Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Joshua Radin & Maria Taylor - When you Find Me, Hurts - Illuminated

_____

Draco oszacował, że odkąd Granger się obudziła minęły mniej więcej cztery godziny i cały ten czas spędzili na krótkich chwilach rozmowy, przerywanej długimi momentami wygodnej ciszy. Opowiedział jej o swoim pobycie u Andromedy, o wiadomości o śmierci Teda, co sprawiło, że zmarszczyła brwi, a potem o narodzinach Teddy'ego, co wywołało u niej uśmiech. Ona z kolei opowiedziała mu o wielu innych rzeczach; od reakcji Pottera na wiadomość o ich niekonwencjonalnym związku, po postępy z horkruksami, a zrobiła to z takim zaufaniem i łatwością, jakby wszelkie utrzymujące się wątpliwości co do jego lojalności całkowicie zniknęły z jej serca.

Jakby był jednym z nich.

Zauważył, że nie wspominała nic o Weasleyu, co na razie mu całkiem odpowiadało. Myślenie o jej byłym kochanku tylko go irytowało, a nie chciał przerywać tego spokoju, kiedy dopiero co ją odzyskał. Dlatego też opierał się konfrontacji z nią w sprawie tego, co miało miejsce ich ostatniego dnia w Hogwarcie. Mogło się wydawać, że byli rozdzieleni przez całe życie, ale przez okrutny sposób, w jaki go spetryfikowała i wcisnęła mu świstoklik w rękę, wydawało się to być ledwie wczoraj, a wszystkie urazy i pytania, które się z tym wiązały, pozostawały surowe i bez odpowiedzi.

Ale to wszystko mogło poczekać, jeśli mogło im zapewnić nawet niewielkie przedłużenie tej chwili spokoju.

— Draco?

— Hm?

— Nie jesteś… Um, nie jestem do końca pewna, jak to ująć. Mam na myśli to, że… nie jesteś…

— Wyrzuć to z siebie, Granger — westchnął. — Nie sądzisz, że już dawno przeszliśmy przez etap wzajemnej powściągliwości?

— Już nie czujesz się niekomfortowo z naszym związkiem — powiedziała Hermiona zaniepokojonym tonem. — Nie… nie próbujesz z tym walczyć.

— Samo próbowanie wydawało się bezsensownym wysiłkiem — wzruszył ramionami.

— Ale dlaczego? Co się zmieniło?

Zamilkł i wypuścił długi oddech. 

— Nic się nie zmieniło i to był problem — powiedział, uznając, że Hermiona zasługuje na uczciwość pomimo cichych protestów jego głęboko zakorzenionej dumy. — Odległość niczego nie zmieniła, Granger; wciąż byłaś pod moją skórą. Opieranie się tobie byłoby bezsensowne i… autodestrukcyjne.

Hermiona mruknęła cicho za zaciśniętymi ustami, a on pomyślał, że mogła się nawet uśmiechnąć. 

— Też za tobą tęskniłam, Draco.

***

Hermiona zasnęła chwilę później, otoczona jego ramionami i ciepłem ciała, oddychając cicho tuż przy jego piersi. Sądząc po barwie nieba, Draco domyślił się, że było już popołudnie, a godziny mijały dość szybko, biorąc pod uwagę, że nawet się nie ruszał. Próbował zasnąć wraz z nią, ale jego umysł był zbyt zajęty nieustannymi myślami; o jego rodzicach, wojnie, Hermionie i jego miejscu wśród tego wszystkiego. Jedynym wnioskiem, do jakiego zdołał dojść, było to, że był dogłębnie zakochany w Granger, wręcz do tego stopnia, że fakt ten bił na głowę inne czynniki, czyniąc je niewyraźnymi i nieistotnymi.

Tak, kochał ją i zdawał sobie sprawę, że czuł to od dłuższego czasu, niż chciał przyznać.

Czuł się tak wrażliwym i jednocześnie umocnionym na duchu, a kiedy jego umysł meandrował gdzieś pomiędzy spokojem a szaleństwem, oznaczało to, że pełną winę za taki stan rzeczy ponosiła miłość.

Nie było sensu dalej łudzić się i temu zaprzeczać. W końcu sam jej to powiedział; wymamrotał do niej te słowa ich ostatniej wspólnej nocy, kiedy spała, a fakt, że była wtedy nieprzytomna, niezbyt wpływał na to wyznanie. Draco wiedział, że słowa zawsze wydawały mu się takie kruche i szorstkie, kiedy starał się wyrazić nimi swoją duszę, i miał nadzieję, że jego działania wystarczą. I właśnie to było najlepszą cechą Granger; bo wiedział, że sama nigdy by go o to nie poprosiła.

Musiała spać już od około czterech godzin, kiedy rozległo się nagłe pukanie do drzwi, a w gardle Draco zahuczał niezadowolony warkot. Chłopak zignorował to, wiedząc, że to pewnie Potter lub Weasley w końcu przybyli, by zburzyć ich spokój. A on miał zamiar odwlekać ich spotkanie z Hermioną tak długo, jak będzie to możliwe.

— Draco — powiedziała przyciszonym głosem Tonks, stojąca po drugiej stronie. — Draco, to ja. Podejdź do drzwi.

— Kurwa, zajebiście — syknął, przesuwając się ostrożnie, by mieć pewność, że Granger pozostanie ułożona wygodnie na łóżku, gdy od niej odejdzie. Uchylił drzwi i przeszył swoją kuzynkę wściekłym spojrzeniem. — Czy nie mogę mieć od ciebie choć chwili przerwy, kobieto?

— Wiesz, że grzecznym jest, by jednak odpowiadać na pukanie…

— Czy masz mnie za kogoś, kto wygląda na grzecznego? — odparł. — Tak czy inaczej, myślałem, że możesz być Potterem albo Weasleyem.

— Cóż, wydaje mi się, że Luna mogła podać Ronowi i Harry'emu trochę za dużo Eliksiru Słodkiego Snu — powiedziała Tonks. — Oboje wciąż śpią jak zabici.

