Dzwoniło jej w uszach, kiedy Draco wstał z fotela, chwycił ją za łokieć i mruknął coś do reszty na pożegnanie. Chłopcy byli teraz już mocno rozkojarzeni i wstawieni, więc pozwolili im odejść bez zbytniego zamieszania. Hermiona włożyła winogrono do ust, gdy Draco odwrócił ją ku sobie, nagle przerażony, że ktoś może to zobaczyć i odkryć jej sekret.
Pozwoliła mu ciągnąć się przez pokój, a jej oczy rzucały się dziko na każdą dziewczynę siedzącą na kolanach mężczyzny, każdą dziewczynę klęczącą na swoich własnych kolanach, każdą dziewczynę śmiejącą się i pijącą. Cho już na nią nie patrzyła. Charlotte ruszyła dalej. Hermiona przeczesała wzrokiem pokój, szukając więcej oczu, więcej ognia, więcej winogron.
Nie jesteśmy same.
Kiedyś użyła winogron, żeby przeliterować te słowa w celi Ministerstwa. Aby dać odrobinę nadziei pięćdziesięciu przerażonym, posiniaczonym dziewczynom, które stłoczyły się wokół niej, przygotowując do przeżycia najgorszych koszmarów. Ale czy to był przypadek? Cho była świadoma, co oznaczają winogrona, ale jak Charlotte mogła wiedzieć? Czy Charlotte naprawdę zamierzała ofiarować jej symbol nadziei? Hermiona nie pamiętała jej z Ministerstwa. Kim więc była?
Draco zaprowadził ją do dużego kominka, a przed nimi zmaterializował się słoik proszku Fiuu. Płomienie zmieniły kolor na zielony, gdy oznajmił: „Dwór Malfoyów”. Szarpnął ją za rękę, hałas z Salonu zniknął, a ona znalazła się w chłodnym, oświetlonym księżycem przedpokoju Dworu Malfoyów, nie słysząc w swoich uszach nic poza biciem własnego serca.
Oddychała ciężko, a jej umysł wirował od pytań, które musiała mu zadać, obrazów, o których chciała zapomnieć.
Draco delikatnie opuścił jej ramię. Ręka zawisała bezwładnie u jej boku. Zacisnęła powieki, starając się uspokoić oddech. Czuła na sobie jego oczy, oczekujące, ale pytania, na które potrzebowała odpowiedzi, wydawały się zbyt intymne i wciąż zbyt szczegółowe jak dla przedpokoju Dworu Malfoyów.
Poczuła jego delikatny dotyk na swoich plecach, kiedy blondyn bez słowa poprowadził ją po schodach.
Horror wieczoru unosił się w powietrzu, gdy pokonywali kolejne stopnie. Odsunęła niepokojące obrazy na bok, odrzucając wszystkie pytania, które wydawały się nieważne i zbyt osobiste.
Jak mogłeś po prostu odwrócić wzrok?
Więc po prostu siedzisz tam, podczas gdy twoi przyjaciele zmuszają te dziewczyny do otwarcia dla nich swoich ust i rozchylenia ud?
I to najbardziej haniebne, szarpiąca jej sercem…
Kto siedział na twoich kolanach przede mną?
Dotarli do jej sypialni. Hermiona pchnęła drzwi opuszkami palców i zatrzymała się, odwracając. Draco stał kilka kroków dalej, wpatrując się w swoje buty. W dywan. Wszędzie poza nią. Wzięła głęboki oddech i zebrała siły, zamykając tunel prowadzący od jej serca do ust, skupiając się tylko na chłodnych pytaniach w jej umyśle.
— Kim były te wszystkie dziewczyny? Nie rozpoznawałam niektórych ani z Hogwartu, ani z Aukcji.
Draco wsadził ręce do kieszeni, a ona patrzyła, jak drżą, zanim w końcu je uspokoił. Wydawał się zrezygnowany, odpowiadając na jej pytania.
— Niektóre to mugolki z Edynburga. Niektóre pochodzą ze znanych rodzin, które przeciwstawiły się rządom Czarnego Pana. Niektóre to młode czarownice, które złapano, kiedy pomagały George'owi Weasleyowi.
Jej oczy rozszerzyły się, ale brnęła dalej.
— I należą do Carrowów?
— Carrowowie zostali wyznaczeni jako strażnicy zamku w Edynburgu. Utrzymują to miejsce i organizują wszelkie spotkania, takie jak dzisiejsze. Dziewczyny w srebrnych obrożach to Dziewczyny Carrowów. Przyjmują gości Salonu i są dostępne dla nich do… rozrywki.
Zachwiała się na nogach, a wspomnienia „rozrywek” wciąż były świeże w jej pamięci.
— A dziewczyny w złotych obrożach — powiedziała, czując ciężar na szyi. — Są własnościami Śmierciożerców — wywnioskowała, opierając rękę na drzwiach.
Oczy Draco przesunęły się po niej.
— Powinnaś iść spać.
— Pójdę. Później. Złote Obroże? — Zaczęła zdejmować buty. Jego oczy wyłapały ten ruch.
— Tak, są ich własnością. Generalnie to zostały one wylicytowane. Ale niektóre Złote Obroże zostały później złapane i sprzedane prywatnym kupcom. Mniej wartościowe stały się Dziewczynami Carrowów.
Hermiona wciągnęła powietrze. Musiała się skupić – zignorować wściekłość, którą czuła pod skórą. Gdyby zbyt długo zastanawiała się nad swoimi emocjami, straciłaby możliwość wyciskania z niego odpowiedzi niczym z gąbki.
— Każdy z tych chłopców posiada swoją Partię? Z tych przy stole obiadowym? — Kolory obroży wirowały i mieszały się w jej umyśle, aż nie pamiętała, kto co nosił.
— Flint jest właścicielem Clearwater, Pucey jest właścicielem tej swojej. Bones należy do Traversa, ale Goyle wydaje prawie wszystkie sykle ze swojego skarbca, żeby móc ją wynajmować na każdy piątkowy wieczór.
— Wynajmować — mruknęła do siebie, kręcąc głową. Żółć znów podeszła jej do gardła i za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała, jak ręce Susan drżały, gdy rozpinała spodnie Goyle'a. Powolny chłód spłynął po jej ramionach, jak kostka lodu ześlizgująca się po kręgosłupie. Podniosła wzrok i zobaczyła, że oczy Draco wciąż są utkwione w podłodze. Nagle jej krew znów zawrzała. — A jak sobie radziłeś, kiedy twoja Partia miała Smoczą Ospę? Zakładam, że przez cały czas miałeś jakąś dziewczynę uwieszoną na swoim ramieniu?
Przełknął ciężko, a jego oko drgnęło nieznacznie, gdy powiedział:
— Używałem Dziewczyn Carrowów. Albo od kogoś pożyczyłem.
W jej wnętrzu płonął ogień, którym chciała ogarnąć cały zamek w Edynburgu.
— Pożyczałeś. Jak szklankę cukru — syknęła. Patrzyła, jak słowa przeszywają go jak strzała trafiająca prosto w środek tarczy. Jego oczy poderwały się do niej, a ona kontynuowała. — Czy zabierałeś je do Salonu? Czy we właściwy sposób podziękowały ci za danie im miejsca, by „mogły pokazać co leży w ich prawdziwej naturze?”
— Nie. — Jego spojrzenie było twarde. — W Salonie sprawy zwykle nie są tak intensywne, a przynajmniej nie w naszym kręgu. Myślę, że twoja obecność… ich podnieciła. — Odchylił ramiona do tyłu, zaciskając szczękę. — Kiedy byłem tam wcześniej z jakąś dziewczyną, miałem to pod kontrolą.
