Jones, s. 2; Tolbrette s. 4, 18, 67-70, 111, 123-124; Emerson s. 9; Taylor s. 34-35).
2) Śmierciożercy używali tatuaży jako łącznika, podczas gdy Czyściciele używali do znakowania skóry swoich niewolników rozgrzanego żelaza (Jones, s. 2; Tolbrette s. 48-53, 95, 162-163; Fernsby s. 27, 76).
3) W obu przypadkach musiał istnieć sposób na połączenie zaklęcia bariery z łącznikiem. Jakikolwiek mechanizm wiążący został użyty przez Śmierciożerców, był on prawdopodobnie bardzo podobny do tego używanego niegdyś przez Czyścicieli.
Hermiona potarła swoje ramię, przypominając sobie dzień, w którym przeskoczyła przez barierę i stoczyła się w dół wzgórza. Tuż przed falą otępiającego bólu i ciemnością została sparaliżowana przez palący szok, który zapulsował w jej tatuażu. Zastanawiała się, ile „gołębi” i „gołębic” spotkał podczas próby ucieczki podobny los. Być może zostali oni pozostawieni przez swoich właścicieli na pewną śmierć poza wyznaczoną granicą ich niewoli.
Przełknęła i ponownie skupiła się na swoich badaniach. Jeśli miała dowiedzieć się, jak przełamać magię tatuaży, będzie w końcu potrzebowała jakiegoś obiektu testowego. Będzie potrzebowała również różdżki – nie było sposobu, żeby jakkolwiek obejść jej brak. Chociaż dzieliły ją tygodnie od bycia gotową do przetestowania czegokolwiek, jej żołądek wciąż skręcał się na samą myśl.
Reszta dnia minęła jej raczej bezproduktywnie. Siedziała zadumana, przeżuwając powoli swój posiłek, aż danie całkowicie wystygło, a plecy zaczęły boleć ją od tak długiego siedzenia w jednej pozycji. Kiedy podczas czytania dziennika Tolbrette’a powieki zaczęły jej zbytnio ciążyć, w końcu powlokła się z powrotem do swojego pokoju.
Gdyby Draco nie wrócił, istniało tylko jedno, możliwe rozwiązanie, choć dalekie od ideału: Narcyza. Hermiona po prostu musiała mieć nadzieję, że pojawi się on z powrotem w domu, zanim będzie to konieczne. Jednak jeśli chodzi o to, co jego powrót do Dworu mógł oznaczać dla Zakonu i jej przyjaciół – to była rzeczy, na której rozważanie nie mogła sobie pozwolić.
Postępy zaczynały powoli się pojawiać, ale ich tempo rosło w miarę upływu dni. Hermiona pierwsza przełamała barierę błyskawic. Miała szczęście znajdując dwie strony, które Nott Senior pominął w dzienniku Tolbrette'a, który zawierał niemal wszystkie kroki opisujące jak rzucić ten czar. Mężczyzna przeoczył też dwie strony w innym dzienniku należącym do Cephasa Taylora, Czyściciela, który dokumentował swoje próby przywiązania żywych istot do tejże bariery. Błądząc pomiędzy dwoma dziennikami, Hermionie w końcu udało się odtworzyć schemat wszystkich kroków tego czaru. Miała rację, że oparli oni barierę błyskawic na magii celtyckiej. Stworzyli wielki pierścień ochronny, mający bronić tych przebywających wewnątrz, zamiast odpędzać tych będących poza jego obrębem.
Następnie zaczęła badać sposoby naznaczania skóry niewolników. Zajęło jej to o wiele więcej czasu – Tolbrette poświęcił dziesiątki nienaruszonych stron na rozwodzenie się o tym, na których częściach ciała znakować swoje „gołębie”, biorąc pod uwagę, że mogą one być znakowane kilka razy przez różnych właścicieli i powinny pozostać „przyjemne dla oka”. Ale ostatecznie udało jej się połączyć kroki przy użyciu tej samej strategii fragmentarycznej, używając wzmianek z kilku dzienników.
Ostatnim krokiem było odkrycie mechanizmu powiązywania oznaczeń z barierą. Ten krok był trudniejszy. Dopiero o północy czwartego dnia badań z rzędu udało jej się dostrzec maleńką, ale niewątpliwą egipską runę nabazgraną w prawym dolnym marginesie strony, na której Tolbrette wspomniał o dodaniu dwóch nowych „gołębi” i trzech nowych „gołębic” do jego „trzody." Kolejne strony po tej wzmiance zostały wyrwane.
Nie spała tamtej nocy, przedzierając się przez kolejne regały biblioteki, dopóki nie znalazła podręcznika o starożytnych, egipskich zaklęciach runicznych. Już praktycznie świtało, kiedy w końcu znalazła dopasowanie do runy w dzienniku Tolbrette'a. Podręcznik szczegółowo opisywał, w jaki sposób zaklęcie wykorzystujące tę runę zostało użyte do magicznego powiązania skarbów oznaczonych imionami faraonów z osłonami chroniącymi ich grobowce.
Jedyne, co jej pozostało, to zbadać magiczne tatuaże, które miały obecnie służyć jako substytut znaczeń na skórze. Co oznaczało, że mogła teraz jedynie czytać, dając swojej wyczerpanej pisaniem dłoni odpocząć.
Pod koniec drugiego tygodnia grudnia, siódmego dnia z rzędu pełnego nieustannych opadów deszczu, Narcyza zapukała do jej drzwi. Hermiona szybko ukryła swoją książkę o tatuażach w starożytnej Mezopotamii, zanim otworzyła kobiecie.
Narcyza była o wiele chudsza i bledsza niż miesiąc temu, ale ciepło w jej oczach niezmiennie pozostało silne. Hermiona zaprosiła ją do środka, po czym obie zasiadły na fotelach przed kominkiem, gdy Łzawka nalewała im herbaty. Hermiona potrzebowała ogromnej ilości samokontroli, by utrzymać swoje pytanie za zębami, dopóki skrzatka nie zniknęła.
— Czy coś się stało?
Narcyza uśmiechnęła się ze znużeniem, krzyżując nogi w kostkach.
— Nie mam żadnych nowych wieści ze Szwajcarii, nie. Ale jest coś, o czym przyszłam z tobą porozmawiać.
Hermiona poczułą nagłą suchośc w ustach, gdy patrzyła, jak Narcyza cierpliwie miesza swoją herbatę.
— Zakładałam, że w tym roku nie będzie to priorytetem, z powodu toczącej się wojny… ale najwyraźniej Czarny Pan uważa, że jego lojalni wyznawcy zasługują na trochę normalności i rozrywki. — Narcyza westchnęła nad brzegiem swojej filiżanki i skierowała wzrok na Hermionę. — Co roku organizuję Bal Sylwestrowy. — Oczy Hermiony rozszerzyły się. — Jest naprawdę wspaniały i w normalnych okolicznościach jestem z niego bardzo dumna…
— Rozumiem. — Hermiona przygryzła dolną wargę. — Zatem w tym roku również będziesz go organizować?
— Tak. Tutaj. W Dworze.
Serce ścisnęło się w jej piersi.
— Czy oczekuje się, że Draco weźmie w nim udział? — zapytała, Narcyza potrząsnęła głową, a imadło na jej sercu puściło, pozostawiając po sobie jedynie odciski.
— Czarny Pan spodziewa się ataku na Zurych zaraz po Nowym Roku. Poproszono Dracona, by trzymał straż wraz z kilkoma innymi wybranymi. Przynajmniej możemy podziękować Merlinowi za tę odrobinę łaski, że moja siostra również nie pojawi się na Balu. — Narcyza odgarnęła zabłąkany kosmyk włosów ze skroni, swoimi długimi palcami muskając ucho i szyję. — Lucjusz wróci do Dworu na ten czas, bo w końcu żona nie może gościć tu innych bez udziału męża. Ale opuści nas wraz z ostatnim gościem.
Ręce Hermiony drżały, gdy dolewała sobie kawy z dzbanka. Wyobraziła sobie Dracona w Sylwestra wyglądającego ze szczytu smaganej lodowatym wiatrem wieży, czekającego na deszcz ognia z nieba.
— Dwór będzie dość zatłoczonym miejscem przez kilka następnych tygodni, a bibliotekę trzeba będzie… posprzątać.
