OSTRZEŻENIE: Niniejszy rozdział zawiera elementy non-con. Czytelnikom zaleca się rozwagę.
Napierał biodrami na Hermionę, przyciskając ją do ściany. Oddech dziewczyny urywał się, pobudzając jej mózg. Ponownie próbowała się odepchnąć, walcząc z naciskiem jego klatki piersiowej i usiłując oderwać swoje ciało od ściany.
Przyszpilał ją tak, że praktycznie nie mogła się ruszyć, dysząc ciężko w jej włosy. Jedna z jego dłoni trzymała przy ścianie ramię dziewczyny, a druga szybko prześlizgiwała się po jej brzuchu, a gdy jego biodra znów zaczęły na nią napierać, uszczypnął skórę na jej udzie tak mocno, że aż krzyknęła.
Westchnął sennie przy jej szyi, jakby nagle wydarzyło się coś boskiego. Zamrugała szybko, zastanawiając się, po co było mu to szczypanie. Znowu poruszył biodrami, a jego erekcja jeszcze mocniej wcisnęła się w jej ciało. Uszczypnął ją ponownie.
Pisnęła.
— Malfoy... — błagała. — Co ty…
— O tak, poczuj mojego fiuta. Dobrze ci, prawda?
Jej ciało zamarło. Znowu przylgnął do niej, jęcząc, jakby…
Jakby oni…
Obie jego ręce zakryły jej własne przylegając do ściany.
— Podoba ci się to, Granger? — Głos chłopaka zadźwięczał w jej uszach. — Podoba ci się, kiedy cię pieprzę?
Przełknęła ślinę, jej umysł wirował.
Jego palce splotły się z jej własnymi, napierając na nie.
— Jesteś dla mnie taka mokra.
To niemożliwe. Nie był… nie miał dostępu do…
Oparła się o ścianę, próbując zebrać myśli, gdy jego biodra znów zaczęły wbijać się w jej ciało. Wzrok Hermiony spoczął na pierścieniu nasuniętym na kciuk blondyna, naciskający na jej własny.
Pierścień, który rozciął jej wargę, kiedy ją uderzył. Nie dlatego, że chciał, ale…
Dlaczego znów ją uszczypnął?
Mruczał przy jej uchu.
Ta symulacja służyła wyższemu celowi. Musiała tylko dowiedzieć się, co to było.
Jedna z jego dłoni znów znalazła się na biodrze Hermiony, ciągnąc ją do tyłu, cofając jej stopy o krok, podczas gdy drugą wciąż przytrzymywał górną część jej ciała do ściany. Rozsunął stopą jej kostki, poszerzając przestrzeń między nogami. Ten nowy kąt sprawił, że przybliżył swoją nabrzmiałą męskość jeszcze bardziej. Hermiona sapnęła.
Jego palce znów ją uszczypnęły, mocniej. Szarpnęła się, przypadkowo ocierając o niego.
— Podoba ci się? — zamruczał za nią. Uderzył biodrami w jej własne, wstrząsając nią.
Spojrzała w dół, próbując zrozumieć, co się między nimi dzieje. Co miało jej się podobać…
Dłoń Draco znalazła się w jej włosach, wykręcając głowę w górę, zanim w ogóle zdążyła spojrzeć poniżej. Szyja dziewczyny napięła się, a twarz wykrzywiła z bólu. Palce blondyna szarpnęły jej loki i tama w jej wnętrzu pękła.
Poczuła wyrzut adrenaliny, buzującej w jej żyłach. Sięgnęła rękami do tyłu, drapiąc dłoń chłopaka zaplątaną w jej włosy, uderzając w każdy cal jego ciała, do którego mogła sięgnąć. Usłyszała, że kilka trafień było celnych. Wykręciła nogi, próbując go kopnąć.
Zachichotał i chwycił ją w pasie, podnosząc z ziemi i zarzucając ją sobie przez ramię, kiedy się rzucała.
Jej widok świata się poszerzył. Ujrzała całe pomieszczenie, a nie tylko ścianę. Dostrzegła każdą broń, której mogłaby użyć, gdyby tylko była w stanie jej dosięgnąć.
Kopała go, stękając i dysząc. Uderzyła o róg fotela, który przewrócił się na ziemię. A potem znalazła się twarzą do łóżka, a on rzucił ją na ten miękki materac i poduszki, gdzie przez ostatnie kilka miesięcy znajdowała schronienie.
Próbowała się odwrócić, by odeprzeć go rękami i nogami, ale szybko znalazł się za nią, klepiąc ją w pośladki, co sprawiło, że krzyknęła.
