22 lutego 1999

Nie naradzają się.

Rozważają, rozmyślają i przeciągają to wszystko, jakby wiedzieli, że co sekundę Hermiona ściera kolejną cienką warstwę zębów, maniakalnie zgrzytając nimi o siebie. Boli ją szczęka. Jej oczy swędzą i szczypią. Dziewczyna wpatruje się zdecydowanie w podstawę podium Burbage, ponieważ nie ma teraz najmniejszych szans, że choćby zerknie w swoje lewo.

I przez cały czas to samo słowo odbija się od ścian jej umysłu.

Dlaczego?

Dlaczego, dlaczego, dlaczego?

Nie jest głupia. Nie ma złudzeń co do ludzkiego serca – nie wierzy w żadne durne wizje miłości od pierwszego wejrzenia. Ludzie nie działają w ten sposób. Niezbyt często. I jest przekonana, że ci, u których naprawdę się tak dzieje, muszą cierpieć na jakąś wadę synapsy. Nieterminowe uwolnienie dopaminy.

Większość ludzi – takich jak ona, takich jak… takich jak on – wymaga dużo więcej przekonywania.

Malfoy nie kochał jej na tej zimnej, marmurowej podłodze. Te oczy, w które patrzyła – przez wysiłek, przez łzy, z nożem rzeźbiącym krzywe litery w jej skórze – nie były oczami kochanka. Był tylko strach. Jej i jego. Strach, desperacja i niedowierzanie, i tylko ta cicha prośba – proszę, znasz mnie… chodziliśmy do jednej klasy... proszę.

Myślała wtedy, że ta prośba pozostała bez odpowiedzi. W tamtym czasie to wszystko jakoś do siebie pasowało.

Malfoy zmienił jej szkolne życie w piekło, więc dlaczego miałby teraz choćby kiwnąć palcem? Pasowało. To pasowało.

Ale tak nie było.

Jej oczy błyszczą, spojrzenie traci ostrość, a podium zaczyna się dwoić i troić, im dłużej na niego patrzy. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że kreśli palcami po literach wyrytych na swoim przedramieniu, dopóki poszarpana krawędź jednego z jej paznokci – pogryzionego do surowości w ciągu ostatnich kilku tygodni – zaczepia o szorstką skórę i przesyła iskrę bólu w górę jej ręki.

Mruga, aby odzyskać ostrość i spogląda na przedramię, obserwując małą kroplę świeżej krwi spływającą po samym słowie „BLOOD”.

Trucizna. Jak mogła nie wiedzieć? Jak mogła nie poczuć, kiedy wnikała w jej ciało? Nawet pośród całego tego bólu? Jak mogła przegapić to, co przesączało się przez jej skórę, a potem znowu się wycofywało?

Jak mogła przegapić poruszające się usta Malfoya?

Myślała, że zapamiętała z tamtego dnia wszystko.

Instynktownie jej oczy przemykają w lewo – zanim zdąży je powstrzymać. Chłopak patrzy na nią przez kraty. Wzrok ma przekrwiony, oschły. Falujący. Pojedyncze pasmo blond włosów wisi między jego oczami, przesiąknięte potem.

Myśli, że widziała Malfoya w wielu stanach, ale nigdy w ten sposób. Nawet na wpół zamarznięty – nawet w przypływie wściekłości – nigdy tak nie wyglądał.

— Zobacz, co zrobiłaś — mówi cicho i bez tchu. Wystarczająco cicho, by słowa dotarły tylko do jej uszu.

Hermiona jest ledwo świadoma obecności innych na sali. Wydaje jej się, że może w każdej chwili zemdleć, gdy widzi wyraz jego spojrzenia.

Nawet gdy Burbage woła: „Ustaliliśmy nasz werdykt”, Hermiona stwierdza, że słucha tylko połowicznie. Nie może oderwać od niego wzroku. Słowa „wyrok w zawieszeniu” i „odszkodowanie” przemykają do niej z podium, ale są bez znaczenia. To słowa, które nie mają sensu.

Słyszy tylko jego.

— Zobacz, co zrobiłaś — mruczy ponownie Draco. — Teraz to wszystko poszło na marne.

***

Harry musi porozmawiać z nią o tym, co się stało.

Wszystko po tym, jak klatka Malfoya opadła z powrotem pod ziemię, jest zamazane w jej pamięci. Ale najwyraźniej było dość zamieszania. Wiele czarownic i czarodziejów – nie tylko Dawlish – wtłoczyło się na ten proces, aby ujrzeć porażkę Malfoya. Jak wyjaśnia Harry, niektórzy z nich próbowali rzucić czymś w Wizengamot, zanim zostali jednak wyprowadzeni.

Ale to jest ta część, którą rozumie.

Nie rozumie, dlaczego nie jest już na ławie świadków, tym razem dla Teodora Notta.

