Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: VNV Nation - Illusion, Sleeperstar - Soon, Scheer - Goodbye, Oh Laura - Release me

_____

Draco wyciągnął nogi i wychylił twarz w kierunku blasku porannego słońca. Jego myśli były dzisiaj raczej pogmatwane – być może już od samego początku – a ciepło docierających do jego ciała promieni dnia wydawało się go na chwilę uspokoić.

Minęły cztery dni, odkąd Hermiona wpadła do kuchni, krzycząc na Pottera, Weasleya, Teo i na jego samego, i poza kilkoma złośliwymi, ale nieszkodliwymi komentarzami, które padły następnego dnia, sprawy ułożyły się niezwykle szybko. Andromeda nawet porozmawiała z nim na osobności i pochwaliła go za „dojrzałość”, ale faktem było, że wszyscy wydawali się zrozumieć, że nie ma miejsca na szkolne urazy, kiedy świat się rozpada.

I to było dziwne.

Wciąż wszyscy gromadzili się wokół radia, słuchając niewyraźnych audycji Potterwarty o torturowaniu mugoli, mordowaniu mugolaków i wzrastającej liczbie ofiar śmiertelnych. Tempo i brutalność wojny zdawały się przyspieszać z każdym dniem, a jednak w domu Tonks, gdzie dawnym wrogom udało się złożyć niewypowiedzianą przysięgę przyjaźni, panowało dziwaczne poczucie spokoju. To było niepokojące; prawie wydawało się, że tkwili tam oderwani od reszty świata, ale oczywiście tak nie było, a spojrzenie na Granger tylko to potwierdzało.

W ciągu ostatnich kilku dni zawsze budziła się o świcie, by ćwiczyć zaklęcia z Remusem i Tonks, twierdząc, że musi przyzwyczaić się do różdżki Bellatriks. Draco zdecydował się na nią dzisiaj popatrzeć, skuszony do wyjścia na zewnątrz przez ciepło słońca, a także zaintrygowany tym, jak dziewczyna radziła sobie z obcą różdżką, tak samo jak najwyraźniej jego przyjaciele. Ćwiczyła dość daleko od miejsca, w którym przed domem siedział z Teo i Blaise'em – może jakieś pięćdziesiąt stóp dalej – ale Draco widział cienką warstwę potu spływającą po jej czole, gdy rozmawiała o czymś ze swoimi dwoma towarzyszami i zdejmowała sweter. Zanim zdążył zdać sobie sprawę, że się gapi, Teo przemówił i wyrwał go z transu.

— Dziś ostatni dzień kwietnia.

Draco zmarszczył brwi. 

— Więc?

— Więc przypomnij mi, żebym uderzył cię jutro za pierwszy dzień miesiąca.

***

Hermiona skinęła głową i uniosła różdżkę Bellatriks, układając ramiona w defensywie, gdy Tonks i Remus odeszli od niej o kilka kroków.

— Gotowa? — zapytał Remus, a Hermiona ponownie skinęła głową. — Start!

Drętwota! — krzyknęła.

Mężczyzna bez wysiłku zablokował czar, a ona wykręciła się, próbując odbić zaklęcie, które rzuciła na nią Tonks, jednak wciąż była trochę niestabilna na nogach. W chwili, gdy odwróciła się plecami, poczuła, jak magia parzy jej skórę, a kiedy odwróciła się do Remusa, on już celował swoją różdżką w oczekiwaniu na jej następny ruch.

— Czekaj, poczekaj chwilę!

— Myślisz, że Śmierciożerca da ci szansę na pozbieranie się? — odparł.

— Nie, oczywiście, że nie, ale…

— Będą wiedzieć, że nie chcesz używać Czarnej Magii i prawdopodobnie rozpoznają różdżkę Bellatriks — kontynuował. — Co więcej, mówisz formuły swoich zaklęć na głos. Robiąc to, jasno pokazujesz wrogowi, jaki jest twój kolejny ruch…

— Wiem, ale różdżka Bellatriks stawia mi opór i…

— Dasz radę, Hermiono — powiedział stanowczo. — Najbystrzejsza czarownica swojego pokolenia, pamiętasz? No dalej, jesteś lepsza niż to!

— Remusie, daj jej chwilę — westchnęła Tonks. — Być może powinniśmy po prostu ćwiczyć jeden na jednego…

— Nie, on ma rację — powiedziała Hermiona. — Śmierciożercy raczej nie będą grać uczciwie, prawda? Muszę być na to przygotowana .

Remus spojrzał na nią z aprobatą. 

— Dokładnie. Gotowa?

Wciągając kojący oddech i mocniej ściskając w dłoni różdżkę Bellatriks, skupiła się na mrowieniu, które gromadziło się w jej palcach. Na swojej magii. Potrząsając głową, lekko przykucnęła i zgięła kolana, nie odrywając wzroku od Remusa, który zaczął przechylać nadgarstek by rzucić zaklęcie. Bez słowa machnęła dłonią, a z różdżki Bellatriks wystrzeliło jasne, gwałtowne światło. Remus cofnął się, wyciągając ramię, by osłonić oczy. Obracając się, Hermiona o włos odskoczyła przed Drętwotą Tonks i rzuciła Impedimento, które trafiło kobietę prosto w brzuch, posyłając ją do tyłu o kilka stóp.

Odwróciwszy się w chwili, gdy Remus zaczynał dochodzić do siebie, ponownie wycelowała w niego różdżkę, a z jej czubka wystrzeliła lina, owijając się wokół ramienia i szyi Remusa. Mężczyzna po kilku szarpnięciach padł na kolana, upuszczając różdżkę, gdy Hermiona szturchnęła go różdżką Bellatriks w szyję. Przywołując jego różdżkę do swojej dłoni i odwracając się do Tonks, wystrzeliła w kobietę cichym Expelliarmusem.

Mając w posiadaniu trzy różdżki, Hermiona uśmiechnęła się do siebie; nie z dumy czy wygranej, ale dlatego, że znów poczuła kontrolę.

***

Stojący pięćdziesiąt stóp dalej Draco niemal uśmiechnął się czule, obserwując, jak jego kochanka promieniała od pewności siebie i triumfu. Ten uśmiech widział tylko raz, kiedy jeździli na łyżwach w Boże Narodzenie i bez jego wsparcia udało jej się utrzymać równowagę, a samo to wspomnienie było cieplejsze niż słońce.

Teo cicho gwizdnął. 

— A niech mnie. Przypomnij, żebym nie wkurzał Granger — wymamrotał. — No wiesz... znowu.

— Szczerze mówiąc, jesteś w ogóle zaskoczony, że jest dobra w zaklęciach? — zapytał Blaise. — Była najmądrzejszą czarownicą w naszym roczniku. Oczywiście, że wie, co trzeba robić z różdżką.

