22 lutego 1999

Niechlujka zniknęła, zostawiając list w rękach Hermiony, zanim ta zdążyła wypowiedzieć kolejne słowo.

Zostawiła tę kopertę, która nagle wydaje się być znacznie cięższa.

— Od jego matki? — Harry powtarza cicho. — Ale ona podlega…

— Aresztowi domowemu. — Hermiona kiwa głową, wpatrując się w list. Jest ledwie świadoma tego, że jej kciuk już złamał pieczęć.

— To… ryzykowne. To musi być ważne.

Hermiona znowu kiwa głową, ale tak naprawdę już go nie słucha. Ponieważ to, co wytoczyło się z koperty na  jej dłoń, jest wyraźne i niepowtarzalne. Fiolka – zawierająca jedną małą, mętną smugę, która świeci lekko niebiesko na skórze dziewczyny.

Wspomnienie.

— Czy to…

Tym razem nie kłopocze się skinieniem głowy, usiłując wyrwać z koperty dołączony list. Prawie go rozdziera, rozkładając na kolanach pergamin.

Panno Granger,

Śledziłam wiadomości tak uważnie, jak tylko mogłam, chociaż mam ograniczony dostęp. Ale jeśli to, co przeczytałam, jest prawdą, to właśnie Ty bronisz mojego syna.

Obie wiemy, że wszelkie szanse są przeciwko niemu. Znam mojego syna. On sam jest przeciwko sobie. On ci nie pomoże.

Nawet to, co wam teraz daję, może nic nie znaczyć – ale uważam, że muszą to zobaczyć. Ty musisz to zobaczyć.

Wspomnienie jest moje. Przytocz je jako dowód w sprawie. Pokaż je, żeby on przynajmniej wiedział, że jego matka próbowała go uratować.

Narcyza

Hermiona mruga i czyta list ponownie. Zwilża suche usta, zamykając dłoń wokół fiolki jak na ostatniej linii życia.

— Musimy zobaczyć, co to jest — wypala.

Harry próbuje przeczytać list leżący do góry nogami. 

— Nie mamy myślodsiewni.

— Musimy znaleźć sposób. Musimy…

— Panie i panowie, proszę o powrót na salę sądową — woła członek Wizengamotu. — Rozprawa niebawem zostanie wznowiona.

— Cholera — mruczy Harry, napotykając jej spojrzenie.

Hermiona czuje się nagle bezradna, a on musi widzieć to w jej oczach. Błagalne spojrzenie, którym prosi go, by podjął decyzję za nią.

— Musisz go użyć.

Dziewczyna przełyka ciężko. 

— Ale nie wiem, co…

— Nie masz wyboru. Masz rację, Hermiono. Smith wykopał mu grób. I bez względu na to, jak świetną obronę przygotujesz, jesteś w niebezpieczeństwie. To może przechylić szalę.

Proszę o powrót na salę sądową — mówi ten sam mężczyzna, patrząc na nich wymownie. — Proces już się rozpoczyna.

Hermiona odwraca się do Harry’ego, teraz już otwarcie panikując. 

— Ale... co jeśli… a jeśli to pogorszy sprawę?

— To jego matka, Hermiono. Czy zaryzykowałaby jego życie?

— Ja… ja nie…

— Musisz. — Chłopak bierze ją za rękę, podnosi na nogi i przytula. — Musisz.

***

Fiolka spoczywa w kieszeni jej marynarki, gdy wychodzi na środek, aby rozpocząć swoją obronę. Szkło jest równie rzeczywiste, co ciężkie niczym kowadło.

To ostatnia deska ratunku, tak zdecydowała. Zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby odczytać intencje sali. Jeśli poczuje, że opowiadają się za nim, wyjdą razem z tego procesu, a ona zamknie gdzieś to wszystko i nigdy więcej o tym nie pomyśli.

Jeśli poczuje inaczej, to… niech tak będzie.

Robi wszystko, co w jej mocy, by minąć klatkę Malfoya, nie patrząc na niego. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje skupienia. Ale zamiast tego, wzrok Hermiony przyciągany jest do Dawlisha, a na jej twarzy pojawia się rumieniec wściekłości. W jelitach kotłują się bąbelki i pieczenie.

