Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Hozier – Like Real People Do, Shearwater – I'm So Glad

_____

Jedenaście lat później

Andromeda wzdrygnęła się, gdy próbowała przesunąć walizkę Teddy'ego w stronę frontowych drzwi. W wieku pięćdziesięciu siedmiu lat jej stawy dawały o sobie znać o wiele bardziej niż kiedyś; od niedawna nawet błahe kichnięcie potrafiło wywołać serię bolesnych skurczy kręgosłupa. Opieka nad dzieckiem przez ostatnią dekadę z pewnością nie pomogła, ale kobieta nie zamieniłaby tego na nic innego. W takich chwilach naprawdę tęskniła za Tonks i Tedem. Trudno było jej myśleć o tych wszystkich rzeczach, których nigdy nie mieli okazji zobaczyć, podczas gdy Teddy dorastał i to w przerażająco szybkim tempie. Martwiła się też o chłopca i o wszystkie chwile, które zostały mu skradzione w świecie bez rodziców.

Ale Teddy był dla Andromedy czystą radością. Przyniósł jej tyle samo uśmiechów, co Tonks, jeśli nawet nie więcej. Duma, którą czuła kobieta, gdy na niego patrzyła, czasami budziła podziw. Jak na dziecko, którego życie tak bardzo nawiedziły okrutne okoliczności, był odpowiedzialnym, bystrym i życzliwym młodzieńcem. I pomimo faktu, że prawdopodobnie zyska ona tak bardzo potrzebny odpoczynek, wiedziała, że naprawdę będzie tęsknić za jego obecnością, kiedy jutro wyjedzie on do Hogwartu.

Walcząc z nieuniknionymi łzami, które z pewnością napłyną jutro strumieniami, spróbowała przesunąć kolejną walizkę Teddy'ego, ale nachyliła się pod naprawdę niefortunnym kątem i jej plecy zadrżały w agonii w chwili, gdy otworzyły się frontowe drzwi.

— Au! Do diabła! — sapnęła.

— Ciociu Andromedo, co ty do cholery robisz? — zapytał Draco, podbiegając do niej. — Dlaczego po prostu nie użyłaś magii?

— Zostawiłam różdżkę w drugim pokoju…

— Dlaczego po prostu nie przywołałaś jej szybkim Accio? — zapytał o wiele młodszy i słabszy głosik.

Pomimo bólu Andromeda uśmiechnęła się i uniosła głowę, by napotkać parę ciekawskich, ciemnoszarych oczu. 

— Witaj, Tauro.

Z niewielką pomocą Draco, Andromeda poprawiła swoją powykrzywianą postawę i zamknęła dziewczynkę w ciepłym, znajomym uścisku. Krzaczaste, blond włosy Taury jak zawsze łaskotały kobietę w nos, ale nie żeby się tym przejmowała. Oczy stojącego za nimi Draco nieco złagodniały, gdy je obserwował.

— Nauczyłaś się zaklęcia przywołującego? — spytała Andromeda, cofając się, by cmoknąć Taurę w policzek. — Naprawdę jesteś taką inteligentną młodą czarownicą, kochanie.

— Taa, spróbuj wychowywać pięciolatka, który już zna garść zaklęć — burknął Draco, rzucając swojej córce znaczące spojrzenie. — Imponujące, tak, ale to też równie przerażające. Granger i ja na wszelki wypadek zaczęliśmy zamykać pod kluczem nasze różdżki.

Andromeda zachichotała wbrew sobie. 

— W takim razie chyba powinniśmy być wdzięczni, że nie odziedziczyła złośliwości po swoim ojcu.

— Jeszcze — zakończył. — Chodź, usiądźmy i zrobię herbatę.

— Hermiona i Teo nie przyszli z wami? — zapytała Andromeda, kiedy weszli do kuchni.

— Nie, Teo jest w końcowej fazie ząbkowania i drze się jakby go ktoś ze skóry obdzierał… to istna masakra, więc uznaliśmy, że oszczędzimy ci tego chaosu.

— On naprawdę jest bardzo głośny — przytaknęła Taura.

— Ale jutro będą na King's Cross — kontynuował Draco. — Wpadłem tylko po to, żeby upewnić się, że Teddy jest gotowy na jutro.

— Czy Teddy ma już swojego zwierzaka? — zapytała Taura z ożywieniem. — Co dostał?

— Tak, kochanie. Dostał płomykówkę. Jestem pewna, że pozwoli ci się z nią trochę pobawić. Dlaczego nie pójdziesz do jego pokoju i jej nie zobaczysz?

Słowa ledwie opuściły usta Andromedy, gdy mała czarownica popędziła do schodów i niezdarnie zaczęła wspinać się na stopnie. Usłyszeli jej ciche kroki na górze, aż rozległo się delikatne, uprzejme pukanie do drzwi. Wbrew sobie Draco uśmiechnął się szeroko, gdy jego pierworodna z ekscytacją i entuzjastycznym tonem wprosiła się do pokoju Teddy'ego. Mała coraz bardziej przypominała swoją matkę. Taura Andromeda Malfoy była bez wątpienia w każdym calu córką Hermiony Granger i Draco uważał, że to idealne połączenie.

Odwracając się do ciotki i siadając przy stole, Draco uniósł brew, przyglądając się ciemnym cieniom pod jej oczami i nowym zmarszczkom, których z pewnością nie było tam tydzień temu. 

— Czy wszystko w porządku, Andromedo?

— Co? Ach tak, nic mi nie jest. A u was wszystko w porządku? Pamiętam dni ząbkowania i te bezsenne noce…

— W rzeczy samej — skinął głową, przewracając zmęczonymi oczami. — Według mamy, mały ma to po mnie.

Jeśli Taura Andromeda Malfoy była córką Hermiony Granger, to Teodor Orion Malfoy był w każdym calu jego synem. Chociaż malec nie miał jeszcze roku, Draco już dostrzegał podobieństwa między swoim synem a historiami, które opowiadała mu matka o tym, jak on sam zachowywał się w tym wieku. Jeśli Teo był choć w połowie tak bystry jak jego siostra, zanim osiągnie on wiek trzech lat, będą mieć w domu nie lada cyrk.

— Twoja mama wysłała mi list życząc wszystkiego dobrego w jutrzejszym dniu — powiedziała Andromeda, wyrywając go z zamyślenia. — Ma wpaść na lunch zaraz po tym, jak Teddy wyjedzie do Hogwartu.

Jej głos nieco się załamał na ostatniej sylabie i Draco to zauważył. 

