Wszyscy.

Hermiona słyszała bicie swojego serca aż w uszach.

Bellatriks. Miała znowu zobaczyć Bellatriks.

— Ojcze. — Słyszała głos Draco z daleka. — Nie sugerujesz chyba…

— Czy mam zwyczaj sugerowania, Draco?

Cisza.

Lucjusz poruszył ramionami – prawie niezauważalnie. 

— Czarny Pan zauważył, że twoja ciotka i ja wydajemy się być… trochę spięci. Pozory muszą zostać zachowane. Twoja ciotka i wujek zaprosili nas na kolację i nalegali, by w tym zaproszeniu uwzględniono również pannę Granger.

Lucjusz skierował swoje zimne oczy na Hermionę, która siedziała krzywo na szezlongu, a jej pierś wciąż falowała.

Draco poruszył się za nią. 

— Z pewnością istnieje jakaś wymówka, którą można…

— Twoja matka i ja mamy to pod kontrolą. Cała nasza czwórka będzie obecna i oczekuję, że oboje będziecie zachowywać się jak należy. — Lucjusz przeniósł wzrok z Draco na Hermionę, skanując spojrzeniem pomięty top i zmierzwione włosy dziewczyny. Hermiona poczuła, jak jej twarz płonie, gdy mężczyzna się jej przyglądał, wykrzywiając usta w rozbawieniu. — No cóż? Czy nie powinniście przy okazji poćwiczyć Oklumencji?

Hermiona zamrugała, po czym zsunęła się z kanapy. Prawie zderzyła się z Draco, gdy rzuciła się w stronę drzwi, a jej umysł wirował przepełniony wizjami ostrych noży i echami rechoczącego śmiechu…

— Panno Granger — wycedził Lucjusz. — Zostań na słówko.

Jej ręka zastygła na klamce. Odwróciła się powoli, widząc, że Draco robi to samo, stojąc za nią.

Lucjusz przechylił głowę, a potem uniósł brew. 

— Możesz wyjść, Draco.

Patrzyła, jak Draco przełyka.

— Cokolwiek masz jej do powiedzenia, możesz…

— Być może pod moją nieobecność — wtrącił Lucjusz, splatając ręce za plecami — zapomniałeś, kto jest Panem tego domu. — Oczy mężczyzny błyszczały, gdy patrzył, jak syn przyswaja jego słowa. — Zmykaj.

Hermiona poczuła suchość w ustach, gdy obserwowała, jak Draco zaciska i rozluźnia pięści, po czym w końcu odwraca się, by powoli przejść przez próg. Patrzył przed siebie, a pojedynczy mięsień w jego szczęce drgał. Słuchała, jak kroki Draco cichną na końcu korytarza.

Lucjusz obserwował ją z wykrzywionymi ustami – niczym jastrząb wpatrujący się w swoją ofiarę.

— Moja żona powiedziała mi, że masz częściowo funkcjonujący układ rozrodczy — powiedział, jakby omawiając pogodę przy herbacie. — Przypuszczam, że gratulacje będą zatem na miejscu.

Hermiona poczuła, że ​​jej policzki oblały się szkarłatem, gdy próbowała sformułować jakąś odpowiedź.

— I jeśli mogę widzieć, panno Granger — powiedział, wciąż trzymając ręce za plecami, gdy podszedł do niej — zamierzałaś nosić pod sercem dziedzica Malfoyów, ukrywając przed światem ten fakt? Czy wierzyłaś, że ciąża zapewni ci dodatkową ochronę?

Jej oczy niemal wyskoczyły z orbit, a oddech uwiązł w gardle.

— N-nie! Nie, ależ skąd! — Wpatrywała się w niego, próbując ułożyć spójną odpowiedź. — Od początku było jasne, że nie mam podstaw do żadnych obaw w… w tym zakresie. Nie było potrzeby o tym wspominać!

— Hmm — wycedził. — A jednak mój biedny szezlong ma inne zdanie na ten temat.

— Nie, my nie… To nie było… — Hermiona ukryła twarz w dłoniach. — To nie zdarzyło się… Nigdy wcześniej…

— Wcześniej?

— Nie! To był pierwszy raz! — Brwi Lucjusza uniosły się jeszcze wyżej, a Hermiona jęknęła, potrząsając głową. — To nigdy nie miało miejsca! Przysięgam. Po prostu… nie.

Nastąpiła długa pauza.

— Doskonale — powiedział sucho Lucjusz. — Twoja elokwencja nadal robi wrażenie, panno Granger.

Hermiona zacisnęła powieki, gdy mężczyzna ją minął. Żałowała, że nie może po prostu zapaść się pod ziemię.

— Ostatnia sprawa. — Hermiona wzięła głęboki wdech, zanim odwróciła się do niego. — Spodziewam się, że bardzo poważnie potraktujesz przygotowania do piątkowego wieczoru. Jeśli mój syn nie będzie w stanie się skoncentrować — zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, jakby nie mógł uznać tego w najmniejszym stopniu za wiarygodne — przeniosę twoją sypialnię. Obok mojego gabinetu.

Stała, oszołomiona jego słowami, aż nagle ich znaczenie do niej dotarło. Szarpnęła się do przodu. 

— Oczywiście, że…

Lucjusz uciszył ją uniesioną ręką. Przygryzła wargę, jej policzki płonęły nieprawdopodobnym gorącem. A potem dodał: 

— Wróć do swojego pokoju, panno Granger. Spodziewam się, że następnym razem, gdy spojrzę na ciebie, zastanę cię w całkowitej Okluzji. — Jego oczy opadły na jej nagie kolana. — I w pełnym ubraniu.

Jej twarz nadal płonęła, gdy przemykała przez drzwi, rozkoszując się tą szybką ucieczką i tęskniąc za czasami, gdy Lucjusz Malfoy przebywał w Rumunii.

***

Następnego ranka na jej tacy śniadaniowej pojawiły się trzy nowe książki o Oklumencji. Nie było żadnego liściku. Nie był potrzebny. Wiedziała, że ​​lepiej nie szukać darczyńcy, więc zamknęła się w pokoju i studiowała nowe tomy. Jedyne przerwy, jakie robiła, to po to, by wmusić w siebie choć kilka kęsów każdego z posiłków, ponieważ Łzawka zaczarowała tacę tak, by zaczynała szturchać Hermionę za każdym razem, gdy ta ignorowała ją zbyt długo.

W piątek rano, po niezliczonych godzinach starannej medytacji i mentalnego wyrywania stron z książek, odwiedziła Hermionę Narcyza, podczas gdy dziewczyna była pogrążona w swojej Oklumencji.

— Wiem, że musisz być zestresowana tym wieczorem.

Hermiona skinęła głową, a jej umysł zaczął napawać się powracającymi wspomnieniami. Szare oczy i falujące biodra, jedwabisty głos i gorąca fala zakłopotania…

Zamrugała, chowając je głęboko.

Narcyza przeszła przez salon, podchodząc do okien.

— Zawsze uważałam moją siostrę za dość ekscentryczną — powiedziała. — Ale większość osób nie posiada luksusu postrzegania jej w ten sposób. — Westchnęła przeciągle. — Aktualnie jest nieprzewidywalna i niebezpieczna – nawet dla mnie. Ale obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby poradzić sobie z każdą sytuacją, jaka może nas spotkać tego wieczoru.

Książka zadrżała na jednej z wyższych półek umysłu Hermiony, a dziewczyna sapnęła, gdy kartki otworzyły się na stronach pełnych piegów, mięty i obrazów Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Zacisnęła powieki, oddychając miarowo, aż tom się zatrzasnął.

Otworzyła oczy i zauważyła, że ​​Narcyza wpatruje się w nią łagodnie i z troską.

— Słyszałam, że Ron Weasley jest przetrzymywany w Dworze Lestrange'ów — powiedziała głucho Hermiona.

Narcyza wzięła głęboki oddech. 

— Pan Weasley jest przetrzymywany na terenie posiadłości Rabastana. Dziś wieczorem go nie zobaczysz.

Skinęła głową i skatalogowała tę informację, wyglądając za okno. Ciężka, ziemista księga pachnąca miętą była nieruchoma.

— Hermiono — powiedziała łagodnie Narcyza. — Po prostu postaraj się na tyle, na ile cię stać. Moja siostra wie już, w jakich warunkach mieszkasz i jak jesteś traktowana. Jestem pewna, że powiedziała też już o tym swojemu mężowi. Jeśli coś się wymknie spod kontroli, ja się tym zajmę.

Dziewczyna znowu skinęła głową, wpatrując się w staw na zewnątrz. Spokojna tafla wody falująca na wietrze.

— Właściwie — kontynuowała Narcyza — jedynej rzeczy, o której nie może się dowiedzieć jest to, że nauczyłaś się Oklumencji.

Hermiona zamrugała. W jej umyśle runęła pojedyncza półka i wzdrygnęła się, gdy kolejna niemal za nią podążyła.

Odwróciła się i zobaczyła na sobie przenikliwe spojrzenie Narcyzy. Hermiona potarła skronie, analizując ten pomysł w swoim obolałym umyśle.

— Bo wtedy wiedziałaby, że moja magia nie jest stłumiona — domyśliła się. — Że nie podajecie mi eliksirów.

Narcyza skinęła głową. 

— Zatrzymała kilka rzeczy dla siebie, ale jej chęć odwrócenia wzroku zależy od tego, czy wierzy, że jesteś pod kluczem.

Narcyza urwała, pytając ją o coś, ale Hermiona nie była w stanie przetworzyć słów kobiety. Jej ciało było kruche i zdrętwiałe, a świat wokół wirował. Kolana zaczęły się pod nią uginać, a Narcyza podbiegła do niej, pomagając jej usiąść w fotelu. Zawołała Łzawkę, a Hermiona zamknęła oczy. Łomotało jej w głowie. Łzawka wróciła z eliksirem, a Narcyza pomogła dziewczynie go wypić. Kiedy wzrok Hermiony przestał się zamazywać, Narcyza nalała im herbaty i usiadła naprzeciwko dziewczyny, sadowiąc się na skraju poduszki.

