Serce Hermiony zamarło jej w piersi, gdy Ginny powiedziała, że Zaklęcie Antykoncepcyjne należy rzucić wcześniej.

Potem zaczęła płakać, gdy Ginny powiedziała, że ​​ma też eliksir, który można wypić następnego dnia.

Ginny zerwała się i wyjęła wspomniany eliksir. Gdy Hermiona czkała i dławiła się szlochem, Ruda ją obserwowała.

— Cóż… to była moja ostatnia porcja — powiedziała Ginny. — A więc będziemy musiały uwarzyć lub kupić więcej... — Głos Ginny zadrżał pod koniec.

— Oczywiście. Kupię ci nową partię. — Hermiona otarła oczy.

— Dobrze — powiedziała Ginny, obserwując ją. — Czy powinnyśmy może kupić drugie tyle?

Hermiona spojrzała na nią.

— A może to była jednorazowa sprawa i w najbliższym czasie nie będziesz go potrzebować?

Ginny drążyła temat, ale Hermiona była zbyt wyczerpana, by się nad tym zastanawiać.

— Mam na myśli... — powiedziała Ginny. — Czy następnym razem…

Hermiona zamrugała. 

— Myślę, że następnym razem będę już pamiętać o zaklęciu.

Ginny rzuciła się na Hermioną, chwytając ją za ramiona i drżąc. 

— WIĘC BĘDZIE NASTĘPNY RAZ???!

Gdy Ginny trzęsła jej ciałem, przytulając się do niej jak do lalki, Hermiona w końcu zdała sobie sprawę, o co pytała ją rudowłosa.

Ginny odsunęła się. 

— Co ty masz na sobie? Gdzie twoja sukienka?

— Zerwał ją ze mnie.

Ginny spadła z łóżka.

***

Czy będzie następny raz?

Hermiona zakryła wszystkie malinki, zarówno świeże, jak te i stare, i spojrzała na swoje odbicie.

O tym nie porozmawiali. Jak ma to działać? A może ma nie działać? Czy zeszła noc była wszystkim, co miało się wydarzyć?

I zanim kwestia Umowy Miłosnej zdążyła przemknąć jej przez myśl, usłyszała sowę dziobiącą w okno i niosącą ze sobą najnowszy numer Proroka.

Wspaniale.

Zdjęła gazetę z nogi ptaka i udała się do jadalni. Rozwinęła papier.

I oto na pierwszej stronie ujrzała siebie samą, schodząca po wielkich schodach i wsuwającą rękę w dłoń Draco.

Usiadła i rzuciła gazetę przez pokój, chowając twarz w dłoniach.

Trzydzieści sekund później podniosła ją ponownie, wygładziła papier i przeczytała wylewny hołd Rity na cześć Balu Walentynkowego. Na szczęście Rita opisała ich dwoje jako członków Malfoy Consulting Group, a nie bohaterką wojenną Hermionę Granger czy byłego Śmierciożercę Draco Malfoya. Przynajmniej tyle, jeśli chodzi o przychylność prasy dla M.C.G.

Usiadła, po czym zaczęła sączyć poranną kawę i zastanawiać się, jak spędzić dzisiejszy poranek. Ginny już wyszła, a Hermiona nie musiała pojawiać się w Cornerstone aż do południa, zgodnie z nakazem Morty'ego.

Poprzedniego wieczora za namową Ginny wzięła prysznic. Ginny zaczęła opowiadać jej różne… ciekawe rzeczy, jakby łączyła ich wspólna znajomość tajemnicy całego sensu życia. Rzeczy, które Hermiona słyszała przez lata i które postrzegała jako „tematy dla dorosłych”, ale teraz, jak przypuszczała, sama była dorosła.

— Czy czujesz się jakoś inaczej? — spytała Ginny, kiedy Hermiona próbowała zamknąć drzwi do łazienki.

— Czuję się… obolała.

Ginny entuzjastycznie pokiwała głową, opowiadając, jak ona i Harry musieli poczekać kilka dni, zanim mogli spróbować ponownie, a kiedy powieki Hermiony mimowolnie drgnęły, Ginny roześmiała się i pozwoliła przyjaciółce zamknąć drzwi przed swoją twarzą.

Czy czuła się inaczej?

Jej mózg próbował to wyartykułować, podczas gdy ciepła woda zmywała z ciała jego zapach.

***

W końcu o wpół do jedenastej dowlekła się do Cornerstone. Kiedy przybyła, w środku było dziwnie tłoczno i ​​chociaż Morty rzucił jej rozczarowane spojrzenie, że w ogóle przyszła, był cicho wdzięczny, że zdecydowała się natychmiast rozpocząć swoją zmianę i pomóc starszemu czarodziejowi w zdjęciu kilku książek z najwyższej półki.

Przez cały dzień sklep był pełen ludzi, co nie dało jej wiele okazji na zawędrowanie myślami do sposobu, w jaki Draco przeczesywał jej włosy palcami, gdy był blisko, lub jak chwytał ją za biodra, gdy zmieniał kąt, albo do tego niskiego tonu jego głosu, gdy szepnął: „Spójrz na mnie”.

Niewiele okazji. Ale i tak znalazła sposób.

Kiedy Morty wrócił na dół tuż przed zamknięciem, dołączył do niej przy ladzie, gdy kończyła notować utarg w rejestrze.

— Pani życie staje się zbyt interesujące, żeby wciąż tu pracować, panno Granger.

Hermiona uśmiechnęła się i zamknęła rejestr.

— Czyżby pan Malfoy się z tobą kontaktował? — zapytał po chwili Morty.

Kompletnie nie trafiła w kałamarz, gdy próbowała odłożyć pióro.

— Słucham?

Morty przetarł okulary i spojrzał na nią. 

— Był tutaj dziś. Jakieś piętnaście minut po otwarciu.

Serce Hermiony zamarło. 

— Co… Czego chciał?

Morty wsunął okulary z powrotem na nos. 

— Cóż, z pewnością nie chodziło o książki.

Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy Morty uniósł brwi.

— Ja… Co…

— Poinformowałem go, że dzisiaj nie będzie cię w pracy, ponieważ zakładałem, że odpuścisz sobie cały dzień, tak jak ci kazałem.

— Och — powiedziała Hermiona. — No cóż, jutro i tak zobaczę go w pracy.

Odwróciła się od wątłego sklepikarza i próbowała to wszystko przetworzyć.

Dlaczego przyszedł? Czego chciał?

Uderzyła ją fala nagłego chłodu.

Czy chciał coś wyjaśnić? Upewnić się, że zrozumiała, że ​​to się już nigdy więcej nie powtórzy? Albo że nie wolno im o tym nigdy więcej rozmawiać?

Pomyślała o tym, jak wyjechał do Nowego Jorku zaraz po tym, jak po raz pierwszy się pocałowali. Jak chłodny i zdystansowany stamtąd wrócił.

Hermiona szybko zamknęła sklep i udała się do domu.

Następnego poranka, po tym jak ledwo zdążyła zasnąć, Hermionę obudził delikatny ciężar Ginny kładącej się obok niej na łóżku.

— Ginny? — Przetarła oczy. — Jest czwarta rano.

— Tak, teraz twoja kolej, Granger.

Hermiona przewróciła się na bok i czekała, aż Ginny zacznie mówić. Ruda wpatrywała się w sufit szeroko otwartymi oczami. W przeciwieństwie do Hermiony, ona w ogóle dziś nie spała.

