Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Slow Moving Millie - Please, Snow Patrol - Chasing Cars
_____
Hermiona owinęła pasmo czarnych włosów między kciukiem a palcem wskazującym i patrzyła, jak lok wiruje niczym miniaturowe tornado.
Po przebudzeniu się jakieś dziesięć minut temu i zażyciu eliksiru, wyślizgnęła się z ramion Draco i sprawdziła jak działają jej nogi. Wciąż zdrętwiała od pasa w dół, na wpół pokuśtykała, na wpół przeczołgała się do komody, w której według Tonks, miała znaleźć swoją torbę. Zaczęła opróżniać ją z zawartości – głównie ze swoich eliksirów i książek – sprawdzając, czy nic nie zostało uszkodzone podczas ich starcia ze Szmalcownikami i incydentów, które miały miejsce w Dworze Malfoyów. Kiedy jednak znalazła swoje zakrwawione ubrania, wzdrygnęła się od nawału retrospekcji, które przywołał ich widok.
A potem znalazła kosmyk włosów wciśnięty między nitki swetra; zdecydowanie nie należących do niej i niemal na pewno pochodzących z głowy Bellatriks.
Obróciła go ponownie, skupiając się na czarnej barwie i sprężystej strukturze włosów, analizując to tak intensywnie, że jej oczy zaczęły stawać się suche i obolałe.
— Granger, co ty do cholery robisz?
Głos Draco ją zaskoczył i odwróciła głowę, by napotkać jego pytające spojrzenie, szybko chowając włosy Bellatriks do kieszeni torebki.
— Nic — powiedziała. — Po prostu upewniałam się, czy Szmalcownicy niczego nie zabrali ani nie zniszczyli.
— Czy w ogóle zwracałaś uwagę, kiedy Tonks mówiła, że powinnaś działać powoli? A może po prostu masz zamiar zrobić sobie jeszcze większą krzywdę…
— Draco, to tylko tymczasowe uszkodzenie nerwów — zmarszczyła brwi. — Nie jestem ze szkła.
— Cóż, wybacz mi, że staram się być rozsądny — wycedził powoli. — Ale myślę, że byłoby mądrze, abyś poczekała, aż się obudzę, zanim spróbujesz chodzić…
— Taa… bo w naszym pokoju jest tyle niebezpiecznych przedmiotów.
— Gwarantuję, że uda ci się takie znaleźć.
Prychnęła, ale nie odpowiedziała i zamiast tego uśmiechnęła się z uznaniem, gdy chłopak uniósł ręce nad głowę, żeby się przeciągnąć. Obserwowała, jak mięśnie jego ramion napinają się, poniżej krótkich rękawów jego koszulki. Pomyślała, że rano wyglądał najpiękniej; jego włosy były lekko potargane, rysy zrelaksowane, a charakterystyczny piżmowy zapach wypełniał cały pokój. Zastanawiała się, czy mogło to być spowodowane tym, że wszystkie jego mechanizmy obronne zostały osłabione, a może dlatego, że była jedyną osobą, która naprawdę miała okazję go takim obserwować. Tak czy inaczej, był to stan przejściowy, co sprawiło, że w jej oczach było to jeszcze bardziej urzekające.
— Która godzina? — zapytał. — Na zewnątrz nadal jest ciemno.
— Jest dość wcześnie — odpowiedziała. — Chyba około ósmej.
— Wracaj do łóżka — wymamrotał, ziewając. — Pomógłbym ci, ale wiem, że odmówisz.
Uparcie skinęła głową.
— Potrafię zrobić to sama.
Podczołgując się bliżej łóżka, chwyciła za stolik nocny i podniosła się, stękając z wysiłku. Zdołała utrzymać się na nogach przez kilka sekund, ale kiedy próbowała zrobić krok, potknęła się i bezwładnie wylądowała na materacu.
— Cóż, to było dostojne — powiedział wesoło Draco.
— Och, cicho. Wstałam, prawda?
— Tak, i zajęło ci to tylko godzinę.
— Nie przesadzaj, to nie jest pociągające.
— Wszystko, co robię, jest pociągające — zażartował i zmarszczył brwi, gdy Hermiona wybuchła atakiem chichotu. Na próżno usiłowała stłumić śmiech dłonią, jak to często robiła; jej ciało drżało, a potargane loki falowały wokół ramion. — Czy chciałbyś, żebym wyszedł i wrócił, kiedy skończysz? — zapytał kategorycznie.
— Przepraszam — wydyszała między chichotami. — Po prostu… tęskniłam za tym. Za tymi luźnymi sprzeczkami. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale czuję, że wszystko wraca do normy.
— Normy?
— Cóż… jesteśmy tak blisko normalności, jak możemy, tak sądzę.
— Tyle że teraz otaczają nas wścibskie robale, które upierają się przy byciu tak cholernie natrętnymi…
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
— Wolałbyś, żebyśmy na zawsze zostali w moim pokoju w Hogwarcie?
— Nie. Miałem już cholernie dość tego pokoju — zmarszczył brwi. — Ale przynajmniej mieliśmy trochę prywatności. Przynajmniej byliśmy sami.
— No cóż, jesteśmy sami teraz… — Ale, jakby na dowód tego, co miał na myśli Draco, nagle przerwało jej solidne pukanie do drzwi.
— Na litość Merlina — syknął. — Odpieprz się!
— Draco, przestań — skarcił go czyjś głos. — Otwórz drzwi.
— Pieprzeni idioci — burknął, wstając, a jego ruchy były sztywne z nerwów, gdy brutalnie otworzył drzwi, by spojrzeć groźnie na Tonks i dziecko w jej ramionach, niecierpliwie mlaskając językiem. — Czego, kurwa, chcesz?
