Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Ingrid Michaelson - Morning Lullabies, Kent - 747

_____

— Draco?

— Hm?

— Czy pomożesz mi zmyć krew z włosów?

***

Burzliwa pogoda i niespokojne ruchy Draco obudziły Hermionę, po czym ostrożnie wyjęła ona rękę spod torsu chłopaka.

Musiała opleść go w nocy swoimi ramionami, ale ignorując tępy ból w łokciu skradła porankowi kilka krótkich minut, by móc przyjrzeć się jego nieświadomej twarzy. Wzburzony jęk wyrwał mu się z gardła, gdy próbował oprzeć się w snach destrukcyjnym demonom swojej podświadomości, a Hermiona postanowiła zostać i spróbować je przegonić. Podnosząc rękę, wygładziła palcami zmarszczki na jego twarzy, a jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, gdy chłopak natychmiast uspokoił się pod jej dotykiem.

Był taki piękny. Nieświadomy jej spojrzenia, które go podziwiało. Delikatnie muskała go palcami; od dumnych krzywizn ust, po blond brwi i każdy centymetr mlecznej skóry pomiędzy nimi. Po chwili jej ruchy przeniosły się na jego włosy, ledwo rozczochrane snem, a jej paznokcie skręcały leniwie jego blade kosmyki. Mógł być tego nieświadomy, ale ta ostrość, która niegdyś znaczyła jego osobę, zanikła. W środku i na zewnątrz. A zauważenie tej różnicy sprawiło, że serce Hermiony zadrżało.

Uderzyła ją wtedy pewna świadomość.

Twardy jak grzmot i miękki jak kołysanka.

Zakochiwała się.

Jeszcze nie miłość, ale powolne scalanie.

Jej usta rozchyliły się w cichym westchnieniu i cofnęła zaciekawioną dłoń. To było niewłaściwe, by mieć takie romantyczne wyobrażenia, kiedy ranni i umierający znajdowali się zaledwie kilka korytarzy dalej. Czy wśród gwałtownych fal zbliżającej się wojny było w ogóle miejsce na miłość? Kręcąc głową i pospiesznie zostawiając go samego w łóżku, skarciła się za mylenie swoich priorytetów.

Były rzeczy, które musiała zrobić.

Miłość musiała poczekać.

***

Jego sen był prosty; ani niejasny, ani nie zniekształcony zbędnymi metaforami lub zagadkami.

Stał w ciemnym i zwyczajnym pokoju, w którym wibrowała jedynie głucha cisza.

W jednym kącie stali jego rodzice; twarz ojca wykrzywiała pogarda, a matka była mizerna z przygnębienia i stresu. W drugim rogu czekała Granger; z pełnym nadziei wyrazem twarzy i jak zawsze przygryzając wargę, a za nią majaczyła jego mglista i przejrzysta wersja samego siebie.

W tym śnie skonfliktowane spojrzenie Draco godzinami błądziło między tymi dwoma kątami, zanim w końcu wziął rozdzierający płuca oddech i uniósł stopę.

I wtedy wszystko się skończyło.

Draco otworzył gwałtownie oczy, po czym zerwał się z łóżka. Fale dreszczy przeszywały jego kręgosłup, a zimny pot lśnił na całym ciele. Ukrywając twarz w dłoniach, jęknął w wilgotne dłonie i zastanawiał się, dlaczego ma gęsią skórkę. Po chwili przeniósł swoją uwagę na bok i zmarszczył brwi na widok pustego miejsca na materacu, gdzie powinna leżeć Granger, ale ciche odgłosy szurania za drzwiami sypialni poinformowały go, gdzie jest dziewczyna.

Zimny ​​chłód panujący w pokoju szczypał jego skórę i wychodząc z łóżka wsunął się w swoje workowate spodnie od piżamy i za dużą koszulkę. Zatrzymał się, by spojrzeć na burzę szalejącą za oknem; powierzchnia szyby była zniekształcona przez łomoczący o szkło deszcz i miotający nim porywisty wiatr, ale blondyn dostrzegł, że woda zmyła już śnieg.

Granger się to nie spodoba.

Wychodząc z sypialni, zatrzymał się i uniósł brwi, kiedy ją zobaczył. Stała nachylona nad swoim kociołkiem, mamrocząc do siebie, kiedy odmierzała właściwe ilości składników. Jej włosy były napuszonym i odpornym na wszelką grawitację bałaganem otaczającym jej zarumienione rysy, gdy dosypywała trochę fioletowego proszku do swojej mikstury. Kiwając głową z satysfakcją, podniosła swoje do tej pory zajęte pracą oczy i w końcu go zauważyła, a usta Draco drgnęły w odpowiedzi.

— Dzień dobry — powiedziała cicho Hermiona. — Cóż, właściwie to już raczej miłego południa.

— Popołudnia? — powtórzył, zerkając na zegar i stwierdził, że chwilę temu minęło już południe. — Powinnaś była mnie obudzić.

— Pomyślałam, że możesz potrzebować odpoczynku — wzruszyła ramionami. — Zeszłej nocy miałeś dość niespokojne sny.

Ignorując jej komentarz, skinął głową na wrzący kociołek. 