— Hej, jeśli będziesz tęsknić za dzieckiem, możesz pożyczyć sobie Teo na kilka dni.

— Między jedenastolatkiem a rocznym dzieckiem jest całkiem spora różnica, Draco.

— Słusznie. Więc… jak Teddy czuje się co do jutra?

— Nie jestem do końca pewna — westchnęła Andromeda. — Dzisiaj na Ulicy Pokątnej wydawał się czuć w porządku, ale również i trochę rozkojarzony. W mieście było bardzo cicho.

— Przeczytałem w gazecie, że w tym roku będzie tylko kilku nowych uczniów. Napisano, że to dlatego, że to „dzieci wojny”, a wskaźnik urodzeń był w ówczesnym roku bardzo niski z… oczywistych powodów.

— Tak, jest tylko osiemnastu pierwszoklasistów. Ale z każdym rokiem ma być ich coraz więcej; typowy powojenny wyż demograficzny.

Draco zmarszczył brwi i zabębnił palcami o stół. 

— Wydaje się, że było to tak dawno temu. Dziwne, że w tym roku do Hogwartu będą chodziły dzieci, które w tamtym czasie jeszcze nawet nie istniały.

— To nie znaczy, że ich to nie dotknęło.

— Sama myśl o tym sprawia, że ​​też czuję się tak cholernie stary.

Andromeda uśmiechnęła się. 

— Dla mnie zawsze będziesz młody.

— To dlatego, że sama jesteś stara — uśmiechnął się, spoglądając na schody. — Cóż, przyszedłem porozmawiać z Teddym.

— Myślę, że się ucieszy. Idź śmiało. Zajmę czymś Taurę.

— Dopóki mała nie dorwie się do twojej różdżki, to powinnaś przeżyć.

Gdy Draco wyszedł z kuchni i skierował się na górę, nie mógł uniknąć ściany nostalgii, która nagle w niego uderzyła. To miejsce było jego domem przez całe cztery lata po wojnie i pomimo straszliwych wspomnień z tamtego okresu, które nawiedzały cały dom, czuł się naprawdę komfortowo mieszkając tutaj z Andromedą i Teddym. Był to dość wiekowy, skrzypiący dom, w którym można było uraczyć o wiele więcej pajęczyn niż świec, a mimo to Draco zawsze czuł się tu ciepło i bezpiecznie. Nawet teraz, gdy wspinał się po schodach, wiedział, które stopnie zaskrzypią pod jego stopami. Pamiętał czasy, gdy przemykał się tędy wracając od Hermiony i próbując nie obudzić małego Teddy'ego.

Delikatnie zapukał do drzwi i pchnął je, wahając się w progu, aby móc obserwować dwie z najważniejszych osób w swoim życiu. Jego córka leżała bez wdzięku na podłodze, przeglądając stos nowych książek Teddy'ego z dzikim, zafascynowanym wyrazem na twarzy. Teddy, siedzący na swoim łóżku, obserwował ją z rozbawieniem, delikatnie głaszcząc swoją młodą płomykówkę, chociaż Draco czuł, że jego kuzyn jest aż napięty od starannie ukrytych nerwów.

Włosy Teddy'ego miały żywy odcień czerwieni, kolor, który często gościł na jego głowie, kiedy jako dziecko był zdenerwowany. Zdolność metamorfomagii oczywiście pozwalała mu zmieniać je do woli, ale od czasu do czasu barwy podświadomie ujawniały jego uśpione emocje.

Mimo że wszyscy komentowali, jak bardzo przypominał Remusa, Draco widział w rysach chłopca o wiele więcej cech Tonks, ale być może tylko dlatego, że znał ją lepiej niż jej męża. Teddy mógł być odpowiedzialny i powściągliwy po ojcu, ale ten dociekliwy i pełen przygód błysk w jego ciągle zmieniających się oczach pochodził bez wątpienia od strony matki.

— Więc masz nowego zwierzaka — powiedziała Taura, jednocześnie zauroczona i zaintrygowana. — I możesz czytać te wszystkie książki?

Teddy zachichotał. 

— Tak.

— Ale masz szczęście! Nie mogę się doczekać, kiedy też pojadę do Hogwartu. Ciocia Luna powiedziała, że ​​Ravenclaw ma w swojej wieży ogromną bibliotekę…

— Jest jeszcze jedna duża biblioteka, z której mogą korzystać uczniowie ze Slytherinu — przerwał jej Draco. — Podobnie jak ci z innych Domów, jakkolwiek się one nazywają.

— Nazywają się Hufflepuff, Ravenclaw i Gryffindor — wymieniła, przechylając porozumiewawczo głowę. — A mama powiedziała, że ​​musisz przestać namawiać mnie do wybrania Slytherinu. Powiedziała, że ​​to ważna zasada.

— Cóż, twojej mamy tu nie ma — zażartował, wchodząc do pokoju Teddy'ego. — Chociaż twoja obsesja na punkcie zasad prawdopodobnie oznacza, że ​​twoje miejsce jest w Gryffindorze.

Taura wstała i uśmiechnęła się do niego żartobliwie. 

— Ale nadal będziesz mnie kochać?

— Tak, po prostu będę lubić cię o wiele mniej — zażartował Draco, uśmiechając się do niej. — Muszę pogadać z Teddym. Możesz zejść na dół, proszę?

— Masz ochotę wypuścić Agathę na zewnątrz? — zapytał Teddy, wyciągając swoją nową sowę z klatki. — Przydałoby jej się małe rozciągnięcie skrzydeł.

Młoda panna Malfoy nawet się nie wahała; wyciągnęła rękę, a Teddy ostrożnie przeniósł sowę na jej przedramię, upewniając się, że Taura poradzi sobie z ciężarem Agathy. Kiedy dziewczynka osiągnęła pozory równowagi, praktycznie wyskoczyła z pokoju, a Draco zamknął za nią drzwi, żeby on i Teddy mogli mieć trochę prywatności.

— Agatha? — zapytał Draco, siadając na łóżku naprzeciwko swojego kuzyna.

— Tak nazywała się sowa taty — odparł Teddy, patrząc w dół zamyślonym wzrokiem. — Podoba mi się to imię.

— Co się dzieje, młody? Denerwujesz się jutrem?

— A ty się nie denerwowałeś?

Draco cofnął się myślami prawie dwadzieścia lat wstecz do zupełnie innej wersji samego siebie. 

— Nie, ale moje okoliczności były zupełnie inne. Poznałem kilku innych uczniów z mojego roku jeszcze przed Hogwartem, takich jak Blaise i Teo.