— Jaki z ciebie ranny ptaszek — powiedziała sarkastycznie Tonks. — A czy mógłbyś zważać na język, którego używasz w moim domu? Zwłaszcza w towarzystwie Teddy'ego.
— Jest na to proste rozwiązanie; nie przeszkadzaj mi, a nie będziesz musiała słuchać, jak mówię kur…
— Draco — ostrzegła go Hermiona. — Tonks, czy wszystko w porządku?
— Tak, tak. Przyprowadziłam ci tylko kilku gości — uśmiechnęła się, podnosząc Teddy'ego tak, by Hermiona mogła zobaczyć. — Tego małego faceta i tego małego faceta.
Tonks odsunęła się na bok, a Krzywołap wpadł do pokoju. Błysk rudego futra przemknął po podłodze i wskoczył na łóżko, prosto na kolana Hermiony.
— Krzywku! — wykrzyknęła, uśmiechając się, podczas gdy wierny zwierzak trącił noskiem jej dłoń. — Tęskniłam za tobą, chłopcze.
— Wspaniale — wymamrotał Draco. — Czy masz jakiś środek odstraszający pchły?
— Nie — powiedziała Tonks, wchodząc do pokoju. — Ale mam środek odstraszający irytujących baranów.
— Ach, to wyjaśnia, dlaczego nie widziałem dziś rano Pottera i Weasleya.
Obie czarownice rzuciły mu ostre spojrzenia, które z objętnością zignorował.
— Chciałbym tylko zaznaczyć, że to aż prosiło się o ripostę.
— Dupek — wymamrotała Tonks, podchodząc do Hermiony. — Chciałabyś potrzymać Teddy'ego?
— Tak, chętnie! — Hermiona praktycznie się rozpromieniła, delikatnie zdejmując Krzywołapa z kolan i dopasowując się tak, by Tonks mogła delikatnie ułożyć Teddy’ego w jej ramionach. Małe ciało niemowlęcia idealnie wpasowało się w jej objęcia. — Boże, on wygląda jak skóra zdjęta z ciebie, Tonks.
— Tak myślisz? Wszyscy mówią, że wygląda jak Remus.
— Ma oczy Lupina, ale nos i usta są zdecydowanie twoje — wymamrotała w zamyśleniu. — Powiedziałaś już Harry'emu, że jest jego ojcem chrzestnym?
— Remus powiedział mu wczoraj wieczorem — skinęła głową Tonks. — Podobno był zachwycony…
— Czekaj, czekaj — przerwał jej zuchwale Draco. — Potter jest ojcem chrzestnym? Do diabła, Tonks, mogłaś dać temu dzieciakowi trochę nadziei.
Hermiona zacisnęła usta.
— Harry będzie wspaniałym ojcem chrzestnym…
— Tak, bo przecież ma taki talent do unikania kłopotów. Czy Łasic został zatem matką chrzestną?
Tonks wyciągnęła rękę i machnęła nią, by uderzyć Draco w ramię, niezbyt mocno, ale wystarczająco, by chłopak się skrzywił.
— Hermiono, czy masz coś przeciwko temu, żeby przez chwilę przypilnować Teddy'ego? — zapytała. — Mam kilka rzeczy do zrobienia, a Remus poszedł spotkać się z Kingsleyem.
— Z przyjemnością.
— Dziękuję — powiedziała, posyłając Draco surowe spojrzenie i odwracając się do wyjścia. — I pilnuj swojego języka przy dziecku.
Mamrocząc pod nosem serię przekleństw, kiedy Tonks wychodziła, nagle jego ciche słowa ucichły. Skupił swoją uwagę na otrzeźwiającym widoku Hermiony i małego tobołka w jej ramionach. Przeniósł ciężar swojego ciała z nogi na nogę, od razu czując się nieswojo, jakby grawitacja w ich sypialni wzrosła i ciągnęła go w dół. Błądził spojrzeniem między nią a dzieckiem, przyglądając się zachwyconemu wyrazowi twarzy Hermiony i rozważając przeprosiny, ale spojrzała na niego i uśmiechnęła się porozumiewawczo, zanim zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
— Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego stoisz tam i szurasz tak nogami?
— Nie szuram…
— Draco, to nie sprawia, że zaczynam się zastanawiać — zapewniła go, a jej usta prawie wygięły się w uśmieszku. — Po prostu trzymam dziecko mojej przyjaciółki, więc nie musisz się tak denerwować.
Chłopak prychnął z oburzeniem i podszedł łóżka, by usiąść naprzeciwko niej z taką siłą, że niemal podskoczyła.
— Nie denerwuję się — zakwestionował, marszcząc brwi na Krzywołapa, gdy kot czule musnął nosem jego dłoń. — Ja właśnie…
— Dobrze, dobrze, wcale nie byłeś zdenerwowany…
— Granger, ja naprawdę nie byłem…
— Ale jest słodki — wymamrotała w zamyśleniu, przesuwając palcem wskazującym po malutkich knykciach Teddy'ego. — Prawda?
Draco przełknął lekką gulę w gardle.
— Skoro tak mówisz.
— Nie lubisz dzieci?
— A co można w nich lubić? Jedyne, co robią, to srają…
— Język, Draco…
— I jedzą — ciągnął. — I wiecznie potrzebują przy tym pomocy. Nawet twój kot ma więcej niezależności i uroku.
— Wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi, wiesz — odpowiedziała. — Lubię je. Podoba mi się, że przypominają o tym, jak wygląda niewinność.
Ten komentarz go zaskoczył i spojrzał na nią spod rzęs, gdy westchnęła i pogładziła małą gromadkę cienkich włosów na czubku głowy Teddy'ego.
— Myślę, że niewinność jest subiektywna — powiedział z wahaniem. — Dla mnie jesteś niewinna.
