— Nie — Tonks pokręciła głową. — List, który chłopcy wysłali do Remusa, nie wyjaśniał zbyt wiele, ale czy naprawdę ma to jakieś znaczenie? Skoro i tak został zniszczony.
— Chyba nie — przytaknęła z roztargnieniem Hermiona. — Chciałbym tylko móc być w stanie zrobić trochę więcej, aby im pomóc, a może gdybym wiedziała, jak zniszczyli medalion…
— Świetnie ci idzie — zapewniła ją przyjaciółka. — Wszystko jest na teraz w porządku; Ministerstwo trzyma się dobrze, a kolejny horkruks został zniszczony. Nie zrozum mnie źle, moglibyśmy radzić sobie lepiej…
— O wiele lepiej — westchnęła, odgarniając loki z twarzy. — Powinnam była iść z nimi…
— Twoje talenty o wiele bardziej nadają się do pomocy McGonagall w Hogwarcie — powiedziała Tonks. — Chłopcy najwyraźniej mają się dobrze, a Zakon chciał, aby jedno z was zostało tam, gdzie możemy do was dotrzeć…
— Wiem — zmarszczyła brwi, przecierając oczy. — Po prostu nie wiem, jak bardzo jestem w tej sytuacji pożyteczna. Wydaje mi się, że jedyne, co robię, to organizowanie świątecznych balów i innych rzeczy z zakresu obowiązków Prefektów Naczelnych, które są obecnie całkowicie niepotrzebne.
— Nie możesz winić McGonagall za to, że próbuje podtrzymać wszystkich na duchu — powiedziała Tonks, lekko wzruszając ramionami. — Bal Bożonarodzeniowy może być dla ciebie czymś dobrym. W końcu opowiadałaś mi, jak dobrze bawiłaś się na ostatnim… Czy tym razem też zaprosił cię tam jakiś przystojny Bułgar?
Hermiona poczuła, jak na jej usta wpełza uśmiech.
— Nie, tym razem żadnych Bułgarów — wymamrotała. — Ale Michael zapytał mnie, czy zechciałabym z nim pójść.
— Kim jest Michael?
— Michael Corner — wyjaśniła z zamyśleniem. — Ale myślę, że wspomniał o tym tylko dlatego, że oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi. I mam nadzieję, że to jedyny powód.
— Dlaczego? — spytała Tonks, unosząc brew. — Czyżby nie grzeszył rozumem?
— Nie, jest naprawdę w porządku — powiedziała Hermiona. — Ja tylko…
— Wolisz kogoś innego.
Draco…
Hermiona podniosła głowę, by przyjrzeć się Tonks swoimi zdziczałymi oczami, gdy panika ogarnęła jej umysł.
— C-co? — zająkała się. — Co masz na myśli?
— Ron. — Tonks uśmiechnęła się porozumiewawczo. — Wszyscy widzieliśmy, jak bardzo miło było wam razem na weselu i wspominałaś mi, że ci się podoba.
— Och, Ron — wydyszała Hermiona, poświęcając chwilę na rozkoszowanie się ulgą, która ją ogarnęła. — T-tak, oczywiście.
— Wszystko w porządku, Hermiono? — zapytała Tonks z troską.
— Nic mi nie jest — mruknęła niepewnie. — Nie radzę sobie zbyt dobrze z nieznajomymi łóżkami i nie spałam za dużo.
Technicznie rzecz biorąc, nie było to kłamstwo; z pewnością nie spała przez większość nocy, ale drapiący materac miał niewiele wspólnego z jej niezdolnością do rozkoszowania się snem. Przez długie i samotne godziny wpatrywała się wyczekująco w zegar, prawie z nadzieją oczekując, aż w końcu usłyszy alarm. To było… denerwujące leżeć w łóżku i wiedzieć, że chłopaka nie ma w pokoju obok, a jej myśli koncentrowały się wokół niego od zachodu do wschodu słońca.
Tonks była praktycznie po drugiej stronie drzwi, ale Hermiona czuła się bardzo samotna i nie mogła przestać się zastanawiać, jak Draco radził sobie siedząc tej nocy sam w Wieży Gryffindoru. Po ostatnim incydencie, kiedy została u Ginny, a on próbował uciec, spodziewała się… czegoś, ale najwyraźniej chłopak radził sobie dobrze, skoro jej zegarek milczał. To ją lekko niepokoiło.
