Obudziła się wyczerpana z kończynami ciężkimi jak ołów i głową pulsującą w proteście. Patrzyła, jak złote światło poranka pełza powoli po ścianach. Leżała w łóżku, a oszołomienie zaczęło znikać, gdy jej umysł katalogował wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin.

Pocałował ją.

Pocałował ją, a potem uciekł od niej ile sił w nogach.

Hermiona wzięła drżący oddech i przyłożyła dłonie do czoła, zaciskając oczy i odrzucając malujące się pod jej powiekami obrazy. Starała się skierować swoją uwagę ku temu, co również powinno ją w tym momencie interesować.

Przekazała informacje Cho. Klucz do zabicia Nagini był w drodze do Ginny – Ginny, o którą Hermiona mogła się tylko modlić, by tej udało się wykorzystać informacje do czegokolwiek wartościowego. I by nie została przy tym złapana.

Wzdychając z ulgą, Hermiona próbowała uczcić swój sukces.

 …nie dając mi od miesięcy nic poza torturami…

Jęknęła i odwróciła się, naciągając kołdrę po same uszy. Ale kiedy zagrzebała się w ciemności, jej umysł stał się jeszcze bardziej uparty.

Sposób, w jaki patrzył na jej usta. Uczucie jego klatki piersiowej przy jej własnej. Jego język prześlizgujący się grzesznie przez jej wargi, kusząc, a potem żądając. Jego kolano wślizgujące się między jej uda, przylegające do jej centrum. Uczucie, jak jego ciało ją otoczyło.

Hermiona wzdrygnęła się, a zakłopotanie oblało jej policzki soczystym rumieńcem. Przewróciła się na plecy i przejechała dłonią po twarzy.

Zeszłej nocy było w nim coś mrocznego. Niebezpiecznego. Jakby był zbyt napiętym przewodem. I zamiast się powstrzymać, ona za niego szarpnęła, przewracając się wraz z nim, gdy przewód pękł.

Była zbyt złakniona. Nigdy nie powinna była nachylać się ku niemu i wsuwać języka do jego ust, jakby chciała oddychać jego powietrzem. Powinna była zignorować jego udo i to, jak bardzo chciała się o nie ocierać.

I ta jego panika, gdy się od niej odsunął. Czy zrobiła coś złego? Być może jej usta były suche lub niewytrenowane? A może po prostu się otrząsnął przypominając sobie, kim był – przypominając sobie, kim była ona… Przypominając sobie o wszystkim, przez co przeszli.

Tak bardzo wahał się, czy jej nie dotknąć albo chociażby na nią spojrzeć po tamtym pamiętnym dniu, kiedy rzucił ją na łóżko i rozerwał halkę. Dojście do siebie po tym wydarzeniu zajęło im miesiące, ale w końcu osiągnęli swego rodzaju porozumienie – wręcz partnerstwo.

A ostatniej nocy cała ich ostrożność i kontrola rozpłynęły się, kiedy to ona pozwoliła sobie zostać dziewczyną w czerwonej sukience; o czerwonych ustach; w czerwonych majtkach.

Hermionę ogarnęła fala gorąca, gdy wspomnienia wypłynęły na powierzchnię jej umysłu. Próbowała odsunąć to wszystko na bok – uczucie jego ust na jej własnych, jej ciało przyszpilone do ściany, jego jęki przy jej ustach – jednak cienie obrazów nadal atakowały jej psychikę.

Czy byłoby aż tak źle, gdyby mu się poddała? Gdyby oboje chcieli tego samego…

Hermiona sapnęła głośno i przetarła oczy, ponownie skupiając wzrok na swoim baldachimie.

Nie mogła – nie chciała – zapomnieć o sobie. Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od pozostałych, a ona miała do przeprowadzenia bardzo ważne poszukiwania. Począwszy od tematu tatuaży.

Zrzuciła z siebie kołdrę i wstała. Marszcząc brwi i patrząc na niepościelone łóżko, zastanawiała się, od czego powinna dzisiaj zacząć. A potem przemowa Nott Seniora z ostatniej nocy uderzyła w jej głowę niczym cios.

Nawet Czyścicielom nie udało się osiągnąć sukcesu takiego, jak nam!

Oddech zamarł jej w piersi. Pobiegła do łazienki, ochlapując twarz wodą i odciągając na bok swoje zmierzwione włosy.

Przerzucając zebrane w swojej sypialni książki, wyciągnęła ze stosu tom o magicznej Ameryce Północnej, który dopiero zaczęła. Jej drżące palce przeskoczyły po indeksie.

Czyściciele, 240, 394-395

Serce dudniło jej w piersi. Trzy strony. Tylko trzy. Hermiona wypuściła zirytowany oddech, przewracając na stronę 240. Da sobie z tym radę. Informacje o horkruksach były jeszcze trudniejsze do znalezienia, a mimo to udało jej się to rozszyfrować.

Timothy Smithstone został później schwytany i stracony przez Czyścicieli w Massachusetts, zanim na jego wniosek o prawa autorskie mógł odpowiedzieć Wizengamot w Wielkiej Brytanii.

Hermiona zamrugała, patrząc na kartkę. Timothy Smithstone był kimś związanym z procesem tworzenia Eliksiru Uspokajającego. Szybko przejrzała stronę 394, modląc się, żeby znalazła tam coś bardziej przydatnego.

Czyściciele byli skorumpowaną grupą strażników i eugeników działających w Nowym Świecie pod nieobecność magicznego rządu. Uważali się za egzekutorów magicznego prawa w koloniach i wcielali się w role łowców nagród, ścigając oskarżonych przestępców oraz przeprowadzając na nich własne procesy i egzekucje.

Okryli się niechlubną sławą z powodu regularnych aktów przemocy wobec magicznej społeczności rdzennych Amerykanów, a później również magicznej społeczności Afroamerykanów. Ludy tubylcze i Afroamerykańskie wykazujące oznaki zdolności magicznych zostały albo zabite, albo wyłapane i zniewolone przez Czyścicieli, którzy wierzyli, że europejska magiczna krew jest najczystszą ze wszystkich i powinna pozostać nieskażona.

Czyściciele rozwinęli się, gdy w 1619 roku Ameryce Północnej rozpoczęto handel niewolnikami. Swobodnie meandrowali w mugolskich kręgach, aby pozyskać w dużej mierze afroamerykańskie czarownice i czarodziejów. Eksperymentowali i rozwijali zaklęcia na swoich ofiarach, dokładając wszelkich starań, aby zabezpieczyć swoją „własność”. Niewolników sterylizowano i często sprzedawano magicznym rodzinom, które zintegrowały się z ekonomią plantacji mugolskich kolonii.

Wypierając się uznania poważnych naruszeń praw człowieka, jakich dopuścili się wobec mężczyzn i kobiet, których zmusili do niewolnictwa, Czyściciele twierdzili, że ich ofiary nie były w pełni ludźmi, nazywając ich „nabytkami”. Bardziej nieformalnie używali wobec swoich niewolników określeń „gołębie”, a wobec niewolnic „gołębice”.

Hermiona oparła się o półkę z książkami, a skóra mrowiła ją na całym ciele. 

Witaj, gołąbeczku, powiedział do niej Nott Senior, unosząc jej podbródek rączką swojej laski.

Wciągnęła ostro powietrze, jakby nagle miało zniknąć. Od tygodni przeglądała wyniki podsuwane jej przez katalog odnośnie słowa „niewolnik” oraz jego odmian. Ale Czyściciele nie nazywali ich niewolnikami.

A posiadając minimum informacji o tych krwiożerczych najemnikach kierowanych uprzedzeniami i chciwością, tak łatwo było dostrzec, skąd Śmierciożercy mogli czerpać inspirację.

Hermiona wciągnęła na nogi legginsy i zarzuciła na ciało pierwszą lepszą koszulę, jaką udało jej się znaleźć, po czym ruszyła boso do biblioteki. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem i stanęła przy katalogu biblioteki. Serce dudniło jej wściekle w piersi.

— Pokaż mi wszystkie teksty zawierające wyrażenie „Czyściciele”. Dodatkowe odniesienie względem słów „nabytek”, „gołąb” i „gołębica”.

Wyszukiwarka książek zaświeciła. A dziesięć, dwanaście… piętnaście zielonych światełek wypłynęło z katalogu, z których każde podleciało do tekstu powoli wysuwającego się z półki. Wszystkie tomy unosiły się w powietrzu, czekając na nią.

Śmiech wyrwał jej się z gardła – słodka ulga rozpłynęła się w jej żyłach. Zakryła dłonią usta i wpatrywała się w wiszące w powietrzu książki.

Najbliższej wysuniętą obok niej książką był cienki, skórzany dziennik. Uniosła się na palcach, żeby go złapać i znalazła na okładce nazwisko Tobias Tolbrette, który żył w XVII wieku.

Dochodząc do każdego rzędu i wchodząc na każdą z drabin, ściągnęła wszystkie książki na dół, badając ich okładki, okresy pochodzenia. Tyle ręcznie pisanych dzienników i książek historycznych, które zostały opublikowane setki lat temu. Jej tom o historii magicznej Ameryki Północnej miał zaledwie dziesięć lat.

