Hermiona żałowała, że nie zostawiła Ściany Malfoyów.
Tuż przed Bożym Narodzeniem w końcu udało jej się usunąć wszystkie dodatkowo nabazgrane tuszem słowa, więc jej pokój znów był czystą tablicą.
Ale teraz naprawdę doceniłaby ponowne posiadanie tej osi czasu.
Draco przybył do Cornerstone z teczką ze szczegółami sprawy wilkołaków w pierwszy weekend grudnia, ale wcześniej nie rozmawiali ze sobą przez prawie dwa tygodnie – od tego nieszczęsnego incydentu z Marcusem Flintem.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na pustą ścianę. Coś musiało się wtedy zmienić. Coś musiało pójść nie tak, skoro poświęcił swoją dumę, żeby się niej zwrócić. Swobodnie przyznał wtedy, że przybył do Cornerstone, by poprosić ją o przysługę.
Nie miała nic przeciwko wyświadczeniu przysługi. To manipulacyjna reklama była tym, z czym miała problem.
Coś kiełkowało w jej umyśle…. Coś musiało stać się z Noelle i jej ojcem. I cokolwiek to było, stało się to, zanim Draco poprosił Hermionę, by ta napisała do Quentina Margolisa i zanim zaczął używać jej nazwiska, by przekonywać do współpracy pracowników i klientów.
Hermiona przygryzła wnętrze policzka. Draco jasno powiedział, że nie powinna pisać do Noelle….
Więc trzydzieści minut później, kiedy list do Noelle odleciał wraz z puszystą sową, usiadła na skraju łóżka, zrzuciła ze stóp szpilki i zdjęła kurtkę. Sięgnęła do torby, żeby przejrzeć teczkę z dokumentami, które tego dnia przygotował dla niej Walter.
Hermiona odkryła, że Walter miał niezwykłe wyczucie. Tamtego popołudnia zapukał do jej zamkniętych drzwi, znajdując ją przy biurku, z głową ukrytą w dłoniach, przynosząc ze sobą każdy kawałek korespondencji od fanów i wszystkie listy miłosne, które otrzymała w tym tygodniu.
— Kiedy moja żona ma zły tydzień, chwytam za te wszystkie zawstydzające wiersze, które napisałem dla niej w Hogwarcie i jej wyniki Owutemów — powiedział, wzruszając ramionami.
Hermiona się roześmiała.
— Wiersze?
— Tak, napisane głównie podczas lekcji profesora Binnsa.
— Bez wątpienia.
Przyniósł także teczkę z dokumentami dla sprawy Towarzystwa Ochrony Znikaczy, nad którą pracowali, i wyszedł, by pozwolić jej zaznajomić się z całym stosem papierów.
Pojawiały się listy od młodych kobiet biznesu, które pisały do niej o radę i dziękowały za torowanie drogi. Pojawiały się też takie od weteranów wojennych, którzy pisali listy z zachętą i pochwałą. I jeden list od trzynastoletniej dziewczynki z Ilvermorny. Chciała rady Hermiony na temat niuchacza, znalezionego przez nią w sali z trofeami, którego chciała zatrzymać jako zwierzątko domowe. Zakończyła również swój list prośbą o radę Hermiony, jak powinna reagować na dokuczających jej kolegów z klasy.
Zanim nadeszła pora, by wróciła do domu, Hermiona zdążyła już opanować swoje odczucia związane z sytuacją.
Nie zamierzała zrezygnować. W tym momencie byłoby to samobójstwo zawodowe, a ona naprawdę lubiła to, co robiła w M.C.G. Cieszyła się nowymi możliwościami. Ale zamierzała dać Draco znać, że wie, co się dzieje i że jej się to nie podoba.
I zrobi to na spokojnie.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
***
Do dziesiątej w czwartek rano zdążyła zmotywować się już na tyle, by porozmawiać z Draco. Zamierzała być bezpośrednia, zwięzła i szczera.
Poszła do jego biura i zastała zamknięte drzwi. Rzadko były zamknięte, więc musiał mieć spotkanie. Gdy cofnęła się, by zapytać jego asystenta, kiedy blondyn powinien być wolny, drzwi się otworzyły.
Ze środka wyszła Pansy. Hermiona zamrugała, zdezorientowana. Pansy uśmiechnęła się szeroko.
— Hermiono, kochanie! — Dziewczyna spojrzała na nią w górę i w dół, oceniając dzisiejszy strój. — Wspaniale, właśnie przyszłam się z tobą zobaczyć.
Hermiona uśmiechnęła się i powiedziała coś uprzejmego, cały czas rozproszona przez fakt, że Draco właśnie odbył spotkanie z Pansy i to za zamkniętymi drzwiami. W progu gabinetu pojawił się Draco, narzucając na ramiona marynarkę.
Spojrzał jej w oczy. Przez chwilę znów czuła się, jakby miała piętnaście lat i patrzyła, jak Draco i Pansy znikają we wnęce za gobelinem w drodze powrotnej z biblioteki.
Pokręciła głową, uznając całą sytuację za bezzasadną. Pansy wyglądała nieskazitelnie, z włosami ułożonymi na swoim miejscu, bez rozmazanej szminki. To, że Draco właśnie narzucał na siebie zewnętrzną warstwę ubrania, nie oznaczało, że oni właśnie…
— Chciałaś coś ode mnie? — Oczy Draco wbiły się w nią.
— Ja, ee… Nie. Nie, jeśli właśnie wychodzisz.
— Zgadza się. — Zerknął na swój zegarek. — Mam dwa spotkania, jedno po drugim. Ehm, właściwie, jeśli jesteś dziś wolna na czas lunchu, mój klient chciałby cię poznać. — Odgarnął włosy z twarzy i odebrał teczkę z rąk swojego asystenta. — Jeden ze sprzedawców Miodowego Królestwa pozywa Miodowe Królestwo, a przy okazji jest twoim wielkim fanem. — Spojrzał na teczkę.
Zmarszczyła brwi. Cóż, gdyby to nie wpisywało się dokładnie w jej problem…
— Nie. Nie jestem wolna. — Jej głos zabrzmiał nieco zbyt stanowczo. Mogła to stwierdzić po sposobie, w jaki drgnęła brew Pansy.
— W porządku. — Przestudiował ją wzrokiem, by po chwili pożegnać się i skierować się do wind.
Pansy zwróciła się do niej.
— Porozmawiajmy o Tygodniku Czarownica! Będą tu w poniedziałek na zdjęcia i wywiad. — Pansy chwyciła ją pod ramię, jakby były starymi przyjaciółkami.
— Tak, porozmawiajmy. Podczas tej sesji bardzo chciałbym nie być ubrana cała na zielono. — Hermiona rzuciła jej znaczące spojrzenie.
Pansy uniosła brwi.
— Naprawdę? — Uśmiechnęła się. — Więc gryfońska czerwień?
— Byle nie ślizgońska zieleń. — Hermiona uniosła brew.
***
W piątek spotkała się z Corbanem, aby omówić kwestię sprawy wilkołaków. Wciąż mieli wiele do zrobienia, nawet bez Quentina Margolisa i Watahy Lasu Północnego, choć brak ich wsparcia nieco utrudniał sprawę.
Corban pomógł nakreślić prawne aspekty działań planowanych na kilka następnych miesięcy i oboje zaczęli pracować nad oświadczeniem otwierającym pierwszy dzień marcowego posiedzenia Wizengamotu. Corban właśnie opowiadał jej historię o najdziwniejszym dniu, jaki przeżył na sali sądowej, kiedy Draco zapukał w drewno futryny.
Spojrzała na niego, wciąż chichocząc z historii Corbana. Blondyn spojrzał między ich dwójką.