Odwraca wzrok. Spogląda na Burbage. I zaczyna.

Jej najsilniejsza linia obrony – ta, wobec której wcześniej czuła taką pewność – teraz wydaje się nieistotna. Mimo to, stara się wyżłobić ją w umysłach członków Wizengamotu. W kółko, tyle razy, ile jej się wydaje, że musi to powtórzyć.

— … i nigdy nie doszlibyśmy tak daleko, gdyby pan Malfoy wydał Harry’ego swojej ciotce…

— … Spojrzał Harry’emu prosto w twarz. Chłopcu, z którym chodził do szkoły przez prawie siedem lat, w towarzystwie co najmniej dwóch jego najbliższych przyjaciół, ale odmówił potwierdzenia. Wiedział. Pozwólcie, że wyrażę się jasno. On wiedział.

— … w tym momencie przypomnę państwu, że pan Malfoy z wielkim osobistym ryzykiem odmówił zidentyfikowania Harry’ego Pottera, pomimo bezpieczeństwa i nagrody, jaką mogło to zapewnić jemu i jego rodzinie.

Ale kiedy ta linia obrony pozostaje odebrana zimno – gdy jej dłonie zalewa zimny pot, a oczy Burbage zaczynają drgać od wszystkich powtórzeń – nagle zmienia taktykę. Nie jest to coś, co pierwotnie zamierzała wykorzystać, ale Smith ją do tego zmusił.

Myślała, żeby przywołać Dumbledore’a. Być może wczoraj – przed dzisiejszym rankiem – fakt, że Malfoy powstrzymał swoją rękę, miałby jakieś znaczenie. Ale teraz czuje, że ta ścieżka może okazać się zbyt zdradliwa. Postanawia całkowicie jej uniknąć.

Nie, zamiast tego prosi o przekazanie jej dziennika. Będzie czytać właściwe fragmenty, we właściwym kontekście – do jasnej cholery.

Ten ostry fiolet jest teraz zbyt znajomy w jej rękach. Myśli, że przeczytała każdy wpis więcej niż raz. Zna zawartość od początku do końca. A jednak jej myśli wydają się być bardziej zdezorganizowane niż kiedykolwiek i nie jest pewna, od czego zacząć – ani gdzie skończyć.

Kiedy Wizengamot patrzy niecierpliwie, próbuje przypomnieć sobie najbardziej potępiające wpisy, które przeczytał Zachariasz.

Powoli rozwija swoją narrację.

— Uważam, że intencją pana Smitha było przedstawienie pana Malfoya jako niezrównoważonego. Mam rację? — Przekręca się i wzrokiem znajduje w tłumie Zachariasza. Patrzy na niego beznamiętnie, na tyle długo, by oczy chłopaka opadły, a twarz pokrył rumieniec. Wtedy Hermiona odwraca się i unosi dziennik. — Zapraszam więc wszystkich do zastanowienia się, dlaczego pan Smith był tak bardzo ostrożny, aby zatuszować wpisy opisujące, czego pan Malfoy naprawdę doświadczył w minionym semestrze. I jestem głęboko przekonana, że zostało to skazane na niepowodzenie. — Wraca do wpisu, który zna bardzo dobrze. — To jest z 11 września. W tym konkretnym fragmencie pan Malfoy odwołuje się do swojego Mrocznego Znaku, a dokładniej do bólu, jaki on powoduje. — I odchrząkuje. — Co znowu powiedziałeś? Sytuacja nie „kwalifikuje się” do silniejszego leczenia? Oczywiście, odnosi się do Uzdrowicieli w Świętym Mungu, którzy monitorują te wpisy. Pisze: Chcę tylko prochów. Czegoś innego. Byle czego. Zabierzcie to. Nie jestem przeciwny żebraniu – jak widzieliście wcześniej. — Patrzy w górę. Spogląda Burbage prosto w oczy, recytując to, co jest aż nazbyt łatwe do wyrecytowania z pamięci. — Dajcie mi prochy, dajcie mi prochy, dajcie mi prochy, dajcie mi pieprzone prochy. — Burbage wzdryga się, choćby nieznacznie.