— Ćwiczenie kilku zaklęć w klasie to coś innego. To jest ich skuteczne używanie, i to przy użyciu cudzej różdżki.

Unosząc brew, Draco spojrzał sceptycznie na Teo. 

— Ten dość inteligentny komentarz brzmi mocno nie w twoim stylu. Zwłaszcza tak wcześnie rano.

— Odwal się — prychnął, uśmiechając się zarozumiale. — Nie zazdrość mi, bo mam mózg, który pasuje do mojej przystojnej twarzy, podczas gdy ty do końca życia będziesz musiał żyć z tą swoją paskudną mordą.

— Dobrze znosisz jej powrót do zdrowia — zauważył Blaise, jego bystre oczy spoczęły na Draco.

— Dlaczego miałoby być inaczej?

— Bo to prawdopodobnie oznacza, że ​​wkrótce znów zniknie z Potterem i Weasleyem.

Draco wyprostował się, patrząc na przyjaciela i mrużąc oczy. 

— O czym ty do diabła mówisz?

— Co, nie sądziłeś chyba, że ona rzeczywiście tu zostanie, prawda? — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Granger i ci dwaj nigdy nie siedzą w miejscu, kiedy coś się dzieje. Mogę założyć się o wszystko, że już dyskutowali o planach odejścia i robienia wszystkiego, co się da, by pokonać Sam-Wiesz-Kogo.

Zaciskając zęby, Draco wrócił myślami do ostatnich kilku dni, przypominając sobie, że przynajmniej raz dziennie Hermiona znikała, by porozmawiać z Potterem i Weasleyem, ale ani razu nie dała mu do zrozumienia, że ​​planują odejść. I zauważyłby, gdyby coś się działo. Z pewnością by to widział.

— Nie — mruknął, kręcąc głową. — Mylisz się, Blaise.

— Tak myślisz? — odpowiedział cynicznym tonem. — Luna planuje odejść, ale jeszcze mi o tym nie powiedziała.

— Więc skąd u diabła o tym wiesz?

— Po prostu wiem. Jestem prawie pewien, że planuje wrócić do Hogwartu z Deanem Thomasem. Ostatnio ze sobą rozmawiali.

— Nie powinieneś tak z góry zakładać najgorszego — powiedział Teo. — Może po prostu cię z nim zdradza.

Blaise szybko wymierzył mocny cios w ramię Teo, a jego przebiegły uśmieszek ustąpił miejsca bolesnemu skrzywieniu. 

— Jeszcze jeden taki komentarz, a dostaniesz w twarz…

— Dlaczego miałbyś smucić tak wiele dziewczyn, niszcząc to wspaniałe dzieło sztuki? W każdym razie, tylko się z tobą drażnię. Szczerze, moje zabawne żarty i dowcip tylko się przy was marnują, ludzie…

— Zamknij się — warknął, skupiając swoją uwagę z powrotem na Draco. — Chodzi o to, że wiem, że Luna wkrótce odejdzie. Nie powiedziała mi, bo wie, że wtedy spróbuję ją powstrzymać. Z tego samego powodu Granger również i tobie nic nie powiedziała.

Draco prychnął i przewrócił oczami. 

— Nie znasz Granger na tyle dobrze, by wiedzieć, co by zrobiła.

— Być może nie, ale wczoraj widziałem ją, Pottera i Weasleya wychodzących z pokoju goblina. Dlaczego mieliby rozmawiać z Gryfkiem, jeśliby czegoś nie planowali?

Wahając się i próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie, Draco zmarszczył brwi w niepewności, a ziarno wątpliwości zostało zasiane w jego umyśle.

— Cóż — westchnął Blaise. — Wiesz, że mam rację. Nasze dziewczyny mają ten cholerny kompleks bohaterek, który najwyraźniej jest zaraźliwy, jeśli przyjaźnisz się z Potterem. Pamiętasz, że cały czas z nich drwiliśmy? — Wypuścił z ust krótki, pozbawiony humoru chichot. — A teraz to również i nasz problem.

— Z pewnością nazywają to ironią — zażartował Teo. — Albo skurwysyńskim prawem losu.

— Jeśli jesteś taki pewien, że ​​Lovegood zamierza odejść, dlaczego tego z nią nie skonfrontujesz? — zapytał Draco.

— A co by to dało? I tak by poszła, a próba powstrzymania jej byłaby jak proszenie, żeby… nie była sobą… — odparł, masując grzbiet nosa. — Będą walczyć. Ani ty, ani ja, ani ktokolwiek inny nie zdołamy zrobić nic, aby ich powstrzymać. — Wstając, od niechcenia strzepnął brud ze swoich spodni, jakby wszystko, co właśnie powiedział, było nieistotne. — Pomogę Andromedzie przygotować śniadanie. Do zobaczenia za chwilę.

Potrząsając głową, gdy patrzył, jak Blaise idzie w stronę domu, Draco przewrócił oczami i udawał obojętność, wracając do swojej poprzedniej pozycji. 

— Czy myślisz czasem, że Blaise przeżyje choć dzień bez psucia go innym? — powiedział do Teo.

— Mało prawdopodobne. Nawet jak na jednego z nas, bywa czasami przygnębiającym dupkiem. Myślę, że może mieć jednak rację co do Granger.

— Nie zaczynaj.

— Przepraszam, mordo — westchnął, wskazując na Hermionę. — Spójrz na nią. Blaise ma rację. Ona nie testuje różdżki dla wygody. Ona trenuje. Do wojny.

Draco napiął się tak bardzo, że jego kark zgrzytnął, gdy odwrócił głowę, obserwując uważnie Hermionę. Kolejne zaklęcie wystrzeliło z czubka różdżki Bellatriks i trafiło w ramię Tonks. Obracała się, kucała, schylała, blokowała, strzelała; jej ruchy były zwinne i wyrachowane. Przygotowane. Odwrócił wzrok i przygryzł język, aż poczuł metaliczny posmak krwi i zauważył, że Teo przygląda mu się wyczekująco.

Z warkotem grzmiącym w głębi gardła, podniósł głowę i skrzywił się na swojego przyjaciela. 

— Dlaczego po prostu nie zajmiesz się sobą, co? — prychnął. — Odwal się. Pomóż Blaise'owi czy coś. Nie obchodzi mnie co zrobisz, po prostu zejdź mi z oczu.

— W porządku — powiedział Teo, wzruszając ramionami, jakby spodziewał się takiej reakcji, a potem wstał. — Wiesz, gdybym był Krukonem, dodałbym, że tkwisz w wyparciu…

— Teo, ostrzegam cię…

— Tak, rozumiem. Już spadam.

