Ostatnie dni listopada były mgliste i gorzkie, a grudzień wkradł się na jego miejsce, zanim nawet to zauważyła.

Noce należały natomiast do tych, podczas których tęskniło się za towarzystwem; zimne i upiornie ciche, gdy natura powoli umierała od przenikliwego mrozu. Wiatry ucichły i czuła za to niezmierną wdzięczność, ale o Godryku, ta cisza była dręcząca.

Robiła wszystko, co możliwe, żeby mieć zajęcie i spędzać mniej czasu w swoim dormitorium, kursując między biblioteką, a organizacją balu z Michaelem i pozostałymi Prefektami. W dormitorium zrobiło się tak duszno po jej kłótni z Draco i nie odważyła się na spędzanie w jego obecności więcej niż kilku chwil. Pomimo faktu, iż ich burzliwa wymiana zdań miała miejsce nieco ponad dwa tygodnie temu, nadal czuła się nieswojo. Bała się, że spędzi tam o minutę dłużej niż to konieczne, a jej ciało zacznie reagować; ciepło zaróżowi policzki, a motyle zatrzepoczą w brzuchu.

Z drugiej strony Draco wydawał się podążać za nią, kiedy tylko mógł, wyłaniając przypadkowo ze swojego pokoju, gdy była w kuchni lub salonie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni ich drogi skrzyżowały się nie mniej niż dziesięć razy, a wszystko to dzięki jego wysiłkom – ku jej wielkiemu zmieszaniu. Zawsze szybko wychodziła i starała się unikać jego wzroku, obawiając się, że ją nim przyciągnie, ale raz czy dwa zdarzyło jej się omsknąć. W tych chwilach oddech zamierał jej w piersi, a usta wysychały, ale zawsze udawało jej się zachować obojętny wyraz twarzy, gdy zmykała do swojego pokoju, ze spojrzeniem chłopaka wbijającym się w jej plecy.

W ciągu kilku dni, które minęły od ich kłótnio-pocałunku, Draco wydawał się zmarnieć; jego rysy stały się zmęczone i pokonane. Kusiło ją, by wejść z nim jakąś w interakcję, choćby po to, by odpędzić część bólu wyrytego na jego twarzy, ale była zdeterminowana, by zachować od niego zdrowy dystans. Oczywiście nadal gotowała mu posiłki, ale to był szczyt jej aktywności związanych z Malfoyem, nawet jeśli pragnęła robić więcej.

Mimo wszelkich starań, by tego nie czuć, nadal jej na nim zależało.

Ale miała inne zajęcia. Michael potrzebował jej pomocy przy Balu i przygotowaniach do końca semestru, a Ginny z powodzeniem przekonała ją, by poszły razem na zakupy. Uczniowie otrzymali dzisiaj – w niedzielę – możliwość odwiedzenia Hogsmeade i kupienia sobie bardziej oficjalnych strojów. Hermiona miała nadzieję, że świąteczna atmosfera wioski poprawi jej nastrój.

Zawsze kochała Boże Narodzenie, ale w tym roku jej radość wydawała się wymuszona i niezręczna, i była wyraźnie świadoma, że ​​nie spędzi tych świąt ani z Harrym, ani z Ronem, ani ze swoją rodziną. Ryzyko było po prostu zbyt duże. Nawet śnieg, który uwielbiała, zdawał się zwlekać i do tej pory z nieba nie spadł ani jeden płatek.

Jednak wciąż był czas…

— Co myślisz? — zapytała Ginny, odsuwając zasłonę przebieralni. Hermiona podniosła głowę i poczuła na ustach prawdziwy uśmiech. Jej piękna przyjaciółka wybrała dla siebie uroczą czarną sukienkę z misternym zdobieniem z koralików na dekolcie i łączeniach, co idealnie do niej pasowało. — Wygląda dobrze? — podpowiedziała ochoczo, przerzucając ogniste włosy przez ramię. — A teraz?

— Wyglądasz oszałamiająco — powiedziała czule Hermiona. — Naprawdę, Gin. Nie podobała ci się już w lustrze?

— Lustra są zaczarowane do wmawiania ci, że każda sukienka wygląda dobrze — zakpiła Ruda. — Jesteś pewna, że nie mówisz mi tego tylko dlatego, by zabrzmieć miło?

— Nie — potrząsnęła głową. — To ta jedyna, Gin. Wyglądasz cudownie.

Dziewczyna uśmiechnęła się i wygładziła materiał. 

— Dziękuję — powiedziała. — Czy jest taka w miarę, by zrobić kilka zdjęć dla Harry’ego i pokazać mu, kiedy wróci?

Jeśli wróci…

— Zdecydowanie — odparła i skinęła głową, uznając, że tłumienie radosnego nastroju nie jest konieczne. — Zacząłby się jąkać jak głupiec, gdyby zobaczył cię w tej sukience, chociaż jestem pewna, że Neville zrobi to samo.

— Nie — zachichotała Ginny. — Oczy Neville'a zwracają się ostatnio w stronę Hanny Abbott.

