Draco przesunął palcem po grzbiecie książki i krytycznie przyjrzał się okładce, szukając jakichkolwiek wskazówek, dlaczego Granger tak bardzo zależało, żeby ją przeczytał.
Wyglądała dość niewinnie; okładka przedstawiała kadr, mugolskie zdjęcie w czerni, bieli i wszystkich dzielących je odcieniach szarości. Główny punkt obrazu stanowił pozornie wykształcony, ciemnoskóry mężczyzna – najwyraźniej mugol w swoim codziennym stroju – z wyrazem twarzy, który wydawał się emanować mądrością i doświadczeniem. Chłopak zerknął na tył i zauważył, że technicznie rzecz biorąc, nie była to autobiografia, a raczej zbiór pism i listów tego gościa, Kinga, zebrany przez innego mężczyznę o imieniu Carson. Tak naprawdę nie było tam wyjaśnienia, co dokładnie zawiera książka, co lekko go irytowało, ale był śmiesznie zaintrygowany zainteresowaniem Granger tym tekstem.
Z upartym prychnięciem odrzucił książkę na bok i ukrył twarz w dłoniach, wbijając paznokcie w skórę głowy i zastanawiając się, kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Usłyszał, jak Granger wychodzi ze swojego pokoju i idzie do łazienki, zapewne pod prysznic, tak jak robiła to co drugi poranek. Poddał się swojej niepokojącej rutynie i opuścił łóżko, by opaść na podłogę pod ścianą, przechylając głowę tak, by mógł w uchu poczuć lekkie mrowienie wibracji jej delikatnych dźwięków.
Kilka chwil później, kiedy jej nuceniu towarzyszył niemal muzyczny szum wody, Granger zaczęła karmić jego niezdrową obsesję. Na początek były to tylko subtelne westchnienia i poranne chrapliwe pomruki, a potem narastające crescendo jęków, które zawsze przyciągały go z powrotem do tego miejsca. Wziął uspokajający oddech, gdy ból jego głowy zelżał wraz z napływającymi zza ściany dźwiękami i pozwolił uśpić się wręcz do stanu odurzenia.
Jak zawsze.
Ale…
Ale coś w nim drgnęło; ciepły, niewielki ruch między nogami, który szybko i żarliwie sprawił, że krew zaczęła buzować mu w udach. Dobrze znał to uczucie, ale nie zaznał go od naprawdę długiego czasu; do tej pory zwykle to przymus utkania planu śmierci drugiego człowieka pochłaniał jego umysł i tłumił wszelkie tego typu myśli, a sześć miesięcy w ukryciu w niczym nie pomogło.
Kiedy umysł chłopaka wciąż błądził między jękami Granger, jego ręka odruchowo i z roztargnieniem przesunęła się do rosnącego wybrzuszenia między biodrami. Jego palce ledwo zdołały wykonać pierwszy pieszczotliwy ruch, zanim otworzył oczy i odrzucił dłoń na bok z przerażeniem wyrytym na twarzy. Oderwał swoje ciało od ściany niezbyt zgrabnym szarpnięciem i zakrył uszy dłońmi. Zatrząsł się z obrzydzenia i szoku, gdy desperacko próbował wyrzucić ją ze zmysłów, zaciskając powieki i zgrzytając zębami.
Siedząc na podłodze w nogach łóżka, nie poruszył się; nie odważył się nawet drgnąć, dopóki dźwięk kliknięcia głównych drzwi nie prześlizgnął się przez jego palce, oznajmiając, że wyszła na zajęcia. Otworzył swoje szare oczy i opuścił ręce, gdy jego klatka piersiowa unosiła się z obrzydzenia i paniki.
Co to było, do cholery?
Całe jego czoło pokrywała mgiełka potu, a w gardle drapało od suchości wynikającej z upokarzającego sapania. Czuł się nieczysty; urażony sposobem, w jaki jego ciało zareagowało na tę pieprzoną sukę. Na Merlina, co się z nim działo? Czy jego psychika zdołała już aż tak uschnąć w tej opanowanej przez Granger celi, że rzeczywiście mógłby zareagować na nią w tak obrzydliwy sposób?
NIE!
Nie.
Nie, to nic nie znaczyło. Nic a nic.
Minęły długie miesiące, odkąd osiągnął jakiekolwiek fizyczne spełnienie, nie licząc garstki przypadków, kiedy udało mu się zwalić konia w tej szkockiej ruderze, kiedy Snape wychodził po prowiant. To było normalne, że jego pierwotne instynkty w końcu wezmą górę, kiedy żył tak blisko kobiety.
Szlamy czy nie.
To było nieuniknione, ale mógł się kontrolować. Musiał.
Podniósł głowę i pod stopami ujrzał autobiografię Kinga. Z głośnym przełknięciem, by pozbyć się tego piaskowego uczucia suchości w gardle, chwycił książkę drżącymi palcami i otworzył na pierwszej stronie. Rozproszenie uwagi było teraz wręcz konieczne.
***
— Czytanie? — McGonagall powtórzyła z zamyśloną miną. — Tak, przypuszczam, że byłby to idealny sposób, żeby zapewnić panu Malfoyowi jakieś zajęcie.
— Dałam mu kilka moich mugolskich książek — wyznała Hermiona. — Ja… myślałam, że może mogłabym zmienić dzięki temu jego poglądy odnośnie mugoli…
— Podziwiam twoją wytrwałość, panno Granger — westchnęła kobieta, odchylając się na krześle. — Ale radzę ci nie dać się zbytnio ponieść temu pomysłowi. Pan Malfoy wydaje się dość stały w swoich przyzwyczajeniach…
— Wiem o tym — wtrąciła brunetka. — Ale nie sądzę, żeby był aż tak zły, jak się wydaje. Jest inteligentny i myślę, że gdybym tylko mogła zasiać w nim to ziarno wątpliwości, mógłby dostrzec jakiś głębszy sens…
Dyrektorka zacisnęła usta i z zamyśleniem postukała palcem w brodę.
