Kiedy ludzie mówią, że jest najbystrzejszą czarownicą swojego pokolenia, nawet nie mają pojęcia, jak wielkie jest to niedopowiedzenie.

Jest zdyscyplinowana. Zdeterminowana. Poprawna i uparta, dopóki nie zostanie jej udowodnione, że się myli. Kataloguje wszelkie najdrobniejsze szczegóły – kolorowe światło odbijające się od ścian z każdym obrotem kryształowego kieliszka, fałdy pergaminu wskazujące, jak długo list był wciśnięty w ciasną kieszeń, śpiew ptaka na parapecie naśladujący melodię w radiu – ale nigdy nie zanudzałaby innych tymi spostrzeżeniami. Nie, ona zapamiętuje je i trzyma w sobie przez wiele tygodni, aż ptak w końcu grucha cały wers z piosenki Celestyny Warbeck. Kiedy wspominasz, jak niezwykłe to jest, ona jedynie wzrusza ramionami i mówi: 

— Tak, robi to od dawna. Spryciarz, czyż nie?

Kiedy dodaje dwa do dwóch, by uzyskać cztery, można obserwować to z czystym oszołomieniem. Od sprawy zgubienia zegarka po znalezienie luki w prawie, jej umysł potrafi oddzielać to co konieczne, od tego co przyziemne, przesiewając szczegóły, które wydają się zupełnie nie na miejscu, aż wszystko złoży się w jej umyśle  w całość – niczym rozwikłana łamigłówka.

Jest bystra. Zamyślona. Czujna. Potrzebuje tylko drobnego fragmentu całości, aby sformułować tezę.

Więc kiedy łapie grypę i spędza cały tydzień wyczerpana i targana skurczami żołądka… Kiedy potem przez kilka tygodni regularnie zwraca śniadanie do toalety… Nawet nie zadaję sobie żadnego pytania dlaczego. W końcu jest najbystrzejszą czarownicą swojego pokolenia.

Patrzę, jak usprawiedliwia swoją nieobecność na porannych spotkaniach, a potem wraca z poszarzałą twarzą i szklistymi oczami. I wydaje mi się, że chyba mam urojenia, bo… po prostu nie ma mowy, żeby nie wiedziała.

Siedzę z nią w wannie, pozwalając by moje dłonie wędrowały po jej bokach, gdy dla mnie czyta. Moje ręce spoczywają na jej brzuchu, szukając jakichkolwiek oznak. Odwraca się przez ramię i uśmiecha – i myślę, że to jest ta chwila. Że właśnie teraz powie mi, że to prawda.

Ale zamiast tego mruga, odkładając książkę i obracając się w moich ramionach, przesuwa swoje namydlone ciało po mnie, biorąc moje wędrujące po niej dłonie jako zachętę do igraszek a nie próbę rozeznania.

Ale kim jestem, żeby ją powstrzymywać, gdy siedzi w wodzie okrakiem na moich nogach. Jej dłonie suną po moich ramionach, gdy własnymi przyciągam ją do siebie. A kiedy unosi się i opada, rozchlapując lekko wodę, mydliny spływają po jej piersiach. I widzę, że są większe. Wiem to tak dobrze, jakby były moje – bo moje. Sporządziłem w swoim umyśle ich szkic, gdy je pieściłem, pieprzyłem, spuszczałem się na nie. I jak czarno na białym widzę, że są większe.

Ona odchyla głowę do tyłu, ciężko dysząc, a ja pytam: 

— Jesteś w ciąży?

Śmieje się, gdy na mnie patrzy. Jej policzki są zarumienione, a oczy błyszczące, gotowe do żartów.

Ale ruchy jej bioder ustają.

A twarz zamiera w bezruchu.

I patrzę, jak składa wszystkie kawałeczki w całość. Zbyt sprytna, by zauważyć szczegóły. Moja głupiutka, genialna żona.


1 komentarz:

  1. Hahahahaha, to takie genialne 😁 I szczerze mowiac, moge to sobie wyobrazic, ze racjonalny umysl Hermiony wszystko potrafil sobie wytlumaczyc 😉 Wszystko, poza oczywistym 😁

    OdpowiedzUsuń