1 września 2001
Michaelu,
Gratulacje, przydzielono mnie do Ciebie. Powinieneś uważać się za szczęściarza. Nie mam zamiaru zmuszać Cię do odpowiadania na te śmieszne, pieprzone wskazówki, nie będę mówił Ci, żebyś uważał na swój język i prawdopodobnie nie będę Cię oceniać za twoje wyjątkowo kiepskie życiowe wybory, chyba że zrobisz coś naprawdę śmiesznego. Kiedy sam musiałem to robić, nikt po drugiej stronie mi nie odpowiadał, więc po prostu wiedz, że otrzymujesz znacznie lepszą opcję.
Przede wszystkim twoja matka brzmi na niezłą pizdę...
Dziewczyna opuszcza górną połowę strony, żeby zobaczyć jego twarz.
— Nie.
— Nie, co?
— Nie, nie możesz tego wysłać.
— Dlaczego nie? Co z tym nie tak? — Chłopak opiera się o zlew, agresywnie osuszając filiżankę ściereczką do naczyń i brzmiąc jakby był naprawdę zdezorientowany.
Ona unosi brew.
— Chcesz listę?
— Co? — Macha do niej szmatą. — To jest uczciwe. To jest proste. Biedny, żałosny Michael Ktokolwiek-To-Kurwa-Jest prawdopodobnie potrzebuje kogoś, kto powie mu coś raz, a dosadnie.
Zostawia tę brew tam, gdzie jest.
— Jeśli chcesz, aby ten program trwał dłużej niż tydzień, musisz powstrzymać się od nazywania matki pacjenta pizdą. — Spogląda z powrotem na list. — I będziesz musiał znacznie złagodzić swoją arogancję.
Chłopak unosi brew, patrząc na nią, z wargami wygiętymi z jednej strony.
— Jaką arogancję?
Dziewczyna śmieje się i rzuca list na kuchenny blat.
— Napraw to. Zanim Kingsley zmieni zdanie.
Draco przewraca oczami.
— To był właśnie jego pieprzony pomysł.
To nie do końca prawda. Kingsley oczywiście się zgodził, ale tak naprawdę pomysł wyszedł bezpośrednio od Dracona. To jeden z jego „jedynych, dobrych pomysłów”, jak Hermiona często powtarza – bo lubi sposób, w jaki on wykrzywia wtedy twarz.
Prawdę mówiąc, pomysł jest genialny. Nie tylko służba publiczna, ale także cel. Połączenie ze światem, który zdecydował się zostawić za sobą.
Nadal nie może wrócić. Jego różdżka pozostanie zamknięta w skarbcu Ministerstwa. Być może pewnego dnia zwrócą ją do posiadłości Malfoyów, kiedy minie wystarczająco dużo czasu, ale nigdy wprost do niego.
Ale było w tym coś niemożliwie nie tak, kiedy go znalazła. Coś zupełnie niesprawiedliwego w obserwowaniu, jak chłopak wykonuje podrzędną, mugolską robotę – jedyną, na jaką mógł sobie pozwolić, mając tak ograniczoną wiedzę o zwykłym życiu. On ze wszystkimi swoimi talentami. Cała jego błyskotliwość pozostała w Czarodziejskim Świecie.
Wróciła więc do Ministerstwa. Ryzykowała aresztowaniem, przyznając się, że go szukała. Kingsley był wobec tego surowy, dopóki nie uparła się, że jest całkowicie winna. W końcu Draco nigdy nie prosił jej, żeby go znalazła. Może nie chciał, żeby go znalazła.
Hermiona stara się o tym nie myśleć. Czasami jednak nic nie może na to poradzić – nawet przyznała się do tego Draconowi raz, w środku nocy, zaplątana w ciemność. Jego odpowiedź była krótka. Bezkompromisowa.
„Nie bądź głupia, Granger.”
Kiedy po raz pierwszy spotkała się z Kingsleyem, próbowała przekonać go do zmiany postanowienia – wbrew woli Dracona i kosztem każdego naczynia w tej małej kuchni w walijskim domku. Roztrzaskał je wszystkie na kawałki, kiedy się dowiedział, krzycząc o swoich „własnych, pieprzonych wyborach”, rzucając miskami o kamienne ściany.
Przeszli przez to kilka razy, wrzeszcząc na siebie do wczesnych godzin porannych na podłodze pokrytej rozbitym szkłem.
Do wschodu słońca doszli do kompromisu. On ma zły nawyk rzucania się swoimi ustami na jej własne w połowie zdania, prawie zawsze, gdy ona ma do powiedzenia coś ważnego. Ale trudno jest ułożyć spójne myśli, gdy jego usta kreślą zawiłe kształty wzdłuż jej szyi.
