Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Danny Elfman - Ice Dance (z soundtracku do Edwarda Nożycorękiego), Lou Reed - Perfect Day, Mumford and Sons - Awake My Soul
_____
Hermiona poczuła, jak materac obok niej się ugina i stłumiła jęk łaskoczący jej migdałki, gdy Draco zamykał za sobą drzwi.
Chłód zawsze wydawał się zastępować Draco w jej łóżku, kiedy chłopak zostawiał ją samą, udającą sen. Była tym rozczarowana, ale właśnie tak mijały im ostatnie dni i wiedziała, że lepiej nie poruszać tego tematu. Dał jasno do zrozumienia, że nie chciał rozmawiać o ich dziwacznej relacji, ale od poniedziałku udało im się popaść w swego rodzaju pseudo-rutynę.
Poranki zawsze zaczynały się tak samo; Draco opuszczał ją, leżącą między pomiętymi prześcieradłami i cicho wymykał się z powrotem do swojego pokoju. Następnie ona przygotowywała mu jedzenie na cały dzień, zanim udała się do biblioteki lub do gabinetu McGonagall, aby kontynuować swoją czasochłonną pracę nad tym, aby wszyscy uczniowie dotarli bezpiecznie w domów. Wieczory natomiast wypełnione były palącymi oczekiwaniami i niezręcznymi spojrzeniami, których z całego serca nienawidziła. Wiedziała, że to po prostu efekt uboczny procesu przyzwyczajania się do tej sytuacji, ale oboje mieli dość ogniste charaktery, więc tęskniła za ich dowcipnymi kłótniami i zagorzałymi debatami.
Miała przeczucie, że prędzej czy później znów zaczną sobie skakać do gardeł; prawdopodobnie wtedy, gdy jej niepewność i nerwy trochę osłabną, a Draco zaakceptuje fakt, że pociąga go mugolaczka.
Kiedy wieczór zmieniał się w noc, wymykała się do swojej sypialni i zostawiła drzwi otwarte, aby chłopak mógł do niej dołączyć. Było kilka sytuacji, kiedy duma najwyraźniej stłumiła jego zainteresowanie nią i wrócił do swojego pokoju. Nie miała z tym problemu. Czuła, że jej mięśnie potrzebują trochę czasu, by się zregenerować, ale dostrzegła też, że czasami po prostu chciała, żeby spał obok, odganiając samotność nocy.
Ale nigdy tak nie było.
Wchodził do jej pokoju; całując ją jakby miał być to ostatni raz, rozbierając siebie i ją do naga i zaspokajając ich oboje, chociaż czasem wydawało się to trwać godzinami. Pamiętała z rozmów Lavender i Padmy na temat seksu, że kobietom trudno jest zwykle osiągnąć to błogie wyzwolenie, ale Draco z determinacją pracował nad tym, aż drżała i jęczała, po czym oboje padali wyczerpani na poduszki.
Ale nigdy jej po tym nie przytulał.
Kiedy skończyli, nigdy nie okazywał czułości.
Nigdy nie zostawał na dłużej niż kilka godzin.
Kiedy słyszała, jak odchodzi, przez chwilę czuła ból w sercu, dopóki nie przypominała sobie, że wciąż walczy on ze swoimi uprzedzeniami.
A potem rutyna znów zataczała swoje koło.
***
To była ostatnia sobota przed Bożym Narodzeniem i Hermiona zgodziła się spotkać z Ginny, by udać się na spacer do Hogsmeade, kupić prezenty na ostatnią chwilę. Ginny miała wrócić do Nory w niedzielę i chociaż Hermiona musiała przyznać, że jej przyjaźń z rudowłosą była w tym semestrze trochę napięta, wiedziała, nadal będzie za nią tęsknić.
— Mam dla ciebie niespodziankę — uśmiechnęła się Ginny, kiedy weszły do wioski. — I myślę, że to może ci się naprawdę spodobać.
Hermiona uniosła brew.
— Jestem zaintrygowana.
Ginny sięgnęła do swojej torby i wyjęła ze środka dwa pakunki; jeden wielkości pięści w niezgrabnym czerwonym opakowaniu, a drugi nieco większy, owinięty złotym papierem. Zdezorientowane oczy Hermiony zamigotały między dwoma prezentami, po czym posłały Ginny wyczekujące spojrzenie.
— Czy to dla mnie?
— Z pewnością — przytaknęła młodsza Gryfonka. — Są od Harry'ego i Rona.
Hermiona poczuła, jak jej usta otwierają się z zaskoczeniem.
— Co? Jak…
— Wysłali je mamie jeszcze w październiku — wyjaśniła Ginny, wpychając prezenty w dłonie przyjaciółki. — Chcieli zrobić ci niespodziankę, bo wiedzą, jak bardzo za nimi tęsknisz.
— Nie mogę uwierzyć, że pomyśleli o tym z takim wyprzedzeniem — wymamrotała do siebie, głaszcząc opuszkami palców cenne pakunki. — Dziękuję.
— Nie ma za co — powiedziała Ginny. — Ten czerwony…
— Jest od Rona — dokończyła za nią Hermiona, porozumiewawczo drgając wargami. — Nigdy nie udało mu się ogarnąć jak się to robi. Kiedyś kazał Harry'emu i mi pakować prezenty, które kupił dla ciebie i reszty waszej rodziny.
— Leniwy gnojek — przewróciła oczami. — Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co on ci kupił; wyślij mi sowę, kiedy już go otworzysz. Mama powiedziała, że mój prezent od niego jest aż nazbyt oczywisty.
— Ty też dostałaś od nich prezenty?
— Czekają na mnie w domu — powiedziała. — Mogę ze spokojem zgadywać, że Ron kupił mi kolejny szalik, ale mam nadzieję, że Harry był nieco bardziej pomysłowy.
Na twarzy Hermiony pojawił się zamyślony wyraz.
— Czyli nie ma szans, abyśmy mogły im cokolwiek wysłać?
— Nie — zmarszczyła brwi Ginny, pomagając Hermionie włożyć prezenty do torby. — Mama pytała Remusa, ale nawet nie wiemy, gdzie są, a Hedwiga nigdy nie czeka, żeby jej coś dać.