— Po co to?

— To tylko kolejna porcja Eliksiru Bezsennego Snu — wyjaśniła, szybko mieszając bulgoczący wywar. — Zrobiłam też trochę Wyciągu ze Szczuroszczeta i maści na oparzenia — dodała, po czym zawahała się. — Draco, czy chciałbyś, żebym zostawiła ci trochę Eliksiru Bezsennego Snu?

— Nie musisz — burknął, marszcząc brwi z irytacji. — Może sama powinnaś go trochę wziąć, skoro najwyraźniej nie spałaś całą noc, robiąc badania co do moich nawyków spania.

— To była po prostu sugestia…

— Niepotrzebna — wtrącił spokojnie, marszcząc nos, gdy ostra woń warzonych eliksirów uderzyła go w nos. — To śmierdzi jak gówno.

— Wcześniej uwarzyłam trochę Szkiele-Wzro — powiedziała. — Trochę zasmrodziło to kuchnię…

— Wcześniej? Czy ty w ogóle spałaś?

— Deszcz obudził mnie dziś dość wcześnie — wymamrotała. — I tak planowałam to wszystko zrobić…

— Wyglądasz na wykończoną — zauważył, podchodząc bliżej i zauważając wory oraz ciemne smugi pod jej oczami. — Powinnaś wrócić do łóżka…

— Nic mi nie jest — potrząsnęła głową. — Muszę wrócić i pomóc…

— Ależ oczywiście, że tak — wycedził, przewracając oczami.

Spodziewał się, że dziewczyna odpowie na to jakąś ostrą obronną ripostą, ale szybko przypomniał sobie, że nie ma sensu przewidywać czegokolwiek co do zachowania Granger. Zamiast tego Gryfonka po prostu przyglądała mu się spod swoich uroczych rzęs z porozumiewawczym błyskiem w oczach. Nie podobało mu się to spojrzenie i obwiniał za to swoją przysięgę złożoną jej zeszłej nocy, kiedy to zapewnił, że nie będzie ponownie służył Voldemortowi. Traktowała go, jakby był kimś innym; kimś… lepszym. Z dyskomfortem przeniósł ciężar ciała na drugą nogę.

Ona tego nie zrozumiała.

Czy naprawdę wierzyła, że ​​zrodziło się w nim jakieś moralne objawienie? Że obchodził go Potter i ta jego banda nieudolnych głupców? Prawie parsknął. Jego powody wynikały z czystej samolubności; teraz już wiedział, że troszczył się o jej dobro i nie chciał, aby została przez kogoś zraniona lub zabita. Proste. Poza tym mieli w Voldemorcie wspólnego wroga, a ona mogła zadawać pytania w stylu „co by było, gdyby poprosił cię o ponowne przyłączenie się do Śmierciożerców” ile tylko chciała, ale ten obłąkany psychopata nie był znany ze swoich wybaczających skłonności.

Decyzja o zachowaniu neutralności była decyzją racjonalną. Jedynym problemem była kwestia jego rodziców, ponieważ nie miał pojęcia, jak zareagowali na jego zniknięcie, ani czy nadal pozostawali lojalni względem Voldemorta. Snape powiedział mu, że jego ojciec został wyzwolony z Azkabanu, wraz z wieloma innymi wysokiej rangi Śmierciożercami, około miesiąc po incydencie w Wieży Astronomicznej. Chciałby wierzyć, że jego rodzice postawili się reżimowi, ale wywołana strachem desperacja ojca, by zadowolić Voldemorta, wzbudziła w Draco głębokie wątpliwości.

— Granger — zaczął z wahaniem. — Atak na Szpital Świętego Munga... Czy... czy moi rodzice byli w to zamieszani?

Hermiona nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia się. 

— Nie wiem, Draco. Oni wszyscy noszą maski…

— Więc to prawdopodobne — dokończył za nią. — Rozumiem.

— Draco — westchnęła. — Naprawdę nie wiem. Istnieje możliwość, że… okoliczności związane z tobą mogły zmienić ich…

— Ale tego nie wiesz — powiedział ciężkim tonem, opierając się o kuchenny blat i drapiąc w szczękę. — Więc co wiesz, Granger? Co się tam dokładnie dzieje?

Przyglądał się uważnie, jak jej kręgosłup sztywnieje, a mięśnie ramion napinają się nieznacznie. Widział, jak dziewczyna składa zdania w tym jej nieustannie pracującym mózgu, zastanawiając się, ile informacji powinna ujawnić, mierząc swój poziom zaufania wobec niego. Teraz dynamika sytuacji się zmieniła; przyznał się, że nie jest jej wrogiem, a to wszystko zmieniło, czy im się to podobało, czy nie.

— Jest coraz gorzej — wyrzuciła w końcu. — Przed Bożym Narodzeniem Ministerstwo wydawało się mieć jakiś stopień kontroli nad sytuacją, ale odkąd w Nowy Rok zamordowano tych mugoli…

— W Nowy Rok? — wtrącił, zwężając oczy. — Czy to ma coś wspólnego z twoimi rodzicami?