— Naprawdę? Więc dlaczego nie zaprosił jej, żeby z nim poszła?

— Wiesz, jaki on jest nieśmiały — mówiła o nim czule. — Poza tym, wyskoczyłam z tą propozycją, zanim naprawdę miał szansę kogoś o to zapytać. Chciałam iść z kimś, komu ufam; ty też powinnaś, Hermiono.

— Michael jest wystarczająco niewinny…

— Ma do ciebie słabość — przerwała Ginny z dezaprobatą. — Wiem, że on i Ron nie byli bliskimi znajomymi, ale mimo to; powinien wiedzieć lepiej…

— Ron i ja nigdy nie byliśmy oficjalnie parą — przypomniała przyjaciółce. — A Michael jest tylko kolegą, Ginny…

— Cóż, jeśli tylko czegoś spróbuje, będzie srał ślimakami przez tydzień.

Hermiona nie mogła powstrzymać się od chichotu.

— Twój brat też jest wielkim fanem zaklęć z wykorzystaniem ślimaków.

— Nawet po tym, jak odwróciło się to przeciwko niemu? — Ginny uśmiechnęła się, unosząc rozbawioną brew. — Dobra, zatem kwestia mojej sukienki już została rozwiązana. A tobie która się podoba?

— Mam już sukienkę…

— Ale powinnaś kupić nową — upierała się, wskazując na suknie wiszące dookoła. — Ta granatowa pasowałaby na ciebie jak ulał…

— Nie widzę sensu kupowania sukienki na bal, na który nawet nie mam ochoty iść — argumentowała Hermiona, chociaż sukienka przykuła jej uwagę. — I to nie tak, że chcę zaimponować mojemu partnerowi....

— Nie rób tego dla niego, ale dla samej siebie — powiedziała jej Ginny, gdy ruszyła, by zdjąć suknię z drążka. — Ten kolor jest przepiękny i nie ma żadnych falbanek, których tak nienawidzisz…

Hermiona zawahała się i wyciągnęła rękę, by dotknąć szyfonowej sukni; prostej w porównaniu do innych zdobiących sklep. W końcu od zawsze kierowała się zasadą „mniej znaczy więcej”. 

— Jest naprawdę śliczna — wymamrotała z zamyśleniem. — Ale ja…

— Po prostu ją przymierz.

***

Prefekt Naczelna wróciła do swoich komnat z naręczem prezentów świątecznych i nową sukienką. Winne temu było niepoprawne i niezwykle przekonujące nastawienie Ginny, ale Hermiona musiała przyznać, że po zakupach i Piwie Kremowym w świeżo udekorowanym pubie czuła się o wiele bardziej zrelaksowana. Kiedy jednak stanęła przed drzwiami swojego dormitorium, wszystkie jej pozytywne emocje rozpierzchły się w powietrzu.

Biorąc głęboki oddech, pchnęła drzwi i ponownie przeklęła się za to, że zapomniała o swojej zaczarowanej torbie, gdy walczyła z trzymanymi w rękach zakupami. Jej plan, aby jej wejście było ciche i szybkie, okazał się beznadziejny, kiedy się potknęła, a niektóre z jej toreb potoczyły się po deskach podłogi.

— Cholera — mruknęła, klękając, by wszystko pozbierać.

Chwyciła ostatnią rzecz w chwili, w której usłyszała otwierające się drzwi do pokoju Draco. Nie podniosła jednak oczu, gdy chłopak przeszedł do części wypoczynkowej. Powietrze w pokoju natychmiast się zmieniło, stając gęstsze i cięższe, a Hermiona przełknęła porcję nerwów, gdy wstała i wyprostowała ramiona.

— Po co ci to? — zapytał krytycznie, wskazując na jej sukienkę w przezroczystej folii.

Częściowo zablokował jej drogę, a odpowiedź wyślizgnęła się z jej ust, zanim zdążyła ją powstrzymać. 

— Na Bal Bożonarodzeniowy — wymamrotała szybko, manewrując niezręcznie wokół sof, ale chłopak i tak stanął przed nią, a jego oczy spoczęły na trzymanej przez Hermionę sukience. — Zejdź mi z drogi proszę…

— Unikasz mnie — oskarżył chrapliwym głosem. — Dlaczego?

Hermiona odwróciła wzrok. 

— Dobrze wiesz dlaczego, Draco — warknęła. — Zejdź mi z drogi…

— Dokładnie jak długo jeszcze zamierzasz karać mnie ciszą? — kontynuował z irytacją. — Zaczyna mnie to już wkurzać…

— Nie będę się powtarzać — powiedziała napiętym tonem, niezdarnie szperając w kieszeni w poszukiwaniu różdżki. — Zejdź mi z drogi albo cię zmuszę.

Spojrzał na nią ze zmieszaniem w oczach, przygryzając wnętrze policzka z irytacją, zanim odsunął na bok ze zrezygnowanym prychnięciem. Zaciśnięte pięści Draco drżały, kiedy go mijała, a ona desperacko próbowała zignorować powiew jego kojącej woni. Oddech chłopaka muskał jej ucho, ale udało jej się stłumić dreszcz, który groził zdradzeniem tej słabości.