Wcisnął ramiona dziewczyny w materac, podciągając jej biodra do góry i ponownie dociskając do siebie. W tej pozycji odniosła wrażenie, że mogła poczuć każdy jego cal. Jej sukienka podciągnęła się w górę. Ich ciała dzieliły tylko jej majtki i jego spodnie. O ile nadal były zapięte. Nie mogła być tego do końca pewna.
Dyszała w kołdrę, szukając czegoś palcami. Czegokolwiek. Rzuciła w niego przez ramię poduszką, dobrze wiedząc, że nie trafiła.
Walczyła z jego dłonią na swoim kręgosłupie, gdy on wiercił się przy niej napalony, ocierając o siebie ich najbardziej intymne części ciał.
— Wiesz, jak lubię, kiedy ze mną walczysz.
Łzy napłynęły jej do oczu, a ciało opadło na materac, wyczerpane.
Czy zamierzał ją spenetrować?
Jej paznokcie szarpały i przecinały prześcieradło. Jęknął, jedną dłonią oplatając jej biodro tak mocno, że wycisnął na nim głębokie siniaki.
A potem parcie jego ciała ustało. Zanim zdążyła się odsunąć, przewrócił ją na plecy. Sięgnęła, chcąc podrapać jego twarz, gardło, czując dudnienie swojego serca aż w brzuchu.
Walczyli ze sobą, dopóki nie złapał jej za obie ręce, przyszpilając je do materaca i szepcząc pod nosem formułkę Zaklęcia Trwałego Przylepca. Przysiadł na jej biodrach, przytrzymując jej nogi ciężarem swojego ciała.
Szarpnęła się i dostrzegła jego oczy.
Martwe.
Źrenice pożerające tęczówki, czarne i pełne podniecenia.
Ale nie było w nich ani cienia radości.
Kiedy przyłapał ją na gapieniu się, uśmiechnął się do niej, po czym chwycił ją za szczękę i zapytał:
— Chcesz, żebym dzisiaj znowu pieprzył cię w usta, Granger?
Jej oczy rozszerzyły się. Wciągnęła ostro powietrze.
— Draco…
Przycisnął dłoń do jej ust, uciszając ją.
— Nie interesuje mnie twoje zdanie.
Jedną dłonią wciąż zakrywając jej usta, drugą sięgnął poniżej pasa. Jej oczy podążyły za tym ruchem i zauważyła, że chłopak sam głaszcze swoją męskość.
Zakrztusiła się, szybko mrugając.
— Myślałem, że już się tego pozbyłem — warknął, a potem jego dłonie znalazły się na jej satynowej sukience, rozdzierając jej materiał, razem ze stanikiem. — O wiele lepiej.
Była odkryta. Piersi Hermiony falowały pod jego spojrzeniem, a szloch dławił ją w gardle. Po raz pierwszy naga. Obserwowała, jak jedna z jego dłoni wraca do głaskania penisa, podczas gdy druga powędrowała do jej brzucha, naciskając na niego.
Jego oczy były wygłodniałe, wpatrzone w jej nagie piersi. Coś zamigotało za szarością jego tęczówek, a chłopak zwilżył usta.
Dłoń Draco spoczywająca na brzuchu dziewczyny ześlizgnęła się po wymiętej satynie rozdartej sukienki, a potem jego palce znalazły się tuż pod jej nabrzmiałą piersią, gorące na skórze.
Jęknął, napierając biodrami na swoją dłoń. Patrzyła, jak jego oczy na krótką chwilę zaszkliły się, zanim znów stały się lodowate. Ponownie spojrzał jej w twarz.
— Namaluję swoje imię na twoich cyckach, Granger.
Nie mogła nic zrobić, tylko leżeć pod nim, gdy zaczął szarpać swoją ręką coraz szybciej. Kiedy powolna łza wymknęła się z kącika jej lewego oka, wyciągnął drugą rękę i odwrócił jej twarz na bok.
Wpatrywała się w ścianę, skupiając na znajdujących się tam kolorach.
Jej szafka nocna z gumką do włosów.
Pusta szkatułka na biżuterię.
Usłyszała jak chłopak dyszy. Założyła, że był już bliski końca.
Ręka odpychająca jej twarz na bok ześlizgnęła się, a jego palce wsunęły się w jej włosy, chwytając za loki.
Wydał z siebie zduszony jęk. A potem coś mokrego opadło na jej klatkę piersiową.
Pozostał tak, trzymając rękę zaciśniętą w jej włosach, łapiąc oddech.
Usiadł. Rzucił Zaklęcie Znikające na jej biustonosz i Zaklęcie Naprawcze na satynową sukienkę.
Zsunął się z niej, usunął Zaklęcie Trwałego Przylepca z jej rąk i stanął przy łóżku.
— Wstawaj. Czarny Pan już tutaj jest.
Wpatrywała się w sufit. Na to, w jaki sposób słupki łóżka kierowały się ku górze.
Usłyszała, jak chłopak zapina spodnie.