— Więc co mam zrobić, kiedy ona spróbuje czytać mi w myślach? — Hermiona odłożyła spodek i skuliła się, a etykieta ustąpiła miejsca zmęczeniu.

Narcyza popijała herbatę. 

— Jakiej techniki używasz? Pudełek? Szuflad? Może zapieczętowanej jaskini?

— Półek na książki. — Hermiona westchnęła, pocierając skronie. — Księgi wspomnień. Strony chwil.

— Bardzo przydatne — powiedziała. — I wyciągasz z nich strony?

Hermiona skinęła głową.

— Wiem co nieco na ten temat. — Głos Narcyzy był cichy i delikatny. — Czy chciałabyś, żebym ci pomogła?

Powietrze opuściło nagle płuca Hermiony, gdy odwróciła się, by spojrzeć na Narcyzę. Niebieskie oczy kobiety były ciepłe i otwarte. Stabilne. Hermiona powoli ponownie skinęła głową.

Narcyza uniosła filiżankę i spodek ponad kolanami, prostując kręgosłup. 

— Może nadszedł czas, aby stworzyć nową książkę — powiedziała cicho, a słowa niosły się do Hermiony platynową nicią, docierając między jej oczy i wpływając do jej umysłu jak pajęczyna. — Być może — powiedziała Narcyza — mogłabyś wizualizować tylko to, co chciałabyś pokazać.

Słowa przemykały szeptem po jej umyśle. Powolna nić bez igły przemykała przez półki z książkami, stukając w okładki i szeleszcząc kartkami. Hermiona odetchnęła głęboko, relaksując się w fotelu.

Przed półką z książkami pojawiła się skórzana okładka, otwarta szeroko i pozbawiona stron. Bez tytułu. Kartki spłynęły w dół, by ją wypełnić, dryfując powoli. Przewinęła się przez nie platynowa nić, niektóre odpychając na bok, a inne przyzywając do przodu.

Nott Senior przyłapujący ją na podsłuchiwaniu – jego laska pod jej brodą.

One O’Clock Gun w Edynburgu.

Voldemort unoszący się nad nią leżącą na podłodze salonu Malfoyów.

Wszystkie sfrunęły w dół, wtulając się w skórzaną oprawę.

Nić przetoczyła się przez strony, na których Draco rzucał ją na łóżko, rozrywając halkę. Hermiona próbowała zamknąć książkę. Przerażenie, upokorzenie i bolesne współczucie zalało jej bibliotekę, ale wspomnienie szarpnęło się bardziej natarczywie i strony szybko połączyły się z innymi.

Jeszcze więcej scen z Edynburga. Przyjęcia obiadowe, Salon. Pół strony Cho całującej ją, podczas gdy Draco na to patrzył.

Całe ciało Hermiony napięło się, kiedy nić przemknęła przez strony pełne Dracona przyszpilającego jej ręce do ściany, podczas gdy jego udo przesuwało się między jej nogami. Jego dłonie na jej biodrach, gdy usadowiła na nim okrakiem na szezlongu – zmieniająca się grawitacja, gdy jej plecy opadły na poduszkę, a on wślizgnął się między jej nogi. Platynowa nić zatrzymała się nad jego wymruczanym cicho: „Dobrze?” i nagle igła przecięła kartkę – nad, pod, nad, pod – wymazując to słowo z historii, aż pozostał tam tylko błysk platyny.

I w końcu nić pomknęła przez półki, przewracając strony, przeglądając słowa, zanim zatrzymała się na pewnym wspomnieniu.

Dołohow i Uzdrowicielki.

Hermiona już z daleka poczuła drżenie swoich nóg.

Nić wycięła kartkę z książki, pozwalając, by wspomnienie opadło w dół i dołączyło do pozostałych.

Hermiona drgnęła w proteście. Czy nie byłoby niebezpiecznym wiedzieć, co zrobiła wtedy Narcyza? Gdyby Bellatriks miała pojęcie, że jej siostra rzuciła Obliviate na członka wewnętrznego kręgu Czarnego Pana…

Platynowa nić zamigotała, przemykając przez wspomnienie, odnajdując moment, w którym z jej płodnego jajnika wynurzyło się zielone światło. Hermiona obserwowała, jak nić przesuwa się do przodu, skręcając wokół zielonego światła, zwijając ciasno jak kłębek przędzy, zasłaniając blask – a potem płonąc na czerwono. Jakby test wyszedł negatywny.

Nić odpadła, a we wspomnieniu pozostało teraz czerwone światło.

Kartka została przecięta na pół na chwilę po zniknięciu zielonego światła. Górna połowa wpadła do książki.

Zszywając razem grzbiet, nić przeciskała się przez strony, zaciskając je mocno. Książka skleiła się i zamknęła z miękkim trzaskiem.

Platynowa nić stuknęła o przednią okładkę, tkając na skórze tytuł: Popołudniowa herbata.

Hermiona poczuła, jak nić się rozwija, cofa, odsuwa od półek, prześlizguje przez oczy i powraca do bladoniebieskiego spojrzenia kobiety.

Hermiona zamrugała, a jej płuca wypełniło powietrze. Narcyza Malfoy przyjrzała się jej, po czym podniosła filiżankę do ust, odprężając się w fotelu.

Oczy dziewczyny błądziły po pomieszczeniu. Ściany były różowe, słońce zachodziło. Zegar wskazywał, że minęły trzy godziny, odkąd Narcyza weszła do jej pokoju.

Odwróciła się do niej z otwartymi ustami. 

— Jesteś Legilimenką.

Narcyza w milczeniu postawiła swoją filiżankę na spodku. 

— To rodzinne. Black-Rosierowie są w tym dość silni.

W piersi Hermiona zabulgotała studnia emocji. 

— Czy ty... Często tego używasz?

— Nie. Tak właściwie, to bardzo rzadko — powiedziała z uśmiechem. — Staram się zapewniać ludziom prywatność. — Zatrzymała się w połowie drogi do upicia następnego łyka. — Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej pomocy przy… kilku twoich bardziej prywatnych wspomnieniach.

Uszy Hermiony zapłonęły czerwienią. Narcyza widziała ją i Draco razem… i… cóż…

Spojrzała na dywan. 

— Nie, rozumiem, dlaczego te wspomnienia powinny być wszyte. To było… bardzo pomocne.

Zapadła gęsta cisza, zanim Narcyza znów się odezwała. 

— Niech to pozostanie między nami, Hermiono. Nie zacznę myśleć o tobie inaczej.

Hermiona próbowała odepchnąć swoje palące zakłopotanie i powiedzieć coś inteligentnego…

— Jeśli uważasz, że jest taka potrzeba, skrzaty mogą zaopatrzyć cię w Eliksir Antykoncepcyjny.

Hermiony uniosła wzrok. 

— Nie! Nie, nie. Nie. Um… — Przełknęła ślinę, gdy Narcyza niewinnie spojrzała na nią zza filiżanki. — Chcę powiedzieć, tak, to byłoby konieczne, gdybyśmy… Ale nie jesteśmy i… ponieważ nie chcę — wskazała niezgrabnie na brzuch — zajść w… Oczywiście.

Usta Narcyzy drgnęły, a Hermiona dostrzegła błysk w jej oku, zanim kobieta skinęła głową. 

— Oczywiście.

— Tak.

— Jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, nie wahaj się zapytać. Łzawka z przyjemnością ci pomoże.

Hermiona próbowała zaprzeczyć, ale udało jej się tylko zaskrzeczeć.

— Cóż, nie chciałam cię denerwować, kochana. Proszę, wybacz mi wszelkie założenia. — Hermiona zarumieniła się jeszcze intensywniej, gdy Narcyza wstała i spojrzała na zegar. Kobieta zmarszczyła brwi. — Wychodzimy za dwie godziny. Powinnaś znaleźć jeszcze trochę czasu na medytację.

To przypomnienie sprawiło, że żołądek Hermiony gwałtownie opadł. Narcyza delikatnie dotknęła jej ramienia, zanim wyszła z pokoju. Hermiona odetchnęła głęboko, odrzucając swoje umartwienie.

Wzięła kąpiel i wpatrywała się w wodę, oczyszczając umysł. Skupiła się na książce „Popołudniowa herbata”, pozwalając, by wszystko inne z jej półek odpłynęło daleko w tył. Ilekroć wspomnienia we wnętrzu księgi nią wstrząsały, koncentrowała się na wplecionej w grzbiet platynowej nici, łącząc swoje myśli, zapewniając im bezpieczeństwo.

Za dziesięć siódma zeszła po schodach odziana w krótką, prostą sukienkę i płaskie buty. Dziś wieczorem miała być niewolnicą i niczym więcej.

Draco i Lucjusz stali już przy kominku, rozmawiając między sobą niskim tonem. Zamilkli, gdy Lucjusz ją zauważył. Szepnął synowi ostatnie słowo i zwrócił ku niej swój leniwy wyraz twarzy.

— Panno Granger — przywitał się.

Skinęła mu głową i spojrzała na Draco. Jego oczy były wpatrzone w ogień, zimne i odległe.

Ich uwagę przykuł stukot obcasów, a Hermiona odwróciła się i zobaczyła bardzo surowy wyraz twarzy Narcyzy, gdy ta zbliżała się do nich, ubrana w czarną sukienkę.

— Wychodzimy po godzinie — ucięła, unosząc chłodno brew, gdy Lucjusz oceniał ją spojrzeniem. — Przeżyliśmy gorsze rzeczy.

Za plecami Lucjusza rozbrzmiał trzask. 

— Mistrzu! — zapiszczał głos. — Pilny list od pani Lestrange!

Lucjusz przyjął notatkę i otworzył ją z rozmachem. Hermiona wstrzymała oddech, gdy jego oczy błądziły po kartce. Ostre warknięcie wyrwało się z jego ust.

