— Wiktor!
Minister Grubov złapał Kruma za ramię. Bułgar był tak wysoki, jak zapamiętała, ubrany w eleganckie, krwistoczerwone szaty. Zatrzymał brodę, którą zaczynał zapuszczać, kiedy widziała go po raz ostatni. Adrenalina przepłynęła gwałtownie przez jej żyły, gdy chłonęła go wzrokiem, a jej serce biło tak szybko, że niemal dostała zawrotów głowy.
— Poznałeś już Lucjusza Malfoya?
— Nie. Chyba nie miałem przyjemności. — Wiktor wyciągnął rękę, a Hermiona obserwowała, jak przenikliwe spojrzenie Lucjusza prześlizguje się po nim, zanim mężczyzna przyjął powitanie.
— Panie Krum — Druga ręka Lucjusza prześlizgnęła się wokół jej żeber, by chwycić za jej przeciwne ramię, trzymając ją mocno przy swoim boku. — Przykro mi słyszeć, że międzynarodowe ligi zostały zawieszone. Moja rodzina i ja bardzo lubiliśmy oglądać pańską grę.
— Mnie również jest przykro. Ale myślę, że to dobry czas, aby zwrócić się w stronę polityki, nie? — Zadudnił ciepłym chichotem. — Widoki są tu o wiele ładniejsze — powiedział, gdy Charlotte wróciła, oferując drinki i trzepocząc rzęsami.
Hermiona widziała, jak chłonął ją nieznajomym spojrzeniem. Odwrócił się z powrotem do Lucjusza, wciąż przesuwając wzrokiem ponad głową Hermiony, jakby kompletnie jej tam nie było.
To był ten powód, dla którego nie mogła przegapić dzisiejszej imprezy. To musiało być to.
— I każda dziewczyna tutaj jest dostępna do prywatnego spotkania?
— Ach, Srebrne Obroże — powiedział minister Grubov, stukając się w szyję. — Złote Obroże podlegają negocjacjom. Prawda, Lucjuszu?
— Większość z nich — powiedział Lucjusz, lekko ściskając nadgarstek Hermiony.
Hermiona obserwowała, jak spojrzenie Wiktora migotało ponad nią. Z płytkim oddechem i zawrotami głowy wyczekiwała tego, co miało nastąpić dalej. Jego oczy rozszerzyły się, gdy wskazał na nią.
— Czy to ta Granger? Słyszałem, że została złapana, ale nie wiedziałem, kto ją posiadł.
Ta Granger. Hermiona czuła dzikie łomotanie swojego serca.
— Tak. — Lucjusz leniwie zakręcił szklanką. — Jest własnością mojego syna — odparł śpiewnym tonem, przekrzywiając lekko głowę, po czym stał się skupiony na celu niczym rekin. — Wydaje mi się, że poznałeś ją podczas swojego pobytu w Hogwarcie?
Wiktor uśmiechnął się lekko.
— Była moją partnerką na Balu Bożonarodzeniowym. Pozornie dobrze się prezentowała, ale przez całą noc deptała mi po palcach. — Spojrzał na nią, pozwalając swoim oczom wędrować po jej skórze. — Nie widziałem jej od czterech lat, ale bez wątpienia stała się bardziej atrakcyjna.
Przecież nie minęły cztery lata. Od ślubu Billa i Fleur minął rok. Byli tam i rozmawiali. Prawie tańczyli. Wcześniej utrzymywali też stały kontakt. Pamiętała jego długie listy i zaproszenie na wakacje, które odrzuciła z powodu SUMów.
Wiktor celowo trywializował ich związek.
— Właściwie to bardzo chciałbym… ją negocjować. Na dzisiejszy wieczór. — Jego oczy były wręcz wilgotne, gdy błądziły po jej ciele. — Ona była wcześniej, jak to mówicie... cnotką. Nie wolno mi było jej dotykać.
Lucjusz milczał, a Hermiona wstrzymała oddech, kiedy on kalkulował.
— Obawiam się, że jest wysoce pożądana, panie Krum. Musiałbyś stanąć w kolejce — odparł Minister Grubov, po czym roześmiał się, a Lucjusz do niego dołączył.
Oczy Lucjusza powędrowały do drzwi, a Hermiona podążyła za nimi, by dostrzec Śmierciożercę prowadzącego ku Charlotte szczupłą brunetkę. Dziewczyna drżała, gdy Charlotte z ustami rozciągniętymi w napiętym uśmiechu prowadziła ją do Ministry Cirillo.
Anna.
— W rzeczy samej — powiedział lekko Lucjusz — jest niewolnicą mojego syna. Będziesz musiał przedyskutować z nim każdą tego typu propozycję. — Odwrócił się nagle do Grubova. — Panie Ministrze, słyszałem, że rozpoczął pan proces rejestracji mugolaków. Czy wszystko idzie zgodnie z planem?
Hermiona próbowała nadążyć za dyskusją polityczną, starając się mieć na oku Wiktora. Jednak kiedy ten patrzył w jej kierunku, pozwalał sobie jedynie na błądzenie wzrokiem po jej ciele.
Po mniej więcej dziesięciu minutach rozmowy Lucjusz przeprosił ich i zabrał ją na spotkanie z japońskim Ministrem, który używał zaklęcia tłumaczącego, by porozmawiać z Mulciberem. Hermiona spojrzała na Cho, ale ona też unikała kontaktu wzrokowego.