— Nie sądzę, żebym była — powiedziała po krótkiej przerwie, mrugając na niego z czymś pomiędzy zmieszaniem a poruszeniem w oczach. — Być może... w porównaniu do innych ludzi, których znasz.
— Być może — przytaknął.
— Więc nie chcesz dzieci? — zapytała, a on nie był w stanie powiedzieć, czy zadała to pytanie tak pospiesznie, by zagłuszyć niezręczną ciszę, czy też dlatego że ją to niepokoiło.
— Pragnienie ich nigdy nie było problemem — wyznał. — Zawsze zakładano i było konieczne, że będę je miał; by kontynuować linię rodu Malfoyów i tak dalej… — przerwał na krótką chwilę. — Ale nie mam już takiego obowiązku.
Serce Hermiony niemal opadło jej do żołądka, gdy obserwowała zmianę w zachowaniu Draco. Być może, gdyby nie znała wymownych subtelności jego wyrazu twarzy i postawy, nie zauważyłaby tego, ale widziała w nim to rozczarowanie i przygnębienie, kiedy opuścił wzrok i zacisnął pięści. Nawet Krzywołap wydawał się to wyczuwać, opierając przednie łapy o kolano Draco i cicho miaucząc.
— Tęsknisz za nimi? — wypaliła niezdarnie. — Mam na myśli twoich rodziców.
Draco odwrócił wzrok.
— Granger…
— Nie pytam, by użyć to przeciwko tobie, Draco…
— Wiem.
— Pytam, bo… cóż, przyznaję, że jestem ciekawa, ale także dlatego, że mi zależy — wyjaśniła łagodnie. — Nigdy o nich nie mówisz.
Westchnął i uniósł rękę, by przeczesać palcami włosy, oblizując w zamyśleniu usta, gdy się jej przyglądał.
— Tęsknota nie jest właściwym słowem — zaczął niechętnie. — Jestem przyzwyczajony do spędzania długich okresów czasu z dala od nich. Cóż, wszyscy jesteśmy…
— Ale nie widziałeś ich od ponad roku, Draco.
— Kilka miesięcy a rok nie różnią się aż tak bardzo — wzruszył ramionami. — Nie, nie tęsknię za nimi. Raczej... troszczę się o dobro mojej matki. Wiem, że wydaje się zimna i twarda, ale nie jest zdolna do życia, do którego jest teraz zmuszana. Nie jest zabójcą. Sama mówiłaś, że próbowała ci pomóc.
— Zgadza się.
— Widzisz, ona tak naprawdę nie jest jedną z nich. Ona po prostu… robi to, co musi, aby przeżyć.
Hermiona z wahaniem rozchyliła usta.
— A twój ojciec?
— Mój ojciec — powtórzył ze zmęczeniem, wypuszczając z ust krótki, pozbawiony humoru chichot i pocierając podbródek. — Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, zmienia się to każdego dnia, ale to nieistotne. Nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego, gdy się o nas dowie, a kiedy myślę o tym całym gównie, w które wciągnął moją matkę i mnie… Powiedzmy, że jestem przygotowany na wszystko. Wątpię, żeby mógł mnie czymkolwiek zaskoczyć.
— Wiesz, twoi rodzice mogą się ciebie nie wyprzeć, Draco…
— Moja matka może nie, ale mój ojciec na pewno to zrobi — stwierdził z przekonaniem.
Hermiona przygryzła lekko swoją dolną wargą.
— Czy masz do mnie o to żal?
— Co? — zapytał, marszcząc brwi. — Granger…
— Po prostu mnie wysłuchaj — przerwała. — Wiem, że nie myślisz już, jak kiedyś, i to dobrze, ale… wiem, że to dla ciebie trudne. To znaczy, bez względu na to, jak bardzo mogę nie rozumieć, przed tym wszystkim co się wydarzyło, miałeś pewne oczekiwania co do swojego życia i… cóż, zakładam, że teraz są one inne?
— Oczywiście, że tak — warknął. — Dlaczego miałbym mieć do ciebie o to żal?
— Bo ja…
— Czy masz do mnie o cokolwiek żal? — zapytał szybko. — Za utrudnianie twoich relacji z Potterem i Weasleyem? A jeśli już o tym mowa, to również z resztą twoich przyjaciół. Albo za torturowanie cię przez Bellatriks?
— Nie, oczywiście, że nie — odparła. — Wiesz, że nie.
— Dlaczego nie?
— Cóż — zaczęła niepewnie. — Bo wiedziałam, że takie rzeczy się wydarzą, ale i tak podjęłam decyzję, że będę z tobą. Wiedziałam, że niektórzy członkowie twojej rodziny mnie znienawidzą i mogą mnie w tej wojnie skrzywdzić. Wiedziałam też, że Ron i Harry będą mieli trudności, by nas zaakceptować. Nie mogłabym mieć do ciebie pretensji za wybór, którego sama dokonałam.
Skinął głową.
— Dokładnie tak.
— Ale to są twoi rodzice, Draco — podkreśliła. — To trochę inne. To twoja rodzina. Twoja krew.
— Krew, która sprawiła nam wystarczająco dużo problemów — mruknął przez zęby, ale wiedział, że go usłyszała. — Granger, bądź pewna, że moja decyzja została już podjęta i nie mam ochoty ani zamiaru jej zmieniać. Zajmiemy się moimi rodzicami, kiedy będziemy musieli. Czy teraz możemy już zmienić temat?
Wzięła głęboki wdech, jakby zamierzała się spierać, ale jej ramiona rozluźniły się podczas wydechu i skinęła głową na znak zgody.
— Dobra — powiedziała, a jej uwaga została odwrócona, gdy Teddy wydał z siebie cichy dźwięk. Spojrzała z powrotem na Draco, a na jej ustach pojawił się cień złośliwego uśmiechu. — Chciałbyś potrzymać dziecko?