Chłopak obrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu, zostawiając Draco samego z krwawiącym językiem i głuchym łomotem bezlitosnego bólu głowy w czaszce. Blondyn pozostał tam przez kilka minut, zaciskając i rozluźniając pięści, patrząc na Hermionę i jej nieustannie zmieniającą się postawę. Atak, obrona, atak, obrona, atak, atak, atak. Nie spojrzała na niego ani razu, zbyt pochłonięta czekającym ją zadaniem, więc wstał i odszedł, czując, że jeśli będzie patrzył na nią jeszcze przez chwilę, słowa Blaise'a zaczną dzwonić mu w uszach.

Bo to prawdopodobnie oznacza, że ​​wkrótce znów zniknie z Potterem i Weasleyem.

***

Kiedy Hermiona, Potter i Weasley nie pojawili się na śniadaniu, Draco zgrzytał zębami i trącał widelcem jedzenie na swoim talerzu, unikając kontaktu wzrokowego z Blaise'em. Nie potrzebował kolejnego znaczącego spojrzenia posłanego w jego kierunku, ani nie chciał być świadkiem niespokojnych spojrzeń Blaise'a w stronę Lovegood za każdym razem, gdy ta odwracała się, by porozmawiać z Deanem Thomasem. A kiedy szumiąca audycja Potterwarty wygłosiła kolejną długą listę ofiar śmiertelnych, nawet nie podniósł głowy. Po prostu siedział w niestabilnej ciszy, z irytacją stukając palcem w kolano. Zastanawiał się, czy Granger słyszała transmisję. Zastanawiał się, czy zwiększyło to jej desperację i skusiło ją i jej pieprzonych przyjaciół, by porzucili swoją bezpieczną kryjówkę i podjęli aktywne działania.

Próbując rozproszyć natrętne myśli, zmusił swój umysł do zadryfowania gdzieś indziej i zdał sobie sprawę, że przez ostatnie kilka dni dręczyła go jedna ważna rzecz; zgubił swoją różdżkę. Za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jej używał, a Granger tak bardzo chciała ćwiczyć z różdżką Bellatriks, że upierała się przy wykonywaniu wszystkich możliwych zaklęć, zanim zdążył on nawet pomyśleć o zlokalizowaniu własnej.

Po śniadaniu udał się do swojego pokoju, kilka razy bezskutecznie próbując przywołać swój magiczny artefakt. Rozumując, że różdżka musiała spaść mu z łóżka i pod czymś utknąć, zaczął na nią polować, zerkać pod mebla i przegrzebywać szuflady na wypadek, gdyby Hermiona odłożyła ją gdzieś na przechowanie. Kiedy klęczał, sprawdzając przestrzeń pod nocnym stolikiem, drzwi otworzyły się i boleśnie uderzyły go w kostki.

— Draco? — zawołała Hermiona, marszcząc brwi, gdy chłopak mruczał pod nosem wulgaryzmy. — Przepraszam! Wszystko w porządku?

— Tak, jest bosko.

— Co ty u licha robisz na podłodze?

Zdmuchując grzywkę z oczu, wstał. 

— Szukam swojej różdżki. Nie mogę jej znaleźć. Schowałaś ją gdzieś?

— Nie, nie widziałam jej — powiedziała, przechodząc obok niego, by usiąść na łóżku. — Powinieneś zapytać Andromedę. Mogła ją gdzieś widzieć.

Wtedy na nią spojrzał i natychmiast tego pożałował. Przyglądała mu się miękkimi i smutnymi oczami, mrugając ciężko, jakby próbowała oprzeć się łzom, kiedy go obserwowała. Przypomniało mu to ten sposób, w jaki patrzyła na niego po raz pierwszy, kiedy żegnała się petryfikując go, wsuwając mu między palce świstoklik i wysyłając go tutaj. Tym razem było to subtelne, sprytnie zamaskowane, a wyraz jej twarzy mógł być prawie przekonujący, gdyby Draco nie widział jej oczu. Jej oczy ją zdradzały. Zawsze tak było.

— Czy jest coś, co chcesz mi powiedzieć? — zapytał pospiesznie.

Pytanie wydawało się ją na chwilę oszołomić i zamarła z półotwartymi ustami, jakby rzeczywiście chciała odpowiedzieć, ale potem westchnęła, uśmiechnęła się i pokręciła głową. 

— Nie. Nie, tylko o czymś myślałam.

— Dlaczego nie byłaś na śniadaniu?

— Widziałam się z Harrym i Ronem — powiedziała. — Harry miał... koszmary…

— Oczywiście, że tak — jęknął. — Bo reszta z nas śpi w nocy jak zabita…

— Dobrze o tym wiem, ale jego sny są... inne. Trudno to wytłumaczyć.

Czekał, aż Hermiona rozwinie temat, ale ona po prostu znów zaczęła się na niego gapić. Jej tęczówki były miękkie, smutne i miał odcień świeżego miodu, w którym mógłby utonąć. Opadł na materac obok niej, splótł ręce przed sobą, uderzając nadgarstkami o kolana. Rozważał po prostu wyplucie tego z siebie; zapytać ją, czy zamierza odejść. Jednak odrzucił ten pomysł, przekonany, że po prostu za mocno przeżywał głupie komentarze Blaise'a, więc uparcie przygryzł swój i tak już spuchnięty język.

— Czy wszystko w porządku? — zapytała Hermiona, wyciągając rękę, by czule przesunąć palcami po punkcie jego tętna. — Wydajesz się być czymś zaniepokojony.

— Nic mi nie jest — powiedział stanowczo. — Blaise i Teo wcześniej trochę mnie wkurzyli, to wszystko.

— Co takiego zrobili?

— Nic ważnego. Pomożesz mi z moją różdżką?

Uśmiechnęła się do niego. 

— Czy to ma jakiś podtekst?

— Nie – odwzajemnił uśmiech, przechylając głowę, by musnąć ustami wrażliwy punkcik obok jej ucha. — Chociaż jeśli chcesz, to może mieć.

— Draco, przepraszam — mruknęła z rozczarowaniem, delikatnie go odpychając. — Mam kilka rzeczy do zrobienia.

Chrząknął z irytacją i odsunął się od niej. 

— Jak co?

— Obiecałam Harry'emu i Ronowi, że pomogę im w... czymś...

— Czy istnieje powód, dla którego zachowujesz się tak cholernie dziwnie?

Skuliła się. Tylko nieznacznie, ale Draco to zauważył. 