Niemal pożałował tego pytania, kiedy dostrzegł falę bólu przemykającą przez jej twarz, ale jego ciekawość czekała wystarczająco długo na swoje zaspokojenie.

— Zabijano rodziców mugolaków — powiedziała Hermiona drżącym głosem. — Dlatego wymazałam im wspomnienia i wysłałam ich w bezpieczne miejsce. — Przełknęła gulę rosnącą jej w gardle. — Przynajmniej mogę myśleć, że powinni być bezpieczni.

Oprócz lekkiego zaciśnięcia pięści, Draco ani się nie poruszył, ani nie odezwał, jednak ostry ciężar poczucia winy w żołądku prawie zgiął go w pół. Nie wiedział, skąd się to wzięło. Nie odegrał żadnej roli w dręczeniu jej duszy, ale poczucie winy i tak szatkowało jego wnętrzności. To nieokreślone uczucie jakim darzył Granger zapłonęło trochę mocniej w jego kościach, gdy patrzył na nią; starającą się stłumić wszelkie emocje i nakładającą na twarz maskę opanowania, która napinała mięśnie.

— A teraz zaatakowano Szpital — mruknęła Hermiona, sprowadzając temat ich rozmowy z powrotem do obecnie panującego chaosu. — Ministerstwo będzie następne i wtedy on będzie mógł robić, co tylko zechce. — Jej oczy błyszczały, gdy zamarła, by rozejrzeć się po swoim dormitorium. — Hogwart nie będzie już bezpieczny. Żadne miejsce nie będzie.

Draco zacmokał językiem. 

— Granger, dokąd...

— Jeszcze nie wiem, co się z tobą stanie — przerwała mu z rozdrażnieniem. — Muszę omówić to z McGonagall…

— Chciałem zapytać, dokąd się udacie — wypalił, a jego komentarz zszokował ich oboje. Draco szybko nałożył na swoją twarz stoicką maskę i wyprostował plecy. — Pytam tylko z ciekawości, Granger.

Hermiona zamrugała raz. Dwa razy. 

— Nie wiem — odparła. — Prawdopodobnie dołączę do kogoś z Zakonu…

— A potem ty i twoi pozostali ziomkowie z Gryffindoru ruszycie do bitwy — warknął zjadliwym tonem, marszcząc nos z niesmakiem. — Jak cholernie rycersko i szlachetnie…

— Draco, nie mów tak! — zażądała surowo, mierząc go krytycznym spojrzeniem. — Nie oceniaj nas w ten sposób!

— Wybacz mi, że próbowałem wyperswadować ci tę samobójczą misję! — odpowiedział. — Sama to powiedziałaś! Oni stają się coraz silniejsi…

— Więc my również staniemy się silniejsi!

— Nie bądź tak cholernie naiwna! — wrzasnął, z frustracją wyrzucając ręce w powietrze. — To nie jest pieprzona bajka! Dobro nie zawsze zwycięża ze złem, Granger! Musisz zaakceptować fakt, że możecie nie wygrać tej wojny…

— W takim razie umrę próbując! — krzyknęła i chociaż Draco wiedział, że powinien czuć się zniesmaczony jej uwagą, poczuł tylko, jak jego serce ściska się z czułości względem tej ognistej czarownicy.

— Nie! — warknął stanowczo, uderzając dłonią o blat. — Nie możesz…

— Dlaczego nie?

Ponieważ jesteś wszystkim, co mi zostało…

— PONIEWAŻ NIE MOŻESZ PO PROSTU ODEJŚĆ! — ryknął Draco, a jego głos był szorstki z emocji, gdy porzucił swoją dumę. — PO PROSTU NIE MOŻESZ!

Hermiona próbowała sięgnąć po jego dłoń. 

— Nie odchodzę…

— Jeszcze nie! — warknął, odpychając jej dotyk. — Ale powiedziałeś, że kiedy Voldemort zinfiltruje Ministerstwo, udasz się do jednej z kryjówek Zakonu! Nie jestem tępy, Granger! Wiem, że nie będę mógł pójść tam, gdzie ty, więc co? Kopniecie mnie w tyłek i pozostawicie samemu sobie?

— Już ci mówiłam — westchnęła smutno. — Nie wiem, dokąd będziesz musiał się udać, ale porozmawiam z McGonagall…

— Ta stara krowa ma w dupie, co się ze mną stanie — wymamrotał niskim tonem. — Zmarnujesz tylko swój czas…

— Wystarczy! — krzyknęła, przecinając powietrze dłonią. — Ta wojna jest czymś więcej niż ty i ja, Draco! Ludzie umierają! Jak możesz być taki samolubny?

Zamknął usta w cichym klaśnięcie, kiedy ona zacisnęła swoje, a cisza zapulsowała im w uszach. Powstrzymał się od mrugnięcia, gdy jej rozczarowane oczy przyglądały mu się uważnie, desperacko szukając oznak moralnej przyzwoitości, jednak dobrze wiedział, że ona niczego tam nie znajdzie.

— Czy ty… — wyszeptała Hermiona z wahaniem, podchodząc bliżej, aż poczuła, jak jego oddech muska jej twarz. — Czy w ogóle obchodzi cię ktokolwiek oprócz samego siebie? — zapytała. — Czy zależy ci na mnie?