— Hartford. — Skinął głową Corbanowi.
— Dzień dobry, panie Malfoy. — Głos Corbana wciąż był radosny od jego opowieści.
— Jak tam mowa wstępna?
— Już prawie ją kończymy. Potem wyślę ci całość do sprawdzenia.
— Świetnie. — Draco spojrzał na nią z zaciśniętą szczęką. — Granger, pan Townsend jest bardzo zainteresowany naszymi działaniami w sprawie wilkołaków. — Spojrzał na list, który trzymał w dłoniach. — Chce zjeść z nami kolację w przyszłym tygodniu, aby porozmawiać o wsparciu finansowym.
Podszedł do jej biurka, a ona odebrała od niego kopertę.
— Och, to wspaniale.
— Wtorek o siódmej — powiedział Malfoy. Spojrzał między nimi i odwrócił się do wyjścia.
Hermiona była zbyt zajęta przeglądaniem listu, żeby go usłyszeć. Kiedy jego słowa w końcu do niej dotarły, podskoczyła. Madame Michele!
— Och, ja… — Ale on już przeszedł przez drzwi. — Przepraszam — powiedziała do Corbana, zrywając się i ścigając Draco.
— Malfoy. — Zatrzymała się w drzwiach z ręką na framudze. Chłopak zawrócił. — Ja… nie mogę o siódmej we wtorek. — Patrzył na nią, a ona poczuła się niespokojnie. — Mam… mam coś.
— Nie możesz tego przełożyć? — Jego spojrzenie było stanowcze, ale dociekliwe.
— Nie, naprawdę nie mogę. — Odwróciła wzrok od niego i spojrzała na framugę drzwi, próbując wymyślić jakąś rozsądną wymówkę. — Eee… to… mam to…
Zerknęła na niego i wydawało się, że podążył za jej wzrokiem, gdy odwróciła od niego swoje spojrzenie. Wpatrywał się przed siebie, dokładnie tam, gdzie Corban siedział cierpliwie w jej gabinecie. Jego oczy wróciły do niej, mroczniejsze.
Podszedł bliżej.
— Jeśli przekładasz to bardzo ważne spotkanie z powodu czegoś nieistotnego, zakwestionowałbym twoje priorytety, Granger — wyszeptał. Byli kilka kroków od Waltera i kilku innych pracowników. Zatrzymał się przed nią. — Nie chciałbym myśleć, że priorytetowo traktujesz randkę ponad sprawę wilkołaków.
Zamrugała na niego. Randkę? Z Corbanem? To było…
— Nie mam żadnej randki — syknęła. — A nawet gdybym miała, to jeśli mówię, że nie jestem dostępna, by iść na spotkanie, to nie jestem dostępna, by iść na spotkanie, Malfoy. — Zmrużyła na niego oczy. Jego wzrok płonął.
— W porządku — rzucił. — Poproszę o przełożenie. — Odwrócił się.
— Środa będzie dla mnie najlepsza. W czwartek też jestem niedostępna. — Skrzyżowała ramiona na piersi.
— Środa nie do końca mi pasuje — zaczął Draco.
— Och, Malfoy, nie chciałabym słyszeć, że przedkładasz jakąś randkę ponad swoją firmę — syknęła. Przewróciła oczami i wróciła do swojego biura, słuchając prychnięcia Draco.
***
Później tego popołudnia udało jej się jeszcze raz wkurzyć Draco. To był wspaniały dzień.
Podczas gdy wciąż musiała z nim porozmawiać o tym, jak wykorzystał ją i jej imię, nie mogła powstrzymać uśmieszku i wrednego mrugnięcia do niego oczami, gdy szczęka blondyna się zacisnęła, a on znów się na nią skrzywił.
Rzeczywiście, to był cudowny dzień.
W sobotę rano opierała się wygodnie o ladę w Cornerstone, czytając jedną z nowych książek, która właśnie została im dostarczona. Corban powiedział, że autorka należała do jego ulubionych, ale Hermiona nie była jeszcze w pełni wciągnięta w fabułę. Przy setnej stronie nie był to dobry znak.
— Myślałem, że rzuciłaś tę pracę.
Oczy Hermiony podniosły się znad powieści, by zobaczyć Draco stojącego kilka stóp od kasy. Jego twarz była zimna, a brwi wysoko uniesione. Nawet nie słyszała, jak otworzyły się drzwi.
— Nie. A powinnam? — zapytała.
Zmarszczył brwi i pochylił się nad blatem.
— Tak.
Hermiona spojrzała w jego szare oczy i poczuła chłód. Było jej naprawdę głupio, że została przyłapana na czytaniu podczas zmiany, więc chwyciła za kilka książek czekających na odłożenie na półki i ruszyła do regału po lewej.
— Przypuszczam, że nie znalazłam żadnego logicznego powodu, aby odejść — powiedziała. — Znasz mnie. Tutaj są tylko „błyskotliwe” myśli. — Stuknęła się w głowę z uśmiechem, cytując jego „ulubioną rzecz o niej” i zniknęła za regałem. Słyszała, jak chłopak za nią podąża, co wiedziała, że zrobi.
Odłożyła kilka książek na bok na półkę tuż nad jej głową, gdy chłopak wychylił się zza rogu. Zignorowała go. Oparł się o regał i skrzyżował ramiona na piersi.
— Musisz dzisiaj złożyć swoje dwutygodniowe wypowiedzenie.
Hermiona skończyła wkładać książkę na miejsce i spojrzała na niego ponad wyciągniętą prawą ręką.
— Potrzebuję lepszego powodu niż „ponieważ tak mówię”, panie Malfoy — zakpiła.
— Podpisałaś klauzulę dotyczącą konfliktu interesów.
Zamarła w połowie ruchu.
— Konflikt interesów? Jak, na Merlina, księgarnia może być w konflikcie z organizacją obracającą milionami galeonów, taką jak Malfoy Consulting Group? — Pokręciła na niego głową i przesunęła się o kilka kroków w lewo, aby położyć duży czerwony tom na trzeciej półce. On również podążył w lewo, zatrzymując się bezpośrednio za nią, gdy stała twarzą do półki.
— To biznes o publicznym miejscu prowadzenia działalności — powiedział. Jego głos spłynął po jej prawym ramieniu. Niepokojące było nie widzieć go, ale nadal czuć i słyszeć. — Każdy z naszych konkurentów mógłby tutaj wejść, rozpocząć przyjazną rozmowę i zacząć wypytywać cię o stanowisko w Malfoy Consulting. Albo, co gorsza, ktoś z prasy.
Hermiona zacisnęła usta i wciągnęła powietrze przez nos.
— Poza tym — kontynuował. — Masz podpisany kontrakt z Pansy. Gdyby niewłaściwa osoba zobaczyła, co nosisz w tej księgarni w weekendy, naraziłabyś na szwank jej karierę, a także swój wizerunek.
Te słowa sprawiły, że się obróciła.
— A co dokładnie jest nie tak z tym, co mam na sobie?
Szydził z niej.
— Mugolskie dżinsy i kawałek bawełny, który ledwo cię zakrywa? To nie jest uosobienie Nowoczesnej Czarownicy Biznesu.
Usta Hermiony otworzyły się, by odpowiedzieć, ale gniew ścisnął jej gardło. Nie odważyła się spojrzeć na swój ubiór, ale wiedziała, że koszulka, którą miała na sobie, nawet w najmniejszym stopniu nic nie odsłaniała. Poświęciła chwilę na analizę i poczuła bawełniany materiał na plecach i brzuchu, wiedząc, że został naciągnięty na jej ciało wystarczająco. Nie mogła się powstrzymać, kiedy przyciągnęła do piersi ostatnią książkę, którą trzymała jak tarczę.
