Hermiona spędziła resztę tygodnia sprzątając swój boks w Ministerstwie, żegnając się ze współpracownikami i przyjaciółmi oraz przyjmując kolejne ciosy od swoich nauczycieli obycia pośród społeczności ludzi czystej krwi.
Już w czwartek wyszło na jaw, że dołącza do M.C.G.. Skeeter napisała krótką notatkę o Draco w Proroku, szczegółowo opisując jego obecne spotkania towarzyskie i status związku – co zaskakujące, nie wspomniano o Katyi – i udało jej się wymienić Starszych Konsultantów, którzy już podpisali swoje umowy. Hermiona rozpoznała kilka nazwisk, takich jak Cuthbert Mockridge, który w ostatnim czasie przeszedł na emeryturę odchodząc z Urzędu Łączności z Goblinami. Przypomniała sobie, że Draco coś o nim wspominał.
Będąc w piątek w Ministerstwie otrzymała dwa anonimowe Wyjce. Jeden od fanatyka społeczności czystej krwi, który był zniesmaczony, słysząc, że będzie plamić imię Malfoyów swoją brudną krwią i mugolskimi obyczajami, i jeden, który karcił ją za porzucenie swojej świetlistej przyszłości i ślepe podążanie za Śmierciożercą. Opuszczenie zamkniętego biura, które wyciszyła zaklęciem, zajęło jej trzydzieści minut. Nastrój jej ostatniego dnia w Ministerstwie został zasadniczo zrujnowany, dopóki współpracownicy nie przynieśli ciasta, wyprawiając dla niej małe przyjęcie pożegnalne.
Zabrała do domu swoje ostatnie pudełko z rzeczami i uściskała Aidena. Chłopak uśmiechnął się do niej i powiedział, że może raz na jakiś czas uda mu się odwiedzić ją w księgarni. Hermiona czuła się trochę źle, że nigdy nie mieli okazji wyjść na drugą randkę, chociaż szczerze mówiąc, niespecjalnie była zainteresowana drugą randką. Możliwe, że te wyrzuty sumienia pojawiły się tylko dla zasady.
Przebrnęła przez weekendowe zajęcia, zaznajamiając się z charakterystycznymi cechami architektury gotyckiej i ucząc się jak tworzyć deski serów, a w poniedziałek do czwartej nad ranem walczyła z nerwami. Kiedy o piątej usłyszała, że Ginny wychodzi na trening, postanowiła po prostu wstać i udać się do biura. Miała zamiar spakować i przynieść tam jeszcze jedno pudełko z rzeczami.
Już o siódmej trzydzieści stała w windzie do M.C.G., trzymając w dłoniach średniej wielkości pudełko, na które rzuciła zaklęcie lekkości. Drzwi otworzyły się i Hermiona poczuła niesamowitą ulgę, widząc, że za ladą recepcji nie siedzi już Dorothea, ale miło wyglądająca i szeroko uśmiechnięta rudowłosa dziewczyna.
— Cześć, jestem Melody! — Dziewczyna wstała i wyciągnęła przed siebie dłoń, żeby się przywitać. Hermiona przesunęła pudełko na bok i również wyciągnęła rękę. Cholerny uścisk dłoni.
— Cześć, Melody. — Hermiona jedną ręką odgarnęła włosy z twarzy. — Czyli to ty jesteś naszą recepcjonistką?
— Jedną z nich! — Miała dość szerokie zęby, ale w sumie była całkiem atrakcyjna. — Och! Mam poinformować wszystkich, że dziś o dziewiątej jest spotkanie wszystkich pracowników a potem tylko dla Starszych Konsultantów o dziewiątej trzydzieści. Na twoim biurku jest też pozostawiona notatka na ten temat.
— Znakomicie. Dziękuję, Melody.
Hermiona podeszła do drzwi swojego biura, po czym zdołała je otworzyć jedną ręką, by ujrzeć w środku Blaise'a Zabiniego, siedzącego na jej miejscu, z nogami wyłożonymi na biurko.
— Ach! Kto rano wstaje, temu Merlin daje — powiedział Blaise. Jego palce bawiły się piórem. Prawdopodobnie jej piórem.
Potrząsnęła głową i odłożyła trzymane pudełko na fotel dla gości, rzucając nim. Jak wcześnie musiał tutaj przyjść, żeby ją przebić?
— Więc w tej sytuacji nic nie dostanę? Ani trochę? — Zmarszczyła brwi i położyła ręce na biodrach.
Uśmiechnął się do niej.
— Jesteś zbyt mądra dla swojego własnego dobra, Granger.
Uśmiechnęła się i wyjęła z pudełka trzy książki.
— Tak, już ktoś mi to mówił. — Podeszła do półek z książkami przy drzwiach i zaczęła je zapełniać. — Co mogę dla ciebie zrobić, Blaise?
— Chciałem tylko ci to przynieść. — Wstał z jej krzesła i wyciągnął kawałek papieru z wewnętrznej kieszeni. Rozłożył go i położył na blacie, gdy Hermiona ruszyła do pudełka po więcej książek.
Przeczytała nagłówek dokumentu: Formularz Ujawnienia Związku. Zamrugała z niezrozumieniem. Przejrzała dokument i zobaczyła, że w linijce na imię Partnera 1 znajduje się jego podpis i wydrukowane imię. Pole Partnera 2 było puste.
— Pomyślałem, że najlepiej będzie, jak zadziałam zawczasu, Granger. — Spojrzała na niego, a jego twarz była żartobliwie poważna. — Zanim stanie się nieuniknione. — Jego usta drgnęły.
Hermiona poczuła, jak jej szczęka lekko opada, a na policzkach rozprzestrzenia się rumieniec, ale nie mogła powstrzymać sposobu, w jaki jej usta chciały się uśmiechnąć. Blaise był największym podrywaczem, jakiego znała!
Odchrząknęła i zmieniła wyraz twarzy na tak poważny, jak tylko było to możliwe.
— Och, Blaise, mój drogi — zaczęła — dobrze wiesz, jak kłopotliwy jest ten temat Umowy Miłosnej. To nigdy nie miałoby prawa między nami zadziałać, kochanie. — Powstrzymała uśmiech, układając na półce kolejne książki.
— Ach, ale wierzę, że o czymś zapominasz, kochanie — powiedział Blaise. Hermiona zwróciła się do niego po ułożeniu pierwszej książki. Usiadł na brzegu jej biurka. — Jesteśmy na tym samym poziomie. Ty nie jesteś ponad mną, a ja nie jestem ponad tobą… chociaż jestem otwarty na obie możliwości, chcę, żebyś wiedziała. — Jego oczy zabłysły, a ona spojrzała w dół, wykrzywiając usta, by powstrzymać się od uśmiechu na jego niedorzeczność. — Starsi Konsultanci spotykający się z innymi Starszymi Konsultantami naprawdę nie są aż tak niemile widziani.