— Twoja opinia o panu Malfoyu się zmieniła — powiedziała powoli; oświadczając, a nie pytając.
— Cóż — zaczęła niezręcznie Hermiona. — Po prostu sądzę, że teraz rozumiem go trochę lepiej i myślę, że on też dobrze się do mnie dostosowuje. Jestem prawie pewna, że jego sposób postrzegania mnie zmienił się w ciągu ostatniego miesiąca, więc może zdołam go przekonać, że te wszystkie uprzedzenia nie mają racjonalnych podstaw…
McGonagall uważnie przyjrzała się dziewczynie.
— Jeśli musisz — odetchnęła z wahaniem. — W takim razie radzę ci, żebyś nie pokładała w tym zbyt wielkiej nadziei i po prostu była ostrożna. Ale ufam twojemu osądowi, Hermiono.
— Dziękuję — Hermiona skinęła głową z delikatnym uśmiechem. — To wiele dla mnie znaczy, pani profesor.
— A tak przy okazji, co u niego? — zapytała starsza kobieta. — Jakieś dziwne zachowania lub wszelkiego rodzaju nerwowe wybuchy?
Mózg Hermiony natychmiast przecięło ostre wspomnienie ostatniej soboty i jej powrotu do dormitorium, by znaleźć na podłodze nieprzytomnego Malfoya. Zapewniła chłopaka, że fakt próby jego ucieczki pozostanie między nimi; Merlinie, praktycznie mu to przysięgła. Z perspektywy czasu okazało się to dość pochopną decyzją i chociaż jej lojalność wobec McGonagall była stanowcza i nieskończona, nie mogła złamać obietnicy.
Czy to danej Malfoyowi, czy nie.
— Nie — potrząsnęła głową, ignorując poczucie winy. — Nie, po prostu spędza większość czasu w swoim pokoju.
— W porządku — powiedziała profesorka lekko sceptycznym tonem. — Cóż, informuj mnie na bieżąco o jego zachowaniu. A jak ty się masz, panno Granger?
— Dobrze — odpowiedziała automatycznie, przechylając głowę, by rzucić McGonagall zaciekawione spojrzenie. — Skąd to pytanie?
— Sprawdzam tylko, czy u ciebie wszystko w porządku — odparła McGonagall spokojnym tonem. — Rozumiem, że w tej chwili jest ciężko i chcę się tylko upewnić, że wszystko dobrze.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Wiem, że mam łatwiej niż wielu innych ludzi — odpowiedziała szczerze, oblizując usta. — U mnie naprawdę w porządku, pani profesor.
— Skoro tak mówisz — mruknęła McGonagall z wyraźnym zaniepokojeniem. — Ale chciałabym, żebyś wiedziała, że możesz porozmawiać ze mną o wszystkim, o czym tylko zechcesz i kiedy tylko zdecydujesz.
Młoda Gryfonka wymusiła u siebie lekki uśmiech.
— Dziękuję.
— Jeszcze jedno — kontynuowała kobieta. — W ten weekend muszę wybrać się po kilka rzeczy do Hogsmeade, a ty i pan MacMillan możecie do mnie dołączyć. Możesz zapytać swoich przyjaciół, czy czegoś potrzebują.
— Dobrze — powiedziała, wstając z miejsca. — Zatem do zobaczenia w sobotę, pani profesor.
***
Było późno, a dziki wiatr znów uparcie dął na dworze; wycie w opuszczonej bibliotece niosło się od ściany do ściany niczym modlitwy nieboszczyków.
Hermiona wzdrygnęła się i dodała trochę więcej magii do swojego zaklęcia Lumos, jeszcze ciaśniej zwijając się w sobie, by odeprzeć chłód. Oddech opuścił jej usta, formując się w upiorną mgłę, gdy próbowała skoncentrować się na otwartych przed nią stronach, chcąc, by jej ciężkie oczy pozostały otwarte. Te starania i tak były kompletnie bezużyteczne; wiatr był zbyt gwałtowny, a jej ciało zbyt wyczerpane, by tu pozostać.
Po zajęciach wyjątkowo nie wróciła do swojego dormitorium, jak miała w zwyczaju, ponieważ Neville praktycznie błagał ją o pomoc przy zadaniach z Transmutacji, a kiedy skończyli, nie widziała już sensu by się stąd ruszać. Jej mundurek stał się szorstki i przesiąknięty wonią pergaminu od tak długiego czasu spędzonego pośród starych ksiąg, a po spotkaniu z McGonagall podczas lunchu ledwo zjadła kanapkę z serem i ogórkiem kiszonym. Była głodna, zmarznięta i sfrustrowana, że ta noc uniemożliwiała jej poczynienie jakichkolwiek postępów. Jak praktycznie każda poprzednia.
Kolejne przeraźliwe wycie wiatru wstrząsnęło jej nerwami, więc z rozpaczliwym westchnienie zatrzasnęła do tej pory przeglądaną książkę. Przeciągłe dźwięki rozbrzmiewały wokół dziewczyny, kiedy pospiesznie pakowała swoje rzeczy, rzucając nieufne spojrzenia na otaczające ją cienie. Szybkimi i cichymi krokami pognała w dół pustych i pogrążonych w półmroku korytarzy z sercem łomoczącym w piersi. Kątem oka wyłapując w szybach okien wątłe odbicia samej siebie święcie przekonana, że mogła wyczuć za sobą kroki kogoś nieznajomego, ruszyła pełnym sprintem ku drzwiom dormitorium.
