Dobry Godryku, co ja wyprawiam?

Hermiona wykrzywiła twarz, gdy drzwi otworzyły się trochę za głośno jak na jej gust. Włożyła odrobinę swojej magii w przyćmione zaklęcie Lumos; wystarczające, aby rozpoznać w półmroku delikatne kształty i kontury. Powietrze wydawało się chłodniejsze, gdy nerwowo wsunęła się do środka przez szczelinę w drzwiach i owinęła się mocniej materiałem swojego szlafroka, gdy jej oczy spoczęły na jego łóżku.

Zatrzymała się w miejscu. Teraz je słyszała; niewyraźne pomruki i przyspieszone oddechy.

Draco miał koszmary, a kiedy przyjrzała się uważniej, blask jej różdżki zalśnił na srebrzystej warstwie potu na czole chłopaka. Jego rysy były pomarszczone i napięte, wykrzywione w bólu, a bezbronność, którą w nim wtedy zobaczyła, zapierała dech w piersi. Wyglądał… pięknie, a to sprawiło, że zabolało ją serce. Zamrugała, by wyrwać się z transu, podczas gdy blondyn wił się pod kołdrą, wydając z siebie strapione chrząknięcie.

Weź się w garść, Hermiono…

Ostrożnie ruszyła w kierunku Draco, obserwując go z fascynacją, od której nie potrafiła się powstrzymać. Coś w jego drganiach i wiciu się sprawiało, że czuła w opuszkach palców błogie mrowienie, które kazało jej go dotknąć, choć uparcie się temu opierała.

Musiało być mu zimno. Widziała, że ​​miał na sobie tylko podkoszulek, który zakrywał jedynie jego tors, chociaż trudno było stwierdzić, czy drżał z chłodu, czy raczej z powodu niepokojących obrazów wirujących w jego umyśle. Z wahaniem zmarszczyła brwi, zrzuciła szlafrok z ramion i transmutowała go w gruby koc. Niespokojnie przysunęła się bliżej, by go okryć i przypadkowo musnęła dłonią zmarzniętą skórę blondyna. Zamarła, kiedy wzdrygnął się pod jej dotykiem, a kolejny senny bełkot przemknął po jego wyschniętych wargach.

— Muszę cię zabić... inaczej on zabije mnie.

Hermiona westchnęła, a jej oczy powędrowały do twarzy chłopaka, by ujrzeć ją wykrzywioną w bólu. Wyglądał, jakby był torturowany, a ona poczuła, jak jej żołądek skręca się z troski i żalu, których nie powinna czuć. Nachyliła się i przyjrzała mu uważnie, zapominając na chwilę o otaczającym ich chłodzie.

— Draco — wyszeptała, zanim zdążyła się powstrzymać. — Draco, to ja. Obudź się.

Jeśli było to w ogóle możliwe, gardłowe charczenie chłopaka stało się jeszcze gorsze, a Hermiona ostrożnie uniosła dłoń, by ułożyć ją na jego wilgotnym czole. W chwili, gdy jej skóra zetknęła się z jego, te szare, przymglone i dzikie oczy otworzyły się. Dziewczyna ledwo zdążyła wydać z siebie przestraszony skowyt, gdy on złapał ją za nadgarstki i pociągnął w dół; obracając tak, że w mgnieniu oka znalazła się uwięziona pod nim, gdy siadł jej okrakiem na biodrach. Dyszał ciężko z dezorientacji i przerażenia ostatnim koszmarem, kiedy pochylił się nad nią z wyszczerzonymi zębami; znajdując się nagle na tyle blisko, że pojedyncze kosmyki jego włosów muskały jej czoło.

— Draco — szepnęła Hermiona, nie bojąc się lekko niestabilnego spojrzenia w jego oczach. — Uspokój się. To ja.

Rysy Ślizgona nieznacznie złagodniały, a dziewczyna poczuła, że ​​uścisk na jej nadgarstkach ustępuje i szybko uniosła ręce do jego twarzy. Jej dłonie spoczęły po obu stronach głowy chłopaka, kiedy musnęła kciukami jego zimne policzki. Nie szarpnął się tak, jak się tego spodziewała, a po chwili zaczął sprawiać wrażenie całkowicie nieobecnego; zmęczony i odurzony wyczerpaniem, choć wciąż roztrzęsiony.

— Już w porządku — uspokajała go miękkim tonem, gładząc palcami. — Wszystko w porządku.

Powieki chłopaka opadły jeszcze bardziej, więc oczy stały się wąskie i prawie ukryte, a jego oddech uspokajał się, muskając jej twarz. Przestał drżeć, ale ona wciąż trzymała dłonie na jego policzkach, zmuszając go do całkowitego otrząśnięcia się z szoku. Zakołysał się trochę, zanim jego odległe spojrzenie powędrowało z powrotem ku niej. Jego oczy były zamglone i nieobecne, gdy powoli opadł, a Hermiona niechętnie musiała przyznać, że ​​nawet nie rozważała protestu, gdy jego usta opadły na jej własne.

Chociaż ich pierwszy pocałunek był lekki i wątpliwy, ten obecny okazał się ciężki i mocny. Między ich ustami wirowała czysta desperacja i Hermiona nie mogła powstrzymać się przed poddaniem mu, kiedy polizał jej dolną wargę. Zaczęła naśladować go, kilka razy odważnie zasysając jego wargę, a ich westchnienia mieszały się ze sobą przez kilkanaście uderzeń jej serca, zanim nagle ustały. Blondyn oparł swoje czoło na jej i trzymał ich usta niemal złączone, gdy Hermiona ciężko walczyła, by zignorować lawinę pytań próbujących wypłynąć jej z uszu i piersi.

Powoli otworzyła oczy i dostrzegła, że ​​Draco nadal wyglądał na na wpół śpiącego, choć błogo spokojnego. Delektowała się resztkami jego miętowego posmaku i trwała tak nieruchomo, jak tylko potrafiła.

