Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Shearwater - I'm so glad, Angus, Julia Stone - The Devil's Tears.
_____
Ciało Lucjusza Malfoya zostało znalezione szóstego maja, zaledwie cztery dni po tym, jak Voldemort został pokonany przez Harry'ego Pottera w starciu znanym już jako Bitwa o Hogwart.
Starania mające na celu odbudowę i przywrócenie Hogwartowi jego dawnej świetności rozpoczęły się dwa dni po bitwie. Właśnie wtedy profesor Slughorn znalazł ciało mężczyzny – a raczej jego część – pod zawaloną ścianą na dziedzińcu.
Pod stertą gruzu znajdowała się lewa noga Lucjusza, część jego torsu i naznaczone Mrocznym Znakiem ramię. Reszta jego ciała została odnaleziona dopiero następnego dnia, kiedy dwóch aurorów natknęło się na nią w Dworze Malfoyów.
Wraz z wybraną grupą lojalnych i godnych zaufania aurorów Shacklebolt i Szalonooki przywrócili czarodziejskiemu światu pewne pozory porządku prawnego. Ich małe prowizoryczne Ministerstwo, liczące nie więcej niż pięćdziesięciu członków, powoli stawiało czoła rozległym zniszczeniom w brytyjskim krajobrazie i wyłapywało przebywających na wolności Śmierciożerców, ustawiając ich w kolejce do procesów sądowych.
Shacklebolt rozkazał, by nikt pod żadnym pozorem nie wchodził do Dworu Malfoyów w obawie, że kiedy Voldemort używał tego miejsca jako swojej bazy, mógł umieścić na terenie posiadłości groźne mroczne artefakty, zdolne zabić każdego nieproszonego gościa. Po kilku dniach sprawdzania osłon posiadłości i wszelkiego bezpieczeństwa za pomocą zaklęć sondujących, aurorzy zostali wysłani do środka budynku w celu przeszukania go i upewnienia się, że miejsce jest bezpieczne.
To właśnie wtedy znaleźli drugą połowę Lucjusza. Dokładniej, w sypialni Draco.
Używając zaklęcia Prior Incantato, aurorzy potwierdzili to, co już podejrzewali: Lucjusz Malfoy próbował aportować się z Hogwartu prosto do rezydencji i śmiertelnie się rozszczepił.
Shacklebolt osobiście poinformował o tym Draco.
Draco skinął raz głową, zacisnął szczękę i po prostu powiedział: „Okej”.
Oczywiście, przez głowę chłopaka przemknęło pytanie: dlaczego, u diabła, Lucjusz próbował aportować się do jego pokoju? Prawdopodobnie nigdy się nie dowie. Całą swoją wolą zmusił się, by nie męczyć umysłu analizowaniem wszystkich możliwych scenariuszy.
Może nawet lepiej, że nie wiedział. W końcu niewiedza daje człowiekowi pewien poziom wolności.
Dwa dni później wciąż pozornie zachowywał stoicki spokój, gdy Andromeda zwinnymi palcami zawiązywała mu na szyi czarny krawat. Oboje milczeli; chłopak nie komentował obgryzionych paznokci ciotki, a ona nie komentowała jego napiętych ramion. Zerkając jej przez ramię, Draco patrzył, jak Teddy śpi bezgłośnie w swoim nosidełku, całkowicie spokojny. Niewiedza jest taką błogością. Wygładzając krawat i chowając go za fałdy marynarki, Andromeda westchnęła i posłała blondynowi słaby uśmiech.
— Proszę bardzo — powiedziała. — Wyglądasz bardzo elegancko w tym garniturze.
— Mam taką nadzieję. Czuję, jakby była to jedyna rzecz, którą nosiłem przez ostatni tydzień. Równie dobrze mógłbym w nim spać.
To była oczywiście przesada. W ciągu całego tygodnia od bitwy o Hogwart Draco uczestniczył w trzech pogrzebach; Remus i Tonks zostali pochowani trzy dni po wielkim starciu, Ted został pochowany dzień później, a Teo następnego dnia, tuż obok niego.
Cztery osoby, trzy pogrzeby.
Draco dowiedział się o śmierci Lucjusza zaledwie godzinę po tym, jak pogrzebali Teo pod ziemią. Kiedy chłopak wrócił myślami do tamtego dnia, wszystko było zamazaną mżawką, czarnymi ubraniami i zatroskanymi brązowymi tęczówkami. Oczami Granger.
I oczywiście tym czarnym garniturem.
Matka kupiła mu ten garnitur na piątym roku, tuż po aresztowaniu Lucjusza. Nosił go na sobie wtedy, kiedy wpuścił Śmierciożerców do Hogwartu, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że został zmuszony do ukrywania się ze Snape'em. Był to jedyny strój, jaki posiadał przed tą nocą. Z wyjątkiem tej, której Śmierciożercy opanowali Hogwart, Draco miał na sobie ten garnitur przez bitwą tylko z powodu jednej okazji: dwa lata temu, udając się na proces Lucjusza.
Gdzieś kryła się jakaś ironia, ale nie dbał o to aż tak, by to zauważyć.
Wtedy garnitur był trochę za duży, ale teraz idealnie na niego pasował, co tylko sprawiło, że bardziej go nie lubił.
Tak więc dzisiaj będzie jego czwarty pogrzeb, a on będzie patrzył, jak piąty trup znika pod ziemią jak martwe, bezsensowne nasienie. Zwłoki Lucjusza. Rzeczywiście bezcelowe ziarno.
— Jak się czujesz? — zapytała Andromeda.
Draco wzruszył sztywnymi ramionami.
— Obojętny.
— Nie wierzę w to.
— Cóż, tak właśnie się czuję.
Wydychając ciężko, potrząsnęła smutno głową.
— Wiesz, że masz prawo żywić względem niego uczucia, Draco…
— Ale ja nie…
— Posłuchaj mnie przez chwilę — błagała. — Myślisz, że nic nie poczułam, kiedy dowiedziałam się, że Bellatriks nie żyje?
Oczy Draco błysnęły z szoku.
— A czułaś?
— Tak. Była moją siostrą.
— Zabiła twoją córkę!
— Wciąż była kimś, kto odegrał pewną rolę w moim życiu — powiedziała Andromeda drżącym głosem. — A kiedy dowiedziałam się, że umarła, poczułam lekkie, ale prawdziwe ukłucie w sercu i było to ukłucie smutku. Tak, nienawidziłam Bellatriks. Przysięgam na całą swoją duszę, że nadal jej nienawidzę i prawdopodobnie będę nienawidzić aż do dnia swojej śmierci, pamiętając, co zrobiła mi i mojej pięknej rodzinie. Ukradła mi ją… — Przerwała, by otrzeć łzy, a potem wzięła głęboki, drżący oddech. — Ale kiedyś ją kochałam. Kochałam ją, tak jak i ty kochałeś Lucjusza.
Draco opuścił wzrok na podłogę.
— Czuję tylko nienawiść.
— Nie, to wszystko, co chcesz czuć, kiedy o nim myślisz, bo tak jest łatwiej — odpowiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu. — Rozumiem to. Naprawdę. Ale w porządku, Draco. W porządku jest czuć takie rzeczy do ludzi, którzy na nic innego zasługują. W porządku jest też czuć inne rzeczy, których nie chcesz czuć do ludzi, którzy na nie nie zasługują. Gdyby wszyscy mogli tłumić swoje uczucia wobec tych niezasłużonych, świat byłby zbyt doskonały. Jesteśmy tylko ludźmi, ale czasami jesteśmy najpiękniejsi, gdy czujemy rzeczy, których nie powinniśmy.