— Kłóciliśmy się już wcześniej, Granger — powiedział prawie przygnębionym tonem, zanim zdążyła dotrzeć do drzwi. — Dlaczego tym razem jesteś tak... urażona?

Zatrzymała się i poczuła, jak w jej piersi wzbiera gniew. 

— Prosiłeś, żebym zostawiła cię w spokoju — odpowiedziała chłodno. — I to właśnie robię…

— Ale ja…

— Jak sobie pościelisz — zaczęła sztywno, zdecydowana nie dać się wciągnąć w kłótnię — tak się wyśpisz.

Machając różdżką, rzuciła szybkie Muffliato, by wyszeptać pod nosem niedawno zmienione hasło; Krzywołap. Wątpiła, by Draco znał imię jej ukochanego zwierzaka, a teraz już wiedziała, że ​​powinna być ostrożna, wchodząc do swojego pokoju. Wydawało jej się, że słyszy, jak chłopak coś mówi, kiedy weszła do środka, ale nie chciała się nad tym zastanawiać.

— Zaczekaj — mruknął Draco, ale i tak zatrzasnęła drzwi.

Przypomniał sobie tę kapryśną frazę, której użyła jego matka, kiedy po raz pierwszy zaczął uczęszczać do Hogwartu i powiedział jej, że nigdy nie będzie tęsknił za Dworem; nie zdajesz sobie sprawy z tego, co masz, dopóki to nie zniknie. Po dwóch tygodniach od ich ostrej wymiany zdań, zaczął żałować sposobu, w jaki poprowadził tę ich awanturę, a ona najwyraźniej uparła się, by nawet na niego nie patrzeć. Zaczęło powoli osłabiać wolę jego postanowienia, by udawać, że kompletnie mu to nie przeszkadza, ale przerażająca prawda była taka, że ​​tęsknił za nią.

Za żarliwymi kłótniami, intelektualnymi dyskusjami… pocałunkami.

Za wszystkim.

***

Środa mijała jej w tempie błogiego lenistwa.

Zajęcia zleciały Hermionie dość szybko, więc resztę popołudnia spędziła na wieszaniu dekoracji w Wielkiej Sali. Po jakimś czasie udało jej się opuścić grupkę zbyt entuzjastycznych Prefektów i udała się na kilka godzin do biblioteki, jednak jej badania nad horkruksami były frustrująco bezproduktywne. Było coś około dziesiątej wieczorem, kiedy postanowiła poddać się swoim ciężkim powiekom i wrócić do dormitorium, mając nadzieję, że Draco nie będzie kręcił się po części wspólnej.

Udało jej się bezgłośnie wślizgnąć do środka i złapać w dłoń szklankę wody, jednak zaskoczyło ją nagłe pukanie do głównych drzwi. Szkło rozbiło się u jej stóp, a ona zaklęła pod nosem, rzucając nieufne spojrzenie na drzwi pokoju Draco.

— Wszystko w porządku, Hermiono? — Głos Michaela zawołał z zewnątrz, a ona przewróciła oczami. — Czy właśnie usłyszałem…

— Nic mi nie jest — odgryzła się. — Czegoś potrzebujesz, Michael?

— Ja tylko na słówko…

— Właśnie kładę się spać — powiedziała mu, ostrożnie omijając ostre odłamki. — Możemy omówić to jutro…

— To nie zajmie więcej niż chwilkę — upierał się. — Daj spokój, Hermiono, jest dopiero dziesiąta.

Hermiona wypuściła ostro powietrze i pomasowała dłonią skroń, odwracając się, by sceptycznie zerknąć na drzwi pokoju Draco. Z pewnością wiedział, że lepiej się nie ujawniać, gdy będzie miała gościa, ale chłopak w końcu potrafił być nieprzewidywalny. Decydując, że najlepiej będzie jak najszybciej pozbyć się Michaela, przemieniła swoje ubrania w piżamę i zrzuciła ze stóp buty, zostawiając torbę i różdżkę w aneksie kuchennym, zanim ruszyła, by otworzyć drzwi.

— Czy mogę wejść? — zapytał Prefekt Naczelny, kiedy uchyliła je lekko.

— Teraz nie bardzo — potrząsnęła głową, zbyt zmęczona, by wymyślić wymówkę. — Czego potrzebujesz?

— No cóż, właśnie się zastanawiałem, jakie są nasze ustalenia na piątek?

— Przecież masz plan wydarzenia — zmarszczyła brwi. — Wysłałam ci wszystkie szczegóły.

— Miałem na myśli nas — wyjaśnił, pocierając kark. — Czy mam cię stąd odebrać? Czy ty…

— Och — wymamrotała, starając się zachować cierpliwość. To nie jego wina, że ​​ostatnio była wiecznie poirytowana. — Nie, w porządku, Michael. Wszyscy umówiliśmy się na spotkanie przed Wielką Salą, więc niech po prostu tak zostanie.