„Nie chcę wracać.”
„Nie chcę, żebyś stracił wszystko.”
Przeistoczył to w jakiś żart. Coś o Czarodziejskim Świecie oszczędzonym od jego szokująco obraźliwych wpisów do dziennika. Ale potem zamilkł, a śmiech ucichł, gdy zębatki zaczęły się obracać.
„A co jeśli… jeśli mógłbym pomóc?”
Jak się okazało, program rehabilitacji urazów psychicznych Szpitala Świętego Munga był katastrofą. Bardzo ograniczony, jeśli chodzi o przepisy. Brak odpowiedzialności. Fatalny wskaźnik sukcesywności. I oczywiście cały ten bezużyteczny, jednokierunkowy plan leczenia.
Z niewielką pomocą Harry’ego, Hermiona została wyznaczona do nadzorującej program Rady Ministerstwa. Natychmiast rozpoczęła wdrażanie znaczących reform, z których głównym był wkład Dracona.
Inicjatywa Współ-Odzysku.
Nienawidzi on jak go określają – „podstępnie nietwórczy” – ale jako jeden z pierwszych zgłosił się na ochotnika, oczywiście pod pseudonimem. Odtąd raz w tygodniu Hermiona będzie przynosić mu listy od pacjentów przydzielonych do programu i wracać z doświadczonymi – choć niezwykle prostymi – słowami mądrości.
Przebywa w Walii trzy dni w tygodniu, a resztę czasu spędza w Londynie. Te trzy dni zwykle spędzają na kłótniach, jeśli ma być szczera. O to, że nie, on nie wie więcej o antenach telewizyjnych niż ona. I nie, to nie jest al dente. I nie, nie pozwoli mu, żeby ćwiczył mugolską fotografię, robiąc jej nagie zdjęcia. Nie. Nie ma szans.
Ale czasem te trzy dni spędzają na kamienistej plaży przed domkiem, a ona uczy go, jak szyć i obsługiwać odtwarzacz MP3. Siedzą na kanapie, oglądając stare, okropne mugolskie horrory, z których wyboru jest bardzo dumny. Spędzają je na dostosowywaniu – ponownej kalibracji, regeneracji. Przypominają sobie, jak znowu oddychać.
Nie może używać magii w jego obecności, a jednak nigdy nie czuła takiej potrzeby.
W społeczności czarodziejów najwyraźniej powszechnie wiadomo, że go znalazła.
Tygodnik Czarownica płacił fotografom, by śledzili ją przez kilka tygodni po jej pierwszym powrocie z Walii, a niepokojąca liczba plotkarskich felietonów sugerowała, że wygląda na zbyt dobrze przystosowaną do życia jak na kogoś, kto stracił kochanka. Drukowali całostronicowe artykuły z porównaniami – zdjęciami sprzed dwóch lat i tymi z teraźniejszości.
Nawet ona przyznaje, że różnica jest oszałamiająca.
Ale imię Dracona pozostaje wymazane z każdego rejestru, a jego lokalizacja jest tajemnicą powiązaną przez Wieczyste Przysięgi między wybranymi. Nią, ministrem, Narcyzą Malfoy, Harrym i Teo.
Teo…
To nie mogło dłużej trwać.
Po pracy spędziła cały wieczór, wylewając swoje żale przed Harrym po wypiciu kilku kufli piwa w Dziurawym Kotle. Bo jak ma go zostawić? Jak może iść naprzód, wiedząc, że on nie może? Jak to ma być sprawiedliwe? Jak to ma być w ogóle ludzkie?
Jednak Harry – z głębią empatii niezrównaną nikomu innemu – zaoferował jedyną rzecz, jaką mógł. Coś, co mógł zaoferować tylko raz. Coś, co – być może jako jedyne – może kiedykolwiek dać nadzieję na ponowne zszycie Teo w całość.
I to ma wydarzyć się dzisiaj.
— Hogwart jest bardzo ostrożny, jeśli chodzi o to, kto może uzyskać dostęp do terenu szkoły oraz kiedy — powiedział. — Jestem pewien, że rozumiesz, dlaczego. Ale mam nadzorować przegląd błoń z zespołem aurorów przed rozpoczęciem roku szkolnego. Szukać wszelkich potencjalnych zagrożeń. Wtedy moglibyśmy to zrobić.
Ledwo mogła skinąć głową, tak bardzo płakała.
To było miesiąc temu. Miesiąc, który wydawał się być rokiem.
A teraz jest pierwszy dzień kolejnego.