— To musiało wiele ułatwiać.

— Bo ułatwiało. Ale wiesz, Granger przed Hogwartem nie znała kompletnie nikogo, ponieważ była mugolaczką, ale bardzo łatwo udało jej się zawrzeć przyjaźnie. To znaczy, mogła być nieco bardziej wybiórcza, zamiast poprzestać tylko na Potterze i Weasleyu, ale chyba zawsze czuła w sobie jakąś wewnętrzną potrzebę dbania o żałosne przypadki.

— Czy to dlatego wyszła za ciebie? — zaśmiał się Teddy.

Usta Draco zadrżały z radości. 

— Nieźle cię wyuczyłem. Widzisz, z takim dowcipem łatwo nawiążesz przyjaźnie. Ale ucz się na błędach Granger i bądź wybredny.

— Tak naprawdę nie martwi mnie poznawanie ludzi.

— Więc o co chodzi?

Teddy skrzywił się i ponownie spojrzał w dół, wiercąc się. 

— O ceremonię przydziału.

— Dlaczego miałoby cię to martwić? — zapytał Draco, marszcząc brwi w zmieszaniu.

— Nie wiem… po prostu czuję, że w którymkolwiek Domu się znajdę, ktoś będzie rozczarowany. Mama była w Hufflepuffie, tata i Harry w Gryffindorze, ale ty i babcia byliście w Slytherinie. Nie mogę zadowolić wszystkich.

— U licha, co sprawiło, że pomyślałeś, że musisz kogoś zadowolić? Jeśli tak bardzo przejmujesz się opiniami innych, to wygląda na to, że Slytherin z góry odpada.

— Więc nie byłbyś rozczarowany, gdybym nie wylądował w Slytherinie?

Draco wypuścił ciężki oddech i posłał Teddy'emu uspokajający półuśmiech. 

— Cóż, wyrzeczenie się ciebie brzmi jak niezły kłopot, więc myślę, że musiałbym sobie z tym po prostu poradzić. Ale teraz już tak szczerze, młody, możesz wybrać sobie taki Dom, jaki ci się podoba.

— Nawet Hufflepuff?

— Hufflepuff? — powtórzył Draco, ale po chwili odchrząknął i skinął głową, poddając się. — Tak, dobrze, nawet Hufflepuff.

Teddy rzucił oszołomione spojrzenie na swojego kuzyna. 

— Naprawdę? Ale ty się z nich zawsze nabijasz…

— Nabijam się ze wszystkich — wzruszył ramionami. — Poza tym jedynym Puchonem, jakiego naprawdę znałem, była twoja mama i okazała się naprawdę równą babką. No i ich Pokój Wspólny jest dość blisko kuchni, więc to dodatkowy bonus.

— Więc naprawdę by ci to nie przeszkadzało?

— Ani trochę.

— I nie będziesz rozczarowany?

— Nie będę rozczarowany.

— I przestaniesz się z nich nabijać?

Draco zmrużył oczy żartobliwie. 

— Już nie przesadzaj, młody.

***

Przenosząc swoją drzemiącą córkę przez próg domu, Draco westchnął z ulgą na świadomość błogiej ciszy, która spowijała budynek. Krzywołap, teraz nakrapiany już przebłyskami szarego futra, powitał go w drzwiach i zamruczał u stóp. Taura pochrapywała lekko w ramionach blondyna, gdy ten szedł korytarzem, zerkając do gabinetu i kuchni w poszukiwaniu Granger. W końcu znalazł ją w salonie na sofie, tulącą do piersi ich syna, ale jej wzburzone oczy powędrowały ostro do Draco, gdy ten kopnął drzwi trochę mocniej, niż zamierzał.

— Bądź cicho — wyszeptała Hermiona i pomimo niskiego poziomu głośności był to naprawdę szorstki szept. — Dosłownie przed sekundą uśpiłam Teo i przysięgam, że cię zabiję, jeśli go obudzisz.

— Och, gra wstępna — odszepnął Draco, delikatnie układając Taurę w fotelu. — Dlaczego po prostu nie położysz go do łóżka?

— Boję się, że jeśli tylko się poruszę, znowu go obudzę.

Draco przeniósł wzrok na swojego syna; jego delikatne kosmyki jasnych blond włosów były lekko poruszane przez oddech Hermiony, a policzki malca były zarumienione i wciąż wilgotne od łez. Podczas gdy niemowlęce miesiące Taury były powiewem łatwych dni i nocy, Teo był o wiele większym wyzwaniem. W swoim pierwszym tygodniu życia dzieciak napłakał się więcej niż przez cały okres swojego istnienia zrobiła to Taura.

Tak jak Hermiona wzięła urlop rodzicielski dla Taury, tak Draco wziął urlop rodzicielski dla Teo. Wskutek tego przez ostatnie dziewięć miesięcy był on nieustannie wyczerpany. W tym okresie trafiła się może garstka nocy, które nie zostały przerwane przez krzyki malca. Draco wrócił jednak do pracy kilka miesięcy temu, więc teraz on i Hermiona wymieniali się co kilka dni, by na zmianę opiekować się dziećmi.

Oboje pracowali dla Ministerstwa: Hermiona dla Departamentu Przestrzegania Prawa jako Główny Doradca Wizengamotu, a on dla Departamentu Międzynarodowej Współpracy Magicznej jako Zastępca Kierownika Organu ds. Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego, ze szczególną specjalizacją w obrocie miksturami. Ich kariery kwitły, a Ministerstwo z nawiązką dostosowało się do ich potrzeb związanych z opieką nad dziećmi, zwłaszcza gdy Teo cierpiał na przewlekłe zatrucie krwi w wieku zaledwie pięciu miesięcy. Tak więc, pomimo bezsenności i rozdzierających czaszkę bólów głowy, wspomnienia dni spędzonych w Świętym Mungu, pełnych desperacji i bólu, by usłyszeć zawodzenie syna, zawsze przypominało Draco , by był wdzięczny, że malec w ogóle tu jest.

Wdzięczny. To było zdecydowanie właściwe słowo. Wdzięczny za życie swoje i wszystkich mu bliskich.

— Wszystko w porządku, Draco?

Niski pomruk Hermiony wyrwał go z zadumy i blondyn spojrzał na nią. Naprawdę na nią spojrzał. Bo przede wszystkim był wdzięczny światu właśnie za nią. Nawet teraz, ponad dekadę po zdarzeniach ich izolacji w Hogwarcie, czasami wciąż uderzała go niebywała świadomość, ile Hermiona dla niego znaczyła. Gdyby wierzył w romantyczne i żałosne mrzonki, takie jak bratnie dusze, powiedziałby, że kobieta zdecydowanie należała tylko do niego.