— Rusz się, albo sam cię tam zaciągnę. — Jego głos załamał się lekko na słowie „zaciągnę”. Potem usłyszała chrapliwy jęk i krótkie przełknięcie.
Jej klatka piersiowa drżała. Wciąż czuła na sobie lepkość jego spermy.
Wiesz, co myślę o tych cyckach, Granger.
Zamrugała, a przez jej ciało przeszedł dreszcz.
Czarny Pan był tutaj.
Zwlekła się z łóżka, trzymając się blisko ściany.
Nogi ugięły się pod nią już po kilku krokach. Upadła na kolana i zamknęła oczy, próbując to wszystko zablokować. Ciepło trzeszczące pod jej skórą. Zapach czegoś płonącego. Może to była nawet ona sama.
Jej klatka piersiowa zacisnęła się, gdy została brutalnie podniesiona na nogi.
— Weź się w garść, Granger — syknął jej do ucha, a potem wyciągnął ją za drzwi.
Czarny Pan był tutaj, a Draco właśnie ją do niego prowadził.
Poczuła na swojej skórze odciski palców, pozostawione przez jego dłonie. Naznaczona na więcej niż jeden sposób, niczym dziwka. Voldemort będzie zachwycony.
Z kolejnym westchnieniem jej umysł się wyostrzył, wirując.
Była zabierana do Voldemorta.
Tył głowy Draco podskakiwał, gdy ten schodził w dół po schodach, a Hermiona sumiennie podążała za nim.
Voldemort będzie czytał jej w myślach.
Nie miała na sobie butów. Marmurowe schody posiadłości były zimne. Czuła to wyraźnie na swoich stopach.
Myśl o spokojnej powierzchni jeziora. O regałach pełnych oprawionych w skórę ksiąg.
Dłoń Draco zsunęła się po poręczy. Te długie palce, które chwytały ją za włosy, przytrzymały przy ścianie i szczypały za skórę. Jej wzrok zamazał się od niewylanych łez.
Szczypał ją zamiast penetrować. Jej umysł był teraz zalany obrazami ataku i gwałtu, chociaż nie do końca było to coś, co się przed chwilą wydarzyło.
Stopy chłopaka dudniły ciężko na stopniach, gdy skręcili w stronę ostatnich już schodów. Jego buty. Buty Śmierciożercy.
Nie. To nie to działo się w Dworze Malfoyów. Mimo, iż zapewne powinno.
Powoli przystanęła na ostatnich stopniach, czując, jak całe jej ciało drży.
Myśl o spokojnej powierzchni jeziora. O regałach pełnych oprawionych w skórę ksiąg.
Otworzyła w swoim umyśle książkę. Herbata z Narcyzą Malfoy – miękkie dłonie kobiety na jej ramieniu, nadgarstku. Zatrzasnęła ją i wsunęła na dalszy brzeg półki.
Kolejna książka: Sekrety Lucjusza Malfoya. Ona sama, stojąca przy drzwiach jego gabinetu, „Gregory Goyle. Senior”, to jak żartobliwie uniósł on brew, kiedy się z nią drażnił. Przekręciła klucz, zamykając strony księgi niczym stary pamiętnik, a tom wsunął się z powrotem na zapomnianą półkę w rogu.
Draco podszedł do drzwi i czekał na nią. Znowu salon.
Siedem pięknych czerwonych grzbietów. Edycja kolekcjonerska: Jego dłoń na mojej szczęce – uleczenie rozcięcia; Nie pijasz już kawy?; Altana; Silne usta na moim przedramieniu; Wszystkiego najlepszego, Draco; Kobaltowy sweter, stojący na straży przy moim oknie; Niezła z nas para, prawda?
Rozdzieliła je od siebie, posyłając każdą z nich na dolne półki, wsuwając je do innych książek, zrywając z nich okładki i wysyłając pojedyncze strony na górną półkę.
Stojąc przy drzwiach do salonu, jego oczy były puste, jakby błądzące w oddali, niczym u posągów dziedziców rodu Malfoyów rozstawionych wzdłuż korytarzy. Kiedy do niego dotarła, złapał ją za ramię i przycisnął do ściany. Nie wzdrygnęła się, kiedy złapał jej podbródek w mocnym uścisku. Wszelkie jej wspomnienia delikatnych dotknięć zostały głęboko pogrzebane.
Zamiast błyszczących czerwonych grzbietów były zaplamione atramentem, skórzane kopie wypełnione szarpaniem za włosy, bladymi palcami na jej żebrach, porażeniem prądem, tygodniową izolacją, ostrym rozcięciem skóry przez jego pierścień, gdy ją uderzył, i O tak, poczuj mojego fiuta. Dobrze ci, prawda?
Szarpnął za jej szczękę, przyciągając ją z powrotem do siebie.