— Kiedy tu dotrze? — Draco sięga wysoko, by schować ostatnie naczynia do szafki, a ona łapie się na podziwianiu jego smukłej, zwinnej sylwetki. Prawdopodobnie nigdy nie przyzwyczai się do widoku jego tak zdrowego. Nigdy nie przywyknie do tego, że coś w jej piersi puchnie wtedy od ciepła.
— Teo powinien tu być lada chwila. A Harry… nie jestem pewna.
Draco prycha.
— Zostaw to Potterowi, aby pojawił się, kiedy zechce.
— Zdajesz sobie sprawę, że narusza co najmniej tuzin protokołów aurorów. On nawet pozwala ci tam iść... co, jak myślę, wiesz, jest czymś więcej niż tylko naruszeniem. To nielegalne.
— Przynajmniej tyle mógł zrobić…
— Malfoy.
Chłopak odwraca się twarzą do niej, kiedy słyszy ten ton. Odrzuca ścierkę i przesuwa się, by oprzeć się o stół przed dziewczyną.
— Granger — powtarza, błyskając przebiegłym małym uśmiechem i wyciągając rękę, by musnąć czubek jej nosa. — Spokojnie, ja tylko żartuję.
Ona wypuszcza powietrze, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest zdenerwowana.
— A jeśli to się nie uda?
Ten palec zsuwa się z jej nosa do brody, unosząc ją, by spojrzała mu w oczy.
— Czy oferują posady w zamartwianiu się?
Znika słaby uśmiech. Pytał o to wcześniej.
— Może — mówi.
— Powinnaś się temu przyjrzeć.
— Tak zrobię.
Pukanie do drzwi zaskakuje ich oboje. Nikt tu nigdy nie puka.
— Nie zachowuj się tak nerwowo — mówi Draco, gdy wstaje. — Jeśli będziesz zdenerwowana, zacznie się zastanawiać, co się, kurwa, dzieje, a potem sam będzie zdenerwowany, a to sprawi, że ty staniesz się bardziej zdenerwowana, a wtedy Potter też będzie się denerwował tak dla zasady, a ja nie chcę być tutaj jedynym rozsądnym człowiekiem.
Hermiona prycha i klepie go po ramieniu, kierując się w stronę drzwi.
— Tak, jakbyś to ty był rozsądny.
Jej ręka wciąż drży, kiedy sięga do klamki. Nie chce mieć nadziei na coś, czego nigdy nie można zagwarantować. To jeden z powodów, dla których Teo nic o tym nie wie. Ale ona też nie może pojąć, że go zawodzi. Nie znowu. Nie tak jak tamtego dnia na piętrze Dworu, patrząc w te zdesperowane oczy, nie mając nic do powiedzenia. Nie mając sposobu, żeby pomóc.
To nie może się powtórzyć.
Przełykając ucisk w gardle, otwiera drzwi.
— Dlaczego w Walii jest już tak cholernie zimno? — pyta Teo z ganku, zgarbiony, wdmuchując ciepłe powietrze prosto w dłonie w rękawiczkach.
Dziewczyna chichocze. Nie może powstrzymać uśmiechu.
— W takim razie wejdź. — Odsuwa się dla niego na bok, otwierając drzwi do końca.
Teo przekracza próg, strzepuje błoto z butów, a potem podnosi głowę i widzi Dracona. Po raz pierwszy od dwóch i pół roku.
Jest mniej więcej tak elokwentny jak ona kilka miesięcy wcześniej.
— Ty draniu.
Draco krzyżuje ramiona, opierając się o stół w ten wspaniały sposób i unosząc brew.
— Trafił swój na swego.
Patrzą na siebie przez dobre piętnaście sekund w kompletnej ciszy, a Hermiona nie jest pewna, co o tym myśleć.
Draco przełamuje się pierwszy, krztusząc śmiechem i odpychając od stołu, a potem uśmiech powoli rozprzestrzenia się po twarzy Teo. Hermiona udaje, że to wszystko, co widzi. Nie patrzy na łzy w jego oczach. Nie zwraca uwagi na zryw w jego oddechu.
Spotykają się pośrodku, w uścisku tak szorstkim, że prawie agresywnym – z ramionami owiniętymi wokół szyi i twarzami schowanymi w barkach.
— Pieprzyć cię, że jej to zrobiłeś — słyszy mruczenie Teo, gdy ten klepie blondyna w plecy.
Draco znowu się tylko śmieje. Lekko, z ulgą.
— Mówi mi to od pięciu miesięcy.
— Tak, jak powinna. Pieprzony kutasie.
