Niecałe trzy tygodnie temu podpisała Umowę Miłosną, a już dała mu się położyć na biurku i obmacywać.
Przełknęła ślinę, stukając paznokciami w to właśnie biurko, i pozwoliła, by jej spojrzenie zamazało się, skupione na półkach z książkami naprzeciwko niej. Dotknęła piórem pergamin, tworząc małe kleksy i plamki.
Czy zrobiłby to jak na filmach? Zmiatając ręką z biurka jej kałamarz, ramki ze zdjęciami i wszystkie dokumenty tak, że te spadłyby na podłogę, a następnie przycisnąłby ją plecami do blatu. Może nawet by się z tego śmiali.
Zamrugała i potrząsnęła głową, usuwając sprzed oczu ten obraz.
Nie mogła stwierdzić, kto czuł się bardziej niezręcznie na tym lunchu, Harry czy ona. To był najszybszy i najspokojniejszy lunch, jaki kiedykolwiek razem jedli. Harry poprosił ją o to spotkanie dzień wcześniej, więc pomyślała, że ma jej do powiedzenia coś ważnego lub chociaż jakąś zabawną historię, ale on po prostu siedział i patrzył, jak jadła. Patrzył, jak rozmyślała.
Resztę popołudnia spędziła za zamkniętymi drzwiami i za każdym razem, kiedy ktoś pukał, podskakiwała. Za każdym razem miała głęboką nadzieję, że to nie Draco. I za każdym razem chciała, by był to on.
Przez całe popołudnie do jej rozproszonego umysłu wdzierały się mroczne myśli. A gdyby Harry wtedy nie wszedł? Czy pozwoliłaby mu… całkowicie? Ona nigdy…
Czy Draco wiedział? Z pewnością to zakładał, jeszcze podczas wojny i przy rozmowach o Aukcji. Prosił o trzydzieści pięć tysięcy galeonów, uważając, że dodatkowe pięć będzie mu potrzebne.
Do ceny wywoławczej dodano by kolejne pięć tysięcy, gdyby zdołano udowodnić, że byłaś „nietknięta”.
Zamknęła oczy, szydząc z siebie i swoich durnych, mrocznych myśli.
Walter odwiedził ją około piętnastej, pytając o prezentację odnośnie Złotych Znikaczy z porannego spotkania. Zupełnie zapomniała o tej części swojego dnia. Był rozczarowany, słysząc, że projekt został odłożony na przyszły kwartał, ale Hermiona powiedziała mu, że i tak powinni starać się zrobić przy nim jak najwięcej.
Została w biurze o trzydzieści minut dłużej niż zwykle, żeby przy wychodzeniu przypadkiem nikogo nie spotkać. W gabinecie Draco paliło się światło. Widziała, jak linia ciepłego blasku przenika przez szczelinę pod drzwiami, kiedy nacisnęła przycisk windy. Przyjazd windy trwał całą wieczność, a Hermiona czuła się naprawdę wyeksponowana, na tej dużej, otwartej przestrzeni. Liczyła sekundy, spoglądając na drzwi Draco, modląc się, żeby te się nie otworzyły, kiedy tu stała.
Winda przyjechała z głośnym brzękiem dzwonka, a ona skrzywiła się, wskakując do środka i prawie dwadzieścia razy wciskając przycisk zamykania drzwi.
Aportowała się i przeszła pieszo kilka przecznic aż do swojego budynku. Przekręciła zamek w zewnętrznych drzwiach i podniosła wzrok, by zobaczyć Ginny siedzącą na schodach prowadzących na ich piętro.
Ginny podskoczyła z szeroko otwartymi oczami, trzymając jedną rękę na poręczy, a drugą na szyi.
Hermiona zatrzymała się. Zamrugała. Drzwi zamknęły się za nią.
Ginny również zamrugała.
Hermiona otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Ginny pokręciła głową, próbując ją usłyszeć.
Hermiona spojrzała przez ramię Ginny, błądząc daleko wzrokiem. Zamknęła usta. I spojrzała na schody.
Ginny wzięła głęboki oddech. I oderwała od niej wzrok. Spojrzała na ścianę. Wciągnęła kolejny głęboki oddech – i zamarła.
Hermiona zacisnęła usta.
— Kto kogo pocałował?
— On. On pocałował mnie.
Ginny skinęła głową, próbując ją rozczytać.
— Jak było?
— To było… to było… Tak. Dobre. Było… Tak.
Ginny skrzyżowała ramiona na piersi, ale po chwili je opuściła.
— Czy dziś wieczorem zamawiamy chińczyka?
— Tak. To świetny pomysł.
***
Ginny odłożyła słuchawkę telefonu, zaraz po rozmowie z pracownikiem ich ulubionej chińską knajpki. Odwróciła się do Hermiony.
— Więc on... to znaczy… — Zmarszczyła brwi. — Harry powiedział, że brało w tym udział biurko?
— Tak. Biurko. Tak.
Ginny skinęła głową. Przygryzła wnętrze policzka.
***
— A z języczkiem?
— Tak.
Ginny skinęła głową, a Hermiona zaczęła zmywać naczynia.
***
Hermiona otworzyła paczuszkę sosu sojowego.
— Czy to było delikatne? Albo... powolne?
— Nie. Użyłabym raczej słowa agresywne.
Ginny skinęła głową i ugryzła swoją sajgonkę.
***
— Czy powiedział ci, jak się czuł, czy udało wam się…?
— Kłóciliśmy się.
— Hm… — Ginny włączyła telewizor.
***
— Macanko?
— Nie, nie do końca.
Ginny przełamała ciasteczko z wróżbą na pół.
***
Po obiedzie Ginny zostawiła Hermionę samą. Tej nocy leżała w łóżku, skręcając i uderzając poduszkę, aż w końcu poddała się swojemu niespokojnemu umysłowi i po prostu pozwoliła mu działać.
Co powie mu jutro? Czy musiała coś mówić?
Być może już cała ta współpraca była złym pomysłem. Może napisze jutro do Matyldy i dowie się, czy jej stanowisko zostało już obsadzone.
Nadal musiała go skarcić za używanie jej imienia jako karty przetargowej, aby założyć firmę.
Dlaczego musiała go dotknąć, kiedy prosił, żeby tego nie robiła? Dlaczego to zrobiła?
Jaki był jej strój na jutro? Czy nie był może zbyt skąpy? Będzie musiała sprawdzić.
Dotknęła jego policzka, a on chwycił ją za biodro. Zaczął pchać ją w stronę biurka… i co wtedy?
Co naprawdę pomyślał sobie Harry?
Jakie były faktyczne konsekwencje prawne tej Umowy Miłosnej. Będzie musiała sprawdzić.
Czy to się powtórzy? A może to się już przenigdy nie powtórzy? Co byłoby gorsze?
Jak mogłaby siedzieć z nim w sali konferencyjnej, rozmawiając o wilkołakach i na procesach Wizengamotu?
Zastanawiała się, czy całowała, jakby była dziewicą…
***
O trzeciej nad ranem wsunęła się do łóżka Ginny. Zaczęła od początku.
