Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Ingrid Michaelson - Keep Breathing (dla Hermiony, Andrew Belle - In my veins (dla Draco), James Blunt - Goodbye my Lover, Mumford, Sons - Thistle and Weeds lub Landon Pigg - The way it ends (dla końcówki)

_____

Gorzka bryza smagała jej twarz, jakby próbowała wślizgnąć się do porów i zamrozić krew.

Merlin wiedział dlaczego, ale stopy zaniosły ją prosto do Wieży Astronomicznej i mogłaby przysiąc, że resztki mocy Klątwy Zabijające rzuconej przez Snape'a wciąż wisiały tu w powietrzu. Atmosfera wydawała się gęstsza i cięższa, a ostry dreszcz przeszył jej kręgosłup w chwili, gdy wkroczyła na ostatnie piętro.

Opierając się o balustradę, jej niespokojne oczy przeszukiwały niebo i próbowały przejrzeć cienie burzowych chmur, by znaleźć gwiazdy, ale tylko Vega i Arcturus były wystarczająco jasne, by do niej mrugnąć.

Zapomniane głosy odbijały się rykoszetem od ścian jej czaszki.

Muszę to zrobić…

Zadrżała. Harry powtórzył jej dokładnie to, co Draco powiedział tamtej nocy, a ona mogła przysiąc na grób Godryka, że ​​słyszała szepty jego słów pełzające po ścianach.

Muszę cię zabić, albo on zabije mnie…

Mocniej ścisnęła poręcz i zamknęła oczy, a w jej umyśle uformowały się duchy przeszłości. Widziała to wszystko tak wyraźnie; scena powtarzała się w kółko w jej głowie. Draco, Dumbledore, Snape, Bellatriks. Tak żywi i prawdziwi, jakby w każdej chwili mogła musnąć opuszkami palców ich sylwetki i poczuć bicie serc.

Hermiona skupiła się na obrazie Draco, który wyczarował jej mózg. Na tym jak chłopak opuszczał różdżkę, tak jak to opisał Harry, i nagle poczuła, jakby serce zabiło jej w nie w piersi, a w gardle. Blondyn wyglądał na tak bezbronnego, co sprawiło, że zakochała się w nim jeszcze bardziej, ale ten logiczny głos w jej umyśle nagle ostro przypomniał, że to była wyłącznie jej własna interpretacja wydarzeń.

Tuż przed tym, jak Snape uniósł różdżkę, by zamordować mężczyznę, którego tak bardzo podziwiała, poczuła chrapliwy pomruk mrowiący jej ucho i otworzyła oczy. Obracając się z ostrym westchnieniem, by napełnić płuca, gorączkowo szukała jego źródła, ale ujrzała, że była tam sama.

Zupełnie sama.

I to ją zmroziło.

Jej otoczenie wydawało się wibrować przepełnione złowrogimi cieniami, a upiorne szepty kryły się w gęstej ciemności. Przestrzeń zaczęła ją dusić, a jej klatka piersiowa nagle zafalowała, gdy lodowaty chłód przemknął po nogach.

Rozpoczęła gwałtowny sprint i pobiegła do swojego dormitorium pozwalając, by duchy przeszłości pozostały za nią w tej Wieży. Uderzenia jej pospiesznych kroków odbijały się echem w pustych korytarzach, a ona wpadła do swojego pokoju, zatrzymała się w poślizgu i zamknęła za sobą drzwi. Obracając się na piętach, jej oczy zmiękły, kiedy wylądowały na Draco; drzemiącym na sofie z Krzywołapem spoczywającym na jego kolanach. Smutny uśmiech wpłynął na usta Hermiony, gdy ochrypły oddech chłopaka dotarł do jej uszu, a bolesny puls miłości zabębnił jej w piersi.

— Krzywku — szepnęła, podchodząc na palcach do kanapy. — Zmykaj.

Z leniwym przeciągnięciem łapek jej wierny zwierzak posłuchał i czmychnął do pokoju chłopaka, aby zapewnić im prywatność, której tak bardzo pragnęła. Wyciągając swoje nieskrępowane palce, Hermiona pogładziła blondyna po twarzy. Powtarzała te czynności już wcześniej, ale nigdy nie miała czasu, by poczuć teksturę jego ciała pod opuszkami, a był niczym płynna jesień; przyjemnie chłodny i jak jędrny miąższ świeżych śliwek. Zamykając oczy, wyryła to doznanie w swoim umyśle, zauważając, że jego usta miały w sobie coś z topiącego się wosku, a delikatny zarost na szczęce mrowił jak statyczność mugolskiego telewizora.

— Co robisz, Granger?

Otworzyła swoje oczy w chwili, gdy powieki Draco również powoli się rozchyliły, by przeszyć ją podejrzliwym spojrzeniem. Znieruchomiała na chwilę, ale po szybkim przygryzieniu wargi po prostu westchnęła i uniosła wyżej brodę.

— Spotkałam pewną kobietę, która straciła kogoś, kogo… — Kochała. To właśnie chciała powiedzieć, ale jej język się zawahał. — Kogoś, na kim jej zależało.

Draco zmarszczył brwi, ale milczał.

— Wiem, że nasza… relacja jest skomplikowana — kontynuowała Hermiona z lekką ulgą, gdy nie skrzywił się na słowo na „r”. — I nigdy nie chciałam, aby coś takiego się wydarzyło…

Parsknął. 

— Myślisz, że ja planowałem…

— Proszę, Draco — przerwała. — Pozwól mi tylko skończyć. Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas zaplanowało cokolwiek z tego, co się wydarzyło. — Przełknęła i złapała kątem oka jego wzrok. — Ale niczego nie żałuję. Zależy mi na tobie. I nie chcę, żebyśmy się rozdzielali, ale nic nie mogę na to poradzić.

Draco napiął szczękę, wrząc z determinacji, gdy patrzył, jak jej ramiona opadają ze zmęczenia i porażki. Jej policzki błyszczały od wielogodzinnego wylewania łez, a włosy były rozczochrane od wiatru. Była taka naturalna i prawdziwa, i ta świadomość niemal kopnęła go w brzuch.

