Lucjusz Malfoy był niezwykle utalentowanym człowiekiem.
Hermiona pomyślała o tym, patrząc przez okno swojej sypialni. Zaczęło padać.
Kiedy skończyła dławić się i płakać, wpadła z powrotem do swojej sypialni. Światła lamp jarzyły się od magii.
Uznała, że nie da rady tego znieść. Nie pozwoli sobą manipulować, jakby była zwykłą gówniarą. Odpisze Lucjuszowi Malfoyowi, wyjaśniając, że nie ma zamiaru stawać się kimś wystarczająco dobrym dla jego syna. Ona i Draco będą się do siebie zalecać, a potem się pobiorą – i NIE odbędzie się to w Ogrodach Malfoyów, wielkie dzięki, ale po jej trupie – a jak będą mieli dzieci, to na sto procent żadne z nich nie będzie miało blond włosów, bo to cholerna cecha recesywna, Lucjuszu. I ona już osobiście dopilnuje, by ani jeden mały Malfoy o brązowych włosach, nie miał najmniejszego pojęcia, jak trzymać łyżkę lub potrafił wypełniać książeczkę czekową, czy znał od podszewki taniec towarzyski, albo cokolwiek z tej cholernej listy!
Podeszła do swojej torebki, szukając pióra i pergaminu. I wtedy to znalazła.
Skórzaną teczkę z planem tego, jak Draco Malfoy chciałby zmienić świat.
Siedziała teraz na łóżku, patrząc przez okno z otwartą teczką ułożoną na kolanach. Pochłonęła wszystko od deski do deski, sunąc palcami po jego delikatnym piśmie. Wszystko opisał tak szczegółowo, najwyraźniej po przeprowadzeniu dogłębnych badań nad historią wilkołaków, ich bieżącymi problemami i dotychczasowymi nieudanymi rozwiązaniami.
Piąta zakładka w skórzanej teczce zawierała analizę prawną. Draco znalazł błędy w istniejących przepisach regulujących prawa wilkołaków. Nakreślił, w jaki sposób Malfoy Consulting Group odniesie się do tych wad w agresywnym ataku na Wizengamot.
Siódma zakładka zawierała hipotezy na temat tego, w jaki sposób zeznania społeczności wilkołaków mogą wzmocnić jego argumentację, i że sam Harry Potter może wystąpić w obronie Remusa Lupina i jego umiejętności w nauczaniu przedmiotu Obrony Przed Czarną Magią. Jakimś sposobem Draco odkrył, że to właśnie od Remusa Harry nauczył się przywoływać Patronusa, kiedy miał trzynaście lat. Ten argument również planował wykorzystać na swoją korzyść.
Ostatnia zakładka została w całości wypełniona osobistymi notatkami. Hermiona była zszokowana, widząc uwagi i pomysły wypunktowane jego pismem. Zaskoczona, że pozwolił jej je zobaczyć. Jednym z jego pomysłów była nieuformowana myśl odnosząca się do nowych Praw Integracji Mugolaków, które tej wiosny zostały poddane ocenie Wizengamotu. Te prawa wymagałyby, aby określony procent personelu każdej prywatnej firmy stanowili mugolacy. Draco najwyraźniej chciał odnieść część tych zasad do kwestii zatrudniania wilkołaków. Przeczytała jego notki i bazgroły, znajdując uzasadnienie, by jednak pominąć ten pomysł z zakresu pełnej prezentacji projektu:
Czy dotyczyłoby to wyłącznie wilkołaków? A może inne gatunki/stworzenia zechciałyby, aby również to wobec nich stosować – gdybyśmy ich reprezentowali.
Hermiona przez kilka chwil wpatrywała się tępo w przestrzeń, wyobrażając sobie, że inne gatunki są równo reprezentowane w Wizengamocie… gdybyśmy ich reprezentowali.
To wszystko było genialne. On był genialny. I zdecydowała, że zrobi wszystko, co w jej mocy, aby pomóc mu zdobyć to, czego chciał.
Napisała znakomity list do Quentina Margolisa. Przekonałaby go o znaczeniu Malfoy Consulting Group, udzielając pełnego poparcia dla idei Draco Malfoya.
Jeszcze napisze do Lucjusza Malfoya. Spokojnie wyjaśni mu, że zdjęcia, o których była mowa, stanowiły część jednego, wielkiego nieporozumienia; dziwacznego incydentu. Zobowiąże trzymać się z dala od Draco, chyba że będzie tego wymagało spotkanie towarzyskie lub przedsięwzięcie biznesowe. Poinformuje go o swoim zaproszeniu na sylwestrową galę Narcyzy, aby uniknąć nieporozumień i da mu znać, że zamierza się tam pojawić.
Gdyby to mu jednak nie wystarczyło – Hermiona otarła łzę z twarzy – zaoferowałaby rozpoczęcie od stycznia szkoleń z Madame Michele. Błagałaby go, by ponownie rozważył kwestię wstrzymania przekazania spadku.
Hermiona obserwowała, jak kropla deszczu spływa po zewnętrznej stronie szyby jej okna, łącząc się z innymi i sunąc w dół.
Cokolwiek zechcesz.
***
W poniedziałek użyła Katie Bell, aby oddać mu teczkę. Kazała Katie poczekać, aż chłopak opuści swoje biurko, a następnie położyć papiery na krześle. W pierwszej przegródce zostawiła mu kopię listu, który napisała do Quentina Margolisa.
Powiedziała Harry'emu, że w piątek po pracy musi on zorganizować imprezę pożegnalną dla Draco. Harry wyglądał na dość zdezorientowanego, co do tego, jak to wszystko zrobić, więc poprosiła o pomoc Katie Bell.
Tego dnia opublikowano wydanie Tygodnika Czarownica ze zdjęciem delikatnie uśmiechającego się Draco Malfoya na okładce. Najbardziej czarujący uśmiech! Hermiona zachichotała. Nie sądziła, że ktokolwiek wcześniej pojawił się na okładce, nie prezentując światu swojego pełnego uśmiechu.
Artykuł ciągnął się dalej bez końca, opisując zdanie Draco na wszelkiego rodzaju mdłe i nudne tematy. Jaka była jego ulubiona restauracja randkowa, czego szuka w kobietach, albo co dziewczyna powinna ubrać na pierwszą randkę.
Hermiona czuła się tak, jakby straciła dwa SUMY przez sam fakt przeczytania tych wypocin.
W środę w porze lunchu spotkali się w windzie. Była taka zmęczona, wpatrując się w swoje buty. Nie otrzymała jeszcze odpowiedzi od Lucjusza Malfoya, więc nie miała pojęcia, czy cały ten wysiłek, by się z nim nie widzieć i nie rozmawiać, był tego wart.
Spojrzała w górę, gdy winda zatrzymała się na Poziomie 6, a kraty rozsunęły na boki, ukazując jego postać. Był jak świeża woda. A ona czuła się tak spragniona. Zauważył ją i uśmiechnął się.
Spojrzała w dół, przylegając do ściany windy, szukając w niej oparcia.
— Granger.
— Cześć, jak się masz?
— Dobrze, dziękuję. — Stanął obok niej i kiedy winda skręciła w bok, Hermiona poczuła, jak jej biodra muskają jego. — Dostałem odpowiedź od Quentina Margolisa.
Spojrzała na niego.
— I?
— Zgodził się spotkać ze mną w przyszłym tygodniu. — Uśmiechnął się do niej, a ona uśmiechnęła się do niego.
— To wspaniale! — Poczuła rumieniec sunący w górę jej szyi, im dłużej patrzyła mu w oczy. — Ja… cieszę się twoim szczęściem.
— Nawet nie wiem jak ci dziękować, Granger.
Poczuła ciepło jego ciała obok siebie, a jej serce zalała fala olbrzymiej ulgi, gdy na Poziomie 5 ktoś jeszcze wsiadł do ich windy.
— Po prostu cieszę się, że mnie o to poprosiłeś. Jestem pod wrażeniem całej propozycji.
Propozycja… Dlaczego nie było lepszego słowa.