Spojrzała na niego. Siedział tak wygodnie rozłożony na jej biurku, uśmiechając się szeroko. Żartował, tak? On… się z nią drażnił. Pokręciła głową i ruszyła po kolejne książki.
— Niestety, Blaise, mam już jedną z nich podpisaną z Mockridgem. Od miesięcy pieprzymy się jak dzikie gumochłony.
Spojrzała na niego niewinnie, wlewając żal do swojego spojrzenia. Patrzyła, jak jego oczy drgają, gdy zapewne przypomniał sobie obraz osiemdziesięcioletniego Cuthberta Mockridge'a.
— Och, jaka szkoda — powiedział, uśmiechając się.
— Hmm. — Skinęła głową.
Jego oczy błysnęły na nią i pomyślała, jak niebezpieczny będzie dla młodych czarownic w boksach, jak ta niewinna Melody.
Pukanie do futryny.
— Granger?
Odwróciła się i zobaczyła, że to Draco, właśnie podnoszący wzrok znad gazety, którą trzymał w dłoni. Merlinie, wyglądał dziś tak przystojnie, ubrany w idealnie wyprasowane szaty, doskonałe na pierwszy dzień.
Patrzyła, jak jego oczy prześlizgiwały się między Blaise'em, wciąż siedzącym wygodnie na jej biurku, a nią.
Kontynuował:
— Quentin Margolis chce umówić się z nami na spotkanie w przyszłym tygodniu. Sam dostosuję swoją dyspozycyjność do jego wszelkich propozycji, więc proszę, odpowiedz mu i daj mi znać. — Wręczył jej list, który trzymał, a ona przejrzała go pobieżnie. Zapadła cisza. Podniosła wzrok, a Draco zmarszczył brwi na Blaise'a. Blaise jedynie uśmiechał się szeroko.
— Blaise, czy jesteś przygotowany na spotkanie z Dogberdem, które ma być dzisiaj po południu?
— Tak jest. — Oczy Blaise'a błyszczały.
— Znakomicie. Zbierz swoje notatki. Spotkamy się w moim biurze za pięć minut.
Blaise przyłożył rękę do serca.
— Panie Malfoy, nie ufa mi pan?
Draco spojrzał na niego.
— Nie.
Blaise zachichotał, zeskoczył z biurka i wyszedł, rzucając przez ramię:
— Do zobaczenia wkrótce, Granger.
Draco patrzył, jak jego przyjaciel wychodzi z gabinetu.
— Kim jest Dogberd? — zapytała, chwytając za kolejną porcję książek.
— Dowodzi drużyną Armat z Chudley. — Draco odwrócił się ku Hermionie, obserwując ją. — Blaise składa im ofertę, abyśmy pracowali nad ich marketingiem i PR-em.
— Och. — Spojrzała na niego. – To całkiem poważna sprawa, prawda? — Ruszyła z książkami ku swoim półkom. Wskazała na drzwi, przez które właśnie wyszedł Blaise. — Czy on jest dobry? Czy ma w ogóle pojęcie, co robi?
— Niestety, jest najlepszy.
Spojrzała na niego przez ramię, a on uśmiechnął się, potrząsając głową.
— Cieszę się, że jest wart wysiłku. — Zachichotała.
— Podoba ci się twoje biuro?
Położyła ostatnią książkę i odwróciła się.
— Jest wspaniałe. — Oparła się o półki i uśmiechnęła. Obserwował ją.
— To dobrze.
Poczuła ciepło w piersi, myśląc o tym, kiedy ostatni raz nawiązali tak intensywny kontakt wzrokowy. Stojąc po przeciwnych stronach salonu mieniącego się wszystkimi odcieniami szampana, a wcześniej stojąc na balkonie, zaledwie kilka centymetrów od siebie.
Spojrzała w podłogę, wzięła głęboki oddech i wróciła do swojego pudełka, mijając go.
— A więc czeka nas spotkanie całego personelu dzisiaj o dziewiątej? A potem spotkanie wszystkich Starszych Konsultantów?
Zaczęła wyciągać z pudełka swoje drobiazgi – oprawione zdjęcie jej i jej rodziców, małe rupiecie, które leżały na jej biurku w Ministerstwie. Podniosła wzrok, kiedy nie odpowiedział. Jego oczy skupiały się na jej biurku, gdzie wciąż leżał Formularz z wyraźnym podpisem Blaise'a.
Jej serce gwałtownie stanęło.
— Eee, tak. — Otrząsnął się, a ona otworzyła usta, żeby wyjaśnić, zaprzeczyć, powiedzieć cokolwiek. — Tak naprawdę to tylko spotkanie i powitanie. — Poprawił przód swojej szaty i skinął jej głową. — Do zobaczenia o dziewiątej.
Patrzyła, jak jego oczy się odwracają. I odszedł.
Odrzuciła głowę do tyłu i warknęła. Złapała za ten przeklęty Formularz i puściła go z dymem.
***
O ósmej pięćdziesiąt ruszyła do sali konferencyjnej po przeciwnej stronie piętra. Wyszła z biura i była zaskoczona, widząc tak wielu ludzi wypełniających boksy. Zamknęła drzwi, a mężczyzna siedzący przy biurku najbliżej jej biura wstał i pomachał.
— Panno Granger. — Podszedł do niej i wyciągnął rękę. Wszystkie lekcje Madame Michele znów wyleciały z jej mózgu. — Jestem Walter, twój asystent.
— Mój…?
— Asystent Konsultanta. — Walter złapał swój notatnik i gestem nakazał Hermionie iść w kierunku sali konferencyjnej. — Każdy Starszy Konsultant ma jednego lub dwóch asystentów, a ja jestem twoim! — Zamachnął się dłonią na wzór lekkiego „ta-daa!”, co sprawiło, że Hermiona się uśmiechnęła.
Był… całkiem przystojny… i żonaty. Dostrzegła obrączkę. Wyglądał na trzydzieści pięć lat i nagle Hermiona poczuła się bardzo dziwnie, będąc hierarchicznie ponad tym dorosłym mężczyzną.
— Wspaniale. Witaj, Walterze, miło cię poznać. — Skręciła w bok, omijając kilka boksów, a Walter podążył za nią. — A gdzie pracowałeś wcześniej?
— W Rumunii w Rezerwacie Smoków.
Hermiona zatrzymała się na środku przejścia i odwróciła do niego z błyszczącymi oczami.
— Och! Więc musisz znać…
— Charliego Weasleya, tak! — Walter uśmiechnął się. — To jeden z moich najlepszych kumpli.
— Och, to wspaniale! Dlaczego opuściłeś Rezerwat? — Hermiona szła dalej, zauważając, że zatrudniali tutaj całkiem sporo osób.
— Moja żona jest w ciąży — powiedział z uśmiechem. — Więc nadszedł czas, by zostawić za sobą to użeranie się ze smokami. A przynajmniej tak mi powiedziała.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Jestem pewna, że bardzo cieszy się, że jesteś bezpieczny.
