Zamek w Edynburgu górował ponad nimi, gdy zbliżali się do brukowego traktu, wolnego od zwykłych turystów i rodzin. Bez mugolskich strażników wojskowych przy bramach. Zamiast tego mijali zamaskowanych Śmierciożerców i obskurnych handlarzy czarnomagicznymi przedmiotami, błagających o złoto Draco Malfoya jak nędzarze.

Jak bardzo Voldemort rozszerzył swój zasięg? Z pewnością mugolskie rządy były teraz świadome jego istnienia, jeśli przejęto tak popularny obiekt turystyczny. Co pisały na ten temat mugolskie gazety?

Odsunęła pytania na bok, skupiając się na znajomej sylwetce majaczącej w oddali. Wiatr wył ponad nimi, kiedy podążali kamienną ścieżką. Hermiona zadrżała w swojej cienkiej sukience, jej nogi zachwiały się w szpilkach. Spojrzała teraz na zamek, a kolejne wycie przemknęło wraz z wiatrem.

Wilkołaki.

Ich zabójcze sylwetki krążyły we wnętrzach wieżyczek nad łukowatym wejściem. Fala przerażenia przeszyła jej kręgosłup. Ostatnim razem, kiedy znalazła się tak blisko wilkołaka, była w Wielkiej Sali, obserwując z przerażeniem, jak ten pochylał się nad ciałem Lavender.

Draco złapał ją za ramię i ruszył naprzód. Skupiła się na uścisku jego dłoni, gdy podeszli bliżej, a serce waliło jej w uszach, jakby jego rytm próbował zagłuszyć odgłosy pociągania nosem i sapnięć. Kiedy dotarli do końca ścieżki, położył palce bezpośrednio nad tatuażem i szarpnął ją do przodu, przez próg.

Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Magiczna bariera. 

— Czy jestem teraz tu zamknięta? — zapytała, pocierając skórę w miejscu, gdzie wcześniej ją chwycił. Przerwał, odwracając się, by na nią spojrzeć z okrutnym wyrazem twarzy i błyskiem ostrzeżenia w oczach.

Nie mógł jej odpowiedzieć. Nie tutaj.

Potrząsnął głową i ruszył w stronę bramy. Podążyła za nim, a jej oczy błądziły we wszystkich kierunkach, próbując wyłapać spojrzenia tych, którzy mogli ich podsłuchiwać lub obserwować. Za bramą stała para Śmierciożerców, bardziej obijając się i śmiejąc niż czegokolwiek pilnując.

— Wszystko tam w porządku, Malfoy? — zawołał jeden z nich.

— Dobry wieczór, Relkin. Rozumiem, że twoja noga wciąż się goi, skoro nie możesz wstać i się z nami przywitać?

Do ich uszu dobiegł pomruk i odległa odpowiedź, gdy szli dalej ścieżką do drugiego łuku, węższego wejścia z wysokimi kamiennymi murami po jednej stronie i stromym trawiastym zboczem po drugiej. Księżyc świecił jasno ponad nimi, gdy sunęli do przodu.

Dwóch kolejnych Śmierciożerców przy drugim wejściu, stali trochę bardziej wyprostowani niż ci pierwsi. Skinęli Draco głową, gdy przechodził. Zignorował ich, a Hermiona podążyła za nim, wpatrując się w bruk. Usłyszała cichy gwizd, kiedy kogoś minęła. Spojrzała w górę i zobaczyła starszego mężczyznę, którego nie rozpoznawała. Obserwował ją ze stromych, kamiennych schodów prowadzących na wzgórze.

— Przyprowadzasz ją do zabawy, Malfoy?

— Dziś wieczorem będzie bawić się ze mną. — Draco podprowadził ją do schodów i zaczęli się po nich wspinać. — Nie dzielę się, Morrison — powiedział, mrugając i ściskając mu dłoń, gdy przechodzili. Morrison zachichotał, przyglądając się Hermionie, zanim Draco szturchnął ją, by ruszyła przed nim. Kiedy się wspinali, jej policzki zapłonęły, gdy nagle uświadomiła sobie, że blondyn ma teraz pełny widok na jej nogi i pośladki. Odsunęła swoje zakłopotanie na bok, pozwalając umysłowi błądzić.

Miała tyle pytań. O strażników, liczbę Śmierciożerców wchodzących i wychodzących, ich rankingi…

Po mentalnym sporządzeniu listy rzeczy, o które należy zapytać, kiedy wrócą do Dworu, Hermiona w końcu dotarła do szczytu schodów, odwracając się tylko raz, by spojrzeć na panoramę Edynburga. Była pogodna noc, a oni znajdowali się setki stóp ponad poziomem morza.

Ciemne okna i puste ulice jak okiem sięgnąć. Czy Edynburg został zmasakrowany? Albo ewakuowany?

Poczuła delikatne muśnięcie palców na dolnej części swoich pleców i zadrżała, gdy Draco ją minął. Po chwili podążyła za nim, starając się nadążyć za jego długimi krokami.

Słyszała narastający odgłos imprezy, gdy zbliżali się do szarych konstrukcji majaczących na nocnym niebie. W końcu chłopak skręcił za róg i wprowadził ją na duży dziedziniec, gdzie spotykało się około pięćdziesięciu mężczyzn. Przełknęła ślinę, próbując ukryć szok, rozważając te liczby. To musiało być zgromadzenie elit Voldemorta, ale nigdy nie pomyślałaby, że jego wewnętrzny krąg był aż tak duży. Czy wszyscy ci mężczyźni naprawdę byli Śmierciożercami? A może byli po prostu biesiadnikami, zgłębiającymi swoje mroczne impulsy teraz, gdy Zakon odszedł w zapomnienie? Otworzyła usta, żeby zapytać, i ponownie zdała sobie sprawę, że nie może.

Ruszyli w stronę wysokich budynków po lewej stronie, z dala od tłumu stojącego na zewnątrz, ale jego stopy gwałtownie się obróciły, jakby właśnie coś sobie przypomniał. Potknęła się, próbując za nim nadążyć, a on chwycił ją za łokieć i pociągnął do samotnej lampy lekko migoczącej w tej części dziedzińca. Kiedy został oświetlony bursztynową łuną i złotem, dostrzegła, jak głęboko oddycha i patrzy na nią zimnymi, martwymi oczami.

— Pokażę ci, jak się zachować — mruknął. Jego oczy skierowały się na jej klatkę piersiową. — Kiwaj głową.

Jej serce łomotało i powstrzymała się od spojrzenia na tłum, dla którego scenkę właśnie odgrywali. Skinęła głową na jego buty. 

— Jak mam się zachowywać?

Jedna z jego rąk sięgnęła do góry, a Hermiona wstrzymała oddech, kiedy założył luźny lok za jej ucho, a potem odchylając jej twarz do góry i układając dłoń na szczęce. Teraz inna maska ​​wskoczyła na swoje miejsce. Oczy chłopaka zamigotały z gorąca, gdy oddychał ponad nią, muskając powietrzem jej obojczyki i szyję.

— Posłuszna, ale nie złamana.

Zamrugała szybko, czując ciepło jego palców za swoim uchem i obserwując, jak jego oczy stają się ciemniejsze, a uśmieszek godny Malfoya powoli powraca na jego twarz.

— Hej! Malfoy!

Zaskoczyło ją to wezwanie z drugiego końca dziedzińca. Próbowała się odwrócić, ale dłoń Draco na jej policzku trzymała ją mocno w miejscu.

Blondyn podniósł głowę i zawołał: 

— Dobry wieczór, Bole. — Po czym położył rękę na jej łokciu i pociągnął ją w stronę budynków, do których zmierzali.

Usłyszała słabe „Czy to ona?” i „No w końcu!" gdzieś ponad swoim ramieniem, gdy chłopak podkręcił tempo.

Wyrwa między budynkami prowadziła na kolejny duży, słabo oświetlony dziedziniec. Teren graniczył z czterema masywnymi budynkami, a wieża zegarowa majaczyła wysoko na niebie po ich lewej stronie. W otoczeniu tego letniego powietrza było niesamowicie cicho, ale wciąż czuła, jakby patrzyły na nią setki oczu.

Ręka chłopaka uniosła się do jej dolnej części pleców, gdy pchnął ją dalej, a ona podskoczyła na ten kontakt, zanim znów opadła w ciepło jego dłoni. Poprowadził ich w stronę jednego z masywnych budynków, wysokiego na około trzy piętra i długiego na cały dziedziniec.

Zastanawiała się, jaki rodzaj obrzydliwej rozpusty czeka ją za tymi murami. Ilu swoich przyjaciół ujrzy w łańcuchach, pobitych i złamanych? Ile znajomych twarzy uzna za molestujące i gwałcące niewinnych? Dziedziniec odpowiedział jej milczeniem.

Dotarli do wejścia, a drewniane wrota wyglądały masywnie i złowrogo. Zamarli na krótką chwilę, po czym Draco pchnął dla niej drzwi.

Muzyka wznosząca się ponad kamienną podłogą i drewniane łuki nad głową. Cicha, jazzowa melodia, którą pamiętała ze swojego dawnego, mugolskiego życia. Gwarny śmiech i brzęki kieliszków.

Próbowała wyjrzeć zza krawędzi wejścia, żeby zobaczyć więcej, ale przed nimi pojawiła się dziewczyna, zasłaniając cały widok. Trzymała w rękach tacę z kieliszkami pełnymi szampana i miała na sobie krótką halkę, która mieniła się jak bąbelki w trzymanym szkle. Na smukłej szyi miała srebrną obrożę.

Dziewczyna spojrzała na nich, patrząc na Hermionę z błyskiem w oku, po czym posłała Draco kokieteryjny uśmiech.

— Dobry wieczór, mistrzu Malfoy.

— Charlotte — przywitał się, zabierając z tacy dwa kieliszki szampana. W milczeniu zaoferował Hermionie jeden, a ona wpatrywała się w niego, dopóki praktycznie nie wepchnął go w jej pierś.