Spojrzała na niego, gdy żar i złość wypełniły jej pierś. Chłopcy zachowywali się tego wieczoru bardziej frywolnie niż zwykle tylko dlatego, że ona tam była.
A w przeszłości, kiedy siedziała ukryta w swojej wieży z kości słoniowej, Draco miał u boku inną dziewczynę, zmuszaną do wejścia do tego pokoju. Wsuwał palce w cudze loki, pocierał dłońmi inną parę nóg. To z pewnością złość i obrzydzenie sprawiły, że zażądała odpowiedzi:
— Z kim?
Przechylił głowę.
— Z kim miałeś to „pod kontrolą”? — Słowa wytrysnęły z niej jak mulista mikstura, której nie można było powstrzymać. — Które z moich przyjaciółek – twoich koleżanek z rocznika – podawały ci wino, siadały na twoim kolanie i słuchały twoich obrzydliwych przyjaciół przechwalających się tym, jak ich bezczynność wygrała dla nich wojnę? — splunęła.
Draco wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. W jej żołądku pojawiło się nowe, gorzkie uczucie – wstyd.
Była zazdrosna. O jakąś biedną, pozbawioną twarzy, przerażoną dziewczynę. Oddech szemrał jej w piersi, a w polu widzenia pojawiły się pierwsze czarne plamy, gdy wyraz jego twarzy się ochłodził.
— Jest późno, Granger. Wyślę Eliksir Spokoju…
— Nie potrzebuję Eliksiru Spokoju…
— …i trochę Eliksiru Słodkiego Snu, a rano możemy porozmawiać.
— Chcę wiedzieć, kogo wziąłeś sobie na kolana i macałeś, kiedy ja miałam Smoczą Ospę…
Oczy Draco błysnęły.
— Chcesz szczegółowej listy? Jakie to ma w ogóle znaczenie!
— To ma znaczenie, ponieważ właśnie powiedziałeś mi, że moja obecność tam dziś wieczorem tylko pogorszyła sytuację tych dziewczyn. Ma to znaczenie, ponieważ, podczas gdy ja byłam zamknięta w Dworze Malfoyów, inne dziewczyny musiały przechodzić przez ten… ten podły pokaz…
Zakrztusiła się, jej gardło się zacisnęło, gdy zdradziła ją pojedyncza łza, spływająca po policzku. Szybko zmiotła ją dłonią, wściekła na siebie.
Między nimi zapadła chwila ciszy, gdy Draco się jej przyglądał. Odwzajemniła spojrzenie, unosząc podbródek.
— Pozwalasz, aby zmęczenie i doświadczenia dzisiejszego wieczoru zaciemniały twoje rozumowanie — powiedział po prostu, brzmiąc niczym Snape, a ona nienawidziła tego, że czytał z niej jak z otwartej księgi. — Powinnaś iść spać i uspokoić myśli.
Przyglądając się jego idealnie beznamiętnym rysom, po raz pierwszy zaczęła rozmyślać, gdzie nauczył się Oklumencji — zastanawiając się, jak bardzo była mocna.
Całkiem silna, gdyby miała zgadywać. To było jak patrzenie na kamienną maskę.
Zacisnęła usta.
— Mam więcej pytań.
— Mogą poczekać.
Zamrugała, patrząc na niego.
— Czy jutro odpowiesz na każde z moich pytań?
Spojrzał na nią tępo i powiedział:
— Tak.
— Ósma rano — zażądała.
— Południe.
— Dziewiąta.
— Granger, jest po pierwszej. Kolejne dwie do trzech godzin spędzisz wciąż na nogach, spisując listę rzeczy, o które chcesz zapytać, a cały poranek przeznaczysz na Oklumencję i medytację — powiedział, jego oczy były szare i puste. — Idź spać.
Zmrużyła na niego oczy, czując, jak jej serce dudni ze złości na jego przypuszczenia i irytacji, że były one całkowicie prawidłowe. Traktował ją jak dziecko. Albo niewolnicę.
Jej ręce powędrowały do szyi, odciągając włosy na bok i odwracając się, by pokazać mu zapięcie obroży.
— Zdejmij ze mnie to cholerne coś — warknęła.
Przerwał.
— Teraz, kiedy już ją aktywowałem, powinnaś być w stanie sama ją usunąć…
Sięgnęła do zapięcia, czując, jak ustępuje pod jej palcami, a czyste powietrze wpływa do jej płuc. Rzuciła mu obrożę pod nogi.
— Lepiej odwołaj swoje plany na popołudnie, Malfoy — syknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Po zdjęciu sukienki rzuciła materiał na podłogę, czując, że znów może oddychać. Napełniła wannę i wlała do niej kilka olejków zapachowych, pozwalając, by ich woń oczyściła jej umysł, gdy zanurzyła swoje ciało w gorącej wodzie.
Sporządziła swoją listę. Tonęła w możliwościach. Wpatrywała się w ścianę łazienki, aż woda stała się chłodna, a powierzchnia nieruchoma, zarówno w jej umyśle, jak i przy skórze.
Kiedy obudziła się rano po zaledwie kilkugodzinnym odpoczynku, rozpoczęła swoją codzienną rutynę, którą ustanowiła tydzień wcześniej – zabierając naręcze książek z biblioteki i przenosząc je do oranżerii. Mniej więcej co godzinę robiła sobie przerwę na medytację. Sortując wspomnienia z ostatniej nocy, jak książki na półce. Nie mogła pozwolić, by emocje znowu nad nią zapanowały. Zeszłej nocy była nieostrożna. Im bardziej zegar zbliżał się do wskazania godziny dwunastej, tym bardziej Hermiona była pewna, że Draco spróbuje jej unikać.
Ale punktualnie w południe drzwi do oranżerii otworzyły się i podniosła wzrok, by zobaczyć, że chłopak idzie w jej stronę w jasnoszarej koszuli i butach ze smoczej skóry – bez munduru. Wyglądał, jakby ostatnie godziny odpoczynku również nie były dla niego zbyt łaskawe.
Wstała i ciaśniej owinęła się swetrem otoczona wilgocią porannego chłodu. Przygotowując się do zadawania pytań, zdała sobie sprawę, że Draco zdołał przez noc jeszcze bardziej wzmocnić swoją maskę. Patrzył na nią, lekko przechylając głowę ze swoimi szarymi oczami wypełnionymi lodem.
W porządku. Ja swoje też wzmocniłam.
— Co się stało z Edynburgiem?
Dostrzegła lekkie rozszerzenie jego żeber, jakby brał głęboki oddech, ale starał się tego nie okazywać.
— Śmierciożercy zajęli zamek dwa tygodnie po bitwie o Hogwart. Kilka godzin później przejęli całą mugolską część Edynburga, ale większość mieszkańców została już do tej pory ewakuowana. To było na kilka dni przed zakończeniem tworzenia granic aportacji.
Hermiona zamrugała, starając się skupić na uzyskaniu wszystkich potrzebnych odpowiedzi.
— A jakie jest dla tego wytłumaczenie? — zapytała. — Z pewnością świat mugoli zauważył, że Edynburg nagle zniknął z mapy.
— Doszło do starcia, gdy siły Czarnego Pana nadeszły. Gazety doniosły o ataku terrorystycznym, eksplozji nuklearnej. Mugole nie są już zainteresowani tym, co dzieje się w Edynburgu. Nie, dopóki mugolscy naukowcy nie zbadają go i nie odkażą. Rząd mugoli uważa, że miną całe lata, zanim teren znów będzie bezpieczny.
Poczuła serce w gardle, gdy zapytała:
— A dlaczego zamek? Czy są plany zajęcia innych zamków i posiadłości?
— Nie. Edynburg to jego eksperyment.
Nastąpiła chwila przerwy, podczas której Hermiona próbowała zastanowić się, co chłopak miał na myśli.
