Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Florence and the Machine - Bedroom Hymns, The XX - Crystalised, Glen Hansard and Marketa Irglova - If you want me

_____

Draco nie był pewien, czy obudził się z bólem głowy, czy też sam ból głowy spowodował, że otworzył oczy lekko przed piątą rano. Tak czy inaczej, ból był tam i to niezaprzeczalnie, pulsując gdzieś za oczami, gdy chłopak zacisnął zęby.

Chociaż nie mógł sobie przypomnieć niczego konkretnego, wiedział, że przez większość nocy dręczyły go koszmary – czuł ich bezwzględność w zimnym pocie spływającym mu po plecach – a instynkt podpowiadał mu, że najprawdopodobniej nękające wizje kręciły się wokół Granger, jej rodziców i Voldemorta. Pewnie dlatego jego ramię tak ciasno owinęło wokół brzucha Hermiony, a włosy dziewczyny były rozczochrane pod dziwnym kątem, smagane jego ciężkim oddechem.

Zwolnił swój uścisk i usiadł, próbując złagodzić ból głowy, rozciągając kark i masując nasadę nosa. Gdzieś w nogach łóżka Krzywołap leżał zwinięty w ciasny kłębek, jednym okiem spoglądając spod łapki i przyglądając się z zaciekawieniem Draco.

— Odwal się, paskudo — wyszeptał, odrzucając na bok kołdrę i wstając z łóżka.

Zgodnie z oczekiwaniami, jego organizm był rozgrzany. Draco narzucił więc na siebie trochę ubrań i wziął różdżkę, po czym wyszedł z sypialni, zamierzając napić się czegoś z kuchni i poszukać fiolki Eliksiru Słodkiego Snu. Jednak kiedy tuż za drzwiami zderzył się z czymś, co bardzo przypominało człowieka czającego się w ciemnym korytarzu, podskoczył i ledwo zdołał stłumić jęk zaskoczenia. Wygrzebując różdżkę z kieszeni i rzucając Lumos, przewrócił oczami, gdy światło padło na krzywy uśmiech osoby stojącej przed nim.

— Do cholery, Teo — wysyczał Draco. — Próbowałeś wystraszyć mnie na śmierć?

— Cóż, nie próbowałem — zażartował. — Ale z pewnością był to zabawny wypadek.

— Co ty tu, do diabła, robisz?

— Zakładam to samo co ty. Nie mogę spać i chce mi się pić. A może po prostu idziesz do łazienki?

— Nie, idę do kuchni — powiedział, kierując się w stronę schodów. — Chodź.

— Więc dlaczego nie możesz spać? — zapytał Teo. — Czyżby Granger chrapała?

— Nie.

— A może się wierci?

— Nie.

— To pewnie…

— To nie ma nic wspólnego z Granger! — warknął tak szorstko i cicho, jak było to możliwe.

— A więc koszmary — odparł Teo porozumiewawczym tonem, wzruszając ramionami na zdezorientowane spojrzenie Draco. — Wszyscy przez to przechodzimy. Blaise miał szczególnie złe; budził się co godzinę, krzycząc i rzygając. To chyba nieuniknione. Podczas wojny nikt tak naprawdę nie śpi.

Draco wciąż zastanawiał się, jak mógłby racjonalnie odpowiedzieć na uwagę Teo, kiedy dotarli do kuchennych drzwi i gdyby któryś z nich rzeczywiście uważał, mogliby usłyszeć stłumione głosy po drugiej stronie. Ron i Harry siedzieli przy stole, podnosząc głowy i zamykając usta, gdy Draco pchnął drzwi i przerwał ich rozmowę. Ron w ciągu sekundy zerwał się na nogi, prostując się i wpatrując w Draco, z wykrzywioną w złości wargą i rękami zaciśniętymi w pięści. Robiąc kilka spokojnych kroków do środka, Draco po prostu przechylił głowę i rzucił Weasleyowi protekcjonalny uśmieszek, przyglądając się rywalowi od góry do dołu, tak o, dla efektu.

Ron wciąż miał wokół siebie tę lekko zdezorientowaną i niepewną aurę, jakby ktoś wywrócił jego świat do góry nogami, a on bezskutecznie próbował przystosować się do nowej rzeczywistości. Draco pomyślał, że chłopak wyglądał jak ryba wyjęta z wody, jak to mawiali mugole. Pomimo lekkiej poprawy od czasu ostatniej kłótni w tym pokoju, Weasley wciąż wyglądał na zdenerwowanego i nawet z daleka Draco mógł dostrzec jego przekrwione oczy i obgryzione paznokcie. Sądząc po zirytowanej minie Pottera i zarumienionej cerze Weasleya, Draco wywnioskował, że on i Teo przerwali Gryfonom dość intensywną dyskusję, ale jakoś nieszczególnie go to obchodziło.

— Świetnie — stwierdził stanowczo Teo gdzieś za jego plecami. — Oto nasza frajerska parka. Nie, czekaj. Mogę wymyślić coś lepszego niż to…

— Czego do diabła chcesz? — zażądał Ron. Jego postawa była wroga, gdy wyszczerzył zęby z lekkim warknięciem. — Zapytałem, czego do diabła chcesz?

— Nie jestem głuchy, Weasley — skrzywił się Draco. — Uspokój się, bo jeszcze nabawisz się krwotoku z nosa…

— Już ja ci, kurwa, dam pieprzony krwotok z nosa — zagroził mu ostro.

— Hej! Weasley odzyskał rozum — zadrwił Draco, robiąc kilka pewnych kroków do środka. — Niech ktoś zawiadomi Proroka…

— Ostrzegam cię, Malfoy, zaraz złamię ten pieprzony spiczasty nos wystający z twojej twarzy…

Draco zadrwił. 

— Jestem przerażony…

— No chodź, palancie! — splunął Ron, szarpiąc się agresywnie do przodu. — Już ja zmiotę ten cholerny uśmieszek z twojej twarzy…

— Ron — powiedział Harry, wstając i zastawiając drogę swojemu przyjacielowi. — Po prostu uspokój się na chwilę, stary...

— Nie! Byliśmy tu pierwsi!

Teo zachichotał, wciąż stojąc za Draco. 

— Dziesięć punktów dla Gryffindoru za stwierdzenie oczywistości.

— Zamknij ryj, Nott! Ty chudy kutasie…

— Och, daj spokój, Weasley — powiedział, przewracając oczami. — To prawie zraniło moje uczucia…

— Dlaczego po prostu nie wrócisz do swojego pieprzonego ojca? — Ron splunął zimno. — Och, czekaj, tatuś nie chce cię mieć bez Mrocznego Znaku wypalonego na ramieniu, klękającego i całującego stopy Sam-Wiesz-Kogo!

