Hermiona nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek czuła się tak zadowolona i otoczona ciepłem.

Wypuściła z ust leniwy pomruk, gdy rytmiczne opadanie męskiej klatki piersiowej ukołysało ją z powrotem do tego cudownego miejsca między snem a rzeczywistością. Smakowita woń mięty pieprzowej i grzesznego Ślizgona połaskotała jej nos, a ona mrugnęła, by strącić z powiek błogi sen, przypominając sobie, gdzie naprawdę jest.

Sądząc po ciężkich oddechach przepływających między jej włosami, Draco mocno ignorował cały otaczający go świat, ale jego ramiona musiały owinąć w nocy jej ciało. Hermiona nie mogła się powstrzymać przed przysunięciem się trochę bliżej. To było tak przyjemne, kiedy oplatał ją swoimi ramionami, a ona chciała wchłonąć jak najwięcej z tej chwili, zanim znów powrócą ich nieuniknione sprzeczki i kłótnie. Marszcząc brwi na tę myśl, zdała sobie sprawę, że najlepiej będzie, jeśli ulotni się stąd, zanim chłopak się obudzi, choćby po to, by oszczędzić im zarówno zakłopotania, jak i zażenowania.

Niepewna dlaczego, ale nie mogąc się oprzeć, wyciągnęła szyję, by złożyć długi powolny pocałunek na linii szczęki chłopaka, po czym ostrożnie wysunęła się z jego uścisku.

Brak jego dotyku sprawił, że poczuła otaczający ją chłód, więc po namyśle chwyciła za jeden z koców Draco, aby go nim przykryć. Z ostatnim smutnym spojrzeniem odwróciła się do wyjścia, nieświadoma pary szarych oczu powoli otwierających się i spoglądających za nią.

Draco przysunął koniuszki palców do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się usta dziewczyny i patrzył na jej plecy, gdy zostawiała go samego. Przypadkowy pomysł przemknął mu przez umysł, więc szybko się opanował i w ostatniej chwili zdołał złapać drzwi, zanim te zamknęły się za nią. Wsunął głowę w szczelinę i wytężył słuch, by z powodzeniem wyłapać jej hasło.

Lutra, Lutra?

Nie miał pojęcia, co to znaczy, ale kompletnie się tym nie przejmował; po prostu czuł satysfakcję, że teraz sytuacja może być choć trochę sprawiedliwsza. Jeśli była tak cholernie chętna, by wchodzić do jego pokoju, kiedy tylko miała na to ochotę, teraz on mógł zrobić dokładnie to samo. Powiedział sobie, że to czysto taktyczne, ale kiedy ponownie uniósł palce do swojej naznaczonej ustami Granger szczęki, nie mógł powstrzymać się od zastanowienia, czy istniały jakieś mroczniejsze motywy jego wścibskich działań.

***

Po lekkim obiedzie i wycieczce do biblioteki Hermiona wróciła do swojego pokoju i zastała Hedwigę stukającą dziobem o szybę jej okna.

Hermiona zerknęła na list, a jej uśmiech szybko się rozszerzył. Koperta była zaadresowana wyłącznie do niej, więc tym razem nie musiała szukać po zamku Ginny. Po tygodniach rozczarowania i podsycania jej stale rosnącego pesymizmu; nareszcie w tej gęstej ciemności pojawiło się światło. Notatka była nabazgrana znajomym i niezdarnym pismem Rona, ale słowa były śmiałe i wyraźne na białym pergaminie.

Znaleźliśmy. Zniszczony.

Szukamy innych.

Tęsknię za Tobą.

R&H

Nie miała najmniejszych wątpliwości, o co chodziło. Znaleźli medalion. Jej ciekawość szczegółów musiała jednak zaczekać; wiedziała, że podawanie jej zbyt wielu informacji było dla Harry’ego i Rona zbyt ryzykowne. Ale w tej chwili nawet jej to nie obchodziło, bo w końcu byli o krok bliżej do pokonania Voldemorta i zakończenia tej wojny.

Tęsknię za Tobą.

Szeroki uśmiech Hermiony w jednej sekundzie zbladł, gdy uderzyło ją ostre poczucie winy. Wizje ostatnich... relacji z Draco przemknęły jej przez świadomość i zdała sobie sprawę, że ani razu nie zastanawiała się, jak jej zachowanie wpłynie na przyjaźń z chłopcami, a konkretnie z Ronem. Szczegóły jej związku z nim były co najmniej skomplikowane i domyśliła się, że powinna winić za to i siebie i jego, że nigdy nie zdołali przeprowadzić cywilizowanej rozmowy na ten temat.

Chociaż nie żałowała, że ​​straciła dziewictwo ze swoim najlepszym przyjacielem, stało się dla niej jasne, że to wszystko, czym ona i Ron kiedykolwiek będą. Przyjaciółmi. Nigdy nie było między nimi żadnej pasji; tylko zauroczenie i ciekawość, która jak na teraz została dla niej w pełni zaspokojona. Kochała go całym sercem, ale pragnęła też i pożądania, o którym tyle słyszała; tego palącego pulsowania w duszy, które sprawiało, że pragnęło się czyjegoś dotyku.