Hermiona poczuła na sobie spojrzenie Narcyzy.
— Oczywiście. Ja… wyniosę się. — Wzięła łyk kawy, mając nadzieję, że ukryje rumieniec rozgrzewający jej policzki. — I obiecuję zostać w swoim pokoju.
— Właściwie — powiedziała Narcyza, a Hermiona znów na nią spojrzała. — Lucjusz uważa – i zgadzam się z nim – że najlepszym miejsce dla ciebie będzie to z samego przodu i na samym środku. Pod moim okiem i na pełnym widoku.
Ciepło z kawy przepłynęło prosto do żył Hermiony.
— Ale… — Przełknęła ślinę i wzięła drżący oddech. — Odniosłam wrażenie, że nie lubisz przyjęć…
Narcyza uniosła swoją bladą brew.
— Źle mnie rozumiesz. Może i urządzam to wbrew swojej woli, ale Bal Sylwestrowy Narcyzy Malfoy to najwspanialsze wydarzenie towarzyskie w sezonie. To nie jest noc w Edynburgu.
— Och. — Hermiona zamrugała i powoli odłożyła filiżankę. — Co w nim takiego wspaniałego? To znaczy… w normalnym roku?
Policzki Narcyzy rozjaśniła poświata radosnego różu, a jej oczy błyszczały w sposób, w jaki nie robiły tego od dwóch miesięcy. Hermiona podwinęła pod siebie nogi, zapominając o przyzwoitości, gdy Narcyza rozpoczęła swoją opowieść o dwudziestoletniej historii Balu Sylwestrowego.
***
Znalezienie zaklęcia do tworzenia magicznego tatuażu było dość proste. Po zawężeniu potencjalnych opcji wybrała tę, która wydawała się najbardziej elastyczna: proste zaklęcie stosowane na jeńcach wojennych. Nie było sposobu, aby upewnić się, czy był to ten sam czar, którego użył Nott Senior, ale wydawało się, że był on podatny na łączenie się z różnymi, innymi rodzajami magii.
W trzecim tygodniu grudnia Hermiona była gotowa przetestować zrekonstruowaną przez siebie wersję bariery i tatuaży, ale potrzebowała do tego różdżki. I było mało prawdopodobne, że Draco wkrótce wróci do domu. Wiedziała, że sytuacja w Szwajcarii musiała się pogorszyć, sądząc po coraz bardziej koloryzowanych reportażach Skeeter. Nie wspominając nawet o rosnącym z każdym dniem napięciu wokół oczu Narcyzy.
Gdy wojna targała Szwajcarią, reszta Europy wpadła w jeszcze ciaśniejszy uścisk Voldemorta. Polska zadeklarowała swoje wsparcie, a zaraz za nią podążyła Austria. Dwa dni później czterdziestotrzyletni, niemiecki Minister zmarł „z przyczyn naturalnych”. Prorok opublikował jego nekrolog tuż obok artykułu o nowym niemieckim Ministrze Magii – bliskim przyjacielu Eleni Cirillo.
Hermiona znów zaczęła mieć koszmary. Czasami to jednak nie Harry wyślizgiwał się jej z palców, ale Draco lub Ron. Wznowiła więc swoją poranną praktykę Oklumencji i koszmary zniknęły. Ale strach w jej żołądku rósł, gdy zbliżał się ostatni tydzień grudnia. Zaczęła zastanawiać się, jak poprosić Narcyzę o pożyczenie jej swojej różdżki.
W świąteczny poranek Hermiona wymknęła się do oranżerii, aby zebrać kilka lilii, które magicznie rosły tam przez cały rok. Zeszła do lodowatych lochów, wyciągnęła z zawiniątka kilka gałązek lawendy i przy pomocy sznurka zebrałą wszystko w prowizoryczny bukiet. Hermiona skrzywiła się, podając je Narcyzie przy śniadaniu i przepraszając za swój brak umiejętności.
Narcyza pochyliła się, by pocałować oba jej policzki, uciszając wszelkie wymówki. Hermiona otworzyła prezent od Narcyzy – elegancki, niebieski organizer na notatki – gdy Łzawka podawała im kawę i herbatę. Z ostrym rumieńcem, skrzatka upuściła parę ręcznie robionych rękawiczek na kolana Hermiony i pisnęła:
— Wesołych Świąt, panienko!
W kilka dni po Bożym Narodzeniu Hermiona zaczęła czuć się winna, że musi prosić Narcyzę o pomoc. Narcyza wyraźnie wiedziała, że dziewczyna coś knuje, ale postanowiła nigdy nie poruszać tego tematu. Sama Hermiona nie chciała stawiać Narcyzy w sytuacji, która wymagałaby od niej ingerencji lub jasnego zachowania jakiegokolwiek sekretu przed Lucjuszem. Musiał istnieć subtelniejszy sposób zadawania pytań. Sposób, który pozwalałby Narcyzie nadal odwracać wzrok.
Pewnego poranka podczas śniadania w głowie Hermiony zrodził się więc pomysł.
— Narcyzo… — Hermiona pospiesznie przełknęła kęs tosta. — Co mam ubrać w czwartek wieczorem? Ubrania, które noszę do Edynburga, są… nie do końca odpowiednie.
— Zastanawiałam się, kiedy o to zapytasz. — Narcyza mrugnęła do niej. — Panna Parkinson już nad tym pracuje. Dostarczy twoją sukienkę przed piątą.
Hermiona otworzyła usta, a potem szybko je zamknęła. Nie zdawała sobie sprawy, że Narcyza wiedziała o wizytach Pansy.
I oto jej plan transmutacji starej sukienki poszedł się skichać.
— Wspaniale. Skoro zostało to załatwione, zastanawiałam się też… ponieważ muszę wyglądać jak najlepiej… — Przełknęła ślinę. — Czy mogłabym pożyczyć twoją różdżkę? Tylko na godzinę rano, żeby ułożyć sobie włosy?
Narcyza zamrugała, a Hermiona zablokowała swój umysł Oklumencją. Przechylając głowę i rozważając propozycję dziewczyny, Narcyza w końcu odparła:
— Przypuszczam, że mogę.
Poczuła ucisk w piersi. Adrenalina i nowe możliwości zalały jej żyły, gdy się uśmiechnęła.
— Dziękuję, Narcyzo. Tylko na godzinę.
Rankiem ostatniego dnia grudnia Hermiona spotkała się z Narcyzą na szybkie śniadanie. Kiedy skończyły, Hermiona nie musiała nawet pytać – Narcyza po prostu z uśmiechem oddała jej swoją hebanową różdżkę. Hermiona poczuła lekkie ukłucie winy, gdy jej podziękowała, ale uczucie to zniknęło, gdy tylko pobiegła po schodach do swojego pokoju. Magia różdżki brzęczała między jej palcami, a we krwi szalała radość. Rozłożyła swoje badania na podłodze w pokoju i tak łatwo, jakby oddychała, rzuciła zaklęcie, aby rozłożyć notatki. Hebanowa różdżka posłuchała jej bez żadnego oporu.
Logicznie Hermiona wiedziała, że posiada dla siebie godzinę, ale wydawało jej się, że ma tylko kilka minut, aby zrobić to dobrze. Wzięła głęboki oddech i zebrała myśli. Potrzebowała myszy, a następnie musiała zbudować barierę, naznaczy tę mysz tatuażem i połączyć ją z barierą.
Transmutowała swoją filiżankę z kawą w małą, brunatną mysz i szybko opróżniła pudełko po butach, aby ta mogła w nim biegać. Hermiona rzuciła zaklęcie, by uśmierzyć ból gryzonia, a zaraz potem drugie, by móc monitorować jego funkcje życiowe. Maleństwo stało się lekko oszołomione, siedząc w pudełku po butach i nagle tracąc część czucia, a Hermiona obserwowała z zakłopotaniem, jak mysz co rusz podskakiwała, zaskoczona istnieniem własnego ogona.