Tak. Był za to bardzo wdzięczny.

— Daj mi go — powiedział Draco, sięgając po Teo.

— Bądź ostrożny!

— W porządku, śpi twardo.

Brzmiał o wiele pewniej, niż się czuł, kiedy ostrożnie trzymał syna w ramionach i z niepokojem umieszczał go w pobliskim nosidełku. Gdy Teo się usadowił, Draco wymamrotał szybkie zaklęcie tłumiące dźwięki nad dwojgiem dzieci, po czym opadł ciężko na sofę tuż obok swojej żony.

— Więc, jak było…

Draco przerwał jej mocnym i długim pocałunkiem, przyciągając ją do swojej piersi, by pogłębić ten moment. Odczekał chwilę, a kiedy się odsunął, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie z przymrużonymi oczami i zaróżowionymi policzkami.

— Za co to było? — zapytała, cmokając go w policzek.

— Czy w tym roku mówiłem ci już, że cię kocham?

— Tak, w marcu.

— Och, to nieważne — wzruszył ramionami, chichocząc, gdy Hermiona żartobliwie pacnęła go w ramię. — Ale wiem, że o tym wiesz.

— Bo wiem.

— Dobrze. Więc Teo nadal jest wrzodem na dupie?

Hermiona skinęła głową i przetarła oczy. 

— Myślę, że prawie skończył ząbkować. Ale twój syn z pewnością ma w sobie podwójny zestaw płuc.

— Myślę, że może być w tym coś z Notta. Być może nazwanie go na cześć Teo samo prosiło o kłopoty.

— Cóż, to ty to zasugerowałeś.

I rzeczywiście tak było, chociaż Draco wcale tego nie żałował. Kiedy siedzieli w szpitalu Świętego Munga, zdał sobie sprawę, że tak jak Teo Nott, Teo Malfoy może po prostu z natury mieć pecha; mógł być jedną z tych osób, których los wydaje się traktować nieco ostrzej, i to bez żadnego konkretnego powodu. Przynajmniej ten Teo miał ojca, który kochał go bezwarunkowo.

Draco zastanawiał się nawet, czy choroba Teo była karą losu za jego styl życia przed związaniem się Granger i ich wspólną izolacją w Hogwarcie. Czuł się teraz tak odległy od swojego nastoletniego ja; jakby ta złośliwa wersja jego osoby była niczym więcej niż kimś obcym. Czasami, tuż przed zaśnięciem, w jego głowie pojawiało się mroczne i niepożądane wspomnienie czegoś, co powiedział lub zrobił Granger. W takich chwilach Draco kulił się, aż każde natrętne wspomnienie w końcu wyblakło.

Podobało mu się to, jaki był teraz: niedoskonały, ale przyzwoity, i nie można było liczyć na nic więcej.

— Draco? — zapytała Hermiona. — Słyszałeś mnie?

— Przepraszam, co?

— Zapytałam, jak się miewa Teddy?

— Wszystko z nim w porządku. Jest lekko zestresowany.

— Cóż, to zrozumiałe.

— I uznał, że chciałby być w Hufflepuffie — burknął, wpatrując się w Hermionę, która wybuchła śmiechem. — Co w tym takiego śmiesznego, Granger?

— P-przepraszam — wykrztusiła między falami chichotu. — Jak na to zareagowałeś?

— Stosownie, wierz w to lub nie.

— Nie wierzę ci.

— No cóż — powiedział. — Powiedziałem mu, że może wybrać sobie dowolny Dom… nawet ten przeklęty Hufflepuff.

— A więc naprawdę postąpiłeś słusznie. Dobrze wiesz, że twoje zdanie wiele dla niego znaczy.

— A potem twoja cholerna córka zaczęła mówić jak prawdziwy Gryfon. Najwyraźniej moim przeznaczeniem jest zestarzeć się w otoczeniu Puchonów i Gryfonów. To jest moja kara za bycie durnym nastolatkiem.

— Nie bądź taki melodramatyczny — powiedziała, uśmiechając się i siadając prosto. — Chodź, musimy zanieść ich do łóżek. Jutro musimy wcześnie wstać. Harry, Ron i Luna planują być na miejscu już o dziesiątej, więc…

— Weasley też będzie? W dupę Merlina, ten dzień zapowiada się coraz gorzej.

— Jeśli przestaniesz się nad sobą użalać i pomożesz mi zanieść dzieci do łóżka, mogę mieć sposób, by zakończyć ten dzień na plusie.

Draco uniósł brwi w wyrazie zaintrygowania. 

— Czy ty próbujesz ze mną flirtować, czy masz zamiar nakłonić mnie do pomocy w ponownym ułożeniu książek w porządku alfabetycznym?

Hermiona uśmiechnęła się i pocałowała go delikatnie. 

— Próbuję flirtować, Draco.

***

Przed dziesiątą peron 9¾ był tętniącym życiem rojem tłoczących się ciał. Być może wszystkie artykuły o tym, że pierwszoroczni to „dzieci wojny” wzbudziły zainteresowanie opinii publicznej. W oddali widać było już spore stado dziennikarzy przedzierających się przez tłum niczym węże i próbujących zidentyfikować członków rodzin najmniejszej z grup pierwszoroczniaków, jaka kiedykolwiek nawiedziła Hogwart. Draco zwalczył chęć użycia wózka z małym Teo jako tarana, kiedy kilku reporterów ruszyło w jego stronę, ale najwyraźniej grymas blondyna wystarczył, by ich odstraszyć.

Stojąca obok Hermiona wzięła Taurę w ramiona, by lepiej mieć ją na oku w całym tym chaosie. Na szczęście niektórzy ze strażników peronu zauważyli nieporządek i wyprosili około pięćdziesięciu dziennikarzy sprzed czekającego już na uczniów Ekspres Hogwart, po chwili w końcu można było oddychać.

— Ach, proszę — przemówił znajomy, lekki głos. — Blaise, znalazłam ich!

— Luna! — wykrzyknęła Hermiona, natychmiast opuszczając Taurę na dół i zamykając przyjaciółkę w ciepłym uścisku. — Tak dobrze cię widzieć.

Podążający za nimi Blaise przedzierał się przez tłum, przyciskając córkę do piersi. Widząc ich, Hermiona zrobiła krok do przodu, by i jemu również zaoferować uścisk, który mężczyzna przyjął nieco niezręcznie, próbując utrzymać dziecko na biodrze.