— Zrobiłam coś.

— Coś się stało? — Hermiona odgarnęła włosy z twarzy.

Ginny spojrzała na nią. Potem sięgnęła za siebie i położyła coś na biodrze Hermiony.

Aksamitne pudełko. To samo, które Hermiona widziała już w zeszłym tygodniu.

— Och, Ginny. Nie. — Hermiona przesunęła dłońmi po twarzy.

— Więc to prawda? — Oczy Ginny były szeroko otwarte i wodniste. — To jest właśnie to?

— Skąd go masz?

— Powiedział ci? To prawda?

Hermiona przygryzła wargę. 

— Tak, powiedział mi.

— Kiedy? Dziś wieczorem na kolacji?

— Tak — powiedziała Hermiona. — Dlaczego go masz?

— Wyszedł. — Ginny spojrzała na sufit. — Był zdenerwowany i rozdrażniony, pokłóciliśmy, a potem się wkurzyłam, więc przejrzałam jego rzeczy.

— Co? Ginny…

— Och, nawet nie waż się wygłaszać mi jakiejś moralizującej tyrady. — Ginny zwróciła się do niej. — To ty przejrzałaś wspomnienia swojego chłopaka.

Hermiona zarumieniła się na te słowa, chwyciła za pudełko leżące na jej biodrze i podała je przyjaciółce. 

— Musisz go odłożyć. Odłóż, zanim zauważy.

Ginny przesunęła dłońmi po prześcieradle Hermiony. 

— Myślałam — powiedziała — że mogłabym zatrzymać go przy sobie. Potem może spotkam się z nim na kolacji, a kiedy znów stanie się bardzo niespokojny i poddenerwowany, wyciągnę pudełko i to ja oświadczę się jemu. — Ginny posłała jej maniakalny uśmiech.

Hermiona zamrugała, obserwując wyraz twarzy rudowłosej, który zwykle widywała tylko u bliźniaków. 

— To najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam.

— Wiem, ale byłoby zabawnie. Ale mogłabym też przyjść z nim już na swoim na palcu, a wtedy on…

— Ginny. Niech twój chłopak sam ci się oświadczy. Może zrobić to tylko jeden raz.

Ginny przełknęła ślinę i skinęła głową w stronę sufitu. Na jej różowych ustach powoli pojawił się uśmiech.

— Wychodzę za mąż za Harry'ego Pottera.

Ruda odwróciła się do Hermiona, a rumieniec rozkwitł na jej policzkach, łącząc ze sobą wszystkie piegi. Zachichotała.

Hermiona roześmiała się. 

— Nie, dopóki nie oddasz mu tego pierścionka! Mógłby umrzeć na atak paniki, gdyby zdał sobie sprawę, że zniknął!

Hermiona oddała rudowłosej pudełko, a ta objęła ją ramionami, mocno ściskając.

***

Mocno przycisnęła swoją torbę do piersi. Hermiona stała w windzie do biura, przybywając tam trochę później niż zwykle.

Oddychaj. Najgorsze byłoby, gdyby ktoś założył coś w oparciu o jej nieumiejętność zwyczajnego zachowania. To był tylko kolejny, normalny dzień.

Oddychaj.

Drzwi się otworzyły, a jej oczy zostały wręcz zaatakowane obrazami latających serc i różowych serpentyn.

Kurwa. To były Walentynki.

Melody uśmiechnęła się do niej.

— Dzień dobry!

Hermiona wymamrotała coś w odpowiedzi i szybko odwróciła się w prawo, kierując do swojego biura. Poczuła rozluźnienie towarzyszącego jej do tej pory ucisku w klatce piersiowej i zdała sobie sprawę, że dziś Draco nie przywitał ją kawą, tak jak w zeszłym tygodniu.

Po prostu kolejny, normalny dzień.

Wzięła oddech i usiadła przy biurku. Zanim zdążyła zdecydować, co może oznaczać jego nieobecność, Draco prześlizgnął się przez jej drzwi, jak dziecko biegające w skarpetkach po drewnianej podłodze.

— Granger. Tak, dobrze.

Zamarła niczym zamrożona. Ten mężczyzna leżał na niej niecałe dwa dni temu. Blondyn odgarnął włosy z twarzy.

— Em, dziś o dziewiątej jest spotkanie Starszych Konsultantów, a potem powinniśmy spotkać się co do sprawy finansowania nowej polityki dla wilkołaków. Po lunchu?

Jego oczy były szeroko otwarte, a kości policzkowe zaróżowione.

Czy był zakłopotany? Bo ona sama czuła się upokorzona.

— Tak. Świetnie — powiedziała.

Skinął jej głową i wyszedł. Zamknęła oczy, pocierając dłońmi skronie.

Po prostu kolejny, normalny dzień.

— Eee… — dobiegło ją od drzwi. Podniosła wzrok, Draco wrócił. — Może przed obiadem będzie lepiej. Jeśli oczywiście masz czas.

— Tak. Świetnie — powtórzyła.

Skinął głową i wyszedł. Tym razem na dobre. Upewniła się co do tego.

Może Walter powinien dołączyć do nich na tym spotkaniu? Nie mogła sobie wyobrazić, że siedzi sam na sam z Draco w jego gabinecie, próbując przedyskutować sprawy finansowe.

Odetchnęła głęboko i sięgnęła po kalendarz i pióro. Jej ręka zatrzymała się w powietrzu.

Obok kałamarza stał parujący kubek z kawą na wynos.

Normalny.

Normalny. Normalny.

Za pięć dziewiąta przeszła z kubkiem kawy przez obrzydliwie różowe biuro, mijając półmiski z czekoladkami i cukierkami. Wślizgnęła się do sali konferencyjnej i ujrzała kilka osób już siedzących na swoich miejscach. Draco jeszcze nie przyszedł.

Przed każdym krzesłem przy stole leżała kupka cukierków, a gdy usiadła, Dorothea Bulstrode odwróciła się do niej.

— Szczęśliwych walentynek — oznajmiła bez uśmiechu, wpychając Hermionie w dłoń małą kartkę w kształcie serca, a potem wróciła do swoich czekoladek.

— Eee, dziękuję, Dorotheo.

Hermiona otworzyła kartę z napisem „Miłego dnia”.

Od kiedy to każda osoba świętowała Walentynki, niemal wpychając ci je do gardła?

Jak na zawołanie do sali wpadł Blaise Zabini, a trzepoczące serca eksplodowały w powietrzu. 

— Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek! — oznajmił radośnie. Wokół zebranych zawirowały serpentyny, wszędzie porozrzucano czekoladki, a magiczne serca trzepotały jak motyle, śmigając po pokoju.

— Spodziewam się, że to wszystko posprzątasz, Blaise? — Draco wszedł za nim, uważając, by nie nadepnąć na spadające z sufitu czekoladki.

— Tak, panie Malfoy.

Draco okrążył stół, a Hermionie zrobiło się bardzo ciepło, gdy obserwowała jego ciało w sposób, w jaki nigdy wcześniej na nie nie patrzyła. Miał na sobie czarodziejski wariant szarej kamizelki z krawatem. Materiał opinał go tak idealnie, a Hermiona szybko wypchnęła z głowy myśli o jego smukłym torsie.