W jej umyśle pojawiło się wspomnienie najnowszego posągu w Atrium Ministerstwa. Sękate i powykręcane postacie mugoli, z twarzami zwróconymi w oślepiającym podziwie ku czarodziejom nad nimi. Magia to potęga.
Poczuła falę elektryczności sunącą wzdłuż jej kręgosłupa, która sprawiła, że każde zakończenie nerwowe w jej ciele zapiekło.
— Garstka osób z Zakonu, która została, nie chciała ryzykować — mówił Draco. — Mugolski premier uciekł z Wielkiej Brytanii wkrótce po bitwie, a Czarny Pan ustanowił nowego premiera pod wpływem klątwy Imperiusa sterowanej przez Dołohowa. Wiemy też, że królowa i młodzi książęta przebywają obecnie albo w Kanadzie, albo w Australii.
Oczy Hermiony zamigotały, zanim nałożyła na swoją twarz maskę, a w jej umyśle błysnęło jezioro ze spokojną wodą. Australia. Jej rodzice.
Spojrzenie Draco było utkwione w niej i zamrugał, mrużąc oczy, by zbadać reakcję, której nie udało jej się ukryć.
Musiała zapytać. Musiała wiedzieć, czy Śmierciożercy szukali królowej w Australii, ale to potwierdziłoby wszelkie podejrzenia, jakie miał teraz w swojej głowie. Nie mogła powierzyć tej tajemnicy nikomu innemu. Jej własny umysł nie był zabezpieczony przed wścibstwem – nie mogła przekazać Draco Malfoyowi klucza do swoich rodziców, zadając to jedno pytanie…
Odwrócił się od niej.
— Czarny Pan nie jest zainteresowany ściganiem mugoli poza tymi w Edynburgu. Politycy, członkowie rodziny królewskiej… zwykli ludzie. W tej chwili nie jest nimi zainteresowany.
Czuła dudnienie swojego serca w opuszkach palców. Znowu mogła oddychać. Była w stanie jasno myśleć.
Zapisała te odpowiedzi na swojej mentalnej liście kontrolnej, chowając je w ciasnym kącie swojej biblioteki pełnej półek.
— Dotknąłeś mojego tatuażu, gdy przekraczaliśmy próg. Czy trzeba być eskortowanym przez Śmierciożercę, aby wejść i wyjść z Edynburga?
Kiwnął głową, a ona zaszufladkowała tę informację, aby przygotować plan przyszłej ucieczki.
— Jaki jest cel posiadania obroży?
— Estetyka, własność i hierarchia — odpowiedział. — Złote Obroże mają dostęp do całego zamku, przy założeniu, że Śmierciożerca bacznie obserwuje swoją Partię. Dziewczyny Carrowów mogą wejść wszędzie, z wyjątkiem prywatnych salonów w zachodnim budynku. Oczywiście z wyjątkiem Charlotte.
Nastawiła uszu i przechyliła głowę.
— A co się odbywa w prywatnych salonach?
— Oficjalne sprawy Śmierciożerców. Rozmowy z zagranicznymi dygnitarzami. — Spojrzał na podłogę i obrócił pierścień na kciuku.
Więc to był prawdziwy cel tych imprez. Zabawienie i uwiedzenie urzędników państwowych.
— Powiedziałeś, że Srebrne Obroże należą do Carrowów — potwierdziła, a on skinął głową. — Wydawało mi się, że Neville został kupiony przez Carrowów. Gdzie on jest?
— Longbottom został sprzedany. Podarowano go Rookwoodowi w zamian za dwie dziewczyny, które ten kupił na Aukcji.
Rookwood. Próbowała sobie przypomnieć, czy i on był tam poprzedniej nocy.
— Czy Rookwood też ma swój harem? — zapytała chłodno.
Jego oczy spoczęły na pnączach gdzieś ponad jej ramieniem.
— U Longbottoma stwierdzono brak cech wartych wykorzystania w zamku w Edynburgu. Bardzo niewielu Śmierciożerców i dygnitarzy uznało go za wartego dopuszczenia do użytku prywatnego. Uznano go też za mało atrakcyjnego co do innych zastosowań dla męskich niewolników.
Poczuła w piersi ukłucie paniki.
Jezioro ze spokojną wodą.
— Jakich innych zastosowań?
Draco mocno zacisnął usta i powiedział:
— Walki na arenie. Niewolnik kontra niewolnik.
Odskoczyła lekko, odwracając się do okien. Odetchnęła głęboko, odpychając od siebie obrazy, które wyczarował jej umysł.
— Walki na arenie — powtórzyła.
W głowie zaświtała jej myśl i Hermiona odwróciła się do niego, zauważając, że chłopak już obserwuje ją ze swojego miejsca w pobliżu jej ławki.
— Czy widziałeś kiedyś Rona na tych przyjęciach?
Nawet z tej odległości widziała, jak Draco zaciska szczękę. Odpowiedział wymuszonym tonem:
— Nie. Nie widziałem go od czasu, gdy został wezwany do Czarnego Pana tuż przed śmiercią Macnaira.
Skinęła głową, próbując połączyć ze sobą elementy układanki i odłożyć je na później. Biorąc głęboki oddech i skupiając swój umysł, przygotowała się do zadania jednego pytania, na które wiedziała, że nie chce usłyszeć odpowiedzi.
— A Ginny? — powiedziała, a słowa popłynęły do niego jak piórko. — Dlaczego nie pojawia się już na przyjęciach?
Patrzyła, jak chłopak przełyka ślinę i ponownie odrywa od niej wzrok, przenosząc go ponad jej ramię.
— Kilka tygodni temu stłukła kieliszek do szampana i podcięła gardło strażnikowi i doradcy węgierskiego Ministra. Obaj nie żyją.
Hermiona ledwo oddychała, czując te słowa wiszące nad nią niczym wiadro lodowatej wody. Próbowała wyobrazić sobie Ginny biegnącą dziko przez Salon z postrzępioną nóżką kryształowego kieliszka w dłoni. Zamknęła oczy i powiedziała:
— I zakładam, że nie uszło jej to płazem?
Kiedy Draco nie odpowiedział, spojrzała na niego i zobaczyła, że wyglądał za jedno z okien oranżerii, a jego oczy były puste.
— Malfoy.
— Nie, nie uszło jej to płazem.
Wzięła głęboki oddech. Skrzyżowała ramiona, zapinając sweter.
— I? — drążyła.
— Została ukarana. Publicznie.
— Powiedz mi, co się z nią stało. Zniosę to. Widziałam, co się dzieje na tych przyjęciach…
Kiedy znów odwrócił się w jej stronę, syknął:
— Niczego nie widziałaś, Granger.
Krew zamarła w jej żyłach i całą wolą walczyła, by wyglądać na spokojną, patrząc na niego.
— Mam prawo wiedzieć. Nie jestem dzieckiem, Malfoy.
Długa pauza.
— Została zabrana do Salonu. — Przeczesał palcami włosy. — Gdzie Avery zrobił z niej przykład. Na kilka sposobów, które z pewnością możesz sobie wyobrazić.
Gdzieś tam było jezioro ze spokojną wodą. Ale teraz szalała nad nim burza.
— Czy byli inni?
— Tylko on, chociaż byli widzowie. Później nie była w stanie, w którym można by się nią podzielić. Ja… — Draco odchrząknął. — Widziałem tylko sam koniec.
Odwróciła się do fioletowych kwiatów, które lubiła najbardziej w całej oranżerii, dysząc cicho. Nie mogła pozwolić mu zobaczyć, jak traci nad sobą kontrolę. Walcząc, by uspokoić oddech i oczyścić wirujące w umyśle obrazy, stała wyprostowana, mrugając, aż jej oczy przestały płonąć i znów mogła wyraźnie widzieć.