— Dopóki nie muszę widzieć ich na oczy, to mnie to nie obchodzi.

— Jak miewa się Hermiona? — zapytała, ignorując jego komentarz. — Czy już się obudziła?

— Obudziła się, a teraz znowu śpi.

— Cóż, nie słyszałam żadnego krzyku, a ty nadal jesteś w jednym kawałku — zauważyła z małym uśmiechem. — Zakładam, że cię pamiętała?

— Jej pamięć wydaje się być w porządku.

— Widzisz, miałam rację. Mówiłam ci, że nie będzie miała problemów z pamięcią…

— Gratulacje — powiedział szyderczo Draco. — Zaraz zacznę sklejać ci za to medal.

— Och, zamknij się. Czy wszystko właściwie się goi? Czy ona czuje się dobrze?

Spuścił wzrok i zmarszczył brwi, patrząc na podłogę. 

— Ma problemy z nogami. Powiedziała, że ich praktycznie ​​nie czuje. Użyła na to jakiegoś słowa, ale nie do końca pamiętam, jak ono brzmiało.... neura… neuracośtam.

— Neuropraksja?

— Myślę, że to mogło być to.

— To mugolskie określenie — wyjaśniła. — Prawdopodobnie znasz to lepiej jako blokadę kończyn. To dość powszechny efekt uboczny Cruciatusa.

— Tak, brzmi znajomo — skinął głową. — Więc to nie problem?

— Mam na to eliksir i za tydzień lub dwa będzie mogła chodzić w pełni sprawnie, choć prawdopodobnie brałabym pod uwagę ten bardziej odległy termin, biorąc pod uwagę jej obrażenia. Do tego czasu będzie potrzebować pomocy w poruszaniu się…

—  Czy nie byłoby lepiej, gdyby po prostu została w łóżku?

— Nie, lepiej być aktywnym; ruch pomaga eliksirowi rozprzestrzenić się w organizmie — powiedziała. — Hermiona i tak nie chciałaby być przykuta do łóżka… To by doprowadziło ją do szaleństwa.

Draco wydał z siebie cichy pomruk zgody. 

— Więc gdzie ten eliksir?

— W twoim pokoju, w szafce. Muszę ją zbadać i upewnić się, że ma jedynie blokadę kończyn, a nie coś poważniejszego…

— Poważniejszego? — powtórzył. — Co masz na myśli?

— Będę musiała upewnić się, że nie jest to nic gorszego, jak na przykład paraliż — powiedziała mu. — Jestem pewna, że to nic strasznego, jednak muszę ją zbadać, zanim cokolwiek jej podam. Dlaczego nie pójdziesz po coś do jedzenia? Na dole i tak jest ktoś, kto chce się z tobą zobaczyć…

— Nie, chcę…

— Draco? — zawołał Hermiona z sypialni. — Dlaczego jesteś na zewnątrz? Czy ja słyszałam Tonks?

Sapiąc z irytacji i rzucając swojej kuzynce ostre spojrzenie, Draco chwycił za klamkę i wrócił do środka, a Tonks praktycznie przepchała się obok, by dostać się do Hermiony. Chłopak zatrzymał się w połowie pokoju, niezręcznie obserwując przytulające się czarownice i czując się trochę nie na miejscu. To była chwila, której się obawiał; moment, w którym ludzie zaczynali z powrotem wkradać się w jej życie i to go niepokoiło.

Ci ludzie byli stałymi bywalcami w jej świecie, podczas gdy on sam znajdował się raczej na obrzeżach ich małego klanu, głównie z wyboru, ale częściowo też dlatego, że nie podzielał ich doświadczeń, a problem z zaufaniem był u niego dość oczywistą kwestią. Od początku ich związku, on i Granger nigdy nie przebywali razem wśród innych ludzi, zawsze zagubieni we własnej sieci sekretów gdzieś w wielkim Hogwarcie. Zaczął zastanawiać się, czy powrót ludzi do jej życia może mieć na nią jakiś istotny wpływ.

Czy Hermiona da się zwieść opinii o nim, którą usłyszy od innych? Czy ich negatywne podejście i wrogie komentarze tylko ich obciążą? Czy dziewczyna zda sobie sprawę, że była dla niego zbyt... czysta?

I jakby mogła czytać w jego myślach, spojrzała mu w oczy ponad ramieniem Tonks, by obdarzyć go szczerym uśmiechem, na który on odpowiedział jedynie sztywnym skinieniem głowy. Szybko jednak uznał, że być może był jej winien więcej niż to. Była praktycznie idealna, prawda? Może i uparta, zawzięta i najwyraźniej tak bardzo po jego stronie, jak tylko mogła. Jednak wątpliwości nadal go dręczyły.

— Jak się czujesz, Hermiono? — zapytała Tonks.

— Nic mi nie jest.

— Naprawdę?

— Naprawdę — westchnęła. — Jestem trochę obolała, ale jest to do zniesienia i wiem, że w końcu minie…

— Granger, powiedz jej — wtrącił się Draco. — Nie możesz chodzić.

Zmarszczyła brwi, jakby żałowała, że ten problem w ogóle istnieje. 

— Tak… moje nogi są jakby zdrętwiałe. Myślę, że mogę mieć lekko uszkodzone nerwy lub coś takiego.

— Zdrętwiałe kończyny, tak? Muszę cię zbadać — mruknęła Tonks, zanim odwróciła głowę, by zwrócić się do blondyna. — Draco, dlaczego nie pójdziesz i nie weźmiesz sobie czegoś do jedzenia…

— Nie jestem głodny — warknął tonem ostrzejszym, niż zamierzał. — Nie rozumiem, dlaczego miałbym stąd wyjść...

— Muszę się skoncentrować, a bez ciebie będzie mi łatwiej — stwierdziła. — W każdym razie mówiłam ci, że na dole jest ktoś…

— Mam to w dupie…

— Draco, w porządku — wydyszała cicho Hermiona, a jej ton natychmiast stał się kojący. — Jestem głodna, więc i tak sama również zejdę później po jedzenie. To nie potrwa długo.