Opowiedziała Rudej o swoim odkryciu, że chłopak użył jej nazwiska, by zdobyć szacunek i pozyskać klientów. Opowiedziała jej o sukience, włosach, Złotych Znikaczach i wreszcie o pocałunku.
Ginny jęczała we wszystkich właściwych momentach historii. Jęknęła z powodu głupoty Draco i zachichotała z bezczelności Hermiony. Wycisnęła z niej szczegóły, sprawiając, że ta zarumieniła się i zaczęła jąkać. Ruda zapytała ją, jak było, gdzie znajdowały się jego ręce i co Hermiona miała na myśli mówiąc „hałasy” i czy naprawdę by mu na to pozwoliła?
Ginny musiała wstać o piątej rano na trening, więc Hermiona w końcu pozwoliła jej odpłynąć, przepraszając za zakłócenie spokoju. Sama Hermiona spała około godziny.
Śniła o balkonie wychodzącym na Ogrody Dworu Malfoyów. Stała przy balustradzie, patrząc na staw. Draco podszedł do niej od tyłu, a ona odwróciła się i zobaczyła go w tych czarnych szatach ze srebrnymi akcentami, a potem spojrzała na siebie, by ujrzeć swoją białą suknię z Balu Noworocznego
Uśmiechnął się do niej i wziął ją za rękę, a kiedy podniosła wzrok, nagle stali razem w altanie. W dłoni trzymała bukiet srebrnych kwiatów. Odwróciła się i zobaczyła Ginny w niebieskiej sukience, sięgającą by odebrać od niej te kwiaty.
Obudziła się uśmiechając się do sufitu pokoju Ginny, pustego łóżka i odgłosów pluskającego prysznica. Potem się rozpłakała.
***
Wyparła to ze swojego umysłu.
Nie, nie znała wszystkich odpowiedzi. Nie, nie wiedziała, z jakimi wyzwaniami przyjdzie jej się dzisiaj zmierzyć w związku z Draco. Ale włożyła swoją fioletową sukienkę i dopasowane szpilki, po czym zamaskowała cienie pod oczami i udała się do biura.
Czuła w uszach bicie swojego serca, gdy drzwi windy się otworzyły. Ale wtedy Melody uśmiechnęła się do niej, życząc dobrego dnia, a Hermiona odzyskała koncentrację.
Dotarła do swojego biura i prawie zamknęła za sobą drzwi, ale zdała sobie sprawę, że nie ma do tego powodu. Zostawiła je otwarte, czując się całkowicie bezbronna, choć przynajmniej świadoma, że będzie mogła zobaczyć lub usłyszeć, jak chłopak nadchodzi.
Pierwsza godzina dnia Hermiony była cicha. Walter przyniósł pocztę, a ona odpowiedziała na kilka listów. Starała się nie drżeć, kiedy usłyszała kroki lub dudnienie męskiego głosu.
Do jej gabinetu wszedł Blaise, dąsając się. Spojrzała na niego i obserwowała, jak chłopak rzuca się na jej fotel dla gości niczym dziecko.
— Nie chcę prowadzić rozmów rekrutacyjnych. Proszę, zrób to za mnie? — Zmarszczył brwi i potarł dłonią twarz.
— Rozmów na stanowisko Konsultanta do Spraw Wizengamotu? - zapytała, a on pokiwał głową. — Dlaczego to ty je prowadzisz?
— Ponieważ Draco nie chciał ich przekładać… przepraszam, pan Malfoy. — Blaise przewrócił oczami. — Zrobisz je ze mną?
Zmarszczyła brwi.
— Dlaczego teraz dowodzisz?
— Nie mam pojęcia! — Blaise znów opadł na fotel. — Powiedział mi, żebym poprowadził rozmowy, kiedy go nie będzie.
Hermiona wpatrywała się w niego.
— Dra… Malfoya nie ma dzisiaj w biurze?
— Mm-hm. — Blaise bawił się rękawem swojej szaty.
Spojrzała mu przez ramię, a jej umysł pracował. Dlaczego go nie było? Czy był chory? Czy jej unikał? Na Merlina, to była jego firma. Powinien tu być!
— Pierwszy przychodzi na jedenastą. Czy mogłabyś przeprowadzić to ze mną? Jeśli nie, to prawdopodobnie zatrudnię pierwszą, ładną kobietę, która przejdzie przez te drzwi.
Nachmurzyła się, wiedząc, że chłopak mówi prawdę.
— W porządku.
Hermiona spędziła następne trzydzieści minut na przeglądaniu listów polecających i złożonych aplikacji.
Ona i Blaise usiedli w sali konferencyjnej, decydując się na ułożenie listy pytań, które mieli zadawać na zmianę. Blaise wydawał się w ogóle nie robić notatek, więc Hermiona również zrezygnowała z ich zapisywania.
Po dwóch pierwszych rozmowach Blaise kazał jednemu ze stażystów przynieść im lunch do sali konferencyjnej. Hermiona nie była tak naprawdę wielką fanką wykorzystywania stażystów w ten sposób lub wydawania funduszy firmy na jedzenie, ale Blaise przewrócił oczami i powiedział, że zapłaci z własnej kieszeni.
Szturchała sałatkę widelcem, przewracając grzanki, kiedy Blaise się odezwał.
— Dlaczego zeznawałaś na procesie Draco?
Odwróciła się do niego. Obserwował ją, skubiąc swoją kanapkę.
— To był słuszny wybór. — Czuła się już zmęczona tymi słowami….
Zmrużył na nią oczy.
— I co to właściwie znaczy? — Wepchnął kawałek chleba do ust.
— Ja… nie sądziłam, żeby to, o co Wizengamot go oskarżył, było sprawiedliwe. Był jedynym uczniem, który został skazany na więzienie i proces i…
— Był jedynym uczniem, który próbował zabić Albusa Dumbledore'a.
Spojrzała na niego. Przeżuwał, obserwując ją.
— I zawiódł. Opuścił różdżkę. Harry to wszystko widział.
Blaise uniósł na nią brew.
— To wyjaśnia, dlaczego Harry Potter sam zeznawał – powiedział, a ona czekała na „ale…”
— Kiedy zostaliśmy schwytani przez Szmalcowników… – Ron, Harry i ja – zabrano nas do Dworu Malfoyów — powiedziała, patrząc na swoją sałatkę. — A on odmówił naszej identyfikacji. — Dźgnęła kawałek pomidora. — Nie uważam, że tego typu osoby powinny być zamknięte w Azkabanie.
Obraz Draco odwracającego się od jej torturowanego ciała, dźwięk jego westchnienia…
— A jeśli byłby to ktoś inny? — zapytał, a ona spojrzała na niego. — Powiedzmy, jeśli to Gregory Goyle zostałby poproszony o zidentyfikowanie was. I powiedziałby, że nie jest pewien…
Oczy Blaise'a błyszczały i w tym momencie już wiedziała. Nie oszukała go ani trochę.
Przełknęła.
— Zeznawałabym wtedy dla Goyle'a, gdyby Wizengamot postanowił go sądzić.
Uśmiechnął się do niej.
— Bo to „słuszny wybór” — powiedział i wsunął do ust kolejny kawałek chleba.