Draco nadal spoglądał na podłogę, niezręcznie szurając butami o płytki kuchenne w domu Andromedy. Jego usta były suche od niewypowiedzianych słów, a umysł przepełniony zbyt wieloma myślami. Na szczęście przenikliwy, przeszywający krzyk uratował go od jego własnego milczenia.
Andromeda westchnęła, gdy Teddy zaczął zawodzić ze swojego nosidełka. Zatrzymując się przez chwilę przed Draco, wygładziła uparte zagniecenie w jego krawacie, a następnie skierowała się do dziecka, biorąc je w ramiona.
— Wiedziałam, że będzie głośny — wymamrotała, kołysząc go. — Tak jak jego matka. Biedactwo.
Obserwując ich, Draco poczuł narastające w sercu ciśnienie; niepokój, który sprawiał, że wszystko wydawało się nieco wytrącone z równowagi.
— Andromedo… — zaczął powoli. — Jak ty, do diabła, to robisz?
— Co robię, kochanie?
— Ruszasz dalej.
Podniosła wzrok znad płaczącego wnuka.
— Bo muszę.
— Ale straciłaś wszystkich.
— Nie wszystkich — powiedziała. — Mam Teddy'ego i ciebie.
Draco zmarszczył brwi.
— Czy to ci wystarczy?
— O Merlinie — mruknęła, wyglądając na przerażoną, że to zakwestionował. — Oczywiście, że tak. Bez wątpienia oboje jesteście więcej niż wystarczający. I oczywiście mam innych moich Oświeconych. Blaise’a, Milesa, Tracey, Milli… Bardzo was wszystkich lubię. Może i zabrzmię głupio, ale ja… lubię uważać się za kogoś w rodzaju ciotki dla was wszystkich, którzy tu zostaliście…
— Jesteś kimś o wiele więcej niż tylko ciotką, Andromedo — zapewnił ją, a ona w odpowiedzi się uśmiechnęła. — Dla Teo też byłaś.
— Tak. Biedny Teo…
— Tak naprawdę nigdy nie udało mi się ci podziękować, Andromedo… Wiesz, za zgodę na pochowanie Teo obok Teda. Nie musiałaś tego robić.
— Szczerze mówiąc, byłam zaszczycona — powiedziała. — W imieniu mojego męża, który miał tak pozytywny wpływ na kogoś tak zniszczonego jak Teo, że o to poprosił… Jestem bardzo dumna. Z ich obojga.
Kolejny wysoki dźwięk przeciął powietrze. Gdy czajnik zagwizdał, płacz Teddy'ego stał się głośniejszy, jakby malec próbował się przez niego przebić.
— Ojej — wymamrotała Andromeda.
— Daj mi go — powiedział Draco, wskazując na Teddy'ego. — Potrzymam.
— Nie, nie, nie chcemy pomiąć twojego garnituru.
— Andromedo, wszystko w porządku — upierał się, ostrożnie odbierając jej dziecko. — Naprawdę nie obchodzi mnie, jak będzie wyglądać mój garnitur na pogrzeb Lucjusza.
Andromeda wyglądała, jakby chciała to jakoś skomentować, jednak szybko musiała zmienić zdanie i ruszyła, by zająć się syczącym czajnikiem. Kiedy Teddy oparł się o klatkę piersiową Draco, wycie ustąpiło miejsca cichym pomrukom i delikatnemu gaworzeniu, tak charakterystycznego dla małych dzieci. W ciągu ostatniego tygodnia chłopak przeszedł przyspieszony kurs opieki nad dziećmi prosto od Andromedy i Hermiony i, szczerze mówiąc powoli zaczynał to wszystko rozumieć.
— On cię lubi — powiedziała Andromeda. — Czy Hermiona idzie z tobą na pogrzeb?
— Nie. Zaproponowała mi to, ale powiedziałem jej, że nie ma potrzeby, aby przyjeżdżała. Nie ma żadnego powodu, by opłakiwać Lucjusza.
— W takim razie gdzie ona jest? Została tu ostatniej nocy czy spała na Grimmauld Place?
— Została tutaj, ale dziś rano wraz z innymi udała się do Hogwartu — wyjaśnił. — Nie słyszałaś, jak wychodzili?
— Wydawało mi się, że słyszałam, jak wychodziły Milli i Tracey, ale nie inni — powiedziała z roztargnieniem. — Wiesz, że Milli wyprowadza się dziś wieczorem?
— Ach tak?
— Zamieszka ze swoim wujem w Gloucestershire. Poznałam go wczoraj i jest naprawdę miłym człowiekiem. W weekend Luna i Blaise przeprowadzą się do domu Ksenofiliusa, który podobno jest teraz w naprawie.
— Miles i Tracey też pewnie znikną — powiedział Draco. — Miles odziedziczył dom po tym, jak jego ojciec zginął na wojnie, i sądzę, że niedługo się tam przeniosą. Słyszałem, jak o tym rozmawiali. Niedługo będziesz od nas wolna.
— Tak…
Dostrzegając nutę smutku w głosie Andromedy, Draco spojrzał w jej kierunku.
— Coś nie tak?
— Nic — powiedziała szybko, ale potem w zamyśleniu przechyliła głowę na bok. — To znaczy, wiedziałam, że wkrótce wszyscy wyjedziecie. To zawsze było jedynie chwilowe rozwiązanie, ale myśl o tym, że w domu będzie cicho… cóż, nie do końca cicho skoro jest tu jeszcze Teddy, ale jednak…
Głos Andromedy zamienił się w wymowną ciszę, która sprawiła, że Draco zmarszczył brwi. Przyglądając się jej uważnie, próbował postawić się na jej miejscu. Nie była młoda; gdy Teddy stanie się nastolatkiem, ona będzie już dobrze po sześćdziesiątce. Już sam stres z ostatniego tygodnia – wszystkie zgony i próby stłumienia żalu, by zatroszczyć się o to małe dziecko – dodały jej kilku siwych włosów na czubku głowy i paru zmarszczek na czole. Kiedy przechyliła czajnik, żeby nalać trochę wody do rondelka, zdał sobie sprawę, że jej ręce lekko drżą i pomimo najlepszych wysiłków, by to zamaskować, co rano widział ślady łez, które plamiły jej policzki.
Radziła sobie ze wszystkim fantastycznie, prawie na nadprzyrodzonym poziomie, ale miał przeczucie, że pęknięcia na jej odważnej masce, w miarę upływu czasu zaczną się tylko pogłębiać. Podobnie jak budynki, nawet najsilniejsi i najdumniejsi ludzie mają swoją pełną zniszczeń stronę.
Teddy zasnął w jego ramionach, więc chłopak ostrożnie umieścił dziecko z powrotem w nosidełku, okrywając je tak, jak kilka dni temu pokazała mu Andromeda.
— Tak właściwie, Andromedo — powiedział Draco. — Jest coś, o co chciałbym cię zapytać.
***
To było naprawdę żałosne.
Tak monumentalnie żałosne.
Oprócz dwóch młodych ochotników, których Shacklebolt grzecznie poprosił o pomoc w faktycznym pochówku trumny Lucjusza w rodzinnym grobowcu Malfoyów, w pogrzebie mężczyzny uczestniczyły tylko dwie osoby: Narcyza i Draco.
Draco trzymał drżącą dłoń swojej matki, gdy wściekle ocierała łzy spływające jej po policzkach podczas ceremonii.
Jeśli w ogóle można było to nazwać ceremonią.