Draco odpycha go i wskazuje palcem, wciąż się uśmiechając, nawet gdy mówi:
— Uważaj, dobra? Mam niezłą wymówkę, żeby móc ci dokopać.
Brwi Teodora zbiegają się na jego czole. Zajmuje mu to chwilę. Następnie, zdając sobie sprawę z implikacji, rzuca Hermionie z ukosa przerażone spojrzenie.
Ona z kolei patrzy na Dracona, mrużąc oczy.
— On wie, że lepiej o tym nie wspominać.
— Naprawdę? — pyta Draco. Brzmi to zabawnie, ale w jakiś sposób też inaczej. Hermiona nie może nawet wyrazić swojej wdzięczności, gdy rozlega się kolejne pukanie do drzwi.
— Już wezwałeś mugolskie gliny? — Teo żartuje, i Boże, Hermiona może tylko mieć nadzieję, że jego poczucie humoru przetrwa przez to wszystko. Ponownie przełyka, zaciskając i rozluźniając pięści po bokach, gdy znów podchodzi do drzwi.
— Cześć, Harry.
Chłopak jest w aurorskich szatach, z różdżką w dłoni i peleryną niewidką ojca zarzuconą na ramię. Rozpoznałaby ten wzorzysty aksamit wszędzie. Unosi obie brwi, wypuszczając parujący oddech.
— Wszyscy gotowi?
Hermiona wyczuwa, że za jej plecami pojawia się Teo.
— Potter? — wyrywa się jego zmieszany głos.
Oddychając głęboko, dziewczyna odwraca się w drzwiach, by na niego spojrzeć.
— Przepraszam. Nie chciałam, żebyś spędził cały miesiąc na myśleniu o tym.
Wzrok Teodora przemyka między oczami jej i Harry’ego. Napięty i zdezorientowany.
— To ja… ja nie jestem tu na herbatę?
***
Harry nie pozwala im zdjąć peleryny, dopóki nie przejdą dobrych trzydziestu metrów w głąb Zakazanego Lasu. Teo spędza ten spacer w całkowitej ciszy – tylko sporadyczne nerwowe oddechy ślizgają się po jego ustach. Martwi się. Draco spędza czas na narzekaniu, że Harry nie posiada obszerniejszej peleryny niewidki – co jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, która powstrzymuje nadmierne napięcie.
— Okej — mówi Harry, kiedy uznaje, że są wystarczająco daleko.
— Och, Bogu, kurwa, dzięki. — Draco natychmiast szarpie za aksamit, ściągając go z całej trójki, jakby materiał był trujący. Orzeźwiające powietrze puszczy zalewa ich, witając.
— Wszyscy w porządku? — pyta Harry, ale jego wzrok jest utkwiony w Teodorze.
Hermiona spogląda w bok i stwierdza, że chłopak wciąż jest jak kamień. Uciekają z niego tylko najsłabsze podmuchy oddechu – słabe, małe chmury pary – a oczy są nieostre. To tak, jakby był w szoku.
Splata palce z jego. Próbuje sobie przypomnieć, co kiedyś powiedział, kiedy ona poczuła to samo.
— Śmiało, Ślizgonie.
Teo wzdycha na jej słowa. Wydaje się, że zdanie trochę się z niego wyrywa.
— Odwaga nie jest jednym z naszych atrybutów.
— Nie zgadzam się — odpowiada Hermiona.
Draco nagle pojawia się po jego drugiej stronie, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
— Ale upór już jest. No już, Nott. — Popycha go do przodu i przez chwilę Hermiona myśli, że to za dużo. Za mocno.
Jednak sztywna postawa Teodora wydaje się od razu rozluźniać, a ona przypomina sobie, że w końcu nie jest jedyną osobą, która tak dobrze go zna.
— Jest tuż przed nami — mówi Harry, będąc już w połowie wzgórza.
— Jestem zdumiona, że pamiętasz, gdzie to jest.
Chłopak rzuca przez ramię słaby uśmiech w kierunku Hermiony.
— Czasami chciałbym zapomnieć, jeśli mam być szczery.
Te słowa wywołują ból w piersi dziewczyny.
Teo ściska jej dłoń, kiedy docierają na szczyt wzgórza, a sosnowe igły chrzęszczą pod ich butami.
— Czy możesz... czy możesz mi to jeszcze raz wyjaśnić? Jak to… jak to działa?
Hermiona odsuwa się, starając się jak najlepiej powstrzymać łzy wywołane niepewnością, którą słyszy w jego głosie. Nie może płakać. Nie ma prawa płakać. Nie, jeśli on nie płacze.