— Zmiana planów — powiedział. — W tej chwili posiadłość twojej siostry jest „niedostosowana do przyjmowania gości”. Poprosiła nas, abyśmy spotkali się z nią na kolację w posiadłości Rabastana.

Narcyza chwyciła list, mrużąc oczy, gdy czytała. 

— To absolutnie śmieszne — syknęła. — Jeśli tak chce to rozegrać… — Urwała, patrząc na Hermionę, a jej rysy uformowały się w wyrazie troski.

Hermionie dzwoniło w uszach, krew krążyła szybko w żyłach. 

Ron.

Dziewczyna niepewnie skinęła głową, po czym zamknęła oczy, odsuwając brunatny tom jeszcze dalej.

Zegar wybił siódmą. Lucjusz wrzucił garść proszku Fiuu do kominka i wywołał nazwę miejsca celu ich podróży. W płomienie najpierw weszła Narcyza, a za nią jej mąż.

Kiedy zielone płomienie zgasły, Draco po raz pierwszy się poruszył. Sięgnął do torby, wrzucił do kominka proszek i bezgłośnie wyciągnął rękę. Hermiona podeszła do niego i pokazała swoje ramię, a wytatuowany na jej skórze podpis chłopaka zamigotał w świetle ognia. Jego palce były zimne, gdy owinęły się wokół jej skóry. Wymówił nazwę posiadłości Rabastana i oboje przeszli na drugą stronę.

Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła Hermiona, był brak jakiegokolwiek światła lub ciepła. Ogień za ich plecami zniknął z sykiem, a ona zadrżała gwałtownie, gdy otoczył ją chłód korytarza.

Stali w gotyckiej rezydencji – korytarz, który rozciągał się przed nimi, zdawał się być o wiele węższy niż w Dworze Malfoyów, jednak sufity wciąż były oszałamiająco wysokie. Dym z kominka rozproszył się, a czarne ściany otoczyły ich pustką niczym w próżni. Obrazy wiszące na ścianach zaczęły na nią syczeć, mamrocząc o jej brudnej krwi, gdy Narcyza wpatrywała się w nie ze sztyletami w oczach.

Draco puścił ramię Hermiony i stanął lekko przed nią. Lucjusz zaoszczędził im protekcjonalnego prychnięcia i kontynuował badanie swoich paznokci.

Oczy Hermiony wędrowały po suficie. Ron był w tym domu, gdzieś za tymi czarnymi, martwymi ścianami. Zamrugała i potrząsnęła głową, ponownie się skupiając.

Rabastan był młodszym bratem – prawdopodobnie już po trzydziestce. Wszystko, co Hermiona o nim wiedziała to to, że był niezamężnym Śmierciożercą – prawdopodobnie o przeciętnym stopniu wtajemniczenia, biorąc pod uwagę, jak niewiele o nim słyszała. Rabastan, Rudolf i Bellatriks. Dziś wieczorem zmierzy się z trzema wrogami.

Ciche, chybotliwe kroki zbliżyły się ku nim i wszyscy czworo odwrócili się i ujrzeli małego, pobitego skrzata kuśtykającego w ich stronę.

— Jik państwa teraz zaprowadzi. Tędy na kolację.

Hermiona skrzywiła się, gdy Jik próbował się odwrócić, ledwo poruszając prawym kolanem, zanim pokuśtykał w głąb ciemnego korytarza. Za uchem po szyi spływała mu strużka krwi.

Poczuła, jak ogień płonie jej w piersi, kiedy szła za Lucjuszem i Narcyzą. Jik najwyraźniej był świeżo po torturach, po których kazano mu przyprowadzić gości. Nigdy nie widziała skrzata w gorszym stanie, włącznie z tymi o ściętych głowach powieszonych na ścianach domu na Grimmauld Place…

Zimne palce poklepały ją po nadgarstku. Spojrzała w górę i zobaczyła Draco, całkowicie pochłoniętego przez Oklumencję, wpatrującego się w swoich rodziców.

— Skup się, Granger. — Jedyne słowa, jakie skierował do niej od kilku dni.

Skinęła głową, a jego palce ześlizgnęły się z jej skóry, zanim znów ruszył do przodu. Kiedy dogonili Lucjusza i Narcyzę przy dużych drzwiach, Hermiona myślała tylko o jeziorze ze spokojną wodą i ułożonej na brzegu otwartej księdze zatytułowanej Popołudniowa herbata.

Drzwi otworzyły się ze skrzypliwym piskiem, a Jik odsunął się na bok. Wszyscy zatrzymali się przy wejściu. Wzrok Hermiony przykuł wielki żyrandol z wypalonymi świecami i kapiącym woskiem. Podobne kinkiety zdobiły resztę pomieszczenia, a na całej szerokości przeciwległej ściany rozciągał się ogromny obraz olejny. Magiczny pejzaż przedstawiał bitwę z czasów rzymskich, podczas której żołnierze biegali przez pola i mordowali się nawzajem.

Narcyza ruszyła pierwsza, a za nią Lucjusz. Kiedy wizja Hermiony oczyściła się, dziewczyna ujrzała duży stół nakryty na uroczystą kolację. Rozgałęziający się kandelabr leżał pośrodku jak przewrócona akromantula, a światło świec oświetlało resztę pokoju. Hermiona uspokoiła oddech, przeglądając twarze wpatrzone w nich – o wiele więcej, niż się spodziewała.

Krzesła zaszurały na posadzce.

— Ach — zawołał śpiewny głos u szczytu stołu. — Malfoyowie, panie i panowie.

Bellatriks Lestrange stała w bogatej, czarnej sukni balowej o bufiastych rękawach i wąskiej talii. Jej loki były niedbale upięte z tyłu, a ramiona szeroko rozchylone w szyderczym powitaniu.

— Dobry wieczór, Bello — powiedziała chłodno Narcyza. Spojrzała na swoją siostrę od góry do dołu. — Och. Ale wygląda na to, że jesteśmy raczej niedostatecznie ubrani.

Śliwkowe usta Bellatriks wykrzywiły się w napiętym uśmiechu. 

— To tylko mój pełny strój wieczorowy na kolację z Malfoyami.

— Moja droga — powiedział Lucjusz, przechodząc obok swojej żony. — Czy to twoja najlepsza suknia wieczorowa? Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo biednie jest w ostatnich czasach w Twilfitt i Tatting’s.

Oczy Bellatriks zwęziły się niebezpiecznie, po czym kobieta błysnęła wilczym uśmiechem. 

— Uważaj na swoje maniery, bracie. Mamy dziś wieczorem specjalnego gościa.

Hermiona zamrugała, a oczy przemknęły po pomieszczeniu.

Naprzeciwko Bellatriks siedzieli dwaj bracia Lestrange – Rabastan u stóp stołu, a Rudolf po jego prawej stronie. Za nimi pod ścianą stała młoda dziewczyna w cienkiej sukience. A po drugiej stronie pokoju, pod rzymskim obrazem, ze swojego miejsca przy kredensie uśmiechał się do niej Marcus Flint. Penelopa stała obok niego ze spuszczonym wzrokiem.

Ramiona Draco napięły się lekko, gdy stał przed nią.

— Ach — wycedził Lucjusz, nie odrywając wzroku od Flinta. — Jakież to ciekawe, że określiłaś to spotkanie jako zlot rodzinny.

Bellatriks spojrzała krzywo, zaciskając usta. 

— Czasy się zmieniają, Lucjuszu. — Nagle jej rysy się rozjaśniły i odsunęła się do tyłu, zapraszając ich do środka. — Przepraszamy za zmianę lokalizacji. Na szczęście Rabastan z radością zdecydował się nas przyjąć.

Żaden z Malfoyów się nie poruszył.

— Marcusie — powiedział Draco ostrym tonem. — Co cię tu sprowadza?

Oczy Flinta błyszczały nawet z oddali. 

— Interesy z Rabsem. Twoja ciotka była na tyle miła, że ​​zaprosiła mnie na kolację.

Narcyza przygładziła swoje włosy i uśmiechnęła się sztywno.

— Usiądziemy?

Bellatriks dała znak Narcyzie, by ta usiadła obok niej u szczytu stołu. Lucjusz zbliżył się do Rabastana i Rudolfa, ściskając ich ręce z ledwie skrywaną pogardą. Hermiona przybrała obojętną minę, gdy przeszła wzdłuż ściany, podążając za Draco.

— Draco, kochanie — zaśpiewała Bellatriks. Oboje zamarli. — Chodź, usiądź obok swojej cioci. — Poklepała nakrycie po swojej lewej stronie.

Draco zacisnął zęby, zanim powoli odwrócił się i przeszedł przez pokój, by zająć krzesło naprzeciwko swojej matki. Lucjusz usiadł po prawej stronie Narcyzy. Hermiona nie spuszczała oczu ze stołu, gdy zbliżała się do ściany za Draco.

Gdy tylko podniosła wzrok, zauważyła zimne spojrzenie Narcyzy. Narcyza odwróciła twarz, spoglądając na grzmiącego śmiechem Rabastana, a Hermiona szybko zrobiła to co kobieta. Ale czuła, jak dwa czarne, drapieżne ślepia wbijają się w nią, nawet gdy przyglądała się swoim butom.

Żołądek Hermiony opadł, gdy nagle uświadomiła sobie cel kryjący się za dzisiejszymi zwrotami akcji. Bellatriks i jej mąż byli świadomi tego, jak była traktowana w Dworze i z jakiegoś powodu ukryli tę informację przed Voldemortem. Ale przy innych świadkach – Flincie i Rabastanie – Malfoyowie nie mogli jej dziś ochronić.

Uciszyła swój strach głębokimi oddechami, skupiając na ciemnym drewnie podłogi.

— Szlamo! — Hermiona podskoczyła.

Na stole pojawiło się pierwsze danie: mętna zupa, którą Lucjusz właśnie wąchał, podwijając ze zdegustowaniem górną wargę.

