Hermiona wertowała w myślach swoją pracę domową z Zaklęć, spacerując korytarzami Hogwartu. Zbliżały się SUMY i chociaż nikt inny nie wydawał się skory do nauki ani w ogóle do zawracania sobie nimi głowy, wiedziała, że ​​lepiej zacząć jak najwcześniej.

Poświęciła swój czas podczas obchodów zamku w roli Prefekta na powtórki. Wieczorami na szkolnych korytarzach panowała cisza – szczególnie teraz, kiedy Umbridge zaczęła wydawać swoje „dekrety” – więc zwariowałaby, gdyby nie miała czym się zająć. Zapytała Rona, czy chciałby z nią patrolować, ale oczywiście, ponieważ jego dniem obchodów był już wtorek, szybko jej odmówił.

— Dlaczego miałbym iść dwa razy? — wymamrotał przy stole nad porcją puddingu.

Aby dotrzymać jej towarzystwa? Przewróciła oczami i kontynuowała przypominanie sobie zaklęć stworzonych w latach dwudziestych. Skręciła za róg, idąc w stronę klasy Historii Magii i nagle zatrzymała się w pół kroku.

Draco Malfoy przyszpilał Pansy Parkinson do kamiennej ściany. Całował ją. Ślizgonka trzymała go za ramiona.

Hermiona zamrugała, czując, jak opuszcza ją dech.

Plecy dziewczyny przylegały do ściany, a jej dłonie zaciskały się na jego ramionach, wkręcając się w jasne włosy, gdy zaatakował jej usta swoimi. Swoją prawą rękę chłopak ułożył na jej biodrze, a lewą oparł się o ścianę.

Hermiona przełknęła.

To byli... To byli Prefekci, na litość Merlina! I członkowie tego uroczego małego oddziału Umbridge. Dobrze wiedzieli, że lepiej nie wychodzić poza drzwi swojego domu i zabawiać się na korytarzach o dwudziestej pierwszej w czwartek! Zostawić te widoki dla swojego Pokoju Wspólnego, do jasnej cholery!

Pansy uśmiechnęła się przy jego wargach.

Hermiona otworzyła usta, gotowa pomaszerować do nich i siłą ich rozdzielić – ponieważ to był oczywiście jej cholerny obowiązek jako Prefekta.

Potem obserwowała, jak Draco odsuwa swoje usta od ust dziewczyny, dysząc przy jej szyi i ponownie wpija się w jej skórę lekko poniżej ucha. Pansy pisnęła cicho, przygryzając wargę.

Hermiona nie rozumiała, o co chodziło. Za każdym razem, gdy Wiktor próbował pocałować ją w szyję, albo zbytnio ją łaskotał, albo ranił.

Hermiona nagle zdała sobie sprawę, że właśnie stoi na środku korytarza i patrzy, jak Draco Malfoy wręcz pożera swoją dziewczynę… albo kochankę… czy czymkolwiek dla niego była. Musiała albo odejść, albo wykonać swoją pracę i ich rozdzielić.

Zrobiła krok do przodu w chwili, gdy Draco poruszył swoim ciałem, wsuwając kolano między nogi Pansy. Pochylił się do przodu, pozwalając, by jego udo zniknęło między udami dziewczyny, sunąc o kilka centymetrów wyżej, a gdy tylko jego noga znalazła się na u samej góry, Pansy jęknęła, dysząc i chwytając go za włosy.

— Draco…

W porządku. Tego już za wiele. Hermiona zmrużyła oczy patrząc na dwójkę Ślizgonów.

Przepraszam — powiedziała głośno. Oczy Pansy otwarły się gwałtownie i Draco odsunął usta od jej szyi, ale nie odwrócił się. — Nie chciałabym przerywać czegokolwiek, co ma się tutaj wydarzyć, ale jest osiem minut po dwudziestej pierwszej. Jako Prefekci dobrze wiecie, że o tej porze uczniowie powinni przebywać w swoich dormitoriach.

Draco opuścił kolano, ale trzymał rękę na ścianie, dysząc. Pansy spojrzała na nią gniewnie i wyszła spod niego, prostując spódnicę.

— Och, jakbyś miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co miało się tu wydarzyć, ty mała szlamo. — Pansy zadrwiła z niej.

— Mam kilka przypuszczeń — podsumowała Hermiona śmiertelnie poważnym tonem. — Proszę was o powrót do swojego Pokoju Wspólnego…

— Albo co? — Pansy uśmiechnęła się. — Odbierzesz nam punkty? Wiesz, że nie możesz. Właściwie, jako członkini Brygady Inkwizycyjnej, powiedziałbym, że jesteś w tej chwili niepotrzebnie niegrzeczna, szlamo.

Hermiona powstrzymała się od reakcji na jej komentarz i patrzyła, jak Draco prostuje się, odsuwa się od ściany i odwraca, by spojrzeć na nią gorącymi oczami.

— Powiedziałbym, że masz rację, Pansy.

Hermiona prychnęła.

— Dziesięć punktów od Gryffindoru za kwestionowanie autorytetu dwóch członków Brygady Inkwizycyjnej – oświadczyła Pansy.

— Powiedziałbym, że dziesięć punktów od każdego z członków Brygady, Pans.

Minus dwadzieścia punktów za wykonywanie swojej pracy?

— Jesteście śmieszni. — Obeszła Pansy i poszła dalej korytarzem, kończąc swój patrol. Zwróciła się do nich. — Jeśli jeszcze raz znajdę was na korytarzu po ciszy nocnej, dostaniecie szlaban.

Pansy prychnęła, a Draco, z totalnie rozczochranymi włosami i skręconym krawatem, uśmiechnął się złośliwie i powiedział: 

— Nie mogę się doczekać, Granger.

Spojrzała na nich gniewnie i odwróciła się na pięcie, idąc długim korytarzem w lewo, wiedząc, że obserwowali ją przez całą drogę.

***

— Że co zrobiłaś!?

Hermiona skrzywiła się. Próbowała to po prostu powiedzieć z kuchni, podczas robienia sobie jajecznicy.

— Ja… aplikowałam na stanowisko do Malfoy Consulting Group.

Do jej uszu dobiegł plask bosych stóp Ginny i szuranie krzesła Harry'ego.

— Kiedy?

Rozbiła jajko, odwracając się plecami.

— Dziś w nocy, około pierwszej. — Wrzuciła skorupkę jajka do zlewu i wytarła ręce w ręcznik.