A tym kimś Ron po prostu nie był.

Jednak Draco…

Draco miał tę… intensywność we wszystkim, co robił, która wywoływała uczucie mrowienia w pępku. To doznanie okazało się dla niej kompletnie nowe i obce i nie miała pojęcia, czy mogłaby to nazwać pożądaniem, czy po prostu ciekawością, ale było to też inne i ekscytujące. Zachęciło ją to do interakcji i obserwowania go, a będąc w bezpiecznym odosobnieniu pod prysznicem lub w swoim pokoju czasami nie mogła powstrzymać się od wyobrażeń…

Potrząsnęła głową, by odpędzić ryzykowne myśli i przypomniała sobie, że właśnie otrzymała bardzo obiecujące wieści.

Priorytety, Hermiono...

***

Po dwóch dniach niezręcznych spojrzeń i oczywistej niechęci do rozmowy o nocy spędzonej w objęciu zakazanych ramion, Hermiona zaczęła zdawać sobie sprawę, że bardzo tęskniła za towarzystwem Draco. Wciąż starała się w pełni zidentyfikować, co naprawdę czuła względem swojego ślizgońskiego współlokatora, ale robiła wszystko, co w jej mocy, by zignorować swoją ciekawość i zamiast tego skupić się na badaniach nad horkruksami. Ale nie mogła zaprzeczyć swojemu zainteresowaniu nim, ani nie potrafiła zrozumieć, dlaczego pragnęła spędzać z nim czas, kiedy wydawało się, że jedyne, co robią, to nieustanna walka i kłótnie.

Być może dlatego, że widziała, jak chłopak powoli odpuszcza, a może dlatego, że kłótnie przypomniały, że w jej kościach wciąż drzemie ogień. Do diabła, może po prostu cieszyła się spazmatycznymi, małymi dreszczami, które ściskały jej wnętrzności, gdy byli blisko…

Był wtorek, co oznaczało, że za dwa dni wyjeżdżała, by odwiedzić Tonks i musiała powiedzieć o tym Draco. Tłumiąc niepokój i nabierając choć trochę odwagi, wymknęła się ze swojego pokoju, ponaglana przez wiatr przecinający noc i lekko zapukała w jego drzwi.

— Dlaczego zawracasz sobie głowę pukaniem? — zawołał Draco ze środka. — Wejdziesz bez względu na to czy powiem, że możesz, czy nie.

Poczuła mały uśmiech wpływający na jej twarz, gdy użyła różdżki, aby otworzyć drzwi, i oblizała wyschnięte usta, zanim przeszła bosymi stopami przez próg. Siedział na swoim łóżku; ze zgarbionymi ramionami i łokciami opartymi o skrzyżowane nogi, podczas gdy jedna z jej książek leżała rozłożona u jego stóp.

— Czego chcesz, Granger? — zapytał, rzucając jej z ukosa pobieżne spojrzenie.

— Chciałam z tobą o czymś porozmawiać…

— I uznałaś, że trzecia nad ranem to najlepsza pora, by sobie o tym przypomnieć?

— Byłam zajęta — skłamała, ostrożnie siadając w nogach jego łóżka. — I tak oboje nie śpimy, więc pomyślałam…

— W takim razie wyrzuć to z siebie — powiedział zmęczonym głosem. — Bo tak właściwie, to właśnie planowałem się położyć.

— Okej — westchnęła, wahając się i próbując dobrać słowa. — W czwartek udaję się do Hogsmeade i zostanę tam na dwa dni…

— Co? — wypalił. Poderwał głowę na jej słowa, a jego pierś ogarnęło gwałtowne uczucie strachu. Myśl o tym, że miała zostawić go samego w tej dziurze, sprawiła, że ​​zrobiło mu się niedobrze, a swędzący dreszcz przeszył cały kręgosłup. — Co masz na myśli, u diabła, że zostaniesz tam na dwa dni?

— Cóż, odwiedzam kogoś — wyjaśniła, nerwowo zakładając niesforny lok za ucho. — Zostawię ci wystarczająco jedzenia i…

— Idziesz z tym kutasem Cornerem? — syknął cicho, mierząc ją groźnym spojrzeniem. — Romantyczny orgia dla Prefektów Naczelnych w Trzech Miotłach?

Hermiona wzdrygnęła się. 

— Nie, to nie…

— Przypuszczam, że powinienem być wdzięczny, że nie wgniatasz wezgłowia w swoim własnym pokoju — kontynuował złośliwie. — A jeśli tak bardzo chcesz się kurwić...

— Draco, przestań! — warknęła, a napływające łzy szczypały jej oczy. — Widzę się z przyjaciółką, na Godryka! Dlaczego zawsze musisz to robić?

Zacisnął usta, gdy jego burzliwe myśli zawrzały, i zaczął zastanawiać się, dlaczego uznał, że jego tyrada była konieczna. Rozważał to, że blefowała, żeby zachować twarz, ale wątpił, by Granger była zdolna kłamać; a w świecie pełnym oszustów uznał, że jej szczerość jest całkiem orzeźwiająca.

— Przepraszam.