— W rzeczywistości jest to jeden z nie mniej niż dwudziestu wpisów dotyczących środków przeciwbólowych. Próśb, które zostały odrzucone bez wyjaśnienia, co może tylko skłonić mnie do przypuszczenia, że dobro pana Malfoya nie było wielkim zmartwieniem. Nie ma tutaj przedstawiciela Świętego Munga, z którym można by o tym porozmawiać, więc pozostawię tę kwestię otwartą. Ale jestem ciekawa... — Pozwala sobie spojrzeć na tylu członków Wizengamotu, na ilu jest w stanie. Nagle czuje się potężna. Zna swój kierunek. — Czy ktoś z was badał Mroczny Znak? Szczegółowo? Wiecie o istnieniu Znaków, jestem tego pewna, ale czy ktoś z was ma jakiekolwiek pojęcie, co one robią?

— Na twoim miejscu dobrze zważałabym na ton, panno Granger — ostrzega Burbage z podium. — Nie możesz grać profesora.

— Nie profesora — mówi. — Nie, bo w rzeczywistości nie jest to część żadnego zwykłego programu nauczania. O tym się nie mówi. — Ryzykuje spojrzenie za siebie. Na Malfoya. Jego oczy są przymknięte. Pochmurne. Ale mimo wszystko wydają się być na niej skupione. — Mam reputację osoby, która chce wiedzieć wszystko. — Zmusza się do ponownego zwrócenia do przodu. — I to było coś, co chciałam wiedzieć.

Zaczyna chodzić, próbując przypomnieć sobie wszystko, co kiedykolwiek o tym przeczytała.

— Mroczny Znak to bardzo intuicyjna magia. Zachowuje się tak, jakby miał własny umysł. Symbiont. Niektórzy uważają, że jest nawet świadomy intencji swojego gospodarza. I nie mam wobec tego wątpliwości po tym, jak zobaczyłam, co zrobił on z panem Malfoyem. Jego Znak go atakował. Fizycznie. Wypalał ciało od środka. Jego wpisy wyjaśniają to jasno. Niekończący się, codzienny, potworny ból. Powiedzcie mi, dlaczego ciemna materia miałaby atakować inną ciemność?

Pozwala przez chwilę wsiąknąć tej myśli w umysły członków Wizengamotu. Pozwala sobie na znalezienie oczu Harry’ego, a jego skinienie głową napełnia ją odwagą.

— Mój wniosek jest taki, że Mroczny Znak wyczuł zmianę postawy pana Malfoya. Wyczuł w nim światło i zaatakował go jak wirus.

Członek Wizengamotu podnosi rękę. Starsza wiedźma z okularami w kształcie ośmiokąta zawieszonymi nad nosem. 

— Czyż nie jest prawdą, że Śmierciożercy uważają przyjęcie Znaku za wielki zaszczyt? Powód do dumy?

Hermiona prawie chce jej podziękować. Kobieta prowadzi ją płynnie do punktu, do którego nie była pewna, jak dotrzeć.

— Tak. Oczywiście, że tak. Więc pewnie się zastanawiasz, dlaczego dumny Śmierciożerca próbowałby go fizycznie odciąć?

Szelest tłumu wystarczy, by powiedzieć jej, że większość z nich nie wie. Ożywiona, odwraca się i zbliża do klatki Malfoya.

— Panie Malfoy, proszę o pokazanie paniom i panom z Wizengamotu swojego ramienia.

Teraz jego oczy się zaciskają – i Hermiona przypomina sobie słowa Narcyzy.

On sam jest przeciwko sobie. On ci nie pomoże.

Rzuca mu kolejne spojrzenie.

Pomożesz mi. Niech cię diabli, pomożesz mi.

— Zrób to — warczy nisko. Za cicho, by inni mogli ją usłyszeć. — Albo zrobię to za ciebie.

Chłopak syczy coś pod nosem. Coś, czego ona nie może zrozumieć. Następnie wyciąga rękę, podciągając pomarszczony rękaw koszuli. Hermiona odsuwa się na bok, żeby inni mogli zobaczyć.

Czysta, biała blizna na przedramieniu ciągnie się od nadgarstka do łokcia.

Reakcja, jaką otrzymuje, to jedno lub dwa westchnienia, ale ona naciska.

— Pan Malfoy zastosował tak drastyczne środki, że nie pozostało nic innego, jak usunąć całą żywą tkankę z ramienia. On nic nie czuje.