To był klucz. Nott Senior był naprawdę nieostrożny zeszłej nocy, a teraz jedyne, co musiała zrobić, to podążać za okruszkami chleba. Usiadła między regałami, otoczona stosami książek, chwytając jedną po drugiej i przeglądając je na tyle szybko, na ile pozwalał jej wyczerpany mózg. Przeczytanie ich zajęłoby tygodnie, ale na razie nie mogła powstrzymać się od pożerania wzrokiem ich kartek niczym głodujący mężczyzna na wystawnej uczcie.

Jej oczy rozszerzyły się, a żołądek zacisnął, kiedy przerzuciła na jedną ze stron gdzieś w połowie dziennika Tobiasa Tolbrette'a.

I każdej nocy, zanim zabiorę ją do swoich komnat, zmuszam ją, by wpatrywała się w moje imię wypalone na jej skórze. Moje piętno na jej ramieniu, niczym piętna na moich wołach.

Tatuaże. Czyściciele również używali ich do magicznego znakowania skóry. Ale Nott Senior twierdził, że poczynił postępy. Gdyby mogła rozszyfrować, co Czyściciele zrobili ze swoimi tatuażami, byłaby o krok bliżej poznania tego, co poczynił Nott Senior.

Rozprostowała nogi, wstając, by poprosić katalog o ukazanie jej wszystkich odniesień do „piętna” w tekstach, które miała przed sobą.

Drzwi biblioteki otworzyły się ze skrzypieniem.

Zamarła, po czym spojrzała przez półki i ujrzała Draco wchodzącego powoli do biblioteki. Przez jej ciało przetoczyła się fala gwałtownych emocji, po czym wyszła zza regału. W pomieszczeniu panowała cisza, gdy ich oczy się spotkały. Jego wzrok ześlizgnął się na jej bose stopy, a ona przesunęła się w zakłopotaniu, aż jego spojrzenie wróciło do jej oczu, jej otwartych ust.

Na wspomnienie poprzedniej nocy przeszyła ją fala gorąca. Jego usta, pierś i udo.

Mogła mu powiedzieć o tym, czego się właśnie dowiedziała. Mogliby razem przejrzeć książki, a kiedy w końcu zapytałaby go o wczorajszą noc, on mógłby uciszyć ją pocałunkiem…

— Chciałbym przeprosić za ostatnią noc. — Wsunął ręce do kieszeni, a oddech opuścił usta Hermiony. Przycisnęła książkę bliżej piersi, wbijając palce w skórzaną okładkę. — Całkowicie się zapomniałem. Straciłem kontrolę i to się więcej nie powtórzy.

Zamrugała, patrząc na niego. Był stoicko spokojny, z zimnymi oczami i uciętymi zdaniami. Wypowiadając się z taką ostatecznością. Jej serce przyspieszyło, gdy słowa chłopaka zatopiły się w jej skórze, ochładzając jej wzburzoną krew.

Żałował tego, że ją pocałował. Oczywiście, że tak. Hermiona przełknęła ślinę, nagle zalana poczuciem winy i wstydem. Niecałą godzinę temu sądziła, że ​​będzie to wspomnienie, które zatrzyma, by móc wracać do niego, kiedy tylko zechce.

To się więcej nie powtórzy.

Naprawdę była głupią dziewczyną.

Skupiając się na drętwiejących koniuszkach swoich palców, skinęła głową, mrugając. 

— Rozumiem.

Nastąpiła krótka pauza, zanim wszedł w pełni do pokoju, podchodząc bliżej. Niczym zwinięta sprężyna błagająca o odskoczenie w innym kierunku. Patrząc na teksty leżące u jej stóp, zacisnął usta, po czym spojrzał w górę.

— To było całkowicie nieodpowiednie z mojej strony. — Odchrząknął. — Zrozumiem, jeśli zechcesz przerwać nasze ćwiczenia.

Hermiona zmrużyła oczy, a złość nagle ścisnęła jej serce.

— To nie będzie konieczne. — Odwróciła się z powrotem w stronę regału, wyciągając na chybił trafił pierwszy lepszy tom i przerzucając jego strony. — Musimy bezwzględnie ćwiczyć. Powiedziałabym, że nie wydajemy się czuć ze sobą tak komfortowo, jak powinniśmy.

Usłyszała za sobą niespokojne szuranie nogami. Zanim zdążył się odezwać, uciszyła go trzaskiem zamykanej książki.

— Nie ma potrzeby się przejmować. Nie mam zamiaru wzbudzać podejrzeń w związku z jakimś głupim błędem spowodowanym jednym kieliszkiem wina za dużo.

Obróciła się na pięcie i zniknęła mu z oczu, wracając z powrotem do stosu swoich książek. Nic się między nimi nie zmieniło. On popełnił błąd i ona też. Teraz, kiedy oboje się do tego przyznali, mogli kontynuować to, co robili.

Usłyszała odgłos ostrożnych kroków na podłodze, gdy metodycznie zbierała swoje książki. Przerzuciła głowę przez ramię, żeby na niego spojrzeć.

Draco stał niepewnie w pobliżu jednej z półek, obserwując ją w milczeniu. Przez jego twarz przemknął krótki uśmiech, zanim przełknął. 

— Jesteś pewna, że to mądre? Kontynuować ćwiczenia? — zapytał w końcu.

Stanęła prosto i uniosła na niego brew.

— Dlaczego nie? Oboje przyznaliśmy, że to pomyłka i że to się więcej nie powtórzy. Jasne i proste.

Zamrugał, a jego lewe oko drgnęło.

— Daj mi znać, kiedy będziesz gotowy do wznowienia ćwiczeń, Malfoy. — Odepchnęła go, zabierając książki do swojej sypialni.

Udało jej się dotrzeć za zamknięte drzwi swojej łazienki, zanim zaczęła płakać. Pozwoliła wodzie płynąć z odkręconego kranu, by zagłuszyło to jej szloch.

***

Resztę jej dnia pochłonęła Oklumencja. Wypróbowała zaawansowane techniki, znajdując sposoby na delikatne wyrywanie stron z jej mentalnych ksiąg i pozwalając im związać się w nowy tekst, chowając go na tylnej półce w Sekcji Zakazanej biblioteki swojego umysłu.

Odcięła wszystkie strony: jego ciemne oczy, ciepłe usta i utalentowany język. Twarde udo między jej nogami, długie palce chwytające nadgarstki – wszystko starannie zapieczętowane i schowane.

Do nowej zastrzeżonej książki dodała też obrazy czerwonych ust, lśniących loków i koronkowych majtek. Nie chciała myśleć o stroju, który sprawił, że Draco zapomniał, kim oboje byli.

W pewnym momencie gdzieś w oddali rozbrzmiało zaproszenie na kolację, a zza drzwi odezwał się kobiecy głos. Zanim Hermiona zauważyła talerz z zimnym posiłkiem na swoim stoliku do kawy, minęło sześć godzin, a niebo za oknem stało się czarne. Nawet światło księżyca było zbyt jasne dla pulsującego ucisku w jej oczach, więc wypiła Eliksir Słodkiego Snu i odpłynęła, zanim zdążyła całkowicie wsunąć się między kołdrę.

W niedzielę obudziła się dość wcześnie i spędziła ten dodatkowy czas na medytacji i Oklumencji. Musiała przeprowadzić ważne badania i nie mogła stracić kolejnej doby na durne rozrywki.

Tego dnia wpadła na niego dwa razy. Draco wpatrywał się w nią ponuro i bez wyrazu zarówno na korytarzu w drodze do oranżerii, jak i potem, gdy wychodziła z samotnej kolacji.

W poniedziałek do południa prawie udało jej się skończyć czytanie pierwszej z wybranych książek. Podczas obiadu przejrzała Proroka, znajdując mały artykuł na temat zamieszek we Włoszech. Niecałą godzinę później u jej boku pojawiła się Łzawka z popołudniową kawą. Oczy skrzatki była załzawione, gdy oznajmiła Hermionie, że Draco został wezwany.

Dwa dni później Hermionę odwiedziła Narcyza, która delikatnie wypytała ją o samopoczucie i wcisnęła w jej dłoń list, który informował całe „gospodarstwo domowe” o sytuacji we Włoszech. Hermiona porównała drobną informację w notatce Draco z tym, co publikowała Skeeter i wywnioskowała, że ​​został on wysłany, by kontrolować coraz większe niepokoje wywołane zniknięciami byłych członków rady Antonio Bravieri’ego. Chłopak poinformował też, że nie będzie w stanie napisać do nich ponownie pod swoją nieobecność, ale twierdził, że jest bezpieczny i błagał matkę, żeby się nie martwiła.

Kiedy Hermiona skończyła czytać, zgniotła pergamin w swojej dłoni. W tych słowach nie było nic wartego ocalenia, a już i tak czuła się wystarczająco głupio, zachowując kilka z jego poprzednich listów. Przeszła przez pokój do pudełka z biżuterią stojącego na stoliku nocnym i sięgnęła po pozostałe notatki od chłopaka, gotowa wrzucić je wszystkie w płomienie – jednak coś ją zatrzymało. Wygładziła i schowała ostatni list do szkatułki na biżuterię, a potem przez następną godzinę wyglądała przez okno, obserwując horyzont.

