Był piękny, jesienny poranek, słońce rzucało na dziedziniec żółte i pomarańczowe promienie. Ciepła bryza powiewała materiałami spódnic i skręconymi lokami, niosąc delikatną, kobiecą woń w kierunku chłopców siedzących pod krużgankami. To był idealny dzień na siedzenie na dziedzińcu z dobrą książką lub dobrym przyjacielem.
Lucjusz miał jedno i drugie. I chciał to wszystko spalić.
Ze swojego miejsca na parapecie w łukowatym przejściu mógł wyraźnie spoglądać na miejsce na dziedzińcu, gdzie Charles Boot zwisał z gałęzi drzewa jak jakaś niekulturalna bestia, a koszula wychodziła mu ze spodni, gdy pysznił się i przechwalał przed Narcyzą Black. Dziewczyna uśmiechała się do niego skromnie i zakładała swoje długie włosy na ucho, palcami tańcząc w dół swojej zarumienionej szyi.
Lubiła go.
A Lucjusz nie mógł na to patrzeć.
— Powinnaś mieć oko na swoją siostrę, Andromedo. Ośmieszy całą twoją rodzinę.
Andromeda podniosła wzrok znad swojej pracy domowej z Transmutacji. Jej wzrok przesunął się po dziedzińcu i spoczął na Narcyzie w chwili, gdy ta wybuchła śmiechem, który był niczym muzyka w rześkim, październikowym powietrzu.
— Jak to?
— Tak otwarcie flirtuje z Bootem. Praktycznie rzuca się na niego. — Lucjusz oblizał palec i przewrócił stronę, której nawet nie miał zamiaru czytać.
— Hmm. Rosier i Burke znacznie bardziej rzucają się w oczy, jeśli o to chodzi…
— Flirtowanie to jedno. Charles Boot to drugie.
Nie odrywał wzroku od swojej książki, gdy Andromeda odwróciła się do niego.
— A co jest nie tak z Charlesem?
— Jest gównianym Obrońcą.
— Czy nie pokonał cię w zeszłym tygodniu?
Lucjusz spojrzał na nią.
— Na wypadek, gdyby umknęło to twojej uwadze, mieliśmy 140 punktów przewagi, zanim Szukający Krukonów złapał znicz!
— W porządku. — Andromeda umieściła swoje pióro w czytanej książce jako zakładkę i zamknęła ją z lekkim uśmieszkiem. — Więc nie powinna bratać się ze słabymi graczami Quidditcha. Jakie inne przewinienia chciałbyś mu wytknąć?
— Jest dla niej zdecydowanie za stary — powiedział Lucjusz. Przewrócił kolejną stronę.
— Ma szesnaście lat. Tak samo jak ty.
Spojrzał na nią ostro.
— Ona ma czternaście lat…
— Piętnaście w przyszłym tygodniu.
— To jest niestosowne. — Jego ton był szorstki.
Andromeda uniosła brew, jakby chłopak był przezroczysty niczym tafla szkła.
Lucjusz chciał z niej szydzić – uwolnić część gniewu, który w nim wrzał. Ale ich przyjaźń była na to zbyt krucha.
Naprawdę tęsknił za nią przez ostatnie dwa lata. Kiedy Bellatriks ukończyła szkołę, Andromeda w końcu mogła swobodniej spędzać z nim czas, mniej przytłumiona obecnością starszej siostry.
Zacisnął zęby.
— Więc jakie jeszcze masz zastrzeżenia wobec Charlesa Boota? — zapytała.
Lucjusz ponownie spojrzał na drzewo, w samą porę, by zobaczyć, jak Boot zrywa różowy kwiat z nisko wiszącej gałęzi. Krew zawrzała Lucjuszowi w żyłach, gdy patrzył, jak Charles odwraca się, napotykając z uśmiechem wzrok Narcyzy. A potem odważył się jej dotknąć. Jego szorstkie palce trzymały jej szczękę, gdy wsunął kwiat za jej ucho. Ona uśmiechnęła się do niego, jakby dał jej diament zamiast zwiędłego kwiatu.