— Nie waż się narobić mi wstydu, jasne, Szlamo?
Zaskoczyło ją brzmienie tego ostatniego słowa na jego języku. Minęły praktycznie lata.
Oczy chłopaka były jak lód, gdy jego palce wbiły się w jej szczękę.
— Wiesz, jak się zachować, prawda?
Pozwoliła, by napięcie jej ciała zniknęło pod naciskiem jego mięśni, poddając się mu. Jak szmaciana lalka.
— Tak. — Głos Hermiony się załamał i poczuła, jak słowo zawisło między nimi.
— Tak, co?
Wysuń do przodu tylko wybrane wspomnienia. Niech reszta odpłynie.
Poczuła wgniecenia na swojej szczęce, gdy chłopak jeszcze mocniej zacisnął na niej palce. Pozwoliła, by wszystkie wspomnienia jego ciepłego spojrzenia odpłynęły.
— Tak, mój Panie.
Dostrzegła słaby błysk w jego szarych oczach. Blondyn uniósł lekko kącik ust, który wydawał się jej tak znajomy i okrutny. Wprowadził ją do salonu.
Powłóczyła stopami przez przejście i wyczuła obecność Czarnego Pana, jeszcze zanim go zobaczyła.
Czarna magia wisiała na nim jak płaszcz, skapując na podłogę i zatapiając się w kamieniach. Stał na środku pokoju, przesuwając opuszkami palców po oparciu antycznego fotela, odwracając się, by wyszczerzyć zęby w przerażającym uśmiechu.
— Szlama Granger. Dziękuję za rozrywkę.
Lucjusz stał z nim, trzymając w dłoni kieliszek. Poświęcił jej jedno krótkie spojrzenie, po czym zakręcił winem i pociągnął głęboki łyk.
Ręka między jej ramionami – tak jak ostatnim razem – pchnęła ją mocno w dół, aż upadła na kolana, rozbijając je o chłodną posadzkę. Buty Draco zamajaczyły niewyraźnie gdzieś na obrzeżach jej wizji.
Nie zdjął butów. Czy to nie było jakieś istotne wyrażenie? Próbowała sobie przypomnieć.
— Jak ci się podobają twoje warunki pobytu? — Głos Voldemorta prześlizgnął się po jej skórze, a znaczenie jego słów z pewnością jej nie umknęło. — Czy odpowiadają temu na co liczyłaś, a może nawet przewyższają twoje oczekiwania?
Zarechotał. Nie podniosła wzroku. Sukienka zwisała z jej ciała, a klatka piersiowa wciąż wydawała się lepka.
Próbowała przeżyć na nowo doświadczenie sprzed chwili. Przyciągnęła półkę bliżej siebie, pozwalając wszystkim obrazom trzepotać przed jej umysłem. Kremowe ściany jej pokoju. Jęki i mruczenie chłopaka.
— Najwyższa pora by pokazać ją publicznie, Draco. Wpłynęłoby to dobrze na morale, jeśli inne zobaczą ją w takim stanie. Może to nauczy pozostałe akceptacji ich miejsca. — Słowa zabulgotały pod jej skórą. Zamrugała, oddychając płytko. Myśl o spokojnej powierzchni jeziora.
— Zakładam, że już ją złamałeś?
— Nadal nad tym pracuję, mój Panie. Ale wyzwanie sprawia mi przyjemność.
Głos chłopaka odbił się echem w sali, wślizgując do jej umysłu.
— Więc w końcu ją wziąłeś? — nadszedł niski tembr Voldemorta.
— Tak, mój Panie. Kilka razy. — Chłopak zachichotał nisko. — Właściwie, muszę przeprosić za nasze dzisiejsze spóźnienie.
Poczuła, że jej ciało unosi się, jakby wbito jej w plecy hak ciągnący ją w stronę Voldemorta.
Powierzchnia jeziora rozciągająca się daleko, aż po sam zachód słońca. Spokojne wody. Głębiny pod nimi.
Odetchnęła głęboko, próbując rozciągnąć swoją napiętą klatkę piersiową, ale było to jak niewielka płetwa rekina przecinająca niezmierzone wody…
Voldemort znów wtargnął do jej umysłu.
Kremowe ściany w jej sypialni.
Westchnienie bólu.
O tak, poczuj mojego fiuta. Dobrze ci, prawda?
Jej palce na ślepo drapiące jego twarz…
Draco ponad nią. Pustka jego oczu, gdy się dotykał.
Ostry dźwięk rozdzieranego materiału jej sukienki.
Gardłowy jęk z gardła chłopaka, gdy jego ręka wkręciła się w jej włosy, dźwięk jego nasienia uderzającego o jej klatkę piersiową…
Znów była sama. W salonie na piętrze. Wpatrując się w buty Draco. Słysząc nad sobą wibrujący rechot Voldemorta.