Kiedy wcześniej skończyła swoje zajęcia, rozważała szybkie wpadnięcie do dormitorium, żeby sprawdzić, co u Draco. Jednak wspomnienie jej próby pocałowania go zmusiła ją do zastanowienia się dwa razy. Po lekkim lunchu i powolnym spacerze po Hogsmeade – gdzie zaczęła dostrzegać pierwsze oznaki Bożego Narodzenia – ona i Tonks dogłębnie omówiły wojnę, a także wiele innych tematów, jednak jej umysł stale wracał z powrotem do Draco; jak bumerang.
— Wiesz, Ron i ja nie jesteśmy razem — powiedziała nieco defensywnie. — Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Tonks zmarszczyła brwi.
— Czyżby ci się jednak nie podobał, Hermiono?
— To nie tak, że mi się nie podoba — przyznała. — Ale myślę, że lepiej dla nas jeśli pozostaniemy tylko przyjaciółmi. On.... nie podoba mi się tak, jak powinien.
Tonks zachichotała i czule poklepała przyjaciółkę po plecach.
— Nikt nie zmusza cię do polubienia Rona, Hermiono. Jak nie, to nie…
— Czy ty i Remus otrzymaliście dużo… krytyki ze strony innych, kiedy zaczęliście się spotykać? — zapytała ostrożnie. — Z powodu waszej różnicy wieku?
— Wiele osób szybko wydało wobec nas swój osąd — powiedziała z namysłem Tonks. — Remus był tym bardziej zaniepokojony niż ja, ale tak, mieliśmy trochę kłopotów ze strony wścibskich gnojków, którzy nie mieli nic lepszego do roboty.
— Czy kiedykolwiek kwestionowałaś swoje uczucia?
Tonks westchnęła i z zamyśleniem poklepała się po kolanie.
— Wiedziałam, że ludzie nie będą uznawać tego za całkowicie normalne — wyznała po chwili. — I prawdopodobnie byłoby mi łatwiej związać się z kimś w moim wieku, ale tego się nie wybiera. To się po prostu dzieje.
Hermiona pokręciła głową i posłała przyjaciółce delikatny uśmiech.
— Czy było warto? — zapytała. — Mimo nieprzychylnych spojrzeń i…
— Do diabła, tak! — wykrzyknęła. — Słuchaj, kiedy trwa wojna i masz dziecko w drodze, londyńskie plotki są najmniejszym z twoich zmartwień. Poza tym, gdybym zignorowała moje uczucia do Remusa, żałowałabym tego do końca życia.
Brunetka przygryzła dolną wargę i zamruczała z namysłem.
— Myślę, że nasz czas jest zbyt cenny, skoro świat może skończyć się choćby jutro.
— To dość pesymistyczne — Tonks mrugnęła do niej przyjaźnie. — Ale tak, życie jest krótkie. Ktoś wpadł ci w oko, Hermiono?
Warga Hermiony drgnęła.
— Coś w tym stylu.
— Ktoś kogo znam?
Twój kuzyn.
— Nie — potrząsnęła głową. — On jest… tylko jednym z chłopców z mojego roku, ale Harry i Ron za nim nie przepadają.
To nie było kłamstwo.
— Przeboleją to — zapewniła ją Tonks lekceważąco machając dłonią. — Więc... jaki on jest?
Hermiona zamilkła na chwilę, by zebrać myśli i słowa. Tonks miała w sobie tę godną zaufania manierę, która często nakłaniała ją do wyjawiania sekretów, i musiała być ostrożna co do tego, ile jej mówiła.
— To dupek — zaczęła bez ogródek, zauważając rozbawiony błysk w oczach Tonks. — Jest nieznośny, skomplikowany i nie słucha ani jednego słowa, które do niego mówię…
— To typowe dla większości mężczyzn…
— Jest bezczelny — Hermiona kontynuowała swoją tyradę. — I arogancki, i okrutny i bardzo zimny…
— Również dość powszechne…
— A czasami tak mnie wkurza, że mogłabym go po prostu udusić albo przekląć na jakiś cholerny sąsiedni kontynent!
Tonks wzięła oddech, próbując stłumić chichot, i z mądrym uśmieszkiem przyglądała się swojej młodszej towarzyszce.
— Ale?
Hermiona przełknęła i poczuła, jak kłują ją pod powiekami.
— Ale jest taki piękny — szepnęła smutno. — Całkowicie zagmatwany i totalnie okropny, ale jest w nim coś, co jest dla mnie po prostu piękne. Naprawdę nie potrafię tego wyjaśnić.
To było takie dziwne i cudowne, powiedzieć to na głos drugiej osobie, ale oczywiście zachowywała dla siebie wszystkie mroczniejsze szczegóły, co do swojego ślizgońskiego współlokatora. Jej pseudostarsza siostra przyglądała się Hermionie ze współczuciem, zakładając kosmyki fioletowych włosów za ucho i wyglądając na niezwykle zadowoloną z wyznania dziewczyny.