— Cóż, Ron potrzebuje pomocy w przystosowaniu się do różdżki Szmalcownika, którą ukradł — wyjaśniła niepewnie. — A potem chciałaby trochę więcej poćwiczyć z…

— Lupinem i Tonks — dokończył za nią zwięzłym tonem. — Dobrze, dobrze.

— Przepraszam, Draco, muszę tylko przedyskutować z nimi te sprawy…

— W porządku. Czy zamierzasz przynajmniej dzielić ze mną łóżko dziś wieczorem, czy zostanę sam z twoim zapchlonym kotem?

— Nie zajmie mi to długo — zapewniła go, wyciągając szyję, by skraść pocałunek z kącika jego ust. Pocałunek, który w zatrważający sposób przypomniał Draco ich ostatnią noc w Hogwarcie. — Kocham cię.

Zamknął oczy, a obraz jej płaczącej w deszczu był niemal przyklejony do spodu jego powiek, jakby nagle cały świat chciał torturować go tym wspomnieniem. 

— Wiem — wymamrotał, obserwując, jak dziewczyna odchodzi.

Szybko wrócił do szukania swojej różdżki, zanim znów pomyślał o słowach Blaise'a. To było tylko przeczucie, które zrodziło się z niczego. Zwykłe bezsensowne słowa bez treści i podstaw, a jednak i tak odbijały się od ścian jego czaszki, niczym szalone osy, żądlące jego mózg.

Będą walczyć. Ani ty, ani ja, ja ani ktokolwiek inny nie zdołamy zrobić nic, aby ich powstrzymać. 

***

Kiedy Draco się obudził, wiedział, że nie ma jej obok; czuł to po zimnym powietrzu przylegającym do jego ramienia, gdzie powinna być jej skóra.

Prawdopodobnie nie zwróciłby większej uwagi na zegar, gdyby ten nie wskazywał dokładnie północy, a coś w doskonałości tej godziny pozostawiało niepokojące uczucie we wnętrznościach chłopaka. Odwrócił się do pustej przestrzeni obok niego i przesunął dłonią po materacu, stwierdzając, że ten wciąż jest ciepły, tak samo jak poduszka, nadal lekko wilgotna po prysznicu przed snem. Przetarł oczy nasadami dłoni, rozglądając się po ciemnym pokoju, jakby pomieszczenie mogło zawierać jakąś wskazówkę dotyczącą miejsca pobytu Hermiony.

Racjonalna część jego mózgu – i zwykle ta najgłośniejsza – mówiła mu, że dziewczyna najprawdopodobniej udała się do toalety, lub zeszła na dół po szklankę wody. Draco czuł jednak nieustępliwy, lekki świąd, który skłonił go do wyjścia z łóżka i szybkiego narzucenia ubrania na ciało. Musiał ją znaleźć. Wykrzywiając usta, gdy przypomniał sobie, że nadal nie znalazł swojej różdżki, podszedł w stronę drzwi, wdzięczny za oślepiający blask księżyca, rzucający cienie, które pozwalały mu nawigować w półmroku. Kiedy jednak wyszedł na korytarz, otoczyła go ciemność gęsta niczym smoła

Rozpłaszczając ręce na ścianach, podążył korytarzem i schodami w dół, a jego uszy zadrżały, gdy usłyszał ciche głosy dochodzące z kuchni. Rozpoznał, jak Potter mamrocze słowa, których nie do końca mógł wyłapać, i gdy zbliżał się do kuchennych drzwi, uspokoił swoje kroki. Głos Hermiony dołączył do głosu Pottera, a potem rozbrzmiał i głos Weasleya, jednak wszystko było zbyt stłumione i ciche, a Draco czekał w cieniu na... coś. Cokolwiek.

A potem usłyszał to jedno słowo pośród wszystkich cichych szeptów: horkruks. Było to ostre i wyraźne, jak znak interpunkcyjny. I nagle otworzył kopniakiem drzwi, zanim w ogóle zdał sobie sprawę z tego, co robi.

Trzy pary oszołomionych oczu spojrzały na niego, ale on poczuł na sobie tylko te piwne. Cała trójka Gryfonów stała wokół stołu, na którym rozłożono stosy papierów, niczym plany bitwy. Coś w jego piersi zapadło się, pozostawiając ją pustą i obolałą. Jednak gniew bulgotał mu w żyłach i wzbierał w gardle, aż praktycznie się nim udławił. Potter i Weasley wydawali się przybliżyć do Hermiony. Ich postawa była opiekuńcza, co popchnęło Draco na skraj wściekłości.

— Cholera — powiedział Ron. — Miałem wrażenie, że różdżka nie pozwoliła mi prawidłowo zamknąć drzwi.

— Draco — wyszeptała Hermiona, bezskutecznie próbując ukryć niektóre dokumenty. — Co ty robisz…

— Co ty, kurwa, robisz? — odpalił. — Co to jest, do diabła? Małe sekretne spotkanie Gryfonów?

— Malfoy, byliśmy właśnie w trakcie…

— Nawet nie kłopocz się, Potter. Nie jestem głupi.

Ron parsknął. 

— Cóż, to nie do końca prawda…

— Zamknij się, Łasic — ​​warknął, kierując swoje oskarżycielskie spojrzenie ku Hermionie. — Znów planujesz odejść, prawda?

— Draco — powiedziała cicho, niemal błagalnym tonem. — To nie… to nie tak jak…

— Co, do diabła, jest z tobą nie tak? — zapytał, zapominając na chwilę o pozostałych dwóch mężczyznach będących w pokoju. — Jak, do cholery, mogłaś mi nie powiedzieć?

— Malfoy…

— To nie ma z tobą nic wspólnego, Potter! — syknął zimno, obnażając zęby. — I nie stój tak, kurwa, przed moją dziewczyną! Jakbym miał zrobić coś, żeby ją skrzywdzić! Wy dwaj nie jesteście jej cholernymi ochroniarzami, a ja nie jestem żadnym zagrożeniem!

— Draco, uspokój się! — krzyknęła Hermiona.

— Nie mów mi, żebym się uspokoił, kiedy knujesz coś za moimi plecami! Porozmawiamy o tym natychmiast! Sami!

Hermiona wciągnęła głęboki wdech i przeczesała paznokciami swoje bujne loki. 

— Dobrze — zgodziła się. — Dobra, porozmawiamy o tym. Daj nam chwilę…

— Teraz, Hermiono — jęknął. — Pozbądź się ich.

— Dwie minuty — odparła twardo. — Poczekaj na zewnątrz, aż posprzątamy i porozmawiamy. Obiecuję.

Zawahał się i natychmiast tego pożałował. Jej rysy złagodniały już z ulgi, jakby rzeczywiście się cofnął, i zamaskował swój sfrustrowany warkot ciężkim oddechem. Zwęziwszy oczy w wężowe szparki, przerzucił swój wzrok z Pottera na Weasleya, tak  na wszelki wypadek, po czym niechętnie skinął głową.