Narcyza powiedziała kilka słów i tyle; fakt, że nawet nie zapytała Draco, czy chciałby coś powiedzieć, bardzo mu się spodobał. Wiedziała co robi, nie pytając go. Gdyby miał wybór, w ogóle by w tym nie uczestniczył.
Całość skończyła się w mniej niż dziesięć minut. I tyle. Lucjusz odszedł na zawsze, zakopany sześć stóp pod ziemią, bez przebaczenia, lecz jeszcze nie zapomniany.
Nagrobek Lucjusza, podobnie jak ceremonia, był wymowny i dość zwięzły.
Tu leży Lucjusz Armand Malfoy
1954 - 1998
Wreszcie w pokoju
Gdy Draco i Narcyza ruszyli ścieżką, która prowadziła przez ogrody Dworu, w pobliżu głównej bramy ujrzeli niewielką grupę aurorów. Wstępne śledztwa wciąż trwały, tak samo jak poszukiwania niebezpiecznych artefaktów, których Voldemort mógł używać podczas swojego pobytu w posiadłości. W rezultacie Narcyza mieszkała w jednym z domków letniskowych Malfoyów w pobliżu jezior Blashford.
— Rozmawiałam wcześniej z Szalonookim — powiedziała Narcyza nieco ochrypłym głosem. — Powiedział, że mogą prowadzić te rewizje posiadłości nawet miesiącami.
Draco skrzywił się.
— Miesiącami?
— Tak. Najwyraźniej już znaleźli kilka rzeczy.
— Więc zamierzasz zostać w Blashford? — zapytał. — Dopóki nie powiedzą, że możesz się wprowadzić z powrotem?
Narcyza zatrzymała się, więc Draco również.
— Tak właściwie, to chciałam z tobą o tym porozmawiać.
— Dobrze — powiedział ostrożnie. — Wszystko w porządku?
— Tak sądzę. Widzisz, uważam, że powinnam na jakiś czas opuścić Wielką Brytanię.
— Opuścić?
— Nie wiem, czy mam siłę, by wrócić do Dworu, Draco — westchnęła ze smutkiem. — Wydarzyło się tam zbyt wiele złych rzeczy, do których… nie chcę wracać.
Draco zawahał się, zdezorientowany.
— Ale... gdzie zamierzasz się udać?
— Mamy posiadłość na Guernsey i ja…
— Guernsey? Ta wyspa?
— Posłuchaj mnie... Wiem, że to dość daleko, ale w razie potrzeby są przecież łącza sieci Fiuu do brytyjskiego i francuskiego Ministerstwa. — Spojrzała na swoje stopy. — Co najważniejsze, nikt mnie tam nie zna. To odosobnione miejsce. Wiesz, napotkałam na swojej drodze już kilku pełnych nadziei dziennikarzy, którzy się ze mną skontaktowali, pytając o Lucjusza…
— Powiedz im, żeby się odpieprzyli.
— Draco — zmarszczyła brwi. — Chcę znaleźć się na jakiś czas z dala od tego wszystkiego, przynajmniej do czasu, aż część plotek ucichnie.
Starał się nie rozumieć, ale czuł, co jego matka miała na myśli. Wiedział dokładnie, co działo się w jej umyśle.
Wieczorem w dniu bitwy, kiedy słońce właśnie zaczęło chować się za wzgórzami i wszystko było skąpane w każdym z odcieni pomarańczy, McGonagall zwróciła ku sobie uwagę wszystkich ocalałych. Wzięli udział w dwuminutowej chwili ciszy, unosząc nad głowami zaświecone różdżki na znak szacunku dla poległych. Następnie McGonagall ujawniła im niewinność Snape'a i oświadczyła, że zostanie on zapamiętany jako bohater.
Kobieta poświęciła także chwilę, by wspomnieć o kilku innych, jak ich nazwała „nieprawdopodobnych bohaterach”, w tym Draco, jego matkę i innych Oświeconych. Chłopak podejrzewał, że głównym powodem słów McGonagall było powstrzymanie sceptycznych spojrzeń, które wciąż napływały ku nim w ciągu dnia. I jak się okazało, plan Minerwy pod pewnym kątem nawet zadziałał.
Ale ludzie zauważyli też, że imienia Lucjusza nie było na tej liście nieprawdopodobnych bohaterów, a wielu widziało, jak podczas bitwy mężczyzna rzucał w innych klątwy. Wszyscy wiedzieli, kim był Lucjusz, ale nie znali sytuacji na tyle, by nie mieć pytań. Podobnie jak do Narcyzy, również do Draco zwróciło się wielu niedoszłych dziennikarzy, aby zapytać o jego osobiste przeżycia podczas wojny, w tym o szczegóły dotyczące Lucjusza.
Różnica między Draco a jego matką polegała na tym, że on miał Granger.
Granger: Najlepsza przyjaciółka Pottera Zbawiciela i prawdopodobnie najbardziej kochana i szanowana obecnie nastoletnia czarownica w Wielkiej Brytanii.
Zaledwie jednym spojrzeniem Granger mogłaby na wieczność stłumić wścibską prasę, a Draco byłby uratowany się przed koniecznością radzenia sobie z nachalnymi gnojkami, którzy myśleli, że mają jakiekolwiek prawo do znajomości niuansów jego życia prywatnego.
Ponieważ był chłopakiem Hermiony Granger, a ten tytuł z pewnością miał w tej chwili swoje spore zalety.
A jaki był tytuł jego matki? Narcyza Malfoy: wdowa po Lucjuszu Malfoyu, Śmierciożercy, który zabił nastoletniego chłopca.
Nawet przy wsparciu McGonagall i Hermiony oraz znajomości faktu, że Narcyza współpracowała z Zakonem, ludzie nadal byli ostrożni i Draco niewiele mógł na to poradzić. Umysły tłumów to niebezpiecznie uparte rzeczy, które dla rozrywki często szukają tych najbardziej plugawych i skandalicznych historii, niezależnie od rozumowania ich nieco bardziej miękkich serc.
Nie winił matki za chęć opuszczenia Wielkiej Brytanii. Gdyby nie Granger, do tej pory sam pewnie aportowałby się na drugą stronę świata.
— Dobrze — wymamrotał. — Rozumiem, ale… jak długo planujesz zostać na Guernsey?
— Nie jestem pewna, ale myślę, że co najmniej rok.
— Rok? Co do... myślałem, że miałaś na myśli tylko miesiąc lub dwa. Jesteś tego pewna, mamo?
— Jestem pewna, Draco. Muszę… uciec — powiedziała. — I muszę wiedzieć, czy chciałbyś wyjechać ze mną.
Twarz Draco zbladła.
— Wyjechać z tobą?
— Słuchaj, wiesz, że nie musisz. Niedługo skończysz osiemnaście lat i dostaniesz swój spadek…
— Mamo…
— A jeśli martwisz się, że nie będziesz widywać Hermiony tak często, jakbyś tego chciał, ona też może odwiedzać i zostawać, kiedy tylko…
— Nie, nie o to chodzi — powiedział, wypuszczając ciężki oddech, by się uspokoić. — Mamo, nie mogę z tobą zamieszkać i to nie z powodu Granger.
— Och — mruknęła, najwyraźniej starając się ukryć rozczarowanie. — Cóż, rozumiem…
— Rozmawiałem wcześniej z Andromedą i zapytałem ją, czy mógłbym zostać z nią — wypalił. — Mamo, będę mieszkać z ciocią Andromedą.
Oczy Narcyzy rozszerzyły się ze zdziwienia.