— Przełożyli to — mówi ponownie Harry, ściskając delikatnie jej ramiona, jakby chciał ją wyprostować. Oboje nadal stoją w atrium Ministerstwa.

— Ja… nie rozumiem.

— Nieprzewidziane okoliczności — mówi Harry. — Proces został odroczony na czas nieokreślony. Prawdopodobnie z powodu całego chaosu, który się tam pojawił. Powiedzieli, że otrzymasz powiadomienie, gdy będą gotowi, aby przejść dalej.

Przyswojenie tej informacji zajmuje jej chwilę, a potem tępo kiwa głową. Jedyne, o czym może pomyśleć, by zapytać, to:

— Jak się ma Pansy?

Harry uśmiecha się krzywo i dyszy. 

— Jest… hm, mniej niż zadowolona. To nie było ładne. Ale powiedziałem jej, że to da ci więcej czasu na przygotowanie jego obrony.

Hermiona znowu kiwa głową. 

— Dziękuję.

— Miona. — Harry delikatnie potrząsa jej ramionami. — Wygrałaś. Wiem, że to dużo, ale... zrobiłaś to. Wygrałaś.

Więc dlaczego tak się nie czuję?

Dziewczyna po raz trzeci kiwa głową. Wymusza fałszywy uśmiech.

Malfoy nie może z nimi wyjść. Ministerstwo twierdzi, że musi zostać „formalnie zwolniony”, a Harry’emu zajmuje dość sporo czasu i wiele szarpnięć, aby zmusić Hermionę do ruchu.

Część niej nie wierzy, że naprawdę pozwolą mu odejść.

Kiedy docierają do Wielkiej Sali, Harry nalega, żeby wróciła z nim do kwater Gryffindoru na drzemkę. Ale chłopak nawet nie ma okazji dokończyć zdania, kiedy ona już skręca w stronę lochów – zostawiając go.

Stopy instynktownie przyciągają ją do fałszywej ściany, a niesławne pukanie odbija się echem w całym korytarzu. Wszyscy już je znają.

Ale tym razem jest… inaczej.

Tym razem, kiedy Blaise spotyka ją przy drzwiach, nie ma on na twarzy wypisanego wyrazu braku zainteresowania. Żadnego kpiącego uśmieszku. Hermiona nie czuje się niemile widziana, gdy przechodzi obok niego, wprost do Pokoju Wspólnego Slytherinu.

Rozpoznaje teraz większość uczniów rozrzuconych po całym pomieszczeniu. Tych, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiała. Teraz zna ich prawdopodobnie dlatego, że broniła ponad połowy.

I tym razem, gdy ich oczy podążają za nią aż do skórzanej sofy w rogu, którą zawsze zajmuje, nie czuje się jak cel. Kiedy siada, jej spojrzenie pada na Adriana Puceya. Na początku myśli, że to złudzenie.

Ale nie. Skinienie – właśnie to zobaczyła. Skinienie od niego.

Mruga, patrząc na niego przez kilka długich sekund, oszołomiona. Wreszcie zmusza się do odwrócenia głowy. Adrian spogląda z powrotem na swoją książkę, jakby nic się nie stało – ale świat Hermiony obraca się wokół własnej osi. Wiruje, gdy Blaise ponownie pojawia się obok, wyciągając do niej szklankę pełną Ognistej Whisky.

— Dz-dziękuję — mówi lekko oszołomiona, przyjmując trunek.

— Acta non verba. — Tak brzmi jego odpowiedź.

Hermiona marszczy brwi. Przez chwilę myśli, że chłopak oferuje jej coś w rodzaju tajemniczego komentarza na temat całej sytuacji. Czyny, nie słowa – to oznacza ta łacina. Tyle wie.

Ale potem Blaise dodaje: 

— To hasło.

A kiedy Hermiona głupio mruga, patrząc na niego, chłopak kieruje wzrok ku drzwiom, przez które właśnie weszła.

— Zmieniliśmy je dziś rano. — Jego usta wyginają się ledwo, tylko po jednej stronie. Półuśmiech. — Nie musisz już pukać.

Zostawia ją z otwartymi ustami, gdy wstaje i rusza po schodach do dormitoriów. I Hermiona dosłownie musi usiąść – wpatruje się w swoje kolana i potrzebuje chwili, aby w pełni je uchwycić.

Zaufanie – uświadamia sobie w końcu. To zaufanie.

To samo zaufanie, jakim teraz darzy ich. Wszystkich. Zaufanie, które pozwala jej prawie odpłynąć w sen około pół godziny później – na ich kanapie, na ich terytorium. Ale jej oczy ledwo zdołają się zamknąć, gdy fałszywa ściana znów się otwiera.

Hermiona podrywa się, kierując wzrok do przedpokoju. I oto on.

Staje na równe nogi. Odgłosy Pokoju Wspólnego nagle cichną, wszystkie oczy kierują się ku nim.