— Nawet o tym nie myśl, Lovegood — zauważył Draco.

— O niczym nie myślałam, Draco — uśmiechnęła się.

— Cóż, nie zaprzeczę, że w to akurat łatwo uwierzyć.

Draco zignorował groźne spojrzenie Blaise'a, gdy ten wyplątał się z ramion Hermiony i postawił swoją córkę obok Taury. Nova Brigid Zabini była lustrzanym odbiciem swojego ojca, z wyjątkiem gęstej masy czarnych loków wieńczących jej głowę i srebrnoszarych oczu. Miała cztery lata i była tylko sześć miesięcy młodsza od Taury. Oczywiście, obie inteligentne małe czarownice wykazywały już od dawna wszelkie oznaki trwałej przyjaźni.

— Od kiedy przytulasz Granger? — spytał Draco swojego starego przyjaciela, gdy ten stanął obok niego.

— Myślę, że pytanie brzmi od kiedy to Granger mnie przytula? — Zajrzał do wózka, który Draco wciąż trzymał przed sobą. — Miło tak dla odmiany choć raz widzieć śpiącego Teo. Nie bądź niegrzeczny wobec Luny, bo obudzę go choćby jedynie po to, by cię wkurzyć.

Draco przewrócił oczami. 

— Ona dobrze wie, że tylko się z nią droczę. Czyżbyś stawał się coraz bardziej wrażliwy z każdym nowym siwym włosem, który wyrasta ci na głowie?

— Nie pysznij się tak, bo wkrótce sam będziesz takie miał; a już szczególnie jeśli Teo nadal będzie tyle krzyczeć.

Ale potem Blaise zawahał się, a wyraz jego twarzy pociemniał od surowości. 

— Ale teraz poważnie, czy już wszystko z nim w porządku?

— Tak, nic mu nie jest. Mieliśmy wizytę kontrolną w zeszłym tygodniu…

— Nic nie mówiłeś…

— No cóż, Granger nie chciała, żeby ludzie się martwili. W każdym razie wszystko w porządku.

— Dobrze — powiedział Blaise, uśmiechając się i obdarzając Draco przyjacielskim klepnięciem w ramię. — Nie ukrywam, naprawdę martwiłem się o mojego chrześniaka.

— Ja też — przyznał cicho.

— Uwaga — ostrzegł Blaise, kiwając głową. — Myślę, że właśnie zauważyłem Weasleyów.

W chwili, gdy ojciec chrzestny malca wypowiedział te słowa, kasztanowobrązowe oczy Teo niechętnie otworzyły się, a chłopiec zaczął skomleć i wypłakiwać swoje protesty. Mrucząc na kilka przekleństw pod nosem, Draco szybko podniósł syna, próbując go uspokoić. Zerkając przez ramię, blondyn natychmiast ich zobaczył; nie tylko Rona i Katie, ale także ich dzieci i rodziny jego braci: Freda, George'a i Billa. Wszyscy kroczyli tłumnie niczym jedno ogromne morze rudych włosów.

— Myślę, że Teo może być uczulony na Weasleyów — powiedział Draco.

— To niemożliwe — sprzeciwił się cichy głos Taury. — Ale może to te wszystkie rude włosy go denerwują.

Draco i Blaise parsknęli krótkim śmiechem na ten komentarz. 

— Jest nadzieja, że ​​jeszcze będziesz w Slytherinie, moja droga — powiedział Draco, mierzwiąc jej włosy.

Klan Weasleyów z lekkim trudem wdarł się w przestrzeń zajmowaną przez Malfoyów i Zabinich. W końcu było ich aż szesnaścioro. Ron i Katie mieli trójkę dzieci: sześcioletnich bliźniaków Milo i Hugo oraz młodszą od nich córkę o imieniu Lila. Obok był George i jego żona Angelina z dwoma chłopcami, Maximusem i Jonahem. Dalej stanął Fred i jego mąż Lee Jordan oraz ich adoptowane córki: Maisie i Eleanor. Wreszcie, gdzieś daleko z tyłu, zatrzymali się Bill i Fleur z ich córką Victoire.

Draco z pewnością nie pamiętał wszystkich ich imion (do diabła, nawet wątpił, by oni sami je pamiętali), ale Granger doskonale znała każdego i powitała się serdecznym przytulasem z każdym, z kim tylko mogła. Mimo woli Draco uśmiechnął się, patrząc za swoją żonę; po ostatnim roku, kojącym było widzieć ją tak beztroską i wesołą pośród przyjaciół.

— Witaj Draco! — krzyknął Fred, przepychając się w jego stronę. — Jak się masz?

— Którym ty jesteś? — zapytał Draco, połowicznie żartując i wciąż próbując uspokoić pociągającego nosem Teo.

— Hej, Malfoy. Hej, Zabini — przywitał się Ron, stając u boku brata. — Wszystko w porządku, Malfoy?

— Cóż, było całkiem nieźle, dopóki twoja mała armia nie obudziła mi dziecka.

— Czy Teddy nie jest z tobą? — zapytał Fred.

— Ależ oczywiście, trzymam go w kieszeni.

— Och, tam jest! — krzyknął Ron, wskazując na drugą stronę peronu. — Więc to z nim są Harry i Ginny!

— O litości — prychnął Draco. — Jeszcze więcej osób.

Ich rosnąca rzesza wydawała się sunąć niczym fala w kierunku ostatnich przybyszów, a Draco wykorzystał to rozproszenie, by włożyć swojego lekko opanowanego syna z powrotem do wózka. Teddy i Andromeda zbliżyli się do grupy krocząc tuż obok Harry'ego i Ginny będącej w zaawansowanej ciąży. Ich dwaj synowie, James i Albus, rzucili się ku pozostałym, ciągnąc za sobą Teddy'ego, aż chłopiec został praktycznie pochłonięty przez oczekujący na niego tłum.

— Na jaja Merlina — mruknął Blaise do Draco. — Myślisz, że jest tu wystarczająco dużo ludzi, chcących go pożegnać?

— Powiedziałbym więcej niż wystarczająco.

— Witam, chłopcy — powiedziała Andromeda, pojawiając się znikąd i natychmiast zamykając Blaise'a w mocnym uścisku. — Dziękuję, że jesteś tutaj dzisiaj.

Pomimo jej rozpromienionych oczu i szczerego uśmiechu, Draco mógł powiedzieć, że płakała. 

— Trzymasz się jakoś, ciociu Andromedo?