Skinęła głową, a on uśmiechnął się. Czuła ciepło rumieńców na swojej twarzy, więc patrzyła, jak chłopak rozkłada kanapkę na części pierwsze. Dość ciekawy sposób jak na jedzenie…
— O co chodzi z tobą i Dafne?
Palce chłopaka zatrzymały się, a ona podniosła wzrok i zobaczyła, jak uśmiech znika z jego twarzy. Nagle poczuła, jakby prosiła go o zbyt wiele.
— My… kiedyś się ze sobą umawialiśmy. — Spojrzał na swoją kanapkę, odkładając wyciągnięty kawałek sałaty z powrotem.
— Och — powiedziała. — Trudne zerwanie, jak sądzę?
— Czyż nie wszystkie takie są? — Uśmiechnął się lekko, zanim jego twarz znów stała się bez wyrazu.
Pomyślała, że potrafi wyczytać w jego rysach poczucie winy i wyobraziła sobie, jak by to było być w związku z Blaise’em Zabinim, najbardziej niepoprawnym flirciarzem, jakiego kiedykolwiek poznała. Zaczęła zgadywać w ciemno.
— Zdradziłeś ją? — Próbowała utrzymać neutralny wyraz swojej twarzy.
Spojrzał na nią i już wiedziała, że się myliła. Zacisnął usta.
— Właściwie to było odwrotnie. — Blaise przełknął, złożył i zgniótł opakowanie, po czym wstał i wyszedł.
Zamknęła oczy, odrzucając na bok widelec i przypominając sobie, że nigdy nie powinna z góry zakładać czegokolwiek na temat Ślizgonów. Byli o wiele bardziej skomplikowani, niż kiedykolwiek sobie wyobrażała.
***
Razem z Blaise’em zakończyli rozmowy, a ona sporządziła szkice swoich notatek dla Draco. Na czwartek zaplanowano jeszcze więcej rozmów, na których, jak przypuszczała, blondyn będzie już obecny.
Madame Michele była tego wieczora naprawdę przerażająca. Nic, co zrobiła Hermiona, nie było poprawne, a lista rzeczy, nad którymi miała pracować, była oburzająco długa. To była jej piąta lekcja. Była już w połowie szkolenia, ale nie czuła, że nauczyła się czegokolwiek.
Gdyby Lucjusz Malfoy naprawdę chciał ją torturować, na koniec tego wszystkiego zaplanowałby jeszcze test.
W środę powtórzyła wszystkie kroki z poprzedniego dnia. Nałożyła na siebie ubranie, makijaż i grubą skórę i przygotowała się do stawienia czoła Draco.
Ale nadal nie było go w biurze.
Około dziesiątej podeszła do jego sekretarki.
— Czy pan Malfoy będzie dzisiaj dostępny?
— Nie sądzę. — Dziewczyna spojrzała na nią znad kolorowego czasopisma, próbując wsunąć je pod jakieś dokumenty.
— W porządku — powiedziała Hermiona. — Eee… Czy odwołał dzisiejsze spotkanie z panem Townsendem?
Dziewczyna spojrzała na jego harmonogram.
— Nie — powiedziała. –— Nadal tam jest. — Spojrzała na nią. — Jak sądzę, jego świstoklik powrotny został już zaplanowany na dzisiejszy wieczór, tuż przed ustaloną godziną.
Hermiona zamrugała na nią.
— Świstoklik? Och, czy on… jest poza miastem?
— Tak, jest w Nowym Jorku. Ma tam spotkanie. — Dziewczyna uśmiechnęła się do niej, okręcając włosy między palcami.
Hermiona przez chwilę nie mogła wydusić z siebie słów. Co należało do rzadkości.
— Czy mogłabyś dostarczyć mi jakieś notatki, odnośnie spotkania z panem Townsendem? Obawiam się, że nie jestem do niego w pełni przygotowana i miałam nadzieję, że spotkam się dzisiaj z panem Malfoyem, żeby nadrobić zaległości.
— Oczywiście — powiedziała dziewczyna. Wyciągnęła karteczkę i zaczęła pisać. — Niebawem prześlę wszystkie akta.
— Dziękuję — odparła Hermiona, odwracając się i idąc z powrotem do swojego biura.
Nowy Jork. Jedyną osobą z Ameryki, o której mogła teraz pomyśleć, była Noelle, ale naprawdę nie sądziła, żeby chłopak miał zamiar spotkać się z nią po tym, jak nalegał, by sama się z nią nie kontaktowała. Poza tym była prawie pewna, że uniwersytet Noelle znajdował się w Kalifornii.
Kto był w Nowym Jorku?
***
Na kolację z panem Townsendem przybyła piętnaście minut przed czasem. W pełni przygotowała się na fakt, że Draco może się nie pojawić, tak na wszelki wypadek.
Kelnerka zaprowadziła ją do stołu i Hermiona poczuła ulgę, że jest tam pierwsza.
Tego popołudnia przeczytała wszystko o Townsendzie. Był półkrwi wdowcem po sześćdziesiątce, który zebrał małą fortunę dzięki swojej firmie produkującej eliksiry. Był dość bezpośredni z tym, że jego Wywar Tojadowy był udostępniany tym, którzy nie mogli za niego zapłacić.
Za pięć siódma jedna z hostess przyprowadziła do jej stolika siwego mężczyznę. Hermiona wstała, uśmiechając się.
— Pan Townsend? — Wyciągnęła rękę, pewna, że Madame Michele by to zaaprobowała.
— Tak. Witam, panno Granger. — Uścisnął jej dłoń i posłał ciepły uśmiech. — Miło mi panią poznać.
— I nawzajem, panie Townsend. — Znowu zajęła swoje miejsce. — Jestem zaszczycona, że zechciał się pan z nami spotkać w sprawie nowego prawa wilkołaków. Pan Malfoy powinien tu być, ale wiem, że odbywa dziś podróż służbową. — Wskazała na jego puste krzesło.
Kelner przyjął ich zamówienie na napoje. Pan Townsend zamówił szkocką, a Hermiona poprosiła o kieliszek wina.
I właśnie w tym momencie zaczęła rozważać, czy ta kolacja ma być na koszt Malfoy Consulting. Zamrugała, patrząc na biały obrus. Zastanawiała się, czy ma przy sobie wystarczająco dużo pieniędzy, by za to zapłacić, i czy później otrzyma zwrot. Czy tak działały kolacje biznesowe? A może Draco miał konto stałego klienta w tej restauracji, które mogłaby obciążyć? Rozejrzała się. To była czarodziejska restauracja, prawda? Nie miała przy sobie swojej mugolskiej karty kredytowej.
Ukryła swoje zmartwienia, postanawiając później porozmawiać z kelnerką. Skupiła się na panu Townsendzie, który był bardzo miłym człowiekiem.
Rozmawiali o Hogwarcie i książkach, powoli torując sobie drogę do tematu wilkołaków.
Było już dziesięć po siódmej, kiedy zdecydowała, że nadszedł czas, aby rozpocząć rozmowę bez Draco. Właśnie zaczęła dyskutować z Townsendem o ich bieżących postępach, gdy znajomy głos zmroził jej krew w żyłach.
— Przepraszam za spóźnienie.