W odległym kącie Ministra Cirillo rozmawiała z Yaxleyem, w jednej dłoni trzymając swój drink, a drugą gładząc pośladek Anny. Hermiona próbowała śledzić rozmowę z japońskim Ministrem, ale była zbyt rozkojarzona, patrząc kątem oka na drżącą Szwajcarkę.
To mogła być ona. Ale zamiast niej Lucjusz rzucił w szpony Cirillo tę dziewczynę. Żołądek Hermiony skręcił się z poczucia winy i ulgi, gdy Cirillo w końcu zakończyła rozmowę, chwyciła Annę za łokieć i odprowadziła ją w kierunku bocznych drzwi. Ledwie Hermiona zdążyła się uspokoić, Lucjusz chwycił ją za łokieć, żegnając się z rozmówcami.
Hermiona nie spuszczała wzroku z sali, gdy Lucjusz pociągnął ją do wyjścia. Tuż przed zamknięciem się za nimi wrót próbowała znaleźć Wiktora, ale stał odwrócony do nich plecami.
Ruszyli korytarzem, a Hermiona powłóczyła nogami w swoich obcasach. Poczekała, aż znajdą się w bezpiecznej odległości od strażnika, zanim wyszeptała:
— Dlaczego mnie tam zabrałeś?
— Proszono o panią, panno Granger — wymamrotał kącikiem ust. — Dłużej nie mogłem zwlekać z Eleni. — Byli już prawie na końcu korytarza, kiedy przyciągnął ją jeszcze bliżej. — Rozmawiałaś z Wiktorem Krumem od czasów Hogwartu?
Poczuła dreszcz na swojej skórze. Wstrzymała oddech. Miała jedynie ułamek sekundy na podjęcie decyzji…
— Nie. Nie od czwartego roku.
Spojrzała na niego i zauważyła, że zacisnął usta w niezadowoleniu. Przyspieszył tempo ich kroków.
Weszli ponownie do Salonu, mijając stoły do gry, sprawnie zmierzając w kierunku kanap, na których siedzieli Draco i chłopcy. Draco utkwił w nich swój wzrok w chwili, gdy przeszli przez drzwi, ale nie wykonał żadnego ruchu, by ich powitać lub odebrać Hermionę z rąk ojca.
Lucjusz podszedł do kanapy i mocnym pchnięciem rzucił Hermionę na kolana Dracona. Przygotowała się na upadek, ale Draco złapał ją, szarpiąc za żebra.
— Twoja dziwka jest pyskata — splunął Lucjusz. — Zabierz ją do domu i ukarz. Albo ja to zrobię.
Draco wygładził swoje szaty i uniósł znacząco brew.
— Tak, ojcze.
Rzucając Hermionie ostatnie wyniosłe spojrzenie, Lucjusz odwrócił się na pięcie i wyszedł z Salonu.
Draco szybko wstał, ale Hermiona zarzuciła mu ręce na ramiona i ukryła twarz w jego szyi. Całowała jego skórę raz za razem, aż poczuła rozluźnienie jego mięśni pod swoim dotykiem. Jej serce łomotało, gdy przysunęła się bliżej, kierując usta na płatek jego ucha.
— Proszę — szepnęła. — Pamiętaj o liściku.
Zajęło jej cały dzień, żeby mu o tym powiedzieć. Martwiła się, że gdyby wiedział, byłby zbyt przejęty, żeby ponownie zabrać ją do Edynburga. Kiedy w końcu się przyznała, z grymasem na ustach po prostu zabrał jej liścik, odrzucając jej wszelkie teorie obojętnym pomrukiem.
Może nadal był z tego powodu zły. Może dlatego tak zesztywniał.
Po kilku kolejnych, bolesnych chwilach w końcu zmienił swoje nastawienie. Objął ją ramieniem w talii i cofnął się, by drugim przytrzymać jej podbródek.
— Będziesz grzeczna? — powiedział wystarczająco głośno, by chłopcy mogli to usłyszeć. — Żadnego złego zachowania?
Pokiwała głową ochoczo i pochyliła się, żeby go pocałować. Draco jednak złapał ją za szczękę i uniósł brwi.
— Będziesz? — podpowiedział.
Spuściła wzrok i oblizała usta, specjalnie dla obserwujących ich chłopców.
— Tak, panie.
Rozległ się chichot i krzyki, a potem Draco zbliżył jej usta do swoich. Poruszyła się na jego kolanach, gdy go pocałowała, krzyżując uda i sadowiąc się wygodnie.
Jej umysł zawirował, gdy Draco zaczął gładzić dłonią jej udo. Musiała znaleźć sposób na powrót do Wiktora. Może mogłaby poprosić Draco o…
— Ach! Parę znajomych twarzy.
Draco zamarł pod nią, jego język zatrzymał się w połowie badania jej ust. Zacisnęła dłonie na jego ramionach i odwróciła się, by ujrzeć Wiktora witającego się skinieniem głowy z resztą dawnych Ślizgonów.
Pucey podskoczył z promiennym uśmiechem, ściskając mu rękę, a Montague i Flint podążyli za jego śladem. Pamiętała, jak przyjaźnie nastawieni byli Ślizgoni w stosunku do uczniów z Durmstrangu – miało więc sens, że witali się dość serdecznie. Draco zacisnął swoje ramię wokół jej talii, nie wykonując żadnego ruchu, żeby wstać.
— Krum! Najwyższa pora, żebyś dołączył do nas w Edynburgu — powiedział Flint, klepiąc Wiktora po ramieniu. — Gdzie ty, do cholery, byłeś?
Wiktor spojrzał na rękę Flinta, a ten szybko ją odsunął.