— Kamień jest zaczarowany. Ktokolwiek go trzyma, może tymczasowo połączyć się z tymi, których stracił.
Teo wydaje cichy jęk z głębi swojego gardła. Przełyka i kaszle, jakby chciał to zatuszować.
— Ale… to jest prawdziwe?
Harry zatrzymuje się tuż przed nim i odwraca. Posyła Teodorowi uroczyste skinienie głową.
— To jest prawdziwe. — Następnie wsuwa różdżkę do kieszeni, schyla i przesiewa ręką te sosnowe igły. Chwilę później prostuje się i cofa kilka kroków. — Nie powinienem tego dotykać — mówi, wskazując na to miejsce.
Hermiona ponownie spogląda z ukosa na Teodora.
— No to idź — mówi delikatnie, zanim chłopak spróbuje puścić jej rękę.
On jednak nie odpuszcza. Ściska mocniej.
— Czy ty…
Hermiona kiwa głową, a jego gardło podskakuje, gdy kompulsywnie przełyka.
— Wszystko w porządku. W porządku. Ja… ja tylko…
— Czy chcesz, abyśmy dali ci trochę prywatności…
Teodor już kręci głową, zanim ona zdąży dokończyć zdanie.
— Nie odchodźcie. Proszę, nie odchodźcie.
Powstrzymywanie łez staje się dla niej niemożliwie trudne.
— W porządku.
Dopiero wtedy chłopak puszcza jej rękę, wahając się jeszcze przez chwilę, zanim robi krok do przodu. Ona odsuwa się na bok – w stronę Dracona i Harry’ego, dając mu przyzwoitą ilość miejsca.
Teo spogląda na nich, kiedy dociera do miejsca, w którym znajduje się kamień.
— Czy muszę... zrobić coś specjalnego, czy…?
Harry kręci głową.
— Po prostu chwyć go i pomyśl o niej.
Znowu wydaje z siebie ten dźwięk. Sprawia wrażenie, że nic nie może na to poradzić, kiedy odchrząkuje i walczy ze sobą.
— Jak dużo będę miał czasu?
— Niezbyt dużo.
Chłopak kiwa głową. Prostuje się. Widzą, jak wielka chmura pary wydostaje się z jego ust, kiedy robi wydech.
A potem schyla się i podnosi kamień.
Około dwudziestu sekund mija im w kompletnej ciszy. Wydaje się, że powietrze wokół nich osiada nisko, zimne. Prawie naelektryzowane. W pewien sposób żywe. Włosy unoszą się na karku Hermiony, a po kręgosłupie przebiega chłód.
A potem zdławiony jęk Teodora przecina ciszę.
— Cześć.
Pansy tam jest. Na odległość zaledwie ramienia od niego. Tylko jej cień – szary ślad, połysk.
Ale ona tam jest.
Ręka Hermiony leci do jej ust, by stłumić szloch, a ręka Dracona zakrywa jej własną, prawie instynktownie.
— Pansy… — jąka się Teo. To ledwie szept.
Dziewczyna uśmiecha się do niego. Tym samym chytrym, figlarnym uśmieszkiem, który zawsze miała, i wygląda tak pięknie, nawet jako cień. Jej lśniące, czarne włosy opadają na ramiona, jakby były nieważkie, a oczy są tak jasne i żywe.
— Przystojny jak zawsze — mówi. Jej głos brzmi czysto jak dzwon, a jednocześnie jest niczym więcej niż echem.
Teo płacze. Dławi się – na próżno próbuje powstrzymać jęk, z pięścią przyciśniętą do ust i łzawym, niedowierzającym spojrzeniem, gdy jego pierś faluje od szlochu.
— Nie jesteś zadowolony, że mnie widzisz? — Pansy drażni się, przechylając głowę na bok z lekkim śmiechem, a Hermiona widzi słaby błysk łez w jej własnych oczach.
— Szczęśliwszy, niż mogłabyś kiedykolwiek wiedzieć — mówi Teo, kiedy może sobie z tym poradzić, pociągając nosem. Próbuje złapać spokojny oddech.
— Wystarczająco długo ci to zajęło, Potter — woła Pansy, kiedy nagle patrzy w ich stronę.
Harry śmieje się cicho. Mówi pod nosem:
— Ona się nie zmieniła, prawda?
— Nie — mówi Hermiona, a jej uśmiech staje się pełen, gdy Pansy napotyka jej własne oczy.
— Nadal nie nauczyłaś się, jak układać włosy, prawda? — pyta dziewczyna, krzyżując te smukłe ramiona na piersi i wysuwając biodro do przodu tak, jak zawsze.