Wygięła lekko usta, ale jej oczy był spokojne, prawie błagająca, by posłuchał, i tylko dlatego ustąpił. Jego wargi drgnęły z frustracji i rzucił Tonks ostry grymas, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Prawdę mówiąc, jego kuzynka aż tak bardzo mu nie przeszkadzała. Czasami mogła go irytować, ale miał wrażenie, że należała do nielicznych, którzy nie sprzeciwiali się głośno jego obecności w życiu Granger. Niechętnie przyznał, że kilku sojuszników mogło mu w obecnych okolicznościach tylko pomóc. Merlin wiedział dlaczego, ale wyglądało na to, że się do niego przekonała, a on zamierzał to wykorzystać.

To właśnie sposób, w jaki Tonks nalegała, by wyszedł z pokoju, go irytował. Spędził ledwie dzień, ponownie jednocząc się z Granger, a już został odepchnięty na bok. Potter, Weasley, Lovegood i każdy inny nieznośny idiota chcieliby spędzić z nią czas, a myśl, że musiał rywalizować o każdą chwile w jej towarzystwie, bardzo mu się nie podobała. Zaciskając szczękę, decydując, że może rozważyć to później, po czym, skierował się do kuchni i przewrócił oczami, gdy dostrzegł przy stole znajomą twarz, tuż obok Blaise'a.

— Ja pierdole…

— Oto i on — uśmiechnął się Teo. — Jak się miewasz, słoneczko? Wyglądasz jak gówno…

— Co ty tu do diabła robisz?

— Tonks wróciła do Andromedy po dziecko i wzięła mnie ze sobą — wyjaśnił. — Wiesz, ty i Blaise jesteście tacy wyjątkowi. Nie było mnie może dziesięć minut, bo wyszedłem zrobić pranie i najwyraźniej w tym czasie w końcu zaczęło się coś dziać…

— To nie było zabawne, Teo — wymamrotał Blaise zmęczonym tonem.

— Może nie, ale to była najlepsza rozrywka, jaką mieliśmy w tym cholernym domu chyba od wieków — odpowiedział. — Boję się iść do kibla w obawie, że znowu przegapię coś interesującego…

— Merlinie, jesteś takim frajerem…

— Podobno.

Blaise potrząsnął głową i uważnie przyjrzał się Draco. 

— Czy z Granger w porządku?

— Czy naprawdę cię to obchodzi?

— Oczywiście, że tak — prychnął. — Widziałem, jak bardzo była ranna, więc po prostu pytam.

Draco zacisnął szczękę i usiadł przy stole, uważnie przyglądając się swoim dwóm towarzyszom, zanim w końcu się odezwał. 

— Nie jest w stanie normalnie chodzić — powiedział powoli, zachowując spokojny i stoicki wyraz twarzy. — Uważa, że ​​może mieć blokadę kończyny. To raczej jedynie tymczasowe, ale Tonks ją jeszcze teraz bada.

Blaise potarł podbródek. 

— Mogło być gorzej, mordo…

— Można było tego, kurwa, uniknąć — warknął zaciekle. — Chcę wiedzieć, dlaczego do cholery Weasley mówił, że to jego wina.

— Ach tak, Łasic — zauważył Teo. — Intryga się zagęszcza. Już zarezerwowałem sobie miejsce w pierwszym rzędzie na to starcie.

— Dobrze, możesz go dla mnie przytrzymać.

— Brzmi fajnie — zażartował Teo, a Draco nie mógł powstrzymać krótkiego uśmieszku. — Spranie dupska Rudemu brzmi niemal terapeutycznie.

— Czy Granger i Weasley nie mieli jakiejś wspólnej przeszłości? — zapytał Blaise.

— Mieli — podkreślił Draco. — Ale teraz nie ma to już znaczenia.

— Być może nie dla ciebie i Granger, ale sądząc po wczorajszym zachowaniu Weasleya, kiedy cię od niej odciągnął, gość nadal może wierzyć…

— Typ może sobie wierzyć w cokolwiek zechce — warknął Draco. — Dobrze wiem, na czym stoję i z przyjemnością wyjaśnię Weasleyowi, gdzie jest jego miejsce.

Nagle drzwi się otworzyły, a ich głowy podniosły się do góry. Draco nie mógł powstrzymać chęci przewrócenia oczami, gdy do pomieszczenia weszła Luna, z tym zwykłym nieświadomym wyrazem twarzy, nieco zaburzonym przez gojącą się ranę na wardze i kilku siniakach rozsianych tu i ówdzie na policzkach. Dziewczyna zajęła miejsce obok Blaise'a i niewinnie cmoknęła go w policzek, najwyraźniej ignorująca Draco i Teo, dopóki nie odchyliła się na krześle i nie spojrzała na nich bez wyrazu.

— Gdzie byłaś? — zapytał Blaise.

— Poszłam zobaczyć, czy Harry i Ron już wstali, ale oboje nadal śpią.

— Do diabła, Lovegood — powiedział Teo. — Musiałaś podać im chyba porcję eliksiru zdolną znokautować kilka górskich trolli.

— Mogłam trochę przeszacować proporcje — wzruszyła ramionami, przenosząc wzrok na Draco. — Jak się miewa Hermiona?

— Obudziła się — odpowiedział. — Powiedziała, że ​​za chwilę zejdzie po coś do jedzenia.

— Więc Granger będzie z nami jadła? — zapytał Teo, unosząc zaintrygowaną brew. — To będzie interesujące.

Niski warkot zagrzmiał za zębami Draco. 

— Jeżeli powiesz choć jedno słowo nie na miejscu, to przysięgam Nott, że…

— Spokojnie, blondasku — przerwał mu z skorumpowanym uśmiechem. — Nie będę chujem dla twojej dziewczyny. Zastanawiam się tylko, jak ona zareaguje na nasze towarzystwo. Ostatnim razem, gdy widziałem Granger na oczy, robiłem sobie z niej jaja na eliksirach. A teraz, mając pod ręką ciebie, to może być warte zastanowienia.