Draco uniósł zirytowaną brew i przekręcił głowę w stronę Teo, w samą porę, by zobaczyć, jak cały humor odpływa z twarzy chłopaka, a na jego miejscu pojawia się wściekłość. Blondyn widział błyski furii iskrzące się w oczach przyjaciela, żyłę nabrzmiewającą mu na szyi i nozdrza rozdęte w pierwszych ostrzeżeniach o zbliżającym się wybuchu, ale zanim Draco zdążył pomyśleć o jakimkolwiek uspokajającym słowie, Teo nie wytrzymał.

— ANI SIĘ WAŻ WSPOMINAĆ PRZY MNIE O MOIM OJCU, WEASLEY! — wrzasnął, wykonując kilka trzeźwych oddechów, żeby się uspokoić. — Jeszcze raz wspomnisz o moim ojcu, a przysięgam…

— Co zrobisz? — prychnął Ron. — No co, kurwa, zrobisz, Nott?

— Zmiażdżyłbym ci tę pieprzoną szczękę, gdybym nie sądził, że mogę się czymś zarazić, jak na przykład wścieklizną lub biedą!

— Myślisz, że jesteś w lepszej sytuacji niż ja bez spadku po swoim tatusiu?

Teo zrobił kilka kroków do przodu. 

— MÓWIŁEM, ŻEBY NIE WSPOMINAŁ O MOIM CHOLERNYM OJCU!

— CÓŻ, JUŻ TO ZROBIŁEM! — krzyknął Ron, odpychając Harry'ego. — Trafiłem w czuły punkcik, co, Nott?

— Pieprzyć to — wymamrotał Teo, wsuwając rękę do kieszeni i próbując wyjąć różdżkę, ale jego palce drżały z niecierpliwości, a Weasley wyciągnął swoją różdżkę jako pierwszy.

Drętwota! — wrzasnął Ron, ale jego cel, tak samo jak cała inkantacja, były dość słabe.

Zaklęcie trafiło w Teo pod dziwnym kątem, niewystarczająco precyzyjnym, by pozbawić go przytomności, jednak zwaliło go z nóg. Chłopak został odrzucony w tył, ślizgając się po podłodze. Zerkając za siebie, by sprawdzić, czy z Teo wszystko w porządku, Draco pospiesznie wyciągnął swoją różdżkę i rzucił w Weasleya Impedimento, z powodzeniem trafiając go prosto w pierś. Siła czaru odrzuciła rudzielca do tyłu, aż uderzył on w ścianę z głośnym hukiem. Zanim Draco zdążył choćby się uśmiechnąć, gdy Weasley jęknął z bólu, usłyszał, jak Potter krzyczy: „Expelliarmus!” i patrzył, jak różdżka wylatuje z jego dłoni i ląduje w rękach Pottera.

— Oddaj mi moją cholerną różdżkę, Potter! — warknął.

Gdy ruszył do przodu, patrząc na Harry'ego, był mgliście świadomy, że zarówno Teo, jak i Ron wstali właśnie z podłogi i zbliżali się do siebie z zaciśniętymi pięściami i naładowanym adrenaliną temperamentem. Wszyscy szarżowali ku sobie, mając zamiar zderzyć się na środku pokoju jak walczące jelenie broniące swojego terytorium, jednak zanim zdążyli się spotkać, czyjś nowy głos wykrzyknął zaklęcie.

— Dispersum!

A Draco natychmiast poczuł siłę czaru, unoszącego jego ciało w górę, aż został skutecznie unieruchomiony – w połowie drogi do sufitu, gdzieś między dwiema ścianami – w jednym z rogów pokoju. Podnosząc głowę, odkrył, że Teo, Weasley i Potter byli w podobnych tarapatach; wszyscy zaklinowani w rogach pomieszczenia, wijąc się z niepokoju jak muchy zaplątane w pajęczyny. Wykręcając swoje ciało i próbując przełamać czar zaklęcia, Draco spojrzał na tego, kto rzucił na nich to zaklęcie i natychmiast zaprzestał swoich zmagań.

W drzwiach stała Hermiona. Dziewczyna trzymała wyciągniętą przed siebie różdżkę Bellatriks, która trochę niezręcznie leżała w jej dłoni. Włosy miała rozczochrane, wciąż potargane przez sen, a wyraz jej twarzy był napięty, zastygły w pełnym dezaprobaty grymasie. Mocno zaciskała usta, a jej oczy były na wpół przymknięte w wyrazie furii. Była bosa, wciąż lekko chwiejąc się na nogach, ubrana w postrzępiony fioletowy szlafrok, który był dla niej o jakieś o dwa rozmiary za duży (być może należał do Tonks w okresie ciąży, pomyślał Draco), a jednak nadal wyglądała onieśmielająco.

— Hermiono! — wykrzyknął Weasley. — Wypuść nas!

— Nie! — warknęła. — Wszyscy powinniście się wstydzić! Dookoła nas giną ludzie, a wy nie możecie przezwyciężyć swojej żałosnej szkolnej rywalizacji? Czy naprawdę nienawidzicie się nawzajem tak bardzo, że jesteście w stanie pozwolić, aby potencjalnie wpłynęło to na wynik tej wojny?

Draco odchrząknął. 

— Granger…

— Jeszcze nie skończyłam, Draco! — przerwała mu stanowczo. — Nie jesteście już dziećmi! Jesteście mężczyznami! Może zacznijcie zachowywać się jak dorośli i pokażcie trochę dojrzałości i godności!

— Hermiono — spróbował Harry. — Wypuść nas, a…

— Nie, Harry, wszyscy zostaniecie tam, gdzie jesteście, dopóki nie skończę! — zagrzmiała, zmieniając lekko nachylenie różdżki, tak że ucisk, który przytrzymywał ich czwórkę na miejscu, zaczął graniczyć z bolesnością, a wszyscy jęknęli z dyskomfortu. — Nie pozwolę wam się kłócić i bić jak jakaś banda drugoklasistów! Odmawiam już bycia sędzią dla potyczek moich przyjaciół i chłopaka, więc po prostu…

— Granger — przerwał Teo, a Draco przewrócił oczami, na bezmyślność swojego przyjaciela. — Chciałbym tylko podkreślić, że ponieważ nie jestem ani twoim chłopakiem, ani też jednym z twoich przyjaciół, nie powinienem być uwzględniany…

— Zamknij się, Teo — warknęła. — Skończyłam już z zabawą w waszego mediatora! Nie proszę was, abyście byli przyjaciółmi ani nawet się dogadywali, ale macie odłożyć na bok te niedorzeczne kłótnie i zacznijcie się tolerować, albo zrobię wam z życia piekło!