Ubranie Dracona jest brudne. Podarte. W jakiś sposób jest to teraz bardziej zauważalne niż w klatce. Jego podbite oko wciąż się w pełni nie zagoiło. Ale on tu jest. On tutaj jest.

Hermiona ledwo się uśmiecha, kiedy rozumie wyraz jego twarzy.

Jest wściekły.

Widzi to – nie tylko w jego oczach czy w ułożeniu szczęki, ale w sposobie, w jaki jego pierś unosi się i opada przy każdym oddechu.

Kilku nieświadomych Ślizgonów faktycznie wstaje, by go przywitać, wycofując się dopiero, gdy widzą jego twarz. I przez cały czas Draco nie odrywa od niej tych przenikliwych oczu.

Hermiona nawet nie śmie się ruszyć. Nic nie mówi.

Nie, dopóki on wykrzykuje: 

— Czy mogę prosić cię na słowo? — Z napiętym głosem unosi podbródek o cal wyżej.

Prawdopodobnie nierozsądne jest teraz iść z nim gdziekolwiek. Ale nie widziała go od tygodni bez dzielących ich krat, a koncepcja bycia z nim twarzą w twarz w końcu ją przekonuje.

Podąża za Draconem, a cisza Pokoju Wspólnego jest głucha i ostra.

Malfoy nie ogląda się ani razu, gdy prowadzi ją przez korytarze. Kilku uczniów wciąż kręcących się w nich późnym popołudniem podskakuje na jego widok, albo z powodu jego stanu, albo dlatego, że nigdy nie spodziewali się, że chłopak tu wróci.

Hermiona uświadamia sobie, że powinna być zdenerwowana – może nawet przestraszona – kiedy wychodzi na dziedziniec, opustoszały i tak długi w gasnącym świetle dnia. Jest tylko kilka powodów, dla których potrzebowaliby takiego odosobnienia. Jednak nie zatrzymuje się. Nie, gdy schodzi ze wzgórza i dalej ku schodom prowadzącym do przystani. Wspomnienia, które zalewają ją na widok tego miejsca, sprawiają, że wstrzymuje oddech, ale nadal nie mówi ani słowa. Podąża za nim w ciszy przez całą drogę po stromych, kamiennych schodach.

Taka będzie ich konfrontacja. Widzi to z kąta nachylenia jego ramion, gdy chłopak idzie przed nią. Z pięści, które trzyma zaciśnięte po bokach, gdy przekraczają próg do małego hangaru.

Ale nawet gdy Draco się zatrzymuje, stając niczym posąg na drugim końcu pomieszczenia, między nimi nadal trwa przynajmniej pełna minuta ciszy – każda sekunda, kiedy stoi odwrócony do niej plecami.

W końcu…

— Czy jesteś szczęśliwa?

To warknięcie. Ciche i ostre.

Hermiona jest zaskoczona, jak szybko chłodny śmiech opuszcza jej usta. 

— Jestem jaka?

— Szczęśliwa? — powtarza, powoli odwracając się twarzą do niej. — Zadowolona? Dumna z siebie?

Miała przeczucie, że Draco spróbuje obrać tę drogę – rozważała to nawet w oszołomieniu, kiedy opuszczała Ministerstwo. Malfoy nie lubi, gdy ktoś mu pomaga. Nawet jego własna matka to przyznała.

— Tak — mówi, robiąc kilka kroków w jego kierunku. Wydaje jej się, że z każdym kolejnym intensywność jego oddechu rośnie. — Tak bym to określiła. Choć raczej powiedziałabym, że jestem bardzo dumna. — Robi jeszcze kilka kroków w przód, pozostawiając między nimi tylko metr odstępu. — Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że poradziłam sobie bez choćby odrobiny pomocy z twojej strony.

I nawet gdy to mówi – nawet gdy jego nozdrza rozszerzają się – czuje, że to coś złego. To nie miało iść tą drogą. Nie chciała, żeby tak się stało.

Ponieważ bez względu na to, jaki jest absurdalny, bez względu na to, jak samolubny i uparty potrafi być, nie może wymazać tego, co zobaczyła na tej sali.

Uratował ją.

Zmusza wyraz swojej twarzy do złagodzenia, robiąc kolejny, bardziej nieśmiały krok w jego stronę. Zmusza się do wypowiedzenia tego na głos. 

— Uratowałeś mnie…

I jakie to ma teraz znaczenie? — syczy Draco, tak ostro i gwałtownie, że Hermiona ma ochotę zrobić krok w tył. — Po tym, co zrobiłaś? Powiedziałem ci... ostrzegałem cię, kazałem ci przysiąc, że nie…

— Że co? — prycha dziewczyna, rozkładając szeroko ramiona. — Odwdzięczyć się? Dlaczego ty możesz mnie uratować, ale ja nie mogę uratować ciebie? — Jeszcze dwa kroki i stoją już prawie piersią przy piersi. Znowu próbuje złagodnieć. — Malfoy… to już koniec. Kiedy wrócę po Teo, to się…

— Jeśli masz odwagę być na tyle głupia, by myśleć, że to już koniec, to chyba nie jesteś najbystrzejszą czarownicą swojego pokolenia.