Gdyby tylko wiedziała…
— Czy wiesz, co on do ciebie czuje?
Hermiona zmarszczyła brwi i pochyliła głowę.
— Mówi mi, że mnie nienawidzi…
— Czy kiedykolwiek się całowaliście? — Tonks śmiało drążyła temat.
Hermiona poczuła, jak gorący rumieniec wpływa na jej policzki.
— Kilka razy — mruknęła cicho. — Ale było to… impulsywne i nie trwało długo…
— Kto kogo pocałował?
— Cóż — Hermiona zawahała się. — Ja… zainicjowałem pierwszy z nich, ale od tamtej pory on pocałował mnie dwa razy.
Na twarzy Tonks pojawił się figlarny uśmiech.
— Jak dla mnie, brzmi to całkiem obiecująco.
— Nie — odparła Hermiona, marszcząc nos z rozczarowaniem. — To jest bardziej skomplikowane. Odepchnął mnie, kiedy ostatnio próbowałam, i nawet nie wiem, czy naprawdę go lubię. Jest w nim po prostu… coś, co…
Urwała, a Tonks pocieszająco skinęła jej głową.
— Śmiało — nalegała. — Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
— Coś… co mnie rani — dokończyła łamiącym się głosem. — Ma wokół siebie tę… tę tarczę i nie sądzę, żebym mogła się przez nią przebić. Próbuję, ale za każdym razem, gdy myślę, że już mi się udało, po prostu wszystko się wali i nie wiem, czy mam siłę, aby znowu spróbować…
— Hermiona…
— Ciągle widzę w nim te przebłyski naprawdę przyzwoitej osoby — kontynuowała, a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. — I myślę, że to właśnie mnie… w nim pociąga, ale ja…
— Hermiono — ponownie przerwała Tonks. — Już w porządku. Po prostu brzmi on na trochę zdezorientowanego. Wszystko się ułoży.
— A co jeśli…
— Po prostu rób to, co uważasz za słuszne, kochanie — poradziła powoli, a Hermiona przypomniała sobie, że sama powiedziała kilka bardzo podobnych słów do Draco. — Chcesz napić się herbaty przed snem?
— Czy mogę zamiast tego prosić o gorącą czekoladę?
***
Draco siedział zwinięty niezgrabnie na zimnych deskach podłogi, z roztargnieniem bawiąc się pozostałościami śnieżnej kuli od Granger. Z obojętnością złapał za jeden z odłamków i syknął przez zęby, gdy wzdłuż jego palca spłynęła rubinowa łza. Spojrzał krytycznie na swoją krew, a zimny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, gdy przypomniał sobie dzień w łazience, kiedy widział o wiele więcej krwi, i to nie tylko swojej.
Krew Granger była dokładnie taka sama.
To była naprawdę przerażająca świadomość i winił to za każde kolejne wydarzenie, które nastąpiło, a także wszystkie objawienia, które dotknęły go podczas jej nieobecności. Paraliżującym faktem było to, że Granger miała w sobie każdą cechę, którą podziwiał; inteligencję, dowcip, siłę, a także coś, czego nie mógł pojąć. Była po prostu… dobra.
Gdybym była osobą czystej krwi o dokładnie tej samej osobowości, czy tak szybko odrzuciłbyś to, co wydarzyło się dziś rano?
Mózg chłopaka był przepełniony jej słowami, odkąd odeszła; każde zdanie, które kazało mu wątpić w te cholerne uprzedzenia, odbijało się echem w jego czaszce, ale wciąż mocno trzymał się tych wątłych szeptów o tradycjach swojej rodziny. To, co kiedyś wydawało się tak oczywiste, teraz było niestabilne i słabe. Chciałby móc zrzucić całą winę na nią, ale doszedł do wniosku, że wszystko leżało w lukach jego przekonań, co wcale nie ułatwiało sprawy.
Jesteś człowiekiem, Draco, i popełniłeś pewne błędy, ale nie mogę cię za to nienawidzić.
Zacisnął oczy. Błędy…Wieża Astronomiczna. Z pewnością, gdyby był aż tak pewien, że Voldemort i jego zasady są właściwe, to zadanie byłoby łatwiejsze do wykonania. Może właśnie wtedy zaczął w to wszystko wątpić…
Wiesz, to tylko słowa. Slytherin, Gryffindor. Czysta krew czy szlama. Nie one dyktują, jak powinniśmy żyć.