Duma została zmiażdżona między jego zgrzytającymi zębami. 

— Zapomniałaś, że poprosiłem cię, żebyś uciekła wraz ze mną, Granger? Myślisz, że powiedziałem to tylko dla żartu?

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie…

— Właśnie, że tak! — spierał się zaciekle, unosząc rękę, by pomasować sobie czoło. — To niedorzeczne. Twój pieprzony Zakon umieścił mnie tutaj, a teraz, kiedy… przyzwyczaiłem się do naszej sytuacji, mają zamiar przepchnąć mnie gdzieś indziej? Mam dość tego pieprzonego gówna.

— Zmiany są podczas wojny czymś nieuniknionym, Draco — powiedziała, owijając drżące palce wokół jego nadgarstka. — Jedyne, co mogę zrobić, to upewnić się, że trafisz w bezpieczne miejsce…

— Przestań — wrzasnął. — Dlaczego musisz się tak cholernie przejmować tym, co się ze mną stanie?

Hermiona przełknęła emocje ściskające jej tchawicę. 

— Wiesz dlaczego.

Draco poczuł, jak uderzenia jego serca przybierają nieregularny rytm staccato, gdy rozważał subtelne wyznanie zawarte w jej słowach. Nie wiedział, czy powinien czuć się tym oczarowany, czy przerażony, i po raz kolejny dryfował gdzieś pośrodku. Między ciemnością a światłem. Nienawiścią i pożądaniem. Jego rodziną i nią. Tym co mu powiedziano, a tym, kim był i kim mógł się stać.

Był po prostu uwięziony w tej rozdzierającej duszę otchłani, która wydawała się nieskończona, a jednak równocześnie na swój sposób oświecająca.

Przypomniał sobie, jak zaledwie kilka miesięcy temu był w stanie udusić Granger we śnie i zrzec się swego dziedzictwa, aby móc wydostać się z tego pokoju. Teraz perspektywa stanięcia twarzą w twarz ze światem kryjącym się za tymi ścianami wydawała się toksyczna i dusząca, a myśl o oddzieleniu się od Granger powodowała u niego mdłości. Dziewczyna była dla niego zarówno środkiem uspokajającym, jak i pobudzającym; uzależniającą doskonałością, którą rozsądek kazał mu odrzucać, ale instynkt mówił coś kompletnie przeciwnego.

— Muszę wracać do Skrzydła Szpitalnego — słowa Hermiony wyrwały go z zamyślenia, kiedy dziewczyna odsunęła się od niego, by ułożyć swoje eliksiry. — Profesor Slughorn ich potrzebuje…

— Nie skończyliśmy jeszcze naszej dyskusji…

— Więc możemy dokończyć ją później — mruknęła, pakując fiolki do zaczarowanej torby. — Muszę…

— Granger — wymamrotał Draco, chwytając ją za ramię i obracając ją twarzą do siebie. — Ja nie… — zaczął, wypuszczając z siebie ochrypły oddech porażki. — Nie chcę, żeby to... to się już skończyło.

— Już? — powtórzyła, jej oczy opadły ku podłodze. — Więc w pewnym momencie zamierzałeś to skończyć?

Jego twarz naznaczyły zmarszczki. 

— Ja nie…

— Pozwól, że zadam ci pewne pytanie, Draco — wymamrotała, a jej serce zamarło, gdy przygotowała się na wypowiedzenie pytania niosącego ze sobą potencjalnie druzgocącą odpowiedź. — A jeśli oboje przeżyjemy tę wojnę? Co wtedy? Co z naszą… sytuacją, jak to tak wymownie nazwałeś?

Ostra cisza i obojętność w jego szarych oczach sprawiły, że zrobiło jej się niedobrze, więc założyła zabłąkany lok za ucho i uniosła podbródek z wymyślną stanowczością. Znów przypomniała sobie rannych leżących w skrzydle po drugiej stronie Zamku, co dawało jej wiele osobistych odczuć z totalnie innej perspektywy.

— Nie mam na to czasu — powiedziała spokojnie, mijając go. — Mam dużo rzeczy do zrobienia…

— Granger, czekaj…

Tym razem trzaśnięcie drzwi było głośniejsze i odbijało się echem od ścian jego czaszki, aż po chwili ucichło i poczuł, jak w uszach szumi mu krew.

Jeszcze więcej pytań.

Jeszcze więcej decyzji.

***

Kości w palcach Hermiony wydawały się kruche i gotowe do złamania w pół.

Po trzynastu godzinach spędzonych na nogach, ze szczątkowym działaniem krążącego w żyłach Vitamixu, który napędzał jej kończyny, czuła, jak jej ciało zaczyna zapadać się z wyczerpania. Kiedy przyszła do Skrzydła, w jej krwi płynęła napędzana gniewem adrenalina po świeżej kłótni z Draco, ale jej emocje dawno się uspokoiły, w miarę jak dzień zmienił się w noc.