— Ale mogę zrobić coś na pożegnanie — powiedziała Hermiona zdecydowanym tonem. — Nie będę się już z tobą kłócić.

Uniósł brew. 

— O czym ty…

— Nie wiem, kiedy będziemy musieli opuścić szkołę — wymamrotała. — Ale nie pozwolę, abyśmy nasze ostatnie dni spędzili na skakaniu sobie do gardeł…

— My się kłócimy — stwierdził ze stoickim wzruszeniem ramion. — Już tak po prostu mamy…

— Nie mam na myśli tych nieszkodliwych sprzeczek — powiedziała z frustracją. — Wiesz, o co mi chodzi Draco; te wszystkie poważne kłótnie, które ostatnio stoczyliśmy… Już więcej do żadnej nie dopuszczę. Koniec, kropka.

Zamarła, czekając, aż Draco się odezwie, ale on po prostu spojrzał na nią z tym znajomym wyrazem dystansu w oczach, który sprawił, że zacisnęła dłonie w pięści.

— Ja tylko… — urwała, a jej palce wróciły do ​​jego twarzy. –— Chcę cię takim zapamiętać. Spokojnym i… i nie wyglądającym tak, jakbyś mnie nienawidził.

Draco zmarszczył brwi, ale z roztargnieniem przylgnął do jej dłoni.

— A więc to tyle — powiedziała, opuszczając rękę z powrotem na bok. — Nie wiem, co się z nami stanie. McGonagall powiedziała, że spróbuje znaleźć dla ciebie miejsce, ale nie wiem nic więcej. Udzieliłam ci wszystkich możliwych odpowiedzi, więc nie będę się więcej spierać o te nasze okoliczności. Jestem tym zmęczona…

— Granger…

— Więc jeśli ty nie możesz…

— Granger…

— To w takim razie nie chcę z tobą rozmawiać…

— Granger — warknął z niecierpliwością, łapiąc ją za rękę i sadzając na swoich kolanach. — Weź ten cholerny oddech…

— Mówię poważnie — powiedziała, sztywna i napięta w jego ramionach. — Nie i już.

Wyraz twarzy Draco powoli zmienił się w rozbawiony uśmieszek, a Hermiona przyjrzała mu się uważnie, podświadomie wstrzymując oddech, gdy chłopak mlasnął językiem. 

— Zawsze taka uparta — odparł niskim i cichym tonem. — Dobrze, Granger. Już więcej żadnych pytań.

Nie mogła powstrzymać głośnego westchnienia ulgi, które opuściło jej usta i zaczęła bawić się jego blond włosami. 

— Dziękuję — powiedziała, rozluźniając się na jego kolanach i składając delikatny pocałunek w kąciku jego ust.

Draco wsunął dłonie między jej łydki i przyciągnął ją bliżej, dopasowując jej nogi do wygodnego rozkroku, gdy pogłębiał pocałunek. Coś w delikatnych, ale zdecydowanych ruchach warg Granger zawsze budziło w jego żyłach nieuniknione pragnienie. Zaciskając palce w zbuntowanych lokach dziewczyny, przytrzymał jej głowę w miejscu i przyssał się do jej ust z czymś bliskim desperacji.

Rozsiewając wilgotne pocałunki na jej szyi, powstrzymał dreszcz, kiedy jeden z jęków Gryfonki przemknął po wrażliwej skórze jego ramienia i ześlizgnął się wzdłuż kręgosłupa. Jego palce wbiły się w linię dżinsów tuż pod jej pośladkami, kiedy brutalnie pociągnęła za rąbek jego koszulki i przerwała pocałunek, by przeciągnąć materiał przez głowę.

Złamane pocałunki smakują lepiej, gdy coś naprawiają.

Robiła to, co on potajemnie tak bardzo uwielbiał; delikatnie przesunęła paznokciami po jego torsie i musnęła wargami brzeg ucha. Pospiesznie zrywając z niej sweter, przemknął zębami po linii jej obojczyka, bawiąc się zapięciem stanika.

Oboje z nagimi piersiami zaczynali błyszczeć od potu rozkoszy, osiągając między sobą niewypowiedzianą zgodę, gdy skradali światu kilka cennych minut, aby rozkoszować się wszystkimi szczegółami, które drażniły ich zmysły.

Całując… dotykając… kąsając… wzdychając… smakując…

Zapamiętując.

Ale ciepło uwięzione w podbrzuszu Hermiony sprawiło, że skręciła się, a potem oderwała się od niego i wstała, by zdjąć dżinsy i bieliznę, podczas gdy Draco szybko wysunął się ze swoich spodni i bokserek. Widział iskry niepewności w jej orzechowych oczach, gdy otwarcie się na nią patrzył, pragnąc, aby jego umysł zapamiętał każdy cal jej ciała, zanim jej niepokój całkowicie zburzy ten obraz.

Dlaczego nie mogła zrozumieć, że jest cholernie piękna?

Może dlatego, że nigdy jej tego nie powiedział.

Chciała usiąść obok niego na sofie, ale jego ręka wystrzeliła i chwyciła ją za nadgarstek, powoli, ale stanowczo pociągając ją z powrotem do miejsca, w którym była wcześniej; przylegając udami do jego ud. Odsunął dłonią bujne kosmyki zasłaniające jej twarz i mógł zobaczyć niepewność niechętnie wpisaną w jej czarujące rysy. Nigdy wcześniej nie robili tego w ten sposób, by to ona była na górze i musiała nadać im tempo. Delikatnie uniósł jej podbródek, żeby spotkała jego zachęcające spojrzenie.

— Spodoba ci się — zapewnił ją, chwytając zębami jej dolną wargę. — Zaufaj mi.

Oczy Hermiony rozszerzyły się, a ramiona rozluźniły, gdy powolny uśmiech zaszczycił jej nabrzmiałe wargi. 

— Ufam ci — wyznała cicho, chwytając go za ramiona, gdy jedna z jego dłoni spoczęła na jej plecach, a dotyk palców wywołał przyjemne dreszcze, spływające po jej kręgosłupie.