— Granger... — wymamrotał sennie, jakby nie był pewien, czy to naprawdę ona.

Nie śmiała się ruszyć, gdy powoli zsunął się z niej i opadł na bok. Obserwowała go uważnie, szukając jakichkolwiek oznak przerażenia, albo nawet świadomości tego, co właśnie zrobili. Zamknął oczy i owinął się kocem, a Hermiona przesunęła się, by wyjść, ale jego senny pomruk sprawił, że zamarła.

— Zostań.

Zamrugała i odwróciła się twarzą do niego, zastanawiając, czy może się przesłyszała, ale wyglądał całkowicie poważnie. Czy tylko sobie to wyobraziła? Do diabła, czy naprawdę do tego doprowadziła? Chciała zostać…

Wbrew własnemu rozsądkowi wsunęła się pod kołdrę i próbowała zignorować ten cichy głosik z tyłu głowy, mówiący, że ta nierozważna decyzja da jej nad ranem w twarz. Zachowała między nimi spory dystans, beznadziejnie rozumując, że to poprawi sytuację. Ułożyła się wygodnie i rzuciła na pościel szybkie zaklęcie rozgrzewające, gdy zaczęła poddawać się fali wyczerpania.

Oczy Hermiony zatrzymały się na twarzy chłopaka, gdy jej powieki zatrzepotały. Jednak zanim poddała się własnym koszmarom, przyłożyła palce do swoich wciąż pulsujących ust, wydając z nich słodkie westchnienie.

***

Draco był nie do końca świadomy porannego śpiewu ptaków, gdy powoli zaczął się wybudzać. Jakiś skrawek podświadomości mówił mu, że to był pierwszy poranek od jakiegoś czasu, gdy deszcz nie walił bezlitośnie w szybę, ale to ta dziwna faktura poduszki sprawiła, że ​​jego oczy wreszcie się otworzyły.

Co do…

Jego policzek znalazł się otoczony zewsząd lokami Granger, a potem chłopak przypomniał sobie sen, który miał zeszłej nocy. To była mile widziana odmiana w jego nieustannych koszmarach o martwych czarodziejach i wysokich wieżach; pocałunek z Księżniczką Gryffindoru. Stanowił on zamazaną mrzonkę bez większych konkretów, jak większość jego snów, ponieważ to był tylko sen. Tylko sen.

Chociaż… dziwne. Jego usta wydawały się trochę wrażliwe.

Podniósł zdezorientowane spojrzenie na swoją towarzyszkę i potajemnie uznał, że jej delikatne i urocze rysy były z pewnością najlepszą rzeczą, przy której obudził się w ciągu ostatnich długich miesięcy życia w ukryciu. Wyglądała cholernie kusząco, niemal surrealistycznie; zapierała dech w piersi tymi potarganymi lokami otaczającymi jej zrelaksowaną twarz. Jego zmęczone oczy padły na jej lekko opuchnięte usta i zaczął zastanawiać się…

Nie bądź takim pieprzonym idiotą.

Jeśli wcześniej myślał, że jego pokój był przesiąknięty jej zapachem, to teraz praktycznie w nim tonął i było to cudowne. Rozważał, czy powinien jej dotknąć; zastanawiał się, czy jego fantazje nie stały się w końcu w pełni rozwiniętą halucynacją, ale jej bursztynowe oczy powoli otworzyły się, zanim zdołał choćby drgnąć. Oboje po prostu wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę; ona wyglądała na lekko zakłopotaną, a on na podejrzliwego.

— Co ty tu robisz, Granger? — przerwał ciszę, napinając rysy. Obserwował ją szklistymi oczami, gdy nerwy zdawały się iskrzyć w jej umyśle i wciągnęła drżący oddech. — Granger…

— Ja… — zaczęła cicho. — Myślałam, że może być ci zimno.

Zmarszczył brwi na jej odpowiedź. 

— Co…

— Przyniosłam ci dodatkowy koc — wyjaśniła drżącym głosem. — I… a ty poprosiłeś mnie, żebym została.

Prychnął, ale mglista retrospekcja rozbiła jego skupienie. Ten nieznośny mały sen nagle stał się wyrazistszym wspomnieniem. Odepchnął od siebie ten niepokojący pomysł i już miał zacząć się spierać, że nigdy nie poprosiłby, żeby została, jednak jej następne wymamrotane wyznanie sprawiło, że w jego umyśle doszło do spięcia.

— Ja... chciałam zostać.

Jego czarne, lodowe oczy rozszerzyły się odrobinę, kiedy szybko przeskanował jej rysy, zanim ogarnął go pożądliwy impuls, któremu nie mógł się oprzeć. Chwycił ją silnymi dłońmi i mocno pocałował, wspierając się na łokciach ponad jej ciałem i zdając sobie sprawę, że ta pozycja jest cudownie znajoma. Dłonie dziewczyny muskały jego szyję, kiedy wpijał się w jej usta; cała jego frustracja i gniew spływały po jej wargach, gdy napawał się ich smakiem. Odpowiedziała mu z równie wielkim zaangażowaniem, które skusiło jego ręce, by zgubić się w jej włosach.

Kobiece westchnienie połaskotało jego gardło i naparł na nią mocniej, rozkoszując się ciepłem jej ciała i uczuciem go pod sobą. Jęknęła, a ten dźwięk przypomniał mu te jej uzależniające pomruki, przez które jego krew płynęła ku dołowi. Ale pulsowanie w podbrzuszu wydawało się teraz zbyt realne; zbyt żywe, co sprowadziło go z powrotem do mroźnej rzeczywistości.