Spojrzała w dół na swoje czekoladki i ścisnęła kubek z kawą, aby nie sięgać po nie rękami.

Draco zajął swoje miejsce tuż obok niej u szczytu stołu, a ona nie mogła stwierdzić, czy choć raz na nią spojrzał, ponieważ uparcie opierała się chęci spojrzenia na niego.

— Jak minął wam weekend? — zapytał Draco, porządkując papiery, które przyniósł. Hermiona przyłapała się na tym, że przez cały czas patrzyła na jego ręce.

Padło kilka odpowiedzi tu i tam, zanim Blaise się odezwał.

— Świetnie się bawiłem na Balu w rezydencji członka Rady Hogwartu, dopóki nie pojawiła się tam Granger, zwracając na siebie całą uwagę.

Spojrzała na chłopaka, a on się do niej uśmiechnął. Hermiona podniosła kubek z kawą do ust, żeby się rozproszyć.

— Tak. Blaise, Granger i ja wzięliśmy udział w sobotnim Balu Walentynkowym — powiedział Draco. — Blaise był w stanie zapewnić nam kilku nowych klientów. Granger również miała bardzo udany wieczór.

Zakrztusiła się. Gorąca kawa spłynęła w dół jej dróg oddechowych.

Dorothea uderzyła ją z otwartej dłoni w plecy.

Hermiona skinęła kobiecie głową w podziękowaniu.

— Sprawa wilkołaków jest od teraz w pełni finansowana, a ona będzie pracować nad rozgłosem dla kampanii ochrony Złotych Znikaczy — powiedział Draco. — Masz coś do dodania, Granger?

Spojrzała na niego i natychmiast się zarumieniła.

— Nie — powiedziała. — Myślę, że na teraz to wszystko.

— Świetny artykuł od Skeeter we wczorajszym Proroku — dodał Wentworth. — Wspaniała reklama dla firmy, a wasza dwójka wyglądała wspaniale!

W porządku, Wentworth. Już wystarczy.

— Przepraszam, Charles — wtrącił Blaise. — Moje zdjęcie było na trzeciej stronie.

Następna godzina była czystą agonią. Nie miała pojęcia, jak blondyn był w stanie prowadzić spotkanie, będąc w tym samym pokoju co ona i nie wyglądając na kompletnego głupca. Gdy Draco i Mockridge przedstawili przewidywany budżet na marzec, wyszczególniając obszary, w których muszą oszczędzać lub posunąć coś naprzód, Hermiona aktywnie unikała wpatrywania się w niego.

Z dala od jego rąk. Z dala od jego szyi.

— I na koniec — powiedział Draco. Z dala od jego ust. — Udało nam się obsadzić stanowisko Konsultanta do Spraw Wizengamotu i to akurat w samą porę, ponieważ nasze pierwsze spotkanie w Wizengamocie ma się odbyć za kilka tygodni. Cornelia Waterstone zacznie pracę w następny poniedziałek.

Waterstone. To była właśnie ta kobieta, na której wybór naciskała Hermiona. Ta sama, która udzieliła świetnych odpowiedzi na temat dynamiki biura i posiadała wspaniałe doświadczenie prawnicze.

Blaise wydął wargi. Była też najmniej atrakcyjną kobietą, z którą przeprowadzono wywiad.

— Pan Buckworth, nasz nowy inwestor w Politykę Wilkołaków, dostarczył nam kosz owoców z okazji Walentynek. Znajdziecie go u Melody, więc nie krępujcie się zabrać z niego co tylko zechcecie, zanim wasi Asystenci również się do niego dobiorą. — Draco wstał. — Granger i ja będziemy teraz pracować nad kwestiami finansowania jej projektów, ale po lunchu będę dla was dostępny.

Ale już? Teraz? Powiedział, że przed obiadem, ale była dopiero dziesiąta. Zamrugała, wpatrując się w blat stołu.

Starsi Konsultanci zaczęli wstawać i wychodzić. Blaise wyprzedził ich wszystkich, zapewne chcąc jako pierwszy dotrzeć do kosza z owocami. Nie wiedziała, jak zebrać wszystkie swoje materiały i kubek na czas, mając tak drżące dłonie. Wychodząc, wrzuciła pusty kubek po kawie do kosza na śmieci.

Kiedy w końcu opuściła salę, Draco już na nią czekał. Wskazał jej, żeby udali się do jego biura.

Walter? Potrzebowała Waltera. Jak, na Merlina, mieli rozmawiać o finansach, sam na sam w jego gabinecie.

Spojrzała na biurko Melody i znalazła połowę biura otaczającego kosz z owocami, łącznie ze wspomnianym Walterem.

Może powinna zasugerować zawołanie go?

Dotarli do drzwi gabinetu Draco, a Hermiona weszła do środka, mocno ściskając swoje notatki. Przeszła na środek pokoju i odwróciła się do niego, chcąc zapytać o Waltera. Obserwowała, jak blondyn zamyka za sobą drzwi.

Odwrócił się i oparł o drewno, wkładając ręce do kieszeni.

O Boże.

Przeciągnęła notatki na piersi niczym tarczę, czując, jak papiery marszczą się pod jej palcami.

Patrzył na nią, a wyraz jego oczu był nie do odczytania, choć spoglądał dość intensywnie.

— Myślisz, że będziesz w stanie zachować ciszę, Granger?

Poczuła te słowa, jakby były nożem wbijanym w jej brzuch. To było to. Zamierzali o tym zapomnieć i ruszyć dalej.

Nie chciał, żeby komukolwiek o tym mówiła. Nie chciał, żeby rozmawiała z nim o…

Nie chciał jej.

— Tak. — Skinęła głową, patrząc na dywan i przestrzeń między ich stopami. — Nie… Tak, rozumiem. — Jej żołądek był ciężki.

Merlinie, prawdopodobnie martwił się teraz Umową Miłosną. Ona sama by się tym przejmowała, będąc na jego miejscu. Hermiona miała teraz moc zniszczenia i jego, i tej firmy. Czy on naprawdę myślał, że byłaby do tego zdolna?

Kontynuowała: 

— Nie musisz się o mnie martwić. Nie będę nikomu o tym mówić.

Spojrzała na niego, nienawidząc sposobu, w jaki jej wzrok się zamazał. Przełknęła i próbowała się uśmiechnąć.

Nadal pilnie badał ją swoim spojrzeniem. Jego oczy przeskakiwały między jej własnymi, kiedy zacisnął usta. W rysach chłopaka było napięcie, które pamiętała z Hogwartu.

Gdyby nadal nie stał przed drzwiami, skinęłaby mu głową, uśmiechnęła się i wyszła, by rozpłakać się w swoim gabinecie. Może musiała powiedzieć coś więcej?

— Będę w stanie milczeć. Zachowam to dla siebie. Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło, jeśli tego chcesz. — Patrzyła, jak mrugnął na nią. — Nie musisz się martwić żadnymi z prawnych konsekwencji…

— Pozwól, że wyjaśnię — powiedział, odchodząc od drzwi. — Czy myślisz, że będziesz w stanie zachować ciszę — powtórzył, podchodząc do niej, z lekko rozluźnioną twarzą i drobnym uśmieszkiem na ustach — czy powinienem wyciszyć pokój.

Zamrugała. Zatrzymał się przed nią z rękami wciąż w kieszeniach i ustami wykrzywionymi w uśmieszku. Ona nadal przyciskała papiery do piersi.