Chłopak niemal zakrztusił się swoim oburzeniem.
— Absolutnie nie.
— Dlaczego nie? Jest twoim kuzynem i…
— Kuzynem z drugiej linii.
— Technicznie rzecz biorąc, jest twoim pierwszym kuzynem, skoro nie należysz już do swojej linii — poprawiła. — I to nadal jakiś „kuzyn”.
— To nie ma znaczenia, nie przytrzymam go — potrząsnął stanowczo głową. — Pomijając fakt, że Tonks pobiłaby mnie na śmierć zardzewiałą łopatą, gdybym go upuścił, nie chcę.
— Nie upuścisz go. A nawet jeśli, to jesteśmy na łóżku…
— Granger…
— Jeśli go potrzymasz, zrobię ci gorącą czekoladę — zaproponowała z uśmiechem. — Z bita śmietaną.
— To słaba łapówka — prychnął. — Jestem w pełni zdolny do samodzielnego robienia sobie napojów…
— Och, daj spokój, wiesz, że uwielbiasz moją gorącą czekoladę.
— Nie mam pojęcia o czym ty w ogóle mówisz — odparł, przyglądając się jej z ciekawością. — Dlaczego jesteś tak zdeterminowana, żebym go przytrzymał?
Uśmiech Hermiony zbladł na chwilę, gdy zaczęła zastanawiać się, czy nie powiedzieć mu, że to dlatego, że uważała, iż rodzina jest ważna; że nawet jeśli jego rodzice się go wyrzekną, nadal miał innych krewnych, do których mógłby się zwrócić. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu, że ma przeczucie, że Andromeda, Tonks i Teddy mogą stać się dla niego ważniejsi, niż mógł się spodziewać. Że chciała, by wiedział, że po jasnej stronie jest ktoś więcej niż ona i jego przyjaciele. Że chociaż krew mogła nie być gęstsza niż woda, pomagała jednak utrzymać bicie serca.
— Moje ramiona trochę się męczą — powiedziała mu zamiast tego. — A poza tym… myślę, że byłoby ciekawie na to popatrzeć.
Chłopak mruknął coś pod nosem, najwyraźniej nieprzekonany jej rozumowaniem.
— Jeśli pozwolisz mi przez jeden dzień powkurwiać Łasica i Pottera, to się zgodzę.
— Nie ma szans, żebym ci na to pozwoliła…
— Pół dnia?
— Draco…
— Dobrze, dobrze — jęknął. — Nie masz za grosz poczucia humoru. Niech będzie, jedna gorąca czekolada…
— W porządku…
— Każdego ranka, dopóki mi się to nie znudzi — dokończył z zadowolonym uśmiechem. — Stoi?
— Stoi — powtórzyła, szybciej, niż się spodziewał. — Dobrze, połóż ręce na kolanach, tak jak ja.
Wypuszczając niespokojny oddech, który aż rozwiał jego grzywkę, już żałując swojej, naśladował kąt ustawienia jej ramion.
— Tak może być?
— Jest w porządku — powiedziała, pochylając się do przodu, by ostrożnie przenieść dziecko w jego ramiona. — Dobrze, tylko uważaj na jego główkę. Proszę bardzo.
Draco dostosował swoje łokcie i dłonie, by dopasować się do drobnej postury Teddy'ego, zmieniając pozycję, aż udało mu się uzyskać wygodne ułożenie, z główką dziecka wtuloną w krzywiznę jego ramienia. Teddy wydał z siebie kilka cichych dźwięków dyskomfortu, wiercąc się lekko, zanim w końcu się uspokoił, wpatrując się w Draco szerokimi oczkami przez jedną dłuższą chwilę. Potem jednak malec przymknął powieki i Draco poczuł, że niektóre z jego obaw znikają, gdy dziecko ziewnęło z wyrazem czegoś, co wydawało się być zadowoleniem.
— Widzisz — powiedziała Hermiona, gdy Krzywołap wpełzł jej na kolana. — Nie jest tak źle, prawda?
Chłopak skierował na nią swoje cyniczne spojrzenie i odchrząknął.
— Jeśli zacznie dawać nam jakieś wskazówki, że zamierza srać lub wymiotować, to oddaję go tobie.
— A mówią, że rycerskość umarła.
Draco pożałował swojego kolejnego pytania, zanim w ogóle opuściło jego usta.
— Zakładam, że chcesz mieć dzieci?
— Z pewnością nie teraz — odpowiedziała, bardziej dla korzyści jego niż swojej. — Ale pewnego dnia. Myślę, że może dwójkę. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, więc myślę, że miło byłoby mieć więcej niż jedno.
Chłopak zmarszczył brwi z niepokojem, zamierzając zmienić temat na coś płytszego, ale małe palce Teddy'ego zacisnęły się wokół jego kciuka w geście, który wydawał się tak bardzo prawdziwy. Draco spojrzał z powrotem na drzemiące dziecko z dziwnym poczuciem niedowierzania.
— Nie ma pojęcia, że toczy się wojna — powiedział bezmyślnie Draco. — Prawda?
Kiedy jego oczy wróciły do Hermiony, nie mógł zdecydować, czy wyglądała na pełną nadziei, czy raczej na kompletnie jej pozbawioną.
— Nie, nie ma o tym bladego pojęcia.
— Szczęściarz.
— Tak — skinęła głową bez wyrazu. — Szczęściarz.
***
Draco zdołał stłumić wymowny wyraz zauroczenia, który prawie skradł jego rysy. Sposób, w jaki Hermiona marszczyła nos, gdy śmiała się z czegoś, co powiedział Blaise, był niezaprzeczalnie uroczy, ale chłopak był zbyt świadomy obecności innych w pokoju; Blaise’a, Lovegood i Teo. Zamiast tego położył rękę na oparciu jej krzesła, potajemnie głaszcząc jej ramię.