Z głębokim wdechem Hermiona nakreśliła różdżką duży okrąg na środku podłogi, z ręką wyciągniętą ku ziemi, gdy jej ciało obracało się zgodnie z ruchem wskazówek zegara i zgodnie ze słońcem. Pomieszczenie zadrżało, gdy wyszeptała słowa, które zapamiętała ze swoich notatek, powietrze wibrowało wokół okręgu, gdy ten się zamykał. Chwyciła w dłonie pudełko po butach, rzucając na mysz szybkie zaklęcie zamrażające, aby utrzymać ją na miejscu. Skupiając całą swoją energię, rzuciła zaklęcie mające naznaczyć stworzenie tatuażem i obserwowała mały czarny znak pojawiający się na lewej nóżce myszy. Szybko rzuciła okiem na najbliższy pergamin, zanim wymamrotała runiczne zaklęcie, które przypieczętowało tatuaż do bariery.
Hermiona otarła pot z czoła i ostrożnie opuściła mysz do środka okręgu. Sprawdziła jej parametry życiowe i cofnęła zaklęcie unieruchamiające.
Mysz natychmiast rzuciła się w lewo…
I uciekła poza okrąg.
Hermiona gapiła się z przerażeniem na mysz pędzącą pod jej łóżko i znikającą z pola widzenia. Szybko powiększyła wykres parametrów życiowych gryzonia, a jej oczy błądziły, panicznie skanując dane. Bariera błyskawic zadziałała. Poraziła odrętwiałe ciało myszy, gdy ta przekroczyłą granicę. Ciągle je raziła. Ale intensywność wstrząsów malała.
Hermiona zmarszczyła brwi widząc te dość nieoczekiwane dane, po czym szybkim zaklęciem przywołała mysz z powrotem do siebie. Prawidłowo stworzyła barierę – była tego pewna. Wypuszczając powolny oddech, delikatnie opuściła mysz z powrotem do wnętrza kręgu…
A ta natychmiast popędziła w prawo, tym razem w kierunku kominka.
Bariera błyskawic znów zadziałała. Ciało myszy zareagowało na wstrząsy, jednak te szybko minęły. Coś w tatuażu lub zaklęciu wiążącym musiało być wadliwe. Bariera we właściwy sposób raziła ciało myszy, jednak za słabo, a efekty szybko znikały.
Spędziła następne czterdzieści minut, wpatrując się w swoje badania i krusząc tosty do pudełka po butach. Pod koniec godziny transmutowała mysz z powrotem w filiżankę, rzuciła kilka zaklęć puszących na swoje włosy, przez co wyglądała, jakby została porażona prądem, po czym zeszła na dół, by odnaleźć Narcyzę.
Narcyza spojrzała na nią i zapytała:
— Bez większego sukcesu?
Hermiona przygryzła wargę i potrząsnęła głową.
— Nie, niestety. Ja, um… prawdopodobnie powinnam zostawić to Pansy. Możliwe, że będzie musiała zostać chwilę dłużej.
Narcyza odebrała od niej swoją różdżkę i uśmiechnęła się.
***
O piątej Pansy wyszła z płomieni kominka w pokoju Dracona z pokrowcem na ubrania wetkniętym pod pachę i małą torebeczką zwisającą z koniuszków jej palców.
— Granger — powiedziała beznamiętnie, przyglądając się Hermionie. — Merlinie, nie mogłaś nawet umyć dla mnie włosów?
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Umyłam włosy.
Pansy uniosła brew i zacisnęła swoje rubinowe usta.
— Niby czym? Kostką mydła? — Obróciła się na pięcie i zaprowadziła Hermionę z powrotem do jej własnego pokoju. — Porozmawiam z Narcyzą o twoich kosmetykach. Najwyraźniej Draco Malfoy – nasz wielki projektant wnętrz – nie zadał sobie żadnego trudu, aby wypełnić twoje szafki lub szuflady czymkolwiek użytecznym.
Hermiona przewróciła oczami, gdy Pansy otworzyła szafę, żeby odwiesić pokrowiec z ubraniami, po czym zaciągnęła Hermionę do łazienki i usadziła na krześle przed toaletką.
— W porządku — powiedziała Pansy, przyglądając się Hermionie z uwagą. — Co by tu z tym zrobić…
Hermiona skrzywiła się, gdy Pansy zmrużyła oczy. Potem Ślizgonka zmusiła ją do ponownego umycia twarzy – i nawilżenia! Cholera jasna, Granger, ile razy mam ci o tym przypominać! – zanim zaczęła wcierać jakąś maź w jej policzki.
Kiedy zapadła między nimi cisza, Pansy zapytała:
— Czy miałaś od niego jakieś wieści?
Hermiona zamrugała i otworzyła oczy, których Pansy jeszcze nie zdążyłą dźgnąć pędzlem. Ślizgonka tworzyła swoją miksturę kolorów, marszcząc brwi na palety cieni.
— Nie. — Hermiona odchrząknęła. — Narcyza powiedziała mi, że żadne sowy nie mogą podróżować ani do, ani ze Szwajcarii. Ale Lucjusz często bywa w Niemczech i wysyła aktualizacje.
Czekała, aż Pansy zapyta ją o cokolwiek innego, ale dziewczyna po prostu kazała Hermionie zamknąć oczy.
Kiedy Pansy przeszła do układania Hermionie włosów, ta powiedziała:
— Mam do ciebie pytanie dotyczące dnia, którego zostałaś złapana.
Pansy prychnęła i lekko szarpnęła za kosmyk włosów, nad którym pracowała.
— Proszę. Nie pytałabym, gdyby to nie było ważne. Ja odpowiedziałam na twoje pytanie.
Zaciskając usta, Pansy spojrzała w lustro. Po chwili, która wydawała się trwać całe życie, w końcu skinęła głową.
Hermiona powoli odetchnęła.
— Obudziłam się z tatuażem już obecnym na moim ramieniu. Czy ty również? A może pamiętasz, kiedy się pojawił?
— Och, dobrze pamiętam. — Rysy Pansy pociemniały, gdy chwyciła za kolejny kosmyk włosów.
Serce Hermiony przyspieszyło.
— Czy pamiętasz cokolwiek z zaklęcia, którego użyli?
Pansy okręciła kolejny niesforny lok Hermiony wokół różdżki i zmarszczyła brwi.
— Nie pamiętam zaklęcia. Tylko eliksir i pergamin.
Hermiona poczuła dreszcz na swojej skórze. Każdy włos na jej ramionach zjeżył się gwałtownie.
— Jaki rodzaj eliksiru?
— No cóż, Granger, kiedy pozwolono mi go zbadać, moje odkrycia były niejednoznaczne…
— Wypiłaś eliksir? — Hermiona odwróciła się do niej, wyciągając kosmyk swoich włosów spomiędzy palców Pansy. — Jesteś pewna?
Pansy spojrzała na nią groźnie.
— Tak, Granger. Jestem przekonana, że dobrze pamiętam, jak siłą rozwarto mi usta.
— Nie, to znaczy… — Próbowała zebrać myśli. — Czy miał on posmak mięty? Czy tłumił twoją magię?
— Czułam, że moja magia mnie opuściła, tak, ale mikstura nie była miętowa jak eliksir tłumiący magię. Smakowała raczej jak atrament.
Hermiona zamrugała, po czym spojrzała w dół na inicjały D.M. na swoim ramieniu.
Atrament.
Sądziła, że tatuaż to zaklęcie rzucone na osobę, urok pochodzący z zewnątrz. Ale może klucz do magii tatuaży był w ich ciałach.
Pansy zdecydowanym ruchem skierowała Hermionę z powrotem w stronę lustra i ponownie zaczęła kręcić jej loki. Hermiona zamrugała szybko, a jej umysł wirował z zawrotną prędkością.
— Więc wypiłaś eliksir i zaraz po tym tatuaż pojawił się na twojej skórze?
— Nie do końca. — Pansy trochę za mocno szarpnęła ją za włosy. — Nie wiem, co zrobił eliksir, ale kiedy Yaxley podpisał pergamin, litery natychmiast pojawiły się na mojej skórze.
— Jaki pergamin? Co na nim było? — Serce waliło jej jak młot, a oddech stał się płytki.
— Nic. — Pansy wzruszyła ramionami. — Był pusty.
Hermiona znów się do niej odwróciła – Pansy westchnęła – i podniosła swój tatuaż na wysokość oczu Pansy.
— Czy atrament, którym się podpisał, wyglądał właśnie w ten sposób? Czarny z domieszką złota?
