Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Barcelona - Please Don't Go, Ryan Star - Losing Your Memory
_____
Draco ledwo zdołał utrzymać równowagę, kiedy wylądowali, a gdy oszałamiające wirowanie świstoklika ustało, znalazł się w zarośniętym ogrodzie, gdzieś na tyłach nieznanego i odosobnionego od świata domu porośniętego bluszczem. Miejsce wyglądało zbyt spokojnie i niewinnie, przez co zaczął się zastanawiać, czy Tonks nie pomyliła swoich świstoklików, ale potem usłyszał krzyki.
Kilka podniesionych głosów niosło się z podmuchami wiatru, słowa i tony tłumione były przez grube ściany domu, ale panika w nich była głośna i wyraźna.
Tonks wystrzeliła do przodu jak z procy, co skłoniło go do działania. Draco praktycznie deptał jej po piętach, a Blaise był tuż za nim, gdy pędzili do domu. Wpadli do środka, podążając za wołaniami o pomoc i ciężkim tupotem pospiesznych kroków do kuchnio-jadalni, a Draco zamarł.
W pomieszczeniu panował chaos.
Jego uszy natychmiast zaczęły boleć od tych wrzasków, aż wszystkie głosy zdawały się zlać w jeden przeszywający ryk. Na tej małej przestrzeni działo się zbyt wiele, a jego oczy przeskakiwały od jednej krzyczącej osoby do drugiej, próbując zrozumieć to, co miało miejsce. Najpierw rozpoznał Ollivandera, starszego czarodzieja drżącego i z ostrożnością dotykającego swojej paskudnej rany na czole. Obok był ten chłopak z Gryffindoru...Thomas? A może Dean? W każdym razie próbował on pomóc Ollivanderowi, wołając o pomoc, jednocześnie zajmując się opatrywaniem własnych ran; z rozcięcia na jego ramieniu sączyła się krew, a jego druga ręka była ewidentnie złamana, sądząc po nienormalnym kącie zgięcia łokcia. Obok nich siedział Goblin z krwią spływającą mu ze skroni, jednak nic więcej mu najwyraźniej nie dolegało, a sam Draco rozpoznał w nim Gryfka z Gringotta.
Następnie zauważył on Lovegood, która wyglądała na bardziej oszołomioną niż zwykle, z rozciętą wargą i plamami fioletowo-czarnych siniaków na twarzy, klatce piersiowej i ramionach. Blaise przebiegł obok niego, by do niej dotrzeć, chwytając dziewczynę za łokcie i badając ją uważnie, delikatnie przechylając jej podbródek i mamrocząc pytania o powagę jej obrażeń. Lovegood jednak po prostu uśmiechnęła się rozmarzonym wyrazem twarzy, dotykając dłonią twarzy chłopaka.
Uwaga Draco przeniosła się na Pottera, skulonego i drżącego na podłodze, na wpół szlochającego, a na wpół zszokowanego, gdy pochylał się nad krwawiącym skrzatem domowym z martwymi oczami. Chłopak błagał o pomoc, a Lupin kucnął u jego boku, próbując go uspokoić i wyrwać mu martwego skrzata domowego z rąk. Potter uparcie stawiał opór, ściskając małe stworzenie i potrząsając głową jak szaleniec, błagając Lupina, by spróbował je ożywić.
A potem jego oczy spoczęły na plątaninie bujnych loków przesiąkniętych krwią, niegdyś brązowych, ale teraz o chorobliwym, bordowym kolorze, a dech zastygł mu w piersi.
Czuł się całkowicie sparaliżowany.
Mając nadzieję, że się pomylił, odszukał wzrokiem jej twarz, a jego nogi stały się jak z waty. Ujrzał te wszystkie znajome rysy, ale wydawały się one teraz tak inne. Skóra dziewczyny była niesamowicie blada, wręcz popielata jak u starej porcelanowej lalki, a usta niebieskie, z wyjątkiem cienkiej strużki krwi spływającej po linii szczęki. A jej ramię… szlag, jej ramię. Wyglądało, jakby zostało zmasakrowane; głębokie nacięcia, które praktycznie tryskały krwią, a jej skóra była czerwona w miejscach, gdzie zostały wyryte… litery? Szlama?
W głębi jego gardła zabulgotała żółć i zakrztusił się nią.
Wtedy uświadomił sobie, że Weasley ją tulił, wielokrotnie mamrocząc coś, co brzmiało jak „moja wina”, ze łzami płynącymi strugami po policzkach. W każdym innym momencie byłby wściekły na samą myśl o tym, że Weasley ją dotyka, ale nie zareagował… ledwo zauważał rudzielca. Był zbyt przytłoczony i oszołomiony. Skupiał się wyłącznie na niej, wypatrując jakichkolwiek oznak życia. Oddechu. Jęku. Trzepotu rzęs. Czegokolwiek.
Naprawdę wyglądała na martwą.
Musiał odwrócić wzrok. Niemal stracił równowagę i cofnął się kilka kroków do tyłu, aż zderzył się ze stołem i chwycił się go, próbując uspokoić, gdy jego oddechy urywały się gwałtownie. Zamknął oczy, kiedy te zaczęły płonąć od nadchodzących łez, a jego serce boleśnie pulsowało w oczodołach i bębenkach uszu.