— Nie sądzę, żebyście byli jacyś straszni — powiedziała Luna. — Nie czułam się nieswojo, kiedy po raz pierwszy spotkałam was w domu Andromedy.

— Prawdę mówiąc, Lovegood, moglibyśmy wepchnąć cię do pokoju ze wszystkimi rasami smoków, stadem centaurów i dwudziestoma wkurzonymi wilami, a ty prawdopodobnie nadal próbowałabyś zaprzyjaźnić się z nimi wszystkimi, serwując babeczki i sok z dyni…

— Zważaj na słowa, Teo — warknął Blaise, choć Luna nie wydawała się być poruszona tą uwagą.

— Słuchaj, mówię tylko, że to będzie dziwne — wymamrotał. — I stanie się o wiele gorsze, kiedy Potter i Weasley w końcu się obudzą. Chyba nadal mogę być dupkiem dla tych dzbanów, prawda? Millicenta raczej nie bzyka się sekretnie z Potterem, ani nic takiego?

— Na litość Merlina — jęknął Blaise. — Czy to naprawdę było konieczne?

— Czyżbym wywołał niepokojące wizje?

— Nie obchodzi mnie, co powiesz Potterowi i Weasleyowi — powiedział Draco, posyłając Teo porozumiewawczy uśmieszek. — Baw się dobrze. Tylko nie…

— Nie bądź kutasem dla Granger — dokończył za niego. — Tak, tak. Rozumiem.

— Wiesz, mógłbyś po prostu spróbować być miły w stosunku do Harry'ego i Rona — zasugerowała miękko Luna, a trzy pary cynicznych oczu natychmiast wylądowały na niej. — A przynajmniej nie prowokuj ich.

— Słucham? — zadrwił wyniośle Teo. — Nie mam pojęcia, co właśnie powiedziałaś. Potok słów, które nie miały żadnego sensu.

— Nienawidzę zgadzać się z Teo, ale pokładasz w tym zbyt dużo nadziei, Luno — mruknął Blaise. — Ich wspólna przeszłość jest zbyt skomplikowana i ta kłótnia jest raczej nieunikniona.

— I to nie tak, że Potter i Weasley będą dla nas mili — zmarszczył brwi Draco. — Do diabła, założę się, że Weasley już zanotował sobie obelgi na wypadek, gdyby o nich zapomniał.

— Po prostu myślę, że byłoby miło, gdyby wszyscy w końcu się dogadali — wyszeptała delikatnym głosem, mierząc Draco znaczącym spojrzeniem. — I sądzę, że Hermiona również by tego chciała.

Teo prychnął. 

— A ja chciałbym spędzić bardzo niegrzeczny weekend z bliźniaczkami Patil, ale to też nigdy się nie spełni.

***

Hermiona zakrztusiła się mdłym i gęstym eliksirem, który wpłynął jej do gardła i wylądował w żołądku niczym grudka mokrego cementu.

— Ależ to paskudne — wykrztusiła, oddając pustą fiolkę Tonks. — Smakuje jak spleśniała owsianka.

— To znaczy, że to ten właściwy — wzruszyła ramionami Tonks, śmiejąc się lekko z grymasu Hermiony. — Dajmy mu minutę, żeby zadziałał, i zobaczymy, czy zdołasz oprzeć choć część swojego ciężaru na nogach, dobrze?

— Dobrze — zgodziła się. — Więc muszę to pić codziennie?

— Tak, dopóki nie odzyskasz władzy w nogach. Każda dawka będzie przywracać trochę więcej czucia. Za kilka tygodni wszystko powinno być już w porządku.

— Kilka tygodni? Czy nie da się tego przyspieszyć, czy…

— Hermiono, wiem, że chcesz być aktywna, ale potrzebujesz odpoczynku — powiedziała powoli Tonks. — To może trwać nawet tydzień, jeśli będziesz mieć szczęście, ale twoje ciało przeszło przez istne piekło…

— Ale już czuję się lepiej…

— To, że metody leczenia czarodziejów są szybsze niż metody mugoli, nie oznacza, że jesteś całkowicie zdrowa. Poświęć trochę czasu na regenerację.

Opuszczając ramiona z wyrazem porażki, Hermiona westchnęła i niechętnie pokiwała głową. 

— Dobrze, ale czy wiesz, gdzie jest moja torba? Mogłabym przynajmniej poszukać trochę więcej informacji.

— Twoja torba i ubrania, które miałaś na sobie, są w dolnej szufladzie — wyjaśniła, wskazując na komodę w rogu pokoju. — Chociaż w sumie, muszę ci je najpierw uprać.

— Pozwól mi najpierw na nie spojrzeć. Jestem pewna, że miałam w kieszeniach kilka rzeczy, które powinnam posortować.

— W porządku.

— Więc… — szepnęła Hermiona, jej usta wykrzywiły się w pełnym zachwytu uśmiechu. — Gratulacje! Jak to jest być mamą?

— Cudownie — odpowiedziała bez wahania Tonks. — To znaczy, od jego narodzin praktycznie nie miałam okazji się wyspać, ale nie obchodzi mnie to. Jest doskonały. Nazwaliśmy go po tacie; Teddy.

— Gdzie on teraz jest? Czy mogę go zobaczyć?

— Remus się nim zajmuje. Sądzę, że właśnie oboje drzemią, ale możesz go zobaczyć, kiedy się obudzi. Chcę, żeby Harry też go zobaczył. Zdecydowaliśmy, że Harry powinien być jego ojcem chrzestnym. Nadal śpi, więc jeszcze nie miała okazji mu o tym powiedzieć.

— Och, założę się, że Harry będzie taki wzruszony. I nie było problemów przez krew wilkołaka?

— Nie, odziedziczył moją zdolność metamorfomagii. Jego włosy zaczęły zmieniać kolor mniej więcej godzinę po urodzeniu. Remus poczuł taką ulgę.

— Tak się cieszę waszym szczęściem — powiedziała szczerze Hermiona, praktycznie promieniejąc. — Kiedy Draco mi o tym powiedział… tak miło było usłyszeć jakieś dobre wieści.