Brwi Draco uniosły się wysoko na jego czole i zaczął zastanawiać się, kiedy ostatnio widział ją w takim stanie; zdenerwowaną i wściekłą, aż ​​praktycznie wibrowała od gorąca swojego wybuchu. Spojrzał na pozostałych, odnajdując na ich twarzach pasujące do siebie miny pełne niedowierzania, gdy przyglądali się wściekłej czarownicy i złowrogiemu uścisku jej dłoni wokół różdżki Bellatriks.

— Powiem to po raz ostatni — odparła Hermiona niesamowicie spokojnym głosem. – Będziecie się tolerować, odłożycie na bok wszelkie urazy z czasów Hogwartu i zrobicie to już teraz. Zrozumiano? — Cisza, która jej odpowiedziała, była tak głęboka, że ​​aż piszczało w uszach, a Hermiona wciągnęła chrapliwy oddech, lekko zginając nadgarstek i dość groźnie zmieniając nachylenie różdżki Bellatriks. — Zapytałam, czy zrozumiano?

— Tak — wypalił Harry. — Zrozumiano.

— Tak, zrozumiano. — odparł Teo, kiwając głową. — Bla bla bla, przytul Puchonka. Czy teraz możesz już opuścić nas na dół?

Hermiona zignorowała jego komentarz, a jej oczy wędrowały między dwoma czarodziejami, którzy nadal nie odpowiedzieli. 

— Ron? Draco? — podpowiedziała niecierpliwie. — Zrozumiano?

— Tak — wydusił Ron zza zaciśniętych zębów.

— Niech będzie — burknął Draco, oblizując zęby uparcie, kiedy Hermiona zmrużyła na niego oczy. — Kurwa, w porządku, tak, po prostu daj nam do diabła zejść!

— Dobrze — powiedziała uciętym tonem. — Wszyscy jesteśmy więc umówieni.

Po tych słowach opuściła różdżkę i zwolniła zaklęcie, a czterej czarodzieje ześlizgnęli się po ścianach i opadli bezwładnie na podłogę, z ciężkim łoskotem. Draco jęknął, wstając na nogi i sięgając za siebie, by pomasować poobijaną kość ogonową. Chłopak obserwował Hermionę nieufnie, gdy ta wydawała się rozważać sytuację z tym swoim zamyślonym spojrzeniem, które zwykle poprzedzało wygłoszenia przez nią decyzji, która mu się nie podobała.

— Harry, Teo, Draco — zwróciła się do nich, gdy wszyscy wstali, przesuwając ręce do swoich obolałych bioder. — Idźcie do łóżek. Chcę porozmawiać z Ronem.

Twarz Draco zmieniła się w gniewny grymas, po czym parsknął głośno, ignorując zdezorientowane spojrzenia, jakie wymienili pozostali trzej chłopcy, gdy on potrząsał głową i napinał szczękę. 

— Żartujesz sobie? — zapytał. — Granger, nie ma mowy…

— To nie była prośba — powiedziała, przechylając głowę, by rzucić mu surowe spojrzenie. — Mówię poważnie. Wy troje, idźcie spać.

Draco zaniemówił, obserwując Hermionę, gdy ta posłała Potterowi wdzięczny półuśmiech, kiedy chłopak próbował wyjść z pokoju bez kłótni. Teo podążył za nim, ale został przy drzwiach, najwyraźniej czekając na Draco i próbując zwrócić na siebie jego uwagę – nie żeby to zauważył. Blondyn był zbyt zajęty marszczeniem brwi na swoją dziewczynę i przywoływaniem całej swojej powściągliwości, by nie rzucić się z pięściami na rozradowaną twarz Weasleya.

— Jak myślisz, w co do cholery grasz? — zażądał, podchodząc do niej. — Oczekujesz, że…

— Właśnie zgodziłeś się tolerować…

— Nigdy nie zgodziłem się zostawiać cię z nim sam na sam w pokoju!

— Draco, nie testuj dziś więcej moich granic — ostrzegła. — Muszę z nim porozmawiać i chcę to zrobić sama, więc idź do łóżka, a ja wrócę, kiedy skończę…

— No nie sądzę. Do jasnej cholery…

— Draco, mówię poważnie — powiedziała sztywno, a coś w jej twardych rysach mówiło, że była to kłótnia, której Draco nie wygra. — Muszę to zrobić i będzie łatwiej, jeśli cię tu nie będzie. A teraz, po raz ostatni powtórzę: idź spać, a ja niedługo do ciebie dołączę. Nie powiem tego kolejny raz.

Chłopak warknął przez zęby, posyłając Ronowi groźny grymas, zanim zwrócił się do Hermiony ze znaczącym spojrzeniem. 

— Porozmawiamy o tym, kiedy skończysz — syknął.

Minął ją w celowo chłodny sposób, podchodząc do wyjścia i prawie przewracając Teo, gdy wypadł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że zawiasy zaskrzypiały. Wrzał. Był całkowicie wściekły; wszystkie jego mięśnie stały się sztywne i napięte z gniewu, a krew szumiała w żyłach, gdy szturmował korytarz z Teo biegnącym tuż za nim.

— Więc… — wymamrotał Teo. — Żadnych punktów za zgadywanie, kto nosi spodnie w tym związku…

— Och, zamknij się — splunął.

— To tylko luźna obserwacja — odparł. — Nie wstydzę się przyznać, że trochę się boję tej twojej dziewczyny. Jest przerażająca, kiedy staje się tak apodyktyczna…

— Cholera, Teo, odpieprz się!

***

Hermiona skrzywiła się na dźwięk trzasku drzwi, ale cisza, która po tym nastąpiła i zawisła między nią a Ronem, była jeszcze gorsza.

Przyglądała mu się uważnie i czuła ucisk w sercu, gdy chłopak odmawiał nawiązania z nią kontaktu wzrokowego lub wskazania w jakikolwiek sposób, że ​​był świadomy jej obecności. Po prostu tam stał; wbijając wzrok w podłogę, sztywny z niepewności. Wzdychając ciężko, Hermiona podeszła do przodu i usiadła przy stole, wkładając różdżkę Bellatriks do kieszeni szlafroka, po czym nachyliła się i złożyła ze sobą dłonie jakby była na spotkaniu biznesowym.

— Ron — powiedziała łagodnie. — Usiądź proszę…

— Nie chcę, do cholery…

— Usiądź i się uspokój — powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Musimy porozmawiać.