Właśnie skończyła poprawiać bandaże nasączone Wyciągiem ze Szczuroszczeta i owinięte wokół brzucha młodego czarodzieja, kiedy McGonagall wezwała ją po pomoc, a oczy Hermiony padły na ranną postać ułożoną w łóżku u boku dyrektorki. Natychmiast rozpoznała w pacjentce smukłą kobietę, najwyraźniej po dwudziestce, która po południu wywołała w Skrzydle spore zamieszanie.

Od chwili przybycia do Hogwartu Annabelle Snowbloom pozostawała nieprzytomna, jednak tego popołudnia w końcu wybudziła się, by odkryć, że jej świeżo poślubiony mąż nie znalazł się wśród szczęśliwców, którzy zdołali zbiec ze Szpitala Świętego Munga. Kobieta wpadła w paniczną agonię, zanosząc się przez całe godziny złamanym szlochem. Hermiona zbliżyła się do Annabelle, a jej współczucie było paraliżujące, gdy zauważyła niesamowitą pustkę w oczach kobiety i to, jak jej drżące palce bezmyślnie bawiły się obrączką.

— Czy mogłabyś wymienić bandaże na ramionach panny Snowbloom, Hermiono? — zapytała McGonagall głosem szorstkim ze zmęczenia. — Muszę tylko zobaczyć się na moment z Horacym i przynieść trochę Eliksiru Bezsennego Snu.

— Oczywiście — wymamrotała Hermiona, podchodząc bliżej Annabelle i przyglądając się głębokim i krwawym wgłębieniom w jej nadgarstkach, które musiały być skutkiem bardzo brutalnego zaklęcia Incarcerous. Lepkie i ropiejące pęcherze pokrywały jej ciało jak makabryczne bransoletki, ale Hermiona stała się odporna na takie rany i ledwo się wzdrygnęła, gdy cofnęła różdżkę, by zmyć różowawą mieszankę krwi i ropy ze skóry kobiety. — Daj mi znać, jeśli będzie boleć, dobrze? To wygląda naprawdę nieciekawie…

Annabelle pozostała całkowicie obojętna, więc Hermiona zaczęła recytować pod nosem swoje zaklęcia i nakładać na rany opatrunki z delikatną, ale precyzyjną dbałością. Otaczała je cisza zbyt tragiczna, by być niezręczna.

— Czy jesteś jeszcze gdzieś ranna? — zapytała Hermiona, kiedy była bliska końca. — A może jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?

Martwe spojrzenie Annabelle wystrzeliło w jej stronę jak kula z pistoletu. 

— Czy możesz przywrócić do życia mojego męża?

Hermiona wzdrygnęła się z żalu. 

— Przepraszam — mruknęła, ponieważ nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby powiedzieć. — Tak bardzo mi przykro…

— Byłoby lepiej, gdybym nigdy się nie obudziła — powiedziała Annabelle śmiertelnie poważnym tonem. — Nie chcę tego życia. To nie wydaje się prawdziwe.

Ręce Hermiony zadrżały na jej kolanach. 

— Czy chciałabyś może…

— Jesteś taką ładną dziewczyną — zauważyła nagle, ale wyraz jej twarzy się nie zmienił, a głos brzmiał gorzko. — Powiedz mi, czy straciłaś już kogoś, kogo kochasz?

Skinęła głową i nagle poczuła się winna; porównywanie ich sytuacji, kiedy żałoba Annabelle była tak świeża, wydawało się błędem. 

— Straciłam przyjaciół…

— Ale nie kogoś, z kim chciałabyś spędzić życie — przerwała kobieta. — Nie twoją bratnią duszę. — Jej głos się załamał. — Osobę, która sprawiała, że ​​czułaś się niezniszczalna i jednocześnie bezbronna. — Spojrzała na swoją obrączkę. — Osobę, za którą oddałabyś życie i bez której chciałabyś umrzeć.

Obraz Draco natychmiast bezzwłocznie przemknął przez świadomość Hermiony, a jej serce skurczyło się gwałtownie jak płonący liść; trzeszcząc i malejąc na samą myśl. O Merlinie… to sprawiło, że w jej żołądku zaczął ciążyć ciężki głaz strachu, a drżący jęk wymknął się z ust, gdy uderzył ją fizyczny ból. I to wszystko przez jedną, krótką myśl. Zapomniała, że była na niego zła. Usta odmówiły współpracy, gdy niepokojące wizje dręczyły jej umysł, więc po prostu potrząsnęła głową, powstrzymując się od płaczu przed świeżo upieczoną wdową.

— Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała się tak czuć — powiedziała jej Annabelle, kiedy pustka wróciła do jej oczu. — Bo to jest jak umieranie, tylko gorsze.

Hermiona widziała, jak rozpacz ponownie przejmuje umysł kobiety i milczała, dopóki McGonagall nie wróciła kilka minut później, umieszczając małą fiolkę z fioletowym eliksirem obok łóżka Annabelle. 

— Wypij go, kiedy będziesz gotowa — poleciła miękko dyrektorka, odciągając Hermionę od kobiety. — Zrobiliśmy na dzisiaj wszystko, co w naszej mocy. Powinnaś iść i odpocząć…

— Muszę z tobą porozmawiać — odparła. — Prywatnie.

— To był długi dzień. Czy to mogłoby poczekać do jutra?