Nie mogła być martwa.
Absolutnie nie.
Otworzył oczy. Jego wzrok był zamglony, ale to nie miało znaczenia, ponieważ Tonks już klęczała obok Rona, zasłaniając mu widok Granger. Gdyby potrafił cokolwiek z siebie wydusić, krzyknąłby, żeby się poruszyła, ale zamiast tego przechylił brodę i patrzył, jak kobieta szuka u Hermiony pulsu. Odepchnął od siebie hałas wypełniając pokój, skupiając się na głosie swojej kuzynki.
— …musisz się uspokoić, Ron — wymamrotała spokojnie, ale Draco słyszał niepokój w jej tonie. — Po prostu trzymaj ją nieruchomo… muszę…
— Przepraszam — wypalił Weasley. — Nie chciałem…
— Uspokój się.
— Nie, bo to była moja wina, a ja…
— Mam go! — Tonks odetchnęła z ulgą. — Mam go, mam puls! Daj mi ją, Ron. Puść ją.
Draco wypuścił zduszone westchnienie i poczuł, jak odrobina siły wraca do jego kończyn. Patrzył, jak Tonks praktycznie odtrąca ręce Weasleya i bierze Hermionę we własne ramiona, manewrując z niewielkim trudem, gdy podeszła do stołu, o który opierał się Draco. Ostrożnie położyła Hermionę na blacie i przyjrzała się jej uważnie, oceniając obrażenia i mamrocząc coś przez zaciśnięte zęby.
Draco po prostu wpatrywał się w Hermionę i zmrużył oczy, by stłumić nieustanne pieczenie spojówek. Napiął mięśnie, by ukryć ich drżenie. Poruszał się powoli wokół stołu na chwiejnych nogach, zatrzymując u boku Hermiony i odpychając od siebie szept mamrotanych zaklęcia lecznicze i chaosu pokoju.
— Obudź się — wyszeptał, ledwo na tyle, by dało się to usłyszeć.
Bycie tak blisko niej znowu sprawiło, że zamrowiły go koniuszki palców, jednak umysł po prostu nie mógł zrozumieć, że widzi ją w takim stanie. To sprawiło, że się zawahał. Jego Granger zawsze była pełna energii, czy to z iskierkami w jej oczach, rumieńcami rozgrzewającymi policzki, czy subtelnym uśmiechem na ustach, nawet we śnie. Ta Granger wyglądała, jakby została wyrzeźbiona z martwego kamienia, a następnie pokryta czerwoną farbą dla makabrycznego efektu.
— Cholera — mruknęła Tonks, wyrywając go z transu. — Remusie! Gdzie jest Wyciąg z Dyptamu? Potrzebuję też Eliksiru Oczyszczającego Rany! I…
— Górna szafka!
Draco ponownie odpłynął myślami, gdy Tonks ruszyła do szafki i wróciła z garścią małych fiolek. Był przekonany, że kątem oka dostrzegł, jak jeden z palców Granger drga, i pomyślał, że teraz w końcu powinien jej dotknąć. Wyciągnął rękę, by sięgnąć po jej własną, ale w chwili, gdy jego kciuk musnął miękką, ale zimną skórę dłoni dziewczyny, coś zacisnęło się na jego ramieniu i odciągnęło go do tyłu. Został odsunięty na kilka kroków od Granger i odwrócił się, by stawić czoła Weasleyowi, zarumienionemu i kipiącemu z gorącej wściekłości.
— Trzymaj się od niej z daleka! — splunął. — Nie masz prawa…
— Zejdź mi z drogi, Weasley! — warknął Draco. — Nie masz pojęcia…
— Ależ tak! Ja wszystko wiem! Powiedziała mi o tobie!
Draco uniósł brew ze zdziwieniem.
— Więc powinieneś wiedzieć, że powinieneś trzymać się od niej…
— NIE ZBLIŻYSZ SIĘ DO NIEJ!
— WEASLEY, KURWA, ODCIĄGNĘ CIĘ OD NIEJ, JEŚLI TYLKO BĘDĘ MUSIAŁ…
— ZAMKNIJCIE SIĘ! — wrzasnęła ponad wszystkimi Tonks, a pokój ucichł. — Ron, musisz mi powiedzieć, co się z nią stało, żebym mogła jej pomóc!
Weasley zawahał się.
— Nie… ja nie…
— No już! Ron! — krzyknęła. — Cruciatus? Trucizna? Coś innego…
— Cruciatus.
Oczy Draco rozszerzyły się i wróciły do Granger. Znów pragnął jej dotknąć. Sam nigdy nie został poddany tej klątwie, ale dobrze znał jej możliwie destrukcyjne skutki; krwawienia wewnętrzne, drgawki, paraliż, uszkodzenie narządów, utrata pamięci lub szaleństwo… Skrzywił się na samą myśl.
— Jak długo? — zapytała Tonks Weasleya. — Ile razy?
— Nie wiem — jęknął Ron. — Nie było nas… nie było nas tam, kiedy to się działo…
— Remusie! — krzyknęła. — Remusie, potrzebuję twojej pomocy! Potrzebuję więcej eliksirów!