— Podaj koszyk z chlebem. — Bellatriks nawet na nią nie spojrzała, ale Hermiona wiedziała, że ten ​​rozkaz był skierowany do niej.

Jej oczy gorączkowo przeskanowały stół. Gdy niczego nie znalazła, spojrzała na Narcyzę, ale ta wpatrywała się w swoją zupę, zaciskając usta w cienką linię, gdy jej siostra ją obserwowała. Wtedy Lucjusz przyciągnął wzrok Hermiony i spojrzał znacząco na kredens – gdzie stał koszyk z chlebem.

Hermiona obiegła stół i wciągnęła ogromny kosz w ramiona. Podchodząc ostrożnie do boku Bellatriks, sięgnęła po szczypce do serwowania. Skwierczący ból przeszył jej palce, kiedy ich dotknęła. Krzyknęła, zanim zdołała się powstrzymać, prawie upuszczając kosz.

Bellatriks spojrzała na nią groźnie, ale szybko zachichotała, zdradzając zasady swojej gry. 

— Zapomniałam o klątwach rzuconych na nasze srebra. Magia ma trzymać z daleka brudnych, małych złodziei. — Bellatriks odwróciła się do Draco i wyszeptała: — Żadna szlama nie może brudzić naszych rzeczy, prawda?

Wziąwszy drżący oddech, Hermiona odwróciła się z powrotem do kredensu, złapała zapasową serwetkę i ostrożnie owinęła ją wokół szczypiec. Wróciła do Bellatriks i powoli chwyciła za kawałek chleba, aby położyć go na małym talerzu.

Bellatriks głośno sapnęła, a pierś Hermiony zadrżała.

Wszystkie usta i ręce przy stole zamarły. Nawet Rudolf, który nie wypowiedział do tej pory więcej niż dziesięć słów, odwrócił się, by na nią spojrzeć.

— Ośmielasz się służyć gościowi przed Panem Dworu? — Bellatriks odetchnęła, kładąc rękę na piersi. — Gdzie twoje maniery, szlamo?

Hermiona pochyliła głowę i zrobiła chwiejny krok do tyłu z sercem wciąż dudniącym w piersi. Niewyraźnie słyszała, jak Flint i Rabastan chichoczą w swoje serwetki.

— Wybacz jej ignorancję — ucięła Narcyza. — Zawsze uważaliśmy, że to skrzaty domowe powinny być służącymi przy stole.

Hermiona przeszła wzdłuż stołu do miejsca, gdzie siedział Rabastan, wciąż chichoczący pod nosem.

— Jakież to niefortunne — odpowiedziała Bellatriks. — Jestem pewna, że przy odpowiedniej dyscyplinie mogłaby się szybko nauczyć.

Hermiona przełknęła i usłużyła Rabastanowi, czując, jak jego wzrok sunie po jej ciele. Jej suknia była dość konserwatywna, ale materiał nadal był dość cienki i podkreślał jej krągłości, gdy się poruszała.

— Ukażę ją według własnego uznania, Bello — powiedziała Narcyza, wygładzając serwetkę.

Hermiona ruszyła sztywnym krokiem w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, w stronę Rudolfa.

Bellatriks posłała Flintowi przepraszający grymas. 

— Niestety, moja siostra i ja zawsze nie zgadzałyśmy się co do „dyscypliny”. — Westchnęła. — Obawiam się, że tak samo jest z moim drogim szwagrem.

— Niewielu stać na twoje metody „dyscypliny”, Bellatriks — powiedział Lucjusz. — Który to już skrzat? Ósmy?

— Dziewiąty — mruknął Rudolf. Bellatriks spojrzała na niego gniewnie, ale on nie podniósł nawet wzroku.

— Straszne marnotrawstwo moim zdaniem — powiedziała sztywno Narcyza, pozwalając łyżce zanurzyć się w zupie. — Służący dobrze prosperują pod wpływem porządku i pewnego stopnia szacunku. Takie drakońskie działania są zupełnie niepotrzebne.

Szacunek! — zadrwiła Bella. Odwróciła się do Flinta w chwili, gdy Hermiona znalazła się u jego łokcia. — Marcusie, kochanie. Powiedz mi, jak dyscyplinujesz swoją dziwkę, kiedy zapomina, gdzie jest jej miejsce?

Hermiona spojrzała na Penelopę, której oczy były utkwione w podłodze.

Flint zachichotał.

— Doskonałe pytanie, pani Lestrange. Ale ona o tym nie zapomina. Już nie.

Następnie Hermiona podeszła do Draco, który siedział całkowicie cicho, odkąd tylko usiadł. Spróbował kilka łyżek zupy, ale jego kielich z winem pozostał nietknięty. Hermiona zaryzykowała spojrzeniem z ukosa i zobaczyła, że ​​chłopak wpatruje się w swój talerz z zaszklonymi oczami.

— I powiedz mi — powiedziała Bella — czy twoja dziwka śpi w lochu? A może w szafie, jak ta Rabastana?

Mięsień w szczęce Draco pulsował, gdy Hermiona kładła chleb na jego talerzu.

— Cóż, teraz śpi w moim łóżku. Ale na początku, kiedy źle się zachowywała, miała własną klatkę w korytarzu. — Uśmiechnął się. — Wystarczająco blisko dla mojej wygody, ale na tyle daleko, bym nie musiał słuchać, jak grzechotała, szarpiąc za pręty.

Hermiona mocno przycisnęła kosz do żeber.

— Oczywiście — zagruchała Bellatriks. — A czy ma własny pokój?

— Jeszcze nie — powiedział Flint, uśmiechając się — ale słyszałem kilka inspirujących historii o lochu Dracona.

Rabastan zachichotał.

— Miałam na myśli jakieś bezpieczne i ciepłe miejsce — powiedziała Bellatriks, nachylając się do przodu. — Czy twoja mała szlama ma swój własny apartament z łóżkiem z baldachimem i łazienką?

Hermiona potknęła się.

Flint zachichotał.

— Ona jest niewolnicą, a nie gościem.

Bellatriks zachichotała, a dźwięk ten przeszył kręgosłup Hermiony. Potem kobieta pstryknęła palcami, wskazując na talerz z chlebem.

Hermiona powoli podeszła do jej lewego boku i podała kawałek chleba. Zanim zdążyła się wycofać, Bellatriks chwyciła ją za nadgarstek. Hermiona sapnęła, upuszczając szczypce z ostrym brzękiem.

— Takie ładne blizny, szlamo. — Przyciągnęła ją bliżej i przesunęła palcami po szramach na ramieniu Hermiony. Ponownie szarpnęła, a swoje czarne oczy utkwiła w Hermionie. — Przychodzi mi na myśl o wiele więcej projektów. Moglibyśmy zrobić z ciebie małe dzieło sztuki.

Hermiona wpatrywała się w nią tępo, nawet gdy serce dudniło jej wściekle w piersi. Palce Bellatriks zaczęły się zacieśniać, wpijając się w skórę dziewczyny.

— Ja też życzyłabym sobie trochę chleba — powiedziała lodowato Narcyza. — Oczywiście, kiedy już skończysz zabawić się z naszą służącą, Bello.

Po ostatnim szarpnięciu, Bellatriks w końcu ją puściła. Hermiona złapała za szczypce i odeszła.

Bellatriks uniosła szyderczo brew. 

— Kogo ty próbujesz oszukać? Nigdy nie jadasz chleba. — Rozerwała swoje pieczywo z gracją dzikiego kota, zanurzyła je w zupie i zaczęła powoli żuć, nie odrywając wzroku od siostry.

Narcyza wykrzywiła usta w grymasie.

— Niestety chleb jest jedyną jadalną rzeczą na tym stole — wtrącił Lucjusz. Odwrócił się do Flinta, zanim Bellatriks zdążyła odpowiedzieć. — Więc. Nie możesz się doczekać ceremonii jaka ma się odbyć w przyszłym tygodniu?

— Zgadza się, sir — odparł Flint. — To wielki zaszczyt.

Głowa Draco poderwała się do góry. 

— O czym mowa?

Hermiona położyła chleb na talerzu Narcyzy, oddychając płytko.

— W przyszłym tygodniu otrzymam Znak. Razem z Teo i Gregiem.

— Gratulacje — powiedział chłodno Draco. Wrócił do swojej zupy.

— Dziwi mnie, że nie wiedziałeś — powiedział niewinnie Flint. — Teo i Greg są w końcu twoimi bliskimi przyjaciółmi.

Łyżka Draco zatrzymała się nad jego posiłkiem. 

— Byłem trochę zajęty wizytami we Francji i we Włoszech. — Zamieszał zupę. — Gdzie, jak pewnie się spodziewasz, nie ma czasu na dzielenie się tego typu aktualnościami.

Po umieszczeniu chleba na talerzu Lucjusza Hermiona ruszyła, aby odłożyć koszyk na kredens.

— Szlamo! — zawołała Bellatriks. — Dolej wina.

Hermiona zamarła, walcząc z chęcią spojrzenia na dwie inne niewolnice stojące pod ścianami. Zamrugała, odkładając na bok wszelkie emocje i wymieniając trzymany w dłoniach koszyk na butelkę wina.

— Myślę, że już najwyższa pora — powiedziała Bellatriks. — Będziesz doskonałym dodatkiem do elity Czarnego Pana, Marcusie. Co do szczeniaka Goyle’ów, cóż, to dopiero się okaże. Przypuszczam, że nie może być gorszy od swojego ojca. Słyszałam, że Gringott w końcu ogłosił go martwym.

Rudolf chrząknął na znak zgody.

Bellatriks przewróciła oczami i wzięła długi łyk wina. 

— I wiem, że Tedowi zależy na tym, by Teodor przyjął Znak. Uważa, że ​​ofiarowanie syna może pomóc Czarnemu Panu być bardziej… cierpliwym wobec niektórych jego własnych niedociągnięć. Ale najwyraźniej to nie serce jest źródłem tej decyzji. — Uśmiechnęła się do Lucjusza. — Nic nie może równać się z hańbieniem rodu przez jedynego dziedzica. Czyż nie?