Łatwo było jej to mówić. Z jego niesławnym nazwiskiem wiązały się pewne oczekiwania i raczej nie mogła sobie wyobrazić, pod jak wielką znajdował się presją. Był pewien, że Potter powiedział dziewczynie wszystko o jego załamaniu w toalecie w zeszłym semestrze, ale to był jedynie skrawek tego dramatu. Były też czasy, kiedy rzucał na pokój wszystkie znane mu zaklęcia wyciszające i po prostu krzyczał, aż pękały mu płuca. Blaise i Pansy widzieli kilka jego słabszych momentów, ale nikt nie był świadkiem jego prawdziwych wybuchów chaosu. Jeszcze zanim otrzymał swoje zadanie, Draco czasami łapał się na tym, że wpatrywał się w swoje odbicie i zastanawiał, czy styl życia pełen nienawiści to dla niego zbyt wiele.
Dlaczego wciąż musisz udawać, kiedy jestem jedyną osobą, która ma z tobą kontakt?
Bo jeśli nie, to co jeszcze by mu pozostało? Został pozbawiony bogactwa, magii, statusu. Jeśli porzuci to, jakim został wychowany, nie pozostanie mu nic.
Niektórzy ludzie się nie zmieniają, Granger...
Nie ty…
— Kurwa mać — jęknął do siebie, chowając twarz w dłonie.
Poprosiłeś mnie, żebym została. Ja… chciałam zostać.
Nigdy wcześniej się z kimś takim nie całował. To było jak buntowniczy wybuch, który sprawiał, że nagle poczuł się wolny. Zdawał sobie sprawę z tego, kogo całował i że w ogóle nie powinien pozwalać się jej dotykać, ale w tej chwili gówno go to obchodziło. Po bliższej inspekcji, naprawdę miał to w dupie. Nie było tu nikogo, kto by go skarcił za samodzielne myślenie i robienie tego, co czuł, że jest…
Po prostu rób to, co uważasz za słuszne.
Ryzykowne, ale ostatecznie zbyt kuszące.
Żałosna prawda była taka, że tęsknił za nią i to nie tylko ze względu na rozrywkę, jaką mu dawała; tęsknił za nią jako za osobą. Za jej głosem, małymi dziwactwami, ogniem… za wszystkim. Miała wrócić jutro, chociaż nie miał pojęcia, o której godzinie. Z tego, co wiedział, mogło być dość wcześnie rano, więc jego decyzja o ponownym położeniu się w jej łóżku była dość ryzykowna i stanowiła kolejny cios dla jego dumy.
Ale wydawała się być słuszna.
***
Tonks wyszła rano o ósmej, a Hermionie udało się dotrzeć do szkoły, zanim rozleniwieni uczniowie zaczęli się wybudzać i wędrować po korytarzach. Była tak zdenerwowana, że przygryzła swoją dolną wargę na tyle, aż ta zaczęła krwawić, co oznaczało szybki powód do wizyty w Łazience Prefektów, aby uleczyć ranę. Być może zwlekała, ale spędziła dobre kilka minut, analizując swoje odbicie i próbując wymyślić strategię stawienia czoła Draco po jej zawstydzającym zachowaniu dwa dni temu.
Uznając, że odkładała to już wystarczająco długo, udała się do swojego dormitorium, wahając, czy wziąć głęboki oddech, zanim wyszepta odpowiednie hasło. Wślizgnęła się do środka, zamierzając być tak cicho, jak to tylko możliwe, ale podmuch wiatru trzasnął za nią drzwiami.
Cholera…
Zamarła, gdy usłyszała szuranie po drugiej stronie dormitorium. Brzmiało ono dziwnie, prawie tak, jakby dochodziło z jej własnego pokoju. Ta myśl ledwie zdążyła przemknąć jej przez głowę, a drzwi do sypialni otworzyły się, by ukazać wychodzącego zza nich bardzo spiętego Ślizgona. Draco najwyraźniej właśnie się obudził; jego włosy były łobuzersko potargane, a na sobie miał tylko koszulkę i luźne spodnie od piżamy, jednak to celowy i nieco dziki błysk w jego oczach sprawił, że jej serce zamarło
Przez chwilę ociągał się we framudze, wpatrując się w nią twardo, jakby nie był pewien, czy rzeczywiście przed nim stała. Hermiona otrząsnęła się z transu i uderzyła ją fala gniewu, gdy chłopak śmiałymi krokami zaczął maszerować w jej kierunku.
— Byłeś w MOIM pokoju?
— Tak — fuknął, przyspieszając kroki i zmniejszając dystans między nimi.