Podniosła wzrok i zobaczyła Draco Malfoya, uśmiechającego się lekko do pana Townsenda. Patrzyła, jak blondyn przeprasza, a pan Townsend wstaje, by uścisnąć mu dłoń. Zamarła, próbując zdecydować, czy też powinna wstać. Czy to było konieczne? Niech cię szlag, Madame Michele. Dlaczego nigdy nie nauczyła się niczego przydatnego?
Wyglądał doskonale. Nawet lepiej niż doskonale. Wyglądał wspaniale.
Hermiona zamrugała i chwyciła szklankę z wodą, gdy Draco zajął miejsce obok niej, a naprzeciwko pana Townsenda.
Patrzyła, jak gawędził z nimi, próbując zneutralizować wyraz jej twarzy. Uśmiechał się, gestykulował i zamówił Ognistą Whisky – więc to jednak czarodziejska restauracja – i grał uprzejmego, ale spóźnionego gospodarza. Hermiona obserwowała go. I starała się mu zbytnio nie przyglądać.
Kiedy rozmowa wróciła do tematu wilkołaków, Draco wskazał jej, by przejęła przewodnictwo. Zdała sobie sprawę, że jeszcze ani razu na nią nie spojrzał.
Zamrugała i zwróciła się do pana Townsenda, zaczynając od wątku, przy którym skończyli. Przeanalizowała z mężczyzną oś czasu wydarzeń i ich aktualne zmagania. Draco wtrącał się co jakiś czas, ale ona tylko raz zadrżała na jego głos.
Draco zamówił dla ich stolika kilka przystawek, a Hermiona poświęciła chwilę na przejrzenie swojego menu. Odeszli na chwilę od tematu prawa wilkołaków, gdy pan Townsend rozmawiał z Draco o wspólnych znajomościach, a Hermiona czytała rozpiskę głównych dań.
— I Marcus Flint! Byłeś z nim blisko w Hogwarcie, tak?
Hermiona wzdrygnęła się. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na pana Townsenda. Uśmiechał się, jakby jego ostatnie wspomnienie Marcusa Flinta było jasne i szczęśliwe.
Spojrzała na Draco w samą porę, by zobaczyć, jak chłopak uśmiecha się i mówi:
— Tak, przez kilka lat był kapitanem mojej drużyny Quidditcha. — Musiała przyjrzeć się uważnie, żeby zobaczyć napięcie wokół jego oczu.
Podniosła do ust kieliszek wina.
— Tak właściwie to Marcus powiedział mi o prawie wilkołaków. — Pan Townsend uśmiechnął się, a Hermiona wychyliła głęboki łyk. — Powiedział „Geoffrey, czy słyszałeś, co zamierzają Draco Malfoy i Hermiona Granger?” — Pan Townsend – Geoffrey – zachichotał.
Hermiona zacisnęła usta. Poczuła lekkie mdłości.
— Był doskonałym uczniem. Świetny Mistrz Eliksirów.
I kliknęło. Marcus Flint sam uwarzył ten eliksir. Był uczniem pana Townsenda, który poświęcił swoje życie pomaganiu ludziom poprzez warzenie dla nich eliksirów. Jakie to niesamowicie smutne. Wciągnęła powietrze i próbowała rozluźnić ściskające jej mięśniami napięcie.
— To bardzo miłe z jego strony, że zaznajomił pana z nasza sprawą — powiedziała. Uśmiechnęła się i usłyszała, jak po jej prawej stronie Draco lekki strzelił knykciami.
Skorzystała z okazji, by odwrócić tor rozmowy z dala od tematu Marcusa Flinta. Przyszedł kelner i przyjął zamówienie. Z jej pobieżnego spojrzenia na ceny w menu poczuła się całkiem zadowolona, że Draco pojawił się tutaj, by pokryć rachunek.
Kiedy kelner zniknął, pan Townsend zdjął serwetkę z kolan.
— Przepraszam, idę poszukać toalety.
Poczuła zimny dreszcz przerażenia w piersi. Och, panie Townsend, proszę, nie rób tego…
Z każdym kolejnym krokiem, z którym mężczyzna oddalał się od stołu, jej żołądek zaciskał się coraz bardziej. Hermiona nie odważyła się spojrzeć na Draco. Sięgnęła po kieliszek wina i prawie go przy tym przewróciła. Szybko poprawiła uchwyt i podniosła szkło do ust.
Potem odłożyła go na stół. Odczekała trzy sekundy i uniosła go z powrotem do ust.
Słyszała, jak chłopak wzdycha, siedząc obok niej.
— Jak było w Nowym Jorku?
Spojrzała na niego. Wpatrywał się w solniczkę i pieprzniczkę. Zobaczyła, jak zaciska szczękę, a następnie ją rozluźnia.
— Świetnie.
Nie patrzył na nią. I była mu za to prawie wdzięczna, nie wiedząc, co by zrobiła, gdyby jednak na nią spojrzał.
— Potencjalny klient? — Przesunęła oczami wzdłuż jego szczęki, spoglądając na te usta.
— Nie — powiedział. — Odchrząknął. — Prywatne spotkanie.
— Och — odparła. — Przepraszam, nie chciałam być…
Potrząsnął głową nad solniczką, dając do zrozumienia, że nie jest wścibska.
— Blaise i ja przeprowadziliśmy rozmowy. — Żałowała, że nie mogą po prostu siedzieć w ciszy, ale najwyraźniej nie zamierzała im na to pozwolić. — Niektórzy kandydaci byli znakomici.
Pokiwał głową.
— Będziesz jutro w biurze?
— Tak.
Pan Townsend wrócił. I znów mogła oddychać.
Spędzili wspaniale resztę wieczoru. Jej obiad był pyszny, a pan Townsend utrzymywał lekki nastrój konwersacji i nawet obiecał realizację połowy ich celu ilości funduszy. Była w szoku.
Pan Townsend i Draco kłócili się o rachunek, co uważała za urocze. Kiedy wstała od stołu, aby skorzystać z toalety, obaj mężczyźni również wstali od stołu. Jak szlachetnie.
Kiedy wychodzili, ściskając dłoń pana Townsenda i umawiając się kolejne spotkanie w przyszłym tygodniu w biurze, Draco dał jej znak, żeby wyszła przed nim.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak przyzwyczajona była do dotyku jego dłoni w dolnej części jej pleców, gdy ją prowadził, dopóki ten nie zniknął.
***
Draco, Blaise i ona spotkali się razem w czwartek rano, aby omówić wyniki rozmów rekrutacyjnych z tego tygodnia.
Zrobiła trzy kopie swoich notatek z wtorku i każdemu wręczyła komplet. Kobieta, do której Hermiona czuła się najbardziej przekonana, była oczywiście najmniej lubianą przez Blaise'a.
— Ale chcę podzielić się z wami jedną z jej odpowiedzi. Była naprawdę imponująca — powiedziała Hermiona, przeglądając notatki. — Ach, tutaj. Zadaliśmy jej pytanie „wymień moment, w którym doszło u ciebie do sporu lub nieporozumienia ze współpracownikiem i jak oboje rozwiązaliście ten problem”. Powiedziała, że lubi podchodzić do konfliktów patrząc na nie z wielu różnych punktów. Poświęciłaby chwilę i spróbowała dowiedzieć się, dlaczego ta osoba tak twierdzi. Potem postawiłaby się na jej miejscu i zaakceptowała fakt, że może się mylić.