— To jest właśnie to, co noszę w weekendy Malfoy. Nie rozumiem, dlaczego…
— W takim razie będę musiał poprosić Pansy o zrobienie ci osobnej kolekcji na weekend. Ponieważ to — spojrzał na nią z góry na dół — jest haniebne.
Hermiona prychnęła, a jej nozdrza rozszerzyły się.
— Nie zrobisz tego. Jesteś moim szefem od poniedziałku do piątku, Malfoy. Sobota i niedziela to moje dni wolne, w które mogę robić, co tylko mi się spodoba. Będę pracować w tej księgarni tak długo, jak zechcę.
Chłopak pochylił się w stronę Hermiony, kładąc prawą rękę obok jej głowy na półce. Jej twarz była taka ciepła, a on teraz odcinał jej dostęp do jakiegokolwiek chłodnego powietrza.
— Nie potrzebuję ludzi, którzy zaczną plotkować, że nie umiem dobrze zapłacić własnemu personelowi, Granger. Jeśli świat usłyszy, że Hermiona Granger, Złota Dziewczyna — uśmiechnął się do niej, a ona skrzywiła się — Konsultantka Malfoy Consulting na jednym z najwyższych stanowisk nadal pracuje na ćwierć etatu w księgarni, uznają, że nie otrzymujesz wystarczającej płacy.
— Więc to wyjaśnię, kiedy tylko reporterzy zaleją Cornerstone! — Przewróciła oczami i zrobiła krok w prawo, by uciec. Jego lewe ramię uniosło się w górę, opierając się na trzeciej półce, a jej żebra po prostu musnęły jego ramię, zanim się zatrzymała. Podszedł jeszcze bliżej i poczuła, jak brzegi półek wbijają się w jej plecy.
— Dopóki jesteś zatrudniona przez Malfoy Consulting, Granger, właśnie tak będziesz się zachowywać i ubierać. Jeśli jednak chciałabyś wrócić do pracy w Ministerstwie jako maszynka do składania raportów, nie wnosząca żadnych trwałych zmian dla twoich świętych, magicznych stworzeń, to śmiało — powiedział, a jego oddech spłynął jej po twarzy.
Jak on śmie. Zaczynał brzmieć jak własny ojciec…
— Jestem tam zatrudniona tylko w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek, Malfoy. Za to wolna jestem w…
— Och, musiałem przeoczyć twoje rezygnacje składane w piątkowe popołudnia i wnioski o zatrudnienie w poniedziałkowe poranki.
— Otrzymuję wynagrodzenie tylko od poniedziałku do piątku. Możesz kontrolować moje miejsce pobytu tylko od poniedziałku do piątku.
— A ile kosztowałoby kontrolowanie sobót i niedziel, Granger? — Uniósł na nią brew i głęboko wciągnął powietrze do płuc, zanim kontynuował. — Jestem pewien, że mógłbym nawet z nadwyżką pokryć pensję, którą tu zarabiasz.
Otworzyła usta i zamknęła je. Nie oddychała. Ciepło jego ciała dusiło ją, czuła wibracje na skórze i ból kręgosłupa wciśniętego w półki. Zachichotała w sposób, który, jak miała nadzieję, był protekcjonalny.
— Nie potrzebuję więcej pieniędzy, Malfoy…
— Więc czego potrzebujesz? — Oczy chłopaka błysnęły na nią, a jego głos był gorący w jej ustach. Na czoło opadł mu kosmyk blond włosów.
Usta Hermiony były suche, a oczy płonęły, gdy błądziły tam i z powrotem między jego własnymi źrenicami. Wypuściła drżący oddech i ostro wciągnęła powietrze, na tyle, na ile zdołała. Twarz Draco pochłonęła całe pole jej widzenia, patrzyła, jak kącik jego ust unosi się do góry, a jego oczy przesuwają się w kierunku jej własnych warg.
— Hermiono? Dzień dobry? — Głos Harry'ego zawołał od frontu sklepu.
Hermiona zamknęła oczy i znów napełniła płuca. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak Draco prostuje się i odsuwa od niej. Nadal otaczał ją z obu stron swoimi ramionami, więc szybko przeszła pod jedną z jego rąk będącą na wysokości jej głowy, wygładziła swoją koszulkę i wyszła zza rogu.
— Harry, cześć — powiedziała. Chłopak odwrócił się od lady. — Sortowałam książki.
— Hej! Przyszedłem zobaczyć, czy może chcesz zjeść lunch ze mną i Ginny. — Harry uśmiechnął się do niej, po czym jego oczy przesunęły się ponad jej ramię i już wiedziała, że zza regału wyszedł również Draco. Patrzyła, jak Harry błądził wzrokiem w tę i z powrotem między ich dwójką, przyglądając się zarumienionej twarzy Hermiony. Nie odważyła się spojrzeć na Draco.
— Nie wiem, Harry — powiedziała Hermiona. Podeszła do lady, chcą zająć czymś ręce. — Będziesz musiał zapytać mojego szefa. — Rzuciła mu znaczące spojrzenie, a Draco popatrzył na nią groźnie.
— Och, tak. Malfoy, czy chciałbyś dołączyć do naszej trójki?
Hermiona złamała pióro trzymane w dłoni.
— O nie — powiedziała. — Malfoy spędza cały dzień na wizytach u swoich Starszych Konsultantów. Jest zajęty — odparła z naciskiem na ostatnie słowo.
— Powinienem do pierwszej zakończyć dzisiejszą serię spotkań partyjką szachów czarodziejów z Wentworthem — wycedził. Hermiona zacisnęła szczękę.
— Świetnie. — Harry wyglądał, jakby chciał jak najszybciej wyjść z księgarni. — Więc zobaczymy się wszyscy w Fortescue o pierwszej?
— Brzmi idealnie — odpowiedział Draco, kierując swoją uwagę na Hermionę. Prychnęła.
— Harry, czy na dzisiejszy lunch jest ustalony jakiś styl ubioru? Czy nie powinnam najpierw pobiec do domu, by założyć coś bardziej czystej krwi? — Nie odrywała oczu od Harry'ego, zwężając je i prychając, jakby mówiła do Draco.
— Eee… Nie. Myślę, że to, co masz na sobie, jest w porządku. Byle było ci wygodnie — powiedział Harry. Hermiona odwróciła się i uśmiechnęła do Draco. Harry kontynuował: — Chociaż, masz może spodnie bez dziur na kolanach?
Hermionie opadła szczęka, gdy usłyszała za sobą chichot Draco. Odwróciła się do niego, widząc, że twarz blondyna wykrzywiał szeroki uśmiech.
— Dziękuję, Potter. Za wszystko. Do zobaczenia później. — Draco sięgnął ponad nią, by chwycić za jedną ze swoich cholernych miętówek i odszedł z uśmieszkiem.
***
Hermiona z grymasem szła do Fortescue. Gdy wychodziła z księgarni, uderzyła ją świadomość, że prawdopodobnie mogłaby zostać dziś ponownie sfotografowana, a jeśli tak, to w sumie wolałaby, żeby miała wtedy na sobie inne ubrania. Nie, żeby pozwoliła, by Draco się o tym dowiedział.
Harry i Ginny na szczęście wybrali stolik nieco dalej od wścibskich oczu innych gości. Draco przyszedł akurat w tym samym czasie co ona, więc z uśmieszkiem przytrzymał dla niej drzwi, a ona spojrzała na niego ostro.
Po krótkiej rozmowie Harry i Draco ruszyli do lady, aby złożyć zamówienie.
Ginny zwróciła się do niej.