— Jest półkrwi. — Poczuł, że wypluwa z siebie te słowa.
Andromeda prychnęła głośno i dość niekobieco.
— Rodzina Bootów jest jedną z najbardziej znanych rodzin czarodziejów w Stanach…
— Mam gdzieś Stany. — Lucjusz zatrzasnął swoją książkę. — On jest tutaj. Oni nie należą do Nieskalanej Dwudziestki Ósemki. Siostry Black muszą zachować rodzinną linię krwi. Jeśli Narcyza pozwoli się zauroczyć synowi mugolaka, obniży to wartość całej rodziny.
Znów przemknął wzrokiem przez dziedziniec, by zobaczyć, jak Narcyza z małym uśmiechem czającym się w kącikach jej ust wyciąga rękę i poprawia kołnierz Boota. Pierś Lucjusza ścisnęła się z wściekłości.
— Rozumiem.
Głos przy nim był cichy. Lucjusz odwrócił się i zobaczył Andromedę z odległym wyrazem twarzy przygryzającą wewnętrzną stronę policzka. Nagle włożyła książkę z powrotem do torby.
— Nie, przypuszczam, że masz rację, Lucjuszu. To… nie wyglądałoby dobrze. Jako siostry Black…
— Chcesz z nią porozmawiać? — powiedział, rozjaśniając się.
— Muszę... muszę spotkać się z moim partnerem od Eliksirów. — Chwyciła swoje rzeczy, unikając jego wzroku.
Odłożył książki i wstał, żeby jej pomóc.
— Kiedy z nią porozmawiasz?
— Nie wiem, czy to moja rola…
— Tak — upierał się. — Jako jej siostry…
— A jeśli ona go kocha? — Andromeda spojrzała na jego. Było w jej oczach coś palącego i rozpaczliwego. — Czy mamy się jej wyrzec? Odrzucić? Nigdy więcej o niej nie mówić?
Lucjusz zmarszczył brwi, próbując ustalić, skąd to się wzięło. Delikatnie ujął jej ramiona.
— Oczywiście, że nie. Nie martw się. On nie jest szlamą…
Andromeda skrzywiła się, wyrywając z jego uścisku. Jej oczy padły na kamienie, gdy Lucjusz gapił się na nią.
— Muszę iść.
Lucjusz powoli skinął głową.
— W porządku. Odprowadzę cię…
— Nie kłopocz się — powiedziała, omijając go. — I tak kazałam Tedowi czekać już wystarczająco długo.
Szybko ruszyła ścieżką prowadzącą do zamku. Lucjusz wpatrywał się w nią, dopóki melodyjny śmiech nie odbił się od krużganków, dobiegając do jego uszu. Odwrócił się z powrotem w stronę dziedzińca i zobaczył, że Boot przyciska usta do knykci Narcyzy. Trzymał jej palce aż do ostatniej chwili, niechętnie odchodząc i zostawiając ją pod kwitnącym drzewem.
Oddech Lucjusza był płytki, gdy patrzył, jak Narcyza zbiera swoje rzeczy, ukrywając rumieniec. Starannie poprawiła różowy kwiat w swych włosach, a Lucjusz zobaczył czerwień rozlewającą się na jej policzkach. Chwycił swoją torbę z książkami i ruszył w jej kierunku w chwili, gdy weszła do zamku.
Jej blond włosy właśnie zatrzepotały przy schodach, gdy on wkroczył do holu wejściowego. Zbiegł w dół do lochów, w końcu nadrobił jej spokojne tempo przy posągu Horacego Rogatego.
Nawet nie spojrzała na Lucjusza, gdy do niej podszedł.
— Boot jest półkrwi.
Cisza. Jakby nie istniał.