— Działam teraz w rządzie. Jestem podsekretarzem stanu u Ministra Grubova.
— I jak ci się podoba?
Krum wzruszył ramionami.
— Całkiem dobrze, chociaż szlamy sprawiały kłopoty. Najwyraźniej nie podobają im się nasze nowe prawa.
Flint i Pucey zachichotali, a Wiktor się uśmiechnął. Hermiona czuła powolne i miarowe oddechy Dracona przy swoim boku; jego żebra rozszerzały i kurczyły z kontrolowaną miarowością. Spojrzała w bok i dostrzegła, że Blaise i Giuliana wpatrują się w nią i Dracona. Oboje szybko odwrócili wzrok.
— Mówiąc o szlamach! — Pucey klasnął w dłonie z radości. — Widziałeś, że twoja dawna dziewczyna jest tutaj? — Wskazał na Hermionę i usiadł na kanapie, wciągając Mortensen na kolana, aby Wiktor mógł usiąść tuż obok niego.
Wiktor zajął miejsce, w końcu zwracając swój wzrok ku Hermionie i Draco.
— Tak. Bardzo wyrosła.
— Powiedziałbym, że wyszło jej to na dobre. — Pucey spojrzał na nią groźnie, przesuwając dłonią po udach Mortensen.
— Mmm. — Wiktor chwycił za drinka z tacy przechodzącej obok niego Dziewczyny Carrowów. — Malfoy. — Przywitał się skinieniem głowy. — Jesteś z niej zadowolony, nie? Nauczyła się co nieco od czasów szkolnych?
— Oczywiście, że tak — powiedział pod nosem Flint. Montague roześmiał się.
— Krum — powiedział Draco ostrym tonem. — Co sprowadziło cię z powrotem do Wielkiej Brytanii?
— Kilka spotkań z waszym Ministrem Thicknessem. Ale bardzo się cieszę, że mam okazję odpocząć dziś w Edynburgu. A teraz… — Wiktor klepnął się po udach. — Skąd mam wziąć dziewczynę, która zechce poskakać mi na kolanach?
Chłopcy się roześmiali, a Pucey zawołał do jednej z kelnerek, żeby ta załatwiła kogoś dla Wiktora Kruma. Draco bawił się pierścieniem na swoim kciuku. Hermiona siedziała nieruchoma, a zębatki w jej mózgu pracowały intensywnie. Może mogłaby…
— Malfoy. — Oczy Wiktora były skupione, gdy nachylił się lekko do przodu. Przeszywając go swoim pilnym wzrokiem, prawie tak jak wtedy, gdy grał w Quidditcha. — Słyszałem, że kupiłeś ją za całkiem pokaźną sumkę galeonów.
Hermiona przełknęła ślinę i usłyszała zgrzyt zębów Dracona.
— Zgadza się.
— I jak? Warta tej kwoty? — Zachichotał, gdy oparł się wygodnie o kanapę. Dźwięk jego śmiechu przeszył Hermionę niczym lód.
Pytanie zawisło w powietrzu, gdy Draco pochylił się, by złapać w dłoń swojego drinka, drugą ręką podtrzymując Hermionę. Opierając szklankę na kolanie, skinął głową.
— Każdego sykla.
— Dobrze, dobrze. — Wiktor odchrząknął. — Cóż, cztery lata temu nie była niczym specjalnym. Chciałbym zobaczyć, jak się zmieniła.
Pośród chłopców zapadła sztywna cisza. Hermiona słyszała jedynie dudnienie muzyki gdzieś w tle.
Wiktor zmarszczył brwi.
— To znaczy… doceniłbym możliwość spędzenia z nią czasu na osobności.
— To wykluczone — wycedził Draco.
Uszczypnęła lekko skórę na jego szyi. Musiała porozmawiać z Wiktorem.
Nawet się nie wzdrygnął.
— Ach. Widzę, że chyba jestem niegrzeczny. — Wiktor wymusił na swoich ustach niespokojny uśmiech. — Oczywiście, jeśli to kwestia ceny…
Pucey nachylił się do ucha Wiktora i głośno wyszeptał:
— On nie jest kimś, kto się dzieli, Krum.
Flint prychnął, po czym szybko zajrzał do swojego drinka.
— Przecież raz użyłeś jej do podmianki z Teo, by ogrzała mu kolana — wtrącił Montague. — Z pewnością Wiktor Krum…
— Przegrałem ją w zakładzie. W pełni uczciwie. — Spojrzenie Dracona było twarde, kiedy upił łyk swojej Ognistej Whisky.
— Z przyjemnością wydam swoje złoto na coś mniejszego. Bardzo bym chciał — powiedział, spoglądając na nią z innym uważnie — żeby Hermijąnina ogrzała również i moje kolana.
W jej żyłach pojawiło się mrowienie niepewności. To było to. Został wysłany przez Zakon, by z nią porozmawiać. Poczuła suchość w ustach, gdy wsunęła palce we włosy Draco, po czym delikatnie, lecz nagląco nimi szarpnęła…
— Nie zamierzam się dziś dzielić. Będzie musiała wystarczyć ci jedna z tych, którą oferują Carrowowie.
Hermiona wciągnęła gwałtowny oddech. Draco odmówił spojrzenia jej w oczy, bacznie wpatrując się w Wiktora. Blaise poruszył się niepewnie obok nich.