— Słyszałem, że w piątek wieczorem jest dla mnie w pubie jakieś przyjęcie. — Draco zacisnął usta, udając, że marszczy brwi.
— Naprawdę? — zapytała niewinnie. — Może to z okazji świętowania twojego odejścia.
— To musi być to. — Skinął głową, wykrzywiając lekko wargi.
Spojrzała na niego, gdy tłumił uśmiech, wpatrując się w swoje buty. Nie miała pewności, czy wolno jej było z nim rozmawiać, a tym bardziej stać tak blisko, więc poświęciła chwilę, żeby to przetworzyć. Musiał czuć na sobie jej wzrok. Podniósł głowę, by na nią spojrzeć, gdy winda zwolniła, by zatrzymać się na Poziomie 4.
Odwróciła się i zanim wysiadła powiedziała:
— Miłego dnia, Malfoy.
Musiała tak mocno powstrzymywać się, żeby nie nazywać go Draco.
***
Tego wieczora właśnie szykowała się do spania, kiedy usłyszała lekkie stuknięcie w okno. Zorientowała się, że zza szyby patrzy na nią zwykła, szara sowa. Serce Hermiony łomotało, gdy wpuściła ptaka do środka. Sowa upuściła na podłogę kopertę i wyleciała.
Hermiona drżącymi palcami otworzyła kolejny list zaadresowany do H.G.. Był dość krótki.
Panno Granger,
Doceniam twoją troskę o sprawy biznesowe mojego syna. Akceptuję twoje warunki.
Majątek zostanie przeniesiony na mojego syna w styczniu, pod warunkiem, że twoje kontakty społeczne z nim pozostaną maksymalnie ograniczone.
Madame Michele spodziewa się ciebie o godzinie 20:00 we wtorek 4 stycznia.
Lucjusz Malfoy
Wściekła się. Umówił dla niej na spotkanie, nie biorąc pod uwagę jej harmonogramu?
Wzięła głęboki oddech, przypominając sobie, że właśnie uratowała losy firmy Draco. Musiała jednak ograniczyć z nim wszelkie interakcje społeczne. To mogło być całkiem łatwe. Już i tak były one dość ograniczone.
Akceptuję twoje warunki. Jakby byli partnerami biznesowymi.
Prychnęła i położyła się na łóżku, odrzucając list Lucjusza na bok.
Nie mogła się już doczekać pierwszego stycznia.
***
Nie widziała Draco ani w czwartek, ani w piątek. W dzień imprezy pożegnalnej wyszła z pracy wcześniej, twierdząc, że czuje się lekko chora. Powiedziała Katie Bell, żeby ta pozdrowiła Draco ostatniego dnia, bo nie uda jej się przyjść do pubu.
Nie widziała go w Cornersone w ten weekend. Nigdy nie była tak wdzięczna za jego nieobecność.
W poniedziałek została zaciągnięta do gabinetu Matyldy, aby omówić jej przyszłość. Rozmowy kwalifikacyjne na stanowisko w Dziale Przemieszczania Skrzatów Domowych miały odbywać się w ostatnich tygodniach grudnia, ale Matylda wciąż nalegała, żeby Hermiona starała się o stare stanowisko Draco pod kierownictwem Robardsa. Hermiona skinęła głową i podziękowała swojej przełożonej, wciąż niepewna, co powinna zrobić.
Gala sylwestrowa zbliżała się wielkimi krokami, więc Ginny wyciągnęła Hermionę na zakupy. Ruda umówiła dla nich wizytę w jednym z najbardziej ekskluzywnych butików na Ulicy Pokątnej, zwykle rezerwowanym dla wyboru kreacji na przyjęcia weselne lub wydarzenia organizowane przez prawdziwą czarodziejską śmietankę towarzyską. Kiedy przy rezerwacji Ginny użyła nazwiska Hermiony, w kalendarzu sklepu nagle pojawił się wolny termin.
Asystowała im sprzedawczyni z lśniącymi blond włosami, prezentując dziewczynom prywatną przymierzalnię z sukienkami tylko w ich rozmiarach. Podczas przeglądania potencjalnych kreacji Ginny przypomniała Hermionie, że to gala „Czarno-biała”. Potrzebowała więc albo czarnej albo białej sukni. Ewentualnie mieszanki tych kolorów.
— Słyszałam, że Narcyza Malfoy ostracyzowała pewną kobietę za to, że miała czelność przyjść na szaro, kiedy dress code został jasno określony na czerń i biel. Podobno w towarzystwie więcej o niej nie słyszano — powiedziała Ginny, podając Hermionie białą sukienkę.
— Dlaczego nie mogę po prostu ubrać się na czarno?
— Bo ja muszę ubrać się na czarno. Czy to nie oczywiste? Nie mogę pokazać się w białej sukience. Byłabym praktycznie przezroczysta.
— Ale… Dlaczego ja też nie mogę ubrać się na czarno?
— Chcesz, żebyśmy obie pojawiły się ubrane na czarno, wyglądając, jakbyśmy przyszły na pogrzeb? Nie, Granger. Pomyśl o naszej estetyce jako całości.
Hermiona zmarszczyła brwi, sunąc opuszkami palców po tkaninach. Jedna z nich była tak gładka i miękka, że aż przystanęła, szarpiąc za wieszak. Wyciągnęła kreację spomiędzy pozostałych i ujrzała w swoich dłoniach luksusową białą suknię do ziemi. Była niezwykle skromna – w okolicach klatki piersiowej nic zbytnio nie odsłaniała, nie posiadała rękawów, a materiał lekko zbierał się na ramionach. Hermiona odwróciła wieszak i odkryła, że z tyłu była ona całkowicie odkryta, sięgając do tego, co jak zakładała, miało być w domyśle górną częścią bioder. Materiał wcięcia udrapowany był w iście greckim stylu. Zbyt odkryta…
— Och, Hermiono. Ta jest boska! — Ginny odrzuciła na bok czarną szyfonową sukienkę, którą oglądała i podbiegła do niej.
— Nie — powiedziała Hermiona. — Spójrz na tył. — Odwróciła wieszak, a w oczach Ginny rozbłysły gwiazdy.
— Idealna!
Hermiona już miała powiedzieć, że o wiele bardziej wolałaby coś zakrytego, kiedy do przymierzalni wpadła obsługująca je blond ekspedientka.
— To sukienka wybiera swoją czarownicę, wiecie? — Złapała wieszak z rąk Hermiony i uniosła go w górę, oglądając. — Doskonały wybór, panno Granger. Ręcznie zdobiona koralikami na ramionach i klasycznym drapowaniem. — Dziewczyna przesunęła dłońmi po sukience, wskazując na ramiona, dotykając tkaniny, która spływała z wieszaka jak woda.
— Obawiam się, że… nie dam rady ubrać czegoś z tak odkrytymi plecami.
— Och, przymierz ją, Granger! — Ginny przewróciła oczami. — Co ci szkodzi?
Hermiona prychnęła, myśląc o swoim beżowym staniku, który był zdecydowanie za mocno zapięty na środku jej pleców. Wzięła sukienkę i weszła do osłoniętej kotarami wnęki. Agresywnie ściągnęła z siebie dżinsy, stanowczo uważając, że znienawidzi tę sukienkę, kiedy tylko ją założy.
Kupiła sukienkę. Była oszałamiająca. Ginny przekonała ją, że może założyć inny rodzaj stanika, który nie będzie widoczny na jej plecach, albo może całkowicie wykluczyć kwestię stanika, na co Hermiona stanowczo się nie zgodziła.
***
Święta Bożego Narodzenia wszyscy spędzili w Norze. Ron przyjechał na Boże Narodzenie i chociaż atmosfera była lekko napięta, Harry, Ron, Hermiona i Ginny świetnie się bawili.
Cudownie było znów zobaczyć George'a, a Percy aż szalał z zazdrości o sylwestrową galę Narcyzy Malfoy.
Molly próbowała zostawić Rona i Hermionę w samotności, a kiedy w końcu jej się to udało, Ron oznajmił Hermionie, że się z kimś spotyka.