Hermiona też się śmieje. Kręci głową.
Pansy przenosi wzrok na Draco.
— Ty. Wciąż jesteś dupkiem?
— Och, oczywiście. — Jego ton jest arogancki jak zawsze, ale kiedy Hermiona spogląda na niego z ukosa, chłopak ociera szorstko policzki. — Wciąż suka?
— Oczywiście. — Dziewczyna uśmiecha się do niego krzywo, a potem spogląda z powrotem na Teodora. Całkiem nieźle jest patrzeć, jak ten uśmiech tak drastycznie złagodniał. Topiąc się niczym lód nad płomieniem. — A ty — mówi, robiąc krok w jego stronę. Poranne słońce przechodzi przez nią, migocząc na linii drzew. — Jak się masz?
Chłopak potrafi tylko potrząsnąć głową, a kolejny szloch wydobywa się z jego gardła. Sięga po nią, zanim to zauważa, po czym szybko cofa dłoń.
Uśmiech Pansy się łamie.
— To tak nie działa.
— Wiem — kiwa głową, ocierając nos. Tak bardzo stara się zachować spokój. — Wiem.
Mimo to Pansy robi kolejny krok bliżej i wyciąga rękę. Pozwala swojej duchowej dłoni na odgarnięcie włosów z jego oczu.
— Cały czas cię obserwuję — mówi i wstrzymuje oddech. — Nienawidzę widzieć cię w takim stanie.
— Pansy…
— Posłuchaj mnie, dobrze? Nie mamy zbyt dużo czasu.
Chłopak kiwa głową. Nie może przestać kiwać głową i pocierać oczu.
Pansy wyciąga teraz obie ręce. Umieszcza je po obu stronach jego twarzy, a Hermiona zastanawia się, czy chłopak czuje w tym energię. Czy jakoś ją czuje. Sądząc po dźwięku jego głosu, musi uwierzyć, że pewnie tak.
— Nie odeszłabym dla kogokolwiek mniej godnego.
Teo szarpie się do przodu. Prawie zgina w pół, tak bardzo płacze.
— Ćśś… — szepcze. — Uspokój się i posłuchaj mnie, Teo. Posłuchaj mnie.
Chłopak wciąż kiwając głową, zmusza się do wyprostowania. Zmusza się, by na nią spojrzeć, a jego łzy płyną strumieniami.
— Nie zmarnuj tego.
Jego oczy się zamykają. Hermiona patrzy, jak samotna łza spada z jego brody aż do leśnego poszycia u stóp. Ręka chłopaka drży wokół Kamienia Wskrzeszenia.
Kciuk Pansy przesuwa się po jego policzku, jakby naprawdę mogła go pogłaskać.
— Chcę, żebyś był szczęśliwy. Chcę widzieć cię kochanym. Słyszysz mnie?
To jednocześnie skinięcie i potrząśnięcie głową. Jakby nie mógł pojąć tego pomysłu.
— Obiecaj mi — mówi.
— Ja…
— Obiecaj mi.
Teo zmusza się do skinienia głową. Zmusza oczy do ponownego otwarcia.
— Obiecuję — wzdycha. — Obiecuję. Kocham cię. Obiecuję.
Pansy uśmiecha się promiennie, a pojedyncza łza spływa po jej policzku.
— Zajęło ci to wystarczająco dużo czasu.
On próbuje położyć dłoń na jej własnej.
— Przepraszam. Tak bardzo przepraszam.
— Nie. — Pansy kręci głową. — Nie. Oboje wiemy, że ja też zapomniałam ci to powiedzieć. — Wydaje z siebie smutny chichot. — Oboje jesteśmy idiotami.
— Idioci — powtarza Teo, gwałtownie kiwając głową.
— Ale ja też cię kocham. A teraz chcę zobaczyć, jak kochasz kogoś innego. Chcę oceniać każdy głupi, mały błąd, jaki popełniasz i patrzeć, jak znów się zakochujesz. W porządku?
— W porządku.
— Obiecasz mi?
— Przysięgam.
— Dobrze. — Posyła mu ostatni uśmiech, całkowicie rozżarzony. — Zatem to wszystko było tego warte. — I pozwala oderwać się swoim dłoniom od jego twarzy w tej samej chwili, gdy kamień wypada z jego drżącej ręki. — Zachowuj się, dobrze? — pyta słabym głosem.
Chwilę później znika.
Tłumiąc szloch, Teo odwraca się, by spojrzeć na Hermionę.
Prawie pół minuty zajmuje mu opanowanie słów.
Ale potem szepcze:
— Dziękuję.