Hermiona przez chwilę mruga, patrząc do niego, zagubiona.

— Zabijają każdego, kto nas broni. Uczyniłaś z siebie główny cel. Ty... poszłaś tam i spieprzyłaś wszystko. — Prycha jej w twarz nieprzyjaznym śmiechem. — Jak mogłaś być tak samolubna?

Uderzenie jest mocne i bezlitosne – tak szybkie, że Hermiona ledwo zdaje sobie sprawę, że to zrobiła. Ale po chwili widzi, jak plama żywej czerwieni rozkwita na jego policzku. Czuje, jak pieczenie rozprzestrzenia się po całej jej dłoni. W spojrzeniu Dracona przebija się szok i wściekłość. Hermiona otwiera usta, żeby się bronić…

Jego dłoń w jednej chwili znajduje jej gardło, chwytając za nie i wykręcając, by przycisnąć ją z powrotem do kamiennej ściany. Jęk dziewczyny jest zdławiony, wypchnięty z piersi przez uderzenie. Unosi ręce, by podważyć jego palce, gdy on ściska mocno i przybliża się. Staje z nią nos w nos. 

— Czy tego ode mnie chcesz? — To tylko szmer, ale jego ton jest równie zabójczy jak uścisk. — Chcesz mnie takiego? — Raz poluzowuje palce, pozwalając, by jeden oddech wsączył się do jej płuc, po czym ponownie ściska. — Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego zawsze mnie do tego zmuszasz?

Hermionie udaje się wbić paznokcie na tyle, by wsunąć kilka palców pod jego, wciągając haust powietrza. Ale nie może zmusić się do poddania. Nie może się wycofać, nawet gdy krew w jej głowie zaczyna szumieć.

— To ty jesteś samolubny — sapie, prawie ciesząc się, jak jego oczy błyszczą i się zwężają. Jednak bez względu na powód, chłopak opuszcza dłoń niżej na jej szyi – już nie miażdży tchawicy, tylko trzyma Hermionę w miejscu. Prawie tak, jakby pozwalał jej kontynuować.

Umysł dziewczyny wiruje. Ale zrobi to. Niech go szlag, zrobi to.

— Zepsuty, bogaty chłopiec — dyszy, szydząc z niego. Odsłania zęby, nawet gdy alarm w jej głowie dzwoni coraz głośniej. To nie ty. To nie ty, słyszy w umyśle ale czuje się tak dobrze, aż za dobrze, praktycznie idąc na śmierć. — Nie znosi nieposłuszeństwa. Nie może znieść myśli, że ktoś inny niż tatuś przyjdzie mu na ratunek.

Płonące oczy Malfoya błyszczą, a on odsuwa jej głowę od ściany na tyle, by wbić wolną dłoń w jej włosy – szarpie mocno, ciągnąc ją za skórę głowy.

Hermiona czuje się tym zachęcona. 

— Nie wie, jak się zachować — syczy, a jej oczy łzawią. — Nie wie, jak podziękować.

— Dziękować tobie? — kipi, ciągnąc mocniej, aż Hermiona nie może powstrzymać małego, bolesnego pisku, wymykającego się z jej ust. — Och, nie zamierzam dziękować.

Jest tak blisko, że jego nos jest wciśnięty w jej własny. Hermiona zamyka więc oczy i czuje zdradliwą chęć, by zamilknąć – ponieważ normalnie, kiedy Draco jest tak blisko, ona może go posmakować. A teraz nie powinna chcieć go posmakować.

— Nie popełniaj tego błędu — warczy chłopak i ma czelność muskać jej policzek, kiedy to mówi, jak groźba zawiązana z uczuciem. — Jeśli sprawisz, że cię ode mnie zabiorą, zabiję cię. Rozumiesz?

Hermiona przez pomyłkę przełyka ciężki oddech.

— Przywrócę cię z krawędzi śmierci, jeśli będę musiał, a potem cię, kurwa, zabiję. Tylko po to, abym mógł to zrobić sam.

Następuje chwila sztywnej ciszy, w której tylko ich urywane oddechy wypełniają pustą przestrzeń hangaru.

I nie ma żadnego wyjaśnienia. Nie ma wymówek.

Ale to jej głowa odchyla się do tyłu. Jej usta, które szukają jego – wbijają się w nie i chwytają jak utraconą własność. To sprawia, że zduszony dźwięk wychodzi z gardła Dracona, a Hermionę przeszywa dreszcz, gdy jego uścisk na jej szyi słabnie.