Pansy pokręciła głową.
— Podpisał się krwią.
I niczym zegar wybijający północ, wszystkie elementy układanki natychmiast wskoczyły na swoje miejsca.
Magia krwi.
Odwróciła wzrok, pozwalając swojemu umysłowi pracować.
Potrzebowała magii krwi, by zablokować mysz. To dlatego jej tatuaż nie został prawidłowo związany z barierą. Ale przeoczyła coś jeszcze. W całym procesie wykorzystano też eliksir.
— Och, cudnie — wycedziła Pansy. — Czy właśnie mam przyjemność patrzeć, jak najbystrzejszy umysł mojego pokolenia rozwiązuje jakąś żałosną zagadkę?
Hermiona złapała ją za rękaw.
— Jesteś pewna, że był to tylko eliksir i podpis? Na twoje ramię nie rzucono żadnego czarnomagicznego zaklęcia?
Pansy odepchnęła ją z grymasem.
— To wszystko. — Siłą odwróciła głowę Hermiony, by ta znów spojrzała w lustro.
— Ale… — Hermiona zmarszczyła brwi. — Ja nie wypiłam żadnego eliksiru. Obudziłam się w Ministerstwie i już wtedy byłam wytatuowana.
— Wstrzyknęli ci — powiedziała Pansy. A potem dodała: — Prawdopodobnie. Wiem, że wiele dziewcząt z celi było nieprzytomnych, kiedy je tam przynieśli. One wszystkie także były już wytatuowane.
— Ale tobie nie odebrali przytomności?
Pansy spojrzała w lustro, ale szybko odwróciła wzrok.
— Chcieli, żebym patrzyła, jak mi to wszystko zabierają. Magię, dziedzictwo, rodowód… Bym widziała, jak stałam się jedynie własnością.
Litość mocno ścisnęła Hermionie serce. Przełknęła.
— Oni?
— Yaxley. I mój ojciec.
Pansy schowała różdżkę do kieszeni, kończąc z lokami, po czym sięgnęła do drugiej kieszeni po szpilki. Poza jej mocno zaciśniętą szczęką nic nie wskazywało na to, by rozmawiały o czymś nieprzyjemnym.
Głos Hermiony był zaledwie o ton wyższy od szeptu, gdy zapytała:
— Dlaczego znalazłaś się na Aukcji, Pansy?
Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów z szyi i westchnęła cierpliwie.
— Jedno z wielu moich życiowych pytań — odparła. Kiedy Hermiona nie odpowiedziała, Pansy nachyliła się, by szepnąć jej do ucha. — Nigdy tego nie rozgryziesz, Granger. Chcę, żebyś aż po grób miała świadomość, że jedyną zagadką, której nie potrafiłaś rozwiązać, była Pansy Parkinson.
Uśmiechnęła się do Hermiony, a ostatnim wbiciem szpilki we włosy ogłosiła, że jej praca została ukończona.
Hermiona po raz pierwszy rzeczywiście na siebie spojrzała. Styl był dość podobny do jej makijażu i fryzury jakie nosiła do Edynburga, ale nie aż tak mroczny. Jej usta i oczy były jasne. Pansy zebrała jej włosy i splotła z tyłu głowy tak, by loki spływały kaskadą w dół jej pleców.
— Jakiego koloru jest moja dzisiejsza sukienka?
— Granger, ty naprawdę nic nie wiesz? — Pansy przewróciła oczami i poprowadziła ją do szafy. — Noworoczne przyjęcie Narcyzy Malfoy przez całą ostatnią dekadę było galą czerni i bieli.
Hermiona zarumieniła się.
— Ach. W sumie mogła o tym wspominać.
Pansy z rozmachem rozsunęła pokrowiec. Ciężka, czarna satyna i tiul wypłynęły z torby na podłogę niczym powódź. Hermiona spojrzała w dół i w górę, gapiąc się z zaskoczeniem na tak obfitą ilość materiału. Zwłaszcza w porównaniu z tym, co zwykle nosiła do Edynburga.
— Ja… to jest… dość wyszukane — dokończyła słabo.
— Cóż, taką mam nadzieję. — Pansy wyciągnęła sukienkę i powiesiła ją na drzwiach szafy. Wydawało się, jakby rozmiar stroju się wręcz podwoił.
— Więc co będzie mieć na sobie „Giuliana” tego wieczoru? — zapytała Hermiona, sięgając, by przesunąć palcami po satynie.
Pansy uniosła protekcjonalnie brew.
— To nie jest kolejny wieczór w Edynburgu. Niewolnice nie będą obecne.
Hermiona otworzyła usta.
— Ale…
— Bal Sylwestrowy to wydarzenie towarzyskie. Śmierciożercy, których zwykle widujesz z półnagimi nastolatkami na kolanach, dziś wieczorem będą prowadzić tu za ramię swoje żony. — Odwróciła się z powrotem do sukienki, czule strosząc spódnicę, zanim jej rysy znów stwardniały. — Zobaczysz dziś kilka debiutantek, które mają nadzieję na czerwcowy ślub. W Dworze Malfoyów zaaranżowano więcej małżeństw niż w jakimkolwiek innym skupisku swatek.
Coś opadło ciężko aż na same dno jej żołądka.
— Więc jestem tylko... dekoracją.
Pansy uśmiechnęła się do niej z zaciśniętymi ustami.
— Powiedziałabym, że raczej trofeum.
Pansy wyszła wkrótce po rozłożeniu bielizny i wskazaniu Hermionie torebki z biżuterią („Załóż wszystko, Granger!”). Hermiona próbowała uporządkować nowe informacje o tatuażach, które wyciągnęła z dziewczyny, ale nie było na to czasu. Nerwy w jej żołądku były przytłaczające.
Wiedziała, czego mogła spodziewać się w Edynburgu. Ale dzisiejszy wieczór był czymś zupełnie nowym.
Wkrótce Hermiona nałożyła na siebie suknię, wzdychając, gdy ta magicznie zamknęła się wokół jej żeber bez pomocy jakiegokolwiek zamka błyskawicznego czy też zapięć. Spódnica opadła na podłogę wokół jej pięt i wydęła się wokół bioder po zaciśnięciu w talii.
Hermiona otworzyła torebkę z biżuterią, a kiedy wyciągnęła ze środka naszyjnik z chokerem osadzonym w setkach diamentów, prawie upuściła cały pakunek na podłogę. Nie wiedziała zbyt wiele o biżuterii, ale miała świadomość, że ta jedna błyskotka mogła kosztować tyle samo, co ona sama. Naszyjnik leżał idealnie ponad jej obojczykami i pomiędzy cienkimi ramiączkami jej czarnej sukienki. W torebce znalazła też dopasowaną parę diamentowych kolczyków, diamentową bransoletkę i dwa diamentowe pierścionki.
O wpół do ósmej ktoś zapukał do jej drzwi. Wyprostowała się i otworzyła je, by ujrzeć Lucjusza Malfoya stojącego w progu, ubranego w biały smoking z czarnymi klapami. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że mógłby być on kimś innym. Musiała otrząsnąć się z nagłej fali żalu, kiedy jej umysł zarejestrował, że mimo uderzającego podobieństwa, to nie był Draco.
Lucjusz uniósł brew, gdy ją ujrzał.
— Dostatecznie.
Spojrzała groźnie i wskazała na jego smoking.
— Przypuszczam, że to również jest dostateczne.
Jego usta drgnęły i, ku jej zaskoczeniu, zaoferował jej swój łokieć. Zamrugała, zanim się zgodziła, a on powoli poprowadził ich korytarzem.
— Nie opuścisz mojego boku. Nie będziesz się odzywać, jeśli nie zostaniesz o to poproszona.
Skinęła głową, a jej puls przyspieszał z każdym krokiem.
— Co u niego?
— Przesyła pozdrowienia.
Dotarli do szczytu schodów, zastając Narcyzę stojącą na dole, całą w bieli, czekającą w pobliżu drzwi wejściowych do Dworu. Nie uśmiechnęła się do nich, ale jej oczy błyszczały. Hermiona poczuła się dość dziwnie, gdy zaczęli schodzić w dół. W innym życiu mogłaby należeć do ich świata. A przynajmniej próbować. Mogła tańczyć jak dziewczyna czystej krwi oraz znać nazwy i zastosowania każdego ze sztućców w domu Lucjusza Malfoya.