— Ad Lucem! — syknęła na ziewające lwy, wdzierając się do swojego pokoju i zamykając oczy, gdy osunęła się na podłogę i próbowała odzyskać rozproszony spokój.
— Co, u licha, jest z tobą nie tak?
Hermiona wzdrygnęła się od tego głosu, szeroko otwierając oczy i przykładając dłoń do piersi, by uspokoić dudniące serce.
— Do diabła, Malfoy! — skarciła go, łagodząc swój świszczący oddech. — Co ty wyprawiasz?
Przyglądał się jej pełnymi jadu, wyrachowanymi oczami, a wcześniejsze plany ignorowania jej za wszelką cenę, a już zdecydowane po tym jego… porannym problemie, rozwiały się niczym pył. To było zbyt kuszące, żeby jej nie zdenerwować, kiedy wyglądała na tak roztrzęsioną i bezbronną, a on mógł w pełni rozkoszować się jej nieprzewidywalnością. Miesiąc w jej towarzystwie, a on wciąż uważał ją za niemożliwą do odczytania i pomimo tego dokuczliwego skurczu w brzuchu, który przypominał mu, że to potencjalnie ryzykowna decyzja, stwierdził, że chce zobaczyć, jak to wszystko się potoczy.
Poczuł lekką radość, widząc zestresowaną Granger w tym szkolnym mundurku; spódnica konserwatywnie sięgająca poniżej kolan – w przeciwieństwie do wielu innych dziewczyn, które potrafiły pokazać co nieco – a guziki koszuli starannie zapięte. Dziewczyna nie wiedziałaby, jak prowokacyjnie się ubrać, nawet gdyby zależało od tego jej życie, a to tylko utrzymywało go w przekonaniu, że ten poranek był jedną, wielką, anatomiczną usterką.
Na pewno nic złego nie wyniknie z zabawy z tą mała Gryfonką, choćby po to, żeby nie zanudzić się na śmierć?
— Co ty wyprawiasz na tej podłodze? — odpowiedział zimno, stojąc obok aneksu kuchennego. — I coś ty taka nerwowa?
Przełknęła falę paniki, gdy kolejny podmuch wiatru brzmiał aż nazbyt ludzko.
— Ja... nie jestem nerwowa…
— Och, oczywiście — uśmiechnął się okrutnie, umiejętnie analizując jej rysy i rozpoznając wszystkie wymowne znaki. — Prawie zapomniałem o tym twoim żałosnym problemie z wiatrem…
— Zamknij się, Malfoy — warknęła, wstając i prostując się, by odzyskać choć trochę godności. — Dlaczego zawsze musisz czaić się w pobliżu…
— Nie czaję się — argumentował spokojnie Draco, opierając się o blat i krzyżując ramiona. — Po prostu sobie tutaj stoję....
— Cóż… dlaczego? — spytała niezdarnie, rzucając torbę przy najbliższej kanapie. — Normalnie zawsze śpisz, kiedy wracam do domu…
— Kolejne pudło, Granger — przerwał. — Nigdy nie śpię, kiedy wracasz do domu. Zwykle po prostu siedzę w swoim pokoju.
Wyglądała na zdziwioną i wzburzoną, a jego pełen zadowolenia z siebie uśmieszek nieznacznie się poszerzył.
— Nigdy nie śpisz?
— Próba zaśnięcia przy akompaniamencie tych twoich ociężałych dźwięków jest wręcz niemożliwa, Granger — oznajmił bez ogródek. — Jak powiedziałem wcześniej, to jak mieszkanie z olbrzymem z dyspraksją…
— Nie jestem ociężała! Jestem…
— Głośna i denerwująca — zakończył znudzonym tonem. — Jak wrzód na dupie…
— Zaczekaj — wymamrotała cicho Hermiona. — Więc... ty też masz problemy ze snem?
Kurwa.
Draco zbyt późno zdał sobie sprawę ze swojego błędu.
— Sypiam bardzo dobrze — powiedział, posyłając jej znaczące spojrzenie. — Nawet kiedy te wasze gryfońskie łóżka są absurdalnie niewygodne.
Brunetka zatrzymała się i przechyliła głowę; jej miodowe oczy błądziły ostrożnie w górę i w dół jego sylwetki.
— Więc... co niby robiłeś w kuchni?
— Próbowałem zrobić sobie coś do picia — przewrócił oczami, wskazując na jej czajnik. — Ale twoje pieprzone mugolskie gówno jest zepsute…
— Nie jest zepsuty — mruknęła trochę z dystansu, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. — Przebiorę się i zrobię nam trochę…
— Nie chcę, żebyś robiła mi…
— Och, nie bądź już taki dziecinny. — Zmarszczyła brwi, ale zamilkła, gdy wiatr znów zawył. Z niepokojem przygryzła dolną wargę, ważąc dumę ponad strachem i nagłą samotnością. — Słuchaj, i tak muszę ci zadać kilka pytań, więc…
— Pytań? — powtórzył Draco. — Dlaczego miałbym odpowiadać na jakiekolwiek…
— Malfoy, skończ — zadrwiła z irytacją. — Nie próbuję niczego z ciebie wyciągać…
— Jasne…
— Moje pytania dotyczą twojego pobytu i tego, jak możnaby uczynić go bardziej… wygodnym dla ciebie — wyjaśniła, kierując się do swojego pokoju. — Więc przestań być taki…
— Masz dziesięć minut — ostrzegł, wychodząc z kuchni i opadając ciężko na kanapę, na której spał poprzedniej nocy. — Pospiesz się, Granger.
