Środa, 19 stycznia 1994
Jest takie jedno przydatne zaklęcie, którego Blaise nauczył mnie w zeszłym roku. Oculus Dolus. To sztuczka, która sprawia, że obserwatorowi wydaje się, że twoje oczy są skoncentrowane na jakieś rzeczy, podczas gdy w rzeczywistości możesz patrzeć gdziekolwiek tylko zechcesz.
Blaise lubi tego używać, aby móc przysypiać na Transmutacji, nie okazując tego McGonagall. Twierdzi również, że użył go, aby przekonać Dafne Greengrass, żeby poszła kąpać się z nim nago w jeziorze, mówiąc jej: „Przecież nie będę patrzeć, jak się rozbierasz”, ale wciąż staram się zweryfikować tę historię z Pansy.
W ciągu ostatniego roku znalazłem wiele zastosowań dla tego zaklęcia, z których najnowszym jest ustalenie, dlaczego Hermiona Granger mnie obserwuje.
Zaskakuję samego siebie, przyznając, że nie zrobiłem kompletnie nic, by na to zasłużyć. Wpatrywała się we mnie cały tydzień, zaczynając w sobotę w bibliotece. Wydawało mi się, że była zdenerwowana, że przybyłem tam pierwszy, żeby zająć jej ulubiony sto... – mój ulubiony stolik.
Ale dwa dni temu wpatrywała się na mnie na Historii Magii. Wyciągnąłem z torby książkę, którą wypożyczyłem z biblioteki, pożerając ją przez weekend, a teraz czytając ponownie, a kiedy zobaczyłam jej lodowate oczy z drugiego końca sali, posłałem jej grymas. Pomyślałem, że może była zdenerwowana, że ignorowałem profesora Binnsa, czytając powieść w klasie – nie żeby to była jej cholerna sprawa – ale wczoraj znów spotkałem ją w bibliotece.
Ta jędza zajęła nasz ulubiony – mój ulubiony stolik – więc tym razem nie mogło znów jej o to chodzić. Ale potem spojrzała na mnie gniewnie, podczas gdy ja zajmowałem się własnymi sprawami, czytając ponownie kilka stron tej nowej książki, która naprawdę mi się spodobała.
Kiedy wczoraj zobaczyłem, jak się na mnie patrzy, rzuciłem Oculus Dolus. W jej oczach czytałem książkę, ale tak naprawdę spędziłem całe popołudnie, badając Granger, próbując dowiedzieć się, jaki ma do mnie problem.
Oczywiście poza normalnymi sprawami.
Od czasu do czasu przewracałem tylko stronę, a ona prychała.
Siedzę teraz przy stole Slytherinu w Wielkiej Sali i staram się zacząć książkę od początku. Pansy zajęła miejsce obok mnie, gaworząc do Tracey Davis, a ja znów czuję na sobie to jej cholerne gryfońskie spojrzenie.
Oculus Dolus.
Przemykam wzrokiem przez całą Wielką Salę i ze zdziwieniem dostrzegam, że Pottera i Łasica z nią nie ma. Finnigan zadaje jej pytanie, a potem ona odwraca się, by na mnie spojrzeć.
Znów staram się skoncentrować na książce. Kolejny raz przeczytałem część, w której zła królowa przemienia swojego pasierba w psa. Znowu mnie to rozśmiesza.
— Co czytasz, Draco? — grucha Pansy. Otula mnie ramieniem, a ja szybko je strząsam.
— To jest książka. Słyszałaś kiedyś o czymś takim?
Pansy marszczy brwi, a ja wstaję, chwytam za swoje rzeczy i wychodzę na korytarz. Kątem oka dostrzegam, jak Granger podąża za mną.
Depcze mi po piętach i odwracam się, by ukryć za posągiem, gdy wyskakuje przez drzwi, patrząc w kierunku dormitorium Slytherinu.
Wyciągam różdżkę i wychodzę.
— Dlaczego mnie obserwujesz, Granger?
Odwraca się i jej wzrok pada na książkę pod moją pachą.
— Skończyłeś już tę książkę? — pyta i w ten irytujący sposób kładzie ręce na biodrach.
Spoglądam na książkę.
— Co?
— Naprawdę nie powinieneś czytać książek przy jedzeniu w Wielkiej Sali, skoro nawet nie są twoje. Jeśli rozlejesz na którejś stronie choćby najmniejszą kroplę kawy, pani Pince nie pozwoli ci dożyć jutra. — Odwraca wzrok. — Zaufaj mi.
Co za bzdury?
— Cóż, jak dobrze, że nie pijam kawy — mówię. Odprawiam ją i odchodzę.
— Skończyłeś ją już, czy nie? — woła za mną.