Słowo pospiesznie przepłynęło przez jego usta, zanim zdołał je powstrzymać, ale przez krótką chwilę pomyślał, że czarujące zmiękczenie rysów jej twarzy mogło być warte jego błędu. Sposób, w jaki wtedy na niego spojrzała, jakby był wart czegoś więcej, sprawił, że nieustanne pragnienie dotknięcia jej zamrowiło w jego palcach.

— Przepraszam, że nie będzie mnie tutaj przez kilka dni — powiedziała, zanim zdążył wycofać swój komentarz, a on zorientował się, że rusza nerwowo palcami, próbując zająć czymś ręce. — Wykombinuję coś, abyś mógł się ze mną skontaktować, jeśli będziesz czegoś potrzebował…

— Jestem w stanie przeżyć dwa dni sam — zakpił szybko, ale myśl, że nie będzie jej w pobliżu, by odpędzić nudę, sprawiła, że poczuł ucisk w piersi. — Szkoda, że nie spierdalasz częściej…

— Być może…

— Ostatnio byłaś o wiele bardziej... radosna — skomentował nagle, posyłając jej podejrzliwe spojrzenie. — To irytujące.

Hermiona zmarszczyła brwi i zastanawiała się, czy jej reakcja na list Rona była bardziej oczywista, niż sądziła. 

— Co sprawia, że ​​myślisz, że jestem szczęśliwsza?

— Jest to praktycznie wypisana na całej twojej twarzy — powiedział, przewracając oczami. — A jeśli się nie mylę, ta przyjaciółka, z którą się spotykasz, jest jednym z członków tego twojego Zakonu. Czy miałbym rację, zakładając, że twoja strona ma się dobrze i właśnie to jest powodem tego dobrego nastroju?

— Wiesz, że nie mogę o tym z tobą rozmawiać…

— Dlaczego nie? — odpowiedział. — Przecież nie wyjdę stąd frontowymi drzwiami, by zdradzić wszystkie twoje sekrety człowiekowi, który pragnie mojej śmierci.

Hermiona odetchnęła ze znużeniem i obróciła się twarzą do niego.

— Po prostu nie sądzę, że powinniśmy o tym rozmawiać…

— Jestem pewien, że wszyscy inni i tak o tym mówią — mruknął w zamyśleniu. — Dlaczego mielibyśmy być inni?

— Ponieważ jesteśmy inni, Draco — powiedziała mu z lekkim smutkiem. — Jesteśmy…

— Po dwóch różnych stronach — dokończył za nią, pochylając głowę, by ukryć swoje oczy.

Hermiona przechyliła głowę, zmieszana nutą melancholii w jego tonie. Wyglądał na zakłopotanego dzisiejszym wieczorem, jakby horda pytań przepływała przez jego umysł i nie miał pojęcia, na które najpierw chciałby uzyskać odpowiedź. Widziała, że ​​mięśnie jego twarzy były napięte, próbując ukryć przed nią – a może nawet przed nim samym – to, co kotłowało mu się w głowie. Ta rzadka bezbronność pojawiła się ponownie; w subtelnym drgnięciu jego ust lub niespokojnych ruchach palców i Hermiona zastanawiała się, kiedy nauczyła się go tak dobrze rozczytywać.

— Różne strony — powtórzyła uroczystym tonem. — Nadal uważasz się za jednego z nich, Draco?

To było pytanie…

Przełknął gulę z niepokoju tkwiącą w gardle i mocno ugryzł się w język. To było pytanie, które zadawał sobie, odkąd został zmuszony do ucieczki przed Voldemortem; bo jak mógłby naprawdę wciąż być częścią strony, której przywódca chciał, żeby zgnił w płytkim grobie? Pytanie stało się głośniejsze i dominujące, odkąd Granger zaczęła atakować jego zmysły. Wszystko było nieludzko popieprzone, a ona wydawała się jedynym stabilnym i – ośmielił się sądzić – dobrym aspektem jego żałosnego pseudo-życia jako więźnia. Mógł nienawidzić sposobu, w jaki na nią reagował i tęsknił za jej towarzystwem, ale nie potrafił zaprzeczyć, że jej obecność naprawdę koiła jego złamaną duszę.

Salazarze, wybacz mi to.

Nie mógł już nic na to poradzić. Była pierwszą i jedyną osobą, która zmusiła go do zakwestionowania przekonań wyrytych w jego umyśle. Jak mógł realistycznie podążać za psychopatycznymi ideałami tego stwora, skoro ten wystawił cenę za jego głowę? Jak mógł naprawdę wierzyć, że mugolacy byli gorsi, skoro Granger była najbystrzejszą wiedźmą, jaką od dziesięcioleci poznał Hogwart? Jak mógł… Jak mógł udawać, że te uprzedzenia wciąż mają sens, bez względu na to, jak bardzo tego chciał?

— A ty nie? — zapytał ją z roztargnieniem, wyjmując spod koca nagie ramię, by pokazać dziewczynie swój Mroczny Znak. — Czy to nie czyni mnie jednym z nich?