Usta chłopaka zaciskają się, jakby nie miały na to ochoty. Jakby sama koncepcja pocałunku w tej chwili go rozwścieczyła. Ale potem jego zęby zagłębiają się w jej dolną wargę, ssąc ją i wypuszczając z mokrym, brudnym dźwiękiem, od którego drżą jej uda. I przez chwilę Draco po prostu opiera czoło o jej własne. Dyszy przy jej twarzy, gdy sunie dłonią do jej obojczyka, wahając się nad dudniącym pulsem.

Wokół nich unosi się zapach miętowych chmur.

— Zrujnujesz moje pieprzone życie — wzdycha Malfoy, kreśląc palcami nierówne kręgi na skórze jej klatki piersiowej. Druga ręka, wciąż zatopiona w lokach dziewczyny, rozpościera palce, aby drapać paznokciami skórę jej głowy. Hermiona syczy przez zęby, zamykając oczy. Gęsia skórka rozprzestrzenia się po jej ciele jak pożar.

— To ty je… — Ona jąka się, gdy jego ręka sunie powoli w dół między jej piersi, po brzuchu, lądując nisko, aż za nisko, na biodrze. — To ty rujnujesz. To tak… ach… — wzdycha, gdy jego głowa gwałtownie opada, a zęby muskają miejsce tuż pod jej szczęką. — To tak, jakbyś chciał, żeby je zrujnowano.

Przez chwilę Draco mówi coś bezgłośnie. Prycha, po czym przykłada usta do jej ucha. 

— Może — szepcze, gorącym oddechem muskając jej zbyt wrażliwą skórę. Hermiona zaciska razem uda. — Ale tylko przez ciebie.

Dziewczyna drży, gdy jego dłoń prześlizguje się po jej biodrze i nogach, a palce wiją się pod rąbkiem ołówkowej spódnicy, którą ubrała do Ministerstwa. A potem zaczyna się trząść, kiedy chłopak przesuwa palcami po nagiej skórze wewnętrznej strony jej uda, w górę, ku ostatnim kilku centymetrom w kierunku szczytu.

— Zechcesz mnie wpuścić? — mruczy Draco, muskając językiem płatek jej ucha.

Hermiona natychmiast rozchyla nogi, a jej głowa z powrotem opada na jego dłoń. A Malfoy tylko się śmieje, cicho i mrocznie, nawet wsuwa rękę między jej uda.

— Spójrz na siebie. Już nawet nie walczysz.

Dziewczyna oddycha w desperackich, małych westchnieniach, kiedy drżenie przebiega po jej kręgosłupie, gdy on delikatnie naciska na jej bieliznę – ale ona wciąż czuje puls pełen oburzenia. Z ręką beznadziejnie zaplątaną w jego włosy, wyciąga dłoń i go obmacuje. Mocniej, niż wie, że powinna, zaskarbiając sobie chrząknięcie. 

— A chcesz, żebym walczyła? — prycha.

— Suka — syczy Draco, ale ona już czuje, jak on twardnieje przy jej dłoni.

Hermiona wzdycha, kiedy on mocniej naciska na koronkę między jej nogami, opuszczając jej głowę do przodu na swoje ramię. Traci koncentrację.

— Pachniesz jak więzienie — mamrocze w kołnierzyk jego koszuli.

Draco odpowiada, szarpiąc jej bieliznę na bok, a szorstkie opuszki jego palców znajdują łechtaczkę, jakby były namagnesowane. Dziewczyna szarpie się przy nim gwałtownie.

— I śmierdzisz wilgocią — mówi. To ma być szydercze, ale jest bardziej podobne do jęku niż czegokolwiek innego, gdy on zbiera wilgoć jej soków i używa jej, by wepchnąć do środka dwa palce.

— Tak — wzdycha Draco, zapominając, że to nie jest pytanie. Hermiona przesuwa się, by owinąć ramiona wokół jego karku, nawet nie nieśmiało, gdy zaczyna miażdżyć swoimi biodrami dłoń chłopaka, unosząc się i opadając z każdym powolnym ruchem jego palców.

On znowu jęczy, przyspieszając i zostawiając wilgotną ścieżkę liźnięcia na jej szyi.

— Boże, nienawidzę cię — szepcze do niej.

A te słowa po prostu jej się wymykają. Zawsze będzie za to winić sposób, w jaki jego palce zwijają się – znajdują to miejsce, którego dotknięcie sprawia, że przewraca oczami. Ale wie, że nie tylko dlatego to mówi.

— A ja cię kocham.

Sądzi, że czuła to od dawna.

Jego reakcja nie jest tym, czego się spodziewała. Trzeba przyznać, że Malfoy – Draco. On jest w tobie. Draco – zawsze ją zaskakuje.