***

Pod nieobecność Draco tygodnie ciągnęły się niemiłosiernie, a Hermiona rzuciła się w wir swoich badań i poszukiwań. Dzienniki znalezione w bibliotece wydawały się kluczowe, ale znajdowała w nich głównie luźne fragmenty i zagadki. Niektóre zaklęcia były wyraźnie istotne – na przykład „bariery piorunochronne” – ale we wskazówkach wymieniano dziwne składniki i symbole, które najwyraźniej zostały zaszyfrowane.

Byłoby o wiele łatwiej, gdyby miała jakąś podpowiedź. Kogoś, kto pokieruje ją w tym czy innym kierunku. Wieczorami, kiedy nakładała na twarz krem, który dała jej Pansy, zastanawiała się nad Teo Nottem, szukając sposobu, w jaki mogłaby uzyskać od niego informacje odnośnie pracy jego ojca nad tatuażami.

Gdy dochodził koniec sierpnia, Hermiona znów zaczęła spotykać się z Narcyzą na codzienne posiłki. Narcyza zdawała się wyczuwać, że coś się stało, ponieważ nigdy nie wspominała Draco po imieniu. Hermiona była jej wdzięczna zarówno za to, jak i za towarzystwo. Były to mile widziane przerwy w jej nieustannych poszukiwaniach informacji i sesjach Oklumencji.

Pewnego ranka jadły razem śniadanie, kiedy Hermiona spojrzała na Proroka Codziennego i ujrzała zdjęcie Ekspresu Hogwart. Data na gazecie mówiła jej, że był pierwszy września. Sapnęła, stukając widelcem o porcelanę.

Narcyza spojrzała na nią znad talerza z szeroko otwartymi oczami, zamierając w połowie kęsa.

— Hogwart został ponownie otwarty?

Cień przemknął po twarzy Narcyzy. Skończyła żuć i tylko skinęła głową. 

— Tak. Dla uczniów czystej krwi.

Oczy Hermiony przemknęły przez artykuł, wyłapując słowa takie jak dyrektorka Dolores Umbridge, Czarna Magia i Wprowadzenie Do Przesłuchań. Jej żołądek obrócił się z obrzydzeniem.

— To nie jest edukacja. To szkolenie dzieci na żołnierzy!

— Wszystko się zmieniło… i to znacząco, Hermiono. — Narcyza odłożyła sztućce i zamknęła oczy, wypuszczając ciężki oddech. — Rodzice otrzymali możliwość edukowania swoich dzieci w domu, ale pod koniec roku szkolnego wszyscy i tak zostaną sprawdzeni, czy realizowali program zgodnie z nowymi wytycznymi.

Ciało Hermiony mrowiło ze strachu, gdy wpatrywała się w zdjęcie Ekspresu Hogwart, myśląc o tym, jak majestatyczny wydawał jej się kiedyś. Pełen obietnic i możliwości. To właśnie w tym pociągu po raz pierwszy spotkała Rona i Harry'ego.

W tym samym pociągu po raz pierwszy spotkała też Draco… chociaż nie była pewna, czy on również to pamiętał. Był dla niej dość niemiły, kiedy zapytała o ropuchę Neville'a.

Zamrugała i potrząsnęła głową, ponownie się skupiając. Był pierwszy września i Ekspres Hogwart zabierał dzieci z powrotem do szkoły. Świat nadal funkcjonował, chociaż był teraz o wiele mroczniejszy niż wcześniej.

— Czy Czarny Pan nadal jest w zamku?

Narcyza powoli skinęła głową. 

— Obecnie przybywa tam znacznie mniej uczniów, a ich dormitoria ograniczono do tych w wieżach i na wyższych piętrach.

Więc każdy atak na Hogwart mógłby zagrozić dzieciom znajdującym się w środku. Hermiona westchnęła, pocierając czoło. To musiało być niczym koszmar na jawie dla powracających tam uczniów. Ilu dawnych pracowników i nauczycieli zginęło? Martwiła się też o biedne skrzaty domowe w kuchniach, jednak ich zabicie wydawało się mało prawdopodobne. Do prawidłowego funkcjonowania szkoły nadal potrzebna była służba.

I nagle w jej umyśle zabłysło wspomnienie. Stworek.

Oczy Hermiony przesunęły się na Narcyzę, która odgryzała delikatnie kawałek swojego tosta. Zanim Grimmauld Place przeszło na Harry’ego, było własnością rodziny Blacków.

— Narcyzo, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że o to pytam... — Hermiona odchrząknęła. — Ale zastanawiałam się, czy wiesz coś o skrzacie domowym o imieniu Stworek?

Narcyza zamrugała, zaskoczona. Potem jej usta ściągnęły się w ciasnym uśmiechu. 

— Wydaje mi się, że pamiętam, że jest dość zrzędliwą istotą. Moja siostra zwykła gonić za nim, kiedy odwiedzaliśmy naszych kuzynów. — Bezgłośnie odstawiła filiżankę i powiedziała: — Dlaczego pytasz? Był dla ciebie niemiły?

— Nie. Ale widziałam go w zeszłym tygodniu. — Bawiła się serwetką na swoich kolanach. — I byłam po prostu ciekawa, kto jest jego panem?

Narcyza skinęła głową. 

— Grimmauld Place należy teraz do Draco — powiedziała po prostu. — Kiedy po bitwie opadł kurz, udałam się do Gringotta i złożyłam stosowne dokumenty. Majątek wrócił w ręce rodziny Blacków, a ponieważ moja najstarsza siostra nie ma spadkobierców, majątek przeszedł na Draco, jako jedynego męskiego dziedzica.

Umysł Hermiony zawirował wokół własnej osi. Grimmauld Place należało do Draco. Stworek należał do Draco. Pansy musiała ukrywać się na Grimmauld Place. Oddech zastygł jej w piersi, ale wciąż coś kłuło jej umysł.

Harry. Grimmauld Place należało do niego.

— I… i gobliny w Gringotcie… — wyjąkała, szukając właściwych słów. — Jak zdecydowały się pozbawić Harry'ego majątku?

Narcyza przechyliła głowę, marszcząc brwi w zmieszaniu. 

— Kiedy Potter zmarł, nie pozostawiając po sobie żadnego testamentu, posiadłość pozostała bez właściciela. Gobliny mają własną magię śledzącą takie rzeczy.

Twarz Hermiony była napięta. Jej skóra wręcz brzęczała — słyszała to w uszach. Gdyby nie siedziała, właśnie pilnie potrzebowałaby krzesła.

Gobliny z Gringotta – najbardziej znany ze swojej skrupulatności gatunek w całym magicznym świecie – zatwierdziły dokumenty oświadczające, że poprzedni właściciel Grimmauld Place nie żyje.

Dłoń Narcyzy dotknęła jej nadgarstka.

— Hermiono, wszystko w porządku? Jesteś blada jak płótno.

Głos kobiety wydawał się odległy.

Hermiona skupiła się na swoim oddechu, głęboko wciągając powietrze. Myślała o jeziorze ze spokojną wodą, dopóki rytm jej serca nie wrócił do normy, a oddech stał się uregulowany.

Kiedy otworzyła oczy, Narcyza już odciągnęła od stołu krzesło Hermiony i klęczała przed nią. Chłodna dłoń kobiety znalazła się na twarzy dziewczyny, podczas gdy druga ściskała jej rękę. Łzawka stała w drzwiach, kręcąc niespokojnie uchem.

— Bardzo mi przykro, kochanie. Nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie dla ciebie taki szok.

Hermiona potrząsnęła głową, czując, jak jej ciało kołysze się lekko na krześle.

— To nie jest… Ja tylko… — przełknęła ślinę i spojrzała w ciepłe, niebieskie oczy Narcyzy. — Miałam nadzieję.

Litość w spojrzeniu Narcyzy była prawie nie do zniesienia. Kobieta ujęła ręce Hermiony i przyłożyła je do swoich ust, całując jej knykcie.

— To ja sprawdziłam ciało, Hermiono — powiedziała cicho. Hermiona poczuła, jak łza spływa z jej oczu do ich połączonych dłoni. — Nie oddychał. Nie było bicia serca. — Narcyza powoli uwolniła jedną z dłoni, by odgarnąć lok za ucho Hermiony. — Wszedł dzielnie do tego lasu i tak samo umarł.

Hermiona stłumiła szloch, kiedy skinęła głową. W podziękowaniu ścisnęła dłonie Narcyzy, a następnie osuszyła oczy serwetką.

Narcyza zrozumiała, kiedy dziewczyna przeprosiła i udała się do swojego pokoju. Hermiona zagłębiła się tego dnia w poszukiwaniach i Oklumencji, próbując zapomnieć, że dokładnie siedem lat temu spotkała Harry'ego w magicznym pociągu, który zabrał ich do magicznej szkoły, w której w końcu znalazła swoje miejsce.

***

Nadszedł piątek, a Draco wciąż nie wrócił. Ale tego dnia pojawił się na zdjęciu w gazecie, stojąc ze stoickim spokojem za nowym, włoskim Ministrem-Marionetką, gdy tamten wygłaszał swoje przemówienie. Serce Hermiony podskoczyło, dostrzegając ostrość w jego szczęce i sine worki pod oczami. Ale nawet gdy mrugnęła, wciąż widziała szarość jego tęczówek zamiast jeziora ze spokojną wodą.