Szum głosów w salonie wyrwał ją z zamyślenia – przybyli już goście. Lucjusz puścił jej łokieć, kiedy przeszli przez hol, a Narcyza przywitała go pocałunkiem w policzek. Nic nie powiedziała Hermionie, celowo odwracając się do niej plecami. Hermiona zamrugała, po czym szybko stanęła za nimi. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy wyjrzała przez frontowe drzwi. Długi podjazd był wyłożony złoconymi łukami, a splecione ze sobą bajkowe światła unosiły się ponad wszystkim, emanując złotym blaskiem, by witać gości.
— Skrzaty jak zwykle wspaniale się spisały, kochanie. — Lucjusz poprawił swoją czarną muszkę.
— Hix testuje teraz wszystkie zaklęcia rozgrzewające — powiedziała lekko Narcyza. — Szkoda, że goście nie mogą skorzystać z Fiuu.
— Wiem, ale czasy są takie, a nie inne…
Na zewnątrz nastąpiło lekkie poruszenie, ale Narcyza przesunęła swoje ramię, zasłaniając Hermionie cały widok. Hermiona bawiła się materiałem swojej sukienki, gdy odgłosy rozmów z zewnątrz stawały się coraz głośniejsze, przemykając do środka przez otwarte drzwi. Brzmiało to tak, jakby wszyscy goście przybyli na raz.
Jakiś mężczyzna i kobieta weszli do holu wejściowego, a Hermiona musiała powstrzymać się od spojrzenia ponad ramieniem Lucjusza, aby lepiej im się przyjrzeć. Była dziś trofeum Malfoyów – to oni mieli zadecydować, kiedy ją pokazać.
Narcyza z łatwością powitała przybyłych, a Hermiona zamrugała, słysząc, jak Narcyza wypowiada ich imiona i całuje w policzki. Zrobiła to samo dla następnej pary i następnej, a Hermiona zdała sobie sprawę, że kobieta mogła recytować imiona by wspomóc Lucjusza.
Za drzwiami zaczęła zbierać się kolejka, a gdy hałas stał się jeszcze głośniejszy, Hermiona poczuła się na tyle bezpieczna, by podnieść głowę. Mnogość nowych twarzy była przytłaczająca, ale zauważyła w tłumie kilka znajomych oblicz. Niektórzy stali, ściskając dłoń Lucjusza i pytając o Szwajcarię, a niektórzy trzymali Narcyzę za nadgarstki i dąsali się, że Draco nie powinien tam być. Większość z nich ją ignorowała, ale ciekawie było obserwować mężczyzn, których rozpoznawała z Edynburga. Niektórzy z nich krzywili się na jej widok, a inni szybko odwracali wzrok, zwracając się z powrotem do swoich żon.
W pewnym momencie gadatliwa, starsza kobieta, od której emanowała wręcz odurzająca woń goździków, zatrzymała całą kolejkę, nucąc bez przerwy o jakimś wydarzeniu towarzyskim, które urządzała na wiosnę. Hermiona obserwowała Narcyzę, która tylko czekała na idealny moment, by przerwać kobiecie.
— Dolores, to brzmi bosko. Znajdę cię za jakieś pół godziny, żeby posłuchać o tym więcej, ale czy wiesz, że Hugh McKenzie jest już w środku?
Oczy Dolores rozbłysły jak u drapieżnika, który właśnie znalazł swój następny posiłek. Szybko przeprosiła, zmuszając Lucjusza, by zszedł jej z drogi. Narcyza odgarnęła kosmyk włosów za ucho i wymamrotała:
— Nie do zniesienia…
Lucjusz położył dłoń na jej plecach i nachylił się do jej ucha, by szepnąć:
— Biedny Hugo.
Hermiona opuściła wzrok i zacisnęła usta, żeby ukryć uśmiech.
— Granger. — Podskoczyła i spojrzała w górę, by ujrzeć Adriana Puceya uśmiechającego się do niej ponad ramieniem Narcyzy. — Zaklepiesz dla mnie taniec?
Malfoyowie odwrócili się, by na nią spojrzeć, rozsuwając się lekko i pozostawiając ją na widoku.
Lucjusz spojrzał na Puceya twardym wzrokiem.
— To byłoby wysoce niestosowne, Adrianie.
— Oczywiście, sir. Przepraszam. Tylko sobie żartowałem. — Adrian uścisnął dłoń Lucjusza, gdy dwoje ludzi, którzy mogli być tylko jego rodzicami, poruszyło się obok niego.
— O rany, Narcyzo — zagruchała kobieta, nie odrywając oczu od Hermiony. — Czy to córka profesora?
— Na niebiosa, nie. — Narcyza roześmiała się. — To szlama Dracona.
Pani Pucey cofnęła rękę, którą wyciągała do Hermiony, jakby dziewczyna ją poparzyła. Hermiona znów spojrzała na podłogę, gdy ogarnęła ich gęsta cisza.
— Cóż — powiedział pan Pucey, odchrząkując. — Prawie mnie oszukała, ale w jej postawie jest coś plebejskiego.
Całe faux pas szybko zamieciono pod dywan, a Puceyowie weszli do środka. Mijały kolejne minuty, a od stania w szpilkach Hermionę powoli zaczynały boleć stopy. Mały spacer z pewnością by pomógł, ale nie miała odwagi ruszyć się bez pozwolenia. Do Dworu wchodziło coraz więcej ludzi, coraz trudniej było jej ukryć się za połami płaszcza Lucjusza.
To Hermiona Granger…
…poszła za sześćdziesiąt pięć tysięcy galeonów…
Tu nie ma miejsce na szlamę, moim zdaniem…
…chyba nie można ich winić za chęć pokazania jej…
Oddech zamarł Hermionie w piersi na widok kilku dziewczyn, których nie widziała od czasów Hogwartu, w tym Millicenty Bulstrode, Tracey Davis i Romildy Vane. Wszystkie trzy przybyły w czarnych sukienkach i robiły sarnie oczy do każdego mężczyzny, który stanął im na drodze. Dłonie Hermiony zrobiły się wilgotne, kiedy Teo Nott i jego ojciec weszli razem, a tuż za nim podążyli Blaise i Goyle. Teo nie spojrzał na nią, gdy przechodzili, chociaż pojedynczy mięsień w jego policzku nieznacznie drgnął. Oczy jego ojca były zbyt szkliste i nieostre, by mógł ją zauważyć.
Dochodziła dwudziesta pierwsza, a pomieszczenie za jej plecami stawało się coraz głośniejsze. Lewitujące w powietrzu tace pełne szampana poszybowały w górę, by służyć gościom w kolejce. Jedna z nich przemknęła niebezpiecznie blisko głowy Hermiony, która szybko schyliła się, przesuwając się o kilka kroków w lewo. W chwili, gdy się uspokoiła, napotkała twarde spojrzenie Antonina Dołohowa. Przez jej żyły przebiegł chłód i szybko ruszyła za Lucjuszem, karcąc się za zimno zalewające jej ciało.
Lucjusz szepnął coś do ucha Narcyzy, gdy zegar wybił pełną godzinę. Narcyza skinęła głową, a Lucjusz chwycił Hermionę za łokieć, nagle prowadząc ją do środka.
— Nie uciekasz ode mnie, prawda Lucjuszu? — zawołał chrapliwy głos.
Lucjusz prawie niezauważalnie wzruszył ramionami, zanim odwrócił się, ciągnąc za sobą Hermionę. Serce dziewczyny zamarło na widok Dołohowa, który ominął kolejkę gości, kierując się prosto ku nim. Narcyza zacisnęła usta, zanim wróciła do witania pozostałych przybyłych.
— Ależ skąd. — Lucjusz uśmiechnął się mocno. — Jest dwudziesta pierwsza. Kierując się tradycją, gospodarz wchodzi do głównej sali na czas, a gospodyni zostaje w holu, by powitać spóźnialskich.
— Skoro tak mówisz. — Dołohow ujął dłoń Lucjusza i Hermiona widziała, jak mocny był jego uścisk po ich pobielałych knykciach. — Kolejka gości była tak długa, że czułem się, jakbym stał na twoim podjeździe całymi godzinami.