— Jest na szóstym roku…
— Śledziłeś mnie, żeby wyrecytować fakty, Lucjuszu?
Jego ramię wystrzeliło do kamiennej ściany tuż przed nią, zatrzymując ją w miejscu. Patrzył, jak jej wzrok zamarza, gdy podniosła do niego podbródek. Serce dudniło mu w piersi, a jego skóra pulsowała od jej bliskości – dzieliła ich mniej niż stopa.
— To niestosowne — syknął. — Jako że jesteś jedną z sióstr Black…
— To, co jest niestosowne, Lucjuszu, to to, jak blisko mnie stoi mój brat.
Jego usta drgnęły. Poczuł się upojony jej uznaniem… tego faktu.
Od sytuacji w oranżerii minęły cztery miesiące. Przez cały ten czas Narcyza odmawiała spojrzenia mu w oczy, gdy mijali się na korytarzach, ignorowała go w Pokoju Wspólnym, unikała go na schodach. Doszedł do wniosku, że musiał wyobrazić sobie tego dnia rumieniec na jej policzkach i miękkie rozchylanie się jej różowych ust.
Ale teraz to wszystko wróciło.
— Ach tak? — Wyprostował się, opierając drugą rękę o ścianę przy jej ramieniu, a ona jedynie oddychała powoli. — Myślałem, że powinienem mieć oko na moją przyszłą siostrę. Żeby upewnić się, że dokonuje właściwych wyborów.
— Jak miło z twojej strony. Zapewniam cię, że znam swoje miejsce.
— Więc jak wytłumaczysz ślinę na knykciach albo sposób, w jaki rozpięłaś bluzkę?
— Czy chodzi o Quidditcha? — W jej oczach pojawił się protekcjonalny błysk. — Jaka szkoda, że w zeszłym tygodniu zablokował twój ostatni strzał…
Przysunął się bliżej, prostując się na pełną wysokość i patrząc na nią z góry. Zanim zdążył na nią warknąć, jego oczy utkwiły w jej policzkach rozkwitających na różowo. Lekko zatrzepotała rzęsami.
Przyjrzał się jej twarzy, a jego złość przeistoczyła się natychmiast w coś hipnotycznego i ciepłego. Jej wzrok spoczął na jego ustach, a on patrzył, jak jej źrenice się rozszerzają.
Jej własne ciało ją zdradziło. Tak bardzo starała się to powstrzymać, ale pragnęła go równie desperacko.
Górował nad nią, a rozpięte guziki, którymi pogardzał zaledwie kilka sekund temu, teraz dawały mu oszałamiający widok. Jej klatka piersiowa uniosła się pod jego spojrzeniem, jakby dziewczyna przebiegła właśnie półmaraton.
Kiedy oderwał dłoń od ściany, wstrzymała oddech, a jej oczy błyszczały wpatrzone w niego. Jego palce wylądowały po krzywiźnie jej szczęki, a jej język przesunął się po dolnej wardze. Lucjusz nachylił głowę.
Czuł smak wydychanego przez nią powietrza.
— Nie możemy — wydyszała.
Otworzył oczy. Jej własne były okrągłe i przestraszone.
— Cyziu…
— Nie możemy. — Odepchnęła go i przemknęła pod jego ramieniem.
— Zaczekaj!
Sięgnął po nią, ale była zbyt szybka, pospieszyła korytarzem, aż w końcu zaczęła biec. Jego żołądek był ciężki z pragnienia, a żyły pulsowały przepełnione podnieceniem.
Prawie na to pozwoliła. Zwilżyła usta, zamknęła oczy i czekała na niego. Powstrzymała ich tylko sekunda zawahania.
Może następnym razem tak się nie stanie.
Lucjusz przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. Kiedy poprawiał krawat, zobaczył kwiat, który wymknął się z jej włosów i opadł na kamienną posadzkę. Jego płatki były w pełni rozwinięte.