Hermiona podniosła wzrok znad swoich notatek i zobaczyła, że Draco patrzy prosto na nią. Zamrugała. Nie widziała jego oczu od poniedziałku, tuż przed tym, jak ją pocałował. Były wtedy ogniste i pełne obietnic.
Teraz były neutralne. Wypatrywała charakterystycznych drgnięć na jego twarzy. Nic.
— Eee — zaczęła. — Powiedziała też, że każdą sytuację w biurze traktuje jako „biznesową, a nie osobistą” i wie, że pewne biurowe przyjaźnie warto czasem poświęcić dla dobra klienta.
Znowu podniosła wzrok, a oczy Draco wciąż były na niej. Takie same.
— Była strasznie nudna — jęknął Blaise. — I czułem się osobiście zaatakowany przy tym całym „nie wszyscy musimy być przyjaciółmi”.
— W porządku — powiedział Draco. — Będę o niej pamiętał. Blaise i ja przeprowadzimy dzisiaj kolejne rozmowy kwalifikacyjne, aby mógł właściwie porównać ze sobą wszystkich kandydatów, których sam nie widziałem. — Wstał od stołu, zbierając jej notatki.
Blaise miał prowadzić resztę rozmów? Zmarszczyła brwi. Blaise, który nie zrobił ani jednego zdania notatek i oceniał ludzi po wyglądzie? Otworzyła usta, żeby się spierać, ale Draco już wyszedł z pokoju.
Prychnęła.
***
Poprosiła jego sekretarkę, by ta sprawdziła jego harmonogram na piątek i znalazła dla niej chwilę na spotkanie. Chociaż naprawdę chciałaby omówić jego manipulacyjne używanie jej imienia, obecna atmosfera była zbyt… niestabilna dla tej dyskusji.
Chciała dać Walterowi możliwość ponownego przegadania z nią projektu ochrony Złotych Znikaczy. Mężczyzna miał też dwie inne sprawy, nad którymi pracował, a jedna z nich była naprawdę interesująca. Opracował dla Hermiony i jej wydziału propozycję, aby rozpoczęli usługi konsultingowe dla rodzin mugolskich wkraczających do Hogwartu, udzielając rad rodzicom i rozpoczynając program „nadrabiania zaległości” dla uczniów.
Hermiona była zachwycona. To było dokładnie to, czym byłaby zainteresowana. Pomyślała o Arturze Weasleyu, który oprowadzał jej rodziców po Pokątnej i obserwował, jak jej ojciec był przytłoczony, a matka pełna podziwu. Bardzo chciałaby móc pomagać rodzinom dzieci urodzonych w mugolskich rodzinach, podczas procesu przejścia do nowej szkoły i nowego świata.
Jakieś trzydzieści minut przed zaimprowizowanym spotkaniem Walter wszedł do jej gabinetu.
— Właśnie to dostałem — powiedział, machając kawałkiem papieru. — Będziemy musieli przełożyć to na przyszły tydzień.
Zmarszczyła brwi, biorąc od niego kartkę. To była notatka od sekretarki Draco, z przeprosinami, że dziś o piętnastej Draco jest jednak niedostępny.
Przecież sama widziała, gdy dziewczyna kilka godzin temu sprawdzała jego grafik, że ten przedział czasowy był u niego otwarty.
— No cóż. — Walter wzruszył ramionami. — Dopracuję jeszcze nasze plany i spróbujemy ponownie w przyszłym tygodniu. — Wyszedł.
Hermiona podeszła do drzwi i oparła się o framugę. Drzwi gabinetu Draco były zamknięte, jednak paliło się za nimi światło.
Czy naprawdę był zajęty? A może bez większego powodu po prostu odwołał ich spotkanie?
***
Weekend mijał jej powoli. W Cornerstone nie działo się nic zbytnio ekscytującego i Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy może jednak powinna rozważyć rezygnację. A potem zaczęła myśleć nad tym, czy powinna tam dalej pracować tylko po to, by móc zrobić na złość Draco.
W poniedziałek ukazał się nowy numer Tygodnika Czarownica. Na okładkę wybrali błękitną sukienkę, a kilka innych póz i strojów wypełniło środkowe strony czasopisma. Hermiona była bardzo zadowolona i dostała uroczą wiadomość od Pansy, w której dziewczyna dała jej znać, jak bardzo jest tym podekscytowana.
Kiedy w poniedziałkowy poranek wyszła z windy, prawie potknęła się, widząc Draco stojącego przy recepcji i czytającego coś, podczas gdy Melody otwierała pocztę. Odwrócił się, by wrócić do swojego biura, a jego oczy spoczęły na niej.
Skinęła mu głową i poszła do swojego gabinetu, próbując otrząsnąć się z martwego spojrzenia, które jej posłał.
Na poniedziałkowym spotkaniu Starszych Konsultantów przedstawiła propozycje Waltera. Wyglądało na to, że Wentworth poszedł w jej ślady sprzed tygodnia i przygotował własny zestaw broszur do rozdania wszystkim zebranym, z propozycjami przyszłych działań w celu zdobycia kolejnych klientów pod postacią właścicieli firm na Ulicy Pokątnej.
Kiedy nadeszła jej kolej, rozdała zebranym dwie broszurki.
— Walter i ja pracowaliśmy nad zmianą propozycji odnośnie Złotych Znikaczy, dostosowaniem budżetu i ustaleniem bardziej wykonalnych ram czasowych, z nadzieją, że przeniesiemy ten projekt do tego kwartału zamiast do następnego…
— Myślałem, że już to odstrzeliłem.
Hermiona spojrzała na Draco. Jego oczy wciąż były martwe.
— Tak było. Dlatego to przeredagowaliśmy. Żebyś mógł jeszcze raz się temu przyjrzeć.
Zamknął broszurę i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a ona mu przerwała.
— Co oznacza, że weźmiesz to, przeczytasz w całości, zastanowisz się i wrócisz do mnie z ostateczną decyzją — powiedziała.
Czuła fale nerwowego ciepła na swojej szyi. Wydawało jej się, że dostrzegła błysk życia w jego oczach, który zniknął, zanim zdążyła o tym pomyśleć. Wzięła głęboki wdech.
— Następny projekt, który chciałabym wam zaprezentować, to naprawdę pomysł Waltera i myślę, że jest on wspaniały.
Następnie opisała wszystkim Program Integracji Mugolaków, przeprowadzając ich przez kolejne strony broszury. Kiedy skończyła, odwróciła się i zobaczyła uśmiechającego się Wentwortha, Mockridge'a zerkającego na analizę finansową i Blaise'a gryzmolącego coś na stronach… czyli zgodnie z oczekiwaniami. Draco marszczył brwi, patrząc na okładkę. Skończyła, a on się odezwał.
— Więc to już trzeci projekt w twoim wydziale, który zostanie przeprowadzony bez bezpośrednich wpływów od konkretnych klientów?
Powstrzymała się od przewrócenia na niego oczami.