Jej umysł wypełniały noże, sunące powoli, przedzierające się ząbkowanymi krawędziami przez kolejne części. Grzbiety wszystkich książek zostały przepiłowane na pół. Poczuła, że cała energia powoli opuszcza jej ciało.
Ponownie skupiła swój wzrok. Peryferia jej umysłu zarejestrowały czyjeś słowa w stylu „Podobało ci się, Szlamo?” I ten sykliwy śmiech. Potem zapadła cisza; wystarczająco długa, by przestało dzwonić jej w uszach.
— Twoja ciotka dała mi do zrozumienia, że twój sposób traktowania Szlamy była nieco... 'wyjątkowy', Draco. Przyszedłbym wcześniej, aby zobaczyć to na własne oczy, gdybym nie był aż tak zajęty. Teraz jednak widzę, że się myliła.
Jego kroki zatrzymały się tuż przed jej pochyloną głową.
— Tak — wymruczał niskim i miękkim głosem. — Jesteś tylko zwykłą, brudną dziwką, prawda, Szlamo? Powinnaś uważać się za szczęściarę, że możesz być teraz pokryta nasieniem kogoś prawdziwie czystej krwi.
Jej palce wbiły się w marmur, paznokcie zaczęły łamać na ostrych kamieniach, kiedy znów pociągnął ją do tyłu. Starała się nie okazywać swojego bólu.
— ... czas na trochę informacji od ciebie, Szlamo. Dziękuję za uprzejmość.
A potem haczyk ponownie pociągnął ją za żebra, podciągając bezwładne ciało do góry. Znów miał w nią wtargnąć. Gdzieś daleko falowały chłodne wody ukryte za pasmem wysokich gór. Gdyby tylko mogła je zobaczyć.
Były książki. Gdzieś tam były książki, które musiała zamknąć…
Głowa Hermiony odchyliła się do tyłu. Czar rozwarł jej oczy. Lucjusz stał dziesięć kroków za Voldemortem, intensywnie się w nią wpatrując. Długie palce Voldemorta przylgnęły do jej podbródka, aż napotkała jego oczy.
Czerwony ogień przeszedł w szmaragdową zieleń. Zamrugała, a przed nią stał Harry, słuchający z ekscytacją jej bełkotu.
— To musiała być Szatańska Pożoga! — powiedziała, czując falującą z wysiłku pierś, wpatrując się w połamane kawałki diademu Roweny Ravenclaw.
— Słucham? — Twarz Harry'ego była pokryta brudem, a jego okulary zaparowały od gorąca.
— Szatańska Pożoga, przeklęty ogień. To jedna z rzeczy, które niszczą horkruksy, ale nigdy, przenigdy nie odważyłabym się jej użyć, jest tak niebezpieczna…
A potem byli młodsi. Ron stał obok niej w domu na Grimmauld Place, szepcząc do niej ukryty za świątecznym wieńcem.
— Powiedział, że to on jest wężem. Powiedział, że to on zaatakował mojego tatę.
— Ale Ron, to niemożliwe…
— Wiem, wiem. — Chłopak przeczesał palcami swoje rozczochrane włosy, wypatrując nad ich głowami ewentualnych podsłuchiwaczy, dokładnie tam, gdzie świadomość Voldemorta wisiała właśnie niczym peleryna na jej ramionach. — Dumbledore wyglądał, jakby o tym wiedział. Jakby się domyślał. Że Harry widział to z perspektywy węża. A potem zaczął kłamać. Powiedział, że widział to z góry. Dlaczego miałby kłamać, Hermiono…
Poczuła ścisk i nagle była na zajęciach z Zaklęć, zamieniając ocet w wino, wytężając siły, by usłyszeć instrukcje Flitwicka z drugiego końca pokoju. Harry rzucił dookoła Muffliato, szepcząc do niej i Rona o jego spotkaniu z Dumbledorem poprzedniego wieczoru.
— Pamiętnik zniszczony, pierścień zniszczony. Puchar, medalion i wąż wciąż są nienaruszone. I jest też szósty, który należał albo do Roweny Ravenclaw albo Godryka Gryffindora — powiedział Harry.
— Masz pewność, że jest ich tylko sześć? — zapytała.
— Dumbledore był tego pewien. Powiedział, że on zrobił ich sześć, a jego własna dusza stanowi siódmą część.
Jej umysł znów wirował i po chwili znalazła się obok Rona, gdzieś w morzu uczniów, obserwując pojedynek Harry'ego i Draco na drugim roku. Wzdrygnęła się, kiedy Draco wywołał węża ze swojej różdżki, a jej żołądek skręcił się, gdy Harry na niego syknął. Poczuła, że jej świat zwalnia, a potem prawie się cofa.