Podniósł go, przesuwając po nim opuszkami palców – ten sam odcień różu, co jej usta i policzki.
Włożył go do kieszeni, odwrócił się i wrócił na dziedziniec.
***
Lucjusz ruszył żwawo w kierunku salonu, otrząsając się z porannej senności i wygładził szaty. Drzwi otworzyły się przed nim szeroko, po czym wkroczył do środka.
— Druello. Przepraszam za spóźnienie. Nie wiedziałem, że nas odwiedzisz.
Druella Black wstała z krzesła z delikatnym uśmiechem, który zawsze nosiła dla niego na swych ustach. Jej gładkie, szaro blond włosy były upięte w niski kok, a jej żonkilowe szaty falowały w świetle dnia wpadającym przez wielkie okna. Sięgnął po jej dłoń i przyłożył knykcie do ust.
— Dzień dobry, Lucjuszu. Wiem, że powinnam była uprzedzić.
— Skądże. — Wskazał jej, żeby usiadła, podążając za jego przykładem. — Obawiam się, że Narcyza jest w Mediolanie, robiąc sobie małą przerwę od naszych gości.
— Ach — powiedziała Druella.
Po chwili ciszy Lucjusz sięgnął po filiżankę, która pojawiła się u jego łokcia.
— Draco, jak wiesz, wrócił do Hogwartu, ale…
— Widziałam się z nim w zeszłym miesiącu — powiedziała. — Przyszedł na herbatę.
Lucjusz zamrugał. Draco nic mu o tym nie wspomniał.
— Tak, zgadza się. To wspaniale.
— Przyszłam porozmawiać z tobą, Lucjuszu. — Jej spojrzenie padło na drzwi. — I zdecydowałam się przyjść wcześniej, żeby nikt nas nie podsłuchał.
Lucjusz nachylił głowę w stronę teściowej. Była delikatną, poważną kobietą i na pozór posłuszną żoną. Ale były takie chwile, kiedy paląca intensywność za jej oczami trzymała go na baczności.
— Oczywiście. O czym chcesz porozmawiać?
— O Andromedzie.
Nagle ona również nachyliła się ku niemu, a Lucjusz szybko zablokował wszystkie ścieżki prowadzące do jego umysłu.
— Nigdy nie dzieliłam się tym z nikim, ale ona mi powiedziała. — Jej oczy wwiercały się w niego. — Podczas Wielkanocy, na jej siódmym roku.
Lucjusz wpatrywał się w kobietę. Poczuł, że drgają mu brwi.
— Powiedziała, że zakochała się w mugolaku i potrzebuje mojej pomocy, żeby porozmawiać z Cygnusem. — Druella zerwała kontakt wzrokowy, by wyjrzeć przez okno za nim, a jej oczy zaszkliły się. — Powiedziałam jej, że to niemożliwe. Że będzie musiała się z nim pożegnać przed ukończeniem szkoły. A miesiąc później znaleziono jedynie jej puste łóżko w Hogwarcie, gdy zniknęły jej kufry.
Serce waliło mu w piersi. Minęły lata, odkąd słyszał, jak ktoś wypowiadał imię Andromedy. Może była w niebezpieczeństwie. Wiedział, że jej mąż się ukrywał, ale z pewnością Druella nie mogła prosić o coś tak głupiego…
— Uspokój swój umysł, Lucjuszu — wyszeptała.
Lucjusz przestraszył się, szybko umacniając ściany. Zacisnął usta, jeżąc się na samą myśl, że udało jej się wślizgnąć. Zawsze się wślizgiwała.
Druella elegancko uniosła filiżankę oraz spodek i kontynuowała.
— Byłeś wtedy bardzo miły dla naszej rodziny, w przeciwieństwie do większości towarzystwa, które nas otaczało. Zawsze będę wdzięczna, że nie pozwoliłeś, aby nasze kłopoty wpłynęły na twoje zamiary wobec mojej córki.