Hermiona zmarszczyła brwi na widok brzydkiej i wijącej się skazy na jego śnieżnobiałej skórze i była zaskoczona, że ​​już jej to nie drażni; a przynajmniej nie na nim. Być może wina leżała w nieco delikatniejszej nucie jego głosu, albo w obojętnie zwisających ramionach, jakby czuł się pokonany, ale miała ochotę przesunąć między nimi pewne granice. Przesiadła się trochę bliżej, ostrożnie sięgając, by pogłaskać palcami jego wciąż gojące się ciało, i poczuła się zachęcona, gdy nie odsunął od niej ramienia.

— Ten Znak cię nie definiuje — powiedziała łagodnie, celowo spoglądając w jego zdezorientowane oczy. — W ten sam sposób, w jaki moja krew nie definiuje mnie. Ty określasz to, kim jesteś, Draco; twoje czyny i myśli…

— A jeśli nie wiem, kim jestem? — zapytał lekko drżącym głosem. — A jeśli… czuję się zagubiony?

Gwałtowna fala emocji wzbiła się w jej piersi. 

— Więc po prostu rób to, co uważasz za słuszne — nalegała z zapałem. — A reszta przyjdzie z czasem.

 Draco zmarszczył brwi, a jego odległe dotychczas spojrzenie padło na jej uspokajające ruchy palców, wciąż delikatnie muskających wrażliwą bliznę na jego przedramieniu. Właśnie wtedy, gdy Hermiona pomyślała, że ​​chłopak zaczyna chłonąć jej słowa, prychnął i odsunął się od jej kuszących pieszczot.

— Wy, Gryfoni, tak szybko szukacie w ludziach dobra; zakładacie, że ludzie mogą się zmienić — prychnął z wątpliwą wesołością. — Niektórzy ludzie się nie zmieniają, Granger…

— Nie ty — zaprotestowała szybko. — Nie ty, Draco.

Zwątpienie zamigotało w jego szarym spojrzeniu, ale wiedziała, że ​​był zdecydowany się jej oprzeć. 

— Powinnaś iść — powiedział jej, wskazując głową w kierunku drzwi.

Rozważała powiedzenie mu, że chciałaby zostać; oddać część swojej dumy i przyznać, że czuje się przy nim bezpieczna i że nigdy w życiu nie spała lepiej niż wtedy, gdy leżała w jego ramionach. Ale perspektywa odrzucenia i wyśmiania prosto w twarz sprawiła, że po jej skórze przemknął chłodny dreszcz i postanowiła nie igrać z losem. Opuściła jego łóżko i wyszła z pokoju, ale zatrzymała się w progu.

— Wiesz, to tylko słowa — wymamrotała, stojąc do niego plecami, żeby nie widział, jak pierwsza łza spływa po jej policzku. — Slytherin, Gryffindor. Czysta krew czy szlama. Nie one dyktują, jak powinniśmy żyć.

Za jej plecami Draco walczył całą swoją wolą, by zignorować nasilające się uderzenia serca w jego piersi. Gdy zniknęła, ponownie spojrzał w dół na swój Mroczny Znak, wciąż czując utrzymujące się wokół niego mrowienie od jej dotyku. W tej chwili czuł się tak bardzo samotny; prawie świadomy, że wątłe resztki jego upartych uprzedzeń zaczęły się kruszyć i rozpadać pod ciężarem jej słów. Wiedział, że jej nieobecność, nawet jeśli trwająca tylko kilka dni, z pewnością wyrządzi szkody jego zagmatwanemu umysłowi.

Jakby dla potwierdzenia, że ​​w końcu uległ błogim początkom szaleństwa, odczekał godzinę, zanim bezszelestnie wyszedł ze swojego pokoju i znalazł się pod jej drzwiami. Drażnił się z myślą, że mógłby wymamrotać jej hasło i wślizgnąć do środka, ale nie miał pojęcia, co zrobiłby później.

Ty żałosny frajerze...

***

— Michael i ja ustaliliśmy termin jedenastego grudnia jako dzień Balu Bożonarodzeniowego — wyjaśniła Hermiona. — Wiem, że jest to trochę wcześniejszy termin niż zwykle, ale wspominałaś, że w tym roku mogą być problemy ze świątecznym transportem niektórych uczniów.

— Tak, to prawda — skinęła głową McGonagall. — Zdecydowałam, że rozsądnie będzie odsyłać uczniów do domów na Boże Narodzenie w małych grupach, przez około tydzień świętami, tak na wszelki wypadek. Nie jestem pewna, czy korzystanie z Ekspresu Hogwart jest dobrym pomysłem, ale na szczęście istnieją alternatywy. Jedenasty będzie dobrym terminem.

Hermiona westchnęła i przetarła oczy. 

— Czy naprawdę musimy kontynuować to w tym roku, pani profesor? — zapytała ze znużeniem. — Wydaje się to trochę niemądre, kiedy jesteśmy w stanie wojny…

— Wiesz, że chcę podtrzymać ich na duchu — powiedziała spokojnie dyrektorka. — Hogwart na razie działa dla nich jak przystań i chciałabym, aby uczniowie czuli się tu bezpiecznie…

— Ale oni…

— Jedenasty będzie w porządku — uciszyła ją starsza kobieta. — Zajęcia skończą się dziesiątego, a to daje mnie i innym profesorom dwa tygodnie na zapewnienie wszystkim bezpiecznego powrotu do domu. Czy zostaje pani na ten okres w szkole, panno Granger?

