Wzięła głęboki oddech. Twarde okładki trzymanych książek wbijały się w jej dłonie. Otworzyła oczy, wpatrując się z napięciem w drewniane drzwi prowadzące do Skrzydła Szpitalnego.
Powinna zawrócić. Usiąść w Pokoju Wspólnym i zapomnieć, że kiedykolwiek wpadła na tak idiotyczny pomysł.
Nagle do jej uszu dobiegł stukot kroków dochodzący z drugiego końca korytarza. Zorientowała się, że musi wyglądać strasznie głupio, stojąc przed wejściem do Skrzydła z książkami przyciśniętymi do piersi. Szybko weszła do środka, pozwalając, by drzwi się za nią zamknęły.
Wokół kilku łóżek zaciągnięto miętowozielone zasłony, a w biurze pani Pomfrey paliło się światło. Ktoś jęczał na końcu rzędu na najbliższym jej łóżku. Hermiona zerknęła i zobaczyła, że to pierwszoroczniak trzymający się za ramię z mocno zaciśniętymi oczami. Ruszyła dalej, przemierzając całą długość pomieszczenia i zerkając to na prawo, to na lewo. Znalazła go dopiero w czwartym łóżku po prawej.
Blond włosy chłopaka przylegały mu do czoła, mokre od potu. Jego policzki były zaróżowione od gorączki, a brwi ściągnięte, ale spał. Fala ulgi zalała jej serce, teraz, kiedy już wiedziała, że nie będzie musiała z nim rozmawiać, znosić niewdzięcznego warczenia, czy słuchać wrednych zaczepek.
Podeszła bliżej i zobaczyła, że pod cienkim prześcieradłem podciągniętym do klatki piersiowej majaczył zarys jego koszuli od piżamy, teraz rozpiętej i rozsuniętej na boki. Na lewo od zagłębienia jego obojczyka widniała wściekłe czerwona rysa, sunąca w dół i znikająca pod pościelą.
Westchnęła, a dźwięk niósł się, odbijając echem od ścian pomieszczenia, mieszając się z cichymi jękami leżącego nieopodal pierwszoroczniaka. Zaciskając usta, by milczeć, sięgnęła i powoli ściągnęła z niego prześcieradło. Linia przecinała klatkę piersiową chłopaka, zmieniając kierunek tuż pod sercem i sunąc przez cały brzuch. Błyszczała od maści, którą nasmarowała ją Pomfrey. Usta Hermiony zadrżały.
— Czyżbyś przyszła dokończyć robotę, panno Granger?
Hermiona obróciła się, puszczając prześcieradło i prawie rozrzucając trzymane książki. Severus Snape stał w nogach łóżka, ciasno owijając szatami swoje ciało, gdy skrzyżował ramiona na piersi. Pilnie ją obserwował.
— Ja… przepraszam. Właśnie… właśnie dostarczałam Malfoyowi notatki — odparła. Mężczyzna uniósł na nią brew, więc poczuła się zmuszona kontynuować swoje wyjaśnienia. — Opuścił zajęcia i wiem, że ma zaległości, więc ja… chciałam zostawić podsumowanie ostatnich lekcji i wszystko inne, w szczególności to, co przekazali nam profesorowie…
— Jeśli to tobie przydzielono zadanie robienia notatek dla pana Malfoya, to w takim razie co panna Parkinson przyniosła mu dzisiaj po zajęciach? — Skinął głową, wskazując na stos papierów i książek ułożonych na stoliku przy łóżku Malfoya. Hermiona zarumieniła się.
— Jestem pewna, że to tylko bazgroły i liściki miłosne. — Powstrzymała się od prychnięcia i spojrzała w ciemne oczy nauczyciela. — Ale jeśli pan, panie profesorze, woli notatki Pansy Parkinson od moich, to na pewno uważa pan, że są kompletne, a moje… cóż, zbyteczne.
Usta Snape'a wykrzywiły się, a jego ręka wystrzeliła, prosząc ją o pokazanie trzymanych papierów. Zamrugała i podała mu książki i notatki. Przejrzał jej zapiski, przeglądając je dokładnie, kiedy ciało Draco nagle drgnęło. Plecy chłopaka wygięły się, a dłonie zacisnęły w pięści. Zaczął wierzgać nogami. Snape nic nie zrobił, tylko przewrócił kolejną stronę książki.
— Czy… czy z nim wszystko będzie dobrze, profesorze?
Snape zamknął książkę i zmarszczył brwi.
— Och, jak ja uwielbiam to wasze gryfońskie poczucie winy. — Odwrócił się i patrzył, jak Draco jęczy przez sen. — Tak. Przeciwzaklęcie będzie potrzebowało kilku dni, aby przebić się przez całe jego ciało. Dyptam złagodzi większość blizn.
Hermiona obserwowała, jak palce Draco wbijają się w prześcieradło, ale jego ramiona pozostają ułożone równo wzdłuż ciała. Uświadomiła sobie, że jego nadgarstki muszą być zaklęte tak, żeby przylegały do łóżka, a on nie próbował rozdrapywać ran. Jego twarz wykrzywiła się z bólu, a ona poczuła nagłą pokusę, by usiąść obok niego i przesunąć palcami po jego napiętej twarzy…
— Czy to wszystko, panno Granger?
Podskoczyła, słysząc jedwabisty głos mężczyzny, i odwróciła się, by dostrzec Snape'a dokonującego pilnej analizy jej osoby. Harry powiedział jej, jak to było, kiedy ktoś wchodzi do twojego umysłu, więc Hermiona wiedziała, że nie była to legilimencja.
— Tak — powiedziała i odwróciła się, żeby go ominąć.