Pewnego ranka Hermiona wyszła z wanny, owinęła się ciasno ręcznikiem i podeszła do swojej szafy. Otworzyła ją i sapnęła.

Nieznany asortyment kolorów. Wzory. Jedwabie. Szybkie zerknięcie do szuflady pozwoliło Hermionie odkryć, że cała jej wygodna bielizna została zastąpiona zwykłymi skrawkami materiału. Na wierzchu leżał mały, złożony na pół liścik, który szybko chwyciła w dłonie.

McGonagall zażądała zwrotu swoich majtek. Dołożyłam kilka nowych dodatków, które moim zdaniem powinny ci się spodobać.

- P.

Hermiona zarumieniła się. Pansy próbowała ją zabić. Przeszukała szufladę, by znaleźć w niej jakikolwiek ślad bladej bawełny, ale Ślizgonka wymieniła je wszystkie. Przesuwając dłonią po twarzy, Hermiona prychnęła głośno i wybrała bladoróżową parę majtek.

W drugiej szufladzie wciąż były dżinsy – na szczęście – ale jej szczęka opadła, gdy znalazła tam również szorty. W szafie wisiały spódnice krótsze niż jej mundurek z Hogwartu, wydekoltowane bluzki i kilka sukienek.

Hermiona skrzywiła się. Może mogłaby wysłać Pansy na święta jakąś lalkę. Wyszłoby na to samo.

Po zbyt długim wpatrywaniu się w jasnoniebieską sukienkę w końcu zdecydowała się na dżinsy i dobrała do nich nową, szarą koszulkę, która wydawała się wystarczająco neutralna – dopóki nie zdała sobie sprawy, że jej dekolt opadał niżej, niż się spodziewała.

Wywracając oczami, Hermiona poszła do łazienki i zaczęła suszyć włosy. Spędziła cały dzień w bibliotece, co rusz podciągając koszulkę, chociaż nikt nie patrzył.

***

Draco wrócił w niedzielę wieczorem. Hermiona pozwoliła sobie na długi spacer na letnim powietrzu, żeby uporządkować myśli. Właśnie wracała, kiedy kominek ożył. Krzyknęła, podskakując, gdy ogień ryknął i jakaś postać wyszła ze środka.

Stała zamrożona, gdy otrzepywał szaty i przeczesywał dłonią swoje blond włosy. Potem odwrócił głowę.

— Granger. — Jego ręka opadła, a palce drgnęły.

Zamrugała, wpatrzona w niego. 

— Malfoy.

Zrobił krok w jej stronę, a jego oczy przemknęły po niej szybko, lądując na zwiewnej spódnicy do kolan, którą miała na sobie.

— Co to jest?

Spojrzała na siebie, muskając palcami delikatną tkaninę. 

— Spódnica.

— Skąd ją masz?

Uniosła na niego brew. 

— Pansy wymieniła moją garderobę. Wbrew mojej woli.

Jego oczy znacząco się rozszerzyły. 

— Wszystko?

— Niemal. — Rozdrażnienie ukłuło jej skórę, gdy patrzyła, jak chłopak marszczy brwi. — Czy jesteś jedynym dostawcą mody damskiej na tym świecie, Draco? Czy powinnam wybierać jedynie ubrania zatwierdzone przez ciebie?

Spojrzał na nią, zanim pospiesznie odwrócił wzrok, a blady rumieniec pojawił się nagle na jego kościach policzkowych.

— Ależ skąd. Ja tylko... — machnął ręką. — Jestem zaskoczony. — Rozejrzał się po holu wejściowym, szukając potencjalnej ucieczki. — Muszę znaleźć matkę.

— Opowiesz mi jutro o Włoszech, tak? — zawołała za nim. Zatrzymał się na pierwszym stopniu schodów.

— Znajdę cię po śniadaniu — powiedział, wciąż na nią nie patrząc.

— Miałam na myśli podczas naszych ćwiczeń.

Wziął głęboki oddech, a potem powoli odwrócił się ku niej, jakby spotykał kata. 

— Granger, nie możesz poważnie podchodzić do…

— Wręcz przeciwnie. — Czekała na jego odpowiedź, składając ze sobą ręce. Jego wzrok znów na sekundę opadł na jej spódnicę.

— Posłuchaj — powiedziała stanowczo. — Wiem, że wyjazd do Włoch nie był twoim wyborem, ale jestem zamknięta tu od miesięcy. Wiem, że myślisz, że jestem głupią Gryfonką z kompleksem bohaterki…

— Granger…

— Proszę, pozwól mi skończyć.

Coś błysnęło w jego oczach, gdy zamknął usta.

— Chodzi mi o to, że muszę być w Edynburgu. Muszę umieć się tam poruszać. Muszę… — Przełknęła ślinę. — …ćwiczyć aby grać w tę grę trochę lepiej. — Pomyślała o Cho i Charlotte. O tym, że Pansy upierała się, że nie jest tylko kolejnym przedmiotem, który można wylicytować, ale nagrodą. Uniosła brodę. — Moje miejsce nie powinno być w tle.

Oderwał oczy od jej obojczyków. 

— Kim w tym wszystkim jestem ja? Twoim małym zwierzakiem, który tylko biega dookoła, sprzątając po tobie cały ten bałagan?

— Nie żartuj sobie — warknęła. — Oczywiście, że w tej sytuacji to ja jestem zwierzakiem, a nasze życie zależy od tego, czy ludzie naprawdę tak myślą.

Nic nie powiedział, jedynie na nią patrzył.

Westchnęła i powoli rozłożyła ramiona. 

— Posłuchaj, Malfoy. Wiedziałeś, kim jestem, kiedy mnie kupowałeś. — Jego gardło podskoczyło. — To, że chcę pomóc Zakonowi, nie powinno cię dziwić.

Jego spojrzenie ponownie przesunęło się po jej szyi i ramionach, po czym znów powędrowało w górę do jej oczu.

— Dobrze wiesz, kim ja jestem — powiedział z nutą arogancji dawnego Draco z czasów Hogwartu. — Nie powinno cię dziwić, jeśli stanę na twojej drodze. W końcu nasze interesy są dość odmienne.

Zamrugała. Na jego twarzy pojawiła się lekka drwina, jakby wślizgnął się z powrotem w postać, którą próbował być przez tyle lat. Teraz wyglądał w tej formie co najmniej dziwnie.

— Chciałabym myśleć, że wiem, kim jesteś. — Jej głos był miękki i płynął do niego niczym bryza po polu. Nawet w Hogwarcie myślała, że ​​wie – myślała, że dostrzegła tę stronę, którą tak pilnie próbował ukryć. — Chciałabym myśleć… że nasze interesy nie są aż tak różne, jak pozwoliłeś mi uwierzyć. W innym wypadku dlaczego miałbyś mi pomóc z Cho?

Obserwowała powolny ruch żeber Dracona, patrzyła, jak jego oczy przesuwają się po jej twarzy. Nie zaprzeczył. Po prostu wpatrywał się w nią, a jego palce bledły, gdy zaciskały się na marmurowej balustradzie.

Sądziła, że ​​mogłaby przetrwać brak jego uczuć, gdyby nadal jej pomagał i otwarcie rozmawiał z nią o wojnie. Sądziła, że ​​może, gdyby mogła choć tyle od niego dostać… to złagodziłoby ból.

Jej spojrzenie powędrowało w górę, przygotowując się do zamknięcia książki, w której skatalogowała miękkość jego oczu i sposób, w jaki koszula otulała jego tors. On mógł robić teraz to samo.

— Obiecuję, że będę cię informować. — Zbliżyła się do schodów. — Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby nie zabić ciebie ani twojej matki. Ani twojego ojca, jeśli trzeba. — Zaryzykowała półuśmiech.

Mięsień jego szczęki drgnął. 

— A co z tym, że sama mogłabyś dać się zabić?

— Tak, tak… Ochrona twojej inwestycji i tak dalej. — Wypuściła szybki oddech. — Obiecuję, że spróbuję tego uniknąć. Sama nie jestem wielkim fanem tego pomysłu.

— W takim razie oczekuję, że właśnie tak będziesz się zachowywać. — Zszedł ze schodów, żeby się z nią zrównać. — I oczekuję, że dotrzymasz słowa.

Skinęła głową. A kiedy jej żołądek podskoczył na jego spojrzenie, odsunęła się.

— Więc ćwiczymy jutro? — zapytała.

Draco wydał niecierpliwy pomruk z głębi gardła. 

— Naprawdę nie sądzę…

— A ja sądzę. Od kolejnej wizyty w Edynburgu dzieli nas pięć nocy, a my ledwo możemy znieść przebywanie w tym samym pokoju, bo… — Jej policzki zapłonęły rumieńcem. Spojrzała na swoje buty. — Bo tak długo cię nie było.

Cisza. A potem: 

— Słabo kłamiesz, Granger.