On… Oni…

Przełknęła i przypadkowo zwilżyła usta. Jego oczy pociemniały.

— Powinieneś wyciszyć pokój.

Uśmiechnął się do niej z błyskiem w oczach. Podczas gdy on wymamrotał formułkę Zaklęcia Wyciszającego i czaru blokującego drzwi, ona rzuciła Zaklęcie Antykoncepcyjne. Cisnęła swoje notatki na kanapę i rzuciła się na niego.

Cofnął się od siły jej rozpędu, unosząc ręce do jej bioder, kiedy ona wplotła swoje dłonie w jego włosy, przyciągając usta chłopaka do własnych.

Obsypała pospiesznymi pocałunkami jego usta, zanim w końcu sięgnął ręką i przytrzymał jej twarz nieruchomo, pogłębiając pocałunek i rozchylając jej wargi. Oboje westchnęli, wydychając w siebie nawzajem powietrze.

— Merlinie, już myślałem, że cię straciłem — westchnął przy jej szczęce, przesuwając usta w kierunku jej ramienia. Jego ręka znajdująca się do tej pory na jej twarzy wsunęła się we włosy.

Zachichotała cicho. 

— Myślałeś? — Sapnęła, gdy przejechał zębami po jednym z jej starych siniaków. Musi kochać to miejsce. — To ty jesteś zawsze tak wymijający…

— Chciałem być zabawny — wysyczał jej do ucha.

— Zawsze jesteś zabawny…

Zsunął rękę na jej biodro, aby za nie złapać, przyciągając ją bliżej siebie. Wypuściła ręce z włosów chłopaka i powędrowała nimi do guzików jego kamizelki. Gdy tylko odpięła pierwszy guzik, jego dłoń zaciśnięta w jej włosach odciągnęła lekko jej głowę, jeszcze bardziej eksponując przed nim szyję.

Jej palce pilnie pracowały, aby rozpiąć wszystkie guziki, a kiedy już zrzucił materiał ze swych ramion, a jego usta nawet na moment nie opuściły szyi dziewczyny, przeniósł obie ręce do jej pośladków, chwytając ją i podnosząc. Pisnęła, złapała go za ramiona i przez chwilę nie rozumiała, o co w tym chodzi. Otworzyła oczy, znajdując się z nim twarzą w twarz, a on zaczął ich prowadzić w kierunku kanapy stojącej za nią.

Ale zamiast rzucić na kanapę, przycisnął ją do ściany obok. Właśnie tam, gdzie stała w jednej z póz podczas pierwszej sesji zdjęciowej. Kiedy jej kręgosłup przylgnął do ściany, on przesunął dłońmi po tyłach jej ud, owijając je wokół swoich bioder. Uśmiechnęła się na wspomnienie, że było to dokładnie to samo miejsce, w którym stała, pozując do ujęć przy oknie. Wtedy Draco wszedł, nasuwając na ramiona marynarkę i widząc ją po raz pierwszy.

Znowu ją pocałował. Stwierdziła, że ​​najlepszym sposobem na uniknięcie upadku jest trzymanie się go i pozwalanie, by jego biodra przycisnęły ją do ściany. Jęknął przy jej ustach.

Jedna ręka chłopaka podniosła się i zaczęła rozpinać jej bluzkę, podczas gdy druga zataczała powolne kółka na jej udzie. Kiedy materiał zsuwał się z jej ciała, pomyślała o swoim dzisiejszym stroju – jak bardzo była zadowolona, ​​że na dziś przypadł jej bardzo profesjonalny komplet spódnicy i bluzki, bo tak bardzo potrzebowała dziś profesjonalizmu.

— Eee — powiedziała Hermiona, kiedy Draco odpiął ostatni guzik jej bluzki i szeroko rozsunął materiał na boki, żeby ją zobaczyć. — Dokumenty? Czy w ogóle cię to obchodzi?

— Finanse sprawy wilkołaków? Nie, oczywiście, że nie. — Objął dłonią jej pierś przez materiał stanika.

Zacisnęła usta i starała się nie otwierać oczu. 

— Ja… miałam na myśli… umowę.

— Umowę? — Ręka pocierająca kółka na udzie Hermiony jakimś cudem znalazła sposób na przemknięcie między nimi, teraz ocierając się o jej majtki. Druga z jego dłoni wędrowała teraz wokół jej pleców, wprost do zapięcia stanika.

Jęknęła, a potem wydusiła: 

— Umowę Miłosną.

Obie ręce blondyna znieruchomiały, a dłoń między jej nogami zatrzymała się w połowie pocierania, naciskając na jej najwrażliwsze miejsce.

O Boże. Dlaczego w ogóle teraz mówiła?

Otworzyła oczy, a jego szare obserwowały ją, kiedy zaróżowił się na policzkach.

— Martwisz się tym? — zapytał, błądząc oczami tam i z powrotem między jej, a ona była bardzo świadoma nacisku ręki między jej udami, chcąc, by chłopak ​​albo ją odsunął, albo poruszył.

— Tylko w tym sensie, że podpisałam dokument, obiecując, że nie będę tego robić. — Zacisnęła uda wokół jego bioder – oczywiście przypadkowo – sprawiając, jego dłoń mocniej docisnęła się do jej najczulszego punktu. Westchnęła, trzepocząc powiekami i próbowała powstrzymać się od zrobienia tego ponownie.

Kiedy oczy Hermiony skupiły się na Draco, jego uśmieszek powrócił, a palce szukające zapięcia jej stanika kontynuowały swoją podróż. Odpowiedział: 

— Tylko w tym sensie, że stworzyłem dokument, który miał nas przed tym powstrzymać.

Stanik dziewczyny rozpiął się, a jego palce zanurzyły się pod jej majtkami.

— I żeby Blaise trzymał się z dala od Melody — dodał, całując ją w szyję.

— Cóż, nie zadziałało — Zaśmiała się przy jego skroni. Uda dziewczyny zadrżały, gdy musnął ją palcem pośrodku, sunąc w górę, by przylgnąć do łechtaczki, a całe jej ciało zadrżało. Okrążył ten czuły punkt, biegnąc w różnych kierunkach, a jego drugie ramię objęło jej talię, by ją podtrzymać. Stanik został na chwilę zapomniany, zwisając obojętnie z jej ramion.

— Chyba możemy omówić to później. — Wymamrotała między westchnieniami. — To dość powszechna umowa w firmach, zwłaszcza prywatnych. Sprawdziłam to.

— Ćśś — szepnął przy jej uchu. — Później możesz mnie nauczyć.

Poczuła, jak chłopak uśmiecha się przy jej uchu, a ona sama uniosła kąciki ust. Zaczęła zastanawiać się, czy jej ręce powinny coś robić, widząc, jak jego robiły wszystko, kiedy poczuła, jak dwa palce biegną w kierunku jej wejścia, wsuwając się do środka.

Krzyknęła. Szczypanie wróciło i nie było przyjemne. Czuła się teraz o wiele wrażliwsza niż dwa dni temu. Czuła, jakby naciągnęła sobie mięśnie i to te w środku.

— Coś nie tak?

Draco wyszedł z niej. Zamknęła oczy i zacisnęła dłonie na jego koszuli. Przypomniała sobie, co powiedziała jej Ginny; że musi poczekać kilka dni, zanim spróbuje ponownie. Wzięła powolny wdech i otworzyła oczy, zawstydzona, że w ich kącikach czaiły się łzy.