— Niektóre rodziny mugolaków mogą pozwolić sobie na opłatę za program, ale tak, przewidywałam, że będziemy potrzebować czegoś w rodzaju „funduszu stypendialnego” na integrację mugolaków…
— Więc wydatki twojego działu znowu postawią nas na minusie, bez przewidywanych przyszłych dochodów z któregokolwiek z twoich projektów.
Spojrzała w jego zimne oczy, starając się nie dopuszczać do niego swojego ciepła.
— Czy nie o to chodzi w zbieraniu funduszy?
— Trzy projekty jednocześnie?
— Program Integracji Mugolaków nie będzie nawet brany pod uwagę, aż do lipca, kiedy zostaną rozesłane listy z Hogwartu. Jego realizacja zdecydowanie zacznie się w następnym kwartale.
— To jest biznes, Granger. — Oparł się na krześle, a ją irytowała jego nonszalancja. — Próbujesz tylko wydawać pieniądze, zamiast myśleć o rentowności swojego wydziału. Chociaż wszystkie twoje sprawy oczywiście uzyskałyby doskonały rozgłos dla M.C.G…
— Czy nie po to tu jestem? Dla opinii publicznej? — wystrzeliła do niego.
Blaise uniósł brew, nagle zainteresowany.
Zdecydowanie dostrzegła wtedy ogień w oczach Draco. Chłopak szybko zacisnął szczękę. A ogień zgasł.
— Zacznij zastanawiać się nad projektami, które zwiększą rentowność.
Wzięła głęboki oddech. Draco zakończył spotkanie. I tak spokojnie jak tylko potrafiła, ruszyła z powrotem do swojego biura.
Część niej wiedziała, że chłopak ma całkowitą rację. O stanie sytuacji finansowej tej firmy wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny. Ale jak długo mogła pracować tylko nad projektem nowego prawa dla wilkołaków. Była znudzona pracą, którą wykonywała, a jej niepewna relacja z Draco przez cały czas sprawiała, że czuła się jakby była na krawędzi.
To stawało się… niemożliwe.
***
We wtorek po południu przeszła przez piętro ze złożoną kartką papieru w dłoni. Podeszła do jego sekretarki – której imienia, choć wstydziła się do tego przyznać, wciąż nie znała – i sprawdziła, czy chłopak ma jakieś spotkanie.
Dziewczyna powiedziała jej, że nie, ze wzrokiem błądzącym gdzieś na boku, ale dodała też, że blondyn prosił, żeby mu nie przeszkadzać, chyba że to coś bardzo ważnego.
Hermiona skinęła głową i zapukała do jego gabinetu.
Chwila przerwy.
— Proszę?
Hermiona wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Siedział za biurkiem, czytając broszurę z propozycją Wentwortha z wczorajszego spotkania. Oparł się wygodnie na krześle. Jego oczy podniosły się na nią, a potem z powrotem opadły na papierkową robotę.
— Tak?
Zamknęła za sobą drzwi. Spojrzał na Hermionę ponownie, a jego oczy błądziły między nią a zamkniętymi drzwiami. Przełknęła.
Podeszła do jego biurka, bawiąc się palcami jednostronicowym listem, który napisała. Wybrała strój, który Pansy przeznaczyła na piątek, ale była to jej ulubiona stylizacja z całego obecnego tygodnia. Zwiewna, granatowa spódnica do kolan z szarym guzikiem. Chciała mieć szansę ją założyć. Włosy upięła w gładki kucyk, ujarzmiający loki, tak jak nauczyła ją Pansy.
Położyła list na jego biurku.
— Chciałam… chciałam złożyć wypowiedzenie.
Wpatrywał się w list i zacisnął szczękę.
— Zaczęłam czuć się tutaj nieswojo i nie sądzę, aby mój komfort z czasem się poprawił. Ma to też wpływ na moją pracę. Miałam nierealne oczekiwania w stosunku do tej firmy i nie sądzę, żeby to się udało. Składam więc swoje dwutygodniowe wypowiedzenie.
Złożyła ręce na piersi i przygryzła wnętrze policzka, patrząc, jak chłopak nieruchomieje.
— Nie.
Zamrugała, patrząc na niego.
— Nie?
— Nie akceptuję go. — Wrócił do broszurki przed nim, nie poświęcając jej nawet najmniejszego spojrzenia.
Hermiona poczuła, jak fala gorąca sunie w górę jej szyi i zacisnęła usta, odgryzając kilka ostrych słów.
— Cóż, przykro mi to słyszeć. Chętnie wyszkolę mojego zastępcę. Ale moim ostatnim dniem będzie dwudziesty piąty lutego. Będę pracować do końca tygodnia i odejdę w piątek.
Wykręcił szyję, rzucił propozycję Wentwortha przez biurko i wstał z krzesła. Jej serce waliło niemiłosiernie. Spojrzał na nią, a jego twarz była znudzona, jednak oczy płonęły.
Obszedł biurko, chwycił za złożoną na pół kartkę papieru, którą położyła na krawędzi, i otworzył ją. Stał trzy kroki od niej, opierając się o krawędź blatu. Jego oczy wędrowały po słowach.
— Nic tutaj nie mówi o tym, że twój szef molestuje cię seksualnie. — Spojrzał na nią, krzywiąc się.
Przełknęła. Och, więc teraz mieli o tym rozmawiać?
— Nie. To nie jest mój powód…
— Więc jaki masz powód, Granger? — Zmiął list i odrzucił go na bok. Oparł się i chwycił dłonią za krawędź biurka za sobą, dumnie unosząc podbródek. Jego policzki były zaróżowione. — Czego chcesz?
— Ja… chcę zrezygnować. Jak widać. — Pokręciła głową, nie rozumiejąc go.
— Zrezygnujesz, jeśli ja nie zrobię… czego? — Pochylił na nią głowę.
— Jeśli nie zrobisz nic — zaśmiała się. Studiowała go. Szczęka chłopaka była napięta, a kostki dłoni stawały się białe. — To nie jest szantaż, Draco…
— Znowu jestem Draco. — Stał wyprostowany, schodząc z biurka. Teraz był tylko dwa kroki od niej. — Minęły całe miesiące, odkąd ostatni raz to słyszałem. — Do jej uszu dobiegło, jak jedna z jego knykci strzeliła i straciła dech w piersi. — Myślę, że ostatnim razem było to w tym zaułku, kiedy szeptałaś mi do ucha, a twoje palce chwyciły moje włosy…
Sapnęła i cofnęła się.
— …a może było to na moim balkonie, ty w białej sukience, uśmiechałaś się do mnie, jakbyś doskonale wiedziała, co robisz…
— O czym ty mówisz, Malfoy…
— Nie! Nie możesz tego teraz cofnąć. Znów wróciłaś do Draco. — Podszedł do niej z błyskiem w oczach, oddychając nierówno. Cofnęła się, przeklinając swoje szpilki. Jej klatka piersiowa była ciężka i czuła się, jakby chłopak odessał z pokoju całe powietrze. Jeszcze kilka sekund temu jego oczy były martwe, ale teraz płonęły.
— Czy chcesz, żebym złożyła zawiadomienie o molestowaniu seksualnym? — Roześmiała się, drżąc.