Merlinie, czy mogłaby ograniczyć te krzyki? Nie chciałbym, żeby ktokolwiek pomyślał, że prowadzimy ze sobą prawdziwą rozmowę.
— Co ci do tego, szlamo? — Uśmiecham się i idę dalej. Jestem zdezorientowany, że nie słyszę oburzonego westchnienia ani zawodzenia, czy użalania się nad sobą. Powiedziałem w końcu „szlama”, prawda?
— Możesz wypożyczyć daną książkę maksymalnie na dwa tygodnie!
Odwracam się i warczę na nią.
— Więc dostaniesz ją za dwa tygodnie! — Uśmiecham się. — Chyba że wypożyczę ją jeszcze raz!
Granger prycha i maszeruje z powrotem do Wielkiej Sali.
Merlinie, jak ja jej nienawidzę!
Spoglądam na zielono-złoty tom w moich rękach. Wszystko przez cholerną książkę? Straciła tyle godzin swojego cennego czasu, gapiąc się na mnie przez ostatni tydzień, ponieważ miałem tę książkę?
Otwieram okładkę i patrzę na stronę wypożyczeń bibliotecznych. Sześć razy znajduję jej imię. Sześć razy!
To rzeczywiście w stylu Granger, żeby wkurzać się o cholerną książkę.
***
Wtorek, 7 września 1999
Katya Viktor była skrawkiem wspomnienia, kiedy ostatnio odwiedziłem Bułgarię.
Oczywiście miałem wtedy dziewięć lat, więc też nie robiłem na kimkolwiek zbytniego wrażenia. Ona miała dwanaście i całkowicie mnie ignorowała, gdy nasi ojcowie wznosili toast za swoje osiągnięcia.
Przez lata widywałem ją na reklamach sprzętu do Quidditcha, którego wiedziałem, że nie używa, pełniąc jedynie rolę hostessy dla bułgarskich Ministrów, na których nawet nie mogła jeszcze głosować, i nosząc diamentowe naszyjniki na sesjach do „Tygodnika Czarownica”, za co jej płacono.
Kiedy wchodzi do pubu, włosy falują za nią, a głowy gości odwracają się z podziwem, trudno w ogóle przypomnieć sobie tę chuderlawą dwunastolatkę.
Spogląda na mnie i uśmiecha się.
— Draco! — Przyciąga mnie do siebie i całuje w policzek. Nie pamiętam, kiedy ostatnio usta jakiejkolwiek dziewczyny dotknęły mojej skóry. — Wyglądasz wspaniale!
I wiem, że ma na myśli „… jak na kogoś właśnie wypuszczonego z Azkabanu” i jestem niesamowicie wdzięczny, że wychowano ją z taką klasą.
Zamawia drinka, a ja patrzę, jak unosi się na wysokim stołku. Kiedy jej oczy wyzwalają barmana z transu, odwraca się do mnie. Jej twarz jest ciepła, oczy migoczą, a zęby błyszczą w szerokim uśmiechu.
Jest do niej zbyt podobna. To błąd.
Katya wypytuje mnie o matkę, w odpowiednich momentach grzecznie się śmieje, opowiada o niedawnej działalności charytatywnej swojej własnej matki i nagle daje mi moją szansę.
— I tak samo jest z moim ojcem. Zaprosił podsekretarza do bułgarskiego Ministra na kolację w przyszłym tygodniu… ponieważ jest on świeżo rozwiedziony. — Bierze łyk ze szklanki i przewraca oczami.
— A co na to Andrei?
Nieustanny uśmiech znika z jej twarzy i natychmiast żałuję, że to powiedziałem. Obserwuję, jak porusza się jej gardło, gdy przełyka. Odstawia szklankę.
— Skąd znasz Andreia? — Unosi na mnie brwi.
— Nie znam. Ostatnio nadrabiałem zaległości w kolumnach plotkarskich Proroka Codziennego i innych gazetach i widziałem zdjęcia was dwojga z zeszłego roku. Trochę pogrzebałem…
— Czego chcesz, Draco? — Jej oczy są stanowcze, a usta zaciśnięte.
Przechodzi mnie chłód. Myśli, że ją szantażuję. W jej oczach jestem teraz nie lepszy niż mój własny ojciec.
Patrzę na blat baru.
— Przepraszam. Nie to miałem na myśli.
— Więc co miałeś na myśli? — Jej głos nie jest już ciepły. Dobrze dla niej.
Spoglądam na nią i próbuję ponownie.
— Chciałem powiedzieć, że musi być ci trudno udawać, że nie jesteś z Andreiem. To musi być ciężkie dla was obojga. I chciałem też dodać: Proszę, porozmawiaj ze mną o nim otwarcie.