— Dobra — prychnęła wściekle. — Bo się pocałowaliśmy. Ponieważ oboje zgubiliśmy się w swojej ocenie i się pocałowaliśmy. Ale ufam, że możemy się z tego podnieść i zachowywać jak dorośli!

Uniósł na nią brew. 

— Dorośli?

— Tak. — Prychnęła i zacisnęła dłonie w pięści. — Tylko dlatego, że mieliśmy pewien moment nie oznacza, że ​​powinniśmy zmarnować całą naszą ciężką pracę.

Draco zacisnął usta. 

— Jeśli naprawdę uważasz…

— Wspaniale. Do zobaczenia jutro o siódmej.

Jego usta poruszały się bez słowa, gdy ona pospieszyła w stronę schodów i go minęła, praktycznie wbiegając po stopniach. Nie odwróciła się, ale przez całą drogę czuła, jak chłopak wpatruje się w jej plecy.

***

Niewielki salonik w skrzydle wschodnim wypełniały różne krzesła i kanapy. Na prośbę Hermiony skrzaty wyczarowały mały stolik, żeby miejsce to mogło jak najlepiej przypominać jadalnię w Edynburgu.

W poniedziałek wieczorem Draco usiadł na swoim zwykłym krześle i zabrał się za obiad, podczas gdy ona maglowała go odnośnie sytuacji we Włoszech. Spędził cały ten czas w Rzymie, chroniąc nowego Ministra.

— Niczym ochroniarz? — zapytała.

— Myślę, że można tak to ująć. — Pokroił stek, obejmując ją ramieniem w talii. — Byłem bardziej niańką, jeśli mam być szczery. Upewniałem się, że Romano postępuje zgodnie z instrukcjami, które Czarny Pan dla niego wyznaczył.

— Jakimi instrukcjami? — zapytała, odrywając wzrok od sposobu, w jaki jego usta zacisnęły się na widelcu.

— Co do reformy edukacji magicznej. Rejestracja mugolaków.

Skinęła głową, w pełni spodziewając się tego, co właśnie powiedział. Poczekała, aż niemal skończy on swój posiłek, zanim oznajmiła: 

— Potrzebuję przysługi.

Jego szczęka zamarła w połowie kęsa. Uniósł brew i potrząsnął głową nad talerzem z ciężkim westchnieniem frustracji. 

— No słucham, Granger.

— Potrzebuję twojej pomocy w aranżacji mojego czasu sam na sam z Teo.

Upuścił sztućce, odwracając się, by na nią spojrzeć. 

— Czemu?

— Jego ojciec stworzył tatuaże, prawda?

Szybko zerknął na swoje inicjały na jej ramieniu. 

— Tak…

— Może pomógł ojcu. A może coś wie…

— A jak, na Merlina, chcesz się tego dowiedzieć? Ładnie go o to zapytasz?

— Nie do końca. — Hermiona odchrząknęła, nagle czując falę gorąca. — Pomyślałam, że mogłabym mu trochę poschlebiać… przytulić się do niego. Może założyć coś, co uzna za atrakcyjne. Oczywiście nic poważnego. Możesz to przerwać, tak jak zrobiliśmy to z Cho.

Uderzył ją histeryczny chichot Draco. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, czując zmartwienie sunące po szyi, gdy chłopak zanosił się śmiechem.

— Co w tym takiego śmiesznego? — zażądała.

— Bardzo chciałbym zobaczyć, jak próbujesz, Granger — powiedział, wciąż się uśmiechając — twoje wdzięki na niego nie zadziałają.

— Czemu nie? — Czubki jej uszu płonęły. — Ostatnim razem miałam na sobie obcisłą czerwoną sukienkę, a moje „wdzięki” zdawały się działać na kogoś, kogo oboje znamy.

Uśmiech chłopaka natychmiast zgasł. Jego żebra stały się sztywne i nieruchome.

Hermiona prychnęła i odwróciła twarz, chwytając kieliszek wina.

— Granger, nie jesteś w jego typie — powiedział cicho Draco, wciąż z odrobiną rozbawienia w głosie.

Hermiona przewróciła oczami. 

— Tak, wiem, że myślisz, że jest gejem. Ale najwyraźniej twój wzrok cię zawodzi, bo ostatnim razem znalazł się dość blisko ze swoją Dziewczyną Carrowów. To się nazywa biseksualizm, Malfoy. Z pewnością musiałeś już o tym słyszeć.

Spojrzał na nią, a jego grymas tylko się pogłębił. 

— Niezależnie od tego, odpowiedź nadal brzmi: nie.

Oczy Hermiony zwęziły się w szparki. 

— Czemu?

— Ponieważ przejrzałby cię na wylot. To nigdy by nie zadziałało.

— Nie zgadzam się. Teo desperacko chce udowodnić swoją wartość. Uwielbia, jak ludzie poświęcają mu uwagę i rzucają pochwały. Myślę, że byłoby to całkiem łatwe, gdyby był wystarczająco pijany…

— Powiedziałem nie. — Oczy i usta Draco były nieustępliwe. — Wszyscy chcieliby wiedzieć, dlaczego nagle zacząłem się tobą dzielić. To wywołałoby jedynie podejrzliwość.

Powietrze opuściło płuca Hermiony. To był spory haczyk.

— To rzeczywiście problem. Ale nadal uważam, że moglibyśmy znaleźć sposób.

— Jakiej części słowa „nie” nie rozumiesz, Granger? — Została zepchnięta z jego kolan i oboje stanęli wyprostowani, gdy ona zamrugała, oszołomiona. — Ten pomysł przekracza granice wszelkiej głupoty — ryknął.

— I co, pewnie powiesz mi, że jest nawet głupszy niż pomysł z Cho, tak? — warknęła przepełniona płonącą furią.

— Teo jest gejem, czego najwyraźniej nie potrafisz pojąć, bo jesteś tak uparta…

— Więc pozwól mi zostać z nim sam na sam i to sprawdzić! Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo cię to obchodzi!

Obróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju, rozkoszując się tym, jak dobrze było chociaż raz wyjść stamtąd jako pierwsza.

***

Paskudny nastrój nie opuszczał Hermiony aż do następnego dnia. Zastanawiała się, czy nie wskoczyć z powrotem w ubranie Pansy na ich wieczorne ćwiczenia, żeby udowodnić, że… Pamiętasz tę dziewczynę w czerwonej sukience? Jednak się powstrzymała.

O siódmej wieczorem spotkała się z nim w salonie, zdecydowana odłożyć na bok swoją wściekłość i zakłopotanie wywołane ich ostatnią rozmową. Pozwoliła mu dokończyć kolację we względnej ciszy, z wyjątkiem rzucenia w jego stronę kilku pytań o Włochy. Siedziała i cierpliwie sączyła wino, gdy mówił.

Kiedy był w połowie posiłku, ponownie nachyliła się, tuląc do jego boku. Przesunęła usta na jego szczękę i zaczęła składać delikatne pocałunki, podążając w dół jego ramienia, gdy przełykał wino. Sięgnęła dłonią do jego przeciwległego ramienia, chwytając palcami za materiał jego koszuli.

Draco przełknął ciężko.

Jedną ręką przeczesała włosy u nasady szyi chłopaka i pocałowała go tuż pod uchem, pozwalając, by jej język delikatnie sunął po jego skórze.

Jego widelec uderzył dźwięcznie o talerz, a potem jego ręce znalazły się na jej biodrach, odpychając ją.

— Wystarczy, Granger…

Nachmurzyła się, patrząc na niego, chwiejąc się i opierając się na jego kolanach. 

— To tyle co nic, Malfoy.

Odwzajemnił jej gniewne spojrzenie, napinając szczękę. W końcu przerwała ich rażący konkurs spojrzeń z głośnym prychnięciem.

— Jeszcze tylko kilka minut i się pożegnamy, jasne? Pomyśl tylko… o czymś innym.

Rozszerzył nozdrza, ale potem zamrugał, a oczy, które się na nią otworzyły, były chłodnoszare. Skinął głową.

Marudząc, podeszła bliżej, a on posadził ją na swoich kolanach, trzymając nieruchomo, gdy siedział zesztywniały. Powoli, delikatnie, przesunęła palcami po kołnierzyku jego koszuli, całując go w szyję. Wytyczając ścieżkę, zatrzymała się przy jego uchu, po czym ostrożnie przejechała zębami po płatku ucha.

Syknął i ponownie spróbował ją odepchnąć. A jej krew wrzała gniewem.

— Przestań się zachowywać, jakbym cię odrażała…

— Ty nieznośna wiedźmo…

— …tak sztywny, że to cud, że cały pokój tego nie zauważył! A jeśli będziesz mnie tak spychać, spadnę!

Przesunęła się na jego kolanach, przylegając mocno do jego ciała, siadając bokiem przy jego pachwinie. I poczuła to w tym samym momencie, w którym Draco jęknął.

Miał erekcję.

Oczy Hermiony rozszerzyły się. Jej twarz wciąż była ukryta w szyi chłopaka. Jego palce wbijały się w jej biodra, trzymając ją niesamowicie nieruchomo.

Jej serce zaczęło bić szybciej, a krew w jej ciele wrzała. Zacisnęła palce na jego ramionach, zanim zdołała się powstrzymać. Błagała samą siebie, by była w stanie racjonalnie użyć swojego mózgu.