Nadejdzie kiedyś pora, by przeanalizować to, co przydarzyło się Ginny. Ale na razie miała do odegrania inną rolę. Przekonała go, że poradzi sobie z prawdą, tak jak planowała. Ignorując brzęczenie w uszach i ucisk w klatce piersiowej, zmusiła ramiona do rozluźnienia. Pomyślała o Ginny, gdy wpatrywała się w fioletowe barwy kwiatów. O tym, jak jej przyjaciółka codziennie cierpiała tortury i gwałty w posiadłości Avery’ego. Czy było warto?
Jej własne zachowanie w zamku w Edynburgu było oswojone. Draco o to zadbał. Ale i tak widziała wystarczająco dużo, by wpaść w szał. Mogła zachować się tak, jak Ginny, znajdując w sobie ogień, który ją rozpali, nawet jeśli oznaczało to jej własną śmierć.
Albo mogła poddać się swojej bezradności i zachowywać się tak, jak prosił ją Draco – odepchnąć to wszystko i dziękować bogom, że nie musiała cierpieć jak inni. Ale zyskała nadzieję dzięki dziewczynom, które nie miały jej w czym pokładać. Winogrono. Jej ręka złapana pod stołem przez dziewięć innych, klęczących ze szkłem wbitym w kolana.
A Cho czekała na nią.
— Teraz, kiedy wiem, czego już się spodziewać — powiedziała czystym i silnym głosem — lepiej zagram swoją rolę. Następnym razem, kiedy tam pójdziemy, będę lepiej przygotowana do…
— Nie pójdziemy tam ponownie.
Minęła chwila, zanim słowa chłopaka do niej dotarły. Odwróciła się do niego z szeroko otwartymi oczami.
— Co?
Stał z rękami w kieszeniach spodni i martwymi, pustymi oczami.
— Pokazaliśmy się. Byłaś tam widziana. — Przełknął. — Nie pójdziesz tam ponownie. Przynajmniej nie przez długi czas.
Jej serce waliło. Edynburg był jej jedyną szansą na kontakt z przyjaciółmi – jej jedynym połączeniem z tym, co działo się poza Dworem Malfoyów.
— Więc znów zachoruję na Smoczą Ospę? — strzelała.
— Porozmawiam z moim ojcem i coś wymyślimy…
— Przejrzą cię w mgnieniu oka. To będzie zbyt podejrzane…
— Podejrzane, Granger — syknął z gorącymi oczami –— jest to, że moja Partia i ja ledwo znosimy przebywanie w tym samym pokoju, a co dopiero dotykanie się nawzajem…
Jej usta otworzyły się w grymasie.
— I czyja to wina!
— …i chociaż podobno pieprzyłem ją dzień w dzień, nadal nie byłem w stanie wyjąć kija z dupy Hermiony Granger…
— Jak śmiesz. — Ruszyła w stronę blondyna, dopóki nie dzieliło ich zaledwie kilka cali. — Nie dałeś mi żadnych informacji, wchodząc do tego zamku. Nie powiedziałeś, czego mam się spodziewać ani jak powinnam się zachować. Nie dałeś mi żadnych wskazówek, jak cię dotykać, ponieważ nie mogę cię dotknąć, żebyś nie uciekł jak pies z podkulonym ogonem…
Odwrócił się od niej ze zdławionym dźwiękiem, a reszta słów zamarła w jej gardle. Odsunął ramiona do tyłu, a ona patrzyła, jak jego żebra poruszają się, by mógł wziąć głęboki oddech.
— Posłuchaj — powiedział cicho. — Jeśli wrócimy, Marcus zmusi cię, byś wypiła eliksir.
Przewróciła oczami, ponownie czując, jak ogień płonie w jej brzuchu.
— Do kogo należę? Do ciebie czy do Marcusa?
Odwrócił się do niej, wpatrując w swój pierścionek.
— Każda dziewczyna w pewnym momencie musi wypić ten eliksir. A Flint warzy szczególnie dużą porcję na przyjęcie w przyszłym tygodniu. Jeśli odmówię, będą podejrzewać, że coś jest między nami nie tak. — Jego oczy powędrowały do niej. — Marcus już to podejrzewa.
Jej umysł szybko przemykał przez różne opcje. Zakreśliła jedną możliwość, ale potrzebowała więcej informacji.
— Chciałabym zobaczyć ten eliksir — powiedziała.
Zmrużył na nią oczy.
— W jakim celu?
— Chciałbym zobaczyć, co w nim jest. Poznać składniki i efekty.
Zacisnął szczękę.
— Granger, jeśli chcesz podrobić ten eliksir…
— Masz fiolkę? Zakładam, że masz własny zestaw do warzenia eliksirów. Może laboratorium?
— …Już powiedziałem, że tam nie wrócimy…
— Draco. Jesteś mi to winien.
Patrzyła, jak te słowa lądują na nim, a wszelkie sprzeciwy zamarły w jego ustach, zanim zdążył je wydusić. Zacisnęła palce wokół rękawów swetra i wyzywająco uniosła brodę.
Oczy Draco zatrzymały się na jej twarzy, zanim odwrócił wzrok.
— Nie mam żadnej fiolki. Musiałbym ją zdobyć.
— Wspaniale. Poczekam tutaj. — Wróciła na swoją ławkę, chwyciła za książkę i otworzyła na ostatniej czytanej stronę.
Udawała, że niewinnie śledzi tekst, aż w końcu usłyszała, jak jego buty szurają w stronę drzwi, a on sam znika w głębi korytarza.
Półki w jej umyśle zadrżały, błagając, by pomyślała o poderżniętych gardłach, ciasnej pięści w rudych włosach i drwiących mężczyznach…
Jezioro ze spokojną wodą. Odetchnęła głęboko, smakując krew z miejsca, w którym przygryzła wnętrze policzka. Schowała temat Ginny na górnej półce, tuż obok Harry'ego.
Jakiś czas później, gdy ponownie zagłębiła się w książce o historii magicznej Azji, drzwi oranżerii otworzyły się. Podniosła wzrok i wstrzymała oddech, by ujrzeć Narcyzę szukającą jej wśród liści.
Kiedy niebieskie Narcyzy oczy spoczęły na niej, kobieta uśmiechnęła się, złożyła ręce na piersi i zapytała:
— Herbaty?
Hermiona poczuła, jak do jej ciała wraca ciepło, którego nie czuła od wielu godzin. Po chwili nawiedziło ją też ukłucie winy, że miała w swoim życiu kogoś, kto chciał siedzieć z nią i pić herbatę. Z szybkim uśmiechem Hermiona skinęła głową i podniosła swoje książki z drugiego siedzenia.
Narcyza zrobiła to, co potrafiła najlepiej – była odskocznią od okropności świata poza prętami pozłacanej klatki Hermiony, darząc ją swoim naprawdę miłym towarzystwem. Dziewczyna poczuła, jak jej ciało skłania ją do relaksu w znajomym komforcie, ale oparła się tej chęci.
Po chwili, kiedy obie usiadły, układając po jednej z książek na swoich kolanach z towarzyszącymi im filiżankami parującej herbaty na każdym stoliku, Narcyza powiedziała:
— Słyszałam, że wczoraj wieczorem udałaś się do zamku w Edynburgu.
Hermiona zerknęła z ukosa, by zobaczyć, jak usta Narcyzy wykrzywiają się nad brzegiem filiżanki.
— Tak — wydusiła.
— Nie miałam przyjemności uczestniczyć tam w żadnym spotkaniu. Nie mam też zamiaru. — Pociągnęła długi łyk.
Hermiona przełknęła ślinę, zastanawiając się, ile Narcyza wiedziała o poczynaniach swojego syna. Rzeczach, których był świadkiem. Przymykając na nie oko.