Hermionie zajęło mniej niż dwie minuty, by przebrać się w luźny t-shirt i spodnie. Wcisnęła też pod pachę swój koc, wiedząc, że paskudna pogoda prędzej czy później i tak wygna ją do salonu. Draco stukał niecierpliwie stopą w nogę stolika, gdy Hermiona przygotowywała im dwie porcje gorącej czekolady i gryzła się w język, by powstrzymać ostrzejsze słowa, czające się na jego końcu.
— No dobrze — westchnęła, odstawiając kubki i zajmując miejsce na przeciwległej kanapie. — W ten weekend idę do Hogsmeade i pomyślałam, że możesz chciałbyś, żebym przyniosła dla ciebie kilka rzeczy…
— Nie potrzebuję, żebyś cokolwiek mi przynosiła! — splunął, wściekle zrywając się z miejsca. — Ile razy mam ci to mówić, Granger? Jesteś głucha? Niczego od ciebie nie potrzebuję…
— Wiedziałam, że tak zareagujesz — powiedziała sztywnym i opanowanym tonem, jakby było to po prostu spotkanie biznesowe. — Słuchaj, to nie moje pieniądze, a pieniądze Hogwartu, a biorąc pod uwagę, że twój ojciec był jednym z członków szkolnej rady, technicznie rzecz biorąc, to też pieniądze twojej rodziny.
To nie była prawda. Hermiona zamierzała zapłacić za wszystko, o co by ją poprosił, zakładając, że zmieści się to w jej budżecie. Spodziewała się, że chłopak przyjmie jej ofertę jako obrazę swojej dumy, więc wymyśliła sobie to małe, białe kłamstwo, by go przekonać. Nie miała pewności dlaczego, ale chciała, żeby miał choć kilka rzeczy, które mógłby nazwać własnymi; być może po to, by uspokoić ten napięty nastrój, choć może było to też coś innego, czego nie mogła do końca zrozumieć.
Gryfonka nie mogła powstrzymać się od patrzenia na chłopaka inaczej po jego ostatniej próbie ucieczki i sposobu, w jaki objął wtedy jej policzek swoją zakrwawioną dłonią. Nigdy nawet nie wzięła pod uwagę możliwości, że Malfoy mógłby być delikatny w czymkolwiek, co robił, a ta lepka pieszczota kompletnie ją zaskoczyła; uczynił dziewczynę bardziej świadomą jego potrzeb i uczuć. Ujrzenie Mrocznego Znaku powinno było ją przerazić i ponownie rozpalić gniew wobec blondyna, ale tak się nie stało. Zamiast tego usłyszała w głowie słowa McGonagall.
Dobrze by było, gdybyś pamiętała, że został on zmuszony do podjęcia swojej misji.
Hermiona wmawiała sobie, że kompletnie jej to nie obchodzi, albo w każdym razie niezupełnie, jednak przeszła od nienawiści przez obojętność, aż do czegoś innego. Po prostu nie wiedziała jeszcze do czego. Przyglądała mu się spokojnym spojrzeniem, gdy ostrożnie zajął swoje miejsce, opierając brodę o dłoń.
— Więc proponujesz, że coś mi przyniesiesz? — zapytał sceptycznie. — Dlaczego?
— Ze względów czysto samolubnych — uśmiechnęła się. — Jeśli będziesz miał choć trochę luksusów, możesz staniesz się trochę przyjemniejszy w obyciu.
Draco prychnął.
— Potrzeba czegoś więcej niż kilku zabawek, żeby sprawić mi przyjemność, Granger — powiedział stanowczo, przyglądając się jej z na wpół przymkniętymi oczami. — Poza tym niedorzecznym pomysłem nie oczekujesz niczego w zamian?
— Wiem, że i tak nie zgodziłbyś się na wszystko, o co bym cię prosiła — wzruszyła ramionami. — A ty nie masz niczego, czego bym od ciebie chciała.
Chłopak poczuł, jak jego szczęka lekko drga.
— Dobrze – wychrypiał. — Mam dość tej czerwonej pościeli, więc przynieś mi zieloną. I ten twój pieprzony szampon…
— Poczekaj chwilę –— powiedziała Hermiona, sięgając po swoją torbę. — Zapiszę to sobie.
Gdy wyciągała ze środka pergamin i pióro, jeden z zastrzyków odczulających wypadł z jej torby i potoczył się po podłodze, uderzając o stopę Draco. Blady czarodziej podniósł przedmiot swoimi szczupłymi palcami i dokładnie obejrzał, odwracając go i unosząc brew, kiedy patrzył na ilustracje nadrukowane wzdłuż cylindrycznego obiektu.
— Czy, mugole nie potrafią już nawet czytać? — zakpił. — Powinienem był wiedzieć…
— To instrukcje — odparła ze złością brunetka. — Jeśli dostanę reakcji alergicznej i ktoś to znajdzie, zdjęcia wyjaśnią mu, jak zrobić mi zastrzyk.
— Dlaczego po prostu nie zrobisz sobie go sama?
— Jeśli osiągnę pewien etap ataku, to już nie będę w stanie — wyjaśniła. — Są środkiem ostrożności…
— A jeśli nikt nie zrobi ci zastrzyku? — zapytał, rzucając dziewczynie nieufne spojrzenie i zdając sobie sprawę, że jest aż zbyt zainteresowany jej odpowiedzią. — Co się wtedy stanie?
— Mogę umrzeć — stwierdziła, a Draco nie podobało się, jak lekceważąco brzmiał jej komentarz. — Po prostu wrzuć go z powrotem, Malfoy. Przejdźmy do twojej listy.