Chłopak wyrywa z niej swoje palce, a powstała po nich pustka jest dla niej przez chwilę wręcz niewiarygodnie bolesna. Blondyn pozostawia ją bezwładną i opuszczoną, dopóki nie ujmuje jej szczęki w dłoń – nasączoną jej esencją i mocno wsiąkającą w skórę – i zmusza ją do napotkania jego nagle płonącego spojrzenia. 

— Spójrz na mnie. Spójrz na mnie.

Hermiona patrzy szeroko otwartymi oczami. Nie śmie mrugnąć.

— Nie mów tego, kurwa, jeśli nie masz tego na myśli.

Chęć poprawienia go jest zaskakująco natychmiastowa. Powstrzymuje słowa w połowie drogi z gardła, żeby mieć szansę pomyśleć. Musi przyznać, że trudno jest jej teraz myśleć, w takim stanie.

Ale on daje jej spokój. Nawet tego nie ukrywa. Była to jedyna okazja, by to cofnąć, a to więcej, niż może powiedzieć, że dla niego zrobiła.

Nie wycofała się. Nie cofnęła się. Nie uciekła. Jak tchórz.

Ale oto on, wyciskając siniaki na jej skórze i prowokując ją, by nadepnęła mu na serce. Rzuca się na odbezpieczony granat.

I prawdopodobnie oboje wiedzą, że powinna przyjąć ofertę. Tak będzie najlepiej dla każdego. Może nawet uratować życia.

Hermiona zamyka oczy. Oddycha głęboko, zbierając w sobie każdą ostatnią kroplę nieustraszoności, którą posiada, zanim ponownie je otworzy. Jego wzrok nie drgnął ani o cal – niezachwiany.

Skończyła ratować życia.

— Mam to na myśli.

I Boże, sposób w jaki Draco obnaża zęby – jakby planował sprawić, że ona jeszcze będzie tego żałować.

— Więc powiedz to jeszcze raz — żąda. Grozi.

— Mam to na myśli.

Nie. — Nagle zsuwa jej spódnicę na biodra, brutalnie, jakby chcąc ją ukarać, zranić. Dziewczyna słyszy rozrywanie tkaniny. — Nie graj ze mną w żadne gry.

Hermiona zauważa tylko, że trzęsą mu się ręce, kiedy sunie nimi do zapięcia spodni, a jej puls zaczyna walić w oczekiwaniu. Wysycha jej w ustach.

— Powiedz to jeszcze raz — warczy Draco, zanim wykona pokaz dość imponującej magii bezróżdżkowej. W jednej chwili jej brzuch świeci na różowo, a w następnej jest już w jego ramionach z rozchylonymi nogami. Podciąga się na biodrach, gdy ustawia ją przed sobą, a ręce wbijają się w jej pośladki, gdy przyciska ją plecami do ściany. Napięcie jest nie do zniesienia. Upokarzające, jak bardzo Hermiona próbuje ocierać się o niego, pragnąc mieć go w środku. Chcąc wypełnić pustkę.

Ale przyszpilił ją za mocno, żeby jej na to pozwolić.

— Hermiono. — Jego głos zniża się do szeptu. Pełen złośliwości. Pełen nienawiści, która nie pasuje i nie współistnieje ze sposobem, w jaki jej serce rośnie na dźwięk tego imienia na jego ustach. Zdaje sobie sprawę, że nie ma znaczenia, jak to mówi. Tak długo, jak jest to właśnie on. — Powiedz to. Jeszcze raz.

Przełykając strach – przełykając dumę – ponownie napotyka jego oczy, tak jak na polu bitwy spotyka się wroga.

— Kocham cię.

Draco na ułamek sekundy pozwala słowom zawisnąć w powietrzu. Wystarczająco długo, żeby uśmiechnęła się złośliwie. Wyzywająco.

Coś dzikiego wyrywa mu się z gardła i w następnej chwili jest już w niej.

Hermiona dławi się czymś między jękiem a wrzaskiem. Jej ciało zapomniało o nim – musi zapoznać się z tym, jak się ze sobą zazębiają. Rozciąga się. Dopasowuje. Ale nie zapomniała sposobu, w jaki on przyciska ją do siebie, wtulając w zgięcie jej szyi. Wystrzeliwując gorące oddechy, kiedy wyciąga i wjeżdża z powrotem – powoli, tak męcząco wolno – jak za pierwszym razem.

— Myślałem, że jesteś mądra — jęczy Draco. Jego głos jest stłumiony przez jej skórę, a on podąża za tym niesamowicie pysznym, desperackim dźwiękiem. Jakby był ranny. Jakby tracił kontrolę. Gryzie i ssie jej szyję, gdy zaczyna mocno pchać. Tak twardo, że zderzają się ich kości biodrowe, siniacząc ciała.

Ach! Tak też... Boże, właśnie tam... ja też.