— Również nie było to w moim guście. — Hermiona wpatrywała się w swoją filiżankę.
Narcyza poklepała serwetką usta i postawiła filiżankę na stoliku.
— Kiedy przebywali w moim domu, niewiele mogłam zrobić z tego rodzaju zachowaniem. To było… czyste uczucie bezsilności, Hermiono.
Hermiona zamrugała, ledwie mając odwagę oddychać.
— I nawet wtedy zastanawiałam się: Dlaczego tego nie powstrzymam? Jak mogę stać z boku i pozwalać, aby to się działo? — Pokręciła głową. — Ale nie miałam w tej sprawie żadnego wyboru. Wszystkie moje zasady zostały unieważnione przez potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa mojej rodzinie. — Narcyza założyła kosmyk blond włosów za ucho. — Myślę, że to powszechna filozofia pośród nas, Malfoyów — powiedziała z uśmiechem. — Przetrwać. W niebezpiecznych czasach niech pragmatyzm będzie śmiercią dla innych zasad.
Narcyza po raz pierwszy zwróciła swoje oczy na Hermionę. Był w nich płomień, który Hermiona widziała poprzedniej nocy w innej parze oczu.
— A kiedy cię zbagatelizują... zaatakuj.
Hermiona była nieruchoma, czekając aż oddech na nowo wróci do jej płuc. Czekała, aż Narcyza się uśmiechnie i wróci do dyskusji o pogodzie.
Nie wróciła.
Usta Hermiony rozchyliły się, a skóra mrowiła od adrenaliny.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a ona podskoczyła. Draco stanął w progu, wpatrując się w nią i siedzącą obok matkę. Patrzyła, jak chłopak wsuwa rękę do kieszeni, a trzymana przez niego fiolka znika między fałdami materiału.
— Mamo — przywitał się. — Obawiam się, że muszę pożyczyć Granger.
Hermiona wstała, odkładając filiżankę. Jej serce łomotało od rozpalonego w nim ognia.
Musiała rozgryźć ten eliksir. Musiała się nauczyć, jak go podrobić. Musiała wrócić do Edynburga.
— Oczywiście, kochanie — powiedziała Narcyza. Szybko skinęła głową Hermionie, a jej twarz była tak pogodna i skromna jak zawsze. — Do zobaczenia jutro na śniadaniu, Hermiono.
Hermiona skinęła głową i szybko podeszła do drzwi, podążając za Draco.
Wyszedł z oranżerii i był już w połowie holu, kiedy go dogoniła. Idąc za nim drogami, których jeszcze nie zapamiętała, i schodząc kolejnymi schodami na niższe piętro, starała się nadążyć za jego długimi nogami.
Na końcu długiego korytarza w końcu pojawiły się drzwi, a brwi Hermiony podskoczyły, gdy rozpoznała rzucony na nie urok maskujący. Nic dziwnego, że jeszcze tu nie dotarła.
Pchnął drzwi i szybkim machnięciem różdżki zapalił świece. Weszli do laboratorium eliksirów wypełnionego zlewkami, kociołkami i składnikami. Jej oczy chciwie skanowały ściany, szukając na nich sekretów i rzadkich znalezisk.
— Czy to laboratorium twojego ojca?
Spojrzał na nią przez ramię.
— To jest moje. — Oderwał od niej oczy. — Możesz go używać, teraz, kiedy już znasz drogę.
Jej oczy rozszerzyły się. Eliksir tłumiący magię. Mogłaby go tutaj rozgryźć, gdyby tylko miała fiolkę. Ukryła swoją ekscytację nowymi możliwościami i wróciła do teraźniejszości, gdzie Draco rozpalał ogień pod pobliskim kociołkiem.
Chwycił za łyżkę z drewna wiązu i wyjął fiolkę z kieszeni, umieszczając ją obok kociołka. Potem odsunął się. Zamrugała, zdając sobie sprawę, że pozwala jej wykonać pracę.
Wpatrywała się w stół laboratoryjny. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek będzie mogła zbliżyć się do jakichkolwiek magicznych składników.
Zrobiła krok do przodu, przyglądając się kociołkowi. Odkorkowała fiolkę i wlała dwie krople cieczy do środka.
— Skąd go masz? — zapytała.
— Od Blaise’a. Ma kilka fiolek, ale nie lubi go używać.
Spojrzała na chłopaka, znajdując jego wzrok utkwiony w kociołku i szybko się odwróciła.
Półki były nienagannie zorganizowane. Czytała każdą etykietę, aż znalazła kwas, który powinien zadziałać. Wyciągnęła wodę destylowaną i pastę miodową do zagęszczenia. Szukała oleju, może oleju bobrowego albo…
Nagle dostrzegła długie palce obok jej własnych, sięgające za jedną z wyższych butelek, by wyciągnąć zza niej słoik z napisem Ślina Niuchacza. Jej oczy rozszerzyły się. Snape nigdy nie pozwoliłby im używać w szkole tak drogich składników. Spojrzała na Draco, wyjmując słoik z jego palców. Stał jak najdalej, ale jednocześnie i tak mógł sięgnąć do półek. Odwrócił wzrok.
Skropiła wszystko kwasem, dodała wody destylowanej i przygotowała drugi kociołek z pastą miodową. Czuła jego oczy na swoich dłoniach, gdy pracowała, chociaż ani razu nie podniosła wzroku, by to potwierdzić. Para kłębiła się, gdy ciecz w kociołku bulgotała, a ona zastanawiała się, dlaczego Ślizgoni zawsze warzyli swoje eliksiry w najbardziej nieprzemyślanych podziemnych norach. Pot spływał jej po karku i odgarniała włosy przez ramię, gdy jej loki się napuszyły.
Stał obok niej, podchodząc cicho, gdy nadszedł czas na pracę z różdżką. Nabazgrała wyniki swoich badań w leżącym nieopodal pustym notatniku.
Jajo popiełka, płatki róż i kamień księżycowy dla obsesyjnej euforii. Miał rację co do asfodelu, być może dla odrobiny senności. Igły jeżozwierza dla podbicia euforii. Krwawnik kichawiec dla zmieszania i odrobiny lekkomyślności.
Zmieszany z włosami zamierzonego partnera, pijący dostawał zawrotów głowy i wpadał w dezorientację, dopóki jego skóra nie dotknęła skóry partnera. Wtedy zmieszanie znika i zaczyna się obsesja, a euforia narasta. Oderwanie się od partnera przywróciłoby dezorientację i zawroty głowy.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na swoje notatki. W końcu eliksir przestanie działać, ale może to zająć godziny.
— Czy kiedykolwiek używałeś tego eliksiru na imprezach? Na którejś z Dziewczyn Carrowów? — zapytała, przerywając godzinną ciszę.
— Nie. Ale widziałem, jak działa.
Spojrzała na listę składników.
— Powinniśmy móc dość łatwo przygotować antidotum. Mogę je wypić przed przyjęciem w piątek, a potem, kiedy dostanę eliksir, będę mogła imitować jego działanie.
Kiedy nie nadeszła żadna odpowiedź, spojrzała w górę i zobaczyła, że stoi twarzą do niej, opierając jedno biodro o stół laboratoryjny, z zaciśniętymi ustami i oczami utkwionymi w podłodze.
— Malfoy?
Nie podniósł głowy.
— Granger, w przyszłym tygodniu wszyscy będą na ciebie patrzeć. Nie tylko Montague, Pucey i inni. Flint planuje niezłe widowisko, a większość gości już i tak się tobą interesuje. Nawet bez eliksiru.
Zacisnął szczękę, jakby powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś więcej.
Skrzyżowała ramiona na piersi.