— Och. Rozumiem. Cóż… to jest…
— Przyjęła mnie do siebie pomimo całej przeszłości naszej rodziny — kontynuował, mając nadzieję, że matka go zrozumie. — I opiekowała się mną, chociaż od początku byłem dla niej podły. A teraz jest sama i musi opiekować się swoim wnukiem. Jej mąż, córka i zięć zostali zabici, została bez nikogo…
— Z wyjątkiem ciebie — przerwała Narcyza z rozpaczliwym uśmiechem.
— Z wyjątkiem mnie — powtórzył. — Wiele jej zawdzięczam. Mogę jej pomóc z dzieckiem i po prostu… być tam. Zależy mi na niej i… — wypuścił niemal nerwowy oddech — miałem nadzieję, że to pomoże wam się pogodzić.
— Ach tak — wyszeptała. — Cóż, widzisz... łatwiej powiedzieć niż zrobić.
— Obie potrzebujecie się nawzajem. Obie straciłyście kogoś, kogo kochałyście…
— Draco, nie rozmawiałam z nią od prawie trzech dekad. A rzeczy, które jej powiedziałam… nigdy nie powinnam była mówić takich rzeczy swojej rodzonej siostrze.
— Ale wybaczyła mi, więc wybaczy i…
— Ale ja nie wybaczyłam sobie tego, co jej powiedziałam — wyznała z przygnębieniem. — Te rzeczy były… tak okropne…
— Mamo…
— Ale może teraz, kiedy mamy coś wspólnego... Może mogłabym przyjść i ją odwiedzić, zobaczyć, jak się sprawy mają.
Draco skinął głową, choć podejrzewał, że mówiła to bardziej dlatego, by porzucił temat.
— Powinnaś.
— Być może.
— Ale nadal zamierzasz przeprowadzić się na Guernsey?
— Tak. Ale, jak powiedziałam, możesz się tam dostać przez Fiuu, a po kilku wizytach może uda ci się aportować…
— I... nie masz nic przeciwko temu, że zamieszkam z Andromedą?
Zawahała się i zacisnęła usta w zamyśleniu, wpatrując się w jego twarz z czymś pomiędzy urazą a dumą. Po co najmniej jednej pełnej minucie zmusiła się do kolejnego uśmiechu i dotknęła twarzy syna, gładząc kciukiem grzbiet jego policzka.
— Oczywiście, będę strasznie tęsknić — mruknęła delikatnie. — Ale myślę, że twoja decyzja o zamieszkaniu z Andromedą jest właściwa. A ja… jestem zadowolona z twojej decyzji.
Odetchnął z ulgą.
— Dziękuję.
Draco pozwolił matce przyciągnąć się bliżej i utonąć w desperackim, miażdżącym uścisku. Pozwolił jej również szlochać w zgięciu jego ramienia, aż poczuł wilgoć jej łez przesiąkających mu przez koszulę. Pozostali tak przez długi czas; Draco podejrzewał, że nawet dłużej niż trwał pogrzeb Lucjusza. Kiedy Narcyza w końcu się odsunęła, mocno ścisnęła jego dłoń, jakby bała się, że chłopak mógłby nagle zniknąć.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
— Tak, nic mi nie jest. Po prostu jestem głupią starą kobietą.
I naprawdę wyglądała teraz dość staro; wręcz na styraną życiem.
— Chodź — powiedział, ciągnąc ją za sobą, gdy zaczął iść. — Aportuję cię z powrotem do Blashford.
— Draco — wypaliła nagle. — Nie mówiłam dzisiaj zbyt wiele o twoim ojcu, ponieważ wiem, że nadal jesteś zły…
— Mamo — jęknął zmęczonym głosem. — Proszę cię…
— Ale musisz mu wybaczyć. Nie dzisiaj, nie jutro, ani nawet za dziesięć lat. Ale pewnego dnia musisz mu wybaczyć. Jeśli pozwolisz, by ten gniew pałał w tobie do końca życia, to on będzie cię prześladował. Rozumiesz mnie?
— Chodź, mamo, zabieram cię do domu.
Trzymała się swojego miejsca.
— Czy mnie rozumiesz?
— Nie… nie wiem — powiedział sztywno. — Chyba nie.
— W takim razie chcę, żebyś pomyślał o tym, czemu chcesz prosić Andromedę, żeby mi wybaczyła — wyrzuciła bez tchu.
— To jest zupełnie inne!
— Czyżby? Twój ojciec i ja ponieśliśmy wiele różnych ofiar w bardzo różnych okolicznościach, ale nasze zbrodnie były takie same. Wyrzekłam się własnej siostry, bo zakochała się w mugolaku.
Spojrzał swojej matce prosto w oczy i chwycił ją za ramiona, próbując uspokoić swoje drżące ręce.
— Ale nikogo nie zabiłaś! — wypluł przez zaciśnięte zęby, a potem ostrym szeptem dodał: — Nie zabiłaś Teo. Nie zabiłaś mojego przyjaciela.
Narcyza pochyliła głowę.
— Masz rację. Nie zrobiłam tego.
— A Teo… Dobrze wiesz, z czym miał do czynienia. Wiesz, że jego ojciec był kupą łajna i wiecznie starał się, aby jego syn był tak zepsuty, jak tylko może być człowiek! Teo czołgał się przez życie ze stopą swojego ojca napierającą mu na plecy! A potem w końcu się uwolnił i miał tę… szansę. Szansę na naprawienie siebie, a Lucjusz mu ją ukradł! Ukradł mu wszystko!
Draco wciągnął głęboki oddech, od którego całe jego ciało zadrżało.
— Dlatego mu nie wybaczę! — krzyknął. — Myślisz, że chodzi tylko o to, że z pewnością by mnie wydziedziczył? To nieprawda! Spodziewałem się tego! Nie spodziewałem się jednak, że Lucjusz zabije mojego przyjaciela! Rozumiesz?
Dolna warga Narcyzy zadrżała, gdy kobieta spojrzała na Draco. Po wysłuchaniu go zdała sobie sprawę, że jej syn również został złamany przez własnego ojca. I to złamało również ją samą.
Spoglądając przez ramię na świeżo wyrzeźbiony nagrobek Lucjusza, zastanawiała się, czy zawsze będzie czuła tę bezsensowną, daremną lojalność bijącą w jej sercu względem zmarłego męża. Walczyła bezlitośnie ze swoją o wiele bardziej racjonalną lojalnością wobec Draco, niepewna emocji wirujących między jej głową a sercem. To bolało i miała przeczucie, że jeszcze będzie przez jakiś czas.
Bo czasami zapominała. Zapomniała, że jej mąż zabił chłopca. Zapomniała.
Słabo pociągnęła Draco za rękę.
— Możesz mnie zabrać do domu, proszę?
— Mamo, przepraszam — powiedział teraz spokojnie. — Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, ale…
— Wiem, kochanie. Jestem już gotowa, by wrócić do domu.
***
Z trzaskiem aportacji dzwoniącym mu w uszach i wzmagającym i tak już nieubłagany ból głowy, Draco pojawił się na boisku Quidditcha w Hogwarcie.
Studiował uważnie swoje otoczenie. Tydzień po bitwie, a Hogwart już wyglądał o niebo lepiej po całej tej gehennie. Ale to był jedynie cud magii; zaledwie kilkoma machnięciami różdżki można było przesunąć gruz i ułożyć cegły. Nie chodziło o sprzątanie, bo to naprawy miały potrwać najdłużej.