Chwyciła za szkło, a Draco poprowadził ją do pokoju, gdy tylko Charlotte odsunęła się na bok.

Była to sala, może o połowę mniejsza od Wielkiej Sali Hogwartu. Ludzie mieszali się w tłumie, kieliszki błyszczały, a rozmowy kotłowały się pod łukowatym sufitem. Jej oczy starały się uchwycić wszystko. Nad pomieszczeniem unosiły się żyrandole, płonąc nisko i rzucając cienie na zbroje i herby ustawione pod ścianami. Jej oczy powędrowały do ​​kominka po drugiej stronie pokoju, którego blady kamień sięgał wysoko ku belkom sklepienia. Być może stanowił on potencjalną drogę ucieczki, gdyby znalazła proszek Fiuu, zakładając, że kolejna bariera nie została zaklęta w jej tatuażu.

Mężczyźni stojący dookoła, popijający szampana lub obracający w dłoniach szklaneczkami ze szkocką, nie nosili szat Śmierciożerców, ale wciąż mieli w sobie swego rodzaju sztywną jednolitość, jakby byli gotowi na wezwanie w każdej, możliwej chwili. Przeskanowała ich wzrokiem, rozpoznając Jugsona, Crabbe’a Seniora, Runcorna z Ministerstwa oraz Rabastana i Rudolfa Lestrange. I zaraz po tym, jak dostrzegła Mulcibera, zauważyła, że ​​Cho Chang patrzy na nią uwieszona u ramienia mężczyzny.

Hermiona wstrzymała oddech i poczuła się tak w próżni, gdy Cho odwróciła się, popijając szampana, jakby w ogóle się nie znały. Dziewczyna uśmiechnęła się słodko na coś, co powiedział Mulciber, pochylając się i patrząc na niego spod rzęs, a długie włosy spływały jej na plecy. Nie wzdrygnęła się, gdy jego ręka powędrowała niżej, by zacząć masować jej pośladki.

Hermionę ogarnął nagły chłód. 

— Dołohow? — wyszeptała.

Draco szybko potrząsnął głową i Hermiona poczuła, jak ciasny węzeł w jej żołądku się rozluźnia.

Przemknęła spojrzeniem przez resztę pokoju, desperacko szukając kolejnych znajomych twarzy. Sally Fawcett siedziała w kącie ze znacznie starszym mężczyzną, z szyją przechyloną na bok, gdy ten muskał ustami jej skórę. Hannah Abbott jeszcze szczuplejsza niż inne, o chudych i bladych kończynach, trzymała w dłoni pełen kieliszek szampana i rozglądała się dookoła z nawiedzonymi oczami. Alicja Spinnet z ramionami owiniętymi wokół barków nieznanego mężczyzny, kołysała się w takt muzyki z apatycznym uśmiechem na twarzy. Niektóre stały wysokie i dumne u boku swoich oprawców niczym cenne konkubiny, podczas gdy inne kuliły się w sobie, jak zużyte i obite zabawki, którymi właściciele pewnego dnia w końcu się zmęczą.

Draco popijał szampana, gdy szli do przodu, i owinął swoje ramię wokół pleców Hermiony, układając dłoń na jej przeciwległym biodrze. Próbowała odsunąć się od tego dotyku, pod baczną obserwacją wszystkich czujnych oczu, a fala dreszczu przemknęła po jej skórze.

— Malfoy! — Blaise Zabini podszedł do nich dumnym krokiem z Teo Nottem depczącym mu po piętach. Blaise uśmiechnął się i przesunął po niej wzrokiem. — Nareszcie wypuściłeś ją z klatki, jak widzę.

— W rzeczy samej — zabrzmiał głos Draco. Wychylił haustem resztę szampana z kieliszka. — Była chora. Naprawdę obrzydliwie.

Usta Blaise'a drgnęły, ale nic nie powiedział. Teo za to prychnął i upił łyk szampana.

Hermiona spojrzała za nich, próbując ponownie dojrzeć w tłumie Cho, po czym zamarła – świadoma spadku głośności rozmów w pomieszczeniu. Skupiali na sobie uwagę połowy sali. Oczy zwróciły się ku niej, zarówno ze strony Partii, jak i Śmierciożerców. Szeptali do siebie niskimi głosami, szepcząc i kiwając głowami w ich kierunku, a ona poczuła, jak jej policzki płoną, gdy nieznajome spojrzenia sunęły po jej kolanach, klatce piersiowej, dłoni Draco ułożonej na biodrze. Lekki uścisk i spojrzała w górę, ponownie skupiając się na tym, co mówili Zabini i Teo, jakby nic z tego nie było zaskakujące.

— Już zajęliśmy apartament— powiedział Teo z niedbałym i z lekka bezczelnym tonem. — Prawie się spóźniłeś.

— Ale zdążyłem, prawda? — rzucił Draco z szybkim uśmiechem. Hermiona poczuła mrowienie skóry na wzmiankę o apartamencie. — Zbierz swoje dziewczyny. Spotkamy się na miejscu.

— Dla kogoś, kto tak troszczy się o punktualność…

— Odpieprz się, Teo — zagruchał Draco. Uśmiechnął się do Zabiniego i skierował Hermionę między ich dwóch, upewniając się, że po drodze zdoła jeszcze uderzyć Teo w ramię, który patrzył na niego wściekle.

Hermiona poczuła, jak jej nogi zamieniają się w galaretę, gdy przeciskali się przez tłum gapiących się na nich ludzi.

— Apartament? — wyszeptała.

Zaczekał, aż minęli dwóch postawnych starszych mężczyzn popijających szkocką, po czym odpowiedział: 

— Nie odzywaj się do mnie w tym pokoju.

Wzdrygnęła się, kiedy to powiedział, jakby ją spoliczkował. Ale logika podpowiadała jej, że ​​powinna była usłyszeć w tym coś jeszcze. Możesz mówić w innym pokoju.

Być może w „apartamencie”.

Jej opanowanie wymykało się spod kontroli, a umysł wirował pełen myśli o apartamencie hotelowym z luksusowym łóżkiem, w którym ona i inne dziewczyny będą zmuszone robić rzeczy wręcz niewyobrażalne…

Zamrugała, skupiając się na nowym celu. Cho.

Ciemnowłosa dziewczyna nawet nie spojrzała w kierunku Hermiony, kiedy się do niej zbliżyli. Draco objął prowadzenie, kiwając głową w stronę nieznajomych twarzy, podczas gdy oczy Hermiony wracały do Cho tak skrycie, jak tylko było to możliwe. Pierś bolała ją z chęci zawołania dziewczyny. Chciała wyrwać się z uścisku Draco i pobiec, by ją objąć. Zamiast tego wbiła paznokcie w dłonie, zmuszając się do przybrania neutralnego wyrazu twarzy oraz braku zainteresowania czymkolwiek, co widziała.

Może Cho czuła to samo. Może dlatego po prostu odwróciła twarz od Mulcibera, gdy przechodzili obok, wychyliła głęboki łyk szampana i zadudniła palcami o kieliszek.

Draco poprowadził ją na drugą stronę pokoju w stronę kominka, a ona szybko rozejrzała się za wazonem z proszkiem Fiuu, zanim skupiła wzrok na tym, do kogo zmierzali.

Avery.

Hermiona poczuła jak serce staje jej w gardle. Ten człowiek był właścicielem Ginny. Prawdopodobnie w tym momencie dziewczyna siedziała ukryta w jego posiadłości.

— Aron — przywitał się Draco. Avery odwrócił się od miejsca, gdzie śmiał się wraz z jakąś ciemnowłosą kobietą. W zębach trzymał cygaro, a Hermiona zakaszlała lekko, gdy przeszli przez chmurę gęstego dymu. — Mój ojciec żałuje, że przegapił twoją uroczystość w zeszły weekend.

— Draco. — Avery mocno uścisnął wyciągniętą przez Draco dłoń, jego spojrzenie szybko prześlizgnęło się po Hermionie. — Oczywiście, nie ma problemu. Wiem, że został wysłany… dokąd to znowu? — Nachylił się bliżej, a jego oczy błyszczały, gdy wypuścił z ust głęboki obłoczek dymu.

Hermiona poczuła, jak ręka ułożona na jej plecach sztywnieje. 

— Niestety nie mogę powiedzieć. Misja została ustalona między moim ojcem a Czarnym Panem.

Avery skinął głową, a jego uśmieszek wokół zaciśniętego w zębach cygara nieco zbladł. Wskazał na kobietę po swojej prawej stronie, a Hermiona zauważyła, że ​​ta nie ma na sobie obroży. Jej suknia była długa i elegancka, sięgała do podłogi, włosy upięła w niski kok, w przeciwieństwie do wszystkich dziewcząt z obrożami.

— Pani Ministro, chciałbym przedstawić Draco Malfoya.

Hermiona przyglądała się uważnie kobiecie, gdy Draco ucałował jej knykcie. Była ona grecką Ministrą Magii – Eleni Cirillo. Pierś Hermiony ścisnęła się w oczekiwaniu. Ministra Cirillo była czystej krwi, a jej rodowód sięgał wiele wieków wstecz, ciągnąc się przez ważne magiczne rodziny Grecji i Włoch. Jej polityka i zdawkowe komentarze zawsze nosiły ślad dominacji krwi – coś, czemu stanowczo zaprzeczała w prasie na lata przed powstaniem Voldemorta.

— Malfoy? — zapytała, unosząc jedną idealną brew. — Syn Lucjusza?

— Tak, pani Ministro. Proszę przyjąć moje przeprosiny w jego imieniu, że nie mógł osobiście pani eskortować.

Avery wpatrywał się w Draco, mrużąc oczy, gdy ten wychylił głęboki łyk swojego kieliszka.