— To wspaniale, Ron! — Uśmiechnęła się, starając stłumić szarpnięcie w piersi.
— Tak? — Zerknął na nią z twarzą ściągniętą z niepokoju.
— Absolutnie. Mam nadzieję, że jest ciebie warta. — Mrugnęła do niego, a Ron natychmiast się rozluźnił.
— A co u ciebie? Spotykasz się z kimś? To znaczy… Nie musisz mi mówić…
— Nie, nie — powiedziała. — U mnie całkiem dobrze. Eee… w tej chwili nie spotykam się z nikim. Mam przed sobą kilka ważnych decyzji co do pracy, więc na tym się teraz koncentruję. Gawain Robards zaoferował mi dawne stanowisko Draco Malfoya.
Oko Rona drgnęło na dźwięk imienia Draco, ale uśmiechnął się do niej.
— Byłoby miło. Wtedy mogłabyś pracować z Harrym.
— Dokładnie — powiedziała, odwracając się. — Ale obecnie trwa też rekrutacja na stanowisko w Biurze Przemieszczania Skrzatów Domowych.
— Och. — Spojrzał na ziemię. — To… wow. — Spojrzał na nią. — To znaczy… Ciężki wybór, no nie?
Zaśmiała się.
— Dokładnie.
Cieszyła się, że w jej życiu są teraz ludzie, którzy naprawdę ją rozumieją. Dobrze znali jej pasje i rozumieli, do czego dążyła.
Reszta dnia minęła jej cudownie. Oczywiście dostała w prezencie kilka książek i sweter od Molly Weasley. Wieczorem wysłała pocztą Monice Wilkins kilka mugolskich smakołyków, życząc jej i jej mężowi wesołych świąt.
***
W następny piątek odbywała się impreza inauguracyjna i gala sylwestrowa. Ginny zorganizowała zespół czarownic, które miały upiąć im fryzury i zrobić makijaż, co niesamowicie rozśmieszyło Hermionę.
— Ale ty przecież doskonale wiesz, jak upiąć swoje włosy i zrobić makijaż, Ginny! I dobrze też wiesz, jak zrobić moje!
— Ale chcę, żeby wszystko było idealne! Chcę, żeby zaprosili mnie na ich kolejną imprezę!
Hermiona pokręciła głową. Domyślała się, że Ginny uważała te rzeczy za tak samo ciężkie i trudne jak ona sama. Obie wychowywały się poza czarodziejską elitą – Ginny jako ówczesna nieuprzywilejowana zdrajczyni krwi, a Hermiona jako mugolaczka – a teraz pierwszy raz zostały na coś zaproszone.
Ginny przekonała ekipę zajmującą się fryzurą i makijażem, by pozostawiono twarz Hermiony tak naturalną, jak to tylko możliwe, a jej włosy były rozpuszczone. Czarownica odciągnęła połowę włosów do tyłu, zaplatając je z dala od twarzy i modelując niesforne loki, które opadały na jej plecy i ramię. Kiedy założyła białą sukienkę, Ginny powiedziała jej, że wygląda niczym grecka bogini. Hermiona pacnęła ją w ramię i poszła założyć buty.
O umówionej godzinie Hermiona i Ginny stanęły ramię w ramię przed kominkiem. Ginny wybrała śliczną, czarną suknię, o której powiedziała Hermionie, że jest w stylu „słodzinki”. Brunetka nie do końca wiedziała, co to znaczy, ale Ginny wyglądała w niej świetnie.
Chwyciła w dłoń kopertówkę – pożyczoną od Ginny – i czekała, aż Ruda poda torebkę z proszkiem Fiuu. Hermiona czuła, jak powietrze w pokoju muska skórę nad rozpiętym tyłem jej sukienki i już żałowała tego wyboru. Była zbyt odkryta.
— Dobrze, Granger. — Ginny zwróciła się do niej. — Oto nasz plan. Musisz dziś znaleźć Draco Malfoya i przypomnieć mu, że jest w tobie zakochany. — Hermiona przewróciła oczami. — Nie, mówię poważnie, Granger. — Ginny złapała ją za ramię. — Od pierwszego stycznia dzielą nas niecałe trzy godziny.
Oczy Hermiony spojrzały na zegar.
— To… to znaczy Ginny… To, że jest to pierwszy stycznia, nie ma znaczenia. Przeniesienie spadku ma znaczenie.
— Więc zapytaj go, kiedy się przeniesie, a potem podbij do niego o północy!
Hermiona zarumieniła się i lekko odepchnęła Ginny od siebie.
— Zrobię co w mojej mocy. Czy jesteśmy gotowe?
Hermiona rzuciła porcję proszku do kominka i przeszła przez płomienie, by znaleźć się w zupełnie odmienionej posiadłości Malfoyów. Owszem, były tam wielkie schody i piękne korytarze prowadzące do różnych skrzydeł domu, ale ujrzała też latające świece, magiczny śnieg padający z sufitu i znikający, jeszcze zanim spadł na ziemię, i co najmniej sto osób ubranych naprawdę ekstrawagancko.
Ginny wpadła tuż za nią i przeklęła pod nosem na tę wystawność.
— Mój Boże, Hermiono — wyszeptała. — Śmigaj z powrotem do Azkabanu i powiedz Lucjuszowi, że akceptujesz wszystkie warunki.
Hermiona przewróciła oczami i trąciła ją łokciem. Właśnie wtedy zauważyła Narcyzę witającą gości w świeżo wyremontowanym salonie. Nie wiedziała, czy mdłości, które odczuwała, były spowodowane Narcyzą, czy też ponowną wizytą w salonie.
Wszędzie kręciły się skrzaty domowe – wszystkie wynajęte na wieczór, bo co do tego Hermiona miała całkowitą pewność – z tacami szampana i Ognistej Whisky, więc Ginny wzięła dla nich dwa kieliszki bąbelków. Hermiona wypiła całą zawartość swojego i odłożyła go z powrotem na najbliższą tacę. Ginny się roześmiała.
— Gotowa?
Hermiona wzięła głęboki oddech i dała się poprowadzić Ginny do linii przybywających gości, którym radosna Narcyza ściskała ręce na powitanie. Kiedy nadeszła ich kolej, Narcyza spojrzała na Hermionę i po chwili uśmiechnęła się. Serce Hermiony znów zabiło mocniej.
— Hermiono, kochanie. — Narcyza przyciągnęła ją do uścisku. — To takie cudowne, że zdecydowałaś się przyjść. — A to musi być Ginny Weasley, prawda?
Hermiona obserwowała, jak Narcyza przywitała się z Ginny, po czym Ruda wymieniła z kobietą kilka słów.
— Cóż, moja panie, proszę, bawcie się dobrze. Jak sądzę, pan Potter jest już w środku. Dołączę do całej grupy za kilka minut. — Narcyza uścisnęła ramię Hermiony w bardzo przyjazny sposób.
Gdy weszły do środka, Ginny zauważyła Harry'ego po drugiej stronie pomieszczenia. Natychmiast ruszyła uratować go od jakiejkolwiek rozmowy, w której utknął, zostawiając Hermionę w salonie.
Został całkowicie odnowiony. Wyglądało to tak, jakby Malfoyowie dali projektantowi instrukcję, aby ten pokój jak najbardziej różnił się od poprzedniego. Hermiona nie mogła nawet przypomnieć sobie, gdzie znajdowały się dawne charakterystyczne elementy pokoju. Nie mogła zlokalizować dokładnego miejsca, w którym była torturowana przez Bellatriks, ani kominka, który tak niedawno widziała ponownie we wspomnieniach Draco. Widmowy ból w jej ramieniu przestał mrowić.
— Hermiona Granger?
Odwróciła się i zobaczyła zbliżającego się do niej wysokiego, czarnoskórego mężczyznę.
— Tak właśnie myślałem, że to ty. — Uśmiechnął się do niej, a ona rozpoznała go jako dawnego Ślizgona.
— Blaise Zabini, tak?