Bada mnie. Staram się ją do siebie dopuścić, a nie budować mur. Staram się tego nie zepsuć.
— I dlatego napisałeś do mnie, prosząc o nadrobienie zaległości? Chciałeś zaoferować, że staniesz się moim powiernikiem? — Kręci kieliszkiem stojącym na barze.
— Nie, nie do końca — mówię. — Ale myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Jeśli oczywiście potrzebujesz pomocy.
Przechyla głowę w moją stronę.
— Jak?
— Potrzebujesz chłopaka czystej krwi — mówię i czuję na ustach uśmieszek. — A według mojego rzecznika prasowego ja potrzebuję atrakcyjnego życia towarzyskiego.
Mruży na mnie oczy.
— Atrakcyjne życie towarzyskie, mówisz? — Uśmiecha się do mnie i już widzę, że zostało to zapisane w niebie. — Masz wygląd i bogactwo samego Draco Malfoya. Nie widzę powodu, dla którego nie miałbyś prowadzić bardzo atrakcyjnego życia towarzyskiego.
— Nadal się dopasowuje — mówię. Przełykam i odwracam wzrok. — Po Azkabanie. — Niesamowicie trudno jest być tak otwartym przed inną osobą. — Przez jakiś czas nie będę szukał sobie żony i myślę, że bardzo niewiele dziewczyn to zrozumie. Zwłaszcza dziewczyn o statusie czystej krwi i klasie społecznej, z pomiędzy których będę mógł wybierać.
Czekam, mając nadzieję, że mnie zrozumie. Czuję się słaby. Czuję się zbyt wyeksponowany.
— Jest ktoś, kogo chcesz, ale nie możesz mieć.
Moje oczy gwałtownie kierują się ku niej. Otwieram usta, by temu zaprzeczyć. I nie wychodzi z nich ani jedno słowo.
Jej spojrzenie jest miłe. Jakby mnie rozumiała. Z trudem znajduję słowa, by powiedzieć jej, że nasze sytuacje wcale nie są podobne. Ona ma Andrieia, a ja…
— Jaki jest twój plan? Na twoje „atrakcyjne życie towarzyskie”, Draco Malfoyu. — Popija ze swojego kieliszka i posyła mi przyjazne mrugnięcie. Moje milczenie skłoniło ją jakoś do powiedzenia „tak” i czuję się z tego powodu brudny.
— Tylko randki przy kolacji, fotografowane do Proroka. Nieformalne i nie na wyłączność. Przez trzy miesiące. Potem każde z nas może ruszyć własną drogą.
— Co się stanie po trzech miesiącach? — pyta.
— Mój okres próbny w Ministerstwie dobiegnie końca. Mogę wyjechać z kraju, zmienić nazwisko na Black. — Ta ostatnia część to żart, ale wciąż się nad tym zastanawiam.
— Hm. — Przechyla głowę w moją stronę.
— Co?
— Twój ojciec w najbliższej przyszłości będzie wciąż przebywał w Azkabanie, Draco. Chciałabym mieć tyle szczęścia. — Uśmiecha się lekko, a ja patrzę na nią. — To by oznaczało, że obrana przeze mnie ścieżka jest moją własną. — Kładzie mi rękę na kolanie i prawie podskakuję na ten kontakt. — Jesteś ostatnim z Malfoyów. Co oznacza, że to nazwisko jest tylko i wyłącznie twoje i możesz z nim zrobić, co zechcesz.
Wpatruję się w jej oczy pytająco.
— Jeśli nie podoba ci się nazwisko Malfoyów — mówi — to je zmień. Nie uciekaj od tego.
Słowa, którymi żongluje w swoich marzeniach, przelatują mi przed oczami. Black Consulting Group. Malfoy-Black Consultation Group.
Malfoy Consulting Group.
Przełykam. I pozwalam dryfować moim oczom ponad jej ramieniem, gdy myślę.
— Więc — mówi, sprowadzając mnie z powrotem do rzeczywistości. — Czwartek wieczorem? — Wyciąga z torebki kalendarz. — Na końcu ulicy jest restauracja. Powiedzmy, że spotykamy się w punkcie aportacji i stamtąd wyruszymy. Poinformuj fotografa Proroka, aby był gotowy o wpół do ósmej. — Spogląda na mnie i uśmiecha się.
— Dziękuję, Katyo.
Dopija drinka.
— I nie zapomnij poinformować o tym układzie swojej dziewczyny. Chętnie spotkam się z nią na osobności, żeby czuła się z tym bardziej komfortowo.
Czuję lód w moich żyłach.
— Ja… to nie będzie konieczne. Ona nie jest… — Biorę głęboki oddech, a Katya patrzy na mnie. Czuję, że mogę być z nią szczery, bo i tak zamierzamy właśnie oszukiwać cały świat. — Ona mnie nie chce.