Tonks potarła usta w zamyśleniu. 

— Dlaczego nie powiedziałaś mi o Draco?

Nagłość tego pytania sprawiła, że Hermionę na chwilę wręcz zamurowało. 

— Cóż… ponieważ nazwałabyś mnie wariatką, a potem próbowałabyś sprawić, bym czuła się winna.

— Hermiono…

— W porządku, to może lekka przesada, ale z pewnością pomyślałabyś, że trochę mi odbiło.

Tonks zachichotała. 

— Myślę, że większości z nas trochę odbiło. Ale dobrze, rozumiem twój punkt widzenia.

— Wiesz, myślałam o tym. Kiedy odwiedziłam cię w Hogsmeade, prawie ci o tym powiedziałam, ale istniały też inne czynniki, które musiałam wziąć pod uwagę.

— Na przykład?

— Cóż, nie sądzę, żebym mogła ci powiedzieć, jakim sposobem Draco znalazł się w Hogwarcie — odparła z namysłem Hermiona. — To może zagrozić komuś innemu.

— W porządku — przytaknęła Tonks. — Mama powiedziała, że on sam również był dość ogólnikowy, więc doszliśmy do wniosku, że jest w to zamieszana jeszcze inna strona, która chciałaby pozostać anonimowa. Szczegóły tak naprawdę nie są ważne.

— Więc… nie sądzisz, że jestem zła? To znaczy, nie winisz mnie za mój związek z Draco?

— Cóż, przyznam, że na początku niespecjalnie w to wierzyłam, ale moja mama opowiedziała mi, jaki jest, kiedy z nią zamieszkał. No i sama byłam świadkiem kilku rzeczy.

— Co masz na myśli?

— Jak wczoraj, kiedy zobaczył cię ranną — wyjaśniła. — Albo jak wtedy, gdy powiedziałam mu, że jesteś w Dworze Malfoyów. Jego reakcje były tak wymowne… Ani trochę nie wątpię, że cię kocha.

Hermiona pochyliła głowę i uśmiechnęła się nieśmiało do siebie, ciesząc się uczuciem ciepła, które nabrzmiewało w jej piersi. 

— Dziękuję — wymamrotała. — Za zrozumienie.

— Nie zrozum mnie źle, nadal nie do końca mu ufam — powiedziała ostrożnie Tonks. — Ale trzeba trochę jaj, żeby zrobić to, co zrobił. Sprzeciwił się swojej rodzinie i Sama-Wiesz-Komu, a to wystarczający powód, abym dała mu szansę. To musiała być piekielnie trudna decyzja, by uciec i zostawić wszystko, co znasz, a potem jeszcze zaufać ludziom, którzy niegdyś byli twoimi wrogami.

— Mam nadzieję, że Harry i Ron również zobaczą to w ten sposób — przyznała. — Draco wspomniał, że jest tutaj Blaise Zabini. Czy to prawda?

— Tak, i Teo Nott też. Uciekli wraz z kilkoma innymi Ślizgonami i zostali pod opieką mojej mamy. Nazywamy ich „Oświeconymi”, ale tylko nieliczni z Zakonu o nich wiedzą. Lovegoodowie, Remus, ja, McGonagall, i tak naprawdę to by było na tyle. Bezpieczniej było zachować to w jak największej tajemnicy.

— A jak Harry i Ron zareagowali na ich obecność tutaj?

— Luna podała im Eliksir Słodkiego Snu i jeszcze się nie obudzili — wyjaśniła. — Ale kiedy już wstaną, będą musieli nauczyć się być wobec siebie uprzejmi. Powiedziałam już o tym Teo i Blaise'owi: nie będę tolerować żadnych niedorzecznych kłótni w moim domu.

— To zrozumiałe — zgodziła się Hermiona, nucąc pod nosem. — Wiesz, uważam to za dość… pocieszające, tak na pewien sposób. Że niektórzy ze Ślizgonów uciekli.

— Nadal są dość oschli i zdystansowani — zachichotała Tonks. — W szczególności Teo, ale to nie są źli ludzie. Po prostu bywają trochę niezrozumiani przez to, że urodzili się w niewłaściwym środowisku.

Hermiona poczuła dziwne ukłucie w żołądku; nerwy i lęk, gdy rozważała spotkanie z Blaise'em i Teo. Nie tak dawno temu ona i dwoje wyżej wspomnianych Ślizgonów mijali się na korytarzach Hogwartu z kwaśnymi spojrzeniami, mamrocząc pod nosem przekleństwa, ale teraz było inaczej, prawda?

— Dobrze — powiedziała, zsuwając z siebie koce. — Sprawdźmy, czy moje nogi zadziałają choć trochę lepiej.

***

Draco zabębnił opuszkami palców o stół i poruszył się na swoim miejscu; na wpół wzburzony i na wpół niespokojny, gdy jego oczy po raz trzynasty w ciągu dwudziestu minut wróciły do ​​drzwi. Robiąc niecierpliwy wydech, który aż poruszył jego grzywką, zdecydował, że da sobie jeszcze pięć minut, zanim pójdzie zobaczyć, co tak długo zajmuje Granger i Tonks. Uznał, że przyniesie ją tutaj we własnych ramionach, jeśli tylko będzie musiał.

— Draco — zawołała Luna.

— Co? — warknął zirytowany, jednak ona nie wydawała się tym urażona.

— Czy chcesz może herbaty?

— Nie.

— Jesteś pewny? — zapytała, wstając ze swojego miejsca. — Może trochę herbaty ziołowej sprawi, że będziesz mniej…

— Wredny — zapewnił Teo. — Czyżby to ta pora w miesiącu, mordo?