— Jak do diabła…
Draco jej przerwał; chwytając ją za twarz i miażdżąc usta w desperackim pocałunku. Westchnął drżąco w jej wargi, nie dbając o to, jak bardzo była sztywna i nie reagowała na niego, działając instynktownie. Odsunął się, ale trzymał ją blisko siebie, rozkoszując się jej małymi westchnieniami łaskoczącymi go w podbródek. Zacisnął szczękę i oczy, szykując się na jej odrzucenie i oburzenie, ale ona przechyliła głowę, by ponownie się w niego wpić.
Gest dziewczyny był nieśmiały, ale jemu to wystarczyło, więc pchnął ją brutalnie na drzwi, połykając jej westchnienie. Jego ruchy były gwałtowne i niemal dzikie, gdy wciągał ją do środka i chciwie gryzł jej wilgotne i zmarznięte usta. Dotrzymywała mu kroku, odwzajemniając pocałunki z rozpływającymi się nerwami; drżącymi palcami kurczowo trzymając się jego ramion. Dłonie chłopaka przesunęły się w górę, do jej kości policzkowych i loków, wywołując u niej jęk, który sprawił, że jego biodra zadrżały.
Przycisnął się do niej tak bardzo, jak tylko mógł, sunąc opuszkami palców po jej szyi, ramionach i żebrach, by zaborczo wbić je po jej bokach. Jęknął, gdy przeczesała paznokciami jego włosy, mijając wrażliwe miejsce na jego kręgosłupie, które sprawiło, że zadrżał. Ich gorące oddechy zderzały się między pocałunkami i Draco uznał, że potrzebuje więcej; pragnie więcej.
Oderwał się od jej warg i przesunął usta ku szyi, mile zaskoczony, gdy odchyliła głowę do tyłu i westchnęła z pozorną błogością. Uścisk dziewczyny na jego bicepsie zacieśnił się, gdy chłopak znalazł to wrażliwe miejsce w pobliżu jej ucha, które sprawiło, że jej puls przyspieszył, co chłopak poczuł kusząco pod swoim językiem.
— Każ mi przestać — wymamrotał przy jej skórze, ledwo słyszalnie.
Hermiona przełknęła ślinę, ale nie wypowiedziała ani słowa, by przerwać ich kontakt; zbyt zagubiona w tempie i namiętności, które aż do teraz były jej zupełnie obce. Niejasno zdawała sobie sprawę, że chłopak zaczął zsuwać z niej szaty, ale myśl o przerwaniu była jedynie odległym szeptem w głębi umysłu. Usłyszała, jak materiały uderzają o podłogę w chwili, gdy chłopak podniósł głowę, by ponownie zaatakować jej usta. Ciepłe i chętne dłonie blondyna wślizgnęły się pod jej sweter. Hermiona oparła swoje ręce o jego klatkę piersiową i z zaciekawieniem podrapała go po obojczyku i szyi.
— Każ mi przestać — wysyczał, tym razem bardziej natarczywie, szczypiąc jej szczękę.
Ręce Draco przesunęły się delikatnie w górę, aż jego kciuki pogładziły spód jej pokrytych bawełną piersi. Paznokcie Hermiony wbijały się w jego brzuch, a on poczuł, że twardnieje, gdy schodziła niżej. Wtedy uderzyła go chłodna rzeczywistość.
— KAŻ MI PRZESTAĆ! — wrzasnął, odrywając się od niej tak gorączkowo, że potknął się i prawie upadł na podłogę kilka stóp dalej.
Hermiona poczuła, że wszystkie jej kończyny wiotczeją i bez gracji zsunęła się po drzwiach, przyglądając się Draco uważnie i z niepokojem. Chłopak wyglądał na załamanego i sponiewieranego, jakby cała jego energia została wyczerpana, by powstrzymać się od dotykania jej. Powoli podniósł głowę i spojrzeli sobie w oczy; obie pary źrenic zszokowane i szerokie.
— Dlaczego nie kazałaś mi przestać? — warknął oskarżycielsko. — Jesteś jakaś głupia, Granger? Myślisz, że to normalne?
Zadrżała.
— Ja nie…
— Masz pojęcie, co to miejsce ze mną robi? — zapytał chłodno. — Co ty ze mną robisz?
— Draco, proszę…
— SPÓJRZ NA MNIE! — krzyknął. — Ja nie odwalam takiego gówna! Tego desperackiego szybkiego pieprzenia, albo że dotknę jakiejś dziewiczej szlamy…
— Nie waż się tak mnie nazywać! — ostrzegła ze złością.
— Jak? — odpalił. — Mówisz mi, że ktoś rzeczywiście wpełzł między twoje uda? — Hermiona skuliła się, ale milczała, a Draco poczuł, jak zazdrość boleśnie dźga go w brzuch. — Niech zgadnę — zadrwił ponuro. — Weasley?