Oderwał się od niej z wściekłym warknięciem, po czym usiadł na skraju łóżka; zgarbiony z falami gniewnych wibracji sunącymi wzdłuż kręgosłupa. Poczuł, jak każdy mięsień w jego barkach napina się gdy zacisnął dłonie w pięści i oparł głowę o knykcie. To był nowy poziom upokorzenia i obrzydzenia; prawdopodobnie szczyt tego popieprzonego przeciągania liny między nim a nią. Z pewnością miał nadzieję, że to szczyt... Być może…

Usłyszał i poczuł, jak ciężar jej ciała przesuwa się na łóżku, i chciał, by wyszła, zanim jego wybuchowy temperament da o sobie znać. Wyczuwał gniew zarówno na nią, jak i na samego siebie, skwierczący pod powiekami niczym żar, który zaraz stanie w płomieniach. Wyraźnie poczuł, że wyszła z łóżka, więc dlaczego, do jasnej cholery, nie słyszał, jak odchodzi?

— Draco…

— Po prostu wyjdź — wychrypiał chłodno, trzymając pochyloną głowę. — Zostaw mnie, kurwa, w spokoju…

— Ale ja…

— MÓWIŁEM, ŻEBYŚ, KURWA, WYSZŁA! — Zerwał się na nogi i odwrócił, by skonfrontować się z nią z pogardą wyrytą na twarzy. — NATYCHMIAST…

— NIE! — odkrzyknęła, prostując się defensywnie. — Chcę o tym porozmawiać…

— Nie ma o czym rozmawiać! — prychnął. — Nic się nie stało…

— Jesteś taki żałosny! — warknęła, wskazując na niego drżącym palcem. — Dlaczego musisz zaprzeczać, że to prawdziwe…

— BO TO NIE JEST, KURWA, PRAWDZIWE! — ryknął z przekonaniem. — Nic, co dzieje się w tym więzieniu, nie jest prawdziwe…

— Co ty…

— To wszystko jest fałszem! — kontynuował. — To wszystko rozpieprza mi mózg! NIGDY nie zniżyłbym się o tego, by cię dotknąć, gdyby nie te pieprzone bzdury, że jestem zmuszony żyć…

— Okoliczności są nieistotne…

— Bzdury!

— Nadal w pełni kontrolujesz swoje własne działania! — wypaliła ze złością. — I im szybciej to zaakceptujesz…

— A co z twoimi działaniami, Granger? — zapytał złowrogim tonem. — Jak spanie w tym samym łóżku co śmierciożerca pasuje do twojego pro-szlamowego gówna?

Jej grymas jedynie się nasilił. 

— Obwiniam o to zły osąd i chwilową niepoczytalność…

— Więc ja obwiniam ciebie i tę starą sukę za moją własną niepoczytalność! — wrzasnął, zamierając na chwilę, by podejrzliwie zmrużyć oczy. — Czy to twój chory mały spisek, Granger? Czy ty i ta zasuszona wiedźma robicie to celowo?

— O czym ty do cholery mówisz…

— Mówię o tobie i McGonagall! — warknął Draco. — Czy to wasz żałosny plan? Uwieść śmierciożercę i zdobyć garść informacji o Voldemorcie za pomocą odrobiny skutecznego kurwienia się…

— Pierdol się…

— Jestem pewien, że to również była część planu — syknął gorzko. — Pieprzyć mnie, a potem wmanipulować w jakieś odkrywcze pogadanki do poduszki…

— Jesteś niedorzeczny! — prychnęła niecierpliwie.

Zawahał się i wyszczerzył zęby. 

— Tak, to jest cholernie niedorzeczne — warknął. — Jestem pewien, że nawet McGonagall zauważyła, że operujesz seksapilem na poziomie zasranego bagiennego trolla!

Zauważył cień bólu, który zamigotał w jej oczach i prawie pożałował tych słów.

— Nie ma żadnego spisku — powiedziała po chwili smutnego milczenia. — Możesz wierzyć w to, co tylko ci się podoba, ale ja zawsze chciałam tylko, abyś uświadomił sobie, że mugole to ludzie. Że ja też jestem człowiekiem. Osobą.

Pozostał nieruchomy i chciał, aby jego rysy nie zmiękły z niepewności. Nie znał żadnych innych mugolaków, ani go to tak naprawdę nie obchodziło; znał tylko ją. I zdecydowanie była ona człowiekiem; postacią o określonych cechach i emocjach, które nie zawsze rozumiał, ale nie potrafił nie być nimi zafascynowany. Była osobą, która zmieniała uprzedzenia w jego umyśle i zmuszała do kwestionowania tego, co zostało w nim zaszczepione. Była kimś dającym pocałunki tak powolne i rozpalające…

— Wychodzę — wymamrotała, odwracając się na pięcie i kierując się do drzwi. — Ale chcę, żebyś to rozważył, Draco. Gdybym była osobą czystej krwi o dokładnie tej samej osobowości, czy tak szybko odrzuciłbyś to, co wydarzyło się dziś rano?

Zanim jakakolwiek łagodząca atmosferę uwaga zdążyła spłynąć z jego języka o smaku Granger, dziewczyna szarpnęła za drzwi i zatrzasnęła je za sobą, wychodząc i pozostawiając go zdezorientowanego i zmrożonego. Jej pytanie przetoczyło się przez jego głowę, wraz z myślami o biografii Kinga i wszystkim innym, co zaczął kwestionować, odkąd wylądował w tej dziurze.

Czy tak szybko zignorowałby ich pocałunek, gdyby była czystej krwi?

Nie. Kurwa, nie.

***

Ukryta w bezpiecznej przystani, jaką był jego pokój, Hermiona krztusiła się uporczywym szlochem, mimo że próbowała go powstrzymać. Tyle, że to nie tyle jego obraźliwe uwagi były powodem do łez, ale bardziej jej reakcja na te okropne insynuacje. Nie powinna przejmować się jego opinią na swój temat; powinna być w końcu przyzwyczajona do jego drażliwych słów, ale na grób Godryka, to naprawdę bolało. Mogłaby przysiąc, że czuła ukłucia małych sztyletów w swojej piersi i nienawidziła go za zrujnowanie chwili, która wydawała się… cóż… miła. Nawet błoga…

Domyślała się, że w rzeczywistości chyba powinna być mu za to wdzięczna; przynajmniej jedno z nich miało wystarczająco rozsądku, by to zakończyć.