— Po prostu tak bardzo cieszę się, że tyle osób przyszło zobaczyć się Teddym. Nie pytaj mnie, czy wszystko w porządku; to tylko pogorszy sprawę.

— Andromedo! — wykrzyknęła Hermiona, dołączając do ich małej grupki z Luną tuż za sobą. — Jak się masz? Czy…

— Cii, Granger — powiedział Draco. — Bo się nam biedna do końca rozklei.

Ekspres Hogwartu rozbrzmiał niskim dźwiękiem starego gwizdka, a konduktor ryknął żywo, informując, że zostało jedynie dziesięć minut do odjazdu.

— O Boże — powiedziała Hermiona, błądząc wzrokiem od Draco do Andromedy. — Chyba powinniście pójść i się pożegnać.

— Cholera — westchnął Draco. — To będzie przesrane.

— Przeklinasz — powiedziała Taura, machając palcem jak zirytowana nauczycielka. — I to znowu.

— Skarżypyta — odparł, patrząc na Hermionę. — Ona jest zdecydowanie twoją córką.

Z uspokajającym uśmiechem Hermiona delikatnie ujęła twarz męża, wyraźnie wyczuwając jego lęk. 

— Śmiało. Idź i pożegnaj się z Teddym.

Nie mogąc tego zignorować, Draco zdał sobie sprawę, że gdy rozmyślał o rychłym odejściu Teddy'ego, w jego żołądku pojawił się ciężar smutku. Polubił chłopca tak bardzo, że jedenaście lat temu nawet by się tego nie spodziewał. Wiedział, że stał się dla Teddy'ego kimś pomiędzy starszym bratem a ojcem, tak samo jak Potter, chociaż niechętnie przyznawał, że dzielił z Wybrańcem tak ważną rolę wobec tej samej osoby.

Przepychając się przez pozostałych, Draco i Andromeda dotarli do Teddy'ego rozmawiającego z Harrym. Wydawało się, że uroczysta cisza zapadła w tamtej chwili na całym peronie, gdy członkowie rodziny mruczeli smutne pożegnania do innych pierwszoroczniaków czekających na wejście do pociągu.

— …Do zobaczenia w Boże Narodzenie — mówił Harry. — Uwierz mi, te kilka miesięcy zleci ci jak z bicza strzelił.

— Dobrze — przytaknął Teddy, sięgając, by go przytulić. — Będę tęsknić.

— Ja też będę za tobą tęsknić.

Teddy spojrzał na Draco smutnym wzrokiem, a Harry cofnął się o krok, aby dać im trochę miejsca.

— Jak się masz? — zapytał Draco swojego młodego kuzyna.

— Nic mi nie będzie.

— Jestem pewien, że dasz sobie radę. Pamiętaj tylko, że jeśli jacyś głupkowato wyglądający Gryfoni zaczną mówić ci o jakimś złym panu, ignorujesz ich i wracasz prosto do domu.

Teddy zachichotał bez przekonania. 

— Będę za tobą tęsknić, Draco.

— Oczywiście że będziesz.

Bez ostrzeżenia Teddy rzucił się na Draco i mocno owinął ramiona wokół jego torsu. 

— Wiem, że nienawidzisz uścisków, ale…

— W porządku — zapewnił go Draco, klepiąc chłopca po plecach.

Odsuwając się, Teddy w końcu zwrócił się w stronę Andromedy, która teraz pozwalała swobodnie wypływać z kącików oczy swoim łzom. Draco stanął z boku, przypadkowo znajdując się tuż obok Pottera.

— Przytulał mnie dłużej niż ciebie — powiedział Draco.

Harry prychnął. 

— Wcale, że nie.

— A ja jestem całkiem pewien, że tak.

— Jak zareagowałeś na całą sprawę z Hufflepuffem?

Draco nonszalancko wzruszył ramionami. 

— Dobrze, a ty?

— Też dobrze.

— Kłamca.

— Cóż, ty też kłamiesz.

Wymienili krótkie, ale znaczące spojrzenia w chwili, gdy ostatni gwizdek ostrzegawczy odbił się echem od kolumn peronu 9¾. Teddy powiedział swojej babci, że ją kocha i przytulił ją znacznie dłużej, niż przytulał Draco i Harry'ego razem wziętych. Z ostatnim machnięciem w stronę wszystkich, którzy zebrali się, by go pożegnać, wsiadł do pociągu.

Draco poczuł, jak ramiona Hermiony owijają się wokół jego talii i ułożył dłoń na jej własnej, przekręcając głowę, by cmoknąć ją w policzek. Malutka rączka pociągnęła go za drugą dłoń i blondyn spojrzał na swoją córkę, podnosząc ją, by mogła lepiej widzieć pociąg. Wózek Teo znalazł się po jego drugiej stronie, pchany przez Blaise'a, a Draco spojrzał w dół, by przez chwilę przyglądać się swojemu śpiącemu synowi. Andromeda stała nieopodal, ocierając wilgotną twarz chusteczką, jednak mimo to szeroko się uśmiechała. Lokomotywa zahuczała niczym niecierpliwy smok, a potem cały pociąg powoli zaczął się czołgać do przodu. Siedzący już wewnątrz przedziału Teddy machał gorączkowo przez okno, podobnie jak jego dwaj nowi towarzysze.

— Nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa na zrobienie tego z Taurą i Teo — wymamrotała Hermiona.

— Ja chyba też nie — przyznał Draco cicho, przytulając Taurę nieco mocniej do piersi i cmokając ją w czoło. — Ale jeszcze mamy trochę czasu.

Ale kiedy Hogwart Express przyspieszał się coraz bardziej, a Teddy rozmywał się w oddali, Draco wiedział, że czas szybko minie. Wiedział też, że będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Bo wszystko było tak, jak powinno.