Draco wyśledził wzrokiem swojego dawnego profesora, gdy ten przeprosił Pottera, który wciąż kołysał się w tę i z powrotem z martwym skrzatem domowym na kolanach.
— W dodatkowej sypialni jest ich więcej — powiedział Remus, gdy przyszedł z pomocą swojej żonie, szybko, ale ostrożnie biorąc Hermionę w ramiona. — Zabierzemy ją na górę.
Draco ruszył za Lupinem, który opuścił pokój, ale Tonks zablokowała mu drogę i mocno wbiła dłonie w jego klatkę piersiową.
— Zejdź mi z drogi — warknął. — Muszę z nią być…
— Nie — potrząsnęła głową. — Zostajesz tutaj…
— Chcę jej pomóc! Muszę…
— Jeśli chcesz pomóc, to nie przeszkadzaj! — rozkazała, także w odniesieniu do Weasleya. — To dotyczy również ciebie, Ron. Obaj zostaniecie tutaj!
Wściekły warkot zahuczał mu w gardle, gdy kobieta zniknęła za drzwiami pokoju, a on znów znalazł się z dala od Granger. Frustracja, wściekłość, uraza i niepokój kipiały i wrzały w jego piersi, a sednem tego było to niszczycielskie pragnienie, by mieć pewność, że z Granger wszystko w porządku. Ale nie. Znowu została mu zabrana i poczuł, jak pękają ściany jego samokontroli, a stojący obok Weasley równie dobrze mógłby mieć zawieszoną na piersi tarczę z celem.
— Powiedziałeś, że to twoja wina — wysyczał złowieszczym, niskim tonem, wpatrując się mrocznymi oczami w Weasleya. — Co, do diabła, miałeś na myśli?
— Odpieprz się, Malfoy.
Pięść Draco z własnej woli wystrzeliła ku twarzy Rona, obijając się o jego szczękę i posyłając go o kilka kroków w tył.
— Uważaj na słowa, Weasley!
— Nie waż się mnie dotykać, ty oślizgły gadzie! — warknął Ron.
— Zadałem ci pytanie!
— TO TWOJA RODZINA JEJ TO ZROBIŁA! — krzyknął. — TWOJA PSYCHICZNA CIOTKA! TWOI rodzice w TWOIM domu!
Draco zawahał się, otwierając usta i czując się tak niesamowicie zagubiony, nie wiedząc, jak na to odpowiedzieć. W tym momencie nienawidził Bellatriks tak bardzo, że fizycznie drżał z nienawiści, jaką czuł do swojej ciotki. A jego rodzice… on nie wiedział… nie mógł nawet myśleć o tym, że jego matka byłaby w stanie torturować innego człowieka, mugolaka czy nie. Jego ojciec… kurwa, już nic nie wiedział. Mózg Draco pulsował. A Granger… Hermiona… on nigdy nie będzie w stanie wyrzucić tego obrazu ze swojej głowy; tak złamana, a jednak wciąż tak niesamowicie piękna.
Nie powinien był pozwolić, by jego umysł tak zbłądził. Weasley uderzył go mocno w twarz, przez co głowa blondyna gwałtownie odleciała na bok. Draco chrząknął i splunął, wpatrując się w odcień czerwieni na swojej ślinie, gdy jego policzek zaczął płonąć. Jego temperament wzrósł i poczuł w żyłach swoją magię; ten kłujący rodzaj statycznego ciepła, które było nieokiełznane i niebezpieczne. Niestabilne, jak i on sam.
— Kiepski ruch, palancie — warknął, odrywając wzrok od podłogi, by ujrzeć wycelowany w niego koniec różdżki Weasleya. Sam również sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć swoją różdżkę, ale wtedy Lovegood spokojnie wkroczyła między nich, stając twarzą do Weasleya tak, że Draco mógł tylko skrzywić się na widok tyłu jej głowy.
— Luna — zmarszczył brwi Ron. — Co ty robisz?
— Wroga magia wyrządziła dziś już wystarczająco dużo szkód — powiedziała cicho. — Nie sądzisz?
— To nie ma z tobą nic wspólnego, Luno.
— Lovegood — prychnął zadrwił Draco. — Weź się suń...
— Hej — powiedział Blaise, ostrożnie zbliżając się do boku przyjaciela. — Chodź, stary. Musisz się opanować.
— Nawet się nie kłopocz, Zabini…
— To nie jest czas ani miejsce na takie rzeczy. Nie panujesz nad sobą…
— ZAMKNIJ SIĘ, BLAISE!
— Myślisz, że Tonks pozwoli ci zobaczyć Granger, jeśli zrobisz dziurę w klatce piersiowej Weasleya? — zapytał cicho, żeby tylko Draco mógł go usłyszeć. — Słuchaj, możesz skopać mu dupę każdego innego dnia, ale dobrze wiesz, że Tonks odeśle cię prosto do Andromedy, jeśli zrobisz to teraz. Nic na tym nie zyskasz.