Doświadczał wobec niej pociągu o charakterze… seksualnym. Ale nie miała na sobie ani czerwonej sukienki, ani koronkowych majtek Pansy. Była bez makijażu, rozczochrana, w samym swetrze i dżinsach.

I nagle przypomniała sobie każdy inny raz, gdy zrzucał ją ze swoich kolan – nawet ten pierwszy, kiedy pocałowała go w szyję – tygodnie temu.

Cofnęła się z otwartymi ustami, by móc spojrzeć na jego twarz.

Jego oczy były zamknięte, a usta zaciśnięte. Oddychał szybko przez nos. Rumieniec na jego szyi rozprzestrzenił się, wpływając również na policzki.

Otwierając oczy, spojrzał na nią. Rozgrzana szarość i źrenice bez dna.

— Usatysfakcjonowana, Granger? — syknął. Jego palce wbiły się w jej biodra, przyciągając ją mocno do swojego krocza. — Ktoś z nas musi.

Szybko zsunął ją ze swoich kolan, postawił na nogach i wyszedł za drzwi, zanim Hermiona zdążyła zaczerpnąć wystarczająco powietrza, by mogła oczyścić swój wirujący umysł.

***

Wieczorem położyła się w łóżku, wpatrując w baldachim. Było już mocno po północy, a jej umysł wciąż wirował.

Być może Draco Malfoy był po prostu nad wyraz wrażliwy w rejonie szyi. Albo miał natychmiastowe erekcje, kiedy go tam całowano.

A może też przypomniał sobie ich pocałunek. Może nie mógł przestać wyobrażać sobie dziewczyny z czerwonymi ustami, w czerwonej sukience…

Ale nie. Zrzucał ją ze swoich kolan na długo przed tym, gdy włożyła te majtki.

Hermiona prychnęła i przeturlała się na bok. Pomyślała o jego oczach na jej nogach, kiedy wybierali się do Edynburga. Tak samo jak kilka miesięcy temu tej nocy, której zabrał ją do Hogwartu, by stanęła przed Voldemortem. Również wtedy była w krótkiej, skąpej sukience.

W jej piersi rozkwitło nagłe ciepło. Być może uważał ją za atrakcyjną, chociaż twierdził, że tamtej nocy „się zapomniał”. Coś ukrytego głęboko w niej przez całe lata, nagle się odezwało. Niczym kwiat muśnięty pierwszymi promieniami wiosennego słońca po mroźnej zimie.

Jej myśli powędrowały do ​​sposobu, w jaki patrzył na nią, kiedy znalazła się przed nim tylko w tych czerwonych majtkach i czerwonym staniku, wyraźnie zamierzając zaangażować się w lubieżne akty z inną dziewczyną. Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, ale teraz zastanawiała się, czy Draco poświęcił Cho choćby ułamek sekundy swojego spojrzenia.

Sposób, w jaki jego knykcie otarły się o jej żebra, kiedy pomagał jej zapiąć sukienkę.

Hermiona jęknęła w poduszkę, karcąc się za to, że pozwoliła swojemu umysłowi zawędrować do tych wspomnień. Ponieważ nie mogła. Nie powinna.

Czy kiedykolwiek myślał o mnie dotykając samego siebie?

Coś zawirowało w jej brzuchu, błagając, by kontynuowała.

Jego oczy były gorące niczym ogień przed te kilka sekund, zanim ją pocałował.

Jego usta, początkowo miękkie i niepewne, a potem namiętne i wymagające.

Jego kolano rozchylające jej nogi, naciskające na…

Hermiona odwróciła się na plecy, rozchylając uda. Zsunęła jedną z dłoni w dół, wyraźnie czując swoje podniecenie przez materiał majtek. Jęknęła ze wstydu. A potem przygryzła wargę, kiedy odsunęła koronkę na bok.

***

Następnego ranka siedziała przy stole śniadaniowym wyraźnie spięta. Draco nie dołączył do nich, ale samo przebywanie w obecności jego matki sprawiało, że Hermiona czuła się niezręcznie. Kiedy schodziła na dół, odnosiła wrażenie, jakby patrzyło na nią każde oko każdej postaci z każdego portretu, plotkując o nierządnicy, która masturbowała się w pokoju gościnnym Malfoyów.

Przez cały ranek nie mogła spojrzeć Narcyzie w oczy, ale jeszcze bardziej bała się wpaść w takim stanie na Draco.

Kiedy po śniadaniu wróciła do swojego pokoju, zaczęła po nim krążyć, intensywnie rozmyślając.

Pomimo tego bałaganu musieli kontynuować ćwiczenia – z różnych powodów, z których żaden nie obejmował erekcji Draco ani wciąż mrowiącej skóry Hermiony. Nie będzie w stanie odkryć, jakie są te powody, dopóki nie usiądzie i się nie skupi. I to też zrobiła.

Wizyty w Salonie nie polegały tylko na siedzeniu mu na kolanach i patrzeniu, jak chłopcy przekomarzają się i piją. To miejsce było o wiele intensywniejsze – oczywiście nie aż tak, jak podczas jej pierwszej wizyty, jednak wciąż kipiało pożądaniem. Podczas tych kilku razy, kiedy była w Salonie, siedziała na kolanach Draco i…

Czy wtedy też miał erekcję?

Hermiona wyjrzała przez okno, przesuwając palcami po swoim obojczyku i pilnie myśląc.

Nie! Musiała się skupić. Energicznie potrząsnęła głową, chcąc oczyścić umysł.

Usiadła na kolanach Draco i każdy dotyk został zainicjowany tylko przez nią. To, co widziała u innych par w Salonie, było… o wiele bardziej zaangażowane. Przypomniała sobie, jak Dziewczyny Carrowów siadały okrakiem na kolanach chłopców, których ręce wędrowały ku tym wszystkim dyskretnym miejscom, gdy przyciskali usta do ich ciał.

A ponieważ całowanie w usta było w opinii Draco ścisłą granicą – którą w zeszłym miesiącu tak beztrosko zignorowali – będzie musiała zachęcić go, by przyłożył swoje usta… w inne miejsca.

Hermiona poczuła ciepło na szyi, wyobrażając sobie te wszystkie miejsca, w których mógłby…

Zeskakując z fotela i poklepując lekko swoje policzki, wezwała skrzata domowego, aby ten przekazał Draco, że punkt siódma tego wieczoru spotka się z nim w ich zwykłym miejscu. A potem wzięła zimną kąpiel.

***

Większą część ostatnich trzydziestu minut spędziła na splataniu i rozplataniu włosów. W końcu powstał pojedynczy warkocz, który ułożyła na ramieniu. Zbliżając się do szafy, przemknęła wzrokiem przez wszystkie sukienki i spódnice, które Pansy dodała do jej garderoby. Hermiona zmarszczyła brwi. Nie miała zamiaru ubierać sukienki na ćwiczenia z Draco.

Kilka par szortów kołysało się na wieszakach, błagając o jej uwagę. Może mogłaby spróbować czegoś innego. Jej żołądek podskoczył przyjemnie na myśl o jej nagiej skórze na jego własnej, ale odepchnęła tę myśl na bok. Założy dziś szorty, bo materiał jest elastyczny. A jeśli mogła skończyć tego wieczoru na podłodze, dzięki nagości swojej skóry miałaby przynajmniej większą szansę na uniknięcie upadku. Hermiona wyjęła z szafy dopasowany kolorystycznie top i skończyła się przygotowywać.

Draco miał jednak odmienną opinię na temat szortów.

— Do diabła, cóż to takiego? — zapytał, kiedy wszedł do salonu i zobaczył ją siedzącą na szezlongu i czekającą na niego ze skrzyżowanymi nogami.

Spojrzała na siebie. 

— Szorty?

Chłopak wykrzywił usta.

— A czy mogę zapytać, dlaczego założyłaś na kolację za dużą parę bawełnianych majtek?

Uniosła brew. 

— Bo na zewnątrz jest ciepło. A w tym o wiele łatwiej jest mi się poruszać. — Podążyła za jego wzrokiem, który spływał po jej nogach.

Patrzył na nią, na chwilę zatrzymując się na jej kolanach, zanim się oddalił.

— Czekaj. — Szybko wstała. — Przepraszam za ostatnią noc. Za te wszystkie noce, tak naprawdę…

Otworzył usta. A potem szybko je zamknął.

— Nie miałam pojęcia, że ​​czujesz się niekomfortowo — wyrzuciła, krew szumiała jej w uszach. — Nie wiedziałam o tym…

— Granger — powiedział sucho — jeśli nie przestaniesz mówić, wyjdę z tego pokoju.

— Proszę. Ja tylko… — Wzięła głęboki oddech. — Wiem, że przez stres robisz się sztywny… — Zarumieniła się, słysząc swój kiepski dobór słów. — Ale jeśli jest jakiś sygnał, który mógłbyś mi dać – szarpnąć za ucho coś w tym stylu – wtedy przestanę. Proszę tylko, żebyś spróbował.

Zamknął oczy podczas jej przemówienia. Gdyby nie jego zaróżowione policzki, pomyślałaby, że nawet jej nie słuchał.