— Proszę, przekaż moje serdeczne pozdrowienia swojemu ojcu. Minęły wieki odkąd się widzieliśmy. — Draco uprzejmie skłonił głowę, podczas gdy Ministra spojrzała na Hermionę ze zmysłowym spojrzeniem na klatkę piersiową dziewczyny i powiedziała: — A kogo tu mamy?

— Hermiona Granger — powiedział Draco, a ona usłyszała uśmieszek czający się w jego głosie. — Moja Partia.

— Ach tak? — Oczy Cirillo zabłysły. — Złota Dziewczyna, o której tyle słyszałam. — Zrobiła krok do przodu i sięgnęła swoją delikatną dłonią, by okręcić jeden z loków Hermiony między palcami. — Cóż, czy nie jest oszałamiająca? — Puściła lok, ocierając wierzchem palców o pierś Hermiony. Dziewczyna sapnęła.

— Młody Malfoy był co do niej raczej samolubny — powiedział Avery, a jego uśmieszek powrócił, gdy ssał cygaro. — To pierwsza wizyta szlamy w Edynburgu.

Hermiona poczuła, jak palce Draco zaciskają się na jej biodrze. Grecka Ministra syknęła.

— Tak być nie może, Malfoy. Kto pozbawiłby tak ładnej zabawki udziału w naszych uroczystościach? — Wskazała szeroko na żyrandole i szampana, chichoty i leniwe uśmiechy. — Bardzo chciałabym móc oprowadzić ją dziś wieczorem, jeśli pozwolisz.

— Świetny pomysł — uśmiechnął się Avery. — Co ty na to, Draco?

Hermiona spojrzała na Ministrę Cirillo, pewna, że u jej ramienia nie będzie bezpieczniejsza niż przy każdym innym śmierciożercy.

— Przepraszam, pani Ministro, ale mam ścisły rozkaz, by nie pozwalać jej się ode mnie oddalać — odpowiedział szybko Draco. — Nie po tym, co stało się z Partią Avery'ego w zeszłym miesiącu.

Oczy Avery'ego zrobiły się lodowate, gdy serce Hermiony zabiło gwałtownie i dziko.

Ginny nie zachowywała się grzecznie. Coś się stało.

Ministra Cirillo zaśmiała się przeraźliwie. 

— Ach, tak. Słyszałam, że przegapiłam mały dramacik! Przyznaję, że jestem rozczarowana, że straciłam szansę spotkania ulubionego zwierzaczka Czarnego Pana. Być może w przyszłości jeszcze się to uda, Aronie.

— Może — wycedził Avery.

Ministra zwróciła się do Draco. 

— Dobrze. Ale mam nadzieję, że jeszcze się nad tym zastanowisz, Draco. Dziewczyna też zasługuje na odrobinę zabawy. — Kobieta urwała, a Hermiona poczuła, jak ocenia jej sylwetkę, podczas gdy sama wpatrywała się w podłogę. — Mulciber pożyczył mi swoją dziewczynę w zeszły weekend i zapewniam cię, że świetnie się bawiła. Kolejna piękność, prawda?

Hermiona wstrzymała oddech i spojrzała w górę, ponownie rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu Cho. Znalazła ją, widząc, jak ta przesuwa palcami po długich lokach innej dziewczyny, przyciskając biodra do jej boku, gdy Mulciber przyglądał się im lubieżnie. Hermiona przełknęła, szybko odwracając wzrok.

Uwaga dziewczyny ponownie skupiła się na Ministrze Cirillo, która podeszła bliżej Draco, by szepnąć coś przy jego policzku, a jej jasnoniebieskie oczy znów wędrowały w dół klatki piersiowej Hermiony. 

— Nie ma potrzeby, aby trzymać ją na tak krótkim łańcuchu.

Hermiona zamrugała i ponownie skierowała wzrok ku ziemi, przetwarzając to wszystko. Czy aż tak słabo sobie radziła? Zarumieniła się, nagle zła na Draco za to, że nie podał jej właściwych informacji, jak grać w tę grę.

— Słuszna uwaga, pani Ministro — powiedział Draco, a ona wiedziała, że ​​leniwemu przeciągnięciu głosu towarzyszyło zawadiackie mrugnięcie.

— Będzie częściej nas odwiedzać? — zapytał Avery.

— Jeśli pozostanie grzeczną dziewczynką, będzie mogła wyjść i się zabawić — powiedział gładko Draco.

Dłoń blondyna prześlizgnęła się po plecach Hermiony, sunąc po jedwabiu, aż dotarła do żeber. Wstrzymała oddech, gdy jego palce przesunęły się w górę jej szczęki i zwróciła na niego swoje oczy, kiedy odchylił jej głowę do tyłu, tak jak wtedy na zewnątrz pod lampą.

— Ale nie zawsze jest grzeczna — powiedział z uśmiechem.

Usłyszała chichot, niosący się wokół pokoju. Spoglądało na nich jeszcze więcej oczu. Wzrok Draco powędrował do ust Hermiony, a jego kciuk przesunął się po jej dolnej wardze, otwierając je.

Ostre dudnienie serca, kiedy przez ułamek sekundy pomyślała, że on rzeczywiście ​​ją pocałuje.

— Kiedy wrócę w przyszłym miesiącu, mam nadzieję, że znów ją zobaczę — powiedziała Cirillo.

Ręka Draco opadła. Przeprosił ich, ponownie uścisnął dłoń Ministrze Cirillo i poprowadził Hermionę z powrotem na przód sali. Minęli młodą dziewczynę, nie mającą więcej niż piętnaście lat, stojącą w kącie z Jugsonem, gdy ten bawił się w towarzystwie. Oliwkowa skóra dziewczyny była wysuszona i blada, a oczy błyszczały od łez, kiedy na nich patrzyła. Hermiona poczuła, jak w jej brzuchu płonie ogień, gdy Draco popchnął ją dalej, a palce świerzbiły ja, by przekląć tę chciwą dłoń, która gładziła talię dziewczyny.

Gdy skręcili za róg, natrafili na ciemny korytarz, strach stłumił jej gniew. Draco wziął ją za łokieć i poprowadził przez rzeźbione drzwi prowadzące do budynku wieży zegarowej. Kilkoro ludzi w kątach rozmawiających ze sobą pokornie nie zwróciło na nich większej uwagi, więc chłopak odwrócił się w stronę krętych kamiennych schodów, nie puszczając jej łokcia. Jakby miała odlecieć z pierwszym podmuchem wiatru, gdyby to zrobił.

Na szczycie schodów stał chłopiec, którego rozpoznała ze szkoły z klasy rok niżej. Sądziła, że miał na imię Harper. Stał wyprostowany, gdy wzrok Draco przemknął po schodach. Pozdrowił blondyna i sięgnął do drzwi.

— Harper — skarcił go Draco tym samym tonem, którego używał względem Crabbe'a i Goyle'a, kiedy ci mieli swoje momenty wyjątkowej tępoty.

Harper podskoczył, jakby klamka poparzyła mu rękę. 

— Przepraszam. Dopiero cię rozpoznałem…

— To nie ma znaczenia — prychnął Draco. Wyciągnął lewą rękę, a różdżka Harpera stuknęła w szmaragdowy pierścień, który blondyn nosił na kciuku. Rodzaj rocznikowego pierścienia — coś, co widywała tylko u chłopców ze Slytherinu. Ten sam, który przeciął jej wargę tej nocy, której Draco ją spoliczkował.

Końcówka różdżki Harpera zmieniła kolor na zielony. Draco skinął głową, Harper odwrócił się do niej, a jego oczy powędrowały do ​​jej złotej obroży. Przyłożył czubek różdżki do metalu i spojrzał na emanujące z niego ciepłe, złote światło. Blondyn posłał mu kolejne skinienie głową, zanim chłopak przekręcił za nich klamkę.

Do uszu Hermiony dobiegł głośny śmiech. Ciężkie, głębokie głosy — niektóre znane jej z dzieciństwa — odbijały się od ścian pokoju udekorowanego wzorzystą tapetą i wykończonego ciemnym drewnem. Kiedy drzwi się otworzyły, siedzące przy długim stole dziewięć głów odwróciło się w ich stronę, ich rozmowy się urwały.

Zamrugała, starając się zarejestrować każdą osobę siedzącą w pokoju. Chłopak siedzący na końcu stołu wstał tak, że jego krzesło odskoczyło na bok, i uśmiechnął się, skanując ją swoimi czarnymi chciwymi oczami.

Marcus Flint.

— Panna Granger — zanucił. — Co za zaszczyt.

W niepokojącym geście rycerskości każdy z mężczyzn siedzących przy stole podniósł się na równe nogi, a wszystkie oczy wciąż pozostawały w niej utkwione. Rozpoznała Zabiniego, Notta i Goyle'a. Adrian Pucey stał po prawej stronie Flinta, a Montague po lewej. Kolejnych trzech siedziało w połowie stołu, jednak z trudem ich rozpoznawała. A pod ścianami ustawiono dziewięć dziewczyn z obrożami.

Jedna z nich spojrzała w górę i popatrzyła jej w oczy, po czym zbladła i opuściła głowę. Susan Bones. Pozostałe nawet nie oderwały wzroku od podłogi. Penelopa Clearwater stała za krzesłem Marcusa Flinta. Mortensen z celi Ministerstwa stała za Puceyem i Hermionie wydawało się, że rozpoznała jeszcze jedną lub dwie twarze ze swojego rocznika, jednak reszta pozostawała dla niej nieznana.

— Przepraszam, że musieliście czekać, panowie — powiedział Draco, robiąc krok do przodu, by uścisnąć dłoń Flinta. — Grecka Ministra zainteresowała się moją Partią.

Hermiona czekała w drzwiach, oczekując na instrukcje, gdy Draco witał się z przyjaciółmi.