Ale dlaczego musiał zachować się podczas tego jak cholerny dupek? Dlaczego musiał wszystko tak bardzo utrudniać? I dlaczego w ogóle to się stało, do diabła?

Dlaczego ja to wszystko robię?

To był po prostu wypadek… chociaż czy incydenty nadal można uznać za wypadki, jeśli regularnie się powtarzają? Prawdopodobnie nie.

Drżącymi palcami otarła łzy i przełknęła suchość w gardle. Szybki rzut oka na zegar powiedział jej, że jest dopiero szósta rano; za wcześnie na zajęcia, jednak musiała wyjść z tego pokoju. Ubrała się tak szybko, jak mogła, w pierwsze lepsze wygodne ubrania i szaty, i wybiegła ze swojego dormitorium, starając się nawet nie zerkać na drzwi sypialni Draco. Pędziła pustymi i ciemnymi korytarzami, aż wybiegła z zamku w chłodny, rześki świt.

To było oszałamiające; cudowne niebo w różowych szarościach i granatowych pasmach, które powinny skraść dech w piersi, ale jej umysł był zbyt rozkojarzony, by zwracać na to uwagę. Rzuciła dookoła siebie szybkie zaklęcie rozgrzewające, kiedy zauważyła, jak gęsta była para przy jej oddechach, i wędrowała po cichym terenie błoń, aż znalazła drzewo, które wyglądało na uschnięte i było niemal w całości pokryte szronem.

Opadła między korzeniami i oparła się ciężko o pień, gdy łzy znów zaczęły spływać po jej policzkach. Tutaj mogła otwarcie szlochać, nie dbając o wścibskie spojrzenia, choć nadal czuła się jak totalna idiotka.

Musiała stawić czoła faktom, nawet jeśli były one całkowicie druzgocące i błędne. Jeśli okazała się tak dotknięta ostrym odrzuceniem jej przez Draco tego ranka, to wyraźnie czuła coś do niego; czy to współczucie, czy coś innego. Nie mogła sobie przypomnieć, by znalazła się w takiej sytuacji emocjonalnej od czasu tego krótkotrwałego związku Rona z Lavender, ale zignorowała niebezpieczne skojarzenia, które towarzyszyły tej myśli. Być może poczuła się tak zaniepokojona, ponieważ Draco był jedyną osobą, z którą spędzała znaczną ilość swojego czasu, odkąd Harry i Ron odeszli. Może.

Stopniowo straciła przy nim swoją czujność, a ta nagle wróciła ze zdwojoną siłą, by ją zmiażdżyć.

Być może to było niemądre z jej strony, że przyzwyczaiła się do swojej niemal wygodnej rutyny w otoczeniu Draco i założyła, że ​​jego stosunek do niej się zmieni, a może nawet miała nadzieję…

Miała nadzieję, że ich relacja stanie się czymś... innym…

— Hermiono.

Była zbyt wyczerpana, by dać się przestraszyć, i powoli odwróciła głowę, by posłać znajomemu głosowi zdezorientowane spojrzenie. 

— Luna — westchnęła, gdy blondynka się do niej zbliżyła. — Co ty tutaj robisz?

— Niebo jest piękne — oznajmiła cicho, klękając naprzeciwko Hermiony. — To też najlepsza pora dnia na spotkanie z kelpiami. Dlaczego wstałaś dziś tak wcześnie?

— Potrzebowałam trochę świeżego powietrza — westchnęła ze zmęczeniem, szybko ocierając resztki łez. — Czym są…

— Twoje usta znów wyglądają śmiesznie — wtrąciła spokojnie Luna. — Kolejne użądlenie pszczoły?

— Co? Tak. To znaczy nie — wyjąkała niezgrabnie Hermiona, próbując odzyskać choć trochę spokoju duszy. — Nie, to nie ma nic wspólnego z pszczołami. Myślę, że to reakcja na coś innego.

— Co by to mogło być?

— Jeszcze nie jestem pewna — wzruszyła ramionami, unosząc dociekliwe opuszki palców, by sprawdzić, czy jej usta rzeczywiście są jakieś inne. — Najwyraźniej nie ma to na mnie dobrego wpływu.

— Myślę, że całkiem ci to pasuje — Luna uśmiechnęła się do siebie, a jej oczy utkwione były w świetlnym pokazie słońca czającego się na wschodzie. — Ale wygląda na to, że tym razem zareagowałaś na to silniej.

— Co masz na myśli?

— Cóż, tym razem masz zarumienione policzki — odparła. — I twoje oczy wyglądają na trochę zaszklone…

— To prawdopodobnie wina chłodu — broniła się słabo Hermiona.

— Nie — Krukonka potrząsnęła głową. — To coś innego. Wyglądasz przez to naprawdę ładnie, Hermiono.

Gryfonka posłała przyjaciółce słaby uśmiech. 

— Dziękuję — wymamrotała.

— Słyszałam, że w sobotę wybierasz się do Hogsmeade — powiedziała powoli Luna, a Hermiona obserwowała, jak pierwsze złote promienie poranka tańczą na twarzy blondynki. — Z Michaelem, tak?

— Tak — skinęła głową. — Czy chciałbyś może coś z wioski?

— Czy mogłabyś kupić mi lukrecjowe różdżki z Miodowego Królestwa?

Hermiona zmarszczyła brwi. 

— Nie sądziłam, że za nimi przepadasz?

— Bo nie przepadam.