— We własnej osobie. — Spojrzał na nią, a Hermiona zatrzymała się, po czym skrzyżowała ręce na piersi.
Blaise trzymał w dłoniach dwa kieliszki szampana. Wyciągnął do niej jeden, oferując.
— Staram się nie pić niczego od Ślizgonów, ale dziękuję.
Uśmiechnął się do niej.
— W takim razie chyba się dzisiaj nie zabawisz — powiedział, odkładając jej kieliszek i wymieniając go na nowy z właśnie lewitującej obok tacy. — Szampan pochodzi z posiadłości Malfoyów w Verzenay we Francji.
Wpatrywała się w kieliszek, gdy wkładał jej go w ręce i pogodziła się z myślą, że Malfoyowie mają nie tylko posiadłość we Francji, ale także winnicę w Szampanii. Szybko otrząsnęła się z zastanowienia i spojrzała na niego.
— Czytałam, że mieszkasz we Włoszech. Wróciłeś czy tylko zwiedzasz? — Hermiona sączyła szampana, próbując wymyślić, jak skutecznie utrzymać w dłoniach torebkę i kieliszek.
— Wróciłem — powiedział. — W styczniu dołączę do nowego przedsięwzięcia biznesowego Draco.
— Och, gratulacje.
— Dziękuję. — Wziął łyk szampana, a Hermiona patrzyła, jak porusza się jego gardło. — Więc — zaczął — powiedz mi, Granger. Jesteś w Wielkiej Sali, Potter ma Czarną Różdżkę, a Czarny Pan został pokonany, co potem?
Uśmiechnęła się, patrząc w ziemię. Tak zwyczajnie opisał Ostateczną Bitwę.
— Pracuję dla Ministerstwa w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.
— I już prowadzisz to całe miejsce?
— Nie, pracuję w Wydziale Bestii. Głównie sporządzam raporty o nielegalnym przemycie smoczych jaj.
— Naprawdę? — Zacisnął usta. — Myślałem, że jesteś już na prostej drodze do posady Ministra Magii.
— Cóż, może po prostu na teraz wybieram tą skomplikowaną. — Uśmiechnęła się do niego. Oczy chłopaka błyszczały, gdy również się do niej uśmiechnął.
— I jesteś zaręczona z Weasleyem?
— Ach, nie — powiedziała. — To był tylko błąd drukarski w Proroku.
— Patrz, a ja nawet nie czytam Proroka. Po prostu tak zakładałem.
— Więc źle zakładałeś. — Uśmiechnęła się. Przypominał jej trochę Draco. Ten sam urok i ta sama pewność siebie.
— I zaprzyjaźniłaś się z Malfoyami? Wspólne lunche i tym podobne?
— Myślałam, że nie czytujesz Proroka. — Spojrzała na niego sponad kieliszka. Chłopak uniósł na nią brew i zachichotał.
Zbliżył się do niej, delikatnie kładąc rękę na jej talii. Przyłożył usta do jej ucha, by wyszeptać:
— Tak między nami, Granger, stać cię na kogoś lepszego.
Zadrżała. Jej policzki rozgrzały się i nie do końca wiedziała czy to od komentarza, szampana, czy od jego dłoni na jej talii, niebezpiecznie blisko jej nagich pleców. Odsunął się, podnosząc rękę. Spojrzał na jej twarz z zarozumiałym uśmiechem, a Hermiona nie wiedziała, co robić.
— Blaise. — Dobiegł ich pewien kobiecy głos. Odwróciła się i zobaczyła jedną z sióstr Greengrass, urodziwą i szeroko uśmiechniętą. — Draco chce się z tobą skonsultować w sprawie swojej dzisiejszej przemowy.
— Oczywiście, że tak. — Uśmiechnął się Blaise. Odwrócił się do Hermiony, złapał ją za rękę i przyłożył jej knykcie do ust. — Niedługo znowu porozmawiamy, Granger. — Z mrugnięciem odwrócił się do wyjścia.
Jedna z sióstr Greengrass ruszyła za chłopakiem, po czym odwróciła się i powiedziała:
— Cześć, Hermiono.
— Cześć.
Hermiona wciąż nie wiedziała, kim ona była. Dziewczyna uśmiechnęła się i poszła dalej. Brunetka sączyła szampana, podążając za nimi wzrokiem, aby znaleźć miejsce, w którym stał Draco. Skręcili w lewo wokół pięknej rzeźby z lodu ustawionej na środku pokoju, gdzie wreszcie zauważyła blond głowę. Stał z drugą z sióstr Greengrass, co i tak nie pomogło jej określić, która jest która. Jego czarne, formalne szaty były podszyte srebrem, a nitki odbijały światło żyrandoli, gdy się poruszał. Pochylił się w stronę Blaise'a, mówiąc coś, co wywołało uśmieszek na twarzy czarnoskórego chłopaka. Blaise odpowiedział, a Draco nieznacznie się skrzywił. Blaise wskazał w jej kierunku, a Hermiona szybko odwróciła wzrok i zaczęła spacerować po pomieszczeniu.
Ginny i Harry znaleźli ją, gdy udawała zainteresowanie zwisającymi ze ścian kwiatowymi girlandami.
— Hermiono, wyglądasz pięknie. — Harry ucałował ją w policzek.
— Dziękuję, Harry. Czyżby to były nowe szaty? — Przyjrzała mu się uważnie.
— Tak. Tak jak wy, moje panie, nawet martwy nie zostałbym złapany w Dworze Malfoyów w stroju, który już na sobie miałem. — Harry uśmiechnął się szeroko, prezentując im wszystkie zęby, a Hermiona zdała sobie sprawę, że kieliszek Ognistej Whisky, który trzymał w dłonie, raczej nie był jego pierwszym. Spojrzała na Ginny, która przewróciła oczami.
Hermiona roześmiała się i sama czując się trochę lekkomyślnie, powiedziała:
— No cóż, wypijmy zdrowie Dworu Malfoyów! I ich świeżo wyremontowanego salonu! — Zderzyła się kieliszkiem szampana z kieliszkami Harry'ego i Ginny, a potem wychyliła całość duszkiem. Ginny roześmiała się z szeroko otwartymi oczami, a Harry zawołał: „Niech żyje Dwór Malfoyów!” co okazało się głośniejsze niż było to konieczne.
Po ich lewej stronie rozbłysło światło migawki, a Hermiona odwróciła się, by zobaczyć, jak Bozo dokumentuje aparatem ich wspólny toast.
— Cudownie — powiedział Harry i z wyćwiczoną łatwością uśmiechnął się do kamery przed następnym zdjęciem.
— Cóż, nikt nie może powiedzieć, że Gryfoni mają trudności z dopasowaniem się do reszty! — Ginny wzniosła toast przed aparatem i wypiła szampana. Chwyciła dłoń Hermiony. — Widzę Skeeter na froncie. Chodźmy jeszcze na drinka.
Ginny poprowadziła ją przez tłum, chowając się pod unoszącymi się w powietrzu tacami z przekąskami i przemykając między czarnymi i białymi sukienkami. Hermiona zachichotała, przebiegając przez sklepione przejście do drugiego pokoju z jeszcze większą liczbą ludzi. Zatrzymały się i przyjrzały sali balowej Malfoyów. Była dwa razy większa od salonu, z bogatymi gobelinami wiszącymi na ścianach i wspaniałym, kryształowym żyrandolem. W kącie grał kwartet smyczkowy, a na środku sali tańczyło kilka par.
— O cholerka — powiedziała Ginny. A Hermiona wybuchnęła śmiechem.
***
Hermiona spędziła następne dwie godziny popijając szampana i spoufalając się z czarodziejską elitą. Została przedstawiona kilku znanym łamaczom klątw, których książki już przeczytała, garstce profesorów i absolwentów Beauxbatons oraz niemieckiemu Ministrowi Magii. Dopiero o 23:15 zdała sobie sprawę, że wokół niej stała praktycznie kolejka ludzi, którzy tylko czekali, by móc się przedstawić. A Rita Skeeter przepychała się do przodu.