Hermiona ponownie dotarła do Rabastana siedzącego u szczytu stołu.

— To byłoby naprawdę druzgocące — powiedział Lucjusz, leniwie sięgając po wino. — Nie, żebyście oboje z Rudolfem mieli jakiekolwiek pojęcie, jak to jest posiadać dziedzica.

Narcyza posłała mu gorące spojrzenie.

— Myślę, że nie. — Uśmiech Bellatriks rozszerzył się, gdy nachyliła się nad stołem. — Widzisz, ja wybrałam władzę ponad dziećmi. Co jest nieskończenie bardziej satysfakcjonujące.

Hermiona poruszyła się, by napełnić kieliszek Rudolfa.

— Wydaje mi się, że mamy różne definicje władzy, Bello — powiedziała ostro Narcyza. — Gdy ostatnio sprawdzałam, nadal składałaś raporty mężczyźnie.

Oczy Bellatriks skierowały się ku siostrze. 

— W momencie, gdy wypchniesz z siebie dziecko mężczyzny, stajesz się jego niewolnicą. — Skinęła głową w stronę dwóch milczących dziewczyn przy ścianie. — Nie lepszą niż którakolwiek z nich. Moim jedynym panem jest Czarny Pan.

Opróżniła swój kieliszek i trzasnęła nim o stół. Powoli, z żołądkiem skręcającym się ze strachu, Hermiona podeszła do Bellatriks z butelką.

— A mówiąc o bachorach... — Bellatriks sięgnęła, łapiąc garść włosów Hermiony w pięść pociągnęła ją w dół. Butelka wyślizgnęła się z palców dziewczyny i spadła na podłogę, rozpryskując wszędzie krwistoczerwone wino.

— Bello…!

— Nie możesz służyć jak skrzat, nie możesz gotować jak skrzat, ale z pewnością przydajesz się do innych rzeczy — syknęła Bellatriks w twarz Hermiony. — Nie możesz doczekać się swojego długiego życia przeleżanego na plecach, prawda, złotko?

A potem ostre pazury kobiety wbiły się w umysł Hermiony. Czarne tunele, których końca nie była w stanie dostrzec.

Strony Popołudniowej herbaty zatrzepotały. I były to jedyne strony, które w ogóle się ruszyły.

Bellatriks przemknęła przez wspomnienia dziewczyny. Dołohow i Uzdrowicielki, czerwone światło nad jej biodrem. Draco rozdzierający jej halkę. Drżenie na kamieniach u stóp Voldemorta. Draco przyszpilający ją do ściany, ocierający się o nią na szezlongu.

Pazury w umyśle Hermiony groziły zerwaniem łączącej wszystko platynowej nici, ale ta trzymała wszystko mocno. Z oddali usłyszała jęk, który rozpoznała jako swój własny; łyżka z brzękiem wpadła do pustej miski po zupie po jej lewej stronie.

Bellatriks wycofała się z jej wspomnień, drapiąc wszystko w drodze do wyjścia, a ciało Hermiony upadło na ziemię, gdy pełen zadowolenia śmiech kobiety zgrzytał jej w uszach. Szkło z rozbitej butelki zdawało się nagle być w jej umyśle, a kartki Popołudniowej herbaty krwawiły, gdy ciecz sączyła się przez grzbiet.

Próbowała się skupić, jej oczy były zamglone, widziała tylko czerwień. Wino i jej własna krew mieszające się ze sobą na kamiennej podłodze pod jej rozciętymi kolanami.

Gdzieś nad nią rozbrzmiał zniesmaczony ton. 

— Draco, posprzątaj po swoim zwierzątku.

Cisza.

— Na co czekasz? — syknął głos.

Zimna dłoń na jej ramieniu wstrząsnęła jej ciałem. Draco podniósł ją i wymamrotał zaklęcie, które oczyściło krew, wino i szkło. Brutalnie popchnął ją, by oparła się o ścianę, jeśli nie mogła sama stać. Poczuła, jak skóra na jej kolanach z powrotem się zabliźnia. Lekkie muśnięcie dłonią po jej żebrach, gdy się zachwiała, podtrzymując ją – a potem zniknął, ponownie zajmując swoje miejsce przy stole.

— Mówiąc o zwierzętach — zaśpiewała Bellatriks. — Rabastanie, Marcusie, dlaczego nie zajmiecie się swoimi? Musimy odbyć małą, rodzinną pogawędkę.

Hermiona zamrugała, otworzyła oczy. Pokój wciąż wirował, ale wrócił do ostrości. Czuła pulsujący ból za skroniami, ale nie był on aż tak zły, jak się spodziewała.

To zadziałało. Bellatriks wpadła prosto w ich pułapkę i nie miała o tym bladego pojęcia…

Krzesła zaszurały.

— Zabierzcie ze sobą dziwki. Jestem pewna, że szlama z radością zobaczy swojego dawnego chłopaka.

— Ona zostaje. — Hermiona uniosła głowę i zobaczyła zimne, niebieskie oczy Narcyzy wwiercające się w Bellatriks. Postawa pani Malfoy była sztywna ze złości. — Nigdzie nie udaje się bez Draco.

Bellatriks prychnęła i zwróciła się do swojego szwagra. 

— Więc niech idą bez niej. Ale niech pamiętają, żeby dać rudemu znać, kim są nasi goście na dzisiejszym obiedzie.

Ron.

Hermiona słuchała szurania stóp, gdy jej krew wrzała. Była tak blisko Rona, ale równocześnie tak niemożliwie daleko.

Drzwi zamknęły się z kliknięciem. Została sama z Malfoyami, Bellatriks i Rudolfem. Zanim Bellatriks się odezwała, w pokoju panowała pełna napięcia cisza.

— Widzę, że Draco w końcu cieszy się swoją zabawką. Przypuszczam, że to znaczna poprawa, ale moim zdaniem, chłopak jest nadal zbyt miękki. — Bellatriks wzięła głęboki łyk wina, zerkając na Lucjusza znad krawędzi kieliszka. Lucjusz spojrzał na nią beznamiętnie. — Muszę przyznać, że jestem dość rozczarowana jego wyczynem we Włoszech.

Czas zdawał się zwalniać. Ból za oczami Hermiony zniknął. Obserwowała, jak cała rodzina patrzy na siebie, jakby nagle wyciągnięto z kieszeni wszystkie różdżki.

Narcyza poruszyła się, składając ręce pod brodą i opierając się na łokciach. 

— Jestem pewna, że chcesz, aby ktoś zapytał: Co poszło nie tak we Włoszech. Więc proszę, śmiało.

Hermiona wyraźnie widziała Narcyzę i Lucjusza, profil Bellatriks oraz tył głowy Draco ze swojego obecnego punktu obserwacyjnego. Patrzyła, jak łopatki Draco drgają, zanim jego żebra się rozszerzyły.

— Wykonałem swoje zadanie. Minister żyje. Powstańcy byli ubezwłasnowolnieni…

— Dwudziestu buntowników i niedoszłych zabójców zostało ogłuszonych. I nie użyto ani jednej klątwy zabijającej… — Bellatriks parsknęła szyderczo. — Pokazałam ci przecież, jak się ją rzuca, prawda? W piwnicy dworu na szczurach i robactwie?

Pauza.

— Oczywiście, ciociu. Byłem ostrożny. Nie ma potrzeby robić masakry w tak niestabilnym kraju…

— Czarny Pan zatwierdził wszelkie siły niezbędne do ochrony ministra Romano. — Palce Bellatriks zwinnie okrążyły brzeg jej kieliszka, niczym kot bawiący się obiadem. — Byłby niezwykle zadowolony, gdyby się dowiedział, że pozbyłeś się grupy agresywnych dysydentów. Zamiast tego zostawiłeś ten zaszczyt Dołohowowi. — Hermiona zobaczyła, jak lewa pięść Draco zaciska się na jego kolanach. — Oczywiście, pod tym względem jesteś taki, jak twój ojciec — kontynuowała lekko. — O wiele bardziej interesuje was przymilanie się i polityka niż brudzenie sobie rąk.

Hermiona odważyła się spojrzeć na Lucjusza. Był całkowicie nieruchomy, jego oczy błądziły między szwagierką a synem. Tylko jego usta poruszały się, gdy odparł: 

— Każdy z nas ma swoje mocne strony.

Bellatriks przechyliła głowę. 

— Czy jesteś pewien, że Czarny Pan zgodziłby się, że nieśmiałość Draco jest jego mocną stroną?

Nagle pod ich stopami rozbrzmiał krzyk – gdzieś we wnętrzu Dworu. Hermiona zadrżała i gwałtownie podskoczyła. Znała ten krzyk. Spojrzała na rodzinę – ani jedna brew nie uniosła się z zainteresowaniem. Nawet Rudolf nie oderwał swoich oczu od kieliszka z winem. Hermiona wbiła palce w dłonie.

Narcyza podniosła brodę z rąk, spojrzała na siostrę i powiedziała: 

— Grozisz mojemu synowi?

Bellatriks prychnęła. 

— Nie bądź niedorzeczna. On jest przyszłością Blacków. — Złapała Narcyzę za nadgarstek, przyciągając do siebie dłoń i splatając razem ich palce. Jej gniew wydawał się zniknąć. Posłała siostrze delikatny uśmiech, który wywołał dreszcze na plecach Hermiony. — Mogę chronić jego i jego słabe serce. I zrobię to za ciebie, Cyziu.

Sięgnęła po Draco drugą ręką, unosząc jego bezwładny nadgarstek i splatając ze sobą również ich palce. Przechyliła głowę, przyciskając policzek do ich splecionych dłoni. 

— Dopóki nie będzie wystarczająco silny, by je w sobie zabić — szepnęła.

Żółć podpełzła do gardła Hermiony. Dziewczyna skierowała swoją uwagę na Lucjusza przyglądającego się pozostałym uważnie przez stół. Aż wrzał.