Jej oczy kierują się ku mnie i cieszę się, że nie ma w nich litości.
— Jak to możliwe? — Trochę się śmieje.
Dopijam Ognistą Whisky, czując, jak płonie, gdy przepływa przez moje gardło. Odkładam szklankę na bar.
— Bo mnie zna.
***
Sobota, 11 września 1999
Myślę, że przydałaby jej się znajomość Oculus Dolus. I jestem dość zaskoczony, że nigdy się go nie nauczyła. Zastanawiam się, gdzie Blaise znalazł to zaklęcie.
Przybyłem do Cornerstone jakąś godzinę temu i jakoś udało mi się minąć ją bez żadnych niezręcznych powitań. Trochę poprzeglądałem tytuły fabularne, aż w końcu znalazłem pierwszą książkę z nowej serii Lance'a Gainswortha. Nie miałem pojęcia, że zaczął tworzyć coś nowego. Chyba właśnie tego brakowało mi w Azkabanie.
Siedzę w fotelu, przerzucam strony, znajdując ten sam styl prozy i frazy, w których zakochałem się przy czytaniu jego serii Niepożądani. Jestem już przy czwartym rozdziale, a ona patrzy na mnie już od strony numer dwa.
Wiem o tym tylko dzięki mojemu dobremu przyjacielowi: Oculus Dolus.
Patrzy, jak czytam, i ogarnia mnie déjà vu. Podąża za moimi palcami, gdy te przewracają kolejne kartki. Odwraca się i udaje, że pisze coś w swojej księdze. Spogląda na mnie.
Nie mogę się zdecydować, co bardziej mnie teraz interesuje: jej dziwne zachowanie czy nowa powieść Lance'a Gainswortha.
Powstrzymuję się od wszelkich głupstw, które przechodzą mi przez głowę za każdym razem, kiedy jej usta rozchylają się, gdy przewracam kolejną stronę. Każdą falę chłodu, która przepływa przeze mnie, kiedy mruga, rumieni się i odwraca wzrok.
Ona mnie oszałamia.
I może nie powinienem ponownie odwiedzać Cornerstone.
Mija mnie starsza czarownica. Patrzy na mnie, a ja unoszę na nią brew, a potem przypominam sobie, że przecież widzi tylko mnie wpatrującego się w tę książkę.
Kiedy spoglądam z powrotem na ladę, ona pomaga tej starszej czarownicy, z którą przechodzi do działu beletrystyki. Ciągnie za sobą drabinę na kółkach i widzę tylko jej dżinsy. Nazywają je dżinsami. Napinają się na jej ciele, gdy wspina się po drabinie. Spogląda na kobietę, aby przeczytać na głos tytuły, a melodia jej głosu płynie przez pokój.
Patrzę, jak prawie przewraca oczami na staruszkę. Uśmiecham się, a ona odwraca się do mnie. Spoglądam na książkę, zanim sobie przypominam, że przecież nie widzi, gdzie są moje oczy.
Podnoszę głowę, gdy zaciska usta, robiąc się czerwona. Zaczyna wyciągać książki z półek, starsza kobieta opowiada jej coś na wzór historii swojego życia.
Wspina się na kolejny szczebel, a ja patrzę na te nogi w dżinsach. Te biodra. Sięga po książki na końcu półki, jej żebra się rozciągają, a ja przyglądam się kształtom jej tułowia i zastanawiam, czy zdołałbym dobiec do niej na czas, gdyby spadła. Przyglądam się jej cienkiej koszulce – nazywają je t-shirtami – i temu, jak materiał przylega do jej boków, gdy nagle bawełna się unosi, kiedy dziewczyna się pochyla, i widzę skórę. Linię bioder. Nachylenie boków. Przerwa między materiałami ma tylko dwa cale, ale to części jej ciała, których nigdy wcześniej nie widziałem.
Odrywam od niej wzrok. Odpycham od siebie obraz, jak stoję za nią na drabinie i przyciskam opuszki palców do tej skóry.
Nie powinienem był tutaj wracać.
Wstaję, kończę zaklęcie Oculus Dolus i wymykam się z działu fikcji, czując, jak fala gorąca sunie po mojej piersi.
Jestem w połowie drogi do drzwi, kiedy zdaję sobie sprawę, że w dłoni nadal trzymam książkę Gainswortha. Odwracam się, a ona wraca do kontuaru, odwrócona tyłem, ponownie zaglądając do księgi rachunkowej.
Wracam z powrotem do lady, jakby ciągnęła mnie do siebie, a kiedy docieram do kasy, moje oczy kierują się ku jej biodrom. Poprawiła koszulkę.