Walter przytrzymał dla niej otwarte drzwi, a ona weszła do sali konferencyjnej nieco większej niż ta, której ona i Draco zwykli używać w Ministerstwie. Mężczyzna przytrzymał drzwi otwarte również dla kilku kolejnych osób, więc Hermiona została na chwilę od niego oddzielona. Draco stał po drugiej stronie pokoju, u szczytu stołu konferencyjnego, rozmawiając z Cuthbertem Mockridgem. Przy stole stało około dziesięciu krzeseł, a kolejne dwadzieścia ustawiono pod ścianami. Melody pomachała do niej z jednego, które stało przy drzwiach.
Już miała zająć krzesło obok Melody, nieco z dala od tego wszystkiego, kiedy zauważyła na stole broszurę z imieniem Wendela Wentwortha. Spojrzała w prawo i na sąsiedniej broszurze zobaczyła nazwisko innego Starszego Konsultanta. Wyglądało na to, że miejsca zostały im już przypisane.
Przeszła obok Melody i znalazła się po drugiej stronie stołu, mijając karteczkę z imieniem Mockridge'a i imieniem Dorothei.
Tuż na lewo od miejsca Draco ułożono broszurę Hermiona Granger – Relacje Nie-Czarodziejskie. Odsunęła sobie krzesło i usiadła, marszcząc brwi. Myślała, że jej dział był odizolowany, odległy. To dość dziwny pomysł jak na oddział grupy konsultingowej i założyła, że będzie bardziej „spółką córką” tej firmy, przychodzącą i odchodzącą, przynoszącą dobrą opinię. Ale siedziała po lewej stronie Draco, więc chyba była w jakiś sposób ważna. Ważniejsza niż Wentworth i Mockridge, którzy podobno ściśle współpracowali z Draco w kwestiach doradztwa finansowego.
Podniosła oczy i zobaczyła Blaise'a siedzącego naprzeciwko, który bacznie ją obserwował. Och, idealnie.
Zaczęła przeglądać swoją broszurę. Zawierała opis ich misji, celów firmy, a także wykresy dotyczące rentowności.
Dokładnie o dziewiątej Mockridge zajął swoje miejsce, a Draco poprosił zebranych o uwagę. Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że personel pomocniczy i asystenci siedzą pod ścianami. Kilka młodych czarownic przebywających w pokoju wpatrywało się w Draco.
— Witam. Witam was wszystkich — zaczął Draco. — Dziękuję za danie szansy Malfoy Consulting i za danie szansy samym sobie. — Stuknął knykciem w leżącą przed nim ulotkę. — Dorothea przygotowała masę świetnych dokumentów, z którymi mam nadzieję, zaznajomicie się w swoim w wolnym czasie. Ale dzisiejsze spotkanie chciałem poświęcić na to, abyście wszyscy mieli okazję się przedstawić i opowiedzieć nam, co będziecie tutaj robić. — Odwrócił się do niej. — Granger?
Prawie podskoczyła. Draco usiadł. Jej serce zabiło szybciej, kiedy pomyślała, że sama tak naprawdę nie znała jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Wstała od stołu i poczuła na sobie spojrzenia wszystkich, zebranych w sali.
— Cześć wszystkim. Jestem Hermiona Granger — powiedziała. Kilka osób siedzących pod ścianami wykręciło szyje ponad głowami swoich kolegów, próbując się jej przyjrzeć. — Jestem Starszym Konsultantem do spraw Relacji Nie-Czarodziejskich, w szczególności magicznych stworzeń i kontaktów z mugolami. — Nie była pewna, czy miała powiedzieć coś jeszcze, ale słowa zaczęły z niej wypływać. — Przychodzę z Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami w Ministerstwie, gdzie nawiązałam silne relacje z kilkoma grupami różnych gatunków. — Poczuła falę ciepła sunącą w górę szyi. — Eee, a fakt bycia mugolaczką z pewnością pomoże mi przy innych zakresach obowiązków… — Niektórzy zachichotali, a kilka młodych czarownic uśmiechnęło się do niej. — Eee… — spojrzała na Draco. — Czy to wszystko, co powinnam powiedzieć?
Siedział wygodnie na krześle z łokciem opartym na kolanie i dłonią zakrywającą usta. Mogła tylko zobaczyć, jak unosi się kącik jego warg.
— Nawet więcej niż wystarczająco, Granger. — Drażnił się z nią.
Zmrużyła na niego oczy, podziękowała sali za uwagę i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Dorothea wstała i powiedziała:
— Dorothea Bulstrode, Administracja. — Po czym usiadła.
Hermiona zarumieniła się. Ponieważ ludzie nadal przedstawiali się tylko swoim imieniem i tytułem, coraz mniej z nich nawet zawracało sobie głowę wstawaniem. Nie odrywała oczu od broszury, ale kiedy w końcu podniosła wzrok, ujrzała uśmiechającego się do niej Blaise'a.
Po chwili reszta personelu pomocniczego i asystenci skończyli się przedstawiać, a Hermiona zauważyła, że Draco zatrudnił pod Blaisem samych mężczyzn.
Draco powiedział jeszcze kilka rzeczy, motywujących, ale autorytatywnych. Następnie odprawił personel pomocniczy i asystentów. Blondyn podziękował im wszystkim i poprosił, aby przejrzeli czternastą stronę broszury Dorothei.
— Nie chcę być w żadnym stopniu wymijający z wami w kwestii finansów lub operacji. Chciałbym uważać, że jesteśmy tutaj jednym zespołem. — Draco odchrząknął. — W każdym dziale wszyscy będziemy odpowiedzialni za osiąganie celów finansowych, trzymanie się budżetu i tak dalej. — Stuknął różdżką w ścianę i pojawiła się na niej powiększona wersja danych ze strony czternastej.
Była to aktualny wykres dotyczący rentowności finansowej Malfoy Consulting Group. Hermiona nie była pewna, ile osób w pokoju rozumiało, że gotówka na start w całości pochodziła ze spadku Draco, ale rozpoznała to niemal natychmiast, gdy zobaczyła, że całość sumy dzieli się na dziesięć części, które według prognoz miały wpływać na konta w każdy wtorek.
Jej oczy zaszkliły się nad liczbami, kiedy po raz pierwszy uświadomiła sobie rozmiar tego spadku. Zamrugała, zaskoczona i niespokojna. W ogóle nie musiał pracować. Nie musiał pracować ani dziś ani kiedykolwiek do końca swojego życia, a jednak założył firmę. Odrzucił to wszystko, aby pozostawić coś po sobie na tym świecie.
Przez cały ten czas Draco mówił, a ona go nie słuchała, więc próbowała wyłapać, co ją ominęło. Zaczął dyskutować o przewidywanych przychodach na styczeń i luty.
Cuthbert Mockridge wtrącił się nagle.
— Te dziesięć rat…. Cóż, pod koniec stycznia i prawdopodobnie w lutym, gdy przychody zostaną obcięte, sprawy staną się dość napięte.
— Tak. — Draco nie powiedział nic więcej.