Jeśli było to w ogóle możliwe, jego ciało wydawało się zesztywnieć jeszcze bardziej, ale podniósł wzrok i zerknął na nią między niechlujnymi pasmami swojej rudej grzywki. 

— Nie jestem pewien, co mógłbym ci powiedzieć.

— Możesz powiedzieć mi wszystko. Wiesz o tym.

— Cóż, to było przed tym wszystkim — zmarszczył brwi. — Zanim dowiedziałem się o twoim… związku z nim.

— Nadal jestem tą samą osobą, Ron — powiedziała. — Nadal jestem sobą.

— Czyżby?

Hermiona wzdrygnęła się, nerwowo zakładając za ucho zabłąkany kosmyk włosów. 

— Słuchaj, rozumiem, że jesteś na mnie zły…

— Właśnie w tym rzecz — przerwał jej. — Nie jestem na ciebie zły, ja... nie wiem. Po prostu nie wiem, Hermiono.

— Proszę, tylko usiądź — poprosiła, czując małą falę ulgi, kiedy tym razem rzeczywiście jej posłuchał. Chłopak wypuścił ciężki oddech i opadł na krzesło naprzeciwko niej, kładąc ręce na stole. Próbowała sięgnąć do nich, ale on odciągnął je, zanim zdążyła choćby musnąć jego knykcie. — Ron — spróbowała. — Proszę mów do mnie…

— Hermiono, to nie takie proste…

— Chociaż spróbuj — błagała go. — Po prostu powiedz coś, a…

— Myślę, że miałaś rację — wypalił, prawie zbyt szybko, by mogła to zrozumieć. — To znaczy… co do nas. Przez ostatnie kilka dni myślałem o tym, co powiedziałaś… że by nam nie wyszło. Wyobrażałem sobie, jak by to było być w związku z tobą, i wiesz co myślałem? Myślałem, że byłoby miło, a potem przypomniałem sobie, że miło to własnie najgorsze słowo…

— Ze wszystkich — dokończyła za niego ze świadomym skinieniem głowy. — Przepraszam, po prostu nie sądzę, że jesteśmy… stworzeni, by być razem w ten sposób.

— Tak — zgodził się nieco zdystansowanym tonem. — Raczej nie jesteśmy. Myślałem, że może jednak... Do diabła, wszyscy tak myśleli.

— Gdyby większość miała zawsze rację, na tym świecie nie byłoby żadnego postępu — mruknęła bardziej do siebie. — Przepraszam, mam na myśli to, że… ludzie czasami widzą to, co chcą zobaczyć.

— Kocham cię — powiedział szczerze Ron. — Ale… nie wiem, czy chodzi o przyjaźń, czy o coś więcej. To mnie cholernie męczy, ale może, jeśli nie wiem… to oznacza, że to nie jest to, o czym myślałem. Czy to ma sens?

— Tak, ma — zapewniła go. — Właściwie to ma wiele sensu.

— To jest jak… — spróbował, niezręcznie pocierając tył głowy w ten swój ujmująco niezdarny sposób. — Kiedy sądziłem, że umierasz, nie myślałem „to jest dziewczyna, którą kocham”, myślałem „to moja najlepsza przyjaciółka” i… kiedy zastanawiałem się nad tym później, to po prostu świadomość jakby we mnie uderzyła, wiesz?

— Wiem — powiedziała, a kiedy tym razem chwyciła go za rękę, nie stawiał oporu. — Wiem co masz na myśli.

— Naprawdę byśmy do siebie nie pasowali, prawda? — mruknął smutno. — Jest tak, jak powiedziałaś, bylibyśmy zbyt wygodni. Ale my…

— Ty i ja — poprawiła go automatycznie, ale natychmiast zakryła usta i skrzywiła się nieco. — Przepraszam, to nie czas…

— Ale taka właśnie jesteś — wzruszył ramionami. — I jest jeszcze jedna rzecz. Często nie rozumiem, o co ci chodzi. Gdybyśmy byli razem, spędzałbym pół dnia nad słownikiem, próbując nadrobić zaległości.

— Ron, nie jesteś głupi…

— Ale nie jestem też na twoim poziomie i nigdy nie będę — ciągnął. — Widzisz, ja to rozumiem, naprawdę. Nie gniewam się o to, że nie jesteśmy razem. Wiedziałem, że to w końcu może się wydarzyć. Jestem zły, bo… bo to Malfoy. ..Nie mogę tego zrozumieć. Nie czuję się tak, jakbyś mnie rzuciła, a tak, jakbyś mnie zdradziła. Jako przyjaciela.

— Trudno to wytłumaczyć — wydyszała. — To znaczy, mieszkałam z Draco przez kilka miesięcy. Poznałam go. Przysięgam, że nie jest takim… takim palantem jak…

— Jasne — burknął. — Nadal zachowuje się jak kompletny gnojek.

— Słuchaj, wiem, że potrafi być opryskliwy i porywczy…

— Żeby to tylko…

— Ale to nie czyni go złym człowiekiem — ciągnęła uporczywie. — Sam masz niezły temperament, wiesz. I wiem, że ja też potrafię być apodyktyczna i uparta, i zawsze muszę mieć rację, a Harry też jest uparty, jeśli chodzi o przyjmowanie pomocy, co czyni go niezwykle lekkomyślnym. Wszyscy mamy jakieś wady, Ron… I właśnie to czyni nas ludźmi. Draco może być ciężkim przypadkiem, ale nie jest już tym, kim był. Nie jest zły. Fakt, że jest tutaj z nami, tylko tego dowodzi.

— Ale wszystko, co nam zrobił. Co zrobił tobie… — spierał się Ron. — Jak możesz tak po prostu o tym wszystkim zapomnieć?

Zawahała się i potarła dłonią usta, zastanawiając się, jak powinna zacząć tłumaczyć swoje rozumowanie przed Ronem. Nachyliła się nad stołem, by ponownie chwycić jego ręce, a słowa, które osiadły na jej języku, wydawały się dziwaczne i ciężkie, jednak wypłynęły z jej ust, zanim zdążyła spróbować je powstrzymać.

— Draco jest jak… śnieg — powiedziała cicho Hermiona, a jej wzrok był nieobecny i rozproszony. — Na początku jest zimny i okrutny, ale jest w jakiś sposób piękny i tęsknisz za nim, gdy go nie ma. A jeśli trzymasz go w dłoniach wystarczająco blisko i długo, zmienia się. Topi.