— Chyba że chcesz, żebym przekazał od ciebie jakąś wiadomość panu Malfoyowi…?
— Nie. Ja… dziękuję. Wrócę już do Wieży Gryffindoru. - Pospieszyła ku drzwiom i przebiegła przez nie, mrucząc pod nosem o durnych pomysłach.
***
— Uratowałby mnie.
Harry wpatrywał się w nią tępo.
— Ok… — Złapał ją za łokieć i wyprowadził z pokoju. — Nie mam bladego pojęcia co to znaczy, ale musimy już iść. — Zarzucił jej na głowę pelerynę-niewidkę, po czym chwycił za jej niewidzialne ramię.
Prowadził ją korytarzem. Słyszała stukot butów i czuła pracę nóg, ale nie była pewna, czy jej mózg jeszcze w ogóle działa. W jej umyśle wirowały tylko krzyki i to westchnienie.
Harry zamknął za nimi drzwi, używając kombinacji zaklęć, których nie rozpoznała. Jej puls przyspieszył. W głębi korytarza rozległ się odgłos czyichś kroków, więc zebrała się na tyle, by rzucić Silencio na własne nogi. Harry pochylił się tam, gdzie, jak sądził, powinna stać.
— Wyjdź, kiedy będzie bezpiecznie. Przyjdę do ciebie później.
Montgomery wyszedł zza rogu, szarpiąc za mankiety.
— Działo się coś?
— Nic. Nudno jak zwykle.
Korytarz wypełniła mdła woń starych papierosów, a kiedy Montgomery wreszcie do nich dotarł, przemknęła obok niego, przemierzając labirynt korytarzy, który wcześniej zapamiętała.
Dotarła do głównego holu na Poziomie 2, przemykając między boksami. Tak ciężko było jej złapać oddech. Chciała móc po prostu ukryć się za pierwszym lepszym pustym biurkiem i zrzucić z siebie pelerynę, ale wiedziała, że nie mogłaby po prostu pojawić się znikąd.
Przemknęła obok biurka Katie Bell, która jadła swój lunch, i zwolniła, mijając zwężenie korytarza w pobliżu sali konferencyjnej. Drzwi były otwarte.
Draco siedział przy stole. Plecami do drzwi. Weszła do środka, powoli obchodząc pomieszczenie, żeby mu się przyjrzeć, skradając się za jego prawym ramieniem i przechodząc na drugą stronę. Jego usta były opuszczone, gdy pilnie studiował coś, co wyglądało na mapę.
Podrapał się lekko po linii szczęki.
Pomyślała o jego wizycie w swoim domu. Na szczycie schodów najpierw skierował się w lewo, ale potem wybrał jednak prawo. Skąd wiedział, który pokój należał do niej?
Pomyślała o nim stojącym w jej dawnej sypialni, wpadającym przez drzwi, mimo że dom był pusty. Co miał nadzieję tam znaleźć? Lub nie znaleźć?
Pomyślała o nim stojącym przed kominkiem, drżącym i odbudowującym swoją maskę po tym, jak ta roztrzaskała się w drobny mak.
Obserwowała go teraz, gdy oddychał głęboko i raz co raz wzdychał, siedząc przy stole w sali konferencyjnej. Włosy opadły mu na czoło i tak bardzo chciała je odgarnąć.
Próbowała rozwiązać zagadkę, którą był Draco Malfoy. I wydawał się być dla niej tak samo obcy jak wcześniej.
Nagle chłopak podniósł głowę. Odwrócił się przez ramię i spojrzał na drzwi. Zmrużył oczy, a jego mózg pracował. Czegoś nasłuchiwał.
Po trzydziestu sekundach wstał, a Hermiona wstrzymała oddech. Powoli podszedł do wejścia, a ona odsunęła się jak najdalej od niego. Patrzyła, jak wystawia on głowę przez drzwi, spoglądając w lewo, a potem w prawo. Wrócił do środka, wpatrując się w ziemię, rozmyślając.
Spojrzał na nią. Mogła przysiąc, że to zrobił. Ale zaraz potem jego oczy przesunęły się po całej ścianie i wziął głęboki oddech. Znowu wyjrzał przez drzwi, marszcząc brwi.
Z korytarza dobiegł ich stukot kroków.
— Dzień dobry, Malfoy! — rozbrzmiał wesoły głos Robardsa.
Patrzyła, jak Draco uśmiecha się łagodnie.
— Dzień dobry, sir. Czy Granger jest tutaj?
Hermiona sapnęła i zakryła usta dłonią.
— Granger? Eee, nie, nie sądzę. A potrzebujesz jej? — W drzwiach pojawiła się postać Robardsa.
— Nie, nie, w porządku. Po prostu wydawało mi się, że ją widziałem.
Jak. Co?
— Mogę ją wezwać. Czy… — Robards zniżył głos. — Czy sprawy między wami mimo wszystko jednak się rozwiązały?
— Eee, nie. Nadal najlepszym wyjściem jest opcja, że nie będziemy razem pracować. Dziękuję.
Hermiona zamrugała. Zmarszczyła brwi. To by wyjaśniało, dlaczego nie była wzywana przez Robardsa przez prawie dwa tygodnie. Po ostatnim incydencie Draco nie chciał z nią pracować.
Robards życzył blondynowi miłego dnia. Draco stał w drzwiach, a jego oczy błyszczały. Znowu wciągnął głęboki wdech, wyjrzał przez drzwi, skręcił karkiem i wrócił na swoje miejsce.
Wymknęła się z pokoju, biegnąc do małego biura na lewo od wind. Zrzuciła z siebie pelerynę-niewidkę, ostro łapiąc powietrze. Nachyliła głowę w kierunku swojego ciała, wąchając. Nie używała perfum. I nie czuła od siebie woni potu – dzięki Bogu.