— Nic mi nie jest. — Spróbowała z uśmiechem. — Jestem po prostu obolała. Nie przestawaj.

Zmrużył na nią oczy.

— Nic mi nie jest — powtórzyła. Wsunęła ręce w blade włosy chłopaka i przyciągnęła jego usta do swoich. Pocałował ją, po czym cofnął się, odsuwając ich od ściany, odwracając i kładąc ją na podłokietniku czarnej skórzanej kanapy.

Jej drżące nogi były mu wdzięczne, ale nadal trzymała go blisko siebie, martwiąc się, że przerwali.

— Nie przestawaj. Nic mi nie jest — szepnęła przy jego szyi. — Chcę tego.

Zadrżał i odsunął się, żeby na nią spojrzeć. Złapał ją za biodra, przyciągnął do krawędzi i wsunął rękę pod jej majtki. Pstryknął w nią dwukrotnie, obserwując, jak dziewczyna wciąga wargę między zęby, po czym zsunął dłoń niżej i wcisnął w nią jeden długi palec.

Tak, to było przyjemne. Westchnęła, gdy kilka razy wsunął się i wysunął z niej, wykręcając palec, a następnie ponownie naciskając, machając nim i kręcąc. Przycisnęła się do jego dłoni, próbując dostosować do utrzymywanego przez niego rytmu.

— Draco, jestem gotowa. Jestem gotowa, proszę. — Spojrzała na niego. Trzymał się jedną ręką brzegu kanapy, schylając do jej poziomu. Obserwował jej reakcję, gdy się wysuwał, a potem spróbował wcisnąć do środka dwa palce.

Przygryzła wargę, piszcząc i zaciskając oczy. To było tak, jakby jej ciało nie chciało tego robić, ale jednocześnie to zrobiło. Otworzyła oczy i skinęła mu głową. 

— W porządku. Jestem gotowa. — Ponownie energicznie skinęła głową, zaciskając szczękę.

Podejrzliwie uniósł na nią brew i znów spróbował wsunąć się do środka. Chwyciła go za ramiona, zaskoczona, że chłopak wciąż miał na sobie koszulę, i próbowała zapanować nad wyrazem swojej twarzy.

Zmarszczył brwi i cofnął rękę, wstając wyprostowany.

— Nie. Nie. Draco, jestem gotowa. — Zdjęła stanik, odrzuciła go na bok i sięgnęła, by zacząć rozpinać jego koszulę. Patrzyła, jak jego oczy przesuwają się po jej klatce piersiowej, dumna ze sposobu, w jaki oblizał usta. Kiedy skończyła, zrzucił koszulę z ramion.

Zawahała się, po czym sięgnęła do jego paska. Patrzyła, jak mięśnie brzucha Draco napinają się, a ramiona drgają, jakby chciał ją powstrzymać. Kiedy pasek został już rozpięty, spojrzała na niego. Jego klatka piersiowa falowała, a ona przesunęła oczami po bladej skórze.

Zaczęła rozpinać mu spodnie, starając się ignorować wybrzuszenie napierające na ich materiał. Dłonie chłopaka zacisnęły się w pięści, gdy odpinała dolne guziki i wiedziała, że ​​jej palce ocierają się o niego.

Dobrze. On sam zrobił jej coś podobnego tamtego sobotniego wieczora i poczuła, jak skóra na jej odsłoniętej klatce piersiowej drży na wspomnienie sposobu, w jaki zdejmował spodnie tuż przy jej brzuchu. Kątem oka widziała, jak jej sutki nabrzmiewają.

Celowo pozwoliła swoim palcom musnąć wypukłość w jego spodniach, kiedy skończyła odpinać ostatnie guziki, a kiedy pomyślała, że ​​już ma przewagę, on wyciągnął rękę i chwycił za jej pierś. Palce Hermiony zadrżały nad nim, gdy pociągnął za nią, obrócił, śledząc jej spód, a następnie pocierając kciukiem.

Ponad trzydzieści sekund zajęło jej przypomnienie sobie, jak odpiąć ostatni guzik jego spodni. Dyszała. Sięgnęła do jego talii, gotowa ściągnąć spodnie, a on zamienił swoje ręce, ciągnąc i szarpiąc za jej drugą pierś. Uszczypnął ją, a ona jęknęła, kładąc głowę na jego brzuchu, wciąż trzymając ręce na jego biodrach. Kontynuował kręcenie kciukiem dookoła, raz po raz, nigdy nie zbliżając się bliżej środka, a ona dyszała przy jego brzuchu, obserwując, jak drżą mu mięśnie.

Czy to mogło doprowadzić ją do spełnienia? Zdała sobie sprawę, że porusza biodrami na kanapie, próbując znaleźć tarcie. Wciąż miała na sobie majtki, więc rozszerzyła nogi, próbując napiąć materiał, lekko zawstydzona całą panującą tam wilgocią.

To trochę pomogło. Jęknęła, gdy w końcu pociągnął ją za pierś. Czuła, jak napięcie wznosi się w niej, i już miała zacząć sama pieścić się dłońmi, kiedy Draco opuścił rękę z jej klatki piersiowej, ściągnął spodnie i ukląkł przed nią.

Jego oczy płonęły żywym ogniem, kiedy na nią patrzył, po czym przejechał językiem po zębach, sięgnął w górę i zaczął ściągać jej majtki.

— O Boże, tak.

Uniosła biodra, a po chwili miała na sobie tylko spódnicę. Była gotowa. Przebrnie przez cokolwiek, jeśli miał patrzeć na nią w ten sposób. Pochylił się i złożył pocałunek na jej kolanie. Przygryzła wargę.

Obserwował ją, kiedy składał kolejny pocałunek na jej nodze, tym razem nieco wyżej. Potem kolejny. Był już w połowie jej uda, zanim zdała sobie sprawę, co chłopak zamierza zrobić.

— Och… ja… ee… — Zarumieniła się. — Nie… To jest…

Dmuchnął lekko w jej stronę powietrzem, a ona zacisnęła się, instynktownie próbując objąć coś nogami, i zdała sobie sprawę, że trzymał jej nogi rozchylone, każdą z dłoni układając po wewnętrznej stronie kolan.

— Granger, dlaczego nie opowiesz mi historii Wielkiej Kałamarnicy z Jeziora Hogwartu? — Oblizał usta i przycisnął kolejny pocałunek jeszcze wyżej na jej udzie, obserwując ją swoimi rozpalonymi oczami.

Zamrugała, zaciskając dłonie na skórzanej kanapie.

— Co? — Sapnęła.

— Umieszczono ją tam w 1306 roku, tak? — Dmuchnął ponownie między jej nogi, a ona jęknęła.

— Nie, ona była tam od początku. Założyciele…

I pocałował ją prosto w ten punkt. Nie potrafiła zdefiniować dźwięku, który wyrwał jej się z płuc, ale wbiła palce w skórę kanapy i ponownie spróbowała złączyć kolana. Przesunął dłonie do połowy jej ud, przytrzymując jej nogi przed złączeniem się.

— Tak? Założyciele? — Uniósł na nią niewinnie brew i czekał.