— To nie twój interes…
— TERAZ JUŻ TAK!
— Dlaczego? — odparła odważnie, prostując ramiona. — Dość jasno dałeś mi do zrozumienia, że ten… błąd, był tylko próbą wymuszenia „szybkiego pieprzenia”!
Zawahał się na jej bezczelne słowa, ale wciąż patrzył spode łba.
— Czego się, u diabła, spodziewałaś, Granger? Że to całe twoje pro-szlamowe gówno, we mnie wsiąknie?
— Wiem, że część tak — powiedziała spokojnie. — Też to wiesz…
— Dlaczego do cholery powinienem się zmienić, żeby cię zaspokoić…
— Nie chodzi o zmianę! — warknęła głośno, zbyt wściekła, by płakać. — Chodzi o znalezienie siebie!
— Nie marnuj na mnie tych swoich gryfońskich mądrości…
— Czy kiedykolwiek byłeś szczęśliwy, Draco? — zapytała go z nadzieją, ostrożnie przysuwając się bliżej. — Czy kiedykolwiek naprawdę czułeś się zadowolony ze swojego życia lub zrobiłeś coś, co wydawało ci się słuszne?
Chłopak zawahał się, przerzucając w umyśle swoje poszatkowane wspomnienia, próbując znaleźć takie, które spełniłyby jej wymagania. Jedynym wspomnieniem, które emanowało otoczką spokoju, była noc, której zasnęła na jego kolanach, i być może właśnie to, co wydarzyło się kilka minut temu, kiedy napawał się jej smakiem, ale wcześniej… tylko ciemność. Po prostu nienawiść do jej gatunku, która pochłaniała wszelkie szanse na zadowolenie.
— Spójrz mi w oczy — powiedziała cicho, podchodząc, by usiąść u jego boku. — I powiedz mi, że nadal całkowicie wierzysz, że mugolacy są gorsi; że jestem obrzydliwa.
Rozchylił usta, by pozwolić sobie na ohydną i pogardliwą tyradę, ale nie był w stanie nic z siebie wydusić. Salazar mu świadkiem, że tego chciał, ale ona wyglądała wtedy zbyt idealnie, by mógł nawet udawać, że jest brudna; lekko opuchnięte usta i te cudownie potargane włosy.
Nie, nie mógł.
— Zostaw mnie w spokoju — mruknął zamiast tego, mając nadzieję, że brzmiał gdzieś blisko groźby, chociaż w to wątpił. Pochyliła się, by położyć dłoń na jego ramieniu, a mrowienie zbyt wiele mu przypominało. — Nie dotykaj mnie.
Niechętnie cofnęła rękę.
— C-czy… lubisz mnie całować, Draco? — zająkała się niespokojnie.
Tak…
— Pytasz mnie, czy lubię zdradzać swoją rodzinę — wypalił ostro. — Zapytaj mnie, czy robiłbym to, gdybym nie siedział w tym piekle…
— Ja lubię cię całować — wyznała pośpiesznym szeptem. — Ale… jestem tak zmęczona próbami przekonania cię, że nie jestem kimś, kogo powinieneś nienawidzić…
— Czego ode mnie chcesz, Granger? — zapytał.
— Nic więcej, niż możesz dać — powiedziała łagodnie. — Ale chcę, żebyś choć raz przestał udawać i zrobił to, co jest według ciebie słuszne…
— Skąd, do cholery, możesz wiedzieć, co jest według mnie słuszne? — zakwestionował. — Myślisz, że kilka głupich pocałunków wymaże to, co myślę o tobie i twoim gatunku?
Wypuściła smutny oddech.
— Ty i ja…
— Ty i ja jesteśmy niczym! — zaprotestował ostro. — Mówiłem ci! Wyraźnie potrzebuję bzykania na tyle mocno, że…
— Zniżyłeś się do tego, by dotknąć szlamy — dokończyła za niego. — Wiesz, teraz wzdrygasz się, kiedy to mówisz.
Zawahał się.
— Nie, wcale, że…
— Właśnie, że tak.
Coś w przekonaniu czającym się w jej głosie ponownie pobudziło ciepło w jego brzuchu i zanim zdążył się powstrzymać, praktycznie rzucił się na nią, znów całując. Niezaspokojone następstwa ich ostatniej rundy były surowe i natarczywe, ale udało mu się powstrzymać, zanim i tym razem dał się ponieść emocjom. Puścił ją z głośnym jękiem, opierając czoło o jej własne i biorąc głośne i urywane oddechy, walcząc ze swoimi pragnieniami. Posunął się za daleko.