Jedyne, co mogła poczuć, to zapach swoich włosów. Jej szamponu.
Uratowałby ją i właśnie rozpoznał zapach jej włosów.
Hermiona zdołała jeszcze usiąść, zanim straciła przytomność.
***
Tej nocy postanowiła zerwać całą Ścianę.
Nadeszła na to już najwyższa pora. Otrzymała wszystkie odpowiedzi, których szukała, kiedy po raz pierwszy stworzyła Ścianę. Właśnie odrywała wycinek z gazety z dnia swoich urodzin – Draco odwiedzającego Lucjusza w Azkabanie – kiedy Ginny wróciła do domu.
Rudowłosa wpadła do jej sypialni z oczami szeroko otwartymi z radości i ciekawości, a potem z konsternacją wypuściła powietrze. Hermiona skinęła jej głową na powitanie, a Ginny obserwowała, jak jej przyjaciółka wkłada wycinek z gazety z powrotem do pudełka.
Nie wiedziała, co jej powiedzieć.
Myliłam się. Odnośnie wszystkiego.
Czuję się tak okropnie winna, że włamałam się do jego umysłu, do jego serca.
Myślę, że Draco Malfoy mógł się o mnie troszczyć.
Po prostu patrzyłam, jak byłam torturowana. Nadal słyszę w głowie swój krzyk.
Nie wiedziała, od czego zacząć.
Ginny spojrzała na przyjaciółkę, a potem zwróciła swój wzrok na Ścianę, teraz na wpół ogołoconą z wycinków i zdjęć. Zmarszczyła brwi i przeszła na drugą stronę, do najnowszych artykułów i dopisków, i zaczęła je zdejmować, jeden po drugim, w ciszy, dopóki nie spotkały się na środku.
***
Gdy artykuły zostały usunięte, w końcu zaczęła rozmawiać z Ginny. Na ścianie nadal widniało odręcznie nakreślone notatki, które wciąż musiały zniknąć. Patrzyły na nią teraz, jak prześmiewcza tapeta. Po tym, jak streściła Ginny oba wspomnienia, ta spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.
— Okłamał cię. — Jej głos był miękki, jakby właśnie przeżywała coś wielkiego.
— Kiedy? — Hermiona roześmiała się.
— Za każdym razem.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę, a ta ponownie przesunęła wzrokiem po pustej ścianie. Po chwili Ginny wstała, idąc do miejsca na dawnej osi czasu, w którym Hermiona dopisała atramentem liczbę 35 000. Ginny prześledziła napis palcami. Hermiona obserwowała, jak wzrok przyjaciółki powoli się cofa. Rudowłosa minęła drzwi, podeszła do ściany po lewej i prześledziła drogę powrotną przez nabazgrane wydarzenia z okresu wojny. Przeszła przez Bitwę o Hogwart, minęła Dwór Malfoyów i wylądowała na Wigilii 1997 roku.
— Zgłosił się na ochotnika? — Oczy Ginny spoczęły na dacie.
— Tak powiedział Dołohow.
— Właśnie tego nie chciał, żebyś wiedziała.
Hermiona spojrzała na nią. Ginny właśnie tworzyła w swojej głowie własną linię czasu. Spoglądała na Ścianę, a potem wpatrywała w ziemię, poruszając oczami, po czym wracała do Ściany. Po chwili rudowłosa odwróciła się i odwróciła do Hermiony z błyszczącymi oczami.
— Więc…. On cię kocha.
Serce Hermiony zatrzepotało, zanim wepchnęła je z powrotem do klatki.
— On… poczuł ulgę widząc, że dom był pusty. Czy to znaczy, że martwił się o mieszkańców, czy też cieszył się, że tego dnia nie było zabijania…
— Mieszkańców? Granger! — wrzasnęła Ginny. — Pobiegł prosto do twojej sypialni! Czy to nie jest dla ciebie wystarczający dowód?
— To… to oczywiście może być jakaś możliwość! Ale może…
Ginny podniosła rękę.
— Nie. Nie może być. Nie pozwolę ci się tego wyprzeć. — Ginny dołączyła do przyjaciółki na łóżku, chwytając ją za rękę. — Hermiono. Lucjusz Malfoy miał rację. — Ginny uniosła brew i zamrugała, jakby to zdanie ją zabolało. — Draco udał się do swojej czystokrwistej babci, prosząc o trzydzieści pięć tysięcy galeonów dla swojego awaryjnego planu uratowania mugolskiej dziewczyny, z którą nawet się nie spotykał. — Ginny usiadła z szeroko otwartymi oczami. — Merlinie, ale on ma jaja.
Nos Hermiony zmarszczył się, po czym wstała, zaczynając krążyć po pokoju.
— Ja... rozumiem, do czego zmierzasz, Gin. Mogę przyznać, że... wygląda na to, że Lucjusz Malfoy miał rację i że Draco... żywi do mnie jakieś uczucia. — Odwróciła się do Rudej. — Ale to było wtedy. I kto wie, co on czuje teraz.
Ginny jęknęła i zeskoczyła z łóżka, otwierając skrzynię z przedmiotami, które chwilę temu zdjęły ze ściany. Chwyciła za jeden z wycinków i przytrzymała go przed twarzą Hermiony.
— Ja wiem! Ja wiem, co on teraz czuje!