— Jeśli przybędziesz na czas, wejdziesz na czas. — Lucjusz puścił dłoń Dołohowa i klepnął go w ramię. — Ale to nic, Antoninie. Na im więcej imprez towarzyskich będziesz zapraszany, tym łatwiejsze będzie dla ciebie nauczenie się manier.
Lucjusz ruszył, prowadząc Hermionę, ale ręka Dołohowa wystrzeliła i chwyciła dziewczynę za nadgarstek. Jej ciało zamarło w ostrym przerażeniu, gdy mężczyzna podniósł jej dłoń do swoich i wyszeptał:
— Panno Granger. Przyjemność jak zawsze. — Jego oczy były niemal całkowicie czarne, gdy przycisnął swoje wilgotne usta do jej skóry.
Ciemne plamy w jej wizji. Zimny wiatr w uszach.
A potem Lucjusz odciągał ją z cichym warknięciem. Z trudem oddychała, gdy uciszyła drżącą w swoim umyśle książkę, która zawierała wszystkie echa szumu wody odbijającej się od ścian pokrytych płytkami. Mężczyzna wciągnął ją do salonu, w którym tyle razy była torturowana, a ona zebrała się w sobie, gotowa na…
Ale kiedy jej wzrok się rozjaśnił, ujrzała zupełnie inne pomieszczenie. Rozchyliła usta, gdy jej oczy wędrowały po suficie. Kremowe ściany i złoty blask świec, delikatnie padający śnieg, który znikał, nim wylądował na twojej głowie. W sali balowej tuż za nią grał kwartet smyczkowy, cały pokój wibrował, przepełniony szampanem i rozmową.
Hermiona stała sztywno u boku Lucjusza, gdy ten witał przyjaciół i zawierał znajomości z zagranicznymi urzędnikami. Jej oczy wędrowały ku młodzieży – grupie dziewcząt o ciemnych rysach stojących razem w kącie, chichoczących i zerkających na Blaise'a, Teo i Adriana, popijając szampana i uśmiechając się do nich. Dostrzegła Marcusa Flinta, który rozmawiał ze starszą kobietą, próbując ją oczarować.
Narcyza dołączyła do nich po chwili, wsuwając rękę pod ramię Lucjusza i przedstawiając go kilku nowym gościom. Hermiona podążyła za nimi, trzymając się nie dalej niż o krok za ich plecami. Kiedy wpadli na Teda Notta, wyglądał on, jakby wypił już kilka kolejnych szklanek Ognistej Whisky, oprócz tej, którą trzymał w dłoni.
— Lucjuszu — wybełkotał. — Wróciłeś ze Szwajcarii, jak widzę.
Lucjusz przechylił głowę.
— A ja widzę, że wróciłeś z Groix.
Nott Senior uniósł kieliszek w udawanym toaście, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu.
— Nie widzę twojego szczeniaka. Twój młody wciąż tam gnije?
Hermiona zobaczyła, jak palce Narcyzy wbijają się w ramię Lucjusza.
— Ależ skąd — rzucił Lucjusz. — Powiedziałbym, że świetnie się spisuje. Spodziewamy się, że lada dzień odzyskamy Genewę.
Nott Senior zaśmiał się i wymamrotał coś pod nosem.
— Antonin ma o nim kilka ciekawych historii. Czyżby już nauczył się rzucać klątwy zabijające?
Malfoyowie znieruchomieli. Lucjusz rozejrzał się, po czym puścił rękę żony i zrobił krok do przodu, zatrzymując się kilka cali od twarzy Notta Seniora.
— Stąpasz po cienkim lodzie, Ted. Powinieneś usłyszeć historie o swoim własnym synu. Nie mówiąc już o tym, czego dowiedziałem się od Rookwooda o twoim występku we Francji.
Twarz Notta Seniora pobladła. Ukrył grymas za długim łykiem Ognistej Whisky, kiedy obejrzał się przez ramię, szukając przypadkowych słuchaczy. Jego knykcie były czerwone i szorstkie – najwyraźniej niedawno w coś uderzył i rzucił na siebie dość niejednolite zaklęcie uzdrawiające.
— Dlaczego więc nie chwycimy za kolejny kieliszek — wyszeptał Lucjusz — i razem nie wzniesiemy toastu za Czarnego Pana.
Unosząca się w powietrzu taca zatrzymała się u jego łokcia. Wziął z niej kieliszek, nie odrywając spojrzenia od Notta Seniora, gdy wyszarpnął pustą szklankę z jego uścisku i wcisnął mu w pierś lampkę szampana. Chwycił za kolejny kieliszek z tacy i wzniósł toast.
Nott skrzywił się, uderzając kieliszkiem o kieliszek Lucjusza.
— Za zdrowie twojej żony.
Narcyza nic nie odpowiedziała. Nott Senior duszkiem pochłonął trunek tuż przed odejściem.
Lucjusz poprowadził Narcyzę do przodu, szepcząc jej coś do ucha. Kobieta skinęła głową, a jej postawa się rozluźniła.
— Narcyzo! — Nagle zaczepiła ich wspaniale ubrana kobieta w średnim wieku. – Musimy ujrzeć ciebie i Lucjusza na parkiecie — powiedziała, całując Narcyzę w policzek. — Tak wspaniale razem wyglądacie!
Narcyza odwzajemniła pocałunek i posłała kobiecie olśniewający uśmiech.
— Jesteś zbyt życzliwa, Siobhan. Ale obawiam się, że dziś wieczorem będziemy dość zajęci pełnieniem roli niańki. — Uniosła brew i wskazała głową w kierunku Hermiony.
— W takim razie pozwól mi przejąć ten obowiązek. Moja matka z pewnością zasługuje na taniec na swoim własnym Balu.
Głęboki baryton głosu sprawił, że Hermionę przeszył dreszcz.
Jej serce zabiło mocniej, gdy odwróciła się powoli, ledwie odważając się mieć nadzieję…
Draco stał za nią w smokingu – biały od stóp do głów, mieniąc się srebrem w świetle świec. Zapomniała, jak oddychać, kiedy spojrzał przez ramię na przyjaciółkę swojej matki, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
— Draco — odezwał się ostro Lucjusz — co za niespodzianka.
Hermiona obserwowała burzę emocji przecinającą twarz Narcyzy, gdy ta sięgnęła do niego. Chłopak objął matkę, całując ją w policzek. Po kilku długich chwilach Narcyza puściła go, a on stanął obok. A kiedy Hermiona poczuła, jak jego dłoń lekko naciska na jej plecy, kolana prawie się pod nią ugięły.
— Uznałem, że mogę poświęcić godzinę lub dwie — powiedział Draco, wpatrując się w ojca.
— Wspaniale! Och, uwielbiam widzieć całą waszą rodzinę razem! — Siobhan klasnęła w dłonie. — Narcyzo, Lucjuszu, chodźcie zatańczyć…
Lucjusz chwycił syna za ramię.
— Draco, porozmawiajmy…
— Och, byłbym zachwycony, gdybyście zatańczyli, ojcze. — Draco oderwał wzrok od Lucjusza, by łobuzersko mrugnąć do Siobhan. — Siobhan ma rację. Nie można pozbawiać gości możliwości oglądania was na parkiecie.
— Oczywiście, że nie! — rozpromieniła się Siobhan.
Narcyza musiała widzieć morderczy wyraz twarzy Lucjusza, ponieważ szybko złapała Siobhan za łokieć.
— Dowiedzmy się, jaki walc będzie zaraz grany. Lucjusz spotka się z nami w sali balowej.
Kobieta odciągnęła swoją przyjaciółkę, postawiając Hermionę jedynie z Draconem i jego ojcem, uśmiechających się do siebie mocno.
Lucjusz rozejrzał się dookoła, zanim zrobił krok do przodu.
— To lekkomyślne. — Jego usta ledwo się poruszały, gdy mówił. — Nie ma powodu, dla którego musiałbyś opuścić swoje stanowisko…
— Tak samo jak ty, ojcze…
— Mam pewne obowiązki podczas wydarzenia, którego organizacji zażyczył sobie sam Czarny Pan — wysyczał Lucjusz. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy wydawał się utrzymać panowanie nad sobą, szybko kładąc ręce na ramionach Draco i prostując swój krawat. — Rozkazano ci zostać.