Voldemort stał nad nią, gdy bezradnie patrzyła, jak Harry ponownie przemawia językiem węży do gada. Nastąpiła pauza, gdy Voldemort po raz trzeci zbadał to wspomnienie.
Hermiona poczuła, jak jej umysł krzyczy. Musiała go stąd wypchnąć, zatrzasnąć te książki. Ale nie była na to gotowa.
W jej świadomości pojawiło się uczucie śliskości. Coś znacznie delikatniejszego. Zamiast ząbkowanych ostrzy był tam nóż stołowy wchodzący niczym w masło.
Coś szarpnęło jej umysłem, a noże rozcięły kolejny rząd grzbietów ksiąg, przeszukując je.
Stała nad śpiącym ciałem Harry'ego. W namiocie. Zaledwie kilka miesięcy temu.
Obserwowała z płytkim oddechem, jak chłopak rzucał się we śnie, wypowiadając słowa ze snów, które najwyraźniej nie były jego.
— Odsuń się, głupia dziewczyno… Odsuń się teraz. To moje ostatnie ostrzeżenie…
Hermiona pochyliła się, by drżącymi palcami próbować go obudzić.
— Avada Kedavra! — syknął.
Cofnęła się z ustami otwartymi w cichym przerażeniu. Ale błysk zielonego światła nigdy nie nadszedł.
Spojrzała w dół na jego potargane włosy, przyklejone do czoła zimnym potem. W jednej ręce trzymała medalion, który wcześniej zerwała z jego klatki piersiowej. Poczuła, jak Voldemort unosi się nad Harrym i próbowała się poruszyć – próbowała osłonić Harry'ego przed jego mrocznymi oczami.
Ale inna obecność w jej umyśle, spokojniejsza i mniej gwałtowna, stała tuż za nią. Prawie jakby był pasażerem, przelatującym tam, gdzie zabierał go Voldemort.
Walenie w jej głowie kołysało całym ciałem, a wizja Harry'ego zaczęła rozmywać się, zastąpiona czarnymi plamami.
Mimo to Voldemort wciąż ślizgał się ponad nim na pryczy, obserwując, jak chłopak rzuca się i syczy w języku węży. Poczuła panikę w płucach, chwytającą ją za żebra. Nie mogła już oddychać.
A potem została sama. Ciało runęło na kamienną posadzkę salonu, a jej głowa opadła na bok, gdy dyszała. Rozmyte obrazy, co chwilę tracące i zyskujące ostrość.
Buty Draco wciąż stojącego obok niej. Nieruchomo.
Jej spojrzenie ponownie się skupiło i zobaczyła Voldemorta majaczącego się nad nią. Jego czerwone oczy zwęziły się w zamyśleniu. Stojący za nim Lucjusz pociągnął łyk ze swojego kieliszka. Płynne ruchy. Jak nóż wchodzący w masło.
Nie było rechotu zwycięstwa. Żadnej dzikiej zemsty za to, że znała jego najmroczniejsze tajemnice.
Tylko skwiercząca cisza.
Ciemność.
Zamrugała, wybudzając się, a potem znów odpływając i powoli tracąc przytomność.
Kiedy ponownie się skupiła, buty Draco wciąż tam były. Lucjusz nawet nie drgnął. Ale Voldemort podszedł do okien, patrząc na malujące się za nimi ogrody.
— Mój Panie? — zaczął Lucjusz. — Skończyłeś ze szlamą? Ślini się na mój marmur.
Hermiona próbowała zamknąć usta, ale jej ciało było jakby pozbawione kości.
Voldemort nie odpowiedział. Hermiona ponownie odpłynęła w ciemność, a kiedy znów wróciła do rzeczywistość, nikt wciąż się nie poruszył.
— Zabierz ją — syknął po chwili od strony okna. — Nie potrzebuję od niej niczego więcej.
Zimna dłoń na jej łokciu szarpnęła za bezwładne ciało. Poczuła spocone dłonie na swoich barkach i ramiona wokół talii.
Gdy Draco wyciągnął ją z pokoju, usłyszała pomruk:
— Mój Panie. Czy mogę pomóc…
Drzwi do salonu się zamknęły.
Więcej rąk, chłodnych i miękkich. Trzymających jej twarz, wlewających do ust kolejne eliksiry. Blond włosy muskające jej skroń, gdy bezwładnie opadła na jego smukłe ramiona.
Zakrztusiła się i odwróciła, by wypluć eliksir na kamienie. Cichy głos wyszeptał zaklęcie czyszczące. Kolejny eliksir wlał się jej do ust, topiąc ją.
Chwilowa ulga od sztyletów i noży do masła w jej umyśle.
Jej umysł…
Skupiła się.