— W porządku — wymusił się. — Dwie minuty.

Obrócił się tak szybko, że zakręciło mu się w głowie, ale wyszedł z pokoju ciężkimi i wściekłymi krokami, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że ściany wręcz zadrżały. Znajdując się z powrotem w ciemności korytarza krążył tam i z powrotem jak uwięziony w klatce smok, odliczając sekundy i słuchając szurających i niespójnych szeptów dobiegających z kuchni.

Kiedy minęła minuta i pięćdziesiąt osiem sekund, był już prawie gotów wpaść tam ponownie, ale wtedy drzwi się otworzyły i do korytarza wlało się światło. Ze środka wyszedł Weasley z przewidywalnym grymasem na twarzy i nawet nie spojrzał na Draco, gdy przemknął obok i skierował się na górę. Potem pojawił się Potter, stąpający już o wiele bardziej niepewnym krokiem, jakby rozważał zatrzymanie się i powiedzenie czegoś, a Draco zmarszczył brwi, gdy Chłopiec-Który-Przeżył zatrzymał się tuż przed nim.

— Co?

— Posłuchaj, Malfoy — wypalił Harry. — Nie próbuj jej zatrzymywać…

— To nie ma z tobą nic wspólnego, Potter, po prostu odpieprz…

— To ma wiele wspólnego ze mną. Słuchaj, może nie do końca mi się to podoba, ale wiem, że jesteś teraz częścią życia Hermiony i musisz uznać i mnie za część jej życia. Ona jest dla mnie rodziną, jak siostra…

— Jestem w pełni świadomy waszej cholernej relacji — przerwał ma Draco. — O co ci, do diabła, chodzi?

— Chodzi mi o to, że ją znam i wiem, że jeśli spróbujesz ją powstrzymać, będzie czuć się przez to urażona — powiedział tak cicho, że tylko oni to usłyszeli. — Hermionie nic nie da się wyperswadować. Kiedy się na coś nastawia, robi to bez wahania. Nie próbuj tego zmieniać, bo to czyni ją genialną i taką właśnie jest.

Draco zesztywniał, starając się nie wyglądać na poruszonego. 

— Skończyłeś?

— Tak.

— Dobrze. Więc spierdalaj.

***

Hermiona wierciła się nerwowo, gdy rzuciła Muffliato, załamując ręce i łamiąc palce, gdy Draco wmaszerował z powrotem do kuchni, wciąż marszcząc brwi. Praktycznie czuła promieniujący od niego gniew, uderzający w nią falami, i oparła się pokusie przygryzienia wargi. Zrobił jeden, dwa, trzy kroki w jej stronę, nie spuszczając z niej oczu. Był tak wściekły. Ale ona nie wyglądała na zachwianą, zachowując niewzruszony wyraz twarzy i decydując, że podejdzie do tego jak do każdego innego wyzwania; ze spokojnym i logicznym umysłem.

— Draco…

— Czy planujesz odejść? — zapytał, przeciągając każde słowo. — Cóż? Tak, czy nie? No dalej, Granger, powiedziałaś, że porozmawiamy!

— Słuchaj, to nie jest takie proste…

— Tak czy nie, Granger?

Poddała się i przygryzła wargę. 

— Tak.

Mroczny cień, który przemknął po jego twarzy, mógłby być prawie piękny, gdyby nie był tak bolesny. Hermiona nie wiedziała, czy chciałaby wyciągnąć rękę i go przytulić, czy odwrócić się, żeby tego nie widzieć. Trzymała się mocno i czekała, aż Draco zareaguje, ignorując ukłucie poczucia winy, które przeszyło jej serce. Bo właśnie tego chciała uniknąć.

— Jak mogłaś mnie okłamać, do jasnej cholery? — zapytał.

— Nie kłamałam, po prostu nic nie powiedziałam…

— Nie waż się próbować ciągnąć tej dziecinady! Okłamałaś mnie prosto w twarz! Co, do diabła, jest z tobą nie tak?

— Draco, po prostu nie mogłam…

— Więc jaki masz plan? — przerwał jej ponownie, prychając na widok jej zmieszanego zmarszczenia brwi. — Och, daj spokój, Granger, oboje wiemy, że zawsze masz plan na wszystko! Oczekujesz, że uwierzę, że po prostu to zrobisz?

— Wydaje mi się, że nie mogę…

— POWIEDZ MI, CO TO JEST!

Skrzywiła się, słysząc wibrujący ton jego głosu, a potem westchnęła, zaciskając usta w zamyśleniu. Oczywiście, że miała plan. Była Hermioną Granger, ale nigdy nie spodziewała się, że będzie musiała mu go wyjawić, a sama myśl o zrobieniu tego była dziwnie zniechęcająca. Rozważała odmowę, ale sądząc po tym, jak paznokcie Draco wbijały mu się w dłonie, był gotów godzinami drążyć ten temat. A ona nie miała aż tyle czasu.

— Okej — wymamrotała, zbierając trochę równowagi. — Tak, mamy plan.

Nozdrza Draco rozszerzyły się. 

— Jaki? Powiedz mi.

— Kiedy byliśmy w Dworze Malfoyów, Bellatriks zasugerowała, że ​​może ona mieć horkruksa w swojej krypcie w Banku Gringotta — wyjaśniła i była zaskoczona, jak bardzo obojętnie zabrzmiała. Jej ton był opanowany i surowy, jakby prowadziła wykład w stylu McGonagall. — Znalazłam jeden z włosów Bellatriks na moim ubraniu i zamierzam użyć Eliksiru Wielosokowego, aby podszyć się pod nią i uzyskać dostęp do jej skarbca, aby Harry, Ron i ja mogliśmy zbadać jego zawartość i mam nadzieję, znaleźć horkruksa.

Nie zdawała sobie sprawy, że w pewnej chwili zabrakło jej tchu, dopóki ostatnie słowo nie opuściło jej ust. Uważnie obserwowała Draco i to, jak jego twarz zmieniała się ze zszokowanej na wściekłą, kiedy marszczył brwi i lekko rozwarł usta, jakby ledwo ją poznawał lub nie mógł zrozumieć, co powiedziała.

— Czy całkowicie oszalałaś? — warknął z niedowierzaniem. — Po pierwsze, gobliny przejrzą was na wylot…

— Gryfek zgodził się nam w tym pomóc.

