— Opowiedz mi o Dworze Malfoyów, Lucy. Czy to prawda, że jest tak wspaniały, jak wszyscy mówią?
Narcyza zesztywniała i rzuciła siostrze piorunujące spojrzenie. Bella siedziała na kanapie obok Lucjusza Malfoya i kilku starszych Ślizgonów – gdzie spędzała każdy swój wieczór w tym tygodniu, odrzucając zaproszenia Narcyzy na spacer nad jezioro lub grę w Gargulki. Jej długie palce wplotły się we włosy Lucjusza – tak jak dawniej we włosy Narcyzy.
Skupiając się ponownie i otrząsając z nagłego uczucia pustki w sercu, Narcyza uśmiechnęła się do Evana Rosiera nad szachownicą, zanim osaczyła jego gońca.
— Oczywiście — wycedził Lucjusz. — To najwspanialszy Dwór w całej Anglii.
Bella zamruczała, a Narcyza uniosła wzrok, by zobaczyć, jak Lucjusz odchyla szyję w innym kierunku. Jej skóra znów mrowiła z irytacji.
— Całej czarodziejskiej Anglii — powiedziała. — Zapominasz, że mugole też mają wspaniałe Dwory. Chatsworth. Wentworth Woodhouse…
— Narcyzo! — skarciła ją Bella. Narcyza spojrzała z powrotem na swoją szachownicę, a jej policzki pokryły się świeżym rumieńcem.
Zapadła krótka cisza.
— Wentworth Woodhouse to posiadłość czarodziejów — warknął Lucjusz. — Przejęta przez mugoli…
— Longleat House ma jedną z największych bibliotek w kraju, słyszałam…
— Merlinie. — Bella prychnęła i uniosła stopy w górę. — Kogo obchodzą cholerni mugole…
— Byłem w Longleat. Biblioteka w moim Dworze jest znacznie większa.
Czuła, jak Lucjusz krzywi się pod wpływem jej wypowiedzi, gdy rozważała swój kolejny ruch. Kiedy już osaczyła króla, w końcu podniosła wzrok.
— Skoro tak mówisz. — Uniosła brew, gdy Rosier jęknął pokonany.
Oczy Lucjusza zwęziły się, ale nic nie powiedział.
— Pawie są zadbane — wymamrotał Goyle, przerywając ciszę.
Narcyza posłała mu wymuszony uśmiech i zamrugała ponad szachownicą. Odebrała sykle, które wygrała od narzekającego Evana.
Lucjusz otworzył usta – odpowiedź mrowiła go na końcu języka – ale jednak je zatrzasnął. Przełknął ślinę i skinął głową na układające się z powrotem figury szachów.
— Chcesz grać o galeony?
Serce Narcyzy zatrzepotało, gdy włożyła sykle do sakiewki.
— Wydajesz się dość pewny siebie. Pokonałam każdego z czwartego i trzeciego roku, w tym połowę twoich kolegów.
— A ja pokonałem ich wszystkich, a także większość osób z szóstego roku. — Lucjusz wstał. — Więc?
— Skoro nalegasz — powiedziała.
Patrzyła, jak szczupły chłopiec podchodzi do niej z gracją, odsuwa krzesło i macha ręką nad figurami szachowymi, aby je ustawić. Bella usiadła na kanapie z figlarnym błyskiem w oczach.
Lucjusz podwinął rękawy i spojrzał na nią.
Narcyza oderwała oczy od jego nagich przedramion.
— Czy zagramy o coś wartego więcej niż galeony?
Przechylił głowę.
— Co masz na myśli?
Skrzyżowała kostki i pochyliła się do przodu.
— Moją siostrę.
Bella się zaśmiała.
— Mówiłam ci, że ona umie grać, Lucy. — Położyła się na ramieniu kanapy i oparła głowę na dłoni, gdy jej oczy przesunęły się po nich. — To będzie dobra zabawa.
Narcyza zacisnęła usta, gdy spojrzenie Lucjusza przemknęło po jej twarzy, zsuwając się ku jej palcom, które spoczywały na królowej. Ciepło zawirowało jej w piersi, kiedy poczuła, że skupia on na niej całą swoją uwagę. Czuła się tak samo jak wtedy, gdy panna Truesdale wybrała ją ze względu na jej idealną figurę ponad wszystkimi starszymi debiutantkami.
Jego oczy ponownie spotkały się z jej własnymi.
— Ona nie jest twoja, żebyś mogła się o nią zakładać.
— Jestem pewna, że mój ojciec nie chciałby oddać mojej siostry chłopcu, który nie potrafi pokonać jego najmłodszej córki w Szachach Czarodziejów. — Nie odrywała wzroku od szachownicy, wysyłając swojego pierwszego pionka na E4.
Bella zachichotała i opadła z powrotem na kanapę.
— Ona się nie myli.
— Przestań udawać — powiedział na tyle cicho, by tylko oni mogli to słyszeć. — Jesteś tylko półtora roku młodsza ode mnie i nie jesteś tak niewinna, jak wszyscy myślą.
Cienkie włoski na karku Narcyzy stanęły dęba, a ona zamrugała, patrząc na niego. Ruszył swoim pionkiem na spotkanie jej własnemu.
— Poza tym to bardziej przypomina szachy mugoli. Zamroziłaś figury.
— Gdybym chciała oglądać, jak coś wybucha, zagrałabym w Eksplodującego Durnia.
