Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Muse - Apocalypse Please, Red - Take it all Away, Sia - I'm in here

_____

Nie pamiętała nawet jak krzyczała „UCIEKAJCIE!” do Harry'ego i Rona.

Ruszyła pędem przed siebie, jeszcze zanim jej własny głos dotarł do jej uszu, sunąc do przodu i manewrując między drzewami wkładając w to całą swoją siłę. Ziemia zdawała się drżeć od szybkich i grzmiących kroków szmalcowników, a dźwięk dudnił wokół niej. Plamy błota i ukryte wyboje sprawiały, że momentami niemal traciła równowagę, ale próbowała skupić się na napędzającej ją adrenalinie.

Harry znajdował się po jej prawej – jakieś dwadzieścia stóp dalej – pędząc przez las z dwoma szmalcownikami siedzącymi mu na ogonie. Nie widziała Rona, ale słyszała, jak chłopak coś do nich woła, może będąc jakieś dwadzieścia stóp od Harry'ego, i modliła się, żeby miał wystarczająco rozsądku, by nie wymienić żadnego z ich imion. Gdyby tylko zdołali się oddalić i złączyć dłonie, żeby się teleportować. Gdyby tylko mogli dostać się w bezpieczne miejsce. Gdyby tylko mogli…

Szmalcownik, który ją śledził, zbliżał się coraz szybciej.

Czuła jego obecność na swoich plecach; chłód na swojej szyi. Rzuciła przez ramie zaklęcie, a jego iskry osmaliły jej policzki. Usłyszała łomot i miała nadzieję, że udało jej się skutecznie powstrzymać mężczyznę, ale już czuła, że ​​kolejny z nich ją dogania.

Podmuch zaklęcia przemknął obok jej ucha i podniosła rękę, by osłonić oczy, gdy czar uderzył w drzewo, posyłając w jej stronę rozprysk drzazg. Rzuciła za siebie kolejne zaklęcie i jakimś sposobem udało jej się nabrać większej prędkości, próbując skręcić w stronę Harry'ego i Rona. Gdyby tylko mogła się do nich dostać…

Usłyszała zmianę w tonie krzyków Rona i już wiedziała, że ​​go złapali.

A więc to na tyle z ucieczki. Nie było mowy, żeby go zostawili. Wpadli w nie lada kłopoty.

Podjęła szybką decyzję i biegła dalej, dopóki nie znalazła się wystarczająco blisko Harry'ego, a zaklęcie żądlące było pierwszym, co przyszło jej do głowy. Trafiła w swój cel; twarz Harry'ego. Patrzyła, jak chłopak się potyka, gdy nieunikniony ból ogarnął jego ciało, a jego policzki i czoło zaczęły nabrzmiewać i puchnąć. Miała nadzieję, że to wystarczy, by zmienić jego wygląd. Żeby był nierozpoznawalny.

Ron wytrwale walczył z dwoma mężczyznami, którzy zaciągnęli go do reszty grupy, ale jego wysiłki były daremne. Ze wszystkich stron otaczali ich teraz szmalcownicy, wychodzący spomiędzy drzew i okrążający ich. Dwóch z nich chwyciło ją za ramiona, ale dopiero gdy Fenrir Greyback ruszył w ich kierunku, Hermiona zdała sobie sprawę, jak bardzo jest przerażona. Wilkołak rzucił jej długie, pełne głodu spojrzenie, przez co zrobiło się jej niedobrze. Wyglądał dokładnie tak, jak pamiętała; dziki i zaniedbany, a jej oczy padły na smugi zaschniętej krwi pod jego paznokciami.

— Ucieczka nigdy nie jest dobrym pomysłem — powiedział szorstkim tonem, przenosząc swoje wyrachowane spojrzenie na Harry'ego. — Co się do cholery stało z twoją twarzą, paskudo?

— Al-alergia — wyjąkał.

Greyback uniósł swą krzaczastą brew. 

— Nazwiska. Już.

— Dudley. Vernon Dudley.

— A ty, Rudy?

— Stan Shunpike…

Fenrir trzasnął go z otwartej dłoni w policzek, a Ron chrząknął pod wpływem uderzenia. 

— Twoje prawdziwe imię.

Ron ciężko przełknął ślinę. 

— Barny Weasley.

— Weasley? — powtórzył Fenrir. — Więc jesteś zdrajcą krwi. Zakon Feniksa, coś ci to mówi? Jest tam kilku Weasleyów.

Ron potrząsnął głową, a Hermiona odwróciła wzrok, gdy Fenrir odwrócił się do niej z tym samym perwersyjnym spojrzeniem. 

— A ty, dziewczyno?

— Penelopa Clearwater — powiedziała z przekonaniem większym, niż czuła.

— Ładne imię dla ładnej dziewczyny — powiedział, oblizując ostre zęby i wyciągając rękę, by pogłaskać jej policzek żółtym i ostrym paznokciem. Hermiona wzdrygnęła się i całą wolą starała się nie zwymiotować. — Założę się, że smakujesz słodko…

— Nie dotykaj jej! — warknął Ron. — Zostaw ją!

— Jakież to wzruszające — warknął, zerkając na jednego ze szmalcowników. — Sprawdź listę. Zabierzemy cię do Ministerstwa. Jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz, to nie będziesz miała się o co martwić…

— Hej, czekaj — przerwał mu jeden ze szmalcowników, a Hermiona zauważyła w jego dłoni pognieciony egzemplarz Proroka Codziennego. Wskazał na stronę. — Spójrz na to, Greyback.

Hermiona poczuła straszliwy ciężar w żołądku, kiedy oczy Fenrira przesunęły się w kierunku gazety, a potem z powrotem na nią. Wymieniła z Harrym zakłopotane spojrzenia i próbowała zachować spokój, ale już dobrze wiedziała, co nadchodzi.