Jakakolwiek riposta, którą Draco zamierzał z siebie wypluć, uschła na czubku jego języka, kiedy drzwi się otworzyły, a Granger weszła do pomieszczenia. Jej kroki były niestabilne, gdy opierała się na ramieniu Tonks, próbując zachować równowagę. Chodzenie sprawiało jej wyraźną trudność, gdy oddech był nieco utrudniony, a policzki lekko zarumienione z wysiłku, ale jak można było przewidzieć, nie wyglądała na całkowicie pokonaną. Draco wstał gwałtownie w chwili, gdy Hermiona zauważyła Lovegood. Gryfonka oderwała się od Tonks, by praktycznie rzucić się na blond czarownicę w szaleńczo nieskoordynowanym uścisku, który prawie zwalił blondynkę z nóg.

— Luna — wydyszała Hermiona. — Och, jak dobrze cię widzieć.

— Witaj, Hermiono — odpowiedziała pogodnie dziewczyna. — Ciebie też miło widzieć.

— Słyszałam, że byłaś w Dworze Malfoyów. Czy wszystko w porządku?

— Bardzo dobrze, dziękuję, ale nie jestem pewna, czy zdołam utrzymać cię tak dłużej.

Draco odepchnął lekko Tonks od boku Granger, chwytając dziewczynę za łokieć, oplatając ramieniem jej talię i przyciągając ją do siebie, aż oparła na nim cały swój ciężar. Poprowadził ją w stronę stołu, zacieśniając swój uścisk, kiedy się potknęła, i pozwalając jej splatać swoje palce z jego, mimo nieuniknionej świadomości, że wszyscy w pomieszczeniu uważnie im się przyglądali.

— W porządku? — zapytał niskim tonem, żeby nikt inny nie usłyszał.

— Nic mi nie jest — odpowiedziała uparcie.

Posadził ją na wolnym krześle, po czym sam usiadł obok, przyglądając się jej uważnie spod przymrużonych powiek, próbując określić jej nastawienie, gdy ostrożnie zerkała na Blaise'a i Teo. Widział, że była niespokojna, ale wyzywająco wygięła usta, co mówiło mu, że sama poradzi sobie z sytuacją, jednak w tajemnicy i tak subtelnie ścisnął jej kolano pod stołem.

Hermiona przerwała przypadkowy kontakt wzrokowy, który nawiązała z Blaise'em, skupiając uwagę na swoich kolanach i wyciągając ręce na stole, by nerwowo spleść ze sobą dłonie. Wszyscy czuli i słyszeli, jak napięta cisza w pokoju gęstnieje, a kiedy Hermiona uniosła podbródek, by ustalić dlaczego, każda para oczu zdawała się być skupiona na jednej rzeczy. Podążyła za ich spojrzeniami do brzydkiej blizny złożonej z nierównych liter wyrytych na jej przedramieniu.

Szlama.

Szybko ściągnęła w dół rękaw swojego swetra, by ukryć znamię, ale słowo unosiło się w powietrzu nad nimi i nawet mina Luny wydawała się być poważna pod jego ciężarem. Pomimo uszkodzenia nerwów w nogach, Hermiona czuła, jak zacisk paznokci Draco wgniata skórę jej uda przez dżinsy i było to dziwnie pocieszające.

— Przepraszam — wymamrotała, czując potrzebę przerwania nieznośnej ciszy.

— Nie masz za co przepraszać, Hermiono — powiedziała surowo Tonks. — A już na pewno nie za to.

— Do diabła, Tonks — skomentował Teo. — Musiałaś odwalić naprawdę gównianą robotę ze swoimi zaklęciami leczniczymi...

— Zaklęcia lecznicze na to nie zadziałają — wtrącił Blaise, patrząc prosto na Hermionę. — Rozpoznaję tę klątwę. Zniknie ona dopiero, gdy osoba, która ją rzuciła, umrze.

— Och — mruknęła, nie wiedząc jak inaczej mogłaby na to zareagować. — Cóż, um… dziękuję. Nie wiedziałam o tym, więc… tak, dziękuję. Przynajmniej teraz mogę próbować to zbadać.

Blaise odpowiedział jej lekkim skinieniem głowy i wszyscy znów zamilkli na chwilę, aż Teo odchrząknął.

— Więc… — wycedził powoli. — Ostatnio całkiem dopisuje nam pogoda…

Blaise prychnął.

— Dopisuje nam pogoda? — powtórzył szyderczo. — Co do cholery…

— Cóż, przynajmniej, kurwa, coś powiedziałem.

— I myślałeś, że pogoda będzie odpowiednim tematem?

— Hej, radzę sobie lepiej niż wtedy, gdy spotkaliśmy Lovegood u Andromedy — odparł obronnym tonem.

— To prawda — zgodziła się Luna. — Z chęcią porozmawiałabym z tobą o pogodzie, Teo.

— Widzisz, Lovegood się ze mną zgadza. Co byś wolał? „Cześć, Granger. Pamiętasz mnie? Nienawidziłem cię w Hogwarcie, ale zacznijmy swoją znajomość od nowa, bo pieprzysz się z moim kumplem.”

Draco warknął. 

— Kurwa ostrzegałem cię, Nott…

— W porządku, Draco — przerwała mu Hermiona. — Nie powinni obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Wolałabym, żeby byli szczerzy.

— Granger…

— Nie, Draco — upierała się, posyłając mu surowe spojrzenie. — Zdaję sobie sprawę, że w przeszłości nasze stosunki bywały… trudne i byłoby łatwiej, gdyby sytuacja stała się otwarte…

— Więc zachęcasz ich, by zachowywali się jak dupki? — warknął, marszcząc brwi. — Tak, to genialny pomysł…

— Nie zachęcam ich do niczego, ale wolałabym żeby nie udawali, że interesują się cholerną pogodą…

— Nigdy nie powiedziałem, że powinniśmy rozmawiać o cholernej pogodzie! — jęknął, nie zwracając uwagi na innych obecnych w pomieszczeniu i na ich niezręcznie spojrzenia.

— Cóż, więc niech po prostu powiedzą, czego chcą, a ja się tym zajmę! — sapnęła. — Na Godryka, Draco, jestem dużą dziewczynką…

— Cóż, wybacz mi, że próbowałem cię uratować przed obrazą…

— Mało prawdopodobne, że powiedzą coś, czego wcześniej nie słyszałam! I prawdopodobnie sam nazywałeś mnie w Hogwarcie o wiele gorzej, niż Teo i Blaise razem wzięci!