Jego druga ręka prześledziła wyimaginowaną ścieżkę od linii jej bioder do wilgotnej kobiecości, której pragnął, i zanurzył w niej dwa palce, łapiąc jej lekki jęk w swoje usta. Drażnił się z nią tylko przez kilka skradzionych minut, zasypując ciężkimi pocałunkami jej klatkę piersiową i stając się coraz twardszy, gdy jej łagodne mruczenie mrowiło go w uszach. Próbowała sięgnąć po jego erekcję, ale odepchnął jej chętne ręce; chciał, żeby to trwało choć chwilę dłużej. Chciał być pochłonięty doświadczeniem tej intymności, zamiast dążyć do szybkiego spełnienia.

Nie wiedział dlaczego. Po prostu tak było.

Po zaledwie kilku muśnięciach jej najwrażliwszego punktu, by upewnić się, że jest gotowa, powoli przesunął ją w górę, aż jej nabrzmiałe piersi znalazły się na jego klatce piersiowej. Lekko się wijąc, pozwoliła mu wsunąć się do środka, wyginając plecy i dostosowując się do tego nieznanego, ale wspaniałego kąta.

Draco wciągnął powietrze przez zęby, wtapiając się w ciepło jej wnętrza, a jego uścisk na jej talii zacieśnił się, gdy ruch jej bioder sprawił, że jego wnętrzności zaczęły pulsować z pożądania. Poruszając jej ciałem, by pomóc w nabraniu rytmu, kołysał ją powoli ku sobie, jego usta były mocno przytwierdzone do każdego centymetra skóry, którego mógł posmakować.

Stopniowe napięcie narastało między nimi przez długie minuty, a może nawet godzinami; delikatne kołysanie ciał i leniwe muśnięcia ust. Wydawała z siebie te chrapliwe jęki, które brzmiały zbyt czysto jak na jego postrzeganie rzeczywistości, ale i tak je chłonął. Jej głowa opadła do przodu, aż ich brwi zetknęły się ze sobą, a ona otoczyła go swoimi bujnymi lokami, niczym welonem, który odcinał od nich resztę świata.

Pocałunki wpasowane w rytm ich ciał; powolne, ale głębokie i drażniące wszystkie zakończenia nerwowe. Gdy zbliżająca się błogość zaczęła nabrzmiewać w jego podbrzuszu, Draco owinął ramiona wokół jej ciała, więc ona przejęła tempo, poruszając się trochę szybciej i mocniej. Wiedział z jej charakterystycznych drgawek i podniesionych oddechów, że osiąga szczyt swojej przyjemności, i przerwał ich pocałunek, ujmując jej twarz w dłonie, by móc być świadkiem momentu, w którym rozkosz zatańczy na jej twarzy.

Rozchylone usta. Zdezorientowane mrugnięcia. Rozszerzone źrenice. Zdławiony jęk.

— Chcę cię taką zapamiętać — wymamrotał, prawie przypadkowo, gdy wibracje jej uwolnienia również i jemu przyniosły spełnienie.

Całując ją w czoło, z szorstkimi oddechami błądzącymi między nimi, Draco z roztargnieniem gładził leniwie jej włosy, gdy orgazmy mijały, pozostawiając po sobie jedynie to delikatne mrowienie w kościach. Pomruk jej zadowolenia przemknął po jego ramieniu, a ona zamknęła oczy. On jednak nie pozwolił jej opuścić głowy, gdy z jego ust wypłynęły ciężkie słowa.

— Ostatnie pytanie — wychrypiał, a jej oczy niechętnie otworzyły się, by napotkać jego. — Jak dużo czasu nam zostało?

Spokojny wyraz twarzy Hermiony przekształcił się w złamane serce, a ona przełknęła gulę smutku zastygłą w tchawicy. 

— Nie za dużo.

***

Czas jest czymś subiektywnym dla szczęśliwych serc.

Czas jest gorzki i samolubny; nie zwolni bez względu na to, jak bardzo go błagasz.

Czas mija, gdy natkniesz się na coś bliskiego zadowoleniu.

Spędzili kilka następnych dni opleceni nawzajem swoimi kończynami, pod prześcieradłem lub prysznicem i próbowali odgrodzić się od świata za drzwiami, tak jak zwykle robią to młodzi kochankowie. Podczas tych kruchych godzin przysiadali we wnęce przy oknie, obserwując dzikie pokazy styczniowych burz i czytając Szekspira, Byrona lub Donne'a między leniwymi pocałunkami.

Draco nienawidził momentów, kiedy Hermiona musiała opuścić dormitorium na kilka spotkań z McGonagall, albo by pomóc ofiarom ze Świętego Munga w Skrzydle Szpitalnym, ale przygryzał swój język, aby zachować spokój, tak jak jej obiecał. Chociaż cień zbliżającej się wojny nigdy nie opuścił pokoju, od czasu ich rozmowy często nosiła na ustach ten subtelny uśmiech, a on był nieugięty w swoim postanowieniu, że nie sprawi, by zniknął.

— Draco.

— Hm?

— Czy chcesz iść do łóżka? — zapytała. — Wyglądasz na dość zmęczonego.

Sen był stratą czasu.

— Nic mi nie jest — wymamrotał, gestem pokazując jej, by przewróciła stronę. — Równie dobrze możemy dotrzeć do końca.

Hermiona wyciągnęła szyję, żeby cmoknąć go w kąciku ust.

Z całych sił walczyła, by nie dać się zwieść fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa, ale zrelaksowana postawa Draco była niczym lek łagodzący wszelkie lęki. Hogwart też sprawiał wrażenie spokojniejszego; większość ocalałych z ataku na Szpital już wyzdrowiała i została odesłana do domów, a reszta uczniów miała wrócić jutro Ekspresem Hogwart. Nie mogła się doczekać spotkania z Ginny i Nevillem, choćby po to, by móc należycie się pożegnać, zanim Ministerstwo zostanie obalone i będzie musiała stąd odejść.