Draco pogardzał rozsądkiem w słowach przyjaciela, ale i tak rozluźnił swój ucisk na rękojeści różdżki. Patrzyło na nich zbyt wiele oczu; Thomas, Ollivander, a nawet Potter. Wszyscy zamarli, a on czuł się zbyt wyeksponowany. Spojrzał na Weasleya ponad ramieniem Lovegood, gdy ta mówiła do niego kojącym tonem. Myśli Draco wróciły do Hermiony, a cała jego wściekłość została pochłonięta przez troskę o ranną dziewczynę.
— Wiesz, Harry wygląda, jakby potrzebował teraz twojego wsparcia — usłyszał mamrotanie Lovegood, a Weasley spojrzał na swojego niepocieszonego przyjaciela. — Powinieneś iść i mu pomóc, Ron.
Rudzielec ze zrezygnowanym westchnieniem niechętnie opuścił różdżkę i rzucił agresywne spojrzenie w stronę Draco.
— Weźcie mi go sprzed twarzy...
— Bądź wdzięczny, że nadal jest nienaruszona, Łasicu — warknął Draco, gdy Ron podszedł do Pottera. Dopiero wtedy blondyn schował różdżkę z powrotem do kieszeni.
— Dobrze — szepnęła Lovegood, odwracając się do Draco i Blaise'a. — Myślę, że powinnam zrobić nam herbaty.
***
Draco przetarł obolałe i opuchnięte oczy, zastanawiając się, czy dzisiaj płakał, choć był tego zupełnie nieświadomy.
Sądził, że spędził w tym miejscu już około sześciu godzin, oparty o ścianę obok jedynych drzwi, które nie reagowały na Alohomorę i zostały zaklęte czarem wyciszającym. Drzwi pokoju, w którym była Granger.
Mniej więcej godzinę wcześniej wszystko wokół niego toczyło się w odległej mgle. Weasleyowi i Lovegood udało się przekonać Pottera, by wypuścił ze swoich objęć ciało martwego skrzata domowego – skrzata, który jak pamiętał Draco, zwykł niegdyś służyć jego rodzinie – by owinęli martwe stworzenie w białe prześcieradło i położyli go na kanapie w salonie. Po tym, jak Weasley naprawił Thomasowi jego złamaną rękę, ten pomógł Ollivanderowi dostać się do sypialni i wyleczył rany mężczyzny, twierdząc, że mądrze byłoby, aby pozostał w tym samym pokoju i miał oko na wątłego różdżkarza. Goblin Gryfek również otrzymał pokój i udał się na górę bez choćby wdzięcznego skinienia głowy lub jakiejkolwiek chęci, by zapytać się o stan rannych.
A potem Lovegood zrobiła to, co obiecała. Zaparzyła herbatę i dodała do niej porcję Eliksiru Słodkiego Snu. Gdyby nie był tak rozproszony swoim niepokojem o stan Hermiony i faktem, że Lovegood irytowała go aż do głębi, mógłby w myślach pochwalić ją za to sprytne posunięcie. Ona i Blaise użyli magii, by lewitować Pottera i Weasleya do łóżek, a Draco natychmiast zaczął szukać pokoju, w którym trzymano Granger.
I od tego czasu nawet nie drgnął.
Był już wieczór, w domu powoli się ściemniało, gdy ostatnie promienie słońca znikały za horyzontem i ustępowały miejsca nocy. Czuł się fizycznie wyczerpany, a jego ciało było zdrętwiałe od niedoboru odpoczynku, jednak jego mózg pozostawał czujny, uparcie unikając snu, dopóki nie dowie się, że Granger jest przytomna i ma się dobrze. Wiedział, że musi zobaczyć to na własne oczy.
Jego zmartwiony i samotny umysł dryfował wypełniony autodestrukcyjnymi myślami, gdy nie otaczało go już nic poza pustymi godzinami i ciszą.
Ciągle myślał o skutkach ubocznych Cruciatusa, recytując je w kółko pod nosem.
Krwotoki wewnętrzne, drgawki, paraliż, uszkodzenie narządów, utrata pamięci lub szaleństwo.
Utrata pamięci lub szaleństwo.
To właśnie te dwa ostatnie punkty niepokoiły go najbardziej. Myśl, że Granger może nie być w stanie przypomnieć sobie, co wydarzyło się między nimi w jej dormitorium, łamała mu serce, a on nieustannie wracał do tych wspomnień i próbował pamiętać każdy szczegół… na wszelki wypadek… na wypadek, gdyby musiał jej przypomnieć. Kurwa, to by go zniszczyło.
I jeszcze szaleństwo… myśl o Granger bez tego jej błyskotliwego umysłu… nie mógł nawet próbować pojąć, czy kiedykolwiek by sobie z tym poradził.
A potem pomyślał o swojej rodzinie i roli, jaką odegrali w torturach jego ukochanej. Nigdy tak naprawdę nie darzył Bellatriks szacunkiem, bo przez większość jego życia kobieta siedziała zamknięta w Azkabanie, a jej psychotyczny sposób myślenia uniemożliwiał mu postrzeganie jej jako prawdziwego członka rodziny. Za to jego rodzice… Do diabła, jego rodzice. Fakt, że nadal służyli Voldemortowi po tym, jak ten wyznaczył nagrodę za głowę ich syna, był niepokojący, ale co, jeśli zostali do tego zmuszeni? Co jeśli Weasley się mylił? A jeśli rzeczywiście przyczynili się do brutalnych tortur Hermiony?