Hermiona zapoznała się z artykułem z ich wspólnego lunchu w Fortescue. Dłoń Draco uniosła się, by ją poprowadzić, gdy przechodzili przez ulicę. Potem zerknęła na to jak Draco na nią spojrzał, gdy rozmawiała z Narcyzą. Poniżej ujrzała powolny uśmiech Draco i jego błyszczące oczy, gdy ten żegnał się z nią przy frontowych drzwiach Księgarni Cornerstone. Wydawało się, że od tamtego wydarzenia minęły całe wieki. Jak kiedykolwiek zdołają wrócić do spokoju tamtych dni?
— Ale teraz on się z kimś spotyka. I to z wieloma osobami! — Hermiona obeszła łóżko, żeby włożyć artykuł o Fortescue z powrotem do pudełka.
— No to idź i powiedz mu, że chcesz, aby twoje imię zostało dodane do listy oczekujących! — Ginny wskoczyła na łóżko Hermiony, stając na nim wyprostowana. Przypomniało to tak bardzo ich ostatni rok w Hogwarcie, że Hermiona prawie się uśmiechnęła.
Z kominka w salonie dobiegł je krótki trzask i świst, a potem Harry zawołał „Cześć”.
— Zrób nam herbaty, Potter! — wrzasnęła do niego Ginny. — I otwórz jakieś wino! Mamy coś do zrobienia.
— Och, cholera — mruknął Harry z salonu.
Hermiona spędziła następne pół godziny na zapoznawaniu Harry'ego z przejrzanymi dzisiaj wspomnieniami. Cóż, przez większość czasu to Ginny rozmawiała, nadając ich rozmowie swój własny kierunek. Hermiona siedziała przy małym stoliku w jadalni, popijając wino, które podała jej Ginny.
Harry przez cały czas cicho sączył herbatę. Hermiona widziała napięcie na jego twarzy i zaciśnięte usta, gdy opowiadały mu o wydarzeniach z czasów wojny. Ginny tego nie zauważała, brnąc we wszystko dalej i dalej, opisując mu coraz to nowe obrazy. Hermiona nie winiła jej za to. Nie było jej tam. Nie było jej w Dolinie Godryka ani tej nocy, kiedy Draco i Śmierciożercy próbowali ich schwytać w domu jej rodziców. Nie było jej we Dworze Malfoyów ani na plaży. Nie miała obrazu grobu Zgredka wyrytego w swoich wspomnieniach, tak jak Harry i Hermiona.
— Więc teraz całe zadanie polega na tym — powiedziała Ginny i Hermiona została wyrwana z zamyślenia — by ich ze sobą spiknąć!
— Czy on nie spotyka się z tą Bułgarką? — zapytał Harry, podnosząc do ust filiżankę.
— Tak — powiedziała Hermiona. — I jest cudowna.
— W porządku, dość tego. — Ginny dolała jej kolejną porcję wina. — Katya Jakaśtam nie ma teraz znaczenia. Harry — odwróciła się do niego — powiedz nam jako facet… czy można umawiać się z jedną dziewczyną, ale być zakochanym w innej? — Ginny położyła ręce na biodrach.
Harry patrzył w tę i z powrotem między dziewczynami, w końcu niepewnie spoglądając na Ginny.
— Czuję, że to pułapka.
— Wcale nie. Odpowiedz na cholerne pytanie, Potter. Wiem, że mnie kochasz.
— Ja… Cóż, można. Ale to paskudne zagranie.
Ginny uśmiechnęła się promiennie i powiedziała:
— A Draco Malfoy to paskudny człowiek, jak cudnie! Mamy to! Mamy odpowiedź!
Hermiona przewróciła oczami i wychyliła głęboki łyk ze swojego kieliszka. Pomyślała, że być może w przyszłości powinna zacząć radzić sobie ze swoimi romantycznymi uwikłaniami bez angażowania w to wszystkich dookoła.
— A więc — kontynuowała Ginny. — Malfoy pragnie Hermiony. Hermiona pragnie Malfoya. Jak mniemam, następne kroki są całkiem proste.
— Cóż… — mruknął Harry. Spojrzały na niego.
— Cóż co? — zapytała Ginny.
Harry wyglądał, jakby już pożałował, że w ogóle się odezwał.
— Cóż… jak przebiegła wasza ostatnia rozmowa we dwoje?
Hermiona zamrugała.
— Ja… w czwartek spotkałam go w windzie. Zapytałam go o firmę i życzyłam miłego dnia.
— A przed tym? Harry skrzywił się, a Hermiona poczuła się zdezorientowana.
— To była ta sprawa z Marcusem Flintem, tak? — powiedziała Ginny, siadając przy stole. — Kiedy wyjaśnił jej, czemu się na niego rzuciła!
— Tak, ale… — Harry wziął głęboki oddech. Wolałaby, żeby po prostu powiedział to wszystko prosto z mostu. — Czy nie oskarżyłaś go również o odurzenie cię, żeby… mógł cię wykorzystać?
— Ale przeprosiła go za to. Wyjaśnili to sobie. — Ginny potrząsnęła głową z frustracją. Hermiona błądziła między nimi wzrokiem, gdy o niej rozmawiali.
— W porządku, ale to i tak się stało. Wie, że uważasz, że jest do tego zdolny.
Hermiona poczuła nagły ciężar w żołądku.
— Nie, to… to znaczy… — zaczęła.
— Cóż, zignorujmy ten incydent, ponieważ już to „wyjaśniłaś”. — Harry wstał. Ginny spojrzała na niego, kiedy użył jej własnych słów przeciwko niej. — A co się stało przed tym wszystkim?
— Oskarżyłam go o oblanie swoją krwią ścian domu moich rodziców. — Spojrzała na stół, powoli godząc się z tym, do czego zmierzał Harry.