— Chcę, żebyś szczerze odpowiedziała mi, dlaczego odchodzisz, Granger. — Znowu zrobił krok do przodu, a ona żałowała, że nie może się powstrzymać przed ciągłym cofaniem — Dzielna, mała, gryfońska Złota Dziewczyna, pozwala mi się całować i nie wie, jak to cofnąć.
Zaśmiała się, gdy znów cofnęła się o krok.
— Że niby ja chcę to cofnąć? — Szare oczy chłopaka tańczyły po jej twarzy, a różowe plamy majaczyły wysoko na jego policzkach, gdy jej plecy wylądowały na ścianie. Znowu ją przyszpilił. Zawsze ją przyszpilał. Warknęła na niego: — Draco Malfoy, spokojny i opanowany, nigdy nie mieszający spraw biznesowych z życiem osobistym, pocałował współpracownicę i teraz chce zostać za to ukarany.
Jego ramiona podniosły się do ściany, opierając po obu jej stronach. Przysunął się niemożliwie blisko, a ona poczuła jego klatkę piersiową przy swojej.
— Zamierzasz mnie ukarać, Granger? — Przygryzł swoją dolną wargę między zębami, a ona dostrzegła błagalny uśmieszek w kąciku jego ust.
Zadrżała. To… nie było to, co zamierzała osiągnąć. Czuła powiew gorąca z jego ust na swoich własnych. Czekała, czując, jak powietrze muska jej skórę. Odchyliła głowę do tyłu, czekając. Jego oddech był ciężki.
Odszukała jego oczy, ciemne, błyszczące i oczekujące. Oczekujące, aż ona pocałuje jego.
Niech go szlag. Uniosła się na palcach w tych i tak już wysokich szpilkach i złapała jego usta swoimi. On sam złapał jej usta i wymamrotał „kurwa”, łącząc ze sobą ich biodra. Westchnęła, a on wsunął się do jej ust.
Usłyszała swój jęk, kiedy jedną z rąk chwycił ją w pasie i ocierał się biodrami o jej. Drugą przesunął się na jej szyję. Mruknął i sięgnął, chwytając za jej koński ogon i rozpuszczając go.
— Nigdy tego nie rób… — Jego głos był ochrypły przy jej skórze, gdy włosy z kucyka opadły wokół nich. Zassał jej szyję, a ona zadrżała.
Poczuła, jak przesuwa zębami po jej skórze i pozwoliła swoim powiekom się uchylić. Jego dłoń na jej szyi przeczesała włosy za uchem, zaciskając palce na głowie. Zacisnęła usta, ale jęk nadal wylewał się z niej strumieniem.
Delikatnie rozsunął jej kolana prawym udem. Poruszał się powoli przy dolnej połowie jej ciała, całą uwagę skupiając na tej górnej. Chwyciła go za ramiona, nie wiedząc, co robić. Dyszała. Jego kolano miękko znalazło się między jej własnymi. Otwierając ją. Czuła, jak ręka na jej biodrze zaczyna zbierać materiał spódnicy, podciągając go do góry.
Przygryzła wargę. To było niebo. To było wszystko, czym powinno być. Poczuła, jak jego udo unosi się wyżej, muskając jej centrum i jęknęła, zdając sobie sprawę, że właśnie to kiedyś widziała, jak robił Pansy na korytarzach Hogwartu. To było to, o czym marzyła jako szesnastolatka; nad czym tyle się zastanawiała.
Poruszyła biodrami przy nim, a fala elektryczności przebiegła przez jej ciało, gdy weszła w kontakt z jego udem. I znowu to zrobiła. I znowu.
— O Boże — jęknęła, a jej ręce przesunęły się po jego ramionach i wplotły się we włosy. Doskonale. Poczuła, że przez jego ciało również przechodzi drżenie i pociągnęła go za głowę, odciągając ją z miejsca, w którym atakował jej szyję. Usta Draco były spuchnięte i wstrzymał oddech, gdy zobaczył jej twarz. Znowu sięgnęła do ust chłopaka, a on ją pocałował, przesuwając dłonią po jej szyi, w dół klatki piersiowej, ledwo muskając pierś, a ona jęknęła przy jego wargach.
Poczuła, jak rozpinają się górne guziki jej koszuli, a materiał spódnicy ociera się o jej udo, gdy palce blondyna w końcu natrafiły na skórę.
Za kilka minut będzie przed nim naga i go nie powstrzyma. Pragnął jej, a ona nie chciała go powstrzymać.
— Doprowadzasz mnie do szaleństwa — mruknął przy jej ustach, z zamkniętymi oczami, przyciskając swoje czoło do jej. Jego prawa ręka kreśliła kręgi na udzie Hermiony w miejscu, gdzie była naciągnięta spódnica, a lewa zanurzała się w jej koszuli, sięgając do piersi.
— Przepraszam…
Zachichotał, zaciskając oczy i przygryzając wargę. Otarł się o jej pierś, a materiał stanika napierał na nią. Sapnęła, a on złapał ją za udo, podciągając je do swojego biodra. Zachwiała się na jednej szpilce; już ledwo była w stanie utrzymać się na nogach, kiedy stała na dwóch.
Jego palce wędrowały po zewnętrznej części jej uda, sunąc w dół, prosto w kierunku pośladków, znajdując brzeg majtek. Pocałował ją. Jego palce zanurzyły się pod materiałem, a ona otworzyła oczy.
On się dowie. Wkrótce… będzie mógł to poczuć, prawda? Spanikowała. Jakby nie mógł już powiedzieć po sposobie, w jaki ledwo potrafiła go dotknąć, nawet gdy ją rozbierał.
To było coś, przed czym się kogoś ostrzega, prawda? Nawet jeśli już by się domyślił…
— Ja… ja…
Znowu pocałował ją w usta, wzdychając i ściągając w dół miseczkę jej stanika.
— Poczekaj, poczekaj. — Sapnęła. — Ja… miałeś rację… wcześniej założyłeś. O pięciu dodatkowych.
— Co? — wyszeptał, jego palce zbliżały się do jej łechtaczki.
— Byłoby ich trzydzieści pięć — powiedziała, rumieniąc się.
— Trzydzieści pięć?
— Trzydzieści pięć tysięcy. — Sapnęła. Palce Draco zatrzymały się na jej skórze, a jego oczy otworzyły się szeroko, patrząc prosto w jej. — Ja… ja nie…
Jego usta były otwarte. Dyszał. Zacisnął powieki, kładąc głowę na jej ramieniu.
— Jak? — To słowo opuściło jego ciało jak śmiech.
Nie wiedziała, czy ma odpowiedzieć.
— Chciałam, żebyś wiedział, zanim…
Potem poczuła, jak blondyn wyciąga rękę z jej majtek. I odniosła wrażenie, jakby ktoś wylał na nią kubeł lodowatej wody.
Nadal opierał głowę na jej ramieniu, wydychając gorące powietrze w jej szyję i kładąc rękę na ścianie tuż przy jej głowie. Wyciągnął drugą rękę spod jej koszuli.
Opuścił kolano z miejsca, w którym napierało na nią, pocierając tak doskonale, a ona prawie jęknęła.