Przez cały ranek była zdenerwowana. Obudziła się przerażona, kwestionując to, co zrobiła, a teraz, kiedy przestała to kwestionować, zaczynając się z tym godzić, powiedziała Ginny i Harry'emu. Żeby teraz to oni mogli zakwestionować jej działania.

— Dlaczego? - zapytał Harry. Przełknęła i odwróciła się.

— Namówił mnie na to. Przypomniał mi, że chcę ratować świat. — Spojrzała Harry'emu w oczy. Jego brwi zniknęły pod rozczochranymi włosami.

— Więc porzucasz swoją pozycję w Ministerstwie i wszystkie możliwe opcje awansu, aby zostać pieskiem Malfoya? — Harry skrzywił się na nią.

— Nie będę pieskiem Malfoya. Będę Starszym Konsultantem do spraw Relacji Nie-Czarodziejskich. — Położyła ręce na biodrach. A oczy Harry'ego rozszerzyły się.

— Starszym konsultantem? — wyszeptała Ginny. — Co to w ogóle znaczy?

Hermiona nie miała pieprzonego pojęcia. I to ją przerażało.

— Ja… jeszcze to rozgryzę. — Odgarnęła włosy z twarzy. — Ale będę reprezentować magiczne stworzenia. Te plany, które mi przyniósł odnośnie wilkołaków, mogłabym zająć się ich sprawą. Myślę, że nawet zeznawać przed Wizengamotem…

— Jedna z twoich ulubionych rzeczy — zapewniła pomocnie Ginny.

— Tak — powiedziała Hermiona. — Będę w stanie wyszukiwać problemy i ich przyczyny, na których zechcę się skupić.

— Podczas pracy pod wodzą Malfoya — zapewnił Harry bez pomocy.

— Tak — powiedziała Hermiona.

Cała trójka wpatrywała się w siebie w kuchni, za jej plecami skwierczały jajka.

— Myślę — zaczęła Ginny — że to doskonały krok na ścieżce twojej kariery… — powiedziała napiętym głosem, pod koniec lekko unosząc swój ton.

— Ale…? — podpowiedziała Hermiona.

— Cóż — Ginny spojrzała na nią. — Teraz już nigdy nie będziesz mogła się z nim przespać.

Hermiona zamrugała, starając się nie zmieniać swoich priorytetów. Harry zakaszlał i wymknął się do salonu.

***

W poniedziałek rano przekazała Matyldzie swoje dwutygodniowe wypowiedzenie. Kobieta nie była tym aż tak zszokowana jak Harry i Ginny. Kiwnęła głową z uśmiechem i powiedziała, że ​​będzie za nią bardzo tęsknić.

Aiden był bardzo… jak Aiden. Przybił jej piątkę.

We wtorek wróciła z pracy do domu i wzięła kolejny prysznic, przygotowując się do pierwszej lekcji z Madame Michele. Kazała Ginny zapleść swoje włosy w warkocz, żeby nie stanowiły zbytniego bałaganu. Wybrała swoje najładniejsze szaty i te okropne, rozsądne obcasy. A punktualnie o dziewiętnastej czterdzieści pięć przeszła przez kominek i znalazła się w czymś, co wyglądało na małą herbaciarnię.

Rozejrzała się po poczekalni, zadowolona, ​​że ta ​​jest pusta. Przechadzała się między stołami, patrząc na kompozycje kwiatowe i dotykając małych filiżanek. Zdjęcia filiżanek na ścianach przypominały jej nieco zdjęcia kotów w gabinecie Umbridge, ale przynajmniej filiżanki na nią nie miauczały.

Nie odważyła się usiąść. Nie było kanapy, którą mogłaby zająć, a żeby usiąść, musiałaby odsunąć dla siebie krzesło, więc dalej spacerowała po pokoju w swoich rozsądnych szpilkach.

Punktualnie o godzinie dwudziestej otworzyły się drzwi do bocznego pokoju. Niska brunetka z eleganckim turbanem na głowie i małymi okularami zwisającymi z jej nosa uniosła na nią brew.

— Hermiona Granger?

— Tak, dzień dobry.

— Jestem Madame Michele.

To była ta wstrętna kobieta, o której opowiadała jej Fleur? Ledwo sięgała Hermionie do nosa.

— Witam. Wspaniale panią poznać, Madame Michele. — Hermiona zrobiła krok do przodu, przerzucając na drugie ramię płaszcz i torebkę, by wyciągnąć rękę.

Madame Michele spojrzała na wyciągniętą dłoń dziewczyny, po czym chwyciła ją swoją własną, odzianą w rękawiczkę, unosząc podbródek.

Ojej. Czyżby uścisk dłoni był niedozwolony? Czy powinna była dygnąć?

Drobna kobieta puściła jej dłoń i uśmiechnęła się szeroko. 

— Proszę wejść do mojego biura. — Madame Michele odsunęła się na bok, zapraszając Hermionę do środka.

Hermiona usiadła przed biurkiem ustawionym w kącie. Kolejny piękny, przestronny pokój.

Madame Michele wsunęła się na swoje krzesło, a Hermiona była zdumiona, zastanawiając się, jak tak małe ciało może tak elegancko i zgrabnie się poruszać. Madame Michele machnęła różdżką i obok niej ożyło nagle Samonotujące Pióro.

— Zignoruj pióro, panno Granger.

Hermiona spojrzała z powrotem na drobną kobietę, wiedząc, że ta dokładnie odgadła, gdzie skierowały się jej oczy.

Madame Michele zacisnęła usta, patrząc na coś na swoim biurku. Przez kilka chwil w pokoju panowała cisza. Hermiona nie miała pewności, gdzie powinna patrzeć, ale wiedziała, że ​​powinna zignorować pióro. Za Madame Michele było okno, więc czekając, aż coś się wydarzy, obserwowała dryfujące na tle błękitu chmury.

Madame Michele podniosła gazetę, którą czytała przy biurku, a Hermiona zobaczyła, że ​​to „Prorok Codzienny” z sobotniego poranka. Fotografie z pierwszej strony wpatrywały się w nią, podczas gdy Madame Michele otworzyła gazetę, by spojrzeć na jej wewnętrzną zawartość. Zdjęcie Draco stojącego na scenie i trzymającego kieliszek szampana, błyszczało przed oczami Hermiony.