— Nie, nie. On niczego nie oblewał — powiedziała Ginny. — A teraz wiemy, co tak naprawdę się tam działo…
— Tak, ale Malfoy nie wie, że ona o tym wie, ponieważ to zrujnowałoby całą tę idealną, małą, tajną misję, którą Hermiona i ja właśnie odbyliśmy…
— Ale jakie to ma znaczenie?! Powinna po prostu o tym wspomnieć i powiedzieć mu, że nie wierzy, że skrzywdziłby ją lub jej rodziców, gdyby znalazł…
— Może spróbować! — Harry rozłożył ręce na boki. — Ale to w niczym nie pomoże, skoro już go o to oskarżyła, bo on wie, że ona myśli, że jest zdolny…
— Rozumiem, Harry. — Hermiona zmarszczyła brwi. Harry miał rację. I było to okropne.
— I nie zapominajmy — zaczął Harry, teraz już łagodniej — o tym co wydarzyło się wcześniej.
Hermiona spojrzała na niego.
— Co? — powiedziała Ginny. — Wcześniej był tylko Lucjusz Malfoy.
— Wcześniej — powiedziała Hermiona, czując beznadziejność wypełniającą jej pierś — powiedziałam jego matce, że nigdy za niego nie wyjdę.
Ginny otworzyła usta, już chcąc się spierać, a potem szybko je zamknęła. Po chwili jednak powiedziała:
— Może akurat tego Narcyza mu nie powiedziała?
Hermiona uśmiechnęła się smutno.
— Cóż, nie jestem Draco Malfoyem — powiedział Harry. — Dzięki Merlinowi... – mruknął. — Nie jestem też Ślizgonem czystej krwi, ani wrzodem na dupie. Ale jako facet… — Harry wziął oddech i złapał jej wzrok. — Zakładam, że ten statek już odpłynął.
Hermiona skinęła głową, czując ucisk w piersi.
— No cóż. Będziemy musieli ten statek zawrócić! — powiedziała Ginny całkiem z siebie dumna, najwyraźniej kompletnie nie rozumiejąc tego mugolskiego powiedzonka.
***
Jak sprawić, by Draco Malfoy znów się w niej zakochał. Stuknęła piórem w księgę rachunkową. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby tylko wiedziała, jak udało jej się to osiągnąć za pierwszym razem.
Oparła się o ladę przy kasie w Cornerstone, obserwując, jak jakaś starsza czarownica apatycznie spaceruje między regałami. Zaczęła bazgrać listę pomysłów godzinę temu. Zwróć się do Robardsa po więcej projektów. Napisz do Narcyzy Malfoy. Zorganizuj porwanie.
Spojrzała na list, który zaczęła do niego pisać. Druga książka z nowej serii Lance’a Gainswortha będzie dostępna w Cornerstone w maju. Lista zamówień w przedsprzedaży zwykle zaczynała się na trzy miesiące przed wydaniem książki, więc pisanie do niego sześć miesięcy wcześniej z pytaniem, czy chciałby zostać umieszczony na liście zamówień w przedsprzedaży, było mocno naciągane.
Nie, musiała znaleźć swobodny sposób na podtrzymanie ich znajomości, zwłaszcza że najbliższy piątek miał być jego ostatnim dniem w Ministerstwie. Nie miała już z nim żadnych relacji poza biurem, więc będzie musiała zrobić w tym tygodniu coś, co wzbudzi jego zainteresowanie. Coś zwyczajnego. Jakby od niechcenia.
Podniosła wzrok, zerkając przez frontowe okno na brukowaną uliczkę na zewnątrz i musiała się otrząsnąć, gdy zobaczyła stojącego tam Draco Malfoya, biorącego głęboki oddech, zanim sięgnął do klamki. Czyżby go sobie wyczarowała?
Szybko spuściła oczy, znajdując na blacie swój na wpół skończony list do niego. Chwyciła pergamin i zgniotła, wrzucając do kosza na śmieci i udając, że zamyka księgę rachunkową i wsuwa ją pod ladę, kiedy podniosła wzrok. Zwyczajnie. Jakby od niechcenia.
— Dzień dobry. — Pozwoliła, by jej oczy spoczęły na nim, gdy wspinał się po schodach na główny podest. Udawała zdziwienie. — Och, cześć.
— Granger. — Skinął głową na powitanie, a ona zadrżała na wspomnienie jego szeptu Granger za jej uchem.
— Czy ty... czy miałeś coś zarezerwowanego? — Odwróciła się do półki z rezerwacjami, doskonale wiedząc, że ani pod nazwiskiem Malfoy ani Black nie ma żadnej książki.
— Eee, nie — powiedział. Odwróciła się do niego, utrzymując wyraz swojej twarzy tak otwarty, jak to tylko możliwe. — Byłem... po prostu chciałem się rozejrzeć.
Miał przerzucony przez pierś pasek torby, która zawsze przypominała Hermionie coś, co mógłby nosić ze sobą profesor mugolskiego uniwersytetu. Nie mogła zdecydować, czy wolałaby się teraz zaśmiać, czy raczej zemdleć.
— Wspaniale. — Poczuła, jak rytm jej serca pulsuje aż w opuszkach palców. On tu był. A ona tak bardzo chciała go zatrzymać. — Właściwie pojawiło się… um… — Obeszła ladę, zwracając się w kierunku foteli i regałów po lewej stronie. — Sporo nowych tytułów, odkąd byłeś tu ostatnio.
Poprowadziła go do działu fikcji, czując, że chłopak za nią podąża. Merlinie, nie miała zielonego pojęcia, co właściwie robi.