Pośród czterdziestu osób, które już wróciły do szkoły byli bracia Creevey i dziewczyna z trzeciego roku o imieniu Joanne Preston; wszyscy oni byli mugolakami tak jak Hermiona, co czyniło ich jej głównym priorytetem, kiedy wydarzy się nieuniknione.

McGonagall drobiazgowo przedstawiła Hermionie wszystkie plany ewakuacji mugolaków, ale postawa kobiety co do kwestii Draco pozostawała dość niejasna; po prostu kiwała głową i zapewniała, że ​​„coś zostało zaaranżowane”. Zmarszczki stresu przecinające twarz dyrektorki były ostatnio nieco głębsze i Hermiona powstrzymała się od drążenia tematu, bezgranicznie ufając swojej mentorce i odsuwając na bok troskę.

Ale naprawdę martwiła się o Draco; tak bardzo, że ją to przerażało.

Przygotowała się psychicznie na upadek Ministerstwa i Hogwartu, ale myśl o zbliżającym się odejściu Draco sprawiła, że traciła dech w piersi. Te ostatnie dni spędzone w otoczeniu jego zapachu, głosu i ciepła koiły duszę, i była prawdopodobnie najpiękniejszym okresem w jej krótkim życiu.

Ale wszystko ma swój koniec.

— Granger.

— Hm?

— Nie przewróciłaś strony od jakichś dziesięciu minut.

— Och — zmarszczyła brwi. — Przepraszam. Zamyśliłam się.

— Zaskakujące — wycedził z głębokim sarkazmem, składając pocałunek za jej uchem. — No już, Granger. Przewróć stronę.

Otępiale wykonując jego polecenie, Hermiona spróbowała jeszcze bardziej wtopić się w ciepło ciała Draco i skarciła się za to, że pozwoliła cennym minutom prześlizgnąć się jej przez palce.

Zegary z niej kpiły.

***

Obudziła się z nerwowo ściśniętym żołądkiem.

Wciąż było ciemno, a ramię Draco obejmowało jej talię, gdy jego senne oddechy mierzwiły jej włosy. Zerkając na zegar i stwierdzając, że jest prawie piąta rano, ostrożnie wstała z łóżka i spróbowała ustalić, co ją wybudziło, szukając czegoś, co wydawałoby się nie na miejscu.

Iskry błyskawic oświetlały jej pokój między niskimi grzmotami, a ona ostrożnie podeszła do okna, spoglądając na granatowe niebo, co chwila przecinane światłem błyskawic. Kolejne ukłucie niepokoju wdarło się do jej żołądka, a po jej skórze przemknęła gęsia skórka, jednak nie miała pojęcia dlaczego.

Coś po prostu było… nie tak.

Coś kazało jej opuścić dormitorium, a ona po cichu przebrała się w dżinsy i włożyła jedną z koszulek Draco oraz sweter, by stawić czoła wszechobecnemu chłodowi. Chwyciła swoją różdżkę i zawahała się przed wyjściem, delikatnie gładząc włosy śpiącego blondyna, po czym pchnęła drzwi i zobaczyła Krzywołapa nerwowo krążącego po salonie, wydającego z siebie niepokojące syczenie, gdy drapał deski podłogi.

— Uspokój się, Krzywku — szepnęła, głaszcząc go lekko po łebku. — Za chwilę wrócę.

Pozwalając intuicji prowadzić się do przodu, szła na palcach pustymi korytarzami, i tylko łomotanie jej serca zakłócało głuchą ciszę zamku. Wędrując z roztargnieniem w kierunku, w którym tak naprawdę nie chciała iść, sunęła palcami po kamiennych murach, jakby próbowała jakoś uspokoić samą szkołę na to, co miało nadejść. Wspinając się po schodach i zdając sobie sprawę, dokąd zmierza, jej oczy rozszerzyły się, gdy odkryła, że ​​ktoś już udał się na poszukiwanie odpowiedzi do Wieży Astronomicznej we wczesnych godzinach tego osobliwego poranka.

— Ty też to czujesz? — zapytała, podchodząc bliżej, by stanąć u boku swojej profesorki.

— Tak — przytaknęła McGonagall, trzymając dłonie na poręczy, gdy jej zamyślone oczy wpatrywały się w mroczne chmury. — Coś jest nie tak.

— Co to takiego?

— Nie jestem pewna — odparła twardo dyrektorka. — Burza jest inna. Jakby… poza równowagą.

— Myślisz, że… — ale Hermiona urwała, widząc lśniącą białą kulę lecącą w ich stronę niczym kometa. — Co to?

McGonagall pochyliła głowę i rozwarła oczy z przerażeniem. 

— Nasze ostrzeżenie.

Obie cofnęły się o kilka kroków, gdy światło uderzyło w wieżę i przybrało postać łani, a Hermiona pomyślała o matce Harry'ego. Patronus.

— Pani profesor, czyj to…

— Cicho, Hermiono — uciszyła ją starsza kobieta. — To ważne…

— Jedna godzina — rozbrzmiał wokół nich znajomy męski głos. — Nadchodzą, Minerwo.

Świecąca łania zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a Hermiona wypuściła oddech kłujący ją w płuca, gdy spojrzała wyczekująco na dyrektorkę. 

— Nadchodzą? — zapytała. — Śmierciożercy?

— Jedna godzina — powtórzyła McGonagall odległym głosem. — Nie wiem, czy to wystarczająca ilość czasu…

— Czy to był patronus Snape'a?

— Tak — skinęła głową, zwracając się do swojej uczennicy z poważnym spojrzeniem. — Posłuchaj, Hermiono, muszę powiadomić innych profesorów. Ty musisz obudzić Creeveyów i pannę Preston i zabrać ich do mojego biura. Dołączę do was, jak tylko będę mogła....

— Myślałam, że zamierzamy ich ewakuować testralami…

— Nie mamy na to wystarczająco czasu — potrząsnęła głową. — Po prostu zaprowadź ich do mojego biura, a niedługo do was dołączę. Dobrze?