— Ach. — Wiktor zmrużył oczy, a gdy odwróciła się, by na niego spojrzeć, puls dudnił jej w uszach. — Zapomniałem, że Malfoy jest jedynakiem, tak? Nie pozwala innym bawić się swoimi zabawkami. — Chłopcy zachichotali. Hermiona ponownie pociągnęła Draco za włosy, chcąc się z nim porozumieć.
— Z pewnością taki sławny gracz Quidditcha jak ty mógłby mieć każdą dziewczynę w tym pokoju. — Draco podniósł szklankę do ust. — Niektóre z tych dziwek mogą nawet błagać Carrowów o swoją szansę u Wiktora Kruma.
Ślizgoni milczeli, obserwując tę rozgrywkę.
Wiktor uśmiechnął się do Dracona, a jego zęby zalśniły bielą.
— Tak, zapewne ja nie musiałbym kupować dziewczyny do towarzystwa. Zastanawiam się, czy mógłbym to samo powiedzieć o tobie. — Wziął napięty oddech. Draco postukał kciukiem w szklankę. — Może powinniśmy pozwolić Hermionie wybrać…
— Wybacz nam — Draco wstał szybko, stawiając Hermionę na nogi — ale słuchanie, jak ranisz swoim akcentem wszelkie spółgłoski, przyprawia mnie o ból głowy.
Złapał Hermionę za łokieć, zmuszając ją do ruchu.
— No weź, Draco! Zostań! — Pucey zawołał za nimi.
Draco ciągnął ją przez cały pokój, zanim zdążyła pojąć to wszystko umysłem i zdała sobie sprawę, że zmierzają w stronę kominków.
— Czekaj! — syknęła.
On zacisnął szczękę i wzmocnił swój uścisk na jej ramieniu.
— Draco…
Przyciągnął ją szorstko do swojego boku i pochylił się, by szepnąć jej do ucha:
— Jeśli będziesz publicznie ze mną walczyć, tak samo publicznie będę musiał cię zdyscyplinować.
— Ale muszę…!
Warknął i szarpnął ją, przechodząc przez zielony ogień do jego sypialni. Hermiona w szoku wpatrywała się w kominek, chwiejąc się od szybkości, z jaką przemknęli przez Salon i wpadli w płomienie.
— Niewiarygodne. Powinienem był posłuchać mojego ojca…
— Musimy wracać. — Odwróciła się do niego. — Wiktor był osobą, którą miałam dzisiaj zobaczyć. Liścik…
— Chyba dostałaś jakiegoś zwarcia w mózgu, Granger. Krumowi chodziło tylko o jedną rzecz. — Zaczął krążyć po swoim pokoju, szarpiąc za kołnierzyk koszuli.
Hermiona otworzyłą usta i natychmiast je zamknęła. Tracili czas.
— Był tam dziś wieczorem, żeby ze mną porozmawiać! On jest z Zakonem!
Draco zatrzymał się, rzucając jej miażdżące spojrzenie.
— Myślisz, że Wiktor Krum właśnie swobodnie infiltruje sobie fortecę Śmierciożerców?
Jej mózg wirował, zaczynając intensywnie pracować.
— Pewnie ktoś mu pomaga. Może Minister Grubov jest w to zamieszany…
— Radomir Grubov był jednym z pierwszych ministrów, którzy podporządkowali swój rząd Wielkiemu Porządkowi — powiedział Draco stanowczym tonem. — Nie bądź głupia tylko przez to, że pojawił się tutaj twój były.
Zamrugała, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowa.
— Mój… mój były? — Gniew zaczął wrzeć w jej piersi, zaciemniając myśli. — Draco, jeśli twoja zazdrość kosztowała mnie właśnie możliwość porozumienia się z Zakonem…
— On nie jest z Zakonem — warknął. — Jest gwiazdorem. Graczem Quidditcha szukającym dobrej zabawy w piątkowy wieczór.
— Nie byłeś w Burgundii. — Odetchnęła głęboko, starając się zachować spokój. — Dawał mi sygnały.
Zadrwił i przewrócił oczami.
— Sygnały.
— Tak. Celowo pomijał szczegóły. Przekręcał fakty…
— Oberwał w łeb jednym tłuczkiem za dużo, Granger.
Prychnęła, rozszerzając nozdrza.
— Powiedział, że ostatnim razem widział mnie cztery lata temu, ale rozmawialiśmy ze sobą ledwie rok temu na ślubie Billa i Fleur Weasleyów…
— Bill i Fleur Weasley są wrogami Wielkiego Zakonu. Oczywiście, że nie przyznałby się, że był na ich ślubie.
Zacisnęła dłonie w pięści, gdy jej emocje wrzały.
— Powinieneś był pozwolić mi porozmawiać z nim sam na sam, chociaż przez kilka minut…
— Czy ty zwariowałaś? — Podszedł do niej. — Chciałaś, żebym odesłał cię do prywatnego pokoju z tym górskim trollem? Widziałaś, jak na ciebie patrzył?
— Wiktor taki nie jest!
Zmrużył oczy, pochylając się nad nią.
— Nie?
— Nie! On jest… jest naprawdę słodki i pełen szacunku. Nic o nim nie wiesz…
— Wiem, że chodził za tobą jak zaśliniony ogar.
— Nieprawda! — Magia trzaskała teraz między jej palcami i potrzebowała całej siły swojej woli, by nie tupnąć nogą. — To wszystko było bardzo niewinne. Najczęściej obserwował, jak uczę się w bibliotece! — Draco odwrócił się od niej, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało podejrzliwie podobnie do cholernych, cukrowych piór. — Nie robiliśmy nic więcej poza całowaniem, a kiedy byliśmy razem, nigdy na mnie nie naciskał…
Odwrócił się z powrotem ku niej.