Brunetka przechyliła głowę na bok i powoli obserwowała swoją towarzyszkę, zauważając, że sama Luna wyglądała trochę inaczej. Podczas gdy oczy blondynki były wyraziste, ale zwykle nieobecne, ostatnio wydawały się skrywać w sobie ten dziwny sekretny błysk. Dobry błysk.

— Czy mogę cię o coś zapytać, Luno?

Rozanielona Krukonka powoli przekręciła głowę, by poświęcić Hermionie całą swoją uwagę. 

— Oczywiście — odpowiedziała. — Spróbuję odpowiedzieć.

— Niektórzy zauważyli, że znikasz na weekendy i czasami też w niektóre inne dni — powiedziała ostrożnie. — Dokąd wtedy się udajesz?

Jeśli Luna poczuła się zaskoczona tym pytaniem, ​​nie okazała tego. 

— Nie sądziłam, że ludzie zauważą moją nieobecność.

— Och Luna — szepnęła Hermiona. — Wiesz, że bardzo nam na tobie zależy. Oczywiście, że…

— Nie miałam tego na myśli w ten sposób — przerwała blondynka, gdy lekkie drgnięcie poruszyło jej ustami. — Ludzie zwykle nie zwracając tak dużej uwagi na zachowania innych w czasach wojny. To normalne. W sumie jestem naprawdę wzruszona, że ktokolwiek zdał sobie z tego sprawę.

— Więc gdzie znikasz? — nalegała. — Jeśli masz jakieś kłopoty, możemy ci pomóc.

Luna zachichotała cicho, a Hermiona uniosła brwi. 

— Nic mi nie jest — powiedziała Krukonka. — Tak właściwie, to czuję się bardzo dobrze, ale obawiam się, że nie mogę ci powiedzieć, dokąd się udaję.

— Dlaczego nie?

— To nie byłoby bezpieczne dla drugiej zaangażowanej w to strony — wymamrotała Luna, a wyraz jej twarzy przez chwilę stał się zamyślony i prawie zaniepokojony. — Przepraszam. Byłoby zbyt ryzykowne mówić cokolwiek ludziom, a to nie tylko mój sekret.

Podczas gdy Hermiona przeanalizowała rozumowanie Luny i racjonalizowała, że ​​nie ma prawa domagać się wyjawiania przez blondynkę sekretów, kiedy sama ukrywała w swoim dormitorium Śmierciożercę, coś w głosie jej przyjaciółki zaintrygowało ją.

— Troszczysz się o tę drugą osobę? — zapytała z wahaniem Hermiona. — Musisz, jeśli chcesz podejmować dla niej to ryzyko.

— Czyż nie wszyscy obecnie podejmujemy jakieś ryzyko?

— Po prostu martwię się o ciebie — kontynuowała Hermiona smutnym tonem. — Ta wojna…

— Czasami wojny mogą przynosić też coś dobrego — powiedziała Luna, wstając. — Mogą nauczyć ludzi trzymania się tego, co wydaje się właściwe, nawet jeśli wiąże się to z podejmowaniem ryzyka.

Hermiona wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, gdy ta odchodziła w stronę zamku. Słowa blondynki odbijały się echem w głowie Gryfonki. Jak zawsze Luna pozostawiła po sobie uczucie błądzące gdzieś pomiędzy oszołomieniem a oświeceniem i wątpliwością, czy Krukonka kazała jednemu ze swoich wyimaginowanych stworzeń szpiegować Hermionę w nocy. Brunetka odwróciła głowę, by obdarzyć na wpół majaczące za wzgórzem słońce uznaniem, i otuliła się ramionami, kuląc pod uschniętym dębem.

Musiała skoncentrować się na swoich zadaniach dla Zakonu i odrzucić te pełne nadziei myśli o Draco. To było niestosowne i całkowicie naiwne, bez względu na fakt, jak kuszące było przeanalizowanie tej idei w jej głowie.

Ale trudno było to wszystko od tak zignorować.

Spóźniła się na pierwsze zajęcia po tym, jak uparta mrzonka zdołała zamglić jej myśli. Dziewczyna przeklinała swój umysł za to, że ten pozwolił tej głupotce się tam wślizgnąć. Znowu.

***

Przez dwa dni z powodzeniem jej unikał, siedząc w odosobnionej enklawie swojego pokoju, z wyjątkiem sporadycznych wycieczek do łazienki i podbierania ciepłych posiłków, które nadal dla niego zostawiała. Domyślał się, że robiła, co w jej mocy, by również omijać go z daleka, i byłoby to wspaniałą opcją, gdyby powoli nie zaczął odrywać się od rzeczywistości.

Tym razem również nie była to wina klaustrofobii.

Oj nie. Teraz czuł zmianę w całej swojej krwi i kościach. To było pragnienie; może tylko względem jakichkolwiek interakcji międzyludzkich, a może jedynie względem niej. Pulsowało w jego żyłach i powodowało niezdrowe skurcze mięśni. Zalewał się zimnym potem, dygocąc, aż czuł, że kręgosłup mu pęka i prawie wymiotował. To było jak bardzo brutalny odwyk, ale może to tylko zimna pogoda po prostu w końcu go dopadła.

Jedynym lekarstwem wydawała się desperacka masturbacja przy dźwiękach jej prysznica, ale w tym całodobowym piekle trwało to zaledwie trzydzieści minut.

Nie spał już od kilku godzin, czekając, aż jej zwykłe mruczenie złagodzi napięcie kumulujące się w jego ciele. Jeśli miał zgadywać po umiejscowieniu słońca na nieboskłonie, było popołudnie, co oznaczało, że mijał kolejny weekend jego pobytu w tym więzieniu.

Przypomniał sobie wtedy, że Granger wspominała, że idzie do Hogsmeade z tym nędznym pomiotem z Ravenclawu, i poczuł pod skórą iskry wściekłości. Jego klatka piersiowa była gotowa zapaść się pod ciężarem nagłej i potężnej fali gniewu, a kiedy w końcu usłyszał jej kroki prowadzące do łazienki, nie mógł odpędzić swoich łatwopalnych myśli, by rozkoszować się nią tak, jak zwykle to robił.