Gdy żegnała się ze specjalistą od smoków z Rumunii, obiecującemu przekazanie jej przy najbliższej okazji informacji odnośnie jakiegoś specjalnego projektu, do akcji wkroczyła Rita.
— Panno Granger. Może kilka słów dla Proroka o tym, jak mija pani dzisiejszy wieczór?
— Uh… tak, jest wspaniale. — Hermiona wypuściłą ostro powietrze.
— Och, moja kochana Hermiono, tutaj jesteś — odezwał się głos po jej prawej stronie, a Hermiona poczuła się kompletnie zdumiona, widząc Narcyzę Malfoy przybywającą jej na ratunek niczym rycerz w lśniącej zbroi. — Rito, wybacz nam, ale chciałbym przedstawić komuś Hermionę.
Zanim Rita zdążyła choćby wydusić z siebie kolejne słowo, Narcyza odwróciła Hermionę i odprowadziła ją w głąb sali.
— Tak właściwie to nie mam nikogo, komu mogłabym cię przedstawić, ale po prostu wiedziałam, że będziesz chciała się stamtąd jak najszybciej wydostać. — Narcyza objęła ją ramieniem.
— Och, dziękuję — zaśmiała się Hermiona. Narcyza przepchnęła ją przez tłum.
— Wyglądasz absolutnie oszałamiająco, Hermiono. Jesteś tym, o czym każdy może dziś mówić. — Narcyza ścisnęła jej ramię.
— Och, ja… — Hermiona zarumieniła się. — Dziękuję. Jestem pewna, że to nieprawda.
Przycisnęła wierzch dłoni do szyi, próbując się ochłodzić.
— Czyżby było ci za ciepło, kochana?
— Tylko trochę. Zwykle nie noszę szpilek, więc myślę, że to pewnie dlatego, że moje nogi pracują dziś ciężej niż kiedykolwiek!
— Wiesz — zaczęła Narcyza. Zatrzymała się i rozejrzała, jakby miała wyjawić dziewczynie ważny sekret. — Za każdym razem, gdy prowadzę te imprezy i czuję się przytłoczona, spędzam chwilę na moim prywatnym balkonie.
— Tak?
— Tutaj — szepnęła Narcyza. Odsunęła zasłonę, odsłaniając piękne wejście na balkon. — Odpocznij sobie chwilkę, kochanie. Będą krążyli wokół ciebie jak sępy przez resztę nocy.
— Dziękuję, Narcyzo. — Hermiona uśmiechnęła się do niej, gdy wyszła na balkon, żałując, że kiedykolwiek musiały się rozdzielić. — Muszę przyznać, że byłam ostatnio dość niedbała. Nadal mam twoje książki, które pożyczyłam. Czy mogę ci je zwrócić?
Narcyza machnęła ręką.
— Och, całkiem o tym zapomniałam, kochana. — Jej oczy błyszczały. — Może umówmy się, abyś na spokojnie wróciła tutaj i wymieniła je na inne?
Hermiona zamrugała na nią, zaskoczona. Pozwoliłaby jej wrócić? Po tym wszystkim?
— Ja… to bardzo miłe z twojej strony, Narcyzo.
Narcyza uśmiechnęła się do niej.
— Draco wygłasza przemówienie o północy, więc pamiętaj, żeby do tego czasu zdążyć wrócić do środka! — Mrugnęła do niej i zniknęła za zasłoną.
Hermiona odwróciła się i dostrzegła, że patrzy właśnie na ogrody posiadłości. W świetle gwiazd widziała, gdzie na trawniku spały pawie. Przeszła dziesięć kroków w przód, aż do brzegu i nawet przy lekkim wietrze poczuła czar rozgrzewający obejmujący całe patio. Przejechała dłońmi po kamiennej balustradzie.
Odbicie księżyca majaczyło na powierzchni stawu po lewej stronie, a tuż obok stała altana. Zastanawiała się, jak oszałamiający musiał być to widok w ciągu dnia, a potem nagle sobie coś uświadomiła.
Ogrody Malfoyów. To tu miałby się odbyć jej ślub z Draco, gdyby Lucjusz znalazł na to sposób. Wypuściła ostry oddech, który uformował się w wielką chmurę pary, kiedy wyobraziła sobie krzesła zwrócone w stronę altany. Kwartet smyczkowy, który słabo słyszała z sali balowej, miał być ustawiony na brzegu stawu.
Nienawidziła tego, że Lucjusz miał zaplanowany tak piękny ślub. I że sama nie potrafiła wymyślić lepszego.
Następne dziesięć minut spędziła stojąc przy balustradzie, przesuwając palcami po jej gładkim kamieniu, obserwując wiatr poruszający drzewami, słuchając śmiechu tłumu i grających w tle skrzypiec.
Nagle gdzieś za nią rozległ się dźwięk, po czym usłyszała ruch kurtyny, odwróciła się i zobaczyła, jak Draco wychodzi z imprezy z kieliszkiem szampana w dłoni.
Zatrzymał się, gdy ją zobaczył, a ona była boleśnie świadoma, że jej nagie plecy były skierowane prosto w jego stronę, kiedy wykręciła szyję, by spojrzeć do tyłu. Wyglądał na zaskoczonego jej widokiem.
Och, Narcyzo, ty szczwany lisie.
Przełknęła, gdy ruszył w jej kierunku. Nie widziała go od czasu spotkania w windzie Ministerstwa. To było kilka tygodni temu.
— Wiesz, Draco, to impreza czarno-biała. Twoje srebrne akcenty naprawdę burzą całą estetykę. — Spróbowała się uśmiechnąć.
— Ach, ale ja jestem gospodarzem. Muszę odróżniać się od reszty motłochu.
Uśmiechnął się do niej. Odwróciła wzrok, spoglądając z powrotem na altanę, myśląc, że srebrny byłby wspaniałym kolorem przewodnim zimowego ślubu…
— To piękna impreza. Nigdy nie byłam na balu sylwestrowym Narcyzy Malfoy. Czy zawsze jest tak wspaniale?
Stanął obok niej przy brzegu balkonu, a ona patrzyła, jak pierścień Slytherinu nasunięty na jego kciuk stuka o kamienną balustradę. Westchnął.
— Prawie. Z tym, że dziś jest tu dwa razy więcej osób.
— Wszyscy domagają się, aby stać bliżej zwycięzcy tytułu Najbardziej Czarującego Uśmiechu z grudnia 1999 roku — powiedziała.
— Słyszałem, że sama przyciągasz do siebie tłumy, Granger.
Spojrzała mu w oczy. Zamrugał i skierował wzrok na ogród. Coś w jego twarzy było napięte. Próbowała zrozumieć co. Brakowało mu tej łatwości, jak podczas ostatniej interakcji w windzie.
Postanowiła więc uczynić to jeszcze bardziej niezręcznym.
— Gdzie jest dziś Katya? — Wstrzymała oddech i nagle panicznie zapragnęła cofnąć czas.
Wpatrywał się w teren i powiedział:
— Jest w Bułgarii na święta. — Obserwowała, jak jego oczy wędrowały po stawie i pawiach. Czy on też wyobrażał sobie swój ślub w Ogrodach Malfoyów? — Nadal desperacko chce się z tobą umówić.
— Cóż, nie mam nic przeciwko — powiedziała Hermiona. — Jest urocza. — Patrzyła, jak mięśnie jego szczęki pracują. — Jak idzie sprawa przeniesienia praw do spadku? — Draco spojrzał na nią, a ona poczuła potrzebę kontynuowania. — Pamiętam, jak mówiłeś, że twój ojciec przekaże ci go z pierwszym stycznia — powiedziała. — Czy wszystko... układa się jak powinno?
Skupiła się na wydechu, gdy jego oczy błyszczały, wpatrzone w nią.
— Mój ojciec oczywiście jest… trochę trudny. — Odwrócił wzrok i Hermiona poczuła nagłe przyspieszenie swojego tętna. Co za drań.
— Jak to?
— Mówi, że proces będzie dzielony na części rozłożone na okres kilku najbliższych miesięcy. Pierwsza transza zostanie przeniesiona we wtorek. — Przekręcił głowę.