Draco wydawał się być wyższy, gdy stał nieruchomo, nie odrywając wzroku od ojca. Ciepło jego dłoni paliło skórę pod materiałem jej sukienki.
— Rozkaz wypłynął od Bellatriks. Tej samej, która opuściła swój posterunek pół godziny temu, żeby zabawić się z więźniami. — Oczy Lucjusza błysnęły. — Jest 22:15, ojcze. Dwie godziny to nie ryzyko…
— A jak myślisz, co się stanie, gdy twoja ciotka powie Czarnemu Panu, że opuściłeś swój posterunek, ponieważ nie mogłeś już dłużej wytrzymać z dala od swojej szlamowatej dziwki?
Draco zesztywniał. Nawet przez ostry szum krwi w swoich uszach słyszała, jak ciężko przełknął.
Wymuszony uśmiech Lucjusza nie osłabł nawet na sekundę, gdy Draco zamrugał i oderwał rękę od jej talii, po czym natychmiast chwycił ją za łokieć.
Poczuła chłód na swojej skórze, którą jeszcze przed sekundą rozgrzewała jego dłoń.
— Dobrze — zanucił Lucjusz. — A teraz słuchaj mnie uważnie, głupi chłopcze. — Strzepnął wyimaginowany kurz z marynarki Dracona. — Nigdzie z nią nie znikniesz. Nie zatańczysz z nią. Nie pocałujesz jej o północy.
— Ojcze.
— Ona nie jest twoją partnerką. — Zacisnął dłoń na ramieniu Dracona. — Ona jest twoją własnością. A pojawiając się tu dziś wieczorem, dałeś pięciuset ludziom powód do zainteresowania się wewnętrznymi zasadami waszej relacji.
Draco powoli odetchnął i skinął lekko głową. Lucjusz chwycił za dwa lewitujące obok kieliszki szampana i podał im je. Usta mężczyzny wciąż były wygięte w uśmiechu, ale spojrzenie było dzikie, prawie prowokujące Dracona do sprzeciwu. Hermiona zamrugała i szybko przyjęła kieliszek, owijając palce wokół jego nóżki jakby była ona liną ratunkową.
— Życzę wam miłego przyjęcia, dzieci — rzucił Lucjusz. — Draco, spodziewam się, że wrócisz do Zurychu minutę po północy.
A potem zniknął w tłumie, zostawiając po sobie tylko ciężar, który umieścił swoimi słowami w jej sercu. Hermiona zamknęła oczy i próbowała zaczerpnąć powietrza. Widziała Dracona po raz pierwszy od ośmiu tygodni i nie mogła odważyć się na niego spojrzeć. Nie mogła, bo wiedziała, że to ją zdradzi. Ręka chłopaka zacisnęła się na jej łokciu.
— Draco, kochanie! — Otworzyła oczy i ujrzała zbliżającą się do nich wysoką kobietę ociekającą diamentami. — Z każdym dniem stajesz się przystojniejszy!
Hermiona obserwowała, jak na jego twarz nasuwa się maska, gdy puścił jej łokieć i ucałował policzki kobiety.
— Marie, jak zawsze wyglądasz zachwycająco.
I tak zaczęła się karuzela. Draco wydawał się kręcić w kółko, gdy był atakowany ze wszystkich stron przez natrętne kobiety w średnim wieku wraz z ich niezamężnymi córkami. Hermionę przeszywał chłodny dreszcz, gdy przerywały im jedna za drugą, a niektóre nawet nie czekały na swoją kolej.
Stała cicho u jego boku, a kobiety albo ją ignorowały, albo spoglądały na nią z pogardą. Draco zerkał ponad głowami kobiet w kierunku zamkniętych drzwi na drugim końcu salonu.
— Przepraszam, że dziś nie tańczę, pani Hastings — powiedział, całując dłoń jednej z kobiet. — Ale wiem, że Teo Nott szukał partnerki i szaleństwem byłoby dla niego odrzucenie dziś wieczorem dziewczyny, która wygląda tak uroczo jak Mary. Wybacz mi…
— Ale kochanieńki, jak wydać jest pewna młoda kobieta, którą możesz eskortować tego wieczoru. — Kobieta spojrzała na Hermionę z grymasem, zanim odwróciła się do niego.
— Draco — powiedziała inna tęga kobieta, która przepchnęła się do przodu, odpychając pozostałe łokciami. — Będziesz musiał mi wybaczyć, kiedy to powiem, biorąc pod uwagę okoliczności — uniosła znacząco brwi — ale towarzystwo szlamy przy twoim ramieniu nie daje ci żadnej przysługi.
— To prawda, pani Dormer. — Draco ponownie zerknął na drzwi, wygładzając włosy. — Niestety, dziś wieczorem został mi jedynie czas, by ucałować mamę i wyprowadzić stąd zwierzaka. Mam jednak nadzieję, że sytuacja w Szwajcarii wkrótce się uspokoi.
Potem szybko ruszył przed siebie, mamrocząc pod nosem kilka słów przeprosin, ciągnąc ją za łokieć przez tłum. Hermiona podążała za nim na oślep, zatopiona we własnych myślach. Szok widzenia go ponownie, bycia blisko niego, czucia jego zapachu znów tak blisko niej – a potem trzymanie dystansu na odległość ramienia, podczas gdy horda kobiet rywalizowała o jego uwagę… To wszystko było niczym tępe ostrze, które powoli ją rozcinało.
I nie chodziło tylko o jego obecność. Chodziło o ciężkie spojrzenia setek ludzi – z których większość nigdy nie wierzyła, by Hermiona mogła być warta więcej niż piach pod ich butami – teraz postrzegających ją jedynie jako ozdobną niedogodność. Jakby była ładnym, drogim obrazem, który nie pasował już do nowego wystroju.
Edynburg był inny. Choć to było niepokojące i przerażające miejsce, nadal posiadała w nim jakąś moc. Była podziwiana; była cenna. Przyciągała uwagę. Ale tutaj, w świecie Dracona, była niczym.
Młode kobiety witały go trzepoczącymi rzęsami i zalotnym chichotem. Podchodziło do nich jeszcze więcej swatek, naciskających, by zaprosił jedną z debiutantek na parkiet. On jednak zbywał je wszystkie tak uprzejmie, jak można by się spodziewać po synu Narcyzy Malfoy. Ale kiedy Hermiona stała u jego boku, niemal niewidzialna, zastanawiała się, jak długo zdoła on wyślizgiwać się z ich atakujących uścisków.
Gdyby nie udało jej się przełamać magii tatuaży… gdyby pozostała zamknięta w rezydencji Malfoyów na kolejne lata, co by się z nią stało, gdyby w końcu Draco zaczął ubiegać się o czyjąś rękę? Wyraźnie tego od niego oczekiwano. I jak nie można było od niego oczekiwać, że w końcu ożeni się i przedłuży ród Malfoyów z jedną z dziewczyn z rodzin czystej krwi?
Może pewnego dnia Hermiona stanie się szaloną żoną zamkniętą na strychu. Brudnym sekretem zamkniętym w klatce i ukrytym za murami Dworu. Może pozwolonoby przechadzać się jej nocą po korytarzach, podczas gdy prawdziwa żona Dracona spałaby spokojnie pod swoim baldachimem.
Hermiona pogrzebała swoje mroczne myśli, skupiając się na teraźniejszości. Jeśli to miało być wszystkim, co od niego dostanie, to właśnie to przyjmie. Przyjmie sposób, w jaki jego palce suną po zagłębieniu jej łokcia. Podmuch jego oddechu przy jej uchu, kiedy skradł sekundę, by zatopić nos w gęstwinie jej włosów.
W niektórych rozmowach zapominał się, a jego ręka sunęła po jej żebrach, ciepła i jędrna. Owijał palce wokół jej przeciwnego boku, knykciami muskając jej nagie ramię, a kciukiem gładząc skórę. Kiedy stali plecami do ściany, jego palce unosiły się w górę i wplątały lekko w jej loki, ślizgając się po jej łopatkach i w górę szyi, by zatopić w cienkich włoskach na karku. Kręciło jej się jej w głowie, a nogi trzęsły lekko pod setkami warstw tiulu. Nachylił się do jej ucha, gdy ich towarzysz był rozkojarzony i szepnął:
— Tęskniłem za tobą.