Malfoy szarpie z powrotem za rękaw i opada na tył klatki.

— Proszę, powiedzcie mi — mówi Hermiona, odwracając się. — Który dumny Śmierciożerca wolałby stracić całe przedramię, niż zachować ten wielki zaszczyt?

Burbage wzdycha głośno. 

— Jak długo ma pani zamiar omawiać ten punkt, panno Granger?

Hermiona próbuje ukryć zgrzytanie swoich zębów. 

— Przejdę dalej.

Jej wzrok ponownie przesuwa się na Harry’ego, zanim spogląda ona w dół, by przejrzeć dziennik – chłopak coś mówi.

Zrób to.

Jego usta nieustannie formują się w te słowa.

Nie – myśli Hermiona. Jeszcze nie. Nie, chyba że muszę.

Zamiast tego zagłębia się z powrotem w dziennik – czyta na głos każdy wpis, który jej zdaniem, choćby trochę czyni go ludzkim. Czyta, jak stanął przed nią, by zmierzyć się z boginem. Ujawnia swojego własnego bogina, pomimo syku, jaki przechodzi przez zęby Dracona. Szczegóły, ku jej własnemu zażenowaniu, jak on i jego Dom przyjęli ją, kiedy czuła się niemile widziana gdzie indziej. I Hermiona czuje, że właśnie pierze ich brudy w najbardziej publiczny sposób.

Mimo to kontynuuje. Nawet jeśli wie, że niepotrzebnie traci czas i energię, ma nadzieję – jeśli już – że będzie tego zbyt wiele, by Wizengamot zapamiętał wszystko, co powiedział Zachariasz.

To jej cel na najbliższe półtorej godziny. A Burbage wygląda na gotową do wrzenia.

— Czy to wszystko, co masz, panno Granger? — W końcu warczy kobieta, przerywając Hermionie w połowie opisu stronniczości profesor Havershim. — Opis zachowania pana Malfoya w minionym semestrze? Czy to motyw twojej obrony? Ponieważ jeśli nie masz nic więcej do dodania, powiedziałbym, że jesteśmy gotowi na naradę.

Hermiona przełyka ślinę zbierającą się na języku. Spogląda w stronę Harry’ego, już pewna tego, co zobaczy.

Zrób to – mówi bezgłośnie, a jego oczy rozszerzają się z naciskiem. Teraz.

Dziewczyna na krótką chwilę zaciska powieki, aż nazbyt świadoma spojrzenia Malfoya wbijającego się w jej plecy.

A potem wyciąga fiolkę – przezroczystą małą broń, która albo poprawi, albo zniszczy całą jej dotychczasową pracę i wysiłek.

— Mam jeszcze jeden dowód. — Unosi fiolkę ponad głową. Pokazuje dookoła. — To wspomnienie Narcyzy Malfoy. Jego matki.

— Granger — jęczy nagle Malfoy. — Nie.

Jej tętno przyspiesza.

— Cisza, panie Malfoy — warczy Burbage. Macha palcami w stronę dziewczyny. — Podaj to strażnikowi. Będziemy musieli sprawdzić, czy ktoś przy nim nie manipulował.

Hermiona nie jest pewna, dlaczego aż tak się denerwuje.

Z pewnością Narcyza nie zaryzykowałaby majstrowania przy wspomnieniu. Nie. Nie zrobiłaby tego.

Mimo to jej ręka drży, kiedy podaje fiolkę strażnikowi.

Mężczyzna rzuca na przedmiot zaklęcie, o którym sama niewiele wie, a Burbage wychyla się poza podium, aby obserwować, jak fiolka błyszczy. Najpierw na biało, a potem bladoniebiesko.

Hermiona powoli wypuszcza powietrze.

Rozczarowanie na twarzy Burbage mówi jej wszystko, co powinna wiedzieć.

Rozstawienie myślodsiewni klasy ministerialnej na środku sali sądowej zajmuje dobre dziesięć minut. Jest wystarczająco duża, aby pokazać każdemu wspomnienie – taka, jakiej używają na wszystkich procesach. A Hermiona wpada w panikę, gdy zdaje sobie sprawę, że będzie musiała zachowywać się tak, jakby widziała to wszystko wcześniej. Jakby wiedziała, co zawiera ten niebieski ognik. Bo wszystkie oczy będą skierowane na nią.