W krótkiej serii ruchów jego goniec zdobył jej pierwszego skoczka, ale jego pionki znikały równie szybko. Kiedy poświęciła swojego drugiego skoczka na rzecz jednego z jego pionków, usta Lucjusza drgnęły.
— Hmm. Tak łatwo się poddajesz, panno Black?
Przygotowała się do zdobycia wieży i króla i uśmiechnęła się do niego.
— Biali skoczkowie są dla mnie bezużyteczni.
Jego oczy zamigotały, zmieniając swój odcień od bladoszarego po srebrzystość. Lucjusz obserwował ją uważnie, gdy przesuwała kolejne figury.
— Wiesz — powiedziała Bella, ponownie siadając. — Nie sądzę, żebym kiedykolwiek słyszała, co Lucy dostanie, jeśli wygra? — Narcyza zobaczyła, jak drgnęła mu powieka. — Jeśli wygra Cyzia, to oznacza koniec zaręczyn Malfoy-Black. — Jej usta wygięły się w drwiącym grymasie. — Ale jeśli Lucjusz wygra, co będzie z tego miał?
— Właściwie — powiedziała Narcyza — zmieniam warunki. Nie wierzę w rozdzielanie dwojga ludzi, którzy się kochają. Dotyczy to również mojej siostry i mnie. — Przyglądała mu się przez chwilę. — Jeśli wygram, skażemy go na moje wieczne towarzystwo. Przeniosę się do pokoju obok jego, żeby musiał patrzeć na mnie każdego ranka. — Jej usta wygięły się w uśmiechu. — Wydaje mi się, że kiedyś nazwał mnie „ohydną wymówką dla Blacka”.
Bella klasnęła w dłonie i zawyła.
— Będzie spłacał ci się za to do końca życia, prawda? Nigdy nie obrażaj żadnej z sióstr Black, Lucy.
Aprobata starszej siostry oblała ją jak ciepła kąpiel. Zanim spojrzała na swojego przeciwnika, zdała sobie sprawę, że jego oczy były o wiele bardziej szare, niż zapamiętała. Stanowiły uderzający kontrast w zestawieniu z odcieniem różu, który wpłynął na jego policzki.
— Ale naprawdę, Lucjuszu — powiedziała Bella, kiedy w końcu się uspokoiła. – Musisz przygotować dla Cyzi własny apartament. Będzie w Dworze cały czas!
Lucjusz odchrząknął, poruszając wieżą.
— Oczywiście, że twoja rodzina zawsze będzie mile widziana.
— Jeśli wygra, przypuszczam, że nie będę wchodzić mu w drogę, kiedy przyjadę z wizytą. Chociaż od ciebie nie będzie mógł mnie odciągnąć, Bello.
Lucjusz zbił jednego z jej pionków.
— Akceptuję, panno Black.
Narcyza przyglądała mu się, gdy tańczyli po szachownicy, zbijając kolejne pionki. Fascynował ją sposób, w jaki jego spojrzenie sunęło po planszy, a jej pierś płonęła chęcią zrozumienia, dlaczego sprawiła, że właśnie tak się to wszystko potoczyło. Chciała lepiej go zrozumieć.
Matka ostrzegała ją przed tym, że to talent, który powinna wykorzystywać jedynie w szczytnych celach, bo jej siostry i ojciec nie są zabawkami. Ale samokontrola Narcyzy malała za każdym razem, gdy Lucjusz przechylał głowę na bok i obserwował, jak zastanawia się ona nad kolejnymi ruchami.
Zbił jej gońca, a uśmiech na jego ustach popchnął ją do przodu.
Raz nie zaszkodzi. Bella otwarcie manipulowała ludźmi. Andromeda postępowała podobnie, ale przez wrodzony takt wnikanie do ich umysłów zajmowało jej o wiele więcej czasu. Tylko Narcyza potrafiła działać niezauważona. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Spojrzała mu w oczy, a platynowa nić wewnątrz jej świadomości rozwinęła się, sunąc do przodu wprost do jego tęczówek, wsuwając się do środka jak przez ucho igielne. Cicho prześlizgnęła się przez jego umysł niczym tancerka przemykająca po scenie.
Był skupiony na grze. Wiedział, gdzie jest jej król i wyobrażał sobie scenariusze, jak się go pozbyć. Ale wizje te przerywane były przez przebłyski obrazów jej gładkich dłoni i delikatnych palców.
Jej.
Wziąwszy głęboki wdech, przesunęła palcami po swoich figurach, jakby zastanawiała się, którą z nich wybrać.
Obrazy zmieniły się, teraz ukazując odcień jej ust. Kosmyki włosów wymykające się z upięcia i odcień jej skóry w blasku ognia.
Narcyza była oszołomiona – tym pięknem, które w niej widział. Czuła lekkie mrowienie w całym swoim ciele, gdy przygotowywała się, by posunąć pionek do przodu…
Parsknięcie w oddali zmroziło ją aż do kości.
— Zastraszanie to jej ulubiona taktyka manipulacji, Lucy. Lepiej bądź ostrożny.
Jego oczy zamigotały, ale były niewzruszone.
— Zaryzykuję.
Jej serce zabiło szybciej, gdy zatrzymała się na swojej królowej, okrążając koronę jednym palcem. I niczym szybując w tańcu, ruszyła w głąb jego umysłu.