Zamiast tego w jego głowie pojawiły się podejrzane i niemile widziane obrazy mizdrzenia się przez nią do lustra i przygotowywania do spotkania z tą parodią czarodzieja. Pomysł sam z siebie z każdą chwilą stawał się coraz mocniej przesadzony, a blondyn zgrzytał zębami, gdy kołysały nim kolejne fale obrzydzenia. Wbił paznokcie w skórę dłoni, gdy zacisnął pięści, i nie odważył się choćby drgnąć, dopóki nie wróciła do swojej sypialni na dziesięć minut, zanim usłyszał, jak główne drzwi dormitorium zamykają się wraz z jej wyjściem.

W mgnieniu oka stanął na nogi, z ostrymi oddechami wypływającymi z jego ust i czarnymi źrenicami. Zaczął od szafy i biurka, przewracając je na boki i kopiąc, aż drewniane odłamki zaścieliły całą podłogę, a meble leżały powgniatane, praktycznie nie do poznania. Następnie zajął się pościelą, rozdzierając ją i tworząc jeden wielki poszarpany bałagan ze wszystkich tkanin i poduszek, co nadal nie uspokoiło jego temperamentu.

Z ostatnim rykiem wściekłości napędzanej zazdrością chwycił krzesło i rzucił je prosto w okno, tylko po to, by zobaczyć, jak eksploduje ono tworząc deszcz drzazg. Spojrzał z goryczą na zaczarowane i nietknięte okno, gdy opadł na podłogę pełną pozostałości swojego emocjonalnego wybuchu i oparł plecy o nogę łóżka. Siedział tam godzinami, walcząc z okrutnymi wyobrażeniami, jak Granger cieszy się czasem spędzanym z Cornerem.

Zalegając samotnie na podłodze sypialni doszedł do wniosku, który wstrząsnął jego sercem. Albo Granger się myliła i miał pełne prawo gardzić mugolami i szlamami ze względu na ich rzekomą niższość, albo rzeczywiście miała rację – jak to zwykle bywało – że był tylko draniem po solidnym praniu mózgu…

Jej słowa z ich kłótni po pocałunku nieustannie pulsowały w jego mózgu.

Zawsze chciałam tylko, abyś uświadomił sobie, że mugole to ludzie. Że ja też jestem człowiekiem. Osobą.

Nadal w pełni kontrolujesz swoje działania…

Chciałam zostać…

A jeśli miała rację?

A jeśli to wszystko było na nic?

A jeśli on i cała jego rodzina od zawsze się mylili?

Wtedy… wtedy może to w całkowitym porządku byłby fakt, że chciał jej dotknąć, ale dlaczego, do cholery, miałaby mu na to pozwolić?

Jeśli miała rację…

Nie miał już pojęcia, w co wierzyć.

Pozostał nieruchomy przez wiele długich godzin. Myśli kłębiły się w jego głowie zbyt głośno, by zdał sobie sprawę, że dziewczyna wróciła i zapukała do jego drzwi, a nawet, że zaczęła wołać jego imię.

I właśnie takim Hermiona go znalazła, gdy dzień zamienił się w wieczór; przygarbionego w pozycji pokonanego, otoczonego chaosem, który sam stworzył. Jej rozszerzone oczy z zakłopotaniem przeskanowały zdewastowane pomieszczenie, zanim spoczęły na Draco skulonym na środku pokoju. Poczuła nagły ucisk w piersi. Widziała, że chłopak ​​drży, ale nie próbował się ogrzać, a jego oczy były kompletnie nieobecne. Jego wrażliwa i zniekształcona postura natychmiast przypomniała jej o nocy, kiedy znalazła go w środku koszmaru i jak to wydarzenia doprowadziło nie do jednego, a dwóch zakazanych pocałunków.

Uczucie troski przyszło do niej tak naturalnie, gdy upuściła torbę i podbiegła do boku chłopaka, padając na kolana i ujmując jego twarz w swoje zmarznięte dłonie. W jego szarym spojrzeniu dostrzegła niewielki błysk rozpoznania i życia, po czym odetchnęła z ulgą, gdy jej kciuki instynktownie pogładziły jego blade policzki.

— Draco — wyszeptała blisko jego ust. — Spójrz na mnie, Draco. Co się stało?

Głośno przełknął ślinę i przymknął oczy. 

— Od jak dawna tu jestem, Granger?

Hermiona zamrugała ze zdumieniem, ale szybko podliczyła w głowie daty. 

— Nieco ponad pięć tygodni — oznajmiła po chwili. — Myślę, że trzydzieści siedem dni.

— Wydaje mi się, że dłużej — wymamrotał.

— Dlaczego zdemolowałeś swój pokój? — zapytała cicho, odsuwając jedną rękę, by wyjąć różdżkę z kieszeni. — Draco…

— Nie wiem — wypalił, a ona poczuła, jak jego ciało nieco ​​rozluźnia się przy jej dłoni. — Nie wiem.

— Posprzątam ten bałagan — powiedziała mu, machając różdżką. — Nie ruszaj się, dobrze?

Nie zareagował, gdy otaczające ich oznaki jego napadu złości powoli zaczęły same się naprawiać. Zastanawiał się, czy czai się w tym jakaś ironia; Granger naprawiała coś, co zniszczył z powodu, którego nie mógł do końca zrozumieć. Jednak jego mózg był obciążony zbyt wielkimi wątpliwościami, by zwrócił na cokolwiek uwagę. Zamiast tego po prostu przyglądał się jej rysom, ponownie szukając w nich jakichkolwiek oznak, że jest gorsza, ale po raz kolejny nie znalazł.

Ani śladu czegokolwiek, co mógłby nienawidzić, bez względu na to, jak bardzo się starał.