Draco odwrócił wzrok od niej z niepokojącym mrowieniem w żołądku, a jego szaro-lodowe spojrzenie wróciło do dziwnego przedmiotu w jego dłoni. Obejrzał obrazki po raz ostatni, zanim rzucił go w jej stronę i z namysłem oblizał zęby, splatając ze sobą dłonie.
— A więc boisz się wiatru, a jakaś nędzna pszczoła może cię zabić — oznajmił swoim ochrypłym głosem. — Myślałem, że Gryfoni powinni być niezniszczalni. Czyżby ta denerwująca cecha dotyczyła tylko tego bliznowatego kutasa, z którym się trzymasz?
— Jestem człowiekiem — wyszeptała cicho, celowo napotykając jego posępne spojrzenie. — Mam wady tak samo jak wszyscy inni.
Draco zmarszczył brwi i oderwał się od niechcianych i natrętnych myśli.
— Nieważne — warknął. — W każdym razie chcę zieloną pościel i trochę nowych rzeczy pod prysznic. To tanie gówno, którego używasz, zaczyna podrażniać mi skórę.
— Nie rób mi nadziei — wymamrotała sarkastycznie, otrzymując od chłopaka ostre spojrzenie, gdy zapisywała jego prośby. — Coś jeszcze?
— Kilka pudełek Fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta — odpowiedział. — I miętowe nici do zębów.
— Nic więcej do twojego pokoju?
— Wątpię, czy w Hogsmeade znajdzie się cokolwiek, co mogłoby uczynić ten pokój mniej tragicznym — mruknął cynicznie. — Pościel wystarczy.
— W porządku. Coś jeszcze?
Książę Slytherinu zamilkł i przekrzywił głowę z namysłem.
— Jeśli w Tomach i Zwojach pojawiło się coś nowego, możesz przynieść mi coś do czytania. Te twoje mugolskie gówna zaczynają przyprawiać mnie o migreny.
Zmrużyła oczy.
— Myślałam, że powiedziałeś, że nie są aż tak złe…
— Wolałbym poczytać jakąś przyzwoitą literaturę dla czarodziejów. — Skrzywił się do niej. — Ta książka, którą kazałaś mi przeczytać, jest kurewsko dziwna.
— Czytasz biografię Martina Luthera Kinga? — zapytała, jej miodowe oczy rozszerzyły się z zainteresowaniem. — Co o niej myślisz?
— Założyłem, że kazałaś mi to przeczytać w ramach jakiegoś daremnego wysiłku, żeby wyprać mi mózg i żebym polubił mugoli — syknął z niesmakiem, rzucając w nią słowami z jadowitym spojrzeniem. — Ale twój głupi, mały plan się nie powiódł, bo tylko udowodnił mi, jak cholernie obrzydliwi są mugole.
Zebrała w sobie wszelkie siły, by w tej chwili nie przechylić się przez stół i go nie spoliczkować.
— Okej — odetchnęła z wyraźnym napięciem. — Dlaczego to mówisz?
— Bo według tej książki biali mugole zniewolili czarnych mugoli i traktowali ich jak gówno — splunął, najwyraźniej bardzo oburzony całą tą ideą. — Chyba, że źle to zinterpretowałem?
— Nie — westchnęła Hermiona. — Tak właśnie było.
Draco prychnął. Była to tak bardzo niedorzeczna i obca koncepcja, która natychmiast przykuła jego zniesmaczoną uwagę i coś, czego nigdy nawet nie rozważał w żadnym społeczeństwie. Dyskryminacja koloru skóry była niespotykana w historii czarodziejów, a ta myśl sprawiła, że jeszcze bardziej pogardzał mugolami. Blaise, prawdopodobnie jedyny z jego przyjaciół, którego szanował, był ciemnoskóry, a myśl, że zostałby źle potraktowany z powodu odcienia skóry, rozwścieczyła go i jasno określiła, jak barbarzyńscy i podrzędni są mugole.
— Pieprzeni idioci — mruknął, wykrzywiając usta i obserwując ją. — A ty jeszcze bronisz tych szumowin?
Czarownica wzięła kolejny uspokajający oddech i uznała, że będzie musiała bardzo ostrożnie dobierać słowa, jeśli chce, żeby to zadziałało na jej korzyść.
— To był haniebny okres, którego mugole bardzo żałują…
— Haniebny to mało powiedziane — powiedział jej Draco, tupiąc stopą z emocji. — Myślałem, że to ty jesteś tą mądrą…
— Nigdy nie powiedziałam, że uważam, że było to słuszne — zaczęła szybko się bronić. — Mówię, że takie coś się stało i…
— Cóż, to jebany żart — warknął, a jego oddech był lekko przyspieszony od gniewu. — Nie mogę uwierzyć, że stajesz po stronie gatunku, który potrafi segregować się na podstawie koloru skóry. To tylko skóra. Nikt nie może tego kontrolować.
A jednak w tym właśnie rzecz…
Hermiona przełknęła nerwowy ucisk w tchawicy i wyprostowała ramiona.
— Tak — powiedziała tak spokojnie, jak tylko mogła. — To niesprawiedliwe osądzać kogoś przez pryzmat czegoś, na co nie ma się najmniejszego wpływu, prawda?
Draco poderwał głowę, chcąc wciągnąć te słowa z powrotem do swoich ust. Temat ich ostrej dyskusji natychmiast wkroczył na bardzo drażliwy obszar; jej krew.