Hermiona przyjrzała się jego wzburzonej twarzy i poczuła ukłucie w piersi. Chciała być cierpliwa i wyrozumiała, ale nie wiedziała, ile jeszcze miała czekać. Przełykając nerwy, zdecydowała, że da mu ostatnią szansę na naprawienie tej sytuacji, nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie kolejnego kawałka swojej słabnącej godności na rzecz Śmierciożercy. Merlinie, dopomóż.
— Draco — mruknęła bez tchu. — Spójrz na mnie. — Otworzył oczy i spojrzał na nią ze znużeniem, gdy ułożyła kojącą dłoń na jego policzku. — Już w porządku — powiedziała mu. — Wiem, że to jest…
— Nie masz pieprzonego pojęcia — wydusił, ponownie odsuwając się od niej i wstając. — Nie możesz nawet wyobrazić sobie, co to miejsce robi z moją głową!
— Draco…
— Mówię ci, Granger, że nic takiego już więcej się nie powtórzy — obiecał, a jego słowa były tak wyważone i ostre, że zorientowała się, że w nie wierzy. — To koniec…
— Tak, to koniec — odpowiedziała, wstając i prostując wyzywająco plecy. Osiągnęła swój limit. — Koniec tego! Nie zasługuję na to, żeby ktokolwiek mnie tak traktował! Rób, co do diabła chcesz, bo gówno mnie to obchodzi!
— No nareszcie! — wykrzyknął. — W końcu to rozumiesz! Cóż, cieszę się, że finalnie zdecydowałaś się ujrzeć w tym jakiś sens. Zaakceptuj rzeczywistość, Granger; ja chcę szybkiego i wygodnego pieprzenia, a ty jesteś jedyną opcją…
— Zejdź mi z oczu! — krzyknęła, wyjmując różdżkę z tylnej kieszeni. Czuła, jak jej oczy łzawią i nie chciała pozwolić mu zobaczyć, jak się rozpada. — Ale już!
Stał nieruchomy przez kilka chwil; jego wściekłe spojrzenie błądziło między jej twarzą a różdżką, zanim odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Dziewczyna zatrzęsła się gwałtownie, a jej klatka piersiowa falowała, gdy próbowała odzyskać kontrolę, jednak było to niemożliwe. Udało jej się wykrztusić szybkie zaklęcie wyciszające, zanim opadła na podłogę i wyrzuciła z siebie serię bolesnych szlochów. Przebrnęła przez etap, w którym paliły ją płuca, ale nadal nie mogła przestać płakać pomimo fizycznego bólu przeszywającego jej klatkę piersiową.
To nie powinno było tak boleć; w końcu doświadczyła jego okrutnego traktowania przy wielu innych okazjach, ale ten pocałunek…
To było zwodnicze, doprowadzające do fałszywego poczucia obietnicy. Przekonało ją do obnażenia przed nim swojej duszy, na którą właśnie splunął. Czuła się oszukana i wykorzystana, a najgorsze było to, że nie miała pojęcia, w którym momencie kazałaby mu przestać. Gdyby w ogóle kazała mu przestać.
Pieprzyć tę gryfońską wytrwałość; miała dość.
Ugh, no mam mu ochotę skopać tyłek za to, jakim jest kretynem. Idę o zakład, że długo nie wytrzyma i pewnie jeszcze w następnym rozdziale się na nią znowu rzuci i zacznie całować. Nie wiem po co dalej idzie w zaparte, że jej nienawidzi, że to jest złe, że ona jest tylko zwykłą szlamą i że to wina tego, że jest zamknięty, ale serio mam mu ochotę nakopać do tyłka. No przyznaj się dzbanie w końcu do tego, że czujesz coś więcej i mimo że się nie podoba ten fakt, to tak jest! Przyznaj się do tego przed nią i przestań ją ranić, a przy okazji tak samo i siebie. Tu niby mówi sobie w myślach, że czuł się dobrze, kiedy razem zasypiali, kiedy ja całował, ale jej mówi co innego i nie wiem, czemu to robi? Sprawia mu to jakąś chorą satysfakcję, że i jej miesza w głowie swoim zachowaniem? Raz się na nią rzuca, raz jej każe spadać na drzewo, znów się na nią rzuca i po raz kolejny mówi, że ma go zostawić w spokoju. Podobno kobiety są niezdecydowane i nie wiedzą czego chcą, ale Draco tutaj bije na głowę wszystkie kobiety na świecie pod względem niezdecydowania. Dobrze, że Hermiona ma też z kim porozmawiać o swoich uczuciach. Tonks jest prawdziwą przyjaciółką i myślę, że ta rozmowa też dużo Hermionie dała. Faceci są jednak kretynami i czasem trzeba przecierpieć swoje, ale wszystko ma swoje granice
OdpowiedzUsuńNareszcie dała mu po nosie. Wreszcie!