— Chciał cię przelecieć wtedy i chce cię przelecieć teraz. Nienawidzę tego, że muszę ci to mówić, Granger, ale to prawda.
Zmrużyła oczy i wykrzywiła usta.
— Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
— Znam mężczyzn. — Wyraz jego twarzy był rozdarty między śmiechem a warczeniem. — Wiem, jak i co myślą, patrząc na ciebie w tych sukienkach.
Skrzyżowała ręce na piersi.
— Och, przestań. Wiktor nie jest zwolennikiem Voldemorta i wiem o tym, bo go znam.
— Ależ jesteś pewna siebie, co? — Zaśmiał się zjadliwie, przeczesując palcami włosy. — Ten świat stoi do góry nogami. Czy kiedykolwiek sądziłaś, że zobaczysz, jak twoi dawni koledzy ze szkoły będą robić to, czym zajmują się dzisiaj? Ludzie się zmieniają…
Podniosła ręce.
— Nie, nie zmieniają! To, kim są w środku, jest tym, kim zawsze będą!
Wypiął pierś, gdy spojrzała na niego, czekając na jego ripostę. Ale jedynie zmrużył oczy i ciężko przełknął ślinę.
— Rozumiem — powiedział w końcu. Wykręcił lekko kark, cofnął się i zniknął w swojej łazience.
Była wściekła, gdy ruszyła do swojego pokoju, myśląc o tym, co Wiktor mógłby jej powiedzieć, gdyby Draco wszystkiego nie sabotował. Może wieści o Ginny. Albo o Ronie. Może nawet miał opracowany plan wydostania ich wszystkich.
Dopiero gdy znalazła się w wannie, zmywając z siebie dym, którym jej ciało nasiąkło w Burgundii, przeanalizowała swoje oskarżenie, że ludzie nigdy się nie zmieniają. Skrzywiła się, słysząc ponownie to, co sama zasugerowała.
Nikt. Nawet on.
***
Następnego ranka udała się do biblioteki, kontynuując swoje badania tam, gdzie ostatnio je przerwała. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły. Spojrzała na Draco znad swojej filiżanki z kawą, po czym odstawiła ją i otworzyła nowy dziennik.
Krew wciąż w niej wrzała, ale starała się opanować swoje emocje. Wpatrując się zeszłej nocy w swój baldachim, doszła do wniosku, że Draco rzeczywiście nie ufał Wiktorowi. Po wszystkim, co zobaczył, miał zapewne dobry powód, by nikomu nie ufać. Mimo to ona sama ufała Wiktorowi i to powinno było mu wystarczyć.
To była spora porażka, ale czuła się gotowa, by wysłuchać przeprosin.
Zatrzymał się na końcu stołu, nie zajmując swojego zwykłego miejsca. Hermiona uniosła wzrok i ujrzała go w pełni zmrożonego, wpatrującego się w nią pustym wzrokiem.
— Powiedz mi, jaki masz plan na tatuaże.
Zamrugała.
— Mój plan?
— Tak. Tłumaczymy te dzienniki. Próbujemy połączyć w całość, w jaki sposób powstały tatuaże. Kiedy uzyskasz już te odpowiedzi, jaki jest twój następny krok?
— Ja… chcę dowiedzieć się, jak przełamać ich magię.
— A kiedy dowiesz się już jak, co wtedy?
Jego twarz była pusta, bez wyrazu. Splótł ręce za plecami jak jego ojciec.
Uniosła brodę.
— Jeśli zostały stworzone za pomocą klątwy, stworzę przeciwklątwę. Jeśli zrobiono je za pomocą mikstury, stworzę antidotum. Myślę, że jest to dość…
— A co zrobisz z tym antidotum? — Przechylił głowę szybkim, płynnym ruchem. — Bo na pewno wiesz, że nie uwolnimy cię tak po prostu.
Jego słowa wstrząsnęły nią, jakby przegapiła stopień na schodach. Przełykając, z bijącym sercem oblizała usta.
— Jaki jest sens pracy ze mną nad tym wszystkim, jeśli nie masz zamiaru mi pomóc?
— Ty mnie o to poprosiłaś. — Jego oczy zamigotały, zanim wróciły do swojej lodowatej formy.
Wzięła ostry oddech, zaciskając usta, zanim powiedziała:
— Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że planowałam przekazać moje odkrycia Zakonowi.
— Przez twoją sieć szpiegowską.
— Nie nazwałbym jej „moją”, ale tak.
— A kiedy już zdołałabyś uciec — powiedział powoli — czy planowałaś zrobić to w środku nocy, bez słowa? A może przed odejściem poprosiłabyś o moją różdżkę?
Poczuła, jakby jego słowa zaczęły pełzać po jej skórze.
— Draco…
— Oczywiście, jeśli okaże się to przeciwzaklęciem, będziesz potrzebować mojej różdżki, aby je wykonać. Tak więc sądzę, że czeka nas taka rozmowa.
Brzmiało to tak zimno i wykalkulowanie. Bezdusznie.
Hermiona wstała, czując nagłą potrzebę znalezienie się na jego poziomie.
— Dlaczego o to wszystko pytasz?
— Przypuszczam, że chcę tylko wiedzieć, do czego zmierzają te godziny moich badań. Jaki masz plan, Granger?
Z jej ust wyrwał się pogardliwy śmiech.
— Moi przyjaciele są przetrzymywani w niewoli, gwałceni i torturowani. A ty chcesz wiedzieć, dlaczego im pomagasz?