— Okej — skinął głową, ledwo ukrywając swoje rozczarowanie. — Jesteś pewna, że nie chcesz spotkać się wcześniej?

— Nie, niech już będzie tak jak jest. Tam po prostu łatwiej się znaleźć — wyjaśniła, udając, że tłumi ziewanie. — Czy potrzebujesz coś jeszcze? Jestem wykończona.

— Um, nie — wzruszył ramionami pokonany. — To wszystko. W takim razie do zobaczenia jutro.

— Dobranoc — odparła Hermiona, natychmiast zamykając drzwi i nasłuchując kroków Michaela odbijających się echem od ścian korytarza. Uspokoiła oddech, kiedy poczuła znajome mrowienie na ramionach i plecach, i już wiedziała, że tuż ​​za nią stoi jej ślizgoński współlokator.

— Co ty wyprawiasz? — zapytała, odwracając się i popełniając pierwszy błąd, łapiąc jego spojrzenie. — Próbujesz dać się złapać?

Śnieżne rysy Draco zmarszczyły się w bolesnym grymasie, co sprawiło, że lekko się zachwiała. Wyglądał… na zdradzonego. 

— Powiedziałaś, że między tobą a Cornerem nic nie ma — warknął ponuro, a ona poczuła ucisk w piersi.

Hermiona ruszyła do przodu, ale on przewidywalnie zablokował drogę do jej pokoju. 

— Bo nie ma — mruknęła z wahaniem. — Rusz się, Draco…

— Najwyraźniej jest między wami na tyle, abyś szła z nim na bal — kontynuował ochrypłym głosem, powoli do niej podchodząc. — Nie miałem cię za kłamcę, Granger…

— Nie kłamię — argumentowała, kuląc się, gdy przypomniała sobie, że zostawiła różdżkę na kuchennym blacie. — Pozwól mi iść do mojego pokoju…

— On cię lubi, Granger — powiedział. — Widzę to…

— Zachowujesz się śmiesznie — skarciła go, zdenerwowana jego stoickim tonem. — Zejdź mi z…

— Zmuś mnie — zakwestionował. — Jeszcze nie skończyłem mówić o tym kutasie.

Decydując o tym, że sytuacja może wymagać magicznej pomocy, zanim wszystko zbytnio eskaluje, Hermiona spojrzała na swoją różdżkę leżącą na blacie, po czym rzuciła się po nią. Krzyknęła, gdy poślizgnęła się wcześniej rozlanej na wodzie, którą rozprysnęła się po całej podłodze; upadając ciężko na deski podłogi i uderzając dłonią w potłuczone szkło.

Jęknęła, gdy ból przeszył jej dłoń, nadgarstek i resztę ramienia. Spojrzała w dół i skuliła się, gdy zobaczyła odłamek wielkości galeona wbity w rękę, oraz ciepłą krew sączącą między palcami. Podciągnęła się, by oprzeć o szafki i zanim naprawdę zrozumiała co się stało, Draco już klęczał obok niej; jego twarz była napięta i opanowana, ale z nutą czegoś, co mogło być błędnie odebrane jako troska.

— Podaj mi rękę — polecił. — Muszę wyjąć szkło…

— Nie, dam sobie radę — syknęła przez ból. — Po prostu podaj mi moją różdżkę…

— Nie mogę dotykać twojej różdżki — przypomniał jej. — Pozwól mi wyjąć odłamek, a potem sama możesz to uleczyć, kiedy już się uspokoisz…

— Pomóż mi wstać…

— Nie ruszaj się — powiedział surowo. — No już, Granger. Daj mi swoją rękę, a zrobię to szybko…

— Ał, ał, ał — wydyszała, gdy delikatnie chwycił ją za nadgarstek i przyjrzał się ranie. Nieoczekiwana czułość i opanowanie chłopaka uspokoiły Hermionę, a jej zdezorientowane spojrzenie przyglądało się jego zamyślonej i łagodniejszej twarzy, zanim odetchnęła w uległości. — Dobrze — westchnęła. — Jestem gotowa.

Jęknęła, gdy dotknął szkła i próbował wyrwać je z jej ciała. 

— To boli — wypaliła, zanim zdołała się powstrzymać, przełykając kolejny jęk. — Draco…

— W porządku — uciszył ją, pociągając za odłamek, po czym go wyszarpnął. — Już, gotowe.

Draco patrzył, jak ulga wpływa w jej miękkie jak miód rysy i poczuł, jak coś w jego piersi zakłuło. Krew dziewczyny spływała mu po palcach i majaczyła pod paznokciami. Chociaż zdawał sobie sprawę, że powinna była go odepchnąć, nie zrobiła tego. Jego kciuk z roztargnieniem pocierał niewidzialne kręgi na nadgarstku, gdy wzięła kilka głębokich oddechów, by pomóc ustąpić bólowi pulsującemu w dłoni. Zapadła między nimi nieunikniona, pełna napięcia cisza, a on obserwował ją wyczekująco, czekając, aż ta coś powie.