— Założyciele umieścili zamek Hogwart na… — Pochylił głowę, wciąż patrząc jej w oczy. — Tych… terenach, obok Czarnego Jeziora. — Czuła na sobie jego oddech. — Więc Wielka Kałamarnica była tam od… och! — Jego język. Był… Naciskał na nią językiem. Zaczynając od dołu i liżąc w górę.

To było… zbyt intymne. Nie mogła…

Hermiona podniosła ręce do twarzy, zamykając oczy, gdy znów zaczął powoli sunąć językiem.

— I ta Kałamarnica — wymamrotał do niej. — Jest zielona, tak?

— Nie, jest cz-czerwona. — Zacisnęła palce na twarzy. — Ciemnoczerwona. Prawie fioletowa. — Jej uda zaczęły z nim walczyć, drżąc. Chciała je zacisnąć i wypchnąć go, albo tam zatrzymać. Nie mogła się zdecydować.

— Słyszałem, że zabiła ludzi.

— Nie. Nie. — Jęknęła, gdy znowu ją polizał. — Jest bardzo posłuszna. Nawet pomocna. Miała kilka sporów z trytonami, ale… — I jego usta zacisnęły się wokół jej łechtaczki. I przyssały się.

Sapnęła, a jej dłonie wplotły się w jego włosy, próbując się utrzymać.

— O Boże, Draco. Proszę!

— A co z trytonami?

Przeciągnęła paznokciami po głowie chłopaka, zaciskając oczy, bojąc się na niego spojrzeć.

— W 1497 roku trytoni zbuntowali się i... i... i… — Ssał ją, próbując różnych rytmów i sił nacisku. — A oni... i próbowali…

Zdała sobie sprawę, że przyciskała do niego biodra, przyciągając jego twarz coraz bliżej siebie z każdym kolejnym ruchem języka. Ale domyślała się, że by ją powstrzymał, gdyby mu na tym zależało. Okręciła jego włosy wokół palców i poczuła, jak chłopak jęczy przy niej. Wysunęła biodra do przodu, wystawiając się na wibracje.

— Próbowali... Trytoni próbowali... próbowali…

Brzmiała jak zdarta płyta, nie mogła przejść dalej. Nie odważyła się otworzyć oczu. Bała się ujrzeć go między swoimi udami, wiedząc, że ten obraz na zawsze zapadnie w jej pamięci.

— Och, Draco, proszę.

I poczuła w sobie nacisk palca, kiedy jego usta wciąż poruszały się w górze. Zaczęła pękać, sięgając krawędzi. Słyszała swój własny głos mówiący różne rzeczy i wydający ciche jęki w rytm ruchów jego języka, czuła, jak jęczał i ciężko dyszał przy niej.

Krzyknęła, kiedy doszła. Przycisnęła biodra do jego ust, przytrzymując go tam. Jej ręce wciąż były wplątane w jego włosy, a jej uda zacisnęły się wokół jego szyi. Nadal przesuwał po niej językiem, gdy pulsowała. Kiedy skończyła i nie mogła już tego dłużej znieść, puściła go.

Wyjął z niej palec, a ona omal nie upadła na poduszki kanapy, zapominając, że nic za nią nie ma. Chwyciła się oparcia, próbując się podnieść, i powoli otworzyła oczy, kiedy usłyszała, jak chłopak się porusza.

Do jej uszu dobiegł szybki dźwięk w rytm jego oddechu. I zobaczyła czubek jego głowy z miejsca, w którym przed nią klęczał, z pokręconymi i wilgotnymi włosami. Jego oczy były ciemne i głębokie, gdy wodził wzrokiem od jej odsłoniętych nóg, do nagiej klatki piersiowej i dalej do twarzy. Przygryzł wargę i jęknął, a ona nagle zdała sobie sprawę, że sam doprowadzał sie do końca.

Zamrugała i odwróciła wzrok, niepewna, czy powinna na to patrzeć. Oczywiście. On nawet powinien. Tak naprawdę sama nie zrobiła dla niego zbyt wiele.

Przerwany jęk i już wiedziała, że skończył. Musiał naznaczyć bok kanapy. Opuścił głowę na wewnętrzną część jej uda, dysząc chrapliwie. Kosmyk blond włosów, który zawsze opadał mu na czoło, znowu się wymknął, więc Hermiona przygryzła wargę i zdecydowała, że powinna go odsunąć.

Gdy jej palce musnęły ucho blondyna, jego oczy połączyły się z jej. Wycisnął pocałunek na jej udzie i podniósł głowę.

— A więc — wyszeptał ochrypłym głosem. — Myślisz, że masz kontrolę nad finansami sprawy wilkołaków? — Uśmiechnął się do niej.

Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. 

— Nie wiem — powiedziała. — Być może będziesz musiał ponownie przejrzeć tę ostatnią część.

Jego oczy błysnęły na nią. 

— Umówię nam kolejne spotkanie na jutro w porze lunchu.

***

We wtorek w porze lunchu Draco udzielił jej cennej lekcji o cudach bzykania na sucho. Kiedy leżała na plecach na skórzanej kanapie, z Draco poruszającym się rozkosznie przy niej, pomyślała, że ​​nadszedł czas, aby zdjąć ich bieliznę i przejść do rzeczy.

Ale Draco doprowadził ją prosto do spełnienia i sam podążył za nią. Znowu kolejny bałagan na kanapie.

Doszła do wniosku, że Draco był ostrożny przed ponownym wejściem do jej wnętrza. Zrobiła im obojgu przysługę przetestowania kilku rzeczy pod prysznicem w środę rano, sprawiając, że poczuła się, jakby była gotowa spróbować ponownie.

Na ich środowym „spotkaniu” w porze lunchu próbowała powiedzieć to Draco bez użycia aż tylu słów, a nawet po raz pierwszy znalazła prostą drogę do jego spodni. Pozwalał jej się głaskać i próbować różnych rzeczy, kiedy mówił jej, co na niego działało, a co mógłby poczuć lepiej. Przycisnął ją do drzwi, ledwo ją do czegokolwiek dopuszczając, zanim ją do nich przyszpilił, a teraz jego głowa spoczywała na jej ramieniu, gdy go pieściła. Kiedy chwycił ją za biodra, ściskając, wiedziała, że ​​nadszedł ten czas.

Puściła go i zsunęła z siebie sukienkę, przy okazji pozbywając się też bielizny. Patrzył, jak odrzuciła jego bokserki na podłogę, a potem przyciągnęła go do siebie, przygryzając wargę. Znalazła sposób, by wrócić do pozycji, w której byli w poniedziałek, z nogami wokół jego bioder, zanim przyszpilił ją do drzwi.

Nie wiedziała zbyt wiele o tym, jak… się ustawiać… Nie była też w świetnej sytuacji, by to zacząć, ale wiedziała, że ​​jest gotowa, a on wciąż ją obserwował, marszcząc brwi, jednak napierając swoją nabrzmiałością przeciwko niej.

Pocałowała go, próbując ponownie się o niego otrzeć, łapiąc go za włosy i przygryzając wargę, a on odsunął się, żeby jej powiedzieć, że nie muszą.

Uniosła brew, naśladując go. 

— Nie bądź takim Puchonem, Draco.

Praktycznie opadła mu szczęka i szeroko otworzył oczy. Uśmiechnęła się, a on ją pocałował. Kiedy w nią wszedł, znowu było ciasno, ale nie czuła już takiego bólu jak w poniedziałek. Gdy przekonała go po raz trzeci, że może poruszać się szybciej, sposób, w jaki jego biodra uderzyły nią o drzwi, sprawił, że te zagrzechotały w futrynie.