— To nieistotne…

— To jest całkowicie istotne!

— Pierdolenie…

— I nie przezwyciężymy tego, rozmawiając o pogodzie…

— Przestań wspominać o tej cholernej pogodzie!

— Przezwyciężymy to, będąc szczerzy…

— Okoliczności są zupełnie inne! — krzyknął. — Na duszę Salazara, nawet chora, nadal jesteś kłótliwym wrzodem na dupie...

— A ty niepoprawnym palantem!

Ich spór mógłby trwać dalej, gdyby Luna nie odciągnęła krzesła od stołu, a ostry, zgrzytliwy dźwięk metalowych nóg o deski podłogowe nie wyrwałby Hermiony z tej gorączkowej konwersacji. I wtedy znów poczuła, że spoczywa na niej zbyt wiele par oczu. Ciepły rumieniec wkradł się na jej policzki i nerwowo założyła zabłąkany lok za ucho, obserwując Draco spod rzęs, gdy blondyn poruszał ramionami i zaciskał zęby z poruszeniem. Jednak na jego ustach było ledwo widoczne, rozbawione drgnięcie i Hermiona stłumiła chęć uśmiechu. Za tym tęskniła najbardziej; ich nieszkodliwymi kłótniami, które zawsze pozostawiały w niej to drżące uczucie pomiędzy radością i frustracją, ostatecznie całkiem satysfakcjonujące.

— Okej — wypalił Teo, przerywając kolejną chwilę ciszy. — Czy ktoś inny próbuje zdecydować, czy było to dla niego niekomfortowe czy ekscytujące, czy to tylko ja?

— Na litość Merlina, Teo! — skarciła go Tonks. — Co do diabła jest z tobą nie tak? Nie masz najmniejszego pojęcia o przyzwoitości?

— Co? Granger powiedziała, że ​​chciałaby, żebyśmy byli szczerzy!

Draco dzieliło zaledwie uderzenia serca od rzucenia się przez stół i dania swojemu koledze w ryj, ale powstrzymał go cichy dźwięk z boku. Kiedy spojrzał na Granger, jej usta wyginały się w uśmiechu, ciało lekko wibrowało, a jej nos był naznaczony uroczymi zmarszczkami, gdy zaczęła chichotać. Uniósł zdziwioną brew, ale sam również się uśmiechnął jeszcze zanim zdążył się powstrzymać. Atmosfera natychmiast stała się nieco lżejsza.

— Przepraszam — powiedziała Hermiona, gdy jej chichot ucichł. — Nie wiem dlaczego, ale uznałam to za zabawne.

— Nie jestem zaskoczony — wzruszył z zadowoleniem Teo. — Jestem przezabawny.

Blaise chrząknął i potrząsnął głową. 

— Twój humor raczej nie wszystkim przypada do gustu.

— Chyba twoja twarz nie wszystkim przypada do gustu.

Chichot Hermiony powrócił i z roztargnieniem zaczęła rozmyślać, kiedy ostatnio aż tak się śmiała; kiedy w przeciągu minionych miesięcy mogła pozwolić sobie na kilka skradzionych chwil, by po prostu czuć się nastolatką bez ciężaru wojny balansującego na jej ramionach. Zauważyła, jak ręka Draco wraca na jej kolano i sięgnęła w dół, by splątać ze sobą ich palce, przez chwilę napotykając oczy chłopaka, by pokazać, że czuła się w tej sytuacji rzeczywiście zrelaksowana.

Reszta wieczoru minęła wypełniona wieloma chwilami napiętej ciszy i okazjonalnymi rozmowami, ale nie przeszkadzało jej to aż tak bardzo. Oczekiwanie natychmiastowego poczucia więzi z Blaise'em i Teo byłoby zbyt optymistyczne, ale nie pojawiały się żadne złośliwości ani ataki słowne, mające sprawić jej dyskomfort. Uznała, że ​​to całkiem niezły koniec dnia.

***

— Draco?

— Hm.

— Śpisz?

— Jak widać, nie.

Obróciła się na łóżku twarzą do niego. 

— Czy kiedykolwiek czytałeś Teorię skręconego czasu Virginii Fairhart?

— Czy i tak zamierzasz mi o tym opowiedzieć nawet jeśli powiem tak?

— Tak.

Westchnął i otworzył oczy. 

— Nie, ale pamiętam, że widziałem tę książkę bibliotece. O co chodzi?

— Cóż, wysnuła teorię, że ponieważ czas da się zmienić i oszukać za pomocą zmieniacza czasu, to możliwe jest istnienie nieskończonych wszechświatów poza wymiarem,  w którym istniejemy, ze zmiennymi warunkami, które są wręcz nieograniczone pod względem swoich różnic. Mugole mają podobną teorię, zwana teorią wieloświata…

— Granger, jest już po północy — przerwał. — Masz jakiś cel w tym swoim małym wykładzie?

Hermiona zawahała się. 

— Cóż… myślisz, że to możliwe, że gdzieś istnieje wszechświat, w którym nie ma wojny, a w którym mimo wszystko skończyliśmy razem bez tego… chaosu?

Jego brwi uniosły się ze zdumienia, gdy spojrzał na nią, ich czoła zetknęły się ze sobą. 

— Ale to nie bylibyśmy my — powiedział. — Bylibyśmy po prostu lustrzanymi odbiciami…

— Ale kto może powiedzieć, że właśnie teraz nie jesteśmy lustrzanymi odbiciami? — kłóciła się. — A jeśli to nie my jesteśmy ci prawdziwi?

Draco przesunął palcami po jej ramieniu, następnie wzdłuż talii, a potem zatrzymał się przy jej biodrze, zataczając tam powolne kręgi.

— To chyba wydaje się prawdziwe, czyż nie?

Nie odpowiedziała; po prostu przechyliła głowę, by musnąć jego usta w szybkim pocałunku, zanim wtuliła się trochę mocniej w jego ramiona. 