— Sugerujesz, że nie byłabym przekonująca?
Zacisnął usta i przechylił głowę.
— W jaki niby sposób zdołamy uniknąć penetracji, podczas gdy twoje działania napędzać będzie… obsesyjna żądza?
Poczuła rumieniec sunący w górę szyi i patrzyła, jak takie same plamy gorąca rozlewają się po jego kościach policzkowych.
— Rozumiem — powiedziała ze ściskiem w gardle. — Czy uprawiałeś już wcześniej seks w Salonie?
Jego oczy drgnęły i potrząsnął głową, wciąż skupiając swój wzrok na podłodze.
— W takim razie może wolisz trzymać się drobniejszych aktów w miejscach publicznych. To coś, co można sprzedać, prawda?
Wziął głęboki oddech, sfrustrowane westchnienie podczas wydechu zakuło ja w piersi.
— A w jakie „drobne akty” proponujesz, abyśmy się zaangażowali, Granger?
Przełknęła, słuchając, jak dźwięk odbija się głośno od ścian tego małego pokoju. Szukała właściwego doboru słów…
Wziął ze stołu fiolkę z pastą miodową i wodą destylowaną i je zakorkował.
— Pozwoliłem ci rozgryźć eliksir. Byłem ci to winien. — Odwrócił się od niej, odkładając składniki na półkę. — Ale nigdy nie widziałaś dziewczyn po tym eliksirze. To upokarzające. Poniżające. Nie masz pojęcia, co to robi z człowiekiem…
— Właściwie to tak. Właśnie to rozgryzłam…
— Czy twoje badania są również sposobem, w jaki zamierzasz przygotować się do praktycznego zastosowania tego oszustwa, Granger? — Stał odwrócony do niej plecami. Odłożył słoik na w półkę.
Otworzyła usta, a oburzenie płonęło w jej wnętrznościach.
— Sugerujesz, że ponieważ jestem dziewicą, to nigdy nikogo nie pożądałam? Że nie rozumiem tych pragnień?
Uniosła brew i patrzyła, jak jego palce trzęsą się nad zlewkami ułożonymi na półce, stukając szkłem.
— Jestem pewien, że masz na to jakiś pomysł, ale widziałaś składniki. Ten eliksir to nie żart, Granger.
Przełknął, odwracając się z powrotem do stołu i zaciskając usta, gdy Hermiona wpatrywała się w niego, sztyletując go wzrokiem.
Przypomniała sobie uśmiechy, jakie Cho posyłała Mulciberowi. Zalotny chichot Charlotte do Flinta. I przypomnienie Narcyzy, kiedy zaatakować.
Draco sięgnął po pusty kociołek, żeby odłożyć go na miejsce, a ona rzuciła się do przodu, chwytając za kołnierz jego koszuli. Złapał ją dzięki swojemu szybkiemu refleksowi, unosząc ręce do jej łokci i odwracając ku niej głowę, by dostrzegła jego zszokowaną minę, gdy zatoczyli się do tyłu wpadając na półki, a jej usta wylądowały w kąciku jego własnych.
Klatka piersiowa Hermiony opadła na tors Draco, gdy jej usta osunęły się z jego ust, gdy ich stopy zaczęły potykać się o siebie. Wyprostował ich, podnosząc jej ręce do góry, ale ona skupiła się na uczuciu połączenia swojej skóry z jego własną. Jak oszałamiające byłoby nie dotykać go. Jak dobrze było pocałować go w szczękę.
Chłopak chwycił ją za ramiona i odepchnął, a jej biodra uderzyły o krawędź stołu. Jego oczy były szerokie i gorące, prawie przestraszone.
— Co ty robisz?
Dyszała i pozwoliła, by jej oczy się zaszkliły.
— Draco, proszę.
Oczy blondyna rozszerzyły się i zanim się cofnął, dostrzegła jego czarne źrenice. Naparła do przodu, sięgając do góry, by przyciągnąć jego głowę do siebie, ale zanim zdążyła połączyć ze sobą ich usta, ponownie ją odepchnął.
— Granger, przestań…
— Potrzebuję cię. Proszę, Draco. — Jej palce wplątały się w jego włosy i znów uniosła się na palcach, celując w jego usta i mrucząc: — Dotknij mnie.
Szybko jak błyskawica, zdjął z siebie jej ręce i odepchnął ją na stół. W ułamku sekundy znalazł się po drugiej stronie pokoju.
— Mówiłam ci, że potrafię to zrobić — wydyszała, a on zamarł w drzwiach.
Jego ramię drgnęło, a potem zniknął.
Próbowała złapać oddech, jej skóra mrowiła, tak samo jak usta w miejscu, którym go dotknęła.
***
Draco starannie ignorował ją przez następne sześć dni. Podczas kilku pierwszych mówiła sobie, że to dobrze, ale w środę wieczorem zaczęła się denerwować. Musiała tam wrócić. Bez względu na to, jak będą się wobec siebie nawzajem zachowywać.
W końcu w piątek rano udało jej się go spotkać, zastając go w kuchni, kiedy brał jabłko z koszyka skrzatów.
Położyła ręce na biodrach i powiedziała:
— Zakładam, że wychodzimy dziś wieczorem o dziesiątej?
Odwrócił się i jego oczy przeskanowały ją, zanim odpowiedział:
— Nie. Dziś wieczorem nie ma żadnej imprezy.
Uniosła z powątpiewaniem brew.
— Dlaczego?
— Została przełożona. — Podrzucił jabłko w dłoni, nie odrywając od niej wzroku. — Misja Czarnego Pana miała pierwszeństwo.
— Nie możesz mnie wiecznie unikać, Malfoy. Jesteśmy w tym razem, czy ci się to podoba, czy nie, a im prędzej…
— Słyszałaś, co właśnie powiedziałem? Nie ma dziś żadnej imprezy. — Minął ją bez słowa.
Hermiona prychnęła stojąc w pustej kuchni, zaciskając pięści. Wyraźnie kłamał.
Więc o dziesiątej wieczorem otworzyła drzwi, czekając, aż usłyszy odgłosy jak chłopak opuszcza Dwór. Po pół godzinie obserwacji drzwi, podeszła do okna prowadzącego na balkon, zastanawiając się, czy wyszedł przez własny kominek. Chociaż wciąż nie miała dostępu do swojego balkonu, mogła przycisnąć twarz do szyby i wypatrywać światła dochodzącego z jego sypialni.
Było ciemno.
Jeszcze raz spojrzała gniewnie przez okno i weszła do łazienki, decydując się na kąpiel w oczekiwaniu na jego powrót. Kiedy odpoczywała w ciepłej wodzie i bąbelkach, próbowała wymyślić sposoby na przekonanie Draco, by zabrał ją z powrotem do Edynburga. Nie sądził, żeby była zdolna do wyzwań seksualnych, z którymi musieli się zmierzyć, ale mogła go przekonać. Musiała.
Musiała wrócić do Cho. Musiała dowiedzieć się, kim była Charlotte i czy to winogrono oznaczało to, co myślała, że oznacza. Tkwiła w Dworze Malfoyów już od dwóch miesięcy, a Edynburg był najbliższym, co miała do resztek Zakonu.
Niech pragmatyzm będzie śmiercią dla innych zasad.
Hermiona musiała mu udowodnić, że sobie poradzi. Jakimkolwiek kosztem.
Po północy przyciągnęła fotel do okna i jednym okiem obserwowała balkon Draco, a drugim śledziła trzymaną na kolanach książkę, czekając na jakikolwiek znak życia z wnętrza jego pokoju.
Piętnaście po drugiej jej zaczerwienione oczy oderwały się od stron. Blade światło z jego pokoju wypływało na balkon. Zerwała się, całkowicie rozbudzona, a książka upadła na dywan. Naciągnęła sweter na piżamę i wymaszerowała przez swoje drzwi, stając prosto pod jego.