Tuż na wierzchu, jakby w pierwszej warstwie snu, ujrzała przebłyski wielkiej jadalni – długi, wystawny stół. Lucjusz siedział na końcu, a jej siostra po jego prawej stronie. Diament błyszczał na jej palcu, gdy sączyła wino. Ale ona sama była po jego lewej stronie – może kilka lat starsza.
Narcyza założyła włosy za ucho i wstrzymała oddech, gdy jego widmo się zmieniło. Teraz były to jego palce dotykające jej włosów – jego knykcie muskające jej policzek. Jej senne ja uśmiechnęło się do niego, sięgając po jego dłoń, podczas gdy Bella nagle odeszła od stołu.
Przebłyski skradzionych pocałunków na schodach i pożegnań przy kominku. Sukienka zsuwająca się z jej ramion, odsłaniająca bieliznę o wiele bardziej wyrafinowaną niż ta, którą rzeczywiście posiadała. Jej uśmiech, gdy on przysunął jej podbródek do swojego. Jej talia pod jego palcami.
Poczuła suchość w ustach, gdy wycofywała się, zmuszając swoje serce do zachowania spokoju, gdy wyszła z jego podświadomości. Kiedy wróciła do rzeczywistości, on wpatrywał się w nią lekko oszołomiony.
Jego oczy opadły na jej usta.
— Ha!
Wrzask uderzył ją jak lodowata woda.
— Mówiłam ci — powiedziała Bella śpiewnym głosem. Odwróciła się do Goyle'a z uśmiechem. — Nikt nie pokona spojrzenia Cyzi. Ja sama nie mam do tego cierpliwości…
Narcyza wzięła drżący oddech i spojrzała na szachownicę.
Wstyd rozpłynął się po jej brzuchu, lepki i gorący. To był błąd. Odwiedziła marzenie, którego nigdy nie powinna była widzieć. I nie mogła tego cofnąć.
Całe jej ciało wydawało się skamieniałe, gdy zamrugała, patrząc na pionki. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka i próbowała zmusić się do oddechu.
Lucjusz nie interesował się jej siostrą. Nie darzył jej żadną sympatią. A co najgorsze, Narcyza wiedziała teraz, co czuł do niej samej. Widziała to w jego oczach od dawna, nigdy nie rozpoznając, co to było.
— Nie mów mi, że cię zaskoczyłem.
Jego głos był niski, a ona napięła się, gdy jej skórę przebiegły dreszcze. Wyprostowała ramiona, sięgnęła po swoje pionki, szybko poświęcając swoją królową i torując mu drogę do osaczenia jej króla. Ramiona Lucjusza opadły z rozczarowania.
Próbował się uśmiechnąć, kiedy ogłosił, że wygrał. Bella szybko wstała, narzekając na to, jak bardzo jest znudzona, zanim podniosła chłopca na nogi.
Narcyza machnęła różdżką, by odłożyć figury na miejsca, i zacisnęła usta, gdy Bella drażniła się z Lucjuszem, że tak dużo czasu zajęło mu, by ją pokonać. Narcyza poszła do swojego pokoju, rzucając wszystkim zdawkowe dobranoc. Wiedziała, że oczy Lucjusza skupione były na niej.
Zapomnij o tym, co widziałaś dziś wieczorem. Udaj, że to się nigdy nie wydarzyło. Tak będzie lepiej, mówiła sobie, wsuwając się pod swój baldachim. Gdyby wygrała, chciałby grać z nią raz za razem.
***
Narcyza gwałtownie zerwała się i usiadła w łóżku. Była sama, ale powietrze wydawało się drżeć, a zasłony szeleściły w ciemności. Wyciągnęła różdżkę spod poduszki, zapaliła lampy i sprawdziła wszystkie osłony, które umieściła na Wschodnim Skrzydle, odkąd Czarny Pan i jego goście przybyli do Dworu.
Nic nie zostało naruszone, a jednak coś się zmieniło. Wydawało się, że chłód, który ogarnął posiadłość, ustąpił. Letni wiatr w końcu zaczął szumieć w oknach, a duszne powietrze wydawało się wibrować.
Po wszystkich latach spędzonych w tym miejscu na myśl przychodził jej tylko jeden powód.
Pan Dworu był w domu.
Narcyza odrzuciła kołdrę, przywołując zaklęciem szlafrok i kapcie. Jej palce drżały, gdy się ubierała. Szybkim machnięciem różdżki przysunęła do siebie walizkę z ubraniami na tydzień dla całej trójki, po czym zerwała się na równe nogi. Zmniejszyła pakunek i schowała go do kieszeni, po czym wybiegła z pokoju.
Zbiegła w dół wąskimi schodami, przemykając obok sypialni na parterze, które zajmowało całe to robactwo, i podążyła za swoim bijącym sercem aż do salonu.
Jej mąż zwrócił się ku niej, a oddech opuścił jej płuca. Szaty z Azkabanu wisiały na jego kościstym ciele, a włosy były tłuste i cienkie. Skóra pod jego oczami była fioletowa, a szczęka pokryta zarostem.
Ale w domku na Bałkanach mieli wanny i brzytwy.
Podbiegła do niego z cichym krzykiem, a jego ramiona przycisnęły ją do siebie – raz po raz szeptał jej imię. Gdy go obejmowała, jego kościste żebra wbijały się w jej ramiona, a włosy opadały strąkami z głowy, gdy pochylał się, by móc pocałować ją w szczękę.