Dobrze.
Zanim się odwróci, przyjmuję niezobowiązującą, lekko pochyloną pozycję. Jakbyśmy byli przyjaciółmi. Jakbyśmy byli znajomi.
Patrzę, jak bierze głęboki wdech.
— Malfoy. — Znowu szarpie za koszulkę i zastanawiam się, czy wie. — Czyli jednak spodobała ci się nowa seria Lance'a Gainswortha?
Mała flirciara. Rzucam książkę na ladę. Jej oczy są rozszerzone, policzki zaróżowione, a ja chcę z nią porozmawiać.
— Jeszcze nie jestem pewien — mówię. — Ale pomyślałem, że równie dobrze mógłbym ją kupić, skoro już pozaginałem niektóre strony.
Nieruchomieje i patrzy na mnie, jakbym właśnie zabił jej ulubionego dyrektora.
Książki. Hermiona Granger i książki.
Uśmiecham się.
— Spokojnie, Granger.
Jej policzki zaczynają unosić się od uśmiechu. Małego uśmiechu. Odwraca wzrok.
Spójrz na mnie.
— Nie miałam jeszcze czasu na przeczytanie tej nowej, ale absolutnie zakochałam się w jego serii Niepożądani — mówi. Jej oczy wciąż wpatrują się w księgę, kiedy pisze.
Spójrz na mnie.
Hermiona Granger i książki.
— Naprawdę? Co ci się w niej tak podobało? — mówię. Czuję, że mój wzrok skupia się tylko na niej, a obraz rozmywa się tuż przy krawędziach. Nachylam się nad blatem.
Spogląda na mnie. I jest coś w jej wyrazie twarzy, gdy kieruje ku mnie swoje oczy.
— Cóż. — Przeczesuje palcami włosy, ale odwraca ode mnie wzrok. — Cenię sobie jego styl. — Próbuje na mnie spojrzeć, ale jej oczy się odsuwają. Może patrzeć na mnie przez cały pokój, ale nie umie spojrzeć mi w oczy?
Opisuje serię Niepożądani, patrząc na ladę. Jak w sali sądowej. Jak w Hogwarcie.
— Moim zdaniem powtarzanie w kółko tej samej historii jest nudne — przerywam jej. Nigdzie nie dojdziesz, kręcąc się tylko wokół jednego wątku.
Nie mam czasu rozwodzić się nad swoją hipokryzją, zanim znów jej spojrzenie napotyka moje oczy.
— Ja… się nie zgadzam. — Mruga, wpatrzona we mnie. — To nie jest ten sam wątek, ponieważ poznajesz wszystko z siedmiu różnych ujęć, przy każdym dowiadując się czegoś nowego.
Przybieram ton godny samej Pansy:
— Uważam to za strasznie nudne. Fabuła robiła się monotonna, postacie bez polotu, a ja w żaden sposób nie mogłem utożsamić się z tym głupim Aurorem, który tylko kręcił się w kółko, paprając we wszystkim…
Urywam i spoglądam na nią. Jest obrażona. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć i zamiera. Zaraz pęknie.
— Przypuszczam, że był trochę, eee… niedopracowany.
… Co? Co jest z nią nie tak? Spieraj się ze mną.
Teraz nadszedł czas, aby podejść do tego jak Blaise:
— Biorąc pod uwagę, że okazał się jedyną postacią, która pojawiła się we wszystkich siedmiu książkach, był wyjątkowo nieciekawy. — Pochylam się leniwie i staram przypomnieć sobie charakter narzekań Blaise'a. — Auror nie miał ani rodziny, ani przyjaciół, więc z siedmiu powieści nie da się o nim wyciągnąć praktycznie nic oprócz faktu, że był zawsze o dwa kroki za Niepożądanymi…
— Dokładnie! To właśnie czyni jego postać tak dramatyczną, Malfoy! Auror nie może być wszechwiedzący, inaczej nie byłoby żadnej historii!
Jej głos się podnosi, a oczy rozjaśniają żywo.
Chodźmy się zabawić, Granger.
— To druga sprawa — narzekam. Co Skeeter pisała o tym w swojej recenzji w Proroku? — Dlaczego siedem powieści? Czy nie dało się tego jakoś skondensować? A co z trylogią? Albo jeszcze lepiej… Jedna powieść z siedmioma perspektywami, jeśli w ogóle wszystkie z nich są potrzebne…
— Jedna powieść!? Jak niby chciałbyś zmieścić wszystkie te informacje w jednej powieści!?
— Jeśli w ogóle można nazwać je ‘informacjami’...
— Cóż, Malfoy, chyba jednak coś musiało ci się spodobać, skoro przeczytałeś wszystkie siedem książek i…
— Nie czytałem całości. Przeczytałem dwie.