— Nie pomagałem im. Pomagałem tobie. — Jego twarz wciąż była maską, chłodną i niewzruszoną. — A jaki masz plan względem samej siebie? Zakładając, że po ucieczce planujesz odszukać Zakon – gdziekolwiek oni są – jak zamierzasz uniknąć świata pełnego Śmierciożerców?
— Ja... nie wiem! Jeśli tak się martwisz, że zostanę schwytana i pogrążę całą twoją rodzinę, może nie powinieneś był niszczyć tej pigułki! — Zatrzasnęła książkę z frustracji. — Myślę o tym, jak pomóc setkom ludzi, którzy żyją teraz w niewyobrażalnie okrutnych okolicznościach. Nie myślę o sobie. To wydaje się być główną rzeczą, która nas różni!
Patrzył na nią swoimi zamglonymi oczami.
— Tak, przypuszczam, że masz rację — powiedział. — Nie dbam o całą resztę. Nigdy nie dbałem.
Jego słowa przeszyły jej pierś niczym sople lodu. To nie była prawda. Wiedziała, że nie. Otworzyła usta, chcąc się z nim spierać.
— Nie będę już dłużej mógł asystować w twoich badaniach — powiedział. — Nie, dopóki nie przemyślisz tego i nie zdecydujesz, czego chcesz.
Zamrugała oszołomiona.
— Czego chcę?
Słowa uwięzły jej w gardle, zamierając w krtani niczym kamień, kiedy Draco skinął głową i wyszedł z biblioteki. Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem, a Hermiona opadła na krzesło, wpatrując się tępo w książki. Po chwili zaczęła płakać, a jej szloch odbijał się echem od ścian.
***
Draco nie pojawił się z bibliotece przez następne sześć dni. Nie szukała go, zbyt zła i smutna, a przede wszystkim zbyt zdezorientowana. Za dnia zagrzebywała się w tłumaczeniach. Ale w nocy przewracała się tylko z boku na bok, raz po raz odtwarzając ich rozmowę. Zastanawiając się, co miał na myśli, mówiąc, że ona musi zdecydować, czego rzeczywiście chce.
Problem polegał na tym, że wszystko między nimi się zmieniło, mimo że ich własne cele pozostały takie same. Hermiona chciała uwolnić swoich przyjaciół i raz na zawsze pomóc im pokonać Voldemorta. Draco chciał pozostać przy życiu i chronić swoją rodzinę. Ale martwiła się o niego – prawdopodobnie bardziej, niż kiedykolwiek byłaby w stanie przyznać. I wiedziała, że on też zaczął się o nią martwić. Że zaczęło mu na niej zależeć. I najgorszym momentem każdego wieczora był dla niej powrót do łóżka, któremu towarzyszyło to znajome uczucie tęsknoty za nim mające nadejść kolejnego poranka.
Sytuacja była niemożliwa do zniesienia, a kiedy myślała o tym zbyt długo, powierzchnia jej łóżka zaczynała się niebezpiecznie kurczyć, dopóki nie wzięła głębokiego oddechu. Musiała wznowić swoją praktykę porannej Oklumencji, aby zachować jasność umysłu i stabilność emocji.
Każdego popołudnia Narcyza siadała z nią do wspólnej herbaty. W czwartek próbowała podpytać Hermionę o powód nagłego wycofania się jej syna. Hermiona wzruszyła ramionami i powiedziała:
— Może był znudzony badaniami. Mniw całkiem przypadły one do gustu.
Po tej odpowiedzi kobieta nie poruszyła tematu ponownie.
W niedzielę na pierwszej stronie Proroka znalazła się informacja o niespodziewanej eksplozji w biurach szwajcarskiego Ministerstwa Magii, w wyniku której zginęło czterdzieści osób. Zgodnie z wypaczonym komentarzem Skeeter, napastnicy byli „powstańcami”, zdecydowanymi zrównać z ziemią przyczółek Voldemorta. Hermiona przewróciła oczami i rzucił gazetę na bok.
Później tego dnia zobaczyła Dracona spacerującego po korytarzu. Powitał ją obojętnym „Dzień dobry, Granger”, jakby natknął się na pokojówkę – sztywny i uprzejmy. Pobiegła potem do swojego pokoju i ćwiczyła Oklumencję, dopóki pieczenie w jej oczach nie ustało.
Zaledwie tydzień temu leżeli obok siebie zupełnie nadzy, ale teraz, jak się wydawało, ich relacja powróciła do grzecznej znajomości. Nigdy... nie przeżyła rozstania. Czy to było to? Czy zerwali ze sobą, jeszcze zanim cokolwiek się zaczęło?
Obudziła się w poniedziałek rano, słysząc walenie do drzwi swojej sypialni. Poderwała się, siadając i odruchowo sięgając po różdżkę, której nawet nie miała.
— Granger! — ryknął Draco.
Niewyraźnie rzuciła okiem na zegar – prawie czwarta rano. Odrzuciła na bok kołdrę i podbiegła do drzwi, zastanawiając się, co się stało.
Otworzyła drzwi na oścież i ujrzała za nimi Dracona nienagannie ubranego w czarne spodnie, czarne buty i czarne szaty. W korytarzu panował harmider – skrzaty biegały wokoło, a jego porzucony płaszcz leżał na podłodze. Głos Lucjusza wołał coś z głębi sypialni chłopaka. Nagle poczuła się całkowicie rozbudzona, gdy spojrzała w skupione oczy Dracona, otoczone sinymi cieniami. Jego szczęka była napięta.