Sama przejrzała ten artykuł w sobotę, ale Skeeter dano praktycznie całą gazetę, by mogła wyczerpać temat gali sylwestrowej Narcyzy Malfoy. Zdjęcie, na którym Harry, Ginny i ona wznoszą wspólny toast i piją, znalazły się na stronie drugiej, a kolejne zdjęcie jej rozmowy z niemieckim Ministrem Magii na stronie czwartej. Narcyza, Draco, Harry i Blaise również znajdowali się na większej liczbie fotografii w środku. Gdzieś pojawił się nawet jej cytat z opisem „Wspaniały wieczór!” - Hermiona Granger. Cóż, przypuszczała, że była to tylko w połowie prawda.

Madame Michele delikatnie trzymała gazetę między palcami. 

— Jesteś oszałamiającą kobietą, panno Granger.

— Och, ee… dziękuję.

Och, ee… dziękuję. — Madame Michele opuściła gazetę. — Czy to tak odpowiada się na komplementy?

Och. Tak, teraz już wiedziała, co miała na myśli Fleur.

— Dziękuję, Madame Michele — poprawiła się.

— Więc uważasz, że jesteś oszałamiającą kobietą? — Czarne oczy przeszyły ją zza małych okularów.

— … Nie?

Madame Michele uśmiechnęła się do niej protekcjonalnie. Wstała od biurka. Hermiona również wstała.

— Napijmy się herbaty. Chcę cię lepiej poznać. — Okrążyła biurko i wyprowadziła Hermionę do herbaciarni. Hermiona podążyła za nią, obserwując małą kobietę idącą w swoich krótkich szpilkach. Madame Michelle zatrzymała się tuż przed wejściem do swojego biura i sięgnęła po płaszcz i torbę Hermiony. Powiesiła je na wieszaku. — Proszę, wybierz dowolny stół.

Hermiona spojrzała na około dwanaście stolików rozrzuconych w pokoju i wybrała duży stół pośrodku. Przyciągnęła krzesło tak cicho, jak to było możliwe i usiadła. Gdy zajęła swoje miejsce, Madame Michele odwróciła się od niej i podeszła do wózka z herbatą. Machnęła różdżką i taca z ciastami i rogalikami podpłynęła do Hermiony, lądując na środku stołu. Mała kobieta podgrzała wodę różdżką, a kiedy ta zagwizdała, wrząc, Madame Michele chwyciłą w dłonie tacę z czajnikiem, mlekiem i słodzikami.

Położyła wszystko na stole bez użycia magii i zajęła miejsce naprzeciwko Hermiony. Ponieważ był to stół sześcioosobowy, oznaczało to, że były dość daleko od siebie.

— Opowiedz mi o sobie, panie Granger.

Hermiona zamrugała. Madame Michele złożyła ręce na kolanach i przyglądała się jej.

— Ja… Cóż, nazywam się Hermiona Granger — mogłaby równie dobrze rzucić teraz na samą siebie Avadę — i dorastałam tutaj w Anglii. Jestem jedynaczką. Moi rodzice są mugolami, ale w wieku jedenastu lat otrzymałam list z Hogwartu…

Hermiona zerknęła na drobną kobietę w turbanie. Ta nic nie powiedziała, ale nadal pilnie ją obserwowała.

— Więc... poszłam do Hogwartu, gdzie poznałam Harry'ego Pottera i Rona Weasleya, dwóch moich najbliższych przyjaciół. I pomimo pewnych... potknięć... i wojen... uszliśmy z tego z życiem. — Hermiona uśmiechnęła się, próbując wykorzystać swój "dowcip" wobec Madame Michele. — Pracuję teraz dla Ministerstwa albo, hmm... pracowałam dla Ministerstwa, ale właśnie przyjęłam ofertę pracy od Malfoy Consulting Group.

Hermiona przerwała, zastanawiając się, jak długo miała mówić o sobie. Kiedy Madame Michele kiwała głową, stukając palcami w brodę, zastanawiała się, czy nie powinna teraz poprosić ją o opowiedzenie jej o sobie. Czy to nie powinno działać w obie strony?

— Dziękuję, panno Granger — zanuciła Madame Michele. — Udało ci się wykluczyć każdy interesujący szczegół o sobie, skupiając się jedynie na „banałach”.

Oczy Hermiony rozszerzyły się. Banały?

Madame Michele wstała i chwyciła za czajniczek. Zanurzyła w nim łyżkę i zamieszała trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, po czym podniosła go do filiżanki Hermiony. Kiedy nalała już herbaty do obu filiżanek, zapytała: 

— Mleka, panno Granger?

— Tak, dziękuję.

Madame Michele podała jej dzbanuszek z mlekiem, umieszczając go tuż przy filiżance. 

— Cukru, panno Granger?

Hermiona stwierdziła, że ​​na stole nie ma miodu, więc spojrzała na kobietę i odpowiedziała: 

— Eee, tak, poproszę.

Madame Michele uniosła na nią brew. 

— Nie słodzisz cukrem, panno Granger, więc proszę powiedz mi, czego potrzebujesz.

Hermiona przełknęła. 

— Czy ma pani może miód, Madame Michele?

Madame Michele uśmiechnęła się złośliwie. 

— Ależ oczywiście. — Machnęła ręką i na stole pojawił się miód. Madame Michele czekała, aż Hermiona naleje sobie porcję mleka do filiżanki i trzy razy zanurzy łyżkę w miodzie. Hermiona pociła się, kiedy w końcu zamieszała napar, ale na szczęście łyżka brzęknęła o porcelanę tylko raz.

Spojrzała na Madame Michele, wciąż stojącą obok niej. Kobieta uśmiechała się do dzbanuszka z miodem.

Serce Hermiony opadło jej do żołądka, gdy zastanawiała się, ile razy Madame Michele widziała, jak Draco dodaje trzy porcje miodu do swojej herbaty. Zarumieniła się i spuściła wzrok.

Madame Michele wzięła mleko z powrotem, ponownie zajęła swoje miejsce i przygotowała dla siebie herbatę. Hermiona obserwowała, jak jej ręce się poruszają. Jej paznokcie nie były pomalowane, a równo przycięte i kwadratowe. Hermiona skubała właśnie jedną ze swoich skórek.

Madame Michele ujęła swoją filiżankę, przytrzymując pod nią spodek, i powiedziała: 

— Jesteś zbyt dobrze znana, by być proszona o tak trywialne szczegóły ze swojego życia. Jeśli ktoś zadaje ci takie pytanie, albo się z tobą drażni, albo flirtuje, panno Granger.

Zmarszczyła brwi.

— Nie krzyw się.

Hermiona rozluźniła twarz.

— Panno Granger, dlaczego tu jesteś?