Wciągnęła głęboki oddech, którego dźwięk wyrwał ją z transu. Unosząc głowę, zauważyła zdziwione spojrzenie Rona, a jej policzki zaczęły płonąć ze wstydu. Nawet w towarzystwie ludzi, którzy znali ją najlepiej na tym świecie, nie lubiła tracić swojej zwykłej kontroli i logiki, ale ta tęskna metafora była tak adekwatne. Przygotowywała się do tego, co ma powiedzieć dalej, planując odzyskać spokój i odpowiednią rozwagę, ale Ron ją uprzedził.

— Naprawdę go kochasz, prawda? — zapytał. — Mam na myśli, że naprawdę, naprawdę.

— Tak — odpowiedziała, próbując zdusić uśmiech. — Myślę, że to może być to.

Ron zmarszczył brwi. 

— Ale dlaczego on?

— Ja… nie wiem, jak to wytłumaczyć — wyznała z wahaniem. Pewne rzeczy po prostu się dzieją, jak sądzę. Być może rzeczy takie jak miłość nie są po to, by je rozumieć.

Chłopak uśmiechnął się, a znajome współczucie, które zabłysło na jego twarzy natychmiast ją pocieszyło. 

— I nawet ty nie spróbujesz tego uzasadniać?

— Nawet ja.

— A on cię kocha? — zapytał Ron, wyglądając na nieco zakłopotanego tym pytaniem. — Powiedział ci to?

— Nie powiedział tego słowo w słowo, ale wiem, że też to czuje — powiedziała szczerze. — Fakt, że jest tutaj z nami, to dla mnie wystarczający dowód.

Spuszczając oczy na ich splecione dłonie, Ron milczał przez chwilę, w zamyśleniu przygryzając język. 

— Wiesz, Lupin przyszedł zobaczyć się z nami wczoraj rano.

— Naprawdę?

— Tak — skinął głową. — Rozmawiał ze mną przez chwilę… Powiedział mi, jak trudno było Syriuszowi odciąć się od swojej rodziny i że Malfoy przechodzi przez to samo. Nigdy tak naprawdę o tym nie myślałem, ale… .chociaż nienawidzę tego przyznawać, skłoniło mnie to do myślenia.

— Dobrze — wymamrotała, niepewna, co jeszcze powinna powiedzieć. — To dobrze.

— I po tym wszystkim co wydarzyło się w Dworze Malfoyów — powiedział niechętnie. — Sposób, w jaki Malfoy zareagował, gdy zobaczył cię taką, jaką byłaś… całkowicie wpadł w panikę i to też sprawiło, że zacząłem się zastanawiać.

— Wygląda na to, że naprawdę dużo myślałeś — skomentowała z krótkim uśmiechem.

— Tak, aż przyprawiało mnie to o ból głowy — zażartował bez przekonania, ale potem wyraz jego twarzy stał się poważny. — Słuchaj, Hermiono, nie mogę znieść Malfoya…

— Wiem…

— I nie obiecuję, że to się zmieni — powiedział jej bez ogródek. — Wątpię, czy kiedykolwiek polubię tego kutasa. Ale… — westchnął, milknąc, by pomasować swój słaby zarost na brodzie. — Jeśli Tonks, Remus i Luna mogą go znieść, to ja chyba mogę... spróbować się do niego przyzwyczaić.

— Naprawdę? — westchnęła, próbując zapanować nad swoim uniesieniem. — Mówisz poważnie?

— Tak, spróbuję — powtórzył. — Obiecuję, że spróbuję. Będę musiał, prawda? Nie chcę cię stracić.

Mocniej ścisnęła jego dłonie. 

— Nigdy nie mógłbyś mnie stracić.

— I musisz obiecać, że nie będziesz mnie więcej okłamywać — nalegał. — Mówię poważnie, Hermiono.

— Przysięgam, że już nie będę — zgodziła się szybko. — Przepraszam za wszystko.

— Wiem. Ja też przepraszam. Dziwnie było nie rozmawiać z tobą przez ostatnie kilka dni — przyznał, lekko ściskając jej ręce. — To tak, jakby brakowało mi części ciała. Apodyktycznej części ciała, która za dużo mówi i losowo koryguje moją gramatykę, ale nadal, części ciała.

Roześmiała się, ale był to raczej krótki chichot ulgi niż cokolwiek innego. Patrząc mu w oczy, zadała pytanie, które sprawiało, że jej mózg drżał, odkąd zakochała się w Draco. 

— Wszystko będzie dobrze, prawda?

— Tak — powiedział, posyłając jej uspokajający uśmiech. — Tak, wszystko będzie dobrze.

***

Draco przestał chodzić, by ponownie zerknąć na zegar, przeklinając pod nosem, gdy zdał sobie sprawę, że jego długa wskazówka ledwo drgnęła.

Wrócił do swoich wzburzonych kroków, maszerując tam i z powrotem przez całą sypialnię niczym smok w klatce z ogniem parzącym mu czubek języka. Minęło prawie pół godziny, odkąd Hermiona wyprosiła go tak nagle z kuchni, by mogła zostać sam na sam z Weasleyem, a żar urazy wzbierał w nim niczym w bańce, która w każdej chwili mogła pęknąć. Zgrzytając zębami i zastanawiając się, ile jeszcze minut czekania mógłby znieść, był już prawie gotowy, by zejść z powrotem na dół i przerwać to ich małe spotkanie, gdy drzwi się otworzyły.

Poderwał głowę, gdy Hermiona wślizgnęła się do pokoju z wyzywająco uniesionym podbródkiem, a spokojne spojrzenie dziewczyny prześlizgiwało się po nim, analizując go niczym jedną z jej książek. Jego usta były już otwarte, gotowe do sprezentowania jej wściekłej tyrady, ale odwróciła się do niego plecami, gdy zamykała drzwi, mamrocząc pod nosem zaklęcia i powoli machając różdżką Bellatriks.

— Co ty do cholery robisz?

— Zamykam drzwi i rzucam czary wyciszające, żeby nikt nie słyszał, jak będę na ciebie krzyczeć — powiedziała rzeczowo. — Prawie skończone…

— Będziesz na mnie krzyczeć? — prychnął. — Przecież to ty całkowicie przegiełaś dziś pałę!

Odwróciła się z urażoną miną. 

— Ja? Jak przegięłam? Jak, na Merlina, doszedłeś do takiego wniosku?

— Może po sposobie, w jaki mnie, kurwa, odprawiłaś! — warknął szorstko. — Sprawiłaś, że wyglądałem jak idiota!

Przewróciła oczami. 

— Akurat to udało ci się osiągnąć samemu.