Jęknął w dłonie, gdy pulsujący ból głowy sprawił, że oczy zaszły mu łzami.
Żył bez niej od tygodni, a teraz dzieliła ich tylko ściana, chociaż mogłaby być to o wiele więcej, gdyby klątwa wpłynęła na jej umysł. Dlaczego los i okoliczności tak bardzo chciały sabotować ich relację?
Zaryzykowałby szaleństwo i izolację, by znów znaleźć się w jej dormitorium; tylko ich swoje, zamknięci gdzieś bez Tonks, Weasleya i wszystkich pozostałych skurwysynów zdeterminowanych, by sztyletować ich wzrokiem.
— Tak właśnie myślałam, że możesz tu być — zabrzmiał głos Lovegood. — Przyniosłam ci herbaty.
Draco uniósł wzrok, by spojrzeć na nią chłodno.
— Czy wyglądam na głupiego? Nie wypiję niczego, co mi dasz.
— Nie ma w niej Eliksiru Bezsennego Snu. Tylko odrobina lawendy, aby złagodzić stres.
— Nie chcę twojej cholernej herbaty, Lovegood — warknął. — Po prostu się odczep.
Dziewczyna nie poruszyła się, ale tak naprawdę nie spodziewał się, że to zrobi.
— Jesteś dziwną osobą, Draco.
— Słucham? — prychnął. — To ja jestem dziwny?
— Jesteś tak zdeterminowany, by jak najbardziej zdystansować się od tych, którzy próbują ci pomóc…
— Nigdy nie prosiłem o niczyją pomoc. A już zdecydowanie nie prosiłem o twoją…
— Przyjaciele nie powinni musieć prosić…
— I na pewno nie jestem twoim przyjacielem — wycedził z niesmakiem swoim szorstkim tonem. — Czy masz pojęcie, jak bardzo irytująca jesteś? I zupełnie nie myslisz. Po prostu siedzisz i pleciesz absolutne bzdury, co jest tak wkurwiające. Jak Blaise z tobą wytrzymuje, tego chyba nigdy nie zrozumiem.
— On mnie kocha — wzruszyła niedbale ramionami. — Wiesz, tak samo jak ty kochasz Hermionę, a ona kocha…
— Co? — syknął cicho. — Zejdź mi z oczu
— Och, rozumiem — mruknęła, niewinnie przechylając głowę na bok. — Nadal udajesz, że jej nie kochasz?
— Jak śmiesz zakładać, że wiesz cokolwiek o mojej relacji z nią!
— Twoje czyny mówią same za siebie — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Widzisz, mówiłam ci, że jesteś dziwny. Naprawdę nie ma logicznego wytłumaczenia, dlaczego próbujesz dalej temu zaprzeczać…
— A ty jesteś królową logiki, prawda? — zauważył, przewracając oczami. — Nie wiesz, co czuję do Granger, więc nie…
— A może jednak rozumiem i to sprawia, że czujesz się niekomfortowo — przerwała. — Ale masz rację, to twoja sprawa, nie moja, ale… może to raczej powinna być też sprawa Hermiony…
— Wystarczy! — warknął wściekle. — Nie będę się powtarzać, Lovegood, zostaw mnie, kurwa, w spokoju.
Z lekkim skinieniem głowy Luna pochyliła się i postawiła kubek przed jego stopami, zanim odwróciła się do wyjścia.
— Mam nadzieję, że lubisz herbatę — powiedziała przez ramię.
Ciężkie i wściekłe spojrzenie Draco przeszywało plecy Lovegood, gdy oddalała się korytarzem i znikała na schodach. Chwycił kubek, który zostawiła i cisnął nim o sąsiednią ścianę, obserwując, jak porcelana eksploduje z głośnym trzaskiem, a herbata rozpryskuje się po deskach podłogi. Będzie zaprzeczał tego aż do swojej śmierci, ale Lovegood naprawdę zaszła mu za skórę.
Skłamałby, gdyby powiedział, że te irytujący temat miłości nie wirował mu w głowie od kilku godzin, pomimo jego samowolnych prób zignorowania tych natrętnych myśli.
Wiedział, o co chodziło Lovegood; że zaprzeczał samej wzmiance o miłości, ponieważ uważał ją za słabość. Ale była to przecież tak absurdalna rzecz, która zawsze pojawiała się we wszystkich nudnych romansach. Tych samych, w których bywał też niejeden gburowaty antybohater z kompleksem dojrzałości.
Nie sądził, że miłość jest słabością. Jego rodzice byli w sobie bardzo zakochani i nigdy nie sądził, że są z tego powodu słabi. Fakt stanowiło jednak to, że kochanie Granger byłoby całkowicie niewygodne. Kochanie jej oznaczałoby, że nie ma już odwrotu. Przyznanie, że się w niej zakochał, byłoby przecięciem ostatniej kruchej nici, która łączyła go ze wszystkim, czym żył wcześniej; jego uprzedzeniami, jego bogactwem, jego rodzicami… tym wszystkim.
Ale może już to zrobił. Może wygoda już od jakiegoś czasu nie odgrywała dla niego żadnej roli.