— Wyszła nowa powieść, luźno oparta na pewnej mugolskiej książce z lat osiemdziesiątych. — Zatrzymała się przy półce i postukała w grzbiet. — Dystopijna przyszłość, prawo małżeńskie, przepisy dotyczące rodzenia dzieci. — Spojrzała na niego, a on obserwował jej twarz. — Moim zdaniem mugolska wersja jest o niebo lepsza, ale nikt tutaj o niej nie słyszał, więc…
Urwała i wzruszyła ramionami, kontynuując spacer wzdłuż regałów. W dziale beletrystyki kręciło się kilka osób, a młoda czarownica siedząca w jednym z foteli pilnie się im przyglądała. Hermiona przejechała palcami po kilku grzbietach i zobaczyła, jak chłopak za nią podąża.
— I tutaj. Phineas Bourne próbował swoich sił w fikcji i to dość przerażającej. Nie mam zdrowia na takie lektury, ale Morty mówił mi, że to dość makabryczna powieść grozy, jeśli cię to interesuje…
Przygryzła wargę, myśląc, jak głupio musi teraz wyglądać, prowadząc go przez sklep, jakby nigdy wcześniej nie był w księgarni. Żadna inna osoba siedząca między regałami i czytająca cokolwiek po cichu nie odbyła prywatnej wycieczki po nowych pozycjach.
Zaszła troszkę za daleko. Powinna zaproponować mu jeszcze jedną książkę, a potem go tam zostawić. Nie mogła nawet na niego spojrzeć, bojąc się, że przejrzałby ją na wylot.
— Ostatnia, którą mogę ci pokazać… ee… — Skręciła za róg, na swoje szczęście znajdując pustą alejkę. Była zdesperowana, by zniknąć z pola widzenia młodej czarownicy, która dokładnie wiedziała, co teraz robi. — Tutaj. — Wyjęła książkę z dolnej półki. — Nowa biografia Chadwicka Boota. Napisałam do Terry'ego Boota, aby sprawdzić, czy ten autor ma jakiekolwiek prawa do informacji, które tu publikuje, ale wciąż czekam na jego odpowiedź.
Oderwała oczy od okładki. Jego wzrok spoczywał na księdze. Spojrzał na nią z uśmieszkiem czającym się w kącikach ust.
— Wezmę wszystkie trzy.
Przełknęła ślinę, obserwując, jak jego oczy zmieniają kolory.
— Naprawdę? Eee... Cudownie. — Uśmiechnęła się, starając się zachować resztki profesjonalizmu. — Ja… to znaczy… nie chciałam wciskać ci niczego na siłę. — Roześmiała się, a dźwięk jej chichotu zabrzmiał wręcz nienaturalnie. — Oczywiście zachęcam do osobistego przejrzenia.
— Nie, nie — powiedział, wyciągając biografię z jej drżących palców. — Jeśli Hermiona Granger poleca mi coś nowego do przeczytania, byłbym głupcem, gdybym jej nie posłuchał.
Hermiona obserwowała, jak chłopak odwrócił biografię i zaczął czytać streszczenie na tylnej okładce. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem wymówił jej imię.
— Ja… pójdę po pozostałe i spotkamy się przy ladzie. — Przepchnęła się obok niego, a jej biodra otarły się o jego uda w tej ciasnej przestrzeni. Chwyciła za dwie inne książki, które mu poleciła, ignorując sposób, w jaki młoda czarownica uśmiechała się pod nosem wpatrzona w kartki swojej książki.
Hermiona podeszła do lady i skupiła się na oddychaniu. Wyciągnęła księgę rachunkową i zaczęła pisać, gdy usłyszała, jak chłopak się do niej zbliża.
— Tak właściwie, to chciałem cię o coś zapytać — powiedział.
Spojrzała na niego. Jego oczy opadły na blat. Wstrzymała oddech, gdy jej puls podskoczył, a jej umysł zawirował.
— Jasne, o co chodzi?
O Boże. O Boże, Hermiono. Jej głos był przynajmniej lekki, nie przyćmiony pożądaniem ani ciężki od obietnicy. Co za głupia odpowiedź.
Spojrzał na nią ponownie z pustym wyrazem twarzy. Oklumencja. Odcinał się od niej.
— Znasz Quentina Margolisa?
Kompletnie nie tego się spodziewała.
— Przywódcę wilkołaków? — zapytała, a Draco skinął głową. — Przypuszczam, że tak. Był w biurze kilka razy, a po wojnie chciał, żebyśmi razem z Harrym przedstawili go Teddy'emu Lupinowi... — powiedziała. — Dlaczego pytasz?
— Mam nadzieję, że będzie moim klientem. Cóż, on i jego wataha. — Draco podrapał się po policzku i odwrócił wzrok. — On… nie odpowiada na sowy, które mu wysyłam. I zaczynam myśleć, że to przez moje nazwisko, moją reputację. — Zacisnął szczękę. — Moją przeszłość z Greybackiem.
Hermiona zobaczyła cienka linię wstydu przecinającą jego brwi, zanim obraz Fenrira Greybacka wąchającego powietrze w jej sypialni pojawił się przed jej oczami.
— Rozumiem. — Nie rozumiała. — Cóż, Quentin spędza bardzo mało czasu z dala od watahy. Możliwe, że twoje listy do niego nie dotarły.
— Och, dotarły. — Draco uśmiechnął się kwaśno. — „Brak odpowiedzi” był miłym sposobem przekazania mi tego, że nie jest zainteresowany spotkaniem.
Skinęła głową, kręcąc piórem.
— To może być kwestia pieniędzy. Ich społeczności może nie być stać na twoje usługi. Wilkołaki mają trudności z zarabianiem i utrzymaniem się w pracy...
— O to właśnie walczymy. Równe prawa dla wilkołaków. Prawa antydyskryminacyjne.