— Nie traktuj mnie protekcjonalnie…

— Mówię całkowicie poważnie! — krzyknęła zirytowana, podchodząc do niego i szturchając jego pierś palcem. — Zachowywaliście się jak bachory! Serio! Kłóciliście się jak mali gówniarze, zaczynając jakieś żałosne sprzeczki…

— Hej! — przerwał. — To Weasley był tym, który zaczął…

— Och, jaki świetny argument, by zaprzeczyć temu, że jesteś dziecinny, Draco; mówiąc, że Ron to zaczął!

— A nakrzyczałaś na niego tak, jakbyś nakrzyczała na mnie? — zapytał nagle. — Nie, oczywiście, że nie! Faworyzujesz Pottera i Weasleya, i to jest cholernie niedorzeczne!

— NIE faworyzuję ich! — zakwestionowała. — To moi najlepsi przyjaciele, Draco! Troszczymy się o siebie nawzajem…

— Och, daj spokój, Granger! Wiem, że nie nie darłaś się na Łasica tak, jakbyś darła się na mnie!

— Wszystkich was potraktowałam tak samo! — broniła się surowo. — Użyłam tego samego zaklęcia na tobie, Teo, Harrym i Ronie!

Draco gwałtownie wciągnął powietrze. 

— To nie ja miałem napad złości! — warknął. — Sposób, w jaki mnie odepchnęłaś, sprawił, że wyglądałem jak przeklęty pantofel i nie było to w porządku!

— Tu nie chodzi o twoją dumę! — odparła uparcie. — Musiałam porozmawiać z Ronem, poprosiłam cię, żebyś wyszedł, a ty odmówiłeś…

— Oczywiście, że odmówiłem!

— Bez powodu! — kłóciła się, ponownie szturchając jego pierś. — Powinieneś mi ufać na tyle, kiedy chcę porozmawiać z przyjaciółmi w pojedynkę!

— To nie ma nic wspólnego z ufaniem ci! — krzyknął, sapiąc z frustracją. — Oczywiście, że ci ufam! Niby jesteś taka wszechwiedząca, a czasami bywasz bardziej gruboskórna niż sam Longbottom!

— Ach tak — westchnęła. — Więc to znaczy, że nie ufasz mu przy mnie?

— Odkryłaś Amerykę, Granger, oczywiście, że nie ufam Weasleyowi! — prychnął. — I tak, jestem zaborczy i zawsze będę traktował Weasleya z podejrzliwością, kiedy będzie się on kręcił wokół ciebie, ale nie o to chodzi!

— Więc o co ci do diabła chodzi?

— WZIĘŁAŚ JEGO STRONĘ! — wrzasnął, przeczesując rękami włosy. — Odepchnęłaś mnie… I to przed nim!

— Wcale, że nie!

— Właśnie, że tak! I nawet przez chwilę nie pomyślałaś, że to Weasley mnie sprowokował! Po prostu tam weszłaś, a potem... — urwał i odsunął się, by oderwać się od niej spojrzenie. Zerknął na jej twarz, widząc ten piękny, czerwony rumieniec barwiący jej policzki i ogniste iskry w rozszerzonych źrenicach. Czując migotanie ciepła w brzuchu, spojrzał z powrotem na jej nogi. — Czekaj, czekaj…

— Nawet jeśli Ron zaczął kłótnię, ty nie powinieneś był w ten sposób na to odpowiadać! — Hermiona ciągnęła dalej, nieświadoma przenikliwych oczu Draco. — I jeszcze jedno…

— Ty chodzisz — przerwał jej, wskazując na jej nogi. — Znowu wszystko czujesz?

— Ja co? — wyjąkała, mrugając, kiedy coś jej zaświtało. — Och, racja. Tak, wypiłam porcję eliksiru i czuję się lepiej... w każdym razie słuchaj, Draco, zachowałeś się jak kompletny…

Ale jej wywód został przerwany, kiedy Draco praktycznie rzucił się na nią, napierając swoim ciałem z niezdarnym uderzeniem, które zburzyło jej równowagę i zwaliło ją z nóg. Ale to było w porządku. Opadła na ścianę, a Draco przyszpilił ją w miejscu, gdy jego dłonie szorstko zacisnęły się na jej bokach, zanim jego usta przywarły do ​​jej własnych, całując mocno i szaleńczo między płytkimi oddechami. Wargi chłopaka były gorące i wilgotne od ich burzliwej kłótni, a ona czuła, jak serce dudni mu w piersi, gdy przylegał do niej tak bardzo, jak tylko mógł, dopóki nie pomyślała, że ​​ściana może się zawalić pod ich naporem.

Chwyciła go za ramiona, wbijając palce w napięte mięśnie pod rękawami jego koszulki. Z roztargnieniem pomyślała, czy jej paznokcie nie zostawią mu wgnieceń w kształcie półksiężyca, pomimo grubej tkaniny okrywającej skórę, której dotyku tak pragnęła. Tak cholernie łaknęła jego pocałunków, zbyt słodkich, by mogła im się oprzeć, jakby nie całowali się od miesięcy. A już z pewnością nie w taki sposób. Nie tak jak teraz. Nie, jakby byli wichrem pożądania splątanym ze sobą, po prostu tonąc w pośpiechu chwili. 

— Zaczekaj — wypaliła, odrywając od niego usta i próbując odzyskać trochę swojej uprzedniej irytacji. — Czekaj, nadal jestem na ciebie zła…

— Zawsze jesteś na mnie zła, pamiętasz? — Wzruszył ramionami, opuszczając usta na jej szyję. Rozchylił dolną część jej szlafroka i położył dłoń na wewnętrznej stronie jej uda, zaciskając palce i sunąc paznokciami w górę, aż poczuł, jak dziewczyna drży. — Czujesz to?

— Draco — powiedziała bez tchu. — Rozmawialiśmy…

— Czujesz to?

Przełknęła. 

— Tak, ale ja…

— Odpuść, Granger — wymamrotał. — Jeśli naprawdę tak bardzo ci na mnie zależy, możesz…

— Boże, jesteś tak cholernie niepoprawny — powiedziała, ale skinęła głową, by pocałować jego skroń, a jej palce znów wbiły się w jego ramiona.

— Przynajmniej potrafię to przeliterować — zażartował, odsuwając się, by podziwiać jej różowe policzki i nieregularne unoszenie się i opadanie piersi. — Czy wciąż jesteś na mnie zła?

— Wściekła — odpowiedziała.

— Dobrze — uśmiechnął się, kolejny raz szczypiąc ją w udo, a potem jej paznokcie praktycznie przebijały jego ramiona, gdy jej ciało się napięło. — Bywasz nieokiełznana, kiedy jesteś zła.