***
Blaise spojrzał z satysfakcją na uśmiech na ślicznych ustach swojej dziewczyny, gdy ta wróciła do kuchni.
— Trochę ci to zajęło — skomentował, wstając z miejsca, by podejść do niej. — Czy mogę zapytać dlaczego?
— Tylko rozmawiałam z nim o kilku rzeczach — odparła spokojnie Luna. — Wiesz, myślę, że Tonks może mieć trochę nargli w swoim ogrodzie. Wydaje mi się, że zostawiłam swój talizman na blacie.
— Jest w mojej kieszeni — powiedział. — Co mu powiedziałaś?
— To, co było konieczne.
— Możesz rozwinąć temat?
— Prawdopodobnie jutro.
Blaise przesunął palcami po jej kręgosłupie i potrząsnął głową.
— Marnujesz tylko swój czas, Luno. On jest zbyt uparty, nawet jak na standardy Slytherinu.
— O ile sobie przypominam, ty też byłeś bardzo uparty — odparła. — Ale tak, jest cięższym przypadkiem niż ty. Może nawet cięższym niż Teo.
— Więc po co zawracać sobie głowę próbowaniem?
Z ust Luny wymknął się krótki i delikatny chichot.
— Zawsze taki z ciebie pesymista.
— Nie sądzę. Nazwałbym się raczej realistą — powiedział, owijając luźny kosmyk jej włosów wokół palca. — Ty, z drugiej strony, jesteś niesamowitą optymistką.
— Może w tej chwili ktoś musi być optymistą — wymamrotała, odwracając głowę, by złożyć delikatny pocałunek na jego dłoni. — Wiesz, wszystkie wielkie zwycięstwa zaczynają się od drobnostek. Może dzisiaj świat nie będzie tak mroczny, jeśli Draco zobaczy w nim światło.
***
Pierwsze godziny nowego dnia mijały powoli; pierwsza, druga, trzecia, wszystkie ciągnęły się w tak szyderczo wolnym tempie. Po raz pięćdziesiąty Draco przeczesał paznokciami włosy i rozciągnął ramiona, żeby złagodzić napięcie mięśni i rozruszać kości. Przez ponad dwanaście godzin nie robił nic poza czekaniem z tym samym zestawem krążącym w jego umyśle. Był zmęczony i zdenerwowany, jego plecy były zdrętwiałe, a kończyny sprawiały wrażenie niczym zrobione z tekstury po tylu niezliczonych odrętwieniach. Jednak gdyby musiał, siedziałby tak kolejne dwanaście godzin.
Usłyszał skrzypienie klamki, zanim zobaczył, że ta powoli się przekręca. Zerwał się na równe nogi tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. Lupin wyszedł z pokoju jako pierwszy, tuż za nim podążała Tonks. Oboje odwrócili głowy, by powitać Dracona ze znużonymi oczami i kropelkami potu na górnych wargach, najwyraźniej zmęczeni po dwunastu godzinach i Merlin wiedział, ilu zaklęciach uzdrawiających. Oddech uwiązł chłopakowi w gardle, kiedy Tonks zamknęła za sobą drzwi i pomasowała grzbiet nosa, ale zachował napięty i stoicki wyraz twarzy, walcząc z chęcią odepchnięcia ich na bok i wtargnięcia do pokoju.
— Możesz iść do łóżka, Remusie — powiedziała. — Ja po prostu zamienię z nim jeszcze słówko.
Lupin zawahał się przez moment, obserwując Draco z podejrzliwością, zanim zrobił to, o co prosiła jego żona i zostawił ich samych. Tonks stanęła między Draco a drzwiami, a chłopak spojrzał za nią na klamkę. Jego opanowanie szybko minęło, gdy kobieta jasno dała mu do zrozumienia, że zamierza się ruszyć.
— Wytrwały mały gnojek z ciebie, co? — zażartowała. — Myślałam, że powiedziałam ci dośc wyraźnie, żebyś został na dole…
— Na grób Merlina — warknął pod nosem. — Wpuść mnie do tego pieprzonego pokoju albo chociaż powiedz mi…
— Chciałam cię przeprosić — przerwała mu, co kompletnie zbiło go z tropu. — Myślę, że… nie doceniłam twojej relacji z Hermioną…
— Bo to nie twoja rola, aby oceniać moją relację z Granger.
— Próbuję tylko dać ci znać, że teraz rozumiem — kontynuowała. — I nie będę już taka ostra…
— Gówno mnie obchodzi twoja opinia o mnie! — wypalił. — Chcesz mi wyświadczyć przysługę? Więc powiedz mi…
— Nic jej nie jest — odparła nagle Tonks. — Biorąc pod uwagę to, co się stało, jest w lepszym stanie, niż się spodziewaliśmy. Jej rany zostały uleczone, z wyjątkiem tego… czegoś na jej ramieniu. Fizycznie wszystko będzie z nią dobrze.
— A psychicznie?
— Jeszcze nie jesteśmy pewni — westchnęła. — Doznała ciężkiego ciosu w głowę, a po klątwie Cruciatus… jest bardzo zdezorientowana, dryfuje na granicy świadomości i po prostu mamrocze coś niespójnie. Na teraz sądzimy, że powinno być w porządku, ale ciężko nam określić, kiedy ten dziwny stan minie i obudzi się w pełni przytomna.