Dziewczyna o włosach w ciepłym kolorze truskawkowego blondu spojrzała na nią z drugiego końca pokoju, a wyrachowane zainteresowanie w jej oczach sprawiło, że Hermiona odwróciła wzrok, zawstydzona. Mogła sobie tylko wyobrazić, co one wszystkie muszą o niej myśleć. Uprzywilejowana Partia.

Zwróciła swoje spojrzeniem z powrotem na stół i ujrzała na blacie kilka karafek wina, niektóre już na wpół opróżnione. Na środku leżała pieczona świnia z jabłkiem w pysku, która wyglądała, jakby również znalazła się kompletnie nie na swoim miejscu.

Gregory Goyle nie spuszczał wzroku z jej nóg od chwili, gdy weszła, więc poczuła, jak supeł w jej żołądku rozluźnia się, gdy Draco poprowadził ją na drugą stronę stołu, by stanęła za jedynym pustym krzesłem – u szczytu, dokładnie naprzeciw Flinta.

Draco zajął swoje miejsce, a rozmowa znów stała się łatwa i hałaśliwa. W chwili, gdy usiadł, dziewięć dziewcząt stojących wokół stołu wystąpiło naprzód, sięgając po karafki z winem. Patrzyła, jak wszystkie dolewają rdzawego trunku do kieliszków stojących przed nimi chłopców. Kilka oczu zwróciło się na nią, gdy wpatrywała się w nie, nic nie robiąc. Czy oczekiwano od nich, że będą odgrywać swoje role jako służące, podczas gdy oni mieli się bawić? Nawet jeśli cała dziesiątka w pełni mogła korzystać ze swoich różdżek?

— No już, Granger — zadrwił Draco. — Nadążaj.

Występując do przodu na drżących nogach, sięgnęła ponad ramieniem Draco po karafkę wina ustawioną obok jego kieliszka, napełniając go. Dziewczyny cofnęły się, wtapiając w tapetę, a Hermiona szybko podążyła za ich przykładem. Wypuściła drżący oddech, gdy oparła się o parapet za sobą, pozwalając, by chłodne szkło przylgnęło do jej łopatek.

Draco podniósł kieliszek. 

— Za moc Czarnego Pana. Niech panuje na wieki.

Chłopcy wznieśli toast i Hermiona kątem oka zauważyła, że ​​warga Penelopy Clearwater drga.

Cały pokój na powrót ogarnęły wrzaski dziesięciu chłopców rozmawiających i popijających wino, więc próbowała wyłapać fragmenty rozmowy, jakie tylko mogła.

— Cass, co mówił ostatnio twój ojciec o…

— …słyszałeś o incydencie w Bastylii?

— Co ci mówiłem! To były dwie muchy siatkoskrzydłe, a nie trzy…

— Myślisz, że w tym roku jeszcze zagrają? Przepuściłem ostatnie Mistrzostwa…

Hermiona zatoczyła się, a jej oszołomiony umysł próbował zawęzić zakres, na którym powinna się skupić. Która z rozmów była najistotniejsza? Nie mogła śledzić wszystkich naraz. A może o to właśnie chodziło w tej cichej egzystencji, cichych spojrzeniach i poniżaniu? Spojrzała na inne Partie w poszukiwaniu wskazówek, ale one tylko wpatrywały się w swoje stopy. Z wyjątkiem tej dziewczyny w truskawkowym blondzie, która wyglądała na o wiele bardziej uważną niż reszta. Na co się gapiła?

I na dodatek Marcus Flint przez cały czas się do niej uśmiechał.

— Malfoy — zawołał Flint przez stół, a w pokoju zapadła cisza. — Smocza ospa? — Wskazał na nią łyżką do zupy.

— W końcu jednak nie. Ale była obrzydliwa. Ropiejące krosty. — Draco wykrzywił usta, a po chwili odwrócił się przez ramię i spojrzał na nią. — Już zmęczona? Nie umiesz stać prosto?

Wszystkie oczy zwróciły się na nią. I zdała sobie sprawę, że każda dziewczyna stoi wyprostowana, gotowa i oczekująca na wezwanie. Odsunęła się od parapetu.

— Nie, proszę pana.

Chór chichotów zatrząsł pokojem. I przypomniała sobie, co jej powiedział.

Posłuszna, ale nie złamana.

— Po prostu nie jestem przyzwyczajona do noszenia szpilek. Sir.

Pokój wstrzymał oddech. A potem oczy Draco błysnęły na nią, a stół wybuchnął głośnym śmiechem.

— Masz ją całkiem w garści, prawda?

— Polejcie jej wina!

— Doniesiesz o nas dyrektorowi, Granger?

— Coś ci powiem, Granger — oznajmił Blaise Zabini z uśmieszkiem. — Możesz odpocząć od swoich butów, jeśli Draco pozwoli ci siedzieć na moich kolanach przez resztę nocy.

Chłopcy zawyli, a Blaise mrugnął do niej. Draco odchrząknął, marszcząc brwi. 

— Nie ma mowy. — Śmiech ucichł, chociaż kąciki ust Blaise'a nad brzegiem kieliszka.

— Na jaja Merlina, Malfoy — mruknął Teo Nott. — To po co ją przyprowadzałeś? — Spojrzał na nią i zachichotał. — Och, jaki upadek wszechmocnych. W zeszłym roku nie mogłem się doczekać, aż Granger w końcu zostanie Prefekt Naczelną. — Jego insynuacja wylądowała na jej skórze jak lodowata woda. — Powinniśmy dać jej szansę na zdobycie tego tytułu.

Montague prychnął nad swoim winem, a palce Flinta zatańczyły na brzegu kieliszka.

— Rzeczywiście, szkoda, Teo — powiedział gładko Draco — zważywszy na to, że słyszałem pogłoski, jak bardzo chciałeś zostać Prefektem Naczelnym.

Blaise splunął winem, śmiejąc się w rękaw. Flint i Pucey zachichotali pijani. Teo spojrzał na Draco.

— Co to niby, kurwa, ma znaczyć…

Draco wstał nagle, przerywając mu. 

— Pucey? Czynisz honory? — Skinął głową na świnię na środku stołu. — Umieram z głodu.

Adrian Pucey wstał z uśmieszkiem i wyciągnął nóż do pieczeni. Hermiona słuchała rozmowy mężczyzn, podczas gdy każda dziewczyna podchodziła do Puceya, aby zabrać talerz z jedzeniem dla swojego pana. Susan Bones przyniosła Goyle'owi dwie porcje, a on podziękował, muskając jej sutek przez cienką sukienkę. Hermiona przeszła wokół stołu prosto do boku Puceya, kiedy nadeszła jej kolej; czuła, jak chłopak obserwował ją, gdy rozmowa trwała dalej, wzrokiem skanując jej ciało.

— Wygląda na rozpieszczoną, Malfoy — powiedział Pucey, kręcąc nożem w dłoni. Serce Hermiony przyspieszyło, gdy zaczął obracać ostrze na kciuku. — Czy w ogóle się z nią zabawiasz?

Zaśmiali się. I spojrzała na Mortensen, która stała za krzesłem Puceya, obierając dla niego pomarańczę, z oczami wręcz przyklejonymi do obracającego się noża.

— Wiesz, ile za nią zapłaciłem, Adrian — wycedził Draco. — Oczywiście, że co wieczór kąpię ją w mleku i lawendzie.

Flint roześmiał się. Ale oczy Puceya nadal błądziły po jej skórze. Hermiona powoli wciągnęła powietrze, próbując pomyśleć o tym, jak powinna zareagować. To prawda, że jej waga była naprawdę zdrowa. Ostatnio miała jednak ograniczony dostęp do światła słonecznego; wszystkie piegi nabyte podczas ostatniego roku jej nieustannej ucieczki zniknęły…

Szybki jak błyskawica błysk metalu, a potem Pucey znalazł się o cal od niej, z nożem między jej skórą a paskiem halki. Pociągnął nim.

— Ona jest szlamą, Draco. Wystarczy, że położy się na plecach. — Jego śnieżnobiałe zęby błysnęły na nią, a oddech chłopaka na jej twarzy był gorący. — Poza tym po wszystkim zawsze je leczę.

Zamarła w przerażeniu, gdy nóż przeciął pasek. Serce trzepotało jej jak szalone, a oczy wybałuszyły się na jedyną myśl – sukienka zsuwała się z jej piersi…

Nóż odsunął się od jej skóry, obracając się w powietrzu, by przebić tapetę, gdy Pucey odskoczył do tyłu. Ramiączko w mgnieniu oka samo się naprawiło, a ona odwróciła się, by zobaczyć, jak Draco chowa swoją różdżkę, a pod jego chłodną maską płonie wściekłość.

— Nie jestem pewien, ile jeszcze razy muszę to powtórzyć — wyszeptał, a wszyscy w pomieszczeniu wstrzymali oddech. — Ta szlama jest moja. Jej usta są moje, jej cipka jest moja, jej skóra jest moja. — Jego zęby cedziły słowa, kiedy napotykał wzrok wszystkich osób przy stole, zanim powiedział: — Pod żadnym pozorem nie tkniesz jej nawet palcem. To ja ją kupiłem. Będę robić z nią, co tylko mi się podoba.

Skóra ją mrowiła tam, gdzie wciąż czuła cień noża Puceya. Jej oddech był płytki, gdy patrzyła, jak Draco wpatruje się w nich, wciąż stojąc nieruchomo, dopóki nie miał pewności, że został wysłuchany.

— A teraz przynieś mi ten cholerny talerz. Mówiłem, że jestem głodny.

Pomruk i westchnienie, a potem Pucey napełnił talerz jedzeniem i podał go jej. Wróciła do szczytu stołu na drżących nogach, a Draco zajął swoje miejsce, gdy postawiła przed nim talerz. Zanim zdążyła jednak wrócić do parapetu, jego ramię owinęło się wokół jej talii i pociągnął ją na swoje kolana. Starała się nie pisnąć, gdy dość dziwacznie wylądowała na jego udach. Dłoń chłopaka przycisnęła się do jej brzucha, by trzymać ją blisko, a drugą ręką z wyrafinowanym ruchem podniósł widelec.