— Ufasz goblinowi? Czy masz pojęcie, jak przebiegłe są to…

— Zawarliśmy z nim umowę — stwierdziła z przekonaniem. — Mamy zapewnienie…

— I nie ma mowy, że będziesz w stanie naśladować Bellatriks…

— Znam jej maniery wystarczająco dobrze…

— A w Banku Gringotta będą Śmierciożercy…

— Będziemy w stanie sobie z tym poradzić…

— Cóż, jeśli to taki niezawodny plan, to dlaczego nie mogę…

— Dodanie kolejnej osoby do planu byłoby teraz zbyt skomplikowane. Poza tym możesz zostać rozpoznany...

— PRZESTAŃ! — wrzasnął wściekle. — Po prostu przestań! Przestań się, kurwa, zachowywać, jakby to było rozsądne! Mogą cię zabić!

Hermiona opuściła ramiona z rezygnacją.

—  Draco, to jedyny sposób.

Ramię chłopaka wystrzeliło jak bicz, zrzucając ze stołu kilka szklanek, które roztrzaskały się u jego stóp. 

— BZDURY! Dlaczego musisz to zrobić? Dlaczego po prostu nie powiedzieć o planie Zakonowi i pozwolić im się tym zająć? Dlaczego zawsze musisz grać przeklętego bohatera?

— Bo oni nie znajdą horkruksów. Tylko Harry może je znaleźć.

— O czym ty, do diabła, mówisz?

— Pamiętasz, jak ci opowiadałam o snach Harry'ego? — zapytała, patrząc w dół na kałużę szkła. — One są czymś więcej. Harry jest w jakiś sposób... połączony z umysłem Sam-Wiesz-Kogo. Widzi rzeczy i może je wyczuwać, w tym horkruksy.

Draco zawahał się, przeczesując drżącymi palcami włosy. 

— Dobrze, więc wiesz co? Niech Potter zrobi to sam.

— Wiesz, że nie mogę go zostawić.

— Dlaczego nie? — zażądał. — To jest jego pieprzona wojna, niech sobie z tym radzi…

— To tak samo moja wojna, co Harry'ego! — krzyknęła, wskazując palcem na własną klatkę piersiową. — Mugolaczka, pamiętasz?

— To nie…

— I to też twoja wojna! I twojej matki i twojego ojca! I Tonks, Remusa, Blaise'a, Teo, Luny i wszystkich innych, których do cholery znamy! — krzyknęła, dysząc pod koniec swojej ognistej tyrady. — I nawet na chwilę nie mogę po prostu usiąść z boku i obserwować…

— Jeśli to też moja wojna, to nie widzę powodu, dla którego nie zostałem zaproszony na twoją pieprzoną misję samobójczą!

— Nie — jęknęła ze zmęczeniem. — Mówiłam ci! Dodanie kolejnej osoby do planu byłoby teraz zbyt niebezpieczne i ktoś mógłby cię łatwo zidentyfikować! Nie wspominając o tym, że nie dogadujesz się z Harrym i Ronem, a to może spowodować różnego rodzaju problemy ! Byłbyś obciążeniem i kolejnym ryzykiem, na które nas nie stać!

Zirytowany wyrzucił ręce w powietrze, a jego temperament wybuchł. 

— Zawsze musisz mieć odpowiedź na wszystko, prawda? Jeśli ja nie idę, to ty nie pójdziesz.

— WŁAŚNIE, ŻE PÓJDĘ!

— DWA RAZY, HERMIONO! — wypalił, a w sposobie, w jaki jego głos się załamał, było coś, co sprawiło, że ona westchnęła. — DWA CHOLERNE RAZY!

Zamrugała, jej klatka piersiowa zdrętwiała, gdy patrzyła, jak chłopak zaciska mocno powieki, jakby cierpiał. 

— Dwa razy co? Nie rozumiem.

— Straciłem cię już niemal dwa razy! Za pierwszym razem, kiedy spetryfikowałaś mnie w Hogwarcie, a drugi raz, kiedy cię tu sprowadzili i myślałem, że nie żyjesz!

Wciąż był głośno. Jego głos odbijał się od kuchennych kafelków, a z głębi gardła dobiegał rozpaczliwy i łamiący się szum. Ale jego oczy, słodki Merlinie, to jego oczy ją zrujnowały. Ledwo mógł na nią patrzeć, ale widziała rojącą w nich udrękę i ból, które odbierały jej głos.

— Dwa razy — powtórzył cicho. — I odmawiam przeżywania tego ponownie — zamilkł i potrząsnął głową. — Nie mogę.

Hermiona oblizała wyschnięte usta. 

— Draco, dla mnie też jest to ciężkie…

— Czyżby? — syknął, a gniew tak szybko powrócił na jego twarz. — Wystarczająco łatwo było ci mnie, kurwa, okłamywać.

— Łatwo? — powtórzyła, w jej głosie zabrzmiała czysta obraza. — Myślisz, że to dla mnie łatwe?

— Cóż, z pewnością zachowujesz się jak specjalistka…

— ZAMKNIJ SIĘ! — warknęła i wydawało jej się, że ​​mógł się lekko wzdrygnąć. — Jak śmiesz zakładać, że to dla mnie łatwe! Myślisz, że łatwo było mi cię spetryfikować i odesłać? Myślisz, że łatwo było cię gdzieś wysłać i nie wiedzieć, czy znów cię zobaczę?

— Cóż, dla mnie też nie było to przyjemne doświadczenie…

— Pozwól mi skończyć! — Na ostatnią sylabę uderzyła na płasko dłońmi w stół. — Widziałeś, jakie to było dla mnie trudne! Łamało mi serce, że musiałam to zrobić, i odmawiam zrobienia tego ponownie! Rozumiesz? Czy masz pojęcie, jak trudno jest powiedzieć spetryfikowanemu posągowi, że go kochasz, by potem po prostu odesłać go, nie mając pojęcia, co do ciebie czuje? To mnie załamało!

Draco przyglądał się jej uważnie z drugiej strony pokoju, obserwując, jak jej klatka piersiowa unosi się, a ręce drżą z emocji. Zastanawiał się, dlaczego wciąż byli tak daleko od siebie. 

— Nie musiałaś mnie petryfikować — powiedział powoli. — To był twój wybór.

— To był wybór, do którego mnie doprowadziłeś! — wrzasnęła i poczuła pieczenie w oczach, gdy próbowała zdusić sfrustrowany jęk wierzchem dłoni. — Nie zrobię tego ponownie. Nie zrobię. To było… okropne i wiedziałam, że spróbujesz mnie powstrzymać, a ja… żadne pożegnanie po prostu dla nas nie działa.

— I co z tego, chciałaś po prostu zniknąć? — zapytał.

— Nie, oczywiście, że nie. Chciałam zostawić ci wiadomość.