— To był po prostu eksperyment kulinarny — powiedziała biernie Luna. — Nie wiedziałam, że zmieszanie korzenia lawendy i waleriany zareaguje ze składnikami ciasta w tak… interesujący sposób.
— O kurwa, pamiętam te ciastka — Teo skinął głową. — Tak, sprawiły, że świat zawirował i przez pięć godzin widziałem tylko jasne kolory.
— Przynajmniej nie zwymiotowałeś na dywan — mruknął Blaise, wstając z siedzenia. — Chcesz jeszcze jedną kawę, Luno?
— Poproszę herbatę ziołową.
— Blaise — powiedział Draco. — Zrób mi kawę, skoro wstajesz.
— Czy wyglądam jak twój skrzat domowy? Sam sobie zrób.
— Kutas — wymamrotał bez przekonania, również wstając. — Chcesz czegoś, Granger?
— Nie, w porządku, dziękuję. Jeszcze nie skończyłam swojej poprzedniej.
Teo zachichotał i przewrócił oczami.
— Ja z chęcią napiłbym się jeszcze herbaty. Czy... Och, czekajcie, no nie. Nie mam kogo zapytać.
Luna przeniosła na niego swoje leniwe spojrzenie.
— Czy to była wskazówka, że nie czujesz się komfortowo będąc metaforycznym piątym kołem, Teo?
— Wręcz przeciwnie, Lovegood — powiedział szybko. Hermiona pomyślała być może nawet zbyt szybko. — Wolę być sam. Chociaż, gdybym miał obciążyć się faktem posiadania dziewczyny…
— Obciążyć się? — powtórzyła Hermiona, biorąc powoli łyk herbaty. — Czy to nie dość pesymistyczne?
— Tak, witam, nazywam się Teo i jestem Ślizgonem — zażartował. — Jak już mówiłem, gdybym miał mieć dziewczynę, a podobno dobre dziewczyny z nudnych Domów są w modzie…
— Dobre dziewczyny z nudnych Domów? Przepraszam, ale…
— Wiesz, często przerywasz ludziom — zauważył. — Tak, miłe dziewczyny z nudnych Domów. Trzymam się tego opisu. Co właściwie sprowadza mnie do mojego punktu widzenia. Przypuszczam, że nie wiesz, czy bliźniaczki Patil są obecnie samotne i mają słabość do jakiegoś perwersyjnego gówna, prawda, Granger?
Hermiona zakaszlała w połowie przełykania, plując i dławiąc się herbatą, próbując ukryć to za dłońmi. Przez mgiełkę swoich łzawiących oczu zobaczyła, jak Draco podchodzi do Teo i uderza w tył głowy z otwartej dłoni, a chęć do śmiechu tylko pogorszyła jej duszenie, zwłaszcza gdy Teo wzdrygnął się jak skarcone dziecko. Poczuła dłoń Draco na swoich plecach, kiedy chłopak zaczął powoli kreślić kojące kręgi między jej łopatkami, łagodząc napięcie w jej gardle.
— W porządku?
— Nic mi nie jest, nic się nie stało — odetchnęła, gdy kasłanie ustało, posyłając Draco wdzięczny uśmiech. — Przepraszam, ale trochę mnie to zaskoczyło.
Blondyn uśmiechnął się do niej, a jego oczy były niemal miękkie z rozbawienia i Hermiona na chwilę zatraciła się w surrealizmie jego spokojnego wyrazu twarzy. Zastanawiała się, czy w ogóle zdawał sobie sprawę, jak inne są jego rysy, kiedy przebywał w towarzystwie ludzi, przy których czuł się widocznie swobodnie. Pomyślała, że sama coś poczuła, gdy mu się przyglądała; małą iskierkę ciepła gdzieś w zdrętwiałym miejscu pod brzuchem, ale zanim zdążyła się nad tym zastanowić, drzwi do kuchni otworzyły się i do środka wszedł Harry.
Zmiana w atmosferze była natychmiastowa, a jej uśmiech zniknął, gdy obserwowała, jak jej najlepszy przyjaciel waha się w progu. Twarz Harry’ego była niepewna, a może nawet trochę nerwowa. Jego oczy zwęziły się za okularami, ostrożnie sunąc między Teo, Blaise'em i Draco, a Hermiona poczuła, jak dłoń blondyna mocniej przylega do jej pleców.
— Witaj, Harry — Luna przerwała ciszę, pozornie nieświadoma napięcia między czterema młodymi czarodziejami. — Chcesz coś do jedzenia? Może podgrzać zupę, którą zrobiła Tonks?
— Nie, Luno, dziękuję — odpowiedział, zwracając się do Hermiony. — Muszę z tobą porozmawiać. Na osobności.
— Tak, oczywiście — powiedziała. — Ale będziesz musiał pomóc mi chodzić.
Chłopak skinął głową i podszedł do niej, a Hermiona zauważyła, że opuścił on wzrok, odmawiając uznania obecności chłopców ze Slytherinu, gdy pomógł jej wstać i zaczął ostrożnie wyprowadzać ją z pokoju. Draco wpatrywał się w parę opuszczających kuchnię postaci, zauważając z roztargnieniem, że równowaga Hermiony zdecydowanie się poprawiła. Poczekał, aż Potter zamknie za sobą drzwi, po czym opadł na krzesło i odchrząknął z niesmakiem.
— Chyba lepiej żebyś spróbował przywyknąć do Pottera i Weasleya wchodzących ci w paradę — skomentował Teo.
— On jest takim dupkiem — wymamrotał Draco. — Szczerze, prawdopodobnie chciał, aby Granger pomogła mu zawiązać sznurowadła, albo zrobiła coś równie nieistotnego i poprosił ją, żeby poszła z nim tylko po to, by udowodnić swoją rację.