Nie zamierzał kontynuować. Ponieważ była dziewicą. Nie chciał jej, bo była dziewicą?
Otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
— Przepraszam — szepnął w jej ramię. — Sprawy zaszły za daleko.
Przełknęła, a łzy napłynęły jej do oczu. To nie było sprawiedliwe. Czekała. Tylko o nim marzyła. Nie zawracała sobie głowy nikim innym, a teraz jej nie chciał?
Uniósł głowę i delikatnie ułożył dłonie na jej policzkach.
— Nie odchodź. — Jego szare oczy błądziły tam i z powrotem między jej własnymi. — Nie rezygnuj. — Przełknął. — Poprawię się. Wrócimy do tego, jak było… wcześniej. I nie będę cię z tego powodu ignorować ani traktować inaczej.
Powrót do przeszłości. Powrót do bycia współpracownikami po tym wszystkim. Po spróbowaniu go.
— Nie odchodź. — Jego kciuk musnął jej wargę.
Nie mogła mieć nic albo mogła mieć cokolwiek. Ale on nie mógł dać jej wszystkiego.
— W porządku.
Hermiona może i chwili popsuć nie chciała, ale trochę to zrobiła. Ale i tak największym dzbanem w tej sytuacji jest Draco… no dobra, wiem że chce być rycerzem w lśniącej zbroi i takie tam, że nie zhańbi honoru damy swojego serca, no ale KURWA MAĆ! Mam ochotę go walnąć w łeb w tym momencie. Przecież na kilometry widać, że ich ciągnie do siebie jak nieśmiałki do drzew xD Nie czuł tego, że ona chce tego samego co on… Znaczy no wiem, że mógł też źle odczytać zachowanie Hermiony, bo mógł pomyśleć, że nie chce żeby on był jej pierwszym, ale no też rozumiem i ją, bo powinna go poinformować o takich rzeczach, żeby choćby nawet był bardziej delikatniejszy i uważny, żeby nie zrobić jej krzywdy. Mimo wszystko zaliczyłam lekkiego facepalma podczas końcówki tego rozdziału, że skończyło się tak, jak się skończyło. Ale i tak mnie złapało za serduszko to, jak bardzo nie chciał, żeby ona odeszła z firmy. To tylko pokazuje, jak bardzo mu zależy na tym, by mieć z nią kontakt cały czas. Mimo wszystko jego wcześniejsze zachowanie wobec niej było mega nie fajne. Znaczy wiem, że Draco przede wszystkim dba o interesy firmy, ale kurcze, no był świadomy że stanowisko które jej powierzył bardziej będzie się skupiać na działalności probono, a nie ze będą zarabiać na tym kokosy… Zresztą ona i tak już robi swoje, żeby Draco mógł dostać majątek w całości, gdyby tylko o tym wiedział… Blaise za to pokazał zupełnie nową twarz. Każdy, nawet Hermiona założyła, że chłopak nie potrafi być wierny i zdradził Daf, a tu jednak było kompletnie inaczej. Właśnie dlatego lubię jego postać jeszcze bardziej, nie do końca jest tak oczywisty jak się każdemu wydaje. A rozmowa Gin z Hermioną przypomina mi moje rozmowy z moją przyjaciółką, jak miałyśmy podobne sytuację za sobą. Krótkie zdania lub monosylaby, ale i tak każda wie o co chodzi xD
OdpowiedzUsuńNie dziwie się Hermionie ze chciała mu to powiedzieć… ale oh Boże Draco serio? Wrócić do tego co było przed po tym wszystkim? Poczułam się sfrustrowana tak samo jak za pierwszym czytaniem 🙄 ale Blaise pokazał zupełnie inna twarz i to myśle ze Hermionie tez dużo pokazało
OdpowiedzUsuńUghhhh,myślałam że będę musiała długo czekać na kolejną gorącą rozmowę,a tu taka niespodzianka,ale nawet ja poczułam frustrację po ostatnich słowach...
OdpowiedzUsuńTa historia zupełnie mnie wciągnęła i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Draco i Hermiona nie mogą wrócić do poprzednich relacji, oni tego nie chcą i Ja też tego nie chcę. Z niecierpliwością wyczekuję na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńMalfoyyy ogarnij się 🙉
OdpowiedzUsuńDraco, co Ty wyprawiasz? Nie pozwól jej odejść, ale z Twojego życia a nie firmy. Nie bądź głupcem!
OdpowiedzUsuńPiękna niespodzianka do śniadanka!
Annie
Kurde. Musiałam wrócić, bo ciagle o tym myślę.
UsuńJak można całować tak kobietę a później mówić jej, że wrócą do relacji sprzed tego ,,incydentu’’?? Draconie, ty głupcze!
Każdy kolejny rozdział jest lepszy!
OdpowiedzUsuńAż mi brakuje słów, czekam na kolejny.
Pochłonęłam wszystkie twoje tłumaczenia w tydzień, jestem pod ogromnym wrażeniem ile pracy w to wszystko włożyłaś 😍 nie jestem zwolennikiem czytania historii w trakcie, ale tą zaczełam i nie mogę teraz usiedzieć w miejscu 😂 ciagle myśle o tym co teraz będzie się działo u Draco i Hermiony 😅 proszę nie skazuj nas na tortury, czekamy na kolejny rozdział z niecierpliwością!😍
OdpowiedzUsuńA.G
Boze, te arystokratyczne chlopy sa takie durne, ze az slow brak. Niby sa tacy bezczelni, niby biora, co chca, a tutaj takie... O losie, nie mam slow! Dobrze, ze chociaz dodal, zeby nie odchodzila, co bylo mocno dwuznaczne, ale juz ten "powrot do tego, co bylo" to jak cios w brzuch. Normalnie rece opadaja! A to jego szczeniackie unikanie Hermiony? Troche godnosci! Ech, glupol i tyle. Ma szczescie, ze sie pojawil na tym spotkaniu i wsparl Hermione w rozmowie ze sponsorem (i tutaj uklon w strone Autorki - to zwyczajne zmartwienie Hermiony o uregulowanie potencjalnego rachunku jest tak przyziemne i prawdziwe, ze az sie zachlysnelam z wrazenia, meega na plus!)... No i ciekawe, co robil w Ameryce. Moze jednak list Hermiony do Noelle cos pomogl? 😁
OdpowiedzUsuńJak on mógł to przerwać! Wiem, że Hermiona chciała go uprzedzić, ale troszkę popsuła nastrój. Nie powinni wracać w żadnym wypadku do tego co było, powinni zostawić to jak jest w tym rozdziale pod koniec. <3
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie Hermiona, właściwie jako błyskotliwa kobieta powinna wiedzieć jak działa taka firma, nie ma zysku, nie ma kasy nie ma przedsięwzięcia, ale z tego powodu odchodzić z pracy i składać wypowiedzenie? Bardziej myślę, że tu powodem był pocałunek i późniejsza ignorancja ze strony Draco...
Oby się dogadali, właściwie to jestem ciekawa kiedy Draco się dowie o jej wszystkich lekcjach i od czego uzależnione było dziedziczenie spadku.
Nowy York - może to Noelle pomogła po liście Hermiony - oby to nie było spotkanie z jakąś panienką <3