— Osoba na zdjęciu bardzo mi ciebie przypomina, dziewczyno — warknął. — I napisano tutaj, że jesteś znana z podróżowania z Harrym Potterem. — Odwrócił się do Harry'ego. — No, no, no. Ciekawe.

Harry spiął się. 

— To nie…

— Zamknij się — splunął, podchodząc do Harry'ego i mrużąc oczy na widok napiętej blizny na jego czole. — To ty! Mamy Pottera!

Stado szmalcowników wybuchło rykiem wiwatów i nawet działanie zaklęcia żądlącego nie mogło ukryć niepokoju Harry'ego. 

— Dalej! — krzyknął jeden z mężczyzn. — Zabierzmy go do Ministerstwa…

— Nie! — ryknął Fenrir. — Wtedy to oni przypiszą sobie za to zasługę. Zabierzemy ich prosto do Czarnego Pana.

Serce Hermiony stanęło jej w gardle.

O Boże, nie…

— Zabierzemy ich do Dworu Malfoyów.

***

Nagła fala mdłości przeszła przez ciało Draco, gdy schodził po schodach. Chwycił dłonią za poręcz, by się uspokoić, a po chwili zawroty głowy ustąpiły. Wszystko minęło, a on potrząsnął głową, z roztargnieniem obwiniając to niedoborem snu.

Jego uwagę przykuł cichy szum głosów – Teo, Blaise i Andromeda sądząc po ich dźwiękach – i rozciągnął on ramiona, zbliżając się do kuchni.

Udało mu się skutecznie unikać Teo i Blaise'a od czasu jego gwałtownego wybuchu, który miał miejsce ponad tydzień temu, wiedząc, że Teo prawdopodobnie rzuci mu kilka komentarzy, które go wkurzą. Teraz jednak już go to nie obchodziło. Znudził mu się widok ścian jego sypialni i nieustanna cisza i naprawdę miał gdzieś, czy Teo zdecyduje się być złośliwym dupkiem, zwłaszcza po swoim załamaniu z powodu śmierci Teda.

Draco pchnął drzwi, a Teo, Blaise i Andromeda swoją przerwali rozmowę i przyglądali mu się z mieszaniną ostrożności i ciekawości. Blondyn najpierw przyjrzał się Blaise'owi i natychmiast wywnioskował z jego niechlujnego wyglądu i przekrwionych oczu, że Lovegood wciąż nie wróciła. Chłopak był nieogolony, wyczerpany i rażąco zaniepokojony. Jego czoło pokrywały zmarszczki zmartwienia, a ciało wydawało się sztywne z napięcia, jakby w każdej chwili był gotowy do wybuchu.

Andromeda przygotowywała jedzenie i chociaż wciąż wyglądała jak pogrążona w żałobie wdowa, w jej oczach pojawiła się iskierka, której pochodzenie przypisywał niedawnym narodzinom jej wnuka. Tak, zdecydowanie wyglądała lepiej, jakby jej duch powoli się regenerował i to było… dobre. Być może w końcu dotarło do niego, że naprawdę była jego ciotką, a może wszystko tkwiło w jej podobieństwie do jego matki, ale widok przygnębionej Andromedy sprawiał, że Draco czuł się nieswojo.

I był tam też Teo…

— Cóż, dzień dobry, nieznajomy — uśmiechnął się, a Draco przewrócił oczami. — Jak miło z twojej strony, że w końcu zaszczyciłeś nas swoją obecnością…

— Teo — ostrzegła Andromeda. — Nie zaczynaj…

— Zaczynałem już zapominać, jak wygląda twoja twarz — ciągnął Teo. — Patrząc wstecz, było to w pewnym sensie błogosławieństwo…

— Odpieprz się — zadrwił Draco, opadając na wolne krzesło. — Nie jestem dziś w nastroju, by cię znosić, Nott…

— Próbuję tylko ożywić atmosferę…

— Teo, wystarczy — powiedziała stanowczo Andromeda. — Wiesz, nikt nie wchodził ci w drogę, kiedy byłeś zdenerwowany…

— Och przestań! — wykrzyknął. — To było coś zupełnie innego! Czy naprawdę jestem jedyną osobą, która uważa ironię sytuacji Draco za przezabawną? To Granger…

— Teo — syknął Draco. — Jeszcze jedno słowo, a kurwa przysięgam…

— Słuchaj, nie zamierzam się spuszczać się nad tym, ze jest mugolaczką czy coś, ale od wieków nienawidziłeś tej dziewczyny z powodu jej krwi, a ona jest w dodatku najlepszą przyjaciółką Pottera…

— Teo...

— A teraz popatrz na siebie — kontynuował. — Dezerter z dziewczyną mugolskiego pochodzenia, która tak się składa, że ​​jest też małą Złotą Księżniczką Gryffindoru i jedną z tych całych Feniksów.

Draco warknął za zębami. 

— Teo…

— Kurwa, oddałbym wszystko, żeby zobaczyć wyraz twarzy twoich rodziców, jeśli się dowiedzą — uśmiechnął się z prawdziwym rozbawieniem. — Chodzi mi o to… czy nie byłoby łatwiej już bezpośrednio nasrać na herb rodziny lub fortunę ojca?

— Dobrze, Teo! Wystarczy! — krzyknęła Andromeda. — Powiedziałeś swoje…

— Tylko się śmieję…

— Cóż, to nie jest śmieszne.