Hermiona otworzyła usta, zszokowana. We wtorek miała odbyć się jej pierwsza lekcja z Madame Michele.
— Ale dość o tym. — Draco odwrócił się. Oparł się plecami o balustradę, twarzą do imprezy, i odwrócił głowę do niej. — Czy zamierzasz zająć stanowisko analityka w zespole Robardsa?
Patrzyła, jak oczy chłopaka tańczą po jej twarzy, czując ciepło jego spojrzenia przenikające przez swój obojczyk.
— Jest taka możliwość. — Patrzyła, jak jego twarz napina się i rozluźnia, mrugając na nią. I to ją uderzyło.
Walczył o zbudowanie muru. Zauważyła, że jego oddech był szybszy niż zwykle i ten sztywny sposób, w jaki chłopak stał. Jego napiętą szczękę.
Odwróciła się od niego, ponownie patrząc na altanę.
— Jest kilka wolnych stanowisk, które mnie interesują. W tym tygodniu miałam już dwie rozmowy.
— Naprawdę kazali ci przyjść na rozmowę? — zapytał, unosząc na nią brew. Skinęła głową, zdezorientowana. — Więc znowu wysłałaś złe CV? Mówiłem ci wcześniej, że w nagłówku wystarczy tylko dodać napis „Złota Dziewczyna”.
Uśmiechnęła się, myśląc o ich pierwszej pogawędce w pubie, kiedy powiedziała mu, że zgłosiła się do pracy pod fałszywym nazwiskiem, nie życząc sobie specjalnego traktowania.
— Gdzie jeszcze? Jakie inne pozycje? — Sączył szampana, a ona patrzyła, jak trzyma kieliszek za nóżkę, między dwoma palcami.
— Biuro Przemieszczania Skrzatów Domowych.
— Nie chcesz pracować w przemieszczaniu skrzatów, Granger — odparł dość protekcjonalnie, uśmiechając się do swoich butów.
Odwróciła się do niego, prostując się.
— Och, nie chcę? — prychnęła.
— Nie chcesz siedzieć w biurze i składać raportów na temat bicia i nadużyć wobec skrzatów, tylko po to, aby wyciągać je z ich dotychczasowych domów i umieszczać u innych panów, którzy też będą je bili. Nie chcesz pracować pod aktualnymi przepisami.
Obserwowała, jak jego wzrok przebiegał przez zasłony do sali balowej.
– A co chcę robić?
Spojrzał na nią.
— Chcesz tworzyć prawo. Chcesz zmieniać świat. — Obserwowała go. — Nie możesz zmieniać Ministerstwa od wewnątrz. I nie możesz nic zrobić ze swojego boksu w Wydziale Bestii, w Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków.
Przemknął wzrokiem tam i z powrotem między jej oczami. Próbował jej coś przekazać. I ustawiał swoją ścianę z powrotem na miejscu.
— Więc myślisz, że powinnam zająć stanowisko w Biurze Aurorów?
— Dopóki nie zaoferują ci pozycji Ministra Magii, byłby to najlepszy wybór spośród tych dwóch. Przynajmniej masz opcję wspinania się w górę.
Zacisnęła usta, wpatrując się w ogród i nagle zaczęła się zastanawiać, czy do jej warg jeszcze dopływa krew.
— Masz zamiar wygłosić o północy przemówienie?
— Tak — powiedział. Odchrząknął. — 'Dzięki za przybycie, przed nami najlepsze milenium wszechczasów', te całe bzdury.
Uśmiechnęła się.
— Przyszedłeś tu poćwiczyć, prawda? — Pokiwał głową. — Co jeszcze zamierzasz powiedzieć?
— Cóż, trochę o rekrutacji. Matka zaprosiła wielu absolwentów Hogwartu, Durmstrangu i Beauxbatons. Młode czarownice i czarodziejów, którzy szukają swojej ścieżki. — Oparł biodro o balustradę, stając twarzą do niej. — Niektórzy elitarni członkowie społeczeństwa też. Zamierzamy albo zatrudnić ich na wyższych stanowiskach lub przyjąć ich firmy jako naszych klientów.
— Zamierzasz dziś wieczorem podkraść ludzi z ich wysokich rangą, rządowych stanowisk i prywatnych posad? — powiedziała, uśmiechając się z jego arogancji. Pokiwał głową. — Za pomocą jednej przemowy o północy? — Znowu skinął głową z uśmieszkiem na ustach. — A jak niby zamierzasz to zrobić? — zapytała ze śmiechem. — Większość z tych elitarnych ludzi ma już stałe pozycje lub poczucie lojalności, trwałe relacje. — Spojrzała na niego, a on już ją obserwował.
— Każdy może zostać uwiedziony, Granger.
Poczuła, jak oddech opuszcza jej płuca z cichym dmuchnięciem. Jego oczy były ciemne i nagle zaczęło jej być naprawdę ciepło. Przełknęła. Jej wzrok z własnej woli powędrował do jego ust i wiedziała, że nie powinna zerkać na jego usta. Patrzyła, jak chłopak przełyka. Patrzyła, jak podchodzi do niej.
I odwróciła głowę, z powrotem spoglądając na ogród i biorąc powolny wdech. Pieniądze nie zostały jeszcze przelane. Nie powinna nawet stać tak blisko niego.
Jej usta były suche, więc zwilżyła je językiem i natychmiast pożałowała, że oblizała wargi przed nim. Zamrugała i przeszukała teren posiadłości w poszukiwaniu innego tematu, czując, jak wiatr muska jej otwarte plecy, sunąc po tkaninie w miejscu, gdzie ten stykał się z jej skórą. Zadrżała. Czy to wiatr?
— Co powiedział ci mój ojciec? — wyszeptał, a jego oddech uniósł się tuż przy jej uchu.
Sapnęła, czując ciepło jego palca na żebrach.
Za nimi nagle zabrzmiał czyjś głos:
— Draco?
Hermiona odwróciła się i zobaczyła ramię Draco powracające do jego boku, gdy oboje ujrzeli uśmieszek Blaise'a Zabiniego.
— Dałeś mi dzisiaj jedno zadanie, stary — powiedział Blaise, podchodząc do nich. — Upewnić się, że będziesz gotowy do swojego przemówienia na dziesięć minut przed północą.
Nadgarstek Draco poderwał się, by sprawdzić zegarek.
— Eee… tak, dzięki mordo. — Rzucił jej szybkie spojrzenie i Blaise wystąpił naprzód.
— Zajmę się nią, Draco. — Mrugnął. — Może zostać ze mną. — Blaise zaoferował jej swoje ramię, a ona ostrożnie je ujęła.
Draco szybko przemknął między nimi wzrokiem, po czym skinął głową i wrócił do środka. Blaise i Hermiona poszli za nim. Chłopak poprowadził ją przez salę balową z powrotem do salonu, gdzie wyczarowano scenę. Obok przepłynęła taca, a Blaise chwycił za porcję szampana, gdy brzęk różdżek o kieliszki zaczął się odbijać echem w całym salonie. Blaise wskazał na tacę, mówiąc jej, żeby również wzięła szampana, nie oskarżając go o ponowne bezpośrednie podanie jej trunku. Złapała za kieliszek i upiła łyk, próbując się ochłodzić.
— Dobrze się składa. — Blaise popijał szampana. — Zastanawiałem się, kogo pocałuję o północy.
Hermiona spojrzała na chłopaka. Uśmiechał się z niej, pozwalając swoim oczom wędrować po jej twarzy, a potem w dół, po szyi. Drwiła z jego pewności siebie. Mimo wszystko był jednak czarujący.
— Blaise — zabrzmiał głos przed nimi. Ta sama z sióstr Greengrass. — Draco cię potrzebuje.
Blaise roześmiał się grzmiącym dźwiękiem.
— Och, Merlinie, niezły jest! — Uśmiechnął się i odwrócił do Hermiony, podnosząc jej rękę, by ponownie pocałować jej knykcie. — Może w przyszłym roku, Hermiono Granger.