Ona wzdycha, bardzo melodramatycznie, a ja muszę coś zrobić z rękami, żeby się nie roześmiać. Chwytam za miętówkę z miski na blacie i przekręcam opakowanie w palcach. Pozwalam swoim oczom spocząć na jej twarzy.
— Przeczytałeś tylko dwie!? Jak w takim razie możesz w ogóle komentować całą serię! Dwie pierwsze ledwie mogą się równać w porównaniu z trzecią i czwartą...
— O nie — mówię. — Przeczytałem pierwszą i ostatnią.
Patrzę, jak jej usta się otwierają. Są różowe. Jąka się.
— Ja… ja nawet nie wiem, jak na to odpowiedzieć. — Odwraca wzrok. Zawiedziona. I przypomina mi to Hogwart. Sposób, w jaki łajała chłopców.
Porusza się szybko, jakby chciała, żebym wyszedł. Obracam w palcach miętówką, starając się wydawać te szumiące, nieznośne dźwięki.
— To tylko opinia, Granger — próbuję.
— Cóż, to zła opinia.
Śmieję się, zanim zdołam się powstrzymać. Podaje mi torbę. Koniec zakupów. Ale nie po to tu przyszedłem.
Pochylam się nad blatem, dopóki nie zrównam się z nią. Spójrz na mnie.
— Wiesz, Granger — mówię — możliwe, że właśnie mi przypomniałaś, dlaczego tak bardzo nienawidzę tego Grainsworda…
— Gainswortha — poprawia. I wiem, że właśnie osiągnęła punkt krytyczny.
— Może mimo wszystko wcale nie chcę tej nowej książki.
I jej oczy płoną, usta plują na mnie, a skóra płonie. Wciska mi torbę w klatkę piersiową z taką samą siłą, jaką przed laty poczułem na własnym policzku. Nawet nie słucham jej słów, gdy mnie beszta, protekcjonalnie. Obserwuję jej twarz i słucham ostrego tonu. I jest wspaniała. Odurzająca. I taka, jakiej zawsze pragnąłem.
Skończyła. Wciąga powietrze, a dźwięk wstrząsa mną. Jestem wdzięczny za ladę między nami. To powstrzymuje mnie przed zrobieniem czegoś niesamowicie głupiego.
— Jest i ona. — Słowa wypływają ze mnie jak modlitwa. Mruga, oczekując, że na nią prychnę. Chwytam torbę przyciśniętą do mojej piersi, mając nadzieję, że dotknę jej skóry, gdy pakunek wyślizguje się z jej uścisku. Wiem, że uśmiecham się do niej, a moje oczy mówią o wiele za dużo, ale nie mogę się powstrzymać, kiedy mówię: — Myślałem, że już cię straciliśmy, Granger.
Jej oczy są szeroko otwarte i zszokowane. Policzki czerwienią się. I zastanawiam się, czy to flirt. Zastanawiam się, czy ona to rozpoznaje. Czy ja też.
Unoszę brew na jej pytające spojrzenie. Wkładam miętówkę między zęby, mając nadzieję, że przyciągnie jej oczy do moich ust, i wychodzę, zanim to zepsuję. Zanim przekroczę granicę.
Wychodząc, zamachuję się torbą i zmuszam się, by na nią nie patrzeć. Słońce rozgrzewa moją twarz, gdy mrużę oczy. Staram się nie skupiać na tym, jak bardzo się myliłem. Jak głupio było pozwolić sobie zajść jej za skórę.
Jak mam ją wsadzić z powrotem do pudełka teraz, kiedy już z niego wyszła.
***
Niedziela, 7 stycznia 1996
Pukam do kamiennych wrót. Tu na dole jest zimniej niż w Pokoju Wspólnym Slytherinu, więc owijam szyję szalikiem.
— Tak?
Popycham drzwi i znajduję Severusa stojącego przy kociołku, sypiącego do środka muchy siatkoskrzydłe.
— Pan Malfoy — wita mnie. Zakręca butelkę ze składnikami i miesza w kociołku. — Jak minęły panu ferie zimowe?
Zamykam za sobą drzwi. Widzę, jak trzęsie mi się ręka, gdy zdejmuję ją z klamki.
— Wspaniale, profesorze. A panu?
Odwracam się twarzą do niego i pozwalam mu spojrzeć mi w oczy. Przełykam.
Czyta ze mnie. Jak z otwartej książki. Pozwoliłem mu to wszystko zobaczyć.
Rano, gdy się obudziłem, mama potrząsała moim ramieniem i powiedziała, że mamy gości. Jej oczy były szeroko otwarte i szkliste. Drżała, gdy wyciągała ubrania z mojej szafy. Po raz pierwszy usłyszałem jego głos, wysoki, oślizgły jak pieśń z koszmaru. Wizja mojego ojca klęczącego na zgiętym kolanie przed zamaskowaną postacią.