— Och, na litość Merlina — parsknął. — Musicie mieć jakieś poczucie humoru. To nie tak, że tylko mnie to śmieszy. Wiecie, myślę, że już nic mnie nie zdziwi po tym, jak Blaise zaczął robić maślane oczy do Lovegood. Wy dwoje moglibyście założyć klub, a może nawet napisać książkę „Jak wkurwić swoich rodziców jednym prostym ruchem” autorstwa Draco Malfoya i Blaise’a Zabiniego…

— Teo, zamknij się, do cholery — wysyczał powoli Blaise, ale w jego postawie widoczny był niesamowity spokój, gdy odchylił się do tyłu i stuknął palcem w kubek kawy. — Jeśli chociażby odetchniesz w irytujący sposób, dostaniesz w ryj, jasne?

Teo zawahał się, ale wyniośle cmoknął ustami. 

— Ale z was marudy, co?

Blaise zerwał się z krzesła i wyglądał, jakby był gotowy do uduszenia Teo gołymi rękoma. 

— Nigdy do cholery nie nauczysz się, kiedy się zamknąć…

— Blaise, uspokój się! — krzyknęła Andromeda, podbiegając, by ich powstrzymać. — Teo, możesz iść i pomóc Milesowi zrobić pranie.

— Co? Zrobiłem to wczoraj…

— Nie obchodzi mnie to. Wkurzasz wszystkich, a ja nie będę…

— Dlaczego miałbym chodzić na paluszkach tylko dlatego, że oni użalają się nad swoimi zaginionymi dziewczynami?

— Po prostu idź! — zażądała. — Ale już!

— Kurwa — mruknął, kręcąc głową i wychodząc z pokoju.

Zatrzasnął za sobą drzwi, a Blaise opadł z powrotem na krzesło z długim i zmęczonym oddechem. Draco przyjrzał mu się uważnie, tak dobrze znając jego wszystkie charakterystyczne oznaki stresu i niepokoju.

— Rozumiem, że Lovegood nadal nie dała znaku życia? — zapytał, niepewny, co spodziewał się usłyszeć.

Blaise podniósł na niego swoje ostrożne oczy i zawahał się, zanim skinął głową. 

— To już prawie dwa tygodnie.

— Niedługo się pojawią — zapewniła Andromeda uspokajająco, ale to była dość wątła obietnica.

***

Dwór cuchnął śmiercią i czarną magią, a Hermiona starała się nie wdychać tego smrodu.

Zamiast tego dokładnie przeanalizowała swoje otoczenie, zastanawiając się nad jakąkolwiek metodą ucieczki, choć wiedziała, że ​​to niemożliwe. Nie mieli przy sobie różdżek, wrogowie posiadali przewagę liczebną, a dwór z pewnością otaczały bariery antyaportacyjne. Potrzebowali cudu. I to szybko.

Straszliwy oddech Fenrira poruszał włosami Hermiony i próbowała ona odwrócić głowę. On i jego poplecznicy zaciągnęli ją, Harry'ego i Rona do dużego pokoju, a kiedy zorientowała się, kto tam na nich czeka, poczuła, jak jej wnętrzności ściskają się ze strachu.

W Bellatriks było coś, co zawsze będzie prześladować Hermionę.

Być może był to niezdecydowany i sadystyczny błysk w jej oczach, albo niepokojące drgnięcie tego paskudnego uśmiechu, ale czarownica była dla Hermiony po prostu… nieludzka, jakby szaleństwo pochłonęło jej umysł, dopóki nie zniknęły z niego wszystkie prawdziwe emocje i instynkty. Jakby uległ on erozji. Była zwierzęciem; złym i psychotycznym narzędziem, które zostało zaprojektowane do tortur i morderstw. I rozkoszowała się tym, jak jakimś chorym hobby. Całkowicie obłąkana..

Ktoś poruszył się za plecami Bellatriks, a Hermiona ledwo stłumiła westchnienie.

Wydawali się wyglądać tak inaczej od ostatniego razu, kiedy ich widziała; Lucjusz i Narcyza Malfoy. Cała ta wyrazista i arystokratyczna arogancja wyblakła w nich, podobnie jak wymagająca uwagi pewność siebie, charakterystyczna dla ludzi u władzy. Hermiona była zafascynowana ich widokiem. Narcyza wyglądała, jakby nie jadła od tygodni, wątła i zrozpaczona, podczas gdy Lucjusz nosił wszelkie oznaki mężczyzny, który od miesięcy był nieustannie torturowany, dopóki nie opuściła go duma, a jego duch nie został stłumiony.

Hermiona przypadkowo napotkała oczy Narcyzy i zobaczyła w nich tylko smutek. Przypomniała sobie wtedy, że kobieta nie widziała Draco od prawie roku, bez wątpienia zakładając, że jej syn nie żyje. Hermiona na chwilę zapomniała o okrutnej kobiecie, za którą zawsze uważała Narcyzę i ujrzała w niej bezbronną matkę, która straciła syna. Pani Malfoy była widocznie zmęczona i wydawała się prawie… niechętna do udziału w tym wszystkim, gdy Bellatriks i Peter Pettigrew niecierpliwie ruszyli w ich stronę.

— Złapaliśmy Pottera! — ryknął Fenrir. — Wezwijcie Czarnego Pana…

— Chwileczkę – powiedziała Bellatriks. — Skąd masz taką pewność? Twarz chłopca jest…

— Ta dziewczyna jest szlamą — odparł, popychając Hermionę w stronę Bellatriks. — Jej zdjęcie było w Proroku podpisane, że podróżuje z Potterem…

— Szlama? — powtórzyła z zainteresowaniem, patrząc na Hermionę swoimi złośliwymi oczami. Wygląda, jakby z niecierpliwością chciała oblizać usta. — Wyglądasz bardzo znajomo. Cyziu! Spotkałaś ją kilka razy, prawda? Jak ona ma na imię?