— Byłoby miło wysłać im coś…
— Nie rób tego — ostrzegła Ginny niskim tonem. — To miało cię pocieszyć, a nie sprawić, że…
— Przepraszam — Hermiona skrzywiła się. — Dziękuję za niespodziankę, Gin.
— Miło widzieć, jak znów się uśmiechasz — skomentowała, gdy ruszyły główną uliczką prowadzącą przez środek wioski. — Ach! Będziesz musiała mi pomóc wybrać coś dla Freda i George'a.
Spędziły godzinę szukając ostatnich brakujących podarków, kiedy Hermiona zostawiła Ginny, która zaczęła targować się nad zaczarowanym zegarkiem dla swojego taty. Brunetka bez celu przechadzała się po pokrytej śniegiem ścieżce i podziwiała bogato zdobione wystawy sklepów; cudownie udekorowane świątecznymi ozdobami i magicznymi bibelotami, które wzbudzały w jej sercu świąteczną ekscytację.
Zawahała się przy jednej konkretnej witrynie, gdy cudowny pomysł wdarł się jej do głowy i zachęcił do wślizgnięcia się do sklepu. Skierowała się bezpośrednio do przedmiotu, który przykuł jej uwagę i pomyślała o Draco; jej umysł już podjął decyzję, że będzie musiała zamienić słówko z McGonagall po powrocie do Hogwartu i że ten był wprost idealny.
— Czy mogę pani w czymś pomóc? — Głos sprzedawcy przerwał jej rozmyślania.
— Tak — Hermiona skinęła głową. — Czy mogę prosić o spakowanie tego?
***
Dyrektorka spojrzała sceptycznie na Gryfonkę.
— Panno Granger…
— Wiem, że proszę o dużo — Hermiona uciszyła starszą wiedźmę. — Ale jest Boże Narodzenie i myślę, że on naprawdę tego potrzebuje…
— Nie jestem pewna, czy mogę…
— Tylko na godzinę — naciskała wytrwale. — Proszę, pani profesor. I tak nikogo tu nie ma, a ja obiecuję, że on nie spróbuje niczego zrobić. Myślę, że teraz już dobrze wie, że staramy się mu pomóc.
— Nie możesz być tego całkowicie pewna, Hermiono — odpowiedziała McGonagall swoim mądrym tonem. — Co jeśli on…
— On nie ma różdżki — argumentowała. — Nie ma też dokąd pójść, a teraz jest… lepszy...
— Hermiono…
— Proszę — wypaliła, w jej głosie brzmiała desperacja. — Upewnię się, że nic złego się nie stanie. Obiecuję. Wiesz, że dam sobie radę.
McGonagall przechyliła głowę i spojrzała na dziewczynę ciepłymi oczami.
— Dlaczego wyświadczasz mu tę przysługę?
Hermiona zmusiła rysy swojej twarzy, aby przybrały jak najbardziej obojętny wyraz.
— Po prostu myślę, że on potrzebuje przerwy — zaoferowała spokojnie. — I jak już mówiłam, jest Boże Narodzenie. Wiesz... czas przebaczenia i te sprawy.
Dyrektorka wydawała się przeanalizować to stwierdzenie kilka razy, zanim wypuściła długi oddech.
— Dobrze.
— Naprawdę? — Hermiona zamrugała ze zdziwienia. — Naprawdę mogę?
— Prawdopodobnie będę tego żałować — westchnęła McGonagall, masując skroń. — Ale tak, poczynię wszelkie przygotowania, żeby to było możliwe…
— Och, dziękuję bardzo, pani profesor…
— Ale weźmiesz na siebie pełną odpowiedzialność, jeśli coś się stanie — ostrzegła surowo. — Musisz mieć pewność, że pan Malfoy nie spróbuje niczego nierozważnego…
— Oczywiście…
— I jest to jednorazowa sytuacja — kontynuowała, wstając z miejsca. — Upewnij się, że wie, że…
— Dobrze — Hermiona pokiwała niecierpliwie głową, podskakując i zbliżając się do swojej mentorki, by zamknąć ją w uścisku wdzięczności. — Dziękuję pani profesor.
Minerwa poruszyła się niezręcznie, ale położyła pocieszająco dłoń na plecach swojej uczennicy i pozwoliła, by na jej usta wpłynął mały uśmiech.
— Wesołych Świąt, Hermiono.
***
Draco zaklął pod nosem, wylewając swoją trzecią nieudaną próbę przygotowania napoju do zlewu i patrząc, jak płyn wiruje w odpływie.
Miał ochotę na kawę, ale próby przyrządzenia sobie czegoś na wzór doskonałych filiżanek wypełnionych kofeiną spod ręki Granger okazały się nieskuteczne i niesamowicie frustrujące. Niezliczoną ilość razy był świadkiem, jak je robiła i doszedł do wniosku, że wydawało się to dość proste, ale najwyraźniej czegoś cały czas brakowało, ponieważ nie mógł nawet uzyskać prawidłowego koloru. Już miał spróbować ponownie, kiedy dziewczyna w końcu przeszła przez drzwi, na dodatek dwie godziny później niż zwykle; jej policzki różowiły się zimowym rumieńcem, a włosy były potargane przez wiatr.
Upuściła swoje pozornie ciężkie torby obok kanapy, ale jego spojrzenie pozostało utkwione w jej twarzy, jak to często się zdarzało, gdy nie była w pełni świadoma jego obecności. Był to jeden z jego wielu nowych i irytujących nawyków, które zdecydowały się uaktywnić, odkąd rozpoczęła się seria ich pożądliwych nocy spędzanych w jej pokoju. Mimo poczucia porażki, nie było sensu opierać się, gdy już uległ niestosownemu pragnieniu jej dotknięcia. Musiała usłyszeć, jak woda w czajniku po raz kolejny zaczyna wrzeć, ponieważ jej oczy przesunęły się na niego, a on skrzywił się, kiedy niedbale przesunęła nogą za kanapę jedną ze swoich toreb.
— Coś jest nie tak z tym pieprzonym czajnikiem — powiedział, wskazując na obrażający jego godność przedmiot.
— Co masz na myśli?
— Próbowałem i to po prostu nie smakuje jak kawa — wyjaśnił, a niedopowiedzenie, że tak naprawdę nie smakowało jak kawa, którą ona robiła, unosiło się między nimi. — Pstryknąłem przełącznik i zrobiłem te wszystkie rzeczy, które zwykle robisz…
— Czy dodałeś mleko? — zapytała, podchodząc do niego.
— Oczywiście.
— A dwie kostki cukru?
— Tak.
— Cóż, a czy na pewno wsypałeś kawę? — zapytała, tłumiąc uśmiech, kiedy chłopak po prostu uniósł na nią brew. — Jest w niebieskiej puszce w górnej szafce…
— To uwłaczające — warknął. — Nie powinienem zniżać się do wykonywania tak prostych zadań w mugolski sposób.
Miał dzisiaj ochotę ją zdenerwować; odkąd zaczęli wspólnie spędzać noce w zakazanej rozkoszy, stała się przy nim nieco bardziej powściągliwa i niepewna, a on tego nienawidził. Gdyby miał wybrać jeden powód, dla którego szanował Granger, byłby to jej niestabilny temperament, tak bardzo podobny do jego. Kiedy w tym więzieniu minuty mijały jak godziny, jej wylewne opinie i umiejętność obijania go dowcipnymi słowami sprawiały, że dni stawały się… znośne, a coś w migotaniu płomieni w jej oczach, gdy była w połowie kłótni, sprawiało, że pulsowało mu w podbrzuszu.
W połączeniu z jego szczerym podnieceniem, że podczas gdy przez cały dzień tkwił tutaj, ona najwyraźniej mu coś kupiła, mimo iż wyraźnie jej tego zabronił, ostre słowa po prostu wypłynęły mu z ust.
— To nie jest uwłaczające — odparła szybko, posyłając mu surowe spojrzenie, które wzbudziło jego zainteresowanie. — Właśnie w taki sposób ludzie robią rzeczy bez magii…
— Cóż, to istny wrzód na dupie! — splunął. — I co do cholery schowałaś za kanapą?
— Nic…
— Mówiłem ci, że niczego nie chcę! No nie mogę, Granger, po prostu upierasz się, żeby to wszystko utrudniać…
— Utrudniam? — powtórzyła ze złością. — Na Godryka, jesteś takim samolubnym kutasem…
— Powiedziałem, że niczego od ciebie nie chcę…
— Cóż, masz pecha! — krzyknęła Hermiona, prostując ramiona i rzucając mu wyzywające spojrzenie. — Są święta! Sytuacja i tak jest już są wystarczająco gówniana i nie tylko ty jesteś nieszczęśliwy…
— Ja nie…
— Nie skończyłam! — skarciła go. — Do diabła, Draco! Dlaczego musisz wiecznie wszystko kwestionować…
— Ponieważ nie jestem w takiej sytuacji, w której mógłbym cokolwiek dać ci w zamian! — wrzasnął, przeczesując dłonią włosy. — Nie chcę być ci cokolwiek dłużny…
— Niczego za to nie chcę — powiedziała powoli. — Nie sądziłam…
— Więc po co w ogóle zawracasz sobie głowę?
— Bo są święta — westchnęła. — Po prostu zaufaj mi i…
— Nie mam powodu, by ci ufać — wtrącił Draco, zauważając błysk rozczarowania w jej oczach. — A ty nie masz powodu, aby mi cokolwiek dawać…
— Po prostu… chciałam zrobić coś miłego…
— To kurewsko miłe — mruknął chłodno, wykrzywiając usta, jakby to słowo paliło mu język. — Wy Gryfoni jesteście tacy żałośni…
— Nie jestem żałosna — wycedziła przez zęby. — Nie waż się…
— To nie mów takich bzdur…
— Wiesz, nie ma nic złego w ufaniu ludziom i byciu miłym! — kłóciła się z rosnącą niecierpliwością. — Dbanie o innych jest czymś totalnie w porządku…
— Granger…
— I w porządku jest, jeśli NIE zmienisz się we własnego ojca! — Hermiona narzekała, trochę żałując swoich słów, gdy jego twarz wykrzywiła się niebezpiecznie.
— Ostrzegałem cię — syknął cicho. — Nigdy nie wspominaj o moim ojcu…
— Draco…
— Myślisz, że rozkładanie przede mną swoich nóg daje ci pieprzone prawo do wypominania mi mojej rodziny? — zadrwił, zbliżając swoją twarz do jej własnej. — Powiem ci teraz coś…
— Chcę tylko, żebyś zdał sobie sprawę, że ufanie ludziom nie czyni cię żałosnym! — zaprotestowała, podchodząc na tyle blisko, że jego gorący oddech muskał jej czoło. — To nie czyni cię słabym albo… albo gorszym…
— Czego ode mnie chcesz, Granger? — zapytał z rozdrażnieniem. — Chcesz, żebym ci zaufał?
— To byłby niezły początek…
— Do cholery — mruknął pod nosem. — Ta kłótnia jest całkowicie bezsensowna. Nie ufasz mi.
Hermiona wypuściła znużony oddech i uniosła koniuszki palców, by musnąć linię jego szczęki.
— Ale chciałabym — powiedziała cicho, z ulgą, gdy mięśnie twarzy blondyna rozluźniły się pod jej dotykiem. Poczuła się jednak kompletnie zbita z tropu, gdy jego usta wykrzywiły się w półuśmiechu.
— Zastanawiałem się, kiedy znowu staniesz się wredna — zauważył, odsuwając brodę od jej kojącego dotyku, gdy jego rysy szybko znów stały się nierówne. — Słuchaj, Granger, miałem wrażenie, że… zgodziliśmy się po prostu zignorować te całe święta…
— Cóż, zmieniłam zdanie – powiedziała wyzywająco. — Chcę, żeby święta były… jak święta, i nie pozwolę ci tego zepsuć!
— Nie widzę w tym żadnego sensu! — wypalił, czując jak jego wnętrzności zaciskają się, gdy patrzył, jak jej temperament wybucha. — To tylko kolejny, zwykły dzień…
— Wystarczy! — krzyknęła, przecinając dłonią powietrze dla podkreślenia ostateczności swoich słów. — Mam dość…
Draco pochylił się i obdarzył jej usta szybkim i gorącym pocałunkiem; ujmując w dłonie jej twarz i kierując ich ciała w stronę kanapy, lekko się potykając. Kiedy jej uda uderzyły o podłokietnik, on rozdzielił ich usta i przez chwilę patrzył, jak żar tli się w jej na wpół przymkniętych oczach, gdy jej zdziwione, płytkie oddechy muskały jego skórę. W głębi serca zbeształ się za to, że dał się ponieść emocjom, po czym zrobił krok w tył i znów przyjął obojętny wyraz twarzy.
— Dobrze, Granger — wymamrotał. — Rób co chcesz…
— Chcę tylko normalnych świąt — szepnęła ze smutkiem, kładąc ręce na klatce piersiowej Draco i muskając kciukami jego obojczyki. — A ja… chciałabym, żebyś wziął w tym udział.
Draco zmarszczył brwi i zamknął oczy.
— Dlaczego?
— Bo myślę, że potrzebujesz tego tak samo jak ja.
***
W tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie dni i noce zdawały się zlewać w jedną całość, a świt i zmierzch stały się wymiennymi wyobrażeniami zimowego nieba. Hogwart utonął w cichej samotności, goszcząc w sobie niecały tuzin mieszkańców, którzy pozostali na święta w zamku. Śnieg pokrył grubą pokrywą wszystko dookoła, a Hermiona wędrowała samotnie po błyszczących od mrozu błoniach w swoim wolnym czasie, próbując znaleźć Lunę, która najwyraźniej została w szkole, jednak dziewczyny nigdzie jej nie było.
Hermiona obudziła się, gdy Draco jak zwykle próbował opuścić pokój na godzinę przed tym, nim promienie słoneczne ogrzeją jej twarz, kiedy zobaczyła swój pokreślony i przekrzywiony kalendarz, zdała sobie sprawę, że dziś Boże Narodzenie.
Pozwoliła sobie na lekki uśmiech, zanim wyszła z łóżka i narzuciła na ramiona szlafrok, kierując się prosto do salonu. Obrzuciła drzwi Draco kontemplacyjnym spojrzeniem, ale zdecydowała się jeszcze mu nie przeszkadzać; nie miała wobec niego żadnych konkretnych planów aż do wieczora. W ostatnich dniach sprawy między nimi układały się całkiem nieźle; ich kłótliwa natura powróciła do łask i w rezultacie część niezręczności zniknęła, chociaż Draco nadal stanowczo odmawiał przyznania się do czucia czegokolwiek zbliżonego do świątecznego ducha.
Kłócili się i sprzeczali, tak jak przedtem, ale on bacznie powstrzymał się od używania słowa „szlama”, a pasja ich sprzeczek zwykle prowadziła do interesującego pojednania w jej łóżku pełnym niebezpiecznych sekretów. Hermiona próbowała zracjonalizować swoje rosnące uczucia do Draco, ale rozsądek wydawał się opuszczać ją, kiedy tylko zaczynała o nim myśleć.
Podeszła do choinki i spojrzała na mały stosik prezentów; te od Harry'ego i Rona, kolejne trzy od Ginny, McGonagall i Neville'a oraz obszerną kopertę – bez wątpienia wypełnioną pieniędzmi – od jej rodziców. Od dyrektorki otrzymała książkę do Zaawansowanej Transmutacji (nie mogła się doczekać, aby się w niej zagłębić), komplet wspaniałych i egzotycznych perfum od Ginny oraz pudełko pysznych czekoladek od Neville'a.
Harry wysłał jej fotografię ich trójki; oszałamiające zdjęcie, które zostało zrobione w ostatnie święta Bożego Narodzenia, na którym stali otoczeni śniegiem, wyglądając na całkowicie odpornych na chłód otaczającego ich świata. Fotografia została oprawiona w zaczarowaną ramę, z bluszczem i ostrokrzewem, które mieniły się i poruszały. Była wspaniała i Hermiona uznała, że powinna umieścić ją tuż obok łóżka.
Przeszła do prezentu od Rona, pospiesznie rozrywając czerwony papier i przyglądając się pudełeczku z biżuterią z lekkim dreszczem sunącym wzdłuż jej kręgosłupa. Naszyjnik był piękny; srebrny w kształcie serca i ozdobiony żółtymi kamieniami szlachetnymi, które tak pięknie błyszczały w świetle dnia. To było tak urocze i kobiece i… po prostu nie w jej stylu. Patrzyła na prezent mu z poczuciem winy w gardle, kiedy znajomy głos sprawił, że niemal podskoczyła.
— To od Weasleya, prawda? — zapytał gorzko Draco. — Myślałem, że jesteście tylko przyjaciółmi…
— Bo jesteśmy tylko przyjaciółmi — wtrąciła szybko, wstając.
Jego zazdrosne oczy przeniosły się na obrażający go przedmiot.
— Ten naszyjnik mówi coś innego…
— Ludzie dają sobie prezenty na Boże Narodzenie…
— Tak samo robią też kochankowie…
— Draco…
— Granger — warknął, robiąc krok w jej stronę. — Ja się nie dzielę…
— To niedorzeczne — prychnęła, odpychając go ramieniem i przechodząc na drugą stronę pokoju. — Nie mam najmniejszego zamiaru tego słuchać…
— Dokąd idziesz?
— Pod prysznic! — rzuciła przez ramię, zatrzaskując za sobą drzwi.
Draco warknął do pustego pokoju i zacisnął pięści, aż jego dłonie zaczęły płonąć i krwawić. Czego od niego oczekiwała? Nie był przyzwyczajony do tych skomplikowanych i niekonwencjonalnych okoliczności i starał się to wszystko zrozumieć; był tak bardzo pewien, że jego zainteresowanie nią uspokoi się po kilku rundach kotłowania wśród prześcieradeł, ale prawie co noc wracał do jej łóżka.
Jej brak doświadczenia był tak dziwnie czarujący, a teraz, kiedy w końcu wróciła do swojej zadziorności, po prostu nie mógł się powstrzymać. Była jego pierwszą partnerką seksualną, do której po prostu wydawał się… pasować. Musiało być coś w ich biologii albo… Merlin wiedział co, po prostu to działało i nie chodziło tylko o seks. Jej pocałunki, jej dotyk… sama jej obecność sprawiała, że drżał w środku i nie miał pojęcia, co to oznaczało.
Usłyszał szum wody na kafelkach i jej ciele, i coś zaborczego zapłonęło w jego wnętrznościach. Weasley ledwie stanowił problem w ich odciętym od świata dormitorium; był po prostu jakąś istotą z zewnątrz, o której tak łatwo tu zapomnieć, ale teraz część tego ryżego pomiotu – brzydki, pieprzony naszyjnik – był w tym w pokoju i w myślach Granger, a Draco całkowicie tym pogardzał.
Może to wina męskiego instynktu, by śmiał twierdzić, co jest jego, albo może było to coś głębszego, ale stopy nagle poniosły go ku drzwiom łazienki. Zrzucił z siebie ubrania, odkładając na bok koszulkę i spodnie od piżamy, rozmyślając o tym, że ich kolejna schadzka pod prysznicem powinna odbyć się już wieki temu.
Tak jak poprzednio, pozostał tak cichy, jak tylko możliwe, wślizgując się za nią i przyglądając się jej z niechętnym podziwem. Rzadko miewał okazję do obserwowania niespodziewanej urody Granger, ponieważ jej niepewność zawsze sprawiała, że szybko osłaniała swoje ciało przed jego wzrokiem. Obejrzał każdy jej cal; od loków w odcieniu gęstego toffi, po zaokrąglone biodra i czubki palców u nóg, ale jeszcze nie odkrył ani jednej skazy. Gdyby nie jej krew, to…
— Co ty robisz, Draco? — Wyrwała go z zamyślenia, odwracając głowę, by zerknąć na niego spod kropelek wody między jej rzęsami.
— Też potrzebowałem prysznica — skłamał od niechcenia, przyciskając swój tors do jej pleców i sunąc palcami w górę jej talii.
Bez większego przekonania spróbowała strzepnąć z siebie jego ręce.
— Nadal jestem na ciebie zła…
— Zawsze jesteś na mnie zła…
— Czy kiedykolwiek sprawiałam wrażenie, że mogę po prostu… wiesz…
— Pieprzyć się? — odparł z lekkim wzruszeniem ramion. — Ruchać…
— Uprawiać seks — poprawiła z rumieńcem. — Czy naprawdę miałeś mnie za osobę, która uprawiałaby seks z byle kim? Albo spała z kimś, będąc w związku z kimś innym?
Zazgrzytał zębami.
— Nie — przyznał w napięciu, próbując stłumić jej rozgoryczenie taktycznymi ruchami rąk. — Ale ty i Łasica macie wspólną przeszłość…
— Nigdy nie pytałam cię o twoje poprzednie podboje...
— Pansy i Astoria — odparł tępo. — Ale twoja… relacja z Weasleyem jest inna…
— Wystarczy — westchnęła, powoli odwracając się do niego. — Ja… sypiam z tobą i to wszystko. Nigdy nawet nie rozważałabym posiadania kogoś na boku i mam nadzieję, że zaoferujesz mi ten sam poziom szacunku, nawet gdybyś nie znalazł się w tej sytuacji bez wyjścia.
Nic nie powiedział, ale uniósł rękę, by odsunąć przemoczone kosmyki, które przywarły do jej czoła, i nachylił się, by złożyć niemal niewinny pocałunek na jej ustach. Był on zarówno miękki i twardy; taki, jakiego nigdy wcześniej nie odważył się jej dać i chociaż po kilku chwilach pierwsze smaki namiętności zaczęły mieszać się między ich ustami, Hermiona wiedziała, że było w tym coś innego, a ta myśl rozpaliła ogień w jej wnętrzu.
Draco wciąż czuł ten zaborczy szept w głębi umysłu; tę potrzebę naznaczenia jej w sposób, na który nie pozwolił sobie Weasley. Powoli zaczął sunąć pocałunkami w dół jej szyi, a ona westchnęła, gdy obdarzył nimi jej klatkę piersiową. Po chwili opadł na kolana i skoncentrował swoje pieszczoty na skórze jej brzucha i poczuł, że jest lekko spięta. Podejrzenia, że nigdy wcześniej tego nie robiła, szybko się potwierdziły.
— Draco — wymamrotała drżącym głosem. — Ja nigdy…
— W porządku — uspokoił ją najpewniejszym głosem, na jaki mógł sobie pozwolić. — Spodoba ci się, Granger…
— Ale ja…
— Zaufaj mi, Hermiono — powiedział, celowo używając jej imienia i spoglądając jej przez moment głęboko w oczy. — Nie zrobię ci krzywdy.
Jak można było przewidzieć, przez kilka niepewnych sekund przygryzała wargę, zanim nerwowo skinęła głową i oparła plecy o wyłożoną kafelkami ścianę, by w daremnym wysiłku spróbować się zrelaksować. Draco ostrożnie przesunął palcami po jej nogach, zanim delikatnie rozsunął jej kolana. Jego oddech muskał jej najwrażliwsze miejsce, a Hermiona zakrztusiła się skowytem, gdy nowe i cudowne doznania zapulsowały pod jej pępkiem.
— Uznaj to za mój prezent — wymamrotał Draco, zanim przycisnął do niej język, rozkoszując się jej jękiem.
To będzie lepsze niż ten pieprzony naszyjnik.
***
— Chyba już czas — mruknęła Hermiona.
— Na co?
— Abym cała ci twój prezent.
Draco skrzywił się, ale musiał walczyć z lekkim uśmiechem, który prawie go zdradził, kiedy niemal spadła z kanapy.
Po dwugodzinnym prysznicu przenieśli się na sofę. Zaplątani w stos wyczarowanych prześcieradeł, spędzili resztę dnia na leniwych rozmowach, debatach i kolacji z indykiem w roli głównej między kolejnymi miłosnymi przerwami. Noc pochłonęła niebo, zanim Draco w ogóle się zorientował, a szybki rzut oka na zegar w kuchni powiedział mu, że jest prawie za piętnaście jedenasta.
To było dalekie od konwencjonalnych świąt Bożego Narodzenia z jego rodziną, ale właściwie… i na dodatek cholernie przyzwoite, biorąc pod uwagę okoliczności. Jak którykolwiek szanujący się mężczyzna mógłby narzekać po dniu spędzonym na uprawianiu seksu na kanapie?
Przyglądał się jej, gdy przycisnęła jedno z prześcieradeł do piersi, niezręcznie zbliżając się do samotnego prezentu pod drzewkiem, owiniętego w zielony papier i ozdobionego złotą kokardą. Niechętnie podciągnął się do pozycji siedzącej, gdy położyła paczkę na jego kolanach i z wyczekującym wyrazem twarzy usiadła obok.
— Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że to niepotrzebne — burknął, pociągając za wstążkę.
— Po prostu go otwórz — zmarszczyła brwi, niespokojnie stukając palcami o siebie i zerkając na zegar. — Nie mamy zbyt wiele czasu.
Rozerwał opakowanie i powoli wyjął przedmiot ze środka, marszcząc brwi, gdy poczuł miękki materiał pod swoim ciekawskim dotykiem. Był to czarny płaszcz, podobny do tego, który nosił kilka lat temu; prosty, a jednocześnie ewidentnie drogi, patrząc na jakość i wzornictwo. Uniósł sceptycznie brew i podniósł oczy z zamiarem zapytania, dlaczego akurat to dla niego wybrała, ale przerwała mu, zanim zdążył wziąć choćby wdech.
— To tak naprawdę tylko połowa twojego prezentu — wymamrotała z niepokojem. — Ja… udało mi się przekonać McGonagall, żeby wypuściła cię z tego pokoju.
Jego oczy rozszerzyły się.
— Nie rozumiem — powiedział cicho. — Mogę… mogę wyjść?
— Tylko dzisiaj — dodała szybko. — McGonagall zgodziła się pozwolić ci wyjść poza pokój, ale mam przez cały czas ci towarzyszyć, nie możemy opuszczać terenu szkoły i mamy czas tylko między dwudziestą trzecią a północą, więc trochę jak z Kopciuszkiem.
— Z czym?
— Nieważne — potrząsnęła głową. — Posłuchaj, Draco, musisz zrozumieć, że to tylko jedna godzina z okazji świąt i jeśli spróbujesz uciec, będę musiała cię powstrzymać.
Draco niewiele mógł zrobić, więc z roztargnieniem kiwał głową, gdy przyglądał się stojącej przed nim dziewczynie z całkowitym zaskoczeniem. Pamiętał każde ze swoich poprzednich świąt Bożego Narodzenia i urodzin, pełnych materialistycznych podarków i pustych obietnic, które były tak przewidywalne. Nikt nigdy nie poświęcił czasu ani wysiłku na rozważenie czegoś tak… przemyślanego; nawet jego rodzice.
Mógł uczciwie powiedzieć, że myśl o próbie ucieczki nawet nie przyszła mu do głowy; wiedział, że nie ma dokąd pójść, a jej wystarczyłoby tylko lekkie machnięcie jej różdżką, by utrudnić mu jakąkolwiek próbę.
— Nie jestem… nie jestem do końca pewien, co powiedzieć — wyznał ostrożnie, dotykając nowego płaszcza, czując się dość zaskoczony, że udało jej się trafić dokładnie w jego gust.
— Spodziewałam się tego — skinęła głową z lekkim uśmiechem. — Powinniśmy się przygotować — zasugerowała, wskazując na jego płaszcz. — Ubierz się ciepło. Na dworze jest lodowato.
***
Hermiona poprowadziła ich cichszymi częściami zamku, wspomagając się przyćmionym zaklęciem Lumos, ale korytarze były wymarłe i opustoszałe, tak jak zapewniła ją McGonagall. Kiedy w końcu dotarli do drzwi prowadzących na zewnątrz, Draco chłonął widok jedwabistego śnieżnego krajobrazu, który jarzył się blaskiem pełni księżyca. Lekkie i delikatne płatki śniegu opadały na jego policzki z rozproszonych na niebie chmur, przez które przebijały się promienie księżyca i podmuchy wiatru.
Suche chrupnięcie pod jego stopami przywołało wspomnienia, których normalnie nigdy by nie docenił, gdy z roztargnieniem podążał za Granger coraz dalej od drzwi szkoły, zdając sobie sprawę, że prowadziła ich w stronę jeziora, gdy wędrowali między nagimi drzewami. Zimne powietrze wirowało wokół nich i muskało odsłoniętą skórę ich twarzy, gdy brnęli przez pokrytą śniegiem trawę, nie zważając na obserwującą ich parę przyjaznych oczu. Szli obok siebie w milczeniu, podczas gdy Draco chciwie wciągał zimne i dziewicze powietrze, ciesząc się, że każdy oddech łaskocze go w gardło.
— Jest zimniej niż myślałam — skomentowała obok niego Hermiona. — Rzucę na nas coś rozgrzewającego…
— Nie rób tego — uciszył ją pustym tonem. — Zapomniałem, jak to jest czuć na sobie wiatr.
Zmarszczyła brwi na jego słowa i pokiwała głową ze zrozumieniem, utrzymując zaklęcie Lumos na tyle słabe, by tylko wskazywało im drogę i – mając nadzieję – że jeśli ktoś zauważy ich z okien zamku, to uzna światło za zwykły blask promieni księżyca na śniegu. Dotarli do małej zamarzniętej zatoczki i zatrzymali się pod delikatnym szkieletem wierzby płaczącej, by przyjrzeć się odbiciom gwiazd rozsianych na gładkiej powierzchni jeziora.
— To zabawne — wymamrotała Hermiona w granatową noc. — Skrupulatnie planowałam cię tu sprowadzić, ale nawet nie pomyślałam o tym, co możemy robić, kiedy już się tutaj znajdziemy.
— Musisz wszystko planować? — zapytał.
— Nie wszystko. Jest kilka rzeczy, które zamierzałam zrobić, ale nigdy się to nie udało.
— Jak na przykład co?
Przechyliła głowę i zastanawiała się nad jego pytaniem, kiedy jej oczy spoczęły na zamarzniętym jeziorze.
— Zawsze chciałam nauczyć się jeździć na łyżwach.
— Nigdy nie jeździłaś na łyżwach? — powtórzył, posyłając jej lekko zaskoczone spojrzenie. — Wyglądasz na kogoś, kto lubi takie rzeczy.
— Myślę, że pewnie by mi się spodobało — skinęła głową. — Umiesz jeździć na łyżwach?
— Oczywiście.
Hermiona przełknęła gulę w gardle i uniosła brodę.
— Nauczysz mnie?
— Żartujesz, prawda? — prychnął, ale szyderstwo rozpłynęło się w jego ustach, gdy zauważył jej błagalne spojrzenie. Przyglądał się jej uważnie, a jego usta drgnęły, zanim przewrócił oczami w geście poddania. — Dobrze — powiedział, kierując się w stronę brzegu jeziora. — Przypuszczam, że patrzenie jak się wywracasz, może być całkiem zabawne. A co ze wszystkimi stworzeniami żyjącymi w jeziorze?
— Przechodzą w stan hibernacji, kiedy woda zamarza — wyjaśniła, podążając za nim i szepcząc pod nosem szybkie zaklęcie, by przetransmutować ich buty w łyżwy. — Draco, czy ty…
Urwała, gdy wszedł na lód z niewymuszoną gracją i umiejętnościami, które sprawiły, że jej klatka piersiowa zatrzepotała przez coś, czego nie mogła do końca pojąć. Czując się całkowicie nie na miejscu, z wahaniem umieściła jedną łyżwę na lodzie i skuliła się na to dziwne uczucie nieważkości, które ją opanowało.
— Draco — zawołała, kładąc stopę z powrotem na śniegu. — Zmieniłam zdanie…
— Chodź, Granger — odparł, z łatwością sunąc po zamarzniętej powierzchni. — Co się stało z tą swoją słynną gryfońską odwagą?
— Nie podoba mi się to — powiedziała mu. — Nie lubię nie mieć kontroli nad…
— To był twój pomysł — przypomniał jej.
— Czy mógłbyś mi w takim razie pomóc? — poprosiła, gestem wskazując, że chce, aby do niej wrócił. — Po prostu… podaj mi rękę czy coś…
— Gdybyś po prostu weszła na lód…
— Proszę, Draco — spróbowała, łapiąc jego wzrok, by dać mu do zrozumienia, że mówi poważnie.
— Na litość Merlina — westchnął, podjeżdżając do niej i wyciągając rękę. — No to chodź, Granger.
— Nie bądź wredny i nie popychaj mnie ani nic takiego — ostrzegła, ujmując oferowaną przez niego dłoń i przygotowując się, gdy ponownie postawiła łyżwę na powierzchni jeziora. Zachwiała się, a Draco instynktownie podał jej drugą rękę, aby mogła utrzymać równowagę, gdy pospiesznie umieściła drugą łyżwę na lodzie, czując, jak jej paznokcie przebijają się przez jego rękawiczki, gdy desperacko do niego przywarła. — Nie podoba mi się to.
— Widzę — uśmiechnął się kpiąco, gdy zachwiała się na niestabilnych nogach. — Weź się w garść, Granger. To łatwizna, kiedy już zaczniesz-
— Zarozumiały palant…
— Po prostu suń łyżwami po skosie — poinstruował, powoli przesuwając się do tyłu i ciągnąc ją za sobą. — Załapiesz…
— Przysięgam, Draco — wyszeptała tonem, który najwyraźniej miał zabrzmieć groźnie. — Jeśli mnie puścisz…
— Nie puszczę — zapewnił z roztargnieniem, łapiąc ją, gdy lekko się potknęła. — Do diabła, naprawdę nie masz ani krzty koordynacji. Teraz jak o tym myślę, to w lataniu na miotle też byłaś gówniana.
— Merlinie, to nie tak, że jestem niepełnosprawna — odpowiedziała, pozwalając mu w zasadzie ciągnąć ją po lodzie. — Każdy ma jakąś słabość.
Draco zawahał się na ten komentarz, ale zdołał utrzymać ich oboje w spokojnym rytmie, gdy rozważał jej słowa. Gdzieś w głębi spodziewał się, że jej wpływ na niego zniknie, kiedy tylko wydostanie się z tego dormitorium, jednak teraz, gdy na nią patrzył; z drobinkami śniegu między pasmami jej włosów, rumieńcem rozgrzewający policzki i ufnymi oczami, jakby stanowiło to najoczywistszą rzecz na świecie, była tak samo pociągająca jak w ich pokoju.
Spodziewał się, że powróci do swoich dawnych nawyków
Zostanie zalany falą swojego dawnego światopoglądu.
Znowu ją znienawidzi, tak jak powinien.
Ale…
W jakiś sposób stała się jego słabością.
— Myślę, że teraz już załapałam — powiedziała Hermiona głosem pełnym koncentracji. — Puść jedną z moich rąk…
— Wybacz mi — wypalił nagle Draco, zatrzymując ich w miejscu i chwytając ją za ramiona. Jego oddech stał się ciężki, gdy patrzył, jak szok wiruje w orzechowych oczach dziewczyny, i oparł się tej wszechobecnej chęci pocałowania jej lekko rozchylonych ust, czekając na odpowiedź. — Wybacz mi — powtórzył, tym razem ciszej.
Za wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem i za wszystko, co nieuchronnie zrobię, aby skrzywdzić cię w przyszłości.
Może wszystko przez ten sentymentalny pośpiech, który najwyraźniej wywołało Boże Narodzenie, albo akceptację, że jego pociąg do niej istniał również poza murami dormitorium, albo nawet przez to, że po prostu chciał jej się odwdzięczyć za przypomnienie mu, jak to jest czuć wiatr na swojej twarzy, ale potrzebował tego. Tej chwili przejrzystości, zanim wrócą do zamku. Była jedyną częścią jego mrocznej egzystencji, która była bliska czystości i dobra, a on chciał skosztować jej, zanim on lub realia wojny zniszczą tę nikłą dawkę spokoju.
— Myślę, że wybaczyłam ci już tygodnie temu — powiedziała mu ze smutnym uśmiechem, pochylając się, by opaść wargami na jego usta i przypieczętować swoje słowa. Poczuła, jak łzy wymykają się spomiędzy jej rzęs, gdy przerwała ich pocałunek i oparła czoło o jego, zaciskając powieki, by ukryć prawdziwy poziom swojego uczucia. — Wesołych Świąt, Draco.
Po prostu doskonały dzień.
Sprawiłaś, że się zapomniałem.
Pomyślałem, że jestem kimś innym.
Kimś dobrym.
Serio Draco, nie możesz pozwolić być jej chociaż raz szczęśliwą? To takie trudne pozwolić być komuś wobec ciebie miłym? Ok, wiem że pewnie jego duma trochę ucierpiała, bo ona coś mu kupiła, a on dla niej nie miał nic, no ale zamiast po prostu podziękować, że chciała zrobić wobec niego miły gest, to ten ciągle kręci nosem i zgrywa księżniczkę… Swoją drogą nadal współczuję Hermionie, że tkwi w tej relacji bez jasno nakreślonych granic. Bo nic w sumie takiego nie ustalili. Bo on nie chce z nią porozmawiać. To jasne, że ona coraz bardziej robi sobie nadzieję na to, że faktycznie będzie między nimi coś więcej. Że mógłby sobie uświadomić swoje uczucia do niej. A on twardo idzie w zaparte, że to tak naprawdę nic nie znaczy. Że to zwykle porządnie i jak tylko się wydostanie, to wszystko zniknie. Pewnie on w końcu się przyzna przed samym sobą, ale czuję, że Hermiona będzie przez niego cierpieć mimo wszystko. Kobiety zawsze planują wszystko za wczasu, a potem cierpią przez takich kretynów jak Malfoy, bo się przeliczyły z uczuciami. Udawanie przed samą sobą, że jej to nie przeszkadza, że za każdym razem wychodzi, że jej nie przytuli. Bo już uwierzę w to, że jest ok. Sypiają razem, żyją pod jednym dachem a jego nie stać na choćby najmniejszy czuły gest wobec niej… Ale ta końcówka rozdziału… To znowu rzuca inne spojrzenie na niego, że może jednak nie jest tak daleko od przyznania się do tego co naprawdę czuje. Myślał, że jak wyjdzie z "więzienia", to wszystko znowu się zmieni, ale on jednak poprosił ją o wybaczenie. Gdyby nic do niej nie czuł, byłoby mu obojętne, czy by mu wybaczyła, czy nie. Nie zaprzątałby sobie tym głowy. Coś się zmienia, ale przykre jednak jest to, że on sam sobie też zdaje sprawę z tego, że i tak ją zrani… Choć podejrzewam, że nie będzie chciał zrobić tego specjalnie
OdpowiedzUsuńSłodko gorzka historia. Czasem ciężko mi to czytać, tak mnie to smuci.
OdpowiedzUsuńA może jednak jest dla nich jakaś szansa?! Powinna być...
Coś się boję,że w ich relacjach w najbliższym czasie wiele się zmiani...niestety na gorsze. Jego przekonania wezmą górę,a przy takim poziomie uczyć z obu stron będzie to bardzo bolesne.
OdpowiedzUsuńWspaniały prezent! To jeden z lepszych prezentów, jakie mogła dać i mam nadzieję, że Draco ma tę świadomość. Chociaż i ona doczekała się swojego "prezentu" w formie jego zrozumienia i próby przeproszenia za wszystko. Smutne święta, ale za to z promykiem nadziei :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest dla mnie tak słodko-gorzki, że nawet nie wiem jak mam go skomentować... Najgorsza jest chyba ta świadomość Draco, że wie, że ją w przyszłości zrani. Świadomość, że Hermiona jest również dla niego pociągająca za murami zamku powinna być pocieszająca, więc dlaczego ja mam w głowie tylko przyszłość i to, że jak już się uwolni z tego pokoju to ją zostawi?
OdpowiedzUsuńPrezent cudowny, powinien się cieszyć, docenić i zacząć być dorosłym facetem.
Wcześniej usprawiedliwiałam Draco i jego zachowania, natomiast tego, że zostawia ją samą w łóżku, po sexie nigdy jej nie przytuli - walczy z uprzedzeniami? Co to za powód? Żaden! W końcu na tyle zawalczył żeby się pieprzyć, więc gdzie logika gdzie sens? Nie mogłabym na miejscu Hermiony, wiem, że jej zależy, wiem, że coś do niego czuje, ale cholera, no na to mojej zgody by nie było.
Funart jest cudowny <3 nauka jazdy na łyżwach bardzo romantyczna.
Jakie to zamknięcie musi być ciężkie, jakie to wymowne, że nie chciał czaru ocieplającego, bo zapomniał jak to jest czuć wiatr... Serio poleciała mi łza. Codziennie jest tyle spraw z których możemy się cieszyć, a nie doceniamy nic, kiedy coś zostanie nam zabrane, zostaniemy czegoś pozbawieni - dopiero wtedy otwieramy oczy i doceniamy. Może to dla Draco też będzie stanowiło jakąś lekcję?
Wydaje mi się, że HErmiona musi bardzo wykorzystać ten czas który im pozostał w zamknięciu. Draco jest blisko wyrażenia tego co czuje,ale zdecydowanie ma blokadę, może wypowiedziane słowa na głos będą lepsze niż myślenie nad nimi w głowie i do niego dotrą...?
Prezent Harrego bardzo trafiony tym bardziej, że Hermiona za nimi tęskni. Prezent Rona, oj znając jego głowę i zachowania to na pewno myśli, że są z Hermioną parą... Zapewne tu też będzie problem w przyszłości, bo kiedy dowie się, że ona z nim nie chce być, że kocha Malfoya to przyjaźń zostawnie wystawiona na wielką próbę. McGonagall po prezencie jaki Hermiona zrobila Draco na pewno się domyśla co się święci, w końcu to mądra kobieta jest.