Hermiona posłała mu swoje uparte spojrzenie, z brwiami ściągniętymi wyzywająco i przez krótką chwilę Draco pomyślał, że mogłaby go odepchnąć i ponownie zacząć na niego krzyczeć. Potem jednak z powrotem zwarła ze sobą ich usta. Jej palce błądziły wtedy w jego włosach, paznokcie przeciągały się po głowie i oplatały między kosmykami, gdy przyciągnęła go tak blisko, jak tylko mogła. Draco naturalnie poddał się szaleńczym ruchom jej ust, a jego dłonie odszukały pasek jej szlafroka, rozluźniając go, a następnie zrzucając ubranie z jej ramion, aż usłyszał, jak materiał zbiera się pod ich stopami. Stała ubrana przed nim jedynie w parę parę spodenek od piżamy i workowatą koszulkę. Skóra Hermiony niemal błagała, by jej dotknął, a Draco nie marnował na to czasu.

Przesunął dłońmi wzdłuż jej ramion, a następnie wsunął je pod koszulkę, muskając knykciami jej klatkę piersiową i dolne części piersi. Poczuł, jak oddech więźnie jej w gardle i przechylił głowę, by pocałować linię jej szczęki, a ona wydała z siebie cichy jęk. Ten delikatny dźwięk był jak katalizator, wysyłając falę wrzącej krwi do pachwiny chłopaka, a jego działania stały się pilniejsze i cięższe. Przeciągnął jej koszulkę przez głowę, stopił ich usta z powrotem, chwycił ją w pasie i podniósł, robiąc krok w bok, aż posadził ją na rozchwianej komodzie przy łóżku.

Niezbyt stabilny mebel zadrżał i zaskrzypiał, gdy Draco rozchylił jej nogi, by opadły po obu jego stronach i stanął w przestrzeni między nimi, uderzając kolanami o drewno, próbując zbliżyć się do na tyle, na ile było to możliwe. Pomógł jej zdjąć swój własny podkoszulek i odetchnął chrapliwie, kiedy pocałowała go w klatkę piersiową, zatrzymując się, by prześledzić językiem linię jego blizny po klątwie Sectumsempra. Z roztargnieniem muskając zębami bliznę na jej ramieniu, poczuł, jak kostki dziewczyny wbijają się w tył jego ud, tuż poniżej pośladków, przyciągając ich miednice do siebie. Oboje jęknęli na to nagłe tarcie. Erekcja Draco była już pełna, napinając materiał jego luźnych spodni i ocierając się o jej najwrażliwszy punkt. Przylegali do siebie, kierując się czystym instynktem i intensywnym, statycznym iskrzeniem, niczym gorące promienie błyskawicy.

Kiedy Draco wsunął kciuki pod rąbek jej szortów i bielizny, ona zarzuciła mu ręce na szyję i podciągnęła się, by mógł ściągnąć materiał w dół jej nóg. Jego działania były szybkie i impulsywne, ale kiedy ponownie zaczął sunąć palcami po wewnętrznej stronie jej ud, czuła, że ​​każdy ruch był znaczący i ściśle wykalkulowany, by trafić we właściwe nerwy. Przypadkowo zacisnęła zęby na jego dolnej wardze, kiedy w końcu pogładził palcami jej łechtaczkę. Draco objął ją wolną ręką, kiedy szarpnęła biodrami do przodu.

Znowu przerwał pocałunek, trzymając ich twarze wystarczająco blisko siebie, by między mrugnięciami mógł poczuć, jak jej rzęsy muskają jego własne. 

— Możesz to poczuć, prawda? — zapytał, wsuwając w nią palce. — Czujesz to?

— Mhmm... — Zdołała kiwnąć głową. — Czuję wszystko.

I naprawdę czuła. Nie miała pojęcia, czy to dlatego, że nie ruszała teraz nogami, czy też dlatego, że od miesięcy Draco nie pieścił jej w ten sposób, ale każdy intymny dotyk był jak potężny wstrząs, a jej wnętrzności w ciągu kilku minut płonęły żywym ogniem.

Wydała z siebie cichy jęk i szarpnęła jego głową, by wznowić ich pocałunek, pragnąc jeszcze bliższego kontaktu, gdy jej podniecenie rosło, niczym ciepła i mrowiąca bańka. Draco szybkimi ruchami pocierał kciukiem jej łechtaczkę, a dwa palce które wsunął do jej wnętrza poruszały się z przemyślanym tempem i szybkością. Zadrżała, a ruch dłoni Draco wywołał w jej kręgosłupie potężny wstrząs przyjemności. Opuściła głowę opierając ją o ścianę, wydając z siebie zduszony jęk i obserwując, jak Draco patrzy na nią spod przymkniętych powiek.

— Łóżko — powiedziała między westchnieniami. — Łóżko, Draco.

Posłał jej zarozumiały uśmieszek, wstrzymując ruchy swoich palców, by móc ją ponownie podnieść, oplatając jej nogi wokół swoich bioder, gdy jego erekcja znów się o nią ocierała. Obsypywał jej piersi, ramiona i szyję czułymi pocałunkami, gdy niósł Hermionę przez pokój, rzucając ją na łóżko nieco mocniej, niż zamierzał, zanim zrzucił z siebie spodnie i bokserki.

Zakrywając ciało Hermiony swoim, ustawił się między jej nogami i wsunął się do jej ciasnego i mokrego wnętrza. Poczuł, jak jej uda zaciskają się wokół niego, a plecy wyginają w łuk i ukrył twarz w zgięciu jej szyi, by stłumić jęk. Wiedział, że nie potrwa to długo; po prostu minęło zbyt wiele czasu, odkąd jego ciało było tak podniecone, aby mógł fizycznie oprzeć się doznaniom buzującym mu w żyłach i mięśniach. To dlatego upewnił się, by była bliska szczytu, zanim on sam zacznie szukać swojej przyjemności. I sądząc po jej ciężkich oddechach i jękach, naprawdę czuła się dobrze.

Draco spowolnił swoje gorączkowe pchnięcia, kiedy ogarnęła go pewna dziwna chęć, i czule musnął wierzchem palców policzek Hermiony, przyglądając się jej rozchylonym ustom i pożądliwym oczom. Spojrzała na niego i prawie się uśmiechnęła, kiedy sięgnęła, by również musnąć palcami jego szczękę, wyciągając szyję, by wtopić swoje usta z powrotem w jego własne.