Jej książki… Jej półki ze wspomnieniami, grzbiety o odcieniach fioletu, złota i granatu. Wszystkie zrujnowane. Poszatkowane, rozerwane i zniszczone.
Kołysała się. Poczuła lżejszy uścisk na swoich ramionach, podtrzymujący ciało. I ciasny jak imadło uchwyt na prawym nadgarstku.
— Weź się w garść — syknęła przy jej uchu kobieta. Słowa te nie były jednak skierowane do niej. — Możesz znów być potrzebny tam w środku.
Kobieta odwróciła Hermionę, a ta dostrzegła bladego, chudego chłopca zaledwie kilka centymetrów dalej, dyszącego ciężko, z czołem opartym o ścianę, wydającego z siebie gardłowe dźwięki, jakby się czymś krztusił.
Poczuła ucisk na nadgarstku, gdy kobieta poprowadziła ją w stronę schodów, a spocona dłoń puściła ją.
Kobieta pomogła jej wspinać się po stopniach, jeden po drugim, przeczesując dłonią jej loki, jak niegdyś zwykła robić jej matka.
Nagle u szczytu schodów rozległ się głuchy trzask.
— Pani jest potrzebna!
Dźwięk słów zgrzytnął boleśnie w delikatnym umyśle Hermiony.
— Zaraz tam będę…
— Mistrz mówi, że teraz! Mistrz idzie z Czarnym Panem!
Pauza. Ciche przekleństwo gdzieś przy jej ramieniu.
— Hermiono, kochanie. Do twojego pokoju jeszcze tylko kilka kroków. Wyślę skrzaty z większą ilością eliksirów.
Dziewczyna ledwo zarejestrowała te słowa. Jej umysł był surowy, jakby odarty ze skóry. Coś zostało wyszeptane kojąco przy jej skroni, a potem została sama na szczycie schodów.
Portrety milczały. Korytarz wydawał się gęsty, gdy zbliżała się do drzwi, ale jej umysł zaczął nieznacznie się przejaśniać.
Był taki moment – mogłoby się wydawać, że lata temu – kiedy brnęła przez ten korytarz, czując, jak zbliżają się do niej niezliczone gwałty i tortury, napierające na ciało, zanim jeszcze zobaczyła apartament, zanim poznała Narcyzę, a ciepłe usta wyssały z niej truciznę.
Stała teraz przy drzwiach swojej sypialni. Nie została zgwałcona w tym pokoju.
Została brutalnie potraktowana, ale nie zgwałcona.
Draco zachował się tak, a nie inaczej, ponieważ przez ostatni miesiąc powinien był robić znacznie gorsze rzeczy.
Był sprytny i przebiegły. Znalazł sposób na to, by utrzymać ją nietkniętą i nie brać jedynej rzeczy, którą mogła mu dać. Dobrze odegrał swoją rolę – tak jak i ona.
Ale jakim kosztem?
Pchnęła drzwi swojej sypialni i ujrzała katastrofę.
Kaszląc, przebrnęła przez gęsty dym. Fotele leżały poprzewracana na dywanie, a ich poduszki eksplodowały. Zasłony w oknach spłonęły, a w niektórych miejscach wciąż jeszcze skwierczały. Pożar został ograniczony przez osłony pokoju. Ostre słońce przebijało się przez dym. Po jej prawej dymiła biblioteczka, a pojedyncze kartki wciąż trzepotały, opadając na ziemię. Zniszczone tomy, rozerwane grzbiety, płonące okładki.
Pióra poduszek pokryły jej materac. Słupki łóżka popękały, a baldachim przechylił się na bok.
Usiłowała to wszystko zracjonalizować. Próbowała znaleźć przyczynę.
I ogarnął ją mrożący krew w żyłach strach, gdy zdała sobie sprawę, że zrobiła to sama.
Jej magia.
Została zaatakowana, a jej magia zareagowała.
Kiedy wychodzili, wyciągnął ją z pokoju, gasząc pospiesznie płomienie, a ona skupiła się na jego nasieniu na swojej piersi.
Odwróciła się do biblioteczki, wpatrując się w towarzyszy swoich ostatnich tygodni. Spaleni. Obdarci ze skóry. Zniszczeni.
Regał w jej umyśle zadrżał. Była tak ostrożna, by uratować dziś Malfoyów, że zapomniała uratować Harry'ego.
Szloch wstrząsnął jej ciałem, a mokre łzy potoczyły się po policzkach. Pochyliła się do przodu, opierając się na połamanych półkach.
Jej priorytety w którymś momencie się zmieniły. Myślała, że Harry jest bezpieczny, martwy, sześć stóp pod ziemią. Ale zdradziła go.
Bolały ją kolana. Opadła na nie ciężko.
Harry nie żył. Ron zaginął. A ona bawiła się z Malfoyami w dom.