Jeśli dozna jakiegokolwiek szoku, będzie musiała go ukryć.

A nigdy nie była w tym dobra.

Ściskając dłonie po bokach w ciasne pięści, Hermiona prostuje kolana i przygotowuje się na najgorsze. Burbage kiwa głową strażnikowi, który po chwili wrzuca zawartość do ogromnej sadzawki.

Przez niewiarygodnie długą chwilę wspomnienie wiruje w wodzie – jak atramentowa czarna masa. Potem, nagle, obraz wystrzeliwuje w niebo – a wspomnienie Narcyzy jest wyświetlane jak z mugolskiego projektora.

Nie mija nawet sekunda, a Hermiona już musi stłumić westchnienie.

Ponieważ patrzy na samą siebie. Rozłożoną na marmurowej podłodze, której faktury wciąż nie zapomniała. I to swój głos słyszy. Swoje własne krzyki.

Członkowie Wizengamotu poruszają się niespokojnie, gdy patrzą, jak Bellatriks ją torturuje.

Nigdy nie myślała, że będzie musiała przeżyć tę chwilę na nowo.

Jej krzyki odbijają się echem od wysokiego sufitu i wracają absurdalnie głośno – ale nie na tyle, by zagłuszyć głos Malfoya.

— Przestań! — Wrzeszczy chłopak ze swojej klatki, a Hermiona czuje, jak skręca się jej żołądek. — Pozbądź się tego! PRZESTAŃ!

— Silencio — rzuca bez namysłu Burbage, wpatrzona w ruchome obrazy falujące w powietrzu. Krzyk Malfoya cichnie.

— Niczego nie wzięłam! — Hermiona z przeszłości nadal krzyczy. — Przysięgam! Proszę, proszę! Przysięgam, niczego nie wzięłam!

Powolne, metodyczne mrugnięcia Narcyzy rzadko przerywają obraz. I przez długi czas wydaje się, że trwa to wieczność. Hermiona nigdy nie zdawała sobie sprawy, ile razy powiedziała to samo. Raz po raz.

— Nie wzięłam tego! Nic nie wzięłam!

Ale potem nagle w sali rozbrzmiewa głos Narcyzy. Cichy i szepczący, wypowiadany pod nosem – a jednak głośniejszy niż cokolwiek innego, ponieważ to właśnie kobieta jest najbliżej.

— Draco. Zatrzymaj się.

Hermiona nie może powstrzymać się od spojrzenia na niego z ukosa – zauważa, że Draco wciąż krzyczy chrapliwie, mimo zaklęcia uciszającego. Desperacko szarpie za kraty.

Niemal w tym samym czasie wspomnienie Narcyzy spogląda w bok, odwracając jej uwagę. I jest tam on, z przeszłości. Odziany w te same ubrania, jak we wspomnieniu wypalonym w mózgu samej Hermiony. W tym samym miejscu w salonie Malfoyów, które zawsze będzie pamiętać. Wpatrujący się prosto przed siebie, obserwujący jej cierpienie.

Z wyjątkiem… Nie. To nie wszystko, co on robi.

Jego cichy, niezrozumiały pomruk ledwo przebija się przez jej przenikliwe krzyki, ale ruch ust blondyna jest niewątpliwy.

— Przestań — ostrzega ponownie Narcyza. — Ona cię zobaczy.

Chłopak jednak nie przerywa. Ani na chwilę. W kółko wypowiada te same stłumione słowa. Nie mruga. Stoi nieruchomo. Nawet kiedy Narcyza wyciąga dłoń i szarpie go za ramię. Skupienie chłopaka jest niezłomne, jak i jego język.

A Hermiona wie, jak wygląda przeciwzaklęcie.

Czuje, jakby odjęto jej oddech. A kiedy wspomnienie znika ponad nimi wszystkimi, jej kolana uginają się pod ciężarem ciała. Ledwie udaje jej się chwycić za jeden z prętów jego klatki.

Zachowaj spokój.

Jej oczy unoszą się w górę. Znajdują Malfoya, który już nie krzyczy.