— Cóż — westchnął Mockridge — ta inwestycja… — Mockridge podrapał się po brodzie. — Czy masz jakieś obawy związane z tymi transferami? Czy istnieją potencjalnie jakieś… nieprzewidziane okoliczności? — Sposób, w jaki zapytał, Hermiona mogła powiedzieć, że Mockridge rozumiał, że to spadek dziedziczony przez Draco. A Mockridge dobrze wiedział, że cały majątek pochodzi od Lucjusza.
— Nic takiego. — Draco wzruszył ramionami. Hermiona zamrugała. Nie miał pojęcia… — Ale tak, sprawy mogą stać się napięte, jeśli nie zaczniemy natychmiast pracować nad naszym strumieniem przychodów.
Zastanawiała się, jak społeczność Magicznych Stworzeń zamierza zapłacić za jej usługi. Cała jej gałąź była praktycznie finansową czarną dziurą.
— Szukamy również kogoś, kto zapełni nasze stanowisko w Relacjach z Wizengamotem, więc proszę o rozpowszechnianie tej informacji — powiedział Draco.
Hermiona zmarszczyła brwi. Czy nie właśnie to stanowisko miał zająć Tyberiusz Ogden? Ojciec Noelle?
Draco kontynuował:
— Więc na razie to ja będę pełnić funkcję Konsultanta do Spraw Wizengamotu, z małą pomocą Corbana Hartforda, którego wszyscy poznaliście w zeszłym tygodniu. Oczywiście pamiętajcie, że możecie używać jego pomocy przy swoich własnych projektach. Natomiast co do ważniejszych bieżących wiadomości. — Draco uśmiechnął się pod nosem. — Będziemy gościć jutro Ritę Skeeter z Proroka wraz z kilkoma innymi reporterami. Rita będzie o nas pisać, robić zdjęcia, rozmawiać z personelem. Mam nadzieję, że zrobi nam wszystkim dobrą reklamę. Więc proszę, ubierzcie się jak najlepiej, a po południu wyślę notatkę z przewidywanymi tematami do wywiadów, jeśli będziecie potrzebować pomocy.
Ubierzcie się jak najlepiej. Znakomicie. Hermiona postukała palcem w swoje pióro.
— Dziękuję wszystkim za przybycie. Koniec spotkania. — Draco zamknął leżącą przed sobą teczkę i podniósł się z krzesła. Jego szare szaty były stylizowane na mugolski garnitur, więc wstając, zapinał przednie guziki.
Hermiona szybko odłożyła pióro i schowała swoje dokumenty. Inni starsi członkowie personelu podawali sobie ręce i rozmawiali o swoich rodzinach.
— Granger.
Hermiona podniosła wzrok i zobaczyła Draco wysuwającego głowę z powrotem zza drzwi.
— Twoje spotkanie z dziesiątej już czeka w twoim biurze.
Jej oczy rozszerzyły się.
— Moje spotkanie? — Zeskoczyła z krzesła i wyszła za Draco. Poprowadził ją po piętrze biura, ignorując grupę sekretarek trzepoczących na niego rzęsami. — Czy muszę coś przygotować? Z kim jest spotkanie? Czy przegapiłam jakąś notatkę?
— Uspokój się, Granger. — Zatrzymał się przed jej drzwiami. — To tylko wizyta wstępna.
Draco otworzył drzwi do jej biura i odsunął się, by mogła wejść pierwsza. Kobieta z kędzierzawymi czarnymi włosami siedząca w fotelu dla gości odwróciła się, a Hermiona zamarła w drzwiach, kiedy uśmiechnęła się do niej Pansy Parkinson we własnej osobie.
— Granger — powiedziała Pansy. — Wspaniale cię widzieć.
Hermiona patrzyła, jak dziewczyna wstaje z krzesła, jej długie nogi niosą ją przez pokój. Wyciągnęła dłoń po rękę Hermiony i ujęła ją. Uścisnęła jej dłoń jak dżentelmen. Gdyby mózg Hermiony mógł teraz w pełni funkcjonować, pomyślałaby, że to naprawdę interesujące.
— Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze. — Wypielęgnowana dłoń Pansy puściła jej własną. Dawna Ślizgonka spojrzała ponad ramieniem Hermiony na Draco i powiedziała: — Poradzimy sobie, Draco.
Szerokie oczy Hermiony spotkały się z neutralną szarością tęczówek Draco. Przesunął wzrokiem tam i z powrotem między dwiema kobietami, po czym zamknął za sobą drzwi.
Hermiona spojrzała na klamkę, błagając, by ponownie się przekręciła, zanim przypomniała sobie, że to jej własne biuro, a nie Pokój Wspólny Slytherinu. Odwróciła się do Pansy i przejęła kontrolę nad spotkaniem najlepiej jak tylko potrafiła.
— Pansy. — Spróbowała się do niej uśmiechnąć, ale Pansy już się uśmiechała tak szeroko, jakby były starymi przyjaciółkami. — Proszę, usiądź. — Pansy ponownie zajęła miejsce w fotelu, gdzie już wcześniej siedziała, a Hermiona obeszła biurko, by spojrzeć na nią. — Czy również jesteś członkiem personelu M.C.G.? Przepraszam, jeśli nie byłam świadoma.
— O nie — odparła Pansy, machając dłonią w powietrzu. — Mam tylko nadzieję na nawiązanie współpracy z firmą.
— Wspaniale — powiedziała Hermiona, prostując leżące na blacie ołówki i stukając w kałamarz. — A jaki oddział najbardziej cię interesuje?
— Ty.
Hermiona podniosła wzrok, a Pansy uśmiechała się złośliwie. Nagle poczuła się, jakby znów była w Wielkiej Sali, a Pansy znalazła kolejny sposób, by jej dokuczyć.
— Ja — powtórzyła Hermiona.
— Granger — zaczęła Pansy, wyciągając z torby dużą książkę. — Po Ostatecznej Bitwie przeprowadziłam się do Francji i natychmiast zaczęłam uczyć się u Madame le Roux. — Położyła książkę na biurku Hermiony.
— Och. Wspaniale.
Pansy przez chwilę przyglądała się jej twarzy, zanim wyjaśniła:
— Madame le Roux jest czołową projektantką czarodziejskich ubrań w całej magicznej Europie.
— Oczywiście, że tak. — Hermiona skinęła głową, jakby to było przypadkowe poślizgnięcie, a nie kompletny brak wiedzy.
— Zaprojektowała suknię ślubną dla twojej przyjaciółki, Fleur Weasley — dodała Pansy, jakby to miało gdzieś Hermionie zadzwonić, tylko nie do końca wiedziała w którym kościele. — Niezależnie od tego, założyłam własną linię ubrań dla ‘Nowoczesnej Czarownicy Biznesu’, czyli kobiety, które moim zdaniem są ucieleśnieniem biznesu zarówno przez swoją kobiecość, jak i dominację, inteligencję i dowcip oraz przywództwo w czarodziejskim świecie.
Pansy spojrzała na nią wyczekująco.