Tempo ich kochania się ponownie wzrosło, kiedy Draco podkręcił swój rytm, a odgłosy oblanych potem ciał uderzających o siebie zmieszały się z ich głośnymi jękami i westchnieniami. W odważnym przypływie spontaniczności, Hermiona podniosła nogi nieco wyżej, a Draco mógł wsunąć się w nią jeszcze bardziej. Trzymała się go, jakby od tego zależało jej życie, gdy te ostatnie szybkie ruchy sprawiły, że wzbiła się w powietrze, a jej mięśnie napięły się i zesztywniały. Po chwili zadrżała bez kontroli, dygocząc, gdy ciepło błogości wnikało do jej krwioobiegu, przetaczając się przez całe jej ciało. Na wpół mruczała, na wpół jęczała w szczytowym momencie orgazmu, a kiedy ten ustąpił, poczuła się oszołomiona, jednak w pełni zadowolona.

Ruchy jej mięśni wokół jego długości sprawiły, że Draco o wiele szybciej zbliżył się do swojego własnego orgazmu i czekał, aż wchłonie ona wszystko ze swojego uwolnienia, aż szarpnął biodrami raz, drugi i trzeci, zanim jego serce zaczęło dudnić mu w uszach i on też zadrżał. Warknął ochryple przy jej uchu i z roztargnieniem musnął wargami jej skroń, zanim opuściła go cała energia, i ostrożnie przewrócił się na bok. Obejmując Hermionę ramieniem w talii, przyciągnął ją do siebie, opierając brodę na jej czole, podczas gdy ona zaczęła go głaskać po piersi, a tempo ich oddechów zaczęło wracać do normy.

— Daj mi chwilę, a możemy zrobić powtórkę — wychrypiał.

Przechyliła brodę, by rzucić mu zaciekawione spojrzenie. 

— Skąd wiesz, że nie zamierzam kontynuować naszej kłótni?

— No weź, Granger, nie ma sensu — westchnął. — Poza tym, czy nie zgodziliśmy się, że kiedy będziesz zdrowa, będziemy bzykać się, aż rozbolą nas kości?

— Co? Nie, nie sądzę, żeby tak było.

— Och — wzruszył ramionami. — Więc to musiało być tylko w mojej głowie.

Zaśmiała się miękko i pocałowała klatkę piersiową Draco, czując puls jego serca na jej ustach.

— Okej, koniec kłótni o Rona. Ale dotrzymasz słowa, prawda? Powstrzymasz się od konfrontacji?

— Jeśli Weasley zachowa dystans, ja również będę trzymał się z daleka — przytaknął sztywno. — Zadowolona?

— Bardzo — uśmiechnęła się. — Dziękuję. Kocham cię.

Zmarszczył brwi i oblizał usta z namysłem, przyciągając ją trochę bliżej siebie. Nie była to odpowiednia pora, ale potrzeba powiedzenia czegoś sprawiła, że ​​zaswędział go język. 

— Granger — zaczął z wahaniem. — Wiesz, że ja…

— Wiem, Draco — zapewniła go. — W porządku, wiem.


6 komentarzy:

  1. Szczerze? Nie dziwię się, że Draco był zły. Bo Hermiona oczywiście założyła, że to on sprowokował całą kłótnie, a on tylko bronił Theo. Ale no jakby inaczej, Ron jest ten cacy. Chociaż tyle, że kretyn w końcu zaczął myśleć i dotarło do niego, że nie miał szans powodzenia z Hermioną i tylko by stracili wzajemnie na siebie czas, bo nic tak naprawdę ich nie łączy oprócz przyjaźni. Zdradziła go jako przyjaciela? No kuźwa, to jest jej sprawa, w kim się zakochała. Skoro ona była w stanie wybaczyć Draco tych sześć lat kłótni i wyzwisk to znów jest tylko i wyłącznie jej sprawa, a on musi się z tym pogodzić. I Draco ma rację, na niego się wydarła, ale Rona po prostu złapała za rączkę i pogładziła po niej mówiąc, żeby więcej tak nie robił i bla, bla, bla. Draco za to zrobiła tyradę na temat tego, jak on się to źle zachowuje i wgl. Owszem, może ego zabolało, ale miało prawo. Mogła normalnie podejść do Draco i choćby głupim złapaniem za rękę uspokoić go i poprosić, żeby wyszedł. Czy wkurzyłoby to Rona? Szczerze? Mam to gdzieś, ja bym na jej miejscu tak zrobiła. A jeśli Ronowi to nie odpowiada, to jego problem. Niech się przyzwyczaja, że takie gesty będą się pojawiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za napięcie, ale bez tego nie byłoby takiego pięknego aktu godzenia 😀 bardzo przyjemny rozdział, ale czuję, że to cisza przed burzą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Poza Harrym to jak zwykle brak rozsadnego. Nawet, jesli Ron prowokowal, to Draco mogl byc madrzejszy, ale po co 🤷‍♀️ Teo tez taki chojrak, a dal sie podejsc jak dziecko. Fajnie obrzucac kogos wyzwiskami, ale gorzej je przyjac, nie? Hermiona dobrze zrobila. I brawo Ron za postawe :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże, jaki cudowny rozdział! Jestem pod wrażeniem przemyśleń Rona, są naprawdę dojrzałe. Dobrze, że udało im się wypracować kompromis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze? Liczyła, że w fryworze porywczości w końcu wyjdzie na jaw, w jaki sposób szmalcownicy dotarli do Złotego Trio... Ale wtedy Draco zabiłby Rona i zapewne nici z przyszłości Dramione... Dotarło to do mnie kiedy Hermiona im przerwała. Ron to taki buc! Najpierw prowokuje... A z resztą, każdy wie, że to po prostu debil.
    Draco miał absolutną rację! Hermiona weszła i potraktowała wszystkich zaklęciem, pokrzyczała, wygoniła Draco, żeby pogadać ze swoim byłym, rozmawiała z nim spokojnie, prosząc nie wiadomo o co, wróciła do pokoju i zaczęła drzeć się na Draco. Gdzie logika i gdzie sens w tym momencie w jej zachowaniu? Bez poglądu na całą sytuację, obwiniła Draco, przynajmniej ja to tak widzę. Kiedy już z kimś jesteś to można dyskutować, wymieniać się zdaniami, kłócić, ale jakby przed innymi to raczej nie postępuje się w sposób w jaki ona to zrobiła. Dla mnie jest jasne, że nie tak powinna się zachować, porozmawiać z Ronem mogła kiedy indziej.
    Dzieci... Troszkę jakby nie rozumiem Theo, bo jednak no mógł się spodziewać takiej zaczepki i na prawdę dał tą satysfakcję rudzielcowi? Bez sensu. Na pewno ciąży mu ta sytuacja, ale na zewnątrz gra takiego twardego, a jednak pokazał swoją słabość i wrażliwość.
    Zbliżenie Hermiony i Draco nigdy mi się nie znudzi <3

    OdpowiedzUsuń