Ale potem, po czymś, co wydawało się trwać całe wieki – skinął głową.

— Dobrze — mruknął. Hermiona znów mogła oddychać.

Otworzył oczy i szybko podszedł do zwykle zajmowanego przez siebie krzesła.

Przełykając, Hermiona powstrzymała go, mówiąc: 

— Pomyślałam, że dzisiaj możemy spróbować czegoś innego.

Draco zatrzymał się i spojrzał na nią, jakby zamierzała rzucić w niego sklątką tylnowybuchową. Usiadła, poklepując wolne miejsce obok siebie na szezlongu.

— Czego „próbujemy?” — burknął, podchodząc, by usiąść jak najdalej od niej.

Przysunęła do nich stół z jedzeniem i winem. 

— Pomyślałam, że zaczniemy od nowa. To krzesło ma pewną… historię. Poza tym wątpię, żebyśmy już zawsze mieli siedzieć w Salonie na jednym i tym samym fotelu. Są tam też w końcu kanapy.

Przewrócił oczami, ale nic nie powiedział, gdy przysunęła się bliżej. Wydawał się przez chwilę nawet całkiem zadowolony, że mógł jeść swoje ziemniaki bez nachylania się nad jej udami, aby to zrobić. Ale jego uradowanie szybko zniknęło, kiedy Hermiona podciągnęła pod siebie nogi, nachylając kolana w kierunku jego uda. Spojrzał w dół na jej nagie nogi, po czym kontynuował przeżuwanie.

Hermiona obserwowała go kątem oka, gdy jadł. Jego nadgarstek poruszał się lekko, ale stanowczo, gdy trzymał nóż. Zawsze najpierw kończył przeżuwanie jednego kęsa, zanim zaczynał kroić następny kawałek mięsa. Patrzyła, jak jego szczęka pracuje, gdy przypominała sobie jego smak.

Upiła głęboki łyk wina. I wpatrywała się w swój pusty kieliszek, dopóki Draco nie skończył jeść.

Odłożył nóż i widelec, odsunął od nich stolik i spojrzał na swoje ręce, czekając. Odstawiła swoje szkło i podała mu pełny kielich. Odmówił.

Wzięła głęboki oddech. 

— Powinniśmy ćwiczyć inicjowanie bliskości.

Przełknął powoli. 

— Inicjowanie.

— Tak. Żebyś to ty… jako pierwszy zaczął mnie całować. — Otworzył usta, ale ona mu przerwała. — Nie w usta. — Powstrzymała się od przewrócenia oczami. — Ale w inne miejsca.

Draco wykręcił niezręcznie szyję. 

— Wystarczy to, co robimy, Granger.

— Nieprawda! Flint zawsze dotyka Penelopy. Pucey jest praktycznie przyssany do szyi Mortensen. Już nie mówiąc o Goyle’u. — Uniosła się i oparła na kolanach tuż obok uda Draco, zwracając ku jego twarzy. — Nikt z pozostałych nie wydaje się bać swojej Partii, ale ty…

— Myślisz, że się boję, tak? — warknął, nagle odwracając się do niej.

Wpatrywała się w jego rozgrzane oczy, obserwując sposób, w jaki błyszczały, leniwie śledząc jej oczy i usta. Oddech zamarł jej w piersi, gdy odkryła, że Draco wahał się na krawędzi – krawędzi tego samego urwiska, które ją do siebie przyzywało.

Przełykając, z sercem bijącym już wystarczająco głośno w jej uszach i próbującym zagłuszyć wszelką logikę, powoli uniosła brew. 

— Nie wiem.

Fala ciepła przeszyła ciało Hermiony, oszałamiająca i przytłaczająca. Pchająca ją do przodu, gdy wysunęła spod siebie jedną nogę i przerzuciła ją przez jego kolana. Powoli usiadła na nim okrakiem, wytrzymując jego twarde spojrzenie. 



— Udowodnij mi, że tak nie jest.

Zauważyła, jak ciemne stały się jego oczy, czarne niemal po same brzegi. Wziął ostry wdech, po czym uniósł ręce i położył je na jej kolanach. Poczuła, że ​​jej uda są napięte. Przesunął dłonie w górę, przebiegając nimi po jej odsłoniętej skórze i spoczywając na jej biodrach.

Hermiona położyła dłonie na oparciu szezlonga i zanim zdążyła się przygotować, on nachylił się do przodu, by połączyć swoje wargi z jej szczęką.

Jej umysł w jednej chwili stał się pusty.

Rozchylił usta i pocałował jej skórę.

Wiktor całował ją już wcześniej w ten sposób, ale nie podobało jej się to. Jego ogolona broda drapała ją, więc szybko się wtedy odsunęła, twierdząc, że ma łaskotki.

Tym razem wargi Hermiony rozchyliły się, kiedy poczuła, jak para zręcznych ust sunie po jej szczęce w kierunku ucha. Jej oczy zaszkliły się i zaczęły zamykać.

Nachyliła się w jego stronę i poczuła, jak rozluźnia się z powrotem na kanapie, jej tułów przyciąga do niego, a szyja odchyla się.

Pierwsze muśnięcie zębów chłopaka o jej szyję spowodowało, że poruszyła biodrami. Jej westchnienie było ciche, ale wiedziała, że ​​to poczuł, ponieważ zrobił to znowu, i znowu, i znowu…

Nagle jego dłonie chwyciły mocno jej biodra i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że zacisnęła nogi wokół jego ud. Zamarła, rumieniąc się ze wstydu, ale potem jego język musnął miejsce, w które wcześniej wgryzły się jego zęby. Westchnęła mu do ucha.

Przesunął dłonie do zagłębienia w jej talii. Jego usta przeniosły się na jej ramię, umiejętnie poruszając się po jej skórze.

Czy była w tym tak dobra, kiedy to ona pieściła jego skórę? Czy za każdym razem właśnie tak to odczuwał?

Draco odwrócił twarz i Hermiona usłyszała jego ostry wydech przy swoim uchu, zanim wciągnął płatek między swoje wargi…

Jęknęła, jej uda rozchyliły się, napierając do przodu.

Znowu był twardy. Hermiona poczuła muzykę w swoich żyłach.

Próbował ją odepchnąć, stworzyć między nimi przestrzeń, ale było za późno. Ona już wiedziała.

Odchyliła głowę do tyłu i ujrzała, że Draco ​​się skrzywił. Oczy miał zaciśnięte, a jego ręce wciąż spoczywały twardo na jej biodrach. Hermiona czekała. A potem niepewnie owinęła ramiona wokół jego barków.

— Oboje jesteśmy dorośli — powiedziała. Ich oddechy były gorące, mieszając się między ich twarzami. — Popraw spodnie i kontynuuj.

Otworzył oczy i spojrzał na nią. Popatrzyła w dół na jego usta i ponownie rozszerzyła uda, tak że jego erekcja przylgnęła do jej rdzenia. Sapnął i zanim zdążył się ruszyć, zakręciła biodrami do przodu, tak jak widziała, że robiły to inne dziewczyny.

Draco odchylił głowę do tyłu, uderzając nią w tył kanapy. 

— Kurwa.

Hermiona przyłożyła usta do jego odsłoniętej szyi, całując go wzdłuż gardła, próbując powtórzyć to, co sam jej przed chwilą zrobił. Musnęła go zębami, a on objął ramionami jej talię, przyciągając ją bliżej. Ona zatopiła dłonie w jego włosach. Znowu spróbowała naprzeć na niego, liżąc go pod uchem. Z piersi chłopaka wypłynął niski jęk, wibrując przy niej i wywołując dreszcze.

Przysunęła usta do jego ucha. 

— Czy robię to dobrze? — Znowu zakołysała biodrami do przodu, a jej uszy wypełniło ciche westchnienie. Był twardy i drżał tuż przy niej.

Odsunęła się, by spojrzeć na jego twarz, chcąc wiedzieć, jak wyglądał Draco Malfoy, kiedy ocierała się o jego ciało, wypychając jęki z jego ust.

Wpatrywał się w jej oczy, a włosy opadały mu na czoło, wysuwając się z jej palców. Przygryzła wargę, czując w piersi miliony rzeczy, za którymi tak bardzo tęskniła. Musiała patrzeć, musiała widzieć jego twarz, gdy się poruszała. Musiała wiedzieć, czy jego oczy wywrócą się do tyłu, czy staną się zaszklone…

Znowu złączyła ze sobą ich biodra i ich usta rozwarły się. Ich spojrzenia stały się szerokie i spragnione.

Jęknął, a ona popatrzyła na jego usta. Pomyślała, że ​​gdyby mogła zatrzymać tę chwilę na zawsze, zdołałoby zrekompensować jej te tysiące wyimaginowanych pocałunków, straconych okazji i niespełnionych przyjemności, które…

Jego usta przylgnęły do jej własnych.

Natychmiast jęknęła, wijąc się przy nim, próbując przylgnąć bliżej nawet mimo ubrań. Jego język znów znalazł się w jej ustach. Straciła kontrolę nad własnymi rękami. Jej dłonie ześlizgnęły się po jego klatce piersiowej, przemykając po żebrach, zsuwając się w dół i owijając wokół jego talii. Draco chwycił jej twarz, wplatając palce we włosy za jej uszami, gdy jego biodra zaczęły wbijać się w jej własne.