— Myślę, że ich przyjaźń jest cudowna — powiedziała nagle Luna, a trzej Ślizgoni rzucili jej zdumione spojrzenia. — Są jak brat i siostra i wiele razem przeszli. Kiedy się nad tym zastanowić, rzadko widuje się takie przyjaźnie. — Wstała z miejsca i strzepnęła okruszki chleba z kolan. — Myślę, że pójdę i pomogę Tonks z praniem.
Blaise ruszył za nią.
— Pomogę ci.
— Wiesz — powiedział Draco, gdy drzwi zamknęły się za Blaise'em, pozostawiając go tylko z Teo. — Nigdy nie sądziłem, że Blaise będzie kiedykolwiek tak… przywiązany do dziewczyny. Jest jak łaszący się do niej zwierzak.
— A niby ty sam jesteś lepszy?
— Nie jestem aż tak zły.
— Ale nie masz też zbyt daleko do takiego stanu — mruknął Teo, ale wtedy jego rysy zbladły i prawie wyglądał na zdenerwowanego. — To musi być całkiem… przyzwoite dla was dwóch; mieć kogoś takiego.
Draco nie mógł się powstrzymać od rzucenia ostrego spojrzenia na swojego przyjaciela.
— O czym ty do diabła mówisz?
— Wiesz, co mam na myśli — westchnął. — Jeśli Sam-Wiesz-Kto wygra tę wojnę, to i tak wszyscy zginiemy, i nie będzie miało to żadnego znaczenia. Ale jeśli wygramy, ludzie nie zaakceptują nas od razu z naszą przeszłością i Śmierciożercami w rodzinie. Przynajmniej ty i Blaise będziecie mieli kogoś, kto będzie się o was troszczył. Przynajmniej nie będziecie sami.
Draco zmarszczył brwi, gdy przetwarzał te słowa w swojej głowie, obserwując, jak ramiona Teo opadają, a dłonie zaciskają się mocno.
— Nie będziesz sam — odparł, brzmiąc nieco nieswojo. — Wiesz, być może potrzebuję cię, żebyś pomógł mi wymyślić nowe obelgi dla Pottera i Weasleya.
Teo uśmiechnął się.
— Masz na myśli złamasa-Weasleya i ofiarę-losu-Pottera?
— Dokładnie.
***
W rzadkich chwilach Hermiona przestawała martwić się wojną, ale zawsze wydawało się, że ten temat nieustannie podkrada się do niej z kolejnym nowym zagrożeniem. Zastanawiała się, czy powinna czuć się winna, że od czasu do czasu wślizgiwała się do zwykle uśpionej części swojego umysłu.
Usiadła na łóżku, sprawdzając wagę różdżki w dłoniach i próbując zignorować nieprzyjemne drgnięcie w żołądku. Praktycznie czuła, jak przedmiot się jej opiera; pozostała w drewnie ciemna magia parzy jej palce, gdy nieśmiało się nią bawiła i przeciągała kciukiem po całej długości. W jej uszach dźwięczały jej wcześniejsze słowa Ollivandera.
Nieustępliwa.
Nie mogła powstrzymać się od myślenia o wszystkich ludziach, którzy ucierpieli lub zostali zabici z woli tej różdżki; Syriusz, Frank i Alice Longbottomowie, Zgredek, ona sama i Merlin wiedział kto jeszcze. Nienawidziła myśli o używaniu jej, ale była to najbardziej logiczna opcja i sama zdecydowała się zostać jej nową właścicielką. Zarówno Harry, jak i Ollivander zgodzili się, że dzięki jej magicznym zdolnościom i biegłości w zaklęciach stanowiła najbardziej prawdopodobną kandydatkę, która byłaby w stanie skutecznie wykorzystać jej moc. A skoro Harry mógł używać różdżki Petera Pettigrew, człowieka, który zdradził jego rodziców, to z pewnością ona mogłaby nauczyć się panować nad dwunastocalową różdżką Bellatriks z drewna orzechowego i włóknem ze smoczego serca.
Według Harry'ego, Ronowi udało się w posiadłości rozbroić Fenrira i przypuszczał, że chłopak wciąż ma tę różdżkę, zapewniając Hermionę, że go o to zapyta, gdy Ron będzie chciał ponownie z nim porozmawiać. Próbowali zapukać do drzwi pokoju rudzielca i okazało się, że są zamknięte na wszystkie spusty, co przynajmniej potwierdziło, że Ron musiał używać czyjejś różdżki.
Po godzinnym spotkaniu w pokoju z wiekowym wytwórcą różdżek i słuchaniu, jak opisywał on właściwości tych odebranych Peterowi Pettigrew i Bellatriks oraz możliwe metody, które mogą ułatwić posługiwanie się nimi, Hermiona założyła, że nie będą o tym rozmawiać. Ale wtedy Harry poruszył temat Czarnej Różdżki; ujawnił, że miał wizję, w której zdobył ją Voldemort, a Hermiona poczuła lekkie zawroty głowy po usłyszeniu tej informacji.
Następnie Harry pomógł dziewczynie wrócić do jej sypialni, gdzie spędzili jeszcze kilka godzin, omawiając konsekwencje posiadania przez Voldemorta Czarnej Różdżki. Oboje przejrzeli około osiemdziesiąt książek ze zbioru Hermiony, próbując oddzielić te, które prawdopodobnie zawierały szczegóły dotyczące tego nieuchwytnego artefaktu.