Hermiona natychmiast się roześmiała. Spojrzała na swoją filiżankę herbaty, zawstydzona swoją głośną reakcją. Opanowała wyraz swojej twarzy i spojrzała z powrotem na Madame Michele. Próbowała pomyśleć o odpowiedzi Lucjusza Malfoya na to pytanie.

— Jestem tutaj, aby nabyć towarzyskiej ogłady charakterystycznej dla społeczeństwa czystej krwi, co ominęło mnie jako dziecko. Jestem tutaj, aby lepiej wtopić się pomiędzy rówieśników.

Madame Michele pokręciła głową, spoglądając na filiżankę. 

— Wtopić się… – Upiła łyk. Odstawiła filiżankę z powrotem na stół i wstała z krzesła. — Panno Granger, nasza dzisiejsza lekcja właśnie dobiegła końca.

Co? Kiedy w ogóle się zaczęła?

— Przepraszam? — Hermiona wstała. — Czy zrobiłam coś nie tak?

— Nie, nie, panno Granger — Madame Michele machnęła ręką i dwa kawałki pergaminu wypłynęły z gabinetu wsuwając się prosto w jej ręce. — Nigdy nie zakładaj, że jesteś winowajczynią. — Spojrzała na pierwszy pergamin, czytając go. Skinęła głową i złożyła kartkę, podając ją Hermionie.

— Przestudiuj to i wróć z poprawą.

— Co to jest? — zapytała Hermiona, niepewna, czy powinna tutaj otworzyć tę kartkę.

— Twoje notatki.

Notatki? Oczy Madame Michele spoczęły na drugiej kartce papieru w jej dłoniach.

— W weekendy pracujesz w księgarni?

— Eee, tak — powiedziała Hermiona, zastanawiając się, co było na drugiej kartce papieru. Madame Michele spojrzała na nią, unosząc brew. Hermiona poprawiła się: — Tak, Madame Michele.

— Zatem umówię cię z panią Truesdale na czwartkowe wieczory — powiedziała. — A Monsieur DuBois wyśle ​​ci sowę, by umówić się na spotkanie w sobotę lub niedzielę rano.

Hermiona zmarszczyła brwi. 

— Pani…?

— Truesdale. Twoja nauczycielka tańca.

Oczy Hermiony rozszerzyły się. 

— O nie… ja byłam tylko… — przerwała. — Uczęszczam od pani tylko na zajęcia z manier, Madame Michele. W tej chwili nie chodzę na inne kursy…

— Panno Granger. — Madame Michele zdjęła okulary i pozwoliła im zawisnąć na szyi na sznureczku z klejnotów. Jej spojrzenie było zmęczone, ale bezpośrednie. — Przekazanie spadku nastąpi dziś wieczorem o dwudziestej pierwszej.

Hermiona poczuła, jak robi jej się zimno w piersi.

— Ale tylko jedna dziesiąta. — Madame Michele zacisnęła usta. — W następny wtorek o tej samej godzinie przeniesie się kolejna dziesięć procent. I tak dalej i tak dalej. — Wyrównała z nią swoje spojrzenie. — Zakładając, że będziesz uczęszczać na zajęcia i przyswajać sobie wiedzę z lekcji w tym tygodniu. Wszystkich.

Hermiona otworzyła usta, wydając z siebie pełen oburzenia dźwięk i poczuła, jak krew w jej żyłach wrze. Zacisnęła pięść wokół notatek od Madame Michele i skierowała wzrok ku podłodze, chcąc swoją furią wypalić w niej dziurę. Jej szczęka była zaciśnięta, gdy umysł przemykał przez tak wiele sposobów, na które chciałaby zabić Lucjusza Malfoya. Mała rączka uniosła jej podbródek.

Kiedy spojrzała kobiecie w twarz, Madame Michele położyła dłoń na klatce piersiowej Hermiony, tuż pod jej szyją, delikatnie opierając dwa palce na jej gardle. Hermiona wytrzeszczyła oczy, zaniepokojona.

— Głowa do góry, panno Granger. Nie odpychaj swojego gniewu. Kieruj nim. Kontroluj go. — Czarne oczy kobiety przeszyły ją i Hermiona niemal nie mogła oddychać. — Zapamiętaj, nie ukrywaj go. — Hermiona poczuła lekkie klepnięcie w gardło. – To twoja jedyna broń.

Kobieta zdjęła rękę z szyi Hermiony, a dziewczyna poczuła, jak znika ciężar, a oddech napływa jej do gardła, gdy wpatrywała się w stanowcze, ale życzliwe oczy Madame Michele.

Co to było do cholery?

— Znam Lucjusza Malfoya od bardzo dawna, panno Granger. — Madame Michele zacisnęła usta. — Nie jesteś pierwszą osobą, która jest przez niego szantażowana i nie będziesz ostatnia. On i tak dostanie to, czego zechce, w taki czy inny sposób. — Podała Hermionie drugą kartkę papieru. — Wybierz tę łatwiejszą drogę.

Mrugając szybko, Hermiona spojrzała w dół, aby ujrzeć swój plan zajęć na resztę tygodnia. Miała lekcje tańca w czwartkowe wieczory, zajęcia z przyjmowania gości w soboty lub niedziele rano, a w tę sobotę miała spotkać się z dekoratorem wnętrz w swojej przerwie na lunch. To wszystko miało być jej życiem przez następne dziesięć tygodni.

Wypuściła drżący oddech, próbując przypomnieć sobie, co Madame Michele właśnie powiedziała jej o kierowaniu gniewem i nie odpychaniu go. Spojrzała na drobną kobietę.

— Dziękuję, madame Michele. Jak mam ci zapłacić za dzisiejszą lekcję?

— Już za nią zapłacono, mademoiselle.

— Och, absolutnie nie — warknęła Hermiona. — Proszę wysłać rachunek na mój adres domowy i proszę zwrócić pieniądze panu Malfoyowi. Nie przyjmę ich.

Madame Michele uśmiechnęła się do niej i skinęła głową. Hermiona chwyciła płaszcz i torebkę, wrzuciła garść proszku do kominka i wróciła do domu.

***

Jakiekolwiek miłe uczucia, jakie Hermiona odczuła w stosunku do Madame Michele pod koniec lekcji, zostały szybko zgniecione, gdy przeczytała swoje notatki. Wyszło na to, że Samonotujące Pióro pisało przez cały czas.

Nie chodź po cudzej poczekalni

Uścisk dłoni?

Powitanie?