— Tak — odpowiedziała trochę smutno. — Powiedziałam rodzicom, że zatrzymam się w Norze. Wciąż nie wiedzą zbyt wiele o tym, co się dzieje i wolałabym, żeby tak pozostało.

McGonagall zmarszczyła brwi. 

— Czy zastanawiałeś się jeszcze nad zaklęciem zapomnienia, o którym ze mną rozmawiałaś?

— To ostateczność — powiedziała szybko Hermiona. — Nie chcę go używać, chyba że poczuję się do tego absolutnie zmuszona.

— No cóż, miejmy tylko nadzieję, że do tego nie dojdzie — westchnęła kobieta. — Przechodząc do pozytywniejszych tematów, rozmawiałam z Nimfadorą i oczekuje ona twojej wizyty, kiedy będziesz gotowa.

Rysy Hermiony natychmiast rozjaśniły się na te wieści. 

— Nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę — wyznała. — Czy potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze?

— Nie, możesz już spokojnie iść — oznajmiła McGonagall z ciepłym wyrazem twarzy. — Czy chciałabyś, żebym poprosiła profesora Slughorna, by cię eskortował?

— Dam sobie radę — zapewniła szybko, wstając z miejsca. — I tak najpierw muszę wrócić do dormitorium.

— Dobrze, niech tak będzie — przytaknęła dyrektorka. — W takim razie do zobaczenia jutro na zajęciach z Transmutacji. I oczekuję, że pojawisz się na Balu Bożonarodzeniowym, Hermiono.

Świetnie.

— Oczywiście — niechętnie skinęła głową. — Do zobaczenia jutro, pani profesor.

***

Hermiona z niepokojem zabębniła paznokciami w ścianę obok drzwi do pokoju Draco. Stała w tym samym miejscu już od niemal pięciu minut, zastanawiając się, dlaczego tak bardzo przejmowała się swoimi pożegnalnymi słowami do chłopaka. Od czasu ich dość intensywnej rozmowy trzymała się na dystans, uznając, że po raz kolejny prawdopodobnie zmarnowała na niego zbyt wiele swojej nadziei. Ale był taki ludzki… praktycznie krwawił wrażliwością, co pozostawiło ją z ufnym trzepotaniem serca i całą nową porcją emocji, których nie rozumiała.

A jeśli… czuję się zagubiony?

Mogła płakać nad tymi słowami. Zwyczajowa arogancja chłopaka na chwilę znikła, by pokazać Hermionie, że być może nie wszystkie jej wysiłki poszły na marne. Może zasiała to ziarno wątpliwości w jego umyśle na tyle dobrze, że w końcu zaczęło kiełkować… A może wyprzedzała fakty. Jego przebłysk przyzwoitości osłabł tak szybko, że zaczęła się zastanawiać, czy to się w ogóle wydarzyło.

— Czy jest jakiś cholerny powód, dla którego zalegasz przed moim pokojem? — Głos chłopaka przerwał jej myśli, stłumiony przez drewniane drzwi.

Odetchnęła głęboko, otworzyła je i ponownie ujrzała, jak blondyn od niechcenia siedzi na łóżku z jedną z jej książek na swoich kolanach. 

— Przepraszam — wymamrotała. — Przeszkadzam ci, czy…

— Tak, bo mam tak wiele na głowie — powiedział drwiąco, przewracając oczami. — Czego chcesz, Granger?

— Wychodzę właśnie do Hogsmeade — powiedziała. — Przygotowałam dla ciebie wystarczająco dużo jedzenia na najbliższe dwa dni…

— No to spieprzaj — splunął chłodno Draco. — Czego się spodziewałaś, Granger? Jebanej imprezy pożegnalnej?

— Nie spodziewałam się, że będziesz taki zły –— mruknęła, robiąc kilka kroków w jego stronę. — I nie do końca wiem,  dlaczego.

On też nie.

— Nie jestem zły — obronił się szybko. — Po prostu nie rozumiem, dlaczego uznałaś za konieczne wtargnięcie tutaj ponownie, znowu zanudzając mnie tym gównem. Przecież mówiłaś mi już, że idziesz...

— Tak, ale ja…

— Skończyłaś? — warknął. - Może i mam gówno do roboty, ale wolałbym to robić bez ciebie obok.

Hermiona westchnęła i odwróciła się, żeby pogrzebać w swojej zaczarowanej torbie, w której trzymała wszystkie rzeczy, których potrzebowała do pobytu u Tonks. Po chwili wyjęła ze środka małą kulę śnieżną z miniaturową repliką Hogwartu w środku, otoczoną sztucznym, padającym śniegiem. Draco uniósł brew, gdy położyła mały przedmiot na swoich kolanach i pogłaskała w zamyśleniu szkło, zanim spojrzała mu w oczy.