Zapukała i czekała, czując w swoim brzuchu wrzący gniew.
Gdy nie nadeszła żadna odpowiedź, zapukała głośniej, bardziej natarczywie.
Właśnie unosiła pięść, żeby kolejny raz uderzyć w drewno, kiedy w końcu ustąpiło. Draco wpatrywał się w nią, opierając się o framugę z jedną ręką wciąż na drzwiach.
— Dlaczego nie śpisz? — zażądał.
Spojrzała na niego, unosząc podbródek.
— Powinnam zapytać cię o to samo. Nigdzie dziś nie wychodziłeś, prawda, Malfoy?
Przełknął ślinę i powiedział:
— Wychodziłem. Byłem na misji od Czarnego Pana.
— Więc dlaczego pachniesz jak cygara i Ognista Whisky? — syknęła.
Ona to z niego wyciągnie. Zażąda, żeby zabrał ją w przyszłym tygodniu.
Hermiona zrobiła krok do przodu, by przepchnąć się obok chłopaka wprost do jego sypialni, ale Draco stanął jej na drodze, blokując przejście. Zamrugała, krzywiąc się. Po skandalicznym okłamaniu jej, mógł przynajmniej wpuścić ją do swojego przeklętego pokoju.
Odchyliła głowę w bok, a on podążył za nią, zasłaniając jej pole widzenia. Spojrzała na niego, a blady horror rozpłynął się na jej skórze.
Miał gościa.
W jej umyśle pojawiła się błyskawiczna sekwencja obrazów jednej z Dziewczyn Carrowów rozciągniętej na jego prześcieradle – coś, co właśnie im przerwała.
— Czy ktoś tu jest? — sapnęła.
Spojrzał na nią, szarpnął głową i powiedział:
— Nie. Ale właśnie jestem zajęty.
— Och, daj spokój, Draco — zawołał znajomy głos z wnętrza pokoju. — Daj spokój. Już cię przyłapała.
Umysł Hermiony wirował, usiłując umiejscowić gdzieś ten głos, który brzmiał jak… który brzmiał jak…
Patrzyła, jak Draco z rezygnacją zamyka oczy.
Dziewczęcy chichot dobiegł ich z wnętrza sypialni. I chociaż ton był niewłaściwy, Hermiona rozpoznała brzmienie tego głosu.
Przepchnęła się przez próg, wślizgując się pod jego ramieniem i ujrzała Hermionę Granger siedzącą w jednym z foteli ze skrzyżowanymi nogami, z uśmiechem sączącą szkocką. Jej usta były bardziej czerwone niż u Charlotte, rzęsy ciemniejsze, powieki przydymione, a czarna halka zsuwała się po jej udzie.
Serce Hermiony biło nierówno, gdy jej oszołomiony umysł próbował rozpoznać ten uśmieszek. Uśmieszek na jej własnej twarzy noszony przez kogoś innego.
A kiedy patrzyła, jak jej własne brwi unoszą się w idealny łuk, szybko to sobie uświadomiła.
— Pansy?
Dziewczyna w ciele Hermiony uśmiechnęła się promiennie i wzniosła toast.
— Najbystrzejsza czarownica swojego pokolenia.
Wszystkie elementu układanki wskoczyły na swoje miejsca w jej umyśle, gdy opuściła wzrok na dywan. Więc jednak udał się do Edynburga. I zamiast wziąć tam ją, zabrał Pansy Parkinson ukrytą w jej ciele.
— Hmm. Czyżby było to spojrzenie pełne wściekłego obrzydzenia? — powiedziała Pansy, wskazując na twarz Hermiony. — Myślę, że całkiem nieźle mi to dziś wyszło.
Hermiona nie mogła wydusić z siebie słowa. Była w stanie tylko patrzeć, jak Pansy wstaje z krzesła, poprawiając sukienkę i przeczesując swoje hermionowate loki, przerzucając je przez ramię. Nie tylko miała pełen makijaż, ale też ułożyła te niesforne kłaki w coś miękkiego i lśniącego. Nawet gdy szła, Hermiona widziała charakterystyczne ruchy Pansy – pewne kroki i kołysanie bioder, które pamiętała z czasów Hogwartu – ale wyglądało to źle w ciele Hermiony. Bezpretensjonalny wdzięk i zmysłowość.
Policzki Hermiony zapłonęły, nagle stała się świadoma swoich workowatych spodni od piżamy i bezkształtnego swetra.
Pansy podeszła do Draco, sięgnęła do złotej obroży na szyi i podała mu ją. Jej paznokcie były pomalowane na żywy, szkarłatny kolor.
— Muszę pozbyć się twoich włosów. — Odwróciła się ostro do Hermiony. — Albo twoich. — Zaśmiała się ze swojego żartu, przesuwając dłonią po lokach prawdziwej Hermiony. — Muszę cię przeprosić za to, że kiedykolwiek naśmiewałam się z nich w szkole. Naprawdę są dość kłopotliwe. — Uśmiechnęła się. — Nie będę za nimi tęsknić. Ale twoja dupa, Granger. — Pansy przesunęła dłońmi po biodrach, okrążając plecy Hermiony. — Zdecydowanie wolę ją niż własną. Wiem, że Draco woli…
— Wystarczy, Pans. — Jego głos był zimny i przeszywający.
— Próbuję tylko poprawić nastrój. Cóż, chyba już pójdę. — Pansy podeszła do kominka. — Wygląda na to, że macie mnóstwo do omówienia.
Pansy mrugnęła, rzuciła do środka garść proszku Fiuu i zniknęła.
Wstrząs, który mroził jej ciało przez ostatnie kilka minut, przeszedł w ogniste wzburzenie wrzące w jej żołądku, rozprzestrzeniając się na zewnątrz i rozpalając wszystkie zakończenia nerwowe. Hermiona poczuła obecność Draco obok siebie, ale nie chciała na niego spojrzeć.
— Zabrałeś Pansy Parkinson do Edynburga. W moim ciele.
Usłyszała, jak przełknięcie ściska mu gardło.
— To była najłatwiejsza z opcji.
Prychnęła, odwracając się, by na niego spojrzeć.
— Najłatwiejsza.
— Tak, najłatwiejsza. Dla nas obojga. — Przeczesał palcami włosy. — Pansy doświadczyła efektów eliksiru Flinta. Wiedziała, co robi on z człowiekiem. Uwarzyłem antidotum, tak jak zasugerowałaś. A ona imitowała efekty.
Czysta furia płonęła w jej krwiobiegu.
— Celem rozłożenia eliksiru na części pierwsze było to, żebym to ja wzięła antidotum, żebym mogła wrócić do Edynburga…
— A moim celem było to, żebym poprosił Pansy, żeby ci tego oszczędzić. — Oczy Draco w końcu spotkały jej własne. Jego maska leżała idealnie na swoim miejscu, z wyjątkiem bladoróżowych plam na kościach policzkowych. — Zaserwowaliśmy im całkiem przekonujące przedstawienie. Chłopcy powinni być na razie zaspokojeni.
Dusiła ją wściekłość, a oddech stał się płytki, gdy pomyślała o jej własnym ciele w rękach Pansy Parkinson poruszającym się przy nim.
— Jakie „przekonujące przedstawienie”? — syknęła, podchodząc bliżej Draco, gdy ten się cofnął.
— Zrobiłem to dla twojego dobra, Granger.
— Naruszyłeś moje ciało…
— Twoje ciało i tak zostanie naruszone — warknął, trzymając się ziemi. — Ale w ten sposób przynajmniej nie musiałaś w nim być.