— Ach. Młody Draco Malfoy. Nareszcie się spotykamy.
Drżę i widzę, jak Severus zaciska usta. Macha ręką i wycisza pokój. Spogląda na swoje biurko.
— Przyjąłeś Znak?
— Nie — skrzeczę. — Jeszcze nie.
Severus odwraca się i staje twarzą do swoich półek.
— Jakie to uczucie znaleźć się w jego obecności? Trząsłeś się i byłeś przerażony, stojąc przed nim? A może ogarnął cię dziwny spokój?
— Nie nazwałbym tego spokojem…
— Czy twój umysł wirował, czy byłeś skoncentrowany? — prychnął.
— Był raczej skupiony niż rozproszony. — Zamieram w miejscu i czekam.
Przechadza się przede mną, krzyżując ramiona na piersi jak nietoperz.
— Więc po co tu jesteś, Draco?
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale jedynie patrzę na niego, chcąc, żeby po prostu zrozumiał. Odwzajemnia spojrzenie.
— Powiedziałeś, że możesz mi pomóc…
— Pomóc ci z czym? — Wpatruje się we mnie. Każe mi powiedzieć to na głos.
Wróciłem na ferie do domu, aby oczyścić umysł. Bez zajęć, bez przepełnionych ludźmi korytarzy, bez wspólnych posiłków. Nie było jej tam, nawiedzającej sobą moje dni. Ale wciąż ją słyszałem. Tuż przed tym, jak budziłem się rano, szepczącą mi do ucha radosne rzeczy, żeby mnie obudzić, albo czytając mi wieczorami zadania z Historii Magii, kiedy moje oczy ześlizgiwały się ze stron. Starałem się nie myśleć o niej w nocy, próbowałem wyobrazić sobie kogoś innego, kiedy sobie waliłem. Ale zawsze wciskała się do środka, kiedy byłem bliski końca, i to jej oczy patrzyły na mnie, gdy znikałem w jej ustach, albo jej dłonie ślizgały się wokół moich ramion. Próbowałem zrezygnować z masturbacji na kilka dni, żeby znaleźć trochę spokoju. Może reset. Wytrzymałem cztery dni, zanim się poddałem i pozwoliłem sobie zbudować wokół niej ten fantastyczny świat, wyobrażając sobie jej usta na moich i jej dłonie na mojej twarzy.
A potem następnego ranka Czarny Pan był w moim domu. Jakby wiedział. Jakby został wezwany tam przez jej myśli.
Patrzę z powrotem na Severusa. Jego oczy są puste. Chcę się tego nauczyć. Potrzebuję.
— Musisz nauczyć mnie Oklumencji. — I czuję się tak, jakby kamień leżący na mojej piersi został w końcu podniesiony.
Severus kiwa głową i przechodzi do rogu swojego biura. Zaczyna grzebać w szufladach.
— Masz przewagę, Draco, bo możesz oczyścić umysł, kiedy chcesz. Istnieje kilka szkół Oklumencji i wierzę, że z czasem możesz je wszystkie opanować. Twoi… członkowie rodziny — mówi i wiem, że ma na myśli Bellatriks, która właśnie ucieka z Azkabanu, zgodnie z rozmową ojca z Czarnym Panem. — … są zdolni tylko opanowania do jednego rodzaju, elementarnego, ale skutecznego.
Odwraca się i trzyma w rękach książkę oraz jakiś przedmiot owinięty szmatką.
— Wrócisz tu we wtorek wieczorem — kontynuuje, podchodząc do mnie. — Zaczniesz od podstaw, takich jak oczyszczanie umysłu i budowanie ścian. — Podaje mi książkę. — Pierwsze siedem rozdziałów tego tekstu przeczytasz do czasu naszego wtorkowego spotkania. — Biorę od niego książkę, próbując pojąć ideę tych lekcji na tle normalnej pracy w szkole. — Ponieważ możesz dowolnie oczyszczać umysł, zaczniemy od podstawowych filarów rzemiosła i będziemy budować, aż będziesz gotowy, aby przejść do bardziej użytecznych koncepcji, których nie ma w żadnej książce.
Ponieważ zastanawiam się, w jaki sposób Severus był w stanie opanować koncepcję, której nie ma w żadnej książce, wyciąga do mnie przedmiot owinięty w materiał. Kontynuuje:
— Do tego czasu trzymaj to w bezpiecznym miejscu.
Patrzę na niego.