— Wspaniale. — Hermiona czuła, jakby było to jedyne słowo, które dzisiaj znała.
Pansy otworzyła książkę. Na pierwszej stronie widniała reklama z Tygodnika Czarownica przedstawiająca oszałamiającą dwudziestoparoletnią dziewczynę niosącą torbę. Miała na sobie coś, co wyglądało jak mugolski garnitur biznesowy, ale po bliższym przyjrzeniu się, garnitur był w rzeczywistości czarodziejskimi szatami. Było to idealne połączenie dwóch rodzajów kultur. Hermiona ze zmieszaniem spojrzała na byłą Ślizgonkę.
— Kolekcja Parkinson koncentruje się na połączeniu mody mugolskiej i czarodziejskiej, tworząc świat, w którym oba te nurty mogą współistnieć.
Pansy przewróciła stronę, by pokazać Hermionie szkic modnie ubranej kobiety w długich czarodziejskich szatach, które były ściągnięte w talii, na wzór mugolskiej sukienki. Następna strona pokazywała szkic nowoczesnego garnituru ze spodniami. Pansy kontynuowała wyjaśnianie swoich projektów, przewracając strony, a Hermiona z każdym kolejnym czuła się coraz bardziej przytłoczona. Ubrania wyglądały pięknie, tak samo jak i modelki na reklamach. Wyglądało na to, że Pansy powoli zmierzała do końca swojej „prezentacji” czy czymkolwiek miało to być, a Hermiona wciąż czuła się kompletnie zdezorientowana.
— Kolekcja Parkinson ma nadzieję zostać czołową linią ubrań dla dzisiejszych pracujących profesjonalistek. — I po tym Pansy zamknęła książkę. — Teraz potrzebujemy tylko odpowiednich modelek. Kogoś, kto nie tylko będzie nosić nasze ubrania w świecie zawodowym, ale także będzie stanowić ucieleśnienie ideałów ‘Nowoczesnej Czarownicy Biznesu’.
Pansy spojrzała Hermionie w oczy z uśmiechem. Hermiona zamrugała.
— Oczywiście — powiedziała Hermiona. — Jestem pewna, że sekretariat byłby zachwycony na wprowadzenie tej linii…
— Niech cię cholera, Granger! — Pansy rzuciła swoją książkę na biurko. — Jesteś tą Najbystrzejszą Czarownicą Naszych Czasów, czy nie? Ciebie! — Pansy przewróciła oczami. — Ciebie chcemy na naszą ambasadorkę.
Hermiona była rozdarta między ulgą – że Pansy w końcu zachowywała się jak jej wersja, którą znała – a szokiem.
— Mnie?
— Tak! Jesteś najwyżej postawioną kobietą w najnowszej firmie w całym Czarodziejskim Świecie. Jesteś bohaterką wojenną, której życie codziennie opisują brukowce. Kiedy znajdziesz się na okładce tygodnika Czarownica lub Proroka, chcemy, abyś nosiła Kolekcję Parkinson, ucieleśniającą ideały ‘Nowoczesnej Czarownicy…’
— Tak, tak. „Nowoczesna Czarownica Biznesu”. — Hermiona spojrzała na słoje drewna na swoim biurku. Poczuła się trochę zawstydzona, będąc wyróżniona za coś takiego. Nigdy nie interesowała się modą ani innymi tego typu dziewczęcymi rzeczami, więc reprezentowanie całej grupy ludzi o takich zainteresowaniach… Ale przypuszczała, że odmowa nie wchodziła w grę. Draco wyraźnie chciał, żeby to spotkanie się odbyło. Czy nie ufał jej, że będzie właściwie reprezentować firmę w swoich dotychczasowych, codziennych ubraniach? A może po prostu pomagał swojej starej przyjaciółce w jej nowej firmie?
— Jak to działa? — zapytała Hermiona. — Co to znaczy być „ambasadorką” Kolekcji Parkinson?
Pansy uśmiechnęła się złośliwie, a Hermiona rozpoznała błysk w jej oczach, który widziała u Draco. To znaczyło, że Ślizgonka właśnie wygrywa.
— Każdego niedzielnego wieczoru sowa będzie dostarczać ci ubrania na nadchodzący tydzień. W następną niedzielę możesz je zwrócić, gdy pojawią się nowe. Wszystkie będą podpisane jako poniedziałek, wtorek, i tak dalej… Jeśli będziesz mieć jakieś pytania lub coś nie będzie pasować, będę dostępna przez Fiuu każdego ranka od szóstej do ósmej. I generalnie wszystkie pięć stylizacji można ze sobą mieszać…
— Więc co tydzień dostawałbym pięć nowych strojów? Jak długo to potrwa? — Hermiona pomyślała o swoich niebieskich szatach wiszących w szafie, będące tymi, które najczęściej wybierała. Zwykle nosiła je dwa razy w tygodniu. Nie była nawet pewna, czy obecnie posiada chociaż pięć stylizacji, które mogłaby nosić przez cały tydzień bez jakiejkolwiek powtórki.
— Zaczęłybyśmy od trzymiesięcznego kontraktu, a potem zobaczymy.
— Trzy miesiące? — Hermiona gapiła się na Pansy. — Trzy miesiące nowych ubrań każdego tygodnia?
— Cóż, zawsze możesz ubrać kilka razy jakiś płaszcz czy spódnicę…
— Pansy, to brzmi naprawdę cudownie — przerwała jej Hermiona. — Ale i przytłaczająco. A jeszcze nawet nie rozmawiałyśmy o kosztach. W tej chwili naprawdę nie mam środków na…
— Granger — powiedziała Pansy. Jej idealnie wyrysowane brwi uniosły się. — Byłabyś naszą ambasadorką i modelką. Nic byś nie płaciła.
— Co? — Hermiona wpatrywała się w twarz Pansy, zastanawiając, jak za pomocą makijażu udało jej się uzyskać taki efekt.
— Kiedy ktoś pyta cię „co masz na sobie?”, odpowiadasz: „Parkinson”. W ten sposób płacisz za te ubrania. Poza tym i tak ich nie zatrzymujesz. To tak, jakbyś je od nas wypożyczała. To wszystko jest bardzo proste.
Hermiona wciąż czuła się rozdarta, a Pansy musiała to wyczuć.
— Zróbmy serię próbną, dobrze? Tylko na ten tydzień? — Pansy wyciągnęła z torby długopis i notatnik. — Wpisz tutaj swój adres, a dziś wieczorem, kiedy wrócisz z biura do domu, znajdziesz czekające u siebie cztery stroje na resztę tygodnia. Poza tym będzie tu jutro fotograf. Z pewnością będziesz chciała wyglądać jak najlepiej.
Hermiona właśnie zastanawiała się, co założy na siebie, kiedy będą tu reporterzy, więc w sumie nie dostrzegła nic złego w podaniu Pansy jej adresu.
Wręczając kartkę z numerem mieszkania do rąk Pansy, ta uśmiechnęła się i powiedziała:
— Spodziewaj się mnie o szóstej rano.