Zmarszczki wcześniejszej wściekłości powoli zniknęły z jego śnieżnych rysów, pozostawiając po sobie szeroko rozwarte, srebrne oczy i lekko rozchylone usta. Jego jasne brwi ściągnęły się w słabo ukrytym zmieszaniu i coś, co graniczyło z niepokojem, drgnęło każdym mięśniem w jego ciele. Był spięty i zesztywniały, ale kiedy Hermiona przyjrzała mu się dokładniej, zobaczyła małe, niestabilne wibracje jego splecionych ze sobą dłoni. Uspokoiła oddech. Cisza między nimi była gęsta, a Hermiona nie odważyła się wzdrygnąć, gdy pomruk wiatru znów przeciął powietrze.
— Ty przebiegła suko — mruknął cicho Draco z pustym wyrazem twarzy. — Zrobiłaś to specjalnie…
— Po prostu przedstawiłam ci trochę historii i czystych faktów — rozumowała ze zwodniczym opanowaniem. — Sam doszedłeś do tego wniosku…
— To co innego, Granger! — przerwał stanowczo, uderzając zaciśniętą pięścią w stół. — Te okoliczności są zupełnie inne, do kurwy nędzy!
— Okoliczności zawsze są inne — powiedziała powoli, ignorując przymus odsunięcia się od niego. — Ale… ale sedno i problem są zawsze takie same…
— Pierdol się — warknął. — Jeśli uważasz, że to w jakikolwiek sposób zmieniło moje zdanie na temat mugoli, to się grubo mylisz, Granger!
— To już twój problem. — Wzruszyła ramionami z wymuszoną nonszalancją, ale widziała wątpliwości czające się w jego burzliwym spojrzeniu i właśnie tego chciała. — Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś, żebym przyniosła ci z Hogsmeade?
Draco rozluźnił usta i oparł się z powrotem o kanapę, ostrożnie skupiając uwagę na jej niewinnych rysach.
— Wiesz, jesteś całkiem przebiegła, Granger — powiedział uprzejmie.
Pomimo powagi ich poprzednich słów, Hermiona nie mogła powstrzymać delikatnego chichotu, który wymknął się z jej ust.
— Usłyszeć takie coś z ust Ślizgona — zauważyła. — Mogę ulec pokusie, by przyjąć to jako komplement, Malfoy.
— Nie rób tego — powiedział wyraźnie spokojniejszym, ale wciąż napiętym tonem. - Czy muszę ci przypominać, że to właśnie Dom Slytherinu darzony jest najbardziej negatywnymi uprzedzeniami? Więc możesz od razu przestać się wywyższać, Granger, ponieważ ty też nas osądzasz.
Dziewczyna zamrugała z nieskrępowanym zaskoczeniem.
— Ja… chyba masz rację — przyznała niechętnie. — Ale niestety wpisujesz się w stereotyp…
— Ale doszłaś do tego wniosku jeszcze zanim mnie poznałaś — odrzekł. — I zaczęłaś stosować te same założenia wobec każdego innego Ślizgona.
Hermiona oblizała usta i wzięła głęboki oddech.
— Dobrze — zaczęła powoli. — W takim razie przepraszam za wyciąganie pochopnych wniosków — przerwała, by utkwić w nim swoje niemal smutne spojrzenie. — Szkoda, że im dorównałeś.
Draco oderwał od niej wzrok i wpatrywał się w swoje splecione palce, czując kolejne dziwne drżenie w klatce piersiowej; poczuł się pobudzony czymś, co powiedziała lub zrobiła. Jego ciało i mózg nadal reagowały na jej obecność tymi niepożądanymi drganiami i doznaniami i przez chwilę zastanawiał się, czy to po prostu nie jest czysto psychosomatyczne. Albo jego zdrowie psychiczne naprawdę wyciekało mu z uszu, albo Granger była nagle mniej... denerwująca.
Nie miał pojęcia, którą opcję wolał.
***
To był czysty przypadek.
Draco nie zamierzał ponownie zasnąć na sofie; ukołysany do zbyt doskonałego snu przez jej rytmiczne oddechy. Obudził się z niemile widzianą sztywnością między nogami i wypaczoną chęcią dotknięcia się, gdy spała.
Może posmakowanie…
Jej zapach, tak cudownie piżmowy, był silniejszy o poranku i wnikał w jego zatoki. Przypominał mu lato; lato, które go ominęło, bo spędził je w Szkocji, a którego tak bardzo pragnął. Jej. Z cichym podziękowaniem dla Merlina, że dziś to on obudził się pierwszy, pospiesznie udał się do swojego pokoju, by zająć się swoją twardą jak kość erekcją, nie mogąc oprzeć się muśnięciu jej włosów lekko drżącymi palcami.
Jej usta nigdy nie wyglądały tak zachęcająco jak w tym właśnie momencie; lekko wysuszone od snu, wręcz prosząc się o zwilżenie. Ale nie poddał się tej odrażającej pokusie i szybko odskoczył w bok, bezgłośnie besztając się przez całą drogę do swojego pokoju.
Opadł na podłogę w pustym kącie pomieszczenia i ukrył twarz w dłoniach, pozwalając, by wstręt do samego siebie wypalił go od wewnątrz pulsującym żarem. Nie miał pojęcia, kogo w tej chwili bardziej nienawidził; jej czy siebie.
A co najgorsze; jej mała sztuczka zeszłej nocy pozostawiła po sobie tak wiele pytań, które nawiedzały jego umysł nawet we śnie. Granger… zmieniała rzeczy, wyrywając z niego myśli, niczym umierające płatki kwiatu i gniotąc je dla własnej rozrywki.
Co ona z nim, do cholery, robiła?