Mrugnął i poszedł za siostrą Greengrass.
Stukanie różdżkami w kieliszki nasilało się, aż Hermiona zobaczyła, jak biała postać Narcyzy wspina się na scenę. Kobieta przycisnęła różdżkę do gardła, gdy tłum wiwatował na jej cześć. Uśmiechnęła się łaskawie i delikatnym ruchem ręki uciszyła zebranych.
Hermiona stała z tyłu, dokładnie tam, gdzie sala balowa przechodziła w salon. Mogłaby po prostu dołączyć do Ginny i Harry'ego stojących przed nią. Właśnie trzymali się za ręce i opierali o siebie. Hermiona postanowiła zostać na swoim miejscu, zamiast im przeszkadzać.
— Wszyscy jesteście zbyt życzliwi. — Donośny głos Narcyzy przepłynął przez tłum za pomocą zaklęcia wzmacniającego. — Cóż za ciekawy rok za nami. — I kilka osób zachichotało. — Cóż za stulecie! — Więcej śmiechu. — To taka niezwykła przyjemność widzieć tutaj dziś nowych przyjaciół i stare twarze. Oczywiście niektóre twarze są starsze niż inne, jak sądzę. — Narcyza podniosła wymanikiurowane palce do skroni, pukając we własne zmarszczki. Jeszcze więcej śmiechu.
Hermiona rozejrzała się, gdy Narcyza kontynuowała, dziękując wszystkim za przybycie. Wszystkie oczy zwrócone były na nią. Miała pełną kontrolę nad pomieszczeniem i ludźmi. Kobiety się uśmiechały, mężczyźni patrzyli, a nawet ci nachmurzeni wydawali się być w niej cicho zakochani.
— Powiedziałam mojemu synowi, że nie zajmę zbyt wiele czasu, abyśmy mogli nadal jak co roku wspólnie odliczać do północy. — Odwróciła się i uśmiechnęła do miejsca, gdzie jak Hermiona przypuszczała, stał Draco. Hermiona uniosła się lekko, aż zdołała go zobaczyć. — Więc, proszę, pozwólcie mi wprowadzić na scenę kogoś, kto chciałby powitać was w nowym, dwutysięcznym roku. Draco Malfoy.
Narcyza odwróciła się, aby wpuścić syna na scenę. Wbiegł dwa lub trzy stopnie, a tłum wiwatował bezlitośnie. Hermiona klaskała w dłonie, rozglądając się i stwierdzając, że większość hałasu pochodzi od młodych czarownic w sukniach, które więcej odkrywały niż zakrywały.
Oczywiście.
— Dziękuję, dziękuję — powiedział Draco. — Wygląda na to, że moja matka zostawiła dla mnie tylko trzy minuty czasu do północy. — Narcyza wzruszyła ramionami, schodząc po schodach. Tłum się śmiał, a Hermiona wpatrywała się w chichoczące dziewczyny.
Draco kontynuował:
— Myślę, że wszyscy nie możemy się doczekać nowego roku. Ja na przykład jestem zdesperowany, aby zostawić lata dziewięćdziesiąte za sobą. Były strasznie nudne, prawda? — Jego głos był lekki i nawet sarkastyczny.
Hermiona roześmiała się na to głośno, a jej oczy odszukały tył głowy Harry'ego, podczas gdy cały pokój zakołysał się śmiechem. Harry pokręcił głową, uśmiechając się do Draco, a Hermiona była zdumiona tym, jak w ciągu zaledwie roku wszystko zdołało się zmienić.
Spojrzała z powrotem na Draco, który chichotał z własnego żartu.
— W tym roku chyba również nie wydarzyło się nic zbytnio ekscytującego. — Odgarnął włosy z twarzy niezwykle zgrabnym ruchem, niczym wachlująca się kobieta. Uniósł brew. — Chociaż może jednak? Musicie mi powiedzieć, bo sam większość czasu spędziłem w Azkabanie.
Hermiona parsknęła śmiechem, a kilka osób prawie opluło się szampanem, podczas gdy Draco Malfoy uśmiechnął się, kpiąc z siebie samego przed tłumem. Ochrypły śmiech. Niesamowity chichot. Mężczyzna obok niej krzyknął: „Och, ho!”, a Hermiona obserwowała, jak Narcyza zaciska usta, wciąż się uśmiechając, ale cicho dezaprobując jego nonszalancję. Stojący obok kobiety Blaise zakrywał twarz z szeroko otwartymi oczami, a siostry Greengrass patrzyły na siebie z szeroko rozwartymi ustami, chichocząc.
Hermiona rozejrzała się po pokoju, gdy cały czarodziejski świat zakochał się w Draco Malfoyu jeszcze bardziej niż dotychczas. Czym było piętnaście miesięcy w Azkabanie, jeśli nie czymś, z czego można się teraz śmiać? Zobaczyła gburowatą starszą kobietę, która wcześniej nachmurzała się na Narcyzę Malfoy, a teraz unosiła palce do ust, ukrywając uśmiech.
Każdy może zostać uwiedziony, Granger.
Głos Draco trzepotał jej w uszach, gdy patrzyła, jak chłopak ich wszystkich sobą uwodzi. Patrzyła, jak przygryzał dolną wargę, uśmiechając się do siebie. Przełknął i kontynuował.
— Nie no, ale naprawdę… To był długi i skomplikowany rok. — A tłum ucichł, wciąż się do niego uśmiechając. — Nie tak dawno byłem najbardziej znienawidzonym chłopcem w całej czarodziejskiej Europie. I dziękuję wam wszystkim za danie mi drugiej szansy.
Wstrzymała oddech, gdy dźwięk opuścił pokój, a uśmiechy odpłynęły z twarzy zebranych.
— Powiedziałbym, że rok dwutysięczny to odrodzenie. Druga szansa. Zakładam małą firmę, nie wiem, czy słyszeliście…
Blaise krzyknął i zaczął klaskać. Pokój dołączył i Hermiona od razu zrozumiała cel Blaise'a.
Draco uśmiechnął się i powiedział:
— A dla mnie ta firma to właśnie druga szansa. Chodzi o osiąganie celów, marzeń, pomysłów oraz tworzenie nowych ścieżek. Chcę pomagać ludziom. Chcę asystować im celom, firmom i prawnym bóstwom.
Hermiona pomyślała o Quentin Margolisie i jego watasze wilkołaków. I wszystkich innych gatunkach, którym Malfoy Consulting Group mogłaby pomóc. Uśmiechnęła się do kieliszka szampana, czując tylko dumę ze swojego nowego przyjaciela, Draco Malfoya.
— My, w Malfoy Consulting Group, chcemy tworzyć prawo. Zmieniać świat. — Spojrzała na chłopaka, słysząc jego słowa powiedziane na balkonie. Jego oczy już były w niej utkwione. Dzieliło ich ponad pięćset osób. — A jeśli tak jak ja, uważacie, że wasze dotychczasowe boksy stają się za małe…
Przełknęła, a jej serce mocno waliło o w żebra. Odwrócił od niej swój wzrok i uśmiechnął się do reszty tłumu.
— …to chętnie was zatrudnimy.
Tłum zachichotał. Dziewczyny ze zbyt mocnym makijażem i zbyt dużymi dekoltami zatrzepotały brwiami, a kilku mężczyzn w średnim wieku uśmiechnęło się do szampana, myśląc o swoich obecnych boksach. Hermiona ścisnęła kieliszek, a jej umysł zawirował.
— I jeśli zrobiłem to wszystko dobrze — mruknął Draco, potrząsając nadgarstkiem, żeby zerknąć na zegarek. — To powinniśmy właśnie…
Hermiona patrzyła, jak Draco się uśmiecha.
— Dziesięć. Dziewięć. Osiem.
Kilka osób sapnęło i sprawdziło swoje zegarki. Te nieznośne flirciary podskakiwały w górę i w dół, chichocząc, a pary chwytały się nawzajem, gotowe do pocałunku.
— Siedem. Sześć… — Dołączył do niego cały tłum.