Jej usta drżały i zacisnęła oczy, starając się nie zapłakać. Jedyne, co mogła zrobić, to skinąć głową, gdy starszy mężczyzna zwrócił się do Dracona, pytając:
— Czyż nie zgodzisz się z tym? — na co Draco sprawnie przytaknął.
Dziesięć minut przed północą dźwięk różdżek stukających o kieliszki do szampana zasygnalizował toast. Ze swojej pozycji w odległym krańcu pokoju, stojąc w pobliżu okien, Hermiona obserwowała, jak do zebranych dołączyła kolejna fala ludzi, stukając w swoje kieliszki i zwracając się w stronę platformy ustawionej w pobliżu kominka.
Narcyza wstąpiła na podwyższenie, a w sali rozbrzmiały oklaski. Rzuciła zaklęcie wzmacniające na ton swojego głosu i powitała zebranych promiennym uśmiechem.
— Szczęśliwego Nowego Roku. Tak bardzo cieszymy się, że mogliście do nas dołączyć.
Gdy gwar ucichł, Blaise i ładna dziewczyna o oliwkowej cerze nagle pojawili się u ich boku, a Teo i oszałamiająca urodą blondynka podążyli tuż za nimi. Blaise powitał Draco z lekkim uśmieszkiem alkoholowego odurzenia. Teo skinął mu głową, wyglądając na dość niepocieszonego.
Wszystkie oczy w pokoju były zwrócone ku Narcyzie, gdy ta opowiadała o zwycięstwie Czarnego Pana, honorując pamięć tych, którzy polegli. Po wszystkim przedstawiała zebranym Lucjusza.
Dzieliło ich zaledwie kilka minut od północy i Hermiona czuła, że Draco oddala się od niej z każdym kolejnym ruchem sekundnika.
Ale wtedy Draco zaczął cofać się ku linii ciężkich zasłon, ciągnąc ją lekko za talię. Poruszyła się razem z nim, gdy znalazł przerwę między pasmami materiału, trzymając ją otwartą, by Hermiona mogła przemknąć na drugą stronę. Odwróciła się i zobaczyła jeden z pięknych tarasów wychodzących na ogród i altanę. Miejsce, w którym mogliby być sami…
— I mój syn, Draco — zagrzmiał Lucjusz. — Z którego nie mógłbym być bardziej dumny.
Kurtyna opadła. Ręka chłopaka zsunęła się z jej talii. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę, a on zrobił krok do przodu, wyginając usta w wymuszonym uśmiechu.
Lucjusz skinął na niego z drugiego końca pokoju, a jego oczy błyszczały. Wskazał synowi, żeby ten do niego dołączył, i nawet nie odwracając się do niej, Draco szybko przeszedł przez tłum. Kilka osób spojrzało na nią, a Blaise podszedł cicho do przodu, by zająć jego miejsce.
— Nie moglibyśmy być bardziej zaszczyceni służeniem Czarnemu Panu w Szwajcarii. Mój syn odegrał ważną rolę w tłumieniu buntowników i zabezpieczeniu jednej z siedzib Wielkiego Zakonu. — Lucjusz rozbudził tłum machnięciem ręki, gdy Draco wspinał się ku niemu po schodach.
Tłum odpowiedział okrzykami i wiwatami, a także odrobiną pełnego zachwytu chichotu pobliskiej grupy młodych kobiet. Draco uścisnął dłoń ojca i stanął u jego boku, w każdym calu wyglądając jak idealny, posłuszny syn.
— Niestety, Draco nie może zostać — powiedział Lucjusz, kładąc mocno dłoń na karku syna.
Serce Hermiony zacisnęło się boleśnie. Do północy zostały jeszcze dwie minuty…
— Jest oczekiwany z powrotem w Szwajcarii. — Lucjusz ze współczuciem skinął głową, gdy tłum jęknął. — Wyślijmy go tam z najgorętszymi podziękowaniami, na jakie nas stać, dobrze?
Pokój zagrzmiał.
Draco spojrzał na nią ponad tłumem setek ludzi. Oboje zdali sobie sprawę, że nie będą mieli szansy się pożegnać. Wydawało się, że po chwili chłopak wyrwał się z transu, odwracając się tak, by z napiętym uśmiechem ucałować Narcyzę. Oddech Hermiony terkotał, gdy Draco pomachał do tłumu i wyszedł, opuszczając salon i wracając z powrotem do Szwajcarii. Z dala od niej.
Zachwiała się, ale coś ją podtrzymało – dłoń Blaise'a nagle znalazła się na jej łokciu.
Melodia głosu Lucjusza rozbrzmiewała ponad tłumem, gdy mówił o nowych początkach. Hermiona zamrugała, oszołomiona.
Powinna była mu powiedzieć, że też za nim tęskniła. To mógł być ostatni raz, kiedy go widziała.
Jej emocje rozgrzały się do białości, gdy Lucjusz wspomniał o upływającym czasie – do północy zostało mniej niż kilkadziesiąt sekund. Przyglądała się tłumowi, zbyt wściekła, by spojrzeć na podium, gdy Lucjusz wypowiadał się na temat potęgi Czarnego Pana i ich roku zwycięstw nad jego wrogami.
Krew wrzała jej w żyłach, gdy myślała o Harrym. Ronie. Ginny.
Tłum rozrósł się i zakołysał, a jej oczy zatrzymały się na olśniewającym, białym świetle. Dziewczynie w oślepiająco białej sukni, ozdobionej błyszczącymi diamentami, której skóra była tak blada, że wręcz przezroczysta. Wokół jej twarzy falowała grzywa wściekle czerwonych loków.
Wyglądała dokładnie jak…
— Wznosząc toast za Nowy Rok — powiedział Lucjusz — pamiętajmy, dlaczego tu jesteśmy.
Pięć sekund do północy. Hermiona zamrugała, by powstrzymać łzy, mrużąc oczy na dziewczynę w białej sukience. Stała tuż obok Avery'ego, którego rysy były nie do pomylenia, gdy się odwrócił.
W jednej sekundzie krew w żyłach Hermiony z wrzątku zmieniła się w lód.
— Za moc Czarnego Pana — zawołał Lucjusz, unosząc kieliszek.
Każda ręka po kolei również uniosła się w górę.
Wybiła północ.
I kiedy blask fajerwerków rozświetlił salę, Hermiona patrzyła, jak Ginny Weasley uśmiecha się i mówi razem z nimi:
— Niech panuje na wieki.
Ten rozdział jest cudownym kontrastem między tym co było w WNW i SW a tym, co czytaliśmy tutaj. Tam choć też nie byli razem mogli spędzić ze sobą czas, wyjść na balkon i porozmawiać, tu Draco nie mógł, a raczej nie powinien dotknąć jej w czulszy sposób, bo wszyscy zwróciliby na niego swoją uwagę, że jest zbyt dobry dla swojego “zwierzątka”. Nie powiem, bo rozbawiło mnie to, jak Hermiona mówiła o tym innym życiu. W tym innym życiu nie była czystokrwistą czarownicą, a jednak dane jej było spędzić życie z Draco. Zachowanie Lucjusza wciąż pozostaje dla mnie zagadką. Oczywiście rozumiem, że widok Draco przybywającego na bal nie był tym, czego się spodziewał i miał prawo się zirytować, ale mam wrażenie, że tutaj jest bardziej przeciwny temu, co dzieje się między Hermioną a Draco. Oczywiście to też jest zrozumiałe, ale mimo wszystko bardzo bolesne dla jego syna i dla Hermiony. Jestem ciekawa, w jaki sposób Hermiona w końcu rozwiąże problem z tatuażami. Rozmowa z Pansy na pewno w jakiś sposób jest pomocna, ale teraz jak uwarzyć ten eliksir?
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńHermiona prowadzi intensywne badania i chyba lada chwila rozwiąże zagadkę. Lubię ja kiedy działa.
OdpowiedzUsuńMieli dla siebie tak mało czasu... Ale doatala nadzieję, która zapewne da jej nową siłę do działania.
Czuję, że zacznie się robić gorąco...