Narcyza ledwo uniosła głowę. 

— Nie mogę sobie przypomnieć-

— Granger! Szlama nazywa się Granger. Draco wspominał o niej lata temu — powiedział Lucjusz, a Hermiona nie mogła nie zauważyć ukłucia bólu, które skradło rysy Narcyzy na dźwięk imienia jej syna. Ona sama też to poczuła. — Tak, zawsze była z Potterem! To ona!

— Mówiłem! — pochwalił się Fenrir. — I możecie spojrzeć na bliznę…

— Pozwól mi to zobaczyć! — zażądała Bella, podchodząc do Harry'ego i chwytając jego twarz. — To on!

— Wezwę go! — przerwał Lucjusz, sięgając do rękawa. — Pozwólcie mi być tym…

— To nie czas na twoją rozpaczliwą potrzebę jego aprobaty, Lucjuszu! — krzyknęła Bellatriks.

— Nie mów do niego w ten sposób! — Narcyza warknęła na swoją siostrę, a Hermiona była zbyt rozkojarzona, by zauważyć, że jeden ze szmalcowników szarpie za jej torbę.

— Och, nie bądź taka przewrażliwiona, Cyziu! To nie moja wina, że ​​postanowiłaś poślubić tak żałosnego…

Nagle Bellatriks urwała, jej oczy zwęziły się z oburzenia.

***

Draco wzdrygnął się i spojrzał na swoje przedramię.

Jego Mroczny Znak swędział, prawie boleśnie. Chłopak niechętnie podwinął rękaw, żeby skrzywić się na brzydką smugę na swojej śnieżnobiałej skórze. Tak naprawdę nie oglądał go od dłuższego czasu, praktycznie odmawiając uznania jego istnienia od tamtej nocy w Wieży Astronomicznej, a tym bardziej, kiedy on i Granger zaczęli dzielić jedno łóżko. Tatuaż wyglądał tak jak zawsze, ale irytujące mrowienie zaczęło się pogarszać, a blondyn stłumił jęk za zębami.

— Draco? — wymamrotała Andromeda, przyglądając się uważnie Znakowi na przedramieniu swojego siostrzeńca. — Coś jest nie tak?

—  Nie wiem — wymamrotał. — Po prostu nagle zaczął… palić.

***

Wszystko wydarzyło się zbyt szybko.

Jeden z ludzi Fenrira chwycił torbę Hermiony i wyjął ze środka Miecz Gryffindora, a potem Bellatriks wybuchła furią, wykrzykując pytania o miecz i strzelając klątwami w szmalcowników, którzy byli na tyle głupi, by odpowiadać na jej pytania zarozumiałymi ripostami. Hermiona wstrzymała oddech, dopóki gorące iskry wydobywające się z różdżki Bellatriks nie ustały. Patrzyła na nieruchome ciała oszołomionych mężczyzn, które były rozrzucone po podłodze jak brudne konfetti.

— Pettigrew! — warknęła Bellatriks, wskazując na rannych szmalcowników. — Pozbądź się ich. Zabierz ich na dziedziniec, a ja się nimi zajmę później…

— A-ale, Bello — wyjąkał Lucjusz. — Czarny Pan…

— Jeśli przywołasz teraz Czarnego Pana, on urwie nam głowy, ty tępy idioto! — Zwróciła się do Fenrira. — Wsadź ich do lochów z innymi, z wyjątkiem… z wyjątkiem szlamy — powiedziała Bellatriks, zbliżając się do Hermiony na tyle blisko, że dziewczyna poczuła jej paskudny oddech. — Urządzimy sobie małą pogawędkę…

— Nie, czekaj! — Ron krzyknął gorączkowo. — Nie ona! Ja, weź mnie!

— Ty będziesz następny, cholerny zdrajco…

— Zostawcie ją!

Fenrir puścił Hermionę i uderzył w twarz Rona pięścią, uciszając wszelkie protesty chłopaka, po czym złapał jego i Harry'ego za ramiona i wyciągnął ich z pokoju. Hermiona patrzyła, jak odchodzą, a serce niemal pulsowało jej w żołądku, kiedy zniknęli jej z oczu, a ich głosy zanikły gdzieś w głębi Dworu.

— Ojej — zagruchała Bellatriks, wysuwając język. — Jakież to smutne.

Hermiona czuła, że jej mięśnie drżą, a oddech zaczyna przyspieszać, ale nie chciała, by ciało zdradziło jej strach. Nie chciała dawać Bellatriks żadnej satysfakcji. Czarownica wpatrywała się w nią ze złowieszczym wyrazem podniecenia w na twarzy, szyderczo stukając różdżką w biodro, a Hermiona musiała odwrócić wzrok, jej oczy znów powędrowały do ​​Narcyzy, marszczącej brwi i wbijającej spojrzenie w posadzkę.

— Skąd masz ten miecz, szlamo? — warknęła Bellatriks tuż przy jej uchu.

— Znaleźliśmy go. To tylko podróbka. Kopia…

— Kłamstwo — syknęła, odsłaniając wyszczerbione i zżółknięte zęby. — Nie żeby to miało jakieś znaczenie. I tak planowałam cię torturować. Zacznijmy więc.

Hermiona napięła swoje kończyny, przygotowując się na nieuniknione, wyzywająco unosząc brodę ze względu na swoją godność i powtarzając sobie, że nie będzie krzyczeć.

Pierwsza fala klątwy Cruciatus sprawiła, że upadła na kolana. Miała wrażenie, że jej kości, krew, żyły i wszystko pod skórą iskrzyło od ognia lub było dźgane tępymi i zardzewiałymi nożami. Całe jej ciało napięło się i wyginało pod nienaturalnymi kątami, a ona mocno zacisnęła język, by powstrzymać krzyk, który chciał opuścić jej usta.