Z dołu rozbrzmiał kolejny krzyk, dławiący się, a potem tłumiony w dzikim tonie. Hermiona opuściła wzrok, wyobrażając sobie zakrwawione i pobite ciało Rona wijące się z bólu. Zamrugała szybko, biorąc wdech i wydech. Jezioro, czyste i spokojne…

Narcyza oderwała się od siostry. 

— Mamy bardzo różne poglądy na to, co czyni serce słabym, Bello.

Bellatriks spojrzała w dół na swoją pustą prawą rękę, jakby ten widok ją uraził. Jej oczy stały się zimne jak lód. 

— Być może tak. Twoja potrzeba uczuć dawno temu przewyższyła twoje poczucie lojalności. Teraz nie jesteś lepsza od naszej matki – głupkowatej żonki, której celem było zapraszanie koleżanek na herbatkę w ciągu dnia, rozkładanie nóg w nocy i wyciskanie z siebie bachorów dziewięć miesięcy później. — Chwyciła kieliszek wina, wykrzywiając twarz, gdy podniosła go do ust. — I nigdy nawet w tym  nie byłaś szczególnie dobra, prawda?

— Wystarczy. — Głos Lucjusza wstrząsnął pomieszczeniem. Ton mężczyzny był tak niski, że Hermiona musiała unieść wzrok, by odszukać jego źródło. Talerze i szklanki drżały od jego tłumionej siłą magii.

— Ooo — zachichotała Bellatriks, przeciągając się, by szepnąć Draco do ucha. — Tatuś jest w domu.

Lucjusz odsunął krzesło i wstał.

— Groziłaś mojemu synowi, obrażałaś moją żonę i, szczerze mówiąc, podałaś nam najpaskudniejszą zupę, jaką kiedykolwiek jadłem. Przepraszam, ale minęło już dziesięć minut ponad czas, jaki zgodziłem się tutaj wycierpieć.

Bellatriks zachichotała, wciąż trzymając Draco za rękę.

— Zawsze tak łatwo przechodzi do meritum. — Zwróciła się do Narcyzy. — Wiedziałam, że nie jest kimś skorym do gry wstępnej. — Lucjusz stał sztywno, odmawiając połknięcia przynęty. Twarz Bellatriks wykrzywiła się w udawanym grymasie. — Chciałam tylko spędzić trochę czasu z rodziną, zanim Draco uda się do Szwajcarii.

W pokoju zapadła gęsta cisza. Hermiona mogła policzyć uderzenia serca każdego z zebranych, ledwo mając odwagę oddychać.

— Do Szwajcarii — powtórzył z niedowierzaniem Lucjusz. — Myślałem, że Szwajcaria to twój projekt.

— Tak, cóż, Czarny Pan uważa, że ​​polityczna przebiegłość Malfoyów może być właśnie tym, czego tam potrzebujemy. A skoro właśnie wróciłeś z tak długiej misji, Lucjuszu, pomyślałam, że to będzie idealna okazja dla Draco, by stawić czoła wyzwaniu.

Narcyza wstała, a lodowata wściekłość promieniowała z całej jej postaci. 

— A więc, ponieważ infiltracja szwajcarskiego ministerstwa okazała się twoim niepowodzeniem, chcesz wciągnąć w ten bałagan mojego syna? Trzymając go jako zakładnika za… za co?

— Niepowodzenie to mocne słowo, kochanie — zagruchała Bellatriks, ukazując zęby. — Wolałabym nazwać to małym opóźnieniem. I wręcz przeciwnie, pragnę wziąć twojego syna pod swoje skrzydła. Chcę go wzmocnić. — Uścisnęła dłoń Draco i Hermiona widziała, jak jego białe kłykcie zaciskają się wokół dłoni kobiety.

— To niedorzeczne…

— Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić, że Czarny Pan byłby o wiele bardziej zadowolony z rodziny Malfoyów, gdyby Draco pomógł zabezpieczyć kwestię Szwajcarii. — Jej ton się obniżył. — Wystarczająco zadowolony, by przeoczyć pewne słabości, co do których jestem pewna, wszyscy mamy nadzieję, że pozostaną tajemnicą.

Oczy Bellatriks nagle przesunęły się na Hermionę. Dziewczyna zadrżała, czując, że jej skóra staje się gorąca i swędząca. Szybko opuściła wzrok na podłogę.

— Pomogę ci, Draco — usłyszała pomruk Bellatriks. — Krew twojego ojca może być słaba, ale nadal jesteś w połowie Blackiem.

— Dość — warknął Lucjusz. Podszedł do Narcyzy. — Porozmawiam z Czarnym Panem. Szwajcaria jest delikatnym tematem po tak wielu błędach twojej siostry, a ja to wyjaśnię…

— To już ustalone, Lucjuszu. Czarny Pan się zgodził — oznajmiła Bella i na moment zamilkła. — Oczywiście będę go trzymała pod swoją opieką.

Zanim Lucjusz zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, przyciągając tam wzrok Hermiony i zaskakując zebranych. Do środka wkroczyły cztery osoby: Rabastan, Flint i dziewczyny. Hermiona nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy krzyki ustały.

— Tym razem poszło szybko — powiedział Rabastan. — Wcześnie zemdlał.

Hermiona zachwiała się na nogach, opierając plecami o ścianę.

Twarz Narcyzy była blada z wściekłości. 

— Panowie, wybaczcie mojej siostrze, mnie i naszym mężom. Mamy prywatną sprawę do omówienia. Rabastanie, czy możemy skorzystać z twojego gabinetu?

Rabastan skinął głową na zgodę. Narcyza szybko podeszła do drzwi, a Lucjusz podążył tuż za nią. Rudolf nagle wstał i poszedł za nim, chwytając za wino.

Bellatriks odepchnęła się od stołu z ostrym piskiem krzesła. Puściła dłoń Draco i poklepała go po policzku. Hermiona nie spuszczała wzroku z podłogi i, gdy kobieta przechodziła obok, ukryła dźwięk świeżego krzyku w ciężkiej, ziemistej księdze.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Flint powiedział: 

— Cóż, z trudem muszę cię poinformować Rabs, że to co przygotował skrzat, jest gorsze od gówna. — Poklepał Rabastana po plecach. — Możemy więc po prostu pominąć posiłek?

— Mam salon po drugiej stronie korytarza — powiedział Rabastan, chwytając kilka pustych kieliszków na wino. — Możemy się w nim rozgościć. — Jego ręka przesunęła się wokół talii jego Partii.

Serce Hermiony przyspieszyło. Nie sądziła, że ​​ten wieczór będzie przypominał Salon. Draco wstał gwałtownie, prostując kołnierzyk. 

— Powinienem już iść.

— Nie żartuj sobie. — Flint potrząsnął głową. — Gdzie indziej powinieneś być?

Draco wzruszył ramionami. 

— Noc jest młoda. Może złapiemy koniec dzisiejszej walki na ringu. Słyszałem, że Finnigan wrócił.

— Draco, chodź, musimy nadrobić zaległości — namawiał go Rabastan. — Praktycznie nigdy nie spędzam z tobą czasu. I jeszcze nawet nie przyjrzałem się twojej szlamie.

Flint owinął ręce wokół talii Penelopy. 

— Nikt nie miał okazji się jej przyjrzeć — zachichotał. — Chodź, Draco. Chociaż na godzinkę. Nie mów mi, że przy rodzinnym obiedzie jesteś takim samym palantem, jak w Edynburgu.

Patrzyła, jak Draco drży, zanim uśmiechnął się twardo. 

— W sumie czemu nie.

Rabastan roześmiał się i skinął głową w stronę drzwi. Draco metodycznie odsunął swoje krzesło od stołu i złapał Hermionę za łokieć, żeby ją wyprowadzić. Dziewczyna uniosła drugą rękę i ścisnęła jego palce, myśląc o tym, jak Bellatriks go dotknęła. Jej myśli powędrowały do ​​Szwajcarii, ale szybko odepchnęła ten temat na bok.

Zaprowadzono ich do małego salonu, równie ciemnego i upiornego jak reszta posiadłości. Flint i Penelopa opadli na fotel, a Rabastan podszedł do barku z napojami. Jego Partia usiadła na sofie, a Draco poprowadził Hermionę do drugiej sofy. Dziewczyna pozwoliła mu najpierw usiąść, potem położyła nogi na kanapie i oparła się bokiem o niego, starając się wyglądać, jakby było im wygodnie.

— Czy mogę zaproponować pannie Granger coś do picia? — Rabastan uśmiechnął się do niej. — Może trochę wina z odrobiną czegoś więcej?

Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szaty małą fiolkę przejrzystego płynu i potrząsnął nią kusząco.

Flint roześmiał się szczekliwie. 

— Draco nie potrzebuje tego eliksiru, Rabs. Jego dziwka jest dla niego wystarczająco dzika bez wspomagaczy, ​​prawda?

Hermiona nic nie powiedziała, czując, jak włoski jeżą jej się na karku. Draco wydał z siebie niezobowiązujący pomruk, gdy Rabastan otworzył butelkę szampana, napełnił dwa kieliszki i rozlał eliksir równo między nie. Flint dołączył do niego przy barku i każdy z nich dodał do mikstury swój włos do szklanki, zanim podali je dziewczynom.

Draco zesztywniał, gdy Penelopa i druga dziewczyna posłusznie zaczęły sączyć szampana, opróżniając kieliszki i przełykając tak, jak robiły to tysiące razy wcześniej.

Hermiona próbowała posłużyć się Oklumencją, ale jej umysł zaskrzypiał w proteście, wciąż wyczerpany niedawnym atakiem Bellatriks. Jej kolano zaczęło drżeć. Draco położył rękę na jej udzie, uspokajając ją.