Nie patrz przez okno jak głupiec

Nie wybieraj największego, najokazalszego stołu tylko dla dwóch osób

Nie machaj nogą pod stołem

Nie musisz wstawać, gdy kobieta wstaje

Czym, do diabła, są twoje buty?

Nie jąkaj się – dobrze znasz swój własny mózg i wiesz, co chcesz powiedzieć

Lista ciągnęła się dalej, wypełniając cały pergamin od góry do dołu. Hermiona rzuciła go na ziemię z irytacją. Podniosła go ponownie pięć minut później.

Rachunek otrzymała za pomocą sowy wkrótce po powrocie do domu. Jej szczęka opadła. Może jednak powinna była pozwolić, by to Lucjusz się tym zajął.

Potem przypomniała sobie, że w kontrakcie od Draco mignęła jej przed oczami wartość proponowanej pensji, która była trzykrotnością jej obecnego wynagrodzenia w Ministerstwie, i przyznała, że ​​w rzeczywistości byłaby w stanie pozwolić sobie na zajęcia z Madame Michele raz w tygodniu przez dziesięć kolejnych tygodni. Oczywiście nie miała pojęcia, ile będą kosztować lekcje tańca, przyjmowania gości i urządzania wnętrz.

On i tak dostanie to, czego zechce, w taki czy inny sposób.

Czego właśnie tego chciał Lucjusz?

Hermiona przygryzła wargę i wpatrywała się w ścianę swojego pokoju, który kiedyś był Ścianą Malfoyów. Sądziła, że ​​mężczyzna chciał, by trzymała się z dala od Draco. Że te zajęcia były karą za jej nieposłuszeństwo. Ale teraz nie była tego taka pewna.

***

Panna Truesdale okazała się najbardziej przerażającą osobą, jaką Hermiona kiedykolwiek miała nieszczęście poznać.

Na czwartkowej lekcji tańca jej pewność siebie została tak skopana przez tę zwiędłą, byłą baletnicę, że wieczorem Hermiona w pojedynkę pochłonęła cały karton lodów.

Panna Truesdale bardzo jasno dała Hermionie do zrozumienia, że ​​ta będzie potrzebowała znacznie więcej niż dziesięciu tygodni, żeby nadrobić zaległości i absolutnie nie czerpała przyjemności z obserwowania jej dotychczasowych ruchów. Ale dopiero gdy panna Truesdale przeprowadziła Hermionę do balustrady baletowej i rozpoczęła z nią rozgrzewkę w mugolskim balecie, spojrzała na dziewczynę z niesmakiem. Hermiona jako sześciolatka przez dwa lata uczęszczała na zajęcia z mugolskiego baletu, dzięki czemu była w stanie przypomnieć sobie pewne pozycje.

W piątek otrzymała list – masując swoje obolałe nogi – zaadresowany do Panny Granger. Był on napisany pismem Draco na papeterii oznaczonej logiem M.C.G., ale całość listu wydawała się dość… ogólna.

Zawierał on nieco więcej informacji, których nie obejmowała pierwotna umowa oraz zestaw dokumentów. Pierwszym dniem dla wszystkich pracowników miał być poniedziałek siedemnastego stycznia, a prawdziwe operacje firmy miały rozpocząć się w następnym tygodniu. Zapraszał on również wszystkich Starszych Konsultantów, aby już w najbliższy poniedziałek zaczęli zakładać swoje biura. Zaproponował swobodne spotkanie i powitanie we wtorek lub środę wieczorem, aby wszyscy Starsi Konsultanci mogli się poznać.

Hermiona odpisała mu natychmiast, dając chłopakowi do zrozumienia, że ​​wtorkowy termin nie jest dla niej dobry, ale za to środa wieczorem bardzo jej pasuje. Zmarszczyła brwi, myśląc o swoich następnych lekcjach z Madame Michele, których zostało jej jeszcze dziewięć. Chwilę później sowa wróciła z odpowiedzią. Draco odpisał, że środowy wieczór to najlepsza opcja dla większości zaproszonych.

Jej zajęcia z zakresu dekoracji wnętrz w sobotnie popołudnie i lekcja z przyjmowania gości odbywająca się w niedzielny poranek były do siebie dość podobne. Wyglądało na to, że instruktorzy zbytnio za nią nie przepadali, a Monsieur DuBois sprawił, że poczuła się, jakby tylko marnowała jego czas. Jej druga lekcja z Madame Michele była bardzo podobna do pierwszej. Madame Michele przywitała ją w ten sam sposób. Punktualnie o dwudziestej drzwi do biura otworzyły się i Madame Michele zapytała Hermionę, czy ma jakieś pytania.

— Ja… cóż… — Hermiona wzięła oddech i zamknęła oczy.

Nie jąkaj się.

— Tak, Madame Michele. Miałam nadzieję, że wyjaśni mi pani zasady właściwego powitania, skoro uścisk dłoni nie jest dozwolony.

Kącik ust Madame Michele drgnął, po czym kobieta odpowiedziała: 

— Powinnaś uścisnąć dłoń, panno Granger, ale musisz zrobić to jak dama. Nie jak dżentelmen.

To było zbyt niejasne. Kobieta zauważyła jej zakłopotanie i powiedziała: 

— Panno Granger, jak się pani miewa? — Uniosła rękę, ale jej dłoń nie była odwrócona, jak zwykle w geście uścisku dłoni. Jej dłoń opadła w dół, jej palce delikatnie rozluźniły się – tak jak chciała tego panna Truesdale – i podeszła do Hermiony.

Jedynym wyborem Hermiony było ujęcie dłoni kobiety własną dłonią skierowaną do góry, jakby miała właśnie ucałować jej pierścionek. 

— Bardzo dobrze, dziękuję, Madame Michele. — Palce Madame Michele zacisnęły się na jej własnych, więc dotykały się tylko ich palce, a nie całe dłonie.

Hermiona poczuła się śmiesznie. I czuła się tak przez większość wieczoru. Madame Michele poinstruowała Hermionę, aby podała herbatę. Hermiona zamrugała na nią i podeszła do rogu pokoju, grzebiąc w rzeczach rozstawionych na stoliku. Wiedziała, że ​​Madame Michele ją obserwuje i wiedziała, że ​​Samonotujące Pióro właśnie wściekle gryzmoli w sąsiednim pokoju.

Próbowała przypomnieć sobie wszystko, co Madame Michele zrobiła w poprzednim tygodniu, wiedząc, że to był test.

Lista notatek otrzymanych na koniec tego wieczoru była dwa razy dłuższa.