— Zastanawiam się, czy istnieje wszechświat, w którym ty, Ron i Harry dobrze się dogadujecie.

— Z pewnością nie — mruknął. — Jestem przekonany, że wszystkie możliwe wersje mnie uznałyby, że Potter i Weasley to palanty.

Westchnęła i wymamrotała coś niezrozumiałego w jego pierś, a on pozostawił to bez komentarza. Słyszał zmęczenie w jej oddechu, a jej westchnienia na jego obojczyku w ciągu kilku minut stały się ciężkie i senne.

***

Obudził się nagle; zimny pot rozlał się po jego czole, a przeszywający chłód zakiełkował u podstawy kręgosłupa. Jego serce szalało w klatce piersiowej i w dziwnym momencie paranoi sprawdził, czy Granger aby na pewno jest u jego boku. Oczywiście była. Leżała zwrócona do niego plecami, z niesfornymi lokami rozsypanymi na poduszce, spała mocno i cicho jęknęła, gdy on zmienił swoją pozycję w łóżku.

Nie mógł być niczego pewien, ale miał blade przeczucie, że śnił o swojej matce. Poczuł się zestresowany , gdy usiadł i odgarnął wilgotne kosmyki włosów z twarzy. Próbował przypomnieć sobie coś namacalnego ze swojego snu, czując z jakiegoś powodu, że mogło być to ważne, ale jego wysyłki były całkowicie daremne. Sny rzadko pozwalają o sobie pamiętać, gdy rzeczywistość tak chętnie zalewa umysł.

Zakrztusił się drapiącą go suchością w gardle, próbując zdusić hałas wierzchem dłoni, żeby nie obudzić Granger. Dziewczyna jednak ani drgnęła. Uznając, że szklanka soku powinna mu pomóc, wyszedł z łóżka z tą samą uważną świadomością śpiącej obok czarownicy i uwolnił swoje ciało spod jej ciała i całej zaplątanej między nimi pościeli.

Chwytając różdżkę w dłoń, zszedł na dół, rzucając słabe zaklęcie Lumos, by światło go poprowadziło. Domyślał się, że było około trzeciej lub czwartej nad ranem, a dom sprawiał wrażenie tak spokojnego, że w uszach odbijał się jedynie głuchy odgłos jego własnych kroków.

Kiedy więc pchnął kuchenne drzwi i blask jego różdżki uchwycił zarys postaci i błysk rudych włosów, odskoczył zszokowany, jednak zmusił się do szybkiego opanowania, gdy zdał sobie sprawę, kto siedział przy stole. Dolał trochę więcej siły do Lumos, aby mógł wyraźnie ujrzeć drugiego czarodzieja siedzącego w pokoju, nie mając w oczach nic, poza pogardą. Draco przybrał na ustach szyderczy uśmieszek i zarozumiale uniósł podbródek.

— Och, dobrze, to ty — powiedział chłodno Draco. — Wiesz, Weasley, ludzie o twarzach takich jak twoja nie powinni chować się w cieniu. To pieprzone zagrożenie dla zdrowia i życia.

Ron zacisnął zęby i powoli wstał z krzesła, a Draco uniósł brew z rozbawieniem. Najwyraźniej noc przybierała interesujący obrót spraw.


5 komentarzy:

  1. Czyżby miała być bójka, albo choćby kłótnia? Tych dwóch w jednym pomieszczeniu to nie jest dobry pomysł. W szczególności teraz, kiedy Draco i Hermiona są razem i Ron o tym wie. Jeśli to się nie skończy bójką, to serio będę Mega zdziwiona 😅 Za to Ślizgoni nie są wcale tacy źli, jak ich malują. Theo co prawda dowalił tym tekstem o pogodzie, ale myślę, że zachował się jak każdy z nas w takiej sytuacji. No bo co robić, co mówić? Zawsze w takich momentach do głowy przychodzą nam jedynie takie banały jak "Ale mamy dziś ładną pogodę" 😂 Ale Hermiona chyba im to ułatwiła. Mają zachowywać się normalnie i to jest najważniejsze. Wiadomo, że nie będą ją już obrzucać "szlamami* tym bardziej po tym, jak zobaczyli bliznę na jej przedramieniu, ale ta nuta uszczypliwości na pewno zostanie. Tak jak między nią a Draco. Kochają się i każdy to widzi, ale to nie znaczy, że teraz mają mówić do siebie per kochanie czy misiaczku, bo to nigdy nie będzie miało miejsca. Za dużo lat się nienawidzili, by teraz mieli zmienić wszystko o 180°. Już i tak ten związek jest sporym zaskoczeniem, nawet dla nich samych

    OdpowiedzUsuń
  2. O, wyglada na to, ze przyjaciele Hermiony lepiej przyjeli fakt jego zwiazku, niz jej przyjaciele. Bardzo mi przykro z tego powodu, chociaz dobrze, ze nie jest z tym sama.

    OdpowiedzUsuń
  3. Theodor jest mistrzem ciętej riposty, uwielbiam jego poczucie humoru, czasem mam podobne 🤣😅 co tu się będzie działo podczas tej konfrontacji w kuchni...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojojoj 🙈 tych dwóch w jednym pomieszczeniu to mieszanka wybuchową i to absolutnie nie może się skończyć dobrze, mam nadzieję, że ktoś ich usłyszy i rozdzieli, wątpię by Hermiona wybaczyła Draco zabicie jej przyjaciela, no jakim by nie był... Jednak przyjaciela. Na prawdę co ona w nim widzi to ja nie wiem, od kilku lat zadaje sobie to samo pytanie!
    Zapoznanie Theo i Zabiniego, rozmowa o pogodzie - autentycznie smiechlam 😅
    Opieka Draco jest tak słodka i rozczulająca, uwielbiam takie wydanie Draco ♥️
    Zastanowił mnie sen Draco, może jego matka coś starała się mu przekazać? Mam nadzieję,ze nic jej się nie stało...

    OdpowiedzUsuń