— Lucjuszu…
Odsunął się, a jego oczy były dzikie, gdy błądziły po pokoju.
— Gdzie jest Draco?
— W łóżku. — Narcyza przełknęła. — Lucjuszu, musimy uciekać. Szybko.
Zamrugał, patrząc na nią. Jego lewe oko drgnęło.
— Wysłałam Łzawkę do naszej posiadłości w Bułgarii na początku tego tygodnia. Jest tam żywność i zapasy, a ja spakowałam jedynie tyle, ile potrzeba, żeby tam dotrzeć. — Podniosła walizkę. — Mamy jeszcze pięć godzin, zanim zorientują się, że zniknęliśmy. Możemy obudzić Draco i…
— Uciekać? — Lucjusz wpatrywał się w nią. — Dlaczego mielibyśmy teraz uciekać? Przecież jesteśmy tak blisko.
Rozchyliła usta, przyglądając się jego twarzy.
— Blisko czego?
— Blisko bycia tam, gdzie byliśmy kiedyś. Z powrotem w łaskach Czarnego Pana. Z powrotem u jego boku. — Poruszył ramionami, jakby bardziej dla samego siebie. — Draco spisał się dobrze, Cyziu. On odniesie sukces tam, gdzie ja zawiodłem.
Narcyza czuła się, jakby jej serce zostało wyrwane z piersi i zanurzone w lodowatej wodzie. Chwyciła jego dłonie, trzymając je w uścisku.
— Czy nie dość już przeszedł? Nie masz pojęcia, ile go to kosztuje! Lucjuszu… — Wzięła nierówny oddech, starając się utrzymać pewny ton. — Lucjuszu, mamy szansę… ale bardzo małą. Gdybyś mógł pomyśleć o tym, co jest najlepsze dla naszego syna…
— Co jest dla niego najlepsze? — Zesztywniał, kiedy jego oczy prześlizgiwały się po niej. — O czym jeszcze miałbym myśleć? Jak sądzisz, co jeszcze nie pozwala mi zasnąć w nocy?
— Lucjuszu, proszę…
Jego dłonie przesunęły się tak, że ściskały jej własne.
— Najbezpieczniejszym miejscem na świecie dla Draco – i dla ciebie – jest bycie w łaskach Czarnego Pana. Bez względu na to, ile będzie kosztować nas, aby się tam dostać, konieczne jest poświęcenie.
Zakręciło jej się w głowie, gdy słowa Lucjusza zatopiły się w niej jak trucizna. W drzwiach poruszył się cień, a Narcyza odwróciła się i zobaczyła syna stojącego tam w piżamie, wpatrującego się w ojca szeroko otwartymi oczami.
— Draco — wychrypiał Lucjusz.
Mężczyzna podszedł do niego, chwytając go za ramiona i mówiąc niskim, chwalebnym tonem. Narcyza stłumiła szloch wierzchem dłoni i szybko podeszła do okna, obserwując letni wiatr poruszający drzewami w ogrodzie.
Zastanawiała się, czy ma na to siłę. Czy zdołałaby powiedzieć mężowi dobranoc, złapać syna za rękę i uciec?
Lucjusz będzie ich szukał – to pewne. Musiałaby być sprytna, ale dałaby radę. Ile czasu minie, zanim Voldemort wyśle za nimi innych? Czy Lucjusz nie będzie torturowany i zabity za ich zniknięcie?
Pomysł wymknął się z koniuszków jej palców niczym jedwab.
Ocierając rzęsy, skupiła się na pomrukach Lucjusza, wciąż przemawiającego do ich syna.
— Rozmawiałem z Bellą o twojej przyszłości — wyszeptał. — Naszej przyszłości.
I jakby sztylet przebił jej serce. Kiedy dziś wieczorem został wypuszczony – kiedy wreszcie po raz pierwszy od roku zasmakował wolności – udał się do Belli. Szukał u niej odpowiedzi, których Narcyza nie miała.
Może w jakiś sposób jednak wolałby Bellę niż ją.
Spojrzała na syna, który wyglądał blado, tak pełny przerażenia. Poczuła ucisk w żołądku. Próbowała do niego podejść, ale on wyślizgnął się z palców ojca i skręcił za róg, zanim zdążyła przejść przez pokój.
Wciąż wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął Draco, kiedy Lucjusz odwrócił się do niej i objął jej twarz, przyciągając jej usta do swoich. Były takie szorstkie i obce. Ale kiedy odsunął się, by przesunąć palcami po jej twarzy, jego oczy zapłonęły czymś, co rozpoznała. Czymś, co budziło uczucie ukryte głęboko w jej żebrach. Jej podbródek drżał, gdy otwierała usta.
— Chcę, żebyś spał w jednym z pokoi gościnnych. Poproszę skrzaty, aby przyszykowały świeżą pościel.
Zamrugał, po czym wzdrygnął się, jakby go spoliczkowała. Odsuwając się od niej, spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy.
— Dlaczego?
Wygładziła szlafrok.
— Nie wpuszczam obcych do łóżka. — Ruszyła do wyjścia.
— Nie.
Przystanęła, zanim odwróciła się do niego z chłodnym wyrazem twarzy.
— Nie?