— Co, na Merlina, wprawiło cię dzisiaj w tak ciężki nastrój!
Hermiona westchnęła i pokręciła głową.
— Malfoy wpadł do Cornerstone, żeby obrazić moje ubrania.
Ginny sapnęła.
— Nie żartuj! Ubrania Pansy?!
— Nie, nie. Moje ubrania. Te ubrania. — Wskazała na siebie. — Jest zły, że nadal pracuję w Cornerstone i uważa, że nie powinnam być widywana w tak haniebnych weekendowych ubraniach. — Upiła łyk wody ze swojej szklanki. — Potem zaproponował, że nawet zapłaci mi więcej, żebym nosiła lepsze ubrania w weekendy.
— Czy naprawdę użył słowa „haniebny”?
— Tak.
Ginny milczała. Hermiona oderwała wzrok od ulicy i zobaczyła Ginny uśmiechającą się do swojej filiżanki z herbatą.
— Co? — zapytała Hermiona.
— Po prostu... — Ginny zaśmiała się, po czym odwróciła do niej. — Hermiono. Miałam sześć lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłam na oczy mugolkę. Miała na sobie najciaśniejsze spodnie, jakie kiedykolwiek widziałam, i koszulkę, która odsłaniała ramiona. — Uśmiechnęła się. — Zapytałam wtedy mamę, czy ta kobieta była prostytutką.
Hermiona roześmiała się.
— Mając… sześć lat?
Ginny machnęła ręką.
— Miałam samych starszych braci, więc niestety słyszałam różne rzeczy… Chodzi o to… Mugolska moda nie jest czymś łatwym dla czystokrwistych. Bardzo trudno im ją zrozumieć, kiedy jest się przyzwyczajonym tylko do workowatych, czarodziejskich szat.
— Więc dla niego wyglądam jak prostytutka? — Hermiona uniosła brew na Ginny.
— Nie. Nie! — Ginny się roześmiała. — Mówię tylko… twoje dżinsy są strasznie ciasne… jak na standardy ludzi czystej krwi. — Uśmiechnęła się. — Co nie jest najgorszą rzeczą na świecie. — Ginny mrugnęła sugestywnie, a Hermiona zmarszczyła brwi.
Usłyszała śmiech Harry'ego i odwróciła się, by ujrzeć chłopców wracających do stolika. Hermiona czuła niesamowitą ciekawość za każdym razem, gdy Harry śmiał się z czegoś, co powiedział Draco. To było nienaturalne.
Draco postawił przed nią filiżankę kawy, a Harry położył na środku stolika numer ich zamówienia.
Kiedy Ginny zaczęła rozmawiać z Draco na temat M.C.G., Hermiona miała chwilę, by na to wszystko spojrzeć, uderzona faktem, jak wyglądała ta „podwójna randka”. Nagle uświadomiła sobie, że Draco siedzi po jej prawej stronie, Ginny naprzeciwko niej, a Harry po lewej. Idealny mały obrazek.
Poruszyła się na krześle, zaciskając usta i sięgnęła po filiżankę z kawą, próbując podnieść spodek z filiżanką tak, jak nauczyła ją Madame Michele. Ginny i Harry właśnie opowiadali Draco historię, którą już znała, więc praktycznie przestała ich słuchać, skupiając się na odstawieniu spodka. Spojrzała na Draco, a on ją obserwował.
Odwróciła wzrok i skrzyżowała ręce na swojej cienkiej, bawełnianej koszulce.
***
W niedzielę wieczorem Hermiona otrzymała sowę od Pansy z pytaniem, czy Tracey i Dafne mogą przygotować ją do sesji zdjęciowej, która miała odbyć się w biurze następnego dnia. Przez cały ranek miały testować pozy, tła i stylizacje, więc najlepiej byłoby dla nich, aby mogły stacjonować przez ten czas w pustym gabinecie obok, ponieważ to jej własne biuro miało być tłem sesji.
Hermiona czuła się dość wyczerpana, wchodząc następnego ranka do budynku. Bała się tego całego rozgłosu i miała nadzieję, że skończy się on zaraz po tym artykule w Tygodniku Czarownica.
Przypomniała sobie, że artykuł nie dotyczył M.C.G, tylko jej samej. Mogła skoncentrować temat rozmowy na tym, jak zamierza wpłynąć na świat czarodziejów poprzez główne zmiany w prawie. Rozgłos dla Polityki Wilkołaków i nadchodzących projektów Hermiony był w porządku. Rozgłos dla Draco Malfoya i jego nadszarpniętej reputacji już nie.
Kiedy o siódmej rano w poniedziałek pojawiła się w biurze, odkryła, że Pansy zdążyła już rozstawić się w sąsiednim gabinecie. Wyczarowała parawan, aby Hermiona mogła swobodnie się przebrać, i wieszak z ubraniami, które przyniosła na sesję.
Szczęka Hermiony opadła na widok wieszaka. Tkaniny i kolory wręcz krzyczały, że to moda wyższego poziomu. I Hermiona wręcz nie mogła nie zauważyć, że nie dostrzegła ani skrawka zieleni.
— Pansy… — Nie mogła oderwać oczu od ubrań.
— Wiem — powiedziała Pansy, podchodząc do niej. — Niezła jestem, co nie? — Złapała sukienkę z wieszaka. — Przymierz to. Chcę ją na tobie dopasować, zanim przyjadą.
Była jasnoniebieska ze srebrną koronką u góry. Hermiona dostrzegła w niej coś niejasno znajomego. Wzięła ją od Pansy i wpatrywała się w materiał.
— Inspirowana twoją sukienką z Balu Bożonarodzeniowego.
Hermiona podniosła wzrok i zobaczyła uśmiechającą się do niej Pansy.
— Naprawdę?
— Cóż, powiedziałaś, że nie ma mowy o zieleni, więc utknęłam z wieloma kolorami, których nienawidzę. — Pansy przewróciła oczami i wepchnęła ją za parawan.
Zaczęła zdejmować proste, ale profesjonalne ubrania, które dziś założyła. Właśnie wkładała na siebie błękitną sukienkę, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
— Wszystko w porządku? — Głos Draco.
— Tak, kochanie — odparła Pansy.
— Granger już jest?
— Jestem tutaj — odpowiedziała Hermiona. Wyszła zza parawanu i spojrzała na Pansy. Dziewczyna sapnęła i podeszła do niej, pomagając zapiąć materiał na plecach.
Przerzuciła włosy przez ramię i spojrzała na Draco stojącego w drzwiach, nagle bardzo skrępowana tym, że nie ma na sobie butów.
Patrzył na jej sukienkę z zaciśniętą szczęką. Nie podobała mu się. Zmrużyła na niego oczy. Jego spojrzenie odnalazło jej własne po dokładnym obejrzeniu sukienki i zamrugał, odwracając się, jakby został na czymś przyłapany.
— Dajcie mi znać, jeśli będziecie czegoś potrzebować — powiedział. Spojrzał na framugę drzwi, nie odrywając od niej wzroku. — Przełożyliśmy nasze poranne, poniedziałkowe spotkanie na jedenastą, żeby dać ci wystarczająco dużo czasu na wywiad z Tygodnikiem Czarownica.
Idealnie się składało. W południe miała spotkać się z Harrym na lunchu.
— W porządku, dziękuję.
Spojrzał na nią szybko i wyszedł. Dopiero wtedy Hermiona zdała sobie sprawę, że Pansy kończy dopinać ostatnie guziki, więc przez cały czas jak Draco tu był, ona się „ubierała”. Dlatego odwrócił wzrok.
Zarumieniła się i spróbowała skupić się na tym, co kazała jej robić Pansy.