***

Potrzebowała nowych szat. W środowy wieczór prawie zaczęła wrzeszczeć z frustracji, kiedy odkryła, że nic z jej szafy nie pasowało do okazji. Miała właśnie poznać swoich nowych współpracowników, ludzi, z którymi będzie blisko współpracować i nie miała w co się ubrać. Miała masę mugolskich strojów, iście biznesowych kompletów, ale czy naprawdę chciała spotkać się z nimi wszystkimi w ubraniu, które wręcz krzyczało sobą: „Jestem mugolaczką!”?

W końcu zdecydowała się na ubranie swojego kompletu niebieskich szat. Były najwygodniejsze i ze wszystkich kolorów ten spodobał jej się najbardziej.

Biuro M.C.G. znajdowało się w Westminster, dość blisko siedziby Ministerstwa. Goście mieli wejść przez drzwi z napisem „Dostawy”, które otwierałyby się na hol, a winda miała zabrać ich prosto na najwyższe piętro budynku. Hermiona wezwała windę i spojrzała na swoje stopy, biorąc głęboki oddech.

Jeśli nie w szaty, to przynajmniej powinna zainwestować w nowe buty.

— Hermiona Granger?

Odwróciła się i zobaczyła dżentelmena w średnim wieku z teczką, wchodzącego przez drzwi z napisem "Dostawy". Nie rozpoznała go.

— Tak, witaj?

— Słyszałem, że dołączasz do Malfoy Consulting. — Miał ciepły uśmiech. — Wendell Wentworth. Konsultant do spraw Zarządzania. — Wyciągnął rękę, a Hermiona zupełnie zapomniała o wczorajszych instrukcjach od Madame Michele, gdy uścisnęła jego dłoń. — Będę blisko współpracował z panem Malfoyem w sprawach zasobów ludzkich, finansów i tym podobnych.

Serce Hermiony znów zabiło, gdy zdała sobie sprawę, że „pan Malfoy” to Draco, a nie Lucjusz.

— Och, wspaniale. — Zarzuciła torbę wyżej na swoje ramię. — Będę nadzorowała relacje Nie-Czarodziejskie. Magiczne stworzenia, kontakty z mugolami…

— Merlinie, co za wspaniałe zajęcie! — rozpromienił się Wentworth. —  I cóż za idealna czarownica do tego zadania! — Już go lubiła. Przyjechała winda i weszli do środka. — Wiesz, panno Granger, wierzę, że ty i ja jesteśmy jak dotąd jedynymi Gryfonami tutaj, więc musimy trzymać się razem!

Hermiona uśmiechnęła się, zastanawiając się, czy rzeczywiście jadą właśnie prosto do jamy węża.

Drzwi otworzyły się, ukazując ich oczom szeroką i otwartą przestrzeń ostatniego piętra. Bezpośrednio przed nimi znajdowała się recepcja, pośrodku boksy, a we wszystkich czterech ścianach dostrzegła drzwi prowadzące do prywatnych biur. Okna między biurami wpuszczały do środka ciepłe, naturalne światło słoneczne, a w rogach rosły rośliny. Pokój tętnił życiem.

— Panie przodem, panno Granger — powiedział Wentworth. A Hermiona przypomniała sobie o tym, że powinna wyjść z windy.

Zza recepcji wyłoniła się pulchna, czarnowłosa kobieta.

— Panie Wentworth, panno Granger. Witam. — Nie uśmiechnęła się. — Jestem Dorothea. Kierowniczka do spraw Administracji. Kiedy w przyszłym tygodniu będziemy mieli recepcjonistki, znajdziecie mnie tam, w moim biurze. — Wskazała grubym palcem ponad ramieniem Hermiony na drzwi biura tuż na prawo od wind. Hermiona potajemnie ucieszyła się, że ta zrzędliwa, mała kobieta nie będzie dzień w dzień witać gości…

— Możecie zwracać się do mnie w kwestii wszelkich spraw administracyjnych, takich jak wypłaty, planowanie świstoklików, i tym podobne rzeczy. Jestem dostępna do wszystkiego, czego potrzebujecie. — Ton Dorothei nie do końca pasował do jej przyjaznych, pomocnych słów. — Jak widać, nasi badacze, analitycy i konsultanci zajmą większość miejsc w centrum. — Dorothea wskazała na boksy na środku pomieszczenia. – Panie Wentworth, pańskie biuro jest tam, w pobliżu gabinetu pana Malfoya.

Hermiona podążyła za palcem Dorothei wskazującym lewy róg, naprzeciwko wind. Biuro pana Malfoya.

— A panna Granger — Dorothea odwróciła się, wskazując na prawo, tuż za dziewczyną. — Pani biuro jest właśnie tutaj.

Biuro narożne. I to takie, które było oddalone od biura Draco tak bardzo, jak to tylko fizycznie możliwe. Hermiona przypuszczała, że ​​tak będzie najlepiej.

Dorothea wydawała się ich odprawiać, siadając z powrotem przy biurku, przeglądając segregator. Wentworth posłał jej ciepły uśmiech i pożegnał się, kierując kroki do swojego biura. Hermiona odwróciła się, wpatrując się w drzwi swojego gabinetu. Pomiędzy windami a jej biurem znajdowała się kanapa, czyli coś na wzór małej poczekalni. Hermiona uśmiechnęła się, myśląc o klientach oczekujących na spotkanie z nią. Może przyjmowałaby petentów. Ludzi, którzy przez cały dzień czekaliby choć na chwilę jej wolnego czasu.

Zbliżyła się do swojego biura i zobaczyła tabliczkę z nazwiskiem na sąsiednich drzwiach tuż po jej lewej stronie.

Blaise Zabini

Marketing i Public Relations

Hermiona westchnęła, zastanawiając się, jak w takim sąsiedztwie zdoła wykonać jakąkolwiek pracę.

Otworzyła drzwi i znalazła za nimi gabinet dwa razy większy od sypialni w jej mieszkaniu. Uniosła brwi i rozchyliła usta, gdy dostrzegła wielkie biurko z drewna wiśniowego, z dopasowanymi szafkami za nim i całą ścianą po jej lewej stronie pełną pustych półek na książki. Były tam też dwa ogromne okna wychodzące na Whitehall, po jednym na każdej z zewnętrznych ścian narożnego biura.

Dywan pod jej stopami był niesamowicie miękki. Hermiona stała przez kilka chwil w drzwiach, patrząc na wygodne fotele przed biurkiem i ciepły odcień ścian, myśląc o tym, jak niepozornie może wyglądać za tym biurkiem. Ale będzie za to ciepła i otwarta.