— Nie — odmówiła Hermiona, ściszając głos. — Chcę o tym porozmawiać teraz. Muszę o tym porozmawiać.

Wyczuwając nacisk w tonie swojej protegowanej, Minerwa pokiwała głową i poprowadziła je do swojego biura, zauważając sztywną postawę Hermiony i jej roztargniony wyraz twarzy. W momencie, gdy zamknęła drzwi, by zapewnić im prywatność, Hermiona zaczęła niecierpliwie krążyć po pokoju, jej ruchy były niespokojne i drżące, niczym drzewo targana jesiennym wiatrem.

— Uspokój się, panno Granger — poradziła McGonagall, machając różdżką, by przywołać krzesło. — Usiądź…

— Chcę wiedzieć, co się stanie z Draco — wypaliła niedbale, napędzana wspomnieniami gehenny Annabelle. Nie chciała być kobietą o złamanym sercu i rozdartej duszy. — Chcę wiedzieć, gdzie zostanie przeniesiony.

Dyrektorka zacisnęła usta z namysłem. 

— Masz na myśli, że jeśli Voldemort zinfiltruje Ministerstwo, a Hogwart…

— Nie mów, jeśli — wtrąciła Hermiona z irytacją. — Nie ma już „jeśli”! Wiesz równie dobrze jak ja, że Szpital Świętego Munga nie mógłby zostać zaatakowany w taki sposób, gdyby Ministerstwo już nie zostało skorumpowane, więc chcę wiedzieć, co stanie się z Draco, gdy Śmierciożercy wszystko przejmą.

— Hermiono, mamy tyle o wiele bardziej naglących nas problemów…

— Po prostu odpowiedz na moje pytanie! — wykrzyknęła, zaciskając pięści, aż paznokcie wbiły się w jej dłonie. — Muszę wiedzieć!

Poza lekkim uniesieniem jednej ze swoich bladych brwi, McGonagall wydawała się niewzruszona wybuchem Gryfonki. 

— Co sugerujesz, żebym zrobiła z panem Malfoyem?

— Nie-nie wiem — wyjąkała z frustracją, odgarniając włosy z twarzy. — Musi być jakieś miejsce, do którego mógłby się udać. Gdzieś, gdzie będzie bezpieczny.

— Hermiono, musisz zrozumieć, że mam dużo na głowie…

— Wiem — westchnęła, pocierając swoje zmęczone oczy. — Wiem, że tak, i przepraszam, że brzmię tak samolubnie, ale ja tylko…

— Posłuchaj — odetchnęła ostrożnie McGonagall, poświęcając chwilę na dobór słów. — Nie jestem ślepa. Wiem, że trochę… polubiłaś pana Malfoya i chociaż nie mogłam pojąć twojego toku rozumowania, powstrzymałam się od mówienia czegokolwiek, ponieważ ostatnio wydawałaś się bardziej… sobą.

Hermiona zastanawiała się, czy powinna temu zaprzeczyć, ale rumieniec rozgrzewający jej policzki wszystko zdradził, a łza poczucia winy wymknęła się z kącika jej oka, tylko to potwierdzając. 

— Nigdy nie chciałam, żeby tak się stało…

— Wiem, że nie — zapewniła ją miękko dyrektorka. — I nie jestem zła, ale musisz zrozumieć moje położenie. Co byś zrobiła na moim miejscu? Zachowanie pana Malfoya było całkowicie nie do przyjęcia…

— Teraz jest inny — Hermiona broniła swojego kochanka. — Naprawdę, on jest…

— Hermiono, jesteś...

— Proszę posłuchaj mnie! — błagała głośno. — Powiedział mi! Przysiągł mi, że nie będzie ponownie służył Voldemortowi! Z pewnością to zmienia sytuację, prawda?

Zielone oczy McGonagall błysnęły z zaskoczenia, ale ta iskra zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. 

— Zrozumiesz moją niechęć do ufania czemukolwiek, co…

— W takim razie zaufaj mi — nalegała. — Wiem, że popełniał błędy, ale był ofiarą nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Sama powiedziałaś, że ważnym jest, że to nie on zabił Dumbledore'a…

— Tak ale…

— Tak bardzo się zmienił — kontynuowała z rozpaczliwym pośpiechem. — I wiem, że prawdopodobnie myślisz, że moje uczucia wpływają na mój osąd, ale obiecuję ci, że mówię prawdę.

Dyrektorka w zamyśleniu przyglądała się swojej zdenerwowanej uczennicy. 

— Tak właściwie, jak silne są twoje uczucia do pana Malfoya, Hermiono?

— Zależy mi na nim — przyznała po długiej przerwie. — Stał się dla mnie… ważny.

— I wierzysz, że on odwzajemnia te… uczucia?

Wciągnęła kojący oddech. 

— Tak, wierzę — szepnęła. — Myślę, że coś dla niego znaczę, ale nawet jeśli nie, nadal chciałabym wiedzieć, że będzie on w bezpiecznym miejscu.

Minerwa poczuła, jak matczyna troska migocze w jej piersi i pochyliła głowę ze znużoną akceptacją. 