Hermiona stała nieruchomo. Nie słyszała już swojego głosu, gdy tłum ludzi zaczął równo odliczać do północy. Draco uniósł kieliszek w powietrze i natychmiast dołączył do niego cały pokój.
— Pięć! Cztery!
Czuła, jak powietrze wchodzi i wychodzi z jej ust, ale miała wrażenie, że już nie oddycha. Wtedy Draco ponownie odnalazł jej oczy.
— Trzy! Dwa! Jeden!
Podniósł swój kieliszek ku niej, gdy fajerwerki rozbłysły w całym salonie. Obserwował ją, gdy przyłożył szkło do ust.
— Szczęśliwego Nowego Roku!
Hermiona odzyskała dech w piersi i podniosła swój kieliszek, wychylając głęboki łyk, gdy ją obserwował.
Mężczyzna stojący przed nią odwrócił się do żony i pocałował ją, a jego głowa Zasłoniła Hermionie widok na Draco. To ją oderwało. Kiedy znów go zobaczyła, schodził ze sceny, całując matkę w policzek. Patrzyła, jak chłopak całuje siostry Greengrass, również w policzek, a potem Blaise sięgnął po niego, żartobliwie plaskając dłonią jego twarz. Draco odepchnął go, marszcząc nos. Patrzyła, jak starszy pan podchodzi do chłopaka, potrząsając jego ręką. Rozmawiali krótko, z Blaise'em u boku, kiwając głowami. Draco wskazał na Blaise'a, a starszy mężczyzna uścisnął dłoń czarnoskórego chłopaka. Pierwsza umowa biznesowa Draco w nowym roku.
Nagle tuż przed Hermioną znalazła się Ginny, podskakując i chwytając jej twarz, składając pocałunek prosto na ustach.
Hermiona prychnęła, a Ginny się zaśmiała.
Zostały jeszcze przez godzinę. Hermiona nawiązała kolejną porcję znajomości, uniknęła Skeeter i zdołała powiedzieć dobranoc Narcyzie, zanim udały się do kominków, nie widząc już więcej Draco.
Poszła prosto do swojej sypialni, zrzuciła obcasy i przywołała pergamin i pióro. Spociła się, gdy pisała:
Hermiona Granger
~Złota Dziewczyna
Złożyła kartkę i wsunęła ją do koperty zaadresowanej wprost do Malfoy Consulting Group, c/o Draco Malfoy, i wysłała bez krzty zastanowienia.
Przez dwadzieścia minut chodziła po pokoju w białej sukni, wyobrażając sobie, jak kieliszek szampana dotykał jej ust, gdy Draco popijał ze swojego. Pocałunek kochanka o północy.
Zmyła makijaż. Zdjęła sukienkę. Rozpuściła włosy i włożyła piżamę. Położyła się w łóżku, wpatrując w sufit, aż usłyszała stukanie w szybę.
Gdy otworzyła okno, do jej pokoju wleciał puchacz, upuszczając na łóżko dużą kopertę i wylatując na zewnątrz. Drżącymi palcami podniosła przesyłkę i ją otworzyła.
Tytuł listu brzmiał:
Witamy w Malfoy Consulting Group, Złota Dziewczyno.
D.M.
Westchnęła, a ciężar tego uderzył ją jak ostra fala przypływu, gdy spojrzała na resztę zawartości przesyłki, którą otrzymała. Kontrakt na stanowisko Starszego Konsultanta, nadzorującego dział o nazwie Relacje Nie-Czarodziejskie. Specjalizujący się w magicznych stworzeniach i mugolskich relacjach.
Usiadła na skraju łóżka. I się uśmiechnęła.
Grafika do niniejszego rozdziału zostałą stworzona przez @jessamy (tumblr)
Kocham ten rozdział. A czytanie go po raz drugi i tym razem po polsku wzbudza we mnie jeszcze więcej emocji. Lucjusz Malfoy jak zawsze musi być sukinsynem i utrudniać życie własnemu dziecku, jeśli ktoś uważa, że teraz wszystko będzie ok, to się myli. On może być zamknięty w Azkabanie, ale to nie zmienia faktu, że chce nadal mieć kontrolę nad swoją rodziną. Pokazywał to wcześniej, więc dlaczego miałby teraz sobie odpuścić cokolwiek. Pojawienie się Blaise’a za każdym razem powoduje uśmiech na mojej twarzy. Uwielbiam to, jak cudownym jest przyjacielem dla Draco, że zawsze jest dla niego, kiedy ten go potrzebuje. Choć momentami podejrzewam, że Draco wolałby mu np obciąć ręce, by nie dotykał tego, co nie trzeba (czyt. Hermiona Granger). No bo niby czemu nagle zjawiała się Daphne, żeby go zawołać, bo Draco go potrzebuje? xD Zazdrośnik z niego. No ale co racja to racja. Każdy może zostać uwiedziony. Mnie też uwiódł i gdyby nie to, że po bitwie o Hogwart bardzo dużo dokumentów zostało zniszczonych, to po zakończeniu edukacji sama bym chciała pracować w jego firmie. Przecież to jest normalnie Superman czy inny superbohater… Chce zmieniać świat, zmieniać prawo by innym żyło się lepiej. Kto nie chciałby stać u jego boku i mieć możliwość robienia tego samego? Wymarzona pozycja dla Złotej Dziewczyny. Przecież właśnie o tym marzyła, by zmieniać świat, by innym żyło się lepiej. Draco znów ma rację. Praca w Biurze Przemieszczania Skrzatów Domowych by ją wykończyła. Nie mogłaby tak naprawdę nic zrobić, by im pomóc. Tu dostaje szansę by pomóc nie tylko im, ale także innym stworzeniom.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział! Milutko się go czytało! Jak zawsze świetna robota.
OdpowiedzUsuńCzemu Hermiona to zawsze taka dupa i nie powie Draconowi o tym co Lucjusz pitoli 😂 Może bez tego byłoby po prostu nudno 😂
O tak cudownie 🥰 wiedziałam że to zrobi 🥰
OdpowiedzUsuńOh, aż mnie zamurowało. Świetny rozdział, na coś takiego czekałam w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńByło pięknie 😍
Złota dziewczyna 💛
OdpowiedzUsuńTo jak w sali pełnej osób przez krótka chwile widzieli tylko siebie, liczyli się tylko oni, nowe tysiąclecie nowe szanse oni i szampan o północy. Piękne 🥰❤️
PS. Draco mnie na pewno uwiodłeś 😳
W koncu rozdzial, ktory dal jakis oddech. Piekny, piekny rozdzial! Usmiech nie schodzi mi z twarzy, chociaz ta zagrywka Malfoya Seniora jest naprawde ponizej pasa. Dobre sobie, transze! Podly gnoj. Moze lepiej, zeby tam zszedl w tym Azkabanie, wszystkie problemy by sie rozwiazaly. W kazdym razie ta ich chwila na balkonie - och, ach! Mialam ochote zdzielic Zabiniego w leb za to, ze im przerwal. Minuta by go nie zbawila, dziad jeden. Cos mi sie wydaje, ze dobrze sie bawi, "podrywajac" Hermione na oczach Draco. Nieladnie, mordeczko, nieladnie. Za to przeslanie swojej oczywistej kandydatury do M.C.G. - to sie bedzie dzialo! 😁
OdpowiedzUsuńPiękna suknia, piękny bal, piękni oni ♥️
OdpowiedzUsuńLucjusz jak zawsze stoi na straży tego aby zatruć życie innym...
Cóż lekko liczyłam na pocałunek w sylwestrowa noc, czytałam z wypiekami na twarzy ich rozmowę na balkonie😍
Jest i on, Zabini😍 brakowało mi go troszkę przez te wszystkie rozdziału, cóż zawsze można liczyć, że pomoże on przyjacielowi ♥️
Żałuję troszkę, że Hermiona nie powiedziała Draco od czego zależy jego spadek... Choć gdyby wiedział, skończyłoby się to jeszcze gorzej.
Teraz będą razem pracować - oby było gorąco 😍😍😍