— Och, wiadomość? — zauważył sarkastycznie. — Wspaniale! Jak cholernie miło z twojej strony!

— Cholera, Draco, co jeszcze miałam zrobić? — W kącikach ust czuła smak łez. — Nie zdołam z tobą wygrać, prawda? Co mogę zrobić?

— Zostań tutaj!

— NIE! Kiedy wbijesz to sobie do głowy? Ja odchodzę! I nic nie możesz na to poradzić! Dlaczego nie możesz tego po prostu zaakceptować?

— BO CIĘ KOCHAM! — wypalił niedbale. Jego twarz wykrzywiła się w kompletnej agonii, a Hermiona zapadła w pełnym podziwu milczeniu.

Pochylił się do przodu i chwycił stół, a ona pomyślała, że mógłby się rozpłakać, ale był zgarbiony, a grzywka zasłaniała mu oczy. Jego ramiona drżały, jakby ciało próbowało sobie z czymś poradzić, a jej nieobecne spojrzenie opadło na naprężone żyły wzdłuż z jego ramion, a potem na te śmiertelnie białe knykcie. Ciężko oddychał; słyszała, jak wciąga każdy chrapliwy oddech przez zaciśnięte zęby, a kiedy przełknął, był to raczej stłumiony dźwięk krztuszenia się, podobny do czegoś, co wydałoby z siebie zwierzę bliskie śmierci. To przeszyło ją na wylot.

Wydawało się, że cała energia wypłynęła z jego ciała i opadł na podłogę, wyczerpany. Hermiona poruszyła się wtedy, nieświadoma odłamków szkła wbijających się w jej stopy, zanim uklękła przed nim i próbowała trzymać jego twarz w dłoniach. Odsunął od niej głowę, ale ona nalegała, ściskając jego twarz na tyle mocno, że pomyślała, że ​​jego ostre kości policzkowe mogą przeciąć jej kciuki. Przybliżając twarz do jego własnej, odszukała te szare oczy, marszcząc brwi, gdy zdała sobie sprawę, że są zaczerwienione, otoczone wilgotnymi rzęsami. Zaciskał usta i szczękę tak bardzo, że obawiała się, że mógłby wyszczerbić sobie zęby.

— Wiem — odparła łagodnie. — Wiem, że tak i ja też cię kocham…

— Więc nie odchodź…

— Draco, proszę. — Opuściła swoje czoło na jego i poczuła, jak jego brwi marszczą się przy jej. — Już wystarczy.

Potrząsnął gwałtownie głową. 

— Dlaczego ty?

Westchnęła i wsunęła palce w jego włosy, odgarniając mu jasne kosmyki grzywki z twarzy. 

— Czy kiedykolwiek myślałeś o przyszłości dla nas? — zapytała. — Ja tak, i nie chcę, żebyśmy musieli się ukrywać. Uciekać.

— Wolałbym uciekać z tobą niż siedzieć sam — powiedział.

— Przepraszam — zmarszczyła brwi. — Ale to nie jest opcją dla mnie. Chcę o wiele więcej niż to i wierzę, że możemy wygrać. Wierzę, że Harry zdoła to zrobić i muszę mu pomóc. Muszę to zrobić.

Draco zazgrzytał zębami, gdy głos Blaise'a ponownie zaatakował jego umysł.

Próba powstrzymania jej byłaby jak proszenie, żeby… nie była sobą…

Wciągnął głęboki i drżący oddech, napełniając płuca tak bardzo, że jego klatka piersiowa napierała na jej własną. Hermiona mogła przysiąc, że ​​czuła bicie jego serca, które wydawało się wolniejsze niż powinno. Chłopak znowu odwrócił od niej wzrok, wpatrując się w odłamek szkła wystający z jej kolana, i strzepnął go jak delikatny płatek. A potem jeszcze jeden z łydki. I kolejny. I kolejny. I myślała, że ​​to dla nich takie typowe, drżenie na dywanie z tłuczonego szkła, krwawiąc i mamrocząc wyznania lęków i miłości.

— Jeśli skarbiec Bellatriks jest podobny do skarbca mojej matki, z tyłu będzie wysoka półka, na której przechowywane są najcenniejsze przedmioty — powiedział tak szybko, że ledwo to złapała. — Jeśli gdzieś ma być horkruks, to właśnie tam.

Westchnęła, oczy zaokrągliły się ze zdziwienia i nadziei. 

— Więc nie masz nic przeciwko?

— Oczywiście, że mam — prychnął. — Kurwa, nienawidzę całego tego pomysłu.

— Ale?

— Ale… — wydyszał napiętym i niechętnym głosem. — Pozwolę ci… zniknąć.

Ciepło, które napłynęło do jej ciała było przytłaczającą mieszanką ulgi, wdzięczności i miłości, a ona owinęła ramiona wokół szyi Draco, wtapiając swoje ciało w jego, prawie miażdżąc go w uścisku, którym miała nadzieję wyrazić, jak bardzo to docenia. Jak ważny jest dla niej ten moment. Poczuła, jak jego ramiona również owijają się wokół niej, a palce wbijają się w jej boki, niemal boleśnie. Odsuwając się i płacząc, pocałowała jego podbródek, potem policzek, a na koniec napięte usta. Całowała, aż zmiękły i rozchyliły się, wlewając z jej serca do jego wnętrza wszystko co czuła, połykając wszystko, co on dawał jej. To była surowa i niezdarna wymiana zdań, zbyt mocno napędzana desperacją, by była schludna, ale nagle skończyła się, gdy z jej gardła wyrwał się szloch.

— Kiedy? — zapytał Draco.

— Wkrótce — wymamrotała między pociągnięciami nosem. — Wkrótce.

Skinął głową z roztargnieniem, wiedząc z doświadczenia, że ​​nie rozwinie ona tematu. Był zbyt zmęczony, by się spierać. Bez słowa zmusił się do wstania, biorąc ją w ramiona i ostrożnie odsuwając ją od szklanej kałuży, nie dbając o własne pokłute stopy. Pomogła mu usunąć odłamki z jego kostek, pięt i kolan, a następnie szybkim zaklęciem zasklepiła rozproszone rany, w ciszy, jakby nie było już nic do powiedzenia.

— Naprawdę miałem na myśli to, co powiedziałem — mruknął, gdy całe szkło i krew zniknęły z pokoju. — Że cię kocham.

— Wiem — powiedziała. — Ja też cię kocham i chcę, żebyś wiedział, że ​​ja… jestem z ciebie taka dumna…

— Nie potrzebuję, żebyś była ze mnie dumna, Granger — przerwał jej. — Po prostu wróć do domu.