— Och, mam nadzieję, że wybiorą ją na okładkę. — Pansy naciągnęła dłońmi materiał i przytrzymała różdżkę między zębami w bardzo niekobiecy sposób, który Hermiona uznała za funkcjonalny i zabawny.
— Kocham ją. Kompletnie się w niej nie widzę i dlatego ją kocham.
Pansy bezróżdżkowo wyczarowała pełnowymiarowe lustro, a potem wróciła do szarpania za szwy. Imponujące.
Nawet bez ułożonych włosów i makijażu Hermiona wyglądała jak królowa. Zachichotała. A Pansy uśmiechała się do niej z dumą.
— Uwielbiam ją — powiedziała Hermiona.
— Też ją uwielbiam.
— Ale Malfoy nie. — Hermiona zachichotała.
— Żartujesz? Uwielbiał ją.
Hermiona spojrzała na nią. Pansy celowała różdżką w szwy, ale wyglądała, jakby naprawdę mówiła szczerze.
Po tym, jak dopasowano do niej tę sukienkę, Pansy przymierzyła na Hermionie kilka kolejnych, które były nieco bardziej w stylu „Nowoczesnej Czarownicy Biznesu” niż Wróżkowej Księżniczki.
Hermiona właśnie wkładała szpilki, żeby dopasować je do ciemnoczerwonej sukienki z dodatkową fałdą materiału, który wydawał się służyć celom bardziej estetycznym, niż funkcjonalnym, kiedy Blaise stanął w drzwiach, sącząc coś z kubka.
— Królowa Gryffindoru powróciła. — Uśmiechnął się, a Hermiona przewróciła oczami. — Świetna robota, Pans.
— Dziękuję, skarbie. — Po tym Pansy zignorowała jego obecność.
— Czy potrzebujemy jakiejś pomocy z suwakami, guzikami, czy czymkolwiek innym? — Uśmiechnął się, a Hermiona pokręciła głową, ukrywając uśmiech.
— Blaise, kochanie — powiedziała Pansy. – Odpieprz się.
Hermiona uśmiechnęła się. Blaise zacisnął usta, powstrzymując chichot i już miał coś odpowiedzieć, kiedy Tracey i Dafne pojawiły się obok niego w drzwiach. Tracey wymamrotała „przepraszam” i weszła dalej, ale Dafne stała, czekając, aż Blaise się przesunie.
Hermiona obserwowała, jak uśmiech znika z jego twarzy. Szczęka chłopaka zacisnęła się, gdy odsunął się dziewczynie z drogi i odszedł. Dafne zmarszczyła brwi, patrząc na jego oddalające się plecy, po czym w końcu weszła do środka.
Zanim zdążyła zastanowić się nad tą interakcją, Pansy rozpięła jej sukienkę i wyczarowywała szlafrok, w którym mogła usiąść, podczas gdy dziewczyny miały przygotować jej włosy i makijaż.
Podczas gdy Dafne nakładała podkład na jej twarz, a Tracey zaczęła układać włosy w jakieś skomplikowane upięcie, Hermiona zapytała, czy Walter mógłby przynieść jej coś do roboty. Czuła się naprawdę głupio, kiedy płacono jej za siedzenie i robienie sobie makijażu i włosów.
Ludzie chodzili korytarzem, a po tym, jak po raz trzeci zobaczyła Draco po drugiej stronie biura, w końcu poprosiła Pansy, żeby ta zamknęła drzwi.
Pansy przez godzinę wchodziła i wychodziła z pomieszczenia. Hermiona uświadomiła sobie, że dziewczyna była niespokojną osobą i nie potrafiła po prostu siedzieć i rozmawiać. Musiała być w ciągłym ruchu.
Nie było jej przez jakieś dziesięć minut, kiedy w końcu wróciła z napiętym wyrazem twarzy.
— W porządku — powiedziała Pansy, okrążając krzesło Hermiony i badając ją swoim spojrzeniem. — Dzisiaj rozpuszczamy Hermionie włosy.
Tracey prychnęła.
— Chyba sobie żartujesz.
— Ani trochę. — Pansy zacisnęła usta.
Tracey odrzuciła na bok szpilkę, którą przed chwilą włożyła we włosy Hermiony. Właśnie spędziła trzydzieści minut nad tym wystawnym, skomplikowanym upięciem, a teraz musiała je całe rozpuścić, ponieważ… no właśnie, dlaczego?
— Czy są już tutaj ci z Tygodnika Czarownica?
— Nie, jeszcze nie.
— Więc kto chce je rozpuścić?
Pansy zamrugała.
— Draco zasugerował…
— Och, nie, dzięki. — Hermiona prychnęła. — Tracey, proszę, kontynuuj. — Założyła ręce na piersi i spojrzała na dziewczyny.
Pansy i Tracey spojrzały na siebie z niezrozumieniem. Dafne uśmiechnęła się do swojej palety cieni.
— Eee… Myślę, że Draco miał na myśli to, że podczas tej sesji powinnaś wyglądać trochę bardziej jak Hermiona Granger, którą wszyscy znamy. A ja w pewnym sensie się z nim zgadzam…
— Ale taki był projekt Tracey na tę sesję. — Hermiona uniosła brew. — I jest wspaniały.
Tracey zamrugała. Usta Pansy wykrzywiły się w uśmiechu, który stłumiła.
— Cóż, a może pójdziemy na kompromis? Czyli w połowie upięte, a w połowie rozpuszczone?
Hermiona wstała, rzucając notatkami przez pokój.
— Jeśli za bardzo boisz się przeciwstawić temu wywyższającemu się gadowi, pozwól, że ja to zrobię. — Podeszła do drzwi gabinetu, otworzyła je, wychodząc w szlafroku, boso, z na wpół pomalowaną twarzą.
Zignorowała spojrzenia i otwarte usta innych pracowników, gdy szła do biura w przeciwległym rogu budynku. Drzwi były otwarte, więc nawet nie zapukała. Weszła do środka i znalazła go siedzącego za biurkiem i czytającego coś z uwagą.
— To jest fryzura na dzisiejszą sesję zdjęciową. — Gestykulowała dziko wokół głowy, a on spojrzał na nią. Zamrugał i jego oczy przesunęły się od czubka jej głowy do bosych stóp. — Nie wiedziałam, że trzeba to z tobą ustalać, ale to jest właśnie ona.
— Czy naprawdę właśnie paradowałaś po biurze w szlafroku? — Uniósł na nią brew.
— Tak. — Położyła ręce na biodrach. — I myślę o robieniu tego częściej, bo to cholernie wygodne. A następnym razem, kiedy będziesz mieć uwagi co do moich włosów lub ubrań, to zachowaj je dla siebie.
Odwróciła się do wyjścia, a on rzucił swoje papiery na biurko, wstając.
— Granger, co jest z tobą nie tak?
— Co jest ze mna nie tak? — syknęła. — Nic nie jest ze mną nie tak. Dziś rano próbuję przygotować się na moją sesję zdjęciową.
— Która odbywa się w moim biurze, więc uspokój się!
— Tak właściwie, to sesja jest w moim biurze…
— Za które zapłaciłem! — krzyknął.
Tupnęła nogą i zacisnęła usta, zachowując dla siebie wszelkie żartobliwe uwagi odnośnie faktu, że to ona płaciła za to biuro, zabezpieczając sobą jego spadek.
— Nie rozumiem, dlaczego możesz mieć jakąkolwiek opinię na temat moich włosów na moją własną sesję zdjęciową!
— To była tylko sugestia…
— Więc zatrzymaj ją dla siebie!
Obszedł biurko.
— Co się z tobą dzieje?
— Nic się ze mną nie dzieje…
— Od kilku dni zachowujesz się jak suka!