Zatrzymali się, nasłuchując echa, zastanawiając się, czy usłyszał ich ktokolwiek poza wyciszonym pokojem. Draco roześmiał się, odsuwając ich od drzwi i opierając o ścianę obok.

W czwartek musiała spędzić całe spotkanie z Draco i panem Buckworthem w swoim biurze. Siedziała za biurkiem, z Draco wpatrującym się w nią, podczas gdy pan Buckworth i ona omawiali zasady dotyczące sprawy nowego prawa dla wilkołaków.

Na koniec Draco zaproponował, że odprowadzi pana Buckwortha do windy. Kiedy wrócił, zamknął drzwi i wyciszył pokój.

Hermiona przełknęła.

Pięć minut później siedziała na krawędzi biurka, zahaczając nogą o biodra Draco, pozwalając mu się rozebrać.

Przesunął ramieniem po jej biurku, zrzucając wszystko na podłogę, i śmiejąc się z tego.

W piątek wrócili do jego biura. Zaczęła czuć się winna, że ​​nigdy nie rozmawiała z nim o pracy, więc próbowała porozmawiać o postępach w projekcie Złotych Znikaczy, podczas gdy on ją rozbierał. Pozwolił jej mówić, ssał jej szyję i kładł ją na biurku.

Kiedy się położyła, zdała sobie sprawę, że wszystko z jego biurka zostało już uprzątnięte, i postanowiła po prostu pozwolić zatopić się w chłodnym marmurze, podczas gdy on ściągał z jej stóp sznurowane buty.

Kiedy już zdjął jej buty, pocałował ją w piętę, a potem w łydkę i dalej obsypywał jej nogi kolejnymi pocałunkami, sunąc wyżej i wyżej, prześlizgując po jej majtkach, a następnie podążając w górę jej brzucha. Schylił się w prawo i próbował pocałować każde z żeber.

Marmur wbijała się w jej palce, gdy chwyciła się brzegów biurka, a on był już w połowie wysokości jej klatki piersiowej, kiedy odsunął się, patrząc na nią.

Zmarszczył brwi.

— Co?

Przesunął dłonią po jej żebrach, patrząc na nią dziwnie.

— Jesteś chora?

Jej brwi złączyły się w zdziwieniu. 

— Chora?

— Jesteś chuda. — Lekko wcisnął palec między dwa z jej żeber.

Zamrugała na niego. 

— Dziękuję?

I że niby to był czas, aby o tym porozmawiać?

— Chudsza.

Zaśmiała się. 

— Od pięciu dni nie jadłam lunchu. — Zachichotała, sięgając do niego.

Zamrugał na nią.

I tak właśnie Hermiona znalazła się w sytuacji, w której musiała zjeść sałatkę w gabinecie Draco.

Poprawił ubranie i wystawił głowę za drzwi, aby poprosić swoją sekretarkę – Carrie. Sekretarka Carrie. Czy jej imię zawsze było takie proste? – by ta zamówiła im lunch z kawiarni za rogiem.

Wrócił do niej, sprawił, że zaczęła krzyczeć, a potem zamiast ubrać się, poprawić włosy i wrócić z powrotem do swojego biura, usiadła z nim na skórzanej kanapie, jedząc dostarczone im jedzenie.

To było… niezręczne. Prawie jak randka. Kiedy cisza i chrupanie trwały wystarczająco długo, zaczęła mówić o pracy. Był teraz o wiele bardziej podatny na dyskusję, więc ostatecznie opracowali plan na pierwszy tydzień przesłuchań Wizengamotu w marcu.

— Czy będziesz w Cornerstone w ten weekend? — zapytał ją, zgniatając w dłoni opakowanie po swojej kanapce.

Żuła, przegryzając ogórki i zastanawiając się, jaka była właściwa odpowiedź na to pytanie.

— Tak. — Zacisnęła usta. — A ty?

— Może w niedzielę. — Strzepnął kilka okruchów z kanapy i zniknął je zaklęciem.

Powstrzymała uśmiech. 

— Czy jest jakaś książka, której potrzebujesz?

— Coś w tym stylu.

Spojrzała na niego, a on uśmiechał się do niej. Za pomocą widelca zaczęła układać w miseczce pozostałe pomidory.

Jej uśmiech zniknął, gdy pomyślała o tym, jak z dnia na dzień udał się do Nowego Jorku, o ostrożnym spotkaniu ze Slughornem na balu lub o odpowiedzi Noelle, na którą wciąż czekała. Wciąż chciała wiedzieć o nim różne rzeczy, chciała poznać to, jak spędzał czas.

— Jakie masz plany na jutro? — Nie mogła walczyć z rumieńcem, który wpłynął na jej szyję.

Milczał przez moment, zanim odpowiedział, a ona spojrzała na niego. Wpatrywał się w dywan.

— Odwiedzam mojego ojca.

Och. Nie, nieważne. Były rzeczy, których nie chciała wiedzieć.

— Czy… czy wszystko w porządku? Lub…?

— To była część jego warunków do przepisania majątku. Że będę odwiedzał go podczas comiesięcznych wizytacji w styczniu i lutym. — Jego głos był ucięty, a szczęka zaciśnięta.

To nie były jedyne warunki…

I zastanawiała się, kiedy dokładnie odwiedził Lucjusza w styczniu.

Hermiona skinęła głową, jakby Draco właśnie powiedział coś, z czym się zgodziła, i dalej budowała domki ze swoich warzyw.

Odebrał jej pojemnik z sałatką, a kiedy spojrzała w górę, Draco odkładał go na podłogę i przysuwał się, by ją pocałować.

Uśmiechnęła się do niego, gdy pochylił się nad nią, żeby posmakować jej ust.

— Ugh — powiedział, odsuwając się. — Smakujesz jak ser pleśniowy. — Zmarszczył nos.

Zaśmiała się i przytrzymała go za ramiona. Wiedziała, obserwując go w Wielkiej Sali, że nienawidzi dressingów z sera pleśniowego. 

— Gdybyś mi powiedział, że znów będziemy się całować, to bym go nie zamówiła — wymamrotała w jego usta.

— Nie. Nie. To twój ulubiony.

I ją pocałował. A jej serce się rozgrzało.

Więc on też obserwował ją w Wielkiej Sali.

***

Monsieur DuBois doprowadzał ją do stanu natychmiastowego ziewania. Wykonywała fantastyczną robotę, ukrywając otwarte usta za każdym razem, gdy przywoływał renesansowe dzieła sztuki i to, jak strasznie kłóciły się one z weneckimi dywanami.

Spotykali się w każde sobotnie popołudnie w pewnej mugolskiej kawiarni, która wydawała się być ulubionym miejscem mężczyzny. Wszyscy pracownicy znali go tam po imieniu. Hermiona zamówiła tego dnia espresso, ponieważ jej oczy musiały pozostać otwarte. Po prostu pozwalała kołysać się podmuchom wiatru patio, przy którym siedzieli, a słońce przyjemnie ogrzewało jej czoło.

— Da Vinci był oczywiście charłakiem…

To konkretne zdanie dotarło do uszu Hermiony. 

— Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć?

Monsieur DuBois uniósł na nią wyrachowaną brew. 