Gryfoński instynkt przejął nad Hermioną kontrolę i wyprostowała się, zanim stanowczo skinęła głową starszej kobiecie. 

— Dobrze. Idę…

— Bądź tak szybka, jak tylko zdołasz! — zawołała za nią McGonagall, gdy Hermiona ruszyła biegiem w dół.

Zanim dotarła do dormitorium Gryffindoru, jej mięśnie były obolałe, a głowa pulsowała od adrenaliny. Budząc Dennisa, Colina i Joanne, wierciła się niespokojnie, gdy oni pospiesznie zbierali swoje rzeczy, rzucając zmartwione spojrzenia na zegar.

Słodki Merlinie, to naprawdę się dzieje….

Dziewiętnaście minut później wszyscy czekali już w gabinecie dyrektorki; Colin próbował pocieszyć swojego przerażonego brata, a Hermiona uspokajała trzynastoletnią Joanne, mówiąc jej, że wszyscy wrócą bezpiecznie do domu. Ale w miarę upływu kolejnych minut Hermiona stawała się coraz bardziej niespokojna. Drżała z nerwów i niecierpliwości, gdy czas mijał, a strach przed Śmierciożercami stawał się coraz głośniejszy w jej głowie. Każde drgnięcie wskazówki zegara oznaczało jedną minutę mniej, by wydostać Draco z Zamku, a ona całą wolą walczyła, by skupić się na swoich obowiązkach wobec McGonagall i mugolaków.

— Gdzie jest McGonagall? — zapytał Colin z paniką w głosie. — Powiedziałaś, że nie potrwa długo.

— Jest w drodze — odparła Hermiona, niepewna, czy kłamie, czy nie. — Będzie dobrze.

A co jeśli nie będzie dobrze?

Czekanie na nieuniknione może doprowadzać do szału.

Mając tylko dwadzieścia dwie minuty czasu, dyrektorka w końcu wpadła do swojego gabinetu, a Hermiona nigdy nie widziała, by kobieta wyglądała na tak zdenerwowaną; jej brwi pokryte były kropelkami potu, a czoło zmarszczone ze stresu. Podbiegając do kominka, McGonagall wyrecytowała szybkie zaklęcie, po czym odwróciła się do czwórki nastolatków i gestem nakazała im podejść bliżej.

— Przeniesiecie się przez sieć Fiuu do domu Kingsleya Shacklebolta — wyjaśniła poddenerwowanym głosem. — On już upewni się, że wszyscy bezpiecznie dotrzecie do domów, dobrze? — Trzy najmłodsze głowy kiwały się ze zrozumieniem. — Jego adres to Wordsworth Way 23 — powiedziała im, sięgając po miskę z proszkiem Fiuu. — Panno Preston, jesteś pierwsza i pamiętaj, żeby wyraźnie wypowiedzieć adres. Musimy być szybcy.

Hermiona obserwowała, jak Joanne znika wśród jaskrawego strumienia szmaragdowych płomieni, a tuż za nią podążył Dennis i wreszcie Colin. Mała dawka ulgi przytłumiła ciężkie dudnienie serce w jej piersi, ale zmarszczyła brwi z zakłopotaniem, gdy zdała sobie sprawę, że McGonagall wyciąga misę z proszkiem w jej stronę.

— No już, Hermiono — ponagliła dyrektorka. — Musisz iść…

— Nigdzie nie idę — zaprotestowała, odsuwając się od kobiety. — Muszę wydostać stąd Draco…

— Nie mamy na to wystarczająco czasu…

— Ale muszę…

— Hermiono, Śmierciożercy już są w drodze! — rzuciła surowo McGonagall. — Musisz uciekać…

— NIE! — krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści. — NIE idę! Muszę go stąd wydostać! Przysięgałaś mi…

— Hermiono, proszę, bądź rozsądna…

— Tylko marnujesz czas na kłótnie ze mną! — nalegała ze złością, a łzy frustracji spływały jej po policzkach. — Jeśli będę musiała zrobić to bez twojej pomocy, to zrobię! Ale nie odejdę, dopóki nie dowiem się, że został stąd wyciągnięty!

McGonagall zesztywniała, zanim odetchnęła pokonana, patrząc na swoją uczennicę zmęczonymi oczami, gdy niechętnie podeszła do swojego biurka. Szybkim machnięciem różdżki otworzyła szufladę, wyjęła z niej mały okrągły przedmiot owinięty w tkaninę oraz różdżkę, którą Hermiona rozpoznała jako należącą do Draco.

— Niech więc tak będzie — mruknęła McGonagall z westchnieniem. — Posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. Użyjcie tylnego wyjścia ze szkoły i biegnijcie na skraj Zakazanego Lasu obok chaty Hagrida. Nie wchodźcie za daleko; tylko na tyle, by pozostać niezauważeni.

— A co, jeśli ktoś go zobaczy w szkole?

— Wszyscy profesorowie zbierają się w Wielkiej Sali, a większość uczniów wciąż śpi — dodała. — Dotrzecie tam bez problemu…

— I co mam zrobić, kiedy już…

— Ta moneta to świstoklik do kryjówki — wtrąciła kobieta, podnosząc przedmiot zakryty materiałem. — Kiedy stąd wyjdziesz, dam im znać, że jest on w drodze.

Hermiona przełknęła ślinę, gdy dyrektorka wepchnęła jej świstoklik i różdżkę Draco w jej ręce. 

— Nie powiesz mi, dokąd go to przeniesie, prawda?

McGonagall pokręciła głową. 

— Wiesz, że będzie o wiele bezpieczniej, jeśli mniej ludzi…

— Ale będzie tam bezpieczny? — błagała Hermiona, chowając oba przedmioty do kieszeni. — Obiecujesz, że będzie bezpieczny?

— Obiecuję — skinęła głową McGonagall. — A teraz posłuchaj, Hermiono. Po odejściu Draco musisz wrócić tą samą drogą, którą przybyłaś. Na skraju lasu, obok chaty Hagrida, pod dębem znajduje się czerwona skała. Stamtąd będziesz mogła się teleportować. Udaj się do domu Tonks, a ja zadzwonię do niej przez kominek, żeby wiedziała, że ma się ciebie spodziewać i zdążyła zmienić swoje zabezpieczenia.