Patrząc teraz na spokojny zamek, widział uszkodzenia wież i bastionów sięgające wysoko w niebo. W niektórych miejscach zionęły głębokie dziury, a niektóre ściany wydawały się nawet niebezpiecznie przechylać na bok, podczas gdy część prawie całkowicie zniknęła, a na ich miejscu pozostał jedynie szkielet z drewna. Sylwetka Hogwartu zmieniła się tak bardzo, że Draco z trudem ruszył z zamiarem odnalezienia Granger.
Kiedy szedł przez Hogwart, mijał po drodze wielu ludzi. Wszyscy robili, co mogli, by przywrócić zamek do jego dawnej świetności. Niektórzy posyłali chłopakowi uprzejme skinienia głową z uznaniem, inni nie.
Longbottom – błogosławić jego bawełniane skarpetki – nawet mu pomachał z szerokim uśmiechem. Draco nie miał pojęcia, jak na to zareagować, więc po prostu pokiwał głową i szedł dalej, nie zerkając na Gryfona, żeby ten nie miał pokusy, by zainicjować jakąkolwiek rozmowę. Kilka kroków dalej napotkał Blaise'a i Lunę naprawiających jedną z sal lekcyjnych.
— Witaj, Draco — przywitała się beztrosko Luna. — Podoba mi się twój garnitur.
— Ubrałem go na pogrzeb.
— Rozumiem dlaczego. Jest mroczny i przygnębiający.
— Tak jak ta rozmowa? — odparł Draco, ignorując spojrzenie Blaise'a. — Czy któreś z was widziało gdzieś Granger?
— Nie od dzisiejszego ranka — odparł Blaise. — Jak tam pogrzeb?
— Aż boki zrywać — zażartował, przewracając oczami. — Opowiem ci o tym później, muszę o czymś porozmawiać z Granger.
— Czy to coś ekscytującego? — zapytała Luna.
— Nie, panno ciekawska — zmarszczył brwi, odwracając się od pary. — Jeśli ją zobaczycie, przekażcie, że jej szukam.
Skierował się do Wielkiej Sali; miejsce to stało się nieoficjalną bazą dla wszystkich pracujących na rzecz przywrócenia Hogwartu do stanu użyteczności i wydawało się, że jest to równie dobre miejsce, jak każde inne. Z wyjątkiem kilku kupek gruzu i dziur w ścianach, Wielka Sala była w całkiem niezłym stanie, a w jej centrum znajdowało się prowizoryczne centrum dowodzenia. Na niektórych ławkach Domów rozłożono notatki określające najbardziej dotknięte bitwą obszary Hogwartu, a obok znajdowała się strefa regeneracyjna – prowadzona przez Madam Rosmertę i Ambrosiusa Flume’a – gdzie każdy mógł skorzystać z darmowych posiłków w przerwach od pracy.
Draco przeszukał pomieszczenie wypatrując w nim charakterystycznych, krzaczastych włosów Hermiony, a potem przemknął po nim wzrokiem ponownie, przypominając sobie, że czasami dziewczyna nosiła je upięte. Zdając sobie sprawę, że jej tam nie ma, odwrócił się, by wyjść i poszukać jej gdzie indziej, ale zawahał się, gdy blask pomarańczowych włosów tak charakterystycznych dla Weasleyów chwilowo go oślepił. Ron i Katie siedzieli w pobliżu miejsca rekonwalescencji, rozmawiając swobodnie i popijając wodę, najwyraźniej robiąc sobie przerwę od naprawiania Hogwartu. Draco zastanawiał się, czy nie zapytać Weasleya, gdzie jest Granger, ale kiedy już zdecydował, że prawdopodobnie łatwiej będzie poszukać jej samodzielnie, Weasley go zauważył. Z niechęcią, której nie próbował ukrywać (a jeśli, to nie robił tego zbyt dobrze), Weasley mruknął coś do Katie i podszedł do Draco.
— Malfoy — przywitał się niezręcznie Ron, wkładając ręce do kieszeni. — Jesteś... dość okropnie ubrany jak do sprzątania.
— Pogrzeb — powiedział po prostu.
— Och… uh — wyjąkał Ron. — Czy wszystko w porządku?
Draco uniósł pytająco brew.
— Serio, Weasley? Czy bawimy się w to przyjacielskie pierdolenie? Zgodziliśmy się być wobec siebie uprzejmi, ale nie jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli za każdym razem masz zamiar bawić się w to gówno, to daj mi znać, żebym zawczasu zdążył rzucić się z klifu.
— Naprawdę? A będę mógł popatrzeć?
Wbrew sobie Draco uśmiechnął się złośliwie i powiedział:
— I właśnie taki masz być, Weasley.
— Tak, to zdecydowanie bardziej mi leży — skinął głową Ron. — Nadal jesteś palantem.
— Ty też — odparł. — Widziałeś gdzieś Granger?
— Wydawało mi się, że była na górze z Harrym i McGonagall. Myślę, że pracowali nad Wieżą Gryffindoru.
— Dobra — powiedział Draco, odwracając się na pięcie.
— Nie ma za co, Malfoy! — zawołał Ron.
— Kij ci w oko, Weasley!
Wycofując się z sali i kierując do najbliższych schodów, Draco ruszył w stronę Wieży Gryffindoru. Albo raczej próbował. Praktycznie nie znał drogi do dormitoriów tego Domu, a ponieważ Hogwart był na tyle zniszczony, łatwo było się zgubić. Niektóre klatki schodowe (w tym Wielkie Schody) nadal był niedostępne, zablokowane korytarze układały się w wielkie, pełne zakamarków labirynty, a brak wielu ścian oznaczał, że czasami nagle wychodziło się na zewnątrz. Po kilku frustrujących ślepych zaułkach Draco wspiął się po już piątych schodach do Wieży Gryffindoru.
Wszystkie portrety zostały zdjęte i umieszczone w bezpiecznych pomieszczeniach na przechowanie, więc Draco po prostu wślizgnął się do środka i natychmiast uderzył go podmuch wiatru. Przechodząc przez coś, co niegdyś była Pokojem Wspólnym i wijąc się między stosami poprzewracanych krzeseł i stołów, podążał za źródłem wiatru do kolejnego pomieszczenia, gdzie ziejąca dziura w ścianie pozwalała wiatrowi wdzierać się do środka. Wśród zwalonych półek z książkami stały trzy osoby: Granger, McGonagall i Potter. Dyskutowali oni o wyrwie w ścianie wieży, machając różdżkami, by usunąć część gruzu rozrzuconego dookoła.
Ubrana w workowaty czerwony sweter i zdecydowanie za duże ogrodniczki, które były usiane brudem i błotem, Hermiona wyglądała, jakby przeciągnięto ją przez błotniste pole, ale to sprawiło jedynie, że Draco uśmiechnął się z rozbawieniem. A już zwłaszcza, gdy spojrzał na swój nieskazitelny, szyty na miarę garnitur.
Dziewczyna zauważyła go, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Mamrocząc ciche przeprosiny opuściła bok McGonagall i rzuciła się ku Draco. Jej rysy były napięte z obawy, gdy zarzuciła mu ręce na szyję i otuliła go nimi tak mocno, że się zakrztusił.
— Cały ranek o tobie myślałam — powiedziała, rozluźniając uścisk.
— Do diabła, Granger, chyba coś mi złamałaś — jęknął, pocierając bolący teraz kark. — Co to było?
— Martwiłam się o ciebie!
— Och, na litość Merlina... Czy ty i ciocia Andromeda obie w tym siedzicie? Ona też dała mi dziś rano wykład.