Prychnęła
— Może dlatego, że właśnie zdałam sobie sprawę, że od miesięcy byłeś fiutem!
Nachmurzył się na nią, a ona poczuła, jak jej oddech staje się nierówny.
— Cześć, hej — powiedział niepewny głos, a Hermiona odwróciła się i zobaczyła Blaise'a pochylającego się w drzwiach z szeroko otwartymi oczami. — Może ja po prostu zamknę te drzwi… — Powoli sięgnął po klamkę. – I wyciszę pokój, dobrze? — Spojrzał między nimi. — Coś, co jedno z was już dawno powinno było zrobić — powiedział, jakby zwracał się do dzieci.
— Nie kłopocz się — powiedziała Hermiona. — Już skończyłam.
— Granger…
Odprawiła blondyna machnięciem ręki i przepchnęła się obok Blaise'a, ignorując spojrzenia całego piętra, przechodząc obok wszystkich z powrotem do biura z Pansy i dziewczynami.
— W porządku — powiedziała. — Tracey, kontynuuj.
Tracey uniosła brwi. Pansy odwróciła się, uśmiechając.
***
Pod koniec wywiadu Hermiona czuła się totalnie wyczerpana. Ciężko pracowała, żeby pytania nie zeszły na tor zwykłych głupotek opisywanych w magazynie, ale to było niesamowicie trudne. Udało jej się wypromować swoje działania nad przepisami dotyczącymi wilkołaków i dodać kilka sugestii, w jakim kierunku według niej powinny zmierzać prawa skrzatów domowych, ale przede wszystkim musiała przedyskutować, dlaczego jej ulubiony kolor to niebieski i jaki był jej ulubiony przedmiot w szkole.
Fotografka zrobiła jej kilka uroczych ujęć w jej biurze, przy półce z książkami i za biurkiem. Ubrania Pansy były strzałem w dziesiątkę. Hermiona znalazła czas, by wspomnieć prowadzącej wywiad, jak bardzo podoba jej się kolekcja Parkinson za połączenie stylu mugoli i czarodziejów, a Pansy uśmiechnęła się do niej.
Wywiad skończył się pięć po jedenastej. Hermiona pobiegła do sali konferencyjnej, wciąż ubrana z błękitną sukienkę oraz dopasowane do niej szpilki, i przeprosiła, kiedy przerwała Draco w połowie przemowy otwierającej. Następnie musiała przejść całą drogę dookoła stołu, by zająć swoje miejsce na lewo od Draco.
— Ślicznie dziś wyglądasz, młoda damo — powiedział Mockridge, gdy przechodziła. Zarumieniła się.
— Och, dziękuje. — Spojrzała na Draco. — Proszę, kontynuuj.
Chłopak patrzył na stół. Przełknął.
Po chwili blondyn wrócił do przerwanego tematu, nakreślając zebranym cele na najbliższy tydzień. W tym tygodniu miały odbyć się rozmowy rekrutacyjne na posadę Konsultanta do Spraw Wizengamotu i Draco miał nadzieję, że wypełni to stanowisko w przeciągu następnego tygodnia. Wentworth poinformował ich o sukcesie w relacjach z biznesami na Ulicy Pokątnej. Zajmował się restrukturyzacją korporacyjną kilku punktów różnych sieci, co sprawiło, że Hermiona zaczęła zastanawiać się, czy może George byłby zainteresowany taką pomocą. Musiała go o to zapytać.
Kiedy przyszła jej kolej, poinformowała wszystkich o obecnym etapie działań przy Prawie Wilkołaków, a następnie rozdała wszystkim zebranym po broszurce odnośnie projektu Złoty Znikacz, którym się pasjonowała. Ani trochę nie przeszkadzało jej, że nikt inny nie przygotował broszurek na to spotkanie.
— Zasadniczo Stowarzyszenie Ochrony Znikaczy w Somerset prosi o naszą pomoc. Wskaźniki rozmnażania dramatycznie spadły w tym sezonie, a Znikacze w Rezerwacie nie żyją zbyt długo. Chcą móc wypuszczać je na wolność oraz zwiększyć karalność do oskarżenia o przestępstwo za kłusownictwo lub używanie ich w nieoficjalnych meczach Quidditcha.
Rozejrzała się wokół stołu, gdy przerzucali jej papierkową robotę. Draco zazgrzytał zębami.
— To świetny projekt. Powiedziałbym, że możesz zacząć od następnego kwartału, kiedy wejdzie w życie nowe prawo dotyczące wilkołaków.
Zamrugała. Nie spuszczał oczu z jej broszurki.
— Z całym szacunkiem, ale chciałabym zacząć już teraz. Ten gatunek jest już prawie wymarły.
— Czy to klient, który zapłaci za doradztwo, czy ten projekt też wymagałby pozyskania funduszy? — Spojrzał na nią, a wyraz jego oczu był nie do odczytania.
— Trzeba by było zebrać fundusze. Stowarzyszenie nie wykazało, że będą w stanie zapłacić…
— Chcę się upewnić, że sprawa polityki wilkołaków jest w pełni finansowana, zanim rozpoczniesz inne projekty, które również wymagają pozyskiwania funduszy.
Nachmurzyła się na niego.
— Potrafię wykonywać wiele zadań jednocześnie, Malfoy.
— Ale czy byłoby korzystniejsze dla obu projektów, aby najpierw skupić się w pełni na jednym?
Jej twarz płonęła i czuła na sobie oczy wszystkich osób zebranych w pokoju. Wzięła głęboki oddech, żeby mu się odgryźć, a on jej przerwał.
— Tak, jak powiedziałem, świetny projekt na kwiecień. W marcu możemy wysłać ciebie i Waltera do Somerset, żeby zacząć zbierać dane. — Draco wstał i zapiął szaty. — Dziękuję za wasz czas. Koniec spotkania.
Czuła, jak krew w jej żyłach wrze. Odwróciła się i wyszła z sali konferencyjnej, mrucząc pod nosem:
— Cholerny idiota.
Hermiona nie pamiętała drogi powrotnej do swojego biura, ale została ona skrócona. Przemknęła jak burza obok na wpół pustych biurek innych pracowników, obserwując, jak ludzie odskakują jej z drogi, cały czas ignorując stukot butów ze smoczej skóry jakieś dziesięć kroków za nią.
Bezróżdżkowo otworzyła drzwi do swojego biura i spróbowała je zatrzasnąć. Usłyszała, jak drzwi uderzyły w Draco, gdy ten chciał wejść do środka, i prawie się uśmiechnęła.
— Granger…
— Dlaczego w ogóle tu jestem, Malfoy? — Zbliżyła się do niego. Zamknął drzwi, nie odrywając od niej wzroku. Zacisnął szczękę. Kontynuowała: — Powiedziałeś mi, że chcesz „czynić różnicę” i „zmieniać świat”. Co za bzdury.
Odwróciła się od niego i podeszła do biurka.
— Tak, jak powiedziałem, Granger, nie ma tego w budżecie na ten kwartał, ale od kwietnia…
— Co za bzdury! — Odwróciła się od swojego biurka, wracając do niego i stając pośrodku gabinetu. Starała się nie używać takich mugolskich wyrażeń w stosunku do osób czystej krwi, ponieważ zwykle nie wychwytywali ich znaczenia, ale jej usta poruszały się szybciej niż myślał mózg, gdy krew buzowała w żyłach, jakby wszelkie tamy zostały zwolnione. — Do kwietnia ten gatunek może wyginąć!