— Co to takiego? — Biorę go od niego pakunek i ściągam zakurzoną szmatkę, znajdując pudełko na biżuterię, nieco większe od mojej dłoni, wykonane z przestarzałych luster i oprawione w mosiądz. Przypomina mi coś, co moja mama ma na swojej toaletce.
— To — mówi, kiedy otwieram wieko i stwierdzam, że jest puste — będzie pudełkiem panny Granger.
Ok, teraz jeszcze bardziej myślę o tej piosence The Police xD Obydwoje się obserwowali xD Tylko Draco faktycznie robił to z ukrycia, a Hermiona nie potrafiła ukryć tego, że się na niego gapiła. No i że jest jakieś zaklęcie, którego ona nie zna?! Czy to wgl jest możliwe? Myślałam, że jako wszechwiedzącą Hermiona Granger, powinna wiedzieć wszystko 🙈 A tu jednak żyje w nieświadomości, że Draco ją sobie obserwował i poparzył sobie co nieco na niektóre partie jej ciała xD A czy dobrze zrobił? Niech sobie sam odpowie na to pytanie. Skoro wyskoczyła z pudełka i teraz ciężko będzie ją spowrotem do niego wepchnąć, to chyba jednak nie było mądre. No ale co tu poradzić na to, że on chce i musi być blisko niej, bo nie umie bez niej funkcjonować? Nie winię go choćby w najmniejszym stopniu, bo to nie jest łatwe zapomnieć o kimś, kto wkroczył do twojego życia i zaprząta myśli 24/7. To jest trochę jak obsesja z jego strony, no ale jest zakochany. Swoją drogą byłoby fajnie, gdyby zaklęcie Oculus Dulus faktycznie istniało xD Można by udawać w pracy, że się pracuje, a tak naprawdę by się spało xD Albo tak jak Draco, obserwować kogoś, kto się podoba i nawet by się ta osoba nie zorientowała. Mega mi się podoba jego perspektywa, to jak się "kłócił" z nią na temat Nieporządanych, tylko po to, by zobaczyć czy ta dawna Hermiona jeszcze w niej jest ❤️ To jest cudowne, de pokochał ją właśnie taką i taka najbardziej mu się podoba ❤️ I gdzie są tacy mężczyźni jak Draco z ATWT ja się pytam?! Czyta się te wszystkie fanfiki gdzie jego postać jest naprawdę cudowna, a potem się ma nierealne oczekiwania co do facetów 🙈
OdpowiedzUsuńAbsolutnie uwielbiam te perspektywe. Taka bezlitosnie chlodna, obnazajaca wszystko. Przynajmniej sam przed soba nie udaje, ze mu na niej nie zalezy, co mnie bardzo podnosi na duchu. Do tego to zaklecie...! To jest czad! 😁 Ciekawe, czy kiedys jej Draco je zdradzi 😉 Och, jest i Katya! Wspaniala, mila Katya, ktorej wszyscy przez chwile nie moglismy zniesc, a okazala sie tylko oslona dymna 😁 Brawo dla Draco za szczerosc! Chociaz w niej znalazl sojuszniczke, przy ktorej moze glosno wypowiedziec na glos, ze darzy uczuciem kogos innego 🙂
OdpowiedzUsuńBosko!
OdpowiedzUsuńDraco tak rozmyśla o tym dlaczego Hermiona go obserwuje, ale na prawdę nie mógł wpaść na to, że jej się podoba? Oboje chcą w jakiś sposób przed tym uciec, ale to jak ich oczy się przyciągają jest niesamowita i już nie uda się użyć pudełka. POV Draco jest takie bardziej emocjonalne, czuje ze ta część jest jeszcze lepsza od poprzedniej.
OdpowiedzUsuńPostać Severusa została przedstawiona po mistrzowsku. Uwielbiam kiedy jest ukazany jako tajemniczy ale jednocześnie pomocny. Mega inteligentny, w końcu opanował coś czego nie ma w książkach.
Chciałabym zaprzątać tak bardzo czyjeś myśli, przecież to jest tak romantyczne, że ten ideał aż boli ♥️ wrażenie zrobiła na mnie ich mała kłótnia, aby właśnie wróciła "stara" Hermiona, pełna pasji. To jak pomyślał czy dobiegnie do niej aby uratować ją przed upadkiem - cudo ♥️ Rozumiem dlaczego wszedł w układ z tą Bułgarka, ale z drugiej strony Draco zawsze brał co chciał i zastanawiam się czy boi się odrzucenia przez Hermione, braku akceptację i społeczeństwa czy swojego ojca, który jest zamknięty, a może wszystko to na raz. Zawsze jest mi go żal w takich moment, jest jak taki człowiek ubezwłasnowolniony, nie mniej jednak czekam na rozwój sytuacji ze spojrzenia Draco ♥️