— Nie. — Jego głos był wątły i bezużyteczny, ale słowa dotarły do niej mimo to. — Czekałem miesiącami, by cię znowu przytulić, a ty chcesz mnie ukarać…
— Miałam nadzieję, że podczas miesięcy spędzonych beze mnie, rozważysz, gdzie popełniłeś błąd. Zamiast tego łudziłeś się, myśląc, że twoje głupie decyzje względem naszej rodziny w jakiś sposób uczyniły nas bezpieczniejszymi. Ale najwyraźniej chyba powinnam być wdzięczna, że moja siostra udzieliła ci pomocnej rady w tej sprawie. — Złożyła ręce przed sobą, widząc, jak mąż się na nią gapi. — Teraz widzę, że nigdy ci nie wystarczymy, Lucjuszu.
— Cyziu…
— Będziesz spał gdzie indziej, dopóki nie powiem inaczej. Skończyłam. — Obróciła się na pięcie i szybko oddaliła korytarzem.
— To jest mój dom — zawołał za nią. — Nie możesz sprowadzać mnie do roli gościa we własnym domu.
Zatrzymała się z ręką na framudze drzwi i spojrzała na niego; jego więzienne szaty były pomięte i poplamione.
— Nie, kochanie — powiedziała. — Nie było cię przez naprawdę długi czas. Teraz jest to dom Czarnego Pana.
Zostawiła go w salonie i wróciła na górę, ocierając łzy.
***
Narcyza wbiła palce w łokieć matki, gdy świat przestał wirować, a szarpnięcie w okolicy pępka ustało. Otworzyła oczy na dźwięk głosu Andromedy i jej ojca pojawiających się kilka kroków dalej. Bella pojawiła się tuż przed nią, pozostawiając między nimi zaledwie cal wolnej przestrzeni.
— Bella! — Matka spojrzała na nią. — Nie tak blisko! Nie ma potrzeby się popisywać.
Bella przewróciła oczami i złapała Narcyzę za rękę, by pociągnąć ją w kierunku bramy z kutego żelaza. Narcyza sięgnęła po dłoń Andromedy, ale Bella szarpnęła ją do przodu, poza zasięg siostry.
Kiedy Narcyza w końcu miała sekundę, by dostosować wzrok do popołudniowego słońca, nagle sapnęła.
Lucjusz naprawdę nie kłamał przez te wszystkie miesiące. Był to najwspanialszy Dwór w całej czarodziejskiej Anglii. I nawet Wentworth Woodhouse nie miał takich bram. Jej oczy śledziły ogrody, drzewa i żywopłoty, które ciągnęły się wzdłuż kamiennej ścieżki prowadzącej do majaczącej w oddali posiadłości.
Bella ciągnęła ją w kierunku bramy, ale Narcyza chciała stać i gapić się na wszystko godzinami. Posiadłość Blacków miała wiele pięknych cech i detali, ale Dwór Malfoyów przyćmiewał je wszystkie.
Brama się rozwarła i Bella, po ostrym upomnieniu od ich ojca, przestała szarpać Narcyzę i ruszyła z nią ramię w ramię wzdłuż alejki. Kiedy wszyscy dotarli do głównego wejścia, drzwi rozsunęły się z rozmachem, zapraszając ich do wejścia.
Skrzat stał z boku ze spuszczonym wzrokiem i nerwowo zaciśniętą szczęką.
— Witaj — powiedziała Narcyza. Skrzat podskoczył i spojrzał na nią.
— Nie dręcz skrzatów, Narcyzo — ostrzegł jej ojciec.
— Ja nie…
— Witamy! Witamy!
Spojrzała w górę i zobaczyła Abraxasa i Lucjusza Malfoya wychodzących zza drzwi tuż za schodami. Abraxas uścisnął dłoń ojca Narcyzy i ucałował policzki jej matki.
Lucjusz zrobił krok do przodu i przyłożył knykcie Belli do swoich ust.
Narcyza oderwała wzrok od sufitu, skupiając się na portretach, które były bardzo zainteresowane gośćmi, którzy właśnie przeszli przez drzwi.
Kiedy Abraxas usprawiedliwiał swoją żonę, która lato spędzała w winnicach we Francji, wzrok Narcyzy powędrował do Lucjusza. Zastanawiała się, czy jest zdenerwowany. Zastanawiała się, czy nie wolałby spędzać lata z matką…
Powstrzymała swój umysł od wirowania w chwili, gdy Abraxas podszedł, by powitać Bellatriks, kłaniając się i całując ją w rękę.
— Twój dom jest piękny, panie Malfoy. — Bella mizdrzyła się tak, jak uczyła ją Andromeda. — Nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się o nim wszystkiego, co tylko mogę.
Lucjusz patrzył na nią zszokowany. Narcyza opuściła wzrok na marmurowe kafelki pod jej stopami i musiała przygryźć wargę, żeby się nie uśmiechnąć.
Abraxas został przedstawiony Andromedzie i Narcyzie, a następnie wszyscy wyruszyli na spacer po Dworze.
— Bellatriks, moja droga — powiedział Abraxas, gdy weszli do uroczego salonu. — Jak egzaminy końcowe?
— Chyba w porządku. Trochę męczące, jeśli mnie pan o to pyta. To nie tak, że kiedykolwiek wykorzystam choćby połowę rzeczy, których musiałam się nauczyć…
— Jestem pewna, że Bella chce powiedzieć — wtrąciła ich matka — jak bardzo jest wdzięczna, że już ma to za sobą!