— Nie przesadzaj. — Włożył ręce do kieszeni spodni i oparł się na piętach. Zmarszczył brwi, patrząc na nią nonszalancko, jednak napięta szczęka go zdradzała. — Za dwa miesiące będziesz w stanie osiągnąć tyle samo, co teraz, ale przy znacznie większym budżecie…
— Karzesz mnie? — Położyła ręce na biodrach i uniosła na niego brwi. Musi później podziękować Pansy za dzisiejsze obcasy, ponieważ dały jej teraz bardzo potrzebne dodatkowe centymetry.
— Karzę cię?
— Tak, bo nie odeszłam z Cornerstone?
Jego oczy błysnęły na nią.
— A może dlatego, że mój weekendowy ubiór jest dla ciebie nieodpowiedni? Gdybym pozwoliła ci „posiadać” moje weekendy, tak jak pytałeś, czy Znikacze miałyby szansę na walkę o przeżycie? — zaskrzeczała.
— Granger. — Podszedł do niej, jakby była dzikim kotem, którego próbował ujarzmić.
— Dlaczego w ogóle tu jestem, Malfoy?! — Nie mogła się uspokoić mimo, że próbowała. Wiedziała, że wyglądała na wariatkę, a jej włosy wysunęły się z pięknego upięcia, w które wplotła je Tracey. — W Malfoy Consulting?
— Chciałem, by jak najlepiej…
— Powiedziałeś, że wszyscy potrzebują drugiej szansy, ale myślę, że nie mówiłeś wtedy o magicznych stworzeniach. Mówiłeś o rodzinie Malfoyów i ich reputacji. — Wbiła palec w jego klatkę piersiową ruchem, który uznała za dość dziecinny, ale nie przeszkadzało jej to. Stał tak sztywno, że nawet nie zachwiał się pod siłą jej pchnięcia, co jeszcze bardziej ją rozjuszyło.
— Zważaj na swój ton, Granger — warknął, rozszerzając nozdrza. Wyciągnął ręce z kieszeni i zacisnął pięści po bokach.
Ona parła dalej.
— Cieszę się, że naprawdę mogłam „dopełnić” twój starszy personel, Malfoy. Mój Boże, beze mnie nie osiągnąłbyś swojego wskaźnika szlam. — Jego głowa lekko drgnęła w bok. — Jak kiedykolwiek zmieniłbyś opinię publiczną o rodzinie Malfoyów bez tego? Czyż nie?
Zmrużył na nią oczy i wiedziała, że stąpała po cienkim lodzie. Przekroczyła linię, ale nie mogła przestać. Małym krokiem zaczęła tam i z powrotem krążyć po pokoju, na pokaz.
— A może jestem tutaj, aby być kobietą w firmie. Przecież nie mógłbyś naprawdę działać bez jednej, na dodatek przy wszystkich nieznośnych prawach dotyczących równości, które wprowadziło Ministerstwo…
— Przestań — ostrzegł. Widziała, jak napięcie faluje na jego przedramionach i łopatkach. — Natychmiast przestań, Granger.
— Nie, dzięki — zażartowała. — Jeszcze nie skończyłam. — Zatrzymała się niecałe dwa kroki od niego. — Zakładam, że jest to najważniejsze, co wnoszę do tego zespołu, ponieważ najwyraźniej nie ma to nic wspólnego z moimi relacjami ze społecznością magicznych stworzeń, w końcu jestem Hermioną Granger, Złotą Dziewczyną — splunęła na niego. — Czy miałeś nadzieję, że rozsypię wokół ciebie trochę tego złotego pyłu, Malfoy? Przyznaję, że to wygląda świetnie na sesjach zdjęciowych z twoją kumpelą Skeeter!
Pchnęła dłońmi jego klatkę piersiową. Był tak sztywny, że chciała go jakoś ruszyć. Kazać mu z nią walczyć. Oczywiście nawet nie drgnął, ale widziała, że jego oddech był teraz nierówny. Dobrze.
— Czy o to właśnie chodzi, Malfoy? — kontynuowała. — Czy fajnie jest mieć Złotą Dziewczynę, żeby móc się nią chwalić? By była nagłówkiem w twoich artykułach w Proroku? Cóż, jeśli nie chodzi o mój status krwi lub płeć, to musi to być moja sława. — Znowu pchnęła jego klatkę piersiową i znowu nic się nie zmieniło. Czuła, jak wszystko wrze w jej ciele, czekając, aż w końcu się złamie.
— A może — warknęła — jestem tu tylko po to, żeby bawić się z Pansy w przebieranki! Czy o to chodzi, Malfoy? By dać swojej pieprzonej dziewczynie lalkę do zabawy?
Jej prawa ręka popchnęła jego klatkę piersiową tak mocno, jak tylko mogła i zdała sobie sprawę, że jej wizja się rozmywa. Zanim zdążyła oderwać od niego dłoń, jego własna poderwała się w górę i chwyciła za jej nadgarstek, trzymając go między nimi tak mocno, że mógłby pęknąć.
Nachylił swoją twarz ku jej własnej, śląc jej rozpalone, ogniste spojrzenie i sycząc:
— Nie dotykaj mnie.
Spojrzała mu w twarz, uniosła lewą rękę i uderzyła go w pierś.
Jego wolna dłoń wystrzeliła w górę, chwycił tył jej głowy i przyciągnął jej twarz do swojej. I pocałował ją.
Zamarła. Z otwartymi oczami. Z jego gardła wyrwał się jęk, wpływając prosto do jej ust.
Jej nadgarstek nadal był zaciśnięty w jego dłoni, a głowa odchylona do góry, straciła dech w piersi. Składał na jej otwartych ustach kolejne pocałunki, zasypując ją nimi, a jego oddech był taki gorący.
Całował ją. A ona nic nie robiła. Westchnęła, uświadamiając to sobie, a jego palce wplotły się w jej skręcone włosy. Przechylił głowę, by móc jej posmakować.
Zamknęła oczy, przylegając do niego, gdy zaatakował jej usta, złapała łapczywie powietrze. Palce Draco wciąż tak ciasno opinały nadgarstek dziewczyny, a jej lewa ręka tkwiła między nimi, oparta na klatce piersiowej blondyna. Zacisnęła palce na jego koszuli, a on sapnął. Próbowała podążyć za jego ustami, chcąc, by jej język mógł go posmakować.
Naparł na nią, a ona musiała się cofnąć, by się nie przewrócić. Jego ręka wciąż tkwiła w tych misternie upiętych włosach, po czym delikatnie odciągnął jej głowę do tyłu, prowadząc ją w głąb gabinetu.
Usta chłopaka na chwilę opuściły jej i prawie otworzyła oczy, by zapytać go, co się dzieje, ale odetchnął głęboko, a jego gardło zadrżało wciąganym powietrzem, zanim ponownie do niej przylgnął. Pocałował kącik jej ust, przesuwając swoimi wargami po jej własnych, powolnymi ruchami. Płonęła. Nie mogła się doczekać, aż znów do niego przylgnie. Zmusił ją do zrobienia kolejnego kroku w tył.
Plecy Hermiony uderzyły o krawędź biurka, a ciało Draco przycisnęło się do jej własnego. Był twardy i ciepły. Znowu zaatakował jej usta, wpuszczając do ich wnętrza najwspanialsze dźwięki. Poczuła, jak chwyta za jej dłoń, do tej pory ułożoną na jego klatce piersiowej, a następnie kładzie jej obie ręce za nią na biurku. Pochyliła się do tyłu, a jego dłonie przesunęły się po jej własnych, kładąc je na blacie i powstrzymując od ruchu. Chciała nimi ruszyć. Chciała go dotknąć. Gdziekolwiek. Poczuć jego klatkę piersiową pod palcami, przesunąć po ramionach i och, jak bardzo chciała przeczesać palcami te białe włosy. Ale jego ręce zmusiły jej własne do pozostania na biurku. Wylała więc swoją frustrację wprost w jego usta, napierając i lekko skubiąc je zębami. Jęknął, a ona odkryła, że jej kolana są rozchylone. Noga chłopaka wepchnęła się między nie, po czym przesunęła jej lewe kolano lekko na zewnątrz. Zrobił kolejny krok bliżej.