Draco przełknął nerwową gulę.
— A co z jej pamięcią?
— Nie dowiemy się, dopóki się nie obudzi, ale może…
— Wpuścisz mnie do tego cholernego pokoju, czy nie? — warknął niecierpliwie. Dlaczego on w ogóle słuchał tej kobiety, kiedy najwyraźniej nie miała pojęcia, jak sobie radzi Hermiona? — A może muszę…
— W porządku — przerwała mu. — Możesz wejść, Draco.
Blondyn natychmiast przemknął obok niej i wpadł do pokoju, zatrzymując się po przekroczeniu progu, czekając, aż jego oczy przyzwyczają się do półmroku. W kącie płonęła jedna samotna świeca, rzucająca migoczące cienie, ale on natychmiast skupił się na postaci leżącej na łóżku. Hermiona. Zatrzasnął za sobą drzwi, stanowczo decydując, że nikt i już nie przeszkodzi, a potem powoli skierował się w stronę sylwetki, sparaliżowany uspokajającymi uniesieniami jej klatki piersiowej.
Cały pośpiech go opuścił, a teraz, gdy był zaledwie kilka stóp od niej, nagle poczuł się ostrożny i niepewny, jakby mogła zniknąć, gdyby podszedł zbyt blisko. Wydała z siebie śpiący, cichy szmer, a on przyspieszył kroku. Serce waliło mu w piersi, a tętno dudniło w uszach z niepokojem, oczekiwaniem, adrenaliną… już nawet nie wiedział.
Dotarł do łóżka i skoncentrował się na rytmie jej oddechu, zanim usadowił się obok. Jedyne, co mógł dostrzec, to cień jej sylwetki i ciepłą aureola wokół twarzy, gdy światło świecy odbijało się od rozrzuconych na poduszce włosów. To mu nie wystarczało. Wyjął różdżkę z kieszeni i machnął nią nad płomieniem, aby tchnąć w niego trochę mocy. I w końcu mógł ją zobaczyć.
A ona wyglądała… normalnie.
Tak bardzo różniła się od tej poprzedniej wersji, którą widział wcześniej; całej zakrwawionej i poobijanej, z bladą skórą i martwym wyrazem twarzy.
Teraz wyglądała jak jego Granger, czysta i zrelaksowana, z odrobiną różu na policzkach i lekko zmarszczonymi brwiami. Jedyną oznaką tamtego dramatu były na wpół zagojone, żółte siniaki na skroni i schludny bandaż owinięty wokół jej ramienia od nadgarstka do łokcia. Spojrzał na niego i dostrzegł, że czerwona plama krwi już zaczęła przesączać się przez opatrunek.
Chciał jej dotknąć, ale przełamanie się zajęło mu to około minuty, zanim delikatnie przesunął opuszkami palców wzdłuż jej szczęki i podbródka. Jego kciuk z roztargnieniem prześledził kontur jej ust, ale zamarł, gdy poruszyła się i jęknęła przez sen. Przesunęła się trochę, a potem jej oczy powoli się otworzyły z kilkoma powolnymi mrugnięciami i delikatnym trzepotaniem rzęs.
Spojrzała prosto na niego tymi orzechowymi tęczówkami, za którymi tak bardzo tęsknił, a on pozostał całkowicie nieruchomy, wiedząc, że to był moment, który pokaże mu, czy jej pamięć została nadszarpnięta. Jej spojrzenie było szkliste i puste, a on przygotował się na gorsze.
Ale potem uśmiechnęła się i sięgnęła, by musnąć dłonią jego twarz.
— Cześć, Draco.
Jej głos brzmiał ochryple i krucho, ale przynajmniej go miała. Draco przymknął oczy i oparł policzek o jej ciepłą dłoń, wypuszczając z ust westchnienie pełne ulgi, gdy dziewczyna czule pogładziła palcem jego kość policzkową. Pamiętała go.
— Tym razem nie krwawisz.
Otworzył oczy i spojrzał na nią z niepokojem.
— Dlaczego miałbym krwawić?
— Zawsze krwawisz w moich snach — mruknęła, a on skrzywił się, słysząc niesamowitą niewinność w jej tonie.
— Granger, ty nie…
— Śnisz — dokończyła za niego. — Zawsze tak mówisz.
— Ale…
— Czy zostaniesz ze mną? — zapytała. Jej powieki przymknęły się, a ręka opadła z powrotem na bok, gdy Hermiona starała się zachować przytomność. — Zostaniesz, dopóki nie będę musiała się obudzić?
Jak ostrzegała go Tonks, Granger była najwyraźniej zdezorientowana i otumaniona, a rozczarowanie dźgnęło go w brzuch. Nierzadko zdarzało się, że ci, którzy utracili pamięć z powodu klątwy Cruciatus, przywoływali różne rzeczy podświadomie; czasami w snach, a czasami przez stare wspomnienia, które nigdy nie zostały całkowicie wymazane z mózgu. Pozytywna reakcja Hermiony na jego obecność była obiecująca, ale nie dawała mu definitywnej pewności, że jej psychika przetrwała tortury Bellatriks. Gwałtowna wściekłość, którą czuł w stosunku do swojej ciotki, zaczęła ponownie go pochłaniać.