— Zaczarowałam ją — powiedziała powoli. — Jeśli potrząśniesz nią pięć razy, uruchomi to alarm w moim zegarku. Rozszerzyłam też zabezpieczenia, więc jeśli spróbujesz wyjść, to również włączy się u mnie alarm.

Nie powinien być pod wrażeniem magicznych zdolności Granger, ale po raz kolejny poczuł względem niej niepożądany podziw. Odrzucił wszelkie pozory szacunku, które mogłyby go zdradzić, i rzucił wyniosłe szyderstwo.

— Nie potrzebuję…

— To tylko środek ostrożności — przerwała mu. — Na wypadek upadku i złamania nogi, czy czegoś…

— Pobożne życzenia, Granger? — powiedział z lekkim uśmieszkiem. — Nie obstawiłaś dormitorium żadnymi pułapkami, prawda?

Usta Hermiony wykrzywiły się w czymś na wzór uśmiechu i przesunęła się do przodu, by umieścić śnieżną kulę na łóżku obok Draco. Przebłysk humoru, który tak dobrze pasował do jego rysów, zniknął, gdy spojrzał z niesmakiem na ten delikatny przedmiot i odepchnął go od siebie. Hermiona bardzo chciała móc go w tym momencie dotknąć. Pokusa uderzyła ją tak szybko i nagle, że wzdrygnęła się i zacisnęła dłonie w pięści, próbując zignorować skurcz w żołądku.

— Wiesz, Draco — wymamrotała niespokojnie, marszcząc brwi, gdy jej głos się załamał. — Mogłabym zmienić plany. Jeśli nie chcesz, żebym szła, musisz tylko powiedzieć.

Nie idź…

— Jeśli nie masz już żadnych bezsensownych zabawek w tej swojej małej torebce z pierdołami — warknął — to takim razie nie widzę powodu, abyś nadal tu siedziała, Granger.

Była pewna, że ​​widział rozczarowanie czające się za jej rzęsami, ale szybko przerodziło się ono w irytację. 

— Dobrze — powiedziała szorstko. — Jeśli upierasz się, by być tak cholernie chłodnym przez cały czas…

— Nie spodziewałem się, że będziesz taka zła — powtórzył protekcjonalnie jej wcześniejsze słowa. — Czy chciałaś ode mnie czegoś jeszcze, Granger?

— Nie — prychnęła, szybko wstając z łóżka. — Po prostu nie rozumiem, dlaczego przez cały czas musisz być takim dupkiem…

— Hej! — krzyknął, wstając i chwytając ją za nadgarstek. — Czego, do diabła, oczekiwałaś, Granger? Wdzięczności za tę żałosną ozdóbkę, podczas gdy zostawiasz mnie samego w tym pieprzonym więzieniu…

— Już nauczyłam się niczego od ciebie nie oczekiwać! — odpaliła, zbliżając twarz do jego twarzy. — Gdy wydaje mi się, że możesz mieć w sobie odrobinę przyzwoitości, ty wracasz do bycia samolubnym kutasem!

— O czym ty do cholery mówisz…

— Tego dnia — przypomniała mu Hermiona, teraz już ciszej. — Kiedy rozmawialiśmy o stronach…

— Wszędzie szukasz drugiego dna — warknął defensywnie. — Czy kiedykolwiek pomyślałaś, że może to miejsce po prostu miesza mi w głowie…

— Nie tak bardzo, jak chciałbyś sądzić — odparła, przełykając ślinę, kiedy zdała sobie sprawę, jak blisko siebie byli. — Dlaczego wciąż musisz udawać, kiedy jestem jedyną osobą, która ma z tobą kontakt?

Rozchylił usta, ale zawahał się cokolwiek powiedzieć. W jej złotych oczach było coś znajomego, co przypomniało mu dzień, w którym pocałowała go w tym alergicznym zapomnieniu. To nadal tam było, między jej niespokojnymi mrugnięciami; iskra odwagi wśród burzy nerwów i poczuł, jak się ku niemu nachyla. Zacisnął oczy i zastanawiał się, czy to się wydarzyło; kusiło go, by po prostu porzucił wszystkie swoje mechanizmy obronne i pozwolić jej zrobić, co tylko zechce. To była jego jedyna okazja, by otrzymać jej ostatnią porcję; zakazaną dawkę samej siebie, zanim zostawi go samego z jego demonami. Już wcześniej zetknęli się ustami, więc jaką różnicę zrobiłby jeszcze jeden raz?

Ale kiedy jej ciepły oddech przemknął po jego podbródku, Draco wrócił z powrotem do rzeczywistości i pospiesznie ją odepchnął, zanim zdążyła go dotknąć. Prychnął na nią złośliwie, gdy się potknęła, ale jad w wyrazie jego twarzy był wymuszony i wyćwiczony; zwykła maska ​​zakrywająca to, jak zdezorientowany się czuł. Z drugiej strony Granger nie miała czasu na ukrycie swojego upokorzenia i zaskoczenia; jej ruchy niepewne, a oczy zamglone z bólu. Draco dzieliły milimetry od krzyknięcia, żeby wyszła, ale ona odwróciła się i uciekła, zanim zdążył zaczerpnąć tchu.