Narcyza podeszła do zasłoniętego okna, gdy Abraxas zapytał o oceny Andromedy. Odgarnęła prześwitujący materiał i ujrzała balkon z widokiem na najwspanialszą część ogrodów. Po lewej stronie znajdował się staw, a obok niego wspaniała altana, biała niczym latarnia morska w popołudniowym świetle dnia.
— Narcyzo — syknął jej ojciec, a ona odsunęła palce od zasłon. — Nie rozglądaj się bez pozwolenia.
— Może rozglądać się gdziekolwiek zechce, zapewniam cię — powiedział Abraxas, podchodząc do Narcyzy stojącej przy oknie. — Właściwie, dlaczego nie wypijemy herbaty na zewnątrz? Pogoda jest cudowna. — Mrugnął do niej przebiegle. — Świetny pomysł, Narcyzo.
Zarumieniła się i uśmiechnęła do swoich butów. Abraxas odsunął się, by wezwać skrzaty i nakazać im przygotowanie mebli ogrodowych, a kiedy Narcyza podniosła wzrok, zobaczyła na sobie oczy Lucjusza.
Odwróciła się z powrotem w stronę balkonu.
Skrzaty pospiesznie szykowały miejsca do siedzenia na werandzie, pojawiając się i znikając, by przetransportować i poustawiać krzesła i kanapy. Narcyza wybrała krzesło z widokiem na staw, zadowalając się odzywaniem do reszty tylko wtedy, gdy do niej mówiono.
— Altana jest piękna, Abraxasie — powiedziała jej matka. — Absolutnie oszałamiająca.
— Cieszę się, że ci się podoba. Moja żona ma nadzieję, że ślub odbędzie się właśnie tutaj, na terenie posiadłości. Sami się tu pobraliśmy.
Żołądek Narcyzy zawirował, gdy spojrzała na swoje ciasto.
— Och. — Jej matka zawahała się. — No cóż, Blackowie też mają pewne tradycje. Mamy kuzynów w Château de Chambord…
— Mamo, nie obchodzi mnie to — prychnęła Bella, a Narcyza niemal słyszała, jak jej siostra przewraca oczami. — Chciałabym wziąć ślub w Dworze Malfoyów.
Narcyza spojrzała na ogrody, gdy rozmowa przeszła do tematu planowania ślubu. Przy jej rękawie pojawił się skrzat z parującym czajniczkiem i coś musiało mu powykręcać nogi, bo w mgnieniu oka po sukience i nogach Narcyzy spływała wrząca herbata. Dziewczyna krzyknęła i zerwała się z krzesła, na wpół nieprzytomna z bólu, gdy objęły ją czyjeś ramiona. Przycisnęła twarz do ramienia tej osoby, gdy krzyczała, a jej skóra piekła niemiłosiernie.
Rzucano zaklęcia, krzyki nasilały się, a ona widziała jedynie biel pod powiekami, gdy uginały się pod nią kolana. A potem było tylko uczucie chłodzenia i gojenia się na jej nogach, gdy była opuszczana na kanapę. Usłyszała, jak jej ojciec ruszył biegiem do środka, by wezwać eliksiry przeciwbólowe. Jej oczy były zamglone od łez, a kiedy je otworzyła, zobaczyła, że Bellatriks wysyła klątwy w stronę skrzata, szczerząc zęby, gdy te skowyczał i rzucał się w agonii.
— Nie! — zawołała Narcyza. Bella uniosła różdżkę, jej oczy błyszczały. Narcyza zmusiła się, by usiąść. — On nie... nie zrobił nic złego! Ja... podstawiłam mu nogę! Myślałam, że to będzie zabawne, ale nie zauważyłam, że niósł herbatę.
Bella spojrzała gniewnie na zdyszanego skrzata, którego ciało drżało, gdy próbował wstać.
— Panienko to nie jest prawdą! Zgredek upuścił herbatę! Zgredek to zły skrzat! Zgredek musi zapłacić za te krzywdy!
Bella wykrzywiła usta.
— Właśnie skrzywdziłeś moją siostrę, ty bezużyteczny szkodniku!
Andromeda załamała ręce.
— Cyziu, proszę, uspokój się…
— Ona ma rację.
Narcyza spojrzała na Abraxasa, który zmrużył oczy i wysunął nogę, gdy skrzat imieniem Zgredek sięgnął po rąbek jego szaty.
— Zgredek musi sam siebie ukarać, mistrzu! Zgredek to zły skrzat!
— Od lat próbujemy go sprzedać. — Abraxas westchnął i potarł skroń. — Niestety, jego reputacja go wyprzedza. Bardzo mi przykro, Narcyzo.
— Nic się nie stało…
— Zgredku. — Narcyza rozejrzała się dookoła i zobaczyła Lucjusza wpatrującego się w skrzata z zaciśniętymi pięściami. Jej twarz zapłonęła szkarłatem, gdy uświadomiła sobie, że to w jego ramię szlochała. To jego ramię obejmowało jej talię. To jego ciało przylegało do niej na kanapie. — Ukaraj się odpowiednio, albo ja sam to zrobię.
— Tak, Mistrzu Lucjuszu! — Skrzat zniknął z głuchym trzaskiem, zanim zdążyła zaprotestować.
Lucjusz spojrzał na nią, a puls Narcyzy przyspieszył, gdy napotkała jego oczy. Potem jej ojciec wpadł z powrotem na werandę i połączenie zostało zerwane.