Potrzeba pocałowania go nagle ją przytłacza. Próbuje odblokować nadgarstki, dysząc, gdy zaprasza go głębiej. Jej ręce próbują się oprzeć, przesuwając się po jego klatce piersiowej i w górę po gładkich mięśniach otaczających jego gardło, w końcu odnajdując chłodne płaszczyzny twarzy i odciągając go od jej szyi.

— Proszę… proszę, ja… — Zamilka, kiedy jej usta odnajdują jego i nie dba o to, że ich zęby się zderzają, zbyt chętne. Nie obchodzi jej to, że smakuje krew z jego rozciętej wargi. Dba tylko o ciepło języka, który owija się wokół jej własnego. Wyśmienity nacisk, gdy ssie, liże i gryzie.

To sprawia, że mięśnie podbrzusza dziewczyny zaciskają się wokół niego, a on nagradza ją kolejnym zduszonym jękiem, tym razem w jej usta. "Kurwa." Rytm jego bioder staje się nierówny, po czym znów robi się szybszy – mocniejszy – wysyłając małe fale uderzeniowe w dół jej nóg i kręgosłupa.

I musi dojść do zwarcia, bo w głowie Hermiony pojawia się najdziwniejsza myśl. 

— Draco, ja... Och... właśnie sobie uświado… och, Boże…

Chłopak nie przerywa. Ani trochę, nawet gdy mruczy zdyszanym, zirytowanym tonem.

— Co?

— Ja... my… Nigdy nie robiliśmy tego w łóżku.

To sprawia, że chłopak zatrzymuje się, do połowy zagłębiony w niej. Jest to zarówno wytchnienie, jak i wyjątkowe uczucie, które sprawia, że dziewczyna kręci lekko biodrami, żeby go poczuć.

Syczy i mocno chwyta ją w talii, żeby się zatrzymać, dysząc przy jej ustach. Następnie szepcze cicho: 

— Czy chcesz, żebym cię przeleciał w łóżku?

Ta myśl zalewa ją gorącą falą przyjemności. 

— Tak.

— W porządku — mówi. Ale ogarnia ją panika, gdy chłopak nagle zaczyna się wycofywać.

— Nie. Nie! — Prawdopodobnie go drapie, chwytając w ten sposób, zaciskając pięści na jego koszuli. Każdego innego dnia nienawidziłaby siebie za takie żebranie. Ale teraz nie może się tym przejmować. — Nie przestawaj. Proszę. Nie przestawaj... nie przestawaj. — I właściwie jest pod wrażeniem siebie, kiedy udaje jej się unieść biodra do góry, nawet pod dziwnym kątem, biorąc go łapczywie i tak głęboko, jak tylko może. — Nie teraz — dyszy, jedną ręką puszczając koszulę Dracona, by przeczesać jego wilgotne od potu włosy. — Później. Później. Proszę.

Chłopak karze ją wahaniem. Czeka, aż rzeczywiście zajęczy, po czym ponownie wraca do poprzedniego rytmu swoich ruchów, a potem zanurza twarz w jej lokach.

— Zdecyduj się, kurwa — sapie. Ale ona słyszy rozbawienie w jego głosie.

Ach... tam! Tam. Mocniej. Proszę. Proszę. Mocniej. — Jej mowa zostaje zredukowana do zdań składających się z jednego słowa.

Chłopak zaczyna wjeżdżać w nią w bolesnym tempie, a ona pozwala swoim paznokciom nakreślić na jego skórze ostre, czerwone linie od głowy aż do dolnej części pleców. Wstrząs w jego oddechu wystarczył, by wiedziała, że on chce żeby zrobiła to jeszcze raz.

I to pulsowanie zaczyna narastać. Sięgając, sunąc, próbując wspiąć się na to wzgórze.

— Jestem blisko. Jestem blisko. Draco. Proszę... jestem tak blisko. — Powtarza w kółko, jak zdarta płyta.

Usta Dracona znajdują ucho Hermiony i między przyciszonymi szeptami mówi: 

— Dojdź. Dojdź dla mnie. — Ssie i gryzie płatek jej ucha. To doprowadza ją do szczytu.

Dziewczyna z ostrym krzykiem napina się na nim – czuje, jak ciśnienie eksploduje, a biodra wymykają się spod kontroli. Krzyczy w spazmach. Drży i chwyta się go, żeby nie upaść.

On nie pozwala jej upaść.

Nawet wtedy, gdy czuje, jak jego mięśnie pulsują – kiedy nagle wbija się głębiej, niż sądziła, że mógłby, dochodząc z bolesnym krzykiem, który jest tak wrażliwy, że prawie łamie serce.

Serce wali jej w piersi, gdy razem opadają na ścianę. Jej policzki są zarumienione, a pot ścieka po karku.

Przez chwilę otacza ich tylko cisza. Nicość, stłumione oddechy i ciche fale uderzające o podest przy przystani.