— Zostałem wezwany do Szwajcarii.
Patrzyła na niego, czekając, aż jego słowa nabiorą sensu. Gdzieś za jego plecami przemknął kufer lewitowany korytarzem.
— Draco, nie ma czasu! — warknął Lucjusz.
— Potrzebuję trzydziestu sekund! — Draco odwrócił się do niej, przeczesując palcami włosy, gdy Hermiona rozchyliła usta w niemym przerażeniu. — Muszę wyjechać i…
— Na jak długo?
Zamrugał i potrząsnął głową.
— Nie… nie wiem.
— To twój ojciec miał się tym zająć. — Poczuła ucisk w piersi wyraźnie utrudniający oddychanie.
— Tak, sytuacja się pogorszyła i…
Lucjusz pojawił się tuż nad jego ramieniem.
— Teraz, Draco. Pożegnaj się — odparł, po czym odszedł.
Poczuła, jak ta chwila przemyka jej przez palce. Sięgnęła do niego, gdy nagle odwrócił się ku niej, ściskając w dłoniach swoje szaty.
— Gdzie jest twoja matka?
— Za bramą z Bellą. Granger…
— Ale dlaczego ty…
— Posłuchaj mnie. — Chwycił ją za ramiona, a ona znieruchomiała, jej serce zamarło, a ciało przeszył dreszcz. — Jeśli moi rodzice również będą musieli wyjechać, zostań w swojej sypialni. Na ten pokój nałożono silniejsze zaklęcia niż na pozostałe w tym domu. Poczekaj, aż moja matka po ciebie przyjdzie.
Serce znów zaczęło ostro dudnić jej w piersi.
— Draco! — Lucjusz ryknął z dołu schodów.
Chłopak zignorował to i szybko kontynuował.
— Jeśli Dwór zostanie zaatakowany, w twojej sypialni na ścianie znajduje się panel, który łączy ją z moim pokojem. W szafce przy moim łóżku jest świstoklik – włożyłem tam też nóż, zaczarowany tak, by mógł przeciąć kość i skauteryzować ranę.
— Draco, już! — warknął z oddali Lucjusz.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, gdy oderwał jej palce od swoich szat i przyłożył jej knykcie do swoich ust. Po chwili już biegł w dół korytarza.
Hermiona czułą ucisk w gardle i wirowanie w głowie. Jej stopy mimowolnie podążyły za nim.
— Draco…
— Zostań w swojej sypialni, aż moja matka wróci — zawołał przez ramię.
— Draco.
— Skrzaty zostają…
— Draco! — Jej głos się załamał. — Draco, czekaj!
Odwrócił się do niej, zatrzymując się zaledwie kilka kroków od szczytu schodów, a ona rzuciła się na jego tors, oplatając go ramionami, wsuwając dłonie w jego włosy i całując go. On szybko wplątał palce w jej loki, przyciągając ją do siebie. Przełknęła szloch, kiedy przycisnął swoje usta do jej własnych i przesunął kciukiem po jej policzku.
I po chwili znów stała sama, a on biegł szybko w dół schodów, dołączając na dole do swojego ojca, mijając go i wybiegając przez frontowe drzwi. Lucjusz wpatrywał się w nią jeszcze przez ułamek sekundy, po czym podążył za synem.
Pobiegła do sypialni z widokiem na podjazd, odsunęła zasłony i obserwowała dwie wysokie postacie sunące szybko ku bramie. Ich jasne włosy błyszczały w bladym świetle księżyca. Rozpoznała sylwetkę Narcyzy stojącej tuż za bramą – Bellatriks tuż obok niej. Hermiona zaciągnęła zasłony w szoku, gdy zobaczyła ciemne loki kobiety. Kiedy ponownie zerknęła za okno, wszystkie cztery postacie zniknęły.
Usta Hermiony były zimne. Na zewnątrz nie było nic prócz wiatru targającego rzędami drzew.
— Panienko?
Podskoczyła i krzyknęła, obracając się, by ujrzeć Bobka okręcającego ucho wokół palca.
— Panienka wróci teraz do swojego pokoju? Tam będzie bezpieczna.
Hermiona niepewnie skinęła głową, biorąc głęboki oddech. Jej kroki były chybotliwe, kiedy wracała do swojego pokoju; dwa razy musiała oprzeć się o ścianę. Zanim drzwi się za nią zamknęły, zwróciła się do Bobka, który podążał za nią w milczeniu.
— Czy mogę prosić o Proroka, gdy tylko przybędzie sowa?
Skrzat skłonił się, czekając w holu, aż dziewczyna zamknie za sobą drzwi.
Biorąc głęboki oddech, położyła dłoń na gardle, czując żywe tempo swojego serca. Potem otworzyła oczy.
Panel na ścianie twojej sypialni.
Hermiona podeszła do ściany, która oddzielała jej sypialnię od pokoju Draco. Była to ta sama ściana, na której umieszczono kominek, więc przestrzeń była dość ograniczona. Próbowała naciskać po lewej stronie na wszystko, co mogło być gałką. Przechodząc na prawą stronę, przyłożyła dłonie do ściany. Po kilku sekundach kontaktu twarda powierzchnia zniknęła. Hermiona gapiła się ze zdumieniem, gdy wsunęła przedramię w niewidzialną barierę, raz do przodu, raz do tyłu. Potem wzięła głęboki oddech i przeszła na drugą stronę.