— A teraz, co mówiłeś o Armatach z Chudley, Warrington?

Powietrze w pokoju wciąż było gęste, gdy chłopcy rozsadzeni wokół stołu powrócili do przyjacielskiej rozmowy, ale Hermiona żałowała, że ​​nie może znów podpierać okna. Ciepło klatki piersiowej i ud Draco, uczucie jego żeber wibrujących przy jej własnych za każdym razem, gdy mówił, podmuchy gorącego powietrza na jej szyi, gdy się śmiał. Nie mogła od tego uciec. Próbowała się skoncentrować, nasłuchiwać wskazówek dotyczących zewnętrznego świata, ale była całkowicie rozproszona przez rękę Draco ułożoną na jej brzuchu, sztywną i ciepłą. Próbowała odsunąć się od niego, by poczuć się bardziej komfortowo, ale jego ręka przesunęła się do jej żeber, trzymając ją, powstrzymując przed jakimkolwiek ruchem.

Pozostałe dziewczyny stały pod ścianami, robiąc co jakiś czas krok do przodu, by napełnić puste kieliszki. Dziesięć minut po wznowieniu rozmowy, Penelopa Clearwater wystąpiła naprzód i sięgnęła po wino Flinta. Chłopak gładko złapał ją za nadgarstek i również pociągnął na swoje kolana, a ona zadrżała, gdy odciągnął jej blond loki na bok.

Hermiona odkryła poczucie winy gotujące się w jej wnętrznościach, kiedy Goyle pociągnął Susan Bones na swoje kolana, zastanawiając się, czy ona i Draco rozpoczęli ten trend, czy też dziewczyny zwykle padały im na kolana po kolacji. Teo Nott był pierwszym, który zaproponował swojej dziewczynie kęs sera. Kiedy uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu, Hermiona zastanawiała się, czy to po prostu druga część wieczoru. Kiedy niewolnice jadły resztki ze stołów swoich panów.

Dwie dziewczyny zaczęły sprzątać talerze, a Hermiona obserwowała, jak nakrycia stołu znikają całkowicie, gdy tylko zostają postawione na blacie kredensu. Tutaj też panowała magia skrzatów, ale Hermiona wyraźnie zastanawiała się nad mugolskim zadaniem zmywania naczyń, czego żadna czarodziejska rodzina nie wykonywała bez magii. Kiedy jedna z dziewczyn sięgnęła po talerz Montague'a, ten dźgnął ją ostro widelcem, a potem zrobił całe przedstawienie o jedzeniu ostatniego kęsa. Zawiłość dynamiki otoczenia ją oszołamiała.

Po hałaśliwych rozmowach w połowie stołu zdołała rozpoznać pozostałych trzech chłopców. Cassius Warrington, Terrence Higgs i Miles Bletchley. Cała drużyna Quidditcha Slytherinu z ostatnich lat. Pierścienie miały teraz dla niej jeszcze więcej sensu. Higgs wydawał się bawić ze wszystkich najgorzej, ledwo ciesząc blondynką, która opadła mu na kolana.

Dziewczęta zaczęły samodzielnie sięgać po ser i owoce, gdy chłopcy powoli się upijali. Kilkoro z nich uśmiechało się i udawało, że dobrze się bawią. Wyłapała fragmenty rozmowy, coś o ciotce Puceya w Liverpoolu, drugim domu Bletchleya w Niemczech, kontuzji Notta w zeszłym miesiącu. Ale nic nie wyróżniało się jako szczególnie ważne.

Draco nadal trzymał się swojego pierwszego kieliszka wina, ale obserwowała, jak inne dziewczyny opróżniają karafki do kieliszków swoich panów. Hermiona trzymała ręce złożone na kolanach i spuściła wzrok, odkrywając, że kiedy rozgląda się wokół stołu, zawsze wyłapuje na sobie spojrzenie jednego z nich.

— Draco — zawołał Flint przez stół, policzki miał zarumienione od ilości wypitego wina, a jego palce bawiły się lokami Penelopy. — Skoro jej nie zasmakujemy, to może opowiesz nam trochę o Granger. Czy jest tak samo ognista w łóżku?

W sali rozległo się parsknięcie lub dwa, po czym przy stole ucichło. Koniuszki palców Draco zadrżały na jej żebrach. Poczuła ich nacisk, gdy powoli wydychała powietrze. Usłyszała, jak jego gardło zaciska się, gdy przełknął.

— Co chcesz wiedzieć? — Uniósł kieliszek wina i opróżnił go. Hermiona poczuła bicie swojego serca na kieliszku szampana, który mocno trzymała w palcach.

— Jest tak samo kujonicowata w łóżku?

Śmiech zebranych zabrzęczał w jej uszach, a ona uniosła głowę, by ujrzeć na sobie oczy ich wszystkich, pełnych pożądania lub okrutnego rozbawienia. Znowu zamrugała, a jej policzki płonęły.

— Na początku — powiedział w końcu Draco. — Teraz już wie, jak się zrelaksować... aby uniknąć kary.

Poczuła dreszcz na łopatkach, rozprzestrzeniający się na zewnątrz i zatapiający w skórze.

— Jaka jest jej cipka? — zapytał Montague, powstrzymując uśmieszek.

— Pyszna.

Zapadła cisza i Hermiona pomyślała, że być ​​może Draco powiedział coś niewłaściwego. Ponieważ on niekoniecznie… to nie było coś, co on… że oni…

— Dajesz jej dojść? — zapytał Goyle, wyrażając swoje obawy z grymasem.

— Zwykle więcej niż raz — powiedział, jakby zapytano go o pogodę. — Oczywiście nie na początku. A jeśli źle się zachowuje, nie zawracam sobie tym głowy.

Hermiona zaryzykowała spojrzenie w górę i złapała wzrok kolejnej z Partii, zanim dziewczyna spojrzała ze wstydem i opuściła głowę, jakby Hermiona właśnie zdradziła swój własny sekret. Być może nie było tak niespotykane, by ich partnerki miały orgazm.

— Z eliksirem czy bez? — zapytał z powątpiewaniem jeden z nich.

Jej oczy przesunęły się na Penelopę. Eliksir — ten, który Marcus Flint podał Pansy i Penelopie. Przed dzisiejszym wieczorem Hermiona miała tylko blady zarys pojęcia o tym, co robił ten specyfik. Teraz już rozumiała.

— Bez — zadrwił Draco. — To o wiele bardziej satysfakcjonujące – bez urazy, Marcus – kiedy same jęczą i błagają o to wszystko, nie sądzisz? — Jego ręka uniosła się z jej żeber i sięgnęła po lok, lekko okręcając go wokół palca. — I dźwięki, które wtedy wydaje — zanucił. Czuła jego oddech na swoim policzku. Jej żebra odmówiły rozszerzenia się, kiedy zamarła, chcąc usłyszeć, co chłopak ma do powiedzenia. — Kiedy jest blisko to tak, jakby wróciła do klasy, tak bardzo chcąc podać nauczycielowi właściwą odpowiedź. Nie może przestać się ruszać, nie może zamknąć ust. — Wpatrywała się w obrus, walcząc o oddech. Czuła, jak bardzo ściśnięty był jej żołądek, gdy jego palce wplątały się we włosy za jej uchem, przechylając jej twarz do niego. — Wolę wyślizgiwać się w nią, kiedy jest mokra i sama się za to nienawidzi.

Wpatrywała się w jego kołnierzyk, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Mówiła sobie, że to tylko gra. On nie ma na myśli nic z tego, co mówi. Wino wywołało ciepły rumieniec na jego szyi, a różowe plamy pojawiły się również wokół jego gardła, gdy przełykał.

Dobrze odegrał swoją rolę. Dopiero kiedy Zabini przemówił, zdała sobie sprawę, że chłopcy byli śmiertelnie cisi.

— Muszę przyznać, że mam tak samo — powiedział z lekkością w głosie, jakby grzecznie zmieniał temat, odchodząc od czegoś szczególnie paskudnego. — Sam nigdy nie używałem seksu jako kary. Ale — skinął głową Flintowi — doceniam posiadanie tego eliksiru w niektóre dni. — Zabini podniósł kieliszek. — Za pomysłowość Marcusa.

Wznieśli toast, a Flint się uśmiechnął. 

— W przyszłym tygodniu uwarzę nową porcję. — Posłał Draco wyrachowany uśmieszek i powiedział: — Byłbym zaszczycony, gdyby panna Granger skosztowała. Oczywiście na koszt firmy.

Napięta pauza. Spojrzenia wszystkich skupione na niej, oczy migoczące między Draco i Flintem. Blondyn przechylił głowę, a ona poczuła głęboki oddech, który wziął, zanim odpowiedział: 

— To niezwykle miłe z twojej strony.

Marcus Flint mrugnął do niego i opróżnił resztę kieliszka.

— Odkryłem, że kiedy już wypiją eliksir, następnym razem są bardziej otwarte — powiedział jeden z nich.

Inny się zgodził.

I słuchała, jak wymieniają się opowieściami o dziewczynach siedzących im na kolanach lub tych z przeszłości, jakby byli z powrotem w szatni Slytherinu po meczu Quidditcha. Śmiech rozbrzmiał ponownie. Montague opowiedział wyjątkowo paskudną historię o dziewczynie, z którą był w Hogwarcie, jednocześnie zrzucając z kolan tę, która tam siedziała, popychając ją, aż rozlała szampana ze swojego kieliszka.