— Accio różdżka — wyszeptała, odwracając od niego swoją uwagę.

Draco niechętnie puścił jej nadgarstek, gdy zaczęła naprawiać niechlujne skaleczenie, ale pozostał przy jej boku. W ostatnim czasie Granger nie pozwalała mu zbliżać się do siebie, a on korzystał z okazji, by rozkoszować się tą bliskością, zanim dziewczyna wróci do swojego planu unikania go. Zwilżył usta lekkim pociągnięciem języka i zmusił się do cierpliwości, mierząc ją wzrokiem i zdając sobie sprawę, że będzie musiał taktycznie to rozegrać, jeśli zechce zakończyć wszystko dobrze.

— Mogłabym zrobić to bez twojej pomocy — powiedziała stanowczo, najwyraźniej zadowolona z efektu swoich czarów uzdrawiających.

— Być może — przyznał, spuszczając brew. — Ja…

— To niczego nie zmienia — wyrzuciła, odchylając się i rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. — Wciąż jestem na ciebie zła…

— Czy to dlatego wybierasz się na bal z tym cholernym Cornerem? — warknął z zazdrością w głosie, gardząc przy tym samym sobą. — Aby udowodnić mi jakąś rację?

— Nie mam ci nic do udowodnienia! — odpaliła, po czym podniosła się, by wstać i skierować prosto do swojego pokoju. — Pokazałeś swoją opinię na mój temat jasno…

— Nie uciekaj ode mnie, Granger! — krzyknął za nią. — Dlaczego tym razem jest tak cholernie inaczej?

— Ty już dobrze wiesz, dlaczego! — krzyknęła. Jej policzki były zarumienione jak dojrzałe wiśnie, a oczy zaczęły łzawić. — Mam dość tego, że odrzucasz mnie na bok i pieprzysz mi w głowie! Jasno wyraziłam to, co do ciebie czuję, a ty po prostu…

— Co do mnie czujesz? — powtórzył, a serce waliło mu pod żebrami. — Co ty…

— To już nie ma znaczenia — wtrąciła pospiesznie, skarciwszy się za to, że omsknął jej się język. — Nic ode mnie nie chcesz, więc tyle też dostaniesz…

— Granger, czekaj! — warknął, ale jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał, było przeraźliwe trzaśnięcie drzwiami. — Do jasnej cholery — wysyczał w pustą przestrzeń, kierując się w stronę łazienki, by zmyć krew plamiącą jego palce.

Tym razem nie zawracał sobie głowy analizowaniem czerwieni na swoich dłoniach pod kątem obecności szlamu; wiedział, że jej krew jest taka sama jak jego.

Pochylił się nad zlewem i odkręcił kran, wpatrując w jedwabiście czerwony płyn wirujący wokół umywalki, aż odcień zbladł do miękkiego różu. Zgrzytając zębami i zaciskając palce na porcelanie, zebrał siły, gdy bolesne pulsowanie ogarnęło jego klatkę piersiową. Ta separacja, którą na nich wymusiła, była dla niego przygnębiająca i po dwóch tygodniach zaczął zapominać, jaka dziewczyna rzeczywiście była; jak smakowała.

Nie mógł jej winić za to, że tak się zachowywała, ale perspektywa rezygnacji z tego, co było między nimi, sprawiła, że ​​poczuł się słabo. Dobrze było mu bawić się jej emocjami, gdy czuł, że ​​mimo wszystko to wytrzyma, ale poznał już jej upór na tyle dobrze, by wiedzieć, że tym razem było inaczej.

Posunął się za daleko i teraz płacił za to swoją cenę.

Bolało go przyznanie się do tego faktu, ale naprawdę jej pragnął, a intensywność i surowość tego uczucia obezwładniły głosik w jego głowie, mówiący, że to coś złego. Czuł potrzebę podjęcia jakiś działań i był świadomy, że coś wkrótce się wydarzy.

Zaczynał być niespokojny.

***

Hermiona wzruszyła ramionami patrząc na swoje odbicie w lustrze i nałożyła ostatnią warstwę balsamu na usta.

Ciemnoniebieska suknia wydawała się niepotrzebnym wydatkiem, kiedy nie czuła ani krzty radości z tego, że idzie na Bal, ale dla zabicia czasu poeksperymentowała z lekkim makijażem. Ginny pożyczyła jej trochę lakieru, żeby ujarzmiła te dzikie loki. Działał on podobnie do produktu, którego użyła przed Balem Bożonarodzeniowym na czwartym roku, ale tym razem nie spinała włosów, pozwalając im luźno opadać na plecy. Nie miała wątpliwości, że w każdą inną noc czułaby się o wiele bardziej podekscytowana, ale nie mogła pozbyć się melancholijnej aury, która od środy otaczała jej mózg.