_____ Dziękuję wam za towarzyszenie mi w tłumaczeniu tego klasyka <3 Z tego miejsca pragnę również serdecznie podziękować mojej kochanej Camille za betę i opiekę merytoryczną całości - jesteś niesamowita i dobrze o tym wiesz :* - oraz hope i niuniul89 - bo wy też dołożyłyście tu cegiełkę od siebie :D Jeśli na bieżąco chcecie śledzić moje tłumaczenia, serdecznie zapraszam do obserwacji tu na Wattpadzie (memyselfandveraverto), Instagramie (memyselfandveraverto), Twitterze (memyselfandvera) oraz AO3 (Vera_Verto). Zapraszam również do grupy na Facebooku: Dramione - Grupa Wsparcia. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy <3 Vera

9 komentarzy:

  1. Ach i jesteśmy na definitywnym końcu tej opowieści! Bardzo mi się podobało, Izolacja na pewno trafia do top 5 moich ulubionych Dramione i dziękuję Ci za przetłumaczenie tego. Na pewno jeszcze nie raz tutaj wrócę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i mamy koniec. Dobrnęliśmy jakoś przez to wszystko do końca i choć zeszło długo (dłużej niż planowałaś, a to trochę moja wina, za co przepraszam 😘), to mam wrażenie, że i tak za szybko to zleciało. Naprawdę mega przyjemnie czytało się ten tekst. Wg mnie wygląda dużo lepiej niż oryginalne Insygnia. Choć wiadomo, że Harry i Ron by się bez Hermiony nigdzie nie wybrali, bo nie przetrwaliby bez niej choćby jednego dnia, to miło poczytać alternatywę. Wątek rozwoju relacji między Hermioną a Draco był cudownie poprowadzony. To faktycznie miało ręce i nogi i mogło być prawdopodobne, żeby miało miejsce. Serdecznie nie pozdrawiamy pani J.K. Rowling za zepsucie nam końcówki serii i wepchnięcie Hermiony w bezsensowny związek z Ronem, oraz za potwierdzenie reguły względem Draco, że musiał sobie wziąć czystokrwistą laleczkę, by rodzice byli szczęśliwi, że kontynuuje rodzinne tradycje. Mega podoba mi się fakt, że dzieci Hermiony i Draco dostały imiona po Tonks i Theo <3 To jest właśnie takim idealnym domknięciem tej historii. No i dobrze, że chociaż ten Theo ma kochającego ojca, który zrobiłby dla niego wszystko. Wygląda też na to, że Narcyza i Andromeda się pogodziły. I nie powiem, że mnie to nie ucieszyło, bo miałam nadzieję, że to się w końcu stanie i wszystkie złe rzeczy zostaną wybaczone. Za to między Draco, Harrym i Ronem wszystko wydaje się pozostawać tak, jak powinno xD To przegadywanie się, kogo Teddy przytulał dłużej mnie rozwaliło xD Niby już po trzydzieści lat mają, a dalej się zachowują, jakby mieli po jedenaście xD Eh, ciężko się pożegnać z tym opowiadaniem, ale wrócę do niego nie raz. Ten epilog wypada dużo lepiej niż oryginalny ❤️
    Dziękuję za kolejną wspaniałą przygodę którą nam pokazałaś. Ja nie jestem niesamowita, ja się tylko dobrze bawię czytając te teksty i ewentualnie wyłapując jakieś błędy. To Ty jesteś niesamowita, że robisz dla nas tak świetną robotę 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia bardzo wciągająca i wzruszająca 😏 tyle co przeszli ale dali radę i saszczesliwi mimo tych wszystkich złych rzeczy. 🥺🥰

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniec.
    Dziękuję Ci za to piękne tłumaczenie, to kolejna perfekcyjnie przez Ciebie przedstawiona historia.
    Uwielbiam zatracać się w świecie historii, która czytam, dzięki Tobie jest to niesamowicie proste.
    Dawno czytane opowiadanie nie dało mi aż tylu wzruszeń. Będę za nim tęsknić, na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę ❤
    Dziękuję Ci za kolejną piękną przygodę, teraz czas na Aukcję, która czeka na mnie od tygodni.

    Powodzenia w kolejnych projektach! 🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku bardzo Ci dziękuję, że przetłumaczyłaś tą historię:) Kocham ją od pierwszego rozdziału i na pewno do niej jeszcze nie raz wrócę:)
    Całe opowiadanie jest świetnie dopracowane, tak samo jak Twoje tłumaczenie:)
    A epilog to taka wisienka na torcie:)
    Buźka:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dziękuję za tłumaczenie tej historii, codziennie tu zaglądam z nadzieją, że znajdę coś nowego <3 Dzięki Tobie mogę poznawać nowe opowiadania (jakoś nie mogę się przemóc do zagranicznych dramione :) )
    Życzę Ci dużo weny i wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Całkiem przyjemnie wypadł ten epilog :) Super, że Autorka umieściła go w takim momencie, kiedy wszystkie niegdyś zwaśnione rodziny teraz istnieją razem ze sobą, odnajdując wspólny język. Jeśli to nie jest najpiękniejszym, co koniec wojny mógł przynieść, to nie wiem, co innego mogłoby to być :)

    Vero, po raz kolejny dziękuję za Twoją niesamowitą pomoc z tłumaczeniem tych wszystkich tekstów dla nas, jesteś wspaniała :) Dziewczynom również należą się duże podziękowania za całe wsparcie, jakie od nich masz <3
    Ściskam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze zacznę od ogromnych podziękowań, to co dlaa nas robisz jest absolutnie niesamowite. Poświęcasz tyle swojego czasu aby sprawić nam przyjemność czytania takich świetnych opowiadań. Każdy Twój wybór opowiadania do tłumaczenia jest genialny. Wybierasz bomby emocjonalne, a takie opowiadania lubię najbardziej, wywołujące skrajne emocje i wyciskające łzy, oczywiście też happy end. Vera moje ukłony i ogromne podziękowania raz jeszcze. Podziwiam Cie i Twoja pracę, jesteś cudowną tłumaczka i osobą. ♥️

    Zawsze miałam problem z zapisywaniem myśli i przelewaniem słów, chciałabym tak dużo powiedzieć podsumowując to opowiadanie... Może łatwiej będzie jak zacznę od początku, choć pewnie po drodze i tak zapomnę o wielu rzeczach, ale jeszcze tu wrócę na pewno więc nadrobię w przyszłości w razie czego♥️