— Powiedziałem, że Leonardo da Vinci był charłakiem. Jego pradziadek był włoskim Ministrem Magii w 1414 roku.

Hermiona zmrużyła na niego oczy. 

— Ja... nigdy o tym nie słyszałam. Czy zna pan może jakieś książki na ten temat, do których mogłabym zajrzeć?

— Cóż –— Monsieur DuBois poprawił się na krześle, krzyżując nogi i odwracając się nieco ku niej. — Widziałem to na drzewie genealogicznym.

— Hmm. — Hermiona zacisnęła usta.

Kelner podszedł do ich stolika, poflirtował trochę z Monsieur DuBois i przyjął ich zamówienie. Hermiona naprawdę nienawidziła sałatek z tego lokalu. Próbowała już wszystkich sałatek z menu i żadna z nich nie była sycąca ani smaczna. Dlatego dziś zdecydowała się na miskę zupy.

Zerknęła na swój zegarek tak dyskretnie, jak tylko było to możliwe, choć wciąż niewystarczająco dobrze.

— Dokądś się spieszysz, panno Granger?

Spojrzała na niego. 

— Nie, nie. Tylko… sprawdzałam godzinę, monsieur.

Upiła łyczek espresso.

Monsieur DuBois wyciągnął książkę o architekturze renesansu, po czym zaczął omawiać style i wystroje. Zaczął szczegółowo opisywać układ renesansowej rezydencji i co obejmowałaby właściwa przebudowa.

Słońce właśnie zaczęło świecić Hermionie w oczy, gdy Monsieur DuBois wyjaśniał naprawdę katastrofalną przebudowę, której próbował dokonać francuski Minister. Zaczął chichotać z rzeczy, których Hermiona nie mogła zrozumieć. Uśmiechnęła się najlepiej, jak potrafiła.

Cień kelnera padający na jej twarz, kiedy wrócił do ich stolika, nieco wyrwał Hermionę z transu. Czekała, aż mężczyzna postawi przed nią jej zupę, wdzięczna za chwilową osłonę przed ostrym słońcem.

Kiedy Monsieur DuBois przestał mówić, a przed nią nie pojawiła się żadna zupa, Hermiona spojrzała na osobę, która osłaniała ją przed słońcem i krew w jej żyłach zamarzła, gdy zobaczyła przed sobą Draco, wpatrującego się w nią z zaciśniętą szczęką, ale uśmiechającego się do Monsieur DuBois.

— Panie Malfoy! — zaćwierkał DuBois. — Och, wyglądasz wspaniale. Czy zechciałbyś do nas dołączyć?

Hermiona poczuła, jak kofeina w jej żołądku wiruje i opada, gdy obserwowała, jak Draco uśmiecha się do starszego mężczyzny, ściskając jego dłoń. Skoncentrowała się na zmuszaniu płuc do rozszerzenia.

— Przepraszam, monsieur, ale tak naprawdę coś nam wypadło — powiedział Draco. Patrzyła, jak jego twarz napina się i drga, nawet gdy się uśmiechał. — Panna Granger nie będzie mogła dokończyć dzisiaj swojej lekcji.

Lekcja.

Tego nie dało się obejść. On wiedział. Lucjusz mu powiedział.

Przełknęła.

— Och. — Monsieur DuBois wydął wargi, spoglądając między nimi w tę i z powrotem. — Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku.

Patrzyła, jak Malfoy mruga z zaskoczeniem, patrząc na niego. Blondyn zwrócił na nią swój wzrok, gorący i agresywny. 

— Obawiam się, że nie.


9 komentarzy:

  1. Ktoś się będzie musiał srogo tłumaczyć 🙈 Cóż, tajemnice nigdy nie są dobrym pomysłem, bo jak się wyda prawda, to się potem jest w czarnej dupie. Jak się można łatwo domyślić z reakcji Draco, zadowolony raczej nie jest, że jego ojciec zaszantażował kogoś, na kim mu zależy. Cóż, Lucjusz na zawsze pozostanie Lucjuszem, a jeśli oni wciąż do tego nie przywykli, to teraz chyba będą zmuszeni to zrobić. Oczywiście Draco jak to Draco na pewno będzie nalegał, żeby ona z tego zrezygnowała, nawet kosztem kolejnych rat, które przestaną napływać, ale to bardzo honorowe z jego strony. Pokazałoby to, że ona jest dla niego ważniejsza, niż pieniądze i możliwe, że nawet rozwój firmy. Trochę szkoda, że dowiedział się teraz, a nie po fakcie, jak jej zostały jeszcze z 2 czy 3 lekcje do końca. No ale sam jest jednak naiwny jeśli myślał, że Lucjuszowi wystarczy to, żeby Draco odwiedzał go kiedy ten jest w więzieniu… na pewno Lucjusz zachwycony nie był faktem, że Draco spotyka się z Hermioną i musiał mu o tym wspomnieć… Ale czemu Lucjusz musiał wyskoczyć z tymi rewelacjami teraz? No a po za tym znów gorąco się zrobiło xD No i powtarzam to, co ostatnio. Sceny erotyczne są sztosem! Pomysł Draco, by Hermiona cytowała mu ciekawostki na temat kałamarnicy… Jak tu się skupić na czymś takim, jak tam się takie cuda dzieją 🙈 I Hermiona serio myślała, że on nie będzie chciał tego powtórzyć? Że się będzie wstydził? Bo błagam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezwykły rozdział, nie mogę doczekać się kolejnego ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Halo, halo! Czy ktoś tu zamawiał maraton seksu w biurze?
    Jestem ciekawa skąd Draco wie o ,,lekcjach’’. Czyżby Lucjusz się naprawdę wygadał?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ups chyba Draco się dowiedział 😕 oby tylko nie za bardzo się na siebie pogniewali 🥺

    OdpowiedzUsuń
  5. O prosze, to sie dopiero nazywa intensywna praca 😂 Martwi mnie tylko, ze tak naprawde w ogole nie pogadali o tym, co ich laczy, a teraz wychodzi na to, ze Lucjusz postanowil ich w tym wyreczyc. O dobry Boze. Wkurzony Draco to nie najlepszy Draco... Bardzo jestem ciekawa, co teraz zrobi i moze W KONCU pogadaja 🤔 I to nie o prawach wilkolakow czy Wielkiej Kalamarnicy... 🤭

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko co za emocje... I jeszcze ten koniec! Zdecydowanie po raz kolejny opłacało się czekać

    OdpowiedzUsuń
  7. Maratony w biurze prześwietne 😂 zazdroszczę 😂😂 martwi mnie tylko Draco, jeśli faktycznie się dowiedział to może być naprawdę nieprzyjemnie 😢 zostaje nam tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział 🔥💙

    OdpowiedzUsuń
  8. Sceny erotyczne są genialne i jak dopracowane, niesamowite, działają na wyobraźnię 😍 cóż przy Draco również nie mogłabym myśleć o pracy, ani o jedzieniu heloł😅
    Ostatni moment rozdziału, oj czuje w końcu w powietrzu szczerą rozmowę... Lucjusz znów namieszał, tylko jaki by był cel informowania Draco... Chociaż obietnicą Hermiony została złamana, a może wycofa się z przekazania transz spadku, to by było straszne! Oby wyjaśnili sobie wszystko i oby wszystko było w porządku 😭

    OdpowiedzUsuń