O Merlinie, to bolało... jak nic, czego kiedykolwiek wcześniej doświadczyła.

A potem przestało.

— Jak włamaliście się do mojego skarbca? — zapytała Bellatriks, stając nad nią.

— My-my nie…

— Crucio!

Druga runda była o wiele gorsza; w jakiś sposób o wiele bardziej skoncentrowana i głębsza, a Hermiona opadła całkowicie na podłogę, wijąc się, gdy brutalne wstrząsy przejęły nad nią kontrolę. Pomyślała, że ​​krzyk, który odbijał się od ścian pokoju, w ogóle nie brzmiał jak ona, ale poczuła napięcie w płucach i już rozumiała, dlaczego ta tortura doprowadzała ludzi do szaleństwa.

***

Draco ściągnął rękaw z powrotem, aby zakryć swój Mroczny Znak.

Skóra nadal trochę go swędziała, ale było do zniesienia, choć nie podobało mu się, że Andromeda i Blaise przyglądali się temu z taką niezręcznością. Teraz milczeli; Blaise przesuwał palcem po brzegu kubka, a ciotka z roztargnieniem przeglądała przybory kuchenne, więc kiedy na zewnątrz rozległ się nagły trzask aportacji, cała trójka wzdrygnęła się z zaskoczeniem.

Tonks wpadła do środka tylnymi drzwiami, ściskając w ramionach małe zawiniątko i podbiegła do matki, kompletnie nieświadoma obecności dwóch Ślizgonów siedzących przy stole. Chociaż Draco widział tylko plecy dziewczyny, mógł wywnioskować z napięcia w jej ramionach, że była zdenerwowana, więc szybko wymienił zdziwione spojrzenie z Blaise'em.

— Mamo, potrzebuję, żebyś zaopiekowała się Teddym przez chwilę — powiedziała szybko. — Nie wiem, jak długo to potrwa…

— O co chodzi, Nimfadoro? — zapytała Andromeda. — Co się dzieje?

— Właśnie otrzymaliśmy wiadomość od Aberfortha — wyjaśniła, ostrożnie podając matce Teddy'ego. — Szmalcownicy musieli ich złapać, ale powiedział, że są też inni…

— Kochanie, wolniej. O kim ty mówisz…

— Harry, Ron i Hermiona. Oni…

— Co? — wydyszał Draco, jego głos był ledwie szeptem szoku. Wstał, gdy Tonks odwróciła się z westchnieniem. — O czym ty…

— Nie powinieneś był tego słyszeć…

— Powiedziałaś Granger…

— Dajcie mi chwilę...

— Powiedziałaś Granger — powtórzył złowieszczym, niskim tonem. — Czy ona… czy z nią wszystko w porządku?

Dosłownie musiał wydusić z siebie to pytanie, a nawet nie chciał znać odpowiedzi. Nigdy nie czuł czegoś podobnego; emocje zaklinowały się w jego gardle, serce waliło mu za oczami, a postawa jego ciała była napięta, przygotowana na nagłe załamanie. Tego właśnie się obawiał… Hermiona… ale to wszystko było zbyt realne.

Tonks westchnęła. 

— O ile wiemy…

— Co to, do cholery, ma znaczyć? — splunął, robiąc kilka kroków do przodu i ustawiając się na drodze do drzwi, żeby jego kuzynka nie mogła próbować wyjść. — Czy ona żyje, czy nie?

— Nie wiemy, ale sądzimy…

— Powiedziałaś, że są inni — odezwał się Blaise. — Luna. Czy Luna jest jedną z pozostałych?

— To… to prawdopodobne, ale nie wiemy…

— Więc co ty w ogóle u diabła wiesz? — zapytał niecierpliwie Draco.

— Wiem, gdzie oni są — powiedziała Tonks, mierząc go niepokojącym spojrzeniem. — Są w twoim domu. Są w Dworze Malfoyów.

***

— Niczego nie zabraliśmy — jęknęła Hermiona łamiącym się głosem. — To tylko podróbka.

Po chwili poczuła, że ​​znów jest magicznie lewitowana, unosząc się prawie sześć stóp w górę, zanim Bellatriks opuściła jej ciało z powrotem na zimną, kamienną podłogę. Jej głowa wylądowała na posadzce z takim uderzeniem, że odbiła się, a potylica nagle stała się bardzo mokra i ciepła. Kiedy tylko Hermiona poczuła gorzką, metaliczną woń krwi, zdała sobie sprawę, że Bellatriks kuca obok, chwytając ją za ramię i rozrywając materiał jej rękawa.

— Obrzydliwa szlama — prychnęła, a jej groźna twarz unosiła się nad Hermioną. — Wszyscy powinniście być napiętnowani już przy narodzinach.

Bellatriks wymamrotała nieznaną Hermionie inkantację, wytwarzając małą kulę zielonego światła na końcu swojej różdżki. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia, gdy kobieta szybko wbiła ją w jej ramię. Cięła, kroiła i ryła jej skórę, a Hermiona znowu krzyczała, rzucając się i próbując się uwolnić, gdy Bellatriks rzeźbiła litery przez chwilę tak długą, że ta wydawała się trwać godzinami.

Kiedy Bellatriks skończyła oszpecać jej ramię, wystrzeliła kolejną klątwą Cruciatus prosto w klatkę piersiową Hermiony, a jej krzyki bólu stały się szorstkie, słabnąc do łamanych i żałosnych dźwięków, brzmiących jak umierający ptak. Gryfonka straciła głos, ale potrzeba krzyku pozostała, gdy Bellatriks nadal torturowała ją w chorym szale.