Trzaśnięcie drzwi odbiło się od ścian jego pokoju jak stukot młotka Wizengamotu. Taki był jego wyrok; dwa dni jedynie ze swoim własnym cieniem do towarzystwa i rozmyślaniem, co mógł zrobić bez jej obecności, by odpędzić tę przeklętą samotność.

Powinien był pozwolić jej się pocałować…

***

Zimne powietrze sprawiło, że przesiąknięte łzami oczy ostro ja zapiekły.

Droga Hermiony do Hogsmeade była szybka. Czuła się nękana świadomością, że zaczyna czuć do Draco rzeczy, które były dalekie od normalności.

Kiedy pocałowała go po raz pierwszy, była odurzona i oszołomiona; działająca pod wpływem impulsu, którego logika nie zdołała stłumić. Ale jej dzisiejsza próba uchwycenia jego smaku była czymś innym. Chciała się nachylić i liczyć na łut szczęścia. To była świadoma decyzja, która spowodowała, że ​​poczuła się odrzucona i całkowicie upokorzona. Myśli w jej mózgu były pogmatwane i pomieszane, a ona nie miała pojęcia, od czego powinna zacząć.

Gdy w polu jej widzenia pojawiły się Trzy Miotły, otarła dowody swojego płaczu i próbowała się opanować. Przynajmniej podekscytowanie widokiem Tonks mogło zagłuszyć niektóre z jej pytań co do Draco. Udało jej się lekko uśmiechnąć, gdy weszła do znajomej gospody. Kilku zwykłych klientów siedziało rozrzuconych po lokalu, ale ledwo zwróciła na nich uwagę, gdy zauważyła wpatrzone w siebie oczy Madame Rosmerty. Czarownica posłała Hermionie porozumiewawcze skinienie głową i dyskretnie podała jej klucz przez bar, a dziewczyna nie marnowała czasu, ruszając na spotkanie ze swoją przyjaciółką.

— Jesteś! — Tonks rozpromieniła się, gdy Hermiona wpadła do pokoju. — Myślałam, że mogłaś się zgubić.

— Tak dobrze cię widzieć — odparła, rzucając się do uścisku, ale zachwiała się, gdy zauważyła lekko zaokrąglony brzuch Tonks. — Och, Tonks! Zaczyna być po tobie widać!

— Poznaj brzuch — powiedziała z figlarnym uśmiechem. — I ostrzegam cię teraz, że przechodzę przez etap wiecznego głodu, więc jeśli zobaczysz mnie skuloną w kącie, ściskającą kanapkę z dżemem, po prostu to zignoruj.

Hermiona uśmiechnęła się, ale nie mogła wydusić z siebie chichotu, którym zwykle reagowała na humor Tonks. Obraz jej spotkania z Draco, kiedy jego usta były tak blisko, że zapierały dech w piersi, błądziły pod jej powiekami. Czuła suchość na swoich ustach i ciężar w piersi.

— Wszystko w porządku, Hermiono? — zapytała Tonks. — Wyglądasz na trochę zmartwioną.

— Nic mi nie jest — skłamała szybko. — Po prostu tęsknię za Harrym i Ronem.

— Oczywiście, że tak — Tonks skinęła ze współczuciem głową, posyłając Hermionie ciepły uśmiech. — Ale przynajmniej masz tu kilku przyjaciół, z którymi możesz porozmawiać. Jak tam sprawy w Hogwarcie?

Hermiona nie mogła się nie wzdrygnąć.

Skomplikowane…

***

Draco skrzywił się w ciemności.

Było późno i blask księżyca nie docierał do pozbawionego okien salonu, gdzie cisza dzwoniła mu w uszach; głośne przypomnienie, że jej tu nie było. Zapach dziewczyny zaczynał zanikać, dormitorium wydawało się niesamowicie puste, a przez ostatnie kilka godzin jedynym, co robił, było gapienie się na pieprzoną śnieżną kulę.

Wszystko, co musiał zrobić, to potrząsnąć tym paskudnym maleństwem, a ona wróci, a on mógłby skraść z jej warg ten smak, tak jak powinien był to zrobić, zanim odeszła.

Chwycił w dłoń tę magiczną ozdóbkę i cisnął nią w ścianę z głośnym rykiem rozdzierającym jego tchawicę. Patrzył, jak szkło się roztrzaskuje, zanim odwrócił się na pięcie i pomaszerował do pokoju Granger, ostro dysząc. Mamrocząc pod nosem jej hasło, natychmiast się uspokoił, chciwie wdychając powietrze z pokoju.

Zdecydowanie należał on do Granger.

Krytycznie przyglądał się swojemu otoczeniu, spodziewając się ujrzeć ogromną kolekcję rzeczy osobistych, ale poza kilkoma fotografiami, oczywistą czerwoną pościelą i imponującą kolekcją książek, jej sypialnia była niezwykle podobna do jego własnej.