— Czerwona skała pod dębem — powtórzyła tępo, zanim praktycznie rzuciła się na dyrektorkę i zamknęła ją w łamiącym żebra uścisku. — Bardzo ci dziękuję. Za wszystko. Przepraszam, że jestem tak samolubna.

McGonagall przyjęła te słowa ze smutną miną i poklepała dłonią plecy swojej uczennicy.

— Musisz iść — poradziła, odsuwając się i kierując Hermionę w stronę drzwi. — Szybko. Nie masz zbyt wiele czasu. — Dyrektorka przerwała i odetchnęła drżąco. — Trzymam za was kciuki.

Ofiarowując Minerwie ostatnie pełne wdzięczności spojrzenie, Hermiona poderwała się do działania. Potykając się w pośpiechu na niezdarnych nogach, wymknęła się z gabinetu; zdruzgotane serce ugrzęzło w jej gardle, kiedy świat dookoła się rozpadał.

***

Draco usiadł na łóżku i marszcząc brwi spojrzał na zimne wgniecenie w materacu, pozostałe po ciele Hermiony.

Gdzie do cholery…?

Była za kwadrans szósta i niebo dopiero zaczynało się rozjaśniać, przechodząc w delikatniejszy odcień błękitu, więc dlaczego był sam w łóżku? Co więcej, dlaczego nie słyszał odgłosów prysznica ani szurania po aneksie kuchennym?

Krzywiąc się z irytacji, odrzucił na bok kołdrę i naciągnął na ciało ubranie, które miał na sobie poprzedniego dnia, próbując oprzeć się chłodnemu powietrzu, które wkradło się do pokoju Granger. Stąpając boso po surowych deskach podłogi i kierując się do salonu, prawie się potknął, gdy zwierzak jego kochanki zablokował mu drogę.

— I że to ma być niby inteligentny kot. Chyba po moim trupie — wymamrotał, rzucając Krzywołapowi krzywe spojrzenie. — Skoro jesteś taki mądry, to gdzie jest…

Urwał jednak, gdy Hermiona wpadła do pokoju, dysząc dziko. Jej policzki błyszczały od łez, kiedy potykała się o własne stopy. 

— Och, dzięki Merlinowi, że się obudziłeś! — sapnęła, brnąc w jego stronę i chwytając jego sweter w drżące pięści. — Musimy iść…

— Co do cholery? — wypalił, chwytając ją za nadgarstki i podtrzymując. Nigdy nie widział jej w takim stanie, a jego wnętrzności zawirowały ze strachu, gdy chłonął wzrokiem jej panikę. — Gdzie byłaś…

— Musimy uciekać! — krzyknęła. — Śmierciożercy. Nadchodzą! Musimy iść! Teraz!

— Granger, po prostu, kurwa, oddychaj…

— Nie słuchasz mnie! Mamy nie więcej niż kilka minut! — wrzasnęła, wyrywając się z jego uścisku i machając różdżką, by przywołać jego buty i płaszcz. — Załóż to, Draco! Szybko! Muszę cię stąd zabrać! Po prostu się pospiesz!

Powaga jej słów i desperacja w głosie uderzyły go w pierś jak Impedimenta, więc szybko zrobił, co mu kazała, podczas gdy ona sama wbiegła do swojego pokoju i po chwili wróciła z zaczarowaną torebką i kurtką. Ledwo zapiął pierwszy guzik płaszcza, kiedy złapała go za rękę i zaczęła wyciągać z pokoju, a jej palce zacisnęły się wokół jego własnych tak mocno, że niemal odcinały krążenie.

— Krzywku! — zawołała przez ramię, otwierając drzwi. — Chodź, Krzywku! Chodź!

Kot pobiegł do przodu, gdy szarpnęła Draco i ruszyli za zwierzęciem. Oboje rzucili się do niezdarnego sprintu i pognali pustymi korytarzami Zamku, napędzani strachem i z całej siły trzymając się za ręce. Kiedy dotarli do tylnych drzwi, wiatr i deszcz uderzały w nich z nieubłaganą siłą, gdy ślizgali się i zbiegali po błotnistych skarpach w kierunku Zakazanego Lasu. Mijając chatę Hagrida, zanurkowali między drzewa, odpychając na bok gałęzie, które próbowały przeszkodzić im w ucieczce. Kątem oka Hermiona dostrzegła błysk czerwieni i gwałtownie się zatrzymała.

Nadal trzymała dłoń Draco zaciśniętą w swojej.

— Kurwa — przeklął blondyn, ledwo unikając zderzenia się z Hermioną. — Granger, co do…

— Czerwona skała — mruknęła do siebie, spoglądając na wysoki dąb, o którym wspomniała McGonagall. — Chodź tu, Krzywku — skinęła na swojego zwierzaka, który pobiegł kilka metrów do przodu, ale szybko wrócił do niej. — Zostań tutaj, kochanie. Niedługo wrócę.

Zadowolona, ​​że ​​jej magiczny chowaniec zrozumiał, pociągnęła Draco i znów ruszyli biegiem przed siebie. Krew sączyła się między ich dłońmi, gdy paznokcie wbijały się w skórę. Kolejny ostry trzask błyskawicy eksplodował nad ich głowami, a Hermiona odrzuciła z twarzy mokre kosmyki i otarła pospiesznie piekące od łez oczy. Miała wrażenie, że jej kości są niczym pękające szkło, a płuca napinają się przy żebrach tak mocno, że zaraz pękną, ale nie mogła przestać biec.

Biegnij…

Muszę go stąd zabrać…

Trzeba go przenieść w bezpieczne miejsce…

— Granger, stop! — Draco krzyknął za nią, wbijając pięty w ziemię i wyrywając rękę z jej mocnego uścisku. — Po prostu się zatrzymaj, kurwa!

Hermiona odwróciła się i bezskutecznie próbowała ponownie złączyć ze sobą ich palce. 