— Nie mogę niczego obiecać — powiedziała ściszonym głosem. — Ale jest pewne miejsce, w którym pan Malfoy byłby bezpieczny. Zobaczę, czy uda mi się poczynić konieczne przygotowania.

Hermiona przymknęła oczy, gdy ogarnęła ją ulga, i położyła dłoń na swoim uspokojonym sercu. 

— Dziękuję — odparła, wypuszczając powietrze. — Dziękuję bardzo, pani profesor…

— Proszę, nie rób sobie nadziei, Hermiono — powstrzymała ją dyrektorka. — To zależy całkowicie od czyjegoś osądu i nie mogę zagwarantować, że te osoby się na to zgodzą.

Do umysłu Hermiony wkradła się ciekawość. 

— Od kogo to zależy?

— Lepiej żebym nic nie mówiła, dopóki się z nimi nie skontaktuję — wyjaśniła, tłumiąc ziewnięcie wierzchem dłoni. — To był pełen wrażeń dzień. Powinnaś iść odpocząć. Zapewniam cię, że zrobię, co w mojej mocy.

— Dziękuję — odparła Hermiona, kierując się w stronę drzwi. — I dziękuję za… zrozumienie.

— Nie jestem całkowicie pewna, czy w pełni to rozumiem — zakwestionowała McGonagall, prowadząc dziewczynę do drzwi. — Ale uczucia są tym, co czyni nas ludźmi i nie mogę cię potępić za ich posiadanie. Jesteś wystarczająco dorosła, by podejmować własne decyzje; jedyne, co mogę zrobić, to zachęcić cię do zachowania ostrożności.

— Dobrze — powiedziała z lekkim uśmiechem, który pojawił się na jej ustach, zanim odwróciła się do wyjścia. — Dobranoc, pani profesor.

McGonagall po prostu skinęła głową i patrzyła, jak Hermiona znika w atramentowej ciemności, która wypełniała korytarz. Kobieta odtworzyła w głowie ich rozmowę i zaczęła zastanawiać się, czy powinna była zrobić coś, by stłumić zainteresowanie swojej uczennicy chłopcem z piętnem na przedramieniu. Już kilka tygodni temu potajemnie zauważyła, że coś się między nimi dzieje, ale postanowiła nie interweniować.

Z roztargnieniem pomyślała, co Dumbledore zrobiłby w jej sytuacji i miała lekkie podejrzenie, że zmarły dyrektor pochwaliłby te okoliczności, a drzemiąca w niej romantyczka nie mógł nie poczuć się trochę poruszona tym dylematem.

Nie, to nie wyznanie Hermiony ją zaskoczyło, ale odkrycie, że Draco Malfoy najwyraźniej poprzysiągł dziewczynie zerwać swoją relację z Voldemortem, a ponadto, że odwzajemniał on ryzykowne uczucia Hermiony. Pomysł był absurdalny, a jednak, gdy błądziła przez swoje wspomnienia z ostatnich kilku miesięcy, zauważyła subtelne szczegóły, które wskazywały, że nie był to jednostronny romans; czy to blaknące zaklęcia maskujące na szyi Hermiony, czy słaba nuta męskiego zapachu jaką przesiąknięte były jej ubrania.

Gdyby ktoś inny poza Hermioną przedstawił jej takie szczegóły dotyczące dziedzica Malfoyów, uznałaby je za bezsensowne.

Ale to właśnie Hermiona jej to powiedziała, co oznaczało, że jest to prawda.

Może Albus miał rację co do duszy tego chłopca…

Pocierając pomarszczone ze starości czoło, powoli podeszła do kominka i wrzuciła do niego garść proszku Fiuu, recytując adres, którego nazwę wymawiała tak wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy. Szmaragdowe płomienie falowały i wirowały śmiało, aż znajoma twarz pojawiła się nad paleniskiem, wpatrując w Minerwę z zakłopotaniem.

— Przepraszam, że kontaktuję się o tak późnej porze — przeprosiła McGonagall. — Ale obawiam się, że muszę prosić cię o jeszcze jedną przysługę.


6 komentarzy:

  1. Gdzie trafi Draco? W pierwszej chwili pomyślałam O Weasleyach, jak McGonagall powiedziała, że to zależy od ich decyzji. Ale to by było idiotyczne. Przecież oni nienawidzą Malfoyów i Draco nie byłby tam mile widziany. Dlatego stawiam, że to będzie jego ciotka Andromeda. Ona nie odmówi mu pomocy. W końcu jest jej siostrzeńcem, jedną z bliższych osób. Nie zostawi go w potrzebie. To jest najbardziej logiczna i najprawdopodobniejsza opcja. McGonagall za to wcale mnie nie zaskoczyła tym, że zaczęła się domyślać. Przecież tą kobieta nie żyje na tym świecie od wczoraj. A Hermiona na pewno się zmieniła pod wpływem tych wszystkich okoliczności. No i męski zapach i ślady po malinkach na szyi. Kogo jak kogo, ale tej staruszki nie da się oszukać. No i w dodatku te wszystkie prośby i słowa na temat Draco. To tylko ją utwierdziło w jej przekonaniach. Rozumiem, że się martwi o Hermionę, ale między tą dwójką prawdziwie kiełkuje coś poważnego. Obydwoje jeszcze się w tym nie potrafią odnaleźć, ale myślę, że zaczyna do nich docierać to, co do siebie czują. Do Hermiony na pewno, Draco jest bardziej oporny. Ale jego zachowanie wobec niej się zmieniło. I faktycznie, dał jej odpowiedź na jej pytanie. Nie zaproponował jej ucieczki bo taki miał kaprys, jemu naprawdę na niej zależy. Powinna się już przyzwyczaić do tego, że on nie do końca potrafi otwarcie mówić o swoich uczuciach i powinna czytać między wierszami. Sytuacja robi się coraz bardziej poważna i czuję, że to rozstanie nastąpi prędzej niż się spodziewamy 🙁