Troskliwe i spokojne zachowanie Draco, kiedy zraniła się w rękę, całkowicie ją oszołomiło. Mogła tak łatwo złamać swoje postanowienie, ale musiała myśleć logicznie. Wspomnienie jego słów co do „wygodnego pieprzenia” otrzeźwiło ją, ale od tamtej pory zastanawiała się nad tym, jak delikatnie chłopak obchodził się z jej raną. Traktował ją jak kruche szkło, a ona była zafascynowana tą nietypowo taktowną naturą. Być może milczenie miało na niego wpływ…

Potrząsnęła głową, by odpędzić wszelkie tęskne myśli, i uznała, że ​​wystarczająco długo zwlekała z udaniem się do Wielkiej Sali. Wrzuciła różdżkę do zaczarowanej torebki i wyszła z pokoju, zamierając w progu, gdy zauważyła samotną postać siedzącą na jednej z sof.

Głowa Draco była pochylona, ​​a jego ramiona opadły w rezygnacji, gdy z roztargnieniem bębnił paznokciami w kolano. Nagle poczuła się świadoma swojego wyglądu, pomimo wcześniejszej obojętności, i przesunęła dłońmi po miękkiej tkaninie, gdy jej żołądek zacisnął się nerwowo. Chłopak musiał usłyszeć cichy szelest jej sukni, gdy poderwał głowę, a jego stalowe oczy rozszerzyły się, kiedy zaczął chłonąć jej obraz. Rumieńce rozgrzały policzki Hermiony, gdy Draco przyglądał się jej z nieskrępowanym zainteresowaniem.

Draco poczuł, że jego puls przyspiesza, gdy ją obserwował, a cały plan umiejętnego i łagodnego rozegrania tej sytuacji został szybko odrzucony na bok. Po prostu była dla niego zbyt pociągająca, by zdołał zachować ostrożność, a przecież nie mógł pozwolić jej stąd odejść, wiedząc, że zamierzała spędzić wieczór w towarzystwie tego dupka z Ravenclawu; bez względu na to czy jego intencje były niewinne, czy nie.

— Co ty tutaj robisz? — zapytała, wytrącając go z transu. — I…

— Nie idź z nim — wypalił i naprawdę nie obchodziło go, czy brzmiał żałośnie. — Nie idź z nim, Granger.

Hermiona zacisnęła usta. 

— Nie masz nic do gadania co do…

— Tak, wiem — argumentował, wstając z miejsca. — Zostań tutaj-

— Dlaczego powinnam?

— BO NIE MOGĘ TEGO ZNIEŚĆ! — krzyknął, a każdy mięsień w jego ciele napinał się gwałtownie. — Nie mogę… nie mogę tego znieść! Nie każ mi tego znosić!

— Nawet cię o to nie proszę! — odpowiedziała, mając nadzieję, że emocje w jej głosie nie były zbyt silne. — Michael to tylko kolega! A nawet gdyby nim nie był, to nie ma z tobą nic wspólnego…

— Więc niech ma! — krzyknął, idąc w jej stronę. — Zrób tak, żeby miało…

— Nie zbliżaj się do mnie — ostrzegła słabym tonem. — Proszę, Draco...

— Zostań — poprosił ponownie, podchodząc na tyle blisko, że jego oddech wywołał gęsią skórkę na jej obojczyku. — Zostań — powtórzył, tym razem łagodniej. Zamknęła oczy, a on próbował pochylić się i ją pocałować, przekonany, że wygrał tę walkę, ale desperacko odepchnęła go, zanim zdążył złapać jej usta. — Granger…

— Nie! — Hermiona zaprotestowała, kręcąc głową. — Dałam ci tak wiele szans, Draco! I zawsze robisz to samo! Mogę znieść to wieczne wyzywanie od szlamy, ale nie pozwolę ci igrać z moim sercem! Zraniłeś mnie!

Uderzyła go chłodna fala poczucia winy. 

— Nie będę…

— Właśnie, że będziesz! — wrzasnęła, wskazując na niego drżącym palcem. — Nie jestem po to, żebyś mnie wykorzystywał, a potem odrzucał w kąt!

Próbował ponownie się do niej zbliżyć, ale minęła go, zanim zdążył jej dosięgnąć. 

— Granger…

— Powiedz mi, że wcale nie jestem wygodną szansą na pieprzenie! — wypluła te słowa, jakby paliły jej język. — POWIEDZ TO!

Wzdrygnął się, ale spojrzał jej prosto w oczy. 

— Nie jesteś wygodną szansą, Granger — powiedział jej szczerze. — Ale wiem, że chcesz, żebym… cię dotknął…

—  Przestań — wymamrotała bez tchu, ocierając znamienną łzę. — Już wystarczy…

— Wiem, że ty też chcesz mnie dotknąć — kontynuował śmiało Draco, ponownie wchodząc w jej przestrzeń i chwytając ją za ramiona. — Powiedziałaś mi…

— Wiem, co powiedziałam — uciszyła go, tym razem nie podejmując żadnego uzasadnionego wysiłku, by wyrwać się z jego uścisku. — Ale powiedziałeś…

— Pieprzyć to, co powiedziałem — warknął ochryple, przechylając głowę. — Jeśli powiesz mi, żebym cię nie całował, to tego nie zrobię.