Lewa ręka chłopaka puściła jej prawą, po lekkim popchnięciu, nakazującym, żeby tam została. Ostrożnie ułożył dłoń na jej talii. Jęknęła. Lekko ją ścisnął.
Język Draco robił jej tak cudowne rzeczy, gdy ich oddechy błądziły między pełnymi ustami. Jego ciało wciskało się w jej, popychając na biurko. Chciała go dotknąć. Zdjęła prawą dłoń z biurka i uniosła ją do szczęki chłopaka, a jej smukłe palce znalazły się na jego szyi, z kciukiem blisko ich złączonych ze sobą ust.
W chwili dotyku westchnął, a lewa ręka blondyna zsunęła się w dół, by chwycić ją za biodro, przyciągając bliżej siebie, przylegając jeszcze mocniej, gdy górna część jego ciała zaczęła popychać ją do tyłu.
Ledwo usłyszała pukanie do drzwi, a „Hermiono, czy jesteś gotowa…?” było jedynym ostrzeżeniem, jakie otrzymali, zanim Harry wszedł do środka.
Draco odskoczył od niej, odwracając się od drzwi. Hermiona wyprostowała się i otarła usta.
Harry stał w progu z ustami otwartymi w pół słowa i dłonią wciąż zaciśniętą na klamce. Jego oczy błądziły między nimi tam i z powrotem.
— Czy to… — spróbowała. Odchrząknęła. — Czy już pora obiadowa?
— Eee, tak — powiedział Harry. — Ale mogę wrócić później.
— Nie! — Hermiona i Draco powiedzieli jednocześnie. Draco w końcu odwrócił się twarzą do Harry'ego, zacisnął szczękę i powiedział „Potter”, wychodząc. Powietrze nagle stało się lżejsze.
Harry tylko patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i z małym uśmiechem na ustach.
— Boże, Harry, nic nie mów — powiedziała Hermiona, zakrywając twarz dłońmi.
— Nawet nie zamierzałem! — zaśmiał się.
OK, nie wiem dalej czy to to winko które sobie piłam podczas lektury, czy to ten rozdział tak na mnie działa, ale mam banana na ustach. Długo kazali nam czekać na to, co się stało, no ale się stało! W końcu! Czekałam na większy wybuch emocji ze strony Draco i się udało. No ale co on sobie wyobraża? Że kim on przepraszam bardzo jest, że może "sugerować* Hermionie jak ma mieć zrobione włosy?! Czy jest jej mężem? Nie. A może narzeczonym? Też nie. No to może chłopakiem? Znów nie… To niech się uciszy xD Nie pełni żadnej z tych funkcji, więc póki co jego preferencje może zostawić dla siebie. Hermiona się będzie nosić jak jej się podoba i koniec. I jeszcze te komentarze na temat jej pracy w Cornerstone i że wg niego nie ubiera się odpowiednio… Ktoś tu jest zazdrosny o Pana prawnika i nie potrafi tego ukryć xD Oh Draco, Draco co ty najlepsiejszego robisz xD Gry wstępne powinny się odbywać w sypialni a nie w księgarni czy w gabinecie, bo ale ktoś tu lubi dreszczyk emocji jak widać xD Blaise znów zgarnął całą sympatię dla siebie. Za każdym razem jak go widzę mam banana na twarzy i nie zamierzam tego ukrywać. W tym opowiadaniu zaraz obok Narcyzy jest moim faworytem. Za to Potter ma najgorszy timing na świecie. Raz ich złapał przed, potem ich złapał w trakcie. No cholera jasna, czy ten chłopak musi się wszędzie wtrynić? Tak jakby pokonanie Voldiego mu nie wystarczyło. A jak już chodzi o "roztaczanie blasku" to też dobrze, że Hermiona wygarnęła Draco, niech wie, że dziewczyna jest świadoma funkcji którą dodatkowo pełni…
OdpowiedzUsuń☺️☺️☺️ te charakterki...
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału 🔥
OdpowiedzUsuńDaj coś wcześniej Vereczka. Proszę
OdpowiedzUsuńOMG dobre to 😁 w końcu coś się więcej miedzy nimi zadziało 🥰
OdpowiedzUsuńAaa! Czytam ukradkiem w pracy i się rozpływam! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to długo ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńO kurczaki! Sztos, aż takiego ognia się nie spodziewałam 😍
OdpowiedzUsuńTemperament Hermiony wyszedł na wierzch, lubię ich takich.
Czekam na więcej!
Ten rozdział jest boski i cudowny 💚
OdpowiedzUsuńHURRRAAA, NO W KOŃCU!
OdpowiedzUsuńMam dzięki temu rozdziałowi wspaniały dzień ����
Tyle sie dzieje w tym rozdziale, ze nie wiem, co mam najpierw komentowac, zwlaszcza, ze probuje zebrac mysli i szczeke po tym, co sie wlasnie odwalilo miedzy ta dwojka! 😳 Jaki to byl... oooch... pocalunek! I szczerze mnie zaskoczyl, bo podejrzewalam raczej jakis ostrych slow albo rekoczynow ze strony Hermiony 😁 A juz na pewno po tym, jak nie dosc, ze wykorzystywal ja, aby zwabic innych pracownikow, wymuszal na niej rezygnacje z Cornerstone (swoja droga, jestem bardzo ciekawa dlaczego), to jeszcze podcina jej skrzydla w pracy i - omamo - dyktuje, jak ma wygladac 🤦♀️ Chlopie, robisz to wszystko NIE tak! Chociaz... Buziakow sie doczekal, to moze jest w tym wariactwie jakas logika 😁 Ach, i Potter. Ten to ma wysmienite wyczucie czasu! 😂
OdpowiedzUsuńZdanie z rozdzialu, przy ktorym umarlam ze smiechu i mialam ochote przybic piąteczke Hermionie: "Tak. — Położyła ręce na biodrach. — I myślę o robieniu tego częściej, bo to cholernie wygodne.". I feel you, girl! 😂❤
W końcu! W końcu! W końcu! Chyba jeszcze w żadnym opowiadaniu tak bardzo nie czekałam na ten moment <3 Jaki to był pocałunek! Gorąco bardzo! Oby teraz się nie unikali i nie uciekali przed sobą... Wiedziałam, że to w końcu się stanie, ale nie spodziewałam się, że w takiej scenerii - zła Hermiona, słowotok, Draco coś znów zrobił źle (no właśnie, bo po pierwsze sam dobrze wie że wykorzystał Hermionę, na dodatek chce decydować jak ma wyglądać, gdzie ma pracować? Weekendy to jej wolny czas). Ale może pocałunek to był jedyny sposób żeby przestała gadać. Tylko ten Potter,z idealnym wyczuciem, eh, przerwał tak piękną scenę gdzie oboje się zapomnieli <3
OdpowiedzUsuńCo mnie zaskoczyło to te porównania ubioru czarodziejów do mugolskich. Faktycznie nigdy nad tym się nie zastanowiłam, że szaty czarodziejów są faktycznie bardzo zabudowane, elegancje z pięknych materiałów, ale faktycznie się bardzo mocno różnią od naszej mody.
A co do Hermiony, bardzo dobrze, że powiedziała co jej na duszy gra, kobieta musi walczyć o swoje ;)