Lucjusz postukał opuszkami palców o podłokietnik.
— Oczywiście.
Jej niebieskie oczy zmarszczyły się w kącikach, ale jej uśmiech był napięty.
— Zastanawiam się, czy czułbyś teraz to samo. Gdyby słaby osąd w sprawach sercowych był dla ciebie czymś do usprawiedliwienia – gdybyś darzył tę osobę prawdziwą miłością.
Ocenił ją, a jego umysł pracował szybko.
— Obawiam się, że nie rozumiem.
Druella wyprostowała z powrotem, a kąciki jej ust opadły w dół.
— Lucjuszu, jednego dnia miałam trzy córki, a następnego miałam zaledwie dwie, tylko dlatego, że mój mąż tak powiedział. — Jej głos drżał. — Andromeda została mi odebrana ponieważ zwyczajnie się zakochała. Modlę się, abyś nigdy nie musiał doświadczyć tego uczucia.
Lucjusz zacisnął usta, gdy fala mdłości przeszyła jego wnętrzności, zaciskając się mocno na żołądku. Chwycił dłońmi poręcze krzesła.
— Jest tylko jedna rzecz gorsza niż odebranie ci dziecka. — Uważnie skupiła na nim swój wzrok. — To, że twój syn postanowi uciec, zniknąć i odciąć cię od swojego życia – a to tylko dlatego, że uważa, że ty nie zrozumiesz.
Poczuł się unieruchomiony przez jej błękitne oczy, ale ściany jego umysłu trzymały się mocno.
Stukając kciukiem w spodek, skatalogował wszystkie dziewczęta półkrwi przebywające obecnie w Hogwarcie, przypominając sobie, czy Draco wspomniał o którejś z nich.
— Mądrze jest potraktować to poważnie — powiedziała Druella. — W końcu serce Malfoya może być dość uparte, zwłaszcza, jeśli chodzi o kobietę, której nie może mieć. Albo inaczej – nie powinien.
Bezszelestnie postawiła filiżankę na spodek. Lucjusz czekał, aż kobieta powie coś więcej.
Nie zrobiła tego.
***
Cichy płacz odbijał się echem od ścian korytarza, wpadając do uszu Lucjusza niczym nawiedzona melodia.
Widział ją, jak wybiegła z Pokoju Wspólnego, uciekając od pytających spojrzeń i zadowolonych z siebie uśmiechów. I ruszył za nią tak szybko, jak tylko mógł, otoczony szeptami.
Lucjusz skręcił za róg i znalazł ją na najwyższym stopniu schodów prowadzących w dół do klasy Eliksirów. Jej szczupłe ciało owinęło się wokół kolan. Jej platynowe włosy drżały wokół łokci, gdy dyszała ciężko.
Kroki Lucjusza ucichły na kamieniach, gdy zniżył się, by usiąść obok niej, rozciągając swoje długie nogi na trzech kolejnych stopniach. Wcisnęła twarz w zgięcie ramienia, odwracając się od niego.
On czekał. Był dobry w czekaniu.
Jej oddech urwał się przy wydechu i znów zaczęła szlochać. Chciał pomasować jej plecy, otrzeć łzy, scałować cały ten smutek.
Ale tylko czekał.
— Nigdy ci nie powiedziała? — Jej głos był wątły i złamany.
— Nigdy.
Patrzył, jak jej plecy rozszerzają się z każdym kolejnym wdechem.
— Ona nie może po prostu… — Narcyza czkała — po prostu zniknąć. Egzaminy końcowe są w przyszłym tygodniu. Na pewno wrócą, prawda?
Uniosła twarz do niego, a jej oczy były mokre i przepełnione błaganiem. Jej nos był różowy, a policzki lśniły od rozmazanych łez.
Była fascynująco piękna.
Lucjusz zacisnął dłonie w pięści, żeby do niej nie sięgnąć.