Czuła się niczym Alicja w zwierciadle, gdy w jednej sekundzie otoczyła ją ciemność, a w drugiej znalazła się w sypialni Dracona. Jej umysł szalał wypełniony kolejnymi magicznymi wyjaśnieniami, dopóki nie zamrugała, ogarniając spojrzeniem stan jego pokoju. Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado, rozrzucając po podłodze dziesiątki ubrań i książek. Jego łóżko było w nieładzie, a pościel pomięta.
Przechodząc przez pokój, Hermiona podeszła szafki przy jego łóżku i otworzyła szufladę. W środku rzeczywiście leżał nóż, lśniąc w słabym świetle lampy. Obok leżała też garść słodyczy i kilka kart czarodziejów z pustych pudełek po czekoladowych żabach. Zmięta chusteczka. Kilka monet i piór.
Może powinien być bardziej konkretny?
Zmarszczyła nos, wpatrując się w zawartość szuflady. Chusteczka byłaby najsensowniejszą opcją, aby zapobiec przypadkowemu dotknięciu przedmiotu. Hermiona podniosła ją, a ze środka wysunął się kawałek szarego marmuru, tocząc niewinnie po szufladzie.
Pokój zawirował i zakołysał się pod jej stopami. Miała przed sobą wszystkie klucze do swojej wolności. Nóż. Świstoklik. Serce waliło żywo w jej piersi.
Ale nie miałaby różdżki. Ani ręki. I kto wie, dokąd mógł zaprowadzić ją świstoklik. Gdyby go użyła, mogłaby już nigdy więcej go nie zobaczyć…
Musiała się nad tym zastanowić. Jej palce drżały, gdy owinęła marmur chusteczką i ostrożnie odłożyła ją do szuflady.
Usiadła na skraju jego łóżka, wpatrując się tępo w półki. Było dziesięć po czwartej. Wszystko wciąż wirowało w jej umyśle. Zwinęła się w kulkę na jego materacu, gdy wydarzenia ostatnich chwil na nowo odtwarzały się w jej umyśle.
Nie wiedziała, ile go nie będzie. Zapewne wystarczająco długo, że uznał, iż warto stworzyć dla niej drogę ucieczki. Może w Szwajcarii było na tyle niebezpieczne, że sądził, że może już stamtąd nie wrócić?
Przycisnęła twarz do poduszki, wdychając jego zapach. Woń jego włosów utrwaloną na materiale poszewki.
Jak długo istniało przejście między ich pokojami? Czy kiedykolwiek go używał?
Pewne wspomnienie wypłynęło z głębin jej umysłu. Kiedy Bellatriks dostała się do jej sypialni, on pojawił się, gdy tylko krzyknęła – stając na środku jej pokoju. A kiedy wezwał swoją różdżkę, ta natychmiast do niego przyleciała, nawet gdy drzwi sypialni pozostawały zamknięte.
Przełknęła, powstrzymując łzy, ale to było bezużyteczne. Słone krople i tak wypłynęły spod jej powiek i spadły na poduszkę, z której wciąż emanował jego zapach.
Trzask!
Poderwała się. Bobek podskoczył lekko, trzymając w dłoniach Proroka.
— Dziękuję — szepnęła wyczerpana. Sięgnęła po gazetę, a skrzat zawahał się.
— Czy panienka nie powinna być we własnym pokoju? Bobek musi posprzątać, a panienka jest bezpieczniejsza w swoim pokoju.
Skinęła głową, biorąc gazetę.
— Nie ściel jego łóżka, dobrze? Jeszcze nie. — I w ostatniej chwili chwyciła za jego poduszkę, wlokąc się przez główne drzwi z powrotem do swojej sypialni.
Nagłówek widniejący na pierwszej stronie Proroka krzyczał na nią swoimi wielkimi literami.
GRUPA FRANCUSKICH TERRORYSTÓW ZAATAKOWAŁA SZWAJCARIĘ!
Cóż, zazdrość Draco jest ogromnie widoczna. Krum z pewnością przybył po to, żeby porozmawiać z Hermioną, a Draco rozwalił ten plan, jednak jego działanie też jest w pełni zrozumiałe. Najpierw zainicjował to spotkanie z Cho, potem sprawa z Theo, jeśli zacznie się dzielić Hermioną cały czas inni zaczną ten fakt częściej wykorzystywać. Hermiona nie zdaje sobie sprawy również z tego, w jakim położeniu by go postawiła. Nie ma co się również dziwić temu, że był wściekły, kiedy wrócili do domu, a potem rozmawiali w bibliotece. Bo ma rację. Hermiona znajdzie rozwiązanie co do tatuaży i co wtedy? Co będzie z Draco? I nie mam tu na myśli tego, że coś się między nimi dzieje, ale to jak faktycznie będzie po tym, gdy znajdzie rozwiązanie. Wiem, że chce pomóc innym, ale uciekając z Dworu Malfoyów naraża jego całą rodzinę na ogromne niebezpieczeństwo. A nawet jeśli ucieknie, to co wtedy? Jak znajdzie pozostałych? Jak będzie radzić sobie bez różdżki? Żeby uciec najpierw trzeba mieć odpowiedni plan.
OdpowiedzUsuńDraco mocno zazdrosny, a Kruma to nie lubię i mu nie ufam...
OdpowiedzUsuńMyślę, że z Krumem nie jest taka oczywista sprawa, ja też bym jemu nie ufała. Myślę, że Draco zna się na ludziach lepiej niż Hermiona i wiedział co robi. Oby tylko nic im się nie stało w Szwajcarii... Teraz to czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń