Hermiona jęknęła w poduszkę, kiedy dźwięk budzika odgonił ostatnie szepty jej swawolnego snu. Draco był szalenie cudowny ostatniej nocy, tak jak i za ich pierwszym razem; cierpliwy i bezinteresowny, ale wciąż emanujący upartą nonszalancją, która zdecydowanie należała do głównych cech charakteryzujących Malfoyów, co było całkiem pociągające. Nerwy znów dały o sobie znać, ale tym razem czuła się o wiele bardziej komfortowo, a coś w wodzie opływającej ich ciała koiło ją i łaskotało w delikatny, ale wyborny sposób.
Owiń nogi wokół mnie.
Jej obolałe mięśnie znów się zacisnęły, gdy przypomniała sobie jego usta, mamroczące przy szyi i usypiające ją, co wydawało się grzeszne, a równocześnie tak zaskakująco bezpieczne. Pozwoliła mu przycisnąć się do kafelków i obudzić to pulsujące ciepło w jej żołądku, pośród pachnącej różą pary i szumu wody. Trzęsła się i jęczała z zapałem tak, jak w piątek, a potem chłopak zaniósł ją do jej pokoju, czekając, aż pozbiera zmysły, zanim ponownie złączył ze sobą ich biodra, by usatysfakcjonować i siebie.
Granger…
Kiedy jej ciało było już nasycone, po prostu obserwowała go z fascynacją, gdy szukał w niej własnego uwolnienia. Jego rysy złagodniały i przez te krótkie chwile wyglądał na zupełnie rozluźnionego, a ona z roztargnieniem obsypywała pocałunkami jego szczękę i szyję. Przyglądała mu się uważnie i w ciszy doszła do wniosku, że nigdy wcześniej nie wyglądał piękniej i swobodniej, i mocno go pocałowała, kiedy doszedł. Prześcieradła wciąż były wilgotne od potu i kropli prysznica, i chociaż wiedziała, że miejsce obok niej jest puste, i tak tam spojrzała; tylko po to, żeby się upewnić.
Została sama, ale to było… w porządku.
Przyszedł do niej zeszłej nocy i to na razie wystarczyło. Jego duma została dotkliwie urażona, a ona była na tyle mądra, by wiedzieć, że dostosowanie się do ich… dziwnej sytuacji zajmie mu trochę czasu, podobnie jak jej samej. Prawdę mówiąc, nie była do końca pewna, co miałaby dzięki temu zyskać, ale wiedziała, że go lubi, a słowa Luny skusiły ją, by częściej poddawać się swoim impulsom.
Czasami wojny mogą przynosić też coś dobrego. Mogą nauczyć ludzi trzymania się tego, co wydaje się właściwe, nawet jeśli wiąże się to z podejmowaniem ryzyka.
Miała dziwne przeczucie, że los będzie działał na jej niekorzyść, ale tym razem postanowiła, że cokolwiek się wydarzy, popłynie z prądem. Merlin wiedział, że trudno jej będzie nie analizować nadmiernie tej dziwnej relacji z jej swoim ślizgońskim współlokatorem, ale powoli się go uczyła, a pośpiech w podejmowaniu decyzji lub wyciąganiu wniosków mógł okazać się całkowicie daremny.
Rzut oka na zegar ostrzegł ją, że zbyt długo leżała w łóżku i była już lekko spóźniona. Szybko więc rozpoczęła swoją poranną rutynę, zanim udała się na spotkanie z McGonagall. Zajęcia w tym semestrze już się zakończyły, aby dyrektorka mogła w jak najbezpieczniejszy sposób odesłać uczniów do domu na święta Bożego Narodzenia, a Hermiona i pozostali Prefekci zgodzili się jej w tym pomóc. Niestety, Michael również tam był, co oznaczało, że w końcu będzie musiała się z nim zmierzyć, po swojej ostatniej ucieczce bez wyjaśnienia podczas Balu.
Już wcześniej zaserwowała Ginny i swoim pozostałymi przyjaciołom wymówkę, wyjaśniając, że dostała nagłego zapalenia żołądka, kiedy sobotniego wieczoru pojawiła się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Miała nadzieję, że to białe kłamstwo było wystarczająco wiarygodne, by Michael również mógł w nie uwierzyć. Przemierzając znajome korytarze, sprawdziła swoje odbicie w oszronionej szybie okiennej, aby upewnić się, że wszelkie ślady pozostawione przez Draco zostały skutecznie zakryte przez jej pospieszne zaklęcia maskujące, zanim ruszyła prosto do biura McGonagall.
Na jej policzkach pojawił się rumieniec poczucia winy, gdy usłyszała znajome głosy w głębi korytarza; McGonagall, Michael, Neville, Ginny i inni prefekci. Jeśli czuła się winna po pocałunku z Draco, to paranoja doprowadzała teraz jej umysł do szaleństwa. Z pewnością zauważą jej lekko spuchnięte usta. A może dostrzega też źle zamaskowane malinki po brutalnych pocałunkach? Albo uświadomią sobie, że teraz towarzyszyła jej też nuta pewnego męskiego zapachu?
Wciągnęła głęboki oddech, pchnęła drzwi i wzdrygnęła się, gdy około dwunastu par oczu skierowało się w jej stronę.
— Przepraszam za spóźnienie — wymamrotała, przypadkowo łapiąc kącikiem oka spojrzenie Michaela. — Zaspałam.
— W porządku, Hermiono — zapewniła McGonagall, gestem wskazując jej miejsce. — I tak większość z tego już wiesz. Właśnie wyjaśniałam, że pierwsza grupa uczniów uda się dziś do swoich domów około trzeciej po południu. Madame Maxime zgodziła się pożyczyć nam swoje Abraxany, które powinny przybyć około drugiej, więc możesz być potrzebna, by pomóc Hagridowi.
— Ilu będzie uczniów? — zapytał Neville, zapisując notatki na skrawku pergaminu. — Jeśli mam eskortować ich prosto do domów, chcę się upewnić, że nikogo nie brakuje.
— Dwudziestu dwóch, w tym pan, panie Longbottom — odpowiedziała. — Po tym, jak wszyscy zostaną bezpiecznie odstawieni na miejsca, konie zabiorą cię prosto do domu, a następnie same odnajdą swoją drogę z powrotem do Beauxbatons. Wszyscy jednak powinniście pomóc w upewnianiu się, że wyznaczeni uczniowie zostaną odebrani.
— Kto eskortuje więc następną grupę uczniów, którzy mają wrócić do domów w środę? — spytała Ginny.
— Ja — Lee podniósł rękę. — Używamy wtedy Czarodziejskiego Autobusu, prawda?
— Tak sądzę — skinęła głową McGonagall. — Wszystkie szczegóły są na liście, którą wam rozesłałam.
— Ilu zostaje w szkole, pani profesor? — zapytała Hermiona, celowo trzymając swój wzrok z dala od Michaela.
— Tylko garstka — wyjaśniła dyrektorka. — Myślę, że w sumie będzie to sześciu uczniów.
Hermiona ukryła swoje zmarszczenie brwi, gdy pozostali kontynuowali zadawanie pytań, zdając sobie sprawę, że będzie to jej najbardziej samotne Boże Narodzenie. Mogła winić za to jednak tylko siebie; sama zaoferowała, że zostanie w szkole, ku irytacji Ginny, ale pobyt w Norze bez Harry'ego i Rona nie byłby taki sam. Dodatkowo, gdy Draco przebywał ukryty jej dormitorium, czuła się odpowiedzialna za zapewnienie, by tam pozostał, a także za pomoc McGonagall w utrzymaniu ładu w Hogwarcie. A smutna prawda była taka, że Hermiona była w pewien sposób zadowolona z takiego obrotu sprawy. Tegoroczne Boże Narodzenie miało minąć jej jak kolejny zwykły dzień.
Za murami zamku działo się obecnie zbyt wiele, co skutecznie przyćmiewało świąteczną atmosferę niczym gęsty i trujący smog. Brak znajomych i rodziny pozostawiał w jej sercu pustą przestrzeń, a mając do towarzystwa jedynie chłodnego Ślizgona, którego wciąż starała się zrozumieć, czuła, że z pewnością będą to dość ponure ferie.
— Dobrze. — Głos McGonagall przerwał jej bujanie w obłokach. — Proszę, najpóźniej do drugiej upewnijcie się wszyscy, że wybrani uczniowie są gotowi do drogi. Jeśli nie macie więcej pytań, to tyle na dzisiaj. — Odpowiedział jej tylko dźwięk uczniów zbierających swoje rzeczy. — W porządku, zatem, spotkamy się później, a jeśli zobaczycie kogoś na zewnątrz, powiedzcie im, żeby uważali na śnieg. Hermiono, możesz zostać na chwilę, proszę?
— Okej — pokiwała nerwowo głową, posyłając swoim przyjaciołom miękkie uśmiechy, gdy zostawiali ją z dyrektorką. — Wszystko dobrze?
— Wszystko w porządku — zapewniła ją McGonagall, mrucząc w stronę drzwi Zaklęcie Wyciszające. — Chciałam tylko zapytać, jak mają się sprawy z panem Malfoyem?
Tak bardzo starała się nie zarumienić.
— Dobrze — odparła pewnym tonem. — Myślę… teraz trochę się uspokoił.
— Więc jednak? — drążyła temat McGonagall. — W końcu przestał być wrogo nastawiony?
— Nie… nie jest już wrogi — mruknęła z zamyśleniem Hermiona. — Teraz jest z nim po prostu… lepiej. Myślę, że przyzwyczailiśmy się do siebie.
— To dobrze – zgodziła się. — Chciałam jeszcze raz podziękować za zostanie tutaj na Boże Narodzenie. Panna Lovegood wciąż nie jest pewna, czy również zdecyduje się na pobyt w szkole, czy nie, więc wiem, że nie będziesz miała tu praktycznie żadnych przyjaciół, a to nie jest w końcu twój prawdziwy dom…
— W porządku — wzruszyła ramionami. — To zwykły dzień, jak każdy, prawda? A w Hogwarcie czasami praktycznie czuje się jak w domu, chociaż bez Harry'ego i Rona to już nie to samo.
— Cóż, wiem, że twoje obecne warunki mieszkaniowe nie są idealne — kontynuowała McGonagall zamyślonym tonem. — Więc chciałam cię poinformować, że jesteś więcej niż mile widziana, by dołączyć do innych pracowników i do mnie na cały ten dzień…
— Dzięki za propozycję, pani profesor — przerwała jej cicho Hermiona. — Ale myślę, że po prostu zostanę w swoim dormitorium, zachowując tak, jakby był to tylko kolejny zwyczajny dzień.
— Nie masz nic przeciwko spędzeniu go sam na sam z panem Malfoyem? — zapytała dyrektorka, unosząc brew.
— Chcę tylko, żeby było jak każdego innego dnia — odpowiedziała, zachowując wyraz swojej twarzy tak spokojny, jak to tylko możliwe. — Poza tym to naprawdę nie byłoby... w porządku, żeby zostawiać Draco zupełnie samego w Boże Narodzenie. Musi czuć się dość samotny, już teraz…
Minerwa nuciła w myślach.
— Mięknie ci wobec niego serce?
— Ja-ja tylko… — wyjąkała Hermiona, zauważając, że prawdopodobnie ujawniła przed kobietą zbyt wiele. — Po prostu lepiej go rozumiem i wątpię, żeby pozostawienie go w samotności w ogóle przyniosło korzyść względem jego… usposobienia.
— Zapewne nie — zgodziła się McGonagall sceptycznym tonem. — Cóż, jeśli zmienisz zdanie, śmiało możesz do nas dołączyć.
— Dziękuję — powiedziała, wstając z miejsca. — Do zobaczenia później, pani profesor.
Z ostatnim pożegnalnym uśmiechem dyrektorki, Hermiona wyszła z biura, notując w myślach, aby mieć na uwadze, jak będzie odnosić się do Draco w obecności McGonagall. Skręcając w kolejny korytarz, westchnęła, ale oddech uwiązł jej w gardle, gdy poczuła, jak męska dłoń zaczepia się na jej łokciu.
— Michael — odetchnęła szorstko, kiedy rozpoznała parę brązowych oczu, które wpatrywały się w nią z niepokojem. — Ale mnie wystraszyłeś.
— Przepraszam — wymamrotał niezręcznie. — Miałem nadzieję, że porozmawiamy o tym, co się stało? Na Balu?
— Dobrze — skinęła głową z roztargnieniem. — Tak, oczywiście, ja…
— Może moglibyśmy omówić to w twoim dormitorium?
— Szczerze mówiąc, miałam raczej ochotę na spacer — powiedziała mu szybko. — Czy moglibyśmy się przejść i o tym porozmawiać? Naprawdę nie chcę siedzieć dzisiaj zamknięta w pokoju.
— Dobra — zgodził się, prowadząc ich powolnym krokiem przez pusty korytarz. — Więc…
— Naprawdę cię przepraszam — wypaliła, zakładając kilka zbłąkanych kosmyków za uszy. — Że zostawiłam cię tam... Nie czułam się zbyt dobrze…
— W porządku, Hermiono — zmarszczył brwi. — Nie musisz kłamać. Wiem, że myślałaś o nim i że…
— O nim? — powtórzyła. — Ja…
— O Ronie — wyjaśnił z porozumiewawczym spojrzeniem. — Przepraszam, nie zdawałem sobie sprawy, że to coś poważnego, ale Ginny wszystko mi wyjaśniła.
— Rozumiem — powiedziała Hermiona z zakłopotaniem, odsuwając na bok poczucie winy, które ogarnęło jej żołądek. — Racja... cóż, ja…
— Nie chcę, żeby między nami było przez to niezręcznie — przerwał, kierując ją za róg w stronę biblioteki. — Uważam cię za przyjaciółkę i nie chciałbym, żeby…
— Chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi — powiedziała mu szczerze. — I przepraszam, że nie wyjaśniłam ci mojej relacji z... Ronem. To trochę skomplikowane przy jego nieobecności i wciąż trwającej wojnie.
— W porządku — przytaknął Michael. — Chcesz, żebym odprowadził cię z powrotem do pokoju?
— Myślę, że spędzę trochę czasu w bibliotece — zapewniła. — Mam kilka rzeczy do zrobienia, ale dziękuję. Spotkamy się później, żeby zacząć gromadzić pierwszą grupę uczniów do odjazdu.
***
Draco patrzył, jak śnieg lekko prószy po drugiej stronie szyby.
Nigdy nie był jakimś szczególnym fanem zimy, ale po tygodniach takich samych widoków z tego pokoju musiał przyznać, że rześki, biały krajobraz wyglądał całkiem malowniczo. Po zbyt długim czasie tkwienia w tym gównianym dole zaczął zapominać, jak wyglądał świat na zewnątrz i mógł powiedzieć, że szczerze za nim tęsknił.
Słyszał, jak Granger wyszła z dormitorium dobrą godzinę temu, ale mogło się wydawać, jakby wciąż tu była. Woń dziewczyny wisiała w powietrzu, a on wciąż czuł jej smak na swoim języku, i próbował określić, kiedy dokładnie ten zapach zmienił się z irytującego w pocieszający.
Pomimo swoich zagorzałych osobistych obietnic, że seks z Granger będzie tylko jednorazowym incydentem, Draco już pogodził się z faktem, że pewnie zrobi to ponownie, a potem jeszcze raz, aż to kłopotliwe pragnienie zniknie z jego żołądka.
O ile zniknie.
Przynajmniej udało mu się obudzić pierwszym. Każdy szanujący się mężczyzna wiedział, że pozostawanie w łóżku po stosunku oznaczało coś głębszego niż tylko fizyczne kotłowanie między prześcieradłami, a on prędzej sam rzuciłby na siebie Crucio, niż do tego dopuścił.
To miała być tylko jedna noc…
Ta mała teoria z pewnością już dawno umarła, jeśli ich wybryki pod prysznicem były czymś, przez co można zdołać przejść. Obwiniał za to jej groźbę przeniesienia do nowego więzienia.
Mógł zakwestionować powody, dla których podążał za Granger, i być może przy okazji fundował sobie przepuklinę. Jednak wydawało się, że nie ma sensu zastanawiać się nad problemem, który jest nie do rozwiązania. Wiedząc, że to coś, czego na pewno będzie żałował, postanowił posłuchać wcześniejszej rady Granger i po prostu zrobić to, co na razie wydawało mu się słuszne.
Nie było tu nikogo, kto by go osądzał lub skarcił za to obłąkane i ryzykowne zachowanie, a kiedy była jedynym elementem tej izolacji, który powodował, że jego instynkty mrowiły, a krew szumiała w uszach. Odmowa dotykania jej nie wchodziła w grę.
Jeśli to było szaleństwo, to całe to gadanie o radości szaleństwa zaczynało mieć sens.
***
Po spędzeniu kilku godzin wśród kolejnych książek o horkruksach, Hermiona pożegnała się z Nevillem i innymi uczniami, zanim ci opuścili Hogwart, by dołączyć do swoich rodzin. Zaliczyli lekkie spóźnienie, kiedy jeden z piątoklasistów zaspał i nie zjawił na czas. Po chwili jednak stado Abraxanów poderwało się do lotu, majacząc na ciemnym, zimowym niebie i znikając za ośnieżonymi wzgórzami.
Przez kilka kolejnych godzin spacerowała po pokrytych śniegiem błoniach, rozkoszując się przyjemnymi chrupiącymi dźwiękami pod stopami. Schyliła się, żeby przeczesać słodki proszek palcami, nie zważając na to, że jest tak zimny, że zapiekły ją dłonie.
Rzuciła na siebie Zaklęcie Ogrzewające i usiadła na pniu drzewa, by spojrzeć w czyste niebo. Uwielbiała takie noce; kiedy chmury się cofały, a gwiazdy rozsypywały po nieboskłonie niczym mroźne piegi.
Zaczęła łączyć punkty migoczące nad swoją głową, z łatwością odnajdując konstelację Lyra z jej jasną gwiazdą, Vega. Jej pilne spojrzenie instynktownie przeniosło się do gwiazdozbioru Smoka. Podążała za wężowym kształtem długiego szlaku gwiazd. Punkciki mrugały do niej, a ona po prostu wpatrywała się w nie przez kilka chwil, doceniając piękno i złożoność, zanim zdecydowała, że jest już zbyt późno i ciemno na siedzenie tu w samotności.
Wróciła z powrotem do Hogwartu i udała prosto do swojego pokoju; rozproszona przez obawy o to, jak powinna zachowywać się w obecności swojego ślizgońskiego towarzysza po ostatnich dwóch nocach. Mijała właśnie szkolne kuchnie, nie zwracając na to większej uwagi, kiedy mocne pociągnięcie jej szaty wyrwało ją z oszołomienia.
— Cholera! — jęknęła, chwytając się za pierś, odwracając i rzucając zdezorientowanemu skrzatowi domowemu przepraszające spojrzenie. — Przepraszam, Zgredku. Trochę mnie przestraszyłeś.
— Zgredek przeprasza, panienko — odparł ze szczerością. — Zgredek cię szukał! Ma dla ciebie prezent!
— Prezent? — powtórzyła Hermiona, marszcząc brwi. — Nie musisz mi nic dawać, Zgredku.
— To choinka — wyjaśnił skrzat, sięgając do cienkiej kieszeni bluzki, by wyjąć z niej małe drzewko. — Udało mi się zdobyć je dla ciebie, panienko! Zgredek sam je wybrał! Jest ładne! Panienka musi użyć tylko zaklęcia Finite, a wyrośnie na prawdziwe drzewko!
Hermiona posłała mu słaby uśmiech.
— To bardzo miłe z twojej strony, Zgredku — powiedziała. — Ale nie sądzę, żebym miał w tym roku ochotę na drzewko. Może któryś z profesorów chciałby…
— Panienka musi mieć drzewko! — zaprotestował entuzjastycznie, wpychając mały prezencik w jej dłoń. — Panienka potrzebuje choinki na Boże Narodzenie!
Hermiona przyjęła troskliwy prezent i uznała, że w tej sytuacji kłótnia będzie zarówno daremna, jak i niewdzięczna.
— Dziękuję, Zgredku — skinęła głową, klepiąc go przyjaźnie po plecach. — To bardzo miłe z twojej strony.
— Nie ma za co, panienko! — Uśmiechnął się do niej. — Zgredek musi teraz iść, musi pomóc Mrużce w sprzątaniu!
Skrzat pstryknął palcami i zniknął, a Hermiona przez chwilę wpatrywała się w malutkie drzewko w swojej dłoni, zanim poszła dalej w kierunku swojego pokoju. Rozważała pozostawienie go takim, jakim było, ale wydawało się to prawie okrutne, kiedy Zgredek poświęcił swój własny czas, aby je dla niej wybrać. Gdy pchnęła drzwi, jej oczy automatycznie spoczęły na wejściu do pokoju Draco i poczuła, jak małe chochliki podskakują w jej brzuchu. Pozbywając się nerwów, umieściła drzewko w najciemniejszym kącie salonu i cofnęła się, zanim wyjęła różdżkę z kieszeni.
Z cichym szeptem zaklęcia obserwowała, jak pień powoli unosi się i wypuszcza z siebie długie gałęzie ze zdrowymi, wiecznie zielonymi sosnowymi igłami. Kiedy drzewko zakończyło swój wzrost, miało nieco ponad sześć stóp wzrostu i, jak obiecał Zgredek, było wspaniałym okazem o doskonałych proporcjach i orzeźwiającym zapachu.
Hermiona przechyliła różdżkę i już prawie rzuciła zaklęcie, by jednym ruchem ozdobić ornamentami puste gałęzie, ale się zawahała. Opuściła rękę i ruszyła do swojej sypialni, klękając przy zaczarowanym kufrze przy łóżku i szukając w nim torby z czerwonymi i złotymi ozdobami świątecznymi, które podarowała jej matka, zanim Hermiona wróciła do Hogwartu. Usta dziewczyny wykrzywiły się w smutnym grymasie, gdy pomyślała, jak bardzo tęskni za rodzicami. Unosiła małą torbę, zaklętą czarem rozszerzającym, i wróciła z powrotem do salonu, po czym zaczęła z roztargnieniem wieszać na choince bombki i świecidełka.
Taką właśnie znalazł ją Draco; z odległymi płowymi oczami, samotną, gdy obracała ornament w kształcie płatka śniegu między palcami. Uniósł z zaciekawieniem brew i zrobił kilka kroków w jej stronę, zatrzymując kilka stóp za jej plecami, krzywiąc się, kiedy nie dała najmniejszego znaku, że jest świadoma jego obecności.
— Dlaczego po prostu nie użyjesz zaklęcia, żeby je założyć? — zapytał bez ogródek. — Teraz po prostu marnujesz swój czas i energię.
Usłyszał, jak dziewczyna wypuszcza smutny oddech, zanim przyczepiła płatek śniegu do gałązki drzewa.
— Lubię to robić w ten sposób — powiedziała mu. — Przypomina mi dom.
— I jeszcze te wszystkie czerwone i złote ozdoby? — skomentował złośliwie. — Jak przewidywalnie z twojej strony, Granger.
— Nie mają nic wspólnego z kolorami Gryffindoru — odpowiedziała pustym tonem. — Moja rodzina zawsze dekoruje wszystko na czerwono i złoto. Zawsze uważałam, że zieleń, czerwień i złoto naprawdę dobrze ze sobą współgrają.
Zastanawiał się, czy nie zaprzeczyć temu wszystkiemu dla samego faktu swojej godności, ale jej pokonana postawa sprawiła, że zamilkł. Przewracając oczami za zbytnie zwracanie uwagi na jej uczucia, opadł na sofę i przyjrzał się jej uważnie; już wyczuwając uporczywą chęć dotknięcia jej.
— Dokładnie ile dni zostało do Bożego Narodzenia? — zapytał.
— Dziś jest czternasty — wymamrotała. Więc jedenaście.
Draco odchrząknął.
— I ty tu zostajesz?
— Tak — skinęła głową, kontynuując pracę. — To najbezpieczniejsza opcja.
— Miałem cię za entuzjastkę świąt Bożego Narodzenia, Granger — przyznał stoickim tonem. — Ale wydajesz się… obojętna.
— W tym roku prawie nie ma co świętować — westchnęła, w końcu odwracając się do niego. — Czy jest coś, co chciałbyś dostać na święta?
Zmrużył oczy i posłał jej zimne spojrzenie.
— Wolność od tej cholernej piekielnej dziury?
— Wiesz, że to niemożliwe…
— W takim razie nie – burknął, opierając łokcie na udach. — A jeśli nie obchodzą cię święta Bożego Narodzenia, po co ci drzewko?
— To był prezent — wzruszyła ramionami Hermiona. — Jeśli zmienisz zdanie, to sobotę wybieram się na wycieczkę do Hogsmeade…
— Niczego nie potrzebuję — potwierdził szorstko. — Jeśli mam spędzić ten dzień tutaj, wolałbym to wszystko zignorować…
Pokiwała głową na znak zgody.
— Brzmi sensownie.
Zapadła między nimi melancholijna cisza, gdy Hermiona bez przekonania zawiesiła dwie ozdoby na gałęziach i sięgnęła do torby, by wyjąć ostatnią z nich; gwiazdę do ukoronowania drzewka. Przyjrzała się jej i pogładziła palcem krawędź, licząc błyszczące cekiny i podążając za ich zawiłymi wzorami.
— Mój ojciec zawsze umieszczał gwiazdę na czubku — mruknęła Hermiona, niepewna, czy Draco w ogóle ją słuchał. — To od zawsze było coś, co robił pan domu. Tradycja, wiesz?
Spojrzała w górę i zobaczyła, że jej nowy kochanek obserwuje ją ze zmrużonymi oczami, a jego usta zaciskają się w surową linię. Po kilku chwilach odetchnął i potrząsnął głową, jakby był na siebie zły, po czym spojrzał na nią z pobłażliwym zrozumieniem.
— Mieliśmy tę samą tradycję — wyznał niechętnie.
Hermiona przełknęła nerwy i wyciągnęła rękę, by podać mu gwiazdę.
— Myślę, że teraz to twoja rola — powiedziała. — Zechcesz czynić honory?
Draco odepchnął jej rękę.
— To nie jest dom, Granger.
— To najbardziej zbliżona do tego forma, jaką na teraz mamy — powiedziała ze smutkiem. — Poza tym ja nie dam rady dosięgnąć…
— Nie zamierzam tego tam zakładać — zakończył. — Po prostu ją zostaw, Granger.
Porażka zmarszczyła brwi i położyła gwiazdę na stoliku, szurając nogami, gdy zebrała się na odwagę, by wymamrotać następne słowa.
— Draco, myślałam...
— Ohyda…
— Czy powinniśmy… — urwała z niepewnością. — Czy powinniśmy porozmawiać o naszej… sytuacji?
— Nie — odpowiedział szybko. — Rozmowa o tym nie zrobi żadnej różnicy…
— Ale ja…
— Po prostu odpuść, Granger — uciszył ją z napiętym wyrazem twarzy. — Czy to nie ty powiedziałaś, że najlepiej jest po prostu dać ponieść się z prądem?
Jej oczy rozszerzyły się odrobinę na tę uwagę.
— Wydaje mi się, że powiedziałam, że…
— W takim razie sugeruję, żebyś dała sobie spokój — mruknął, spuszczając wzrok na swoje kolana. — Wczoraj w nocy jasno określiłem swoją decyzję i nie chcę dalej o tym rozmawiać.
Hermiona przygryzła dolną wargę, gdy zdała sobie sprawę, że chce, aby został z nią dziś wieczorem, choćby dlatego, że dzisiejszy dzień był gorzkim przypomnieniem, jak nieuchronnie samotne będą dla niej następne dwa tygodnie. Wzięła głęboki oddech i spróbowała znaleźć w sobie kolejną porcję gryfońskiej odwagi, która zawsze wydawała się zanikać, kiedy Draco pojawiał się w pobliżu.
— Myślę, że chyba pójdę już spać — powiedziała mu drżącym głosem. — Czy ty... też idziesz?
Uniósł brew z lekkim zaskoczeniem, zanim potrząsnął głową.
— Nie — odpowiedział, a Hermiona musiała ciężko walczyć, by ukryć swoje zranienie.
— Okej — wymamrotała słabo, kierując się do swojej sypialni i czując dość upokorzona. — W takim razie dobranoc.
— Granger — zawołał Draco, zanim dotarła do drzwi. Zacisnął powieki i pomasował grzbiet nosa; przyznając, że jego poszarpana godność była dość wątpliwa. — Zostaw otwarte drzwi. Mogę zmienić zdanie.
Usta Hermiony wykrzywiły się w skrytym uśmiechu, zanim wślizgnęła się do swojego pokoju, zostawiając Draco w salonie, gapiącego się na jej niedokończone drzewko. Nie ruszał się przez długie minuty; jego umysł był obciążony sprzecznymi wyobrażeniami, gdy oczy przeniosły się na gwiazdę leżącą na stole. Warknięcie zabuczało mu w gardle, zanim złapał za świecidełko i podszedł do drzewa, sięgając bez wysiłku do czubka, by umieścić je na szczycie i wykonać pracę, którą zaczęła Granger.
Cofnął się, aby spojrzeć na to wszystko krytycznym okiem, i w głębi serca musiał przyznać, że zieleń, czerwień i złoto naprawdę dobrze ze sobą współgrają. Z ostatnim chrząknięciem poddania odwrócił się na pięcie, nie zamierzając jednak iść do własnego pokoju.
Ah, czyli Draco myśli, że jak sobie poużywa na niej jeszcze przez jakiś czas, to w końcu się znudzi i będzie mógł wrócić do tego, co czuł wcześniej, tak? Jakby to się nigdy nie wydarzyło, nie mieszkali razem, nie całowali się, nie spali ze sobą… Czy ten facet przestanie mnie kiedyś wkurzać? Naprawdę nie rozumie, że takim zachowaniem daje jej nadzieję na coś, co się może nie wydarzyć? Ona myśli, że faktycznie coś z tego będzie, a on nie chce się przywiązywać, nie chce dopuścić do siebie myśli, że mógłby poczuć do niej coś więcej niż obecny pociąg fizyczny… naprawdę Draco tutaj jest cholernym gnojkiem. Kobieta jak to kobieta, zawsze sobie zacznie wyobrażać za dużo, ale czy można ją winić? No nie, bo chciała z nim porozmawiać, chciała się dowiedzieć, na czym stoją. No ale on oczywiście musi zlać tę rozmowę a potem się pojawią pretensje, że dlaczego jest tak, a nie inaczej, a on sobie umyje od wszystkiego ręce. Za to chociaż tyle, że sobie Corner odpuścił. Trochę zinterpretowała nie tak, to co się dzieje, no ale będzie mieć spokój. No i dobrze, że nie drążył. Wystarczy, że McGonagall się zaczyna łapać, że coś się dzieje. No ale gdyby tylko ona wiedziała, jak bardzo Hermionie zmiękło przez niego serce xD by się kobieta srogo zdziwiła xD Zgredek za to był uroczy z tym prezentem. Może do świąt ponad dziewięćdziesiąt dni, ale poczułam tę atmosferę świąt 😊 Może jeszcze śnieg nie pada, ale jest kurewsko zimno ostatnio
OdpowiedzUsuńŚnieg! Boże Narodzenie! Moja najukochańsza pora w roku i aż mnie serducho ściska, że u nich tak na smutno... Oby odbili to sobie w kolejnym roku!
OdpowiedzUsuńDraco... Łudź się dalej, człowieku. Ja rozumiem, że teraz sobie tłumaczy, że "wygodnie i blisko i pod nosem, no i NIKT SIĘ NIE DOWIE", ale im bardziej brnie, tym ciężej się potem wycofać ;) Jeszcze go tego życie nie nauczyło? Sam wie, jak go wciągnęło śmierciożerstwo, z którego trudno mu teraz się wycofać i przez które tkwi w potrzasku. Ech, chłopy. Pomyślunku zero! Za to chociaż Michael się odczepił od Hermiony i zostali "przyjaciółmi", chociaż mam wrażenie, że ta sprawa z Ronem tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikuje...
Oj autorka zdecydowanie nie zgubiłą charakterów.
OdpowiedzUsuńCzy ja dobrze zrozumiałam, że ten kretyn chce poużywać, licząc, że po nasyceniu się nie będę miał już potrzeby Hermiony? Na co on liczy... Traktowanie przedmiotowe jak zabawkę... Poza tym, że Hermiona tak się daje... Dla obu sytuacja jest ciężka i muszą się do niej przyzwyczaić, ale jednak to, że nie zostaje noc, a Hermiona budzi się sama jest dla mnie nie do przyjęcia. Znaczy, jest, ale sytuacja by się nigdy nie powtórzyła, aż dziwie się, że Hermiona tłumaczy to sobie, że tak będzie lepiej. Jednak najbardziej dotknęło mnie to, jak Hermiona szła spać i zapytała Draco, on powiedział, nie, a za chwile powiedział "Zostaw otwarte drzwi mogę zmienić zdanie" - zabolało mnie strasznie. JAkoś, ja bym tego nie przełknęła z uśmiechem na twarzy...
Na tą chwilę jestem zachwycona opisami ich zbliżeń, ta delikatność, instrukcje od Draco - intymne i takie pobudzająco-rozpalające.
Poczułam klimat świąteczny. Coraz bliżej święta! Ubieranie choinki to zdecydowanie moja ulubiona część świąt. Chociaż nieraz miałabym ochotę użyć czarów żeby poszło szybciej :P Draco mnie zaskoczył, tak jakby przed Hermioną grał twardego, ale kiedy poszła założył gwiazdę, jest mega ciężki do rozgryzienia.