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Obie się o ciebie martwimy i jesteśmy zaniepokojone…
— Ale nic mi nie jest…
— Wcale nie jest w porządku, Draco…
— Granger, spójrz na mnie — powiedział cicho, czekając, aż dziewczyna go posłucha. — Naprawdę czuję się dobrze. Ale może jutro nie będzie aż tak dobrze. A może następnego dnia. A może za kilka tygodni od teraz. A kiedy nie będzie dobrze, dowiesz się o tym pierwsza; albo może też jako jedyna. Jednak dzisiaj, przysięgam, że nic mi nie jest.
Hermiona przyglądała mu się przez chwilę zmrużonymi oczami, a potem powoli skinęła głową.
— Dobrze — westchnęła. — W porządku, wszystko w porządku. Więc... jak było? Czy ktoś jeszcze…
— Przyszedł? Nie, była tylko moja matka i ja.
— A jak się czuje twoja matka?
— Nie tak dobrze. Ona... — odpłynął, gdy przypomniał sobie, że był w zasięgu słuchu McGonagall i Pottera, a ten drugi wydawał się ich niezbyt subtelnie podsłuchiwać. — Tak właściwie, to czy jest jakieś miejsce, do którego moglibyśmy się udać? Muszę ci coś powiedzieć.
— Dobrze — powiedziała. — Właściwie to jest coś, co chcę ci pokazać.
Bez dalszych wyjaśnień Hermiona złapała go za rękę i wyprowadziła z wieży, następnie podążając wąskim korytarzem. Otoczenie było na pewien sposób znajome, ale Draco nie potrafił sprecyzować jak i dlaczego, więc po prostu pozwolił jej ciągnąć się za sobą, aż dziewczyna zatrzymała się przy wnęce, w której cieniu ukryte były drzwi. Dopiero gdy sięgnęła po klamkę, Draco zdał sobie sprawę, dokąd go przyprowadziła.
To był ich pokój. A raczej ich dawny pokój.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważył Draco, było to, że w ścianach nie widniały żadne dziury, a sufit i podłoga pozostawały nietknięte. To jednak nie znaczyło, że pokój był nienaruszony. Podobnie jak w całym zamku, większość mebli była przewrócona, a po pokoju walały się różne rzeczy. Drzwi do starej sypialni Granger zostały wyrwane z zawiasów, a jej okno zostało całkowicie rozbite. Drzwi do łazienki były otwarte i zauważył, że sporo kafelków było roztrzaskanych i leżało na podłodze niczym chaotyczna mozaika. Policzył zniszczony płytki; siedemnaście. Drzwi jego starej sypialni były zamknięte, ale nie miał ochoty patrzeć, co jest w środku; po tym, jak on i Granger zaczęli swój związek, i tak nie spędzał w nim zbyt wiele czasu.
A potem, w końcu, zauważył na podłodze coś, co sprawiło, że się zawahał, a ciężka gula uformowała mu się w gardle.
To była książka, o której przeczytanie Granger poprosiła go wiele miesięcy temu; Biografia Martina Luthera Kinga.
Mężczyzna wpatrywał się w niego ze zdjęcia swoimi ciepłymi, uśmiechniętymi oczami. Draco pochylił się, aby ostrożnie podnieść tom, a następnie położył go na pustej półce z książkami tak, aby nadal mógł widzieć życzliwą twarz Kinga. Kiedy odwrócił się do Granger, ta bacznie obserwowała jego ruchy.
— Nieźle się trzyma — powiedziała, wskazując na pokój. — Kilka małych usterek tu i tam, ale nic, czego nie można by naprawić. Właściwie to prawdopodobnie jeden z najlepiej zachowanych pokoi, jakie do tej pory widziałam.
Draco skinął głową.
— Jest w całkiem niezłym stanie.
— Nie wiem dlaczego, ale chciałam ci to pokazać. Myślałam, że to trochę... pocieszające widzieć, jak dobrze to miejsce przetrwało wojnę.
— Tak — powiedział, wciąż rozglądając się dookoła. — Ale to raczej dość... dziwne być tutaj.
— Wiem, co masz na myśli — zgodziła się, zbliżając do niego. — Nie jestem nawet pewna dlaczego, ale czuję się dziwnie. To tak, jakbym była otoczona duchami. Każdy centymetr tego pokoju budzi tyle wspomnień.
— I nie wszystkie z nich są dobrymi wspomnieniami.
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Nie, nie wszystkie. Ale większość z nich tak. Obecność tutaj przywodzi mi na myśl czytanie Szekspira, robienie porannej herbaty…
— Jazdę na łyżwach w Boże Narodzenie, oglądanie fajerwerków z parapetu przy twoim oknie — dodał, pochylając się, by skraść jej delikatny pocałunek. Jego usta pozostały na jej własnych, ciepłe i miękkie; smakowała jak sok jabłkowy. Kiedy się odsunął, uśmiechnął się do niej i powiedział: — I oczywiście cały ten seks.
Hermiona prychnęła i przewróciła oczami.
— Czy zawsze musisz schodzić na ten temat?
— Zawsze — zaśmiał się, kradnąc kolejny szybki, bezczelny pocałunek, zanim odwrócił się w stronę sypialni Hermiony. — Zwłaszcza kiedy tu wchodzę. Hej, Granger, masz ochotę na szybki…
— Nawet nie kończ tego zdania — skarciła go. — Co chciałeś mi powiedzieć? O swojej matce?
Cała wesołość odpłynęła z ostrych rysów Draco. Odgarniając potłuczone szkło z poduszek, przysiadł na parapecie przy oknie i skinął na Hermionę, by do niego dołączyła.
— Powinnam być zaniepokojona? — zapytała Hermiona, ostrożnie podchodząc do przodu.
— Nie, po prostu chodź tutaj.
Siedzieli obok siebie, a ich stopy zwisały z parapetu rozbitego okna. Słońce rozgrzewało kojąco ich twarze, pomimo mgły tłumiącej jego blask, a tuż za terenem Hogwartu małe stadko testrali z gracją leciało na południe. Od czasu do czasu odgłosy wszystkich ludzi naprawiających zamek docierały do ich uszu niesione przez niesforne podmuchy wiatru, ale dookoła przeważnie panowała cisza; cisza na tyle spokojna, że Draco słyszał, jak Hermiona nerwowo stuka opuszkiem w ramę okna.
— Granger, naprawdę nie ma się czym martwić — powiedział, trzymając ją za rękę, by uspokoić jej wzburzone stukanie. — Obiecuję. Chciałem ci tylko powiedzieć, że moja matka zdecydowała się na jakiś czas wyprowadzić…
— Wyjeżdżasz? — wypaliła Hermiona.
— Nie, Granger, uspokój się. Nigdzie nie wyjeżdżam. Moja matka przeprowadza się na Guernsey i to najwyraźniej przez to, że Szalonooki powiedział, że przez jakiś czas nikt nie może wejść do Dworu; nie żebym planował tam wrócić po…
— Wszystkim, co się tam wydarzyło.
— Dokładnie — skinął głową. — Ale to i tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Rozmawiałem dziś rano z Andromedą i zamierzam zamieszkać z nią na jakiś czas.
Oczy Hermiony rozszerzyły się w zdziwieniu.
— Naprawdę?
— Będzie potrzebować pomocy z Teddym, a ja nie chcę, żeby była sama. To znaczy, radzi sobie naprawdę dobrze z tym wszystkim, ale sądzę, że potrzebuje kogoś do towarzystwa, a kiedy zapytałem, czy mogę zostać, wydawała się całkiem zadowolona z tego pomysłu.
— Uważam, że to świetny pomysł. To… bardzo szlachetne z twojej strony.
— To nie jest szlachetne, Granger, to tylko odwzajemnienie przysługi. Pomogła mi, kiedy tego potrzebowałem, a teraz ja mogę jej się odwdzięczyć.