Świat znowu się zatrzymał, ale pozostałości klątwy były jak trucizna w jej wnętrznościach i, och Godryku, było jej tak źle. Walczyła z nadchodzącą utratą przytomności, wiedząc, że omdlenie z powodu urazu głowy jest groźne, ale poddanie się ciemności było tak kuszące, gdy pokój obraz zaczynał się zamazywać…

— Przyprowadź mi tu goblina, Pettigrew — poleciła Bellatriks. — Już on powie nam, czy miecz rzeczywiście jest fałszywy.

***

Teddy zaczął pociągać nosem w ramionach Andromedy, ale Draco ledwo to zauważył.

— Mój dom? — powtórzył cicho. — Dlaczego mieliby…

— Sam-Wiesz-Kto używa go jako swojej bazy — powiedziała bez ogródek Tonks. — Nie wiemy, co się dzieje, ale wiemy, że właśnie tam są…

— No to musisz mnie tam zabrać! Znam Dwór! Mogę…

— Wokół terenu znajdują się osłony antyaportacyjne i zostały one zmienione, odkąd zaginąłeś…

— Nadal mogę być w stanie dostać się do…

— Draco, posłuchaj…

— NIE! Ty mnie, kurwa, słuchaj! — ryknął, podchodząc do dziewczyny pełnymi wściekłości krokami. — Muszę tam iść! Muszę…

— Nie możesz nic zrobić — przerwała spokojnie. — Pozwolenie ci na wejście do siedziby Śmierciożerców byłoby niebezpieczne nie tylko dla ciebie, ale dla wszystkich innych, którzy są tam uwięzieni…

— WIĘC CO DO DIABŁA CHCESZ ZROBIĆ? — zażądał, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. — Po prostu zostawisz tam Granger? Zabiją ją, ty głupia…

— Pomoc została już wysłana — powiedziała Tonks. — Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wkrótce się stamtąd wydostaną.

***

Szlama.

Właśnie to słowo zostało wyryte na jej ramieniu krzywymi, szarpanymi literami, z których sączył się małe kropelki krwi, spływające po jej bladej skórze niczym łzy. Doszła do wniosku, że rana z tyłu głowy musiała być poważniejsza, niż początkowo sądziła. Nieostrość jej widzenia stawała się coraz gorsza i chociaż słyszała niewyraźne odgłosy Bellatriks przesłuchującej Gryfka, brzmiały one na tak odlegle. Jej zakrwawione włosy były wilgotne i lepkie na szyi, splątane w gęste kępki, a jej głowa była zdrętwiała i pusta, prawie oddzielona od reszty obolałego i poobijanego ciała.

Domyślała się, że kilka jej żeber zostało złamanych, być może także i ramię, ale trudno było skupić się na jednym obszarze bólu. Z kącika jej ust sączyła się szkarłatna wstążka krwi, ale nie mogła stwierdzić, czy po prostu rozerwała struny głosowe całym swoim krzykiem, czy też doznała jakiegoś wewnętrznego uszkodzenia.

To nie miało znaczenia…

Hermiona już zaakceptowała, że ​​tu umrze; przerażona i samotna na tej lodowato zimnej podłodze, i że jej śmierć zostanie zesłana na nią przez jednego z krewnych chłopaka, którego kochała. To było prawie poetyckie, ale tragiczne historie miłosne zawsze takie są.

Powoli traciła przytomność i wiedziała, że już ​​się nie obudzi. Nikt nie nadejdzie z odsieczą. Nikt nie przyjdzie. Logicznie rzecz biorąc, śmierć była dla niej czymś nieuniknionym, tak jak dla wszystkich, choć jej przybędzie po prostu wcześniej. Za wcześnie. Zbyt ciężka i bolesna.

Pomyślała o swoich rodzicach; o tym, że prawdopodobnie nigdy się nie dowiedzą, że córka, o której zapomnieli, została zabita, ale może tak będzie najlepiej…

Pomyślała o Harrym i Ronie. Zastanawiała się, co się z nimi stanie, i modliła się, żeby zdołali się uwolnić, albo przynajmniej czekała ich szybsza śmierć niż ją samą.

Pomyślała o Draco, przypominając sobie ich związek, któremu ledwo dano szansę na istnienie. Tak krótki. Tak bolesny. Tak… piękny pod każdym względem.

Nie miała zamiaru wyszeptać jego imienia na głos; do diabła, nie sądziła, że ​​jej krtań pozwoli na wyduszenie z siebie choć jednej sylaby, ale na pewno to usłyszała. Nawet nie rozważała możliwości, że jej złamany głos dotarł do czyichś uszu, dopóki szeleszczący rąbek szaty nie pojawił się nagle w jej polu widzenia. Wykorzystując resztki sił, jakie jej zostały, zdołała przechylić podbródek i spojrzeć na Narcyzę Malfoy.

Twarz kobiety była napięta od mieszaniny zaskoczenia i zmieszania, gdy rozejrzała się ostrożnie po pokoju – prawdopodobnie po to, by sprawdzić, czy nikt ich jej obserwuje – zanim uklękła u boku Hermiony.

— Wymówiłaś imię Draco — wyszeptała. — Dlaczego… wiesz, co się z nim stało?

Hermiona próbowała odpowiedzieć, ale jedyne, na co było ją stać, to zduszony jęk, który nie miał żadnego głębszego znaczenia. Narcyza ponownie rozejrzała się po pokoju, a następnie powoli wyjęła różdżkę z kieszeni, celując nią w Hermionę, której rysy stwardniały z napięcia.

— Legilimens.