— Nie wyobrażam sobie, że wrócą, Cyziu.
— Ale dokąd ona pójdzie? Co zrobi? — Przesunęła dłonią po nosie i pociągnęła nim, a Lucjusz poczuł, jak jego pierś pulsuje z uwielbienia. — Andromeda nie zrobiłaby czegoś tak nieostrożnego.
— Nie — powiedział. — Nie, sądzę, by włożono w to zbyt dużo uwagi i planowania.
— Co, myślisz, że ona go kocha? — Jej spojrzenie stwardniało. — Ona nie może, Lucjuszu. Nawet go nie zna. Nigdy nie wspomniała mi o Tedzie, a przecież mówiła mi wszystko…
Głos Narcyzy się załamał. Świeże łzy napłynęły jej do oczu i ukryła twarz w dłoniach. Serce Lucjusza ścisnęło się, gdy znów zaczęła płakać. Ostrożnie położył rękę na jej szczupłych ramionach i nagle jakby układanka wskoczyła na swoje miejsca, dziewczyna oparła się o jego bok, przeczesując palcami przód jego szaty.
Wszystko to wydawało się tak słuszne.
— Ćśś. — Przesunął dłonią po jej łopatkach, przeczesując jej włosy – delikatniejsze niż jedwab, gładsze niż skóra. — Będzie dobrze.
Mijały minuty, a szloch Narcyzy w końcu ucichł. Jej palce rozluźniły się, a potem ponownie zacisnęły.
— Caroline Edgecomb mówi, że Andromeda będzie musiała zostać wydziedziczona. Usunięta z naszych rodzinnych rejestrów, jakby nigdy nie istniała. — Nachyliła twarz do jego własnej, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. — Czy to prawda?
Lucjusz przełknął ślinę.
— Być może. Jeśli twoja rodzina ma się po tym pozbierać… Jeśli twój ojciec zechce znaleźć odpowiednie dopasowanie dla… dla ciebie — powiedział ze ściśniętym gardłem. — Bezpieczniej jest się jej wyrzec. Usunięcie tej plamy zajmie jednak dużo czasu.
Samotna łza spłynęła jej po policzku.
— Lucjuszu, czy ty… — przerwała, a on poczuł jej oddech na swojej szczęce. — Czy nadal poślubisz Bellę? A może jesteśmy zbyt... zbyt skażeni i teraz ty…
Wolną ręką chwycił jej podbródek.
— Nigdy nie mógłbym porzucić sióstr Black. Są tak samo częścią mojej duszy, jak moja własna rodzina.
Przesunął kciukiem lekko po jej szczęce, dostrzegając jedynie przebłysk jej spojrzenia na jego usta, jakby oczekiwała spotkania z nimi.
W chwili, gdy jej miękkie usta przycisnęły się do warg Lucjusza, magia ożyła w jego piersi. Jego skóra szumiała, żyły śpiewały. Jej usta były ciepłe i mokre, błagając go, by usunął jej ból.
Odchylił jej twarz do tyłu, a ona sapnęła, gdy się jej poddał. Jego pocałunki były powolne, ale celowe. Przeciągnął jej dolną wargę między swoimi z lekkim jak piórko naciskiem. Jej palce przesunęły się po jego kołnierzyku i wplątały we włosy za uszami.
Wiła się, próbując napierać na niego, otwierać usta – ale on przytrzymał ją blisko siebie i skierował tam, gdzie chciał. Jęknęła. I był to najbardziej boski dźwięk, jaki kiedykolwiek stworzono.
Ale potem szarpnęła się do tyłu, wyrywając z jego ramion. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując w niego z przerażeniem. Jej policzki zaróżowiły się, kiedy stała przed nim z nabrzmiałymi ustami i w pomiętej bluzce.
Przyłożyła palce do ust.
— Co my zrobiliśmy?— Podskoczyła na równe nogi.
Lucjusz wstał.