Z wybranym zestawem trzynastu pozycji, które Hermiona ułożyła w kolejności względem ich trafności i rzetelności, obiecała Harry'emu, że przeczyta je i zobaczy, co zdoła znaleźć. Ostrzegła go jednak, by nie pokładał w tym zbyt wielkiej nadziei, obawiając się, że większość informacji mogła być podparta jedynie legendami. Przeczytawszy już o Insygniach Śmierci podczas ich pobytu w Forest of Dean, wiedziała, że nie ma zbytnio z czym pracować, a prawie wszystkie jej odkrycia będą składać się z pogłosek. Po przejrzeniu trzech ksiąg w poszukiwaniu czegokolwiek znaczącego i niestety niczego nie znajdując, zdecydowała, że bardziej korzystne może być wypróbowanie kilku prostych zaklęć za pomocą różdżki Bellatriks, choćby po to, by nabrać nawyku jej używania.
I właśnie w takiej sytuacji się teraz znajdowała; z niepokojem okręcając różdżkę między kciukiem, a palcem wskazującym, rozmyślając nad rzuceniem szybkiego Accio na dobry początek. Jednak drzwi do sypialni otworzyły się, zanim zdołała zacząć i dosłownie poczuła oburzenie Draco, gdy ten wszedł, zastając ją bawiącą się różdżką, którą z łatwością mógł rozpoznać.
— Co ty z tym, kurwa, robisz? — zażądał szorstko. — Lepiej, żeby to nie była…
— Różdżka Bellatriks — dokończyła za niego. — Tak, to ona.
— Dlaczego, do jasnej cholery, masz to coś?
— Harry i Ron rozbroili Bellatriks — wyjaśniła, wypuszczając powoli powietrze, zanim kontynuowała. — I teraz to ja zamierzam używać jej różdżki.
Draco poczuł, jak oczy mu się rozszerzają, a żyła zaczęła pulsować w gardle, gdy fala gniewu wezbrała w jego ustach.
— Nie będziesz używać tej różdżki!
Jej rysy zmarszczyły się z urazy.
— Nie prosiłam o twoje cholerne pozwolenie…
— Czy masz w ogóle jakiekolwiek pieprzone pojęcie, ilu ludzi zostało zabitych i torturowanych przez to coś? — zagrzmiał. — Prawdopodobnie setki! I to tylko między tą wojną a ostatnią!
— Jestem tego świadoma! — odparła. — Ale różdżki nie zabijają i nie torturują, Draco. To ludzie to robią.
— To nie takie proste i dobrze o tym wiesz! To różdżki wybierają swoich właścicieli, pamiętasz? To coś jest złe i nie będziesz w stanie tego kontrolować…
— Właśnie, że będę!
— Poza faktem, że jesteś mugolaczką i różdżka z pewnością to wyczuje, jesteś na to za dobra! — krzyknął wściekle. — Ona zrobi wszystko, co w jej mocy, aby działać przeciwko tobie…
— Nie mam innej opcji! — wrzasnęła na niego. — Nasze różdżki zostały zabrane przez Szmalcowników, a Tonks nie ma żadnych zapasowych. Musimy pracować z tym, co mamy…
— Więc to był właśnie pomysł Pottera?
— Nie, to był mój pomysł!
— A czyjej różdżki on używa? — zapytał krótko. — Może Rudolfa? A może mojego ojca?
— Nie, on używa różdżki Petera Pettigrew — odpowiedziała stanowczo. — I mogę cię zapewnić, że jest to dla niego o wiele trudniejsze niż dla mnie. Ale, jak powiedziałam, musimy pracować z tym, co mamy…
— To jest cholernie niedorzeczne — wymamrotał, przecierając oczy nasadami dłoni i przeczesując palcami włosy. — Dlaczego mnie nie słuchasz? Zupełnie nie doceniasz, jak zły jest ten przedmiot…
— A może to ty nie doceniasz mnie i moich zdolności — wypaliła. — Wiem, że mogę to zrobić, więc przestań! Już podjęłam decyzję…
— Na brodę Merlina, Granger, dlaczego musisz być tak cholernie uparta?
— To ja jestem uparta? — powtórzyła z niedowierzaniem. — To ty jesteś tym, który nie chce odpuścić…
— Możesz używać mojej różdżki — wypalił i brzmiało to niemal jak prośba. — Po prostu używaj mojej.
Hermiona znieruchomiała i na chwilę zaniemówiła widząc, jak łatwo zaoferował jej swój najcenniejszy przedmiot.
— Wiesz, że to nie jest najlepsza opcja — mruknęła.
— Dlaczego nie?
— Ponieważ wtedy nie będziesz miał różdżki…
— Możemy się dzielić…
— Ale dlaczego mielibyśmy się dzielić, skoro można używać również tej różdżki? I wiesz, czułam, że twoja różdżka mi się opiera, kiedy używałam jej wczoraj — odparła, zauważając, że jego wyraz twarzy zmienił się, jakby był nieco zakłopotany tym komentarzem. — Gdybyś też jej używał, przyzwyczajenie jej do mnie zajęłoby jeszcze więcej czasu. O wiele sensowniejsze jest używanie różdżki Bellatriks i dobrze o tym wiesz.
Draco zacisnął oczy, zgrzytając zębami.
— Nie zdołam ci tego wyperswadować, prawda?
— Nie.
— Czasami musisz być takim wrzodem na tyłku, Granger — mruknął, ale irytacja w jego tonie zgasła. — Naprawdę.
Uśmiechnęła się lekko.
— Oj, wiem.
Nagle czując się dość wyczerpany, Draco usiadł na łóżku, nachylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach. Właśnie rozważał wymienienie kilku innych powodów, dla których jego sugestia mogłaby być słuszna, ale poczuł, jak jej palce muskają go i z roztargnieniem suną po wgłębieniach jego nadgarstka, a jego sprzeciw zniknął, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
— Wiem, że to mało wygodne — powiedziała cicho. — Ale podczas wojny nic nie jest wygodne.
Usta Draco drgnęły.