    Sam pomysł na izolację, jest niestandardowy i od razu łapiący czytelnika, tu chce się czytać dalej każde słowo. Zawsze właśnie podziwiam Twój dobór słów, oddają tak pięknie emocje, każde słowo jest użyte tak, że wydziera się w mózg i w serce i w rozum. Zawsze to podziwiam. Aura tego opowiadania jest niepowtarzalna, żal, smutek, radość, namiętność, wrogość, emocje, roztargnienie, złość, nienawiść, tęsknota, zazdrość, zabawność i w końcu miłość. Jest tak wiele tych składowych. Bomba emocjonalna, a każde emocje bohaterów są tak opisane, że sam czytelnik je przeżywa.
    Izolacja. Przemiana Draco, to zdecydowanie najlepsza przemiana Draco z jaką miałam do czynienia. Na przestrzeni rozdziałów Draco przechodził po wolna przemianę, a my przeżywaliśmy to razem z nim. Trwało to długo i denerwował nas swoim zachowaniem bardzo często, jednak jest w tym realność. Zmienił poglądy, miał z problem z ich zaakceptowaniem, próbował to wyypierac i stosował coraz to nowe mechanizmy obronne. Hermiona zburzyla ten mur. Razem go zburzyli. To nie jest słodka przemiana, że nagle Draco stwierdził, kocham ją i tyle, co drugie słowo koteczku, misiaczku, kochanie etc etc. Nie. Tu jest realność. Jak to nazwali został, oczywiście razem z Zabini, dupkiem, ale mimo wszystko zmieniło się coś innego. Jego światopogląd. Poglądy i wychowanie ojca zastąpiła w końcu prawda. Nie potrafię określić punktu kulminacyjnego tej przemiany, bo ta przemiana następowała tak naturalnie... Może to moment w łazience, może to uratowanie Hermiony, a może pierwsze zostanie z nią w łóżku. Siła charakteru Draco w tym opowiadaniu jest niesamowita, siedIal zamknięty, odcięty od świata, liczył płytki i wszystko inne co tylko mógł, nie popadł w czarną otchłań. Kto z nas nie bałby się odrzucenia rodziny, wyrzekniecia się rodziców, każdy, on z tą świadomością nadal trwał przy Hermionie.

    Kreacja bohaterów to również majstersztyk. Hermiona taką kanonicza, nie odpuszczająca, mądra, zaradna, zdeterminowana, pewna, zadaniowa. Blaise zawsze zabawny, tu taki odpowiedzialny. Teo wołający o pomoc, teraz już to wiem, ale bardzo mnie denerwował swoim zachowaniem, jednak, zasługiwał na o wiele więcej. Ron głupek, ale jakby delikatnie się zrehabilitowal pomysłami. Harry... To po prostu Harry. Oh możnaby tak wymieniać i wymieniać.

    Nazwy rozdziałów, niby przewidywalne, ale odczytuje to jako specjalny zabieg, poniekąd autorka coś zdradza, ale jednak niekoniecznie zawsze to co wymyślimy. Pozwala to czytelnikowi również bardziej się zaangażować - przynajmniej ja tak miałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Musiałam podzielić na dwa komentarze, bo nie chciało mi dodać, całe szczęście, że nie usunęło jak wyświetlilo komentarz o ograniczeniu znaków, bo chyba bym się rozpłakała🤣

    Przemyślenia jakie powodowało u mnie to opowiadanie, rozkminy, takie natury psychologicznej to kosmos. Nieraz przeczytałam jakiś rozdział i poświęcałam dużo czasu siedząc, patrząc w swiane i myśląc, z częścią myśli się dzieliłam, część zostawiałam dla siebie, bo mogłabym tak pisać i pisać. To opowiadanie powodowało u mnie jakieś skojarzenia, z wojną, obozami, wcześniej przemyślenia odnośnie wychowania i jaki wpływ na ukształtowanie człowieka mają rodzice, jak wielka jest to odpowiedzialność. To dla mnie jakieś przesłanie też w tym opowiadaniu. Być może autorka nie miała takiego celu, nie wiem, ale u mnie wywołała właśnie przemyślenia na wiele ważnych spraw.

    Czytając często wstrzymywałam powietrze, a czas się zatrzymywał, a świat wokół nie istniał lub napierał na mnie z okromna siłą, że zabierał oddech, a serce wręcz bolało. Słowa dosłownie wypalały się w rozumie. Takim momentem dla mnie najcięższym była chyba niepewność happy endu - w tym miejscu również dziękuję, że jednak mi zdradziłaś że będzie, inaczej po tak dobrym opowiadaniu w którym już jestem zakochana, nie podniósł abym się szybko po sąd end.

    Najgorszy moment - zdecydowanie śmierć Teo, ryczałam jak bóbr i nie mogłam uspokoić szlochania.

    Najlepszy moment. Ciężko wybrać mi jeden, ale tu poszłabym chyba w pierwszy raz kiedy Draco przyznał się przed samym sobą, że kocha Hermione.

    Wojna. Tego na prawdę brakuje w kanonie, Insygnie czytałam ostatni raz z 2 lata temu, ale nie ma tam tych emocji, tych opisów tak emocjonalnych. Tu to jest, uczeń przerósł mistrza... Oczywiście gdyby nie Rowling to opowiadań by nie było, ale na prawdę to co tu zrobiła autorka i jak to opisała to na prawdę szacun! Ta rozpacz, ból straty był obok mnie, był że mną, był we mnie, czytając książkę tego brakowało. Zakończenie insygniów było dla mnie mdłe, byłam bardzo rozczarowana. To co wydarzyło się tu i jakie emocje we mnie były, jak szeroko zostało to opisane, to ciężko oddać słowami. Alternatywne wydarzenia przedstawione w izolacji są realne i mogłoby to tak wyglądać, a nie jakiś nierealny związek z Ronem - no błagam... Autorka izolacji użyła troszkę kanonu, troszkę własnych wydarzeń, troszkę zaskakiwała i stworzyła absolutnie fenomenalne dzieło. Realność. Choćby wziąć pod uwagę uwolnienie z Dworu Malfoyow, było pokazane jak liże rany, jak dochodzi do siebie w książce znów tego brak. To dzieło jest tak spójne i naturalne to wszystko jak się rozwija, że to aż niesamowite i odbiera mowę.

    Epilog. Domknięcie tej historii było konieczne, ten epilog był bardzo potrzebny i dobrze, że autorka się na niego zdecydowała, bo miałabym ogromny niedosyt. Nadanie imion po To ks i Teo dzieciom, rozwaliło mnie, cudowny pomysł na upamiętnienie. Rywalizacja Draco i Harrego - cóż, nigdy się nie zmienią 😅 ważne, że mają wspólny cel, szczęście Teddiego, to jak go wspiera Draco jest genialne, nawet jeżeli miałby iść do domu Tonks 🙈 Kochają się nadal i to jest najważniejsze. Nie słowa, a czyny. Narcyza i Andromeda się pogodziły z tego wynika, co również bardzo mnie cieszy, że siostry znów mają kontakt po tylu latach. Żal mi, że to koniec tej historii bo mimo, że troszkę czasu zajęło mi dojście do końca to czytałabym jeszcze:)

    Vera, jeszcze raz, jesteś niesamowita! 😘😍

    OdpowiedzUsuń