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo intrygujące zakończenie, gdzie może trafić Draco? I co będzie się działo wtedy z Hermioną?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Emocje Draco budzą we mnie niezwykłą tkliwość. Mam tylko nadzieję, że ich rozłąka i wojna nie zniszczą tych uczuć, które względem siebie żywią. Ich droga do wzajemnego szacunku i zaufania już do tej pory balansowała na cienkiej linie między niepewnością a żarem, a teraz, kiedy wszystko wydaje się prostować - wkracza wojenny chaos i śmierć.
    Przepiękne jest to opowiadanie, raz jeszcze dziękuję za to tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba zaczyna sie być gorąco, wojna no nie nie lubię jej ale jak będą później ze sobą to wojne jakoś przeżyje 😁 widać zachodzące zmiany w Draco jak się zmienił pod wpływem Herm

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak sobie mysle - to co McGonagall planowala zrobic z Draco, skoro prosba Hermiony wyraznie ja zaskoczyla? Ech, dobrze, ze nasza Granger zawczasu zadbala o Malfoya. Szkoda tylko, ze okolicznosci tego zadbania sa takie smutne - biedna kobieta, ktora stracila meza. Nie potrafie sobie tego nawet wyobrazic :(

    OdpowiedzUsuń
  6. To było do przewidzenia, że McGonagall wie o budzących się uczuciach i zmianie nastawienia. Taka kobieta nie ominęłaby wskazówek. Skrupulatność trzeba jej oddać. Za to przyjęcie Malfoya do zamku, obietnica, że zostanie ukryty, a gdyby faktycznie Ministerstwo upadło, a Hogwart nie byłby bezpieczny, zostawiłaby go samemu sobie? Przecież Zakon nie powinien postępować w ten sposób... Dali mu szansę, dlaczego miałaby cofać dane słowo, przecież sama namawiała Hermionę do zrozumienia, a sama postąpiłaby w tak haniebny sposób? Nie mogę tego przełknąć. Dramat. Całe szczęście, że Hermiona w porę zareagowała, do kogo uda się Draco? Stawiam na ciotkę Andromedę. W końcu to siostra Narcyzy, jego jedyna rodzina. Bo jakby w pierwszej chwili pomyślałam o Wesleyach, ale to tak utarty schemat, że nie chciałabym aby tam trafił, tym bardziej, że mam na niektórych członków tej rodziny bardzo duże uczulenie. Poza tym, pozabijaliby się. W końcu sam Draco przyznał, że to, że toleruje Hermionę, toleruje to może złe słowo... żywi uczucia do niej - to nie znaczy, że polubi nagle wszystkich członków Zakonu. Jedyne na co mam nadzieję, że się nie rozdzielą... Serce pęknie im, ale też mnie...

    Kiedy w opowiadaniach tego rodzaju, taki dojrzałych, emocjonalnych, przychodzi ten czas burzy, wojny, dramatu, śmierci, chaosu, strachu to zaczynam się martwić. Kto umrze, kto przeżyje, jak to się rozwiąże wszystko. Podskórnie czuję, że nie wszystko będzie tak jakbyśmy sobie tego życzyli, na pewno będą zwroty akcji. Niby jestem przygotowana, ale jak można się przygotować na to co nieuchronnie się zbliża, ale zawsze za szybko?

    Na koniec sen Draco. Podniósł nogę i się obudził. Rozterki. Kiedy na polu bitwy trafi na rodziców i Hermionę, co zrobi. Bo nie oszukujmy się, na pewno jakoś tam trafi... Autorka w sprytny sposób przemyca nam pewne treści i odczucia Draco. Bo o ile Hermiona jest troszkę otwartą księgą, to o Draco wiemy delikatnie mniej. Jest tyle pytań bez odpowiedzi, że paruje mi głowa i smuci mnie, że człowiek potrzebuje snu, pracy itd, bo chciałabym już przeczytać wszystkie dostępne rozdziały :)

    Z tego co wiem ma być 49 rozdziałów, więc mniej więcej jest połowa i pora odnieść się do Ciebie Vera <3 Cudowny wybór opowiadania do tłumaczenia. Kolejny raz genialny dobór opowiadania do tłumaczenia. Serwujesz nam niesamowite przeżycia i emocje. Merlin jeden wie jak jestem Ci wdzięczna <3

    OdpowiedzUsuń