Draco ze skrzywionym wyrazem twarzy przyglądał się zdjęciom, zatrzymując się na fotografii Granger z tymi nieudolnymi kutasami, których uważała za przyjaciół. Położył na płasko wszystkie ramki, żeby nie musiał na nie patrzeć, i usadowił się na jej łóżku, z roztargnieniem przesuwając palcami po kołdrze. Jego powieki wydawały się ciężkie, więc odchylił się do tyłu; kołysany do snu tym, jak silny był jej zapach wśród tych wszystkich poduszek i koców. Gdyby spał dziś tutaj, otoczony kojącymi szeptami jej niedawnej obecności, kto by się o tym wiedział?

— Pieprzyć to.


6 komentarzy:

  1. Eh Draco… dlaczego tu musisz tak wszystko utrudniać? Co to niby da, że dalej będziesz na nią warczał i wywalał ze swojego pokoju, skoro mimo wszystko pragniesz jej towarzystwa… dałbyś już sobie spokój z tym graniem " Jesteśmy po dwóch różnych stronach barykady". Już chyba zostało ustalone, że wcale tak nie jest. Voldemort zabiłby go bez chwili zawahania, a Zakon mimo wszystko ofiarował mu pomoc. To chyba jasno określa fakt, że już nie są po dwóch różnych stronach. Owszem, ma znak na swoim przedramieniu ale obecnie to nic nie znaczy. Nie pomaga Voldemortowi, ukrywa się przed nim. Naprawdę to aż takie fajne być w stanie ciągłej wojny z kimś, kto spędza z nim praktycznie cały czas? Czy to naprawdę jest aż tak okropne, że poczuł do niej coś więcej? Już sam stwierdził, że wcale nie jest od niego gorsza. Że mugole wcale nie są gorsi, a ona jest mądrzejsza od niejednego czarodzieja. Zazdrość wciąż wrze w jego żyłach i pewnie wrzeć będzie. A wystarczyłoby tylko powiedzieć, że chce jej, by była jego. Wtedy nie musiałby myśleć o tym, czy aby na pewno wychodzi z przyjaciółką, czy może jednak z Michaelem lub innym facetem. No a zapowiada się jeszcze bal, na którym jako Prefekt Naczelna powinna być obecna. Czy pójdzie sama? A może jednak z kimś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za palant. Nie zdzierżę gościa i nie wiem, czy bardziej Hermionę podziwiać za tę determinację czy przeklinać za to samobiczowanie. Trochę się to dla mnie za szybko tutaj dzieje, na razie Draco jest tak paskudny, że ciężko mi sobie wyobrazić jakąkolwiek namiastkę uczuć pozytywnych, jakimi można go obdarzyć, no ale może to moja ograniczona wyobraźnia i brak takich doświadczeń. Cóż, nie mniej na pewno jej współczuje, bo ten dziwny rollercoaster, jaki jej Draco funduje, jest okrutny. Najpierw bez słowa skargi przytula ją całą noc, a potem rani słowami tak bardzo, że żaden człowiek nie jest w stanie tego psychicznie wytrzymać. A ten czub jeszcze wlazł jej do pokoju, po tym, jak ją "pożegnał"...! Słów mi brakuje, żeby to odpowiednio komentować. Mam nadzieję, że się w końcu ogarnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy bardziej wkurza mnie ten szczeniak, który nie wie czego chce i tupie nóżka. Czy Hermiona w roli cierpiętnicy

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciężka relacja. Sami nie wiedzą czego chcą, ale co się dziwić, nowa sytuacja, oboje samotni...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeny ja go cały czas tłumaczę, te jego mechanizmy są nieugięte. Na prawdę myślałam, że po tej nocy wszystko jakby troszkę się wyprostuje, ale nie wiem właściwie minęło ile 5 tygodni jak dobrze pamiętam, to troszkę krótko mimo wszystko... Może dlatego. Ale w utrudnianiu wszystkiego Draco ma po prostu mistrza. Z boku może to troszkę wyglądać tak jakby nie wiedział czego chce, z jednej strony ją przyciąga, z drugiej odtrąca. Ja to sobie obrazuję jako walkę ze samym sobą. Draco dawny - Draco podczas zmian. Kto wygra tą walkę? Musi ten podczas zmian, bo skoro one zachodzą, ciężko będzie je teraz powstrzymać, skoro pojawiły się wątpliwości, pojawiły się czynniki zmian, a one przez najbliższy czas jeszcze nie znikną.
    Ron - o nieeeee, kiedy przeczytałam "Tęsknie za Tobą". Absolutnie niech nie wraca... Już to mówiłam pertyliard razy, on do niej nie pasuje, powiedzmy, że mam podobne zdanie co Draco :P.
    Luna - właściwie teraz przypomniało mi się - ciekawe gdzie znika, czyżby miała związek ze śmierciożercą? Właściwie nie jest to takie niemożliwe.
    Ministerstwo Magii - jeżeli pójdzie zgodnie z kanonem to Ministerstwo zostanie przejęte, a plotki się sprawdzą... Martwi mnie to, było o tym wspomniane i możliwe, że to wskazówka od autorki, zapowiedź kolejnych zdarzeń. Ciekawe co wtedy? Oboje staną się więźniami czterech ścian, ale nie będą mogli zostać w Hogwarcie...

    OdpowiedzUsuń