Hermiona poczuła, że nagle zaparło jej dech w piersi.
— Przepisy antydyskryminacyjne? — Spojrzała mu w oczy i dobrze wiedziała, że jej własne są teraz bardzo szerokie. Walka o prawa wilkołaków szykowała się od dawna, a Kingsley powiedział jej, że temat jest poddawany przeglądowi przed zbliżającymi się przesłuchaniami. Ale jeśli ktoś taki jak Draco Malfoy i jego grupa doradcza prowadził sprawę… z prawdziwym radcą prawnym…
Jego oczy przesunęły się po jej twarzy, a potem spojrzał w dół na ladę, jakby poczuł się zakłopotany.
— Potrzebuję tylko sposobu na wejście — powiedział Draco. — Rekomendacji.
— Oczywiście. — Brakowało jej tchu. — Napiszę do Quentina list polecający w twojej sprawie.
— Mogłabyś? — Jego oczy praktycznie ją paliły. Skinęła głową. — Mam… tutaj… — Odwrócił się do swojej przeklętej torby i wyciągnął z niej skórzaną teczkę. — Oto propozycja. Jeśli w ogóle chcesz się z nią zapoznać.
Odebrała mu ją chciwymi palcami, chcąc natychmiast pochłonąć zawarte w środku pomysły i plany.
— Oddam ci to w poniedziałek.
Pokiwał głową.
— Dziękuję, Granger.
Granger. Szepnięte przy jej uchu.
Uśmiechnęła się, schowała teczkę pod ladę i kontynuowała notowanie jego zakupów w księdze rachunkowej. Możliwe, że kupował te trzy książki tylko dlatego, że potrzebował od niej przysługi. Ale Hermiona nie miała mu tego za złe.
Nie odrywając oczu od księgi, zapytała:
— Czy twój dział organizuje dla ciebie jakąś imprezę pożegnalną?
— Eee, nie. Nie sądzę.
Spojrzała na niego i odgarnęła włosy z twarzy.
— Tak być nie może — powiedziała. — Harry i ja będziemy musieli coś zaplanować.
Jego oczy błysnęły. Odniosła wrażenie, jakby nie widziała tego od wieków. Stracił czujność.
— Ty… nie musisz.
— Oczywiście, że muszę — powiedziała z uśmiechem. — Będziemy musieli zorganizować coś naprawdę zawstydzającego, na przykład wydrukować twoją twarz na torcie.
Skrzywił się.
— To musi być jakaś mugolska tradycja.
— Oczywiście! — zaśmiała się. Jej serce biło tak szybko, że czuła, jakby igrała z ogniem. — Co powiesz na piątek po pracy? Ostatniego dnia. — Leciała strasznie blisko słońca i poczuła potrzebę zwolnienia. — Poproszę Harry'ego, aby dał znać wszystkim na Poziomie 2. Możesz zaprosić też Katyę, jeśli chcesz.
Jak ochlapywanie się zimną wodą.
— Albo Noelle — uśmiechnęła się z wysiłkiem. — Albo kogokolwiek, kto pełni piątkowy dyżur. — Zdołała się roześmiać, kiedy włożyła jego trzy książki do torby.
Nie potrafiła nawet na niego spojrzeć. Dobrze wiedziała, że ją obserwował.
— Musisz mi kiedyś opowiedzieć o swoich wrażeniach co do tej powieści grozy. Nie sądzę, żebym sama przez to przebrnęła — powiedziała. Podała mu torbę.
Przyjął od niej zakupy i powiedział:
— Dziękuję. Za napisanie do Quentina Margolisa.
Spojrzała mu w oczy.
— Oczywiście. Cokolwiek zechcesz.
Uśmiechnął się złośliwie, a ona poczuła, jak jej policzki stają się gorące.
— Ostrożnie, Granger — powiedział, a ona patrzyła, jak jego oczy błyszczą. — Bo jeszcze wezmę to dosłownie.
Uśmiech pojawił się na jej ustach, zanim zdążyła go powstrzymać. Przygryzła policzki, wiedząc, że musi wyglądać całkiem głupio, zaciskając usta i rumieniąc się, gdy chłopak odwrócił się i wyszedł z Cornerstone.
***
Unosiła się przez resztę dnia. Unosząc się, niemal popłynęła do domu. Wpłynęła do swojej sypialni, znajdując na łóżku dwie czekające na nią koperty. Ginny musiała odebrać je od sów, które je dostarczyły.
Jedną z nich była koperta o odcieniu kości słoniowej, zaadresowana perfekcyjną, ukośną kursywą do Panny Hermiony Jean Granger. Na drugiej widniało tylko proste H.G. Dziwnie.
Najpierw otworzyła kopertę o odcieniu kości słoniowej, rozpoznając pismo Narcyzy Malfoy.
Najdroższa Hermiono,
Narcyza i Draco Malfoy mają przyjemność serdecznie zaprosić cię na coroczną Galę Sylwestrową Malfoyów oraz oficjalną imprezę inauguracyjną dla Malfoy Consulting Group.
W kopercie było kilka innych karteczek, takich jak notka dla potwierdzenia udziału i instrukcje, jak przybyć za pomocą sieci Fiuu, ale dziewczyna została całkowicie pochłonięta na widok słów „Najdroższa Hermiono”.
Uśmiechnęła się, obserwując delikatną linię kursywy. Być może wszystko wracało do normy. Ona i Draco rozmawiali – nawet flirtowali – a Narcyza zwracała się do niej z czułością. Wyobraziła sobie przybycie w pięknej sukience, upiętych włosach, nawet pozwalając Ginny na zrobienie jej makijażu i dając Draco szansę na skorzystanie z jej oferty „cokolwiek zechce”.