— Draco, musimy…

— Jesteśmy już wystarczająco daleko! — warknął. — Co my tu do diabła robimy?

Poczuła, jak jej zmaltretowana nieprzyjazną pogodą twarz marszczy się z bólu, gdy próbowała znaleźć odpowiednie słowa. Och Godryku… jej serce tak bardzo bolało. Wpatrywała się w niego; jasne włosy potargane przez wiatr i szare rysy twarzy, surowe od uderzeń zimna. Wyglądał tak ludzko i doskonale, a emocje dusiły ją w piersi.

— Jesteśmy… jesteśmy tu, żeby się pożegnać — wymamrotała z drżącymi ustami i szczękającymi zębami, obserwując go z niepewnością. — Nasz czas dobiegł końca.

Draco uparcie potrząsnął głową, a jego usta wykrzywiły się wyrażając bunt. 

— O czym ty…

Przenikliwy i ostry trzask przeciął jego słowa, rozbrzmiewając w lesie i sprawiając że ziemia zadrżała pod ich stopami. Instynktownie sięgnął po Hermionę, chwytając ją za łokcie i przyciągając do siebie, gdy drżenie ustąpiło. Gdzieś w oddali słyszał rojące się świsty nadlatujących mioteł i coś, co brzmiało jak przerażone wrzaski ludzi z Hogwartu. Nawet drzewa wydawały się jęczeć i wzdrygać, a Draco podejrzliwie przyglądał się swojemu otoczeniu, trzymając Hermionę przyciśniętą do piersi.

— Co to, do cholery, było? — warknął, gdy upiorne echa ucichły.

— Pęknięcie osłon — odpowiedziała oszołomiona, zerkając przez ramię w kierunku Zamku. — Oni już tutaj są. — Przełknęła swoje przerażenie. — Draco, musisz iść…

— Nie — splunął szorstko, rozluźniając uścisk, żeby zbliżyć swoją twarz do jej własne. — Nie! Potrzebujemy więcej czasu…

— Nie mamy już żadnego czasu — jęknęła. — Musisz stąd uciekać, albo cię znajdą…

— Nie jestem gotowy! — przerwał jej, unosząc ręce, by odgarnąć przemoczone loki rozsypane na jej twarzy. Ich zmieszana ze sobą krew rozsmarowała się po jej policzku, a on z roztargnieniem przypomniał sobie ten dzień w łazience, kiedy rozcięła ich dłonie i zainicjowała tę nieuchronną więź. Krew była wtedy tak inna. Teraz jednak nie miało to znaczenia. — Chodź ze mną — wypalił niedbale. — Chodź ze mną i ukryjmy się…

— Nie mogę! — krzyknęła, wyrywając się z jego uścisku. — Rozmawialiśmy o tym, Draco! Zgodziliśmy się, że…

— Cóż, zmieniłem zdanie! — odparł zaciekle. — Co chcesz, żebym zrobił, Granger? Chcesz, żebym upadł na moje pieprzone kolana i zaczął cię błagać?

— Nie! — zakrztusiła się jękiem. — Chcę, żebyś był bezpieczny! To wszystko, czego chcę!

— A ja chcę, żebyś była bezpieczna! — odkrzyknął. — Nie walcz w tej wojnie, Hermiono! Nie…

— Wiesz, że muszę…

— PIERDOLENIE!

— Draco, proszę — szepnęła, sięgając do kieszeni i dotykając różdżki. — Musisz iść…

— Potrzebuję cię, Hermiono! — wyznał. Pierdol się, Salazarze. — Czy to właśnie chciałaś usłyszeć? Czy to ci wystarczy?

— Nie chciałam się tak żegnać — mruknęła, bardziej do siebie, wyciągając różdżkę drżącymi palcami. — Nie chciałam, żeby było tak trudno…

— Co ty do cholery robisz? — zapytał, patrząc na nią ostrożnymi oczami. — Opuść różdżkę, Granger!

— Przepraszam — jęknęła, prostując nadgarstek. — Tak bardzo cię przepraszam, Draco, ale chcę, żebyś był bezpieczny…

— Ani się waż, Hermiono…

Petrificus Totalus! — krzyknęła, a ciało Draco napięło się i znieruchomiało, gdy zaklęcie zaczęło działać. Chłopak przypominał jej jednego z zabawkowych żołnierzyków; stanowczy i dumny, ale całkowicie pozbawiony życia w oczach, i wiedziała, że ten obraz będzie ją prześladować.

Jej ręka opadła bezwładnie do boku, a ona mocno zacisnęła oczy, gdy wrzące łzy zamazały jej wzrok i spłynęły po plamie krwi, którą ją naznaczył. Porzucając swój plan udawania jakiegokolwiek opanowania, powoli zbliżyła się do Draco, wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi i zaszlochała.

Nie tak mieli się rozstać.

Ich ciała nękał wiatr, deszcz siąpił, a zimno budziło gwałtowne dreszcze, nękające każdy centymetr ich skóry. Draco był oczywiście cichy i nieruchomy pod wpływem zaklęcia, a ona mogłaby oddać niemal wszystko tylko po to, by poczuć jego ramię oplatające ją w talii. Wszystko to było nieromantyczne i gorzkie, ale zamknęła cenne sekundy w swojej pamięci, kuląc się, gdy kolejne złowrogie dźwięki z Hogwartu przerwały jej czułe muśnięcia dłoni i była zmuszona zdać sobie sprawę, że ich zegar się zatrzymał.

— Przepraszam — wymamrotała ponownie, unosząc podbródek i gładząc drżącymi palcami linię jego szczęki i dolną wargę. — Ale to jedyny sposób.

Czuła, jak jej serce pęka, gdy po raz ostatni przyglądała się zamrożonemu wyrazowi twarzy Draco i bezgłośnie błagała swój umysł, by zapamiętał każdy aspekt twarzy chłopaka, przy którym budziła się przez ostatnie kilka tygodni i…

— Jeśli... jeśli oboje wyjdziemy z tej wojny żywi — wydyszała, gardząc słowem jeśli. — Chcę… chcę cię w moim życiu.