— Draco? — wymamrotała sennie, wyrywając go z zamyślenia. — Zostaniesz?
Gniew zniknął, a chłopak zrzucił buty ze swoich stóp.
— Tak, Granger.
Jej usta drgnęły w kolejnym uśmiechu, a on nie zawracał sobie głowy rozbieraniem się, wślizgując pod kołdrę, przyciągając ją do siebie i wtulając nos w jej włosy. Wpasowała się w niego jak zawsze, jakby to było instynktownie; plecami opierając się o jego klatkę piersiową, gdy ich nogi splątały się ze sobą.
Hermiona wypuściła z ust pomruk zadowolenia, by po chwili szepnąć:
— Kocham cię.
A ponieważ myślała, że śni, a niedogodności są nieuniknione, Draco również westchnął i wyszeptał te same słowa w odpowiedzi, nie mogąc zdecydować, czy było to błogosławieństwo, czy przekleństwo, że rano Hermiona prawdopodobnie nie będzie z tego nic pamiętać.
Nie pomyliłam się nawet trochę. Oczywiście to, że Draco zareagował w taki sposób też nie jest żadnym zaskoczeniem. Widać ten ogrom uczuć, które do niej żywi. Myślę, że tym co zrobił udowodnił to wszystkim dookoła. Tonks na pewno przekonała się, że Draco wcale nie kłamie. Za to Ron mnie wkurzył. Rozumiem, że jest zły, ma prawo, bo to co zrobiła Bella i wgl… Ale Draco przecież nie miał z tym nic wspólnego. On jej nic nie zrobił, gdyby mógł na pewno by chciał ją ocalić. Zresztą jego matka też chciała pomóc Hermionie. A Ron jednak nie ma za grosz o niczym pojęcia. Nie wie, co tak naprawdę łączy Draco i Hermionę mimo tego, że ona mu powiedziała o wszystkim. Mam nadzieję, że po tym jak Hermiona się obudzi będzie już tylko lepiej i będą cieszyć się swoim towarzystwem. Luna za to staje się moją ulubienicą. Wszyscy traktują ją jak wariatkę ale ona jest bardziej inteligentna, niż im się wszystkim wydaje.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko się modlić żeby ona o nim pamiętała jak się obudzą...
OdpowiedzUsuńNo po tylu miesiącach znowu razem 😁
OdpowiedzUsuńWzruszający rozdział, dokumentujący jak bardzo Draco się zmienił - jak zmieniło go uczucie. Przeczytałam już dwa razy i na pewno na tym nie poprzestanę. Z niecierpliwością czekam na kontynuację!
OdpowiedzUsuńPiękne zakończenie rozdziału. Mam nadzieję, że czeka ich miły poranek. Niech ich uczucie przetrwa tą wojnę...
OdpowiedzUsuńTen pyszczący Draco tak mnie drażni, że nie jestem w stanie go zdzierżyć momentami, chociaż zdaję sobie sprawę, że to w sumie taki Draco, jaki być powinien ;) Łudzę się tylko ciągle, że Hermiona była zdolna go zmienić, co najwyraźniej nie jest do końca prawdą. A to, jak zareagował na Lunę to już w ogóle mnie wpieniło! Dobrze, że Lovegood jest tą mądrzejszą ;) Ech, no, ale najważniejsze w tym rozdziale jest to, że wszyscy są bezpieczni, za wyjątkiem kochanego Zgredka, którego chyba nigdy nie odżałuję...!
OdpowiedzUsuńTen rozdział aż łapie za serducho! Kocham te emocje i graficzne, uczuciowe opisy. Błagam o kontynuację!
OdpowiedzUsuńByłam sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, ale odkąd Draco i Hermiona się rozłączyli akcja nabrała tępa i bardzo mi się to podoba! ❤️ Czekam na next!
OdpowiedzUsuńDla mnie emocjonalna bomba tykająca w głowie i w sercu.
OdpowiedzUsuńRon... Nie mogę, choć chciałabym przemilczeć... To kretyn, wiedziałam, że zrobi akcje, ale to on jest odpowiedzialny za to co się zdarzyło, nikt inny. Ale łatwiej wina obarczyc kogoś innego. Czyny innych nie świadczą o danej osobie,nawet jeżeli są rodzina. Każda osoba ma wola wolę i w końcu powinien ten przygłup to zrozumieć.
Luna jest cudowna, pomocna, otwarta, uwielbiam jej postać. Razem z Zabini tworzą piękna parę, mam nadzieję, że ich również czeka happy end.
Draco i jego strach o Hermione, jego czekanie, chyba wszystkim dookoła udowodnił swoje uczucia, ale sam o nich się zastanawia, wkurzające. Chociaż z drugiej strony nie słowa się liczą, a czyny, jego czyny stanowczo świadczą o miłości do Granger.
Martwią mnie kolejne części bo według kanonu czeka nas Bank Gringotta. Czy znów się rozdziela, a może skorzystają z Draco i razem z nim się włamią, na pew o ma wiedzę o skrytce. W głębi serca liczę, że się nie rozdzielą...