Hermiona próbowała skoncentrować się na innych dziewczynach, wyjściach, ostrych sztućcach – wszystkim innym od przerażającego pokazu męskości i seksualności. Albo na sposobie, w jaki dłoń Draco pozostała w jej lokach, wijąc się i skręcając miękko. Warrington zaczął przesuwać dłońmi po biodrach i brzuchu swojej dziewczyny, a Hermiona zobaczyła skrawek jej majtek, gdy sukienka podjechała lekko do góry. Jedna z dziewcząt rozdających owoce i słodycze uśmiechała się skromnie za każdym razem, gdy jakaś wędrująca ręka ściskała ją za pośladki lub przesuwała się po boku jej uda. Usta Marcusa Flinta wędrowały wzdłuż szyi Penelopy pomiędzy rozmową z przyjaciółmi. Susan Bones wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować, gdy Goyle obrócił ją, by usiadła na nim okrakiem.

Hermiona poczuła żółć w gardle palącą jej płuca. Jeśli tak zachowywano się publicznie, nie mogła sobie nawet wyobrazić, na czym polegały ich prywatne spotkania. Nawet powolne pocieranie kciuka Draco za jej uchem nie mogło odwrócić uwagi od ucisku w klatce piersiowej.

Chłopcy rozmawiali ze sobą coraz głośniej. Poczuła, jak Draco się śmieje, kiedy Nott zażartował, a potem ryknął, gdy Pucey odważył się oddać Flintowi resztę swojej karafki, śmiał się, gdy Blaise poszedł po więcej wina. Gdy jej oczy podążyły za Blaise'em, nagle wylądowały też na Goyle'u chwytającym Susan za ramiona, spychając ją na ziemię między jego kolana.

Sapnęła, krztusząc się powietrzem. Nikt nie mrugnął nawet okiem. Jeszcze jedno spojrzenie pozwoliło jej dostrzec drżące palce Susan rozpinające spodnie Goyle'a. Twarz dziewczyny była blada, zrezygnowana.

Hermiona nie mogła oddychać. Taki był teraz ich los – zredukowane do roli dziwek na przyjęciu czystokrwistych, serwujące jedzenie i wino i uśmiechające się, gdy były obmacywane i gwałcone. Jej oczy zamgliły się, gdy napłynęły do nich łzy. Teraz już rozumiała, dlaczego Ginny nie umiała „grać grzecznej”, pomimo tego, ile musiało ją to kosztować.

Dłoń Draco przesunęła się na kark Hermiony, wyczuwając napięcie w jej ciele, zmianę w tempie oddechu. Wstręt i poczucie winy wpłynęły do ​​jej żył jak trucizna, pojawiło się obrzydzenie na myśl, że czuje się z nim bezpieczna, podczas gdy reszta z nich była do tego zmuszana.

Poczuła, że ​​zamarł w chwili, gdy odkrył, co ją zaniepokoiło.

— Naprawdę, Goyle? — syknął Draco, przecinając hałas i śmiech. Hermiona podskoczyła, słysząc ten dźwięk przy swoim uchu. — Nie przy stole.

Kilku chłopców zachichotało, gdy uświadomili sobie, o co chodzi i nachylili się nad stołem, by popatrzeć.

— Potrzebowałem deseru — mruknął Goyle, przechylając głowę i wywracając oczami, w dłoni trzymał kieliszek z winem.

— Wiesz, że z takimi rzeczami to do drugiego pokoju, Greg — powiedział z dezaprobatą Flint.

Sięgnął wolną ręką, chwytając włosy Susan. 

— Prawie skończone.

Hermiona powstrzymała unoszącą się w gardle żółć, drżąc. Nadal nie mogła oddychać. Nawet z ręką Draco na swojej szyi nakazującą jej, by pozostała spokojna, nie mogła zagłuszyć dźwięków, gdy Susan dyszała i krztusiła się.

— Zastanawiam się, czy Bones jest tak dobra jak Weasley.

Jej oko drgnęło, a płytki oddech był jak lód w piersi.

— Tak, to jest właśnie para ust, którą chciałbym wokół mojego fiuta — kontynuował Montague. — Szkoda, że ​​Avery nie dał mi spróbować, kiedy z nią skończył…

Kieliszek Goyle'a roztrzaskał się – rozprysk kryształowych odłamków rozsypał się po stole. Owoce i ser wystrzeliły na boki, odbijając się od ścian. Chłopcy podnieśli się na równe nogi, a ucisk w jej klatce piersiowej złagodniał, gdy Draco odwrócił jej ciało z różdżką w dłoni.

Patrząc ze zdumieniem w dół na swoją rękę, Goyle zgiął palce, obserwując szkło i krew w dłoni. Susan wyczołgała się spod stołu.

Hermiona odetchnęła głęboko.

Jej magia.

Draco spojrzał na nią w szoku, lekko trącając brodą jej nos. Posadził ją prosto, rozluźniając ramiona.

Marcus Flint jako pierwszy zaczął się śmiać. 

— Merlinie, Goyle! Nie podniecaj się tak!

Pucey i Montague dołączyli, drażniąc Goyle'a – wyśmiewając go za ściskanie szklanki tak mocno, że pękła.

— Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nikt mu nie obciągnął!

— To dlatego, że zbyt szybko zacząłeś zabawę.

Goyle uśmiechnął się, poprawiając spodnie, biorąc na siebie winę za całe zdarzenie. Blaise wrócił z naręczem pełnym butelek i śmiał się, oglądając całą scenę. Flint z uśmiechem na ustach odwrócił się do dziewczyn przy stole i powiedział: 

— Panie. Na kolana.

Palce Draco zadrżały na jej żebrach i spojrzał na Flinta.

— Chcę, żeby każdy kawałek szkła został zabrany, każdy kawałek jedzenia podniesiony i każdy but pocałowany — powiedział Flint, uśmiechając się do Draco. Kilka dziewcząt upadło już na kolana, zbierając szkło.

Hermiona próbowała uspokoić dudniące serce. Utrata kontroli, jaką właśnie miała, stawała się zbyt niebezpieczna. Odepchnęła wszystkie myśli o Ginny i schowała je w rogu swojej półki z książkami. Wstała, by zacząć sprzątać, jednak zatrzymała ją dłoń Draco zaciśnięta na jej nadgarstku.

— Myślisz, że twoja szlama jest zbyt dobra, żeby sprzątać, Draco?

— Właściwie to tak. Zwykle nie pozwalam, by sześćdziesiąt pięć tysięcy galeonów walało się po podłodze.

Hermiona błądziła wzrokiem między nimi. Każda inna dziewczyna padła na kolana, zaczynając sprzątać, podczas gdy chłopcy je obserwowali i znowu zaczęli pić.

— Wciąż jest tylko szlamą — powiedział powoli Flint, z uśmieszkiem rozchylając usta, by odsłonić swoje idealne, nowe zęby. — Prawda, Draco?

W głosie chłopaka brzmiało wyzwanie i Draco spojrzał na niego. Patrzyła, jak Blaise z łatwością otwiera butelkę szampana, z obojętnością obserwując Flinta i Draco.

Draco puścił jej nadgarstek. Szybko upadła na kolana, rozkoszując się po raz pierwszy od wielu godzin tym, że nie skupiały się na niej tysiące oczu. Poczołgała się do przodu, czując szkło wbijające w jej dłonie i kolana, i delektowała się tym bólem. Musiała być silna – dla Ginny, dla Rona. Dla Harry'ego. Dla wszystkich niewolników, którzy cierpieli te okropności i walczyli w bitwach, które Hermiona mogła sobie tylko wyobrazić.

Ale podczas zbierania kawałków sera, chleba i odłamków szkła, śmiech chłopców rozbrzmiał ponownie, zagrażając jej determinacji. Łzy ponownie wypełniły jej oczy i pociągnęła nosem, ledwo je powstrzymując.

Ręka Hermiony spotkała drugą pod stołem. Spojrzała w górę i zobaczyła dziewięć dziewczyn wpatrujących się w nią zmęczonymi oczami, trzymając się za ręce. Jej oddech terkotał, gdy dziewczyna o truskawkowo-blond włosach chwyciła ją za drugą rękę. Minęła zaledwie sekunda, zanim wszystkie ruszyły dalej, zbierając jedzenie i wyciągając odłamki szkła z kolan.

Te dziewczęta przeżyły ostatnie dwa miesiące i przetrwają kolejne. Mogła wytrzymać jedną noc i ułamek horroru. Nakładając korek na przepełnioną butelkę swoich emocji, wstała i stanęła obok krzesła Draco. Skupiła umysł na półce z książkami i wyobrażała sobie, że strony wypełniają się obrazami dzisiejszego wieczoru, aż zatrzasnęła okładkę i wsunęła tom na zapomnianą, zakurzoną półkę.

Nie minęło dużo czasu, zanim Flint wstał i powiedział: 

— Czy możemy przenieść się do Salonu, panowie?

Pucey i Montague szybko wstali z krzeseł, chwytając dziewczyny w pasie. Goyle został strącony z miejsca, w którym zasypiał na ramieniu Susan.

Hermiona przypomniała sobie, co powiedział wcześniej Flint. Z takimi rzeczami to do drugiego pokoju. To, co Goyle zrobił Susan, było czymś normalnym w sąsiednim pomieszczeniu.

Z pewnością Draco jej tam nie zabierze. Drugi pokój był wyraźnie przeznaczony do czegoś więcej niż „drobnego kontaktu”.

Jej serce znów zaczęło dudnić i odetchnęła, szukając w umyśle jeziora ze spokojną wodą.

Jeden po drugim chłopcy stopniowo wyprowadzali dziewczyny z jadalni. Draco zwlekał, nie spiesząc się z dopiciem drugiego kieliszka wina. Ulga zaczęła przesączać się do żył Hermiony. Zwlekał, żeby mogli łatwo stąd uciec. Stała cicho u jego boku, z oczami utkwionymi w podłodze, gdy Zabini mruczał do swojej dziewczyny, przechodząc obok.

— Draco. — Hermiona podniosła wzrok i zobaczyła, że ​​Flint zatrzymał się w drzwiach, a za nim stała Penelopa, Pucey i Mortensen. — Oczywiście idziesz?