— Cóż, ja sądzę, że to szlachetne — upierała się, ściskając jego dłoń. — Więc... to było to? Właśnie tym tak mnie martwiłeś?
— Sama się tym martwiłaś.
— Zachowywałeś się dość poważnie.
— Jestem poważną osobą, Granger.
— Hmm — mruknęła z roztargnieniem. — Cóż, jeśli to wszystko, co dla mnie masz, to ja również chcę ci coś powiedzieć.
Draco zmarszczył brwi z zainteresowaniem.
— Powinienem być zaniepokojony?
— Ani trochę. Rozmawiałam wcześniej z McGonagall i zdecydowała ona, że we wrześniu wszystkie siódme klasy będą miały możliwość powrotu do Hogwartu, aby podejść do OWUTEMów i ukończyć szkołę jak należy. Podjęłam decyzję, że ja również wrócę.
— Naprawdę? I każdy może wrócić?
— Każdy.
Draco przechylił głowę, uważnie rozważając nowe informacje.
— Myślisz, że pozwoliłaby mi wrócić?
Hermiona spojrzała na niego, zdezorientowana.
— Ja… nie sądziłam, że będziesz chciał.
— Cóż, zawaliłem cały szósty i siódmy rok. Przydałby mi się wszelka pomoc, jaką zdołam uzyskać. Czy myślisz, że McGonagall pozwoliłaby mi przenosić się na weekendy do Andromedy?
— Nie rozumiem, dlaczego miałby ci na to nie pozwolić. Jesteś pewien, że chcesz wrócić?
— Tak sądzę. Nie do końca wiem, co chcę robić. Zawsze zakładałem, że przejmę rodzinny interes od Lucjusza, ale myślę, że to już zamknięty rozdział — westchnął, wzruszając ramionami. — Równie dobrze mogę zdobyć jakieś kwalifikacje, kiedy będę próbował decydować, co robić dalej.
Hermiona uśmiechnęła się do niego czule.
— No popatrz na siebie, jakiś ty rozsądny.
— Poza tym, to może być całkiem przyzwoite rozwiązanie. Znowu dostaniesz Prefekt Naczelną, a ja będę mógł zakradać się do twojego dormitorium, abyśmy mogli…
— Draco. McGonagall już mnie o to poprosiła, a ja odmówiłam. Ostatnim razem, gdy byłam Prefekt Naczelną, Hogwart został prawie zrównany z ziemią.
Chłopak zachichotał lekko, ale szybko zamilkł. Testrale i jaskółki zniknęły w oddali, a ciężka chmura zasłoniła słońce, otulając zamek kocem ciemności. Oboje zadrżeli w cieniu, przytulając się trochę mocniej.
— Co z twoimi rodzicami? — zapytał Draco. — Jakieś wieści?
— Nic nowego odkąd w czwartek rozmawiałam z australijskim Ministerstwem Magii — powiedziała Hermiona ponurym tonem. — Czekam tylko, aż potwierdzą dzień, w którym będę mogła udać się do Brisbane i spróbować przywrócić im wspomnienia.
— Zestresowana?
Hermiona opuściła wzrok na swoje drżące dłonie.
— Ja... dobrze wiedziałam, że istnieje możliwość, że nie będę w stanie przywrócić im wspomnień, kiedy zdecydowałam się rzucić na nich Obliviate, więc... chyba będę musiała poczekać i zobaczyć co się stanie.
Draco mógł jasno stwierdzić, że tak naprawdę nie chciała o tym rozmawiać. Szczerze mówiąc, ten drażliwy temat był poruszany między nimi już kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni, a ten powolny proces oznaczał jedynie tyle, że nie było nic nowego do powiedzenia na ten temat. Kiedy po raz pierwszy Hermiona skontaktowała się z australijskim Ministerstwem Magii na dwa dni po bitwie, szlochała i narzekała, a potem znowu płakała, jednak od tego czasu niewiele mówiła o swoich rodzicach, a Draco nie zamierzał jej naciskać.
Słońce wciąż chowało się za tą gęstą chmurą, a krótki i jednocześnie gorzki podmuch wiatru sprawił, że przez ciało Hermiony przemknął gwałtowny dreszcz. Tłumiąc własne wzdrygnięcie, Draco ściągnął marynarkę i zarzucił ją na jej ramiona, jednak Hermiona próbowała ją odepchnąć.
— Jestem brudna — powiedziała. — A jutro musisz to ponownie założyć.
— Nie ma nic, czego nie naprawi szybkie Chłoszczyść — upierał się. — W każdym razie rozważałem założenie jutro innego garnituru. Wiesz, czegoś w jasnożółtym kolorze. Myślę, że Snape doceniłby tę ironię.
Hermiona uśmiechnęła się, owijając wokół siebie jego marynarkę.
— Jak się czujesz z myślą o pogrzebie Snape'a?
— Szczerze mówiąc, nie wiem — wyznał z zamyśloną miną. — To znaczy, znałem go od dzieciństwa, ale tak naprawdę nie wiem nawet w jakim kontekście. Nie byliśmy ze sobą do końca blisko, ale on zawsze w jakiś sposób mi towarzyszył. Był jednak takim dziwnym człowiekiem… I wydaje się być jeszcze dziwniejszy, po tym, jak powiedziałaś mi o jego przerażającej obsesji na punkcie matki Pottera.
— Sądzisz, że to było przerażające?
— Trochę. Miał obsesję na punkcie kobiety, która nie żyje od siedemnastu lat.
— To nie była obsesja, ale nieodwzajemniona miłość — argumentowała Hermiona. — Niebezpieczna i tragicznie piękna. I myślę, że zrobienie czegoś dla kogoś, kogo się kocha, jest cudowne, ale zrobienie czegoś dla kogoś, kto nie odwzajemnia tego uczucia, jest prawdopodobnie najbardziej zbliżoną do perfekcji rzeczą, jaka istnieje. Kiedy Harry wyjaśnił mi wszystko, co zrobił Snape, aż zaniemówiłam.
— To dlatego, że jesteś romantyczką, Granger — powiedział. — Ale tak, z pewnością szanowałem tego mężczyznę i wiem, jak wiele dla mnie zrobił. A kiedy powiedziałaś mi o jego uczuciach do matki Pottera, zrozumiałem to, co sam mi powiedział.
— Co masz na myśli?
— Nie mówiłem ci? Spotkałem go, kiedy próbowałem cię znaleźć podczas bitwy.
— Powiedziałeś mi, że widziałeś go tuż po śmierci Pansy, ale nie wspomniałeś zbyt wiele o tym, co mówił. — Zaintrygowana Hermiona pochyliła się bliżej. — Co takiego ci powiedział?
— Że powinienem być wdzięczny… — wyjaśnił cichym i kontemplacyjnym głosem. — Powinienem być wdzięczny, że kochasz mnie ze wzajemnością.
— Bo cię kocham — powiedziała, uśmiechając się do niego. Nachyliła się w jego stronę, by złożyć pocałunek na policzku, nieświadoma lekko zirytowanego i zamyślonego wyrazu twarzy chłopaka. Poklepując go po nodze, ruszyła się, by wstać i powiedziała: — Chodź, powinniśmy wracać i…
— Nie, Granger, poczekaj chwilę — pospieszył, chwytając ją za rękę, by utrzymać ją w bezruchu. — Muszę ci coś powiedzieć.
Z zaciekawionym spojrzeniem Hermiona obróciła się tak, by znaleźć się twarzą do niego, wyczuwając powagę w tonie chłopaka.