Nie było mowy, żeby Hermiona mogła się oprzeć zaklęciu. Zacisnęła powieki, gdy fala gorąca przeszyła jej kręgosłup i czaszkę. Wspomnienia błyskawicznie błysnęły przez jej oczami; obrazy tych pierwszych okropnych tygodni, kiedy Draco został zmuszony do pozostania w jej dormitorium. Ujrzała, jak dźga jego dłoń różdżką, a potem łączy ze sobą ich dłonie. Ujrzała Draco pochylającego się nad nią po użądleniu pszczoły i ich przelotny pierwszy pocałunek. Ujrzała, jak wróciła do swojego pokoju po pobycie z Tonks, a on pędził w jej stronę i ujął w dłonie jej twarz. Ujrzała ich na kanapach, przy oknie, na lodzie i wszystkie te pocałunki pomiędzy tymi momentami. A potem ujrzała ich w Zakazanym Lesie; Deszcz bębnił o ich ciała, gdy Draco po prostu stał tam, spetryfikowany, a ona powiedziała mu, że go kocha, i musnęła jego knykcie świstoklikiem.

A potem znów była na posadzce Dworu, wpatrując się w oszołomioną minę Narcyzy i prawie chcąc wyrazić swoją wdzięczność tej kobiecie za umożliwienie jej ponownego przeżycia tych wspomnień. Czuła się jeszcze słabsza; jej powieki drżały, a kończyny stały się wiotkie i pulsujące. Była zdezorientowana, balansując na cienkiej granicy rzeczywistości, gdy jej ciało i umysł zaczęły się wyłączać.

— …pomóc ci — przyciszony głos Narcyzy przywrócił ją na moment do świadomości. — Jeśli obiecasz powiedzieć mi, gdzie jest Draco, wyciągnę cię stąd. Przysięgam. Proszę, powiedz mi tylko, co się stało z moim synem.

Hermiona próbowała coś z siebie wydusić, jednak bezskutecznie. Ledwo zdołała wydobyć z siebie jąkający się, gardłowy dźwięk, który został zagłuszony przez nieoczekiwany chaos zamieszania gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia.

Wydawało jej się, że ​​może... tak, usłyszała Harry'ego i Rona, a potem Lucjusza, Fenrira i Bellatriks. Wszyscy krzyczeli, wręcz maniakalnie. Narcyza zniknęła, a Hermiona nie mogła zrobić nic poza słuchaniem brzęczących dźwięków zderzających się zaklęć, zastanawiając się, czy nie byłoby zbyt optymistycznie z jej strony myśleć, że mogą mieć jakąś szansę, że mogą wydostać się stąd żywi. Jeśli nie ona, to przynajmniej chłopcy…

Szorstkie palce szarpnęły za jej ramiona i włosy, podciągając ją do pozycji pionowej, a potem lodowata krawędź ostrza musnęła napiętą żyłę na jej szyi.

— Rzućcie różdżki, albo ona umrze! — rozkazała Bellatriks. — NATYCHMIAST!

— W porządku! — powiedział Harry.

— Dobrze! Czarny Pan nadchodzi, Harry Potterze! Twoja śmierć już się zbliża! Greyback, czy chciałbyś zaopiekować się panną szlamą? Jestem pewna, że Czarny Pan nie będzie ci jej żałował, po tym, co zrobiłeś dzisiejszej nocy.

Zanim Harry i Ron zdążyli oddać różdżki, które musieli zdobyć w walce, Hermiona opuściła głowę do tyłu i zauważyła subtelne kołysanie żyrandola, którego piękne kryształy cicho dzwoniły wraz z powolnym ruchem. I kolejny hałas; skrobanie metalu o metal. Skrzypienie. Skrobanie… Wszyscy w pokoju znieruchomieli, żeby tego posłuchać, a potem nastąpił ostatni, ostry trzask i żyrandol runął.

Merlin tylko wiedział jak, ale Hermiona zebrała w sobie na tyle energii, by wyrwać się z uścisku Bellatriks, po czym zdołała zatoczyć się kilka kroków do przodu i znaleźć się w bezpiecznych ramionach Rona. Wtedy straciła przytomność.

***

— Zmarnowałam zbyt dużo czasu — powiedziała Tonks. — Muszę wracać… będą potrzebować pomocy…

— Więc zabierz nas ze sobą! — błagał rozpaczliwie Blaise. — Możemy pomóc.

— Nie ma mowy…

— Tam może być moja dziewczyna! Muszę zobaczyć, czy ona tam jest!

Draco dyszał ciężko, próbując opanować swój temperament. 

— Po prostu... po prostu pozwól nam pójść z tobą.

— Nie będę…

— Ty suko bez serca! — wrzasnął. — Muszę zobaczyć Hermionę! Kurwa, muszę, nie rozumiesz?

— Nie! — krzyknęła uparcie Tonks. — Spójrzcie na siebie! Wasza obecność wyrządziłaby więcej szkody niż pożytku…

— Błagam, kuzynko — wydusił z siebie, nienawidząc tego, że ta sytuacja doprowadziła go do błagania. — Pozwól mi ją zobaczyć.

— Draco…

— Zabierz ich ze sobą, Nimfadoro — powiedziała spokojnie Andromeda, starając się uspokoić płacz swojego wnuka.

Tonks uniosła brew. 

— Ale mamo…

— Gdyby chodziło o Remusa, to zachowywałabyś się tak samo jak oni — ciągnęła. — Po prostu zabierz ich ze sobą. Daj im... daj im nadzieję.

Draco obserwował uważnie swoją skonfliktowaną kuzynkę, gdy wydawała się rozważać możliwe opcje, z oczami błądzącymi pomiędzy Andromedą, Blaise'em i nim samym. Po chwili wypuściła zirytowany oddech, przetarła oczy i posłała Draco ostrzegawcze spojrzenie.