OdpowiedzUsuńCo za niedojrzaly gowniarz! Dobrze, ze Hermiona W KONCU mu odpyskowala i dala sobie spokoj, mam nadzieje, ze w koncu cokolwiek do niego dotrze, tepy dzban! Jak jeszcze raz przeczytam cos o "brudnej krwi" albo "zdradzie rodziny" to chyba goscia zglebuje 😂 Za to czystokrwisci to ewidentni debile i polmozgi, nie wiem, czemu ktos o zdrowych zmyslach chcialby sie z nimi zadawac! Ech!
OdpowiedzUsuńOj oj Draco ja rozumiem że pieprzy Ci się w głowie ale no zdecyduj się 🤦🏽♀️
OdpowiedzUsuńRozpoczynając od delikatniejszej sprawy, bardzo spodobały mi się słowa "Myślę, że nasz czas jest zbyt cenny, skoro świat może skończyć się choćby jutro.". Sama staram się żyć wobec tej zasady, ale jest to ciężkie. Czym jest różnica wieku, poglądów w obliczu miłości i osiągnięcia spełnienia życiowego i szczęścia? Niczym. Żyć trzeba tak, aby każdy dzień mógłby być tym ostatnim... Oczywiście są ograniczenia, jak pójście po trupach do celu czy krzywdzenie innych. Ale życie i szczęście są ważne.
OdpowiedzUsuńTeraz już z grubej rury, Draco mnie wkurwia i burzy całe moje spojrzenie, co myślę, że już troszkę opuszcza tą swoją tarczę on odpierdala tak, że mam ochotę go zabić! Ale ze spokojem. Cóż, również mam wrażenie jak Hermiona, że już udaje jej się jakoś przedrzeć, to on wraca do siebie, do punktu wyjścia. Zmiany nastąpiły, ale on nie potrafi ich zaakceptować. Sam nie potrafi przerwać tego co się dzieje, oczekuje tego od Hermiony i mam wrażenie, że specjalnie postępuje w ten sposób aby to ona koniec końców go odepchnęła. Specjalnie ją prowokuje i obraża, takie jest moje zdanie. Zaczęłam zastanawiać się czy autorka opowiadania jest psychologiem, czy miała styczność z tą dziedziną, bo tak oddaje te emocje w sposób mistrzowski. Rozdarcie Draco jest wręcz namacalne, ale w tym wszystkim nieprzewidywalne. Mętlik w głowie wywołany zamknięciem, właściwie każdy reaguje inaczej... Ale też inna ważna kwestia o której wcześniej nie pomyślałam, jak mogłam być taaaaka głuuupia! Rodzina, pieniądze, pozycja. To definiuje Draco, tego starego Draco sprzed ukrywania się. Miłości może nie miał, ale, miał władzę, bożyszcze nastolatek, przystojny, zamożny, bogaty, o szerokich koneksjach dzięki ojcu. W tym wszystkim oczywiście na pewno średnio szczęśliwe dzieciństwo. Hermiona lepsza w ocenach. Sumbledore dający punkty Griffindorowi, że potrafią oddychać. Potter wygrywający w Quidittcha... Zawsze drugi, co na pewno nie odpowiadało jego ojcu. Ojciec był jego autorytetem, no bo kto inny miał nim być? Matka, za mało odwagi. Rządził kolegami, Książę Slytherinu, co miał teraz? Zamknięcie. Wyznaczoną cenę za swoją głowę. Hermionę, której nienawidził od kilku dobrych lat. Jeżeli uległby zmianom, co by zostało ze starego Draco? Nic. To na pewno powoduje u niego paraliżujący strach. Bo kim by był? Kim by został? Oczywiście w obliczu wojny nawet nie wiadomo czy się przeżyje, ale to która strona wygra - ma na niego ogromny wpływ.
Tutaj liczę, że bal bożonarodzeniowy również będzie powodem ich ponownego zetknięcia. Hermiona zgodzi się pójśc z Cormakiem... Bleeee. A Draco może dostanie moment oświecenia i ogromego wkurwienia :P Cóż pozostaje nadzieja, że Hermiona tylko nie pójdzie do Minerwy, żeby ją prosić o zmianę osoby opiekującej się Draco, to na pewno doprowadziłoby go do szaleństwa. Zabranie rutyny. Zabranie zapachu. Zabranie miejsca. To niebyłoby dla niego najlepsze, mogłoby doprowadzić do załamania.