Draco ściska jej dłoń. Ten ostatni ciężar spoczywający na jej ramionach opada.
I bierze głęboki wdech.
Koniec. Przetrwałam i nie mogę się pogodzić z tym, że to koniec... Theo, mój kochany Theo... Mam nadzieję, że pokocha jeszcze kogoś tak jak pokochał Pansy i dotrzyma obietnicy, którą jej złożył. Płakałam razem z nim jak przywołał Pansy, jak pragnął ją dotknąć, ale nie mógł, jak chciał ją poczuć.. Tak, obydwoje byli idiotami, że zwlekali z tym wyznaniem. Gdyby byli ze sobą szczerzy mogliby przeżyć razem tyle pięknych chwil... Nie wiem, czy gdyby tak było, łatwiej przyszłoby się im ze sobą pożegnać, ale na pewno nie było to łatwiejsze wiedząc, co mogli mieć. Tak bardzo jest mi przykro, że nie mogli być szczęśliwi 😔Obydwoje na to zasłużyli. A Theo jest cudem! Tak cholernie idealnym cudem! Wspaniałym mężczyzną a jeszcze lepszym przyjacielem. To kim się dla siebie stali z Hermioną... To jest prawdziwe braterstwo dusz, przeszli praktycznie przez ten sam ból i wspierali się wzajemnie. Patrząc na to, jak wyglądała na początku ich relacja w życiu bym nie przypuszczała, że będą sobie tak bliscy. Kumple do butelki i wspólnej rozpaczy. Pisałam już poprzednio, że nie mam za złe Theo, że wtedy pocałował Hermionę i prawie skończyli razem uprawiając seks. I dalej tak uważam. Wiedzieli, ze to nie miało sensu, że są dla siebie jedynie przyjaciółmi którzy potrzebują siebie nawzajem, żeby przetrwać. Theo znowu jest tym najlepszym. Wspierał Draco we wszystkim, nie ważne co robił, był przy nim akceptując jego wybory choć nie zawsze mu się podobały. A Hermiona z Draco... Cóż, owszem to było toksyczne, ale chyba najbardziej realistyczne oddanie ich relacji. Wzajemne przyciąganie się, chemia, ale jednak wciąż coś, co nie do końca pozwalało im być razem. Przecież nienawidzili się tyle lat, otwarcie sobą gardzili, cukierkowa miłość nie była możliwa. Ta miłość, na którą mogłyśmy patrzeć, była jedyną realną która mogła się między nimi zdarzyć. Pełna agresji, gwałtowności, wzajemnych krzyków czy niezrozumienia, ale jednak się pokochali. Draco, który nigdy nie wiedział jak to jest kochać jednak ją pokochał, martwił się o nią, bał się konsekwencji swoich czynów, które na pewno miały wpływ i na nią. Że przez niego znalazła się w niebezpieczeństwie chcąc mu pomóc. No i ona... Jak zawsze nieposłuszna, zawsze wiedząca lepiej niż inni, pełna dobra i chętna do pomocy innym, nawet tym, którzy nią gardzili i nienawidzili. Zastanawiam się, czy może jednak nie powinna wylądować w Hufflepuffie za to dobre serce, jednak z temperamentu jest prawdziwą Gryfonką. Tak inni, ale jednak miejscami tak podobni do siebie i to było absolutnie PIĘKNE! Zdecydowanie najlepsza historia jaką kiedykolwiek przeczytałam, także bije pokłony przed Onyx za jej geniusz!
OdpowiedzUsuńTo co zrobili dla Teo... idealne domknięcie historii. A ja znowu beczalam jak dziecko. Ta historia tak mocno na mnie zadziałała. Jest moim top dramione, numer jeden jak narazie. Od samego początku mnie wciągnęła i teraz gdy koniec nie wiem co ze sobą począć.
OdpowiedzUsuńAle to jak oni wciąż niszczą talerze kłócąc się i to jak ona uczy go mugolskich rzeczy. Jak jest z nim a on nią. Tak po prostu. I to wystarcza.
Szkoda że już koniec ale i tak dużo wycierpieli a końcówka 😭 Mam nadzieję że dotrzymał słowa dane Pans 😭
OdpowiedzUsuńOch, nie sadzilam, ze sie wzrusze akurat w tym opowiadaniu, ale jednak! Poryczalam sie okrutnie na sam koniec, tak to bylo piekne ❤ Wspanialy Harry, tak poczciwy i empatyczny jak zawsze, uwielbiam go takiego! I bardzo sie ciesze, ze Nott mial okazje powiedziec Pansy, ze ja kocha i licze na to, ze zyskal dzieki temu spokoj ducha ❤ Trzymam za niego mocno kciuki, oby odnalazl szczescie i milosc :)
OdpowiedzUsuńI koniec. Smutny a zarazem piękny. Cieszę się, że mogłam to przeczytać 🙂
OdpowiedzUsuńVera będe Ci dziękować za to co dla nas robisz. Tłumaczenie takich tekstów musi być kompletnie przytłaczające, ja czytając ledwo dałam radę. Podziwiam Cię i podziwiać będę każdego jednego dnia. Dziękuję po stokroć dziękuję!