— Jesteś przemarznięty — skomentowała, zwracając na niego uwagę. — Pozwól, że…

— Nie — powiedział. — Nic mi nie jest, Granger.

Zmarszczyła brwi, ale nie kłóciła się, wiedząc, że w takim stanie lepiej go nie denerwować. 

— Mam rzeczy, o które prosiłeś — powiedziała mu, przywołując swoją zaczarowaną torbę. Znowu machnęła różdżką, a Draco obserwował z połowicznym zainteresowaniem, jak jego dotychczasowe zasłony i pościel zostają zastąpione grubymi zielonymi tkaninami, a wybrane przez niego słodycze lądują na naprawionym przed momentem biurku. — Draco, co się dzieje?

— Mówiłem ci, nie wiem — powtórzył cicho. — Po prostu to zrobiłem.

— Nie wyglądasz za dobrze — mruknęła, przykładając jedną rękę do jego czoła. — Pozwól, że dam ci trochę…

— Nie rób tego — powstrzymał ją, zaciskając oczy. — Po prostu… nie odchodź.

— Draco, martwisz mnie…

— Dlaczego miałabyś się martwić o kogoś, kogo nie możesz znieść?

Hermiona przechyliła głowę, by złapać jego wzrok. 

— Mówiłam ci, że cię nie nienawidzę…

— Powinnaś — powiedział stanowczo. — Powinnaś mnie nienawidzić.

— Cóż, nie wiem — argumentowała spokojnie, przysuwając się trochę bliżej niego. — Może powinnam, ale nie umiem…

— Więc co teraz wobec mnie czujesz, Granger?

— Znowu to pytanie? — westchnęła, kładąc ręce na kolanach i odwracając wzrok. — Nie wiem, Draco.

— Czy myślisz, że jestem zły, Granger? — zapytał bez ogródek.

— Nie jesteś zły — zapewniła go bez wahania. — Po prostu zostałeś... wprowadzony w błąd. Jesteś człowiekiem, Draco, i popełniłeś pewne błędy, ale nie mogę cię za to nienawidzić.

Uniósł głowę i wypuścił drżący oddech. 

— Powinienem cię nienawidzić.

— Powinieneś? — powtórzyła zaskoczonym tonem. — Czyli już tak nie jest?

— Nie wiem — wymamrotał tak cicho, że nie była pewna, czy w ogóle to powiedział. — Czuję się zdezorientowany.

Jego niechętne wyznanie brzmiało dość marnie i wątpliwie, ale poczuła się zachęcona tymi wątpliwościami. Ta iskierka nadziei, którą tak bardzo chciała zignorować, rozkwitła w jej piersi, zanim zdążyła ją stłumić. Tego właśnie pragnęła; jakiegoś potwierdzenia, że chłopak zaczyna kwestionować swoje uprzedzenia.

To szturchnęło jej gryfońską odwagę i powoli ponownie przysunęła się do chłopaka , śmiało usadawiając między jego nogami i opierając swój ciężar na jego klatce piersiowej. Spodziewała się, że ten natychmiast odrzuci jej bezczelny gest, ale nawet nie drgnął, gdy położyła głowę na jego ramieniu. Pozostał całkowicie nieruchomy i nie reagował, ale ona poczuła się tam niewytłumaczalnie bezpieczna; otoczona ciepłem i wygodą w tym zakazanym momencie, który kołysał ją do snu.

— To nic nie znaczy — usłyszała pomruk Draco przy swoim uchu, prawdopodobnie wypowiedziany bardziej do samego siebie, niż do niej. — Nic.

— Wiem — szepnęła.

Draco poczuł bolesną świadomość, że to zbyt intymne i niewątpliwie niewłaściwe, ale po dwóch dniach zaprzeczania swojemu pragnieniu bycia tak blisko niej, był teraz zbyt zaabsorbowany, by ją odepchnąć. Wiedział, że rano zacznie żałować tego błędu, ale nie mógł się oprzeć odurzającemu działaniu, jakie na niego wywierała.

Była ledwie ósma, ale sen szybko pochłonął Hermionę, a Draco podążył za nią chwilę później, z niepokojącą świadomością, że wszystko się zmienia.

On się zmieniał.


5 komentarzy:

  1. I kolejny pocałunek, tym razem prawdziwy i mocniejszy. A nawet dwa pocałunki! I po co dalej udawać, że nic się nie dzieje? Draco, błagam Cię, przejrzyj na oczy i ogarnij się w końcu. Widzisz sam, że zaczynasz się zmieniać i to absolutnie nic złego! Wreszcie byłby w stanie dostrzec, że mugole i czarodzieje mogą normalnie ze sobą żyć i wcale nie są gorsi. Skoro tak jest, to czemu Hermiona jest uważana za najmądrzejszą czarownice od czasów Roweny Ravenclaw? Czyż nie powinna być od niej gorsza! A jednak wcale jej ten inteligencji nie brakuje, co wskazuję na to, że wcale nie jest gorsza. Czy to takie złe, że się również o niego troszczy? Powinna go zostawić samemu sobie, żeby umarł w tym cholernym dormitorium, bo nikt by się nawet nim nie zainteresował? Domyślam się, że ciężko jest zaufać wrogowi, ale Hermiona już tyle razy się nim zaopiekowała z czystej dobroci, że serio mógłby już przestać robić z wszystkiego problem. Ciągnie go do niej i sam przed sobą przyznał, że jedynie jego postrzeganie jej krwi jest przeszkodą, bo gdyby miała czystą krew, to by się nie zastanawiał. Ale mówi jedno, a robi drugie. Kolejny raz ją pocałował, a przecież mówi, że to niedopuszczalne… dlaczego więc to znów się stało? Kogo ty chcesz oszukać Draco…
    Mega mnie zastanawia, co robi Luna. Do kogo chodzi, po co jej te słodycze, skoro ich nie lubi? Czyżby i ona pomagała komuś z przeciwnej strony? Mam nadzieję, że to się wkrótce wyjaśni