Ruszyła do odległego kąta pomieszczenia, podziwiając widok z okien swojego biura. Spojrzała w dół na drewno wiśniowe i w końcu sobie to uświadomiła. Dormitoria Gryffindoru. Właśnie to jej to przypomniało.

Uśmiechnęła się i usiadła przy swoim biurku, muskając blat opuszkami palców.

— Hermiona Granger: Karierowiczka.

Podniosła wzrok i zobaczyła Blaise'a Zabiniego opartego o framugę drzwi. Trzymał w dłoni kubek herbaty i skrzyżował prawą kostkę nad lewą.

Uśmiechnął się do niej.

— Karierowiczka?

— Jasne. Masz biuro na rogu, wysokie wynagrodzenie, sektor prywatny. Sprzedałaś duszę diabłu, oj tak.

Uniosła na niego brew.

— A jeśli twoje biuro jest tuż obok mojego, to co to oznacza?

Podniósł herbatę do swoich ciemnych ust. 

— Że mam prawdziwe szczęście. — Mrugnął do niej, biorąc łyk.

Zmarszczyła brwi, gdy poczuła rumieniec wkradający się na jej policzki.

— Blaise. — W korytarzu zabrzmiał głos Draco. Hermiona siedziała wyprostowana i starała się wyglądać na zajętą, chociaż i tak wyraźnie było widać, że została przyłapana w trakcie rozmowy z Blaise’em, nie mając kompletnie nic na biurku.

— Mój władco — powiedział Blaise, odwracając się ze swojego miejsca w drzwiach i wykonując głęboki ukłon. Hermiona mogła jedynie słabo dojrzeć ramię Draco.

— Kiedy zostaje ci przydzielone biuro, oczekuję, że w nim zostaniesz.

— Ale zdecydowanie wolę widoki z tej strony budynku — powiedział Blaise, jego uśmiech był trochę zbyt diabelski jak na gust Hermiony.

— Jako Starszy Konsultant do spraw Marketingu i Public Relations potrzebuję cię bliżej mnie. Wynoś się z tego biura. — Głos blondyna zabrzmiał naprawdę mocno.

— Ależ oczywiście, panie Malfoy. — Blaise zasalutował Draco, mrugnął do Hermiony i opuścił jej gabinet.

Więc Blaise dostał biuro po drugiej stronie piętra, ale przeniósł swoje rzeczy i tabliczkę z nazwiskiem do tego obok jej własnego? Pokręciła głową, patrząc w stronę pustych półek na książki. Jej pustych półek na książki.

Ruch w drzwiach przykuł jej uwagę i uniosła głowę, by zobaczyć, jak Draco wsuwa do środka swoją głowę.

— Dobry wieczór, Granger.

— O tak, cześć.

I zniknął. Plasnęła dłonią w czoło.

Hermiona postanowiła odetchnąć i zebrać się do kupy. Była profesjonalistką i tak musiała zacząć się od teraz zachowywać.

Wstała od biurka z zamiarem przejrzenia szafek na akta, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. O rany, ależ tu był dzisiaj ruch.

Odwróciła się i zobaczyła szczupłego mężczyznę w stylowych okularach, który właśnie zaglądał do jej gabinetu.

— Panna Hermiona Granger?

— Tak, dzień dobry?

— Jestem Corban Hartford. Adwokat Malfoy Consulting. — Wszedł całkowicie do jej biura, a ona spojrzała na jego szykowne szaty.

— Adwokat grupy adwokatów? — Hermiona uśmiechnęła się. — Musisz być więc najlepszy ze wszystkich. — Uścisnęła mu rękę, a on poprawił okulary, uśmiechając się.

— Mam dziś prywatne spotkania ze wszystkimi Starszymi Konsultantami odnośnie kontraktów i pozostałej papierkowej roboty. Czy mogę zająć ci chwilkę?

— Tak, oczywiście. — Hermiona odwróciła się do swojej torby i zaczęła wyciągać paczkę z umową i wytycznymi, którą Draco przesłał jej w nowy rok. — Proszę, usiądź.

Odwróciła się, a Corban Harford właśnie delikatnie zamykał za sobą drzwi jej biura. Jakie to dziwne posiadać własne biuro zamiast boksu. I jak dziwnie być na spotkaniu za zamkniętymi drzwiami.

Corban zajął miejsce i otworzył segregator, który ze sobą przyniósł.

— W porządku, więc masz przy sobie oryginał umowy. — Jego oczy podniosły się na jej palce, w których trzymała papiery. — Dodaliśmy aneksy, które chętnie z tobą omówię, jeśli potrzebne będą wyjaśnienia lub jeśli zechcesz coś negocjować. — Jego głos uniósł się pod koniec, jakby już po raz dziesiąty dzisiaj przerabiał tę samą gadkę. Może rzeczywiście tak było.

Kontynuował nieco leniwym tonem: 

— Teraz, panno Granger, pamiętaj, że chociaż jestem zobowiązany wobec M.C.G. i samego pana Malfoya, teraz znajdujesz się pod parasolem M.C.G., więc jestem również i twoim prawnikiem. Możesz zwracać się do mnie z jakimikolwiek pytaniami lub jeśli będziesz potrzebować porady prawnej nie tylko jako pracownik, ale także jako osoba prywatna. Jedynym przypadkiem, w którym nie będę mógł cię reprezentować będzie sytuacja, w której wystąpisz przeciwko Malfoy Consulting Group lub panu Malfoyowi. Ale moim dzisiejszym zadaniem jest – stuknął palcem w rozłożone przed sobą kontrakty i aneksy – upewnić się, że nie będzie powodu, abyśmy kiedykolwiek znaleźli się przeciw sobie w sądzie. — Uśmiechnął się lekko.

Jej mózg wirował od różnych pomysłów przelatujących przez głowę. Od tych wszystkich potencjalnych sytuacji, przez które mogła znaleźć się przeciwko M.C.G. w sądzie. Walcząc z Draco.

— W porządku, rozumiem.

Corban przerzucił stronę w swoim segregatorze. 

— Tak więc mamy Wytyczne Miejsca Pracy, Umowę o Zachowaniu Poufności, Politykę Konfliktu Interesów, dokumenty dotyczące Molestowania Seksualnego, w tym Umowę Miłosną, Klauzulę o Zakazie Konkurencji i oczywiście Listę Obowiązków.

Hermiona zamrugała.

— Eee… Cóż, pojawiło się kilka terminów, które trzeba mi wyjaśnić.