— O... och. Przyjdziesz do mnie jutro rano?
— Żeby się upewnić, że wszystko pasuje albo zobaczyć, czy nie muszę w ostatniej chwili zmienić rozmiarówki — powiedziała Pansy, chwytając książkę i wstając. — I przyprowadzę stylistkę od włosów i makijażu, więc o to też nie musisz się martwić. — Machnęła ręką i Hermiona zdała sobie sprawę, że wcale się o to nie „martwi”. Nawet nie zdążyła jeszcze pomyśleć o włosach i makijażu.
— W porządku. — Hermiona wstała, żeby ją wyprowadzić, czując się nieco oszołomiona. — Pansy, jesteś tego pewna? To znaczy, może jest jakaś inna osoba, która będzie lepszym przykładem tej „Nowoczesnej Czarownicy Biznesu”. Ktoś, kto dość często pojawia się w gazetach i… Katya! A co z… ee… Katyą Wiktor?
Pansy skrzywiła się.
— Jako modelka Katya ma już podpisane umowy z niektórymi projektantami. A poza tym jej nie lubię.
Hermiona roześmiała się głośno. Szybko powstrzymała jednak chichot, a nuty zmartwienia zaczęły drażnić rysy jej twarzy.
— Hermiono. — Pansy uśmiechnęła się do niej. — Jesteś najczęściej wspominaną czarownicą w całej Europie. Najczęściej fotografowaną, najbardziej szanowaną... a wkrótce wszyscy zaczną się też ciebie obawiać. — Hermiona zamrugała na nią. – Czy nie nadszedł czas, abyś zaczęła się ubierać adekwatnie do tych okoliczności?
***
Nie miała okazji, by powiedzieć Ginny o przybyciu Pansy i jej załogi. Nie spodziewała się, że Ginny następnego dnia będzie miała wolne. Więc kiedy Ruda zapukała do drzwi łazienki o piątej czterdzieści pięć, gdy Hermiona wychodziła spod prysznica, Hermiona podskoczyła.
— Hermiono… Twoja przyjaciółka Pansy Parkinson jest tutaj…
Dziewczyna owinęła się ręcznikiem i otworzyła drzwi, wypuszczając ze środka gorącą parę. Oczy Ginny były rozszerzone, a jej włosy kompletnie rozczochrane od snu.
— Powiedz mi, że to koszmar.
Zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, za Ginny pojawiła się Pansy.
— Hermiono, kochanie! Tak się cieszę, że już jesteś po prysznicu. Jakiego kremu nawilżającego używasz?
Hermiona zamrugała na nią. Stała przed Pansy Parkinson w samym ręczniku. Ginny miała rację: to był koszmar.
— Eee… Cóż, jest taki mugolski produkt, którym czasami nakładam na ramiona…
Oczy Pansy poruszyły się.
— Nie używasz kremu nawilżającego? — Jej oczy przesunęły się po twarzy Hermiony. — Merlinie, jak dotąd los był dla ciebie naprawdę łaskawy… — I nagle Pansy Parkinson otworzyła drzwi do łazienki i położyła dłonie na twarzy. Miała wrażenie, że zaraz się zakrztusi albo wyłupi jej oczy. — Doskonale zadbane pory, Granger.
— …Dziękuję?
— Mówię jej to od lat. — Ginny potrząsnęła głową, loki zafalowały wokół jej twarzy.
— Tak, ty zdecydowanie musisz używać kremu nawilżającego. Ginewro, próbowałaś Hush Cream od Harper Hoddy's?
— Słyszałam o nim.
— Jest boski. Musisz go spróbować. Mam próbkę.
— Och, cudownie!
Hermiona wpatrywała się w obie dziewczyny i ich… więź? Pansy wezwała kogoś do salonu, a potem w drzwiach pojawiła się jedna z sióstr Greengrass.
— Daf, czy mogę dostać dwie próbki Hush Cream?
Dafne Greengrass nie była tą sympatyczną Greengrass z gali noworocznej. Hermiona szybko zdała sobie sprawę, że była równie ładna jak jej młodsza siostra, ale mniej skłonna do uśmiechu.
Po tym, jak Pansy i Ginny opowiedziały więcej o tym kremie, Dafne zapytała Hermionę, czy ta wie, jak go nakładać – „Czy nie mogę po prostu pacnąć go na twarz?” – a Dafne pokazała jej technikę kręgów w górę, Hermiona została wprowadzona do salonu, wciąż ubrana w sam ręcznik.
Czekała tam na nią Tracey Davis, ustawiająca swoje fryzjerskie stanowisko. Ginny zaczęła bawić się w hostessę w swojej różowej piżamie, oferując dziewczynom kawę i herbatę, a potem wnosząc do pokoju tacę z babeczkami.
Dafne szturchała czymś jej twarz, Tracey ciągnęła za włosy, a Ginny i Pansy rozmawiały o butach. Hermiona siedziała nieruchomo i popijała kawę za każdym razem, gdy Dafne odciągała od jej skóry pędzel. Tracey wysuszyła włosy i zebrała je razem, spinając w coś, co nazwała „kucykiem mocy”, po tym jak już je zakręciła. Pansy miała tendencję do zadawania pytań, kiedy Dafne była w trakcie czegoś, co powodowało, że Dafne co rusz marszczyła brwi, gdy odpowiadała.
Gdy Dafne podeszła do niej z kredką do oczu, Hermionie wpadł do głowy dziki pomysł – co by było, gdyby właśnie malowały jej twarz na klauna i rujnowały jej włosy. Co by było, gdyby te Ślizgonki torturowały ją teraz tylko po to, żeby wyglądała jak najgorzej na publicznych zdjęciach. Jej serce podskoczyło, ale wtedy przypomniała sobie, że w pokoju była też Ginny. Ruda wiedziałaby, gdyby coś knuły.
Kiedy dziewczyny skończyły, Pansy kazała Hermionie przymierzyć sukienkę, którą zostawiła dla niej na łóżku. Tak więc w pewnym momencie dzisiejszego dnia Pansy miała okazję zwiedzić też jej sypialnię. Wspaniale.
Hermiona zamknęła za sobą drzwi sypialni i wreszcie zdjęła ręcznik. Westchnęła, a jej żołądek stał się trochę ściśnięty na myśl o dzisiejszym wywiadzie. I stawianiu czoła Skeeter. I Draco. I Blaise’owi i Pansy.
Odwróciła się i zobaczyła na swoim łóżku oliwkowo-zieloną sukienkę, z czymś na wzór kamizelki. Na podłodze stała para beżowych szpilek. To było… coś, co sama by dla siebie wybrała, ale dostrzegła, że strój idealnie pasuje do estetyki kolekcji Pansy dla Nowoczesnych Czarownic Biznesu.