***
Rano Hermiona zatrzepotała powiekami, czując się błogo wypoczęta, choć lekko zdezorientowana. Nie pamiętając momentu zaśnięcia, zastanawiała się, kiedy dokładnie Malfoy wyszedł, ale szybki rzut oka na zegar powiedział jej, że jest już mocno spóźniona ze swoją poranną rutyną i nie ma czasu, by się nad tym zastanawiać. Zrezygnowała z prysznica i zdecydowała się na szybkie Chłoszczyść, aby choć utrzymać pozory świeżości, zanim pospieszyła na zajęcia z Zielarstwa. Lekcje mijały jej tego dnia powoli, a lunch spędziła w bibliotece w towarzystwie kanapki z szynką i książki o horkruksach.
Po kolejnych kilku godzinach spędzonych wśród skrzypiących regałów i na odrabianiu zadań, postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Myśli o Malfoyu ogarnęły jej umysł, gdy wędrowała pustymi korytarzami, wspominając ich ciężką rozmowę z zeszłej nocy. To była jedna z najbardziej intensywnych dyskusji, jakie kiedykolwiek odbyła, i chociaż miała pewność, że na jakimś poziomie udało jej się do niego dotrzeć, czuła, jakby było to dość puste zwycięstwo. Wyglądał na zakłopotanego i zagubionego, co wcale nie pasowało do jego uderzających rysów twarzy ani do zachowania.
Zbyt skupiona na swoim blond gościu, Hermiona nie zauważyła nieustannego brzęczenia wokół głowy, ani czerwonej plamy na wierzchu dłoni, dopóki nie sięgnęła do klamki.
Została użądlona.
— O cholera — wyszeptała, wpadając do swojego dormitorium i wsuwając rękę do torby.
Teraz już to czuła; jad piekący pod skórą, mrowiący w jej gardle i wywołujący anafilaksję. Oddech dziewczyny zaczął się spłycać i zmniejszać, a ona zakrztusiła się i zakaszlała, gorączkowo grzebiąc w głębi torby. Jej głowa zaczęła pulsować i puchnąć, a kolana uginały się od umykającej energii, gdy próbowała zassać więcej tlenu.
— Malfoy! — jęknęła desperacko, opadając bez wdzięku na podłogę wraz z torbą, a wypadające ze środka rzeczy potoczyły się po deskach. — Draco!
Dyszała resztkami swojego stłumionego głosu, gdy granice jej wzroku zaczęły się zamazywać, a jej otoczenie poszarzało. Z oddali usłyszała otwierające się drzwi, a na skraju jej pola widzenia pojawił się wysoki cień, jednak zbyt zniekształcony, by mogła go rozpoznać.
Taką właśnie znalazł ją Draco; niebezpiecznie drżącą, z nieregularnymi uniesieniami klatki piersiowej i pełnym przerażenia spojrzeniem. Zdrowy rozsądek mówił mu, że to reakcja alergiczna, ale przez dłuższą chwilę stał zamrożony w miejscu.
Mógłby ze szczerością powiedzieć, że rozważał odwrócenie się i pozostawienie jej na pewną śmierć; zamykając się w swoim pokoju, dopóki ta irytująca, mała szlama nie udusi się i nie zniknie z ostatnim uderzeniem własnego serca. Może wtedy wszystko się skończy; jej powolne ataki na jego zmysły i to mieszanie w głowie. Może gdyby została wycięta z jego życia, zdołałby odzyskać poczucie siebie, albo po prostu trochę szybciej by zwariował.
Poruszył się, zanim zdołał się powstrzymać. Rzucił się do przodu, by wylądować na kolanach i przesunął dłońmi po rozrzuconych dookoła rzeczach. Jego oczy rzuciły się na ilustrowaną tubkę, w końcu znajdując ją wsuniętą między stronice jednej z książek. Obracając się na kolanach, zwrócił się twarzą do duszącej się dziewczyny i skierował przedmiot w jej stronę.
— Granger — warknął ostro Draco. — Powiedz mi, co mam zrobić. — Nie otrzymał odpowiedzi; w jej złotym spojrzeniu nie było nawet błysku świadomości. — Kurwa.
Grzebał przy cylindrycznym przedmiocie, obejrzał małą serię obrazków i próbował stłumić panikę, starając się je zrozumieć. Po czwartej inspekcji i kolejnym gardłowym westchnieniu Hermiony zebrał się w sobie i przysunął się bliżej dziewczyny. Zawahał się przez chwilę, zanim pochylił się nad nią i rozchylił jej szaty, a jego palce lekko drżały, gdy zaczął rozrywać guziki. Podwinął materiał na wysokość jej żeber i sprawdził tubkę po raz ostatni, zanim wbił ją w bok, tuż nad biodrem, i przycisnął kciuk do czubka.
Ostry, spanikowany puls zagrzmiał w jego czaszce, gdy czekał, aby zobaczyć, czy jego próba się powiodła. Z drugą ręką opartą o nagą talię dziewczyny, natychmiast poczuł, jak jej oddech zaczyna się zmieniać. Trzymał pięść zaciśniętą na strzykawce, a jego dłoń płasko przylegała do jej satynowej skóry, uważnie wodząc wzrokiem po jej oszołomionych rysach.
Draco mógł zauważyć każdy szczegół jej fascynującej twarzy, gdy mijały kolejne wątpliwe sekundy i minuty; od różowego odcienia powracającego na jej policzki i świadomości pojawiającej się w oczach. Był na tyle blisko, że jego przyspieszony oddech smagał luźne włosy okalające twarz dziewczyny i nie mógł powstrzymać westchnienia, gdy gardłowy jęk wyrwał się z jej ust i wpłynął do jego własnych.
Smakując jak cukier i słońce.