Ojciec wlał jej do gardła eliksir uśmierzający ból, podczas gdy matka czyściła jej sukienkę, ocierając łzy i wyczarowując puder, którym pokryła skórę. Abraxas i jej ojciec zaczęli dyskutować o swoich nieszczęsnych sługach, a Andromeda pochyliła się w stronę Lucjusza, by nerwowym głosem zapytać, jakie kary Zgredek zwykle na siebie nakłada.
Ale Lucjusz nie odpowiedział. Nadal unosił się nad ramieniem Narcyzy z zaciśniętą szczęką, rzucając zaklęcia chłodzące i proste czary diagnostyczne na jej skórę.
Nagle Narcyzie znów zrobiło się za gorąco.
Zerwała się na równe nogi i wszyscy zamilkli.
— Ja… przepraszam za tę scenę. Powiedziałam, że to moja wina i naprawdę miałam to na myśli, więc… przepraszam. — Opuściła wzrok na swoje buty. — A jeśli mi wybaczycie, bardzo chciałabym skorzystać z toalety.
— Oczywiście kochanie…
— To nie twoja wina…
— … przeklęty, durny skrzat.
— Bella.
Andromeda wstała.
— Pójdę z tobą.
— Nie. — Narcyza uśmiechnęła się do niej. — Potrzebuję tylko chwili.
Ruszyła w kierunku drzwi balkonowych.
— Pokażę ci, gdzie są — odezwał się głos za nią.
— Nie! — Odwróciła się i zobaczyła Lucjusza stojącego zdecydowanie zbyt blisko. — Przepraszam, ja… wolałabym być sama. Ja… poradzę sobie.
Pędziła do domu tak szybko, jak tylko mogła, a zapach szat Lucjusza wciąż nawiedzał jej zmysły. Wypatrując toalet, przeszła długim korytarzem wyłożonym eleganckimi obrazami pełnymi pejzaży i krajobrazów. Gdy skręciła za róg, usłyszała najcichszy jęk, tak cichy, że myślała, że to tylko skrzypnięcie jej butów.
Podążając za dźwiękami do małej wnęki, Narcyza wyjrzała zza rogu i znalazła małego skrzata zwiniętego w kulkę. Nie był to Zgredek.
— Witaj.
Skrzat podskoczył i szybko wstał. To była mała skrzatka, prawdopodobnie jeszcze nastolatka jak na skrzata. Za jednym uchem miała małą, różową kokardkę.
— Panienko? — Skrzatka przesunęła ręką pod okiem. — Panienka czegoś potrzebuje?
— Nie. — Narcyza uklękła. — Po prostu zastanawiałam się, dlaczego płaczesz?
Skrzatka zaczęła bełkotać, a świeże łzy wypłynęły spod jej powiek.
— Zg... Zgredek miał nalać herbaty. A... ale zamiast tego wylał herbatę na przyszłą żonę Mistrza Lucjusza!
Narcyza zamrugała kilka razy.
— Właściwie to na siostrę jego, hm, przyszłej żony. To nie koniec świata.
— Ale to była herbata Łzawki! — Skrzatka szlochała, wydmuchując nos w poszewkę na poduszkę, którą miała na sobie. — Łzawka prosiła Zgredka, żeby nalał, żeby Łzawka mogła zrobić zupę! A więc to wina Łzawki! Wszyscy wiedzą, żeby nie dawać Zgredkowi herbaty!
— Robiłaś, co w twojej mocy, Łzawko — powiedziała Narcyza. Dziewczyna wyciągnęła chusteczkę, a Łzawka spojrzała się w nią z przerażeniem.
— Co to jest? — wyszeptała Łzawka.
— To dla ciebie. Żebyś nie musiała wycierać nosa w poszewkę na poduszkę.
Łzawka przyjęła ją swoimi wątłymi, drżącymi palcami.
— Panienka jest miła.
Narcyza uśmiechnęła się.
Po chwili oczy Łzawki uniosły się znad chusteczki, szerokie jak spodki.
— Czy panienka widziała nowy pokój z kwiatami?
— Pokój z kwiatami?
Łzawka jeszcze raz wydmuchała nos i wsunęła chusteczkę do poszewki na poduszkę. Ruszyła szybko korytarzem i dała znak Narcyzie, żeby ta poszła za nią.
Skręciła w prawo przed oszałamiającym portretem Abraxasa i jego żony, a Łzawka pchnęła drzwi.
Światło, kolor i świeże powietrze uderzyły w Narcyzę niczym fala. Pnącza, drzewa, krzewy i kwiaty rosły wszędzie, gdzie tylko sięgnąć okiem. Gapiła się na piękną roślinność, wyciągając szyję, by spojrzeć na szklane okna, które tworzyły nad jej głową kopułę.
Oranżeria.
— Łzawka sprawdzi teraz herbatę, ale czy panienka jest szczęśliwa?
— Panienka jest bardzo szczęśliwa, tak. Dziękuję, Łzawko.
Łzawka dygnęła chwiejnie i powiedziała:
— Dobrego dnia, panienko.
— Proszę, mów mi Narcyza.
Rumieniąc się wściekłym odcieniem czerwieni, skrzatka zniknęła bez słowa.
Narcyza wróciła do oranżerii, promieniejąc od ucha do ucha. Skręciła w prawo w ścieżkę wijącą się wokół dużego drzewa. Po lewej stronie kwitły krzewy róż – soczysta zieleń przepełniona plamami różu, czerwieni i żółci.