— Jeśli zrobisz choćby jeden niewłaściwy krok — powiedziała powoli. — Przysięgam, że…

— Nie — zapewnił ją. — Nie zrobię.

— W porządku — zgodziła się sztywno. — Mamo, gdzie są te świstokliki, które ci wysłałam? Musimy się spieszyć.

— Tutaj — odpowiedziała Andromeda, grzebiąc w szufladzie i rzucając Tonks owiniętą w szmatkę ozdobną podstawkę na jajko. — Uważajcie na siebie. Wszyscy.

Draco z wdzięcznością skinął głową swojej ciotce, gdy Tonks ostrożnie rozpakowała mały drobiazg, kładąc go płasko na dłoni i otulając amortyzując materiałem, dopóki wszyscy nie byli gotowi. Jego wnętrzności skręcały się od emocji; obawy, troski, oczekiwania…

Miał ponownie zobaczyć się z Granger, zakładając, że „plan”, o którym wspomniała jego kuzynka, powiódł się… zakładając, że udało jej się wydostać… zakładając, że wciąż żyła…

Zbyt wiele niepewnych czynników, z tak dużą szansą błędu… Znowu zrobiło mu się słabo.

— Dobra, chodźmy. Musimy ruszać — powiedziała Tonks pilnym tonem. — Na trzy. Raz, dwa, trzy.


6 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że scena z torturami Hermiony była znacznie poważniejsza tak jak i obrażenia których doznała, niż te które miały miejsce w Insygniach. Tam wiemy, że na pewno miała bliznę i że Bella nie żałowała sobie na niej Crucio, ale czy robiła jeszcze coś innego? Jak zrzucanie jej z wysokości… Cholera, po czymś takim jakbym spotkała Draco, to bym chyba jednak miała uraz na jej miejscu. No bo niby to nie on, nie jego wina, nawet go tam nie było, ale jednak jego ciotka wyrządziła Hermionie największą krzywdę jakiej ta kiedykolwiek doświadczyła… Gdzieś z tyłu głowy na pewno bym ciągle miała, że Bella jest jego ciotką i nie dałabym rady przez dłuższy czas być z nim blisko. A myślę, że wiem gdzie przeniesie ich Tonks. Autorka jednak tu idzie trochę zgodnie z oryginałem, więc pewnie trafią wszyscy do Muszelki i tam nastąpi spotkanie dwójki kochanków. Ron dopiero wpadnie w furię, jak zobaczy ich razem. Ale może też zrozumie, że to co między nimi jest, jest prawdziwe. Podejrzewam, że raczej Draco by nie zostawił Hermiony w potrzebie i będzie chciał się nią opiekować. Za to Narcyzie się nie dziwię. Myślała, że straciła syna, a on jednak żyje. Zrobiłaby dla niego wszystko, jak każda matka dla swojego dziecka

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy opis działaniach Crucio, na pewno dużo bardziej graficzny niż ten, który mieliśmy w książkach. Ale to Niewybaczalne, więc do mnie to przemawia. Niesamowite, że Narcyza i Bella tak się różnią, mimo że łączą je więzy krwi. Myślę że Cyzia pomoże im uratować Hermionę, bo już wie że Draco żyje i kocha ją. Z niecierpliwością czekam na następną część tłumaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten żyrandol to chyba sprawka Narcyzy... mam nadzieję, że Hermiona nie ma aż tak ciężkich obrażeń. Chociaż to opowiadanie zaskakuje każdym nowym rozdziałem 🤔

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholerna, psychiczna Lestrange. Mam nadzieję, że będzie się smażyć w piekle, przeklęta suka! Biedna Hermiona, mam dreszcze i jest mi niedobrze na samą myśl o tym, co jej zgotowała :( Mam nadzieję, że uda im się stamtąd wydostać bez większych szkód...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem rozdarta. Rozdział jest tak dynamiczny, a jednocześnie taki jakby wszystko wokół się zatrzymało. Zachwyca mnie w tym opowiadaniu taka poniekąd zgodność z kanonem choć własnym spojrzeniem autorki. To zachowanie Rona pozostawię już bez komentarza, bo to wszystko przez jego niewyparzony jęzor.
    Narcyza i Lucjusz, ukochany, jedyny syn, którego nie widzieli od roku, musiała nim i wstrzasnąć świadomość śmierci dziecka... Zaskoczyła mnie Narcyza, matka kochająca swoje dziecko, dowiaduje się, że żyje, że poniekąd jest szczęśliwy i odnalazł miłość. Czy udałoby się jej uwolnić Hermione, nie wiem, ale dobrze, że prawdopodobnie Zgredek się tam pojawił.
    Tortury Hermiony, w tym opowiadaniu są takie... Realniejsze niż w Insygniach, mają swój czas i są opisane w sposób realny, a nie, że za chwilę Hermiona wstaje i ogarnia... Choć realniejsze to bardziej przytłaczające.
    Boję się o konfrontację Draco z Ronem i Harrym, ta dwójka debili nie byłaby sobą gdyby nie zrobili wielkiej dramy, choć mam nadzieję, że chociaż Harry dojrzał. Spotkanie Hermiony i Draco, bardzo na to czekam ♥️

    OdpowiedzUsuń
  6. A właśnie kontynuując, chciałam przeprosić za kolejna długa nieobecność, ale lubię mieć czas, na wczucie się w czytanie bez przerw podczas rozdziału, lubię mieć czas pomyśleć, a potem napisać przemyślany komentarz. Czuję potrzebę przeproszenia, bo wiem, że komentarze motywują :) ale dosłownie co mogło mi się zawalić to się zawaliło i musiałam mieć chwilę na ogarnięcie tego bajzlu życiowego :)

    OdpowiedzUsuń