— Cyziu…
— Tak bardzo przepraszam, Lucjuszu. Nigdy nie miałam na myśli…
Odwróciła się i zaczęła biec. On pobiegł za nią.
— Cyziu. — Chwycił ją za ramię i obrócił, przyciskając ją szybko do ściany. Jej oczy były pełne strachu jak u łani. — Nie uciekaj od tego, proszę. Wiem, że czujesz to samo…
Przycisnęła dłoń do jego ramion i powstrzymała go przed ponownym pocałunkiem. Jej usta drżały.
— Została mi tylko jedna siostra, Lucjuszu.
Jej słowa kipiały mu niczym kwas w gardle, zabijając wszelkie pozostałe pożądanie i rozluźniając uścisk jego dłoni na jej ramionach.
Odsunęła się i pognała z powrotem do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
***
Na podłodze w jego salonie płakała dziewczyna. A jego syn dyszał ostro, drżąc przy każdym dźwięku.
Jego żona szeptała coś cicho, błagając go, by zachował spokój. Jej głos drżał, gdy szepnęła:
— Co powiedziałby Severus?
Spojrzenie Lucjusza zwęziło się, gdy jego syn wziął głęboki oddech, wyprostował się i ponownie odwrócił twarzą do dziewczyny. Bella syknęła na nią i usiadła na piętach, wyciągając ostrze.
Co powiedziałby Severus, pomyślał Lucjusz.
Co Draco ukrywał przed nim dzięki sztuczkom Oklumencji Severusa?
Dziewczyna krzyknęła, gdy nóż wbił się w jej skórę, a urywany oddech sprawił, że Lucjusz znów obejrzał się przez ramię. Obserwował drganie oczu Draco i ruchy żeber, które szybko rozszerzały się i kurczyły. A potem wrócił wzrokiem z powrotem do dziewczyny – jej brudnej krwi spływającej po ramieniu, plamiącej dywan, na którym Druella stała zaledwie miesiąc temu, ostrzegając go przed własnym synem.
Serce Malfoya może być dość uparte, zwłaszcza, jeśli chodzi o kobietę, której nie może mieć.
Lucjuszowi aż zawirowało w głowie. Potarł czoło.
Kilka godzin później – po zamieszaniu, po torturach Czarnego Pana, po tym, jak Narcyza wcześniej odesłała drżącego Draco z powrotem do Hogwartu celem zapewnienia mu względnego bezpieczeństwa – Lucjusz ruszył po schodach do wschodniego skrzydła.
Na drzwiach sypialni jego syna były osłony. Lucjusz warknął, gdy przebił się przez nie i wpadł do środka. Wycelował różdżkę w łóżko i materac, obracając je, a poduszki i pościel spadły na podłogę.
Nic.
Wyciągnął szufladę przy łóżku – w środku znalazł tylko drobiazgi i papierki po cukierkach.
Machnięciem różdżki sprawił, że każda książka z półki spadła na dywan, a ich strony przewracały się dziko, gdy wiatr szukał notatek wsuniętych między okładki.
Zdjęcie Draco z Crabbe’em i Goyle'em pojawiło się w jego rękach, a Lucjusz otworzył ramkę, szukając czegokolwiek, co mogło zostać ukryte za zdjęciem.
Palce Lucjusza wręcz swędziały z wściekłości. Jego syn. Jego syn ukrywający przed nim dziewczynę.
Wpadł jak burza do łazienki, wyrywając szuflady z zawiasów i zrzucając lustro ze ściany – wciąż nic. Ale on to znajdzie. Zakochani głupcy zawsze zostawiali ślady.
Drzwi do garderoby otworzyły się z hukiem, a kieszenie każdego płaszcza wywróciły się na lewą stronę. Sykle sypały się na podłogę jak krople deszczu, opakowania po gumach do żucia trzepotały jak płatki śniegu. Szuflady otworzyły się, a on wbił rękę w stos skarpetek, a potem w swetry.