Wsunęła sukienkę przez głowę. Podobało jej się, jak lekki był jej materiał, a długie rękawy rozszerzały się w łokciach. Rąbek kończył się lekko nad jej kolanami i była wdzięczna, że tak naprawdę nie odsłaniała za wiele ani nic w tym rodzaju. Odwróciła się, żeby zobaczyć strój w lustrze, i musiała cofnąć się z wrażenia.
Jej cera była idealna. Brwi stały się ciemniejsze i bardziej wyraziste, a powieki ciemne i głębokie, nie wyglądając zbytnio jak…. cóż, w stylu prostytutki. Jej włosy były związane w wysoki kucyk, ciasny i ujarzmiony, z błyszczącymi lokami opadającymi na łopatki.
Sukienka pasowała jak ulał. Chwyciła za kamizelkę, rozpięła ją i wsunęła na ramiona. Była ona uszyta z jasnobrązowej skóry i miała za zadanie głównie podkreślać talię. Kiedy zaczęła zapinać guziki, Pansy bez pukania weszła do środka. Jak bliska przyjaciółka, którą nagle się stała.
— Och, Granger. — Podniosła ręce do ust, a Hermiona spojrzała na siebie. Czy zrobiła to źle? Pansy kontynuowała: — Wyglądasz oszałamiająco!
Ginny wbiegła tuż za nią, wciąż wyglądając tak uroczo w swojej piżamie, a Tracey i Dafne wkroczyły za nią z szeroko otwartymi i radosnymi oczami. Pansy powstrzymała ją przed zapięciem kamizelki, twierdząc, że nie miała pojęcia, jaka Hermiona jest drobna, i użyła swojej różdżki, by dopasować materiał sukienki ściśle do jej ciała. Pomogła zapiąć kamizelkę, każąc Hermionie poprawić piersi, aby uniosły się ponad ciasne guziki. Hermiona wsunęła stopy w beżowe szpilki i spojrzała w lustro, Pansy szybko pojawiła się ponad jej ramieniem.
— I to jest właśnie Nowoczesna Czarownica Biznesu.
Nawet Dafne się uśmiechnęła.
***
Pansy, Tracey, Dafne i Hermiona stały w windzie jadącej na najwyższe piętro budynku. Kiedy drzwi się otworzyły, ich oczom ukazało się wiele rzeczy naraz. Rita rozmawiała właśnie z Walterem, Bozo robił zdjęcia biura – skupiając się trochę za bardzo na Melody – a inny reporter prowadził wywiad z Wentworthem.
Pansy minęła ich wszystkich, prowadząc ich grupkę do tylnego, lewego rogu piętra. Biuro Draco. Nigdy wcześniej w nim nie była.
W środku wszystko było ze stali, skóry i w przezabawny sposób wpisywało się we wszystkie cechy męskości. Gabinet był prawie tego samego rozmiaru co jej własny, ale zamiast ściany pełniącej rolę regału na książki, obok pojedynczej półki stała czarna skórzana kanapa. Jego biurko wyglądało, jakby zostało zrobione z kamienia, a nie z drewna. Może to obsydian lub ciemny marmur. Całe biuro wyglądało imponująco i seksownie. I pomyślała o tym, jak przeciwnie temu wszystkiemu prezentował się jej własny gabinet.
Na szczęście nie było go tam, ale w środku stał Blaise rozmawiający z reporterem, wokół których krążył fotograf. Spojrzał na Hermionę od góry do dołu, gdy wchodziła, i nie wydusił z siebie choćby krótkiego komentarza, ale uśmiechnął się, kontynuując to, co mówił reporterowi. Wyglądało na to, że Tracey i Dafne były tutaj, żeby odpowiadać za przygotowanie do zdjęć włosów i skóry wszystkich pozostałych. Dafne odciągnęła Blaise'a na bok, aby wygładzić jego cerę ciemniejszym kolorem pudru. Hermiona obserwowała, jak oboje marszczyli na siebie brwi, nic nie mówiąc.
Właśnie w tym momencie rzuciła się na nią Rita, podążając za wszystkimi wprost do gabinetu Draco. Hermiona odpowiedziała na kilka pytań odnośnie tego, jaka będzie jej rola w Malfoy Consulting i jakimi sprawami była najbardziej podekscytowana. Rita oparła ją plecami o okno gabinetu Draco i kazała Bozo zrobić jej kilka zdjęć. Tracey podeszła i wygładziła jej kucyk, zarzucając włosy na ramię. Hermiona nie wiedziała, jak stać, czy uśmiechać się, czy nie, więc Pansy chwyciła jej rękę, układając ją na biodrze i kazała jej wyjrzeć przez okno. Bozo był zachwycony.
Kiedy została umieszczona w innej pozycji, do środka wszedł Draco i wsunął rękę do kieszeni marynarki. Zatrzymał się, gdy tylko ją zobaczył, a ona spojrzała mu w oczy. Aparat błysnął. Chłopak poprawił kołnierzyk i podszedł do Rity, ściskając jej rękę. Rita się zarumieniła.
Fotografowie zebrali się w gabinecie Draco, a do środka powoli zaczęli wchodzić wszyscy Starsi Konsultanci. Rita zaczęła ustawiać ich wokół biurka Draco, przygotowując do zdjęcia. Tracey i Dafne zaczęły biegać dookoła, upewniając się, że włosy każdego z mężczyzn są na swoim miejscu.
Dopiero w tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę z pewnego faktu. Była tu jedyną kobietą. Jedyną Starszą Konsultantką. Tak, Dorothea była dyrektorem zarządzającym i miała uczestniczyć w tych samych spotkaniach co reszta, ale Hermiona właśnie stała w pokoju pełnym mężczyzn, głównie Ślizgonów, prawdopodobnie czystej krwi. Poczuła się przez to całkiem podekscytowana.
Tak było, dopóki Rita nie poprosiła Hermiony, żeby ta usiadła na biurku Draco.
Dziewczyna spojrzała na nią. Rita zaciągnęła ją, by przysiadła na rogu bardzo drogo wyglądającego biurka Draco. Hermiona szybko zaczęła szukać go wzrokiem, żeby zobaczyć, czy chłopak to powstrzyma, i znalazła go, rozmawiającego z Pansy po drugiej stronie pokoju. Poczuła ból w żebrach na widok ich dwójki razem, ale szybko się z niego otrząsnęła. Draco spojrzał na nią, gdy wsunęła się na koniec biurka. Powiedział coś do Pansy, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Hermiona spojrzała w dół.
Reszta Starszych Konsultantów została rozstawiona wokół biurka Draco, pozostawiając dla niego puste krzesło. Kiedy blondyn je zajął, zaczęły się błyski. Hermiona uśmiechnęła się, po czym szybko spojrzała na Wentwortha, który uśmiechał się dość pewnie. Spojrzała na Pansy, która pokręciła na nią głową. Nie, nie uśmiechaj się.
Hermiona wygładziła swoje rysy. To nie wydawało się być w porządku.