Po drugiej stronie ścieżki znalazła dwa razy więcej krzaków idealnych, białych róż. Swędziały ją palce, żeby odciąć jedną i zabrać ją ze sobą, ale zdecydowała się jedynie przesunąć opuszkami palców po płatkach.
— Powinien był wiedzieć.
Podskoczyła na dźwięk głębokiego, męskiego głosu dobiegającego zza jej pleców, gdy oderwała dłoń od róż. Lucjusz stał w drzwiach, z rękami splecionymi za plecami, skupiając na niej wzrok.
— Przepraszam, nie chciałam się narzucać. — Bawiła się rękami, zanim naśladując go, schowała je za plecami.
— Nie, ależ skąd — powiedział Lucjusz. — Zastanawiałem się tylko, gdzie się zgubiłaś.
— To naprawdę oszałamiająca oranżeria. — Czuła, jak palą ją uszy, gdy rozglądała się we wszystkich kierunkach, byle nie patrzeć na niego. — Nigdy nie widziałam tak wspaniałej.
— Wiesz — powiedział — to może być twój pokój. — Jego krok był powolny i przemyślany, niczym u lwa zapędzającego ofiarę pod mur.
Zaczęły pocić się jej dłonie.
— Słucham?
— Twój pokój. — Uśmiechnął się delikatnie, a potem pochylił głowę, by jej przypomnieć: — Nasza rozgrywka w szachy, pamiętasz?
Przeniosła ciężar ciała z nogi na nogę, czując, jak jej palce ślizgają się po sobie.
— Co z nią?
— Celowo przegrałaś po przeczytaniu moich myśli. Jestem więc zobowiązany zaakceptować swoją porażkę. — Jej usta otworzyły się, gdy wzruszył ramionami. — Ponieważ jestem teraz obciążony dwiema siostrami Black, przypuszczam, że muszę ci zapewnić „pokój”. — Jego twarz była nie do odczytania, gdy podszedł jeszcze bliżej. — Czy ten ci się podoba?
Patrzyła na niego, czując, jak serce wali jej w piersi. Ogień przetoczył się przez jej żyły, gdy Lucjusz patrzył jej w oczy. Uświadomiła sobie, że był bardziej wężem niż lwem – czaił się, kusząc ją, by ponownie zagłębiła się w jego wnętrzu.
A ona tego chciała. Chciała wiedzieć, czy podoba mu się jej nowa sukienka, co sądzi o jej włosach upiętych w warkocz i jak lubi pić swoją herbatę. Wiedzieć, co dokładnie chciał, żeby powiedziała i w jaki sposób pragnął przycisnąć usta do jej własnych.
Zabolało ją serce.
— Przestań — szepnęła.
Jego wzrok zamigotał, a on zakołysał się na piętach.
— Przestań. — Wzięła drżący oddech. — Jesteś zaręczony z Bellą.
Jego oczy były twarde, ale jego głos wciąż starał się być lekki, kiedy powiedział:
— A ty masz być moją siostrą. — Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. — Przepraszam, jeśli przesadziłem. Chcę tylko, żebyś była tutaj szczęśliwa…
— Przestań. — Jej głos drżał. — Proszę. Nie mogę tego znieść.
Nie patrząc na niego, pobiegła do drzwi, otworzyła je i podążyła z powrotem tą samą drogą, którą tu przybyła. Chciała tylko znaleźć swoje siostry.
My, my… Co tu się dzieje! Toż tu jest jeszcze większa chemia niż bym tego oczekiwała xD Nie spodziewałam się takich uczuć ze strony Lucjusza. Niby wiedziałam, że darzył ją uczuciem, ale że było to aż tak wielkie pożądanie z jego strony… I że ona z nim nie wygrała w te szachy, skoro odczytała jego myśli. Mogła go zniszczyć ale w sumie ja chyba też bym nie dała rady sobie poradzić widząc, że mój przeciwnik chciałby robić ze mną takie rzeczy xD No i Narcyza jest jeszcze bardziej podobna do Hermiony, niż myślałam. Jej zachowanie względem Łzawki… Nie dziwię się teraz, że skrzatka jest do niej tak bardzo przywiązana. Rzadko kiedy można spotkać czystokrwistych czarodziejów, którzy z takim szacunkiem i dobrocią odnoszą się do skrzatów i to jeszcze w tamtych czasach. Nie mogę jednak uwierzyć w to, że Lucjusz poświęcił ich małżeństwo, by wkupić się w łaski Voldemorta… Jak można skrzywdzić w ten sposób kogoś, kogo kocha się najbardziej na świecie. Ale faceci to dzbany, więc nie spodziewam się po nich niczego innego.
OdpowiedzUsuńBoze, ta rozgrywka szachowa nie mogla sie skonczyc inaczej - w momencie, w ktorym Narcyza postanowila "bezszelestnie" przesledzic mysli Lucjusza czulam, ze to sie zle skonczy 🙈 Az mi zabraklo tchu, kiedy razem z Narcyza "zobaczylam" to, co najwyrazniej chcial(?) jej pokazac. O slodki Merlinie! Nic juz nie bedzie takie samo 🙈 Oranzeria u Malfoyow musiala zrobic na niej piorunujace wrazenie, niczym biblioteka na Hermionie 😁 A, i zgadzam sie z Camille - zarowno Narcyza, jak i Lucjusz, nie roznia sie znow tak duzo od Draco i Hermiony 😉
OdpowiedzUsuń♥️♥️❤
OdpowiedzUsuń