Oddech Hermiony zamarł jej w piersi. Draco przeczesał ręką włosy i powiedział: 

— Obawiam się, że nie. Dziś wieczorem mam ważną rozmowę z ojcem. — Jego ręka powędrowała do krzyża Hermiony, gotowa ją wyprowadzić.

— Wiedziałem, że tak będzie — wybełkotał Pucey do ucha Flinta.

— No chodź, Draco! — Flint wykonał dramatyczny gest. — Wygrałem już dziesięć galeonów z Montague. Założę się, że nigdy nie przyprowadzisz jej na obiad. — Uśmiechnął się i wskazał kciukiem na Puceya. — Ten mówi, że nie wprowadzisz jej do Salonu.

Sposób, w jaki się do niej uśmiechali, sposób, w jaki słowo „Salon” spływało z języka Flinta sprawiło, że żołądek Hermiony zadrżał. Draco zmusił się do uśmiechu, bawiąc się pierścionkiem na swoim kciuku.

— Może innym razem.

Flint podszedł do nich. 

— O której zdzwaniasz się z nim przez Fiuu? —  zapytał, a jego ton był zwodniczo swobodny.

Krótka pauza i Hermiona zastanawiała się, czy chłopak próbował przekalkulować czas. 

— Wpół do dwunastej. Więc my już…

— To masa czasu! — Flint poklepał Draco po ramieniu, jakby czyn został dokonany. — Tylko mała wycieczka. — Jego oczy przesunęły się po klatce piersiowej i ramionach Hermiony. — Chcę zobaczyć, co Złota Dziewczyna myśli o naszym małym klubie.

Dłoń Draco mocno zacisnęła się na jej plecach, powodując napięcie w kręgosłupie. 

— Przypuszczam, że mamy jakieś dwadzieścia minut.

— Dwadzieścia minut to dla mnie mnóstwo czasu — powiedział Pucey, mrugając. Śmiech wyrwał mu się z piersi, gdy wciągnął Mortensen za drzwi. Poczuła delikatne pchnięcie w dolnej części pleców i ruszyła do przodu.

Hermiona zapamiętała drogę, którą schodzili po schodach, próbując stłumić narastającą panikę w piersi. Harper podążył za nią i Draco, gdy zbliżyli się do Flinta i Penelopy, który trzymał rękę na tyłku dziewczyny, gdy rozmawiał z Draco o swojej ostatniej podróży do Brazylii. Wrócili z powrotem tym samym korytarzem, którym przyszli, mijając kilkoro ludzi wciąż kręcących się w kątach, prowadzących ściszone rozmowy przy drinkach.

Przechodząc przez drzwi po drugiej stronie, Hermiona poczuła niskie dudnienie basu i rytmiczną, zmysłową muzykę. Zamknęła oczy, gdy czekali, przywołując do siebie to, co pozostało z jej samokontroli. Pomyśl o jeziorze ze spokojną wodą.

Zasłony rozsunęły się, ukazując dziewczynę widzianą na samym początku wieczoru – Charlotte – z tacą szampana i szkockiej.

— Panowie — przywitała ich z szerokim uśmiechem. Jej usta wciąż były mocno czerwone, a włosy opadały na plecy idealnymi falami. Prawdopodobnie zaczarowane, by takie zostały.

Flint wziął szklankę ze szkocką z jej tacy. 

— Charlotte, kochanie — zagruchał. — Wyglądasz zachwycająco. Kiedy w końcu wrócisz ze mną do domu? — Wydął wargi i pogładził ją po ramieniu.

— Pochlebstwa nigdzie cię nie zaprowadzą, Marcusie. — Charlotte mrugnęła do niego i odwróciła się, by podać tacę Draco. — I dobrze wiesz, że Carrowowie na to nie pozwolili.

Hermiona wpatrywała się w dziewczynę, katalogując te informacje, podczas gdy Draco wcisnął jej w dłoń kolejny kieliszek szampana. Więc byli w to zaangażowani Carrowowie. Posiadali niektóre dziewczyny. Jej wzrok padł na srebrną obrożę na szyi Charlotte, gdy ładna dziewczyna trzepotała rzęsami, spoglądając na Draco, a potem na Blaise'a, gdy ruszyła do niego z tacą.

Muzyka przybrała na sile, kiedy w końcu przeszli przez zasłony i wkroczyli do dużego pokoju o ciemnoniebieskich ścianach, urządzonego meblami z ciemnego drewna. Dziesiątki kanap i foteli zwrócone do siebie w intymnych lożach, ciągnące się we wszystkich kierunkach. Niskie światło świec i gęste kłęby dymu nad głową. Oczy Hermiony rozszerzyły się, błądząc po pokoju.

Mężczyźni na kanapach z dziewczynami na kolanach. Dziewczyny w srebrnych obrożach chodzące na wysokich obcasach i w jeszcze krótszych halkach niż jej własna, roznosiły tace z koktajlami i kryształowe półmiski pełne przekąsek. Po ich lewej stronie otworzyły się drzwi i Hermiona podskoczyła, gdy wytoczył się zza nich mężczyzna zapinający spodnie. Wpatrując się w mały pokój, widziała dziewczynę stojącą obok fotela, prostującą sukienkę z wyćwiczonym uśmiechem, zanim Draco pchnął ją dalej.

Przełknęła żółć w gardle, starając spojrzeć w każdy zakamarek. Stolik do gry w pokera po prawej, przy którym zebrało się kilku mężczyzn, dziewczęta zebrały się przy ich bokach i dopingowały grę. Nott Senior na czele, rzucający kostką z długonogą blondynką u swego łokcia. Hermiona szarpnęła głową w przeciwnym kierunku, bojąc się spojrzeć mu w oczy.

Wydawało jej się, że na jednej z kanap widzi spokojnie śpiącego mężczyznę, ale potem zdała sobie sprawę, że jego głowa jest odrzucona do tyłu w błogości, a jedna z dziewcząt klęczy na ziemi między jego nogami, z ustami na nim. Hermiona szybko odwróciła wzrok, znowu czując gorycz w gardle. Wyglądało to tak, jakby otworzyła puszkę Pandory. Bez względu na to, gdzie spojrzała, znajdowała innych w podobnych pozycjach – na pełnym widoku.

Przed nimi przeszła blondynka w samych majtkach i staniku, prowadząc starszego mężczyznę w stronę drzwi po lewej stronie. Już rozpinał pasek, kiedy wszedł za nią do małej budki.

To było jak burdel z elementami mugolskiego klubu ze striptizem. Transakcje były albo otwarte, albo ukryte w prywatnych budkach; wydawało się, że zależało to od preferencji mężczyzny. Hermiona zobaczyła dziewczynę podskakującą na młodym mężczyźnie w sposób wyraźnie wskazujący na penetrację. Jej policzki płonęły, gdy mijali tę parę, boleśnie świadoma obecności Draco obok niej, westchnień dziewczyny i chrapliwych jęków odbijających się echem w uszach.

Flint poprowadził ich w głąb pokoju, a dłoń Draco ułożona na jej plecach przycisnęła ją mocniej do jego boku. Wiedziała, że ​​zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby nie przyprowadzić jej tutaj, do „Salonu”. Przez ostatnie kilka tygodni ledwie mogli na siebie patrzeć – wylądowanie tutaj dzisiaj było prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jakiej pragnął. Nie było łatwego sposobu na poradzenie sobie z zaistniałą sytuacją. Po prostu musieli przez to przejść.

Skręcili za róg, przechodząc przez duże, łukowate przejście i wkroczyli do innego pokoju, po lewej częściowo zapełnionego prywatnymi budkami. Jeszcze kilka par drzwi przy najdalszej ścianie; druga strona była wypełniona pluszowymi, aksamitnymi kanapami i fotelami. Płonący kominek na prawej ścianie, emanujący bursztynowym blaskiem, a ponad tym wszystkim niebieska kula światła, rzucająca cienie na znajome twarze. Dwie dziewczyny w srebrnych obrożach tańczyły na czystym podeście w pobliżu centralnej części wypoczynkowej, podobnej do sceny w klubie, podczas gdy mężczyźni wylegiwali się i rozmawiali na fotelach naprzeciwko nich.

Jej płuca wypełniły się powietrzem, uspokajając dudniące serce. Poza tańcem nie było tu niczego, czego nie widziałaby już wcześniej w drugim pokoju.

Ujrzała Charlotte idącą przez tłum z tacą z przystawkami i owocami, a inna dziewczyna podążała za nią z napojami. Ręce mężczyzn muskały je po tyłkach i udach podczas serwowania, a Charlotte posyłała każdemu z nich mrugnięcie i uśmiech.

Nastolatkę o oliwkowej skórze ciągnięto pod ramię do prywatnej budki. Kiedy ją mijali, jej oczy były czerwone, a policzki mokre od łez. Hermiona zamrugała, odwracając wzrok. Gdzieś w jej myślach było jezioro. Czyste jezioro o spokojnych, nieruchomych wodach…

Impreza wyhamowała, rozbijając jej koncentrację. Marcus opadł na kanapę naprzeciwko Teo i jego partnerki, a on sam przyciągnął Penelopę do swojego boku. Penelopa wyglądała, jakby w końcu nadszedł dla niej moment, którego bała się przez całą noc, kiedy Marcus objął ją ramieniem i zaczął bawić się jej lokami.

Draco zaczął kierować ją w stronę innego kompletu kanap, ale Flint chwycił podłokietnik dużego fotela i przysunął go bliżej, wskazując Draco, by ten usiadł. Blondyn uśmiechnął się lekko i ułożył na poduszkach, popychając Hermionę, by usiadła na poręczy zamiast na jego kolanach. Nie była pewna, co było lepsze – z tej grzędy wciąż widziała cały pokój.