— Oczywiście — powiedział Corban, zdejmując okulary, żeby je wyczyścić. Corban następnie rozpoczął swój monolog, definiując Wytyczne Miejsca Pracy. Następnie w pełni opisał zasady Umowy o Zachowaniu Poufności. Kiedy zaczął wprowadzać ją w zasady Polityki Konfliktu Interesów, kolano Hermiony zaczęło podskakiwać pod stołem, świerzbiąc, by go pospieszyć. Wiedziała, czym jest pieprzona Polityka Konfliktu Interesów.

— Co do dokumentów dotyczących Molestowania Seksualnego, znajdziesz w nich klasyczny zestaw zasad — powiedział, drapiąc się w skroń. — Wszelkie skargi można kierować do mnie lub do pani Bulstrode w Administracji… — Hermiona zdała sobie sprawę, że musiało mu chodzić Dorotheę i pomyślała o niefortunnej puli genetycznej rodziny kobiety — lub możesz wypełnić anonimową skargę i przesłać ją bezpośrednio do Ministerstwa w celu zbadania przez zewnętrzne źródło.

Hermiona zamrugała. 

— Tak, w porządku. A co takiego mówiłeś o Umowie Miłosnej?

— O tak. — A Corban Hartford machnął ręką, jakby wcale nie była najciekawsza rzecz, jaką powiedział w ciągu ostatnich dziesięciu minut. — Polityka kontraktów miłosnych pomaga ustalić pewne wytyczne dotyczące miejsca pracy dla tych, którzy angażują się uczuciowo. Prosimy wszystkich pracowników o ujawnienie wszelkich obecnych lub przeszłych romantycznych relacji z innym pracownikiem, a jeśli dwóch pracowników się w to zaangażuje, o natychmiastowe ujawnienie tego.

— Och, oczywiście. - Nie było aż tak źle…

— Wszelkie relacje między menedżerami a ich podwładnymi są oczywiście zabronione, ponieważ wpłynęłoby to na stosunki w środowisku pracy. Jeśli menedżer i raportujący do niego członek personelu zdecydują się zaangażować w relację miłosną, to menedżer będzie musiał zrezygnować ze swojego stanowiska i znaleźć pracę gdzie indziej.

Twarz Hermiony lekko się zmarszczyła. Oczy mężczyzny wpatrywały się w nią, a ona przypuszczała, że musi wyglądać teraz na niezwykle zdezorientowaną.

— Na przykład — kontynuował, poprawiając swoje okulary — jeśli miałabyś zamiar związać się z facetem, który byłby jednym z twoich podwładnych z działu Relacji Nie-Czarodziejskich... albo z kobietą! Nie oceniam!

Uśmiechnął się. Był całkiem uroczy, a ona bardzo chciała go teraz zabić.

— Jeżeli weszłabyś w bliską relację z kimś o szczebel niżej, po ujawnieniu tego faktu, aby móc nadal spotykać się z tą osobą, jako Starszy Konsultant musiałabyś zrezygnować ze swojego stanowiska. — Skrzyżował nogę. — Czy ma to sens?

Spojrzała na swoje odbicie w szkiełkach, uświadamiając sobie, że to Draco musiałby opuścić Malfoy Consulting Group, gdyby oboje kiedykolwiek mieli się ku sobie.

Przełknęła. 

— Ależ oczywiście.


5 komentarzy:

  1. Miłosny kontrakt xD Nie ma to jak korporacje i wszelkie inne firmy. Niby rozumiem, trzeba się jakoś zabezpieczyć na wszelki wypadek, gdyby związek między pracownikami nie wypalił, jeśli któreś miałoby być wyżej w hierarchii. No ale kuźwa Draco, coś ty kuźwa samemu sobie zrobił xD Jakby kiedyś doszło do romansu z Hermioną, a wiemy, że to prędzej czy później nastąpi, to co w takim wypadku? Opuści własną firmę, bo zaangażował się uczuciowo w związek z podwładną? No chyba, że szefa to nie obowiązuje xD Albo ta umowa powstała ze względu na Blaise’a, żeby chłopak nie sypiał z połową firmy xD Draco już szlag trafia na sam widok Zabba w gabinecie Hermiony xD Zazdrośnik. W sumie to słodkie z jego strony, że tak zależy mu na Hermionie. No i te przeklęte lekcje z Madame Michele… No i jak widać, każdy zna możliwości i charakter Lucjusza. Ciekawe, kogo jeszcze szantażował Lucek, że ona o tym wie. Czyżby sama była czymś szantażowana przez Lucjusza? Ten mężczyzna chyba już niczym mnie nie zdziwi szczerze mówiąc. No i sprytnie to sobie wymyślił. Hermiona będzie sobie uczęszczać na lekcje, a on w zamian będzie wysyłał kasę Draco…

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż to za dziwne twory umowa miłosna. Co ten Draco 🥺

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawej 🙂

    Umowa miłosna, może Draco chce kontrolować sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, ta cala Madame Michele jest ucielesnieniem tego wszystkiego, co najgorsze w tej calej arystokracji - piekne, gladkie slowka z nieskazitelna oglada, a pod spodem jad i falsz. Jakby nie mogla od razu poinstruowac Hermiony co i jak. Uhh... Zreszta kolejni wcale nie sa lepsi, niech sie ugryza w nos. Swoja droga ciekawe co Lucek powie na to, ze Hermiona podjela prace w firmie jego syna. I ze teoretycznie, TEORETYCZNIE, nie moga sie spotykac. A zeby sie udlawil! Za to Blaise jest naprawde slodki i mam nadzieje, ze taki pozostanie 😁 Co z Pansy? To wspomnienie przypomnialo mi, ze jeszcze jej tu chyba nie bylo...?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę od wspominek na początku, fajne wprowadzenie i ciekawe sytuacje, chociaż w miajcu Pansy bardziej pasowałaby zdecydowanie Hermiona <3

    Michele i jej lekcje to jakiś koszmar, pije herbatkę, daje wytyczne na kartce, ale na moje niczego nie uczy. W końcu czarodzieje nie mają internetu gdzie sprawdzą jak uścisnąć dłoń. Myślę, że Narcyza mogłaby pomóc Hermionie.

    Blaise umila każdy rozdział, chociaż pojawia się na chwilę, to aż uśmiecham się do siebie <3

    Jaka umowa miłosna, jakie zrezygnowanie z własnej firmy przez Draco o nie, nie, nie. Korporacje i ich zasady - masakra...

    OdpowiedzUsuń