OdpowiedzUsuńTyle emocji nie czułam przy żadnym opowiadaniu, płacz zmieniał się w szloch, szloch w uśmiech, uśmiech w nadzieję, a potem rozrywało mi serce p o raz kolejny. Emocjonalny rolercoster.wyciagacz emocji i łez. Momentami wkurzające. Idealnie wciągające opowiadanie, które zmusza do myślenia. Nie idzie się od niego oderwać. Idealnie dobierasz opowiadania do tłumaczenia. Choć moje serduszko prawie wyskoczyło, miało 10 razy zawał i się roztrzaskało, Merlin mi świadkiem nie żałuję. Na pewno za szybko tu nie wrócę, potrzebuje dłuższej przerwy od tego opowiadania, ale kiedyś na pewno przeczytam je jeszcze raz.
Epilog poskładał moje serce w całość. Choć mam obrazy tego co się działo w tym tekście, to jednak skupiam się na tym, że skończyło się dobrze. Końcowe łzy to łzy szczęścia i wzruszenia kiedy Theo mógł pożegnać się z Pansy, pójść dalej.
Draco i Hermiona, to nasze dramione ukochane więc serce mi rośnie że są razem po tylu przejściach, po tylu wybojach, po tyle problemach, które sami sobie stwarzali. Tak długo się nienawidzili. Hermiona tak długo się ku podobała co pogłębiało nienawiść. Ale kiedy tylko spotkali się po raz pierwszy po powrocie, to nie mogło skończyć się inaczej. Kocham ich za to, że są jacy są w tym opowiadaniu.
Podziwiam autorkę Onyx. Ale szczególnie podziwiam Ciebie Vera, ponieważ tekst jest ciężki, napisany specyficznym językiem i czasem, nie czytałam angielskiej wersji, ale przetłumaczyłaś to w sposób, który łapie za serce, użyłaś idealnych słów które wbijają się w mózg. Nigdy nie wyjdę z podziwu. Jeszcze raz dziękuję za te przeżycia, gdyby nie Ty nie miałabym możliwości przeczytania tego dzieła. ♥️ Przesyłam dużo weny na kolejne tłumaczenia ♥️ mam nadzieję, że nie zanudziłam moimi komentarzami, bo często się powtarzałam jednak mogę zrzucić to na ogromne emocje i częsty brak słów, a bez komentarza przy takiej Twojej pracy wstyd zostawić ♥️ dziękuję! ♥️
Wróciłam z wakacji, wchodzę na bloggera i aż mi szczęka opadła! Rosalie, jesteś NIESAMOWITA! Przeczytałam wszystkie komentarze i praktycznie na nowo przeżyłam całą tę historię. ♥️ Cieszę się, że Ci się podobało ♥️ Nie był to dla mnie najlżejszy tekst, ale zdecydowanie jeden z najbardziej satysfakcjonujących ♥️
UsuńPozdrawiam cieplutko i dziękuję, że wpadłaś (i tyle po sobie zostawiłaś ♥️)
Nie masz za co dziękować, to ja muszę dziękować za tak cudowne opowiadanie, które umożliwiłaś mi przeczytać. Bardzo się cieszę, że Cię to ucieszyło <3
UsuńBędę bardzo częstym gościem, buziaki :* Życzę dużo weny i motywacji i satysfakcji <3
Przeczytane, jak zawsze kłaniam się nisko co do jakości tłumaczenia. Świetna robota. Samo opowiadanie nie wstrząsnęło mną tak bardzo jak W Kajdanach, ale to już raczej osobista preferencja, lubię jak jest bardzo brzydko i bardzo mocno. Tutaj na pewno poczułam tą „chorą” relację między Hermioną a Draco, niby toksyczną, a jednak tak potrzebną tej dwójce. Miło też zaskoczyła mnie sama kreacja Hermiony, bardzo odbiegająca według mnie od reszty opowiadań w tematyce Dramione. Ogólnie, czytało się przyjemnie, bardzo Ci dziękuję za włożoną w to pracę i czekam z niecierpliwością na kolejne prace <3
OdpowiedzUsuń