Potem Draco odsuwa twarz od zgięcia jej szyi, z zamkniętymi oczami, kiedy delikatnie przeciąga nosem po jej własnym. Ponownie mówi słowa, które nie pasują do siebie. Cicho. Czule.

— Nie wybaczam ci.

Hermiona wypuszcza drżący oddech.

— Nie przeprosiłam.


6 komentarzy:

  1. O mamuniu ....
    Nagle szykowanie się do pracy zajęło mi dużo za dużo czasu.
    Czemu nagle przesuwają rozprawę Teo? Co chcą sobie tym wygrać? Myślą że nagle ją zawołają nieprzygotowaną? Hermiona sobie na to nie pozwoli!
    I ta scena w pokoju wspólnym Ślizgonow. Poczucie szacunku, zaufania. Blaise dający alkohol i hasło a z tym jakby zaproszenie, namiastkę przynależności. Podziękowanie. To wystarczyło za milion słów wdzięczności.
    Wiedziałam, że Draco się wkurwi, to było pewne. Ale te wydarzenia w hangarze. Te jego słowa: „ Jeśli sprawisz, że cię ode mnie zabiorą, zabiję cię.” To więcej niż kocham cię..... on jej potrzebuje, oni potrzebują się nawzajem. I te wyznanie uczuć przez Hermione. Oczywiście jej mózg musiał się nagle załączyć i skojarzyć ze nie pieprzyli się w łóżku 🙄
    Nic straconego. I ta końcówka.
    Boże te opisy, to opowiadanie jest tak idealne a tłumaczenie świetne. Na pewno jak już będzie koniec przeczytam od początku 😭

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz, jak na to czekałam! Że znowu będą ze sobą tak blisko jak tylko to możliwe. No cholera, po co udawać jak wiadomo, że obydwoje za sobą przepadają! To zbliżenie tylko to udowodniło tak naprawdę. Rozumiem złość Draco, że się o nią boi, że tym co zrobiła ściągnęła prawdopodobnie na siebie śmierć, ale cholera.. No trochę wdzięczności chłopie! Jakby nie to, że Cię uchroniła od pewnej śmierci, to już w życiu byś jej nie przeleciał, a nie ukrywajmy, bardzo się to naszemu Draco spodobało :D No cóż, w domu go nie nauczyli prosić o pomoc i za nią dziękować :D Trochę jednak ma wspólnego z Hermioną, ona nie prosi. Ona potrafi tylko ją dawać, ale nigdy prosić. Potrafi jednak też podziękować i docenić czyjś wkład, choć Harry'ego jednak olała i pognała do lochów. xD No i propsy dla Ślizgonów za to, że jej zaufali i docenili jej pomoc. Koniec z pukaniem xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, jakaś jestem taka... Boże. W tym opowiadaniu nie ma ani chwili wytchnienia, jakbym ciągle wstrzymywała oddech. Jak już się człowiekowi wydaje, że powinno być dobrze, to znów dzieje się coś tak absurdalnego, że pojęcia nie mam, jak to komentować. Ten strach Draco o Hermionę, przybierający formę irracjonalnej wściekłości, irytuje mnie niepomiernie, chociaż może po prostu nie jestem w stanie tego zrozumieć, i też przyjmuję taką opcję :D Za to miód na moje serce to zachowanie pozostałych Ślizgonów względem Granger - chociaż oni zachowali się przyzwoicie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja kocham Ciebie! Dziękuję, że tak szybko tłumaczysz nam kolejne rozdziały! ❤️ Napięcie nie pozwoliłoby mi czekać dłużej!
    Czy nareszcie wszystko się ułoży? A może Malfoy ma racje i Hermionie grozi niebezpieczeństwo?

    OdpowiedzUsuń
  5. Malfoy nie złość się, Herm da sobie radę szczególnie że będzie miała wsparcie przyjaciół i Ciebie 😌 ah tyle się nie widzieli więc musiało się to stać ale zaskoczyła mnie Herm z łóżkiem ale faktycznie nigdy nie uprawiali seksu w łóżku 🤔

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś mi się nie skleja z przesunięciem rozprawy, czuję, że coś kombinują...
    Sex po powrocie Draco z więzienia, taki hmm nie wiem jak go określić,, ale jak zwykle spowodował ciary na całym ciele.
    Zaufanie zdobyte u slizgonow i obdarzenie tym samym Hermiony piękny moment w tym opowiadaniu.
    Myślę, że Draco może mieć rację z tym niebezpieczeństwem, ale razem dadzą radę.
    Czytając to opowiadanie czuje się jakbym w jednym momencie się topiła, mam wrażenie że nie oddycham, wszystkie zmysły mam wyczulone a w innym się odprężam, rolercoster uczuć, na prawdę.

    OdpowiedzUsuń