— Wrócę — szepnęła, jakby naprawdę mogła obiecać lub przewidzieć coś takiego, choć potem oboje wiedzieli, że nie może. A jednak w jakiś sposób te słowa sprawiły, że poczuli się lepiej. — Draco, nie możesz powiedzieć ani Tonks ani Remusowi…

— Nie powiem. — Kolejna obietnica. Pierwsza, jaką pamiętał, że złożył. — Nic im nie powiem.

Zmusiła się do uśmiechu wdzięczności i przeczesała włosy palcami. 

— Powinniśmy iść do łóżka.

Sięgnęła po jego dłoń, ale unikał jej dotyku, kierując się do ich sypialni i ani razu nie oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy Hermiona w ogóle idzie za nim. Oczywiście cały czas była tuż obok, ale nawet kiedy weszli do pokoju i zaczęli wchodzić do łóżka, nie patrzył na nią i nic nie mówił.

Dopiero gdy byli już pod kołdrą, zdawał się ją zauważyć, obejmując w pasie tak mocno, że wiedział, że musiał ją trochę gnieść, ale nie protestowała. Nie stawiała oporu. Złożył delikatny pocałunek między jej brwiami, a ona musnęła ustami jego szczękę. Tuląc ją do siebie , tak bardzo starał się  oprzeć uporczywej fali snu.

Ale poległ, a kiedy obudził się rano, jego ramiona były zimne i puste, i już wiedział, że nie ma jej obok. Znowu.


5 komentarzy:

  1. Cóż, Draco chyba serio zapomniał, jaka jest Hermiona. Ona po prostu musi być bohaterką. Musi tkwić u boku Pottera i ratować jego bliznowaty tyłek, bo on sobie inaczej nie poradzi bez niej. Przecież przy nim i przy Weasleyu musi być choć jedna racjonalnie myśląca osoba, która wyperswaduje im z głowy idiotyczne pomysły i uratuje dupę jakimś pomysłem. Choć ten pomysł też jest idiotyczny. Ok, w oryginale faktycznie znaleźli horkruksa, potem go zniszczyli, ale co się stało między znalezieniem i zniszczeniem, każdy o tym pamięta. Nie ukrywam jednak, że się wkurzyłam, choć doskonale znamy Hermionę i oczywiście było to do przewidzenia, że będzie chciała odejść, to jestem wkurzona, że chciała to zrobić w taki sposób. Zostawić jedynie kartkę i zniknąć jak gdyby nigdy nic… Kurcze, gdyby nie rozmowa z Blaisem, to Draco by nawet o tym nie pomyślał, że istnieje taka możliwość. Hermiona twierdzi, że dla niej to nie było łatwe, ale dla Draco to było jeszcze gorsze. Spetryfikowała go, tak po prostu. Bo nie miała innego wyboru… Zawsze jest jakiś wybór. Normalnie i szczerze ze sobą porozmawiać. A tu ona go okłamała prosto w twarz i stwierdziła sobie tak po prostu, że zniknięcie sobie od tak będzie ok. Nie liczyłam na to, że po wyznaniu przez niego miłości, ona nagle zmieni zdanie, ale miałam nadzieję, że jednak to jakoś na nią wpłynie. Ten związek jest pełen “ultimatum”, ale tylko takich, które działają na korzyść Hermiony i to nie jest do końca fair. Draco też sobie nie zasłużył, żeby przechodzić przez coś takiego po raz kolejny. Bo ona chyba właśnie już odeszła... I co się do cholery stało z różdżką Draco?!

    OdpowiedzUsuń
  2. W koncu dobry rozdzial w tym opowiadaniu, bardzo emocjonalny i prawdziwy, a przede wszystkim niewymuszony. Nawet sie lekko wzruszylam i mam nadzieje, ze Draco doczeka swojej kobiety, calej i zdrowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to było dla nich ciężkie... mam nadzieję, że nadejdzie jednak dla nich szczęśliwy czas 🙂

    OdpowiedzUsuń
  4. Było za miło, oczywiście ze coś się musiało zjebać

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam że przyjdzie ten moment, wiedziałam i nie byłam gotowa... Raczej w myślach miałam dołączenie Draco do planu... Fakt, że mogłoby to przysporzyć problemów z komunikacją z tymi parafianami, gdyby tylko byli dojrzali... Po tym rozdziale trwałam kilka minut w takim zawieszeniu, musiałam dojść do siebie, bo z jednej strony ten rozdział jest tak smutny z drugiej radosny. Smutny, wręcz agonalny, bo ból Draco jest wręcz namacalny. Radosny, bo w końcu jej powiedział, że ja kocha, a to najważniejsze dwa słowa na świecie, szczególnie z jego ust.
    Draco ma rację, Hermiona ma rację. Jakie to popieprzone. Takich emocji, rozterek, namacalnych uczuć brakowało mi w kanonie, pojawiały się, ale dość rzadko.
    Powstaje pytanie czym jest kłamstwo. Czy to powiedzenie nie prawdy?czy to przemilczenie? Czy to ukrywanie? Moim zdaniem to wszystko co wymieniłam, również odebrałabym to jako kłamstwo. Jak mogłaby postąpić w taki sposób? Zostawić wiadomość?! Przecież to, nawet nie potrafię znaleźć słowa. Nie pasuje mi to lekko do Hermiony, miłość chyba zmienia ludzi, raczej nie wydaje się osoba uciekająca od problemów. Bardziej by go zraniła odchodząc z wiadomością, niż gdyby szczerze mu powiedziała co planuje. Takie jest moje zdanie. Dobrze, że Blaise zasiał ziarno niepewności.
    Teraz mając świadomość, co robi Hermiona, gdzie jest i z kim będzie dla Draco moim zdaniem z jednej strony łatwiej, bo jakby ma jakiekolwiek informacje, z drugiej strony o wiele gorsza, bo zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa. To odwieczne pytanie "Dlaczego ja".
    Na początku rozdziału zwróciłam uwagę i troszkę nie lubię określenia "kochanka" względem Hermiony. Jakoś bardzo źle kojarzy mi się to słowo, ale to tylko moje udziwnienie :)
    Ogólnie co mam powiedzieć, zjebane, czuję, że zrobi się z tego równia pochyła w dół, w coraz większe bagno... Zastanawia mnie jaka będzie reakcja Draco jak ona odejdzie.
    Myślę, że nie tylko ona powinna myśleć o przyszłości i o walce za ich wspólną dobrą przyszłość... Mam nadzieję, że jak przyjdzie moment walki Draco stanie po właściwej stronie, a nie będzie jakby pośrodku. Nie ma na to absolutnie miejsca w czasie wojny. Powinien walczyć o ich wspólną przyszłość i miłość.

    OdpowiedzUsuń