— Cóż, panowie… — Szybko wstał. — Nigdy nie byłem zbytnim podglądaczem, więc po prostu zobaczymy się…

— Odpręż się — uśmiechnął się Rabastan, napełniając trzy szklanki Ognistą Whisky. — To nowa mikstura, przy której pomagałem Marcusowi. Zanim zadziała, mija trochę czasu, ale kiedy już się rozbucha, staje się dużo silniejsza. Oczywiście, dopóki się jej nie zaspokoi, jeśli zrozumiesz, co mam na myśli. Lubię patrzeć, jak się wiją. — Podszedł do Draco, oferując mu jedną ze szklanek Ognistej Whisky. — Napij się, rozluźnij i baw się dobrze. — Wepchnął szklankę w dłonie Draco i uśmiechnął się, a pojedynczy, krzywy przedni ząb błysnął w świetle świec. Następnie mężczyzna sam opadł na kanapę. Flint roześmiał się i usiadł na fotelu z Penelopą.

Draco wymazał irytację ze swych rysów i usiadł obok niej.

— Granger — zawołał Flint. — Twój chłopak jest dość krzykliwy.

Hermiona poczuła, że ​​całe jej ciało robi się zimne. Spojrzała na zadowolony z siebie uśmiech Flinta, gdy ten popijał ze swojej szklanki. Próbowała głęboko oddychać.

— Powiedz mi. Czy krzyczał tak samo głośno, kiedy ssałaś mu kutasa w Pokoju Wspólnym Gryffindoru?

Rabastan roześmiał się rubasznie. Zamrugała, a półka jej umysłu zagrzechotała i zaskrzypiała.

— Draco, powinieneś był go widzieć, kiedy powiedziałem mu, że ona tu jest — zapiał Rabastan. — Krzyczał jej imię, rzucał się na kraty, próbował aportować się bez różdżki i magii.

Poczuła smak krwi w ustach. Przygryzła wnętrze policzka. Żebra Draco ledwo poruszały się obok jej własnych, gdy pociągnął łyk Ognistej Whisky i odparł pustym głosem: 

— Chciałbym to kiedyś zobaczyć.

Skupiła się na oddychaniu, odpychając ból, aż zobaczyła nieruchomą powierzchnię wielkiego jeziora. Dookoła rozciągało się wysokie pasmo górskie.

— Nic dziwnego, że za nią tęskni. — Rabastan zachichotał, potrząsając głową. — Merlinie, nigdy nie zapomnę tamtej nocy. Kiedyś jeszcze mogliśmy je serwować. — Postukał w pusty kieliszek swojej Partii. — Nigdy nie widziałem dziewczyny tak szybko upadającej na kolana. Robię się cholernie twardy na samą myśl o tym.

— Cóż, jest profesjonalistką, prawda? — powiedział Flint.

Oboje się roześmiali. Draco pociągnął łyk ze swojej szklanki.

— Wiesz, Granger, zawsze się zastanawiałem — dobiegł do niej głos Flinta. — Czy przy robieniu loda robisz się mokra? Z pewnością właśnie tak to ostatnio wyglądało.

Jezioro ze spokojną wodą. Wysokie pasmo górskie. Łabędzie pływające po wodzie, tworzące delikatne fale.

— Nie miałbym nic przeciwko, żeby zobaczyć ją trochę bardziej. Teraz, kiedy wrócił twój ojciec, możesz potrzebować więcej prywatności, co, Draco?

— Daj spokój, Rabastan. Wiesz, że on się nie pieprzy, dopóki nie zaciągnie zasłon wokół swojego łóżka. Albo łóżka swojej Partii. Prawda?

Draco potrząsnął głową z krzywym uśmiechem. Pociągnął lekko za kołnierzyk koszuli i upił łyk drinka.

Hermiona spojrzała na Flinta i zobaczyła, że ​​Penelopa zaczyna całować go w szyję, zaciskając nogi. Druga dziewczyna wyglądała na oszołomioną i zarumienioną, siedząc kilka stóp od Rabastana i wpatrując się w niego tęsknym wzrokiem.

Hermiona pozwoliła, by ta paplanina ją pochłonęła i zerknęła na Draco, by ocenić, jak długo jeszcze tutaj zostaną.

Twarz chłopaka była napięta, a policzki zaróżowione. Nachyliła się ku niemu, szepcząc: 

— Czy powinnam usiąść na twoich kolanach, czy…

Ręka przerzucona wokół jej ramion zniknęła. Draco nachylił się do przodu, odsuwając od niej gwałtownie i kładąc ręce na kolanach. Zamknął oczy, jakby miał zaraz zwymiotować.

— Wszystko w porządku, Draco? — zapytał Flint.

Draco otworzył oczy i spojrzał na Marcusa. W mgnieniu oka wstał i podszedł do drzwi.

— Granger. Chodź.

Hermiona patrzyła za nim oszołomiona.

— Draco, wróć! Przegapimy cały pokaz!

Szarpnięciem otworzył drzwi i wypadł z salonu jak burza. Hermiona wstała i pobiegła za nim, ignorując protesty Flinta, gdy Penelopa usiadła na nim okrakiem. Draco skręcił za róg, gdy wyszła z pokoju i rzuciła się za nim.

— Co u licha…? — Skręciła za róg i znalazła go przy kominku, przez który tu przeszli. Jedną ręką opierał się o ścianę, garbiąc się i dysząc ciężko. — Jesteś chory?

Żadnej odpowiedzi, z wyjątkiem ostrego rzężenia jego oddechu. Podeszła ostrożnie, sięgając po jego dłoń. Miękko musnęła opuszkami jego nadgarstek…

Draco szarpnął się do tyłu, upuszczając różdżkę na kamienną posadzkę. Hermiona gapiła się, gdy chłopak się od niej odsuwał.

Jęknął, wciągając ostry oddech. 

— Musimy… Musisz iść.

— Draco. Co się dzieje? — Sięgnęła do jego twarzy.

— Nie dotykaj mnie — wydyszał, przylegając do ściany. W jego oczach było czyste przerażenie. — Nie możesz mnie dotykać.

— W porządku. — Podniosła ręce w geście poddania. — Po prostu pozwól mi lepiej ci się przyjrzeć. — Podeszła bliżej, marszcząc brwi. Jego źrenice były rozszerzone, a policzki i szyja zarumienione. Dyszał nierównymi oddechami. Uciekł wzrokiem od jej twarzy, prześlizgując się po jej odsłoniętej szyi, skupiając się na zarysie piersi, wcięciu w talii, krągłych biodrach.

Hermiona poczuła lodowaty chłód przebiegający po jej skórze, mrożący powietrze w jej płucach.

Podali mu dawkę. Rabastan i Flint. Podali mu dawkę Eliksiru Pożądania.

To nowa mikstura…

Przegapimy cały pokaz!

Jej umysł zawirował pełen działania. Przeglądała swoje wspomnienia, myśląc o notatkach, które zrobiła tego dnia w laboratorium Draco.

Ale do tego eliksiru musieli potrzebować jej włosów. Bardziej ogólny eliksir pożądania niekoniecznie oznaczał, że Draco był dla niej niebezpieczny…

Ręce Draco sięgnęły do niej, a jego oczy były dzikie i wygłodzone, zanim szarpnął się z powrotem w bok. Uderzył dłońmi w ścianę za sobą, zaciskając powieki.

Pokój zawirował, gdy wpatrywała się w niego, a płynny strach wypełniał jej żyły. W jakiś sposób Flint lub Rabastan zdobyli kosmyk jej włosów.

— Możemy stworzyć antidotum — powiedziała, starając się brzmieć spokojnie.

Draco wydał z siebie kolejny jęk, a Hermiona rzuciła się do działania. Pobiegła do kominka, szukając proszku Fiuu.

— Musimy wracać do Dworu…

— Musisz stąd wyjść. Idź. Nie mogę być z tobą…

— Draco. — Odwróciła się do niego, wyciągając przed siebie wytatuowane przedramię. — Nie mogę nigdzie iść bez ciebie.

Z jego piersi wyrwał się kolejny jęk. Wbił pięści w oczy, gdy ześlizgiwał się po ścianie.

Hermiona dostrzegła jego różdżkę w odległym kącie pomieszczenia. Rzuciła się po nią, złapała rękojeść w dłoń i odwróciła się do chłopaka.

Drżące ciepło zawirowało w jej ręce, wślizgując się w żyły i rozpalając duszę. Hermiona sapnęła i spojrzała na swoją rękę, wibrując od uczucia różdżki zaciśniętej w swojej dłoni po raz pierwszy od wielu miesięcy. Głóg zabrzęczał dla niej, gotowy, by się przysłużyć.

Bicie serca odbijało się echem w jej uszach.

Mogła po prostu iść. Mogła znaleźć Rona. Mogła wywalczyć sobie wyjście i uciec. Do zabicia miała cztery osoby – i trzech Malfoyów do ogłuszenia. Musiałaby zabrać ze sobą Draco ze względu na tatuaż, żeby móc odejść. Ron też musiał mieć tatuaż. Może gdyby zabrali ciało Rabastana…

Tępe uderzenie spowodowało, że podniosła wzrok i dostrzegła Draco na kolanach, opartego rękami o podłogę i dyszącego ciężko z wysiłku.

Jej serce załomotało jeszcze głośniej, a poczucie winy i sumienie szarpały ją w obie strony. Po kolejnym półsekundowym zawahaniu podbiegła do chłopaka. Podniosła go za ramiona, uważając, żeby go nie dotknąć, Jego powieki zatrzepotały, a spojrzenie było jak czarne szkło.

— Nie…

— Chodźmy. Draco, idziemy.

Wstała szybko i podciągnęła go za kołnierz. Potknął się o próg kominka, szarpiąc, żeby odpiąć górne guziki koszuli.

— Accio proszek Fiuu — wyszeptała, a magia zaśpiewała w jej krwi, gdy mały, ozdobny słoik podleciał do jej dłoni. Chwyciła garść i odwróciła się ku Draco.

Pocił się, miał wilgotne włosy, a jego palce usilnie próbowały rozpiąć guziki koszuli.

Przegrzanie. Senność. Zawroty głowy. Obsesyjna euforia przy kontakcie ze skórą.