Ręka Hermiony poruszyła się szybko, przecinając powietrze i uderzając go w twarz. Głowa Draco prawie nie drgnęła, pomimo wściekłego, czerwonego odcisku dłoni wykwitającego na jego policzku. Jego oczy były gorące, gdy dyszeli sobie nawzajem w twarz.
— Uprawiałeś z nią seks w moim ciele? — zażądała, nienawidząc tego, jak drżał jej głos.
Jego oczy przesunęły się po jej twarzy, usta zacisnęły się mocno, dopóki nie odpowiedział:
— Nie.
Poczuła, jak coś w jej piersi ustępuje, rozluźniając się jak supeł. Odwróciła wzrok.
— Jeśli wystawiliście tak „przekonujące przedstawienie”, to zakładam, że nie zmuszą cię do ponownego użycia eliksiru — powiedziała śmiertelnie spokojnym głosem.
— Nie. Ale widziano cię już dwa razy z rzędu. Nie będę musiał cię znowu tam sprowadzać…
— Sprowadzisz mnie. — Spojrzała mu w oczy, domagając się, by została wysłuchana. — Sam to powiedziałeś. Już podejrzewają, że coś jest nie tak. Inne dziewczyny chodzą tam co tydzień ze swoimi panami, więc ty i ja też. — Uniosła podbródek i patrzyła, jak jego wzrok opada na jej usta i szybko wraca do jej oczu. — Nadal będziemy pojawiać się w zamku w Edynburgu. I przestaniesz traktować mnie jak dziecko, które nie jest w stanie poruszać się po tym nowym świecie.
Cisza sprawiła, że przeszedł ją dreszcz. Wezwała do serca całą pewność siebie, która jej pozostała, i powiedziała:
— Czy wyraziłam się jasno?
Oczy Draco były ciemne, a gęsta szarość tęczówek przechodziła w czerń źrenic. Poczuła jego oddech na swoim policzku i ciepło bijące z jego klatki piersiowej zaledwie kilka centymetrów od swojej własnej.
Spuszczając oczy jeszcze raz, zanim ponownie odnalazł jej spojrzenie, wyszeptał:
— Absolutnie, Granger.
— Dobrze — powiedziała, cofając się i sięgając do drzwi.
Zniknęła z powrotem w swoim pokoju, pozwalając myślom wędrować do „przekonującego przedstawienia”, które Pansy odstawiła w jej ciele, zastanawiając się, czy będzie w stanie sama powtórzyć to w przyszłym tygodniu.
Hermiona może się wkurzać na Draco za to, że nie wziął jej do Edynburga, ale tak naprawdę powinna mu za to dziękować. Nie ma pojęcia, jak ten eliksir działa na człowieka, takie przedstawienie które urządziła przed Draco imitując działanie eliksiru to jest pikuś. Hermiona z SW doświadczyła tego działania i ten drobny pokaz "działania" eliksiru Hermiony z Aukcji to serio jest nic. Ale motyw eliksiru się nam jeszcze pojawi, nawet całkiem niedługo. Hermiona naprawdę powinna być wdzięczna Draco za to, że on tak bardzo dba o jej bezpieczeństwo. To że nie zmuszał jej do podobnych rzeczy, które wyprawiali jego kumple. Naraził się na podejrzenia, ale nie pozwolił, żeby została zhańbiona. A ona jeszcze nie raz mu się odpłaci tym, że go zdenerwuje swoim zachowaniem i postąpi wbrew niemu. To już jest chyba natura tej Hermiony. Rozumiem, że ona ma teraz osobistą misję, że chce się dowiedzieć co to wszystko znaczy, ale ta impreza naprawdę nie była dla niej bezpieczna. Tu jeszcze bardziej by wyczuli, że coś jest nie tak, gdyby udawała nie mając pojęcia o prawdziwych efektach. Ale co prawda to prawda, ciężko im dwojgu przebywać w swoim towarzystwie. Draco reaguje na jej dotyk jakby go ktoś poraził prądem. Ale na to może pomóc tylko praktyka 🙈 Generalnie sceny w Edynburgu wywołują u mnie bardzo mieszane uczucia. Jak pomyślę o Ginny, o tym co ją spotkało… Czuję się podobnie do Hermiony. Manacled było mocne, ale tam czytaliśmy tylko o Hermionie, tu czytamy o całej reszcie innych osób. O tym, do czego są zmuszane i to przeraża mnie jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńTen eliksir mnie przeraża. Hermiona chyba nie wie na co się pisze, powinna raczej dziękować Draco, że jej tam nie zabrał, że jie musiała po raz kolejny przeżywać tego horroru. Chroni ja jak może.
OdpowiedzUsuńNarcyza w tym opowiadaniu to powiew takiej świeżości, wytchnienia. Mają te gnidy w swoim domu, nic nie mogła zrobić, tylko obserwować. Uwłaczające.
Boje się kolejnych wizyt Hermiony w Edynburgu... Do czego są zmuszane te kobiety. Skupione piekło w jednym miejscu. Nie rozumiem Hermiony. Znaczy może rozumiem, że chce podjąć działanie, mieć poczucie, że coś robi, daje nadzieję, staje się symbolem, ale jednak narażanie siebie i Malfoyow na niebezpieczeństwo to średnia opcja.
Pocieszające jest to, że Draco i Hermiona nauczyli się w jakiś dziwny sposób że sobą rozmawiać, odpowiadać na pytania. Nadal to nie jakąś iście super komunikacja, ale jednak wymieniają jakieś zdania. Zastanawia mnie reakcja Draco na dotyk Hermiony, boi się, że się nie powstrzyma? Albo po prostu nie chce jej skrzywdzić, ciekawe co siedzi u niego w głowie.
Hermiona jest dziewica, zastanawia mnie czy na przykład za jakiś czas nie będzie musiała przejść jakiegoś badania i powstanie duży problem, może to ich zmusi do pierwszego razu? Chociaż wolałabym, żeby naturalnie to przyszło, Draco pewnie byłby gotowy, ale Hermiona musi to poczuć, jest na dobrej drodze, czując bezpieczeństwo, ale jednak do zakochania chyba jeszcze wyboista droga....
Moim zdaniem Hermiona powinna naprawdę przetestować ten eliksir, ale w zaciszu domowym, gdzie będą tylko we dwójkę. Wtedy może by się przekonała, czym naprawdę to świństwo jest i przestałaby narażać siebie i Draco na takie bezmyślne niebezpieczeństwo. Jaką ona właściwie widzi alternatywę? Bo ja nie widzę tutaj żadnego planu, tylko chęć dostania się do miejsca, gdzie wszyscy ich obserwują i nie ma mowy o żadnej swobodzie, poza ukradkową wymianą pseudowiadomości. Już chyba wolałabym namówić Draco na zorganizowanie jakiejś imprezy albo skłonić go do jakiegoś nieformalnego spotkania, niż pchać się tam. Tak czy siak musi nauczyć się dobrej oklumencji, bo inaczej każdy jeden plan spali na panewce. Swoją drogą, skoro idą już na takie układy, to co za różnica, żeby Draco zdradził jej trochę więcej? Nie widzę tu żadnej logiki, ale może mam za wąską perspektywę... Za to na pewno Draco będzie musiał mocno się skupić, żeby odbudować mur, za którym TERAZ umieści Hermionę, skoro sama rzuciła się z pocałunkami. Powodzenia, chłopie. Ach, i Pansy. No proszę, proszę, jednak ŻYJE. Oj, Blaise, Blaise, kłamczuszku ;) Mam nadzieję, że teraz staniesz się odważniejszy w byciu, hmmm, sprzymierzeńcem zarówno Draco, jak i Hermiony. Oby! I Narcyza, jedyne wytchnienie tego rozdziału. A jej słowa... Elektryzujące!
OdpowiedzUsuń