Przełknął go, gdy zamrugała kilka razy, i na wpół oczekiwał, że dziewczyna go odepchnie i zbeszta za to, że znalazł się zbyt blisko. Ale powinien był wiedzieć lepiej, niż z góry zakładać, co zrobi Granger, kiedy zamiast tego jej delikatne dłonie znalazły się po obu stronach jego twarzy, a miękkie kciuki z roztargnieniem muskały jego kości policzkowe. Spojrzała na niego tymi przepięknymi, szklistymi oczami, a on nie odważył się ruszyć, by zerwać kontakt.
— Dziękuję — wyszeptała znużona, a on nabrał na język kolejny jej kęs.
Nie miał pojęcia, czy była to prawda, ale mógłby przysiąc na grób Salazara, że to ona przysunęła się pierwsza.
Wait, czy stało się to, co myślę że się stało? Czy oni się pocałowali?! 🙈 Ah, czyli długo nie kazali nam czekać na poważniejszy rozwój akcji xD Pewnie jednak nic z tego nie będzie, bo Draco zaraz się odsunie jakby go prądem poraziło… Już sama ta reakcja na to, co stało się rano, że przyłapał się na tym, że dostał erekcji bo dźwięki wydawane przez nią i ogółem cały jej obraz go podniecił. To nie była żadna usterka anatomiczna, on jest chłopakiem, a ona jest dziewczyną i obydwoje mają jakieś potrzeby jeśli chodzi o kontakt fizyczny. Niech sobie tam Malfoy gada co chce, ale ona mu się serio zaczęła podobać i on nawet nie chce się do tego przyznać. To by go chyba zabiło, gdyby w obecnej sytuacji to zrobił. Musi do tego dojrzeć, żeby móc to zaakceptować. Najważniejsze, że powoli akceptuje ją. Czułam, że ta książka będzie kolejnym kamieniem milowym w ich relacji, że być może pomoże mu więcej zrozumieć. Hermiona faktycznie jest przebiegła, ale ma dużo racji. Nie można nienawidzić w kimś czegoś, na co ten nie ma wpływu. Wiem, że on został wychowany w swoich przekonaniach, ale one są kompletnie bezsensowne. No i dobrze też czułam, że zastrzyk się niedługo przyda. Dobrze, że Draco wiedział co to jest i że należy go użyć. Inaczej już byśmy nie mieli Hermiony, bo by się najzwyczajniej w świecie udusiła.
OdpowiedzUsuńDraco ratuje Herm 😋
OdpowiedzUsuńCo tu sie odwaliło pod koniec rozdziału to pojęcia nie mam :D Nie mniej Draco powinien się kajać za to, że wysmial obrazki na strzykawce, kiedy sie teraz sam przekonał, że to raczej ułatwia i przyspiesza sprawę. Oj, chłopaku chłopaku. Teraz to już na pewno nie bedzie radził sobie sam ze sobą ;) I nawet mi go nie szkoda!
OdpowiedzUsuńAle emocje!
OdpowiedzUsuńPocałunek? O taaaaaak! Jednak skomplikuje to na pewno cała sprawę, Draco znów obuduje się murem, bo na bank się przestraszy tego co zajdzie... Hermiona myślę, że też będzie go unikać, nie chciałabym tego, ale jakby Draco cały czas ucieka. Ciało mówi jedno, ale to rozum nim steruje, nie ulega pociągom i naturze człowieka, mimo wszystko jest silny. Ma wątpliwości to jasne, bo Hermiona zdążyła w nim obudzić wątpliwości i w jakiś pokręcony sposób bardzo na niego działa, ale trwa usilnie przy swoim jakby od tego miało zależeć jego życie...
OdpowiedzUsuńJuż jak przeczytałam tytuł rozdziału wiedziałam, że jednak strzykawki się przydadzą... I Merlin mi świadkiem, przez chwilę miałam ochotę wyrzucić laptopa przez okno, kiedy Draco zastanawiał się żeby zostawić "szlamę" na pewną śmierć. No niech bym go dorwała w swoje ręce w tym momencie. Całe szczęście po chwili szoku i moim jednak dalszym czytaniu, po kilku wypowiedzianych przekleństwach na głos, uspokojeniu nerwów, odzyskał rozum i zrobił to co powinien. Wyobrażam sobie jego stres. Jeden jedyny raz musiałam zadzwonić po karetkę, a miałam tak ogromne nerwy, że nie potrafiłam wybrać numeru... Współczuję osobom uczulonym na jad, ja w lato (chociaż nie mam uczulenia) to po użądleniu w dzieciństwie, do teraz odganiam się jak głupia. Poniekąd wynika to z tego że nienawidzę robactwa, po drugie ze strachu, na miejscu Hermiony tym bardziej po takiej sytuacji byłabym przerażona. Gdyby Draco nie mieszkał u niej w dormitorium, wolę nie myśleć jak skończyłaby się ta sytuacja...
W poprzednim rozdziale miałam jeszcze coś napisać, ale tak się rozpisałam, że stwierdziłam, że przerzucę się na ten ;) Hermiona boi się wiatru - każdy się czegoś boi, nie jesteśmy maszynami, ale jak sobie wyobrażę, że nocą chodzi po korytarzach Hogwartu to mam ciary na plecach, a włosy stają mi dęba. Ma zaklęcie lumos, ale zamek, ciemno, kamienne ściany z ruszającymi się obrazami, przeciągi - lekko przerażający widok, albo tak jest po prostu w moim wyobrażeniu. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, dopiero teraz kiedy mówiła o tym wietrze, o późnym wracaniu do dormitorium z biblioteki, no dla mnie straszne :P
Od razu, jak tylko Hermiona powiedziała Draco o swoich strzykawkach, wiedziałam że kiedyś przyjdzie moment, że ją uratuje ❤
OdpowiedzUsuń