To bez wątpienia był ten eliksir.

— Będziesz… — jej głos zadrżał — będziesz musiał chwycić mnie za ramię.

Draco roześmiał się równie maniakalnie co jego ciotka.

— To nierealne, Granger.

Załamała ręce. 

— Może mógłbyś wezwać ojca? Albo wyczarować Patronusa? — Skrzywiła się na spojrzenie, które jej posłał. On nie miał Patronusa. — Nie mogę wysłać swojego. Oni... wiedzieliby o mojej magii. — Wbiła zęby w dolną wargę, a jego oczy obserwowały ten ruch przepełnione głodem. Spojrzała w głąb ciemnego korytarza. — Mogę ich znaleźć i powiedzieć, że jesteś chory. — Spacerując bez różdżki po posiadłości Śmierciożercy... — Albo mogę wrócić do Flinta i Rabastana i zażądać, żeby…

Odepchnął się od gzymsu kominka i wyprostował, przygotowując się. Nachylił się nad nią z czarnymi, przymrużonymi oczami, a ona oparła się pokusie cofnięcia w tył.

— Ogłusz mnie, jak tylko skończymy.

Przełknęła groźbę czającą się w jego słowach. 

— Wiem, że mnie nie skrzywdzisz…

— Ogłusz mnie. Czy to jasne? — Zbliżył się do niej, a ona poczuła jego ciepły oddech na swojej twarzy.

Wiedziała, że mu tego nie zrobi. Nie mogła ryzykować zostawieniem go nieprzytomnego w tym stanie.

Hermiona rzuciła proszek Fiuu, po czym weszła w ogień. Dokładnie w chwili, gdy palce Dracona owinęły się wokół jej nadgarstka, krzyknęła: 

— Dwór Malfoyów!

Dźwięk jego westchnienia, gdy ich skóra się zetknęła, był słyszalny nawet w gęstym szumie ognia. Owinął ramię wokół jej talii, przyciągając ją blisko siebie. Kiedy wyszła z kominka do przedpokoju posiadłości, on potknął się, wychodząc razem z nią, z twarzą ukrytą w jej włosach i ramionami przylegającymi do jej ciała.

Jęknął przy jej uchu, jakby podano mu właśnie najsmaczniejszy posiłek, a potem przesunął dłonią po jej kręgosłupie, wędrując wzdłuż pleców i chwytając mocno.

Pisnęła, ujmując go za ramiona, by się uspokoić, a różdżka wysunęła się jej z palców. Odchyliła głowę, patrząc, jak drewno uderza o posadzkę, zanim Draco chwycił ją za twarz i pocałował.

Nie było w tym nic niezdecydowanego, nic delikatnego. Język chłopaka niemal natychmiast znalazł się w ustach Hermiony, gdy wplótł dłoń w jej włosy, jakby potrzebował tego bardziej niż tlenu. Czuła jego twardą męskość na swoim brzuchu, gdy on ugniatał pośladek wypełniający jego dłoń.

Hermiona oderwała od niego swoje usta, próbując oddychać. 

— Draco…

Jego wargi przywarły do szyi Hermiony, która wierciła się, próbując stworzyć między nimi dystans. 

— Potrzebuję cię — jęknął. — Proszę.

— Draco, posłuchaj…

— Proszę, Granger. Potrzebuję cię, potrzebuję…

Jej ręce osłabły. Draco zamknął oczy, przyciskając czoło do jej własnego, biorąc urywany oddech. Czuła, że jego ciało drży, gdy próbował odzyskać choć odrobinę kontroli.

A potem rzucił się do przodu, obezwładniając jej zmysły, ślizgając po niej dłońmi, a ustami chłonąc ją niczym wodę na pustyni. Rozchyliła wargi, żeby przemówić mu do rozsądku, gdy się od niej oderwał, a jego język i zęby podążały ścieżką wzdłuż jej szyi, którą wyznaczył dwa dni wcześniej. Potem nagle znalazł to miejsce pod jej uchem, którego muśnięcie sprawiło, że widziała jedynie białe plamy pod powiekami. Jej wszelkie protesty zniknęły. Zacisnęła palce się na jego szatach, gdy ugięły się pod nią kolana.

Ręce Draco zacisnęły się na pośladkach Hermiony, chwytając mocno i podnosząc ją, powodując, że instynktownie owinęła nogi wokół jego talii. Jej umysł wirował, próbując nadążyć, gdy podświadomość wrzeszczała na nią, żeby go spowolniła. Jednak potem uderzyła plecami o ścianę, a jego biodra ostro naparły na jej najwrażliwsze miejsce. Otworzyła oczy.

— Draco…

Wymamrotał złamane pragnienia na jej szyi, ręce wędrowały po jej udach i wślizgiwały się pod cienką sukienkę, by objąć jej tyłek.

— Chcę cię posmakować… — Odetchnął ciężko przy jej skórze, a kiedy ponownie przycisnął do niej swoje biodra, ona wplotła dłonie w jego włosy, zaciskając wokół niego swoje uda. — Kurwa… Chcę cię pieprzyć. Chcę, żebyś doszła… Chcę to poczuć na moim…

Hermiona zadrżała na te wizje i ich surowość – a potem ostra rzeczywistość przebiła się przez jej mglistą świadomość.

— Przestań — wydyszała.

Jego ciało zwolniło a usta zamarły.

— Musimy przestać — wydyszała. — Potrzebujesz antidotum.

Jego czoło opadło na jej ramię. Cały drżał. Powoli opuściła nogi na podłogę. Draco wypuścił z ust drżący oddech i wydawał się unieść ją po raz ostatni, zanim odepchnął się i zatoczył do tyłu. Zakrył oczy dłońmi i zgarbił się, oddychając głęboko.

Zrobiła ostrożny krok do przodu, jej puls przyspieszył. 

— Musimy działać szybko. Masz jeszcze antidotum, czy musimy je uwarzyć?

Był niemal nieruchomy, z wyjątkiem ostrego rozszerzania się i kurczenia żeber. 

— Trzeba go uwarzyć — wysapał. — Nie jestem pewien, czy poprzednie antidotum zadziała na tę wersję.

Skinęła głową, ignorując zimny strach w piersi. 

— Chodźmy.

— Potrzebuję minuty — warknął.

Przygryzła wargę i wbiła palce w dłonie, czekając. Draco odetchnął, jego żebra rozszerzały się i kurczyły coraz wolniej, gdy się uspokajał. Już miała go ponownie szturchnąć, kiedy wyprostował się, patrząc na nią ciemnymi i pustymi oczami. Zacisnął zęby, a wyraz jego twarzy był wręcz martwy.

Dreszcz przebiegł jej po ramionach, gdy spojrzała na jego puste spojrzenie. 

— Wszystko w porządku? — Kiedy nic nie powiedział, jedynie wpatrując się w kominek, podeszła bliżej. — Czy masz to pod kontrolą?

Odwrócił głowę, a kiedy jego oczy wylądowały na niej, wydawały się błysnąć czarnym ogniem, zanim ten płomień zniknął – jak gadzie mrugnięcie.

— Doskonale. — Długimi, eleganckimi palcami sięgnął po swoją odrzuconą różdżkę. Wpatrując się tępo w punkt gdzieś ponad jej uchem, powiedział: — Prowadź.


5 komentarzy:

  1. Flint i jego pieprzony eliksir… Nikogo tak bardzo nienawidzę, jak pewnego popierdzieleńca, który ma tak narąbane we łbie, że strach się bać, co będzie dalej. No ale do rzeczy… Ta kolacja u Rabastana jest kolejnym koszmarem. Bella jest tak cholernie nieprzewidywalna, że ciężko przebywać w jej towarzystwie, bo nie wiadomo co się stanie. Podziwiam Narcyzę oraz Lucjusza, że potrafili tam spokojnie siedzieć i nie wybuchnąć, bo ja bym na pewno nie dała rady. Bella zwyczajnie śmiała się w twarz swojej siostrze oraz jej mężowi. Ale ten tekst o wypychaniu z siebie dzieci przez ich matkę… No faktycznie szkoda, że Bella się urodziła. Takie przypadki serio można nazwać wpadką i można żałować, że to dziecko się urodziło…

    OdpowiedzUsuń
  2. Herm dużo znosi ale dobrze się zachowała na tej kolacji. Draco bardzo dużo znosi i potrafi jeszcze się opanować na tyle by nie zrobić Herm krzywdy. Dzieje się dzieje czekam niecierpliwie na kolejny rozdział pozdrawiam 🥰

    OdpowiedzUsuń
  3. Draco można nazwać oazą spokoju, jak ten chlopak mi imponuje swoimi manierami. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się dolamia czegokolwiek do tego drinka... A spotkanie z Bellatrix nic a nic mnie nie dziwi, podłe stworzenie. Lubię, że w tej serii znajduje się dopełnienie postaci we wszystkich miniaturkach i pozostałych częściach opowiadania. Ach, nadal uważam, że to jedno z cudowniejszych Dramione!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ktoś może zatłuc tego pieprzonego Flinta?! Cały ten rozdział był tak przerażający, że ledwo oddychałam, bojąc się, co jeszcze zrobi Bella, aż nie doszło do pieprzonego Marcusa! Mam nadzieję, szczerą nadzieję, że skończy jak ostatni śmieć, bo tylko na to zasługuje! Biedne dziewczyny, Jezu :( Aż mnie telepie na samą myśl :( Kochana Narcyza, że pomogła się Hermionie przygotować do tej "kolacji", nie chcę sobie wyobrażać, co ona musiała czuć przez cały czas trwania tej farsy - i do czego ostatecznie to doprowadzi?

    Ściskam Cię mocno, Vera :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Flint za to wszystko zapłaci, niecierpię tego zwyrodnialca.

    Ten rozdział, jeju, byłam całą doba razem z nimi w tym mrocznym miejscu. Czułam buzujące emocje...

    Bella nigdy nie odpuszcza, czy to skończy się dobrze...

    OdpowiedzUsuń