Nadal się rumieniła, przygryzając wargę, kiedy otwierała drugą kopertę, wyjmując z niej kilka kawałków papieru.
Jej serce zatrzymało się, a ciało zadrżało, gdy rozpoznała pismo. Równe bazgroły, które ostatnim razem widziała na pomiętym skrawku papieru ułożonym na metalowym, więziennym stole.
Panno Granger,
Napisałem do Madame Michele i jestem zszokowany, że nie ma ona ustalonych z panią żadnych spotkań.
Napisałem do panny Truesdale, Madame Bernard i Monsieur Dubois i odkryłem, że nie próbowała pani umawiać się na lekcje tańca, projektowania wnętrz czy przyjmowania gości.
W moim rozumieniu nie byłaś romantycznie związana z moim synem, ale decydując się jednak w to zaangażować, miałaś podszlifować cechy, nad którymi uzgodniliśmy, że będziesz pracować.
Ponieważ nie masz zamiaru stać się kandydatką kwalifikującą na żonę dla mojego syna, obawiam się, że będę musiał ponownie ocenić moją chęć oddzielenia spadku Draco od jego zobowiązań małżeńskich. Szkoda, że może to wpłynąć na plany biznesowe Draco. Miałem nadzieję, że zacznie od nowa i stanie się liderem biznesowym tego świata, ale być może nie jest na to jeszcze gotowy.
Nie krępuj się, ponownie próbując temu zaprzeczyć. Widziałem dowód na własne oczy, panno Granger, i czuję się zobowiązany nalegać, abyś usunęła się z życia mojego syna.
Lucjusz Malfoy
Drżącymi palcami położyła list na łóżku, by znaleźć dołączone do niego fotografie. Patrzyła, jak ona sama rzuca się w ramiona Draco w brudnym zaułku, przeczesując palcami jego włosy i przyciskając usta do jego szyi. Rzuciła tym zdjęciem przez pokój, by ujrzeć kolejne, na którym Draco przyciska ją do ceglanej ściany, gdy ona ssie jego nadgarstek.
Upuściła zdjęcia i potykając się, wpadła do łazienki, dławiąc się i dysząc.
Ależ oczywiście, że chciał ją uratować, że ją okłamał praktycznie ze wszystkim i że ją kocha! Wszyscy to widzą, tylko nie sama Hermiona. No błagam, niby po co gnał prosto do jej pokoju? Bał się, że ona może tam być i zostanie skrzywdzona, dlatego chciał się przekonać na własne oczy, że nic się jej nie stanie. Co prawda Harry ma rację i Hermiona sobie trochę sprawę zawaliła, ale ten statek wcale nie odpłynął. Lucjusz nadal to widzi i nie da się zrobić w konia, że nic się między nimi nie dzieje, no ale zabraniać się jej spotykać z Draco… Normalnie jakby wciąż mieli po naście lat… to jest wręcz ohydne, że własny ojciec tak mąci w życiu syna i nie pozwala mi rozwinąć skrzydeł. Czy naprawdę aż tak ważne jest to, że kobieta którą może poślubić Draco wcale nie będzie taką cudowną i wymanierowaną lalą? Jest inteligentna i piękna i to wystarczy, Draco pokochał ją za to kim jest i jaka jest, myślę, że wcale go nie interesuje to, że Hermiona nie potrafi tańczyć i że nie wie, którego widelca czy kieliszka powinna użyć w danej sytuacji. No ale Draco jednak korzysta z okazji i znajomości xD Wszystko sobie tu pięknie zaplanował. Udawać, że wpadło się po książki, ale wykorzystać to do swoich prywatnych celów. No ale chociaż są szczytne, to bardzo miłe z jego strony, że chce pomagać wilkołakom. Po kim jak po kim, ale po nim na pewno nikt się tego nie spodziewał
OdpowiedzUsuńNo to klops
OdpowiedzUsuńLucek ogarnij się 😤 a Draco bierz Herm bierz 🥰
OdpowiedzUsuńNo i kolejne zwroty akcji...
OdpowiedzUsuńA miało być przez chwilę pięknie.
Zobaczymy więc co przyniosą kolejne rozdziały 😊
Juz czlowiek sie ucieszyl z zaproszenia to sie musial Lucek wpieprzyc z tym swoim listem. Mam ochote go udusic! Caly rozdzial czytalam z jakims takim usmiechem, i to "cokolwiek zechcesz" z "ostroznie, bo jeszcze wezme to doslownie", no serce zmieklo 😁 I czy ona ma jeszcze jakies watpliwosci? Oczywiscie, ze by ją uratowal! Gdyby nie ten przeklety Malfoy Senior... Za to Ginny ❤ Kocham ją 😍
OdpowiedzUsuńWspomnienie ze skrzydła szpitalnego zacne i ten wchodzący postrach, nietoperz Snape - złoto po prostu 🤣
OdpowiedzUsuńWszyscy już wiedzą, że między nimi jest uczucie, 2szyscy tylko Hermiona tego nie widzi. Dołujące. 😔 Ale cierpliwie czekam na Ten moment ♥️
Lucjusz znów się miesza-jestem bardzo niepocieszona, mieszający się rodzice to nic dobrego.
Draco, w księgarni pojawił się potrzebując pomocy czy aby zobaczyć Hermione, chciałabym aby wszystkie zagadki się wyjaśniły jak najszybciej♥️
A ten bal, mam nadzieję że Hermiona pójdzie i tam Draco nie opuści jej na krok♥️
Ginny zdecydowanie trzeba zawrócić ten statek! 😅
OdpowiedzUsuń