Sięgnęła do torby, wyjęła ze środka jego różdżkę i wsunęła mu ją do kieszeni spodni, a potem wróciła do szperania w poszukiwaniu świstoklika. Ostrożnie rozwijając materiał i z urazą wpatrując się w niewinnie wyglądającego galeona, wcisnęła go między cienka chusteczkę i z wahaniem uniosła nad jego knykciami.

Zaczerpnęła drżący oddech, by uspokoić więdnącą duszę, po czym rozłożyła wolną dłoń przy jego policzku i przesunęła kciukiem po kości policzkowej. Nachylając się do przodu, przycisnęła swoje drżące usta do jego nieruchomych warg, by cieszyć się ostatnim pocałunkiem; delikatnym, jednak rozgrzewającym jej serce.

Odsuwając się, oszukiwała samą siebie, wierząc, że krople deszczu na jego mlecznej skórze mogły być łzami, a ostatnie słabe struny jej serca pękły.

Jej serce rozpadało się na kawałki, a ból był paraliżujący.

Koniec czasu…

— Kocham cię — westchnęła ze smutkiem, zanim uderzyła monetą w jego skórę, wzdrygając się, gdy powietrze zawirowało od magii świstoklika.

A potem już go nie było.


5 komentarzy:

  1. I się niestety nie pomyliłam. Rozstali się szybciej niż się spodziewałam i mam złamane serduszko, bo nie chciałam, żeby tak się stało. Ale wojna jest najgorszym co może być i jeśli istnieje jakiś sposób, by się przed nią uchronić i uchronić także innych na których nam zależy, to to był właściwy wybór. Draco może jej nie wyznał tego co ona jemu, ale to że nie chciał jej opuścić, że chciał by została z nim mówiło głośniej i wyraźniej niż słowa. Jemu także na niej zależy i czuję do niej więcej niż mu się wydaje. Spędzili ze sobą piękne chwilę i to jest cholernie smutne, że muszą się teraz rozstać. Za to McGonagall mnie trochę zirytowała. Bo nie wiem co mam myśleć o jej zachowaniu. Kazała uciekać Hermionie i czy gdyby tą jednak jej posłuchała, to co stałoby się z Draco? Znaczy ok, rozumiem że jako dyrektor ale też dlatego, że Hermiona jest dla niej niczym córka, to ta chciała by bezpiecznie opuściła Hogwart. Ale czy w ferworze tego wszystkiego co zaczęło się dziać na zamku McGonagall pomogłaby Draco? A może zapomniałaby o nim i zostałby znaleziony przez któregoś ze Śmierciożerców i zabity. Zdecydowanie to pożegnanie nie powinno tak wyglądać, ale Hermiona nie miała wyjścia. Sama zachowałabym się w ten sam sposób

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju... co za emocje. Idę do kolejnego rozdziału. Brak mi słów..

    OdpowiedzUsuń
  3. Choćby człowiek próbował się na to przygotować to nigdy nie będzie wystarczająco czasu i odpowiedniego momentu. Dobrze, że mieli chociaż tyle, żeby móc się pożegnać. Nawet w taki sposób. Gorzej, gdyby dopadł ich jakiś Śmierciożerca...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mi się kręci w głowie, jakbym zeszła z jakiejś karuzeli. Serce mi pękło na milion kawałków. Jak ja nienawidzę pożegnań. To było tak... nie wiem intensywne to mało powiedziane. Destrukcja wojny jest przytłaczająca. Nie chciałam żeby ich rozstanie nastąpiło tak szybko, gdzieś głęboko w sercu liczyłam na to, że pójdą razem. Liczyłam, że Draco w obliczu rozstania powie, że pójdzie za nią w ogień i będzie dla niej walczył i ją chronił, być może gdyby mieli więcej czasu... Czy byłam na to gotowa - nie, starałam się mieć w tyle głowy to, że przyjdzie ten moment gdy izolacja Draco się skończy, ten moment nadchodził nieubłaganie, ale czy można być przygotowanym na taką tragedię? Chyba na nic w życiu nie jest się tak do końca przygotowanym. Nieraz zdajemy sobie sprawę co nadchodzi, a i tak nasze serca są rozrywane. Czas leczy rany? W jakimś stopniu na pewno, ale jak wyleczyć serce skoro zostało zabrane z drugą osobą? Draco... hmmm użyła na nim zaklęcia w pierwszej kolejności będzie na pewno na nią wściekły, ale ta wściekłość wydaje mi się, że będzie wynikała z bezsilności, etap tęsknoty, etap rozdarcia. Kiedy jeszcze nie wszystko zdążył poukładać w głowie został pozbawiony swojego promyka słońca. Te porównania jakie używa autorka opowiadania są takie, że nieraz chce mi się śmieć, ale działają bardzo mocno na wyobraźnię. Cóż pozostaje nadzieja, że szybko się zobaczą i że miejsce do którego trafił Draco będzie faktycznie bezpieczne... Staram się oddychać i idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jednak jeszcze nie mogę! Słowa "chcę cię w moim życiu" i "kocham cię" - tego nie można pozostawić bez komentarza. Oby odnaleźli siebie w tym bałaganie i chaosie i byli razem na dobre i na złe. Świat się może walić, ale oni muszą to przezwyciężyć. Nie ma innego wyjścia, muszą posklejać mi serce. I teraz wyjdzie moja psychiczność. Uwielbiam opowiadania mroczne, tajemnicze, płaczę, szlocham, serce mi się rozpada - ale właśnie wzbudzanie we mnie tych nieraz bardzo negatywnych emocji, rozpaczających emocji działa na mnie najbardziej - masochistyczne? Być może, ale wtedy właśnie pojawia się iskra nadziei, więcej realizmu, że nie zawsze jest tak jak sobie tego życzymy? Nie wiem, ale wiem, że kocham to opowiadanie i każde jedno słowo mnie stymuluje. Słowa nabierają większej mocy.

    OdpowiedzUsuń