— Doskonale. Pauza! — powiedziała Pansy. Hermiona była zaskoczona, że dziewczyna mogła w tak szybki sposób przejąć kontrolę nad całą sesją zdjęciową. Tracey i Dafne podbiegły do mężczyzn, zaczesując ich włosy we właściwy sposób, a Pansy podeszła do niej. — Musisz uśmiechać się oczami, Granger. — Pansy zademonstrowała. — Wyobraź sobie, że masz sekret.
Który? - pomyślała Hermiona.
Znowu zaczęli robić zdjęcia, a Pansy uśmiechnęła się do niej. Czy to możliwe, że właśnie zrobiła to dobrze? Fotografowie kilkakrotnie przestawiali ich wszystkich, raz każąc im przejść za Draco i jego krzesło. Hermiona i Blaise stali po jego bokach.
Następnie Rita odprawiła wszystkich Starszych Konsultantów z wyjątkiem Draco, Blaise'a i jej.
— Skupimy się trochę na tym następnym pokoleniu. — Oczy Rity błyszczały. — Najmłodsi przedsiębiorcy.
Hermiona przełknęła. Dziennikarka skierowała ich na kanapę. Hermiona poczuła się nagle bardzo sztywna. Kazali jej usiąść na podłokietniku. Uświadomiła sobie, że jest traktowana jak rekwizyt. Pansy zauważyła, że Hermiona marszczy brwi i podeszła do niej.
— Co się właśnie dzieje w tej twojej genialnej głowie, Granger?
— Nie jestem pewna, czy mi się to podoba, Pansy. Ta Nowoczesna Czarownica Biznesu. Naprawdę nie sądzę, żebym nadawała się do tego wszystkiego. — Odwróciła wzrok, a Blaise ich obserwował. — Nie podoba mi się to, jak… jestem wszędzie przenoszona. Jak lalka.
Pansy uniosła brew.
— Cóż, taki jest świat mody, Hermiono.
— W takim razie nie sądzę, żeby był to mój świat.
Pansy skinęła jej głową, myśląc.
— Wytrzymaj jeszcze to jedno ustawienie, a ja wszystko naprawię.
Hermiona spojrzała na nią, po czym skinęła głową.
Kazali Draco usiąść na kanapie obok podłokietnika, na którym przed chwilą była. Ustawili Blaise'a za kanapą tak, by pochylał się lekko do przodu. Musiała niezgrabnie skrzyżować nogi, wiedząc, że ramię Draco znajdowało się tuż przy jej biodrach, a po kilku ujęciach kazali jej położyć rękę na oparciu kanapy, tuż za drugim ramieniem Draco i w taki sposób się tam oprzeć.
Po wykonaniu tej pozy Pansy przekierowała ich do biurka. Hermiona stała dwa kroki przed nim. Dziewczyna umieściła Blaise'a i Draco za nią, opierając ich o biurko. Hermiona nagle pożałowała, że cokolwiek powiedziała, ponieważ teraz była zarówno z przodu, jak i pośrodku. Pansy kazała jej oprzeć ręce na biodrach i z dumą wpatrywać się w obiektyw. Hermiona poczuła, jak przez jej ciało przepłynęła fala energii, gdy żarówki aparatów zaczęły błyskać. Pansy kazała chłopcom wyjść i dała jej książkę. Zrobili kilka zdjęć Hermiony opierającej się o biurko Draco i czytającej książkę. Czuła się całkiem komfortowo. Uśmiechnęła się do Pansy.
— Panno Granger, wyglądasz dzisiaj oszałamiająco. Kogo masz na sobie? — Pióro Rity drgnęło nad jej ramieniem.
Hermiona spojrzała na Pansy. Draco stał tuż za nią, wszystko obserwując.
— Parkinson. — Hermiona uśmiechnęła się. Aparat rozbłysł.
Usta Pansy rozchyliły się w powolnym uśmiechu, a oczy Draco zamigotały na nią.
Oh Draco, Draco… No jak nie kochać tego faceta?! Nawet i ciuchy załatwi kobiecie w potrzebie, żeby nie musiała się niczym przejmować :D To naprawdę bardzo miłe z jego strony, że tak się nią przejmuje. Czyżby on jednak czytał jej w myślach i wiedział, że bidulka nie ma się w co ubrać, a nie chciała go skompromitować na starcie tak poważnego biznesu? Nie, on po prostu dba o ukochaną kobietę. Nie musi tego mówić, wszyscy i tak już wiedzą, że on ją kocha. Te zazdrosne spojrzenia rzucane w kierunku Blaise’a xD No dobrze, jak się chłopak nie chce sam przyznać po dobroci, to drobna pomoc kolegi wcale nie będzie nie na miejscu xD Swoją drogą uwielbiam tu Blaise’a i to na maksa! Uwielbiam jego humor i że wszystko traktuje w taki sposób. Oby jak najwięcej ludzi takich jak Blaise mieć w swoim życiu. Wtedy na pewno byłoby lepsze. No ale co do Kontraktu Miłosnego, to całkiem nieźle to obmyślił xD Mają ten sam szczebelek, więc nic by im nie stało na przeszkodzie xD No może oprócz wkurwionego Draco, który by chyba z miejsca zabił swojego najlepszego kumpla. Współpraca z Pansy musiała być dla Hermiony naprawdę niezłym wstrząsem xD Nie spodziewała się, że dawny wróg będzie traktował ją z taką serdecznością. No ale Pansy pewnie też jest raczej świadoma uczuć Draco, więc nie ma co tu już innego robić, jak wspierać przyjaciela w jego podboju miłosnym xD
OdpowiedzUsuńCo masz na sobie ? Parkinson 😂 dobre haha. Draco wszystko załatwi 😌
OdpowiedzUsuńJaram sie tym rozdzialem jak pochodnia! 😁 I wywolalam niechcacy Pansy z lasu, zastanawiajac sie, gdzie ona sie podziewa. A tu prosze! Projektantka! I to jak cholernie dobra! Hermiona musiala wygladac zjawiskowo, mam nadzieje, ze Draco nie przespi przez to kilku kolejnych nocy xD I dziwie sie, ze jeszcze nie dowalil Blaise'owi za te jego podchody 😁 Baardzo jestem ciekawa, kiedy totalnie przegnie 🤣
OdpowiedzUsuńMyślę, że ktoś tutaj podpuszcza naszą dwójkę. Te zaloty są mocno naciągane 😀
OdpowiedzUsuńHermiona i Pansy, tego się nie spodziewałam 🙈
Ojojoj Pansy wcale nie jest taka zła! Draco to chodzący ideał, jestem pewna, że to on maczał w tym paluchy, że Hermiona została tą modelką, a PAnsy cóż, dwie pieczenie na jednym ogniu - pomoc przyjacielowi i reklama.
OdpowiedzUsuńBlaise chyba ma plan idealny w głowie i w końcu Draco pęknie :D Kaaaażdy już wie, że mają się ku sobie, tylko jak zwykle zainteresowana dwójka nie potrafi tak sama z siebie tylko zawsze ktoś mu się pojawić żeby ich spiknąć. Oby to się stało jak najszybciej <3