W ostatniej szufladzie znajdowało się pudełko po butach i koc. Koc wzbił się w powietrze, roztrzepując luźno. Nic.
Lucjusz ukląkł i wyjął pudełko po butach…
Ze środka spojrzała na niego Hermiona Granger. Wycinek z Proroka.
Powietrze opuściło jego płuca. Upadł na podłogę, wciągając pudło na kolana.
Jego drżące palce uniosły artykuł, by znaleźć pod nim kolejny – jej oczy szeroko otwarte w panice, kiedy wyrywała się z ramion Pottera, a reporter zrobił im zdjęcie. A pod spodem był jeszcze jeden.
Wycinki były nieskazitelne. Ostrożnie wycięte. Niemal mógł wyczuć, ile razy ostrożne palce prześlizgiwały się po nich, śledząc równe krawędzie.
Krew napłynęła mu do uszu. Nie była tylko mugolaczką. Oj nie, jego syn musiał być na tyle głupi, żeby zakochać się w tej najsłynniejszej. Tej, która pomogła narazić życie całej ich rodziny.
Siedział w garderobie swojego syna, wpatrując się w tuzin twarz Hermiony Granger, gdy wpatrywały się w niego; mrugając, spoglądając z szeroko otwartymi oczami albo się śmiejąc.
Jego spojrzenie zatrzymało się na wstążce w rogu pudełka – czerwono-złotej. A oczami wyobraźni Lucjusz widział, jak ta ześlizguje się z brązowych loków niczym kwiat z drzewa.
Ach te serca mężczyzn Malfoyów xD Poprzednio mówiłam, że Narcyza jest jak Hermiona, a tu muszę powiedzieć, że Draco i Lucjusz są identyczni. Ich serca wybrały kobiety, których nie powinni nawet rozważać. Ale kto zwraca w takiej sytuacji uwagę na to, co mówi umysł, skoro serce jest mocniejsze? Lucjusz od pierwszego momentu zakochał się w Narcyzie, choć był zaręczony z jej siostrą i wiedział, że nie powinien nawet sobie wyobrażać takich scen z udziałem jego i Narcyzy, a jednak… Narcyza jest naprawdę wyjątkową kobietą i chyba nie istnieje nikt, kto nie zwróciłby na nią uwagi. Czemu też się dziwić, że Lucjusz się wkurzał, że inni łazili za Narcyzą wpatrzeni w nią jak w obrazek. Sam po części się do nich zaliczał. A Druella Black jest prawdziwie cudowną kobietą, że tak kochała swoje córki ale i zięcia, że bała się iż sytuacja w jego rodzinie może się powtórzyć.
OdpowiedzUsuńO wooow, końcowa scena wywarła na mnie duże wrażenie. Tak samo zresztą jak cała ta miniaturka. Nie mogę się doczekać piątej części!
OdpowiedzUsuńOj, Lucek Lucek. Przyganiał kocioł garnkowi! Gdyby Draco wiedział (bo chyba nie wiedział?), jakie były początkowe plany połączenia rodów Blacków i Malfoyów to już dawno by ojcu pokazał, co myśli o jego metodach i jego, cóż, zdaniu. Ale przyznam się, że wstrzymałam oddech, kiedy Lucjusz przeczesywał pokój Draco. Naprawdę nie podejrzewał, że mogło chodzić o Hermionę? Przecież Malfoyowie zawsze celują w najlepszą partię.
OdpowiedzUsuńTen pocałunek Narcyzy i Lucjusza, o Boże. Chyba bardziej podoba mi się ta energia między nimi, niż między Draco i Hermioną - tutaj jest pikatnie, u Draco i Hermiony pełno udręczenia i niedopowiedzeń, ale oczywiście nie możemy ich winić. Aczkolwiek Draco powinien, i to swojego zakichanego ojczulka, który sam robił, co chciał ;)