— O co chodzi?
— Ja tylko… potrzebuję, żebyś zrozumiała — mruknął z wahaniem Draco, biorąc głęboki oddech. A potem zaczął. — Nigdy nie będę mężczyzną, który będzie mówił ci, jakie to szczęście, że cię ma, chociaż wiem, że właśnie tak jest. Nigdy nie będę mężczyzną, który będzie powtarzał ci każdego dnia jaka jesteś piękna, nawet jeśli to sama prawda. I nigdy nie będę mężczyzną, który będzie ci codziennie powtarzał, że cię kocha, chociaż właśnie to czuję. Naprawdę cię kocham, Granger.
— Wiem, że tak — powiedziała. — Ja to wiem.
— I przepraszam, że nigdy nie będę takim mężczyzną…
— Draco, nie…
— Nie, Granger, pozwól mi skończyć — przerwał. — Przepraszam, że nie będę mówił ci wszystkich tych rzeczy, ale będę ci je okazywał, dopóki nie powiesz mi, żebym przestał, choć prawdopodobnie cię nawet nie posłucham. Oboje bez wątpliwości będziemy na siebie krzyczeć i wrzeszczeć i mówić głupie rzeczy, ale one nic nie znaczą. To, co ci teraz mówię, jest tym, co naprawdę mam na myśli i tylko to się liczy. Rozumiesz?
— Oczywiście, że tak — powiedziała spokojnie Hermiona. — Wiem, że wszystko będzie dobrze, Draco. Nawet lepiej niż tylko dobrze. To znaczy… w przyszłości czeka nas o wiele więcej przeszkód i problemów, z którymi będziemy musieli sobie radzić, ale najgorsze już minęło i oboje to przetrwaliśmy.
Draco nie odpowiedział; po prostu ją obserwował, ale był zmuszony zmrużyć oczy, gdy ta uparta chmura w końcu przepłynęła na bok, uwalniając światło. Promienie objęły sypialnię jak stary przyjaciel, oświetlając każdy zakamarek jaskrawym blaskiem, a ciepło docierało, by rozgrzać ich twarze. Wygrzewając się w blasku i czując się w pełni zadowolona, Hermiona nachyliła się, by ponownie pocałować Draco; tylko mały, szybki pocałunek, by rozkoszować się niemal nostalgiczną chwilą na ich parapecie przy wybitym oknie.
Kiedy się rozdzielili, Draco poświęcił chwilę, by rozejrzeć się po pokoju, zastanawiając, kto będzie tu teraz mieszkał i czy nowy lokator zrozumie znaczenie tego, co wydarzyło się w tych ścianach. Zastanawiał się, czy ten ktoś poślizgnie się na kafelkach w łazience, czy zrobi sobie herbatę na mugolski sposób w aneksie kuchennym, czy będzie oglądał przez okno fajerwerki albo czytał książki na parapecie.
— No to chodź — powiedziała Hermiona, wyrywając go z transu, gdy wstała. — Mamy sporo do zrobienia. Trochę się tu zasiedzieliśmy.
Z dziwnym uczuciem niechęci, którego tak naprawdę nie rozumiał, Draco opuścił bezpieczne miejsce przy oknie, podążając za Hermioną, gdy ta przeszła do salonu. Gdy kroczył za nią, wciąż rozglądał się dookoła, uważnie przyglądając się pomieszczeniu, szukając kolejnych wspomnień w cichych detalach dormitorium. Zanim dotarł do wyjścia, przyjrzał się każdemu calowi i całej otaczającej go przestrzeni, a mimo to i tak zerknął jeszcze przez ramię, gdy przekraczał próg, chłonąc wszystko po raz ostatni, zanim zamknął za sobą drzwi.
A potem pokój – ich pokój – był pusty.
Cóż, całe szczęście, że jest jeszcze epilog, bo choć zakończenie tego rozdziału nie jest złe, to jednak mi czegoś w nim brakuje. Brakuje mi dalszych losów Andromedy i tego, jak wspólnie żyli z Draco pod jednym dachem. Po tym rozdziale jestem zakochana w fakcie, że pomagał opiekować się Teddym i całkiem nieźle mu to musiało wychodzić, skoro mały nie płakał i czuł się u niego komfortowo. Wyjazd Narcyzy nie jest niczym dziwnym. Na jej miejscu po wszystkich tych przejściach, sama zdecydowałabym się wyjechać na jakiś czas i pozbierać nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie po śmierci męża i całej okropności wojny. Cieszę się też, że Narcyza zaakceptowała decyzję Draco o pozostaniu z Andromedą. Miałam jednak nadzieję, że może wykona krok w stronę pogodzenia się z siostrą. Owszem, wiele złych rzeczy się stało, uraza na pewno istnieje, ale myślę, że Andormeda by jej wybaczyła. Może jednak wciąż jest za wcześnie dla Narcyzy, może potrzebuje więcej czasu. Relacje między Draco a Ronem są takie jak powinny być. Nie zniosłabym, gdyby nagle odnosili się do siebie z przesadną życzliwością xD Decyzja Hermiony o powrocie też nie jest niczym zaskakującym xD Było do przewidzenia, że jaki naczelna kujonka będzie chciała skończyć szkołę i zdać OWTM-y na Wybitny xD Za to decyzja Draco jest zaskakująca. Myślałam, że wolałby mieć to wszystko za sobą, ale ma rację. Nie wie nic o swojej przyszłości, rozdział z Lucjuszem jest zamknięty. Zostając zdobędzie wiedzę, która będzie mu potrzebna by obrać w przyszłości jakąś ścieżkę kariery i będzie miał Hermionę przy sobie. Ta rozmowa o uczuciach była piękna. Ale Hermiona to wszystko wie. A czasem czyny znaczą dużo więcej niż słowa.
OdpowiedzUsuńPiękne! Uśmiecham się do telefonu 🙂
OdpowiedzUsuńDraco z Andromedą, całkiem dobry pomysł - trzymam kciuki, żeby Narcyza odnalazła wspólny język z siostrą!
OdpowiedzUsuńCałkiem zgrabne to zakończenie, chociaż faktycznie brakuje może niewielkiego domknięcia, także miło ze strony Autorki, że zdecydowała się je dołożyć :)
Czyn znaczy więcej jak słowa, używanie ciągle słów kocham Cię, moim zdaniem traci na wartości. Nie czeka się tak bardzo. Nigdy nie wiadomo kiedy się je usłyszy. Dobrze, że Draco postanowił powiedzieć. O swoich uczuciach. To, że chce zostać z Andromeda, bardzo mnie ucieszylo, na prawdę bardzo, ona potrzebuje kogoś bliskiego, a on okazał się mega dojrzały, że to zauważył i nie chce jej zostawić samej, aczkolwiek jednocześnie żal mi Narcyzy. Żal mi jej bo straciła męża, moim zdaniem na taką śmierć zasłużył (cóż mnie też ciekawi, dlaczego akurat pokój Draco....), ale została teraz sama. Może to dobrze, będzie miała czas aby dużo rzeczy przemyśleć? Poukładać? Uwolnić z koszmarów?
OdpowiedzUsuńPogrzeb Łucka, spodziewałam się tam Zabini ego i Hermiony, ale to decyzja Draco. Poniekąd go rozumiem, pogrzeb to oddanie hołdu osobie zmarłej, obietnicą pamięci, im mniej osób na pogrzebie takiej osoby tym lepiej chyba.
Gdyby tak skończyło się opowiadanie to by było straszne... Miałabym ogromny niedosyt, więc moje serce się raduje, że czeka na mnie epilog.