Granice swojej cierpliwości wyceniał na milisekundy, gdy jej oczy przesunęły się po jego twarzy. Wyglądała na skamieniałą, ale dostrzegł w jej rysach również coś, co przypominało akceptację. Po trzech sekundach zdecydował, że czekał o dwadzieścia dni za długo, by zmarnować tę okazję.

Pocałował ją szorstko; niezdolny do powstrzymania się i gotowy w niej utonąć, gdyby tylko mu na to pozwoliła. Hermiona odpowiedziała niemal natychmiast, rozchylając usta, żeby mógł pieścić jej własne liżąc i ssąc je z błogą łatwością. Czuł na swojej piersi nerwowe bicie jej serca, gdy ujęła w dłonie jego twarz; jej paznokcie kreślące drażniące wzory przy jego uszach i szyi. Chwytając ją mocno za biodra, wbił jej ciało w najbliższą ścianę i poczuł, jak jej jęk wibruje w tylnej części jego ust. Fala gorąca spłynęła po jego kręgosłupie i drgnęła niebezpiecznie między jego biodrami, a on pocałował ją mocniej.

Słodkie dźwięki mieszały się między nimi, gdy coraz bardziej tracili nad sobą kontrolę. Draco przeciągnął zębami po dolnej wardze i brodzie Hermiony, by wylądować na jej gardle. Puls dziewczyny dudnił na jego języku, gdy jej rozmarzone westchnienia przemknęły przez jego wargi, kiedy skubał łapczywie jej ciało.

Czy mu się to podobało, czy nie, napięcie i potrzeba wrzały w nim od tygodni i nie mógł nic poradzić na to, że przesunął dłonią po jej brzuchu, a potem podążył nią niżej. Wiedział, że się spieszy, ale po niezliczonych porankach spędzonych na fantazjach inspirowanych jej prysznicami, nie mógł nie wsunąć niespokojnej dłoni między jej uda.

— Przestań — wydyszała Hermiona, wbijając paznokcie w jego ramiona. — Muszę iść…

— Nie — jęknął przy jej skórze. — Granger…

— To wszystko dzieje się za szybko — odparła, a on niechętnie odsunął się od niej. — Ja… muszę iść na Bal…

— Nie! — powiedział z naciskiem, próbując nakłonić ją do spojrzenia w jego zamglone oczy. — Wiem, że tego chcesz…

— Muszę pomyśleć — mruknęła, odsuwając się od niego i kierując się do drzwi. — Ty… możesz po prostu robić to wszystko, żeby…

— Wcale, że nie! — przekonywał, czując, jak w jego głosie narasta złość. — Nie waż się z wychodzić, Granger!

— Ja… ja po prostu nie mogę — wyjąkała, rzucając się do wyjścia.

Kiedy Hermiona znalazła się po drugiej stronie drzwi, zajęło jej dłuższą chwilę, by opanować się i poprawić swój zwichrzony wygląd z pomocą różdżki. Gorące łzy zbierały się w kącikach oczu, gdy jej klatka piersiowa nadal unosiła się targana nierównymi oddechami, a jej ciało nie przestawało się trząść.

O Boże, o Boże, o Boże…

Ruszyła do Wielkiej Sali na trzęsących się nogach, wspomagając się ścianami, aby poruszać się po korytarzach. Spóźniła się i gdy już zbliżała się do drzwi, słyszała muzykę odbijającą się echem wśród antycznej akustyki zamku. Rytm wydawał się podkręcać to wrażliwe pulsowanie w dole brzucha i próbowała zignorować nawracające mrowienie między nogami. Mogła teraz słyszeć głosy uczniów i szybko przekształciła swoje rysy w spokojną maskę, aby ukryć szok i niepokój.

— Hermiono! — zawołał Michael, a ona starała się nie wzdrygnąć, gdy chłopak pojawił się przed jej oczami. — W końcu jesteś! Martwiłem się, że coś ci się stało. Wyglądasz niesamowicie.

Podszedł do niej ochoczo i próbował cmoknąć ją w policzek, ale Hermionie udało się uniknąć niepożądanego gestu. 

— Dziękuję — skinęła uprzejmie głową. — Gdzie jest Ginny i pozostali?

— Już są w środku — wyjaśnił. — Czy jesteś gotowa, aby wejść?

— Um… jasne — wymamrotała, pozwalając mu przeprowadzić ją do drzwi.

Zatrzymali się tuż przed uroczyście wystrojonym pokojem, a Hermiona spojrzała wszystkie dekoracje i elementy wyposażenia, nad których ustawianiem spędziła ostatnie tygodnie. Utrzymali klimat podobny do motywu poprzedniego Balu Bożonarodzeniowego, ale dodali też kilka drobnych dodatków, w tym sztuczny śnieg, który padał z sufitu, i tańczące rzeźby z lodu, które wirowały między uczniami. Szybki rzut oka na znajome twarze potwierdził, że wszyscy dobrze się bawią, ale wesoła atmosfera, której tak desperacko pragnęła od początku semestru, nie uspokoiła jej temperamentu.

Wszystko, o czym mogła myśleć, to ślady warg i palców Draco, wciąż brzęczące i iskrzące na jej skórze. Tak, denerwowała się tym, do czego prowadziła ta sytuacja, że uciekła, przekonana, że ​​jego działania były egoistyczne i powodowane jedynie żądzą. Teraz jednak miała co do tego wątpliwości. Jego zachowanie dziś wieczorem i w środę było inne; wydawało się autentyczne, ale równie dobrze mogła łatwo dawać się oszukiwać, a on sam mógł być genialnym aktorem.

A co gdyby…

A gdyby było w tym coś więcej; coś prawdziwego? A jeśli zbytnio pospieszyła się z ucieczką? Na Godryka, musiała wiedzieć…

— Przepraszam, Michael — mruknęła szybko, odsuwając się od niego. — Ale nie mogę

— Co? — zapytał, rzucając jej długie i zdziwione spojrzenie. — O czym ty mówisz?

— Przepraszam — powtórzyła.

I nie czekając na odpowiedź, obróciła się na pięcie i rzuciła się w napędzany adrenaliną bieg, który poprowadził ją z powrotem do dormitorium. Z powrotem do niego.


4 komentarze:

  1. No i co? Miałam rację, że w następnym rozdziale Draco znów ją pocałuje i ciul wyjdzie z tych jego postanowień. Jestem jedynie zaskoczona, że udało mu się wytrzymać tyle dni. Ale już się miotał jak jasna cholera i szlag go trafiał, że Hermiona traktowała go w ten sposób. Ale zasłużył na to. Przecież wyraził się jasno, że chce, żeby dała mu święty spokój. Kiedy mu go dała, to znowu ma pretensje, że przestała się odzywać, a przecież dostał to czego chciał. Gorzej niż baba w ciąży. Zmienia humor w kilka sekund. Wiem, że to na pewno dla Hermiony było ciężkie, kiedy znowu jego zachowanie zmieniło się o 180°, ale nie pozwoliłabym mu się tak łatwo pocałować to raz, dwa duma by mi nie pozwoliła na to, żeby wrócić tak szybko do dormitorium i żeby stało się… No w sumie co? Dałabym mu cierpieć ile wlezie. Niechby się zastanawiał co się działo na balu, czy Michael trzymał ręce przy sobie, czy jej nie pocałował. Już i tak mózg mu ześwirował, więc odrobina większego szaleństwa by nie zaszkodziła, a może by sobie jeszcze bardziej uświadomił, co do niej czuje. Był delikatny, zaopiekował się nią, kiedy zraniła sobie rękę i wgl, ale skąd ma mieć pewność, że znowu mu się coś nie odwidzi i pogoni ją po raz kolejny. Draco jest tu serio jak cholerną chorągiewka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słusznie uciekła. Po tym wszystkim, co jej serwował przy każdym kolejnym zbliżeniu nie może się dziwić, że po prostu się odsunęła. Może i ma niewielkie pole do popisu, ale mógłby się bardziej postarać i zrobić to jakoś... Bo ja wiem? Po ludzku i po kolei? A nie, że w jednym momencie sprowadza ją do dzi.ki, a w drugim wymaga jakiejś interakcji i ją całuje? Jak to w ogóle wygląda? Bo jak dla mnie to jakby potwierdzał swoje słowa, więc ponawiam pytanie: dlaczego go to dziwi? Dzban! Dobrze, że go zazdrość zżera, zasłużył sobie na to i wcale nie jest mi go szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  3. Długo nie wytrzymał bez niej, lecą na siebie 😌

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ to są uparte bestie, wytrzymali 20 dni 😱

    Wiedziałam, że długo taki stan nie potrwa. Hermiona unikala Draco, a on ciągle się pokazywał, czekał na co? Na jej pierwsze słowo? Wyraził się dość jasno i ja również trwałaby w zawieszeniu, unikając go i interakcji dopóki sam by nie przyszedł. Chodził za nią zapewne, żeby poczuć jej zapach do którego był tak przezwyczajony. To oczekiwanie na pocałunki, powoduje, że w moim brzuchu gnieździ się nagle stado motyli.
    Wersja zazdrosnego Draco w tym rozdziale jest po prostu WOW! I znów to "zostań" a w mojej głowie znów słowo "always", wyobrażam sobie jego ton, delikatnie pochylone ramiona, przeszywające spojrzenie, delikatnie poruszające się idealne usta, co to za widok-dzięki Bogu za genialna wyobraźnię 😍
    Już się bałam, że Hermiona zostanie na balu, to by było, złe... Draco od razu wyobrażałby sobie nie wiadomo co, pisałabym dalej, ale kolejny rozdział czeka. Szlag trafił moje postanowienie - jeden rozdział i idę spać ehe... Na bank 😅

    OdpowiedzUsuń