Ale w jego oczach pojawiają się blade łzy, a twarz jest błyszcząca, emanująca wściekłą czerwienią i wygląda – wygląda na pokonanego. Pokonanego, zdradzonego i opanowanego przez czystą wściekłość.

Burbage ma dość rozsądku, aby odczekać dodatkową minutę, zanim ściągnie zaklęcie wyciszające.

Hermiona odchrząkuje z suchym gardłem. Ma wrażenie, jakby lunatykowała, gdy odsuwa się od klatki i przemawia.

— Panie Malfoy… czy możesz wyjaśnić Wizengamotowi, co robiłeś?

Czy możesz mi to wyjaśnić?

Chłopak długo nic nie mówi. Tylko z wściekłością wzdycha, oplatając kraty białymi od ucisku pięściami.

— Proszę, wyjaśnij naturę przeciwzaklęcia — naciska Hermiona, brzmiąc, jakby błagała. Nie ma sposobu, aby to ukryć. W jej głosie jest czysta desperacja.

Ratuj siebie. Cholera, Malfoy. Ratuj siebie.

Hermiona walczy ze łzami.

Sposób, w jaki mnie uratowałeś.

Ponieważ ona wie. Jeszcze zanim on to powie – zmiażdży to w ustach tak, jakby same słowa były wyrokiem śmierci. Ona wie. Wtedy nie wiedziała, ale teraz już wie.

— Moja ciotka używała noża zanurzonego w truciźnie. Przeciwzaklęcie miało powstrzymać rozprzestrzenianie się substancji w jej ciele.

Hermiona wbija paznokcie w podstawę dłoni. Prostuje plecy i unosi podbródek w stronę Wizengamotu, nawet gdy dwie identyczne łzy spływają po jej policzkach. Po raz ostatni odchrząkuje.

— Innymi słowy, uratował mi życie.


7 komentarzy:

  1. No dobrze że zdecydowała się to powiedzieć a Herm że zdecydowała się to pokazać mimo tego że nie wiedziała co tam jest. On już wtedy czuł że musi coś zrobić. A mroczny znak tylko potęgował jego złość. Wyrok powinien być tylko jednen: WOLNY! 🥺

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera! No tego to się nie spodziewałam! Już wtedy zrobił coś, co pokazało, że w jakiś sposób jej życie nie jest mu obojętne! Uratował jej życie, nie pozwolił Belli ją zabić! Wcięło mnie normalnie... Cholera, Narcyza naprawdę wiedziała co robi przysyłając Hermionie to wspomnienie. On sam nigdy by się do tego nie przyznał, a Narcyza uratowała mu życie. Oh Draco! Czego się tak bardzo wstydziłeś? To jest jeden z najważniejszych czynów jakich dokonał. Uratował życie Harry'emu, pozbył się tego pieprzonego znaku u uratował jej życie... Kuźwa łzy mi się leją jak głupie i nie chcą przestać lecieć 😭

    OdpowiedzUsuń
  3. Serce mi się na chwile zatrzymało... on ją uratował... uratował jej życie. Dzięki ci Merlinie, dzięki za Narcyze. Ona naprawdę uratowała mu życie! Czego on się wstydził! Pokazało to ze już od tak dawna nie była mu obojętna. Oj Draco... jego reakcja i reakcja Hermiony tak dużo mówią. Oni nie mogą teraz tego zbagatelizować! Po prostu nie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Daaaaaamn!!! Tego sie nie spodziewalam! 😯 Normalnie zbieram szczękę z podlogi, przysiegam 🙈 I czemu sie przed tym bronil? Ech, mam nadzieje, ze to jakos odkupi jego winy przynajmniej na tyle, zeby znow zachcialo mu sie zyc! Dobrze, ze jego matka w porę wyslala to wspomnienie, brawo Narcyza. Cos czuje, ze jutro bede jak wsciekla odswiezac strone 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam ciurkiem, rozdział za rozdziałem. Co za emocje..

    OdpowiedzUsuń
  6. Poziom mojego ciśnienia w końcu delikatnie się obniżył.
    O Boże on już wtedy ja uratował. Wyje, łzy lecą mi ciurkiem. Chyba emocje mi puściły... Narcyza w końcu matka taka jaka powinna być od samego początku.

    OdpowiedzUsuń