— Panno Granger – zapiał Flint w rytm dudniącej muzyki. — Jak ci się podoba nasz Salon? Czy to wszystko, o czym marzyłaś, a nawet więcej? — Uśmiechnął się ponad szklanką z trunkiem, patrząc na nią.

Hermiona oderwała od niego wzrok i spojrzała na swoje kolana, zaciskając wargi. Bała się otworzyć usta, jakby gniew i żółć mogły wylać się z niej falami, gdyby to zrobiła.

— Powiedziałbym, że naprawdę powinny być nam wdzięczne — zawołał Warrington do Flinta z sąsiedniej kanapy, ze swoją Partią na kolanach i jej ustami na swojej szyi.

— Wdzięczne? — Pogardliwa odpowiedź opuściła jej usta, zanim zdążyła ją powstrzymać. Draco zamarł obok niej bardzo nieruchomo. Jej serce zatrzepotało w narastającym poczuciu paniki.

Warrington skierował na nią wzrok. 

— Zgadza się, szlamo. Za tak piękną salę. Za zaproszenie na kolację i szampana.

Spojrzała w dół w tym pokazie posłuszeństwa, a jej serce biło jak szalone.

— Wszystkie jesteście takie same, mugolaczki — wycedził Pucey. — To leży w waszej prawdziwej naturze. Nie musisz już dłużej zaprzeczać, Granger. — Spojrzał na nią, a ona poczuła, jak jej skóra cierpnie. — Spójrz, jak bardzo im się to podoba! — Odwrócił się i skinął na niewolnice – tańcząca dwójka zachichotała, inna jęknęła, gdy naparła biodrami na mężczyznę na fotelu. A na innej kanapie Cho Chang powoli pocałowała inną dziewczynę, gdy Mulciber patrzył, pieszcząc się przez spodnie.

— No już, Granger — zanucił Flint. — Nie psuj nam zabawy. — Jego palce zaczęły odpinać pasek, a Penelopa odstawiła kieliszek szampana, ześlizgując się na podłogę między jego kolanami z pustym wyrazem twarzy. — Niech Draco wie, jak bardzo go doceniasz.

Hermiona odwróciła wzrok, oddychając ciężko, gdy zauważyła, że ​​dziewczyna Warringtona odwraca się, by usiąść mu na kolanach. Poczuła ucisk w żołądku, a wymiociny podskoczyły jej do ​​gardła. Przełknęła je i wpatrywała się w ścianę.

Draco położył dłoń na jej kolanie – ciche ostrzeżenie, żeby się nie ruszała.

— Wolę otrzymywać od niej wyrazy uznania na osobności. Poza tym nie chciałbym rozpraszać twoich ptaszków rozmiarem mojego fiuta.

Słuchała śmiechu Flinta, a jego oddech stawał się coraz szybszy z podniecenia i tego, co robiła mu Penelopa.

Patrzyła, jak Charlotte podaje owoce chłopcom, którzy obecnie nie zmuszali swoich niewolnic do seksu oralnego.

Poczuła woń dymu z cygar i usłyszała odgłosy śmiechu, brzęk szklanek, sapanie i jęki.

Jej prawdziwa natura, powiedział. Jako mugolaczki.

Draco szepnął jej, że niedługo wyjdą, a ona powoli zamrugała, patrząc na dywany, z oczami przyklejonymi do kolan brunetki, której prawie nie znała, gdy dziewczyna siedziała przed czystokrwistym chłopcem, który wierzył, że powinna mu podziękować za tę możliwość.

Para szampańskich szpilek przyczepionych do beżowych nóg przystanęła przed nią. Charlotte z tacą. Dziewczyna zaproponowała, że ​​przyniesie Draco drinka, a on odmówił, mówiąc, że wkrótce wychodzą.

Hermiona ledwo ich słyszała, lekko kołysząc się na swojej żerdzi. Obezwładniające zmęczenie osiadało jej na powiekach.

— Panno Granger?

Patrząc w górę, ujrzała Charlotte, wciąż stojąca obok, a jej wzrok rozjaśnił się, gdy mrugnęła. Hermiona zmarszczyła brwi, zdezorientowana tym, że dziewczyna mogła zwrócić się do niej tak bezpośrednio.

— Coś do jedzenia? — zapytała Charlotte, mrugając powoli długimi rzęsami, opuszczając ramię, by zaoferować Hermionie kosz owoców. — Może winogron?

Hermiona spojrzała w dół, znajdując przed sobą kiść gęstych, burgundowych owoców – wołających do niej z innego życia – coś, co kiedyś coś znaczyło.

Jej umysł rozjaśnił się gwałtownie. Spojrzała w górę szeroko otwartymi oczami. Charlotte oderwała jeden z owoców od kiści i podała jej go z delikatnym uśmiechem.

Hermiona przyjęła go, szybko chowając w dłoni, jakby ukrywała skradziony towar. Jej serce łomotało o żebra, na wspomnienie drżących palców układających winogrona na posadzce Ministerstwa w to, czego jej głos nie był w stanie wyrazić.

Znowu zaczęła szukać wzrokiem Charlotte, ale już zdążyła się oddalić.

Siedząca po drugiej stronie pokoju Cho Chang po raz pierwszy napotkała jej spojrzenie, kiedy swoimi ramionami oplatała barki Mulcibera, który całował ją po obojczyku. Cho wsunęła duże, dojrzałe winogrono między pomalowane wargi, a jej oczy płonęły ogniem rewolucji.


7 komentarzy:

  1. Czytając ten rozdział czuje się jak Hermiona. Wszystko podchodzi mi do gardła i chce mi się wymiotować. Minęło sporo czasu odkąd czytałam to w oryginale i wracając do tego rozdziału moje uczucia wcale nie zelżały, wręcz się jeszcze nasiliły. Hermiona miała naprawdę ogromne szczęście, że to Draco ją kupił. W życiu nie pozwoliłby, by coś jej się stało. To, że otwarcie mówi, że się z nikim nie dzieli nie jest jedynie samolubnością, że ona należy do niego, to jest też troska, by nikt jej nie skrzywdził. By nikt nie poniżył jej tak, jak poniżana jest reszta dziewczyn. Usługują swoim panom, robią za zabawki erotyczne. To jest po prostu obrzydliwe. Jak myślę o kolejnych scenach z zamku to już mnie przechodzi dreszcz, bo wcale nie będzie lepiej. Goyle jest po prostu obrzydliwy, tak samo jak Flint i reszta, ale oni chociaż jeszcze jakoś się zachowują, choć to jest zachowanie na granicy przyzwoitości. Jeszcze ten cholerny eliksir Flinta… Żaden spojler moi kochani, ten motyw się będzie pojawiał co jakiś czas. Przecież po coś ten eliksir został stworzony, żeby faceci mogli w pełni korzystać z tego, co dostali. Cieszy jednak to, że dziewczyny mimo wszystko się nie poddały i choć nie mogą mówić tego głośno, to gesty mówią więcej, niż zrobiłyby to słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział wzbudził we mnie tyle emocji… I szczerze mówiąc końcówka mnie powaliła! Brawo dziewczyny! Jesteście wielkie! Nie wyobrażam sobie całego piekła, które przechodzą, a mimo wszystko nie załamały się.
    Perspektywa Hermiony jest cudna, jej emocje były moimi emocjami.
    Annie

    OdpowiedzUsuń
  3. Faceci są obrzydli że się tak zachowują. Ale dobrze że Draco pilnuje aby Herm nic się nie stało 🥺

    OdpowiedzUsuń
  4. Fuj... Masakra... Znowuż czuję się jak w pierwszym tomie "W Kajdanach"

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, miałam dreszcze przez cały ten rozdział i byłam bliska wymiotów. Co za obleśne potwory, mam taką nadzieję, że to się mimo wszystko skończy dobrze i każdy jeden oberwie z nawiązką! I nie, wcale nie byłabym taka humanitarna dla tych zwyrodnialców, niech cierpią takie same upokorzenia. Gnidy! A ta minister grecka? Niech cię piekło pochłonie, kobieto, jeśli na to wszystko pozwalasz. Przez cały rozdział czekałam, aż wydarzy sie cokolwiek dobrego - nawet w jakiś zupełnie neutralnych tekstach Blaise'a upatrywałam sympatii i chęci ucywilizowania tego wszystkiego, ale nie wiem, czy to nie na wyrost z mojej strony - i się doczekałam! Brawo, Cho, brawo, dziewczyny! Oby niedługo nadszedł dobry moment na odwet!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam podobne odczucia do Hermiony, czuję zolc i chęć wymiotowania. Podczas całego rozdziału w mojej głowie kołatała tylko jedna myśl "człowiek, człowiekowi zgotował ten los". Współczuję wszystkim dziewczynom, oby w przyszłości miały okazję do zemsty...
    Mam nadzieję, że Hermiona nie jest jedyną kobieta traktowana w normalny sposób. Kiedy czytałam, że Draco trzyma rękę na jej plecach, kolanie, trzymał ją na kolanach, czułam to bezpieczeństwo, które jej dawał. Starał się jak mógł ją ochronić. Jednak przy tym stadzie na palonych baranów to bardzo ciężkie. Poraniona na skórze, ale jakie rany zostaną na jej sercu, w psychice. Tyle bólu. Tyle poddaństwa.
    Salon to istne piekło, tylko z tym może mi się to kojarzyć. Upodlenie kobiet, złamanie ich w najgorszy możliwy sposób.
    Eliksir Flinta kiedy nie chcesz sexu, ale musisz (domyślam się że do tego został stworzony), to gorsze od gwałtu,chociaż właściwie czy można to porównywać? Raczej nie, bo cokolwiek robią jest źle, brutalne i podle. Misister z Grecji, Ministra... Kobieta, zachowała się jak typowa burdelmama... Straszne gnidy. Straszą scenografia. Straszne traktowanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega ciężkie, tyle emocji, takie szczegółowe opisy. Myślę, że dla Draco jest to tak samo ciężkie.

    OdpowiedzUsuń