Coś drgnęło przy jej najwrażliwszym miejscu na tyle wyraźnie, że aż krzyknęła w jego usta. Draco próbował to powtórzyć, gdy jej dłonie zacisnęły się na jego ubraniu, a powieki zatrzepotały. Westchnęła w jego usta, gdy musnął ją wargami.

Znalazł jej najwrażliwszy punkt po raz trzeci, a ona sapnęła „Draco” w jego usta, a potem przechyliła się na bok, aż jej plecy uderzyły o miękkie poduszki szezlonga.

I w jednej sekundzie Draco był już nad nią, wślizgując między jej nogi, by jego biodra mogły dalej falować przy jej własnych. Jego usta ponownie opadły na jej szyję, poruszając się szybko, szorstko, jakby uznając jej skórę za swoją. Napierał na nią biodrami i było to tak bardzo podobne do prawdziwego stosunku, że wysokie westchnienie opuściło jej gardło.

Jedną ręką chwycił ją za kolano, zaciskając palce na nagiej skórze jej łydki i uda, sunąc po nich gładko. Drugą wplótł w jej włosy, rujnując warkocz, przechylając jej głowę na bok, by móc przyssać się do szyi.

Słyszała swój ciężki oddech odbijający się głucho od ścian pokoju, skrzypienie szezlonga i drewna.

Język Dracona wirował na jej szyi.

— Draco… ja…

Uniósł rękę do jej talii, zaciskając palce na materiale jej koszulki, wyciągając go z jej szortów.

— W porządku? — mruknął w jej skórę.

— Tak, proszę…

I nagle jego dłoń znalazła się pod jej koszulką, sunąc po jej żebrach, gdy jego biodra podskakiwały przy jej własnych, uderzając dokładnie w to miejsce, które sama pieściła dłonią ostatniej nocy, myśląc o nim, myśląc dokładnie o tym…

— Och, kochanie — jedwabisty głos przebił się przez mgłę jej umysłu, mrożąc ją w swojej poufałości — ten szezlong pochodzi z szesnastego wieku.

Draco zniknął z niej szybciej niż błyskawica, upadając na podłogę, chowając pachwinę w dłoniach. Hermiona wyprostowała się i napotkała rozbawione spojrzenie Lucjusza Malfoya stojącego w drzwiach.

— Ojcze — jęknął Draco. — To nie było… nie…

— To ćwiczenia! — pisnęła, ściągając bluzkę w dół i poprawiając szorty. — Do… do Edynburga. To był mój pomysł…

Lucjusz po prostu uniósł brew, patrząc na nich dwoje, gdy próbowali się tłumaczyć.

— Oszczędź mi swoich marnych wymówek — uśmiechnął się. — Z tego, co powiedziała mi moja żona, wydaje się, że musimy zaaplikować pannie Granger jakąś formę antykoncepcji. — Zerknął na nią. — I to szybko.

Policzki Hermiony zapłonęły rumieńcem, gdy zakryła dłonią usta. 

— Nie. Nie, przysięgam, że to po prostu…

— To do Edynburga — powtórzył Draco, wstając i zachowując jak największą odległość między sobą a szezlongiem.

— Cóż, to nie będzie konieczne — powiedział Lucjusz, a przez jego twarz przemknął nieprzyjemny wyraz. — Nie odwiedzicie Edynburga w ten piątek. — Draco spojrzał na Hermionę z paniką w oczach. Ale zanim umysł dziewczyny mógł to przetworzyć, Lucjusz dodał: — W ten piątek mamy wziąć udział w kolacji w posiadłości Lestrange'ów.

Lucjusz spojrzał na Hermionę, jego oczy były niebezpiecznie rozbawione. 

— Wszyscy.

_____

Ilustracja użyta w niniejszym rozdziale została stworzona przez Avendell.

 

17 komentarzy:

  1. Moja Matko Boska… Końcówka tego rozdziału za każdym razem mnie zabija, tak samo jak pragnienie zgładzenia Lucjusza za przerwanie im tych ćwiczeń! Żeby cię szlag trafił Lucjuszu, że tak bezpardonowo wszedłeś do tego salonu i przeszkodziłeś w testowaniu wygodności szezlonga xD Swoją drogą nie wiem, co im ten szezlong aż tak spasował xD Ja bym wolała już dywan xD Więcej miejsca, wygodniej, nie da się spaść i wgl xD Ale Hermiona się tego w życiu nie spodziewała, że Draco aż tak bardzo będzie chętny do udowodnienia, że wcale się jej nie boi xD Myślę, że nawet całkiem przyzwoicie jej to udowodnił, a kto wie jak bardzo by się rozkręcił w tym udowadnianiu, gdyby Lucjusz im nie przerwał xD Jezu, jacy oni słodcy w tych tłumaczeniach, że to na potrzeby Edynburga ❤️ Biedny Draco, tyle tortur znosić, jeszcze uważać, żeby się przypadkiem nie dowiedziała, że jego mały przyjaciel ma ochotę na zabawę xD Co on tam biedny przeżywał, jak ona w tej czerwonej sukience była… Eh, choć wizyta u Lestrange’ów będzie bardzo ciekawa i znów będzie kolejną cegiełką w ich relacji, to jednak te kolejne wyjścia do Edynburga to będzie coś i już nie mogę się tego doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie komentowałam ale w końcu się wyrobiłam ze wszystkim i nadrobiłam czytanie 🙄 super rozdział kurde ale były tu emocje 🤭 ale lucek musiał przerwa a było tak fajnie 😁🤭 mam nadzieję że już niedługo dojdzie do nich do podobnej bliskości lecz bez żadnego przerywnika 😁 mam też nadzieję że ukaże się tutaj to mocne +18 aby można było przeczytać 🙄

    Pozdrawiam i ściskam mocno i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział Aukcji 🥰

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko matkooooo
    Jakie emocje... Końcówka przepotężna! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  4. To Dramione jest po postu wspaniałe, dawno nie czekałam tak niecierpliwie na żadne opowiadanie. Cieszę się, że pancerz Draco zaczyna pękać, a Hermiona nie odpuszcza swoich uczuć. Kolacja poza dworem może okazać się kolejną okazją do uzyskania informacji, ale także może sprawdzić na nich niebezpieczeństwo... Poza tym powrót Lucjusza musi coś oznaczać. Czekam na kolejny rozdział! ��

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko! Ale tu kipi od emocji i pożądania! Prześwietny rozdział, doskonałe tłumaczenie! Czekam z niecierpliwością na kolejną część!
    Black Orchid

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam!!! Czytam z wypiekami na twarzy! Boski rozdział. Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O jakie to było dobre! Zabrakło mi słów! Twoje tłumaczenia są perfekcyjne! 😍

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam już dawno wszystko, co tu tłumaczyłaś (procz sevmione, bo jakoś to nie moja bajka) i katuję się za każdym razem, czekając na kolejną część Aukcji. Ta cała seria to chyba moja jedna z ulubionych, a Ty jesteś super tłumaczką. Czekam na następny:D

    OdpowiedzUsuń
  9. ��������

    OdpowiedzUsuń
  10. Wooooow.... No zatkało mnie... Jestem jednocześnie podniecona co i zszokowana.

    No normalnie zatłukę tego Lucjusza jak go dorwę w swoje łapy, wrrr. xD

    Ty Vera wiesz, że często z tych wszystkich moich emocji po lekturze nie jestem się w stanie wysłowić czy sklecić prostych zdań po Twoich tłumaczeniach. Tak jest też teraz. Chociaż nie, chęć zamordowania długowłosego Malfoya jest nadal najwyraźniejsza. :D

    Tradycyjnie dziękuję i pozdrawiam cieplutko ;* słyszymy się na discordzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Salazarze je#$@ki!
    Ależ ja lubię TAKIEGO Draco!
    Ale jeszcze bardziej lubię Lucka! Idealny timing! Idealny sarkazm.
    Wspaniały jest!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nareszcie przeczytałam! Rozdział super. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aaaaa GENIALNE! Uwielbiam ten rozdział ♥️

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu jakieś napięcie w tym opowiadaniu, które nie kojarzy się aż tak mrocznie i nieprzyjemnie, chociaż ta frustracja u Hermiony - i zakładam, że też u Draco - była równie nieznośna :D Jak sobie pomyślę, ile samokontroli Draco musi wkładać w każde takie "ćwiczenia" z Hermioną to nie wiem, czy się śmiać czy płakać :D Biedny on! A kiedy już był tak bliski, żeby w końcu nieco się... Wyluzować ;) To wpada Lucek, cały na biało. Chłopie! Ciekawe, czy sam nie poleciał do Narcyzy jak na skrzydłach chwilę po tym "przyłapaniu" syna i Hermiony, cwaniak jeden!
    Za każdym razem, kiedy Hermiona chce podjąć jakieś niebezpieczne kroki w Edynburgu, mam wrażenie, że padnę ze stresu! Aż nie chce myśleć, co czuje Malfoy :/ Chociaż bardzo bym chciała, żeby szala zwycięstwa zaczęła się przechylać w stronę Zakonu!

    OdpowiedzUsuń