— Więc chyba... Cóż, przynajmniej pozwól, że ci w tym pomogę — powiedział niechętnie. — Widziałem, jak jej używała, i znam jej charakter. Może będę w stanie udzielić ci porady na ten temat, czy coś takiego…
— Byłabym wdzięczna — zgodziła się szybko, nachylając się do przodu, żeby móc skraść lekki pocałunek z kącika jego ust. — Dziękuję, Draco.
Naprawdę jestem mega rozczulona troską Draco o Hermionę 😍 Nie chce nawet, żeby ona używała różdżki Bellatrix, bo boi się, że to może obrócić się przeciwko niej. To jak zaproponował jej swoją różdżkę… ❤️ Naprawdę skradł tym moje serce. Tak samo jak Draco trzymający na rękach Teddy'ego. Może nie widziałam tego na własne oczy, ale w mojej wyobraźni to był naprawdę miły widok. Ta zmiana w zachowaniu Draco, kiedy mały złapał go za palec. To jest naprawdę magiczne, kiedy dzieciaki to robią. Mam nadzieję, że kwestia posiadania dzieci jednak nie poróżni Hermiony i Draco. Może właśnie przez kontakt z Teddym on sam zmieni zdanie i będzie chciał mieć dzieci. Póki co nie czuję takiej potrzeby, ale pragnienie Hermiony na pewno będzie spędzało mu sen z powiek. Nie powinien być tym jednak zaskoczony. Zna Hermionę i było do przewidzenia, że będzie chciała kiedyś zostać matką. A jeśli planują wspólną przyszłość - a bądźmy nadziei, że wszystko się skończy się dobrze - to będzie to kwestia, którą muszą jakoś rozwiązać, by obydwoje byli szczęśliwi. Podoba mi się też to, jak Hermiona czuje się swobodnie wśród przyjaciół Draco. Oni zdecydowanie mają lepsze podejście do tego wszystkiego, niż Harry i Ron. Rozumiem, że te sześć lat miało wpływ na ich relacje, ale cholera, no bądźmy bardziej dojrzali, tym bardziej w obliczu wojny
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, cudowny Draco. Jego kreacja strasznie mnie porusza. Ogrom poświęcenia, zaangażowanie, skupienie na Hermionie, to jest naprawdę chwytające za serce. Nie mogę się doczekać kolejnej porcji tłumaczenia! Jest bezbłędne i codziennie po kilka razy zaglądam, czy przypadkiem nie ma aktualizacji.
OdpowiedzUsuńMaly Teddy ❤ Love! Hermiona na pewno bedzie kiedys wspaniala matka 😁 Jak Draco przestanie byc takim dupkiem to i jemu dalabym na to szanse 😜
OdpowiedzUsuńDraco jest taki... uczuciowy. Ciekawie to wszystko się rozwija 🙂 co sie dzieje z Ronem? 🤔
OdpowiedzUsuńChciałabym aby ktoś trooszczyl się o mnie tak jak Draco o Hermione, to jest tak słodkie zachowanie jego względem niej ♥️ uwielbiam te rozdziały, troska, opiekuńczość aż od nich biją.
OdpowiedzUsuńWłos Bellatrix - cóż wiadomo do czego zostanie użyty, pytanie czy Draco będzie o tym wiedział, czy Hermiona go zostawi jak dojdzie do siebie... Mam nadzieję, że jednak może wykorzystają jego wiedzę i zabiorą go ze sobą, najlepsi jakby zajął miejsce Rona! O tak-to byy była petarda!
Używanie rozdzkki Belli to jakieś szaleństwo, w tym miejscu absolutnie rozumiem obie strony. Hermiona musi mieć różdżkę więc jakby jej logiczne myślenie jest poprawne. Jednak Draco też ma rację. Właściwie to Hermiona pokazuje tu na prawdę siile i odwagę żeby z niej korzystać. Niby wiadomo, że to czarodzieje decydują jakie zaklęcia wypowiadają, to posiadanie przedmiotu należącego do tej kobiety, przedmiotu który sam ja wybrał jest dość przerażające, a świadomość jak wiele śmierci i krzywd zadał ten przedmiot nie pomaga.
Rozmowa o rodzicach bardzo mnie poruszyła, Draco martwi się o matkę, wie, że to życie, które zostali zmuszeni prowadzić, nie jest dla niej. Lucjusz skopał im życie... Zawsze kiedy przyjdzie ten moment w opowiadaniu (oczywiście gdzie Lucjusz jest zły), mam taki moment melancholii, jak rodzice wpływają na ukształtowanie człowieka, na charakter, zachowania, przyzwyczajenia i życie ogólnie,wybory. Jak ciężko jest się z tego wyrwać i zmienić. Część ludzi ma szansę trafić na osobę, tak jak Draco trafił na Hermione, że będzie potrafiła zmienić pewne źle poglądy, ale nie wszyscy mają to szczęście. Nie wszyscy też mają na tyle upartości i samozaparcia aby spróbować...
Mały Teddy jest cudny ♥️ aż chwyta mnie za serce to, że jeżeli autorka pójdzie z kanonem to straci rodziców, których nawet dobrze nie poznał.
Rozmowa o dzieciach - Hermiona, że chce dzieci to się domyślam, ale Draco cóż wydaje mi się że nie chodzi o to, że dzieci sraja, jedzą i śpią i potrzebują pomocy. Jak widać pomoc nie stanowi dla niego większego problemu. Myślę, że boi się, że mógłby być złym ojcem jak Lucjusz, całkowicie niepotrzebnie, ale to Draco, ubzdura sobie coś i koniec...
Bardzo rozczulił mnie moment gdy uparcie oboje stwierdzili, że to, że są różem wbrew innym to ich decyzja i liczyli się z następstwami i konsekwencjami. W końcu potrafią to przyznać przed soba! Bardzo dojrzałe i aż ciepło się na sercu robi ♥️