Zawiodła.
Jej wzrok wyostrzył się, gdy wciągała powietrze, z łomoczącym umysłem i z łamiącym się sercem.
Harry nie żył. On nie wróci.
A ona właśnie powiedziała Voldemortowi, że był on jego horkruksem.
Nie mogła pojąć, dlaczego Voldemort potrzebował tych informacji. Ale zdradziła cały, ostatni rok swojego życia, ofiarując mu go jak na srebrnej tacy.
Gdyby tylko pomyślała o ochronie tego, co najważniejsze, zamiast tego, co dla niej wygodne.
Zawodzący szloch wstrząsnął jej ciałem, łamiąc bębenki w uszach, gdy wbiła palce w półkę z książkami. Siedziała tak przez kilka kolejnych godzin.
Woskowa dłoń oparła się na jej ramieniu.
— Panienko?
Potrząsnęła głową, łapiąc powietrze. Nie chciała być traktowana w ten sposób. Jakby była czymś cennym.
— Czy Łzawka może coś naprawić?
Krztusiła się, dysząc i szlochając. Potrząsnęła głową.
— Nie mogę tu zostać. Nie mogę… nie mogę tu spać.
Małe palce owinęły się wokół jej ramienia i po sekundzie ścisku i wirowania znalazła się w innym pokoju gościnnym, mniejszym i ciemniejszym.
Łzawka poprowadziła Hermionę do łóżka, wciskając eliksiry do jej ust.
Wzięła je wszystkie bez najmniejszego pytania, błagając świat, by mogła się od niego uwolnić.
Nienawidzę tego rozdziału szczerze mówiąc. Miałam ciary jak czytałam go w oryginale i teraz nic się nie zmieniło podczas ponownego czytania. Zachowanie Draco, przerażenie Hermiony… Wszystko było tak przerażająco autentyczne… Wiem, że Draco nie miał wyboru, musiał zachować się w ten sposób, żeby to wyglądało jakby było prawdziwe. Wiedział, że Voldemort będzie chciał to zobaczyć, że po słowach Belli będzie bardziej podejrzliwy. Wiem, że tego nie chciał, to jak Narcyza go pośpieszała by wziął się w garść… To też musiało być dla niej trudne, by patrzeć jak jej syn musiał potraktować kobietę na której mu zależy w taki sposób. Ale wszyscy wiedzą, że to było konieczne. Nawet ona sama. Draco chyba jednak nie spodziewał się, że ten czyn będzie miał taki efekt. Magia Hermiony nie jest kontrolowana w żaden sposób i takie rzeczy się pewnie staną jeszcze nie raz. Ale tu się wcale nie dziwię. Nie wiedziała co się dzieje, została przez niego zaatakowana i nie wiedziała czemu. Mega mi jej szkoda, że przez tą próbę uchronienia Malfoyów zapomniała o Harrym. Ale czy ktoś w takiej sytuacji by myślał racjonalnie? Podejrzewam, że raczej nie. Ciekawe dlaczego Voldemort tak bardzo potrzebował tej informacji swoją drogą. Czyżby chciał się dowiedzieć, jak blisko Zakon jest tego, by go zabić?
OdpowiedzUsuńBoże, ryczę :( Za dużo emocji w tym rozdziale, jestem przerażona i tak smutna, że aż mnie serce boli. Mam tylko nadzieję, że na nic zdadzą się te informacje, które od niej wyszarpał, bo jeśli mają utknąć w tak okropnym na świecie... Już bym chyba wolała Lucjusza na "tronie"! Biedna, biedna Hermiona :( I tak mi szkoda Draco, też bym wymiotowała na jego miejscu. Najgorsze, że Hermiona niewiele mogła wiedzieć wcześniej, bo nie wiedzieli, na ile zdoła opanować oklumencję, więc to, co się zadziało to musiał być szok. I ten pokój w ruinie...! Całe szczęście, że Łzawka ją stamtąd zabrała...
OdpowiedzUsuń🥺 to co zrobił Draco jest straszne lecz wiem że musiał to zrobić bo inaczej Voldemort mógłby ich ukarać 🥺 ale biedna Herm
OdpowiedzUsuńTo do czego był zmuszony Draco aby zrobić, jak bardzo musi go to wyniszczać. Kochać, ale jednocześnie dla świata nienawidzić... Dobrze, że Hermiona tam nie została.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa po co Voldemortowi te informacje o horkruksach, to, że Harry nim był, ewentualnie do zrozumienia. Ale fakt, Hermiona zablokowała to co wygodne, nie to co ważne. Ocena piorytetów faktycznie zawiodła. Chociaż z drugiej strony, to życie, które wiedzie choć zamknięte jak w złotej klatce to nie jest krzywdzona, bita, torturowana, być może to uśpiło jej czujność...