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale emocje! Te pocałunki i Draco, który nie rozumie swoich uczuć - po prostu WOW! Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, no ladnie sie tu odwala. Hermionie to ewidentnie brakuje adrenaliny, skoro sama pcha sie w pysk smoka, i to bez konkretnego powodu. Nie mniej nie usprawiedliwia to dzikiego ataku furii Malfoya, ktory zachowal sie tak, jak na rasowego chama przystalo. Naprawde, zenujacy jest z tymi tekstami, a niby taki arystokrata. Pff. Ja bym mu na miejscu Hermiony te zakupione rzeczy cisnela na srodek pokoju, nawet, jesli wczesniej bym mu go "naprawila", i nie wdawala sie w dyskusje, dopoki sie gosciu sam nie raczy odezwac. No, ale moze jestem bardziej pamietliwa i mniej zakochana? 😁 Chociaz chyba u Hermiony to nadal tylko zauroczenie...

    OdpowiedzUsuń
  4. No w sumie się nie dziwię Draconowi że wariuje jeśli jest sam i nie ma co robić ewentualnie czasmi posiedzi z Herm no ale jednak jest zamknięty. I te że nie wie co się z nim dzieje trochę tak jakby Herm na nim też trochę wywarła ten wpływ książkami. Choć Herm też nie wie co się z nią dzieje 🤷🏽‍♀️ ale powoli powoli i widać u nich postępy 🥰

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale emocjonalna petarda! Emocjonalny rolercoster! Eomocjonalna bomba!
    Pierwszy pocałunek, tak się domyślałam, że Draco potraktuje to jako sen, miłą odmianę od koszmarów. To "Zsotań" nie wiem, ale moja głowa podpowiedziała mi ton Snape'a kiedy mówił "Always", takie nabite uczuciem, ciche, ale jakże wymowne, zawierające wszystko - potrzebę bliskości, potrzebę jej obok siebie. Te postępy jakie osiągają, jeden mały kroczek, w moim odczuciu są krokiem milowym!
    Wybuch zazdrości, był dość intensywny, sama przyspieszałam czytanie żeby zachować tą dynamikę jaka była w wypowiedzi.
    Dezorientacja, Draco przechodzi zmiany, jego stan siedzący kilka godzin w jednej pozycji, stracona rachuba czasu, brak świeżego powietrza działa destrukcyjnie. Dla mnie dwa tygodnie kwarantanny były koszmarem (książki, opowiadania, tv, netflix, gry, komputer, nawet balkon! Miałam wszystko, a ciągnęło się w wieczność). Nawet nie chodzi o to, że jest się w domu, w czterech ścianach, ale o świadomość zamknięcia, o świadomość uwięzienia, braku możliwości decydowania o sobie. Koszmar.
    Na pewno zapamiętam scenę w, której siedzą razem, Hermiona opiera głowę na jego ramieniu, on nie może już jej odrzucić, nie ma siły walczyć z pragnieniem. Nie znam kolejnych wydarzeń i scen, ale ta zostanie już dla mnie klasykiem, zapisana grubym flamastrem w moim mózgu i sercu.
    Mógłby w końcu ujrzeć człowieka w człowieku! Ile potrzebuje dowodów, że miał wyprany mózg przez ojca... Nie pamiętam w jakim opowiadaniu, ale od razu przyszły mi na myśl słowa autorki, pewnie to z Venetii "Nienawidzę Rudych od czasu kiedy ojciec powiedział mi o nich kiedy byłem w kołysce", nie tak ciężko sprzedać coś swojego dziecku, spojrzenie na świat. Przykład! Proszę bardzo! Religia, zaraz dostanę lincz, no ja jestem wierząca, ale jakby nie z wyboru własnego, znaczy teraz przy tym trwam, ale jakby nie jestem fanatykiem i nie mam jakieś wielkiej potrzeby chodzenia do kościoła czy cokolwiek. Jednak kiedy byłam dzieckiem, niedziela - nie było, kościół musiał być. Skąd? Rodzina zaszczepiła mi to od dziecka, czy gdybym jako dziecko nie była przymuszana i przygotowywana do tego to czy teraz byłabym wierząca - nie sądzę. U mnie zmiany mojego myślenia też były dezorientujące i spotykające się z odrzuceniem ze strony innych, ale że mam swój charakter, musiałam postawić na swoim. Draco też jest silny i wierzę w to, że dociera do niego to wszystko, zmiany potrzebują czasu, potrzebują cierpliwości i otwarcia. On trwał w swoim zamknięciu, teraz się otwiera, czy to nie jest piękne? Ludzki umysł jest po prostu nieprzejednany, zawiły, skory do wpływów otaczającego środowiska, jednak świadomy tego, że może się zmienić. Moim zdaniem do zmiany zawsze potrzebny jest czynnik, na zasadzie akcja - reakcja. Tu to nastąpiło. Czynnikiem jest Hermiona, może nawet nie tyle ona sama co jej obecność, słowa, zapach, smak, działania, osoba. Te wszystkie składowe musiały złożyć się na zmiany, tym bardziej, że człowiek jest istotą stadną i Draco musiał i tak dążyć do relacji i interakcji. To chyba jedno z najbardziej realnych opowiadań jakie do tej pory czytałam. Nie na siłę zbudowanie relacji, tylko w sposób tak bardzo realny, przyziemny, bez wpływu innych osób, bez przymusu małżeństwa, Voldemorta, prawa czy innych nie wiadomo co. Izolację no tak... ALe ona też została wywołana w sposób naturalny i realny. To opowiadanie jest lepsze do rozkminiania niż niejedna książka psychologiczna, Merlin mi świadkiem. Już się zamykam i idę dalej czytać ... :P

    OdpowiedzUsuń